5676
Szczegóły |
Tytuł |
5676 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5676 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5676 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5676 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz A. Urbanowicz
Prawda was wyzwoli
Janusz Urbanowicz w Sieci i w redakcji funkcjonuje jako Alex. �bergeek. Z wykszta�cenia fizyk do�wiadczalny, z
pogl�d�w cypherpunk i dyskordianin. Pisuje do Miesi�cznika �KF i do Esensji, gdzie co miesi�c publikuje sta�y
cykliczny felieton "Pokolenie GNU", kt�rego jeden odcinek zosta� nagrodzony Nagrod� Elektryba�ta.
Debiutowa� w Fenixie cyberpunkowym tekstem "Czas �ycia, czas �mierci". Pisze ma�o, po debiucie ukaza�y si� jeszcze
"Biografia" (Fenix) i "Poranne s�o�ce" (Framzeta).
P�niej wyda�o si� dziwne, �e Franza nie obudzi� sygna� alarmu. Obudzi�y go serwa przesuwaj�ce czaszk� Wilhelma
na prz�d l�downika. Charakterystyczny, wysoki pog�os elektrycznych silnik�w wyrwa� nawigatora z niespokojnego
snu, ze snu, w kt�rym rozmawia� ze sob� samym, ale tym, kt�ry pozosta� na Ziemi. G�uche szcz�kni�cie
przeciwprzeci��eniowych rygli ostatecznie rozwia�o senn� mar�. Rozespany Franz rozpozna� ten odg�os. To hardware
sztucznej inteligencji by� blokowany w kokpicie l�downika. Przygotowanie do startu awaryjnego.
Nawigator usiad� na koi, przetar� oczy i po�o�y� r�k� na z��czu u wezg�owia. W polu widzenia rozwin�� si� systemowy
display. P�on�cy na pierwszym planie sygna� ��tego alarmu przes�ania� kolorowe diagramy stanu statku. Franz
potwierdzi� kontynuacj� procedury automatycznej: mia� teraz chwil�, aby si� zebra�. Umy� si�, z pojemnika pod koj�
wyci�gn�� ci�ki, szary kombinezon z autonomicznym zasilaniem. Procedura wymaga�a gotowo�ci do dzia�a� we
wszystkich mo�liwych �rodowiskach. Z �alem za lekkimi bioszczelnymi strojami, jakich do tej pory u�ywali,
nawigator zapi�� zatrzaski kombinezonu. Sprytny materia� uszczelki zamkn�� szwy. Na szcz�cie r�kawice i he�m m�g�
przywiesi� do plecaka, procedura wymaga�a w�o�enia ich tylko przy gro�bie przebicia. Dopi�� plastikowe skorupy
but�w, okr�ci� si� dooko�a, podskoczy�. Oporz�dzenie dzwoni�o, plecak systemu �ycia obci��a� bole�nie barkowe
poduszki. Franz przeszed� do kokpitu, zamkn�a si� za nim hermetycznie pancerna gr�d�. Do ko�ca alarmu mia� by�
odci�ty od statkowej kuchni, czyli tak�e od porz�dnej kawy. Syntezator w kabinie nawigacyjnej dobrej kawy zrobi� nie
umia�.
*
Rozsiane po okolicy kamery od tygodnia nie zdo�a�y zrobi� dla Aloe dobrych zdj�� lokalnej fauny. Wszystkie
tr�jwymiarowe zdj�cia by�y poruszone albo nieostre. Kilka wi�kszych zwierzak�w na pocz�tku wysz�o dobrze, p�niej
�aden, a same p�askie zdj�cia nie wystarcza�y do dokumentacji ekologicznej. Aloe pyta�a Maria, co z tym mo�na
zrobi�. Mario po zdalnym przetestowaniu kamery powiedzia�, �e celowniki si� rozkalibrowa�y i on przez sie� nie jest w
stanie tego naprawi�. A lecie� do niej nie ma czasu.
W innych pracach przez wi�kszo�� czasu pomaga� jej osobak Wilhelma, ale poprzedniego dnia Wilhelm dosta� od
dow�dcy jak�� wa�niejsz� prac� i od��czy� si� od swojego chwilowego. Porzucony osobak przypominaj�cy
surrealistycznie poskr�cany szkielet siedzia� zwini�ty w k�cie zaimprowizowanego obozu.
Aloe siedz�c przed sk�adanym baraczkiem, wodzi�a nerwowo rysikiem po planszecie graficznej. Pr�bowa�a zmusi�
program graficzny do wyliczenia z p�askich zdj�� tr�jwymiarowego wygl�du zwierz�t. Rekonstrukcj� ostatni raz robi�a
na studiach i teraz sz�o jej kiepsko, program ci�gle myli� wypuk�o�� i wkl�s�o��. Zostawi� tego nie mog�a - z braku
dobrych zdj�� 3D musia�a jako� dorobi� hologramy do dokumentacji.
W jednej chwili otaczaj�cy j� las zap�on�� ��to - rzuci�a si� odruchowo do ty�u rozrzucaj�c sprz�t; zamkn�a przy tym
oczy. Odruch ze szkolenia zaskoczy� na widok ��tych liter komunikatu. Odetchn�a z ulg�: to nie po�ar, to tylko
bodziec alarmowy. Spokojnie ju� podnios�a si� i zacz�a zbiera� rozsypane przyrz�dy. Trwa�e rzeczy z�o�y�a w
schowkach przy �piworze, opar�a d�o� na pojedynczej nodze wycelowanego w niebo przeka�nika. Po��czy�a si� z
systemem i zg�osi�a wezwanie do ewakuacji. Czekaj�c na pier�cieniopter dopina�a zamkni�cia sk�adaj�cego si�
baraczku, po czym zdj�a przeka�nik ze stojaka. Procedura zwijania obozowiska w��czy�a rozpad syntetycznych
przedmiot�w, rozsypywa�y si� w proch niemal w oczach. Dooko�a osobaka oraz po�r�d rozrzuconych naczy� i
sztu�c�w gromadzi�y si� kupki mia�kiego py�u. Podmuch wirnika l�duj�cego pier�cieniowca rozdmucha� resztki na
nierozpoznawalny, lu�ny si� �u�el. Pakunek z barakiem i g�owic� przeka�nika Aloe wrzuci�a do baga�nika, po czym
wcisn�a si� do kokonu jednoosobowej kabiny. Pier�cieniopter szumi�c wzbi� si� w niebo. Godzin� p�niej po
obozowisku nie by�o �ladu.
*
Zebrali si� w malutkiej mesie l�downika, prawie ca�a za�oga "dw�jki" - Aloe, stacjonarny osobak Wilhelma, ten z
twarz� i para planetolog�w. Franz siedzia� w kokpicie, pilnowa� gotowo�ci startowej. Planetologowie pok��ciwszy si�
dwa dni wcze�niej, teraz boczyli si� na siebie, zmuszeni rozk�adem foteli do siedzenia razem. Inez zarzuca�a co chwila
wybielon� grzywk�, daj�c upust swojej z�o�ci, Mario udawa� �e jej nie zauwa�a i demonstracyjnie skupia� si� na
notatkach przegl�danych w zawrotnym tempie na swojej planszecie. Zaznacza� w nich powi�zania buduj�c baz�
wiedzy do przygotowywanej publikacji. Aloe na swojej planszecie katalogowa�a i opisywa�a przerzucone do sieci
statku zapisy z bada�. Osobak siedzia� pod �ciennym ekranem, �wicz�c koordynacj� ruch�w.
Aloe by�a zadowolona z faktu, kt�ry przy ustalaniu za��g strasznie zirytowa� Franza: Jowit�, socjotechnika i drugiego
ksenobiologa dow�dca przydzieli� do pierwszej za�ogi. Wszyscy m�czy�ni opr�cz Franza nienawidzili Jowity za jej
pierwszy antykryzys, jeszcze podczas lotu; przez tydzie� przespa�a si� po kolei ze wszystkimi facetami z za�ogi, a
potem przy kt�rym� �niadaniu wyg�osi�a d�ug� i zjadliw� przemow� na temat ich wad i przywar, ��kowych i nie tylko.
Z jakich� przyczyn pomin�a Franza, z kt�rym dalej utrzymywa�a stosunki - towarzyskie i ��kowe. Antykryzys
zadzia�a� o tyle, �e obydwoje energetycy istotnie przestali �re� si� mi�dzy sob� i zapa�ali zgodn� nienawi�ci� do
Jowity. Sko�czy�o si� na regularnej b�jce, kt�r� zako�czy� Dow�dca, ra��c ich przez szczepionki impulsami
b�lowymi. P�niej razem z Franzem rozdzielili Jowit� i Leslie, a Kiel powstrzyma� Marka. Marka uwagi Jowity ubod�y
wida� do �ywego - pr�bowa� j� udusi�. Sko�czy�o si� na tygodniu aresztu domowego dla Leslie, dw�ch tygodniach dla
Marka, on te� zosta� ukarany dodatkowym tygodniem izolacji fantomatycznej. Jowita uzna�a antykryzys za udany. Na
szcz�cie dla spokoju za�ogi, zaraz po zako�czeniu kary Marka skok si� sko�czy�, wi�c nie mieli ju� czasu na k��tnie.
Zaj�ci byli rozstawianiem i kalibrowaniem bramy, szukaniem astreroid�w oraz uruchamianiem na nich automat�w
buduj�cych stacje zasilania i gigantyczne skrzyd�a s�onecznych baterii. Zabezpieczaniem sobie powrotu do domu.
Og�oszony przed czterema godzinami alarm �ci�gn�� ich w ekspresowym tempie do l�downika; dalej w�a�ciwie nic si�
nie dzia�o. Siedzieli, czekaj�c, a� dow�dca zdejmie blokad� informacyjn�; ��czno�� mieli, opr�cz wewn�trznej, tylko z
orbiterem i automatyk� bramy. Z drugiej strony alarm ci�gle by� ��ty, tkwili w zawieszeniu, ani startowa�, ani co�
robi�. Franz puszcza� ci�gle od nowa wszystkie testy uk�ad�w l�downika, tych, do kt�rych mia� dost�p. Blokada broni
r�cznej dalej obowi�zywa�a. Mario zastanawia� si� na g�os, co mog�o spowodowa� alarm, pr�bowa� wyci�ga� z Aloe
jakie� wie�ci o pracach drugiej grupy. Aloe wiedzia�a tyle, co wszyscy z og�lnych biuletyn�w, �e odnale�li z grubsza
humanoidalnych tubylc�w, nast�pi� zainicjowany przez tubylc�w kontakt, niestety, po obiecuj�cym rozpocz�ciu
szybko przyszed� impas, tubylcy zerwali kontakty. Jowita pisa�a swoje notatki do�� og�lnikowo. Aloe wci�gn�a
wszystkie biuletyny na sw�j pad, zacz�a je przegl�da�. W tym momencie us�ysza�a szcz�kni�cie wchodz�cej
komunikacji i, jak wszyscy, odruchowo unios�a g�ow�. Kilkadziesi�t miesi�cy od uzupe�nienia szczepionki o
wewn�trzny g�os nie wykorzeni�o odruch�w. Us�yszeli zimny, stalowy g�os Jowity. "Zg�aszam kontynuacj� procedur
alarmowych. Jako chwilowo pe�ni�ca obowi�zki dow�dcy, wzywam do uaktywnienia swoich uprawnie� zgodnie z
procedur� 'sygnet'". Zmartwieli; "sygnet" by� regulaminowym oznaczeniem w��czenia rozproszonego dowodzenia na
wypadek �mierci dow�dcy. Z drugiego l�downika do grupy dowodzenia nale�eli Franz jako drugi nawigator i Wilhelm.
Po chwili Jowita odezwa�a si� drugi raz. "Dzi�kuj�. Niniejszym przekazuj� kody startowe na rzecz grupy uprawnie�
'sygnet'. W��czcie spojenia, czeka ju� na was pakiet informacyjny." I doda�a - ju� normalnym tonem. "Dzisiaj, cztery
godziny temu, nasz dow�dca pope�ni� samob�jstwo."
Inez wybuch�a urywanym szlochem. Aloe siedzia�a os�upia�a, patrz�c nieruchomo przed siebie i czuj�c, jak jej cia�o
zaczyna dygota�. Poczu�a nap�ywaj�ce do oczu �zy; zagryz�a wargi. Oparta o Maria Inez szlocha�a coraz g�o�niej. To j�
przebudzi�o. Aloe wywo�a�a na datapadzie panel kontroli medycznej zespo�u i korzystaj�c ze swoich tymczasowych
uprawnie� sanitariuszki, nakaza�a szczepionce Inez pobudzi� produkcj� endorfin. Po kilkunastu sekundach Inez
uspokoi�a si�. Reszta za�ogi tkwi�a nieruchomo na miejscach, niebieskie �wiate�ko na czole osobaka zgas�o na znak, �e
nie�miertelny od��czy� sterowanie. Aloe sprawdzi�a parametry reszty zespo�u: byli wzburzeni, ale w normie.
Po chwili sykn�a gr�d�, do mesy wszed� Franz. W��czy� du�y �cienny ekran, stan�� przed nim i odwr�ci� si� do za�ogi.
- Sytuacja wygl�da tak: nie wiemy, dlaczego dow�dca pope�ni� samob�jstwo. My mamy ko�czy� badania, ale bez
paniki i po�piechu. Je�li czego� wam brakuje, mamy jeszcze jaki� tydzie�, tylko �adnej eskalacji, nowych obozowisk i
tak dalej. Potem odlatujemy. Na wypadek, gdyby to by�y jakie� czynniki biologiczne, utrzymany jest alarm. Pobierzcie
z magazynku ci�kie kombinezony i utrzymujcie izolacj� od zewn�trza. Je�li kto� chce, mo�na pobra� paralizatory
elektryczne, �adnej ci�kiej broni. Za godzin� Matterhorn otworzy dost�p do rejestrator�w awaryjnych na pierwszym
l�downiku, wtedy dowiemy si� dok�adnie co si� sta�o, na razie analizuj� pe�ne skany otoczenia wypadku, to potrwa.
Matterhorn by� m�drcem pe�ni�cym obowi�zki pierwszego intelektronika wyprawy. �artowali przedtem, �e jest
lekarzem, kt�ry leczy si� sam. Odezwa� si� Mario:
- Jak z bram�?
- Jeszcze sze��dziesi�t sze�� dni �adowania do nominalnego zasi�gu. Akurat, �eby doko�czy� to, co mamy do
zrobienia, plus lot.
Powoli podnie�li si� z siedzisk, Mario skierowa� si� do swojej kabiny, Franz do �luzy. Inez podesz�a do Aloe.
- Mo�esz mi co� da� na nerwy?
Aloe uj�wszy jej d�o�, po��czy�a si� z wszczepem, sprawdzaj�c sk�ad krwi.
- Nie powinna� nic bra�. Id� si� prze�pij.
- Nie zasn�.
- Zapytaj Lidi�. Ja nie mam co ci da�. Chod�, porozmawiamy z ni�.
Centralka ��czno�ci i diagnostyki medycznej znajdowa�a si� w przedsionku kokpitu. Aloe zamkn�a oczy; k�ad�c d�o�
na z��czu w��czy�a si� do sieci, wzywaj�c orbiter. Lidia nie opuszcza�a bezpiecznego pancerza orbitera i nie korzysta�a
z osobak�w. W ��czno�ci wyst�powa�a zawsze z pe�nego fantomu g��wnego ambulatorium orbitera. Inez zaj�a ju�
miejsce w fotelu diagnostycznym; w fantomie zmaterializowa�o si� jej odwzorowanie.
- Co jej jest? - Lidia podnios�a wzrok znad karty bada� biologicznych, nad kt�r� unosi�y si� wyniki tomografii. Nigdy
nie traci�a czasu na powitania, zw�aszcza w stosunku do podw�adnych. Tr�jwymiarowy przekr�j m�zgu jakiego�
lokalnego zwierz�cia znik�, gdy od�o�y�a kart� na blat.
- Szok. Jest roztrz�siona. Tu masz jej ostatnie dane - na biurku Lidii zmaterializowa�a si� kartka. Lidia przejrza�a j�
pobie�nie.
- Szkoda, �e nie macie tam pe�nej diagnostyki. Wyt�umi�abym po prostu te pobudzenia, ale jej ostatnia mapa m�zgowa
ma cztery miesi�ce.
- Od razu zak�ada� t�umienie?
- Tak najpro�ciej i najbezpieczniej - na kr�tk� met�. Ale bez dobrej mapy... dam jej tylko co� na uspokojenie. Z
r�cznym dozowaniem. Jest do�� mocny. Dopilnujesz jej? To mo�na przedawkowa�.
- Dobrze. Co� jeszcze?
- Porozmawiam z ni� troch�, zostaw nas same.
Aloe roz��czy�a si� i wr�ci�a do mesy. Wyj�a z syntezatora gotow� ju�, p�ask� ampu�k� z farmaceutykiem.
Zastanowi�a si� jeszcze przez moment, wybra�a z menu drugi specyfik i w��czy�a syntez�. Zanim syntezator wyda�
zam�wienie, w drzwiach od strony kajut pojawi� si� Franz. Aloe naje�y�a si�.
- Nie wchod� tam - g�ow� wskaza�a w kierunku kokpitu i centralki. - Lidia rozmawia z Inez.
- Dobra, poczekam. Jak si� czujesz?
- Chyba dobrze. Na wszelki wypadek chc� mie� co� na uspokojenie - wskaza�a syntezator.
- Dobrze ci zrobi, jeste� blada - Franz przyjrza� si� jej uwa�nie.
- Dziwnie si� czuj�. Co tam si� w�a�ciwie sta�o?
- Wszystko ju� jest na og�lnym dost�pie, mo�esz sama przejrze�. Alarm zaskoczy� w momencie zatrzymania akcji
serca dow�dcy. Nie by�o wiadomo, co si� dzieje, bo wcze�niej wys�a� wszystkich w teren i po�o�y� og�ln� ��czno��.
Nawet z orbitera nie mo�na by�o si� tam dosta�.
- A pasma awaryjnego wy��czy� nie m�g�.
- W�a�nie. Najbli�ej byli Jowita i Kiel, pobierali pr�bki z jakiego� jeziora dwie�cie kilometr�w od l�downika. Jak
dolecieli, by�o ju� po wszystkim. Zamkn�� co� w czarnej dziurze i strzeli� sobie w g�ow�.
- Co zamkn��?
- Nie wiadomo, a otworzy� j� mog� przecie� dopiero na Ziemi. Mo�e co� si� wyja�ni, jak Matterhorn otworzy zapisy.
- Szkoda, �e musia� zosta� w orbiterze; gdyby by� na miejscu, mo�e by si� to nie sta�o.
W drzwiach przedniego korytarza ukaza�a si� Inez. Na twarzy mia�a �wie�e �lady �ez.
- Aloe, masz co� dla mnie? - wyci�gn�a r�k�.
- Mam - Aloe uj�a r�k� Inez w nadgarstku, przymkn�a oczy i spi�a si� z wszczepem kontroli medycznej. Centralka
szczepionki by�a prawie pusta. - Franz, podrzu� mi dawk� szczepionki z apteczki.
W sk�rze Inez otworzy�a si� p�aska szczelina zewn�trznego portu. Aloe wsun�a do po�owy p�aski dysk kapsu�ki z
trankwilizatorem, mechanizm zaskoczy� i zacz�� opr�nia� pojemnik. Po chwili kapsu�ka by�a pusta, Aloe zmieni�a j�
na podan� przez Franza porcj� szczepionki. Wszczep po�kn�� zast�py nanomechanizm�w r�wnie szybko jak lek. Aloe
wyci�gn�wszy pust� ampu�k�, przyg�adzeniem d�oni zamkn�a port. Pozosta�o jeszcze tylko przekaza� Inez modu�
programu wstrzykiwania na ��danie. Pod��czy�a si� jeszcze raz i wywo�a�a menu oprogramowania medycznego.
Przekazanie appletu nie trwa�o nawet sekundy.
- Id� si� po��. I nie nadu�ywaj, g�ra pi�� dawek dziennie. Dzisiaj, dwie.
Syntezator klikn��; Aloe wzi�a drug� kapsu�k� i za�adowa�a sw�j wszczep. Przymkn�a oczy i nakazawszy infuzj�,
poczu�a rozchodz�c� si� po ca�ym ciele fal� rozlu�nienia. Po chwili chemia ob�uska�a z niej emocje. Popatrzy�a na
Franza czekaj�cego przed automatyczn� kuchenk�, poczu�a g��d. Franz odebra� swoj� lasagne i sztu�ce, po czym,
zawin�wszy tack� w termoizolacyjny foliowy worek, poszed� do kokpitu. Aloe si�gn�a do ekspresu po dzbanek s-
kawy. Nie lubi�a syntetyzowanej - mimo wygl�du nie mia�a smaku ani aromatu prawdziwego espresso. Ale nic innego
nie by�o. Ograniczenia transportowe masy: prawie ca�e �arcie z syntezatora albo wyhodowane na pok�adzie z biomasy.
Z pude�ka obok ekspresu wzi�a jeszcze kilka smakowych sojowych suchar�w, nie chcia�o jej si� zamawia� w
automacie niczego konkretnego. Jedz�c patrzy�a po opustosza�ej mesie; na panelach sto�owych datapad�w oraz dw�ch
porzuconych planszetach b�yska�y monotonnie wygaszacze - dwa gwiezdne pola, wiruj�cy fraktal i jeden czarny, pusty
ekran. Zastanawia�a si�, co robi�.
W ko�cu si�gn�wszy do najbli�szego ekranu, po��czy�a si� z drugim l�downikiem. Jej uprawnienia zadzia�a�y, dosta�a
si� do zapisu �mierci dow�dcy. Patrzy�a na za�amania EKG i EEG. Pozbawiona ��czno�ci ze �wiatem, pozostawiona
sobie samej i wkodowanym na twardo podstawowym procedurom, szczepionka pr�bowa�a resuscytacji przez
wprowadzanie jon�w potasu do naczy� wie�cowych. Bez efektu. Dow�dca to przewidzia�, nic nie mog�o go uratowa�
po tym jak strzeli� sobie w skro� z pistoletu. Tylko jego bro� nie mia�a zabezpiecze� przeciwko strzelaniu do ludzi.
*
Przed narad� Franz pomaga� Mario pakowa� pr�bki w mniejszej kopule. �adowali pojemniki do transportowych
kratownic. Precyzyjna, nudna robota. Za�o�y� pojemnik do gniazda, pu�ci� etykiet� z opisem przez oko czytnika,
naklei� kodow� etykietk� na pojemnik i tak w k�ko. Nie mieli akurat wolnych automat�w, zreszt� teraz Franz wola�
skupi� si� na pracy fizycznej. Mario pr�bowa� co� nuci�, ale niezbyt mu wychodzi�o, potem odezwa� si�.
- Franz, dlaczego poszed�e� do Korpusu?
- Zwyczajnie. Nie m�wi�em ci? Chyba m�wi�em. Na tej imprezie zapoznawczej m�wi�em. Ale fakt, spi�e� si� wtedy
strasznie. Pami�tasz dziewczyn�, co si� do ciebie klei�a? T� z Kontroli?
- Nie pami�tam. Tylko kaca z nast�pnego dnia.
- Aha. Przecie� opowiadali�my ci p�niej. Chcia�a ci� zaci�gn�� do hotelu, ale nie mog�e� chodzi�. Strasznie si�
nawali�e� tymi smartami.
- Zapomnij o tym. Powiedz lepiej, o co chodzi�o z Korpusem.
- Normalnie. Niezbyt pasowa�em do tej ca�ej Apoteozy Rodziny Restytuowanej, rzyga� mi si� od tego chcia�o, no, to
zacz��em szuka� roboty poza Ziemi�. No i tak wysz�o.
- Nie poszed�e� do Obcych?
- Poszed�em. Obla�em wst�pne testy.
- Ja te� - Mario u�miechn�� si� melancholijnie. - Swoj� drog�, ty jeden z za�ogi pasowa�by� mi na Obcego.
- To ma by� komplement?
- Sam nie wiem.
Franz u�miechn�� si� smutno.
- A ty? Jak ty wyl�dowa�e� w Korpusie?
- My�la�em �e wiesz. Jako zast�pca dow�dcy.
- Nie.
- Kategoria genetyczna E. Tylko tak mog� mie� dzieci. Musz� udowodni� swoj� przydatno�� dla spo�ecze�stwa, mimo
kiepskiego genomu.
- Przepraszam.
- Nie ma sprawy. Przyzwyczai�em si� do bycia podcz�owiekiem.
- Nie na pok�adzie.
- Jasssne.
- Jest w naszej za�odze kto� z kategori� K. Kilka os�b o tym wie. Zauwa�y�e� co�?
- Nie. Mog� wiedzie�, kto to jest?
- Nie.
Mario milcza� chwil�, nie wiedz�c, co powiedzie�. W niekt�rych koloniach ludzie kategorii K poddawani byli
natychmiastowej eutanazji. Nie w Uk�adzie S�onecznym, ale tu, mimo stara� rz�du, byli wyra�nie dyskryminowani.
- Nawet lepiej. A swoj� drog�, a� dziw bierze, �e z tej zbieraniny uda�o si� z�o�y� jak�� za�og�.
- Jak�� - ton Franza nie pozostawia� w�tpliwo�ci, co my�li o wsp�pracownikach.
- Fakt, nie wytrzymuj� wiele. Zw�aszcza dziewczyny. Ale sam wiesz, kto idzie do Eksploracji.
- Wiem. I tak jest nie�le. Piotr opowiada� mi o kilku swoich poprzednich lotach.
- Znasz... zna�e� naszego dow�dc� prywatnie?
- Troch�. Jeszcze z poprzedniego lotu. Na Lalande.
- Kt�ry to tw�j: trzeci?
- Drugi. Pewnie ostatni.
Na kanale grupy dowodzenia Matterhorn og�osi� udost�pnienie zapis�w rejestrator�w bezpiecze�stwa. "S� zapisy
video. Wszystkie. Sami zobaczcie". Franz zostawi� krat� z pr�bkami, spi�� si� dotykowo z retransmiterem kopu�y.
Mario popatrzy� tylko dziwnie i mrukn�� "sam doko�cz�". Franz pod��czy� si� do nadawanej przez Matterhorna
transmisji.
Ujrza� w�ski centralny korytarz w pierwszym l�downiku; w g��bi, w grodzi, stalowe drzwi do kokpitu, na bocznych
�cianach �luza i miniaturowy gabinet dow�dcy. W tym l�downiku, w dw�jce zamiast gabinetu by� du�y syntezator,
apteczka i schowki ze sprz�tem. Drzwi do mesy i kwater nie by�o wida�, nad nimi znajdowa�a si� kamera. Ze �luzy
wyszed� dow�dca w rozszczelnionym ju� kombinezonie, ni�s� p�ask� paczk� zawini�t� w foliowe opakowanie do
du�ych pr�bek bio. Otworzywszy gabinet, po�o�y� paczk� na widocznym przez drzwi blacie. Wr�ciwszy do �luzy, zdj��
kombinezon, przypadkiem uderzy� r�k� we framug�. Zamar� na chwil�, ��cz�c si� z komputerem, beznami�tny g�os
sprawdzaj�cego dziennik systemu Matterhorna skomentowa� "sprawdza czy jest kto� na pok�adzie", po czym wszed� do
gabinetu. Przez otwarte drzwi by�o wida�, jak otwiera czarn� kopert� z folii (komentarz: "wcze�niej wy��czy� alarm
ska�enia bio") i rozk�ada na pulpicie p�askie, prawie prostok�tne kszta�ty. Przyjrza� im si� dok�adnie, po czym roz�o�y�
je drug� stron� na aktywnej cz�ci blatu. Matterhorn skomentowa� obszerniej: "To s� jakie� zapiski tubylc�w, przedtem
do nich pojecha� i po rozmowie dosta� to od nich, wszystko jest w zapisach �azika. Teraz skanuje i t�umaczy." Program
t�umacz�cy wy�wietli� wyniki na blacie, ale dow�dca natychmiast je zgasi�. "Wszystkie dane o tym, co robi�, sz�y na
jego uprawnienia i zosta�y skasowane, nic si� o tym nie dowiemy. Obserwowana szybko�� dzia�ania t�umacza wskazuje
na j�zyk o znanej strukturze." Przejrza� je chyba na dost�pie bezpo�rednim, przez kilkana�cie minut trwa� w skupieniu
pod��czony - Matterhorn to przewin��. Potem wsta�, otworzy� szafk� nad pulpitem, wyci�gn�� z niej jedyn� na statku
butelk� w�dki i szklank�, nala� po brzeg, wypi� duszkiem. Otrz�sn�wszy si� jak pies, zapakowa� szarozielonkawe
zapiski z powrotem do foliowej koperty i skierowa� si� w stron� rufy l�downika. Uj�cie przeskakiwa�o: mesa,
korytarzyk mi�dzy kwaterami, znowu przeskok, si�ownia. Si�gn�� do zamkni�tej grodzi, zastartowa�y migacze i syreny,
ale nie by�o tam nikogo poza dow�dc�, kto m�g�by to s�ysze�. Gr�d� wpu�ci�a go do pomieszczenia zerowego. Tu
zapis by� pe�ny, z audio, s�yszeli ci�ki chrapliwy oddech oraz kroki na twardej, ceramicznej wyk�adzinie. Sta� przez
chwil� nad zaplombowan� konsol� r�cznego sterowania reaktora, przeci�gn�� r�k� po bezpiecznikach butli
magnetycznych. Uj�� jedn� z dzwigni bezpiecznik�w i - nie zwalniaj�c blokady - szarpn��. Pisn�� ostrzegawczy
brz�czyk. P�niej odwr�ciwszy si�, obur�cz �api�c za oba uchwyty pokryw, otworzy� czarn� dziur�, oficjalnie -
'zasobnik podwy�szonego bezpiecze�stwa do wy��cznej dyspozycji dow�dcy'. Pokrywy zewn�trzne odesz�y z
�atwo�ci�. W�o�y� w szczelin� czytnika klucz i po�o�y� d�o� na z��czu - po chwili, jakby z oci�ganiem rozsun�y si�
poczw�rne, wewn�trzne os�ony. Na wysi�gniku wyjecha� ma�y aluminiowy kontener. Dow�dca umie�ci� w nim
przyniesiony pakiet, zakr�ci� wieko i odepchn�� wysi�gnik. Metalowe rami� p�ynnie wr�ci�o do swego gniazda na dnie
czarnej dziury. Po wyj�ciu klucza wewn�trzne pokrywy zamkn�y si� same; zewn�trzne, z g�uchym stukotem
zaskakuj�cych rygli, zatrzasn�� dow�dca. Od tej chwili czarn� dziur� otworzy� mogli dopiero na Ziemi. Sta� tam przez
chwil� patrz�c na czerwon�, migaj�c� LED� zamka, potem wr�ci� do gabinetu. Wywo�a� edytor, napisa� kilkana�cie
s��w, zastanowi� si� chwil�, napi� si� jeszcze w�dki i wy��czy� pulpit. Przez kilka minut siedzia� nieruchomo wpatruj�c
si� w zamkni�te drzwi �luzy, potem si�gn�� do swojej szafki wyposa�enia. Wyci�gn�� pistolet, metodycznie za�adowa�
bateri� i magazynek, ustawi� typ amunicji, po czym, nie wypadaj�c z rytmu odmierzonych ruch�w, strzeli� sobie w
skro�. Matterhorn przerwa� przekaz w momencie kiedy cia�o wali�o si� na pod�og�. W miejsce obrazu z kamery
wskoczy�o �rodowisko robocze Franza.
- Jakie� komentarze? - na og�lnym kanale odezwa�a si� Jowita.
- Ja mam jeszcze co� - mechaniczny g�os Matterhorna nie objawia� �adnych uczu�. - Widzieli�cie, zostawi� list w
systemie. Znalaz�em przed chwil�.
- Dawaj.
W polu widzenia Franza rozwin�a si� zielonkawa �wiec�ca ramka. Wewn�trz zaja�nia�y s�owa:
Ca�e �ycie po�wi�ci�em celowi, kt�ry dzisiaj okaza� si� fa�szywy.
Chc� spr�bowa� jeszcze raz.
I r�cznie nakre�lony podpis. Po chwili milczenia pierwszy odezwa� si� Kiel.
- Czas na dyskusj� grupy dowodzenia.
- Moment, zaraz pod��cz� si� znowu. Musz� przej�� do kokpitu.
Franz roz��czywszy si�, szybko przeszed� foliowym tunelem do l�downika. Zamkn�� i zablokowa� drzwi do kokpitu,
umocowa� za uchem szerokopasmowy przeka�nik, pod��czy� si� do systemu. W��czy� si� na kana� grupy dowodzenia,
dyskusja ju� trwa�a. Zamkn�wszy oczy, wyda� szczepionce polecenie przej�cia na pe�n� symulacj�. Z ciemno�ci
rozwin�� si� przed nim obraz fantomowej sali narad. M�wi�a Leslie.
- ..startowa� zaraz.
- Po co? Nie wiemy o co chodzi - to Kiel.
- Regulamin.
- Regulamin m�wi wyra�nie o �mierci cz�onk�w za�ogi ORAZ zagro�eniu.
- Bez powodu w �eb sobie nie paln��.
- Jakby by�o jakie� zagro�enie, to by nas chyba ostrzeg� w li�cie.
- Jakby by�o jakie� zagro�enie, to by si� nie zabi� - odezwa� si� Franz.
- Sk�d wiesz?
- Bo go zna�em. Cholernie twardy facet. Raz wyci�ga� swoich ludzi na sprz�eniu bezpo�rednim, niewielu by si� na to
zdoby�o.
- Bo niewielu ma takie szczepionki. Takie, kt�re na to pozwalaj�. A on te� nie by� taki twardy. Co wed�ug ciebie mia�
znaczy� ten list?
- Nie wiem, do cholery. Kiel, czy ty my�lisz, �e ja zna�em go jak klona?
- Zostawmy to - w��czy�a si� Jowita. - Wyj�cia s� trzy: startujemy zaraz, startujemy tak, jak by�o ustalone, lub
kontynuujemy misj�.
- Leslie, czy start teraz ma sens?
- Nie. M�wi�am wcze�niej, na pocz�tku narady, mog�e� s�ucha� od pocz�tku Franz, mamy ponad dwa miesi�ce do
na�adowania bramy na nominalny zasi�g, a my w�a�ciwie potrzebujemy pe�nego, �eby nie t�uc si� potem, po skoku, rok
w tej trumnie - w g�osie energetyczki s�ycha� by�o rozdra�nienie. - Czyli trzeba jeszcze z miesi�c co najmniej doliczy�.
Im wi�cej, tym lepiej.
- A co z tymi zapisami �azika? Jowita?
- Niewiele tam jest, pojecha� do tubylc�w i dosta� od nich to, co widzia�e�. Potem nie chcieli ju� z nim gada�. Pojecha�
do nich, bo po pierwszym spotkaniu z nami nie chcieli si� kontaktowa�. Jako� dziwnie reagowali, rysowali tylko jakie�
dziwactwa na ziemi. Pokazali�my mu to, zapisy z oka; m�wi�, �e chce jedn� rzecz sprawdzi�, bo co� mu to
przypomina. Porozmawiaj z Kielem, on si� nimi zajmowa�.
Franz w��czy� modu� nawigacyjny swojej szczepionki, lew� r�k� przesun�� okno kontrolne tak, �eby nie zas�ania�o
Kiela i zacz�� liczy�. Odezwa� si� po chwili.
- Je�li wystartujemy trzy tygodnie po na�adowaniu bramy, mamy optymaln� trajektori�, nieca�y miesi�c lotu.
Wcze�niejszy start nie ma zbyt wielkiego sensu, to, co zyskamy na starcie, tracimy na orbicie doj�ciowej do bramy. A
potem b�dziemy ju� blisko Uk�adu. Jak wygl�da z programem wyprawy?
- Poczekaj chwil� - odezwa�a si� Jowita. - Wed�ug tego, co mamy w sieci, mamy zrobion� ca�� pierwsz� faz� i pocz�tki
drugiej, przez trzy miesi�ce chyba zd��ymy z faz� drug�. Trzecia i tak jest opcjonalna. G�osujemy?
- Chyba nie ma po co.
- Ja mam zastrze�enie - fantomatyczna Leslie unios�a r�k�. - �adnych kontakt�w z tubylcami. Tak, jak m�wi
regulamin: "W razie w�tpliwo�ci co do postaw lokalnych psychozoik�w, unika� kontakt�w".
- Jakie� sprzeciwy? - Jowicie odpowiedzia�a cisza. - Wilhelm, czemu ty nic nie m�wisz?
- A co mam sobie j�zyk strz�pi�?
- Przecie� ty ju� nie masz j�zyka.
- Fakt, zapomnia�em. Zgadzam si� ze wszystkim, co tu powiedziano.
- Dobra. Przeka�cie za�odze ustalenia.
Odezwa� si� Franz.
- Czy przekazujemy reszcie za�ogi tre�� listu?
- Moim zdaniem tak, bo i tak si� dowiedz�. Jak my�li reszta? - Jowita powiod�a wzrokiem po widmowej sali. Nikt si�
nie sprzeciwi�. - Zatem koniec sesji.
*
Dalsze badania niewiele da�y, poza olbrzymi� ilo�ci� oboj�tnych danych przeznaczonych do analizy ju� na Ziemi.
Tubylcy ich ignorowali b�d� unikali. Napi�cie w�r�d za�ogi ros�o powoli, lecz zauwa�alnie. Nadej�cie terminu startu
przyj�li z ulg�. Kiedy Aloe ostatni raz wysz�a z l�downika sprawdzi�, czy zebrali wszystkie pozosta�o�ci obozowiska,
czu�a jednocze�nie �al i ulg�. Obesz�a teren bazy, potem odwr�ciwszy si�, spojrza�a na l�downik, podnosz�cy si�
powoli do pozycji startowej. Na horyzoncie falowa�y niebieskozielone zaro�la i 'las'. Podnios�a z ziemi zapomnian�
skrzynk� do pr�bek. Rozejrzawszy si� jeszcze, skierowa�a z powrotem do statku, kt�ry przyj�� ju� pionow� pozycj�.
Wspi�a si� do tylnego w�azu, po czym stoj�c ju� w otwartej �luzie, ostatni raz spojrza�a za siebie. Za godzin� b�dzie tu
plama wypalonej odrzutem pustyni. Za godzin� wszystko to stanie si� wspomnieniem, b�d� ju� w drodze do domu.
Zatrzasn�a za sob� klap� w�azu. Za godzin� mieli dokowa� przy orbiterze.
*
Pok�adow� noc przed skokiem Franz przele�a� bezsennie. Ba� si� tego skoku, bardziej ni� kt�regokolwiek wcze�niej.
Po g�owie kr��y� mu nieustannie obraz tego, co si� dzieje, je�li podczas inicjacji skoku wypadaj� obwody steruj�ce
grawiterem. Wtedy, kiedy nie mo�na ju� przerwa� sekwencji wzbudzania bramy. System statku przerzuca wtedy
sterowanie na specjalizowane sekcje szczepionek - i m�zgi pilot�w, wpina si� podkorowo. Je�li skok si� uda, z szoku
wychodzi mniej-wi�cej jedna trzecia. O pozosta�ych, kt�rzy nie wytrzymali ko�skiej dawki stymulator�w maj�cych
przyspieszy� prac� m�zgu, m�wi si�, �e "oddali dusz� za spraw�". Ale m�wi si� bardzo rzadko. Ryzyko zawodu pilota.
Nie�miertelni brali je na siebie tylko wtedy, kiedy 'aksolotli', jak nazywali �ywych ludzi, na pok�adzie ju� nie by�o.
Zm�czony miotaniem si� po twardym, zdrowotnym pos�aniu ubra� si� i p�przytomny poszed� do sterowni. Usiad� na
swoim fotelu, pod��czywszy si� bezpo�rednim sprz�giem do systemu nawigacyjnego, zacz�� testowa� komputer,
sterowania grawitera, dublowanie g��wnej i awaryjnej magistrali infosfery statku. Dopiero tam zasn��.
*
Zamkni�ty w swojej kajucie Marek wy� niezrozumiale. Jowita trzyma�a w��kninowy kompres na podbitym oku. Reszta
za�ogi kr�ci�a si� po mesie orbitera wpadaj�c na siebie.
- Na szcz�cie nie mia� wprawy w poruszaniu si� w �wier� G.
- Ty te�, nie zd��y�e� go z�apa� - zauwa�y�a zgry�liwym tonem socjotechniczka. Franz pozosta� niewzruszony.
- Ale zachowa�a� oko, bo wybi�em mu z r�ki widelec. Oszcz�dzi�em ci regeneracji i przeszczepu.
- Co mu si� w�a�ciwie sta�o. Co mu zrobi�a�? - kiedy Marek rzuci� si� na Jowit�, Mario akurat wyszed� na chwil� do
swojej kajuty.
- Nie wiem, m�j drogi Mario, nie mam pieprzonego poj�cia. Nie prowokowa�am go do czegokolwiek, je�li o to ci
chodzi.
- Strasznie si� religijny zrobi� ostatnio - Aloe r�cznym oczyszczaczem sprz�ta�a rozchlapane g��wne danie,
syntetyzowanego kurczaka po nepalsku z ry�em. Ssawka ci�gle zatyka�a si� grudami lepkiego ry�u. - Wczoraj co�
m�wi� o proroczych snach.
- Aha, wzywa wszystkich bog�w jakich zna i po kolei - ton g�osu Franza emanowa� cynizmem. - Co na to nasi lekarze?
- zwr�ci� si� do Aloe.
- Przecie� jestem w zasadzie tylko sanitariuszk�, mnie nie pytaj - warkn�a.
- Wygl�da to na jak�� psychoz�. O pod�o�u religijnym. Zbadamy, zobaczymy - ze �ciennego ekranu odezwa�a si�
Lidia. - Przez szczepionk� mu wysokorozdzielczego EEG nie zrobi�.
- Psychoza. Tyle, to i ja wiem. Fajnie. Co z nim zrobimy? - Franz wr�ci� do konkret�w.
- B�dziemy trzyma� w zamkni�ciu? Tam m�wi regulamin. Izolowa�. - Leslie zna�a regulamin na pami��.
- Ja nie wytrzymam siedmiu miesi�cy tego wycia - Jowita wskaza�a na drzwi prowadz�cego do kwater korytarza zza
kt�rych dochodzi�o gard�owe ha��akowanie.
- Chyba nie b�dzie wy� ca�y czas.
- Mam nadziej�. Zedrze sobie g�os. A �ciany tu s� prawie z papieru.
- I b�dzie charcza� a nie wy�. Mo�e by tak nie trzyma� go w zamkni�ciu?
- A mamy inne wyj�cie?
- Lod�wka. Tak jest w regulaminie.
- Aha, akurat. Leslie, przecie� wiesz, �e o�ywiaj� potem jednego na pi�ciu, w porywach jednego na trzech. Nie b�d�
bra�a sobie na g�ow� wyroku za wsp�udzia� w morderstwie. Chyba, �e sam si� po�o�y - Jowita wzruszy�a ramionami.
- Nie po�o�y si�. Ma misj� od Boga.
- Od kt�rego? - siedz�cy w k�cie Kiel odezwa� si� po raz pierwszy od pocz�tku awantury.
- Nie wiem. Nie m�wi�. Nie s�dz�, �eby to by�o dla niego istotne.
- Mo�e by go u�pi�?
- Czym?
- S� jakie� usypiacze w apteczce. Albo w katalogach syntezator�w.
- Niby s�. Tylko, �e spec od syntezy w�a�nie ze�wirowa� i dost�p jest tylko do legalnych �rodk�w - Leslie machn�a
r�k�.
- Przecie� 'sygnet' mo�e otworzy� wszystkie receptury.
- Niby mo�e. I co, b�dziemy trzyma� go w narkozie siedem miesi�cy?
- Tyle nam zosta�o skoku. A jeszcze po? Czyli w�a�ciwie to dziewi�� - dziesie�, zreszt�, zale�y od tego, gdzie w
uk�adzie wyjdziemy do normalnej przestrzeni. I kiedy b�dzie tranzyt�wka. A mo�e Lidia co� poradzi?
- Wed�ug mojej oceny, osiem miesi�cy - niespodziewanie powiedzia� Franz.
Odezwa�a si� Lidia.
- Mog� go troch� uspokoi�, ale na d�u�sz� met� nie jest to dobra metoda. Mo�na mu co� tak uszkodzi�.
- Mo�esz mu teraz co� zada�? Tymczasowo?
- Spr�buj�. Poczekajcie - lekarka zerwa�a wizj�.
Po chwili ha��akowanie �cich�o, nat�aj�c s�uch us�yszeli mantr�.
- Na razie wi�cej nic nie zrobi� - obraz Lidii powr�ci�. - Gdyby pod��czy� go do stanowiska diagnostycznego,
mog�abym to na�o�y� na sta�e.
- Chyba przywi�za�. P�niej. Na razie dobre chocia� i to.
- Co za dom wariat�w - Inez spr�bowa�a demonstracyjnie wyj�� z pomieszczenia, trzaskaj�c drzwiami. Co przy �wierci
ci��enia kiepsko si� jej uda�o, z rozp�du za drzwiami wpada�a na przypi�ty do �ciany korytarza stosik
zaplombowanych pojemnik�w z puszkami awaryjnych �elaznych racji. Magazyn by� pe�en skrzy� z pr�bkami, a to, co
w nim le�a�o przedtem, rozproszyli po ca�ym statku. Mieli je wynie�� do l�downik�w, ale w zamieszaniu podczas
startu nie by�o na to czasu.
*
Zako�czenie skoku posz�o g�adko. Kiedy szaro�� na ekranach zewn�trznego podgl�du �ciemnia�a, a po wy��czeniu
grawitera powr�ci�o pe�ne zasilanie, w mesie, gdzie siedzieli wszyscy, poza pilotami i nawigatorami, da�o si� s�ycha�
westchnienia ulgi. P�niej odezwa� si� Franz - nawigacja z�apa�a pozycj�. Mieli jeszcze trzy tygodnie lotu do granicy
strefy wyj�ciowej. P�niej przejmie ich wys�ana przez Kontrol� tranzyt�wka. "P�niej" - mo�e za miesi�c, mo�e za p�
roku.
Nawet z Markiem nie mieli wielkich problem�w w czasie skoku; Matterhorn wymy�li� spos�b i znalaz� odpowiedni�
szczepionk� w syntezatorze. Wi�kszo�� czasu Marek by� zamkni�ty w swojej kajucie, przyt�umiony stymulacj� korow�
szczepionki. Na posi�ki, na sprz�enie bezpo�rednie w��cza� si� Wilhelm i wychodzi� z Markiem z zamkni�cia.
Matterhorn nie m�g� sam tego robi�, bo jako m�drzec nie mia� struktur umys�u odpowiedzialnych za sterowanie
cia�em.
Po wej�ciu w przestrze� Uk�adu, natychmiast wys�ali raport do dow�dztwa Eksploracji. Po osiemnastu godzinach
nadesz�a odpowied� - przebieg wyprawy obj�to klauzul� tajno�ci, pierwsza tranzyt�wka na Ziemi� b�dzie ich - za trzy
tygodnie. Najgorzej przyj�li cenzur�: w�a�ciwie blokad� po��cze� z rodzinami.
Tranzyt�wka - bezza�ogowy rakietowy pchacz, przechwyci�a ich jeszcze przed orbit� Jowisza. Po��czenie odby�o si�
bez problem�w. Na pok�adzie by� zapas normalnego jedzenia, wszyscy ob�arli si� prawdziw� samogrzejn� pizz�.
P�niej losowali, kto ma przenie�� si� do kajut na tranzyt�wce. Przerzucili cz�� paliwa z pchacza do orbitera,
sprawdzili przygotowanie statk�w do przyspiesze�. Potem piloci dali czadu ze wszystkich silnik�w. Kilka godzin pod
4g, nast�pnie tydzie� pod p�tora. By�o to m�cz�ce, ale pierwsze dni zrekompensowa� im luz. Nie musieli ju� patrze�
na siebie przy posi�kach. W�a�ciwie, poza pilotami, wszyscy odpu�cili sobie obowi�zki pok�adowe, niewiele by�o
zreszt� do roboty. Zapakowali tylko Marka do izolatki na tranzyt�wce. Na szcz�cie d�wi�koszczelnej.
Dysonansem zak��caj�cym sielank� powrotu do domu by�a k��tnia Franza i Jowity. Sko�czy�o si� tak �e Franz wr�ci�
na pok�ad orbitera, zamieniwszy si� z Kielem na kajuty, Jowita za� zosta�a w pchaczu. Franz p�niej zachodzi� na
pchacz co jaki� czas, aby s�ucha� be�kotu Marka, unikaj�c przy tym starannie mo�liwo�ci natkni�cia si� na Jowit�. O to
s�uchanie zreszt� si� pok��cili. Aloe obserwowa�a to z zaskakuj�cym dla niej samej uczuciem schadenfreunde.
Przy tej szybko�ci lot na Ziemi� trwa� cztery miesi�ce. Dwa tygodnie hamowania, dokowanie na orbicie ksi�ycowej.
P� dnia na aklimatyzacj� na "sta�ym gruncie" orbituj�cej dooko�a Ksi�yca stacji Korpusu, nast�pnego dnia odprawa.
*
Zebrali si� w tej samej salce, w kt�rej odby�a si� oficjalna odprawa przed startem wyprawy. Tylko dwa fotele wi�cej
by�y puste. Oficer nadzoruj�cy misj� ju� na nich czeka�. Obok niego sta� wysokiej klasy osobak, w�a�ciwie ju� android,
z generalskimi dystynkcjami. Na prawej piersi mia� plakietk� z nazwiskiem: Daniel Allard. Franz by� zaskoczony, nie
wiedzia� �e dow�dca Korpusu Eksploracyjnego jest nie�miertelnym, ludzkim umys�em przelanym w maszyn�.
Kiedy usiedli, zacz�� major McFadden, oficer odpowiedzialny za ich misj�.
- Wzywam grup� 'sygnet' za�ogi Minotaura do z�o�enia uprawnie�.
Jowita, Kiel, Franz, Leslie i osobak Wilhelma wstali i podeszli kolejno do sto�u odk�adaj�c do stojaka swoje klucze
uprawnie�. Znaczenie tego by�o bardziej symboliczne ni� praktyczne. Po z�o�eniu kluczy, dow�dztwo mo�e otworzy�
system bezpiecze�stwa statku i zmieni� klucz dost�pu. Wtedy zapisane w szczepionkach matematyczne cienie
poprzedniego kodu przestan� mie� znaczenie. McFadden kontynuowa�.
- Dzi�kuj�. Niniejszym misja FG110-3 zostaje uznana za zako�czon�. Genera� Allard jeszcze chcia�by wam co�
powiedzie� przed rozwi�zaniem waszej za�ogi. Prosz� bardzo, generale.
Pomrukuj�c cicho mechanizmem, osobak wyst�pi� do przodu. Syntetyczny g�os mia� czysty i wyra�ny.
- Dzi�kuj�, majorze. Wszystko, co teraz powiem, obj�te jest klauzul� najwy�szej tajno�ci. Nawet prezydent i parlament
nie maj� do tych informacji dost�pu - pauza. - Zastanawiacie si� pewnie, co si� sta�o podczas waszej wyprawy.
Pr�bujecie znale�� przyczyn� samob�jstwa waszego dow�dcy.
Milczeli. Genera� kontynuowa�, powoli dobieraj�c s�owa.
- To, co wasz dow�dca przys�a� nam w kapsule bezpiecze�stwa, nie by�o dla nas, dla dow�dztwa nowo�ci�. Niestety,
nie mogli�my wcze�niej przygotowa� was na taki rozw�j wypadk�w. Za chwil� wyja�ni�, dlaczego. To, co otrzyma�
wasz dow�dca, to by�a pewna wiadomo��. Sformu�owana tak, �e nie by�o �adnych w�tpliwo�ci co do jej pochodzenia.
Zawsze jest tak sformu�owana, ktokolwiek jest jej adresatem. Ta wiadomo�� jest kilkucz�ciowa. Pierwsz� cz�ci� jest
sama osoba nadawcy.
Przerwa� na chwil�.
- Wiadomo��, kt�r� odczyta� was dow�dca, zanim zrobi� to co zrobi�, to wiadomo�� od... istoty wy�szej. Od Boga.
Siedzieli nieruchomo, patrz�c na niego. Po kilku sekundach Mario pochyli� si� do przodu i ukry� twarz w d�oniach.
Aloe nie my�la�a o niczym.
- Tak, B�g istnieje. Stw�rca wszech�wiata. Cz�� druga wiadomo�ci jest taka: nasz gatunek jest jego ukochanym
tworem. Inne rasy nie mia�y swoich mesjaszy. Bo ich nie potrzebowa�y.
Po prawej stronie Aloe co� chrupn�o, zerkn�a tam. Franz zacisn�� palce na por�czach krzes�a tak mocno, �e urwa�
plastikow� ok�adzin�.
- Nasza potrzebowa�a. I to nie wystarczy�o. Wi�c dostali�my jeszcze jedn� szans�. Kiedy� rodzili�my si�, �yli�my,
umierali�my i to decydowa�o o losie naszych dusz. Teraz jest inaczej. Mo�emy pr�bowa� do skutku. Nasz gatunek
reinkarnuje. Ka�dy z nas pr�buje, �yje tyle razy, ile mu to jest potrzebne, �eby przej�� na wy�szy stopie�... rozwoju
duchowego. Nazwijcie to nirwan�, nazwijcie to rajem. Nazwijcie to jak chcecie. Taka by�a wiadomo��, jak� otrzyma�
wasz dow�dca.
Mario uni�s� r�k�. Genera� wykona� d�oni� gest 'jeszcze nie sko�czy�em'.
- Ka�da istniej�ca rasa psychozoik�w w pewnym etapie swojego rozwoju otrzymuje wiadomo�� od Stw�rcy. My te� j�
otrzymali�my. Niestety, ci, kt�rzy powinni byli j� przekaza�, nie zrobili tego. To by�a trzecia tajemnica fatimska. Tych
troje z was, kt�rzy s� katolikami, wiedz� o co chodzi. W roku 1917 tr�jka wiejskich dzieci z obszaru �wczesnej
Portugalii dozna�o objawienia, w kt�rym poznali trzy wiadomo�ci nazwane p�niej tajemnicami - nie zosta�y
ujawnione publicznie od razu. Dwie zosta�y ujawnione wkr�tce. Trzecia nigdy. Wtedy jeszcze wiadomo�� m�wi�a, �e
je�li ludzie si� nie zmieni�, to stanie si� to, co opisuje ta wiadomo��, kt�r� przekazano wam. P�niej wszystkie inne
rasy, wszyscy... Bracia w Rozumie - s�ycha� by�o, jak waha si� przed u�yciem tego okre�lenia - dostali wiadomo�ci do
przekazania nam: gdyby�my ich spotkali. Tak� wiadomo�� przywie�li�cie wy.
Inez p�aka�a, cicho pochlipuj�c. Aloe te� chcia�a si� rozp�aka� - nie wiedzia�a w�a�ciwie dlaczego, ale chcia�a - i nie
mia�a czym.
- Je�li kiedykolwiek ujawnicie lub chocia�by zagrozicie ujawnieniem tego, co teraz s�yszycie, uczynimy wszystko,
�eby was powstrzyma�. Dos�ownie wszystko. B�dziecie musieli przyj�� albo szczepionk� nadzoru - na sta�e - albo
warunkowanie. Za�ogi powracaj�ce z ta wiadomo�ci� mog� dowiedzie� si� prawdy dzi�ki do�� skomplikowanym
efektom negocjacji z ... organizacjami religijnymi. Efektem tych negocjacji jest Przymierze. Polega na tym, �e
zgodzili�my si� nie ujawnia� Wiadomo�ci... za cen� poparcia Nadzoru Demograficznego. Tego z traktatu
honolulskiego. Za cen� przetrwania biosfery ziemskiej, jak wiecie.
Genera� umilk� na chwil�. Mario opu�ci� r�k�.
- To w zasadzie wszystko. Za chwil� przyjd� tu przedstawiciele waszych religii, b�dziecie mogli z nimi porozmawia�,
je�li odczuwacie tak� potrzeb�. Dwa tygodnie sp�dzicie tutaj na dalszej aklimatyzacji, to jest czas �eby�cie mogli si�...
uspokoi� po tym, co teraz us�yszeli�cie. Je�li b�dziecie chcieli porozmawia� ze mn�, do ko�ca pobytu tutaj dostajecie
dost�p do bezpo�redniego kana�u w systemie ��czno�ci. Standardowo, przez wasze szczepionki. To wszystko.
Odwr�ci� si� i wyszed� z sali. McFadden, kt�ry na czas wystapienia prze�o�onego wycofa� si�, uni�s� r�k� dla
zwr�cenia uwagi.
- Zaraz przyjd� tu kap�ani waszych religii, tych, kt�re zadeklarowali�cie w ankietach personalnych. Mo�ecie z nimi
porozmawia�. B�dzie tez psycholog dla bezwyznaniowc�w. Nie jest to obowi�zkowe. Pozosta�o mi ju� tylko jedno. W
imieniu korpusu eksploracyjnego narod�w zjednoczonych rozwi�zuje za�og� "Minotaura". Od tej chwili nie ��cz� was
ju� �adne stosunki s�u�bowe. A w imieniu swoim i s�u�by, gratuluje wam powrotu. I �ycz� powodzenia.
Zasalutowa� i wyszed�.
Po chwili z drzwi po drugiej stronie sali wysz�y trzy postacie. Rabin, ksi�dz i mu��a. Odezwa� si� ksi�dz.
- To, co us�yszeli�cie, jest efektem skomplikowanych uk�ad�w. Nie jest to do ko�ca prawda, ale my, przedstawiciele
religii, musieli�my si� zgodzi�, aby wam to opowiadano.
Przerwa� mu Franz, wstaj�c.
- Czy to prawda, �e B�g nas opu�ci�?
- Ale�...
- Prawda czy nie?! - prawie krzycza�.
- Tak.
Franz sta� wyprostowany, z zaci�ni�tymi pi�ciami i ogniem w oczach. Jowita dotkn�a jego ramienia.
- Co si� z tob� dzieje?
- Jestem wolny, tak, nareszcie jestem wolny.
Jowita popatrzy�a na niego badawczo.
- M�wi�am ci przez ten ca�y czas.
- Tak, ale ja musia�em mie� pewno�� - Franz nagle rozlu�ni� si�. - I teraz j� mam. Teraz mog� by� z tob� szcz�liwy -
u�miechn�� si�, tak jak jeszcze nigdy przedtem, po czym zerwa� z szyi gwiazd� Dawida.
Rabin podni�s� g�os:
- To ladacznica Babilonu. Przez ni� odrzucasz wiar� Izraela? Bezbo�niku! - Franz odwr�ci� si� w jego stron�, popatrzy�
smutno i odezwa� si� si�gaj�c do klamki:
- Ju� nie.