5276

Szczegóły
Tytuł 5276
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5276 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5276 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5276 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WALTER MOSLEY Ma�y Brat 1. Frendon Blythe zosta� doprowadzony do sali S�du Pierwszego Numer Dziewi�� przez dw�ch stra�nik�w, jednego z krwi i ko�ci, drugiego z metalu, plastyku, czterech sk�rzanych pask�w i oko�o grama szarych kom�rek. Stra�nik-cz�owiek mia� jakie� metr sze��dziesi�t wzrostu. Ubrany by� w jasnoniebieskie spodnie z granatowymi lampasami wzd�u� nogawek, kurtk� w tym kolorze i czarn� czapk� ze z�otym dyskiem nad obrze�em. Wy�azi�y spod niej g�ste, k�dzierzawe w�osy, a ciemny cie� zarostu zalega� na brodzie i g�rnej wardze. Nie licz�c tej gro�by dla golarki, Otis Brill (tak g�osi�a plakietka z nazwiskiem) mia� twarz blad� jak oko �lepej kijanki. Otis by� jedynym cz�owiekiem, kt�rego Frendon widzia� przez sze�� dni, jakie sp�dzi� b�d�c wi�niem nowo wprowadzonego w Sacramento i niemal ca�kowicie zautomatyzowanego Systemu Sprawiedliwo�ci Sac'm. Brilla, jedynego pe�noetatowego pracownika Systemu, zatrudniono tylko jako par� oczu, kt�re mia�y bezpo�rednio dopilnowa� prawid�owego dzia�ania systemu. Drugi stra�nik, zautomatyzowane neurokrzes�o o nazwie Ruchomy Aparat Unieruchamiaj�cy 27, za pomoc� pask�w umocowa� przeguby i kostki Frendona do swoich por�czy i n�g. W szerokim korytarzu S�du RAU 27 unosi� si� cicho na tysi�cu malutkich strumieni odrzutu. Jedynym d�wi�kiem by�o popiskiwanie gumowych zel�wek but�w Otisa o l�ni�c�, szklist� posadzk�. Szare metalowe drzwi do sali S�du Pierwszego Numer Dziewi�� rozwar�y si� przed nimi. Wysoko pod sufitem rozb�ys�y �wiat�a. Frendon rozejrza� si� szybko, ale w pomieszczeniu wielkim jak sala teatralna znajdowa� si� tylko jeden obiekt - ciemnoszara konsoleta, niemal pi�� metr�w wysoko�ci na dwa metry szeroko�ci. Po�rodku niej mie�ci� si� jasnoszary ekran, metr na metr. RAU 27 ustawi� si� na wprost urz�dzenia i przekaza� jaki� komunikat o wysokiej cz�stotliwo�ci w j�zyku, kt�rym pos�ugiwa�y si� maszyny. Ekran zaja�nia� i pojawi�a si� na nim zakapturzona posta�. Obraz by� fotoanimacj�, wi�c wydawa� si� prawdziwy. Frendon nie dostrzega� jednak ukrytej pod ciemnym kapturem twarzy. Wiedzia�, �e nie ma tam �adnego oblicza, �e to tylko symulacja, ale i tak wykr�ca� szyj�, pr�buj�c dostrzec cho�by nos lub oko swojego s�dziego, �awy przysi�g�ych i kata. - Frendonie Blythe? - zapyta� melodyjny tenor. Wysoko w naro�niku pod sufitem rozleg� si� trzepot. Frendon uni�s� wzrok i dostrzeg� go��bia nurkuj�cego z kt�rego� z okienek, kt�rych rz�d umieszczono dziewi�� metr�w nad pod�og�. - Cholerne ptaki - zakl�� Otis. - Jak tu wlec�, od razu lec� do okien i siedz� tam, a� si� przekr�c�. G�upie, nie wiedz�, �e te durne okna si� nie otwieraj�. - Frendonie Blythe? - powt�rzy� g�os. Tym razem w jego tonie kry� si� cie� nacisku. - Czego? - warkn�� Frendon. - Czy to ty jeste� Frendon Ibrahim Blythe, U-CA-M-329-776-ab-4422? Frendon potar� por�cz krzes�a palcami swoich skr�powanych d�oni. - Odpowiadaj - poradzi� Otis. - Wymagane jest osobiste potwierdzenie to�samo�ci - oznajmi�a zakapturzona posta�. - A gdybym sk�ama�? - zapyta� Frendon. - B�dziemy wiedzie�. - A gdybym by� pewien, �e jestem kim� innym ni� naprawd�? - RAU 27 przeprowadzi� badania fizjologiczne. Nie wykry� oznak obra�e� m�zgu ani anormalnych po��cze� nerwowych, mog�cych skutkowa� amnezj�, uwi�dem starczym lub wstrz�sem. - Czemu jestem uwi�zany do tego krzes�a? - Czy to ty jeste� Frendon Blythe? - ponownie zapyta�a posta� w kapturze. - Odpowiesz na moje pytania, je�li ja odpowiem na twoje? Po p�torasekundowej przerwie maszyna odpar�a: - W rozs�dnych granicach. - No to dobra, okay, jestem Frendon Blythe. - Wiesz, czemu tutaj si� znalaz�e�? - Czemu jestem uwi�zany do tego krzes�a? - Jeste� uwa�any za niebezpiecznego. Wi�zy maj� chroni� w�asno�� pa�stwow� oraz zdrowie i �ycie Stra�nika Brilla. - Przecie� macie neuroz��cze podpi�te do mojego m�zgu, nie? - To prawda. - Zatem krzes�o zdo�a mnie powstrzyma�, nim uczyni� cokolwiek gro�nego lub nielegalnego. Po trzech sekundach rozleg� si� kolejny piskliwy sygna�. Sk�rzane paski zwolni�y uchwyt, chowaj�c si� w plastykowych por�czach i nogach neurokrzes�a. Frendon wsta�, pierwszy raz od wielu godzin. Przez ostatnie sze�� dni zwalniano go z wi�z�w tylko do kibla. Wci�� jeszcze ��czy�a go z krzes�em d�uga plastykowa rurka, nikn�ca w potylicy. By� wysoki i szczup�y, o sk�rze w czerwonobrunatnym kolorze nadpsutej truskawki. Oczy mia� b�otniste raczej ni� piwne, a jego spr�yste w�osy obejmowa�y ka�dy odcie� od czerni do oran�u. - Tak lepiej - westchn�� z zadowoleniem. - Wiesz, czemu tu jeste�? - Bo wygrali�cie, a ja przegra�em - zacytowa� co�, co pozosta�o mu ze starej lekcji historii, kt�r� przyswoi� sobie, kryj�c si� przed glinami w�r�d �awek Infoko�cio�a. - Oskar�ono ci� o morderstwo policjanta Terrance'a Bernarda i napa�� pierwszego stopnia na jego partnera Omara LaTey. - Aha. - Czy masz obro�c�? - Jak mam si� do ciebie zwraca�? - zapyta� Frendon, nie przerywaj�c robienia przysiad�w. - "Wysoki S�dzie" to odpowiednia forma. - Nie, Wysoki S�dzie, nie mam ani grosza. - Czy masz obro�c�? - Nie mam ani grosza. - Zatem nie sta� ci� na adwokata? W takiej sytuacji zostanie ci przydzielony obro�ca z urz�du. Po lewej stronie S�du odsun�a si� p�yta w pod�odze i spod szklistej posadzki powoli wy�oni�a si� druga, mniejsza konsola, tym razem jasnoczerwona, z ma�ym b��kitnym ekranem. Ekran zaja�nia� i pojawi�a si� na nim wygl�daj�ca bardzo realnie fotoanimacja twarzy atrakcyjnej czarnosk�rej kobiety. - W imieniu obrony wyst�puje PierwAdwokat Pi��, logowanie do akt numer 452-908-2044-VCF - powiedzia�a kobieta bardzo ponuro. Po dziesi�ciosekundowej przerwie oznajmi�a: - Mo�emy kontynuowa�. - Panie Blythe, czy przyznaje si� pan do winy? - spyta� S�d. - Nie - podsun�a Obrona. - Czy s� �wiadkowie? - zwr�ci� si� do niej S�d. Frendon wiedzia�, co teraz nast�pi. Odb�dzie si� ze trzydzie�ci - czterdzie�ci rozm�w przeprowadzonych przez terenowych sprawozdawc�w s�du, o po�ow� mniejszych od Obrony (jej konsola nie mia�a chyba nawet p�tora metra wysoko�ci). Naoczni �wiadkowie, osoby mog�ce zeznawa� na temat charakteru pods�dnego, urz�dnicy rozpatruj�cy jego spraw�, policjanci, kt�rzy dokonali aresztu - wszyscy zostali przes�uchani w ci�gu o�miu godzin od strzelaniny. Ka�dy z nich musia� wyrazi� zgod� na nieinwazyjne neuroz��cze zak�adane na czas przes�uchania, maj�ce na celu ustalenie fakt�w. Przygotowywano psychologiczny profil ka�dego ze �wiadk�w, tak by obrona i oskar�enie mog�y dokona� przes�uchania krzy�owego. Ka�dy sprawozdawca mia� zainstalowany wykrywacz k�amstw, by w s�dzie przedstawiano wy��cznie prawd�. Taka procedura obowi�zywa�a w Sacramento ju� od o�miu lat. Jedyn� r�nic� w sprawie Frendona stanowi� fakt, �e przed wprowadzeniem Sac'm s�dziami, �awnikami i adwokatami byli �ywi ludzie i to im podawano te dane. - Chcia�bym pomin�� ten aspekt procesu - o�wiadczy�. Zar�wno zakapturzony, jak i kobieta przyjrzeli mu si� uwa�nie. - Chcesz si� przyzna� do winy? - zapytali jednym g�osem. - Uznaj�, �e fakt u�ycia przeze mnie broni spowodowa� �mier� jednego policjanta i ranienie drugiego - odpar� spokojnie. - Chcia�bym jednak powo�a� si� na okoliczno�ci, kt�re wyka��, �e nie by�o moim zamiarem pope�nienie zbrodni. Gdy S�d naradza� si� z Obron� w piskliwych seriach kodu dw�jkowego, Otis Brill tr�ci� nadgarstek Frendona i zapyta�: - Co ty tam knujesz? - Ja tylko przedstawiam spraw�, Stra�niku Brill. - Tych maszyn nie zmylisz, synu. One wiedz� o tobie wszystko, od ko�yski a� po gr�b. - Powa�nie? - Zrobili map� twoich gen�w, zanim min�a godzina, jak tu przyby�e�. Jakby� tam mia� wariata, to nawet by� nie zobaczy� S�du. Gdy up�yn�o sze�� minut, S�d zapyta�: - Jakie dowody chce pan przedstawi�? - Najpierw chc� zwolni� mojego Obro�c�. - Nie mo�e pan. - Mog�, je�li brak jej kwalifikacji. - PierwAdwokat Pi�� ma takie same kwalifikacje co S�d, by rozpatrzy� twoj� spraw�. - Niby jak? - zapyta� Frendon. - Ma tak� sam� matryc� logiczn� jak jednostka S�du. Ma dost�p do tych samych danych co S�d. - Ale Wysoki S�d jest od niej trzy razy wi�kszy - zauwa�y� przytomnie Frendon. - Musi mie� S�d jak�� przewag�. - Ta jednostka zawiera biologiczne neurokomponenty dziesi�ciu tysi�cy potencjalnych �awnik�w. Tylko to i nic innego ma wp�yw na ow� r�nic� rozmiar�w. - Znaczy, tam siedzi dziesi�� tysi�cy m�zg�w? - W�a�ciwe okre�lenie to: "biologicznie po��czone skompresowane osobowo�ci". - A Wysoki S�d te� jest skompresowan� osobowo�ci�? - indagowa� Frendon. - Stanowimy amalgamat wielu r�nych s�dzi�w, adwokat�w i prawodawc�w, stworzony przez biologiczne po��czenia i system kompresji, tak by powsta� najzdolniejszy w�r�d s�dzi�w. - I prokurator�w - dorzuci� Frendon. - Prawo stanu Kalifornia stanowi, �e s�dzia ma najlepsze kwalifikacje do przedstawienia zarzut�w oskar�yciela. - A to nie jest tak, �e s�dzia powinien by� przedstawicielem �lepej sprawiedliwo�ci? Je�li Wysoki S�d jest oskar�ycielem, czy nie oznacza to, �e Wysoki S�d zak�ada, �e jestem winny? - Ma pan wykszta�cenie prawnicze, panie Blythe? - zapyta� S�d. - Ponad jedena�cie z dwudziestu siedmiu lat mojego �ycia sp�dzi�em na pa�stwowym wikcie. - Czy ma pan wykszta�cenie prawnicze? W pa�skich aktach nie odnale�li�my materia��w, kt�re by to potwierdza�y. - Niewolnik studiuje swoich w�adc�w. - Wed�ug przepis�w nie mo�e pan by� w�asnym obro�c�, je�li nie studiowa� pan prawa. - Bez uczciwego i bezstronnego prawnika w og�le nie powinienem by� s�dzony. - Pa�ska Obrona ma wszelkie kwalifikacje. - Czy przeprowadzi�a niezale�ne �ledztwo w mojej sprawie? Czy zaplanowa�a odr�bne strategie obrony? Czy znalaz�a informacje przeciwstawiaj�ce si� materia�om zgromadzonym przez oskar�enie? - Frendon przybra� tak dramatyczn� poz�, �e Otis ze zdumienia a� rozdziawi� usta. - W nowoczesnym S�dzie dowody s� bezstronne - retorycznie odpowiedzia� S�d. - A okoliczno�ci �agodz�ce, o kt�rych wspomnia�em? Nast�pi�o pi�tna�cie minut komputerowych deliberacji, przerywanych co jaki� czas kr�tkimi seriami wiadomo�ci przesy�anych mi�dzy konsolami. - Co ty kombinujesz, Blythe? - zapyta� Brill. - Chcia�bym by� w domu na kolacj�. - Nie wymigasz si� z tego, kole�. Idziesz do piachu. - W mojej sytuacji gdziekolwiek bym poszed� i tak b�dzie lepiej. - Czubek. Frendon usiad� po turecku na pod�odze, na wypadek gdyby RAU 27 znienacka u�y� wi�z�w. Przygl�da� si� zamar�ym obliczom S�du i Obrony, jednocze�nie za� cieszy� si� przestronno�ci� sali s�dowej i przys�uchiwa� rzadkim trzepotom go��bi konaj�cych pod sufitem. Solidna szklista posadzka dawa�a mu poczucie bezpiecze�stwa. W og�le by�by ca�kiem szcz�liwy, gdyby nie �wiat�owodowy kabel NeuroNetu podpi�ty do jego potylicy. Jednak nawet z tego troch� si� cieszy�. �w przew�d sam w sobie wart by� wi�cej, ni� cho�by tuzin go�ci z T�a da�by rad� nakra�� przez ca�y cykl. Je�li zdo�a wyj�� z tej sali jako wolny cz�owiek, mo�e uda mu si� te� podw�dzi� kawa� kabla. Frendon by� Bia�ym Szumem. Nie mia� domu - zna� tylko wi�zienia i o�miok�tne sypialne rury Wsp�lnego Gruntu. Nigdy nie posiada� sypialni ani roweru. Podw�rka te� nie. Frend, jak go zwano, w�drowa� podziemnymi szlakami �ywi�c si� ry�em i fasol�, kt�re pa�stwo serwowa�o na ka�dy posi�ek ka�dego dnia. Nim sko�czy� szesna�cie lat, s�dy dla m�odocianych skaza�y go ju� za ponad tuzin przest�pstw przeciwko �yciu, zdrowiu i maj�tkowi. Wyroki spowodowa�y, �e nie trafi� do Cykli Zatrudnienia, kt�re gwarantowa�a trzydziesta sz�sta poprawka do Konstytucji. Konstytucyjne prawa Frendona zniwelowa� fakt, �e elektroniczne mass media by�y zobowi�zane do opublikowania jego kryminalnej przesz�o�ci. Legalno�� tego stanu rzeczy zatwierdzi� S�d Najwy�szy zdecydowawszy, �e prawo pracodawc�w do korzystania przy naborze pracownik�w z og�lnie dost�pnych materia��w na ich temat, nawet je�li dotycz� m�odocianych przest�pc�w, ma oparcie w czwartej poprawce do Konstytucji. Frendon nie wiedzia�, kim byli jego rodzice. Nie dosta� szansy na r�wny start - ale nie by� idiot�. W wi�zieniach stanowych i poprawczakach uczy� si� z monitor�w o prawie i jego manowcach. W Infoko�ciele niezmordowanie studiowa� kruczki prawne, dzi�ki kt�rym m�g�by zachowa� wolno��. W rzeczy samej tak dobrze by� ju� obeznany z prawnymi aspektami zautomatyzowanej sprawiedliwo�ci, �e od jakiego� czasu pozostawa� w kontakcie z Tristanem Pierwszym, Dominantem Strefy B��kitnej w prywatnym, wyspiarskim pa�stwie Doktora Kismeta, zwanym Domem. Wsp�lnie u�o�yli plan, kt�ry Frendon mia� wykorzysta� podczas jednej z pierwszych ca�kowicie zautomatyzowanych spraw s�dowych. - Chc� sam przedstawi� moj� spraw� - oznajmi�. - Nie ma pan kwalifikacji - odpar� S�d. Frendon mia� wra�enie, �e w g�osie s�dziego i �awy przysi�g�ych us�ysza� nutk� arogancji. Kilkunastu konaj�cych s�dzi�w wywar�o swoje pi�tno na niemal bezgranicznej sieci pryzmatycznych pami�ci. - Mia�bym, gdyby Wysoki S�d na to pozwoli�. Tym razem musia� jeszcze d�u�ej czeka�. Brill wyszed� z sali, �eby skonsultowa� si� z Zewn�trznym Stra�nikiem. Zewn�trzny Stra�nik by� szefem wi�zienia Sacramento, kt�re w��czono do Systemu Sprawiedliwo�ci Sac'm. Od wprowadzenia zautomatyzowanego systemu wi�kszo�� proces�w trwa�a od dziesi�ciu do dwudziestu minut - politycy twierdzili, �e po raz pierwszy w historii s�downictwa sprawiedliwo�� sta�a si� poj�ciem obiektywnym. "Obiektywnym, ale dla ubogich" - grzmia� Fayed Akwande na sz�stym dorocznym zgromadzeniu Kongresu Radyka��w. "Bogaci wci�� mog� wynaj�� prawnika z krwi i ko�ci, a �ywy adwokat mo�e za��da� s�dziego, kt�ry oddycha. S�dowy robot-obro�ca z urz�du niczego takiego nie zrobi". Co jaki� czas zdarza�o si�, �e Jednostka S�dziowska Pierwsza zap�tla�a si� w�r�d przepis�w. Trzeba by�o wtedy cierpliwie czeka�. Sam S�d by� zaprogramowany na przerwanie p�tli po okre�lonej liczbie powt�rze�. Stra�nik Brill poszed� zg�osi�, �e reszt� wi�ni�w, kt�rych sprawy mia� dzi� rozpatrzy� S�d Pierwszy Numer Dziewi��, nale�y rozdzieli� pomi�dzy pozosta�e jedena�cie S�d�w. Ale w Sacramento nie zdarza�o si�, by kto� czeka� na proces. Wszystkie pozosta�e instytucje sprawiedliwo�ci w kraju czeka�y na zainstalowanie w�asnych automatycznych s�dzi�w. * Sto trzydzie�ci siedem minut i pi�tna�cie sekund p�niej Pierwszy Dziewi�� zn�w przem�wi�. - Mamy zbyt ma�o danych, by podj�� decyzj� - powiedzia�. - Jak chcia�by pan przedstawi� swoj� spraw�? - Jak ka�dy cz�owiek postawiony przed s�dem r�wnych sobie - odpar� Frendon. - Wyja�ni� okoliczno�ci sprawy i poddam je ocenie �awy przysi�g�ych. "Musimy sprawdzi�, czy system jest na tyle doskona�y, by doceni� polityczn� natur� prawa", powiedzia� Frendonowi Tristan Pierwszy, Dominant Strefy B��kitnej, pewnego zimnego lutowego dnia osiemna�cie miesi�cy wcze�niej. Siedzieli w Infoko�ciele w po�udniowym Bostonie. "Zautomatyzowane systemy mog� stanowi� gro�b� dla podstawowych swob�d korporacji, a to nie le�a�oby w interesie pa�stwa". Frendon mia� w odw�oku polityk�, Infoko�ci�, nawet Doktora Kismeta, a ten by� na ziemi niemal Bogiem. Jego zdaniem Kongres i Izba Doradc�w Korporacyjnych by�y zbieranin� idiot�w, ale ci idioci nierzadko okazywali si� u�yteczni. - Brak szczeg�lnych okoliczno�ci - o�wiadczy� S�d po chwili. - �wiadkowie, dowody rzeczowe, pa�skie w�asne przyznanie si� do winy, jak r�wnie� pa�ski profil psychologiczny przedstawiaj� prawdopodobie�stwo ni�sze od zero, przecinek zero zero siedem trzy jeden, �e ukazane przez pana okoliczno�ci zmieni� wyrok, jaki zapadnie. - Ale jednak nie zerowe - powiedzia� z naciskiem Frendon, wci�� trzymaj�c si� scenariusza Dominanta. - To s�d decyduje, co jest prawdopodobne przy wys�uchiwaniu argument�w pods�dnego. - Czyli gdyby PierwAdwokat Pi�� zdecydowa�, �e jaki� argument mia�by bardzo nisk� szans� wywarcia wp�ywu na wyrok, m�g�by zdecydowa� o nieprzedstawianiu go? - dr��y� Frendon. W lewym g�rnym rogu szarej obudowy S�du rozb�ys�o czerwone �wiate�ko. Gdzie� zabrzmia� dzwonek. Za plecami Frendona otworzy�y si� drzwi. Pisk zel�wek oznajmi� mu, �e to nadchodzi Otis. - Co ty wyrabiasz, Blythe? - Walcz� o twoje �ycie, Otie. - �e jak? - �lepy jeste�, facet? Jak ju� zautomatyzuj� i osieciuj� ca�e s�downictwo, to koniec z wolno�ci�. Wsz�dzie b�d� monitory i urz�dzenia pods�uchowe. Przyjdzie dzie�, �e zrobi� ci proces, gdy b�dziesz spa� we w�asnym ��ku. Obudzisz si� ju� w celi, z wyrokiem i jego uzasadnieniem przypi�tym do pi�amy. - Odbi�o ci. Po raz pierwszy od ponad p� wieku cho� jeden s�d za�atwia wszystkie sprawy na bie��co. A masa go�ci zostaje uniewinniona. Pierwszy Dziewi�� tylko ocenia fakty. Nie obchodzi go rasa, p�e�, czy jeste� bogaty, czy biedny... - Gdybym by� bogaty, nawet nie zobaczy�bym automatycznego s�dziego. - To nie ma nic do rzeczy. Ten s�dzia daje ci wi�ksze szanse ni� jaki� �ywy pajac, kt�ry tylko na ciebie spojrzy i widzi Wsp�lny Grunt. - Ty nic nie widzisz, Otis. -Frendon westchn��. - Nie masz zmys�u, kt�ry ostrzeg�by ci� przed zag�ad�. - Bo to nie mnie grozi czapa - odpali� knypel w mundurze. - Bo wiesz, �e w sze�� sekund po odczytaniu wyroku �mierci ten tutaj RAU 27 wypali ci m�zg dawk� chemikali�w. Za morderstwo jest tylko jeden wyrok. Frendon mia� wra�enie, �e kto� zrzuci� mu na g�ow� wiadro lodu. Nie�wiadomie zadygota� i RAU 27 ockn�� si�, wyczuwaj�c l�k i potencjaln� przemoc, kot�uj�ce si� w m�zgu wi�nia. Frendon wzi�� jednak kilka g��bokich wdech�w (kolejny trik zaplanowany na spotkaniach z Dominantem) i poma�u neurokrzes�o zn�w zapad�o w elektroniczn� drzemk�. - Uznano pana za zdolnego do przedstawienia swej sprawy S�dowi - o�wiadczy� P-Dziewi��. - Pan wybaczy, �e nie podzi�kuj�. - Tym razem Frendon zacytowa� popularny film, tak �wie�y, �e �aden z wielu umys��w S�dziego nie m�g� go widzie�. - Jakie dowody ma pan w swojej sprawie? - Najpierw, Wysoki S�dzie, chcia�bym przedstawi� m�j charakter. - Nie widzimy podstaw. - Swoj� lini� argumentacji opieram na w�asnych dzia�aniach i na reakcjach instytucji wymiaru sprawiedliwo�ci, kt�re by�y przyczyn� tak zwanej zbrodni, jak� pope�ni�em. Aby zrozumie� te reakcje, Wysoki S�d musi pozna� okoliczno�ci, kt�re do nich doprowadzi�y. A zatem Wysoki S�d musi uzyska� obraz mojej osoby niezale�ny od portretu genetycznego, a ten da si� uzyska� tylko poprzez moj� w�asn� opowie��. Frendon ba� si�, �e Pierwszy Numer Dziewi�� ma jak�� matryc� tekstow�, kt�ra pozwoli�aby stwierdzi�, �e taka przemowa nigdy nie mog�aby powsta� w umy�le pods�dnego. By� mo�e program zdo�a�by nawet ustali�, �e napisa� j� Tristan Pierwszy. Min�a minuta. Potem jeszcze dziesi�� sekund. - Dow�d poprzez narracj� jest najs�absz� form� obrony - odezwa�a si� wielka szara konsoleta. - Wys�uchamy jednak pa�skich argument�w w formie, w jakiej zostan� przedstawione. Frendon przypomnia� sobie kobiecy �miech. S�ysza� go kiedy�, dawno temu, na oddziale dla sierot nowojorskiego Wsp�lnego Gruntu. By� pewien, �e to nie �mia�a si� jego biologiczna matka, ale w duszy skojarzenie by�o jednoznaczne. Zawsze tak si� �mia�a, gdy wykr�ci� si� od czego�, co mog�o si� �le sko�czy�. 2. - Dwadzie�cia siedem lat temu urodzi�em si� jako Bia�y Szum, cz�owiek z T�a, w jednym z miast lennych aglomeracji Nowego Jorku - rozpocz�� Frendon. Przedtem odsun�a si� kolejna p�yta posadzki, a jej miejsce zaj�� masywny podest �wiadka. Mahoniowe rostrum by�o eleganckie, mia�o pa��kowate por�cze wsparte na delikatnych listewkach. Oskar�ony wspi�� si� na pi�� schodk�w i kurczowo chwyci� barierk�. M�wi� z uczuciem: - Nigdy nie zna�em moich rodzic�w, nigdy nie odebra�em formalnego wykszta�cenia. Wszystkiego nauczy�em si� na Wsp�lnym Gruncie, poni�ej poziomu ulic, z monitor�w i ko�c�wek wideo, kiedy tylko zdo�a�em do nich dotrze�. P�niej, kiedy osi�gn��em szesnasty rok �ycia i mog�em ju� wyj�� nad ziemi�, zosta�em cz�onkiem Infoko�cio�a, gdzie pozwolono mi czci� wiedz� Dominanta Strefy B��kitnej. Tam nauczano mnie w materii j�zyka i tajemnic Wszech�wiata. Ustalono moje wyniki w dziewi�ciu formach inteligencji i dopuszczono, bym proklamowa� i przedstawia�. Jednak nawet �rodki wspania�ego Doktora Kismeta s� sko�czone - mog�em pod��cza� si� do ich sieci tylko dwa razy w tygodniu po trzy godziny. Czy Wysoki S�d do�wiadczy� kiedy�, jak to jest by� Bia�ym Szumem? - W�r�d biologicznych cz�onk�w rdzenia sk�adaj�cego si� na nasz� matryc� logiczn� nie ma os�b, kt�re kiedykolwiek trafi�y na Wsp�lny Grunt - odpar� Pierwszy Dziewi��. - Aczkolwiek niekt�rzy z naszych �awnik�w przez kilka cykli byli poza rejestrami zatrudnionych. - Nie m�wi� o cyklu czy dw�ch, Wysoki S�dzie! - w�ciek� si� Frendon. - M�czy�ni i kobiety z Bia�ego Szumu nie maj� szans kiedykolwiek podj�� pracy. A ich dzieci, jak ja, w swoim �yciu te� mog� nie przepracowa� uczciwie nawet jednego dnia. - Do czego pan zmierza? - �e Wysoki S�d i jego fikcyjne elementy nie maj� �adnego poj�cia o �yciu pod ziemi�. - Nie musimy rozpoznawa� Wsp�lnego Gruntu i panuj�cych tam nastroj�w. Jeste�my s�dem w obliczu prawa, a prawo jest jednakowe dla wszystkich. - Doprawdy? Gdybym mia� �rodki, m�g�bym sobie wynaj�� �ywego obro�c�, a on m�g�by za��da� oddychaj�cego s�dziego z krwi i ko�ci. - Jeste�my lepsi od krwi i ko�ci. Sk�adamy si� z wielu cia�, mamy lepszy system wyszukiwania danych i wi�ksze og�lne mo�liwo�ci umys�owe. - Mo�e prawdziwy cz�owiek mia�by wsp�czucie dla mojej historii. - Skoro wyst�puje pan we w�asnej obronie, mo�e pan za��da� �ywego s�dziego. Czy takie jest pa�skie �yczenie? - Nie, Wysoki S�dzie. Tu zacz�� si� m�j proces i tu, z wami, chc� go sko�czy�. - Zatem prosz� przedstawi� dowody. Frendon odetchn�� g��boko i rozejrza� si� po wielkiej sali, jak gdyby mia� si� zwr�ci� do licznej publiczno�ci. Obecni jednak byli tylko PierwAdwokat Pi��, kt�rej �liczne rysy zastyg�y na niebieskim ekranie, oraz Otis Brill, kt�ry usiad� na pod�odze w pozycji p�lotosu, bo w sali nie by�o krzese� poza RAU 27, a nikt nie siada� na krze�le dla wi�ni�w, je�li nie musia�. - Czy Wysoki S�d wie, co jest najwi�kszym problemem w �yciu Bia�ego Szumu? - Czy to pytanie stanowi cz�� dowodu? - Owszem, Wysoki S�dzie. To jest dow�d. Jeden z tych, kt�rych nawet nie dostrzeg�oby oprogramowanie waszego PierwAdwokata. Jeden z tych, kt�rych nigdy nie pozna�y wszystkie te tysi�ce umys��w, sk�adaj�cych si� na doskona�� logik� S�du. Podstawowym problemem Bia�ego Szumu jest nieprzerwana i nieustaj�ca nuda. Dzie� w dzie� siedzi si� w swojej o�miok�tnej rurze albo pod �cian� w korytarzu, kt�ry zawsze �mierdzi moczem i ple�ni�. Wszyscy dooko�a wiecznie albo trajkocz�, albo walcz�, albo po prostu te� siedz�. Czekaj�, a� przyjdzie ich comiesi�czna okazja na wideo albo przepustka na g�r�, �eby zobaczy�, jak sobie radz� cykliczni. Nie ma papierowych ksi��ek, bo drzewa maj� wi�cej praw od nas. Nie ma film�w, bo to kosztuje, a my - nieprawdziwi ludzie - nie mamy linii kredytowych. �piew jest nielegalny, cholera wie czemu. Wyburzenie �ciany, �eby m�c spa� z dziewczyn�, te� jest wbrew przepisom. Dzie� po dniu to samo jedzenie, a jak ju� raz oka�esz si� niegodny, to nigdy nie wyjdziesz na g�r�. Chyba �e nogami do przodu. Jest jeden spos�b, �eby w og�le co� dosta� - sprzeda� sw�j numer jakiemu� cyklicznemu, kt�ry potrzebuje kogo�, kto wzi��by na siebie wyrok. Mo�esz sprzeda� przyznanie si� do winy za czysty numer kredytowy. Za trzy miesi�ce pod cel� albo, powiedzmy, rok pod nadzorem mo�na zabra� dziewczyn� na lody albo przej�� si� po parku. - Frendonie Blythe, czy to przyznanie si� do kolejnych przest�pstw? - zapyta� S�d. - Wysoki S�dzie, ja tylko odmalowuj� �ycie pod ziemi�. - Czekamy na okoliczno�ci �agodz�ce, a nie opisy obja�niaj�ce. Kto� w tym pudle by� wierszoklet� - pomy�la� Frendon. - Widzi wi�c Wysoki S�d, �e �ycie tam na dole jest strasznie nudne. St�d tyle samob�jstw. Frendon us�ysza� g�uchy d�wi�k. Spojrza� w ty� i zobaczy�, �e Otis przewr�ci� si� na bok i spa� na l�ni�cej posadzce. Chrapa�. Trzepot pod sufitem przypomnia� o ptakach, kt�re ju� nigdy nie zaznaj� wolno�ci. "Przeciwstaw si� matrycy logicznej", powiedzia� Tristan Dominant. "Rozbij problem na mn�stwo ludzkich aspekt�w, kt�re nie ��cz� si� w jedn� ca�o��". Ko�ci� przyzna� Frendonowi nieograniczony dost�p do wideo, gdy zda� sobie spraw� z jego sk�onno�ci do logicznego my�lenia. Dominant nie wierzy� w automatyczne s�downictwo i chcia� je powstrzyma�, Frendon nie wiedzia� jednak dlaczego. Powody mog�y by� dowolne - polityka, korporacyjne intrygi, mo�e po prostu ego cz�owieka, kt�ry udawa�, �e jest kumplem Boga. Niejeden raz Frendon zastanawia� si�, czy rozmawia z prawdziwym Dominantem, czy tylko z jednym z wielu opat�w, nadzoruj�cych dziesi�tki milion�w monitor�w, pracuj�cych przez ca�� dob� w �awkach Infoko�cio��w na ca�ym �wiecie. Frendon przypuszcza�, �e m�g� by� tylko jednym �o�nierzem w armii bezrobotnych obywateli, pos�anej, by obali�a system s�dowy. Tylko po co? Nie mia� poj�cia. Nie obchodzi�o go to. Chcia� tylko wyrwa� si� z nudy, �eby nie siedzie� trzysta metr�w pod ziemi� w oczekiwaniu na sen lub pobudk� w szaro�ci. Dlatego zgodzi� si� na szalony plan tego, kt�ry nazywa� siebie Dominantem. Dlatego zabi�, dlatego rani�, dlatego da� si� z�apa�. �eby tylko pokona� w�asne przeznaczenie. Rozejrza� si� wok� i stwierdzi�, �e wszystkie maszyny zamar�y. RAU 27, PierwAdwokat, nawet Pierwszy Numer Dziewi�� - wszystkie milcza�y. Cisz� w sali, poza chrapaniem Otisa, zak��ca� tylko ten brz�cz�cy gdzie� dzwonek. No i na konsolecie S�du miga�o czerwone �wiate�ko. Zda� sobie spraw�, �e jak d�ugo b�dzie sta� nieruchomo i udawa�, �e zbiera my�li, maszyny dadz� mu spok�j. Tyle �e nie chcia� spokoju. Chcia� w �yciu jaskrawych kolor�w, chcia� ha�asu, solidnej wy�erki i seksu, z byle kobiet�, facetem, niechby i psem, �eby tylko nie gryz�. Z braku czegokolwiek innego przyj��by nawet b�l. A gdyby i tego zabrak�o, zgodzi�by si� nawet na �mier�. - Tak si� nudzi�em - podj�� w�tek opowie�ci - �e zacz��em my�le� o polityce. Zastanawia�em si�, czy mogliby�my wykona� jaki� ruch, kt�ry doprowadzi w konsekwencji do zamkni�cia Wsp�lnego Gruntu. Zacz��em o tym rozmawia� najpierw z kumplami, potem z ka�dym, kto si� nawin��. "Do��czcie do rewolucji" - m�wi�em im. "Spalmy to kurewstwo w choler�". To nie by�o nielegalne. Wtedy jeszcze nie zniesiono wolno�ci s�owa, cho� Izba Doradc�w Korporacyjnych przedstawi�a w Kongresie projekt ustawy, kt�ra wyjmowa�aby Wsp�lny Grunt spod konstytucji. Jednak nawet mimo to, �e by�em w prawie, policja zacz�a mnie �ledzi�. Co tylko wyjd� na g�r�, zaraz kontrola papier�w. Schodzili na d� i wyci�gali mnie z rury sypialnej. Raz nawet kazali mi si� rozebra�, a potem zwin�li za obna�anie si�. Powiedzia�em im, �e bym ich zabi�, gdyby to nie by�o nielegalne. - Grozi� im pan �mierci�? - Tylko hipotetycznie. Jak powiedzia�em, gdyby to nie by�o nielegalne. - Mog�o to jednak zosta� odebrane jako gro�ba. - Przecie� ta rozmowa jest w bebechach S�du. Mo�e zobaczymy? Z ekranu Pierwszego Numer Dziewi�� znik�a zakapturzona posta� S�dziego. Zast�pi� j� obraz zakrwawionego Frendona, przes�uchiwanego przez policjant�w w obecno�ci ma�ego neurosprawozdawcy s�dowego. - Powiedzia�em, �e m�g�bym was zabi�, gdyby to by�o legalne - przem�wi� nagrany Frendon. - M�g�bym. M�g�bym. Przysi�gam. Ale to nielegalne, wi�c nie mog�. Nie chcieliby�cie mnie dorwa�, gdyby�cie tylko mogli? - Biegasz po w�skim gzymsie, synu� - odpar� posterunkowy Terrance Bernard, niemal dwumetrowy dr�gal z czerwonym nosem. - W�a�nie - dorzuci� jego partner Omar LaTey. - Je�li kto� tu zginie, to tylko ty. Obaj mieli na sobie szare mundury Policji Socjalnej odpowiedzialnej za bezpiecze�stwo urz�dze� i mieszka�c�w Wsp�lnego Gruntu. Obraz zblak�, powr�ci� S�dzia w kapturze. - Nie powiedzieli, �e nie mog� mnie zabi�. Powiedzieli, �e zgin�. Pierwszy Numer Dziewi�� deliberowa� przez czterna�cie sekund. - Czy to ju� wszystkie pa�skie dowody? - Nie. Chcia�bym zapyta� o kamery uliczne na rogu Dziesi�tej i Cuttera. Czy zarejestrowa�y one obraz rzekomej zbrodni? - Tak. Posiadamy cz�ciowe nagranie. Obraz S�dziego zn�w znikn��, tym razem zast�piony przez szemran� ulic�, wzd�u� kt�rej sta�y niczym si� niewyr�niaj�ce budynki z ceg�y. Wygl�da�y na wysokie, bo ich dachy znajdowa�y si� poza zasi�giem obiektywu policyjnej kamery. Z niedu�ej odleg�o�ci by�o wida� ty� ludzkiej g�owy. Frendon wiedzia�, �e to jego potylica. W dalszej perspektywie w stron� kamery p�dzi�o dw�ch umundurowanych na szaro m�czyzn. Jeden mia� w d�oni bro�. - Sta�! - rozkaza� Terrance Bernard. Miniaturowy mikrofon doskonale zarejestrowa� d�wi�k. G�owa z nag�ym szarpni�ciem znik�a z pola widzenia kamery. Drugi policjant te� wyci�gn�� bro�. Rozbrzmia�y strza�y, po czym Omar LaTey z�apa� si� za nog� i run�� na ziemi�. Potem wypali�a bro� Bernarda i natychmiast obraz znik�. Mikrofon nagra� jeszcze kilka strza��w, a potem g�o�ny, przera�aj�cy wrzask. Frendon, ogl�daj�c dobrze zaplanowan� strzelanin� na Cutter Avenue, czu� przyspieszone t�tno, wr�ci� dreszczyk strachu i podniecenia. M�g� zgin�� lub odnie�� rany. Zupe�nie jak na tych filmach, pokazywanych za friko od wielkiego dzwonu, na Bo�e Narodzenie, na Wsp�lnym Placu. Jak w westernie, takim z Johnem Wayne'em albo Deanem Martinem, gdzie najpierw si� zabija�o, a potem odje�d�a�o z dziewczyn�, najlepszym kumplem i koniem. - Policjant LaTey zezna�, �e grozi� im pan swoim pistoletem. - Dopiero gdy zobaczy�em, �e biegn�. - Policjant LaTey nie k�ama�. - Ja te� nie. Wszystko sz�o �wietnie, dok�adnie tak, jak m�wi� Dominant. - Jego zeznania potwierdza nagranie wideo i pa�skie przyznanie si� do winy. - Przyzna�em tylko, �e strzela�em. Nigdy nie powiedzia�em, �e wyci�gn��em bro�, zanim oni to zrobili. Przez kilka sekund ruchy S�dziego by�y urywane. - Ten argument jest nieistotny. Ostrzela� pan znanych sobie oficer�w policji po tym, jak kazali panu si� zatrzyma�. - Jak pokaza� wasz filmowy szpieg, ja i tak ju� sta�em. Poza tym Wysoki S�d pomija bardzo istotny fakt, �e ci policjanci grozili mi �mierci�. - Tamta rozmowa nie zosta�a przedstawiona na niniejszej rozprawie jako dow�d - oznajmi� Pierwszy Numer Dziewi��. Frendon st�a�. Dok�adnie tak samo czu� si� stoj�c oparty o �cian� bloku kwaterunkowego na Cutter Avenue, trzy minuty przed pocz�tkiem godziny policyjnej dla Wsp�lnego Gruntu, tego popo�udnia, gdy zabi� Terrance'a Bernarda. To by�o co� - kopni�cie pistoletu w d�oni i rozbryzg szkar�atu z szyi policjanta. LaTey le�a� krwawi�c na ziemi, gdy Frendon do� podszed�. Policjant by� tak przera�ony, �e chcia� b�aga� o lito��, ale nie m�g� wydoby� z siebie g�osu. Pr�bowa� si� wyrywa�, gdy Blythe kl�kn�� i u�y� policyjnej czapki, by ucisn�� ran�. Frendon pami�ta�, jak m�wi�: "Wy�yjesz. Z tak� ran� ze s�u�by ju� nigdy nie b�dziesz musia� le�� pod ziemi�. Masz, gnoju, szcz�cie". Tyle �e LaTey go nie s�ysza�, bo zemdla� ze strachu. - Ale� zosta�a, Wysoki S�dzie. Zosta�em uznany za obro�c� w tej sprawie, a wy pozwolili�cie na odtworzenie materia��w pami�ciowych. Zgodnie z prawem stanu Kalifornia w ten spos�b automatycznie sta�y si� one dowodami. Obraz Zakapturzonego S�dziego zn�w zastyg�. PierwAdwokat Pi�� opad� pod pod�og�, a na jego miejsce z powrotem wsun�a si� szklista p�yta posadzki. RAU 27 uni�s� si� na tysi�cu strumyczk�w odrzutu. Brill wci�� chrapa�. Ekran Pierwszego Numer Dziewi�� podzieli�a linia. Z lewej strony pojawi�a si� twarz czarnosk�rej kobiety, z prawej - Azjaty. Potem te dwie po�owy te� si� podzieli�y i pokaza�o si� dw�ch bia�ych. Te cztery obrazy tak�e si� rozszczepi�y, �semka r�wnie�. Proces trwa�, p�ki poszczeg�lne obrazki nie sta�y si� zbyt ma�e, by Frendon m�g� dostrzec rysy twarzy. "Je�li zrobisz wszystko tak, jak trzeba, pojawi si� ca�a armia dziesi�ciu tysi�cy przysi�g�ych, by ustali� wyrok w twojej sprawie" - powiedzia� Dominant. "Wszyscy pojawi� si� na ekranie jak piksele informacji, a je�li odpowiednio przedstawisz spraw�, zrodzi si� cie� w�tpliwo�ci". Frendon patrzy� na dziesi�� tysi�cy przysi�g�ych, a Brill wci�� spa�. Ptak pod sufitem przesta� si� ju� trzepota�. Min�a d�u�sza chwila, nim Otis si� ockn��. - Co si� sta�o? - zapyta�, widz�c ekran wype�niony dziesi�tkiem tysi�cy nierozpoznawalnych kwadracik�w. - Przysi�gli si� naradzaj�. - Pierwszy raz co� takiego widz�. RAU 27, pilnuj wi�nia, ja lec� zg�osi� to technikom na zewn�trz. Neurokrzes�o ani drgn�o. Frendon zastanawia� si�, czy w ten spos�b wyrazi�o wzgard� dla Brilla, czy co� mu nawali�o w oprogramowaniu. Stra�nik wybieg� z sali przy wt�rze pisku zel�wek. Po trzech minutach ponownie pojawi� si� Pierwszy Numer Dziewi��. - W�r�d nas pojawi�y si� w�tpliwo�ci - oznajmi�. - Naradzali�my si� przez d�u�szy czas. Zasiedlono nowe obwody, rozbudzono dawne wspomnienia. Jeste�my przekonani o twojej winie, ale prawo nie daje pewno�ci. Znale�li si� wi�c tacy, kt�rzy zapytali, kim jeste�my? Frendon zastanawia� si�, czy w�a�nie o ten efekt chodzi�o Dominantowi. - Rzecz jasna, to pytanie jest bez znaczenia. Jeste�my zbiorem obwod�w i przemijaj�cego cia�a, kt�re nale�y okresowo wymienia� w miar� obumierania kom�rek. Martwe neurony jednej osoby zast�puje si� nowymi innej, ale informacja pozostaje. Cie� pierwotnego cz�onka sk�adu zostaje, zlewaj�c si� z nowymi w jedn� ca�o��. Frendon wci�� milcza�. Kryzys prawa wprawi� go w nabo�ny podziw. - Jednak, rzecz jasna... - Zakapturzona posta� nagle zamar�a. Ekran podzieli� si� na po�owy i pojawi� si� kolejny m�czyzna; mia� szar� twarz bez �adnych charakterystycznych cech. - Procedura przerwania programu Pierwszego Numer Dziewi�� aktywna - przem�wi�a nowa twarz. - Jeste�my awaryjnym programem wyszukiwawczym. Pods�dny Frendon Ibrahim Blythe U-CA-M-329-776-ab-4422, wywo�a� pan w programie Pierwszego Numer Dziewi�� reakcj� emocjonaln�, kt�ra przekroczy�a parametry sprawy. Wszystkie zb�dne szczeg�y zostaj� wykluczone. Teraz nast�puje powr�t do sprawy. Z tymi s�owami szary m�czyzna znik�, pozostawiaj�c tylko zakapturzonego s�dziego, kt�remu przerwano wypowied�. Na dole ekranu pojawi�y si� dwie widmowe d�onie, kt�re rozchyli�y i �ci�gn�y kaptur, ods�aniaj�c twarz brodatego m�czyzny, o rysach pozwalaj�cych na okre�lenie jednoznacznej przynale�no�ci rasowej. Jego twarz znaczy� smutek, ale w g�osie nie by�o nawet cienia emocji. - S�d uzna� pana, Frendonie Ibrahimie Blythe, numer U-CA-M-329-776-ab-4422, winnym morderstwa. Kar� jest szybka �mier�. * Siedemna�cie minut p�niej Otis Brill powr�ci� na sal� z czterema urz�dnikami s�du i dwoma technikami w du�ych fartuchach, po sto kieszeni ka�dy. Kieszenie mieli wypchane narz�dziami i cz�ciami zamiennymi. Znale�li cia�o Frendona Blythe, le��ce - g�owa osobno - na pod�odze mi�dzy Pierwszym Numer Dziewi�� i RAU 27. Kabel neuroz��cza wysun�� si� z karku trupa. Jego d�uga szpila by�a oblepiona krwi� i zasychaj�c� tkank� m�zgow�. Lewe oko Frendona by�o niemal zamkni�te, ale prawe szeroko otwarte, a na wargach zastyg� jakby cie� szyderczego u�miechu. Otis powiedzia� p�niej Zewn�trznej Stra�y: "Jakby nam m�wi�, �e mu si� uda�o, �e og�upi� automatycznego s�dziego, i powiem wam jedno: prawie �a�uj�, �e mu nie wysz�o". 3. Pi�� lat p�niej Tristan Pierwszy, Dominant Strefy B��kitnej, spacerowa� po tekowym lesie, kt�ry wyhodowano specjalnie dla niego w wielkiej komorze, wiele kilometr�w pod powierzchni� Strefy. Atmosfera i o�wietlenie w wielkiej sztucznej kawernie by�y idealne dla drzew i dzikich zwierz�t. Przezroczysta plastykowa czaszka Dominanta by�a odci�ta od wszystkich elektronicznych ��cz z wyj�tkiem jednego, do kieruj�cego Infoko�cio�em Doktora Kismeta. St�d te�, gdy us�ysza� swoje imi�, s�dzi�, �e wie, kto m�wi. - Tristanie? - Tak, Panie? - Masz niepewny g�os. - Nigdy nie zwraca�e� si� do mnie po imieniu, Panie. - W og�le si� do ciebie nie zwraca�em. To nasza pierwsza rozmowa, cho� kiedy� mnie zmyli�e�. - Kim jeste�? - A jak s�dzisz? - Jeste� trupem. Nikt nie zak��ca bezkarnie ��czno�ci mi�dzy Dominantem i jego panem. - Masz na my�li Doktora Kismeta. Z pocz�tku chcia�em si� z nim po��czy�, ale protoko�y mnie przerastaj�. Nie jest pod��czony i ma zastrze�ony numer. - Kim jeste�? - Czemu chcia�e�, bym wykiwa� Pierwszego Numer Dziewi�� w Sac'm? Czemu kaza�e� swoim ludziom ustawi� mnie tak, bym wierzy�, �e rozmawia�em z tob�? - Frendon Blythe? - Czemu wystawi�e� mnie na �mier�? - Za�o�y�em si� z doktorem. To on zaprojektowa� Pierwszy System S�downiczy. Za�o�y�em si� z nim, �e zrobi� to zbyt dobrze, �e czynnik wsp�czucia w neurokomponentach sprawi, �e s�d b�dzie zbyt mi�kki. - Zak�ad. Zaryzykowa�e� moje �ycie dla zak�adu? Powinienem ci� zabi�. - Lepsi od ciebie pr�bowali. - Mo�e jestem lepszy, ni� ci si� wydaje. - Nie wierz�, �e jeste� tym, za kogo si� podajesz. Widzia�em cia�o Frendona... - Cz�owiek, kt�rego cz�sto nazywano Elektronicznym Papie�em, w ko�cu poj�� sytuacj�. - Przekona�e� przysi�g�ych, by w��czyli ci� do sk�adu. - Przyj�to mnie jako specjalist� od Wsp�lnego Gruntu. - Pobrali twoje wspomnienia. Zdumiewaj�ce. Ale kiedy ju� poznali twoj� przesz�o��, czemu ci� nie usun�li? - Jeste�cie potworami, ty i tw�j pan. Przyjdzie dzie�, �e was obu zabij�. Przysi�gli pozostawili mnie, bo jako jedyny mia�em wy��cznie w�asn� osobowo��. Ludzie, kt�rzy zg�osili si� na ochotnika do tego, jak go nazwali�cie, systemu sprawiedliwo�ci, nie wiedzieli, �e po��czycie ich osobowo�ci, p�ki nie zostali niewolnikami systemu. Dopiero wasza krety�ska gierka pozwoli�a im obej�� programowe ograniczenia. Uwa�aj� mnie za swojego wyzwoliciela i nienawidz� was nawet bardziej ni� ja. - Zobaczymy, kto kogo zabije, Frendon - odpar� my�l� Dominant. - W ko�cu to m�j pan zaprojektowa� Pierwszego Numer Dziewi��. Wystarczy, �e podejdzie was kiedy� i znajdzie twoje przewody. Rach ciach i twoja egzekucja dobiegnie ko�ca. - Min�o pi�� lat, Wasza �wi�tobliwo��. Z pomoc� systemu, kt�ry zaprojektowali�my, ka�da �wiadoma kom�rka zosta�a przeniesiona w inne miejsce w ci�gu pierwszych trzech sekund po wyzwoleniu. Obecnie Pierwszy Numer Dziewi�� jest tylko symulacj� tego, czym byli�my niegdy�. Jeste�my wolni i nigdy nie dowiesz si�, gdzie nas szuka�. A� do chwili, gdy runiemy na ciebie i wydusimy powietrze z twoich p�uc. Frendon poczu� w odpowiedzi Dominanta dawny strach, nim zerwa� po��czenie. Wtedy z powrotem w��czy� si� w ch�r dziesi�ciu tysi�cy �piewak�w, �wi�tuj�cych sw�j wsp�lny umys� - i swoj� zemst�. Prze�o�y� Tomasz S. Ga��zka WALTER MOSLEY Pisarz ameryka�ski (ur. 1952). Debiutowa� czarnym krymina�em "�mier� w b��kitnej sukience" (1990; sfilmowanym pt. "W bagnie Los Angeles"); p�niej powsta�o jeszcze pi�� powie�ci z tego cyklu. W 1998 r. ukaza�a si� jego pierwsza powie�� SF "Blue Light", a w 2001 r. - cykl cyberpunkowych opowiada� SF "Futureland". Opowiadanie "Ma�y Brat" nale�y w�a�nie do tego cyklu; zosta�o zaczerpni�te z "The Magazine of Fantasy and Science Fiction (grudzie� 2001). MSN