433
Szczegóły |
Tytuł |
433 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
433 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 433 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
433 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ELEMELEK
Autor:Eric Frank Russel przedruk z Fantastyki nr.14-15 (11-12 1983)wklepa�:
ARGAIL
Ju� dawno S.K. "Szperacz"nie by� taki spokojny i cichy . Spoczywa� w
kosmodromie Syriusza z wystyg�ymi dyszami , z pancerzem podrapanym
mikrometeorami - marato�czyk , wyczerpany po d�ugim biegu . Mia� prawo tak
wygl�da� - wr�ci� w�a�nie z dalekiej i nie wolnej od k�opot�w drogi .
Teraz , w porcie , czeka� go dobrze zas�u�ony , nawet je�li tylko chwilowy
wypoczynek . Spok�j , b�ogi spok�j . �adnych zmartwie� , przesile� , powa�nych
niedopatrze� , �adnych straszliwych k�opot�w , kt�re w trakcie swobodnego
przelotu zwyk�y pojawia� si� co najmniej dwa razy w ci�gu dnia . Po prostu
spok�j .
Ha !
Kapitan McNaught , rozlu�niony , z nogami na biurku , ca�kowicie pogr��y� si�
w kontemplacji ciszy . Silniki by�y martwe , po raz pierwszy od miesi�cy nie
by�o s�ycha� ich piekielnego dudnienia . Tam na zewn�trz , w wielkim mie�cie ,
czterystu cz�onk�w za�ogi szala�o w promieniach jaskrawego s�o�ca . Tego
wieczoru , gdy pierwszy oficer Gregory wr�ci by obj�� s�u�b� , on kapitane
McNaught , wyjdzie w nasycony upajaj�cymi zapachami zmierzch i zrobi kilka rund
po najbardziej interesuj�cych , sk�panych w neonach miejscach . W tym kry� si�
w�a�nie urok d�u�szych postoj�w . Ludzie mog� sobie popu�ci� cugli , wzi��
g��boki oddech i zach�ysn�� si� swobod� , ka�dy na sw�j spos�b
Do kabiny wszed� radiooficer Burman . By� jedym z p� tuzina pozostaj�cych na
s�u�bie i z wyrazu jego oczu wynika�o , �e ma conajmniej kilkadziesi�t sposob�w
na lepsze sp�dzenie czasu .
- W�a�nie odebra�em depesz� , panie kapitanie - poda� kawa�ek papieru i czeka�
a� dow�dca rzuci na niego okiem i by� mo�e podyktuje odpowied� .
McNaught zdj�� nogi z biurka , siad� i przeczyta� na g�os :
Kwatera G��wna do S.K. "Szperacz" . Pozosta� w porcie w oczekiwaniu na inne
rozkazy . Kontradmira� Vane W.Cassidy przyb�dzie siedemnastego . Feldman , Dow.
Oper.Floty.
Szc�cie nagle ulecia�o z twarzy McNaugha . Podni�s� oczy ku niebu i westchn��
.
- Co� nie tak - spyta� radiooperator
Kapian wskaza� trzy ksi��eczki , le��ce na biurku .
- �rodkowa , strona dwudziesta .
Burman przekartkowa� i znalaz� akapit brzmi�cy : Vane W. Cassidy ,
Kontradmira� , Naczelny Inspektor Wyposa�enia .G�o�no prze�kn�� �lin� .
- Czy to znaczy ...?
- Tak , to w�a�nie znaczy - powiedzia� McNaught i w jego g�osie nie by�o
cienia zadowolenia - Wracamy do podchor���wki , regulamin�w i innych idiotyzm�w
. Plu� , mydli� , polerowa� . Ma si� b�yszcze� jak ...! - Przybra� oficjalny
wyraz twarzy i dostosowa� do niego ton g�osu - Kapitanie , ma pan na stanie
tylko 799 �elaznych racji . Pa�ski przydzia� wynosi 800 . W dzienniku okr�towym
nie ma wyja�nienia dotycz�cego brakuj�cej racji . Gdzie ona jest ? Co si� z ni�
sta�o ? Jak pan wyja�ni fakt , �e na wyposa�eniu jednego z pana ludzi brakuje
pary szelek pobranej z magazynu . Czy z�o�y� pan odpowiedni meldunek na temat
ich straty ?
- Dlaczego on wybra� w�a�nie nas - Burman by� przera�ony - Nigdy wcze�niej si�
nami nie interesowa� .
- W�a�nie dlatego - poinformowa� McNaught - nadesz�a nasza pora przej�� przez
magiel - Jego wzrok zatrzyma� si� na kalendarzu - Mamy trzy dni . I b�dziemy ich
potrzebowa� . Prosz� powiedzie� Pike'owi aby si� natychmiast u mnie stawi� .
Burman wyszed� z ponur� min� . Wkr�tce potem pojawi� si� Drugi Oficer Pike .
Wyraz jego twarzy potwierdza� star� prawd� , �e z�e wie�ci rozchodz� si� lotem
b�yskawicy .
- Wypisz zam�wienie - rozkaza� McNaught - na sto galon�w plastikowej farby ,
regulaminowo szarej , z certyfikatem jako�ci . Wypisz nast�pne na trzydzie�ci
galon�w bia�ej emalii do pokrywania powierzchni wewn�trznych .Id� z tym do
magazyn�w portu i powiedz im , aby wszystko dostarczyli wraz z w�a�ciwym
przydzia�em p�dzli i rozpylaczy dzi� do sz�stej wiecz�r . Poza tym �ap wszystkie
�rodki czyszcz�ce wydawane bez pisemnych zam�wie� .
- Ludzio to si� nie b�dzie podoba�o
- B�d� zachwyceni - zapewni� McNaught - czy�ciutki , wypicowany statek wp�ywa
pozytywnie na morale za�ogi . Tak jest zapisane w regulaminie . Teraz do roboty
, sk�adaj te zam�wienia . Po powrocie znajd� spisy wyposa�enia i zapas�w i
przynie� je do mnie . Zanim pojawi si� Cassidy musimy wszystko dok�adnie
sprawdzi� . Jak ju� tu si� zjawi , nie b�dziemy mieli szansy uzupe�nienia brak�w
, czy wyniesienia na zewn�trz ewentualnych nadwy�ek .
- Tak jest , kapitanie - Pike wyszed� z tak samo ponur� min� , jak wcze�niej
Burman
Gdy Pike wr�ci� , McNaught wci�� wydawa� niezadowolone pomruki .
- Zaczniemy od razu , panie Kapitanie ?
- B�dziemy musieli - McNaught wsta� ci�ko , �egnaj�c si� w my�lach z wolnym
czasem i ulicznymi neonami . - Sprawdzenie wszystkiego od rufy po dzi�b zajmie
nam troch� czasu . Przegl�d indywidualnego wyposa�enia za�ogi zostawi� na sam
koniec . Wyszed� z kabiny i skierowa� swoje kroki w stron� dziobu . Pike pod��y�
za nim z wyra�n� niech�ci� . Peaslake zauwa�y� ich , gdy przechodzili przez
�luz� . Pobieg� za nimi z zapa�em , potem zwolni� i do��czy� z ty�u . By�
prawdziwym cz�onkiem za�ogi , poza tym du�ym psem , kt�rego przodkowie kierowali
si� raczej entuzjazmem a nie wyborem partner�w . W zakres jego obowi�zk�w
wchodzi�o przede wszystkim odstraszanie niepo��danych gryzoni , oraz , od czasu
do czasu wyw�chiwanie niezauwa�alnych ludzkim okiem niebezpiecze�stw . Dalej
pomaszerowali ju� we trzech . Doszli do kabiny dziobowej , McNaught wzi�� od
Pike'a spisy i siad� w fotelu pilota .
- Ty si� lepiej znasz na tym , co tu jest co . M�j teren to kabina nawigacyjna
. Wi�c ja b�d� wyczytywa� , a ty b�dziesz sprawdza� czy wszystko jest na miejscu
.
Otworzy� ksi�g� i zacz�� od pierwszej strony .
- K1. Cyrkiel dr��kowy . Sztuk jedna
- Jest .
- K2 . Czujnik dystansowo - kierunkowy , elektroniczny , typII , sztuk jedna .
- Jest .
- K3 . Grawimetry lewej i prawej burty , model Casini , sztuk dwie .
- Jest .
Zanim wr�ci� Pierszy Oficer Gregory , dotarli do male�kiego pomieszczenia
centrali interkomu i gmerali w nim w p�mroku . Peasle ju� dawno ich op�ci�
zdegustowany do g��bi .
- M24 . Zapasowe minig�o�niki , trzy cale , typ T2 , komplet sze�� sztuk ,
jeden
- Jest .
Gregory wsadzi� g�ow� do kabinki , obrzuci� ich czujnym spojrzeniem i spyta� :
- Co si� dzieje ?
- Wa�na inspekcja w najbli�szym czasie - McNaught spojrza� na zegarek - Id�
zobacz czy z magazyn�w dostarczyli �adunek , a je�li nie to dlaczego . Potem
b�d� tak �askawy i przyjd� tutaj zmieni� Pike'a . Nale�y mu si� kilka godzin
wolnego .
- Czy to znaczy �e inne pozwolenia wyj�cia do miasta zostaj� wstrzymane ?
- A co ty my�la�e� . Do czasu a� Wa�ny Pan Inspektor przyb�dzie i wyb�dzie .
Sp�jrz na Pike'a . Jak dotrzesz do miasta rozejrzyj si� i przy�lij ka�dego
cz�onka za�ogi jakiego uda ci si� z�apa� . Bez �adnych t�umacze� , wyj�tk�w i
sp�nie� . To jest rozkaz .
Pike usi�owa� zrobi� nieszcz�liw� min� . Gregory spojrza� na niego gro�nie ,
wyszed� , za chwil� wr�ci� i powiedzia� :
- Magazyny dostarcz� tutaj wszystko w ci�gu dwudziestu minut
Patrzy� z niech�ci� jak Pike wychodzi .
- M47 . Kabel interkomu , drut pleciony izolowany , trzy szpule .
- Jest - odpowiedzia� Gregory , przeklinaj�c si� w my�lach za powr�t w
niew�a�ciwym czasie
Ko�o po�udnia drugiego dnia McNaught musia� uzna� �e jego przeczucia by�y
prorocze . Sczytywa� w�a�nie , a Jean Blanchard potwierdza� istnienie ka�dego
wyczytywanego przedmiotu . Przebywszy dwie trzecie drogi w d� listy , nadziali
si� na ska�� i zacz�li szybko ton�� .
- V1097 . Naczynie na napoje , emaliowane , sztuk jedna - czyta� McNaught
znudzonym g�osem
- On jezd - powiedzia� Blanchard stukaj�c w naczynie .
- V1098 . Pipok , sztuk jedna
- Quoi ? - spyta� Blanchard , patrz�c ze zdziwieniem
- V1098 . Pipok , sztuk jedna - powt�rzy� McNaught - Co si� na mnie gapisz jak
na raroga . To jest kuchnia okr�towa . Wydaje mi si� �e powiniene� wiedzie� co
si� w niej znajduje . Gdzie jest ten pipok ?
- Nigdy nie s�ysza�em takiego - powiedzia� Blanchard zdecydowanym g�osem
- Musia�e� s�ysze� . To jest tu , na tej karcie , r�wnym czystym drukiem .
Napis g�osi : pipok , sztuk jedna . By� tu cztery lata temu , gdy byli�my
ekwipowani . Sprawdzali�my osobi�cie i podpisali�my .
- Nie podpisywa�em �aden pipok . W mojej cuisine nie ma taka rzecz
- Patrz tutaj - warkn�� McNaught i podsun�� mu kart� . Blanchard spojrza� i
prychn�� lekcewarz�co - Mam elektryczny piec , sztuk jedna , mam kocio�y
ci�nieniowe z pokhywami , sztuk dwie . Mam hodle z uchwytami tehmootpornymi ,
sztuk sze�� . Pipoka nie mam . Nie s�ysza�em takiego - Roz�o�y� r�ce i wruszy�
ramionami - Nie znam takiego .
- To musi tu by� - McNaught powoli czerwienia�
- Nom d'un chien ! - wrzasn�� Blanchard wymachuj�c r�koma - M�wi� tobie sto
tysi�cy hazy - tutaj nie ma �adna pipok . Tutaj nigdy nie by� pipok . Escoffier
osobi�cie nie znalaz� pipoka gdzie jego nie ma . Mo�e ja jezdem magik ?
- To jest cz�� wyposa�enia kulinarnego - upiera� si� McNaught - To musi tu
by� poniewa� jest wyszczeg�lnione na stronie dziewi�tej . A strona dziewi�ta
oznacza �e w�a�ciwe miejsce tej rzeczy jest w kuchni .
- G�fno , nie jezd ! - sprzeciwi� si� Blanchard . Wskaza� na metalowe pude�ko
na �cianie - Wspomagacz interkomu . To jezd moje ?
McNaught gruntownie przemy�la� spraw� i przyzna� - Nie , to jest Burmana .
Jego rzeczy poniewieraj� si� po ca�ym statku .
- Wi�c spytaj jego o pieprzony pipok .
- Burman wy��czy� odbiornik UHF , zdj�� s�uchawki i pytaj�co podni�s� brwi .
- W kuchni brakuje pipoka - wyja�ni� McNaught - Gdzie to jest ?
- A co ja mam do tego ? Kuchnia to kalifat Blancharda .
- Nie ca�kiem . Biegnie przez ni� wiele twoich kabli . Masz tam dwie swoje
skrzynki zaciskowe , jak r�wnie� automatyczny prze��cznik i wspomagacz interkomu
. Gdzie jest pipok ?
- Nigdy nie s�ysza�em o czym� takim
- Mo�esz jeszcze pomy�le� - poradzi� McNaught - Tam w tej misce jest czujnik
dystansowo kierunkowy . Jak Wy go nazywacie ?
- Czudyk - odpowiedzia� Burman podejrzliwie
- A jak nazywacie generator impuls�w �wietlnych ?
- Mruga�ka .
- A widzisz , dziecinne s�owa . Czudyk i mruga�ka . Teraz rusz troch� g�ow� i
przypomnij sobie co WY nazywacie pipokiem
- Wed�ug moje wiedzy nic nie by�o nazywane pipokiem .
- Dlaczego w takim razie podpisali�my odbi�r jednej sztuki ?
- Ja niczego nie podpisywa�em . Pan wszystko podpisa� .
- A ty i inni sprawdzali�cie . Skoro by� cztery lata temu to musi by� i teraz
Burman nagle dosta� ol�nienia :
- Podczas za�adunku w g��wnej �luzie , na korytarzu i w kuchni by�y zwalone
graty wszelkiego typu . Musieli�my to wszystko sortowa� i zanosi� gdzie ich
miejsce , pami�ta pan . Ten pipok mo�e by� teraz gdziekolwiek
- Dobrze , zobacz� co powiedz� mi inni oficerowie - Zgodzi� si� McNaught
McNaught wr�ci� po godzinie z min� nadaj�c� si� tylko na pogrzeb
- Zosta�o stwierdzone ponad wszelk� w�tpliwo�� , �e danego pipoka nie ma
nigdzie na statku . Nikt o nim nic nie wie i nikt o nim nigdy nie s�ysza� .
- Niech pan postawi na nim krzy�yk i z�o�y meldunek o stracie - poradzi�
Burman
- Co ? Strata w porcie . Je�eli powiem Cassidiemu �e pipok wyemigrowa� za
chlebem w kosmos , to ten sukinsyn na pewno b�dzie si� domaga� wyja�nie� jak ,
kiedy i w jakim kierunku . A je�eli sie oka�e �e to co� kosztuje p� miliona ,
to spadn� tu g�owy .
- W takim razie jakie jest z tego wyj�cie - powiedzia� Burman nie�wiadomie
wpadaj�c w pu��pk�
- Ty skonstruujesz tego pipoka .
- KTO ? Ja ? - Burman zacz�� szarpa� w�osy na g�owie .
- Tak , ty . Jestem niemal pewien , �e jest to kamyczek z twojego ogr�dka .
- Dlaczego .
- Poniewa� jest to typowo infantylna nazwa , z gatunku tych , jakie wy
nadajecie swoim instrumentom . Stawiam miesi�czn� pensj� , �e pipok to co� w
rodzaju naukowego elemelka . Mo�e co� w rodzaju d�wi�kowego kompasu ?
- Naprowadzacz d�wi�kowy nazywa si� "J�cz�cy Ja� " - poinformowa� Burman
- A widzisz ! Wi�c teraz zrobisz pipoka . Ma byc gotowy do jutra do sz�stej
wiecz�r i czeka� na m�j przegl�d . I lepiej by by�o gdyby by� on przekonywuj�cy
. Dok�adniej - ma funkcjonowa� w spos�b zadowalaj�cy i przekonywaj�cy .
- Jak mam zrobi� pipoka , skoro nawet nie wiem jak wygl�da i co to jest ?
- Cassidy r�wnie� - powiedzia� McNaught chytrze - On zwraca uwag� przede
wszystkim na ilo�� . Liczy przedmioty , sprawdza czy istniej� i czy funkcjonuj�
. A wi�c musisz tylko skleci� jakiego elemelka o naukowym wygl�dzie i powiedzie�
mu �e to jest pipok .
- Wielki Moj�eszu - powiedzia� Burman �arliwie .
Kontradmira� Vane W. Cassidy zjawi� si� dok�adnie o zapowiedzianej porze . By�
to niski , brzuchaty osobnik o rumianej cerze i oczach dawno zdech�ej ryby .
Porusza� si� w spos�b �wiadcz�cy , i� jest w pe�ni �wiadom wa�no�ci swej osoby
- No , kapitanie , mam nadziej� �e u pana wszystko w porz�dku.
- U mnie zawsze jest wszystko jest w porz�dku - zapewni� McNaught - dbam o to
osobi�cie
- To dobrze - ucieszy� si� Cassidy - Lubi� dow�dc�w kt�rzy powa�nie traktuj�
swoje obowi�zki . Musz� jednak z przykro�ci� powiedzie�, �e nie wszyscy s� tacy
.
Przeszli do kabiny dziobowej . Cassidy usiad� i wzi�� od McNaughta ksi�g� .
- K1 .Cyrkiel Dr��kowy , typ D sztuk jedna - przeczyta� z namaszczeniem
- Jest .
- Dzia�a prawid�owo ?
- Tak jest panie admirale .
Sprawdzali tak dalej , dochodz�c do pomieszczenia interkomu , potem do centrum
obliczeniowego i do innych miejsc , le��cych po drodze do kuchni . Gdy wreszcie
tam weszli , Blanchard , trwaj�cy na posterunku w �wie�o wypranym fartuchu ,
obrzuci� inspektora podejrzliwym spojrzeniem .
- V147 . Piec elektryczny , sztuk jedna .
- On jezd.
- Stan zadowalaj�cy ? - docieka� Cassidy .
- Niedu�y - oznajmi� Blanchard . Gwa�townie zatoczy� r�koma ko�o - Fsziistko
niedu�y . Pok�j za ma�y , ja jezdem chef de cuisine , a ona jezd jak kom�hka .
- To jest statek wojenny , a nie luksusowy liniowiec . V148 . Wy��cznik
czasowy zamontowany na piecu elektrycznym , sztuk jedna .
- On jezd - prychn�� Blanchard .
Posuwali si� w ten spos�b w d� listy i wreszcie doszli do punktu krytycznego
.
- V1098 . Pipok , sztuk jedna .
- Morbleu ! - wrzasn�� Blanchard ciskaj�c z oczu b�yskawice - Ja ju� m�wi� ,
�e u mnie �aden ...
- Pipok jest w radiokabinie , panie admirale - wtr�ci� szybko McNaught
- Doprawdy - Cassidy spojrza� na spis - to dlaczego jest w wykazie kuchennym ?
- W czasie za�adunku wyposa�enia zosta� umieszczony w kuchni , panie admirale
. To jeden z tych przeno�nych instrument�w , kt�re mo�na umieszcza� w dowolnym
dogodnym miejscu .
- Hmmm...! W taki razie powinien zosta� porzeniesiony do spisu radiokabiny .
Dlaczego pan tego nie zrobi� ?
- Uwa�a�em , �e powinienem wstrzyma� si� z tym do pa�skiego przyjazdu , by
by�o to zrobione przez kogo� o pana kwalifikacjach .
W rybich oczach odbi�o sie zadowolenie .
- Tak , post�pi� pan w�a�ciwie , kapitanie . Dokonam przeniesienia natychmiast
.
Odfajkowa� .
Godzin� p�niej wkroczy� do radiokabiny . Burman wsta� , przycisn�� ramiona do
cia�a ale nie m� opanowa� gwa�townego dygotu r�k i st�p . Wygl�da� jak cz�owiek
kt�remu w spodnie wszed� je� .
- V1098 . Pipok , sztuk jedna - powiedzia� Cassidy swym normalnym tonem , nie
dopuszczaj�cym podejrze� , �e m�g�by ple�� bzdury .
Kanciastym , szrpanym ruchem Burman po�o�y� d�o� na ma�ym pude�ku , kt�rego
przedni� �ciank� wype�nia�y wszelkiego rodzaju wska�niki , kontrolki i pokr�t�a
. Przestawi� kilka d�wigienek dzi�ki czemu �wiate�ka zacz�y tworzy� intryguj�ce
kombinacje .
- To jest to , panie admirale - poinformowa� z wyra�n� trudno�ci� .
- Aha - Cassidy op�ci� fotel i podszed� aby lepiej widzie� - Nie przypominam
sobie , abym kiedykolwiek widzia� podobne urz�dzenie . Jednak teraz robi� tyle
modeli tej samej rzeczy . Dzia�a zadowalaj�co ? - Tak jest , panie admirale .
- To jest jedna z najbardziej u�ytecznych rzeczy na statku - doda� McNaught
dla zwi�kszenia efektu .
- Dobrze , a co ta rzecz robi ? - spyta� Cassidy , zapraszaj�c Burmana aby
rzuci� przed niego per�y m�dro�ci .
Burman zblad� .
McNaught powiedzia� pospieszznie .
- Pe�ne wyja�nienie musia�y by by� oczywi�cie raczej skomplikowane , ale
ujmuj�c kwesti� mo�liwie prosto , urz�dzenie to umo�liwia nam utrzymanie
r�wnowagi pomi�dzy przeciwstawnymi polami grawitacyjnymi .
- Wykorzystano tu w bardzo pomys�owy spos�b - dorzuci� Burman - implkacj�
zjawiska , zwanego sta�� Finagle'a
- Rozumiem - stwierdzi� Cassidy - Z44 . ��cznica automatyczna interkomu na
czterdzie�ci linni , sztuk jedna .
- Jest tu , panie admirale
McNaught i Borman wykorzystali chwilowe roztargnienie admira�a aby obetrze�
sobie pot z czo�a .
Wszystko by�o w porz�dku .
Sz�stego dnia po odlocie admira�a Burman przyni�s� depesz� , rzuci� j� na
biurko i czeka� na reakcj� kapitana . Min� mia� pe�n� satysfakcji i robi�
wra�enie kogo� ,czyje osi�gni�cia zas�uguj� na nagrod� .:
Kwatera G��wna do S.K. Szperacz . Wraca� natychmiast na Ziemi� w celu
dokonania przegl�du i remontu kapitalnego . Feldman , Dow.Oper.Floty. Syrsekcja
McNaught by� wniebowzi�ty - Wracamy na ziemie , a remont kapitalny oznacza co
najmniej miesi�c urlopu
Jeszcze dwa tygodnie p�niej wniebowzi�ci byli wszyscy i ci�gle .Jeszcze
jedena�cie miesi�cy drogi , ale sprawa by�a tego warta , wracali na Ziemi� .
Jednak pewnego poranka w kabinie kapita�skiej u�miech nagle znikn�y . Burman
wszed� do �rodka i gryz�c doln� warg� czeka� a� McNaught sko�czy wpis do
dziennika .
- Co si� sta�o , boli ci� co� ? - zapyta� w ko�cu Burmana
- Nie , my�l�
- To takie bolesne ?
- My�l� - upiera� s� Borman przy swoim - Wracamy na przegl�d . Czy zdaje pan
sobie spraw� z tego co to oznacza ? Zejdziemy ze statku i zaraz potem wpadnie tu
horda specjalist�w .
Spojrza� tragicznym wzrokiem na dow�dc� .
- Powiedzia�em SPECJALIST�W
- Oczywi�cie , �e b�d� to specjali�ci - zgodzi� si� McNaught - Wyposa�enie
statku nie mo�e by� naprawiane , czyszczone i wymieniane przez band� p�g��wk�w
.
- Tak , nawet wysokiej klasy specjalista nie poradzi sobie z przetestowaniem ,
wyczyszczeniem i napraw� pipoka . Do tego b�dzie potrzebny prawdziwy geniusz .
McNaught opad� na siedzenie fotela i opad�a mu szcz�ka .
- Wielkie Nieba , zupe�nie o tym zapomnia�em . Na ziemi nie zamydlimy im oczu
pseudonaukow� papk� .
Borman odczeka� kilka chwil , podczas kt�rych McNaught wykonywa� intensywn�
prac� my�low� , po czym spyta�
- Co pan ma zamiar z tym zrobi� ?
- Mam zamiar zepsu� pipoka i wsadzi� go do dezintegratora .
- Tak , ale wci�� nam b�dzie brakowa�o pipoka .
- Nie b�dzie . Mam zamiar zameldowa� o jego stracie w wyniku niebezpiecze�stw
czychaj�cych w kosmosie .
Si�gn�� po blok z formularzami depeszowymi i zacz�� pisa� :
S.K. Szperacz do Kwatery G��wnej Ziemia . V1098 , pipok , sztuk jedna rozpad�
si� wskutek wstrz�su grawitacyjnego podczas przechodzenia w pobli�u gwiazdy
podw�jnej . Materia� u�yty jako paliwo . McNaught , dow�dca S.K. Szperacz"
Pok�j i �ad panowa� tylko przez dwa dni . Potem Burman wpad� jak burza do
kabiny kapitana .
- Wiadomo�� dla wszystkich , panie kapitanie i wcisn�� w r�ce kapitana depesz�
"Kwatera G��wna Ziemia do wszystkich sekcji . Bardzo pilne . Bardzo wa�ne .
Wszystkie statki natychmiast l�dowa� . Statki wykonuj�ce zadania specjalne
natychmiast kierowa� do najbli�szego portu i oczekiwa� na dalsze rozkazy .
Welling , Nacz.Dow. Pogotowia i obrony ,Ziemia"
- Jak pan my�li co si� sta�o - spyta� Burman
- B�g jeden wie . Ostetnie wezwanie do wszystkich by�o siedem lat temu kiedy
"W��cz�ga" eksplodowa� w p� drogi do Marsa . Uziemili wszystkie statki do czasu
poznania przyczyny . Dowiemy si� w ko�cu . Powiedz� nam zanim dolecimy do Zaxedu
albo i wcze�niej .
Powiedzieli . Sze�� godzin p�niej Burman wpad� do kapitana z twarz�
wykrzywion� strachem .
- A tym razem co ci� gryzie ? - Spyta� McNaught , patrz�c na niego wyczekuj�co
.
- Pipok - wyj�ka� Burman wymachuj�c r�koma , jakby odgania� niewidzialne
paj�ki
- No i co ?
- To b��d drukarski . Opu�cili litery . W spisie powinno by� "pies pok�."
McNaught zrobi� sowie oczy
- Pies pok�. - powt�rzy� z tak� intonacj� jakby to by�y wyj�tkowo �wi�skie
wyrazy .
- Niech pan sam zobaczy - Burman rzuci� na biurko depesz� i wylecia� z kabiny
jak strza�a zostawiaj�c drzwi otwarte . McNaught rzuci� za nim z�e spojrzenie i
wzi�� do r�ki depesz�
"Kwatera G��wna Ziemia do S.K. Szperacz . Dotyczy waszego meldunku w sprawie
V1098 , pies pok�. Paeslake . Poda� szczeg�ly okoliczno�ci , w kt�rych zwierz�
rozpad�o si� na cz�ci wskutek szoku grawitacyjnego . Opisa� dok�adnie proces
rozpadu . Przebada� za�og� i natychmiast meldowa� o wszystkich podobnych
wypadkach . Bardzo Pilne . Bardzoe Wa�ne . Welling . Nacz.Dow. Pogotowia i
Obrony , Ziemia"
W zaciszu kabiny Mcnaught rozpocz�� zjadanie swych paznokci . Za ka�dym razem
kiedy przygl�da� si� jak du�o z nich zosta�o , oczy ustawia�u mu si� w lekkiego
zeza
KONIEC