669

Szczegóły
Tytuł 669
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

669 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 669 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

669 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karl Popper NIEUSTANNE POSZUKIWANIA autobiografia intelektualna Przek�ad ADAM CHMIELEWSKI Wydawnictwo ZNAK Krak�w 1997 Tytut orygina�u: Unended Quest. A� Intellectual Autobiography first published as Autobiography, by Karl Popper in: The Philosophy of Karl Popper, "The Library of Living Philosophers", edited by Pau� Arthur Schilpp, Open Court Publishing Company, 1974 (c) Copyright for the English edition by the Estate of Sir Karl Popper, 1996 Przek�ad sporz�dzono na podstawie wydania Routledge 1992 Projekt ok�adki: Mirostaw Krzyszkowski Na ok�adce fotografia Karla Poppera wykonana przez Wolfganga Fr�busa (c) Action Press Wydanie ksi��ki dofinansowane przez Fundacj� im. Stefana Batorego w ramach CEU Press Translation Project (c) Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Znak, Krak�w 1997 (c) Copyright for the Polish translation by Adam Chmielewski, 1997 ISBN 83-7006-463-9 Nota od t�umacza Publikacja autobiografii intelektualnej Sir Karla R. Poppera jest wydarzeniem istotnym nie tylko dla w�skiego kr�gu filozof�w, student�w i rzecznik�w spo�ecze�stwa otwartego. Warto�� i znaczenie tej ksi��ki daleko wykracza poza obszar abstrakcyjnej my�li filozoficznej i naukowej. Ksi��ka ta, stanowi�c �wiadectwo rozwoju intelektualnego Karla Poppera i jego zainteresowa� badawczych, jest zarazem cennym portretem psychologicznym jej Autora, ale nade wszystko jest wa�kim dokumentem rozleg�ego kontekstu wydarze� naszej najnowszej historii -politycznej, naukowej i kulturalnej - zapisanym przez jej wnikliwego obserwatora, uczestnika i wsp�tw�rc�. Jednym z licznych w�tk�w, kt�re zwr�c� szczeg�ln� uwag� czytelnika polskiego tej ksi��ki, jest to, �e osobowo�� Poppera rozwija�a si� w niebagatelnej mierze pod wp�ywem konfrontacji jego my�li z wynikami naukowymi polskich filozof�w i logik�w, spo�r�d kt�rych wielu pozostawa�o z nim przez d�ugie lata w zwi�zkach przyja�ni i wsp�pracy, i kt�rych ciep�o wspomina� do ostatnich chwil swego d�ugiego i aktywnego �ycia. W niniejszym przek�adzie wprowadzam kilka drobnych zmian w stosunku do orygina�u angielskiego. Przede wszystkim przypisy, w oryginale znajduj�ce si� na ko�cu tekstu, w przek�adzie zosta�y umieszczone u do�u odpowiednich stronic. Zmianie uleg�a r�wnie� ich numeracja; stosowane niekiedy przez Poppera numery przypis�w, np.7,7a,7b, zosta�y zast�pione numeracj� ci�g�� (np.7,8,9). Przypisy do��czone przez t�umacza s� oznaczone asteryskami*. Wszystkie uzupe�nienia i dopiski, je�eli s� do��czone do przypis�w Autora, zosta�y uj�te w nawiasy kwadratowe. S� one zazwyczaj sk�pe i nieliczne, z wyj�tkiem kilku obszerniejszych przypis�w dotycz�cych kontrowersyjnej problematyki wzajemnych stosunk�w mi�dzy Popperem i Ludwigiem Wittgensteinem oraz mi�dzy skupionymi wok� nich w Anglii szko�ami filozoficznymi. Zmianie uleg� r�wnie� spos�b cytowania publikacji. Dla unikni�cia zb�dnych powt�rze� pomijam dane bibliograficzne bardzo cz�sto cytowanych przez Poppera jego w�asnych prac, kt�re w przek�adzie s� zazwyczaj wymieniane tylko z tytu�u, albowiem pe�ne informacje bibliograficzne ich dotycz�ce zosta�y umieszczone w do��czonej Bibliografii. (Bibliografia ta nie obejmuje jednak publikacji wszystkich przek�ad�w dzie� Poppera oraz licznych wersji i wyda� tych samych ksi��ek i artyku��w.) Praca nad przek�adem i opracowaniem redakcyjnym niniejszej ksi��ki by�a znacznie �atwiejsza i bardziej interesuj�ca dzi�ki szczodrej i r�norodnej pomocy, jakiej udzieli� mi przede wszystkim Dr Mark A. Nottumo, dyrektor Popper Project przy Central European University w Budapeszcie, kieruj�cy r�wnie� pracami archiwalnymi w archiwach Poppera. Dzi�ki niemu mog�em odby� kilka podr�y do Budapesztu, uczestniczy� w bardzo interesuj�cych seminariach naukowych na temat Poppera, a tak�e uzyska�em dost�p do ogromnej literatury, list�w oraz nie publikowanych dotychczas danych archiwalnych dotycz�cych Poppera. Podzi�kowania sk�adam r�wnie� Pani Kirze Viktorovej, �onie Dr� Nottumo, za cenne wskaz�wki w poszukiwaniach archiwalnych. Pragn� ponadto wyrazi� wdzi�czno�� Davidowi Millerowi, Johnowi Watkinsowi, Melicie i Raimondowi Mew, Giintherowi Wachtershau-serowi, Bryanowi Magee, Janowi Wole�skiemu oraz innym znajomym i przyjacio�om; ich pomoc, z kt�rej mia�em sposobno�� korzysta� na przestrzeni wielu lat, mia�a wielkie znaczenie w interpretacji my�li Poppera. Szczeg�lne podzi�kowania chcia�bym z�o�y� Panu Jerzemu Ulgowi za Jego cenn� inicjatyw� publikacji tej oraz dw�ch innych ksi��ek Sir Karla Poppera. Dzi�ki niemu bowiem czytelnik polski zyskuje mo�liwo�� lepszego zrozumienia postawy krytycznego racjonalizmu i idei spo�ecze�stwa otwartego. Adam Chmielewski Wroc�aw, pa�dziernik 1996 Sir Kari Popper Era ideologii totalitarnych w Europie zbli�a si� do ko�ca. Wiara w misj� historyczn� jednej rasy czy klasy okaza�a si� najbardziej druzgoc�cym b��dem naszego wieku: jego ofiar� pad�y miliony niewinnych ludzi. Kar! Popper walczy� z tym b��dem bez wytchnienia. Nale�y do najwa�niejszych rzecznik�w spo�ecze�stwa otwartego, a jego argumenty -wytr�caj�ce or� jego wrogom - zachowuj� sw� wa�no�� i moc przekonywania. Najsilniejsz� broni� Karla Poppera jest niezr�wnana jasno�� i rzetelno�� intelektualna. Przekonanie o zasadniczej omylno�ci ludzkiej intuicji wyra�a si� nie tylko w jego wielkiej osobistej skromno�ci: ludzko�� nie mo�e zaprzesta� swego poszukiwania prawdy, ale musi strzec si� z�udzenia, �e jest w stanie prawd� zdoby�. Po�wi�cenie si� takim przekonaniom wymaga odwagi - si�y wewn�trznej niezb�dnej do tego, aby i�� pod pr�d i oprze� si� "duchowi dziej�w". Tryumf wolno�ci i demokracji w Europie dowodzi, �e Kar! Popper mia� s�uszno��. Jego przes�anie dla przysz�o�ci g�osi, �e musimy by� czujni. Krytyczna racjonalno�� jest warunkiem niezb�dnym wsp�istnienia lud�w i narod�w w godno�ci i pokoju. Helmut Kohl Kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Podzi�kowania Niniejsza autobiografia zosta�a napisana jako cz�� dwutomowego dzie�a The Philosophy ofKarI Popper, pod redakcj� Paula Arthura Schilp-pa, opublikowanego jako tomy 14/1 i 14/11 serii "The Library of Living Philosophers" (La Salle, Illinois, The Open Court Publishing Company, 1974). Tak jak wszystkie teksty w tym dziele, powstanie tej autobiografii nale�y zawdzi�cza� inicjatywie Profesora Schiippa, za�o�yciela Biblioteki. Jestem mu ogromnie wdzi�czny za wszystko, co uczyni� w zwi�zku z tym, i za jego niewyczerpan� cierpliwo�� w oczekiwaniu na moj� autobiografi� od 1963 do 1969 roku. Jestem g��boko wdzi�czny Emstowi Gombrichowi, Bryanowi Ma-gee, Ame Petersenowi, Jeremy'emu Shearmurowi, pani Pameli Watts, a nade wszystko Davidowi Millerowi i mojej �onie - za ich cierpliwo�� w procesie czytania i uzupe�niania mojego manuskryptu. Podczas produkcji pierwszego wydania tekstu powsta�o wiele problem�w. Dopiero po przeczytaniu korekty podj�to decyzj�, �e z przyczyn technicznych przypisy zostan� opublikowane na ko�cu ka�dego tekstu. (Sprawa ta nie jest bez znaczenia, poniewa� manuskrypt zosta� przygotowany w przekonaniu, �e przypisy b�d� opublikowane u do�u odpowiednich stronic.) Podczas wydawania obu tych tom�w w "The Library of Living Philosophers" ogromna praca zosta�a wykonana przez Profesora Eugene'a Freemana, Pani� Ann Freeman oraz ich sekretariaty, chcia�bym wi�c podzi�kowa� im jeszcze raz za ich pomoc i trosk�. Tekst niniejszego wydania zosta� przejrzany. Wprowadzono kilka uzupe�nie�, jeden fragment za� zosta� usuni�ty z tekstu g��wnego i w��czony do przypisu 23. Penn, Buckinghamshire maj 1975 K.R.P. Co pomin��? Co wzi�� pod uwag�? Oto jest pytanie. Hugh Lofting, Doktor Dolittie i jego zwierz�ta l. Wszechwiedza i omylno�� W wieku dwudziestu lat zosta�em czeladnikiem u starego wiede�skiego stolarza meblowego o nazwisku Adalbert Posch. Pracowa�em u niego od 1922 do 1924 roku, nied�ugo po zako�czeniu pierwszej wojny �wiatowej. Mocno przypomina� Georges'a Clemenceau, ale by� bardzo mi�ym i �agodnym cz�owiekiem. Gdy zaskarbi�em ju� sobie jego zaufanie, pozwala� mi - kiedy byli�my ju� sami w jego warsztacie -uszczkn�� co nieco z niewyczerpalnego skarbca swojej wiedzy. Kiedy� powiedzia� mi na przyk�ad, �e przez wiele lat pracowa� nad r�nymi modelami perpetuum mobile, dodaj�c potem z namys�em: - M�wi�, �e nie da si� jej skonstruowa�. Ale gdy ju� zostanie zrobiona, to od razu zmieni� zdanie! ("Da sag'n s' dafi ma' so was net mach 'n karm', aber wann amal eina ein 's g'macht kat, dann wer'n s' chon anders red'n!") Mia� ulubion� zabaw�, kt�ra polega�a na tym, �e zadawa� mi pytanie dotycz�ce historii, a nast�pnie sam na nie odpowiada�, gdy okazywa�o si�, �e nie zna�em na nie odpowiedzi (chocia�, z czego by� on ogromnie dumny, by�em w�wczas studentem uniwersytetu). - A wiesz, kto wynalaz� buty z wywini�t� cholewk�? Nie wiesz? To Wallenstein, ksi��� Friedlandii, podczas wojny trzydziestoletniej. Po jednym lub dw�ch trudniejszych nawet pytaniach - postawionych i tryumfalnie rozstrzygni�tych przez siebie samego - m�j mistrz mawia� ze skromno�ci� i dum� zarazem: - Widzisz? Mo�esz mnie pyta�, o co zechcesz. Ja wiem wszystko. (Da konnen S'mi'frag'n was Si� woll'n: ich weiss alles.) Wydaje mi si�, �e od mojego drogiego wszechwiedz�cego mistrza Adalberta P�scha dowiedzia�em si� wi�cej na temat teorii wiedzy ni� od innych moich nauczycieli. �aden z nich nie zrobi� wi�cej ni� on, abym sta� si� uczniem Sokratesa. To w�a�nie m�j mistrz sprawi�, �e u�wiadomi�em sobie nie tylko to, jak niewiele wiem, ale tak�e to, �e wszelka wiedza, kt�r� bym kiedykolwiek zechcia� sobie przypisa�, polega� 11 mo�e na coraz pe�niejszym u�wiadamianiu sobie niesko�czono�ci mojej niewiedzy. Takie oraz podobne my�li, nale��ce do dziedziny epistemologii, rodzi�y si� we mnie, gdy jako czeladnik stolarski robi�em biurko. Otrzymali�my w�wczas spore zam�wienie na trzydzie�ci biurek mahoniowych z bardzo wieloma szufladami. Obawiam si�, �e jako�� niekt�rych tych biurek, a zw�aszcza trwa�o�� ich francuskiego lakieru, ucierpia�a wiele wskutek mojej koncentracji na epistemologii. Fakt ten nasun�� mojemu mistrzowi przypuszczenie - mnie za� dobitnie u�wiadomi� - �e jestem zbyt g�upi i zbyt omylny i nie nadaj� si� do tego typu pracy. Postanowi�em wi�c, �e gdy w pa�dzierniku 1924 roku sko�cz� okres czeladniczy, poszukam sobie pracy �atwiejszej od wytwarzania mahoniowych biurek. Przez rok pracowa�em z zaniedbanymi dzie�mi, co robi�em ju� wcze�niej i co uzna�em za bardzo trudn� prac�. Potem, po kolejnych pi�ciu latach studi�w sp�dzonych g��wnie na lekturze i pisaniu, o�eni�em si� i szcz�liwie ustatkowatem jako nauczyciel. By�o to w 1930 roku. Nie mia�em w�wczas �adnych zawodowych ambicji poza nauczaniem w szkole, chocia� zaj�cie to zm�czy�o mnie nieco po opublikowaniu mojej Logik derForschung pod koniec 1934 roku. Dlatego poczu�em si� bardzo szcz�liwy, gdy w 1937 roku nadarzy�a si� sposobno�� porzucenia zawodu nauczyciela w szkole i mog�em si� sta� zawodowym filozofem. Mia�em prawie trzydzie�ci pi�� lat i s�dzi�em, �e wreszcie rozwi�za�em problem, jak pracuj�c przy biurku, nie rezygnowa� z koncentracji na epistemologii. 2. Wspomnienia z dzieci�stwa Jakkolwiek wi�kszo�� z nas zna dat� i miejsce swego urodzenia - ja urodzi�em si� 28 lipca 1902 roku w miejscu zwanym Himmelhof, znajduj�cym si� w wiede�skim dystrykcie zwanym Ober St Veit - niewielu z nas wie, kiedy i jak rozpocz�o si� nasze �ycie intelektualne. Gdy idzie o m�j rozw�j filozoficzny, pami�tam niekt�re pocz�tkowe jego etapy. Rozpocz�to si� ono jednak p�niej ni� m�j rozw�j emocjonalny i moralny. Wydaje mi si�, �e jako dziecko by�em osob� o usposobieniu z lekka puryta�skim; by�em nawet troch� zarozumia�y, chocia� postaw� t� �agodzi�o poczucie, �e nie mam prawa os�dza� kogokolwiek poza sob� samym. Do mych najwcze�niejszych wspomnie� nale�y uczucie podziwu, jaki �ywi�em dla ludzi starszych i lepszych ode mnie, na przyk�ad dla mego kuzyna Erica Schiffa, kt�rego podziwia�em ogromnie za to, �e by� starszy o rok ode mnie, �e by� taki porz�dny, a zw�aszcza za jego wygl�d: �adny wygl�d zawsze uznawa�em za rzecz wa�n�, a w moim przypadku nieosi�galn�. Obecnie s�yszy si� cz�sto, �e dzieci s� okrutne z natury. Nie wierz� w to. By�em dzieckiem, kt�re Amerykanie nazwaliby "mi�czakiem"*, a najsilniejszym uczuciem, jakie pami�tam, by�o wsp�czucie. Wsp�czucie by�o g��wnym sk�adnikiem mojej pierwszej mi�o�ci, kt�ra przytrafi�a mi si� w wieku czterech lat. Pos�ano mnie do przedszkola, gdzie spotka�em pi�kn� mat� dziewczynk�, kt�ra by�a niewidoma. Serce p�ka�o mi na widok jej uroczego u�miechu i tragedii jej kalectwa. By�a to mi�o�� od pierwszego wejrzenia. Nigdy jej nie zapomnia�em, chocia� widzia�em j� tylko raz, a i to tylko przez godzin� czy dwie. Nigdy wi�cej nie poszed�em ju� do przedszkola; by� mo�e mama zauwa�y�a moje wielkie wzburzenie. Skrajna n�dza, kt�r� cz�sto widzia�em w Wiedniu, nale�a�a do g��wnych problem�w bardzo mnie we wczesnym dzieci�stwie poru- Ang. softy. 13 szaj�cych - poruszenie by�o tak wielkie, �e problem ten niemal nigdy nie przesta� mnie zajmowa�. Bardzo niewielu ludzi �yj�cych obecnie w zachodnich krajach demokratycznych wie, co oznacza�a n�dza na pocz�tku tego stulecia: m�czy�ni, kobiety i dzieci cierpieli gt�d, ch��d i nie mieli �adnej nadziei na popraw�. Jako dzieci nie mogli�my nic na to zaradzi�. Mogli�my co najwy�ej prosi� o kilka groszy, aby da� je biednym. Dopiero po wielu latach odkry�em, �e m�j ojciec ci�ko pracowa�, aby zmieni� t� sytuacj�, chocia� o tych swoich poczynaniach nigdy nie m�wi�. Pracowa� w dw�ch komitetach prowadz�cych domy dla ludzi bezdomnych: lo�a maso�ska, kt�rej mistrzem by� przez wiele lat, prowadzi�a domy dla sierot, inny komitet natomiast (nie zwi�zany z masoneri�) administrowa� du�� instytucj� - kt�r� wybudowa� - dla bezdomnych doros�ych i ca�ych rodzin. (Jednym z mieszka�c�w tej drugiej instytucji - Asyl fur Obdachlose - w pocz�tkach swego pobytu w Wiedniu byt Adolf Hitler.) Tego rodzaju dzia�alno�� spo�eczna mojego ojca zyska�a sobie nieoczekiwane uznanie, gdy stary Cesarz uczyni� go rycerzem zakonu Franciszka J�zefa (RitterdesfosefOrdens), co musia�o stanowi� nie tylko zaskoczenie, ale i problem. M�j ojciec bowiem, chocia� - jak wi�kszo�� Austriak�w - szanowa� Cesarza, byt radykalnym libera�em ze szko�y Johna Stuarta Milla i wcale nie popiera� �wczesnego rz�du. Jako cz�onek lo�y maso�skiej by� nawet cz�onkiem towarzystwa, kt�re w�wczas zdelegalizowa� rz�d austriacki, chocia� nie zosta�o zdelegalizowane przez w�gierski rz�d Franciszka J�zefa. Dlatego te� nale��cy do lo�y masoni spotykali si� cz�sto za granic� w�giersk� w Pre�burgu (obecnie Bratys�awa w Czechos�owacji*). Cesarstwo au-stro-w�gierskie, chocia� by�o monarchi� konstytucyjn�, nie by�o rz�dzone przez jej dwa parlamenty: nie miaty one prawa odwo�ywa� obu premier�w czy dw�ch rz�d�w, nawet za pomoc� wotum nieufno�ci. Wydawa�o si�, �e parlament austriacki by� nawet s�abszy od parlamentu angielskiego za rz�d�w Williama i Marii, je�eli w og�le mo�na przeprowadza� takie por�wnania. Funkcjonowa�y bardzo nieliczne instrumenty kontroli demokratycznej, panowa�a za to surowa cenzura; na przyk�ad znakomita satyra polityczna pod tytu�em Anno 1903, kt�r� napisa� m�j ojciec pod pseudonimem Siegmund Kar! Pflug, zosta�a przej�- Dzi� w S�owacji. 14 ta przez policj� w momencie jej og�oszenia w 1904 roku i pozosta�a na indeksie ksi�g zakazanych do 1918 roku. Niemniej jednak w okresie przed 1914 rokiem w Europie na zach�d od carskiej Rosji panowa�a atmosfera liberalizmu. Atmosfera ta przenika�a tak�e Austri� i zosta�a zniweczona - na zawsze, jak si� teraz wydaje - wraz z wybuchem pierwszej wojny �wiatowej. Uniwersytet Wiede�ski, szczyc�cy si� wieloma wybitnymi nauczycielami, korzysta� w wielkim stopniu z wolno�ci i autonomii. W podobnej sytuacji znajdowa�y si� teatry, tak wa�ne dla �ycia wiede�skiego - prawie tak samo wa�ne jak muzyka. Cesarz trzyma� si� z dala od partii politycznych i nie uto�samia� si� z �adnym ze swoich rz�d�w. W rzeczywisto�ci bardzo �ci�le, niemal dos�ownie, przestrzega� wskaz�wki udzielonej przez S0rena Kierkegaarda du�skiemu w�adcy Christianowi VIII1. 1 Aluzja do rozmowy Kierkegaarda z Christianem VIII, podczas kt�rej kr�l sam zapyta� go, jak powinien post�powa� w�adca. Kierkegaard powiedzia� mi�dzy innymi nast�puj�ce rzeczy: "Po pierwsze, by�oby dobrze, gdyby Kr�l by} brzydki [Christian VIII byt bardzo przystojny]. Nast�pnie powinien by� g�uchy i �lepy, a przynajmniej zachowywa� si� tak, jak gdyby nie mia� oczu i uszu, to bowiem rozwi�zuje wiele problem�w... Powinien mie� tak�e kr�tkie, stereotypowe przem�wienie, kt�re m�g�by wyg�asza� przy wszystkich mo�liwych okazjach, a wi�c przem�wienie pozbawione tre�ci". (Franciszek J�zef zwyk� mawia�: "To by�o bardzo mi�e, sprawi�o mi to wiele rado�ci" - "Es war sehr sch�n, es hat mich sehr gefreut".) 3. Wczesne wplywy Atmosfera, w jakiej si� wychowa�em, byta zdecydowanie ksi��kowa. M�j ojciec, Simon Siegmund Kari Popper, podobnie jak dwaj jego bracia, byt doktorem praw Uniwersytetu Wiede�skiego. Mia� du�� bibliotek� i ksi��ki by�y wsz�dzie - z wyj�tkiem pokoju jadalnego, w kt�rym znajdowa� si� fortepian koncertowy B�sendorfera i wiele tom�w nut Bacha, Haydna, Mozarta, Beethovena, Schuberta i Brahmsa. M�j ojciec - kt�ry mia� tyle samo lat co Zygmunt Freud, mia� jego ksi��ki i czyta} je w miar�, jak si� ukazywa�y - byt adwokatem. O mej matce, Jenny Popper z domu Schiff, opowiem wi�cej, gdy przejd� do muzyki. Ojciec byt doskona�ym m�wc�. S�ysza�em go w s�dzie tylko raz, w 1924 lub 1925 roku, gdy sam by�em oskar�onym. Sprawa by�a w moim przekonaniu jasna i oczywista2. Dlatego nie prosi�em ojca o obron� i by�em za�enowany, gdy on nalega�. Jednak skrajna prostota, klarowno�� i szczero�� jego przemowy wywar�a na mnie wielkie wra�enie. M�j ojciec pracowa� w swoim zawodzie bardzo ci�ko. Byt przyjacielem i partnerem ostatniego liberalnego prezydenta Wiednia, dr� Karla Grubla, i przej�� po nim jego biuro prawnicze. Biuro to by�o cz�ci� zajmowanego przez nas wielkiego mieszkania w samym sercu Wiednia, naprzeciwko g��wnego wej�cia do katedry (Stephanskirche)3. Pracowa� d�ugie godziny w tym biurze, by� jednak raczej uczonym ni� prawnikiem. Byt historykiem (historyczna cz�� jego biblioteki by�a niebagatelna) i interesowa� si� zw�aszcza okresem hellenistycznym oraz wiekiem XVIII i XIX. Pisa� wiersze i t�umaczy� poezje z greckiego i �aciny na niemiecki. (Rzadko o tym m�wi�. Tylko przez przypadek od- 2 Do rozprawy dosz�o w zwi�zku z moj� prac� z dzie�mi. Jeden z ch�opc�w, za kt�rych bytem odpowiedzialny, spadt z drabinki i doznat p�kni�cia czaszki. Zosta�em uniewinniony, poniewa� potrafi�em udowodni�, �e od miesi�cy domaga�em si� od w�adz, aby usun�y t� drabink�, uwa�a�em j� bowiem za niebezpieczn�. (W�adze stara�y si� zwali� win� na mnie, o czym s�dzia wyra�a� si� w bardzo ostrych s�owach.) 3 Ten stary dom jeszcze istnieje. Do mniej wi�cej 1920 roku wej�cie by�o oznaczone Frei-singergasse 4. Potem by�o to Bauemmarkt l. 16 krylem wierszowane przek�ady Horacego dokonane w ca�kiem lekkim stylu. W og�le cechowa�a go lekko�� i du�e poczucie humoru.) Bardzo interesowa� si� filozofi�. Do tej pory mam dzie�a Platona, Bacona, Kar-tezjusza, Spinozy, Locke'a, Kanta, Schopenhauera i Eduarda von Hart-manna, kt�re nale�a�y do niego; mam te� nale��ce do� dzie�a zebrane J. S. Milla w niemieckim przek�adzie Theodora Gomperza (kt�rego My-�licieli greckich wielce podziwia�), wi�kszo�� dzie� Kierkegaarda, Nie-tzschego, Euckena oraz Emsta Macha, Fritza MauthneruDerKritik der Sprache i Otto Weiningera Geschlecht und Charakter (obie te ksi��ki wywar�y, jak si� zdaje, pewien wp�yw na Wittgensteina)4, a tak�e przek�ady wi�kszo�ci dzie� Darwina. (Portrety Darwina i Schopenhauera wisia�y w jego gabinecie.) By�y r�wnie� oczywi�cie dzie�a popularnych autor�w literatury niemieckiej, francuskiej, angielskiej, rosyjskiej i skandynawskiej. Jednym z g��wnych obszar�w jego zainteresowa� by�y problemy spo�eczne. Mia� nie tylko najwa�niejsze dzie�a Marksa i Engelsa, Lasalle'a, Karla Kautsky'ego i Eduarda Bernsteina, ale tak�e prace krytyk�w Marksa: B�hm-Bawerka, Carla Mengera, Antona Mengera, Piotra A. Kropotkina i Josefa Poppera-Lynkeusa (przypuszczalnie mojego odleg�ego krewnego, poniewa� urodzi� si� w Kolinie, niewielkim miasteczku, z kt�rego wywodzi� si� m�j ojciec). Biblioteka mia�a tak�e cz�� pacyfistyczn�, zawieraj�c� dzie�a Berthy von Suttner, Friedricha Wilhelma F�rstera i Normana Angella. Ksi��ki by�y wi�c cz�ci� mojego �ycia du�o wcze�niej ni� potrafi�em je czyta�. Pierwsz� ksi��k�, kt�ra zrobi�a na mnie wielkie i trwa�e wra�enie, czyta�a moim dw�m siostrom i mnie nasza mama na kr�tko przed tym, gdy sam nauczy�em si� czyta�. (By�em najm�odszym spo�r�d trojga dzieci.) By�a to ksi��ka wielkiej szwedzkiej pisarki Selmy Lagerlof w pi�knym przek�adzie niemieckim (Wunderbare Reise des kleinen Nils Holgersson mit den Wildgansen; przek�ad angielski nosi tytu� The WonderfulAdventures ofNUs). Przez wiele, wiele lat czyta�em ponownie t� ksi��k� przynajmniej raz w roku, a z biegiem czasu przeczyta�em prawdopodobnie wszystko - i to wi�cej ni� jeden raz - co napisa�a Selma Lagerlof. Nie podoba�a mi si� pierwsza jej powie��, G�sta 4 Por. Otto Weininger, Geschtechtund Charakter (Braumiiller, Wiede� 1903), s. 176: "Wszyscy durnie, od Bacona do Mauthnera, byli krytykami j�zyka". Weininger dodaje, �e winien prosi� Bacona o wybaczenie za to, �e skojarzy� go w ten spos�b z Mauthnerem.) Por. ten fragment z Traktatem logiczm-filozoficznym Ludwiga Wittgensteina 4.0031. [Wyd. polskie ksi��ki Weiningera Pteci charakter: przek�. Ostap Ortwin, Sagittarius, Warszawa 1994.] 17 Berling, chocia� nie mam w�tpliwo�ci, �e jest bardzo wa�na. Wszystkie jednak pozosta�e jej ksi��ki s� dla mnie arcydzie�ami. Nauka czytania - i w mniejszym stopniu pisania - to oczywi�cie wielkie wydarzenia w rozwoju intelektualnym ka�dego cz�owieka. Trudno je z czym� por�wna�, poniewa� bardzo niewielu ludzi (Helen Kellerjest znacz�cym wyj�tkiem) pami�ta, co znaczy�a dla nich nauka czytania. Na zawsze b�d� wdzi�czny mojej pierwszej nauczycielce Em-mie Goldberg, kt�ra nauczy�a mnie trzech R*. S� to wed�ug mnie jedyne rzeczy istotne, jakich nale�y nauczy� dziecko, a niekt�rych dzieci nie trzeba nawet uczy�, aby opanowa�y te umiej�tno�ci. Wszystkie inne zale�� od atmosfery i polegaj� na uczeniu si� przez czytanie i my�lenie. Obok moich rodzic�w, mojej pierwszej nauczycielki i Selmy Lageri�f najwi�kszy wp�yw na m�j wczesny rozw�j intelektualny wywar�, jak s�dz�, m�j dozgonny przyjaciel Arthur Arndt, krewny Ernsta Moritza von Arndta, jednego ze s�ynnych ojc�w niemieckiego nacjonalizmu w okresie wojen napoleo�skich5. Arthur Arndt by� zawzi�tym antynacjonalist�. Chocia� mia� niemieckie pochodzenie, urodzi� si� w Moskwie, gdzie sp�dzi� r�wnie� sw� m�odo��. By� starszy ode mnie o prawie dwadzie�cia lat - mia� blisko trzydzie�ci lat, gdy spotka�em go po raz pierwszy w 1912 roku. Studiowa� in�ynieri� na Uniwersytecie Ryskim i nale�a� do studenckich przyw�dc�w nieudanej rewolucji rosyjskiej w 1905 roku. By� socjalist� i zarazem zdecydowanym przeciwnikiem bolszewik�w, kt�rych przyw�dc�w zna� osobi�cie z 1905 roku. Nazywa� ich jezuickimi socjalistami, to znaczy uznawa� ich za zdolnych do po�wi�cenia niewinnych ludzi, nawet podzielaj�cych ich pogl�dy, poniewa� w przekonaniu bolszewik�w wielkie cele usprawiedliwia�y wszelkie �rodki. Arndt nie by� przekonanym marksist�, s�dzi� jednak, �e Marks by� najwa�niejszym z dotychczasowych teoretyk�w socjalizmu. By�em bardzo �arliwym s�uchaczem idei socjalistycznych mego przyjaciela; czu�em w�wczas, �e nic nie jest wa�niejsze ni� po�o�enie kresu n�dzy. Amdt mocno interesowa� si� r�wnie� (o wiele bardziej ni� m�j ojciec) ruchem zainicjowanym przez uczni�w Emsta Macha i Wilhelma Trzy R, idiom angielski oznaczaj�cy czytanie, pisanie i rachunki, gt�wne sk�adniki wykszta�cenia podstawowego, nazywane tak od humorystycznej wymowy trzech st�w reading, 'riting, 'rithmetic. 5 Por. przypis 57 do rozdzia�u 12 Spotecze�stwa otwartego. 18 Ostwalda, tj. stowarzyszeniem, kt�rego cz�onkowie przyj�li nazw� mo-nist�w. (Istnia� zwi�zek mi�dzy nimi a s�ynnym ameryka�skim czasopismem "The Monist", do kt�rego Mach pisywa�.) Interesowali si� nauk�, epistemologi� i tym, co obecnie nazywa si� filozofi� nauki. Spo�r�d monist�w wiede�skich spor� popularno�ci� cieszy� si� "p�-socja-lista" Popper-Lynkeus. Do jego wyznawc�w zalicza� si� Otto Neurath. Pierwsz� socjalistyczn� ksi��k�, jak� czyta�em (przypuszczalnie pod wp�ywem mego przyjaciela Amdta, m�j ojciec bowiem nie stara� si� wywiera� na mnie wp�ywu), by�o dzie�o Edwarda Bellamy Patrz�c wstecz. Czyta�em je maj�c zapewne dwana�cie lat i wywar�o na mnie wielkie wra�enie. Amdt zabiera� mnie na niedzielne wycieczki do las�w wiede�skich organizowane przez monist�w i podczas tych wypad�w obja�nia� mi marksizm i darwinizm, i dyskutowa� ze mn� na te tematy. Wykracza�o to oczywi�cie poza moje mo�liwo�ci, lecz by�o interesuj�ce i inspiruj�ce. Jedna z tych niedzielnych wycieczek odby�a si� 28 czerwca 1914 roku. Pod wiecz�r, gdy zbli�yli�my si� do przedmie�� Wiednia, dowiedzieli�my si�, �e arcyksi��� Franciszek Ferdynand, nast�pca tronu Austrii, zgin�� w zamachu w Sarajewie. Mniej wi�cej tydzie� p�niej mama zabra�a mnie i obie siostry na wakacje do Alt-Aussee, wioski niedaleko Salzburga. Tam w�a�nie na dwunaste urodziny otrzyma�em list od ojca, w kt�rym pisa�, �e jest mu przykro, i� nie mo�e przyjecha� na moje urodziny, tak jak zamierza�, "poniewa�, niestety, jest wojna" (denn es ist leider Krieg). List ten otrzyma�em w dniu, kiedy faktycznie wypowiedziano wojn� pomi�dzy Austro-W�grami i Serbi�, wydaje si� wi�c, �e m�j ojciec u�wiadamia� sobie, co nas czeka�o. 4. Pierwsza wojna �wiatowa Mia�em wi�c dwana�cie lat, gdy wybuch�a pierwsza wojna �wiatowa; lata wojenne za� oraz ich skutki pod ka�dym wzgl�dem mia�y decyduj�cy wp�yw na m�j rozw�j intelektualny. Sprawi�y, �e zacz��em by� krytyczny wobec powszechnie przyj�tych przekona�, zw�aszcza przekona� politycznych. Oczywi�cie bardzo nieliczni mieli w�wczas poj�cie, co oznacza wojna. W ca�ym kraju rozbrzmiewa�y og�uszaj�ce wo�ania patriotyczne, w kt�rych udzia� brali tak�e niekt�rzy cz�onkowie naszego kr�gu, bardzo dalekiego od d��e� wojennych. M�j ojciec by� przygn�biony i za�amany. Jednak nawet Arndt dostrzega� w tej sytuacji nadziej�. Mia� nadziej� na demokratyczn� rewolucj� w Rosji. Cz�sto wspomina�em p�niej tamte dni. Przed wojn� wielu cz�onk�w naszego kr�gu dyskutowa�o teorie polityczne, kt�re by�y zdecydowanie pacyfistyczne, a przynajmniej bardzo krytyczne wobec zbli�enia pomi�dzy Austri� i Niemcami oraz wobec ekspansjonistycznej polityki Austrii na Ba�kanach, zw�aszcza w Serbii. By�em wstrz��ni�ty faktem, �e nagle stali si� rzecznikami takiej polityki. Dzisiaj rozumiem te sprawy nieco lepiej. Nie chodzi�o tylko o nacisk opinii publicznej; by� to problem sprzecznych lojalno�ci. By� r�wnie� strach - strach przed przemoc�, do kt�rej podczas wojny posun�yby si� w�adze wobec dysydent�w, poniewa� trudno jest przeprowadzi� wyra�n� granic� mi�dzy zachowaniem dysydenckim a zdrad�. W�wczas jednak by�em bardzo zaskoczony. Nie mia�em oczywi�cie poj�cia o tym, co sta�o si� z partiami socjalistycznymi w Niemczech i we Francji: jak rozpad� si� ich intemacjonalizm. (Znakomity opis tych wydarze� mo�na znale�� w ostatnich tomach powie�ci Rogera Martina du Garda Les Thibaults)6. 6 Roger Martin du Gard, L'Ete 1914; przek�ad angielski Stuarta Gilberta: Summer 1914, John Lane, The Bodley Head, London 1940. Pod wp�ywem propagandy wojennej w mojej szkole na kilka tygodni zarazi�em si� panuj�cym powszechnie nastrojem. Jesieni� 1914 roku napisa�em niem�dry wierszyk pod tytu�em Cze�� oddaj�c pokojowi, w kt�rym wyra�a�em przekonanie, �e Austriacy i Niemcy nie za�amali si� pod atakiem (wierzy�em w�wczas, �e to "my" zostali�my zaatakowani) oraz opisywa�em powr�t pokoju, oddaj�c mu cze��. Cho� nie by� to "wojenny" wiersz, nied�ugo potem bardzo zawstydzi�em si� owego za�o�enia, �e to "my" zostali�my zaatakowani. U�wiadomi�em sobie, �e austriacki atak na Serbi� oraz niemiecki atak na Belgi� to byty rzeczy straszne, a gigantyczny aparat propagandowy stara� si� nas przekona�, �e ataki te by�y uzasadnione. Zim� 1915-16 doszed�em do przekonania - bez w�tpienia pod wp�ywem przedwojennej propagandy socjalistycznej - �e Austria i Niemcy nie mia�y racji i �e zas�u�yli�my na to, aby przegra� wojn� (i �e dlatego powinni�my j� przegra�, jak w�wczas naiwnie argumentowa�em). Pewnego dnia - wydaje mi si�, �e by�o to w 1916 roku - zwr�ci�em si� do ojca z dosy� dobrze przygotowanym sformu�owaniem takiego stanowiska, ale okaza� si� mniej rozmowny, ni� oczekiwa�em. Mia� znacznie wi�cej w�tpliwo�ci ni� ja, zar�wno gdy idzie o s�uszno�� i nies�uszno�� wojny, jak i co do jej wyniku. W obu tych sprawach mia� oczywi�cie racj�, ja za� naturalnie widzia�em je w uproszczony spos�b. Wzi�� jednak moje pogl�dy bardzo powa�nie i po d�ugiej rozmowie wyrazi� sk�onno�� ich akceptacji. Podobnie uczyni� m�j przyjaciel Amdt. Potem nie mia�em ju� wielkich w�tpliwo�ci. Tymczasem wszyscy moi kuzyni, kt�rzy osi�gn�li ju� odpowiedni wiek, walczyli jako �o�nierze w armii austriackiej, podobnie jak wielu naszych przyjaci�. Mama nadal zabiera�a nas latem na wakacje w Alpy i w 1916 roku ponownie byli�my w Salzkammergut - tym razem w Isch�, gdzie wynajmowali�my niewielki dom wysoko na zalesionym zboczu. By�a z nami siostra Freuda, Rosa Graf, przyjaci�ka moich rodzic�w. Jej syn Herman, starszy ode mnie tylko o pi�� lat, odwiedzi� nas, ubrany w mundur, podczas ostatniego urlopu przed wyjazdem na front. Nied�ugo potem przysz�a wiadomo�� o jego �mierci. Smutek jego matki - a tak�e jego siostry, ulubionej siostrzenicy Freuda - by� straszny. U�wiadomi� mi znaczenie tych przera�aj�co d�ugich list zabitych, rannych i zaginionych. Rych�o potem znowu da�y o sobie zna� kwestie polityczne. Stara Austria by�a pa�stwem wielu j�zyk�w: mieszkali w nim Czesi, S�owa-20 21 cy, Polacy, S�owianie po�udniowi (Jugos�owianie) oraz ludy m�wi�ce po w�osku. Nagle zacz�ty si� upowszechnia� plotki o dezercji Czech�w, S�owian i W�och�w z armii austriackiej. Rozpocz�� si� rozpad. Jeden z przyjaci� naszej rodziny, pracuj�cy jako asesor s�du wojskowego, powiedzia� nam o ruchu panslawistycznym, kt�rym zajmowa� si� ze wzgl�d�w zawodowych, oraz o Masaryku, filozofie z Uniwersytetu Wiede�skiego i Praskiego, przyw�dcy Czech�w. Dochodzi�y nas s�uchy o armii czeskiej powstaj�cej w Rosji dzi�ki czeskoj�zycznym austriackim je�com wojennym. Potem za� us�yszeli�my o wyrokach �mierci za zdrad� oraz o terrorze w�adz austriackich skierowanym przeciwko narodom podejrzanym o nielojalno��. 5. Pierwszy problem filozoficzny: niesko�czono�� Od dawna s�dz�, �e autentyczne problemy filozoficzne naprawd� istniej� i �e nie s� one tylko �amig��wkami powsta�ymi wskutek nieprawid�owego pos�ugiwania si� j�zykiem. Niekt�re spo�r�d tych problem�w s� dziecinnie oczywiste. Tak si� sk�ada, �e natkn��em si� na jeden z nich, gdy bytem jeszcze dzieckiem, chyba w wieku o�miu lat. Dowiedzia�em si� sk�d� o systemie s�onecznym i niesko�czono�ci przestrzeni (niew�tpliwie chodzi�o o przestrze� newtonowsk�) i zaniepokoi�em si�: nie mog�em sobie wyobrazi� ani sko�czonej przestrzeni (je�eli mia�aby by� sko�czona, co by�oby poza ni�?), ani przestrzeni niesko�czonej. Ojciec zasugerowa�, �e powinienem zapyta� jednego z jego braci, kt�ry -jak mi powiedzia� - by� bardzo dobry w wyja�nianiu takich rzeczy. Wujek ten najpierw zapyta� mnie, czy mam trudno�ci w zrozumieniu poj�cia nast�pstwa liczb, kt�re ci�gn� si� coraz dalej. Nie mia�em. W�wczas powiedzia�, �ebym sobie wyobrazi� stos cegie�, do kt�rego kaza� mi doda� jedn� ceg��, potem jeszcze jedn�, i tak dalej bez ko�ca; stos taki nigdy nie wype�ni�by przestrzeni wszech�wiata. Przyzna�em - z wahaniem, to prawda - �e odpowied� ta wyja�nia�a bardzo wiele, ale nie by�em do ko�ca z niej zadowolony. Nie umia�em oczywi�cie sformu�owa� problem�w, kt�re jeszcze odczuwa�em: chodzi�o o r�nic� pomi�dzy niesko�czono�ci� potencjaln� i rzeczywist� oraz o niemo�liwo�� zredukowania niesko�czono�ci rzeczywistej do potencjalnej. Problem ten jest oczywi�cie cz�ci� (cz�ci� przestrzenn�) pierwszej antynomii Kanta i do tej pory jest (zw�aszcza po dodaniu cz�ci czasowej) powa�nym i jak dot�d nie rozwi�zanym7 problemem filozoficznym - szczeg�lnie od czasu, gdy niemal powszechnie porzucono nadzieje Einsteina na rozwi�zanie go poprzez wykazanie, �e wszech�wiat jest zamkni�t� przestrzeni� Riemannowsk� o sko�czonym promieniu. 7 Debata nad tym problemem weszla obecnie w nowy etap dzi�ki pracy Abrahama Robinsona na temat wielko�ci niesko�czenie ma�ych; por. Abraham Robinson, Non-Standard Analy-sis, North-Holland Publishing Company, Amsterdam 1966. 23 Nie przysz�o mi oczywi�cie w�wczas do g�owy, �e to, co mnie niepokoi, stanowi problem nie rozwi�zany. Wydawa�o mi si� raczej, �e by�o to zagadnienie, kt�re inteligentna doros�a osoba na pewno rozumie, podczas gdy ja wiedzia�em jeszcze zbyt mato lub bytem jeszcze zbyt maty lub za g�upi, aby problem ten zrozumie� w ca�ej pe�ni. Pami�tam, �e gdy mia�em dwana�cie czy trzyna�cie lat, napotka�em kilka podobnych problem�w - powa�nych problem�w, nie �amig��wek. Na przyk�ad problemy pochodzenia �ycia, nie rozstrzygni�te przez teori� Darwina, oraz zagadnienie, czy �ycie jest zwyczajnym procesem chemicznym (sk�ania�em si� ku teorii, �e organizmy s� p�omieniami). Wydaje mi si�, �e s� to problemy, na kt�re natyka si� niemal nieuchronnie ka�dy, kto s�ysza� o Darwinie - czy dziecko, czy doros�y. Fakt, �e problemy te s� przedmiotem zainteresowania bada� eksperymentalnych, nie odbiera im charakteru filozoficznego. A ju� na pewno nie wolno nam nieodpowiedzialnie dekretowa�, �e problemy filozoficzne nie istniej�, lub �e s� nierozwi�zywalne (cho� zapewne mo�na je czasami uniewa�ni�). M�j stosunek do takich problem�w przez d�ugi czas nie ulega� zmianie. W�wczas nigdy nie przypuszcza�em, �e niepokoj�ce mnie kwestie mog� nadal nie mie� rozwi�zania ani, tym bardziej, �e kt�rykolwiek z nich mo�e mie� odkrywczy charakter. Nie mia�em �adnych w�tpliwo�ci, �e ludzie tacy jak wielki Wilhelm Ostwald, redaktor czasopisma "Das monistische Jahrhundert" (tj. Wiek monizmu), znaj� wszystkie odpowiedzi. S�dzi�em, �e wszystkie w�tpliwo�ci by�y ca�kowicie spowodowane granicami mojego pojmowania. 6. Pierwsza filozoficzna pora�ka: problem esencjalizmu Pami�tam moj� pierwsz� dyskusj� pierwszego zagadnienia filozoficznego, kt�re odegra�o decyduj�c� rol� w moim rozwoju intelektualnym. Zagadnienie to powsta�o wskutek odrzucenia przeze mnie postawy przypisuj�cej wielk� rol� s�owom i ich znaczeniom (lub ich "prawdziwym" znaczeniom). Mia�em wtedy chyba pi�tna�cie lat. Ojciec zasugerowa�, �e powinienem przeczyta� kilka tom�w autobiografii Strindberga. Nie pami�tam ju�, kt�re fragmenty sk�oni�y mnie, aby w rozmowie z ojcem podda� krytyce postaw� Strindberga uznan� przeze mnie za obskuranck�: jego pr�b� wydobycia "prawdziwego" znaczenia pewnych st�w. Pami�tam jednak, �e gdy pr�bowa�em wzmocni� swe zastrze�enia, z zaniepokojeniem, a nawet zdumieniem zauwa�y�em, �e m�j ojciec nie rozumia�, o co mi chodzi. W miar� jak post�powa�a nasza rozmowa, sprawa wydawa�a mi si� coraz bardziej oczywista. Gdy wreszcie p�no w nocy sko�czyli�my rozmawia�, u�wiadomi�em sobie, �e moje wysi�ki przynios�y niewielki rezultat. By�a mi�dzy nami r�nica w sprawie o istotnym znaczeniu. Pami�tam, �e po tej rozmowie bardzo stara�em si� narzuci� sobie zasad�, aby nigdy nie argumentowa� o s�owach i ich znaczeniach, poniewa� takie argumenty s� puste i pozbawione znaczenia. Pami�tam tak�e, �e nie w�tpi�em w�wczas, i� zasada ta musi by� powszechnie znana i szeroko akceptowana; podejrzewa�em, �e Strindberg i m�j ojciec byli po prostu pod tym wzgl�dem zacofani. Wiele lat p�niej stwierdzi�em, �e by�em wobec nich obu niesprawiedliwy i �e wiara w istotno�� znacze� s��w, zw�aszcza definicji, jest niemal powszechna. Postawa, kt�r� p�niej nazwa�em esencjalizmem8, 8 Termin "esencjalizm", obecnie w powszechnym u�yciu, a zw�aszcza jego u�ycie w zwi�zku z poj�ciem definicji ("definicji esencjalistycznych") zosta�o, o ile mi wiadomo, po raz pierwszy wprowadzone w �10 N�dzy historycyzmu oraz w mojej ksi��ce Spoteczenstwo otwarte i jego wrogowie, tom I, s.: 52-56,96-97,223,239-240, oraz tom II, s.: 14-29,302-306, 313-314, 320-321. Na s. 202 ksi��ki Richarda Robinsona pt. Definition, Oxford University Press, Oxford 1950, znajduje si� odsy�acz do mojego Spotecze�stwa otwartego (do wydania 25 nadal jest popularna, a poczucie pora�ki, jakiego dozna�em jako ch�opiec, wracaio bardzo cz�sto w latach p�niejszych. Pierwszy nawr�t tego poczucia zdarzy� si�, gdy pr�bowa�em czyta� niekt�re ksi��ki filozoficzne z biblioteki ojca. Rych�o stwierdzi�em, �e postawa Strindberga i mojego ojca jest szeroko przyjmowana. Stawia�o to przede mn� wielkie trudno�ci i wzbudza�o niech�� do filozofii. M�j ojciec zasugerowa�, �e powinienem spr�bowa� poczyta� Spinoz� (by� mo�e mia�o to stanowi� swoist� terapi�). Niestety, nie czyta�em jego List�w, lecz zacz��em odEtyki[Zasadfilozofii Kartezjusza*, przepe�nionych definicjami, kt�re wydawa�y mi si� arbitralne, pozbawione sensu, w�tpliwe - o ile w og�le da�o si� jakiekolwiek w�tpliwo�ci precyzyjnie sformu�owa�. Wskutek tej lektury nabra�em niech�ci do teoretyzowa-nia o Bogu na ca�e �ycie. (Nadal uwa�am, �e teologia bierze si� z braku wiary.) Odczuwa�em r�wnie�, �e podobie�stwo mi�dzy metod� geometryczn� a Spinozja�skim mor� geometrico by�o bardzo powierzchowne. Z Kantem by�o inaczej. Chocia� Krytyka [czystego rozumu] wydawa�a si� mi o wiele za trudna, rozumia�em, �e dotyczy prawdziwych problem�w. Pami�tam, �e po pr�bie przeczytania przedmowy do drugiego wydania Krytyki, pod redakcj� Benno Erdmanna (nie s�dz�, abym wiele z tego rozumia�, ale z pewno�ci� czyta�em z wielk� fascynacj�), przekartko-wa�em ksi��k� i by�em zaskoczony i zaintrygowany dziwacznym uk�adem antynomii. Nie zrozumia�em, o co chodzi�o. Nie rozumia�em, o co Kantowi (czy komukolwiek) chodzi�o, gdy stwierdza�, �e rozum mo�e sam sobie zaprzecza�. Z tabeli pierwszej antynomii zrozumia�em jednak, �e chodzi o realne problemy; z przedmowy zrozumia�em r�wnie�, �e - aby to wszystko zrozumie� - potrzebna jest matematyka i fizyka. z 1945 roku, tom II, s. 9-20); to, co stwierdza on na przyk�ad na s. 153-157 (por. "wypowiedzi" na s. 158), a tak�e na s. 162-165, pod pewnymi wzgl�dami przypomina to, COJB g�osz� w mojej ksi��ce, na kt�r� on si� powo�uje (jakkolwiek jego uwaga na s. 71 o Einsteinie i jednoczesno-�ci nie zgadza si� z tym, co ja twierdz� na s. 28 i nast., oraz 232 i nast. Por. tak�e Pau� Edwards (ed.) The Encyclopaedia ofPhilosophy, Macmillan Company and Free Press, New York-Lon-don 1967, t. II, s. 314-317. Esencjalizm jest tam dosy� szeroko omawiany pod og�lnym has�em Definition (w bibliografii do��czonej do tego has�a znajduje si� odsy�acz do ksi��ki Robinsona). Tj. Renati des Cartes Principiorum philosophiae pars I et II, Mor� geometrico demonstratae (1663). 26 W tym miejscu jednak musz� zaj�� si� zagadnieniem le��cym u pod�o�a owej dyskusji, kt�rej wp�yw na mnie tak dobrze pami�tam. Jest to sprawa nadal r�ni�ca mnie od wi�kszo�ci wsp�czesnych, a poniewa� okaza�a si� ona tak wa�ka w moim p�niejszym �yciu filozoficznym, wydaje mi si�, �e powinienem podda� j� bardziej szczeg�owemu om�wieniu, nawet kosztem wtr�cenia tu dosy� d�ugiej dygresji. 7. D�uga dygresja na temat esencjalizmu: Co nadal r�ni mnie od wi�kszo�ci wsp�czesnych filozof�w? Fragment ten nazywam dygresj� z dw�ch powod�w. Po pierwsze, dlatego, �e sformu�owanie mojego antyesencjalizmu w trzecim akapicie tego rozdzia�u jest bez w�tpienia nieobiektywne - z powodu moich dawnych rozmy�la�. Po drugie, dlatego, �e poni�sze fragmenty rozdzia�u po�wi�cone s� nie tyle dalszemu ci�gowi mojego rozwoju intelektualnego (cho� sprawa ta nie jest ca�kowicie zaniedbana), ile om�wieniu kwestii, kt�rej wyja�nienie zabra�o mi ca�e �ycie. Nie twierdz�, �e w wieku pi�tnastu lat mia�em na my�li poni�sze sformu�owanie, nie potrafi� jednak lepiej wyrazi� postawy, do kt�rej doszed�em podczas tej, wspomnianej w poprzednim rozdziale, dyskusji z ojcem: Nigdy nie traktuj powa�nie problem�w dotycz�cych s��w i ich znacze�. Powa�nie nale�y bra� problemy faktyczne i stwierdzenia dotycz�ce fakt�w: teorie, hipotez y, problem y, dla kt�rych stanowi� rozwi�zani e, oraz problemy, kt�re z nich wynikaj�. Poni�ej b�d� odnosi� si� do tej skierowanej do siebie samego porady jako do antyesencjalistycznego napomnienia. Pomijaj�c zawarte w nim odniesienie do teorii i hipotez, kt�re jest zapewne znacznie p�niejsze, napomnienie to z ca�� pewno�ci� nie jest zbyt odleg�e od uczu�, kt�re si� we mnie obudzi�y, gdy po raz pierwszy u�wiadomi�em sobie pu�apk�, jak� stanowi� spory i problemy dotycz�ce s��w i ich znacze�. Nadal s�dz�, �e jest to najprostsza droga do intelektualnej zguby: porzucenie realnych zagadnie� na rzecz problem�w werbalnych. We w�asnych rozmy�laniach na ten temat zak�ada�em jednak naiwnie, lecz bez cienia w�tpliwo�ci, �e sprawa ta jest dobrze znana, zw�aszcza filozofom - je�li s� dostatecznie nowocze�ni. Przekonanie to sk�oni�o mnie p�niej, gdy ju� na serio zacz��em czyta� ksi��ki filozoficzne, do pr�by uto�samienia mojego problemu - wzgl�dnej nieistotno- 28 �ci s��w - z jednym ze standardowych zagadnie� filozoficznych. Doszed�em do wniosku, �e jest on spokrewniony z problemem uniwersali�w. I jakkolwiek dosy� szybko u�wiadomi�em sobie, �e m�j problem nie by� to�samy z tym klasycznym problemem, za wszelk� cen� stara�em si� go uzna� za wariant problemu klasycznego. To by� b��d. W rezultacie jednak zainteresowa�em si� bardzo problemem uniwersali�w oraz jego histori� i szybko doszed�em do wniosku, �e za klasycznym problemem termin�w uniwersalnych i ich znacze� (lub ich sensu albo denotacji) ukrywa si� g��bszy i wa�niejszy problem: uniwersalnych praw i ich prawdziwo�ci, to znaczy problem prawid�owo�ci [w przyrodzie]. Nawet dzisiaj problem uniwersali�w traktowany jest tak, jak gdyby byt zagadnieniem dotycz�cym s��w i u�ycia j�zyka czy te� podobie�stw sytuacji oraz tego, na czym polega zgodno�� mi�dzy nimi i naszym j�zykowym symbolizmem. Mnie jednak wydawa�o si� oczywiste, �e problem ten jest znacznie og�lniejszy i �e jest to zasadniczo problem r e a g �w a -niawpodobnyspos�bna biologicznie podobne sytuacje. Poniewa� wszystkie (albo niemal wszystkie) reakcje maj� biologiczn� warto�� -dotycz� bowiem naszych oczekiwa� - prowadzi to nas do zagadnienia antycypacji, a tak�e do problemu dostosowania si� do prawid�owo�ci. Przez ca�e �ycie wierzy�em nie tylko w istnienie tego, co filozofowie uznaj� za "�wiat zewn�trzny", ale tak�e s�dzi�em, �e pogl�d przeciwny nie jest godzien powa�nego zainteresowania. Nie znaczy to jednak, �e sam nigdy nie zajmowa�em si� tym zagadnieniem czy te� �e nigdy nie eksperymentowa�em na przyk�ad z "neutralnym monizmem" lub podobnymi idealistycznymi stanowiskami. Zawsze jednak by�em rzecznikiem realizmu; dzi�ki temu mia�em �wiadomo��, �e w kontek�cie problemu uniwersali�w termin realizm oznacza� co� zupe�nie innego, a mianowicie stanowisko przeciwne nominalizmowi. Aby unikn�� tego troch� myl�cego u�ycia, wymy�li�em - pracuj�c w�wczas nad N�dz� historycyzmu (prawdopodobnie w 1935 roku, por. Not� historyczn� w tej�e ksi��ce) - termin "esencjalizm" jako nazw� dla ka�dego (klasycznego) stanowiska przeciwnego nominalizmowi, zw�aszcza dla teorii Platona i Arystotelesa (a w�r�d wsp�czesnych doktryn dla Husserlowskiej intuicji eidetycznej). Na co najmniej dziesi�� lat przed tym, zanim wybra�em t� nazw�, u�wiadomi�em sobie, �e m�j problem - w przeciwie�stwie do problemu 29 uniwersali�w (i jego biologicznego wariantu) - jest problemem metody. W ko�cu bowiem napomnienie, kt�re narzuci�em sobie samemu, by�o przykazaniem, aby my�le� i post�powa� w okre�lony spos�b. Dlatego w�a�nie du�o wcze�niej, zanim wymy�li�em nazwy "esen-cjalizm" i "antyesencjalizm", zmodyfikowa�em termin "nominalizm" za pomoc� terminu "metodologiczny", pos�uguj�c si� mianem "metodologicznego indywidualizmu" dla postawy wynikaj�cej z mojego napomnienia. (Teraz my�l�, �e nazwa ta jest myl�ca. Termin "nominalizm" przyj��em w rezultacie pr�by uto�samienia mojej postawy z pewnym dobrze znanym stanowiskiem, a przynajmniej wskutek pr�b znalezienia pewnych podobie�stw mi�dzy ni� a pewnym podobnym stanowiskiem. Klasycznego "nominalizmu" jednak nigdy nie wyznawa�em.) We wczesnych latach dwudziestych przeprowadzi�em dwie dyskusje, kt�re mia�y spory wp�yw na te idee. W pierwszej dyskusji rozmawia�em z Karlem Polanyim, ekonomist� i teoretykiem nauk o polityce. Polanyi uwa�a�, �e to, co uznawa�em za "metodologiczny indywidualizm", jest typowe dla nauk przyrodniczych, lecz nie dla nauk spo�ecznych. W drugiej dyskusji, nieco p�niej, z Heinrichem Gomperzem, my�licielem o wielkiej oryginalno�ci i wielkiej erudycji, m�j rozm�wca zaszokowa� mnie, stwierdzaj�c, �e moje stanowisko jest "realistyczne" w obu sensach tego s�owa. Teraz s�dz�, �e Polanyi i Gomperz mieli racj�. Polanyi mia� racj�, poniewa� nauki przyrodnicze s� w wi�kszo�ci wolne od werbalnych dyskusji, podczas gdy werbalizm dominowa� - i nadal dominuje - w naukach spo�ecznych. Nie koniec na tym. Powiedzia�bym teraz9, �e stosunki spo�eczne nale�� na wiele sposob�w do tego, co od niedawna nazywam "trzecim �wiatem", czy te� - bardziej adekwatnie - "�wiatem 3", �wiatem teorii, ksi��ek, idei i problem�w, �wiatem, kt�ry od czas�w Platona uznaj�cego go za �wiat poj��, by� przedmiotem bada� wielu esencjalist�w. Gomperz mia� racj�, poniewa� realista, kt�ry wierzy w "�wiat zewn�trzny", z konieczno�ci wierzy w istnienie raczej kosmosu 9 (Dopisane w korekcie.) Ostatnio wprowadzi�em zmian� w terminologii, nazywaj�c �wiat pierwszy, drugi i trzeci �wiatem l, �wiatem 2 i �wiatem 3, id�c za sugesti� SirJohna Ecciesa. Gdy idzie o moj� starsz� terminologi�, por. O teorii obiektywnego umystu, w: Wiedza obiektywna; gdy idzie o sugesti� Sir Johna, por. jego ksi��k� Facing Reality, Springer-Yerlag, New York-Heidelberg-Berlin, 1970. Z sugesti� t� zapozna�em si� zbyt p�no i nie mog�em jej wprowadzi� w oryginalnym tek�cie niniejszej ksi��ki, z wyj�tkiem kilku miejsc. (Dopisane w 1975 roku: obecnie wprowadzi�em zmiany w tek�cie zgodne z now� terminologi� w nieco wi�kszym stopniu.) Por. tak�e przypis 308, a tak�e The Self, zwl. rozdzia� P2 ni� chaosu, to znaczy w istnienie prawid�owo�ci. I chocia� uwa�a�em, �e jestem bardziej przeciwny klasycznemu esencjalizmowi ni� nominaliz-mowi, nie u�wiadamia�em sobie w�wczas, �e - zast�puj�c problem istnienia podobie�stw zagadnieniem biologicznej adaptacji do prawid�owo�ci - by�em bli�szy "realizmowi" ni� nominalizmowi. Aby wyja�ni� te sprawy tak, jak je teraz rozumiem, pos�u�� si� tabel� idei, kt�r� po raz pierwszy opublikowa�em w artykule On the Sour-ces ofKnowledge and of Ignorance10. IDEE to znaczy DESYGNACJE, TERMINY ZDANIA, TWIERDZENIA lub POJ�CIA lub TEORIE mog� by� formu�owane w S�OWACH STWIERDZENIACH kt�re mog� by� SENSOWNE PRAWDZIWE a ich SENSOWNO�� PRAWDZIWO�� mo�na zredukowa� za pomoc� DEFINICJI WNIOSKOWA� do prawdziwo�ci POJ�� NIE ZDEFIOWANYCH ZDA� PIERWOTNYCH pr�ba ustalenia (raczej ni� redukcji) w ten spos�b ich ZNACZENIA PRAWDZIWO�CI prowadzi do regresu w niesko�czono�� Sama ta tabela jest ca�kiem trywialna: logiczna analogia pomi�dzy lew� ipraw� jej stron� jest dobrze znana. Mo�na si� jednak ni� pos�u�y�, aby wyja�ni� moje powy�sze napomnienie, kt�re teraz da si� przeformutowa� nast�puj�co: 10 Doroczny Wyk�ad Filozoficzny, Akademia Brytyjska z 1960 roku, przedrukowany w Con-jectures andRefutations, por. zw�aszcza s. 19 i nast. Por. tak�e s. 349 mojego artyku�u Episfe-mologia bez podmiotu poznaj�cego, obecnie rozdzia� 3 Wiedzy obiektywnej. (Tabela tutaj przedrukowana r�ni si� od oryginalnej drobnymi modyfikacjami.) 30 31 Mimo �e pomi�dzy lew� i praw� stron� tej tabeli zachodzi bardzo �cis�a analogia, lewa jej strona jest z filozoficznego punktu widzenia pozbawiona znaczenia, podczas gdy prawa jej strona ma fundamentalne znaczenie filozoficzne". Implikuje to pogl�d, �e filozofie znaczenia i filozofie j�zyka (w tej mierze, w jakiej zajmuj� si� s�owami) zmierzaj� w niew�a�ciwym kierunku. Gdy idzie o sprawy intelektualne, przedmiotami godnymi zainteresowania s� tylko prawdziwe teorie lub te� teorie, kt�re zbli�aj� si� do prawdy -to znaczy takie, kt�re s� bli�sze prawdy ni� inne teorie konkurencyjne, na przyk�ad starsze teorie. Zgodzi si� z tym, jak przypuszczam, wi�kszo�� ludzi, lecz niekt�rzy mog� argumentowa� nast�puj�co: To, czy dana teoria jest prawdziwa, nowa czy intelektualnie znacz�ca, zale�y od jej znaczenia, a znaczenie teorii (przy za�o�eniu, �e jest ona sformu�owana w spos�b jednoznaczny) jest funkcj� znaczenia s��w, za pomoc� kt�rych zosta�a ona sformu�owana. (W tym miejscu, podobnie jak w matematyce, s�owo "funkcja" ma obejmowa� r�wnie� porz�dek argument�w.) Taki pogl�d na znaczenie teorii wydaje si� niemal oczywisty; jest on szeroko wyznawany i cz�sto jest - nie�wiadomie - uznawany za pewny12. Mimo to nie ma w nim wiele prawdy. Pogl�dowi temu przeciwstawi�bym poni�sze, szkicowo sformu�owane, przekonanie: Stosunek pomi�dzy teori� (lub zdaniem) a s�owami u�ytymi w jej sformu�owaniu jest na kilka sposob�w analogiczny do stosunku, jaki zachodzi pomi�dzy s�owami i literami u�ytymi do jej zapisania. Oczywi�cie litery nie maj� "znaczenia" w sensie, w jakim s�owa maj� "znaczenie", chocia� - aby rozpozna� st�wa - musimy zna� litery (to znaczy musimy zna� w pewnym sensie ich "znaczenie"), dzi�ki cze- u Por. nowo wprowadzony punkt 9 w trzecim wydaniu Conjectures andRefutations, s. 28. (Punkt 9 z wcze�niejszych wyda� nosi teraz numer 10.) 12 Nawet Gottiob Frege nie formu�uje go zupe�nie wyra�nie, chocia� doktryna ta jest z pewno�ci� zawarta w jego Sinn und Bedeutung, gdzie przedstawia on nawet argumenty na jej rzecz. Por. Peter Geach i Max Black (eds.), Translations from the Philosophical Writings of Gottiob Frege, (Mord, Blackwell, 1952, s. 56-78. [Por. wyd. polskie: Gottiob Frege, Pisma se- j mantyczne, PWN, Warszawa 1977, s. 60-75.] mu mo�liwe b�dzie odkrycie ich znaczenia