9479
Szczegóły |
Tytuł |
9479 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9479 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9479 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9479 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Ignacy Kraszewski - Bo�y Gniew.
Czasy Jana Kazimierza.
Cykl Powie�ci Historycznych Obejmuj�cych Dzieje Polski.
Redaguje Komitet Pod Przewodnictwem Profesora Doktora Wincentego Danka, Oraz Pod Honorowym Przewodnictwem Profesora Doktora Juliana Krzy�anowskiego.
Cz�� XXV.
Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza; Warszawa1973.
Skanowa�, Opracowa� i B��dy Poprawi� Roman Walisiak.
Tom Pierwszy.
Rozdzia� 1.
Za panowania W�adys�awa IV brat przyrodni kr�la jegomo�ci ksi��� Karol Ferdynand, biskup wroc�awski zajmowa� na murach zamkowych �wie�o wzniesione skrzyd�o, kt�re wraz z cz�ci� ogrodu a� po Wis��, ust�pione mu zosta�o.
Tu on wraz ze szczup�ym dworem swoim mie�ci� si�, zamykaj�c jak w klasztorze, w gmachu tym i ogr�dku, kt�ry piel�gnowa� lubi�.
By�a to jedyna cz�� zamku, w kt�rej nigdy prawie stopa kobieca nie posta�a.
Surowe �ycie wi�d� ksi��� Karol, od reszty �wiata dosy� oderwane, modlitwom, rachunkom i uprawie ulubionych kwiatk�w po�wi�cone.
Zdawa�o si�, �e ten tryb �ycia, do kt�rego nawyk� ksi���, nigdy si� ju� nie powinien by� zmieni�, gdy nag�a wiadomo�� o zgonie kr�la w Mereczu na Litwie w chwili, gdy straszliwa po�oga szerokim p�omieniem rozpo�ciera�a spustoszenie krwawe na Rusi, przez zbuntowane kozactwo zniszczonej - i w ten spokojny k�tek wnios�a niepok�j z trosk� o przysz�o��.
Kraj sta� bezbronny, niemal otworem, a ojca i g�ow� postrada�.
Mo�na te� wystawi� sobie, jak� kl�ski, jedne po drugich przychodz�c, trwog� niewys�owion� wznieca�y.
Wojska reszty rozproszone, hetmanowie w kozackotatarskiej niewoli, zewsz�d gromy lub nadci�gaj�ce burze.
Zbiegi z pobojowisk i oboz�w szerzy�y pop�och.
Dzie� s�du ostatecznego nadchodzi� si� zdawa�.
Jedni drugich obwiniali, a wszyscy winni byli w istocie.
Przychodzi�o do tego, �e nie pogrzebionego jeszcze kr�la oskar�ano o podbudzenie rebelizant�w przeciwko szlachcie, kt�ra go s�ucha� nie chcia�a.
� Dies irae!
� - rozlega�o si� wsz�dzie.
T�umy rozpasanego mot�ochu, kt�ry krwi zakosztowa�, posuwa�y si� ju� w same wn�trzno�ci Rzeczypospolitej, kt�ra przeciwko nim broni� si� czym nie mia�a.
Jednego Jeremiego Wi�niowieckiego imi� sta�o jeszcze jak tarcza ostatnia.
Ratunkiem od tego pogromu jedynym by� jak najpr�dszy wyb�r panuj�cego, kt�ry by w�adz� uj�� w d�o� siln� i ludzi oko�o siebie skupi� ku obronie.
Godziny czasu nie by�o do stracenia.
Najbli�szymi tronu byli, naturalnie, dwaj bracia zmar�ego: ekskardyna� Jan Kazimierz i Karol Ferdynand, biskup wroc�awski.
Ten ostatni jednak�e zdawa� si� tak ma�o zdradza� ambicyj, a tak wielkie do stanu duchownego powo�anie, i� nikt go w pocz�tkach pos�dza� nie m�g� nawet, �eby si� stara� o koron�.
Przeciwnie, Jan Kazimierz, kt�ry w �yciu rzuca� si� ju� na wszystko i wszystko, co uj��, porzuca� z niesmakiem, na pierwsz� wie�� o zgonie brata, przybrawszy po nim spad�y na siebie tytu� kr�la szwedzkiego, musia�, naturalnie, rozgorze� natychmiast niezmiern� ��dz� otrzymania korony.
Jest to zagadka, kto pierwszy podda� biskupowi wroc�awskiemu my�l starania si� o tron, kt�rej on by sam mo�e nie powzi��.
Mia� bardzo ma�o pomi�dzy senatorami duchownymi i �wieckimi przyjaci�, nie �y� prawie z nikim; milcz�cy, ma�o przyst�pny, sk�py, nie przyci�ga� ku sobie.
Prawdopodobnie korespondencja, jaka si� mi�dzy nim w tym czasie zawi�za�a z rodzin� w Szwecji, by�a pierwsz� pobudk�.
Zach�ta wychodzi�a stamt�d mo�e.
Pozostanie to zapewne tajemnic�, jak si� zrodzi�a my�l, lecz nagle i niespodzianie dla wszystkich puszczono w �wiat, �e ksi��� biskup b�dzie si� te� stara� o koron�.
Wsp�cze�nie z t� pog�osk� na samym brzegu Wis�y nale��cym do ksi�dza Karola, tym samym prawym, co skrzyd�o, jakie w zamku zajmowa�, z rozkazu jego zacz�to spiesznie budowa�.
By�o to tym dziwniejszym, �e po �mierci kr�la bracia mieli do podzia�u mi�dzy siebie pa�ace na Krakowskim w Ujazdowie, a Karol pieni�dzy wydawa� nie lubi�.
W miejscu na t� budow� przeznaczonym sta�a niegdy� szopa, kt�ra dworowi do k�pieli w Wi�le s�u�y�a i do spoczynku po nich.
By�a w niej kr�gielnia dla dworu, a p�niej przemy�lny mieszczanin wprosi� si� tu z rodzajem gospody pod wiech�, gdzie wino, mi�d i piwo sprzedawa�.
Z rozmaitej czeladzi dworskiej i pan�w, kt�rzy na dworze bywali, wielu �wawszych i m�odszych zbiega�o tu dla swobodniejszej zabawy.
Na zamku musieli si� trzyma� cicho, spokojnie i ogl�da� na marsza�kowskie s�ugi, tu byli poza murem i za okiem.
Nagle po �mierci kr�la, w�r�d tego rozgor�czkowania, kt�re umys�y opanowa�o, ujrzano z wielkim po�piechem cie�li, murarzy, budowniczego W�ocha i ca�� gromad� robotnik�w krz�taj�cych si� oko�o szopy.
Przerabiano j� na gwa�t, powi�kszano i przyozdabiano; nikt nie wiedzia� na co i dlaczego?
Nikt te� ani budowniczy sam, nie umia� powiedzie�, do czego przeznaczano now� szop�, nie wiedzie� bowiem, jak to inaczej nazwa� by�o.
Ciekawi, kt�rzy tam zagl�dali, widzieli w po�rodku ogromn�, d�ug� izb� s�upami popodpieran�, a po rogach kilka pomniejszych.
Z boku ogromne kuchenne mia�o si� znajdowa� ognisko, a pod jedn� z izb murowano dosy� obszern� piwnic�.
Nie by�o tajemnic�, �e si� to czyni�o kosztem ksi�cia biskupa wroc�awskiego, kt�ry sam par� razy z ogrodu swego chodzi� budow� ogl�da� i pracuj�cym po�piech zaleca�.
W cz�ci z muru, reszt� z drzewa ogromna gospoda stan�a wkr�tce tak jak gotowa; �ciany jej pobielono i pomalowano, natychmiast wewn�trz wyporz�dzaj�c.
W wielkiej izbie, jak by�a d�ug�, ustawiono dwa rz�dy sto��w i �aw przy nich.
Do �cian poprzybijano �wieczniki niewykwintne, ale g�sto, w bocznych izbach pomniejszych troch� poka�niejsze ustawiono sto�ki, stoliki i szafy.
Mo�na si� wi�c by�o spodziewa�, �e kto� wkr�tce obejmie gospod�.
W istocie ze dworu ksi�cia Szl�zak, niejaki Nietopa, przeni�s� si� tu na mieszkanie, a z miasta wzi�ty z kuchni kanclerza Ossoli�skiego m�ody i zdolny kucharz Czernuszka pocz�� spi�arni� zaopatrywa�.
�atwo si� by�o wtedy domy�la�, �e zbli�aj�ca si� elekcja mia�a gospod� zu�ytkowa�, chocia� by�a ona tak od pola i szopy oddalon�, i� nie na wiele szlachcie si� przyda� mog�a.
Do sejmu elekcyjnego jeszcze dosy� zostawa�o czasu, gdy w gospodzie tej obudzi�o si� �ycie i ju� a� do ko�ca wybor�w nie ustawa�o.
Szli Mazurowie szczeg�lniej tutaj jak w dym, ale i inni za nimi, bo drzwi wszystkim sta�y otworem; Nietopa przyjmowa� nader go�cinnie, karmi�, poi�, a nikomu p�aci� nie kaza�.
Opr�cz niego kilku szlachty z waszecia, Wysocki jeden, Czyrski, Niszczycki zasiadali tu, przyprowadzali z sob� pan�w braci i jawnie ich na stron� ksi�cia biskupa jednali.
Czy si� kto chcia� i mia� nawr�ci� ku niemu, czy nie, gdy tu piecze� zawiesista co dzie� pachnia�a, a piwo i mi�d by�o doskona�e - ludzie ochoczo p�yn�li.
�e tak sk�py pan nie �a�owa� na to, dziwiono si� powszechnie, a Nietopa powtarza� swoim �amanym j�zykiem: - Dla Rzeczypospolitej ten pan nic nie po�a�uje.
W pocz�tkach nie by�o go�ci tak wiele w gospodzie, cho� pustk� ona nigdy nie sta�a, ale im bli�ej sejmu elekcyjnego, gdy si� zacz�to �ci�ga� i zje�d�a�, z rana, od pierwszej mszy �wi�tej izba wielka bywa�a nabit� i przy dobrej my�li zabawiano si� niemal przez noc ca��.
Kto sobie podochoci�, na �awie si� przesypia� - nie m�wiono mu nic.
Nietopa pilnowa� w�a�ciwie tylko gospodarstwa i porz�dku; Wysocki za�, Czyrski i Niszczycki oratorami byli i rej wodzili.
Nie mo�na by�o przeciw ich wyborowi powiedzie� nic.
Ka�dy z tych ichmo�ci�w mia� sw�j przymiot, a wszyscy g�by wyprawne, co si� zowie.
Na skinienie wzajem sobie pomagali.
Wysocki g�ow� ich m�g� si� nazwa�; bystry, zr�czny, i cho� chudy pacho�ek, mia� prezencj� tak� i tak umia� zgrzebne p��tno za at�as sprzedawa�, i�by go z dala ka�dy wzi�� za potomka wielkiej rodziny i za maj�tnego panka, gdy w istocie ani zagona nie mia�.
Ale g�ow� nosi�, piersi nastawia�, r�ce zak�ada� za pas, nogami tak umia� robi�, �e czy siad�, czy sta�, czy chodzi�, pa�sko zawsze.
Na ludzi patrza� z wysoka i spoufala� si� z sob� zbytnio nie dawa�.
Szanowa� go musiano, cho� nikt nie umia�by by� powiedzie�: za co?
Wysocki wymow� mia� nieszczeg�ln�, ale i z t� tak si� umia� obchodzi�, �e go za oratora miano.
Chrz�ka�, r�kami macha�, oczyma �upa�, mrucza�, pokrzykiwa� - i tak to czyni� odwa�nie, i� wszystkich konwinkowa�.
Poniewa� wzrost mia� nadzwyczajny, tak �e ma�o kto go dor�s�, w ci�bie zatem oczyma panowa� nad t�umem i gdzie go by�o potrzeba, zjawia� si� natychmiast.
Wymowie postawa w pomoc przychodzi�a.
Czyrski ma�y, zwinny, jowialista, jakich w�wczas pe�no by�o, taki �e go z najcelniejszymi �wczesnymi, z Samuelem �aszczem i Zaliczewskim por�wnywano, nieustannie w ruchu, w �ama�cach, w wybrykach, z czupryn� naje�on� jak szczecina, z g�b� ogromn�, z brzuszkiem okr�g�ym, mia� to pos�annictwo, aby wszystkich rozwesela�, a kogo potrzeba by�o - o�miesza�.
Dowcip jego nie sili� si� na subtelno��, r�ba� jak siekier�, ale zna� swych s�uchaczy doskonale i nigdy nie chybi�; zrozumieli go oni zawsze.
Czasem znanego co powt�rzy�, ale tak przy�ata� w miejscu, �e usz�o za jego w�asne.
Najrozumniejszym i najwymowniejszym statyst� by� Niszczycki.
M�wiono o nim, �e si� sposobi� by� do stanu duchownego i wyszed� potem z jezuickiego seminarium na prawnika.
Troch� teologa, troch� jurysty czu� te� w nim by�o.
M�wi� �atwo, du�o i nigdy go nikt nie skonwinkowa�.
Gdy pocz�� m�wi�, mia� ten dar, �e go s�uchano, rozgniewa� si�, niczym dla niego by�o godzin� i p�torej wod� warzy�, przelewa� jedno a jedno.
S�uchacze, w ko�cu zm�czeni, m�wili przy konkluzji: - Ma s�uszno��, ma s�uszno��.
Ci trzej ichmo�cie byli tu w gospodzie co dnia.
Zjawi� si� kto� nowy, otaczali go troskliwo�ci� szczeg�ln�: pojono, karmiono, zabawiano i nie puszczano st�d, a� przyrzek� i sam powr�ci�, i drugich z sob� przyprowadzi�.
Czyrski szczyci� si�, �e kasztelana che�mi�skiego by� powinowatym; Niszczycki sam mia� tytu� chor��ego be�skiego.
Zreszt� dostojniejszych tu napotka� by�o trudno, ale musia�a gospoda ksi�cia Karola by� i potrzebn�, i po�yteczn�, gdy j� utrzymywa�, pomimo �e go niezmiernie wiele kosztowa�a.
Nietopa cz�ek by� po swojemu uczciwy, ale nie by�by swego wieku dzieci�ciem, �eby si� nie stara� korzysta� z po�o�enia dla w�asnej kieszeni.
Kucharza i spi�arni mimo dozoru bardzo trudno dopilnowa�.
�wierci mi�sa sz�y okrutnie po�piesznie, a piwnica si� opr�nia�a w cudowny spos�b.
Bywa�y takie dnie, �e pod noc na miasto posy�a� musiano, aby wstydu nie mie�.
Wysocki za� szczeg�lniej nalega� na to, i� tu sk�pstwo by�o nie w miejscu i perorowa� Szl�zakowi na sw�j spos�b: - Waszmo�� to powiniene� rozumie�, �e tu albo tego...
albo tego...
albo starosta, albo kapucyn.
Zb�a�ni� si� nie godzi.
Mnie samemu ksi�cia �al i jego talar�w, ale kiedy chce kr�lem by�, to darmo!
Jednego jesiennego wieczora t�umniej by�o w gospodzie ni� zwykle i tak gwarno, �e w nie opodal stoj�cym pa�acu ksi�cia Karola, kt�ry od gospody kawa� placu tylko i mur gruby oddziela�, pewnie szum ten s�ysze� musiano.
Nie by�o prawie dnia, aby z tych pogrom�w kozackich, z tych pobojowisk sromotnych, z tych kraj�w zalanych przez mot�och pijany, nie zjawi� si� biedny zbieg jaki�, ranny, wyzwoliwszy si� z niewoli lub tym podobne.
W�osy wstawa�y na g�owie s�uchaczom, gdy ci nieszcz�liwi opowiada� zacz�li; ale tego dnia szlachcic Podlasiak, niejaki Szmerdowski, szczeg�lniej wszystkich mocno zajmowa�: takie straszliwe dzieje, kt�rych wszystkich �wiadkiem by�, opowiada�, nieznu�ony, od rana.
Pos�dzali go wprawdzie niedowiarkowie niekt�rzy, i� srodze musia� fantazj� nadrabia�, ale kl�� si� i w piersi bi�, i powtarza� ci�gle: "Bodajem si� tak z miejsca tego nie ruszy�, je�eli to wszystko �wi�t� prawd� nie jest, kt�r� na oczy oto te ogl�da�em".
Okrucie�stwa szczeg�lniej zbuntowanego ch�opstwa przera�a�y.
Pomi�dzy innymi Szmerdowski te� przyni�s� jeden z pierwszych t� pogadank�, i� Kozacy si� chlubili rozkazem nieboszczyka kr�la, kt�ry im krzywd si� m�ci� na panach i szlachcie dozwoli�.
W niewoli b�d�c u Kozak�w, z kt�rej cudem mia� si� wy�lizn��, na swe uszy s�ysza� to od starszyzny kozackiej i dodawa�, �e pana, b�d� co b�d�, co rychlej obiera� by�o potrzeba, bo Kozacy tylko na imi� kr�la i z nim uk�ada� si� zechc�, a z panami - nigdy.
Wszyscy te� tu jednego byli zdania, i� kr�l a w�dz koniecznie by� potrzebnym.
Rakoczy, cho� si� i str�czy�, i naprasza�, nikt do niego smaku nie mia�; o innych kandydatach nie czas by�o rozmy�la�, pozostawa� wi�c tylko wyb�r mi�dzy Janem Ka�mierzem a Karolem.
Trudne zadanie mieli ci, co ostatniego zaleca� chcieli.
Nikt go nie zna�.
Kazimierza za� znano a� nadto.
Tu w gospodzie nie oszcz�dzano go wcale i Czyrski, gdy kto� o nim napomkn��, parskn�� �miechem.
- A to� nam drapnie jak Walezy - zawo�a� - je�li, uchowaj Bo�e, wyb�r padnie na niego!
Gdzie� on kiedy wytrzyma�?
Mnichem by� - zbrzyd� mu kaptur rych�o, okry� go papie� purpur� - i t� mu odes�a�.
Znowu tedy �wieck� sukni� wdzia� i ta go pr�dko parzy� b�dzie.
Dacie mu koron�, nied�ugo j� ponosi.
Kt� go tu nie zna?
Polak�w nie lubi; Niemcy i W�ochy to jego najmilsze towarzystwo, a papugi, ma�py te� i kar�y, bo z nimi po ca�ych dniach siedzi, ch�tniej ni� z panami senatorami!
Po�ytku z niego Rzeczpospolita mie� nie b�dzie.
Ca�emu �wiatu wiadomo, �e ksi��� nasz Karol oszcz�dno�ci� i rozumem grosza sobie zebra� sporo, z tego ju� teraz nie czekaj�c kilkuset ludzi uzbrojonych swoim kosztem pos�a� na obron� granic Rzeczypospolitej od kozaczej powodzi.
Kazimierz grosza przy duszy nie ma, wprz�dy zawsze zje, ni� dostanie, bo u niego �adu nie pyta�.
Ani ich por�wna� mo�na z sob� - ci�gn�� dalej Czyrski z zapa�em wielkim - ksi��� biskup cz�owiek powa�ny i stateczny, ten za dziewkami biega jak m�okos, tak �e kr�lowa od swego fraucymeru drzwi przed nim zamyka� musia�a.
S�uchali wszyscy w milczeniu, a� jeden szlachcic z k�ta, siedz�cy nad szklanic� piwa z grzankami, powoli pocz��: - Panie Bo�e odpu��!
Nie szcz�ci�o si� nam z panami naszymi od czasu, jak Jagiellon�w nie sta�o.
Francuza�my wybrali ze strachu, aby Rakuszaninowi si� nie dosta�, a ten nam srom uczyni�, uciek�szy precz.
Przyszed� po nim z wilczymi �abami Szczepanek i pocz�� cisn��, a mo�e by i �ad zaprowadzi�, gdyby go �mier� nie zaskoczy�a.
Ale co i po nim by�o?
Z Francuzem si� �aden z nas rozm�wi� nie m�g�, bo naszego j�zyka nie zna� ani si� go uczy� chcia�; z Batorym te� kto po �acinie nie umia�, musia� przez Zamojskiego konwersowa�.
B�g ci jeden wie zreszt�, kto panowa� na�wczas, Batory czy Zamojski?
A� wybrali�my sobie z kropl� krwi jagiello�skiej Zygmunta, co go nam zalecili, �e si� pacierza naprz�d po polsku nauczy�.
Bili�my si� a� za niego, aby znowu Rakuszanina nie pu�ci�!
Co potem?
Rakuszanin mu �onk� da� i jedne i drug�, a z �onami wesz�a niemczyzna i dzieci si� pochowa�y na Niemiaszk�w.
By�by tak d�u�ej si� rozwodzi� szlachcic, ale Niszczycki nie dopu�ci� zwa�ywszy, �e koniec ko�cem nie sz�o to na korzy�� ksi�cia Karola.
- Hej!
hej!
- zawo�a� �ywo - co tu przeciwko Opatrzno�ci bo�ej i losom przesz�ym rekryminowa� nadaremnie!
Co si� sta�o, odsta� si� nie mo�e.
Dzi� peiiculum in mora, pana potrzeba co najrychlej.
Dwu ich tylko do wyboru mamy, ksi�cia ekskardyna�a, kt�ry si� dzi� ju� szwedzkim kr�lem nazywa� ka�e, znamy!
To dosy�, aby go nie chcie�!
Przepomnieli�my te� jedno, �e dla tego tytu�u kr�la szwedzkiego, o kt�ry si� spiera� b�d�, wojn� nam mo�e naprowadzi�.
Niechaj�e sobie panuje w Szwecji, a my ksi�cia Karola jednog�o�nie na tron wezwijmy.
Wszystko m�wi za nim.
Milczano doko�a, nikt jako� nie przeczy�, g�uchy gwar tylko izb� nape�nia�.
Cz�� go�ci obst�pi�a szlachcica, kt�ry o okrucie�stwach Kozak�w i Tatar�w opowiada� i z gor�czkow� ciekawo�ci�, coraz nowymi pytaniami, coraz te� straszniejsze i krwawsze wywo�ywa� obrazy.
Wtem od jednych drzwi �ci�ni�ty t�um rozst�pywa� si� zacz�� ze szmerem jakim� dziwnym i ponad g�owami jego ukaza� si� wierzch tylko czaszki okrytej rozczochranymi jak krzak w�osami siwymi, a zarazem z ust do ust podawa� sobie pocz�to: - Bojanowski!
Bojanowski!
Imi� to mia�o jakby w�asno�� nakazywania milczenia, gdy� wszystkie usta si� zamkn�y, a oczy skierowa�y si� w t� stron�, gdzie przez rozdzielaj�ce si� dobrowolnie fale t�umu z wolna przedziera� si� �w Bojanowski.
Wysocki, Czyrski, Niszczycki zas�yszawszy o nim, wszyscy si� znale�li kup� razem, jakby czuli obowi�zek zgromadzenia si� ku obronie.
Przez rozst�puj�ce si� �ciany go�ci wyszed� na ostatek Bojanowski �w, kt�rego d�ugo tylko siw�, naje�on� w�osami g�ow� wida� by�o.
Ju� z niej o wzro�cie jego wnosi� by�o mo�na; olbrzymim w istocie ukaza� si�, a wychudzenie czyni�o go jeszcze na poz�r ro�lejszym.
Sk�ra to by�a tylko i ko�ci, ale ko�ci grube, pot�ne, na kt�rych pooplatane �ci�gna i �y�y jakby podsk�rn� siatk� tworzy�y.
Ogromna, blada, przeci�g�a twarz z d�ug� brod� siw�, tak rozczochran� jak w�osy, spada�a mu na piersi, na wp� obna�one.
Ma�o kto m�g� bez niepokoju i prawie �e trwogi wejrzenie tego cz�owieka wytrzyma�.
G��boko pod ko��mi czo�owymi ukryte oczy, w tym cieniu sklepie� obros�ych brwiami naje�onymi, �wieci�y, jakby w istocie ogie� jaki� w nich gorza�.
Rysy twarzy regularne, ostre, suche, mia�y wyraz pogardy i odwagi niewypowiedzianej.
Wargi bledsze ni� sk�ra, prawie bia�e, jakby spalone, na wp� tylko mia� przymkni�te.
Pomimo �e suknia, kt�ra go okrywa�a, prawie �achmanem si� nazwa� mog�a, Bojanowski mia� majestatyczn� posta�.
Brunatnego koloru rodzaj opo�czy, przypominaj�cy zakonnym krojem mnicha, bez ko�nierza u g�ry, w grubych, g�stych fa�dach opada� mu na nogi okryte sk�rzanymi cholewami, kt�re sznurkami by�y przytwierdzone.
W pasie obwi�zany by� prostym sznurem, powrozem raczej, od kt�rego zwieszony r�aniec drewniany z ga�kami ogromnymi i nieforemnymi za ka�dym poruszeniem wydawa� jaki� grzechot niemi�y.
Pacierze te drewniane stuka�y jakby ko�ci trupie.
W jednej r�ce ni�s� ogromny, gruby kosztur, kt�rym si� podpiera�, a trzeba si� by�o przypatrze� tej r�ce, aby zrozumie�, czym ten cz�owiek za m�odu by� musia�.
Dzi� jeszcze zdawa�o si�, �e gdyby kosztur chcia� pocisn��, woda by z niego pociek�a.
Szed� powoli Bojanowski, ale nie sam; z lewej strony pod �okciem jego sun�� si� ma�y cz�ek, zdyszany, niespokojnymi oczyma patrz�cy doko�a: by� to jego, nie wiadomo, s�uga, towarzysz, ucze�, do�� �e nieodst�pny cie�.
Podszed�szy ku �rodkowi izby, w kt�rej coraz ciszej na widok jego by� zaczyna�o, Bojanowski stan�� i oczyma swymi z g��bi jam, spod cienia brwi, potoczy� doko�a.
Dla wszystkich niemal, co si� tu znajdowali, Bojanowski przynajmniej z nazwiska i rozg�osu by� znanym.
Chocia� dzi� ledwie si� o nim pami�� uchowa�a, w owe czasy ca�a niemal Polska, a przynajmniej znaczniejsza cz�� jej zna�a Bojanowskiego lub s�ysza�a o nim.
G�ucho i r�nie rozpowiadano o jego przesz�o�ci.
Wiadomo tylko by�o na pewno, �e od lat wielu odprawia� pokut�, odby� pielgrzymk� do Ziemi �wi�tej, by� w Rzymie, a teraz od jednego do drugiego cudownego obrazu pieszo chodzi�, po ko�ci�kach si� wiejskich zatrzymuj�c, a zagadni�ty - do pokuty pobudza� ludzi.
Wymownym by�, a �mia�ym, �e nikogo nie szcz�dzi�.
Ciekawi go cz�sto byli ludzie, lecz si� zarazem obawiali, osobliwie panowie i szlachta, kt�rych bez mi�osierdzia ch�osta� i smaga�.
�agodniejsi duchowni cz�stokro� pr�bowali go powstrzymywa� od wybuch�w i sk�oni� do wi�kszego pomiarkowania, ale Bojanowski, nie sprzeczaj�c si� z nimi, wys�uchawszy co m�wili, bynajmniej post�powania swojego nie zmienia�.
Rozpowiadano o nim, �e tam, gdzie publiczne zgorszenie widzia� albo s�ysza� o nim, w�drowa� nieproszony i nawo�ywa� do pokuty.
Uda�o mu si� niejeden raz tak nawr�ci� grzesznika i skruch� w nim obudzi�, ale te� i psami go czasem ze dwor�w wyszczuwano i kamieniami ciskano za nim.
Chocia� wygl�da� jak �ebrak, Bojanowski nigdy od nikogo nic nie przyjmowa�, chyba �e go g�odnego nakarmi� kto si� ofiarowa�, ale i to jego jad�o nikomu by� nie mog�o ci�arem, bo mi�sa nigdy nie bra� w usta, a lada polewk�, chlebem, wod�, mlekiem g��d zaspokaja�.
Towarzysz jego, kt�rego znano pod nazwiskiem Warsza, pilnowa�, powiedzie� by�o mo�na, aby post�w zbyt nie przeci�ga� i czasem gwa�tem niemal go karmi�.
Miano go za tak �wi�tobliwego, i� po drodze, gdzie si� ukaza�, matki przyprowadza�y mu dzieci, aby je b�ogos�awi�.
Broni� si� on tej czci i niekiedy oburza�.
- Jam taki grzesznik n�dzny, jako i wy - wo�a� zniecierpliwiony - widzicie, �e pokut� za grzechy moje odprawuj�.
Nie pomo�e wam b�ogos�awie�stwo skalanych r�k ani spalonych warg moich, m�dlcie si� sami, a B�g was wys�ucha.
Wtargni�cie Bojanowskiego do gospody by�o rzecz� zupe�nie dla go�ci tutejszych i gospodarzy niepoj�t�, gdy� stary p�tnik w takich t�umnych zgromadzeniach nie bywa� nigdy, unika� ich, ucieka� od nich.
Wysocki i jego towarzysze wcale mu te� radzi nie byli.
Nie rozumiano, kto go tu wprowadzi�.
Wtem zza sto�a �w Podlasiak, kt�ry si� mieni� zbiegiem od pogromu i cuda owe rozpowiada�, ruszy� si�, ujrzawszy Bojanowskiego, jakby przel�k�y.
Stary go szuka� wejrzeniem, a raz znalaz�szy, wlepi� oczy w niego z takim nat�eniem i si��, �e Szmerdowski jak skamienia�y stan��.
Milczenie coraz g��bsze obj�o izb�, jak by�a wielk� i a� do ko�c�w jej z wolna si� rozpostar�o.
Bojanowski sta� i kijem uderzy� w pod�og�.
- M�w - rzek� z wolna g�osem silnym i g��bokim - m�wi Niech�e i ja s�ysz�, jako B�g nas karze.
M�w!
Tymczasem wymowny do zbytku przed chwil� Szmerdowski, j�zyka zapomniawszy w g�bie, be�kota� tylko co� niewyra�nie.
Ci, co go wprz�dy tak ogni�cie opowiadaj�cego s�uchali, pocz�li r�kami potr�ca� i szepta�.
- Ano, m�w�e!
Wysocki rad mo�e, i� o nic wi�cej nie sz�o Bojanowskiemu, nakazuj�cym ruchem Podlasiakowi da� znak, aby by� pos�usznym.
Ale Szmerdowskiego ca�a odwaga i pewno�� siebie opu�ci�a.
- Ju� mi si� nie staje - odezwa� si� s�abym g�osem - a co oczy moje ogl�da�y, to mi si� samemu wydaje jako sen, nie do wiary.
C� drugim, kt�rzy o tym s�uchaj�!
?
Krew si� la�a i leje potokami, studnie trup�w stoj� pe�ne.
Lasy ca�e na pale powbijanych doko�a miasteczek stoj�.
�aden zwierz dziki tak si� nie pastwi nad sw� ofiar�.
Gdy to m�wi� g�osem dr��cym Podlasiak, s�ucha� go starzec milcz�cy.
- Ani ty potrafisz wymy�le� - rzek� po przestanku - czego by sroga pomsta bo�a nie spe�ni�a.
Tak jest, niestety!
Czy� ogl�da�, czy s�ysza�, czy �ni�o ci si� tylko, wszystko to prawd� jest, by�o, sta�o si� lub stanie!
Wielkie by�y grzechy nasze, wi�c nadszed� dzie� s�du i kary.
Lat temu niema�o proroczym g�osem z kazalnicy Skarga, m�� �wi�ty, wszystko to przepowiedzia�.
Niewol� u obcych, zn�canie si� s�ug nad nami, rzezie, po�ogi i sromotne zbiegi z placu boju i m�czarnie, i rzeki krwi, i ch�ry j�k�w do g�uchych niebios, bo je grzechy nasze dla nas zamkn�y.
Wi�c dopu�ci� B�g i ch�osta si� pocz�a, a trwa� b�dzie nie jeden dzie� - dies irae, ale wieki gniewu Pa�skiego, tak jak wiekami ci�gn�y si� rosn�ce grzechy nasze!
Bojanowski j�kn��.
Ca�y ten t�um, przed chwil� prawie rozweselony napojem i p�ochymi rozmowy, uczu� si� przera�onym.
G�os starca jakby z grobu wychodz�cy, powa�ny, pot�ny si�� tajemnicz�, do g��bi wszystkich przejmowa�.
Ci�kie westchnienia i j�ki nawet zacz�y si� dobywa� z piersi niekt�rym, innym �zy si� toczy�y.
Starzec sta� z oczyma wpatrzonymi jakby w dal, milcz�c chwil�.
- Pana my�licie wybiera� - ci�gn�� dalej z wolna - i potrzeba go nam, zaprawd�...
lecz kt� z was s�ucha� zechce wybranego?
Wysadzicie go, aby�cie mu si� ur�gali, aby wam zap�aci�, aby ka�dy z was z niego skorzysta�, bo prywata u nas jedna w sercach.
Urz�d�w pragniecie nie dla s�u�by Rzeczypospolitej, ale dla jurgielt�w, dostoje�stw ��dacie jako arendy, z kt�rej wam doch�d p�yn�� b�dzie.
�o�nierz nie s�ucha wodza, hetmani si� k��c� z sob�.
Po domach niezgoda, na sejmach rozerwanie, przed wrogiem i bitw� niepos�usze�stwo.
Na wojn� ci�gn�li�cie namioty z�ote i pierzyny, i kredensy srebrne wioz�c z sob�, ot� je macie w kozaczych dzi� r�kach �upem!
M�stwo nawet stare z piersi wygna�a zgnilizna rozpusty.
A przyk�ad szed� z g�ry - i jedna ona �a�nia krwi nie obmyje ani uleczy.
Kary bo�ej �wit to dopiero i pocz�tek, pokolenia j� znosi� b�d�, wieki ona trwa� musi...
G�os cichszy coraz zmieni� si� w niewyra�ne mruczenie.
Wszyscy stali pomieszani i strwo�eni.
Niszczycki, kt�ry jeden pochlebia� sobie, i� temu strasznemu prorokowi placu dotrzyma� potrafi, zbli�y� si� nieco.
- Nie nale�y nam m�stwa odejmowa� - odezwa� si� - gdy go w�a�nie najwi�cej potrzebujemy!
B�g da, nie p�jdzie napomnienie jego na pr�no.
Poprawa ju� jest znaczna, wszyscy dzi� czuj�, jakiego nam pana potrzeba i zgodni s�, aby go obra� g�osami jednymi.
Bojanowski spojrza� na� d�ugo, topi�c w nim wejrzenie.
- M�dlcie si�, a czy�cie pokut� - rzek�.
- Nie wiecie nic, �lepi jeste�cie, ani pochlebiajcie sobie, aby�cie moc mieli jak�.
Ta si�a dana jest tylko narodom zdrowym i niezepsutym.
My ju� nie w�adamy sob�, b�dziemy los�w, wiatr�w albo raczej twardych owoc�w naszego grzechu ofiar�.
Ani wybierzecie, kogo chcecie, ani p�j�� b�dzie m�g�, jak za��da.
Zerwa�y si� wodze i wo�niki p�dz� bez nich na przepa�cie.
M�dlcie si�, a kajajcie!
M�dlcie si�, a czy�cie pokut�!
Podniesionym g�osem, wym�wiwszy wyrazy te, Bojanowski jeszcze raz powi�d� oczyma po t�umie, w kt�rym ju� szlachcica Podlasiaka nie dostrzeg�.
Znikn�� on gdzie� i skry� si�.
Starzec postawszy chwil�, otoczony trwo�liwym milczeniem, poruszy� si�, zawr�ci� z wolna i pokr�ciwszy w�sa, pocz�� posuwa� si� ku drzwiom.
Nikt go te� wstrzymywa� nie �mia�; kilku tylko bli�ej stoj�cych pochyli�o si� do uca�owania r�ki �wi�tobliwego m�a, ale starzec j� �ywo uchyli�, nie dopuszczaj�c tej oznaki poszanowania.
Poza nim zamyka� si� ju� t�um g�sty i z k�t�w ogromnej izby z wolna szmer g�uchy najpierw, potem coraz g�o�niejszy gwar, a� ha�a�liwa wrzawa na nowo rosn�� pocz�a.
Wszyscy jako� swobodniej odetchn�li, gdy si� Bojanowski oddali�.
Szmerdowski, kt�ry by� si� gdzie� w k�t wcisn��, wynurzy� si� znowu z t�umu.
- �wi�tobliwy m�� - odezwa� si� p�g�osem Niszczycki, kt�ry nie bardzo by� rad zjawieniu si� jego i wra�eniu, jakie zostawi� po sobie.
- �wi�tobliwy m��, ale pokutnik te� za grzechy wielki.
Niszczycki r�k� wskaza� na czo�o.
- Dzi� mu ju� tu wszystko si� zmiesza�o, bodaj w�asne jego grzechy z naszymi.
B�g sprawiedliwy jest, ale mi�osierny.
To, co�my wycierpieli, starczy za kar�.
Wybierzemy pana, skupimy si� oko�o niego, p�jdziemy na to ch�opstwo ze starym duchem rycerskim.
Gdy to m�wi�, szlachcic z t�umu si� wyrwa�: - U nas to wed�ug zwyczaju kr�l zarazem najwy�szym hetmanem bywa�, a gdzie� tu biskupowi, co si� od dzieci�stwa b�ogos�awi� tylko uczy�, za or� porywa�, kt�rego nigdy w r�ku nie mia�!
Zahukali go zaraz Czyrski i Wysocki.
- Na wodz�w, hetman�w mamy ludzi - zawo�a� Czyrski - a kr�lowi dosy� m�stwa, kt�re ksi��� Karol ma.
Rycerstwo u niego we krwi, niech pancerz wdzieje a he�m, zobaczycie, co z niego b�dzie! �miechem jako� przyj�to o�wiadczenie Czyrskiego, ale gwar wielki st�umi� sp�r dalszy.
Wysocki kaza� misy podawa� i kubki nape�nia�.
Rozdzia� II.
W sypialni swej, przy kl�czniku czarnym suknem obitym, otoczona �a�obnymi kiry, sama w grubej �a�obie, zadumana g��boko przed na wp� otwart� ksi�g�, na kt�rej rzucony r�aniec le�a�, ze �zami w oczach duma�a kr�lowa Maria Ludwika.
Lata prze�yte w Polsce, walki i nieustannego czuwania, znu�eniem si� wypi�tnowa�y na pi�knej jeszcze jej twarzy, kt�rej wyraz pe�en by� energii i si�y.
Znu�ona by�a, ale si� nie wyczerpa�o m�stwo, zdawa�a si� tym dumaniem gotowa� do nowych zapas�w.
My�l jej przebiega� musia�a i przesz�o�� ow� r�ow� sp�dzon� we Francji, stracon� dzi� i zatart�, i ci�kie zdobycze w Polsce dokonane.
Niezaprzeczone one by�y i cho� si� kr�lowa nie chlubi�a nimi, a raczej ukrywa� wola�a, aby nie obudzi� obawy, wp�yw jej zdawa� si� czu� wsz�dzie.
Pobo�na, mia�a znaczniejsz� cz�� duchowie�stwa za sob�, wychowaniem, og�ad�, obej�ciem si� zyska�a sobie przedniejsz� cz�� pan�w, kt�rzy jak ona, obyczaj cudzoziemski nad polsk�, rubaszn� prostot� star� przek�adali.
Na p�nocy przedstawia�a ona i skupia�a oko�o siebie wszystko, co interesom Francji s�u�y�o i mia�a silne jej poparcie, a �e ka�dy z tych pan�w senator�w, kt�ry jej sprzyja� i umia� ceni�, by� wodzem znacznego obozu szlachty ubo�szej, przez nich kr�lowa te� na ni� rachowa� mog�a.
W tej chwili w�a�nie wa�y�o si� w jej umy�le, jak� rol� w tym czasie elekcji przybra� mia�a, jak� czynno�� przedsi�bra�.
Do porady nie mog�a wezwa� nikogo, zwierzy� si� nawet nie �mia�a nikomu.
Przyjmowa�a kondolencyjne odwiedziny wszystkich, od starego prymasa pocz�wszy, jako wdowa przygn�biona �alem, sieroctwem swym, smutkiem po nienagrodzonej stracie.
Nikomu to obcym nie by�o, i� po�ycie nieboszczyka kr�la z �on� wcale serdecznymi nie po��czy�o go z ni� w�z�ami.
Oboj�tny a� do ko�ca, p�ochymi mi�ostkami si� rozrywaj�cy, z musu tylko szanowa� �on�, dla oka ludzkiego zabiera� j� z sob� w podr�ach, ulega� jej wymaganiom, obawia� si� cz�sto ostrych wym�wek, ale nie pokocha� wcale.
Ona te� okazywa�a mu poszanowanie nale�ne kr�lowi i panu, ale si� nie kry�a z odraz� dla jego trybu �ycia i obyczaj�w.
Zawiadamiana o ka�dej nowej p�ocho�ci ulegaj�cego towarzyszom, kt�rzy jego s�abo�� wyzyskiwali, m�a, kr�lowa wiele musia�a nie widzie�.
Pos�dzona sama o p�ocho��, nie mog�a zapomnie� tego nigdy i post�powanie jej, surowo�� dla dworu, by�y ci�g�ym k�amem zadawanym potwarzy.
Zak�ada�a klasztory, zwiedza�a ko�cio�y, otacza�a si� pobo�nymi, karci�a najmniejszy poz�r lekkomy�lno�ci we dworze j� otaczaj�cym.
Z tego powodu niemal ci�gle musia�a jawniej lub mniej widocznie opiera� si� napa�ciom Jana Kazimierza, kt�ry najpierw niezno�nie si� naprzykrza� pannie Duret, potem pannie Luce, z kolei wreszcie innym pi�kno�ciom fraucymeru, staraj�c si� sobie uj�� na pr�no to pann� Langeron, to pani� des Essarts.
Wsz�dzie dr�czony swymi zachciankami romans�w, Jan Kazimierz odchodzi� odparty i zniech�cony.
Wiedzia� bardzo dobrze, i� w znacznej cz�ci to niepowodzenie swe zawdzi�cza� kr�lowej, mia� do niej o to �al, ale nigdy nie wysz�a na jaw, ani z jednej, ani z drugiej strony ta walka potajemna, czasem �miech obudzaj�ca w Marii Ludwice.
Ekskardyna� musia� szuka� wynagrodzenia za te kl�ski w ko�ach na przemian arystokratycznych, szlacheckich, a na ostatku mieszcza�skich nawet.
Nad smutnym tym charakterem Jana Kazimierza, kt�ry od jego powrotu z W�och czas mia�a bada� kr�lowa, nigdy si� nie zastanawia�a baczniej, nie poddawa�a go surowszemu ocenieniu ni� dzisiaj.
Bystre jej oko nie potrzebowa�o g��boko si�ga�, aby przewidzie�, �e kr�l szwedzki zostanie polskim zarazem, chocia� w bracie Karolu mia� niebezpiecznego wsp�zawodnika.
Niebezpiecznym szczeg�lniej by� biskup wroc�awski pieni�dzmi, jakimi rozporz�dza�.
Kr�l szwedzki opr�cz d�ug�w ma�o co wi�cej posiada�.
Najszcz�liwiej prowadzona elekcja wymaga�a wielkich wydatk�w, nieuniknionych prawie.
Wyrobi�y si� ju� pewne formy i tradycje, pewne obyczaje wyborcze.
Musiano si� pos�ugiwa� wielu po�rednikami, lud�mi ubogimi, kt�rych op�aca� by�o potrzeba.
Na to wszystko Jan Kazimierz nie mia� prawie zasobu, gdy Karol ju� przesz�o milion z�otych, jak m�wiono, na zaci�g o�miuset ludzi, kt�rych ofiarowa� Rzeczypospolitej i na rozliczne inne przedelekcyjne zabiegi wy�o�y�.
A m�g� da� wi�cej jeszcze.
Z ksi�ciem Karolem kr�lowa nigdy bli�szych stosunk�w nie mia�a.
Unika� on kobiet w og�le, a zmuszony bywa� u Marii Ludwiki, sw� sukni� duchown� i charakterem stawa� na stronie, nie spoufalaj�c si� wcale.
Opr�cz tego temperamentem, charakterem, ca�ym sob� nie podoba� si� kr�lowej i jej nawzajem nie lubi�.
Nie m�g� te� milszym si� sta� Jan Kazimierz, kt�rego powierzchowno�� by�a wstr�tliw�, obej�cie si� naprzykrzone, rozmowa czcz� i niezno�n�, ale Maria Ludwika czu�a w nim cz�owieka, nad kt�rym �atwo perswazj� zapanowa� by�o.
Nie mia� on wytrwania w niczym, prowadzi� si� dawa� tym, co jak Butler i inni faworyci, przypodoba� mu si� umieli.
Kr�tk� chwil� po zgonie m�a kr�lowa pomy�la�a o powrocie do Francji, ale natychmiast uczu�a, i� on by by� b��dem i abdykacj� przesz�o�ci, kt�rej si� jeszcze wyrzeka� nie chcia�a.
Ca�y jej maj�tek, wyposa�enie, mn�stwo rozpocz�tych fundacji j� powstrzymywa�o.
Musia�a pozosta� i mog�a jeszcze przewa�n� odegra� rol�.
Wzrok jej przebiega� ca�y szereg tych ludzi, kt�rzy stali lub mogli stan�� u steru, a w�r�d nich ani jeden si� jej nie wyda� wyposa�onym tak, aby m�g� zapanowa� nad wypadkami.
Czu�a si� do pewnego stopnia silniejsz� ni� oni lub co najmniej zdoln� stan�� i do walki i do rudla.
Ale w tej chwili by�y to jeszcze raczej przeczucia, marzenia, rojenia, ni� powzi�te zamiary i my�li.
Czu�a tylko, �e powinna by�a zachowa� sw� niezale�no��, sta� na uboczu i nie miesza� si� do niczego, dop�ki nie by�a zapewnion� w�asnych korzy�ci i pozyskania godnego siebie stanowiska.
Domy�la� si� mog�a �atwo, i� biskup wroc�awski r�wnie jak kr�l szwedzki (tak si� on nazywa� kaza�), stara� si� b�d� o pozyskanie jej sojuszu i pomocy, lecz w�a�nie w interesie przysz�o�ci by�o nie wi�za� si� niczym.
Rozmy�lanie to przerwa�o jej modlitw�, kl�cza�a jeszcze, ale sparta na r�ku przesta�a si� modli�, gdy lekko uchyli�y si� drzwi i kr�lowa postrzeg�a zagl�daj�c� ostro�nie Langeron�wn�.
Zwr�ci�a ku niej pytaj�ce oczy.
Na palcach podesz�a Francuzka i przykl�k�a przed pani� szepcz�c: - Kr�l szwedzki.
Brwi Marii Ludwiki z lekka si� �ci�gn�y, pomy�la�a chwil�.
- Powiedz, �e ko�cz� modlitw�, a ksi�dz Fleury niech wyjdzie na jego przyj�cie, ja zaraz tam b�d�.
Ksi�dz Fleury, szepnij, aby si� nie oddala� w ci�gu bytno�ci kr�la.
Pos�uszna Langeron wy�lizn�a si� z pokoju, a kr�lowa jeszcze po febrze os�abiona, z ci�ko�ci� si� podnios�a od kl�cznika i siad�a na chwil� na krze�le.
Spojrza�a w bok na zwierciad�o w srebrnych ramach, kt�re jej twarz blad� i smutn�, ale nie bez pewnego wdzi�ku, odbija�o.
Obrachowawszy czas tak, aby ksi�dz Fleury m�g� wprowadzi� kr�la na pokoje, Maria Ludwika podnios�a si� z wolna, przybra�a majestatyczny wyraz twarzy i krokiem wolnym post�pi�a ku salce, w kt�rej ju� g�osy kr�la i doktora Sorbony s�ycha� by�o.
Pa�, kt�ry na ni� u drzwi oczekiwa�, otworzy� je, wesz�a.
Jan Kazimierz sta� ze zwyk�� sobie twarz� kwa�n� a dumn�, kt�ra si� zdawa�a wyra�a� wiecznie jakby wra�enie �wie�o doznanego zawodu i przykro�ci.
Niezmiernie rzadko widzia� kto kr�la weso�ym opr�cz jego kar��w, poufa�ej s�u�by i nielicznych przyjaci�.
Narzekanie, sarkazm, szyderstwo przychodzi�y mu naj�atwiej, a wszelki jakikolwiek b�d� przedmiot rozmowy w jego ustach zmienia� si� w opowiadania o sobie.
Zwrot ten do siebie by� na�ogowym.
By�o to charakterystycznym.
Zwykle ��ty i ciemnej p�ci, na kt�rej tylko �lady ospy ja�niej si� zarysowywa�y, ust dumnie wykrzywionych, nad�sany, tym razem by� mo�e chmurniejszym, trosk� jak�� przesyconym mocniej ni� kiedykolwiek.
Kr�lowa da�a mu, naturalnie, miejsce pierwsze, usiad�a sama, ale spojrzeniem powstrzyma�a ksi�dza de Fleury, kt�ry na prostym krze�le bez por�czy przysiad� w pewnym oddaleniu.
Obejrzenie si� niespokojne Jana Kazimierza mia�o bardzo jasne znaczenie, �e rad by� pozby� si� �wiadka i pozosta� sam na sam z kr�low�, ale w�a�nie temu chcia�a zapobiec Maria Ludwika.
Nie poskutkowa� wi�c wzrok �w i kr�l usta zaci�wszy, r�ce zacisn�wszy, w kt�rych r�kawiczki trzyma�, cicho m�wi� zacz��: - Chcia�em si� dowiedzie� o zdrowie Waszej Kr�lewskiej Mo�ci; ja sam jestem tak sko�atany, czuj� si� niedobrze!
Stan kraju prawdziwie rozpaczliwy.
Przy�pieszaj� z elekcj�, ale moim zdaniem, jeszcze ona za p�no przychodzi, gdy kozactwo tymczasem niszczy, a sejmu ono i pan�w s�ucha� nie zechce.
Ch�opstwu zbuntowanemu jeden majestat kr�lewski mo�e powag� sw� by� gro�nym.
Westchn�� kr�l, a po chwili doda�, ogl�daj�c si�: - Stanowczo, jam temu wierzy� nie chcia�, brat m�j Karol stara si� o koron�.
Kr�lowa potwierdzi�a g�owy ruchem.
- Ale to dawno wiadomo - szepn�a.
- Z wielu wzgl�d�w wydawa�o mi si� to prawie niemo�liwym - �ywiej pocz�� kr�l.
- Nie ma sk�pszego pod s�o�cem cz�owieka nad Karola ani mniej stworzonego na panuj�cego.
Lubi samotno�� mnisz�, zamyka si� od ludzi, kto my�l t� m�g� mu podda�?
Spojrza� na kr�low�, kt�ra lekko poruszy�a ramionami.
- Zdaje mi si�, �e j� sam powzi�� - odezwa�a si� - bo wszyscy z pocz�tku utrzymywali, �e Wasza Kr�lewska Mo�� nie b�dziesz po��da� tej korony.
- A!
Ja jej te� wcale ��dny nie jestem - odpar� kr�l - ale odziedziczona szwedzka zmusza mnie do szukania dla niej jakiej� podpory, si�y, kt�r� bym m�g� mo�e u�y� dla upomnienia si� o prawa moje.
Nie odpowiedzia�a nic kr�lowa, ale wzrok jej musia� zapewne by� wyrazistym, bo Jan Kazimierz doda�, odpowiadaj�c na to wejrzenie: - Ja sam niewiele mam nadziei odzyskania tronu szwedzkiego, prawda, lecz niemniej obowi�zkiem moim jest stara� si� o to.
Mnie to jedno stawia pomi�dzy kandydatami.
Nie doko�czy� Jan Kazimierz i przerwa�, wstydz�c si� mo�e dysymulacji.
- Cierniowa to korona - rzek� - ale zawsze korona, a z najstraszniejszej konflagracji, przy pomocy bo�ej mo�e najpomy�lniejszy wyrosn�� skutek.
Wojna daje dyktatur�.
Zamilk� nagle i po kr�tkim przestanku zni�onym g�osem ci�gn�� dalej.
- Przyszed�em, rady i pociechy szuka� u Waszej Kr�lewskiej Mo�ci.
Maria Ludwika smutnie potrz�sn�a g�ow�, spu�ci�a oczy.
- A, Najja�niejszy Panie - rzek�a sucho i zimno - biedna wdowa, ca�a jeszcze zbola�a, przera�ona, nie tylko nikomu, ale samej sobie radzi� nie umiem.
Wasza Kr�lewska Mo�� jeste� pobo�nym i masz ufno�� w Opatrzno�ci.
Ona go pewno nie opu�ci.
Z wielk� gor�co�ci� przerwa� Jan Kazimierz: - Ca�a te� nadzieja moja w po�rednictwie Naj�wi�tszej Marii Panny, kt�rej cudowny obraz w Czerwie�sku wlewa w moj� dusz� pociech�.
Uczyni�em te� �lub do Cz�stochowy.
Tak - doda� z gor�co�ci� wielk� i szczer� - w czasach jak nasze, gdy rozum nie starczy, na opiek� bo��, na pomoc �wi�tych patron�w zda� si� potrzeba.
- Szcz�liwy, kto sobie powiedzie� mo�e - przerwa�a kr�lowa sucho - �e na ni� zas�u�y� potrafi�.
Nast�pi�o milczenie jakie� przykre, a Jan Kazimierz ze w�a�ciw� sobie p�ocho�ci� zwr�ci� rozmow�.
- M�wi�, �e Karol wi�cej miliona ju� mi�dzy ludzi pu�ci�, o�mset zbrojnych da� Rzeczypospolitej.
Tak, ale opr�cz ma�ej garstki ludzi, kt�rzy prawie �adnego nie maj� znaczenia w Rzeczypospolitej, nie b�dzie mia� za sob� nikogo.
- Ja zupe�nie jestem tych spraw nie�wiadom� - oboj�tnie dorzuci�a kr�lowa.
- Wyliczy� mog� jego przyjaci� - pocz�� �ywo Jan Kazimierz - biskup kijowski Zar�ba?
Kt� go tu zna?
Co on znaczy?
By� mo�e, i� wojewod� wo�y�skiego, ksi�cia Sanguszk� sobie pozyszcze i ksi�cia Izydora Zas�awskiego, ale to s� imiona, nie ludzie, w senacie �aden z nich odezwa� si� nie potrafi, a gdyby m�wi�, nikt go s�ucha� nie b�dzie.
Czyrski, kasztelan che�mi�ski, �wie�a kreacja, homo novus, a Ruszkowski, inowroc�awski, nie lepszy.
A Teodoryk Potocki, podkomorzy halicki, ot� wszyscy...
tak...
Po�piech i dok�adno��, z jak� wylicza� kr�l szwedzki adherent�w swojego wsp�zawodnika, dowodzi�y, �e go sprawa ta wi�cej obchodzi�a, ni�eli si� chcia� przyzna�.
- Ja - doda� - ja, ch�tnie bym mu ust�pi�, ale mnie gwa�tem ci�gn� najprzedniejsi z senator�w.
Opieram si� im, nie m�g�bym nawet tych n�dznych o�miuset ludzi, kt�rych da� Karol, wystawi�, a on s�ysz�, obiecuje na swym koszcie trzyma� dziesi�� tysi�cy.
Gorzko si� roz�mia� kr�l, m�wi�c to.
- Ani nawet dochody wroc�awskiego biskupstwa na to starcz�!
- rzek� - a je�li tak go�cinnie ci�gle szlacht� karmi� i poi� b�dzie, to do elekcji d�ugi mu tylko pozostan�.
I znowu zwr�ci� p�ocho rozmow� Jan Kazimierz.
- Pa�ac na Krakowskim ja chc� zatrzyma� dla siebie - rzek� spogl�daj�c na kr�low�.
Maria Ludwika, pomilczawszy, szepn�a cicho, nie podnosz�c ocz�w: - W takim razie Ujazd�w by si� dosta� ksi�ciu Karolowi.
- Ze zwierzy�cem!
- podchwyci� kr�l.
- Ale on nie my�liwy.
Ujazd�w si� nadaje do podzia�u.
Maria Ludwika przerwa�a zimno.
- Raczcie� nie zapomina� o tym, �e i mnie si� jeden z pa�ac�w po moim m�u nale�e� b�dzie.
Ja na zamku nie mog� ani chc� pozosta�.
Nadto tu wspomnie� bolesnych, a potem - doda�a - zamek kr�lewski kr�lowi ca�y przynale�y.
Dziwnym jakim� my�li zwi�zkiem kr�l szwedzki przypomnia� sobie nagle ulubie�ca zmar�ego brata, jego doradc� i pos�a, grafa Magnusa i doda�: - Magnus dopomina si� o sto tysi�cy z�otych, kt�re po�yczy� Rzeczypospolitej - i ten nam ci��y� b�dzie, dop�ki go nie zaspokoimy.
U�miechn�a si� kr�lowa i wtr�ci�a: - Jak ja, bo i mnie d�u�n� jest Rzeczpospolita.
Jan Kazimierz postrzeg�, �e potr�ci� strun�, kt�rej by� nie powinien porusza�, zagryz� usta, nie umiej�c wyj�� inaczej z zak�opotania, zwr�ci� si� do milcz�cego ksi�dza de Fleury.
Zapytanie, jakie mu zada�, tyczy�o si� nabo�e�stwa jutrzejszego w jednym z miejskich ko�cio��w.
Ksi�dz Fleury i kr�lowa razem odpowiedzia�a, �e si� w�a�nie na uroczysto�� t� wybiera.
Wszystkie przedmioty zdawa�y si� ju� wyczerpane.
Jan Kazimierz siedzia� jednak�e.
- Brat m�j Karol odwiedza� Wasz� Kr�lewsk� Mo��?
- zapyta�.
- Raz by� tylko u mnie, gdym tu powr�ci�a - zimno odezwa�a si� kr�lowa.
- Nie widuj� go.
- Wasza Kr�lewska Mo�� - rzek� po ma�ym namy�le Jan Kazimierz - mog�aby� mu oszcz�dzi� wiele pr�nych trosk, stara� i wydatk�w, odradzaj�c te �mieszne zabiegi o koron�.
Ja ani mu jej zazdroszcz�, anibym przeszkadza� do niej, ale jestem zmuszony.
Ci�gn� mnie.
Jego uwodz� pochlebcy, �al mi go.
Mo�e z ust Waszej Kr�lewskiej Mo�ci...
Maria Ludwika poruszy�a si� bardzo �ywo.
- Najja�niejszy Panie - rzek�a - prosz� was, pozostawcie mnie zupe�nie na stronie, ja si� do niczego miesza� nie chc�, nie mog� i nie powinnam.
�wie�a bole�� odejmuje mi wszelk� ochot� udzia�u w tym �yciu, rada bym moje zakonnice Francuzki osadzi� jak najwygodniej i wyposa�y�, aby mo�e kiedy� sama u nich znale�� schronienie, zreszt� od �mierci m�a sprawy Rzeczypospolitej s� mi obce.
Wdowa, upomn� si� o moje wyposa�enie, nic wi�cej.
- Ale Wasza Kr�lewska Mo�� - zapominaj�c si� rzek� Jan Kazimierz - mo�esz przez Francj�, na kt�r� masz wp�yw wielki, dopom�c pot�nie, komu by� chcia�a.
- Francja b�dzie i�� za w�asn� polityk� i interesem - sucho rzek�a Maria Ludwika - a ja w�a�nie pragn� wyrzec si� wszelkiego udzia�u w jej polityce.
Kr�l zachmurzony zamilk�.
- Wasza Kr�lewska Mo�� - doda� po chwili - mo�esz zmieni� zdanie, tak si� spodziewam, s�dz�.
Potrz�sn�a g�ow� kr�lowa, nic nie odpowiadaj�c.
Kr�l wsta� powoli i Maria te� podnios�a si� z siedzenia.
Nast�pi�o bardzo ch�odne po�egnanie, po kt�rym kilka krok�w ku drzwiom przeprowadziwszy go�cia, kr�lowa wr�ci�a do swych pokoj�w.
Ksi�dz de Fleury wi�d� dalej kr�la.
- Cierpi�c� jest?
- zapyta� go.
- Jak widzieli�cie - rzek� doktor.
- Po�o�enie jej smutne, przysz�o�� niepewna.
Sam widok kraju i wiadomo�ci, jakie co dzie� przychodz�, nie przyczyniaj� si� do uspokojenia.
Jedyna jej pociecha w modlitwie.
Jan Kazimierz przerwa� mu gor�co.
- Moja tak�e!
Ale miejmy w Bogu otuch� i nadziej�.
To m�wi�c pochyli� si� jakby do uca�owania r�ki pra�ata, kt�ry skromnie si� cofn�� i g��bokim po�egna� go uk�onem.
W antykamerze dw�ch dworzan oczekiwa�o na kr�la.
Tu, jakby czarodziejsk� r�d�k�, pos�pne oblicze Jana Kazimierza rozpogodzi�o si�.
- Butler czeka na Wasz� Kr�lewsk� Mo�� - rzek� jeden.
�ywym krokiem po�pieszy� kr�l szwedzki do zajmowanego przez siebie mieszkania.
By�o to jeszcze to samo, kt�re zamieszkiwa� przed wyjazdem do Rzymu i o kt�re p�niej, powr�ciwszy, upomina� si�, tak �e z niego grafa Magnusa wygna� musiano.
Ale terz, gdy owa mityczna korona szwedzka spocz�a na jego skroni, gdy by� kandydatem do drugiej, skromny apartament ten wydawa� mu si� niezno�nym.
Napiera� si� gwa�townie wspania�ego pa�acu przy Krakowskim Przedmie�ciu, przeciwko czemu r�wnie stanowczo ksi��� Karol zak�ada� protest.
W testamencie kr�la W�adys�awa nie by�o oznaczenia wyra�nego, jak si� pa�acami bracia podzieli� mieli.
Jan Kazimierz musia� czeka�, a�eby z pomoc� po�rednik�w jakich� porozumienie nast�pi�o.
W przedpokoju dwa kar�y, Baba i Lump, Polak i Niemiec, dwie ma�py na �a�cuszkach, papuga pstra w klatce, naprz�d go powita�y.
Gwa�towny sp�r wiecznie si� z sob� k��c�cych i morduj�cych z�o�liwych kar��w zmusi� kr�la do uderzenia Baby po plecach i nakazania milczenia.
W progu pokoju oczekiwa� starosta Butler, ze wszystkich przyjaci�, kt�rych kr�l bra� i rzuca� bardzo �atwo, najmilszy mu i najwytrwalej upodobany.
Butler mia� powierzchowno�� dworaka, str�j cudzoziemski i t� gi�tko�� ruch�w, a wyraz twarzy pos�uszny, kt�re mu dozwala�y si� akomodowa� do humoru i my�li pana.
Nikt nad niego lepiej nie zna� Jana Kazimierza, kt�ry bra� za powiernika i rzuca� Butlera po kilkakro�, ale zawsze zat�skniwszy do niego, powraca�.
By� to jedyny cz�owiek, przed kt�rym si� m�g� wyspowiada� ze wszystkich swych s�abo�ci, nie l�kaj�c si� wy�miania ni zdrady.
Butler nigdy za pr�g st�d nie wyni�s� nic, a wielekro� ostrzeg� i zapobieg� skutkom nieopatrzno�ci kr�la.
Z widoczn� rado�ci� przywita� go Jan Kazimierz, prowadz�c za sob� w g��b swojego pomieszkania.
Ca�y charakter cz�owieka si� w nim malowa�.
Nie by�o tu tego przepychu, tego artystycznego blasku, do kt�rego W�adys�aw tak� przywi�zywa� wag�.
Niesta�o�� umys�u, zmienno�� gust�w dobitnie si� wyra�a�y w tym, co otacza�o kr�la.
Obok wielkiej ilo�ci obraz�w i obrazk�w pobo�nych, krucyfiks�w i relikwiarzy, wida� by�o portrety kobiet i razem z pobo�nymi porozrzucane najp�ochsze, najswawolniejsze francuskie ksi��ki.
Nie by�o porz�dku ani wdzi�ku w pokojach, dosy� kosztownie przyozdobionych, ale bez smaku.
Psy, ma�py i kar�y pozostawia�y wsz�dzie �lady swawoli.
W sypialni przed wielkim obrazem, zapo�yczonym z ko�cio�a w Czerwie�sku, wystawiaj�cym Matk� Bosk� z Dzieci�ciem Jezus, pali�a si� lampa, i kr�l, poszed�szy naprz�d tu, pokl�k� na kr�tk� modlitw�, ale zaraz z niej powstawszy i drzwi zamkn�wszy, usiad� w s�siednim pokoju, odzywaj�c si� do Butlera: - Wracam od kr�lowej!
- poruszy� ramionami.
- Sfinksem dla mnie ta kobieta.
Okryta grub� �a�ob�, nieutulona w �alu po m�u, kt�ry jej nigdy nie kocha�, a ona go nie cierpia�a, tak, ale by�a kr�low�, panowa�a, panowa�a tak dobrze nad nim, �e pod koniec �ywota �aden wakans bez jej wiadomo�ci nie by� dany, a ka�dy op�aci� jej musiano.
Jestem pewny, �e ma ogromne sumy.
Butler potwierdzi� to �ywo.
- Ale chce, jak powiada - ci�gn�� dalej Kazimierz - wszystko po�wi�ci� na pobo�ne fundacje i daje do zrozumienia, �e sama mo�e schroni� si� do jednego z tych klasztor�w.
Pos�dzano Karola, gdyby, co by� nie mo�e...
- Nie mo�e!
- powt�rzy� Butler.
- Gdyby go obrano, got�w si� z ni� o�eni� - doko�czy� kr�l.
- Ale on nienawidzi kobiet - przerwa� starosta.
- Tak wszyscy �wiadcz� - zamrucza� Jan Kazimierz - ale jak to mo�e by�?
To nie jest w m�skiej naturze.
Westchn�� i roz�mia� si� razem.
- Co do mnie - rzek� - to rzecz szczeg�lna, ja w ka�dej niewie�cie widz� co� ��dz� obudzaj�cego, w ka�dej.
Jedna ma twarz, oko, druga kibi�, n�k�, u�miech, popiersie.
Strzepn�� r�kami.
- Stworzone s� na to, aby nas wiod�y na pokuszenie.
�miej�c si� Butler potakiwa�.
- Z tych wszystkich, kt�re ja tu spotykam i widuj� - m�wi� ulegaj�c potrzebie zwierzenia si� przed przyjacielem, - wie Butler, dwie mnie szczeg�lnie n�c�.
Oto ta, ta Francuzka Duret, no i...
Tu zni�y� g�os, obejrza� si� i szepn��: - I marsza�kowa.
R�k� przy�o�y� do ust, poca�owa� j� i zamilk�.
- Ale z dworu kr�lowej m�dry b�dzie - dorzuci� - kto co dostanie.
Ta ju� stara i zwi�d�a Langeron, koczkodan, jak smok stoi na stra�y.
M�wiono, �e j� za m�� wyda� mia�a kr�lowa, ale teraz wszystko posz�o w odw�ok�.
Pomilczawszy nieco zadumany kr�l zwr�ci� si� do Butlera.
- No, jak�e twoje starania o pieni�dze?
- Nic jeszcze pewnego powiedzie� nie umiem - rzek� faworyt - lecz b�d� co b�d�, musimy ich dosta�.
- Karol oszala� - m�wi� dalej Kazimierz - sypie nimi.
On!
On, co dotychczas tak sk�pi�.
Sk�d mu ta fantazja korony na przek�r ze mn�?
- Nie wiem - odpar� Butler - mo�e w�a�nie przez zazdro��!
- On kr�lem - poruszaj�c ramionami m�wi� dalej Kazimierz.
- �mieszne pomy�le� o tym.
Butler si� w istocie roz�mia�.
- C�e� s�ysza�?
Ma on jakie nadzieje?
Gro�ny jest?
- zapyta�.
- Najja�niejszy Panie - pocz�� starosta - czasu elekcji ka�dy kompetytor straszny.
Nie ma za sob� ludzi, a mog� si� zrodzi� jak grzyby na polu samym.
Powieje wiatr.
To pewna, �e przeszkod� nam b�dzie.
- I w�a�nie dlatego nie ust�pi� - burkn�� Kazimierz - ale go to drogo kosztowa� mo�e.
Nikogo nie pos�ucha.
- Szlacht� mazowieck�, kt�r� z dawna karmi i poi, i r�nych wys�a�c�w, co po�pieszyli tu przed elekcj� - m�wi� Butler - jego dworzanie, Wysocki, Czyrski i inni zjednali jad�em i napojem.
Porozsy�ali ich po powiatach.
Kt� wie, gdy przyjdzie do g�osowania?
Wyrwie si� jeden, zahuczy wrzaskliwie i poci�gnie za sob�.
- C� tu pocz��?
- zamrucza� Kazimierz.
Butler przeszed� si� nieco zamy�lony po pokoju.
- Najja�niejszy Panie, gdy si� senatorowie zjad�, przez nich chyba mo�na co� b�dzie przedsi�wzi��, aby si� upami�ta�.
- A to, co wy�o�y� - szepn�� frasobliwie kr�l - wszak to ju� o milionie m�wi�.
Przyjdzie� mu wraca�?
- A chocia�by - przerwa� starosta.
- Strachu nie ma.
Kr�l mo�e par� opactw sobie do rozporz�dzenia wyjedna� i nimi zamkn�� usta.
- Jeste� m�em dobrej rady - u�miechn�� si� weselej Jan Kazimierz i uderzy� go przyjacielsko po ramieniu.
Rozmowa powa�niejsza ju� p�ochy umys� jego znu�y�a.
Umia� tylko dwoje: modli� si� lub �mia� i baraszkowa�.
- Hej!
Butler, s�yszysz?
- zawo�a�.
- Ty, co wszystko wiesz!
M�wiono ci te� ju� o tym, �e Gi�anka