5194

Szczegóły
Tytuł 5194
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5194 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5194 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5194 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gabor Lovey Sztuka poznania Historia ta rozpoczyna si� tak, jak mog�yby si� zaczyna� inne mi�osne historie lub horrory, ale ostatecznie bior�c, to wszystko jedno. By� zimny, wietrzny wiecz�r, krople deszczu rozmazywa�y si� bez wyrazu na okiennej szybie. W mieszkaniu nudno i ponuro, w telewizji nic interesuj�cego. By� to taki wiecz�r, podczas kt�rego nie ma si� ochoty wychodzi� z domu, ale pozosta� w nim to co� o wiele gorszego. Dotyczy�o to szczeg�lnie mnie. Ostatnia kobieta odesz�a trzy tygodnie temu, nie zadaj�c sobie nawet tyle trudu, by poszuka� jakiego� pretekstu. Zamkn�a drzwi i koniec. Klamka od tamtej pory ustawiona jest troch� krzywo. Nie pij� zbyt du�o albo przynajmniej nie pi�em, ale podczas takich wieczor�w rzeczywi�cie nie ma co robi�. Najlepiej skoczy� do najbli�szej knajpy, do takiej, kt�r� si� dobrze zna, wymamrota� co� tam o pogodzie i o pi�ce no�nej, wypi� dwa-trzy piwa, szybko wr�ci� do domu i po�o�y� si� spa�. "Czerwony Kot" jest w�a�nie takim miejscem. Znajduje si� nawet niedaleko, ale tego dnia powietrze by�o tak parne, niemal lepkie, �e kiedy dotar�em na miejsce, wszystko mia�em przemoczone, nawet odechcia�o mi si� piwa, nie m�wi�c ju� o rozmowie. Otworzy�em drzwi i nagle spowi�y mnie ciep�o, ha�as i dym. Potrzebowa�em kilku chwil, by oddzieli� te doznania. Podszed�em do baru i zam�wi�em od razu dwa piwa. Usiad�em przy wolnym stoliku w rogu i stara�em si� robi� jak najbardziej ponur� min� po to, by nikt si� do mnie nie zbli�a�. Przyczyn� nie by� deszcz czy ch��d, a samotno�� - tylko cz�ciowo. No c�, stukn�a mi ju� czterdziestka, dlatego te� nie jestem w stanie przekona� samego siebie, �e wszystko mo�e si� zmieni�, a ja na to nic. A dlaczego mia�oby si� zmienia�? Z prac� nie mam k�opot�w. Nie jest nudna, ale nie pobudza te� zbytnio moich ambicji. Wygodnie mi si� �yje, nikt mnie nie nagabuje, nikt nie nienawidzi, mam dobrych kumpli i znajomych, prowadz� �adne, uporz�dkowane �ycie. Moja matka by�aby szcz�liwa, gdyby mnie widzia�a. Nic szczeg�lnie mnie nie przygn�bia. Nic szczeg�lnie mnie nie rozwesela i w og�le we mnie nie ma niczego szczeg�lnego. Siedz� tu, bo wiecz�r jest okropny, a w domu nikogo i to te� jest naturalne, w ka�dym razie nic takiego niezwyk�ego. Wystarczy�o tylko rozejrze� si� dooko�a, by stwierdzi�, �e rzeczywi�cie tak jest. Zbiera�em si� do wyj�cia, �eby na zewn�trz wykrzycze� z siebie ca�y ten wiecz�r, ca�e moje �ycie, kiedy co� dotkn�o mojego ramienia. My�la�em, �e to kto� znajomy i ju� chcia�em go pos�a� do wszystkich diab��w, ale nie. W rami� wciera� mi si� jaki� du�y, pe�en fa�szu, rudy kot. Gospoda nazywa�a si� "Czerwony Kot" - od kiedy tu przychodz�, w�a�ciciel zawsze mia� rudawego kota, kt�ry spacerowa� pomi�dzy go��mi i pozwala�, by go g�askali. Tamten te� nie by� byle jaki, ale ta bestia prezentowa�a si� naprawd� wspaniale. Zgrabna mimo du�ego cielska, mia�a jaskrawozielone oczy, a jej futro mieni�o si� we wszystkich odcieniach br�zu i czerwieni. Sier�� by�a jedwabista i puszysta, wyj�tkowo g�sta, co sprawia�o, �e ca�ego kota jakby otacza�a jaka� rudawa aureola. By� tak fantastycznym zwierz�ciem, �e przez chwil�, zapomniawszy o wszystkim, wpatrywa�em si� w niego. A on gapi� si� na mnie bez drgnienia i czyni� to tak po ludzku, �e jednym ruchem zmiot�em go ze sto�u. Impet, z jakim spad� na ziemi�, odrzuci� go w przeciwleg�y r�g pomieszczenia. By�o w nim wyzwanie i lekcewa�enie, za� koniec ogona kokieteryjnie ta�czy� w takt jego ruch�w. Nie b�d� zbyt oryginalny, je�li powiem, �e skojarzy� mi si� z kobiet�. Tak�, kt�r� widuje si� tylko w reklamach myd�a lub w mro��cych krew w �y�ach bajkach z Hollywood. Rudawokasztanowe w�osy, sk�ra bia�a jak mleko, a oczy tak zielone, jakich w rzeczywisto�ci nigdy nie ma. W tym sensie s� jednocze�nie dzikim wyzwaniem i obietnic� natychmiastowej kapitulacji. W dodatku ta kobieta ma jakie� straszne biblijne imi� w rodzaju Rachela lub Rebeka i nozdrza dr��ce z podniecenia. Nagle tak bardzo nasz�a mnie ochota kochania si�, �e a� mnie zemdli�o. I sprawi� to kot! Oto do czego doszed�em. Si�gn��em po drugie piwo i zamkn��em oczy. W ciemno�ciach natychmiast ukaza� si� tr�jwymiarowy wizerunek Racheli z Hollywood. Jej nozdrza dr�a�y wprost zachwycaj�co. Dlaczego nie pojawi si� jaka� kobieta? Nawet je�li akurat nie taka, ale te� niekoniecznie matka dwojga dzieci ze sflacza�ymi po�ladkami, marz�ca, by cho� przez jeden wiecz�r rozerwa� si�. Dlaczego nie mo�e si� pojawi� kto�, ktokolwiek, tak jak ten kot, mi�kko i naturalnie? Krzyk, kt�ry wyzwoli�o przybycie kota, zn�w cisn�� mi si� na usta. Zepchn��em go z powrotem ostatnim �ykiem piwa i szybko ruszy�em do wyj�cia. Je�li ju� trzeba krzycze�, to lepiej wrzeszcze� w�r�d w�asnych czterech �cian. Deszcz przesta� pada�, ale by�o zimno i mglisto. Humphrey Bogart w takich sytuacjach podnosi ko�nierz p�aszcza, zapala papierosa, �wiat�a tajemniczo rysuj� jego twarz, on za� odwraca si� p�profilem. Niemal biegiem pu�ci�em si� do domu i by�em tak bardzo zaj�ty t�umieniem z�o�ci, �e nie od razu us�ysza�em za sob� kroki. W nast�pnej sekundzie delikatnie uj�� mnie za rami�. Odwr�ci�em si� tak gwa�townie, jakbym mia� z�e zamiary. To by�o marzenie z hollywoodzkiej reklam�wki, Rebeka we w�asnej osobie. Jej rude w�osy odbija�y �wiat�a ulicy, usta mia�a lekko uchylone, mi�kko, tak, jak powinno by�. Patrzy�a na mnie szeroko otwartymi oczami i delikatnie dysza�a. Czu�em si� tak, jakby wszystkie moje dotychczasowe krzyki uwi�z�y mi w gardle. Nerwy dzia�a�y niby postronek na moje struny g�osowe, t�umi�y powietrze wydostaj�ce si� z gard�a, j�zyk za� miesza� tylko oddech i nie by� w stanie uformowa� s��w. Ona, s�ysz�c m�j nieartyku�owany be�kot, a raczej rz�enie, cofn�a si� krok w ty�, ale nie pu�ci�a mojej r�ki. Patrzy�a na mnie ufnie i �agodnie, tak, jak jej liczne filmowe poprzedniczki - tyle �e teraz dzieli�a nas odleg�o�� nie wi�ksza ni� p� metra. - Czy mog� w czym� pom�c? - wyj�ka�em wreszcie. - Czy pani szuka w�a�nie mnie? Zatrzepota�a rz�sami, lekko odwr�ci�a g�ow�, wskazuj�c knajp�. - Ja te� tam by�am. A pan, a ty, wydawa�e� si� taki samotny i nieszcz�liwy. Pomy�la�am, �e p�jd� za tob� i... pociesz� ci�. - Pocieszysz mnie? - cofn��em si� krok w ty� i przyjrza�em si� jej dok�adniej. Mia�a na sobie prosty szary p�aszcz przeciwdeszczowy i buty na niskim obcasie. A jednak jej twierdzenie, jakoby by�a w knajpie, zakrawa�o na absurd. Po pierwsze, niemo�liwe, �ebym jej nie zauwa�y�. Takiej dziewczyny?! A je�li nie ja, to kto� inny na pewno by j� poderwa�. No i jeszcze, kt�ra samotna kobieta mo�e przyj�� do "Czerwonego Kota"? Zanim zdo�a�em cokolwiek powiedzie�, roze�mia�a si�. - Widz�, �e mi nie wierzysz. No dobrze. Siedzia�e� ty�em do baru, w samym rogu. Nagle, kiedy pi�e� drugie piwo, zerwa�e� si� z miejsca i wybieg�e�, tak jakby ci� kto� goni�. Niemal str�ci�e� kieliszek z s�siedniego sto�u. Wszystko si� zgadza�o, co do joty. Ale wzmog�o to tylko moje podejrzenia. - Taak... a gdzie ty by�a�? - Przy barze. Wpad�am dos�ownie na moment, �eby szybko wypi� co� s�odkiego i p�j�� do domu - skrzywi�a si� przy tym nieco, daj�c do zrozumienia, �e nie jest to najmilsza perspektywa. Przez minut� w milczeniu przygl�da�em si� jej twarzy o idealnych rysach. - W porz�dku. A teraz co mog� dla ciebie zrobi�? - Trudno powiedzie� - wykrzywi�a nieco usta. - My�la�am, �e si� ucieszysz, �e przysz�am. Wydawa�e� si� tak bardzo samotny. - Nie m�w, �e taka kobieta jak ty nie ma z kim sp�dzi� wieczoru! - warkn��em w�ciek�y. - Co� takiego mo�liwe jest tylko w... - ...bajce - doko�czy�a zdanie, flegmatycznie wzruszaj�c ramionami. - A je�li to jednak mo�liwe? Ja przecie� jestem tu i teraz. Zn�w przez minut� gapi�em si� na ni�, ona na mnie, jak kocica. Pohamowa�em ch�� odepchni�cia jej i zamiast tego prze�kn��em �lin�. A zreszt�, c� w�a�ciwie mia�em do stracenia. Najwy�ej dadz� mi w g�ow� i okradn�. Nie nosz� przy sobie wi�kszych pieni�dzy, a karty kredytowe i tak z�odziejowi na nic. A mo�liwe, �e... - wysch�o mi w gardle - wszystko mo�liwe. - No dobrze, powiedzmy, �e ciesz� si� z twojej obecno�ci. Jak ci na imi�? - zapyta�em. "Ale jak teraz powie, �e Rebeka, przysi�gam na Boga, uderz� j�" - pomy�la�em. Mo�e tylko mi si� wydawa�o, �e przez moment popatrzy�a na mnie badawczo. Jakby dopiero teraz mia�a si� zdecydowa� na swoje imi�. - Na imi� mi Elisabeth - powiedzia�a wreszcie tak rzeczowym tonem, jakby dyktowa�a dane personalne na policji - ale przyjaciele m�wi� mi Beth. - W porz�dku, Elisabeth. Mo�esz mnie kawa�ek odprowadzi�, je�eli masz ochot�, a potem zobaczymy. Skin�a g�ow�, wzi�a mnie pod r�k�, jakby�my byli starymi przyjaci�mi. Szli�my powoli, w milczeniu. Nie mia�em poj�cia, o czym m�g�bym z ni� rozmawia�. J� za� odstraszy�a chyba moja pocz�tkowa chropowato��, nie wiem. Szed�em �wiadomie okr�n� drog�, ale "Czerwony Kot" by� przecie� niedaleko. Stan��em przed bram�, odwr�ci�em si� do niej twarz�. - Jeste�my na miejscu - powiedzia�em. Na dom zaledwie rzuci�a okiem, a potem zawiesi�a na mnie swoje spojrzenie, jakby na co� czeka�a. - A teraz? Wejdziesz? Napijemy si� czego�? - ledwo co wym�wi�em te s�owa, ju� ich po�a�owa�em. Jasne, �e by�oby dobrze, gdyby wesz�a, dobrze i to jeszcze jak, ale z drugiej strony nagle bardzo silnie zapragn��em, �eby jednak nie wchodzi�a. Nie chcia�em, by si� okaza�o, �e jest jak�� lepsz� dziwk� i przychodzi tylko na jeden wiecz�r. To ju� lepiej niech sobie p�jdzie i pozostanie tak�, jaka jest. Nieprawdopodobnie pi�kn�. Jeszcze nie zd��y�em przemy�le� wszystkiego do ko�ca, kiedy odwr�ci�a twarz. Poci�gn�a palcem wskazuj�cym po kracie na bramie wej�ciowej i u�miechn�a si� niepewnie. - My�l�, �e nie wejd� - powiedzia�a w ko�cu. - Nie, nie, p�jd� - powiedzia�a nieco bardziej zdecydowanym tonem. - Dobranoc i nie gniewaj si�, �e zawr�ci�am ci w g�owie. Poda�a mi r�k� i ruszy�a ulic� z powrotem, w kierunku "Czerwonego Kota". Kiedy si� oddala�a, nabiera�em coraz wi�kszej pewno�ci, �e kiedy� ju� widzia�em dok�adnie to samo. Gapi�em si� za ni� bez wyrazu, w�ciek�y z powodu uczucia bezsilno�ci. Co za idiotyczna sytuacja. Ale g�upiec ze mnie! Przepu�ci� tak� kobiet�, nawet je�li jest dziwk�, nawet je�li tylko na jeden wiecz�r. Najpierw niepewnie, a potem coraz bardziej przyspieszaj�c kroku, pobieg�em za ni�. S�ysz�c moje kroki zatrzyma�a si�, nieco si� odwr�ci�a, ale nie powiedzia�a ani s�owa. - Elisabeth, nie gniewaj si�, prosz�! Beth, bardzo si� ciesz�, �e mogli�my si� spotka�. Musisz jednak przyzna�, �e okoliczno�ci s� troch� dziwne, a ty, taka samotna i nagle... Kiwn�a g�ow� z roztargnieniem jak cz�owiek, kt�ry bez reszty zgadza si� z ca�kowicie dla niego oboj�tnym faktem. - Bardzo, bardzo ch�tnie spotkam si� z tob�, kiedykolwiek, je�li tylko zechcesz... Sta�a wci�� jeszcze milcz�ca z nieruchom� twarz�, jakby nie mia�a mi nic do powiedzenia. Wreszcie odezwa�a si�: - Jutro. - Nie by�o to pytanie, po prostu stwierdzi�a, �e jutro, nadaj�c temu s�owu jaki� niepokoj�cy akcent. - Wspaniale, powiedzmy o �smej wieczorem przed "Czerwonym Kotem", dobrze? - powiedzia�em szybko, nie chc�c, �eby si� rozmy�li�a. - Aha - tylko tyle powiedzia�a w odpowiedzi i ruszy�a dalej, z r�kami w kieszeniach, niemal jak jaki� tramp, kt�ry mo�e by� na pe�nym luzie, bo nie ma niczego do roboty. - Dobranoc! - krzykn��em jeszcze do niej. - Dobranoc - odpowiedzia�a, ale nie odwr�ci�a g�owy. Nigdy nie zapomn� nast�pnego dnia. Zm�czy�a mnie my�l, �e nie przyjdzie, ale niespokojna nadzieja, �e mo�e jednak tak, nie pozwala�a mi z�apa� tchu. O godzinie sz�stej po po�udniu by�em ju� zupe�nie wyko�czony. Dwa razy bra�em prysznic, ale kiedy si� ubra�em, by�em zn�w spocony. Zacz��em si� goli�, przerwa�em w po�owie. Je�li nie przygotuj� si�, to mo�e przyjdzie. Je�eli za� si� ogol� i kupi� kwiaty, to ju� pi�tna�cie po dziewi�tej b�d� zupe�nie pijany trzymaj�c pod pach� zwi�d�y bukiet. Z premedytacj� sp�ni�em si� par� minut, �eby nie traci� czasu na bezczynne stanie przed knajp�. Ale ona ju� by�a. Czeka�a cierpliwie troch� z boku, niezupe�nie przed budynkiem. Kto� w�a�nie usi�owa� j� poderwa�, w ka�dym razie sta� przed ni� jaki� facet i �ywo gestykulowa�. Mog�a mnie nie zauwa�y�, jej nowy znajomy by� bliski tego, by pozbawi� j� wszelkich widok�w poza jego wymi�toszon� koszul� i rozlu�nionym krawatem. Ale je�li nawet mnie nie widzia�a, to jednak poczu�a, �e ju� jestem, bo gdy tylko zjawi�em si� na miejscu, odesz�a od faceta i stan�a przy mnie. W jasnym ubraniu by�a jeszcze pi�kniejsza ni� j� pami�ta�em. Na powitanie skin�a tylko g�ow� - najwyra�niej nie by�a specjalnie wylewna - i zapyta�a: - Dok�d idziemy? Wzi��em j� na kolacj�, a potem ju� bez zb�dnych ceregieli zabra�em do domu. Spotykali�my si� regularnie i zaledwie po kilku tygodniach sprowadzi�a si� do mnie. By�a idealn� �on� i kochank�. Akurat na tyle uleg�a i sprzeciwiaj�ca si�, �e nie sta�a si� ani nudna, ani m�cz�ca. Musia�em si� pogodzi� z tym, �e czyta w moich my�lach, a w�a�ciwie w moich snach, we wszystkich moich snach, jakie �ni�em od lat m�odzie�czych. By�a dok�adnie taka, jak� przedstawiaj� te g�upie reklamy w telewizji. Spe�nionym snem. Jej ma�om�wno�� si� nie zmieni�a, przy czym najmniej m�wi�a o sobie. Szybko okaza�o si�, �e nie ma ani m�a, ani dzieci. Pocz�tkowo twierdzi�a, �e jest maszynistk�, ale nigdy nie musia�a si� spieszy� do pracy, zawsze starcza�o jej czasu na wszystko. Wkr�tce doszed�em do wniosku, �e tak naprawd� nigdzie nie pracuje - mimo to zawsze mia�a got�wk�. Kupowa�a nowe ubrania i rzeczy, kt�re by�y potrzebne w domu, ale w�a�ciwie nie prosi�a mnie o pieni�dze. Pocz�tkowo kilka razy sprawdza�em swoje konto bankowe i kredytowe, by�y nienaruszone. Kiedy�, jako� mimochodem, wspomnia�a, �e po ojcu dosta�a wi�ksz� sum� pieni�dzy. Ale poza tym wszystko, co j� otacza�o, by�o dziwne i niesamowite. Mia�a bardzo ma�o przyjaci�, chocia� poznawanie nowych ludzi przychodzi�o jej �atwo i niekiedy sprowadza�a do mieszkania jakie� przera�aj�ce typy. Przyznawa�a si� do trzydziestu dw�ch lat, ale r�wnie dobrze mog�a nie przekroczy� dwudziestki. Mia�a idealn� cer�, niemal bez jednej zmarszczki. Rano budzi�a si� bez opuchni�tych powiek. Na ca�ym jej ciele nie zauwa�y�em ani jednego znaku szczeg�lnego czy blizny. Doskonale, idealnie pi�kna. By�em w niej �miertelnie zakochany, ale z drugiej strony, ch�odno obserwuj�c samego siebie, doszed�em do wniosku, �e ca�a ta sprawa jest zupe�nie nieprawdopodobna, �e przeczy niemal prawom natury. Jedwabist�, �wietlist� i drgaj�c� konstrukcj� mojego szcz�cia przes�ania�a od czasu do czasu mg�a niewiary. Obawy, �e w kt�rej� chwili runie - od najmniejszego dotyku. Niemal si� wyko�czy�em czekaj�c na �w dotyk. Ale to, jaki by� naprawd� koniec, r�ni�o si� od wszelkich oczekiwa� i przypuszcze�. Powr�t do domu by� zawsze krytycznym punktem dnia. Od godziny trzeciej po po�udniu czu�em coraz silniejsze, coraz bardziej nagl�ce pragnienie, kt�re kaza�o mi wraca� do domu. �pieszy�em si�, p�dzi�em, naciska�em peda� gazu, z�o�ci�em si� przy czerwonych �wiat�ach. A potem, kiedy by�em ju� w okolicy, co� zawsze kaza�o mi zwalnia�. Na nasz� ulic� samoch�d w�a�ciwie ju� tylko si� wtacza� i zwykle przynajmniej przez minut� siedzia�em w milczeniu nie wychodz�c z auta, zanim znalaz�em do�� odwagi, by wyj��. Zawsze, ilekro� dom zastawa�em pusty, robi�o mi si� s�abo, siada�em wtedy niemal sparali�owany i czeka�em, a� ona wr�ci. Wydawa�o si�, �e Beth wie o mnie wszystko, a wi�c to tak�e. Bardzo rzadko zastawa�em puste mieszkanie, a ju� najrzadziej w�wczas, kiedy wraca�em wcze�niej ni� zwykle. Tamtego dnia pewien m�j kontrahent, z kt�rym um�wi�em si� na mie�cie, niespodziewanie odwo�a� spotkanie. Nie mia�em nic do roboty, pojecha�em wi�c do domu, z g�ry dr��c na my�l o pustych pokojach i chwilach samotno�ci. Do ostatniego momentu mia�em nadziej�, �e j� zastan�, przynajmniej ze trzy razy wita�em si� z ni� jeszcze jej nie widz�c, zanim ostatecznie zrezygnowa�em. No c�, trudno, jako� trzeba wytrzyma� tych kilka godzin niepewno�ci. Usiad�em, zaj��em si� papierami, kt�re przynios�em z pracy. Sprawa, na szcz�cie, nie by�a prosta, min�a ju� pi�ta, czas moich powrot�w do domu, kiedy wreszcie sko�czy�em. Beth wci�� jeszcze nie by�o. Wzi��em wi�c nast�pn� paczk� papier�w, ale nie potrafi�em si� skoncentrowa�. Litery skaka�y mi przed oczami, a o��wek by� �liski od potu. Przecie� nic si� nie sta�o! Dopiero za pi�tna�cie sz�sta. Kto powiedzia�, �e ona ma by� na pi�t� z powrotem? Podczas kiedy racjonalne my�lenie d��y�o ku znalezieniu czego� uspokajaj�cego i to za wszelk� cen�, dobre, stare "ja" mia�o ju� bardziej konkretny �rodek uspokajaj�cy: butelk� whisky. W�a�nie odkr�ci�em zakr�tk� i �ykn��em sobie prosto z butelki, kiedy przed domem zahamowa� jaki� samoch�d. Butelka wy�lizgn�a mi si� z r�ki, palce w�a�ciwie zupe�nie mi zesztywnia�y na my�l o tym, �e przyjecha�a. Silnik samochodu zn�w wszed� w obroty, brz�k szk�a by� ledwo s�yszalny, a potem zn�w zaleg�a cisza. Bezwzgl�dna, niema cisza. Ani krok�w, ani zgrzytu klucza w zamku. A niech to cholera! Je�li si� nie myli�em, kolejnej butelki nie by�o. Obecno�� Beth sprawia�a, �e nie potrzebowa�em pi�, ale teraz jeden �yk wyda� mi si� czym� upragnionym. Ruszy�em w stron� spi�arni, �eby wyj�� szczotk� i szmat� do pod�ogi. Niezale�nie od tego, czy ona przyjdzie, czy nie, ta lepka ka�u�a nie mo�e zosta� tak na pod�odze. Jestem praktykuj�cym starym kawalerem, nie takie rzeczy sprz�ta�em. Otworzy�em drzwi. Beth pad�a mi w ramiona zupe�nie tak, jak bohaterka klasycznych horror�w, omal mnie nie przewr�ci�a. By�a - jak przysta�o na tak� sytuacj� - zimna i sztywna. Niemal odruchowo si�gn��em do jej nadgarstka, �eby zbada� puls i w�wczas dozna�em kolejnego wstrz�su. Mia�a obci�te lewe przedrami�, dok�adnie w �okciu, jakby kto� odr�ba� je jednym ci�ciem. Zrobi�o mi si� niedobrze. Wydaje mi si�, �e krzycza�em. Na pewno wymiotowa�em, ale do �azienki dobieg�em dopiero po pewnych czasie. Wydawa�o mi si�, �e ze wszystkich por�w mojego cia�a s�czy si� pot. Kiedy troch� odetchn��em, od razu pomy�la�em o policji. Musz� ich zawiadomi�! Natychmiast! Dowlok�em si� do telefonu i spr�bowa�em wybra� numer. Palce wci�� jeszcze mia�em sztywne, jakby nie swoje. Us�ysza�em sygna�, potem kto� z tamtej strony podni�s� s�uchawk�, a ja zacz��em duka�: - Chcia�bym powiadomi� o morderstwie. Ofiara nazywa si� Elisabeth Brownley... - Jeszcze nie doko�czy�em zdania, kiedy zrozumia�em absurdalno�� ca�ej sytuacji. S�uchawka wypad�a mi z r�ki i z trzaskiem opad�a na wide�ki. Bo�e... przecie� w�a�ciwie nic o niej nie wiem, znam tylko imi�! Nie wiem nawet, kim byli jej rodzice, nie wiem, kiedy i gdzie si� urodzi�a, w og�le nic nie wiem. Co odpowiem, je�eli policja zapyta mnie o jej przesz�o�� albo o jej przyjaci�? Czy mi uwierz�, je�li powiem, �e od miesi�cy �yj� z kobiet�, a tym bardziej z tak fantastyczn� kobiet� i nic o niej nie wiem?! Pobieg�em schodami w g�r�, wszed�em do sypialni. Wyrzuci�em z szafy jej rzeczy, wyj��em wszystkie przedmioty, kt�re mia�a w szufladzie biurka. Potem ubrania, buty, ksi��ki, jedn� butelk� po perfumach. Ale nigdzie nie by�o �adnej fotografii, listu, notesu, maskotki, nie by�o rozpocz�tego kremu ani brudnych po�czoch. Te rzeczy mog�y nale�e� do jakiejkolwiek przeci�tnej blondynki wa��cej 50 kilogram�w i maj�cej 165 centymetr�w wzrostu. Nic nie m�wi�y o Elisabeth Brownley. W torebce mia�a eleganck� ksi��eczk� czekow� ozdobion� monogramem E. B. i jedn� kart� kredytow�. Na delikatnej, srebrzystej powierzchni karty �wiat�o za�amywa�o si� daj�c t�cz�. By�a to nowa karta, ostatnio do�� cz�sto reklamowana. Nie mog�a mie� wi�cej ni� osiem- dziesi�� tygodni. A poza tym nic, zupe�nie nic. Nagle us�ysza�em d�wi�k zamykanych drzwi, a zaraz potem weso�e, g�o�ne wo�anie Beth. - Garreth! Garreth! Bardzo si� sp�ni�am? Nie gniewaj si�, robi�am troch� zakup�w... Zaraz przygotuj� co� do jedzenia. Garreth, gdzie si� schowa�e�?... S�dz�c z ha�as�w, musia�a teraz w�a�nie otworzy� drzwi do kuchni, s�ysza�em, jak wydaje okrzyk zdziwienia, kiedy zn�w mnie zawo�a�a: - Kochanie, gdzie jeste�, nie wyg�upiaj si�! Garreth, gdzie jeste�?! Garry, odpowiedz! S�ysza�em, jak wchodzi po schodach, ale wci�� jeszcze nie mog�em si� poruszy�. By�em sparali�owany z przera�enia, czeka�em, kiedy wreszcie otworzy drzwi, bym spojrza� jej prosto w oczy. Beth nie mia�a na twarzy trupich plam ani zaple�nia�ej paj�czyny we w�osach, jak przysta�oby na �wie�o zmartwychwsta�ego trupa. Ubrana by�a w jasnozielony kostium, bia�� bluzk� z �abotem, kt�ra jeszcze bardziej eksponowa�a jej wspania�� cer� przywodz�c� na my�l brzoskwini� i w�osy p�on�ce szczeg�lnym ogniem. Na jej skroni, kt�ra by�a bia�a jak alabaster, delikatnie pulsowa�a jedna �y�ka. Nie wiem, co ona mog�a widzie�, ale kiedy wsta�em i spr�bowa�em zrobi� kilka krok�w, jej twarz wykrzywi� nigdy nie widziany groteskowy grymas odrazy i przera�enia. Potkn��em si� o co� i upad�em. Widzia�em jeszcze odruchowy gest Beth, kt�ra chcia�a mnie chwyci�, ale potem film mi si� urwa�. Nast�pny obraz, kt�ry pami�tam, jest pe�en �wiat�a i szcz�cia. Le�� w ��ku, pok�j wype�nia zapach �wie�ych grzanek, herbaty i poranna wo� Beth. Mam na sobie czyst� pid�am�, s�ysz� g�os Beth z drugiego pokoju, rozmawia w�a�nie z moim szefem: - Nie, miejmy nadziej�, �e to nic powa�nego. Mo�e ju� jutro, a pojutrze z ca�� pewno�ci�. Bardzo dzi�kuj�, panie Ward, przeka�� mu. Pojawi�a si� po chwili, nios�c na tacy herbat� i grzanki. Usiad�a na brzegu ��ka i przygl�da�a si�, jak k�s po k�sie jem grzanki i z wysi�kiem pij� herbat�. Kiedy ju� sko�czy�em, wszystko dok�adnie sprz�tn�a, ale nie pozostawi�a mnie samego. Wzi�a mnie za r�k� i g��boko spojrza�a mi w oczy. - Garreth, powiedz, co ci si� sta�o wczoraj wieczorem? Upi�e� si�? Masz problemy w pracy? Pok��ci�e� si� z panem Wardem? Ka�de jej s�owo, ka�dy ruch by� prosty, naturalny. Dziewi��dziesi�t dziewi�� spo�r�d stu kobiet zapyta�oby o to samo, najwy�ej nie by�yby tak delikatne, �eby przedtem przynie�� �niadanie. A jednak. Jakbym ogl�da� z zewn�trz jaki� film, w kt�rym wszystko mia�o wyj�tkowo ostre kontury, a ja patrzy�em na nie z du�ego dystansu, a� trudno mi by�o zrozumie�, o czym w�a�ciwie jest ten film. Zamkn��em oczy. Albo ja oszala�em, albo... Drugie "albo" pozosta�o puste. Nie ma �adnego albo... Beth wczoraj by�a martwa, a dzi� �yje, siedzi tu na brzegu ��ka i oczekuje odpowiedzi. Odwr�ci�em g�ow�. Nie mog� jej powiedzie� prawdy, nie mog� powiedzie�, �e wczoraj widzia�em jej okaleczone zw�oki. I nie mog� te� mie� do niej pretensji o to, �e nie ma ani jednej maskotki, �e nie ma brudnych po�czoch, �e od chwili kiedy j� pozna�em, nie dosta�a ani jednego listu i �e jest zbyt pi�kna, by �y� ze mn�. Wci�� jeszcze przypatrywa�a mi si� siedz�c w bezruchu. Mia�a zielone oczy, Bo�e, co to by�y za oczy! Jej nieprawdopodobnie bia�a sk�ra z cieniem r�u by�a pi�kna jak marzenie. Kiedy tak na ni� patrzy�em, nie pragn��em ju� niczego ponad to, by zapomnie� o dniu wczorajszym i by zn�w przytuli� si� do niej pod ko�dr�, przytuli� moj� pokryt� zarostem twarz do jej wonnej sk�ry. Nagle poczu�em, �e w oczach zakr�ci�y mi si� �zy. Odwr�ci�em si� na bok i skry�em twarz w fa�dach jej szlafroka. - Ju� nigdy nie b�d� pi�, nigdy wi�cej - obiecywa�em - ale wczoraj nie by�o ci� w domu i czu�em si� taki samotny, taki smutny, nie chcia�em si� upi�, chcia�em si� tylko troch� pocieszy�, powiedz, powiedz, �e si� nie gniewasz... K�amstwo sprawi�o mi - co dziwne - o wiele wi�ksz� ulg� ni� �zy. My�l�, �e w�a�nie w�wczas wybra�em pomi�dzy mi�o�ci� a zasadami, kt�re kierowa�y wcze�niej ca�ym moim �yciem. Prawda, honor, moralno��. S�owa uderzaj�c o siebie wydawa�y d�wi�k taki jak puste muszle w bransolecie Malajki. Pozosta�a tylko ulga i wspania�a blisko�� Elisabeth. A potem nast�pi� bardzo dziwny okres. �ciank� chi�skiej wazy, kt�ra by�a moj� mi�o�ci�, podzieli�o cieniute�kie p�kni�cie na dwie cz�ci, na czas przedtem i czas potem. Kocha�em Beth, ale w g��bi mi�o�ci zalega�o mro�ne przera�enie, ci�g�y strach przed nieznanym. M�czy�y mnie koszmarne sny, zawsze jednakowe. Beth le�y przy mnie albo spacerujemy, gdzie� idziemy, czy gdzie� w�a�nie przychodzimy, kiedy jej idealna twarz, zaczyna si� zmienia�. Sk�ra traci kolor, rysy twarzy martwiej� i z oblicza potwora wyzieraj� zielone, zach�caj�ce oczy. Beth o nic nie pyta�a. Otoczy�a mnie swoj� delikatn� i pe�n� troski obecno�ci� i kieruj�c si� jakim� ukrytym instynktem, unika�a tych temat�w czy nawet s��w, kt�re mog�y mi cokolwiek przypomnie�. Ale w�a�nie dlatego lub po cz�ci w�a�nie dlatego, stawa�em si� coraz bardziej podejrzliwy, zazdrosny, a poza tym ci�gle czego� si� domaga�em. Dzwoni�em do niej o nietypowych porach, a kt�rego� dnia, kieruj�c si� kaprysem chwili, pojawi�em si� w domu w po�udnie. Dom by� jak wymar�y. Beth ani �ladu. Nic nie wskazywa�o na to, �e jad�a �niadanie albo �e mia�a zamiar wr�ci� w po�udnie. Naczynia idealnie zmyte, w lod�wce wszystko pi�knie pouk�adane. Ta aseptyczna czysto�� i cisza nagle nape�ni�y mnie zapiek�� w�ciek�o�ci� i jakim� pe�nym goryczy poczuciem satysfakcji. Potrafi�em nienawidzi�, lekko, bez wyrzut�w sumienia. Zupe�ny brak jej obecno�ci i przygn�biaj�ce dzia�anie perfekcji, jak� prezentowa�a, zrobi�y swoje. Do dzi� nie wiem, co mi strzeli�o do g�owy. Niemal p�dzi�em w stron� niewielkiej spi�arni. Kiedy dotkn��em klamki, na chwil� zamar�em. Poczu�em, �e mam wyb�r: mog� co� zniszczy� albo zachowa� w postaci nienaruszonej. Co� mnie kusi�o, �eby wybra� to drugie. A potem jednym szarpni�ciem otworzy�em drzwi. Pad�a mi w ramiona jak w powracaj�cym, koszmarnym �nie. Jej pi�kne oczy koloru zielonej morskiej toni patrzy�y na mnie szkli�cie, bez wyrazu. Koszmar by� zbyt skondensowany, bym m�g� cokolwiek uczyni� czy powiedzie�. A jednak uda�o mi si�. Wyszed�em z kuchni i wypi�em szklank� wody. W��czy�em telewizor. Zadzwoni�em do biura w sprawie ma�o wa�nej przedp�aty, przejrza�em jak�� dokumentacj� do projektu, kt�r� nale�a�o sko�czy�. Sprawdza�em. Otacza� mnie realny �wiat, m�j realny �wiat, w kt�rym na dziesi�� centymetr�w od p�ki z ksi��kami zaczyna� si� kaloryfer, by sko�czy� si� p� metra dalej. Tak, to by� realny �wiat, w kt�rym rzeczy zaczynaj� si� i ko�cz� zar�wno w czasie jak i w przestrzeni. Wr�ci�em do spi�arni. Beth le�a�a na ziemi nieruchomo, tak jak j� pozostawi�em. Obejrza�em j� od st�p do g��w, stara�em si� zaobserwowa� nawet najdrobniejsze szczeg�y, nie dotykaj�c jej jednak. U lewej r�ki nie mia�a czterech palc�w i kawa�ka d�oni. Wygl�da�o to tak, jakby jakie� zwierz� odgryz�o kawa�ek Beth z�bami ostrymi niby brzytwa. Ale na �nie�nobia�ym mankiecie nie zauwa�y�em ani jednej kropli krwi. Pr�bowa�em pomy�le�, ale sprawia�o mi to niemal fizyczny b�l. W m�zgu czu�em i s�ysza�em krzyk z powodu ogromnego obci��enia. By�o to co�, co przypomina�o pierwsze samoloty, kt�re zmuszano, by wbrew prawom natury wznosi�y si� w powietrze. Przypomnia�y mi si� wyk�ady z geometrii wed�ug Bolyaiego * , uniwersytet. Trzeba przyj�� jedynie za�o�enie podstawowe, tylko pierwszy punkt absurdu, a logika zbuduje na tym punkcie nowy �wiat. -------------------- * Janos Bolyai (1802-1860) - matematyk w�gierski, wsp�tw�rca geometrii nieeuklidesowej (przyp. t�um.). Prze�kn��em �lin�. Beth jest martwa. I jednocze�nie �yje. Za podstaw� musz� przyj�� tylko to, nic wi�cej. Je�eli zatem chwilowo jest martwa, ale jednak �yje, to b�dzie taki moment, kiedy zn�w b�dzie mia�a form� �ywej istoty, mimo �e b�dzie martwa. Musz� zaobserwowa� t� w�a�nie chwil�. Co sprawia, �e dochodzi do przemiany? Czas? Wci�� chodzi�o za mn� jedno s�owo: zombi. �ywy trup, kt�ry noc�, na rozkaz wielkiego maga, o�ywa. Co to za czarodziejskie s�owo, kt�re pobudza do �ycia moj� Elisabeth? Czy nadchodzi z zewn�trz? Czy z wewn�trz? Czy je�li si� zorientuje, �e dostrze�ono jej stan, to czy w og�le b�dzie chcia�a o�y�? A je�eli tak, to czy nie oka�e si� niebezpieczna? Zla�em si� potem. Ba�em si�, by�o mi zimno, chcia�o mi si� wymiotowa�. Ale poza wszystkimi fizycznymi dolegliwo�ciami i logicznymi �ama�cami, wobec kt�rych stan��em, ogarnia� mnie r�wnie� b�l z powodu utraty mi�o�ci. Z przyzwyczajenia spojrza�em na zegarek, czyni� to tysi�c razy dziennie. Min�a druga po po�udniu. Je�eli Elisabeth Zombi zechce zmartwychwsta� wyprzedzaj�c por� moich powrot�w do domu, to nie mam zbyt wiele czasu na podj�cie decyzji. Nagle powzi��em postanowienie. Najpierw wszystko urz�dzi�em tak, jakby drzwi spi�arni otworzy�y si� same. Rozrzuci�em kilka drobiazg�w, odkurzacz przewr�ci�em na bok i posun��em w pobli�e Beth. Samoch�d przestawi�em kilka przecznic dalej, �eby nie sta� przed domem. Najtrudniej przysz�o mi znale�� sobie kryj�wk�, ale w ko�cu zdecydowa�em si� na szaf� z ubraniami w przedpokoju. Przez uchylone drzwi idealnie widzia�em cia�o le��ce na ziemi. Ulokowa�em si� i czeka�em. Siedzia�em w szafie tak skulony, jak p��d w ciele potwora. Otacza� mnie m�j dom, czu�em pokoje, ka�dy oddzielnie, jakby unosi�y si� wok� mnie w przestrzeni. Niemal s�ysza�em, �e budynek oddycha. To m�j dom, w kt�rym �yj� ju� od ponad dziesi�ciu lat, a mimo to wype�nia�y go niepokoj�ce ha�asy, szmery i skrzypni�cia. By�o cztery minuty po wp� do czwartej, kiedy us�ysza�em ha�as od strony drzwi wej�ciowych. Potem szum, drapanie i zn�w ledwo s�yszalny d�wi�k. Nic nie widzia�em, czu�em si� zdany na �ask� losu, czu�em, �e jestem g�upszy ni� kiedykolwiek. Tylko siedzia�em, czeka�em, �eby co� wreszcie pojawi�o si� w moim obszarze widzenia. Strach sprawi�, �e zla�em si� potem, koszul� mia�em mokr� na plecach, dusi�em si�. Co� przeskoczy�o przez w�ski pas pola widzenia i zatrzyma�o si�. Kt�ra� z moich dawniejszych przyjaci�ek mia�a kota na punkcie kot�w, to dla niej i dla jej ulubie�c�w wyci��em w dolnej cz�ci drzwi wej�ciowych niedu�y, czworok�tny otw�r. Jak si� okazuje, otw�r ten zwraca� uwag� wszystkich okolicznych zwierz�t. Tym razem by�a to wiewi�rka. Bardzo mnie przestraszy�a, drobne zwierz�tko, bohaterka film�w rysunkowych. Na chwil� zapomnia�em o niewygodnej pozycji. Z przychyln� ciekawo�ci� przygl�da�em si�, jak wiewi�rka biega tam i z powrotem po kuchennej posadzce, ww�chuj�c si� w pod�og�. Przypuszczalnie szuka�a jedzenia. Nareszcie zatrzyma�a si� przy okaleczonej r�ce Elisabeth. Chwila uspokojenia, kt�ra wynika�a z pojawienia si� wiewi�rki, prys�a od razu. Nie mia�em poj�cia, czy wiewi�rki jedz� mi�so. Chyba ten potworek nie zacznie konsumowa� cia�a Beth? Ju� chcia�em wyj�� z szafy, �eby odp�dzi� intruza, kiedy zamar�em w p� drogi. Wiewi�rce ani w g�owie by�o jedzenie. Przylgn�a z ca�ej si�y, plecami i bokiem do okaleczonej r�ki Elisabeth, tak jakby chcia�a si� z ni� zrosn��. Rude futerko zwierz�tka wyblak�o, potem znikn�o, ma�e cia�ko rozwar�o si� na dwie cz�ci, wyros�y z niego jakie� macki, kt�re na ko�cach mia�y �uski w kszta�cie p�ksi�yca. Ros�y bardzo szybko. Gryzo� na moich oczach zmieni� si� w kszta�tn� kobiec� d�o�, z d�ugimi palcami zako�czonymi zadbanymi paznokciami prosto od manikiurzystki. Czu�em, �e �o��dek zn�w odmawia mi pos�usze�stwa, a tym razem nie mia�em nawet whisky, by si� kurowa�. Niewyra�nie widzia�em, �e Elisabeth poruszy�a si� i wsta�a. Podesz�a do apteczki z lekami, wyj�a z niej termometr i wsadzi�a go sobie do ust. Zauwa�y�a, �e z wiewi�rki zosta� jaki� nie wykorzystany kawa�ek, le��cy na czystej, umytej posadzce. Schyli�a si� i wzi�a paproch z lekkim obrzydzeniem. Nie mog�em czyni� dalszych obserwacji. Cz�owiek nie jest w stanie zaprotestowa� przeciwko absurdalnej geometrii. Liczb nie ca�ujemy, rysunki nie zmieniaj� si� w resztk� futerka. Wyskoczy�em z szafy i - o �wi�ta Cywilizacjo! - pr�bowa�em dotrze� do �azienki. nie zd��a�em. Ostatnia rzecz, jak� pami�tam, to r�ka Beth i jej g�os, kt�ry m�wi co� twardo, rozkazuj�co. Obudzi�em si� w ��ku, �wiat kr��y� wok� mnie na coraz ni�szych obrotach. Patrzy�em na drzwi, kt�re otworzy�y si� powoli, bardzo powoli. Ukaza�a si� w nich Beth, trzyma�a tac�, a na niej herbat� i grzanki. Deja vu zapl�ta�o mi si� na szyi tak, jak jedwabny sznur su�tana. Mi�kko, ale tak, �e nie spos�b go odpl�ta�. Chcia�em krzycze�, ucieka�, walczy�, ale jak w prawdziwym koszmarze, nie potrafi�em ruszy� ani r�k�, ani nog�. Elisabeth uwa�nie patrz�c na mnie zbli�y�a si� powoli, a� usiad�a wreszcie na brzegu ��ka. Mo�e z premedytacj�, a mo�e nie usiad�a tak, �eby nawet przypadkiem mnie nie dotkn��. Twarz te� odwr�ci�a nieco w bok. - Uspok�j si� - powiedzia�a cicho g�osem, kt�ry przywodzi� na my�l najpi�kniejsze wspomnienia. - Nie chc� ci� skrzywdzi�! Teraz, kiedy ju� widzia�e�... rozk�ad formy - troch� si� zawaha�a, zanim wypowiedzia�a te ostatnie dwa s�owa - eksperyment nie ma ju� sensu. Oznacza to, �e niepotrzebny jest tak�e szczur do�wiadczalny, pomy�la�em. - Nie, ale� nie! - nagle odwr�ci�a si� ku mnie, podnios�a r�k�, �eby mnie pog�aska�, ale widz�c, �e si� cofn��em, zaniecha�a tego zamiaru. - Prosz� ci�, nie b�j si�, nie b�j si�... nie jestem zombi, czy jak tam mnie ju� nazwa�e�. Nie jestem czarownic�, �ywym trupem, wampirem ani kimkolwiek innym, kogo musia�by� si� obawia�. Jestem... tylko istot� z innego �wiata. Pok�j zn�w zacz�� posuwisty taniec wok� mnie. Bardzo chcia�em si� napi� szklaneczk� whisky albo czegokolwiek, co bardzo szkodzi na zdrowie. Odchrz�kn��em: - Istot� z innego �wiata? - To trudno wyja�ni� komu�, kto �yje tu... na Ziemi. U was uwa�a si�, �e duch w og�le nie istnieje albo je�eli tak, to jest efektem dzia�ania materii... inni natomiast s�dz�, �e materia i duch to dwie zupe�nie od siebie oddzielne rzeczy, to s� chyba ideali�ci. Czy dobrze m�wi�? A prawda jest taka, �e to w�a�nie duch tworzy system materii... rozumiesz? - Nie. - A na tym w�a�ciwie polega istota rzeczy. Wasz �wiat znajduje si� jeszcze gdzie� na pocz�tku albo rozwija si� w zupe�nie innym kierunku, nie wiem. U was duch nie oddzia�uje bezpo�rednio na materi�, tylko poprzez materi�. M�zg, m�zg ludzki, system po��cze� stworzony przez was drog� eksperyment�w, jest dosy� prymitywny. - Przez nas? Beth, to jest, przepraszam, pani si� co� pomyli�o, nasz m�zg nie jest dzie�em niczyich eksperyment�w. - Mo�liwe. Wobec tego eksperymenty prowadzi�a jaka� zewn�trzna si�a. Ale nie na tym polega istota sprawy. Istnieje wiele �wiat�w podobnych do waszego, ale s� tak�e inne, takie jak nasz. My jeste�my w stanie bezpo�rednio sterowa� materi�. W codziennej praktyce najcz�ciej tylko atomami, ale je�li zajdzie potrzeba, to r�wnie� elektronami, a tak�e mniejszymi cz�steczkami. - W waszym �wiecie? - w g�owie dudni�o mi i hucza�o, czu�em si� okropnie zm�czony, a moja pi�kna zielonooka ukochana po prostu patrzy�a na mnie, siedz�c bez ruchu. - W naszym �wiecie, na Kappa Centauri. Uczy�e� si� o tym, prawda? - Mo�e tak, nie pami�tam. - Skoncentruj si� i spr�buj to sobie wyobrazi�. Wyobra� sobie �wiat, w kt�rym duch jest w stanie oddzia�ywa� bezpo�rednio na materi�. U was zajmowa� si� tym cz�owiek nazwiskiem Einstein, je�li pami�tam. Zwi�zkami materii z energi�. Wszystko, co nie jest podobne do nas, pozostaje zupe�nie od nas zale�ne. Ca�y �wiat materialny, w tym tak�e zwierz�ta. S� one ca�kowicie, bez reszty bezbronne, nawet wobec najgorszych instynkt�w. Musisz przyzna�, �e powinni�my w jaki� spos�b z tym sko�czy�. - Do tego s�u�� prawa, czy� nie tak? Bardziej lub mniej - wymamrota�em. - W�a�nie. Bardziej lub mniej, ale raczej mniej. A prawo przychodzi zawsze z zewn�trz, sk�onno�� za� od wewn�trz. Dlatego te� od milion�w lat u nas stosuje si� zasad� przymusu poznania drugiego cz�owieka tak g��boko, jak tylko dwie istoty s� w stanie pozna� si� nawzajem. Je�li poznamy l�ki, bezradno��, poczucie bezsilno�ci drugiej strony, drugiej istoty, mniejsze s� szanse na to, by�my chcieli jej zadawa� takie w�a�nie cierpienia. Nie wystarczy, by� pozna� j� na tyle, na ile ona sama zna siebie. To mo�e by� niebezpieczne dla was obojga. Musisz j� pozna� na tyle, �eby wiedzie� dlaczego post�puje tak, jak post�puje i r�wnocze�nie musisz si� nauczy� j� akceptowa� tak�, jaka jest: ca�kowicie r�n� od siebie. Naszym celem jest poznanie. W naszym �wiecie jest to nauka, umiej�tno�� ceniona najwy�ej, kt�rej od wszystkich oczekujemy, a nawet co� jeszcze wi�cej. Nazywa si� to sztuk� poznania. Jak mog�aby zrozumie� ryba �wini�, glista ptaka, je�li nie mog�aby w kt�rym� z poprzednich wciele� lata� albo pozna�, jakie to uczucie budowa� korytarze w g�stej, wilgotnej materii? Jeszcze wi�ksze r�nice istniej� pomi�dzy czysto duchowym i przede wszystkim materialnym �wiatem. Uczymy si� tego przez tysi�ce lat... Przybieramy setki postaci i masek, ca�y czas pr�bujemy odpowiedzie� na pytanie dlaczego, poszukujemy przyczyny. Z czego wynika r�nica, kt�ra sprawia, �e jedna istota szkodzi innym, druga za� jest �agodna. Uczymy si� szacunku, szacunku dla woli i pragnie� istot zamkni�tych w poszczeg�lnych wymiarach przestrzeni. Poczu�em w ustach tak� gorycz, �e mia�em ochot� splun��. Szacunek. Kogo szanowa�a ta obca kobieta, co tam kobieta, wi�zka energii. Mnie? Moj� mi�o��? Odezwa�a si� znowu, ale s�ysza�em j� i na zewn�trz i w �rodku, w g�owie. Chcia�a by� �agodna, mi�a. - Nie miej mi za z�e! Gdybym tylko mog�a przypuszcza�, �e tak to si� sko�czy... Tamtego dnia, pami�tasz, w "Czerwonym Kocie". By�e� przepe�niony smutkiem, ale czym� jeszcze. By�o to dla mnie zupe�nie nieznane pragnienie. Chcia�am pozna� to uczucie, tylko... - Zg��bi�! - nie chcia�em powiedzie� tego z wyrzutem, ale wydostaj�c si� z moich ust, s�owo dosta�o pazur�w. Pochyli�a g�ow�. Bo�e, jak lubi�em przypatrywa� si� jej w�osom, kiedy opada�y na twarz. - Tak, zg��bi�... Czu�am, �e czego� nie chcesz. Bardzo. Podesz�am do ciebie, ale przegoni�e� mnie. Przegoni�e� i jednocze�nie chcia�e�, �ebym zosta�a. By�am zdezorientowana, ale wzbudzi�o to moje zainteresowanie... - Pos�uchaj! Trudno si� dziwi�. W �rodku nocy... jaka� nieznajoma kobieta, a w dodatku taka pi�kna jak ty. Patrzy�a na mnie tak, jakby nie rozumia�a. A potem zdecydowanie potrz�sn�a g�ow�. - Nie, nie, to by�o znacznie p�niej. Kiedy spotkali�my si� na ulicy, ty nie chcia�e�, �ebym z tob� posz�a, tylko �ebym do ciebie wr�ci�a. Nie, ja m�wi� o kocie. - O kocie? - O knajpie, kiedy ci� dotkn�am, Czu�am wyra�nie, �e chcesz, �ebym zosta�a, a mimo to zepchn��e� mnie ze sto�u. - Chwileczk�, nie rozumiem... Chcesz powiedzie�, �e to ty by�a� tym kotem? - Oczywi�cie. A ty ju� wtedy mnie kocha�e�. Uj�a mnie owa sprzeczno�� i si�a tej sprzeczno�ci, tych dw�ch uczu� naraz... mog� by� niebezpieczne... powinnam wiedzie�, o co w�a�ciwie chodzi. - A teraz wiesz? Ju� si� nie gniewa�em. Kiedy tak t�umaczy�a mi zawzi�cie ca�� t� histori�, zarumieni�a si�, w�osy mia�a w lekkim nie�adzie. By�a pi�kna. Zachwycaj�co regularna, wykrystalizowana forma wszystkiego, co kiedykolwiek wiedzia�em lub my�la�em o pi�knie. Jak ostateczna forma doskona�ego r�wnania matematycznego. To mnie bola�o. - Czy mo�e teraz ju� wiesz? - powt�rzy�em. Spojrza�a na mnie, w jej oczach widzia�em falowanie morza, widzia�em kosmos, widzia�em to, co nieosi�galne. Nagle odwr�ci�a g�ow�. Wydawa�a si� jakby zmieszana. - Powiedz, czy by�e� ze mn� szcz�liwy? "Powiedz, czy by�e� ze mn� szcz�liwy" - nie do wiary, zapyta�a o to tak, jak pytaj� kobiety �yj�ce na Ziemi, kiedy pakuj� szczoteczk� do z�b�w i majtki. - A ma jakie� znaczenie, czy by�em szcz�liwy? - Czy by� uwierzy�, je�li bym powiedzia�a? My�lisz, �e nie ci�gn�abym tego latami, je�li by� mia� ochot�? Spr�bowa�am zrobi� wszystko, �eby� zapomnia� to, co widzia�e�, by ci si� wydawa�o, �e wszystko to tylko sen. Chcia�am, �eby wszystko by�o jak dawniej, ale zrozumia�am, �e to nie ma sensu... - Studium nie ma sensu? Jak to si� m�wi? Eksperyment nie ma ju� sensu, je�li rejestruje zachowania niespontaniczne? Przecz�co pokr�ci�a g�ow�, wygl�da�a na zm�czon�. - Ale� sk�d... Ty ju� mnie nie kochasz. Ju� nie widzisz we mnie Rebeki czy Elisabeth, nie jestem ju� dla ciebie ziemsk� kobiet�, obiektem mi�o�ci, tylko czym�, co wywo�uje strach i odraz�... i gniew - westchn�a. - A ja nie mog� sta� si� na powr�t t�, kt�r� by�am. To takie proste. Ale w�a�nie dlatego, �e... niewa�ne - wzi�a g��boki oddech - chcia�abym da� ci jaki� prezent... Na po�egnanie. �eby� zawsze o mnie pami�ta�, �eby� mnie wspomina�, ale nie tak, nie z gniewem. Mo�esz mnie poprosi�, o co zechcesz. Roze�mia�em si�. Alladyn i jego cudowna lampa? Dobra wr�ka i trzy �yczenia? Popatrzy�a na mnie, popatrzy�a ponad mn�. - Mo�esz poprosi�, o co zechcesz - powt�rzy�a powa�nie. - O pi�� kilogram�w z�ota, o wygran� w totka... o dom na w�asnej wyspie w pobli�u Grecji. O wszystko, czego tylko zapragniesz. Zamar�em. Powr�ci�y dzieci�ce marzenia, sny, o kt�rych zapomnia�em ju� kilkadziesi�t lat temu. - Nauczysz mnie lata�? - zapyta�em. - Twoje cia�o w obecnej formie nie nadaje si� do latania. - Akurat to wiem - odruchowo dotkn��em blizny na nodze. - No to mo�esz nauczy� mnie lata�, czy nie? - To ryzykowne... - ostro�nie dobiera�a s�owa. - Pi�� kilogram�w z�ota mog� stworzy� w�a�ciwie ze wszystkiego, ale zmieni� twoje cia�o... Nie jestem pewna, czy rekonstrukcja b�dzie bezb��dna... Czy chcia�by� zosta� do ko�ca �ycia stworzeniem lataj�cym? - Uwa�asz, �e by�aby� w stanie sprawi�, �eby uros�y mi wielkie skrzyd�a albo co� takiego? By�bym cz�owiekiem- ptakiem? Skin�a twierdz�co. - Inaczej nie mo�na? Bez zewn�trznych zmian? Wzruszy�a ramionami. - Mam w�adz� tylko nad materi�, nie za� nad prawami, wed�ug kt�rych mo�e si� porusza�. Zamilk�em. Gdybym by� m�odzikiem, powiedzia�bym tak, chc� tego, pragn�. Ale od tamtej pory nauczy�em si� o �yciu niejednego. W jaki spos�b mia�bym si� od�ywia�? Gdzie spa�? Jak mia�bym si� obroni� przed drapie�nikami, przed innymi lud�mi? W milczeniu kr�ci�em g�ow�. - Wi�c nie jeste� w stanie zmieni� mojego cia�a? - Jestem. Tylko nie chcia�abym tego robi�. Nie mam pewno�ci, czy nie wyrz�dz� ci krzywdy... - wyra�nie troszczy�a si� o mnie. - No to co? Jutro i tak odfruniesz albo co� tam jeszcze, kogo b�dzie interesowa�, �e... - Och, jak mo�esz tak m�wi� - jej g�os przypomina� g�os mojej matki, kiedy karci�a mnie za psoty wieku dzieci�cego. Beth milcza�a przez chwil�, a nast�pnie powiedzia�a: - Jest jeszcze inna droga... - Tak? Nie jest ryzykowna? - stara�em si� na�ladowa� melodi� jej g�osu. - Jest. Ale niemal ca�e ryzyko ponosz� ja. - W jaki spos�b? - Je�li kogo� pokochamy, to znaczy je�li pomi�dzy dwiema duchowymi istotami powstanie wystarczaj�co silny zwi�zek, to w�wczas mo�na przekaza� pewne umiej�tno�ci. Na pewien czas. - Co to znaczy? - zapyta�em zaniepokojony. - Tylko tyle, �e na do�� kr�tko mog� ci przekaza� pewne umiej�tno�ci rozk�adu formy. - Chcesz przez to powiedzie�, �e na jaki� czas ja te� b�d� m�g� si� zmieni� w jakie� zwierz�? - Albo w samolot. Mo�esz by�, czym tylko chcesz - popatrzy�a na mnie w zamy�leniu. - W tym przypadku jednak proponuj� jakie� niewielkie stworzenie, poniewa� ilo�� materii, kt�r� trzeba b�dzie na nowo przeobrazi�, powinna by� jak najmniejsza. Wiesz, z powodu mo�liwo�ci b��du. - Uwa�asz, �e na kilka godzin m�g�bym zosta� wr�blem albo go��biem? - Nie, to znaczy tak, m�g�by� zosta�. Ale czas trwania przemiany b�dzie d�u�szy, powiedzmy, kilka godzin, a mo�e nawet niesi�c. - I m�g�bym przy tym zachowa� umiej�tno�ci cz�owieka? Chodzi mi o m�zg... Czy wiedzia�bym, �e jestem cz�owiekiem? Skin�a g�ow�. - A jak mia�bym zmieni� si� zn�w w cz�owieka? Poczeka�aby� na mnie? A je�li mimo wszystko nie poczekasz, to do ko�ca �ycia b�d� ptakiem? U�miechn�a si� z wyrozumia�o�ci�. - Musz� na ciebie poczeka�... poniewa� w pewnym sensie b�dziesz cz�stk� mojego cia�a. Tak jakbym, powiedzmy, po�yczy�a ci kt�r�� z moich r�k. Dlatego powiedzia�am, �e to ja ponosz� ryzyko. Bo przecie� mo�e ci si� co� sta�. A ja, okaleczona... do�� trudno by�oby mi wr�ci� do domu... - A je�li ze mn� co� si� stanie? To nie jest zbyt ryzykowne? - poczu�em si� obra�ony, ale ona patrzy�a na mnie ze zrozumieniem. - Ryzyko zawsze istnieje, tak jak w �yciu. M�g�by� mie� wypadek samochodowy, kto� m�g�by ci� napa�� na ulicy. To co, masz ochot�? - By� sow�, or�em, nietoperzem czy mew�? - Ju� m�wi�am, �e tak... - I b�d� umia� polowa�, �apa� ryby, lata�, orientowa� si� w przestrzeni? - W pewnym sensie wszystkich tych umiej�tno�ci musisz si� uczy� od pocz�tku, tak jakby�, powiedzmy, uczy� si� korzysta� z protezy. Ale przyjdzie ci to �atwo, bo wszystkie cz�onki b�d� stanowi� cz�ci twojego cia�a, tak wi�c b�dziesz je czu�. Co si� tyczy od�ywiania, zawsze jest to k�opot, gdy jest si� w nowym ciele. Musisz si� przyzwyczai� do tego, �e na �niadanie nie jadasz grzanek. Ale twoje zapotrzebowanie na energi� b�dzie o wiele mniejsze od normalnego. - Chc� by� soko�em! - powiedzia�em niespodziewanie. - Niezbyt du�ym, niezbyt rzucaj�cym si� w oczy. Nie chcia�bym by� go��biem, wr�blem tym bardziej nie. Musia�bym ca�y czas mie� si� na baczno�ci, czy kto� nie chce na mnie zapolowa�. - Na to musisz mie� baczenie tak czy inaczej! - Beth wydawa�a si� by� zmartwiona. - Nowa forma nie daje �ycia bez trudno�ci, zmienia si� tylko typ problem�w. Nie robisz wycieczki do nieba, o czym� takim zapomnij. Mo�emy zaczyna�? Dobrze by by�o, gdyby� zadzwoni� do biura i poprosi� o urlop. Jako� musisz si� zwolni�. Roze�mia�em si� zachwycony. Zwolni� si�! Jakiej wspania�ej tre�ci mog� nabra� te s�owa, te proste s�owa. zwalniam si� - otrzymuj� wolno��. Nawet najbardziej fantastyczne przygody zaczynaj� si� od biurokracji. Nareszcie byli�my razem, ona i ja. Nie by�o �adnych szczeg�lnych przygotowa�, �adnych przyrz�d�w, zakl��. Poprosi�a mnie tylko, �ebym pomy�la� o chwili, kiedy spotkali�my si� po raz pierwszy. A potem sta�o si�. Siedzia�em na por�czy swojego ulubionego fotela, troch� kr�ci�o mi si� w g�owie, czu�em si� niepewnie, tak jak kto�, kto zosta� nagle obudzony. W fotelu za� siedzia�o moje cia�o, jedynie lewa nogawka spodni ko�czy�a si� pustk�. Beth po d�ugich rozmy�laniach zdecydowa�a, �e trzeba wykorzysta� moj� lew� stop�. Najwidoczniej kierowa�a si� przekonaniem, �e w trakcie mojego p�niejszego �ycia w�a�nie t� cz�� cia�a naj�atwiej b�dzie uzupe�ni�. Nie widzia�em Elisabeth, tylko jej ubranie le�a�o r�wno u�o�one na por�czy drugiego fotela. Okno sta�o otworem. Niepewnie wzlecia�em na parapet, prawym skrzyd�em zaczepi�em przy tym o klamk� okna, wreszcie wyczo�ga�em si� na zewn�trz i rzuci�em si� w d�. Pierwszym najwa�niejszym uczuciem by�o uczucie nago�ci. Wiatr muska� mi sk�r�. Czu�em delikatny, wilgotny dotyk wieczoru, a tak�e cieplejszy powiew od strony domu. Drugie uczucie - panika. Ziemia zbli�a�a si� coraz szybciej, ja za� niezdarnie macha�em skrzyd�ami, horyzont ta�czy� w g�r� i w d�. Wreszcie znalaz�em si� na ziemi, ale prawe skrzyd�o podwin�o si� pode mnie i silnie zwichn��em sobie rami�. Pierwszy start w niebo zaj�� mi co najmniej dwadzie�cia minut. M�czy�em si� na male�kim trawniku w�asnego ogrodu - teraz wydawa� mi si� niebezpiecznie du�y, w dodatku nie by�o gdzie si� schowa� - pr�bowa�em niezdarnie wzlecie� w g�r�. Najwi�kszym moim pragnieniem by�o dosta� si� na kasztanowiec. Kiedy wreszcie dotar�em do drzewa, nie by�em w stanie znale�� takiej ga��zi, kt�ra nie mia�aby zbyt du�o drobnych ga��zek, gdzie m�g�by usi��� taki ��todzi�b jak ja. Z konieczno�ci przysiad�em na dachu w�asnego domu, �eby odpocz�� po tym wstrz�sie. I wtedy, w�a�nie wtedy poczu�em po raz pierwszy zachwyt, kt�rego od tamtej pory nie jestem w stanie zapomnie�. Jako cz�owiek zbytnio przywyk�em do tego, �e przedmioty, �ciany, meble, budynki, a tak�e ludzie i zwierz�ta otaczaj� mnie i s� zbyt blisko, o metr albo i bli�ej, wszystko i wszyscy st�oczeni na jednym poziomie razem ze mn�. Tam, na szczycie dachu, poza anten� i nag� �cian� komina, wida� by�o tylko g�st� koron� drzewa, a dalej nic. Przestrze� otacza�a mnie, falowa�a, lgn�a do mnie. Czu�em powietrze otaczaj�ce mnie ze wszystkich stron, odczuwa�em je jako materi� i przy poczuciu bezbronno�ci dawa�o mi to tak�e poczucie wolno�ci. C� m�g�bym powiedzie� o nast�pnych dniach? Ka�da godzina przynosi�a kolejne rado�ci, pocz�tkowo by� to zachwyt p�yn�cy z nowych do�wiadcze�, z eksperymentowania. Barwy, d�wi�ki, dotyk, smaki - wszystko to dociera�o do mnie w szerszej skali ni� w moim poprzednim wcieleniu. Zalewa�y mnie, wci�ga�y w siebie, a ja wch�ania�em je bez opami�tania, z rozkosz� ton��em w moim nowym �wiecie. I latanie - no tak, latanie! To by�o co� wi�cej, co� o wiele wi�cej ni� dzieci�ce marzenia. Kt�ry m�okos nie marzy o lodowatym wietrze, o wysi�ku, kt�ry niemal zrywa mi�nie i o tym tajemniczym uczuciu wichrzenia si� pi�r na skrzyd�ach podczas szybowania w g�rze? W miar� mijania dni, poza odczuciami, jakie na mnie ostatnio spad�y, czeka�a mnie jeszcze jedna rad