5377
Szczegóły |
Tytuł |
5377 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5377 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5377 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5377 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Adam Pochro�
�owca
Jake Mallory siedzia� w sterowni swego frachtowca. Siedzia� i my�la� kiedy
wreszcie wysi�dzie ostatecznie sonda
przestrzenna, ch�odzenie reaktora albo inny podzesp� tego lataj�cego z�omu i
sko�cz� si� jego k�opoty, pozostawiaj�c
po nim stert� blach na kt�rym� z meteoryt�w albo chmur� py�u w przestrzeni. By�
�owc�. Profesja ta przechodzi�a w
jego rodzinie z ojca na syna. Jego pradziadek, Safet Mallory, zwariowany
milioner, w wieku siedemdziesi�ciu lat
postanowi� zostawi� po sobie co�, co ludzie b�d� pami�tali d�u�ej ni� jego
pieni�dze. Po kilku poronieniach i ci�kim
porodzie ujrza� �wiat�o dzienne pomys� wykopany przez niego w jakiej� starej
bibliotece na Ziemi. Ten stary wariat, na
przekle�stwo dla ca�ej rodziny umy�li� sobie, �e za�o�y co� na kszta�t
prehistorycznych ogrod�w zoologicznych.
Zwyk�y koniunkturalizm. Wiedzia� doskonale, �e podr�e turystyczne po obszarze
Imperium s� cholernie drogie, a
poza tym biura wycieczkowe oferowa�y wycieczki tylko tam, gdzie nawet po pijaku
i w nocy mo�na si� by�o najwy�ej
zazi�bi�. �adnych planet, gdzie mog�yby zagra�a� drapie�niki, gdzie klimat
zmusza�by do stosowania specjalnych
�rodk�w bezpiecze�stwa, to znaczy np. skafandra zamiast k�piel�wek. Nie m�wi�c
ju� o jakiejkolwiek broni. Ta banda
mi�czak�w rozsiad�a na wszystkich planetach wykastrowanych z zagro�e� dosta�a by
zawa�u ju� podczas pr�b
wyt�umaczenia im do czego i dla czego maj� strzela�. Od wiek�w niezdrowo
podniecaj� si� komiksami i filmami video
o bohaterskich czynach heros�w przestrzeni, kt�rzy p�ac�c swoja krwi� tak
pi�knie zdobywaj� dla ludzko�ci nowe
planety i systemy. Ca�a ta cha�tura p�odzona przez durni�w, kt�rzy nigdy nie
zadali sobie trudu przeczytania
sprawozdania z jakiejkolwiek wyprawy eksploracyjnej, naje�ona jest scenami walk
z superpotworami i si�ami
nieczystymi. Tylko ci, kt�rzy przy eksploracji pracowali widzieli, �e cz�owiek
potrzebny jest w jednym na sto
przypadk�w, a i to najcz�ciej z powodu notorycznego braku wyobra�ni komputer�w.
W ci�gu ostatnich dwustu lat
tylko raz zdarzy�o si�, �e w czasie wyprawy zgin�� cz�owiek. Facet dosta� zawa�u
na widok odczytu analizatora
atmosfery na jakiej� peryferyjnej planetce Vegi. By� tam sam etanol, wi�c trudno
si� dziwi�. Pradziadek Mallory
postanowi� zainwestowa� swoj� fortun� w stworzenie ludziom horroru
autentycznego, tyle �e w prezerwatywach z pola
si�owego. Kupi� kilka nieu�ywanych sztucznych i naturalnych satelit�w w co
wi�kszych o�rodkach Imperium, za�o�y�
na nich hotele, terraria, akwaria i inne aria, po czym swoj� flotyll� handlow�
zacz�� zwozi� do nich na�apane gdzie si�
da�o dziwy przyrody. Konkurencja z filmowcami by�a du�a, byle czym karmionych
videopotworami ludzi nie mo�na
by�o zaskoczy�. Pomys�y scenarzyst�w przypomina�y koszmarne sny genetyk�w, a
matka natura niecz�sto miewa�a
takie przeb�yski fantazji tw�rczej. Mimo to, energiczny w�wczas Safet Mallory
jako� dawa� sobie z tym rad�. Gorsza
sprawa by�a z komisj� egzobiologiczn� Imperium, kt�ra co rusz odrzuca�a jakie�
egzemplarze jako zbyt niebezpieczne,
lub z niewiadomych dla pradziadka przyczyn, niezb�dne na swoich ojczystych
planetach. Pradziadek tyle razy narazi�
si� Komisji, �e tylko pieni�dze i znajomo�ci uratowa�y jego licencj� pilota i
ca�y interes w og�le. Interes - bo ca�a ta
cholerna zabawa zacz�a przynosi� zyski. Wielu by�o ch�tnych do zagrania na
nosie trzymetrowym gadom z z�bami do
ziemi, lub zrobienia sobie zdj�cia z oswojonym tygrysem szabloz�bym, wywleczonym
gdzie� z mrok�w Tau Ceti. Co
wi�cej, wielu bogatych snob�w wyrazi�o nieodpart� ch�� posiadania takich stwor�w
we w�asnych kolekcjach.
Pradziadek rozkr�ci� wi�c przemyt na du�� skal�. Z czasem pojawi�a si�
konkurencja maj�ca mniej skrupu��w ni�
pradziadek, a za to wi�cej pieni�dzy i nowocze�niejszy sprz�t. Dosz�o do tego,
�e modne sta�o si� pokazywanie
publicznie z dziwacznymi pupilami w elektronicznych obro�ach, czyni�cych nawet z
Tyranozaurusa z Formalhaut
�agodnego i komunikatywnego przyjemniaczka. Powoli ogrody pradziadka zacz�y
schodzi� na psy. Ten cwany
handlarz postanowi� jednak walczy�. Stotrzydziestoletni w�wczas patriarcha
licznej rodziny przela� na m�skich
potomk�w ca�� sw� wiedz� i rozes�a� po Wszech�wiecie. Tak narodzi�a si� profesja
�owcy. Najwymierniejszym
efektem tych wydarze� by�o wprowadzenie do rodziny dawno ju� zapomnianego doboru
naturalnego, a co za tym idzie
- do�� znacznym przetrzebieniem jej cz�onk�w. Dzi�ki znacznie z�agodzonym z
czasem przepisom komisji
egzobiologicznej, �owcy polowali na coraz bardziej niebezpieczne stworzenia.
Zapuszczali si� w peryferyjne rejony
Imperium w pogoni za nowymi okazami, kt�re mog�yby zastrzeli� depcz�c� im po
pi�tach konkurencj�,
zmaterializowan� teraz w postaci rodziny Korrden�w. Korrdenowie posun�li si� do
tego, �e umieszczali na statkach
Floty Eksploracyjnej Imperium swoich ludzi jako egzobiolog�w. Nie ulega�o
w�tpliwo�ci, �e zawsze mieli lepsze
g�owy do nauki ni� krewni Jake'a. Za to �owcy byli z nich kiepscy. Ju� po ich
odlocie Mallory potrafili wyci�gn��,
czasem dos�ownie, spod ziemi czy wody jaki� relikt, czy ostatnie osobniki form
przej�ciowych tamtejszej ewolucji.
Mimo tego interes podupada� dalej. Obecnie Jake, jedyny �ywy Mallory, by�
posiadaczem czterech ogrod�w
egzozoologicznych i siedmiu egzobotanicznych oraz wys�u�onego jeszcze w czasach
jego ojca frachtowca. W�a�ciwie
by� to frachtowiec tylko z nazwy, bowiem z czasem zosta� przekszta�cony ze
zwyk�ego transportowca w maszyn� do
�owienia, tropienia i walki. Jeden Kosmos wie, ile razy pot�ny, rasowany nap�d
i supernowoczesne uzbrojenie
ratowa�y �ycie Jake'owi i jego ojcu w walce ze statkami Korrden�w, kt�rzy nie
przebierali w �rodkach, �eby pozby� si�
niewygodnej konkurencji. * * * Teraz Jake Mallory wraca� z kolejnej wyprawy.
Penetrowa� ma�o znane obszary alfy
Feniksa. Dopiero dziesi�� lat temu dotar�y tam za�ogowe patrole Floty Wojennej i
jak si� mo�na by�o spodziewa�, po
raz kolejny nie znalaz�y dla siebie �adnego przeciwnika. By� to teren pogranicza
Imperium, niewiele uk�ad�w i planet
by�o zbadanych, a wi�c dobra sposobno�� do poszukiwania nowych okaz�w.
Oczywi�cie Korrdenowie ju� uznali te
rejony za spenetrowane, ale znaj�c ich talent �owiecki, Jake obiecywa� sobie co
nieco po tej wyprawie. I rzeczywi�cie.
W sz�stej sferze od centrum galaktyki sondy wys�ane z pok�adu "Grubasa", jak
ochrzci� sw�j statek Mallory, wykry�y
w jednym z system�w s�onecznych kilka planet, na kt�rych do�� dobrze rozwin�y
si� wy�sze formy �ycia. "Grubas"
prowadzony sygna�ami sond zapu�ci� si� w g��b galaktyki i po kilku ziemskich
dobach stan�� na orbicie parkingowej
wok� jednej z trzech �ywych planet. Badania sond wykaza�y, �e atmosfera planety
zbli�ona jest do ziemskiej, czysta,
nadaj�ca si� do oddychania. Mallory w kapsule l�downika, otoczony stadkiem
transporter�w wyl�dowa� z pomp� i
parad� na najwi�kszym z czterech soczystozielonych kontynent�w. Natychmiast po
l�dowaniu automat obozowy
rozwin�� pole si�owe i przyst�pi� do budowy bazy. Wok� rozci�ga�a si� puszcza,
z�o�ona g��wnie z wysokich drzew,
podobnych do ziemskich sekwoi. Ich niebotyczne pnie gin�y w g�rze, tak, �e
trudno by�o dostrzec korony, niemal
ca�kowicie zas�aniaj�ce s�o�ce. Powodowa�o to z�udny efekt zmroku rozcinanego
gdzieniegdzie sztyletami jaskrawego,
migotliwego �wiat�a. By�o ciep�o i parno. Mallory zastanawia� si�, dlaczego
wsz�dzie tam, gdzie bywa� do tej pory,
przyroda by�a tak do siebie podobna. Wyj�tkiem by�y planety o du�ej grawitacji.
Tam natura tworzy�a formy tak
niesamowite, �e przyprawia�y one o dreszcze nawet najbardziej otrzaskanych
wyjadaczy. Tutaj wszystko wygl�da�o
normalnie. Wysokopienny, ale przytulny las, k�py niezbyt g�stego poszycia,
ziemia wy�cielona mi�kkim dywanem
mch�w i porost�w. - Dobre miejsce na pustelni� emeryta - mrukn�� pod nosem
troch� rozmarzony Jake, przeci�gn�� si�
i podszed� do gotowego ju� baraczku, w kt�rym robot ko�czy� instalowa� centralk�
komputera dowodzenia. Wyda�
polecenie podj�cia normalnej procedury penetracyjnej. Z cichym gwizdem
wystartowa�y cztery poduszkowce i w
zgrabnym szyku znik�y jak duchy pomi�dzy drzewami. Mallory'emu pozosta�o
oczekiwanie na wynik ich wst�pnego
rozpoznania. Mia� niejasne przeczucie, �e nie wyl�dowa� tu na darmo. Nawet nie
usi�owa� sobie t�umaczy� tych
przeczu�. Po prostu czu�, tak jak marynarz na l�dzie czuje blisko�� morza, albo
�lepy pilot przepa�� pod nogami.
Wyci�gn�� z podajnika puszk� piwa, w��czy� monitory i przygl�daj�c si� obrazom
przekazywanym przez penetratory,
roz�o�y� si� wygodnie w fotelu. Patrzy� przez chwil�, poci�gn�� �yk i zasn��.
Obudzi� go delikatny �wiergot
sygnalizator�w. Natychmiast otworzy� oczy i spojrza� na ekrany. Zobaczy�
pokazan� z czterech stron k�p� krzew�w,
tak g�stych, �e ni m�g� dostrzec jej wn�trza. U do�u g��wnego ekranu wy�wietlony
by� meldunek penetrator�w.
Zamkn�y w polu si�owym dwa osobniki zwierz�ce. Nie maj�c polecenia schwytania
ich do �adowni, trzyma�y je w
szachu, oczekuj�c na rozkaz. - Nareszcie co� si� dzieje. Zosta�cie na miejscu,
zaraz tam b�d� - wyrzuci� z siebie Jake i
poderwa� si�. Wskoczy� do poduszkowca i pop�dzi� w stron� swoich
skomputeryzowanych ps�w go�czych. Po
kilkunastu minutach by� ju� na miejscu. Wysiad� z pojazdu, obszed� dooko�a k�p�
krzak�w i nieruchome penetratory.
Nic nie zobaczy�. Panowa�a kompletna cisza i bezruch. Rozkaza� zdj�� pole i
wej�� jednemu z "ogar�w" w g��b k�py.
Wszystko odbywa�o si� w ciszy, przerywanej tylko szelestem li�ci o kad�ub
"ogara". Po kilku sekundach, nieomal
naprzeciw Mallorey'ego, z krzak�w wyskoczy�y na tylnych nogach dwa ma�e,
kolczaste gady i �mign�y obok
w�ciek�ego Jake'a, znikaj�c mi�dzy drzewami. Mallory powoli wycedzi� przez z�by:
- Wy cholerne cyfrowe
�wier�m�zgi! Dla takiego g�wna robicie alarm?! Co wam si� znowu poprzestawia�o?
Macie spadek napi�cia? -
tzyndraknadam... - No i co z tego, �e maj� podwy�szony stopie� inteligencji?!
Przecie� nikt nie b�dzie z nimi gra� w
szachy! Pe�no takich wsz�dzie, ju� nikt si� tym nie bawi, nawet dzieci.
Szukajcie dalej, tylko ju� bez takich wpadek!
Konkrety! K o n k r e t y! "Ogary" odlecia�y. Jake mrucz�c pod nosem epitety pod
ich adresem wsiad� do swojego
poduszkowca. Wraca� do bazy. Powoli wlecia� mi�dzy drzewa. Chcia� wreszcie zje��
porz�dny obiad. Robot kuchenny
zameldowa�, �e ustrzeli� jakie� jadalne ptaszysko i w�a�nie szykuje pieczyste.
Mija� w�a�nie spor� k�p� paproci,
przygl�daj�c si� jej bez zainteresowania. Nagle jego twarz przybra�a skupiony
wyraz: "Co� si� tam poruszy�o! Ki
diabe�? Wiatru nie ma, wi�c chyba jakie� zwierz�." Zwolni�, a po chwili
zatrzyma� si� zacz�� dok�adnie obserwowa�
g�szcz. Zn�w co� poruszy�o krzewy poszycia. Wpatruj�cego si� w krzaki a� do b�lu
Jake'a ogarnia� zacz�o to
charakterystyczne podniecenie, kt�rego doznawa� zawsze, kiedy polowa� osobi�cie,
wpada� na trop ciekawego okazu.
Odzywa� si� w nim instynkt �owiecki przodk�w. Tym razem wzbogacony o dziwne
przeczucie, �e "to" b�dzie co� na
prawd� niezwyk�ego. Tylko raz do tej pory mia� takie uczucie. By�o to jakie�
dziesi�� lat temu, kiedy b�d�c w
powa�nym do�ku finansowym, przypomnia� sobie stare ksi�gi pradziadka i z nich
wzi�� pomys� poszukania wyj�cia z
k�opot�w w jeziorze na staruszce Ziemi. Wtedy w�a�nie, nurkuj�c w wodach Loch
Ness czu�, �e to co wy�owi, b�dzie
zupe�nie niezwyk�e. Tak te� si� sta�o. Wy�owiony legendarny potw�r sta� si�
sensacj� sezonu. Kasy starczy�o na sp�at�
d�ug�w i remont "Grubasa". Teraz, skoncentrowawszy wzrok na poruszaj�cych si�
jeszcze krzakach, ws�uchiwa� si� w
dane odczytu czujnik�w, kt�re podawa� mu na komputer �azika. To "co�" mia�o
ciep�ot� cia�a nieco wy�sz� od
ludzkiej, by�o do�� du�e, i co najdziwniejsze, wyra�nie si� ukrywa�o. Zachowanie
co najmniej niezwyk�e na planecie,
gdzie cz�owiek jeszcze nie zd��y� swym post�powaniem zakodowa� w m�zgach
zwierz�t odruchu panicznej ucieczki.
Jake postanowi� nie czeka� na rozw�j wypadk�w. Poprawi� oporz�dzenie i z
miotaczem gazu usypiaj�cego w r�ku
wysiad� powoli z �azika. Czu� doskonale, �e "co�" go obserwuje. W s�uchawkach
odezwa� si� g�os komputera, kt�ry
zawiadamia�, �e wykry� intensywne �r�d�o fal elektromagnetycznych, o parametrach
zbli�onych do ludzkich. "To
zaczyna by� ciekawe" - pomy�la� Mallory i u�miechn�� si� do siebie. "Nie ma to
jak inteligentna zwierzyna i
inteligentny my�liwy - zaczyna si� gra na dwie bramki. Albo rybki, albo pipki,
jak mawia� pradziadek". W takich
chwilach Jake nieraz b�ogos�awi� swego przodka, za podarowanie mu takich
prze�y�. Nie ka�dy w tej cywilizacji m�g�
si� pochwali� niezatartym instynktem walki. A teraz w�a�nie zaczyna�o si� to,
dzi�ki czemu zapomina si� o wszystkich
k�opotach i pozostaje tylko jedno: wygra�! Od zaro�li dzieli�o go tylko kilka
krok�w, kiedy komputer oznajmi�, �e
"Co�" my�li, i to w dodatku pos�uguj�c si� poj�ciami. - W�a�nie analizuj� jego
system logiczny i kod j�zykowy.
Komputer-matka na "Grubasie" powinien zaraz poda� dane. Na razie mog�
stwierdzi�, �e jest to istota humanoidalna.
Koniec. Mallory'emu zimny pot pociek� po plecach. - A wi�c to ju� koniec! To na
pewno kt�ry� z tych pieprzonych
Korrden�w. Pewnie ma mnie na celowniku anihilatora i ju� cieszy serduszko chmur�
gaz�w, jak� ze mnie za chwil�
zrobi! Tylko czemu jeszcze nie strzela sukinsyn! Przecie� nie mam pola si�owego,
ta purchawka kt�r� wymachuje
mo�e go tylko roz�mieszy�, a zreszt�, nawet go nie widz�. Co� w nim zawy�o - no
strzelaj, strzelaj gnojku, tylko to
potraficie! Teraz dopiero u�wiadomi� sobie, �e nie zatrzyma� si�, i ci�gle
zbli�a si� do k�py krzak�w. To go troch�
otrze�wi�o. Zacz�� my�le� ja�niej - Je�li promie� ma ustawiony na w�ski zakres,
to mo�e jeszcze z nim pogadam. Mo�e
mnie nie trafi�. Ale je�li nie chce si� bawi� w snajpera, to rozpieprzy mnie i
ca�� okolic�, i nawet duch Pradziadka mnie
nie uratuje. Rozkaza� �azikowi wykona� nag�y zwrot i w tym momencie rzuci� si� w
prawo, w k�pk� rachitycznych
krzewinek. Ju� w locie wyrwa� lew� r�k� anihilator z uchwytu na biodrze. Kiedy
wyl�dowa� na brzuchu, t�uk�c si�
niemi�osiernie o wystaj�ce korzenie, zamar� w oczekiwaniu na reakcj�
przeciwnika. Min�o kilka sekund... i nic si� nie
sta�o. - Co� tu nie gra - mrukn�� - albo g�upi, albo pewny siebie, albo...
nieuzbrojony! Rozkaza� �azikowi nakry� ca�y
zagajnik polem si�owym a potem u�pi� wszystko, co b�dzie w �rodku. W momencie,
kiedy pojazd ruszy�, Jake odtoczy�
si� jeszcze bardziej w bok i czeka� na zdematerializowanie maszyny. Ale zn�w nic
si� nie sta�o i �azik najspokojniej w
�wiecie przyst�pi� do wykonania rozkazu. Po chwili zameldowa�, �e sko�czy� i
strefa jest ju� zneutralizowana. Mallory
wsta�, odetchn�� g��boko i natychmiast g�o�no zacz�� przeklina� swoj� idiotyczn�
pasj� do zabaw w podchody.
Uspokojony nieco po gruntownym zmieszaniu z b�otem kilkunastu przodk�w (z
wyj�tkiem Dziadka), zdj�� pole si�owe,
zostawi� tylko os�on� �azika, wsiad� i wjecha� powoli w miejsce, gdzie jak si�
domy�la�, spa� snem spokojnym jego
przeciwnik. Manipulatory �azika delikatnie rozgarnia�y ga��zie, czujniki
podawa�y odleg�o�� do celu. Wreszcie Jake
zobaczy� zarys postaci le��cej pod roz�o�ystym, g�sto ulistnionym krzakiem -
Cz�owiek! Tylko dlaczego czujniki nie
wykry�y przy nim �adnych metali? Przecie�... Ciekawe, mo�e to rozbitek? Ale nie,
to nie mo�liwe, �eby nie mia� przy
sobie �adnego wyposa�enia. Wysiad� ostro�nie z pojazdu i powoli, asekuruj�c si�
wysuni�t� do przodu broni�,
podszed� do le��cej postaci... * * * Przyciemnione �wiat�o w pokoju sekcji
medycznej, ciche pobrz�kiwanie automat�w
i rozb�yski na tablicy kontrolnej komputera pracuj�cego na pe�nych obrotach
uspokaja�y rozdygotane nerwy
Mallorye'go. - To nie mo�liwe, to jaki� idiotyczny sen! - mrucza� sam do siebie
- przecie� nie stwierdzono jeszcze
nigdy istnienia nawet �lad�w czego� takiego! Czyta� wydruki analiz przekazywane
przez komputer, skroba� si� po
g�owie i co chwile spogl�da� na st� medyczny, na kt�rym pod kloszem z pleksi
le�a� On. Automaty ci�gle analizowa�y
odczyty czujnik�w. Z ka�dym wynikiem wypluwanym przez komputer, szcz�ka
Mallory'ego opada�a ni�ej, a oczy
robi�y si� coraz bardziej okr�g�e. Wreszcie rzuci� wydruki na pod�og� i podszed�
z ob��dem w oczach do sto�u, na
kt�rym le�a� Obcy. * * * Mia� dok�adnie dwa i p� metra wzrostu, dwie pot�ne
r�ce, takie same, wspaniale umi�nione
nogi, ogromn� klatk� piersiow� i proporcjonalnie du�� g�ow�, mieszcz�c� m�zg,
kt�rego elektroencefalogram
przyprawi�by o zawa� najbardziej zahartowanego psychiatr�. Jake sam si�
wzruszy�, kiedy komputer poda�, �e IQ
Obcego wynosi ponad 300. Poza tym, Jego organizm nie r�ni� si� z grubsza od
przeci�tnego ludzkiego. Wszystko
wskazywa�o na to, �e pochodzi z planety o ci��eniu wi�kszym, ni� ziemskie.
Pot�na muskulatura i ko�ciec
wzbudzi�yby zazdro�� u ka�dego kulturysty. Jedynie wspania�y zarost, a w�a�ciwie
futro, pokrywaj�ce ca�e cia�o
Obcego, r�ni�o Go zewn�trznie od cz�owieka. Mallory prze�ywa� straszn� rozterk�
od momentu, kiedy Obcy znalaz�
si� na pok�adzie "Grubasa". Ju� dawno powinien zawiadomi� Centrum Kosmiczne
Imperium o swoim "znalezisku". A
ju� pod �adnym pozorem nie wolno mu by�o przeprowadza� bada� na w�asn� r�k�.
Pope�ni� zatem ju� dwa
wykroczenia, za kt�re mia� jak w banku do�ywocie w jakiej� kopalni uranu, gdzie
pi�� lat odsiadki znaczy�o w
praktyce najwy�ej trzy lata piek�a przed koszmarn� �mierci�. I, co najlepsze,
podj�� ju� decyzje pope�nienia trzeciego
wykroczenia, kt�re gwarantowa�o mu, w razie niepowodzenia, zako�czenie �ywota w
majestacie prawa natychmiast po
przybyciu w bardziej cywilizowane strony. Postanowi� Go obudzi�. Pok�adowy
translator rozgryz� jego j�zyk, po
analizie zawarto�ci jego pami�ci leksykalnej - jedynego miejsca w m�zgu, do
jakiego konstrukcja i �cis�e ograniczenia
w oprogramowaniu urz�dzenia pozwala�y mu dotrze�. Dzi�ki lekcji w hipnozie Jake
potrafi� ju� porozumiewa� si� w
j�zyku Obcego. Ba� si� strasznie tej rozmowy, tego ogromnego IQ, r�nicy
posiadanych przez nich poj��. Jednocze�nie
pali�a go ciekawo��, ciekawo�� �r�ca jak sumienie lub kac po pijackiej burdzie w
porcie. Nieokre�lone przeczucie
czego� wspania�ego, pomieszane z nadziej� i strachem spowodowa�y, �e Mallory
odczuwa� narastaj�cy b�l w skroniach
i nieprzeparte pragnienie. - Niech si� dzieje co ma si� dzia�! - powiedzia�
g�o�no i nakaza� automatom rozpocz�cie
procedury budzenia Obcego. * * * Siedzia� w sterowni. Na pulpicie sta�a otwarta
puszka piwa, o kt�rej zapomnia�,
oddaj�c si� sm�tnym rozmy�laniom o swoich k�opotach. Skaka� od marze� o jakiej�
nieokre�lonej awarii, kt�ra
rozwi�za�aby definitywnie jego doczesne k�opoty do nieokre�lonego l�ku przed
spotkaniem z Obcym. Przypomina�
sobie historie swojej rodziny i nie m�g� pozby� si� uporczywego prze�wiadczenia,
�e to si� musia�o tak sko�czy�, tym
bardziej, �e nie s�ysza�, nic o tym, �eby pozostawi� po sobie jakiego� potomka,
kt�remu mog�o si� co� takiego
przytrafi�. Jakby na spraw� nie popatrze�, z�o�liwa - co do tego nie mia�
�adnych w�tpliwo�ci - ch�� Pradziadka do
wpakowania swych potomk�w, a w szczeg�lno�ci jego osobi�cie, w k�opoty,
przynios�a nadspodziewanie dobry efekt.
Poczu� bardziej ni� us�ysza�, �e otwieraj� si� drzwi sterowni. Gigantyczna trema
�cisn�a go w do�ku. Odwr�ci� g�ow� i
zobaczy� wchodz�cego Obcego. Ten przyjrza� si� twarzy Jake'a a potem rozejrza�
si� po pomieszczeniu i zatrzyma�
wzrok na puszcze z piwem. Podszed� do pulpitu, wzi�� j� delikatnie do r�ki i
pow�cha�. Ekspertyza musia�a wypa��
pozytywnie, bo usiad� na s�siednim fotelu, poci�gn�� z puszki wielki �yk,
westchn�� pot�nie i os�upia�y Jake ujrza�, jak
zwr�con� ku niemu twarz rozci�ga najwspanialszy, jaki dotychczas widzia�,
u�miech zadowolenia... Kani�w, 1997 r.