567

Szczegóły
Tytuł 567
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

567 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 567 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

567 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Piers Anthony Pami�� absolutna ROZDZIA� I Mars Na ciemnoczerwonym niebie wisia�y dwa ksi�yce - jeden by� w pe�ni, drugi przybiera�. �rednica pierwszego wydawa�a si� cztery razy wi�ksza od �rednicy drugiego. �aden nie by� idealnie okr�g�y. W rzeczywisto�ci przypomina�y jaja albo ziemniaki. Wi�kszemu ksi�ycowi nadano imi� Phobosa, b�stwa uosabiaj�cego ten rodzaj strachu, kt�ry opanowywa� ca�e armie powoduj�c ich kl�sk�. Mniejszy - Deimos, uosabia� trwog�. By�y to odpowiednie imiona dla dw�ch towarzyszy starorzymskiego boga wojny i uprawy roli - Marsa. Krajobraz planety by� szkaradny. A� po lini� horyzontu, znajduj�c� si� znacznie bli�ej ni� na Ziemi, wida� by�o tylko formacje zwietrza�ych g�az�w, stercz�ce z�omy skalne i py�. Ca�y teren wygl�da� tak, jakby przesz�a t�dy wojna, nigdzie te� nie by�o �lad�w rolnictwa. By�a to ziemia niczyja, w najprawdziwszym znaczeniu tego s�owa. Douglas Ouaid sta� na pobru�d�onej szerokiej r�wninie. Mia� na sobie lekki skafander kosmiczny zaopatrzony w aparat tlenowy, gdy� ci�nienie tutaj wynosi�o tylko jedn� stopi��dziesi�t� ci�nienia ziemskiego, a temperatura spada�a poni�ej stu stopni w skali Fahrenheita. Ju� dawno zalega�by wok� arktyczny �nieg, gdyby w rozrzedzonej atmosferze by�y wystarczaj�ce zasoby pary wodnej. Jakikolwiek defekt skafandra, niewielkie obtarcie o kraw�d� kt�rej� ze ska� zabi�yby Ouaida r�wnie szybko jak g��boki Kosmos. Przewag� nad pr�ni� dawa�o Marsowi tylko jego przyci�ganie odpowiadaj�ce mniej wi�cej jednej trzeciej przyci�gania ziemskiego. Ale przynajmniej umo�liwia�o chodzenie i orientacj�. Jednak Quaid nawet w tak nieznacznym przyci�ganiu mocno sta� na nogach. By� pot�nym m�czyzn�, tak znakomicie umi�nionym, �e skafander kosmiczny nie m�g� skry� jego sylwetki. Wydawa� si� emanowa� surow� si��. Ostre rysy twarzy, nieruchome wewn�trz he�mu, odzwierciedla�y jego nieugi�t� wol�. Jasne by�o, �e przebywa� tu nieprzypadkowo. Mia� do spe�nienia misj� i nawet piek�o, jakim by�a ta planeta, nie powstrzyma�oby go przed jej wykonaniem. Przeszuka� wzrokiem horyzont. Odwracaj�c si� ujrza�, �e nier�wny teren przechodzi w najbardziej niezwyk�� g�r� w Uk�adzie S�onecznym, wznosz�c� si� dziesi�� mil ponad miejscem w kt�rym sta�. Mia� przed sob� Olimp. Ca�a g�ra liczy�a prawie pi�tna�cie mil wysoko�ci, a wi�c by�a trzy razy wy�sza od najwy�szego ziemskiego wulkanu Mauna Loa na Hawajach, kt�rego wi�ksza cz�� ukryta by�a pod powierzchni� Pacyfiku. Jak jej ziemski odpowiednik, marsja�ska g�ra by�a wulkanem, lecz o niespotykanych na Ziemi rozmiarach. Podstawa jej sto�ka mia�a 350 mil �rednicy. Wok� podstawy rozbiega�y si� promieni�cie j�zyki zastyg�ej lawy. Pot�na, wysoka na dwie mile skarpa otacza�a podstaw� g�ry znacz�c w ten niezwyk�y, lecz wyra�ny spos�b jej granice. Na widok tego cudu nawet taki cz�owiek, jakim by� Quaid zamar� w zachwycie. Za jego plecami rozleg� si� d�wi�k, uchwytny bardziej jako wibracja w skale ni� fala rozchodz�ca si� w rzadkiej atmosferze. Kto� si� zbli�a�. Kobieta. Quaid odwr�ci� si�, tak jakby jej oczekiwa�. Spojrza� na ni� z podziwem. By�a tego warta: by�a r�wnie doskonale zbudowan� przedstawicielk� swojej p�ci, jak on swojej. Mimo kosmicznego skafandra wygl�da�a niesamowicie zmys�owo. Pod he�mem po�yskiwa�y kasztanowe w�osy. Mia�a du�e ciemne oczy. Odwzajemni�a mu spojrzenie, sugeruj�c zainteresowanie, je�li jeszcze nie by�a w nim zakochana, to z pewno�ci� by�a tego bliska. Ale ta planeta nie by�a odpowiednim miejscem na romans! Zreszt� skafandry uniemo�liwia�yby ka�dy intymny kontakt, nawet gdyby o nim pomy�leli. A poza tym, pierwsze�stwo mia�a misja. Kobieta odwr�ci�a si� i pod��y�a w kierunku g�ry przypominaj�cej piramid�, na kt�r� Quaid nie zwr�ci� wcze�niej uwagi. O wiele ni�sza ni� Olimp by�a jednak wystarczaj�co wielka, by zrobi� odpowiednie wra�enie. By�a tak symetryczna, �e wydawa�a si� sztucznym tworem. Sk�d taki dziwny obiekt znalaz� si� na Marsie? No c�, by�o to tak� sam� tajemnic� jak na przyk�ad ludzkie wizerunki wyrze�bione w ska�ach, lub mn�stwo drobnych �lad�w obcych cywilizacji, rozrzuconych wok�; dowod�w, �e cz�owiek nie by� tu pierwszy. Quaid poszed� za kobiet� �a�uj�c, �e tylko jej he�m by� przezroczysty. Ale i tak przyjemnie by�o patrze� na jej ch�d. Poprowadzi�a go ku poszarpanemu otworowi w boku g�ry, kt�ry najwyra�niej powsta� wskutek jakiego� wybuchu. Weszli do jaskini o stromych �cianach. Szczeliny wpuszcza�y akurat tyle �wiat�a, �e mogli znale�� bezpieczne oparcie dla st�p w wij�cym si� korytarzu prowadz�cym w g��b g�ry. Znale�li si� w ogromnej, prawie okr�g�ej grocie. Nie, to by�o zag��bienie, dziura; w g�rze l�ni�o marsja�skie niebo, w dole znajdowa� si� szyb tak g��boki, i� wydawa� si� nie mie� dna. Oczy Ouaida przyzwyczajaj�ce si� do g��bokiego cienia, jaki tu zalega�, dostrzeg�y tylko kolist� kraw�d� i skalny komin biegn�cy ku g�rze, zako�czony otworem, przez kt�ry prze�wieca�o marsja�skie niebo. Czy by� to tw�r natury, czy komora wydr��ona r�k� cz�owieka? Odpowied� by�aby trudna. Quaid czu� l�k, cz�ciowo tylko wywo�any przez rozmiary i tajemnicz� atmosfer� panuj�c� w grocie. Odczuwa� niezwyk�o�� tego miejsca. Przewy�sza�a ona wszystko, co m�g� zrozumie�. Wiedzia� te�, �e to, co robi�a tutaj ich dw�jka by�o wa�niejsze ni� ktokolwiek na Ziemi m�g� przypuszcza�. Kobieta si�gn�a pod nogi. Wyci�gn�a cienk� lin� przymocowan� do wyst�pu skalnego. Odwr�ci�a si� i Quaid zobaczy�,�e jej drugi koniec po��czony z aparatem przypominaj�cym ko�owrotek w�dkarski, jest zaczepiony na mocnym pasie. Kobieta podesz�a do Ouaida. Oplot�a go pasem. Teraz lina wybiegaj�ca z ko�owrotka ��czy�a Ouaida ze ska��. Quaid sprawdzi� lin�. Rozwin�� j� nieco. By�a do�� d�uga, lecz wa�y�a tylko kilka funt�w. Quaid szarpn��, lina trzyma�a. Zwi�kszy� nacisk napinaj�c musku�y. Lina nadal trzyma�a. Gestem da� znak kobiecie, aby podesz�a. Zrobi� z liny p�tl� i zasygnalizowa�, �eby w ni� wesz�a. Zrobi�a to niezgrabnie przytrzymuj�c si� ramienia Quaida, by nie straci� r�wnowagi. Ouaid podni�s� rami� podrzucaj�c kobiet� z �atwo�ci� w g�r�. Na Marsie wa�y�a tylko czterdzie�ci pi�� funt�w, ale r�wnie �atwo podni�s�by j� na Ziemi. U�miechn�a si�. Opu�ci� j� zadowolony. Lina wytrzyma. U�cisn�li sobie r�ce w ge�cie po�egnania. Obj�li si�, ich he�my zetkn�y si� w kosmicznym poca�unku. Quaid odczeka�, a� kobieta si� cofnie, po czym podszed� do kraw�dzi. Opar� si� na r�kach, zamacha� nogami, wykonuj�c manewr, kt�ry trudno by�oby powt�rzy� na Ziemi, i znalaz� si� po drugiej stronie kraw�dzi. Z�apa� lin� ustawiaj�c si� twarz� do �ciany i zacz�� zje�d�a� w ciemn� otch�a�. L�ejszy m�czyzna osuwa�by si� wolno przepuszczaj�c lin� pod lewym udem i nad prawym ramieniem. Quaid nie zawraca� sobie tym g�owy; po prostu zwisa� na r�kach jakby schodzi� po drabinie. Za ka�dym razem jego stopy wykonywa�y jardowy skok, utrzymuj�c go z dala od skalnej �ciany. Dziecinada! Po kilku jardach zatrzyma� si� i spojrza� w g�r�. Kobieta pochyli�a si� nad kraw�dzi�. Widzia� zarys jej sylwetki. Wydawa�o si�, �e jej przejrzysty he�m �wieci. Wygl�da�a jak anio�. Okr�g�y Phobos p�yn�� w g�rze tworz�c aureol� wok� jej g�owy. Przy�o�y�a r�k� do he�mu i przes�a�a poca�unek. Ouaida zala�a fala uczucia. Bo�e, ale� ona by�a pi�kna! Musia� jednak wraca� do swoich zaj��. Pomacha� jej, potem ustawi� ko�owrotek tak, �eby rozwija� lin� ze sta�� pr�dko�ci� i pojecha� w d�. Ufaj�c zabezpieczeniu zje�d�a� z t� sam� pr�dko�ci�, co wcze�niej. R�ce mia� teraz wolne, gdyby ich do czego� potrzebowa�. Odpr�y� si� i rozejrza� wok�. �wiat�o ksi�yca iluminowa�o szyb ukazuj�c szczeg�y, kt�rych Ouaid nie m�g� dostrzec z g�ry. Tuziny gigantycznych pionowych rur wyrasta�y z g��bin, przypominaj�c pot�ne organy. Ouaid by� jednak pewny, �e nie s�u�y�y do gry! Lecz co one tu robi�y? W okolicy talii poczu� gwa�town� wibracj�. Co� dzia�o si� z ko�owrotkiem! Si�gn�� do niego, lecz w niewygodnych r�kawicach nie m�g� nic zrobi� i tylko pogorszy� spraw�. Lina zacz�a rozwija� si� z przera�aj�c� szybko�ci�. Quaid polecia� w bezdenn� przepa��, w�ciekle m��c�c r�koma. Stopy utraci�y oparcie. Skalna �ciana, rury i otch�a� zawirowa�y dziko wok� niego. - Doug! - krzykn�a przera�ona kobieta. Pr�bowa� jej odpowiedzie�, lecz by� zbyt zszokowany. Spada� niczego ju� nie kontroluj�c. - Doug! - jej zrozpaczony g�os nik� w dali. G��bia wype�ni�a si� nagle jasnym bia�ym �wiat�em. Quaid wiedzia�, �e nadchodzi koniec. Lecz nie odczuwa� strachu; m�g� jedynie wyj�� naprzeciw przeznaczeniu. ROZDZIA� II Lori Quaid obudzi� si� przera�ony. By� w ��ku, na Ziemi, zupe�nie bezpieczny. Sypialnia by�a sk�pana w �wietle poranka. Gdy zorientowa� si� gdzie jest, a jego serce zn�w zacz�o bi� normalnie, zrozumia�, �e niesamowite prze�ycia to tylko sen. Nigdy w �yciu nie by� na Marsie, wi�c jak si� tam znalaz�? Pojawi� si� na ja�owej planecie, spotka� jak�� dziewczyn�, z kt�r� poszed� do jaskini, czy szczeliny znajduj�cej si� w boku g�ry ukszta�towanej jak piramida, a potem samotnie zjecha� w ogromn� dziur�. Jak to wyt�umaczy�? We �nie zaakceptowa� wszystko, lecz by� to tylko sen, a� nazbyt realny. Odtworzy� w pami�ci wszystkie sceny a� do momentu upadku. Czy to �wieci� ksi�yc? Mo�e. Sk�d mia� wiedzie� skoro tam nie by�? A lina -dlaczego po prostu jej nie z�apa� i nie zapobieg� upadkowi? Przecie� m�g� to zrobi�. Powinien d�oni� w r�kawicy chwyci� lin� przy ko�owrotku, zamocowa� i zatrzyma� si�. Nie by�oby to specjalnie trudne zadanie, zw�aszcza �e wa�y� zaledwie u�amek tego, co na Ziemi, a nadal mia� tyle samo si� w ramionach. To atmosfera snu sprawi�a, �e upadek wydawa� si� nieuchronny. Jeszcze jeden drobny szczeg� zaprz�ta� jego uwag�. Sk�d ta kobieta zna�a jego imi�, skoro on nie m�g� wygrzeba� z pami�ci jej imienia. Nie krzycza�a panie Quaid, czy Douglas, lecz Doug, a w jej g�osie brzmia�o uczucie, kt�re wzruszy�o go nawet teraz, gdy ju� nie �ni�. By�a dla niego wa�na, bardziej ni� wa�na, ona... W tym momencie pojawi� si� nast�pny element �amig��wki. Jak m�g� s�ysze� jej g�os na prawie pozbawionym atmosfery Marsie? Przez ca�y czas nie zamienili ze sob� s�owa. Pod koniec snu zatar�y si� pozory rzeczywisto�ci. Jasne, silne �wiat�o jakie ujrza� spadaj�c by�o �wiat�em ziemskiego dnia, a nie marsja�skiego. W chwili �mierci nie zobaczy� nieba czy piek�a, lecz blask zwyk�ego dnia, jak zawsze, gdy pospa� sobie d�u�ej. Odetchn�� z ulg�. Niepokoi� go tylko jeszcze ten g�os. Ta kobieta... Niespodziewanie pochyli�a si� nad nim wspania�a istota. Mia�a na sobie cienk� koszul� nocn�, rozchylaj�c� si� z tak� �atwo�ci�, �e chyba celowo ods�ania�a fragmenty cudownego cia�a. Nie by�a to dziewczyna ze snu; mia� przed sob� osza�amiaj�c� blond Amazonk�, swoj� �on�, Lori. Jak m�g� o niej zapomnie�! - Mia�e� z�y sen - powiedzia�a ze wsp�czuciem, wyci�gaj�c r�k�, �eby obetrze� mu pot z czo�a. Nie odpowiada� zaprz�tni�ty widokiem jej pe�nych piersi pod lu�n� koszul� nocn�. Oczywi�cie widywa� je wiele razy przedtem, lecz ci�gle syci� si� nimi. By�y imponuj�ce... - Znowu Mars? - spyta�a zaniepokojona. Jej piersi pod��y�y za opuszczanym ramieniem, gdy sko�czy�a wyciera� mu twarz. Skin�� g�ow�, ci�gle zdenerwowany snem. Powoli zaczyna� odzyskiwa� kontrol� nad sytuacj�. Co posiada�a kobieta ze snu, czego brakowa�o Lori? Mo�e kasztanowe w�osy, nic wi�cej. Poza tym Lori nie nosi�a akurat kosmicznego skafandra. Nagle zrozumia�, �e g�os kobiety z Marsa nie by� wcale sennym majakiem. Byli ubrani w kosmiczne skafandry, kt�re maj� interkomy, czy jak to si� nazywa. S�yszeli si� dzi�ki systemowi ��czno�ci zamontowanemu w he�mach! Po zestawieniu tych fakt�w, okaza�o si�, �e jego sen nie by� ca�kowit� fantazj�, jak wcze�niej my�la�. Lori b��dnie oceniaj�c jego oszo�omienie, sta�a si� jeszcze milsza. Zjecha�a r�k� po jego karku i �cisn�a umi�nione ramiona. Lubi�a jego mi�nie i lubi�a ich dotyka�; podnieca�a si�, a on nie mia� nic przeciwko temu. - M�j biedaku, dr�cz� ci� koszmary - wymrucza�a, g�aszcz�c go po klatce piersiowej. Pochyli�a g�ow� i poca�owa�a zgi�cie mi�dzy szyj� a ramieniem w spos�b, kt�ry mia� go odpr�y�, a kt�ry coraz bardziej go podnieca�. - Lepiej teraz? Ustami przejecha�a przez jego pier� zatrzymuj�c si� w pobli�u brodawek. Oczami �owi�a wyraz jego twarzy. Nie chcia�, �eby przesta�a: - Mm-hm - wymrucza�. Lori ca�owa�a go nadal posuwaj�c si� w kierunku brzucha. Wiedzia�, �e pr�bowa�a zainteresowa� go sob�, oderwa� od sennych koszmar�w - robi�a to ca�kiem zr�cznie. By� zadowolony, �e jej nie przerwa�. Ach, gdyby tylko kobieta z Marsa nie nosi�a kosmicznego skafandra! Wyobrazi� sobie, �e to ona... - Czy ona tam by�a? - spyta�a niedbale Lori. Oho, czy�by czyta�a w jego my�lach? Poczu� si� winny, �e my�la� o innej kobiecie, gdy jasne by�o, �e Lori by�a wszystkim, czego m�g� 10 po��da� m�czyzna. Lecz zainteresowanie Lori t� drug� kobiet� by�o na sw�j spos�b zabawne. Uda� g�upiego: - Kto? - Wiesz - Lori podnios�a g�ow�, robi�c zamy�lon� min�. Te� gra�a, udaj�c, �e nie pami�ta, czy te� nie potrafi opisa� tamtej kobiety. - No, ta dziewczyna z...-zgi�a r�ce w uniwersalnym ge�cie oznaczaj�cym du�y biust. U�miechn�� si�: - Ach ona. Jak gdyby Lori nie wygl�da�a tak samo. Lori nie ust�powa�a: - No wi�c, czy to by�a ona? Za�mia� si�: - Zabawne! Jeste� zazdrosna o sen! W�asne s�owa zaintrygowa�y Ouaida, by� mo�e dlatego, �e dzi�ki nim fantastyczna posta� stawa�a si� bardziej realna. Lori uderzy�a go w brzuch i odwr�ci�a si�. Pr�bowa� j� schwyci�, ale szarpn�a si� usi�uj�c wyj�� z ��ka. Zawsze grali brutalnie, ale nigdy za ostro; nigdy te� jej nie uderzy�. - To wcale nie jest zabawne, Doug - powiedzia�a, stoj�c jedn� nog� poza ��kiem. - Pu�� mnie, w tej chwili! Teraz w sukurs przysz�o ci��enie; gdyby j� pu�ci�, upad�aby na pod�og�. - Co noc przebywasz na Marsie! By�a to prawda! - Ale zawsze rano wracam - zaprotestowa� s�abo. U�wiadomi� sobie, �e jeszcze sekunda, a sprawa stanie si� nieprzyjemna, gdy� naprawd� po��da� 'tej nieistniej�cej kobiety, a Lori zaczyna�a to wyczuwa�. Uda�o mu si� przewr�ci� Lori na ��ko. Poch�on�a teraz ca�� jego uwag�, do czego z pewno�ci� zmierza�a. Mocowali si�, oplot�a go nogami, �ciskaj�c niewinnym, lecz na pewno bardzo interesuj�cym chwytem. Przyszpili� jej r�ce do bok�w i pr�bowa� poca�owa� w usta. Rzuca�a g�ow� na boki. To ju� przesta�o by� zabawne. - No, Lori, nie b�d� taka! - zaprotestowa� mocuj�c si� z jej chwytem.- Ty jeste� dziewczyn� z moich sn�w! Lori od razu przesta�a si� szarpa�. Spojrza�a zachwycona. - M�wisz powa�nie? - jej chwyt zel�a�. - Oczywi�cie - i teraz by�a to prawda. Zapasy dope�ni�y to, co zacz�o si� od jej rozkosznych poca�unk�w i w tej chwili pragn�� jej ze wszystkich si�. 11 Doskonale o tym wiedzia�a. Przecie� czu�a to dotykiem. Oplot�a mu biodra swoimi d�ugimi, mocnymi nogami, tym razem nie �ciska�a, lecz obejmowa�a, i wsun�a go w siebie. Poca�owali si�. - Jeste� g�upi jak byk - westchn�a. Za�mia� si�: - Wiesz, co byk robi z krow�? - Krow�! - krzykn�a z udanym oburzeniem. - Czy widzia�e� kiedy�, �eby krowa robi�a co� takiego? - dosiad�a go i zrzuciwszy nocn� koszul� rozpocz�a jazd�. Mia�a najwspanialsze cia�o na �wiecie i on o tym wiedzia�. - Albo to? - zeskoczy�a i piersiami pie�ci�a jego cz�onka. - Albo to? - gwa�townie rzuci�a si� na Quaida i poca�owa�a go dziko. Jej delikatne jak jedwab w�osy ze�lizgn�y si� po jej twarzy i szyi, �askocz�c rozkosznie. - Nie-musia� przyzna�.-Krowy, kt�re znam tylko stoj� i czekaj�. Podnios�a g�ow�, w oczach b�yszcza�y iskierki: - A ile to kr�w znasz? - Tylko jedn� - poczu�, jak jej cia�o napina si� ostrzegawczo. - l to we �nie. Lori odpr�y�a si�. Podoba�o si� jej to por�wnanie. Nazwa� krow� dziewczyn� ze snu, a nie dziewczyn� prawdziw�. Sta�a si� zn�w mi�a. Z pewno�ci�, Lori nie by�a bierna; zada�a sobie sporo trudu, �eby otrzyma� to, czego chcia�a. Bardzo lubi�a t� pozycj�. Po�o�y� r�ce na jej po�ladkach i poczu� jak si� na przemian napinaj�, dra�ni�c go, o�mielaj�c do akcji, w kt�rej potrzebne s� nie tylko r�ce. Przytuli� j�. Krzykn�a jakby j� gwa�cono, przerwa�a tylko na chwil�, �eby go poca�owa�, gdy dochodzi� do kulminacji. Ta�czy�a biodrami, lecz nie poruszaj�c przy tym brzuchem; wszystko rozegra�o si� w �rodku. Jej j�zyk uderza� go w usta w rytm tego dziwnego ta�ca. O tak, nie by�a krow� - lecz Quaid czu� si� jak byk, przynajmniej w tym momencie. Ale nawet teraz, kobieta ze snu tkwi�a w jego my�lach i pragn��, by z nim tu by�a. Zamkn�� oczy i spr�bowa� wyobrazi� sobie, �e obejmuje kobiet� z Marsa. Co si�, u diab�a, z nim dzia�o? ROZDZIA� III Sen Sko�czyli, jak zawsze, w odpowiednim czasie. Lori wsta�a i posz�a wzi�� prysznic; zawsze dba�a o siebie, a on czochra� jej w�osy, rozmazywa� usta i robi� kilka innych rzeczy, gdy si� kochali. Lori by�a Kobiet�-Plus! Jak takiemu zwyk�emu prostakowi, jak on, uda�o si� zdoby� tak� istot�? Pytanie pojawi�o si� nie po raz pierwszy. Pochodzili z dw�ch r�nych �wiat�w. On by� robotnikiem budowlanym, specjalist� od przygotowywania terenu. W�a�ciwie to obs�ugiwa� tylko m�ot pneumatyczny. Nigdy nie marzy� o wi�kszej karierze i by� dumny, �e poszed� w �lady ojca. By� dobry, istny artysta z��czony ze swoj� maszyn�, pracowa� dwa razy szybciej ni� inni, lecz to niespecjalnie podnosi�o jego warto�� w oczach kogo� takiego jak Lori. Och, mia� doskonale rozwini�te mi�nie i ona je lubi�a, ale nie by� wybitnym profesorem ani wa�nym urz�dnikiem. A Lori? Lori by�a rozpieszczon� c�reczk� grubej ryby pracuj�cej w reklamie. Przywo�a� w my�lach dzie� ich pierwszego spotkania, osiem lat temu. Pogr��ony by� w ci�kiej pracy na terenie starego, zbudowanego ze szk�a i stali wie�owca, rozbieranego, by zrobi� miejsce dla nowego centrum biznesu z plasplexu. Budynek sta� w dzielnicy bank�w, w kt�rej Ouaid nie bywa� zbyt cz�sto. Z przyjemno�ci� spogl�da� na elegancko ubranych ludzi, najnowsze modele pojazd�w powietrznych, automaty sprz�taj�ce, dzi�ki kt�rym mo�na by�o Je�� z ulicy". Okolica przyjemnie r�ni�a si� od jego w�asnej obskurnej dzielnicy, w kt�rej mieszka�y niedobitki proletariatu. A potem zobaczy� Lori. Sta�a po drugiej stronie ulicy i patrzy�a na niego. Nawet z tej odleg�o�ci dojrza� b�ysk aprobaty w jej oczach, kt�re nie mog�y oderwa� si� od jego spoconego torsu. Przyzwyczai� si� ju� do spojrze� rzucanych mu przez-pi�kne damy w drogich sukniach, jednak w spojrzeniu Lori by�o wi�cej zuchwa�o�ci. Przesz�a przez ulic� i przywita�a si� z nim. Trzy miesi�ce p�niej pobrali si� ku jego niesko�czonemu zdumieniu. Nalega�, �eby przez kilka pierwszych lat �yli z jego zarobk�w, ale Lori stopniowo przekona�a go, �e wsp�lnie powinni korzysta� z jej 13 pieni�dzy i wreszcie wyprowadzili si� ze skromnego mieszkania do przestronnego apartamentu w jednym z luksusowych wysoko�ciowc�w. Lori czu�a si� w nim �wietnie, lecz Quaid aklimatyzowa� si� z trudno�ci�. W pracy musia� prze�kn�� wiele g�upich uwag. Ci�gle czu� si� �le, jak robol ciemi�ga w�r�d ludzi z towarzystwa. W�a�ciwie nie powinien si� skar�y�. Apartament by� bajeczny. Le��c w ��ku gapi� si� na holograficzny ekran na suficie, wspominaj�c erotyczne hologramy, kt�re zarejestrowali z Lori. Dodawa�y nieco perwersji prawdziwym scenom mi�osnym. Lubi� wylegiwa� si� w ogromnej wannie pod koniec dnia. K�piel sta�a si� czyst�, zmys�ow� przyjemno�ci�. Obraca� si� w wir�wkach i pod biczami, czuj�c jak ust�puje zm�czenie mi�ni. Wsz�dzie by�o pe�no pary. Odpr�ony suszy� cia�o w strumieniach powietrza. Towarzyska strona nowego �ycia mog�a stwarza� mu trudno�ci, lecz got�w by� korzysta� z luksus�w, jakie si� z nim wi�za�y. A nade wszystko mia� Lori; jej uczucie nie os�ab�o przez lata, kt�re sp�dzili ze sob�. Cofn�� si� my�lami do porannych pieszczot. Niespodziewanie powr�ci�o wspomnienie snu, psuj�c mu humor. Zaniepokojony pokr�ci� g�ow�. Ten sen by� zbyt realny! By� niesko�czenie g�upi, ale nie potrafi� si� go pozby�. Dlaczego on, najszcz�liwszy z m�czyzn �ni� o nie istniej�cej kobiecie? W najlepszym przypadku wydawa�o si� to perwersj�, w najgorszym - szale�stwem. Lori wysz�a z �azienki. Jej cia�o l�ni�o. Quaid ponownie spyta� si� w duchu, co ta l�ni�ca, elegancka i bogata dziewczyna w nim widzi? Wzruszywszy ramionami wyskoczy� z ��ka i pobieg� wzi�� natrysk. Nie mia� teraz czasu na wylegiwanie si� w wannie. Szybki prysznic wystarczy. Zakr�ci� kran, wysuszy� si� i za�o�y� str�j roboczy. Wszed� do kuchni. �wiat�a ju� p�on�y, zaprogramowane zgodnie z tygodniowym rozk�adem jego zaj��. Wrzuci� owoce do sokowir�wki. Kielich miksera nape�ni� orzechami, kie�kami pszenicy, dawk� protein, kawa�eczkami jarzyn i p� tuzinem surowych jajek. Doda� sok i w��czy� mikser obserwuj�c jak zamienia mas� produkt�w w papk�. U�miechn�� si� z przymusem. Je�li Lori kocha mnie dla mojego cia�a, pomy�la�, zrobi� co b�d� m�g�, �eby utrzyma� si� w formie. Obieca� sobie r�wnie�, �e zrobi wszystko, aby pozby� si� skutk�w tego cholernego snu. Lori wzi�a prysznic przed nim, lecz d�u�ej si� ubiera�a. Quaid za�o�y� spodnie, kt�re nosi� wczoraj, �wie�� koszul� i buty. Ubi�r Lori m�g� 14 wygl�da� skromnie, lecz zawsze by� dzie�em sztuki, kt�re wymaga�o czasu na w�a�ciwe wymodelowanie. Bardziej ni� m�� zwraca�a uwag� na wygl�d. Samo czesanie zabiera�o jej wi�cej czasu ni� jemu wszystkie przygotowania. Po drugiej stronie pokoju lecia�y wiadomo�ci, lecz Quaid nie zwraca� na nie uwagi. Spojrzeniem b��dzi� za oknem po unosz�cych si� w powietrzu pojazdach, estakadach i tych wszystkich, energicznych ludziach spiesz�cych do pracy. Za chwil� b�dzie w�r�d nich. Jak codzie�. Jego �ycie by�oby bardzo nudne, gdyby nie �y� dla Lori - szczerze m�wi�c i tak by�o wystarczaj�co nudne. Wiedzia�, �e jest umi�nionym zerem, wiod�cym lepsze �ycie ni� zas�ugiwa�, a do tego niezbyt za nie wdzi�cznym. Spiker prowadz�cy wiadomo�ci papla� jak naj�ty: - Przechodzimy do wiadomo�ci z frontu. Satelity Bloku P�nocnego spopieli�y stoczni� w Bombaju, powoduj�c po�ar, kt�ry rozprzestrzeni� si� na miasto. Liczba ofiar w�r�d ludno�ci cywilnej przekroczy�a prawdopodobnie dziesi�� tysi�cy. Przewodnicz�cy odpar� atak wykorzystuj�c bro� kosmiczn�, jedyny skuteczny �rodek przeciw liczbowej przewadze Bloku Po�udniowego. Przerwa�, �eby widzowie mogli obejrze� wynik rzezi. W wiadomo�ciach telewizyjnych z prawdziwym upodobaniem nadawali takie ,,obrazki". Quaid nie trudzi� si� ogl�daniem. Wyobrazi� sobie, �e ludzie za oknem s� cz�ci� tej koszmarnej sceny, zagazowani i umieraj�cy, walcz�, by si� podnie�� i pod��y� do pracy, lecz padaj� i tamuj� estakady. Pojazdy powietrzne wymykaj� si� spod kontroli, gdy gaz dosi�ga kierowc�w i rozbijaj� si� w p�omieniach na ni�szych poziomach. Nie, nie w p�omieniach; wsp�czesne pojazdy powietrzne r�ni�y si� od pojazd�w naziemnych wbudowanym systemem zabezpiecze�, kt�ry zapobiega� eksplozji. W ka�dym razie, mog�y zamieni� si� w kup� z�omu. Odczuwa� dziwne zadowolenie, wyobra�aj�c sobie, �e miasto przeistacza si� w pole walki. - Astronomowie twierdz�, �e nie s� w stanie wyt�umaczy� powstania sze�ciu gwiazd,,nowych"-kontynuowa� spiker z pob�a�liwym u�miechem. Ka�dy przecie� wiedzia�, jakimi dziwakami s� naukowcy! - Wydaje si�, �e te gwiazdy nie pasuj� do naukowych teorii. Niekt�re gwiazdy staj� si�,, nowy m i", niekt�re,,supernowy m i", za� mechanizm powoduj�cy t� przemian� jest w gruncie rzeczy nieznany. Bardziej szczeg�owe analizy w ostatnich latach ujawni�y, �e tych sze�� ,,no- 15 wych" nie powinno by�o w og�le si� pojawi�, przynajmniej zdaniem astronom�w- zn�w si� u�miechn��. Za ka�dym razem, gdy fakty nie pasowa�y do teorii, wymy�lali po prostu now� teori�. W ko�cu stworzyliby odpowiedni� dla swoich potrzeb. A przecie� gwiazdy nie stawa�y si� ,,nowymi" bez powodu. - Ubieg�ej nocy zanotowano nasilenie akt�w przemocy na Marsie, gdzie... Quaid o�ywiony odwr�ci� si� w stron� wideo. By� to wieloekranowy telewizor, najlepszy na jaki by�o ich sta�, to znaczy kolorowy, ale nie tr�jwymiarowy. Zajmowa� ca�� �cian�, dzi�ki czemu mieszkanie wydawa�o si� jeszcze wi�ksze. Ekran podzielony by� na wiele segment�w wy�wietlaj�cych jednocze�nie r�ne teksty i programy; prognoz� pogody, informacje gie�dowe, obraz sprzed drzwi wej�ciowych i z korytarza, program dzieci�cy, sta�y k�cik sexy dla spro�nych staruch�w, biuletyn sklepowy ogl�dany przez zapracowane gospodynie domowe i stare filmy. Quaid bez trudu zignorowa� pozosta�e programy, ju� w dzieci�stwie wyrobi� sobie odruch, kt�ry umo�liwia� swobodne pomijanie dziewi�ciu dziesi�tych wszystkich wydarze� i informacji. Ka�dy z program�w mo�na by�o tak powi�kszy�, by zape�ni� ca�y ekran lub dowoln� jego cz��, ale zwykle nie warto by�o si� tym trudzi�, gdy� ludzkie oko i m�zg by�y najlepszymi selektorami. Poza tym, niekiedy poszczeg�lni cz�onkowie rodziny chcieli ogl�da� r�ne programy, a ten telewizor pozwala� na to bez niepotrzebnych k��tni. Przekaz wydarze� w Kopalniach Marsja�skich wype�ni� centraln� cz�� ekranu. Reporter prowadzi� narracj� z miniekraniku. - ... eksplozja zerwa�a kopu�� nad Kopalni� Piramidy, co wstrzyma�o wydobycie turbinytu, b�d�cego g��wnym surowcem w programie zbrojeniowym Bloku P�nocnego, niezb�dnym do wytworzenia strumienia cz�stek. Kamery pokazywa�y brutalne zachowanie �o�nierzy wobec g�rnik�w. Dawa�o si� zauwa�y�, �e w�adze wojskowe wr�cz chcia�y, aby kto� im si� przeciwstawi�. Quaid poczu�, �e jego palce zaciskaj� si� kurczowo, jakby naciska�y spust karabinu. By�o to dziwne, bo nie pami�ta� kiedy po raz ostatni, je�li w og�le, u�ywa� broni palnej. - Odpowiedzialno�� za wybuch wzi�� na siebie Front Wyzwolenia Marsa - kontynuowa� reporter - /' za��da� ca�kowitej niezawis�o�ci planety od, tu cytuj�, ..tyranii P�nocy". Front utrzymuje, �e jest got�w do dalszych atak�w... 16 Nagle na g��wnym ekranie rozb�ysn�� program o �rodowisku naturalnym. Przekazywano w�a�nie transmisj� z dziewiczego lasu, kt�ry wype�ni� wszystkie ekrany wielokana�owego telewizora. Obraz by� pi�kny, ale Quaid nie to chcia� w tym momencie ogl�da�. - Nic dziwnego, �e masz koszmary, skoro ci�gle ogl�dasz wiadomo�ci - powiedzia�a Lori podchodz�c z trzymanym w d�oni ,,pilotem". Ubrana by�a w szykowny kombinezon codzienny, gotowa do wyj�cia po zakupy. Quaid usiad� przy stole, Lori posmarowa�a sobie kromk� chleba. - Wiesz, Lori, - powiedzia� Quaid. - Zr�bmy to naprawd�. - Jeszcze raz? My�la�am, �e po ,,porannym wysi�ku" b�dziesz zm�czony przynajmniej przez p� godziny. - Nie o to chodzi - burkn�� z niecierpliwo�ci�. Zrozumia�a, �e m�wi serio. - Co mamy zrobi�? - Przeprowad�my si� na Marsa - powiedzia�, boj�c si� jej wybuchu. Lori wzi�a g��boki wdech, wypu�ci�a powietrze. - Doug, prosz� ci�, nie psuj nam wspania�ego poranka. - Po prostu o tym pomy�l - powiedzia�. Gdyby tylko m�g� j� przekona�... - Ile razy mamy to przerabia�? - teraz ona by�a zniecierpliwiona. - Nie chc� sp�dzi� �ycia na Marsie. Jest suchy, wst�tny i nudny. Na ekranie jele� pi� wod� ze strumyka. - W�a�nie podwoili premi� dla nowych kolonist�w - powiedzia� Quaid. - No jasne! Przecie� inaczej �aden idiota nawet nie zbli�y�by si� do Marsa! Rewolucja mo�e wybuchn�� w ka�dej minucie! - Lori bezmy�lnie d�uba�a w �niadaniu, ca�kowicie straciwszy apetyt. By�a naprawd� zdenerwowana. Quaid r�wnie�. Chcia�by, �eby rozwa�y�a jego sen, zamiast go lekcewa�y�. By�a niezr�wnana w ��ku, ale w tej sprawie b�dzie musia� obej�� si� bez niej. Opanowa� gniew, podni�s� ,,pilota", kt�rego Lori po�o�y�a na stole i prze��czy� ponownie na wiadomo�ci. Mia� szcz�cie; nadal przekazywano informacje z Marsa. - Jedna kopalnia zosta�a ju� zamkni�ta - m�wi� spiker. - Administrator Marsa, Vi los Cohaagen stwierdzi�, �e je�li b�dzie konieczne to u�yje wojska, aby utrzyma� produkcj� na pe�nych obrotach. Na ekranie pojawi�a si� konferencja prasowa. Quaid rozpozna� sylwetk� Administratora Kolonii Marsja�skiej. Cohaagen by� niemal tak 17 pot�nym m�czyzn� jak Quaid. W tej robocie trzeba tak wygl�da�, pomy�la� Quaid. Wyznaczony przez Blok P�nocny do nadzorowania pracy marsja�skich kopal�, Administrator Kolonii przypomina� wojskowego gubernatora z czas�w imperializmu. Skupia� w r�ku prawie absolutn� w�adz�. Z min� pewnego siebie dow�dcy parowa� pytania reporter�w. - Panie Cohaagen! - zawo�a� jeden z nich. - Czy b�dzie pan negocjowa� z ich liderem, Kuato? Wydaje si�, �e zbiera on wok� siebie ca�kiem... - Nonsens! - przerwa� mu ostro Cohaagen. - Czy kto� kiedy� widzia� tego Kuato? Czy kto� mo�e mi pokaza� jego zdj�cie? No? -czeka�, lecz teraz reporterzy siedzieli cicho. - Nie wierz� w �adnego Kuato! - rysy jego twarzy stwardnia�y. - Pozw�lcie, �e co� wyja�ni�, panowie: Mars zosta� skolonizowany przez Blok P�nocny nak�adem ogromnych koszt�w. Wynik wojny totalnej zale�y od naszych kopal�. Nie zamierzamy ich odda� tylko dlatego, �e garstka szalonych lunatyk�w my�li, i� jest w�a�cicielem ca�ej planety! Na ekrany powr�ci� program o �rodowisku naturalnym. Lori zn�w prze��czy�a telewizor. - Ma racj� - powiedzia�a. - Z wyj�tkiem tego, �e lunatycy wariuj� pod wp�ywem Ksi�yca, a nie Marsa. Na Marsie i tak wszystko jest szalone! Podenerwowany Quaid pr�bowa� odebra� jej pilota, lecz Lori �miej�c si� uciek�a za st�. - Lori, daj spok�j - warkn��. - To wa�ne. Zatrzyma�a si� i wyd�a usta: - Poca�uj! Zazwyczaj lubi� t� gr�, kt�ra pozwala�a na bliski kontakt z jej j�drnym cia�em, a teraz nie chcia� sprawi� �onie przykro�ci. Przyj�� wi�c jej warunki, wsta� i obj�� j� ramionami. Przytuli�a si� zadowolona. - Kochanie... - przerwa�a, by m�g� j� poca�owa�. - Wiem, �e trudno si� �yje w nowym miejscu, ale przynajmniej spr�bujmy. - Znowu przerwa. - Okay? Quaid zmusi� si� do u�miechu. Ostatnia podwy�ka umo�liwi�a im przeprowadzk� o dwadzie�cia pi�ter do g�ry, co ��czy�o si� z awansem w skali spo�ecznej. Lori si� to podoba�o, lecz Quaid musia� przyzna�, �e z powodu proletariackiego pochodzenia, mia� nieco k�opotu z przystosowaniem si� do,,nowego miasta". Ale w tej chwili by� z�y na Lori, �e mu przeszkadza. By� naprawd� zainteresowany wiadomo�ciami z Marsa. 18 Odda�a mu w ko�cu poca�unek. Sta�a ty�em do �ciany wideo. Odnalaz� jej d�onie trzymaj�ce ,,pilota". Ca�uj�c j� prze��czy� po raz kolejny na wiadomo�ci i ogl�da� je, patrz�c ponad ramieniem �ony. Cohaagen ci�gle m�wi�: - Jak mo�e zauwa�yli�cie, atmosfera na Marsie nas nie rozpieszcza. Nie jest nic warta. Musimy stworzy� nasze powietrze, l kto� za to musi zap�aci�. Lori uwolni�a si� wreszcie od poca�unku, kt�ry trwa� d�u�ej ni� chcia�a. - Sp�nisz si�. Mo�e obawia�a si�, �e Quaid b�dzie mia� ochot� na dalszy ci�g, po tym jak pieczo�owicie przygotowa�a si� do wyj�cia. Nie by�o to takie nieprawdopodobne. Quaid pu�ci� j� powoli, jakby niech�tnie rezygnowa� z my�li o dalszym kontakcie. Ale chcia� tylko wys�ucha� wiadomo�ci do ko�ca. - S�usznie - m�wi� reporter. - Lecz wasze ceny s� wyg�rowane. Gdy g�rnik odejmie cen� powietrza od swoich zarobk�w, nic nie b�dzie... - To wolna planeta - przerwa� stanowczo Cohaagen. - Je�li nie chcecie mojego powietrza, to nim nie oddychajcie! - Panie Cohaagen!-zawo�a� kolejny reporter. - Prosz� skomentowa� plotki m�wi�ce, �e zamkn�� pan Kopalni� Piramidy, gdy� znaleziono w niej przedmioty pozosta wion� przez Obcych ? - Rozd ra�-niony Cohaagen potoczy� wzrokiem po sali. - Bob - powiedzia�. - Chcia�bym, �eby�my znale�li jakie� mi�e przedmioty nale��ce do Obcych. Nasz przemys� turystyczny m�g�by to rozreklamowa�. - Reporterzy za�mieli si� w odpowiedzi. - Lecz faktem jest, �e to kolejny numer propagandowy terroryst�w zmierzaj�cy do podkopania ufno�ci w legalnie mianowany rz�d na Marsie. Transmisja powr�ci�a na Ziemi�. Lori pcha�a m�a stanowczo cho� �agodnie, w kierunku drzwi. Ust�pi� i pozwoli� prowadzi� si� niczym statek holownikowi. Wypchn�a go za drzwi. - Mi�ego dnia - powiedzia�a z czaruj�cym u�miechem. Quaid odwzajemni� u�miech, poca�owa� j� raz jeszcze i wyszed�. S�ysza�, jak wielocz�ciowe ekrany podaj� jednocze�nie prognoz� pogody, wykres sytuacji finansowej i informacje o stanie bezpiecze�stwa lokalnego. Po jego wy�ciu Lori nie prze��czy�a na program o �rodowisku naturalnym. 19 W tym momencie zobaczy� niebo wybuchaj�ce intensywn� czerwieni� i rozlatuj�ce si� budynki. Ca�a Ziemia by�a niszczona przez ,,now�"! S�o�ce eksplodowa�o, spalaj�c strumieniem ognia wszystko wok�. Umiera� przera�ony - razem z ca�� ludzko�ci�. Quaid mrugn�� oczami. �wiat zn�w by� normalny. To tylko wyobra�nia zaatakowa�a go prawdopodobnie pod wp�ywem wiadomo�ci o tajemniczych "nowych". Oczywi�cie, taka katastrofa nie mog�a si� tu wydarzy�. S�o�ce nie nale�a�o do gwiazd tego typu. A mo�e jednak? Astronomowie przyznali, �e ,,nowymi" sta�y si� gwiazdy, kt�re nie powinny by�y przej�� takiej przemiany. Wyra�nie nie znali si� tak dobrze na gwiazdach, jak my�leli. Co wi�c wiedzieli o S�o�cu? Nie, to by�y szalone my�li. Odrzuci� je od siebie i pod��y� do windy. ROZDZIA� IV Praca Quaid znalaz� si� w strumieniu pasa�er�w, kt�rych widzia� przez okno mieszkania. Nienawidzi� ich, nie wiedz�c w�a�ciwie dlaczego; nie by�o przecie� nic z�ego w nabitych lud�mi estakadach. Mo�e to sen o Marsie obudzi� w nim zachwyt dla pustynnej, otwartej przestrzeni, gdzie nawet z daleka mo�na by�o dostrzec inn� osob�, szczeg�lnie je�li by�a ni� wspania�a kobieta w kosmicznym skafandrze. Tutaj nieustannie potr�cali go t�ocz�cy si� ludzie, wdycha� ich oddechy i w�cha� przemys�owe wyziewy, kt�re stale zalega�y ni�sze poziomy, mimo �e kampanie reklamowe w�adz lokalnych twierdzi�y co innego. Mars by� przynajmniej czysty; nie by�o na nim niczego poza czerwonym py�em i galimatiasem ska�. Na Marsie m�czyzna m�g� swobodnie wyci�gn�� ramiona nie wal�c jednocze�nie stoj�cego obok faceta w zasmarkany nos. Zjecha� d�ugimi schodami, kt�re o tej porze przypomina�y rw�cy wodospad g��w, plec�w i ramion ze�lizguj�cy si� ku ni�szym poziomom stacji metra. Na dole, ludzki strumie� rozchodzi� si� na chwil� wok� ma�ej przestrzeni zaj�tej przez kalekiego skrzypka. Quaid u�miechn�� si� pokrzepiony widokiem kogo�, kto domaga� si� przestrzeni i szacunku dla siebie w�r�d anonimowego porannego t�oku. Quaid zatrzyma� si�, by w�o�y� swoj� ID do przeno�nego rejestru kredytowego skrzypka. Automat zarejestrowa� jego datek, a Quaid znowu da� si� ponie�� ludzkiemu strumieniowi. Wcisn�� si� w stref� bezpiecze�stwa. T�um ludzi uformowa� si� w kolejk� przed pot�nymi rentgenowskimi ekranami. Przez ten zator traci� czas, lecz nie m�g� nic na to poradzi�. W �rodkach transportu publicznego zanotowano ju� tyle akt�w przemocy, �e nale�a�o podj�� stosowne dzia�ania, kt�re Quaid popiera�, gdy� nie chcia� zosta� obrabowany lub zabity w metrze przez na�panego �wira, lub znale�� si� w grupie zak�adnik�w wzi�tych przez boj�wk� nowego rewolucyjnego ruchu. Liczb� akt�w przemocy zmniejszy�o zarz�dzenie, kt�re dopuszcza�o noszenie przy sobie przedmiot�w metalowych i plastikowych pod warunkiem, �e nie by�a to bro�. Nie maj�c nic lepszego do roboty Quaid obserwowa� kolejk� przed sob�. Ludzie szykowali si� do przej�cia przez rentgenowskie ekrany. 21 W ich wn�trzu ka�dy cz�owiek traci� cia�o i ubranie, staj�c si� �ywym szkieletem, kt�ry chwil� p�niej odzyskiwa� ludzk� posta�. Ouaid ujrza�, jak do ekranu zbli�y�a si� m�oda, atrakcyjna kobieta. Rozczarowany �ledzi� z bliska jej defilad� po ekranie, na kt�rym widoczne by�y tylko ko�ci. Ci�gle mia� nadziej�, �e pewnego dnia nast�pi awaria, kt�ra spowoduje, �e znika� b�d� wy��cznie ubrania, za� na ekranach pojawi� si� nagie cia�a. Niestety, nigdy si� to nie zdarzy�o; ekrany pracowa�y bez zarzutu. Mimo wszystko, m�oda kobieta mia�a sympatyczny szkielet. Nadesz�a jego kolej. Przeszed� przez ekran czuj�c si� jak striptizer na scenie. Za ekranami obejrza� si� na kolejk� i zobaczy�, �e inna m�oda kobieta taksowa�a go wzrokiem, igraj�c koniuszkiem j�zyka po wargach. Chcia�a ujrze� jego nagie cia�o! Sprawi�o mu to tylko cz�ciow� przyjemno��. Wiedzia�, �e ko�ci ma r�wnie dobre. Ale co go w�a�ciwie obchodzi�y my�li nieznanej kobiety? Mia� cudown� i oddan� �on� oraz wspania�� i odwa�n� kobiet� ze snu o Marsie. Nie potrzebny by� mu kolejny romans. Teraz, cho� to by�o g�upie, pragn�� ich obu. Przede wszystkim jednak pragn�� wyzwoli� si� od tej krety�skiej egzystencji. Mo�e t�skni� za pe�nymi przyg�d podr�ami, lub podbojem mi�osnym? Odda�by wszystko, �eby tylko nie gna� codziennie w tych koszmarnych warunkach do pracy. Podszed� do ruchomych schod�w i zjecha� na peron metra. Tu zn�w by� zator, gdy� ci�gle brakowa�o wagon�w. By� za daleko, �eby z�apa� pierwszy poci�g i musia� czeka� sze�� minut na nast�pny. Metro powinno kursowa� co trzy minuty, lecz nigdy nie trzyma�o si� rozk�adu; prawdopodobnie wysocy rang� urz�dnicy nabijali sobie kabz� z funduszu przeznaczonego na remonty i zakupy nowych poci�g�w. Bezradni pasa�erowie musieli wi�c ponosi� koszty dodatkowych trzyminuto-wych sp�nie�. Je�li trafi na jeszcze jeden zator, sp�ni si� do pracy i potr�c� mu to z pensji. Wreszcie poci�g nadjecha�. Ouaid wcisn�� sf� do wagonu i od razu poczu� si� jak sardynka w monstrualnej puszce. Jaki kontrast z Marsem! Wsz�dzie zainstalowane by�y ekrany wideo, a ka�dy wy�wietla� reklamy. Przypomina�y mu wieloczynno�ciowy ekran w domu, a r�nica polega�a tylko na tym, �e w wagonie metra toczy�a si� nieustanna walka o klienta. By� to rynek wzi�tych do niewoli konsument�w, dla kt�rych sponsorzy nie mieli lito�ci. Pr�bowa� wyciszy� najbli�szy ekran, lecz w zamian m�g� tylko s�ucha� oddech�w zm�czonych ludzi upchanych wok� i w�cha� od�r ich cia�. Poza tym, na ekranie pojawi�a si� osza�amiaj�ca dziewczyna. Jego oczy przesun�y si� same. 22 Na okr�g�ym ��ku obok dziewczyny le�a� zadowolony facet. Jego mina m�wi�a, �e albo sko�czy�, albo zamierza� si� z ni� kocha�. Oboje znajdowali si� pod szklan� kopu�� na dnie oceanu; wok� p�ywa�o stado kolorowych ryb. Quaid wiedzia�, �e wi�kszo�� tych pi�knych ryb �y�a bli�ej powierzchni morza, a nie trzy mile pod ni�, i �e mia�y ciekawsze zaj�cia ni� pozowanie dla turysty, kt�ry i tak nie zwraca� na nie uwagi. Zw�aszcza �e za chwil� mia� posun�� luksusow� panienk�! Lecz, do diab�a, to by�a reklama. Idiotyzmem by�o by oczekiwa� od niej realizmu. - Mia�y� ochot� sp�dzi� wakacje na dnie oceanu... - m�wi� narrator og�uszaj�cym g�osem, jaki specjali�ci od reklamy stosowali, �eby narzuca� si� swoim ofiarom. Quaid skrzywi� si� i pr�bowa� przepchn�� dalej od ekranu, ale inni pasa�erowie nie chcieli go przepu�ci�. Nie zamierzali da� si� og�uszy�. Akcja przenios�a si� do ubogiego mieszkania, znacznie gorszego od apartamentu Quaida. Samotny facet z dna oceanu siedzia� otoczony stert� rachunk�w. Wygl�da� jak kupka nieszcz�cia. - ... lecz nie mo�esz sp�aci� rachunk�w? - kontynuowa� spiker spoza ekranu. Jeden zero! Quaid przeni�s�by si� na Marsa, gdyby mia� du�o pieni�dzy! To by� prawdziwy pow�d sprzeciw�w ze strony Lori; doskonale wiedzia�a, �e nie sta� ich na przeprowadzk�. Nowym kolonistom dawano premi�, lecz by� pewny, �e szybko poch�on�yby j� koszty przeprowadzki. Potrzebna by�a spora sumka na dzie� dobry, �eby nie musia� zarabia� jako g�rnik. Lori dba�a o dom najlepiej jak potrafi�a i powinien za to by� jej wdzi�czny. By� jak ten biedaczyna z reklamy: wzdycha� do odleg�ej planety, bo nie cierpia� �ycia na przeludnionej Ziemi, a przecie� tylko na takie �ycie m�g� sobie pozwoli�. Jedyn� przewag� nad facetem z reklamy dawa�o mu porz�dne mieszkanie. Scena na ekranie przeskoczy�a ponownie. Pewna siebie narciarka wykona�a elegancki szus i zatrzyma�a si� obok stada pingwin�w. Wygl�da�a atrakcyjnie w narciarskim kombinezonie i wydawa�a si� by� u szczytu �yciowego powodzenia. - Mia�aby� ochot� poje�dzi� na nartach na Antarktydzie?- spyta� g�os z ekranu. Po kolejnej zmianie sceny wida� by�o t� sam� kobiet� w biurze. Otacza�o j� dziesi�ciu pracownik�w domagaj�cych si� instrukcji. By�a kompletnie udr�czona. Mia�a potargane w�osy i nie wygl�da�a atrakcyjnie. Quaid widywa� ju� takie wyczerpane kobiety pracuj�ce na wysokich stanowiskach. 23 - ... lecz przygniot�a ci� praca? Wbrew sobie, Quaid zainteresowa� si� reklam�. Antarktyda le�a�a wprawdzie daleko, niedost�pna i bezludna, ale na sw�j spos�b by�a podobna do Marsa... - Mia�by� ochot� powspina� si� na Marsie... Quaid a� podskoczy�. Jak zahipnotyzowany zacz�� gapi� si� w ekran. Obraz pokazywa� alpinist� wspinaj�cego si� po zboczu dzikiej, podobnej do piramidy g�ry, kt�ra do z�udzenia przypomina�a g�r� ze snu Quaida. Czy zn�w da�a zna� o sobie jego wyobra�nia? Czy sen przenika� do realnego ziemskiego �wiata? Nie, to naprawd� by�a reklama! Co prawda on nie bra� udzia�u w tej scenie, lecz m�czyzna w turystycznym skafandrze kosmicznym zapewniaj�cym komfort, lecz ale ma�o praktycznym. W kolejnej scenie sportowiec przeistoczy� si� w starca pn�cego si� z trudem po schodach. - ... lecz teraz jeste� po drugiej stronie szczytu?- kamera cofn�a si� ukazuj�c tweedow� marynark� i dostojne oblicze zawodowego gentlemana, narratora reklamy. - Wi�c przyjd� do sp�ki Rekall. Oferujemy wspomnienia z twoich wymarzonych wakacji, ta�szych, bezpieczniejszych i lepszych ni� w rzeczywisto�ci. Na ekranie pojawi�a si� pla�a o zachodzie s�o�ca. Narrator siedzia� wygodnie w dziwacznym fotelu, unosz�cym si� nad wod�. - Nie pozw�l, by �ycie przesz�o obok. Zadzwo� do Rekall: b�dziesz mia� wspomnienia na ca�e �ycie. Quaid zafascynowa� patrzy� jak na ekranie przy wt�rze d�ingla pojawi� si� dwunastocyfrowy numer Rekallu. Quaid by� zaintrygowany. By� niewolnikiem g�upiego snu. A w�a�nie sen w formie wspomnie� sprzedawa�a ta reklama. Czy to zda egzamin? Wiedzia�, �e musi znale�� spos�b, �eby porzuci� zwyk�e �ycie. Mo�e ten by� odpowiedni? Reklamy grzmia�y, zachwalaj�c intymne kosmetyki, rzekomo doskona�e inwestycje, czopki do nosa i inne produkty, ale Quaid nie zwraca� ju� na nie uwagi. Mo�e mimo wszystko znalaz� spos�b, �eby dosta� si� na Marsa! Do pracy dotar� jak zawsze. Prawie si� nie sp�ni� i wkr�tce by� na jezdni zaj�ty tym, co potrafi� robi� najlepiej. Gdy urz�dnicy odpowiedzialni za rozbi�rki chcieli, �eby co� zosta�o rozbite szybko i dobrze, wyznaczano w�a�nie jego. Nigdy nie zaniedbywa� si� w pracy; przy 24 okazji �wiczy� swoje mi�nie. Podnieca�y one Lori, a mia� nadziej�, �e tak�e kobiet� z Marsa. Spr�bowa� oderwa� si� od ostatniej my�li, koncentruj�c si� na robocie. Do po�owy rozebrali ju� jedn� ze starych fabryk samochod�w, kt�re za�mieca�y okolic�. Dopiero przed pi��dziesi�ciu laty zainstalowano oczyszczalnie �ciek�w, chocia� twierdzono, �e stanie si� to wcze�niej. Tak d�ugo nikt nic nie robi�, a� wreszcie ludzie zacz�li pada� jak muchy. W ko�cu fabryki zosta�y porzucone. Pojazdy na paliwo p�ynne nie by�y ju� "regulowane" ani ,,remontowane" - zakazano ich produkcji. Zacz�to praktycznie stosowa� technologi� czystego spalania, kt�r� znano od lat. Firmy motoryzacyjne ze wszystkich si� przeciwstawia�y si� zmianom, lecz w ko�cu uleg�y naciskowi opinii publicznej i wyprodukowa�y samochody nie emituj�ce spalin. By�a to kropla w morzu potrzeb, zwi�zanych ze zwalczaniem zanieczyszcze�, zaledwie ma�y krok wykonany z op�nieniem cho� na pocz�tek wystarczy�. Producenci samochod�w zamienili stare zak�ady na ca�kowicie zautomatyzowane fabryki, w kt�rych komputery dyrygowa�y robotami. Wsz�dzie jednak pozosta�y szcz�tki przesz�o�ci i do Ouaida nale�a�o ich usuwanie. Tego ranka pracowa� na drodze wiod�cej do opuszczonej fabryki. Systematycznie zamienia� jezdni� w kup� gruzu, zapominaj�c o up�ywaj�cym czasie. Ci�ka fizyczna praca odrywa�a go od g�upich sn�w; koncentrowa� si� na swoim zadaniu, jakby kawa�ek jezdni by� wielkim ekranem, na kt�rym lecia�o naprawd� interesuj�ce wideo. Czu� rado�� rozbijaj�c powierzchni� jezdni; wydawa�o mu si�, �e roztrzaskuje wi�zy spo�eczne, kt�re trzyma�y go na g�upiej Ziemi i nie pozwala�y �y� na bardziej interesuj�cej planecie. Przynajmniej czego� dokonywa�. Lecz teraz sen powr�ci� i nie znika�. Daremnie pr�bowa� go zignorowa�. Co by�o w tym Rekallu? - Hej, Harry - stara� si� przekrzycze� huk m�ota. Harry r�wnie� pracowa� przy m�ocie, by� w �rednim wieku, mia� wyd�ty od piwska brzuch i m�wi� z brook�y�skim akcentem. Od kilku lat pracowali wsp�lnie i Quaid polubi� tego porz�dnego, prostego faceta.-S�ysza�e� kiedy� o Rekallu? - Rekall? - odkrzykn�� Harry. Okruchy ska� posypa�y si� z jego w�os�w, gdy potrz�sn�� g�ow�. Nie bardzo kojarzy�. - Sprzedaj� fabrykowane sny! - podpowiedzia� Quaid. 25 Teraz Harry sobie przypomnia�. -Ach, tak-na ca�y g�os wy�piewa� d�ingla sp�ki. Wy��czy� m�ot. - Zamierzasz tam p�j��? Quaid r�wnie� zrobi� przerw�. Opar� si� o sycz�cy m�ot. - Nie wiem - powiedzia�, strzepuj�c czerwony py� z r�kawic. - Mo�e. - Lepiej nie - powiedzia� Harry stanowczo. Szczero�� odpowiedzi zaskoczy�a Quaida. Harry wyra�nie wiedzia� co� o sp�ce Rekall, o czym reklama nie wspomnia�a. - Dlaczego nie? - spyta�. Chcia� wiedzie�, czy kryje si� za tym co� podejrzanego. Harry pochyli� si� ku niemu i �ciszy� g�os. - M�j przyjaciel skorzysta� z ich ,,oferty specjalnej". Prawie sam si� zlobotomowa�. Quaida przelecia� dreszcz. - O kurwa ... Harry poklepa� go po ramieniu i zatrzyma� si� na chwil� przy swojej maszynie. - Nie pieprz si� z m�zgiem, kole�. Nie warto. Jego m�ot powr�ci� z rykiem do �ycia. Quaid podkr�ci� silnik swojego. Wr�ciwszy do pracy rozmy�la� nad s�owami Harry'ego. Na pewno da� mu dobr� rad�. Tylko idiota by j� zignorowa�. Mimo to po sko�czeniu pracy poszed� do budki telefonicznej. Przelecia� palcami po d�ugiej li�cie firm i zatrzyma� si� przy Rekallu. Jeszcze nie by� pewny, czy to zrobi, lecz zamierza� dowiedzie� si� czego� wi�cej. Mo�e to nierozs�dne, ale m�g� to by� jedyny spos�b, �eby upora� si� ze snem. ROZDZIA� V Rekall Quaid sta� przed konsol� komputera dyrekcji budynku. Z listy firm wybra� Rekall. Na ekranie pojawi�a si� informacja o lokalizacji biura, lecz Quaid ci�gle si� namy�la�. Czy uzyska odpowied�, jakiej pragnie? Harry odradza� mu przychodzenie tutaj, lecz Harry nie �ni� co noc o Marsie. Mars by� zmor�, kt�rej musia� si� pozby� w ten czy inny spos�b. Albo zapomnie� o planecie, co by�o niemo�liwe, lub na ni� polecie�, co r�wnie� by�o niemo�liwe. Musia� wi�c znale�� wyj�cie kompromisowe. Mo�e Rekall b�dzie tym wyj�ciem. Wiedzia�, �e nawet najbardziej przekonuj�ca iluzja pozostanie tylko iluzj�. Przynajmniej obiektywnie. Subiektywnie - mog�a okaza� si� prawd�. No c�, za pi�� minut mia� um�wione spotkanie. Musia� si� zdecydowa�, czy ma wej�� i kupi� to, co mu zaoferuj�, czy odej�� stch�rzywszy w ostatniej chwili. Zat�uk�by ka�dego, kto nazwa�by go tch�rzem, na szcz�cie nikt si� nie odwa�y�, od kiedy Quaid dor�s�, jednak teraz sam sobie robi� wyrzuty. Mars wywiera� na niego szale�czy urok, ale Quaid pami�ta� z jakim przera�eniem spada� w g��b tajemniczego szybu. Czy chcia�, �eby sen sta� si� rzeczywisto�ci�? By� tylko jeden spos�b, �eby si� tego dowiedzie�. Wci�gn�� g��boko powietrze, wszed� do windy i pojecha� do biura Rekallu. Recepcjonistka by�a mi�� blondynk�. W�a�nie malowa�a paznokcie. Ka�dy z nich tryska� intensywn� czerwieni�. Przez chwil� Quaidowi wydawa�o si�, �e dziewczyna jest go�a, jej piersi przybra�y niebiesk� barw�, lecz nagle �wiat�o przesun�o si� i zrozumia�, �e pad� ofiar� efektu wywo�ywanego przez bluzki typu "by�o i nie ma". Dziewczyna widziana pod pewnym k�tem by�a ubrana, gdy spogl�da�o si� na ni� pod innym wydawa�a si� kompletnie naga. Najcz�ciej wydawa�a si� na wp� rozebrana, a efekt zmienia� si� intryguj�co przy ka�dym jej ruchu. B�dzie musia� wspomnie� o tym Lori; zapewne zechce kupi� sobie identyczn� bluzk�. 27 Bez najmniejszego �ladu zak�opotania dziewczyna pochowa�a swoje drobiazgi. Na jej twarzy pojawi� si� wy�wiczony u�miech. - Dzie� dobry. Witamy w Rekall. Czy post�powa� w�a�ciwie? Czu� si� jak uczniak wchodz�cy do jaskini hazardu. - Dzwoni�em w sprawie spotkania. Nazywam si� Douglas Quaid. Dziewczyna sprawdzi�a list�. Quaid by� pewien, �e to sztuczna poza; by� um�wiony, a poza nim w biurze nie by�o nikogo.Recepcjonistka podnios�a wzrok. - Chwileczk�, panie Quaid. Powiedzia�a spokojnym tonem co� do wideofonu, ca�y czas zerkaj�c z uznaniem na Quaida, kt�ry gapi� si� niespokojnie na plakaty reklamuj�ce podr�e wideo rozwieszone na �cianach. - Panie Quaid? Pan McCIane zaraz zajmie si� panem. Ledwo sko�czy�a, z wn�trza biura wy�oni� si� sprzedawca. - Dzi�kuj�, Tiffany - powiedzia�. Pomacha� recepcjonistce, a potem u�miechn�� si� i wyci�gn�� d�o� do Quaida. - Doug... Jestem Bob McCIane. Mi�o ci� pozna�. Prosz� t�dy. Quaid wyszed� za nim z recepcji. McCIane by� jowialnym, energicznym m�czyzn� w �rednim wieku. Zgodnie z ostatni� mod� nosi� szary garnitur ze sk�r marsja�skich �ab. Na Marsie nie by�o oczywi�cie �adnego rodzimego �ycia. Importowane ziemskie �aby hodowano na specjalnych farmach. Mniejsze ci��enie i zwi�kszone promieniowanie nada�y im niezwyk�e rozmiary, a ostatnio rozwin�� si� ogromny popyt na ich sk�ry. McCIane wprowadzi� go do stylowo urz�dzonego biura. - Siadaj, prosz�. Czuj si� jak u siebie w domu Quaid opu�ci� si� na l�ni�cy, futurystyczny fotel, kt�ry �agodnie dostosowa� si� do jego wagi i rozmiar�w. O tym te� trzeba opowiedzie� Lori; ci ludzie nad��ali za czasem. McCIane usiad� za wielkim pseudoorzechowym biurkiem. - Chcia�by� wspomnienia z...? - Marsa - podpowiedzia� Quaid, u�wiadamiaj�c sobie, �e przekroczy� lini� mi�dzy w�tpliwo�ciami, a dzia�aniem. Lecz reakcja m�czyzny zaskoczy�a go. - S�usznie, z Marsa - potwierdzi� McCIane bez entuzjazmu. - Czy co� nie gra? McCIane zmarszczy� brwi. 28 - Ech, szczerze m�wi�c, Doug, je�li lubisz Kosmos, to chyba by�by� bardziej zadowolony bior�c jedn� z naszych wypraw na Saturna. Wszyscy klienci si� nimi zachwycaj�, a cena jest prawie taka sama. Oho, a wi�c kij i marchewka, �eby podbi� cen�. - Nie interesuje mnie Saturn - powiedzia� Quaid zdecydowanie. McCIane zrobi� dobr� min� do z�ej gry, widz�c, �e jego pr�ba spali�a na panewce. - W porz�dku, w porz�dku, niech b�dzie Mars. Poczekaj chwil�... Postuka� w klawiatur� komputera i na ekranie rozb�ys�y liczby. - Nasza podstawowa oferta z Marsa kosztuje tylko osiemset dziewi��dziesi�t cztery kredytki. Dwa tygodnie wspomnie�, dopracowane we wszystkich szczeg�ach. Ponownie rzuci� okiem na komputer. - D�u�sza wycieczka kosztuje nieco wi�cej, bo musimy wykona� g��bszy wszczep. Zn�w kij i marchewka. - Zale�y mi na standardowej wycieczce. W rzeczywisto�ci ch�tnie pojecha�by tam naprawd�, a