5194
Szczegóły |
Tytuł |
5194 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5194 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5194 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5194 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gabor Lovey
Sztuka poznania
Historia ta rozpoczyna si� tak, jak mog�yby si� zaczyna�
inne mi�osne historie lub horrory, ale ostatecznie bior�c,
to wszystko jedno. By� zimny, wietrzny wiecz�r, krople
deszczu rozmazywa�y si� bez wyrazu na okiennej szybie. W
mieszkaniu nudno i ponuro, w telewizji nic interesuj�cego.
By� to taki wiecz�r, podczas kt�rego nie ma si� ochoty
wychodzi� z domu, ale pozosta� w nim to co� o wiele
gorszego. Dotyczy�o to szczeg�lnie mnie. Ostatnia kobieta
odesz�a trzy tygodnie temu, nie zadaj�c sobie nawet tyle
trudu, by poszuka� jakiego� pretekstu. Zamkn�a drzwi i
koniec. Klamka od tamtej pory ustawiona jest troch� krzywo.
Nie pij� zbyt du�o albo przynajmniej nie pi�em, ale podczas
takich wieczor�w rzeczywi�cie nie ma co robi�. Najlepiej
skoczy� do najbli�szej knajpy, do takiej, kt�r� si� dobrze
zna, wymamrota� co� tam o pogodzie i o pi�ce no�nej, wypi�
dwa-trzy piwa, szybko wr�ci� do domu i po�o�y� si� spa�.
"Czerwony Kot" jest w�a�nie takim miejscem. Znajduje si�
nawet niedaleko, ale tego dnia powietrze by�o tak parne,
niemal lepkie, �e kiedy dotar�em na miejsce, wszystko mia�em
przemoczone, nawet odechcia�o mi si� piwa, nie m�wi�c ju� o
rozmowie. Otworzy�em drzwi i nagle spowi�y mnie ciep�o,
ha�as i dym. Potrzebowa�em kilku chwil, by oddzieli� te
doznania. Podszed�em do baru i zam�wi�em od razu dwa piwa.
Usiad�em przy wolnym stoliku w rogu i stara�em si� robi� jak
najbardziej ponur� min� po to, by nikt si� do mnie nie
zbli�a�.
Przyczyn� nie by� deszcz czy ch��d, a samotno�� - tylko
cz�ciowo. No c�, stukn�a mi ju� czterdziestka, dlatego
te� nie jestem w stanie przekona� samego siebie, �e wszystko
mo�e si� zmieni�, a ja na to nic. A dlaczego mia�oby si�
zmienia�? Z prac� nie mam k�opot�w. Nie jest nudna, ale nie
pobudza te� zbytnio moich ambicji. Wygodnie mi si� �yje,
nikt mnie nie nagabuje, nikt nie nienawidzi, mam dobrych
kumpli i znajomych, prowadz� �adne, uporz�dkowane �ycie.
Moja matka by�aby szcz�liwa, gdyby mnie widzia�a. Nic
szczeg�lnie mnie nie przygn�bia. Nic szczeg�lnie mnie nie
rozwesela i w og�le we mnie nie ma niczego szczeg�lnego.
Siedz� tu, bo wiecz�r jest okropny, a w domu nikogo i to te�
jest naturalne, w ka�dym razie nic takiego niezwyk�ego.
Wystarczy�o tylko rozejrze� si� dooko�a, by stwierdzi�, �e
rzeczywi�cie tak jest.
Zbiera�em si� do wyj�cia, �eby na zewn�trz wykrzycze� z
siebie ca�y ten wiecz�r, ca�e moje �ycie, kiedy co� dotkn�o
mojego ramienia. My�la�em, �e to kto� znajomy i ju� chcia�em
go pos�a� do wszystkich diab��w, ale nie. W rami� wciera� mi
si� jaki� du�y, pe�en fa�szu, rudy kot. Gospoda nazywa�a si�
"Czerwony Kot" - od kiedy tu przychodz�, w�a�ciciel zawsze
mia� rudawego kota, kt�ry spacerowa� pomi�dzy go��mi i
pozwala�, by go g�askali. Tamten te� nie by� byle jaki, ale
ta bestia prezentowa�a si� naprawd� wspaniale. Zgrabna mimo
du�ego cielska, mia�a jaskrawozielone oczy, a jej futro
mieni�o si� we wszystkich odcieniach br�zu i czerwieni.
Sier�� by�a jedwabista i puszysta, wyj�tkowo g�sta, co
sprawia�o, �e ca�ego kota jakby otacza�a jaka� rudawa
aureola. By� tak fantastycznym zwierz�ciem, �e przez chwil�,
zapomniawszy o wszystkim, wpatrywa�em si� w niego. A on
gapi� si� na mnie bez drgnienia i czyni� to tak po ludzku,
�e jednym ruchem zmiot�em go ze sto�u. Impet, z jakim spad�
na ziemi�, odrzuci� go w przeciwleg�y r�g pomieszczenia.
By�o w nim wyzwanie i lekcewa�enie, za� koniec ogona
kokieteryjnie ta�czy� w takt jego ruch�w.
Nie b�d� zbyt oryginalny, je�li powiem, �e skojarzy� mi
si� z kobiet�. Tak�, kt�r� widuje si� tylko w reklamach
myd�a lub w mro��cych krew w �y�ach bajkach z Hollywood.
Rudawokasztanowe w�osy, sk�ra bia�a jak mleko, a oczy tak
zielone, jakich w rzeczywisto�ci nigdy nie ma. W tym sensie
s� jednocze�nie dzikim wyzwaniem i obietnic� natychmiastowej
kapitulacji. W dodatku ta kobieta ma jakie� straszne
biblijne imi� w rodzaju Rachela lub Rebeka i nozdrza dr��ce
z podniecenia. Nagle tak bardzo nasz�a mnie ochota kochania
si�, �e a� mnie zemdli�o. I sprawi� to kot! Oto do czego
doszed�em. Si�gn��em po drugie piwo i zamkn��em oczy. W
ciemno�ciach natychmiast ukaza� si� tr�jwymiarowy wizerunek
Racheli z Hollywood. Jej nozdrza dr�a�y wprost zachwycaj�co.
Dlaczego nie pojawi si� jaka� kobieta? Nawet je�li akurat
nie taka, ale te� niekoniecznie matka dwojga dzieci ze
sflacza�ymi po�ladkami, marz�ca, by cho� przez jeden wiecz�r
rozerwa� si�. Dlaczego nie mo�e si� pojawi� kto�,
ktokolwiek, tak jak ten kot, mi�kko i naturalnie?
Krzyk, kt�ry wyzwoli�o przybycie kota, zn�w cisn�� mi si�
na usta. Zepchn��em go z powrotem ostatnim �ykiem piwa i
szybko ruszy�em do wyj�cia. Je�li ju� trzeba krzycze�, to
lepiej wrzeszcze� w�r�d w�asnych czterech �cian. Deszcz
przesta� pada�, ale by�o zimno i mglisto. Humphrey Bogart w
takich sytuacjach podnosi ko�nierz p�aszcza, zapala
papierosa, �wiat�a tajemniczo rysuj� jego twarz, on za�
odwraca si� p�profilem. Niemal biegiem pu�ci�em si� do domu
i by�em tak bardzo zaj�ty t�umieniem z�o�ci, �e nie od razu
us�ysza�em za sob� kroki. W nast�pnej sekundzie delikatnie
uj�� mnie za rami�. Odwr�ci�em si� tak gwa�townie, jakbym
mia� z�e zamiary.
To by�o marzenie z hollywoodzkiej reklam�wki, Rebeka we
w�asnej osobie. Jej rude w�osy odbija�y �wiat�a ulicy, usta
mia�a lekko uchylone, mi�kko, tak, jak powinno by�. Patrzy�a
na mnie szeroko otwartymi oczami i delikatnie dysza�a.
Czu�em si� tak, jakby wszystkie moje dotychczasowe krzyki
uwi�z�y mi w gardle. Nerwy dzia�a�y niby postronek na moje
struny g�osowe, t�umi�y powietrze wydostaj�ce si� z gard�a,
j�zyk za� miesza� tylko oddech i nie by� w stanie uformowa�
s��w. Ona, s�ysz�c m�j nieartyku�owany be�kot, a raczej
rz�enie, cofn�a si� krok w ty�, ale nie pu�ci�a mojej
r�ki. Patrzy�a na mnie ufnie i �agodnie, tak, jak jej liczne
filmowe poprzedniczki - tyle �e teraz dzieli�a nas
odleg�o�� nie wi�ksza ni� p� metra.
- Czy mog� w czym� pom�c? - wyj�ka�em wreszcie. - Czy
pani szuka w�a�nie mnie?
Zatrzepota�a rz�sami, lekko odwr�ci�a g�ow�, wskazuj�c
knajp�.
- Ja te� tam by�am. A pan, a ty, wydawa�e� si� taki
samotny i nieszcz�liwy. Pomy�la�am, �e p�jd� za tob� i...
pociesz� ci�.
- Pocieszysz mnie? - cofn��em si� krok w ty� i
przyjrza�em si� jej dok�adniej. Mia�a na sobie prosty szary
p�aszcz przeciwdeszczowy i buty na niskim obcasie. A jednak
jej twierdzenie, jakoby by�a w knajpie, zakrawa�o na absurd.
Po pierwsze, niemo�liwe, �ebym jej nie zauwa�y�. Takiej
dziewczyny?! A je�li nie ja, to kto� inny na pewno by j�
poderwa�. No i jeszcze, kt�ra samotna kobieta mo�e przyj�� do
"Czerwonego Kota"? Zanim zdo�a�em cokolwiek powiedzie�,
roze�mia�a si�.
- Widz�, �e mi nie wierzysz. No dobrze. Siedzia�e� ty�em
do baru, w samym rogu. Nagle, kiedy pi�e� drugie piwo,
zerwa�e� si� z miejsca i wybieg�e�, tak jakby ci� kto�
goni�. Niemal str�ci�e� kieliszek z s�siedniego sto�u.
Wszystko si� zgadza�o, co do joty. Ale wzmog�o to tylko
moje podejrzenia.
- Taak... a gdzie ty by�a�?
- Przy barze. Wpad�am dos�ownie na moment, �eby szybko
wypi� co� s�odkiego i p�j�� do domu - skrzywi�a si� przy tym
nieco, daj�c do zrozumienia, �e nie jest to najmilsza
perspektywa.
Przez minut� w milczeniu przygl�da�em si� jej twarzy o
idealnych rysach.
- W porz�dku. A teraz co mog� dla ciebie zrobi�?
- Trudno powiedzie� - wykrzywi�a nieco usta. - My�la�am,
�e si� ucieszysz, �e przysz�am. Wydawa�e� si� tak bardzo
samotny.
- Nie m�w, �e taka kobieta jak ty nie ma z kim sp�dzi�
wieczoru! - warkn��em w�ciek�y. - Co� takiego mo�liwe jest
tylko w...
- ...bajce - doko�czy�a zdanie, flegmatycznie wzruszaj�c
ramionami. - A je�li to jednak mo�liwe? Ja przecie� jestem
tu i teraz.
Zn�w przez minut� gapi�em si� na ni�, ona na mnie, jak
kocica. Pohamowa�em ch�� odepchni�cia jej i zamiast tego
prze�kn��em �lin�. A zreszt�, c� w�a�ciwie mia�em do
stracenia. Najwy�ej dadz� mi w g�ow� i okradn�. Nie nosz�
przy sobie wi�kszych pieni�dzy, a karty kredytowe i tak
z�odziejowi na nic. A mo�liwe, �e... - wysch�o mi w gardle -
wszystko mo�liwe.
- No dobrze, powiedzmy, �e ciesz� si� z twojej obecno�ci.
Jak ci na imi�? - zapyta�em. "Ale jak teraz powie, �e
Rebeka, przysi�gam na Boga, uderz� j�" - pomy�la�em.
Mo�e tylko mi si� wydawa�o, �e przez moment popatrzy�a na
mnie badawczo. Jakby dopiero teraz mia�a si� zdecydowa� na
swoje imi�.
- Na imi� mi Elisabeth - powiedzia�a wreszcie tak
rzeczowym tonem, jakby dyktowa�a dane personalne na policji -
ale przyjaciele m�wi� mi Beth.
- W porz�dku, Elisabeth. Mo�esz mnie kawa�ek odprowadzi�,
je�eli masz ochot�, a potem zobaczymy.
Skin�a g�ow�, wzi�a mnie pod r�k�, jakby�my byli
starymi przyjaci�mi. Szli�my powoli, w milczeniu. Nie
mia�em poj�cia, o czym m�g�bym z ni� rozmawia�. J� za�
odstraszy�a chyba moja pocz�tkowa chropowato��, nie wiem.
Szed�em �wiadomie okr�n� drog�, ale "Czerwony Kot" by�
przecie� niedaleko. Stan��em przed bram�, odwr�ci�em si� do
niej twarz�. - Jeste�my na miejscu - powiedzia�em.
Na dom zaledwie rzuci�a okiem, a potem zawiesi�a na mnie
swoje spojrzenie, jakby na co� czeka�a.
- A teraz? Wejdziesz? Napijemy si� czego�? - ledwo co
wym�wi�em te s�owa, ju� ich po�a�owa�em. Jasne, �e by�oby
dobrze, gdyby wesz�a, dobrze i to jeszcze jak, ale z drugiej
strony nagle bardzo silnie zapragn��em, �eby jednak nie
wchodzi�a. Nie chcia�em, by si� okaza�o, �e jest jak��
lepsz� dziwk� i przychodzi tylko na jeden wiecz�r. To ju�
lepiej niech sobie p�jdzie i pozostanie tak�, jaka jest.
Nieprawdopodobnie pi�kn�.
Jeszcze nie zd��y�em przemy�le� wszystkiego do ko�ca,
kiedy odwr�ci�a twarz. Poci�gn�a palcem wskazuj�cym po
kracie na bramie wej�ciowej i u�miechn�a si� niepewnie.
- My�l�, �e nie wejd� - powiedzia�a w ko�cu. - Nie, nie,
p�jd� - powiedzia�a nieco bardziej zdecydowanym tonem. -
Dobranoc i nie gniewaj si�, �e zawr�ci�am ci w g�owie.
Poda�a mi r�k� i ruszy�a ulic� z powrotem, w kierunku
"Czerwonego Kota". Kiedy si� oddala�a, nabiera�em coraz
wi�kszej pewno�ci, �e kiedy� ju� widzia�em dok�adnie to
samo. Gapi�em si� za ni� bez wyrazu, w�ciek�y z powodu
uczucia bezsilno�ci. Co za idiotyczna sytuacja. Ale g�upiec
ze mnie! Przepu�ci� tak� kobiet�, nawet je�li jest dziwk�,
nawet je�li tylko na jeden wiecz�r. Najpierw niepewnie, a
potem coraz bardziej przyspieszaj�c kroku, pobieg�em za ni�.
S�ysz�c moje kroki zatrzyma�a si�, nieco si� odwr�ci�a, ale
nie powiedzia�a ani s�owa.
- Elisabeth, nie gniewaj si�, prosz�! Beth, bardzo si�
ciesz�, �e mogli�my si� spotka�. Musisz jednak przyzna�, �e
okoliczno�ci s� troch� dziwne, a ty, taka samotna i
nagle...
Kiwn�a g�ow� z roztargnieniem jak cz�owiek, kt�ry bez
reszty zgadza si� z ca�kowicie dla niego oboj�tnym faktem.
- Bardzo, bardzo ch�tnie spotkam si� z tob�,
kiedykolwiek, je�li tylko zechcesz...
Sta�a wci�� jeszcze milcz�ca z nieruchom� twarz�, jakby
nie mia�a mi nic do powiedzenia. Wreszcie odezwa�a si�:
- Jutro. - Nie by�o to pytanie, po prostu stwierdzi�a, �e
jutro, nadaj�c temu s�owu jaki� niepokoj�cy akcent.
- Wspaniale, powiedzmy o �smej wieczorem przed "Czerwonym
Kotem", dobrze? - powiedzia�em szybko, nie chc�c, �eby si�
rozmy�li�a.
- Aha - tylko tyle powiedzia�a w odpowiedzi i ruszy�a
dalej, z r�kami w kieszeniach, niemal jak jaki� tramp, kt�ry
mo�e by� na pe�nym luzie, bo nie ma niczego do roboty.
- Dobranoc! - krzykn��em jeszcze do niej.
- Dobranoc - odpowiedzia�a, ale nie odwr�ci�a g�owy.
Nigdy nie zapomn� nast�pnego dnia. Zm�czy�a mnie my�l, �e
nie przyjdzie, ale niespokojna nadzieja, �e mo�e jednak
tak, nie pozwala�a mi z�apa� tchu. O godzinie sz�stej po
po�udniu by�em ju� zupe�nie wyko�czony. Dwa razy bra�em
prysznic, ale kiedy si� ubra�em, by�em zn�w spocony.
Zacz��em si� goli�, przerwa�em w po�owie. Je�li nie
przygotuj� si�, to mo�e przyjdzie. Je�eli za� si� ogol� i
kupi� kwiaty, to ju� pi�tna�cie po dziewi�tej b�d� zupe�nie
pijany trzymaj�c pod pach� zwi�d�y bukiet. Z premedytacj�
sp�ni�em si� par� minut, �eby nie traci� czasu na bezczynne
stanie przed knajp�. Ale ona ju� by�a. Czeka�a cierpliwie
troch� z boku, niezupe�nie przed budynkiem. Kto� w�a�nie
usi�owa� j� poderwa�, w ka�dym razie sta� przed ni� jaki�
facet i �ywo gestykulowa�. Mog�a mnie nie zauwa�y�, jej nowy
znajomy by� bliski tego, by pozbawi� j� wszelkich widok�w
poza jego wymi�toszon� koszul� i rozlu�nionym krawatem. Ale
je�li nawet mnie nie widzia�a, to jednak poczu�a, �e ju�
jestem, bo gdy tylko zjawi�em si� na miejscu, odesz�a od
faceta i stan�a przy mnie. W jasnym ubraniu by�a jeszcze
pi�kniejsza ni� j� pami�ta�em.
Na powitanie skin�a tylko g�ow� - najwyra�niej nie by�a
specjalnie wylewna - i zapyta�a:
- Dok�d idziemy?
Wzi��em j� na kolacj�, a potem ju� bez zb�dnych ceregieli
zabra�em do domu. Spotykali�my si� regularnie i zaledwie
po kilku tygodniach sprowadzi�a si� do mnie.
By�a idealn� �on� i kochank�. Akurat na tyle uleg�a i
sprzeciwiaj�ca si�, �e nie sta�a si� ani nudna, ani m�cz�ca.
Musia�em si� pogodzi� z tym, �e czyta w moich my�lach, a
w�a�ciwie w moich snach, we wszystkich moich snach, jakie
�ni�em od lat m�odzie�czych. By�a dok�adnie taka, jak�
przedstawiaj� te g�upie reklamy w telewizji. Spe�nionym
snem. Jej ma�om�wno�� si� nie zmieni�a, przy czym
najmniej m�wi�a o sobie. Szybko okaza�o si�, �e nie ma ani
m�a, ani dzieci. Pocz�tkowo twierdzi�a, �e jest
maszynistk�, ale nigdy nie musia�a si� spieszy� do pracy,
zawsze starcza�o jej czasu na wszystko. Wkr�tce doszed�em do
wniosku, �e tak naprawd� nigdzie nie pracuje - mimo to
zawsze mia�a got�wk�. Kupowa�a nowe ubrania i rzeczy, kt�re
by�y potrzebne w domu, ale w�a�ciwie nie prosi�a mnie o
pieni�dze. Pocz�tkowo kilka razy sprawdza�em swoje konto
bankowe i kredytowe, by�y nienaruszone. Kiedy�, jako�
mimochodem, wspomnia�a, �e po ojcu dosta�a wi�ksz� sum�
pieni�dzy. Ale poza tym wszystko, co j� otacza�o, by�o
dziwne i niesamowite. Mia�a bardzo ma�o przyjaci�, chocia�
poznawanie nowych ludzi przychodzi�o jej �atwo i niekiedy
sprowadza�a do mieszkania jakie� przera�aj�ce typy.
Przyznawa�a si� do trzydziestu dw�ch lat, ale r�wnie dobrze
mog�a nie przekroczy� dwudziestki. Mia�a idealn� cer�,
niemal bez jednej zmarszczki. Rano budzi�a si� bez
opuchni�tych powiek. Na ca�ym jej ciele nie zauwa�y�em ani
jednego znaku szczeg�lnego czy blizny. Doskonale, idealnie
pi�kna.
By�em w niej �miertelnie zakochany, ale z drugiej strony,
ch�odno obserwuj�c samego siebie, doszed�em do wniosku, �e
ca�a ta sprawa jest zupe�nie nieprawdopodobna, �e przeczy
niemal prawom natury. Jedwabist�, �wietlist� i drgaj�c�
konstrukcj� mojego szcz�cia przes�ania�a od czasu do czasu
mg�a niewiary. Obawy, �e w kt�rej� chwili runie - od
najmniejszego dotyku. Niemal si� wyko�czy�em czekaj�c na �w
dotyk. Ale to, jaki by� naprawd� koniec, r�ni�o si� od
wszelkich oczekiwa� i przypuszcze�.
Powr�t do domu by� zawsze krytycznym punktem dnia. Od
godziny trzeciej po po�udniu czu�em coraz silniejsze, coraz
bardziej nagl�ce pragnienie, kt�re kaza�o mi wraca� do domu.
�pieszy�em si�, p�dzi�em, naciska�em peda� gazu, z�o�ci�em
si� przy czerwonych �wiat�ach. A potem, kiedy by�em ju� w
okolicy, co� zawsze kaza�o mi zwalnia�. Na nasz� ulic�
samoch�d w�a�ciwie ju� tylko si� wtacza� i zwykle
przynajmniej przez minut� siedzia�em w milczeniu nie
wychodz�c z auta, zanim znalaz�em do�� odwagi, by wyj��.
Zawsze, ilekro� dom zastawa�em pusty, robi�o mi si� s�abo,
siada�em wtedy niemal sparali�owany i czeka�em, a� ona
wr�ci. Wydawa�o si�, �e Beth wie o mnie wszystko, a wi�c to
tak�e. Bardzo rzadko zastawa�em puste mieszkanie, a ju�
najrzadziej w�wczas, kiedy wraca�em wcze�niej ni� zwykle.
Tamtego dnia pewien m�j kontrahent, z kt�rym um�wi�em si�
na mie�cie, niespodziewanie odwo�a� spotkanie. Nie mia�em
nic do roboty, pojecha�em wi�c do domu, z g�ry dr��c na my�l
o pustych pokojach i chwilach samotno�ci. Do ostatniego
momentu mia�em nadziej�, �e j� zastan�, przynajmniej ze trzy
razy wita�em si� z ni� jeszcze jej nie widz�c, zanim
ostatecznie zrezygnowa�em. No c�, trudno, jako� trzeba
wytrzyma� tych kilka godzin niepewno�ci. Usiad�em, zaj��em
si� papierami, kt�re przynios�em z pracy. Sprawa, na
szcz�cie, nie by�a prosta, min�a ju� pi�ta, czas moich
powrot�w do domu, kiedy wreszcie sko�czy�em. Beth wci��
jeszcze nie by�o. Wzi��em wi�c nast�pn� paczk� papier�w, ale
nie potrafi�em si� skoncentrowa�. Litery skaka�y mi przed
oczami, a o��wek by� �liski od potu.
Przecie� nic si� nie sta�o! Dopiero za pi�tna�cie sz�sta.
Kto powiedzia�, �e ona ma by� na pi�t� z powrotem? Podczas
kiedy racjonalne my�lenie d��y�o ku znalezieniu czego�
uspokajaj�cego i to za wszelk� cen�, dobre, stare "ja" mia�o
ju� bardziej konkretny �rodek uspokajaj�cy: butelk� whisky.
W�a�nie odkr�ci�em zakr�tk� i �ykn��em sobie prosto z
butelki, kiedy przed domem zahamowa� jaki� samoch�d. Butelka
wy�lizgn�a mi si� z r�ki, palce w�a�ciwie zupe�nie mi
zesztywnia�y na my�l o tym, �e przyjecha�a. Silnik samochodu
zn�w wszed� w obroty, brz�k szk�a by� ledwo s�yszalny, a
potem zn�w zaleg�a cisza. Bezwzgl�dna, niema cisza. Ani
krok�w, ani zgrzytu klucza w zamku. A niech to cholera!
Je�li si� nie myli�em, kolejnej butelki nie by�o. Obecno��
Beth sprawia�a, �e nie potrzebowa�em pi�, ale teraz jeden
�yk wyda� mi si� czym� upragnionym. Ruszy�em w stron�
spi�arni, �eby wyj�� szczotk� i szmat� do pod�ogi.
Niezale�nie od tego, czy ona przyjdzie, czy nie, ta lepka
ka�u�a nie mo�e zosta� tak na pod�odze. Jestem praktykuj�cym
starym kawalerem, nie takie rzeczy sprz�ta�em. Otworzy�em
drzwi.
Beth pad�a mi w ramiona zupe�nie tak, jak bohaterka
klasycznych horror�w, omal mnie nie przewr�ci�a. By�a - jak
przysta�o na tak� sytuacj� - zimna i sztywna. Niemal
odruchowo si�gn��em do jej nadgarstka, �eby zbada� puls i
w�wczas dozna�em kolejnego wstrz�su. Mia�a obci�te lewe
przedrami�, dok�adnie w �okciu, jakby kto� odr�ba� je jednym
ci�ciem. Zrobi�o mi si� niedobrze. Wydaje mi si�, �e
krzycza�em. Na pewno wymiotowa�em, ale do �azienki dobieg�em
dopiero po pewnych czasie. Wydawa�o mi si�, �e ze wszystkich
por�w mojego cia�a s�czy si� pot.
Kiedy troch� odetchn��em, od razu pomy�la�em o policji.
Musz� ich zawiadomi�! Natychmiast! Dowlok�em si� do telefonu
i spr�bowa�em wybra� numer. Palce wci�� jeszcze mia�em
sztywne, jakby nie swoje. Us�ysza�em sygna�, potem kto� z
tamtej strony podni�s� s�uchawk�, a ja zacz��em duka�:
- Chcia�bym powiadomi� o morderstwie. Ofiara nazywa si�
Elisabeth Brownley... - Jeszcze nie doko�czy�em zdania,
kiedy zrozumia�em absurdalno�� ca�ej sytuacji. S�uchawka
wypad�a mi z r�ki i z trzaskiem opad�a na wide�ki.
Bo�e... przecie� w�a�ciwie nic o niej nie wiem, znam
tylko imi�! Nie wiem nawet, kim byli jej rodzice, nie wiem,
kiedy i gdzie si� urodzi�a, w og�le nic nie wiem. Co
odpowiem, je�eli policja zapyta mnie o jej przesz�o�� albo o
jej przyjaci�? Czy mi uwierz�, je�li powiem, �e od miesi�cy
�yj� z kobiet�, a tym bardziej z tak fantastyczn� kobiet� i
nic o niej nie wiem?! Pobieg�em schodami w g�r�, wszed�em do
sypialni. Wyrzuci�em z szafy jej rzeczy, wyj��em wszystkie
przedmioty, kt�re mia�a w szufladzie biurka. Potem ubrania,
buty, ksi��ki, jedn� butelk� po perfumach. Ale nigdzie nie
by�o �adnej fotografii, listu, notesu, maskotki, nie by�o
rozpocz�tego kremu ani brudnych po�czoch. Te rzeczy mog�y
nale�e� do jakiejkolwiek przeci�tnej blondynki wa��cej 50
kilogram�w i maj�cej 165 centymetr�w wzrostu. Nic nie m�wi�y
o Elisabeth Brownley. W torebce mia�a eleganck� ksi��eczk�
czekow� ozdobion� monogramem E. B. i jedn� kart� kredytow�.
Na delikatnej, srebrzystej powierzchni karty �wiat�o
za�amywa�o si� daj�c t�cz�. By�a to nowa karta, ostatnio
do�� cz�sto reklamowana. Nie mog�a mie� wi�cej ni� osiem-
dziesi�� tygodni. A poza tym nic, zupe�nie nic.
Nagle us�ysza�em d�wi�k zamykanych drzwi, a zaraz potem
weso�e, g�o�ne wo�anie Beth.
- Garreth! Garreth! Bardzo si� sp�ni�am? Nie gniewaj
si�, robi�am troch� zakup�w... Zaraz przygotuj� co� do
jedzenia. Garreth, gdzie si� schowa�e�?...
S�dz�c z ha�as�w, musia�a teraz w�a�nie otworzy� drzwi do
kuchni, s�ysza�em, jak wydaje okrzyk zdziwienia, kiedy zn�w
mnie zawo�a�a:
- Kochanie, gdzie jeste�, nie wyg�upiaj si�! Garreth,
gdzie jeste�?! Garry, odpowiedz!
S�ysza�em, jak wchodzi po schodach, ale wci�� jeszcze nie
mog�em si� poruszy�. By�em sparali�owany z przera�enia,
czeka�em, kiedy wreszcie otworzy drzwi, bym spojrza� jej
prosto w oczy.
Beth nie mia�a na twarzy trupich plam ani zaple�nia�ej
paj�czyny we w�osach, jak przysta�oby na �wie�o
zmartwychwsta�ego trupa. Ubrana by�a w jasnozielony kostium,
bia�� bluzk� z �abotem, kt�ra jeszcze bardziej eksponowa�a
jej wspania�� cer� przywodz�c� na my�l brzoskwini� i w�osy
p�on�ce szczeg�lnym ogniem. Na jej skroni, kt�ra by�a bia�a
jak alabaster, delikatnie pulsowa�a jedna �y�ka. Nie wiem,
co ona mog�a widzie�, ale kiedy wsta�em i spr�bowa�em zrobi�
kilka krok�w, jej twarz wykrzywi� nigdy nie widziany
groteskowy grymas odrazy i przera�enia. Potkn��em si� o co�
i upad�em. Widzia�em jeszcze odruchowy gest Beth, kt�ra
chcia�a mnie chwyci�, ale potem film mi si� urwa�.
Nast�pny obraz, kt�ry pami�tam, jest pe�en �wiat�a i
szcz�cia. Le�� w ��ku, pok�j wype�nia zapach �wie�ych
grzanek, herbaty i poranna wo� Beth. Mam na sobie czyst�
pid�am�, s�ysz� g�os Beth z drugiego pokoju, rozmawia
w�a�nie z moim szefem:
- Nie, miejmy nadziej�, �e to nic powa�nego. Mo�e ju�
jutro, a pojutrze z ca�� pewno�ci�. Bardzo dzi�kuj�, panie
Ward, przeka�� mu.
Pojawi�a si� po chwili, nios�c na tacy herbat� i grzanki.
Usiad�a na brzegu ��ka i przygl�da�a si�, jak k�s po k�sie
jem grzanki i z wysi�kiem pij� herbat�. Kiedy ju�
sko�czy�em, wszystko dok�adnie sprz�tn�a, ale nie
pozostawi�a mnie samego. Wzi�a mnie za r�k� i g��boko
spojrza�a mi w oczy.
- Garreth, powiedz, co ci si� sta�o wczoraj wieczorem?
Upi�e� si�? Masz problemy w pracy? Pok��ci�e� si� z panem
Wardem?
Ka�de jej s�owo, ka�dy ruch by� prosty, naturalny.
Dziewi��dziesi�t dziewi�� spo�r�d stu kobiet zapyta�oby o to
samo, najwy�ej nie by�yby tak delikatne, �eby przedtem
przynie�� �niadanie. A jednak. Jakbym ogl�da� z
zewn�trz jaki� film, w kt�rym wszystko mia�o wyj�tkowo ostre
kontury, a ja patrzy�em na nie z du�ego dystansu, a� trudno
mi by�o zrozumie�, o czym w�a�ciwie jest ten film. Zamkn��em
oczy. Albo ja oszala�em, albo... Drugie "albo" pozosta�o
puste. Nie ma �adnego albo... Beth wczoraj by�a martwa, a
dzi� �yje, siedzi tu na brzegu ��ka i oczekuje odpowiedzi.
Odwr�ci�em g�ow�. Nie mog� jej powiedzie� prawdy, nie mog�
powiedzie�, �e wczoraj widzia�em jej okaleczone zw�oki. I
nie mog� te� mie� do niej pretensji o to, �e nie ma ani
jednej maskotki, �e nie ma brudnych po�czoch, �e od chwili
kiedy j� pozna�em, nie dosta�a ani jednego listu i �e jest
zbyt pi�kna, by �y� ze mn�. Wci�� jeszcze przypatrywa�a mi
si� siedz�c w bezruchu. Mia�a zielone oczy, Bo�e, co to by�y
za oczy! Jej nieprawdopodobnie bia�a sk�ra z cieniem r�u
by�a pi�kna jak marzenie. Kiedy tak na ni� patrzy�em, nie
pragn��em ju� niczego ponad to, by zapomnie� o dniu
wczorajszym i by zn�w przytuli� si� do niej pod ko�dr�,
przytuli� moj� pokryt� zarostem twarz do jej wonnej sk�ry.
Nagle poczu�em, �e w oczach zakr�ci�y mi si� �zy. Odwr�ci�em
si� na bok i skry�em twarz w fa�dach jej szlafroka.
- Ju� nigdy nie b�d� pi�, nigdy wi�cej - obiecywa�em -
ale wczoraj nie by�o ci� w domu i czu�em si� taki samotny,
taki smutny, nie chcia�em si� upi�, chcia�em si� tylko
troch� pocieszy�, powiedz, powiedz, �e si� nie gniewasz...
K�amstwo sprawi�o mi - co dziwne - o wiele wi�ksz� ulg�
ni� �zy. My�l�, �e w�a�nie w�wczas wybra�em pomi�dzy
mi�o�ci� a zasadami, kt�re kierowa�y wcze�niej ca�ym moim
�yciem. Prawda, honor, moralno��. S�owa uderzaj�c o siebie
wydawa�y d�wi�k taki jak puste muszle w bransolecie Malajki.
Pozosta�a tylko ulga i wspania�a blisko�� Elisabeth.
A potem nast�pi� bardzo dziwny okres. �ciank� chi�skiej
wazy, kt�ra by�a moj� mi�o�ci�, podzieli�o cieniute�kie
p�kni�cie na dwie cz�ci, na czas przedtem i czas potem.
Kocha�em Beth, ale w g��bi mi�o�ci zalega�o mro�ne
przera�enie, ci�g�y strach przed nieznanym. M�czy�y mnie
koszmarne sny, zawsze jednakowe. Beth le�y przy mnie albo
spacerujemy, gdzie� idziemy, czy gdzie� w�a�nie
przychodzimy, kiedy jej idealna twarz, zaczyna si� zmienia�.
Sk�ra traci kolor, rysy twarzy martwiej� i z oblicza potwora
wyzieraj� zielone, zach�caj�ce oczy.
Beth o nic nie pyta�a. Otoczy�a mnie swoj� delikatn� i
pe�n� troski obecno�ci� i kieruj�c si� jakim� ukrytym
instynktem, unika�a tych temat�w czy nawet s��w, kt�re mog�y
mi cokolwiek przypomnie�. Ale w�a�nie dlatego lub po cz�ci
w�a�nie dlatego, stawa�em si� coraz bardziej podejrzliwy,
zazdrosny, a poza tym ci�gle czego� si� domaga�em. Dzwoni�em
do niej o nietypowych porach, a kt�rego� dnia, kieruj�c si�
kaprysem chwili, pojawi�em si� w domu w po�udnie.
Dom by� jak wymar�y. Beth ani �ladu. Nic nie wskazywa�o
na to, �e jad�a �niadanie albo �e mia�a zamiar wr�ci� w
po�udnie. Naczynia idealnie zmyte, w lod�wce wszystko
pi�knie pouk�adane. Ta aseptyczna czysto�� i cisza nagle
nape�ni�y mnie zapiek�� w�ciek�o�ci� i jakim� pe�nym goryczy
poczuciem satysfakcji. Potrafi�em nienawidzi�, lekko, bez
wyrzut�w sumienia. Zupe�ny brak jej obecno�ci i
przygn�biaj�ce dzia�anie perfekcji, jak� prezentowa�a,
zrobi�y swoje.
Do dzi� nie wiem, co mi strzeli�o do g�owy. Niemal
p�dzi�em w stron� niewielkiej spi�arni. Kiedy dotkn��em
klamki, na chwil� zamar�em. Poczu�em, �e mam wyb�r: mog� co�
zniszczy� albo zachowa� w postaci nienaruszonej. Co� mnie
kusi�o, �eby wybra� to drugie. A potem jednym szarpni�ciem
otworzy�em drzwi.
Pad�a mi w ramiona jak w powracaj�cym, koszmarnym �nie.
Jej pi�kne oczy koloru zielonej morskiej toni patrzy�y na
mnie szkli�cie, bez wyrazu. Koszmar by� zbyt skondensowany,
bym m�g� cokolwiek uczyni� czy powiedzie�. A jednak uda�o mi
si�.
Wyszed�em z kuchni i wypi�em szklank� wody. W��czy�em
telewizor. Zadzwoni�em do biura w sprawie ma�o wa�nej
przedp�aty, przejrza�em jak�� dokumentacj� do projektu,
kt�r� nale�a�o sko�czy�. Sprawdza�em. Otacza� mnie realny
�wiat, m�j realny �wiat, w kt�rym na dziesi�� centymetr�w od
p�ki z ksi��kami zaczyna� si� kaloryfer, by sko�czy� si� p�
metra dalej. Tak, to by� realny �wiat, w kt�rym rzeczy
zaczynaj� si� i ko�cz� zar�wno w czasie jak i w przestrzeni.
Wr�ci�em do spi�arni. Beth le�a�a na ziemi nieruchomo,
tak jak j� pozostawi�em. Obejrza�em j� od st�p do g��w,
stara�em si� zaobserwowa� nawet najdrobniejsze szczeg�y,
nie dotykaj�c jej jednak. U lewej r�ki nie mia�a czterech
palc�w i kawa�ka d�oni. Wygl�da�o to tak, jakby jakie�
zwierz� odgryz�o kawa�ek Beth z�bami ostrymi niby
brzytwa. Ale na �nie�nobia�ym mankiecie nie zauwa�y�em ani
jednej kropli krwi.
Pr�bowa�em pomy�le�, ale sprawia�o mi to niemal fizyczny
b�l. W m�zgu czu�em i s�ysza�em krzyk z powodu ogromnego
obci��enia. By�o to co�, co przypomina�o pierwsze samoloty,
kt�re zmuszano, by wbrew prawom natury wznosi�y si� w
powietrze. Przypomnia�y mi si� wyk�ady z geometrii wed�ug
Bolyaiego * , uniwersytet. Trzeba przyj�� jedynie za�o�enie
podstawowe, tylko pierwszy punkt absurdu, a logika zbuduje
na tym punkcie nowy �wiat.
--------------------
* Janos Bolyai (1802-1860) - matematyk w�gierski, wsp�tw�rca
geometrii nieeuklidesowej (przyp. t�um.).
Prze�kn��em �lin�. Beth jest martwa. I jednocze�nie �yje.
Za podstaw� musz� przyj�� tylko to, nic wi�cej. Je�eli zatem
chwilowo jest martwa, ale jednak �yje, to b�dzie taki
moment, kiedy zn�w b�dzie mia�a form� �ywej istoty, mimo �e
b�dzie martwa. Musz� zaobserwowa� t� w�a�nie chwil�. Co
sprawia, �e dochodzi do przemiany? Czas? Wci�� chodzi�o za
mn� jedno s�owo: zombi. �ywy trup, kt�ry noc�, na rozkaz
wielkiego maga, o�ywa. Co to za czarodziejskie s�owo, kt�re
pobudza do �ycia moj� Elisabeth? Czy nadchodzi z zewn�trz?
Czy z wewn�trz? Czy je�li si� zorientuje, �e dostrze�ono jej
stan, to czy w og�le b�dzie chcia�a o�y�? A je�eli tak, to
czy nie oka�e si� niebezpieczna?
Zla�em si� potem. Ba�em si�, by�o mi zimno, chcia�o mi
si� wymiotowa�. Ale poza wszystkimi fizycznymi
dolegliwo�ciami i logicznymi �ama�cami, wobec kt�rych
stan��em, ogarnia� mnie r�wnie� b�l z powodu utraty mi�o�ci.
Z przyzwyczajenia spojrza�em na zegarek, czyni� to tysi�c
razy dziennie. Min�a druga po po�udniu. Je�eli Elisabeth
Zombi zechce zmartwychwsta� wyprzedzaj�c por� moich powrot�w
do domu, to nie mam zbyt wiele czasu na podj�cie decyzji.
Nagle powzi��em postanowienie. Najpierw wszystko
urz�dzi�em tak, jakby drzwi spi�arni otworzy�y si� same.
Rozrzuci�em kilka drobiazg�w, odkurzacz przewr�ci�em na bok
i posun��em w pobli�e Beth. Samoch�d przestawi�em kilka
przecznic dalej, �eby nie sta� przed domem. Najtrudniej
przysz�o mi znale�� sobie kryj�wk�, ale w ko�cu zdecydowa�em
si� na szaf� z ubraniami w przedpokoju. Przez uchylone drzwi
idealnie widzia�em cia�o le��ce na ziemi. Ulokowa�em si� i
czeka�em.
Siedzia�em w szafie tak skulony, jak p��d w ciele
potwora. Otacza� mnie m�j dom, czu�em pokoje, ka�dy
oddzielnie, jakby unosi�y si� wok� mnie w przestrzeni.
Niemal s�ysza�em, �e budynek oddycha. To m�j dom, w kt�rym
�yj� ju� od ponad dziesi�ciu lat, a mimo to wype�nia�y go
niepokoj�ce ha�asy, szmery i skrzypni�cia.
By�o cztery minuty po wp� do czwartej, kiedy us�ysza�em
ha�as od strony drzwi wej�ciowych. Potem szum, drapanie i
zn�w ledwo s�yszalny d�wi�k. Nic nie widzia�em, czu�em si�
zdany na �ask� losu, czu�em, �e jestem g�upszy ni�
kiedykolwiek. Tylko siedzia�em, czeka�em, �eby co� wreszcie
pojawi�o si� w moim obszarze widzenia. Strach sprawi�, �e
zla�em si� potem, koszul� mia�em mokr� na plecach, dusi�em
si�.
Co� przeskoczy�o przez w�ski pas pola widzenia i
zatrzyma�o si�. Kt�ra� z moich dawniejszych przyjaci�ek
mia�a kota na punkcie kot�w, to dla niej i dla jej
ulubie�c�w wyci��em w dolnej cz�ci drzwi wej�ciowych
niedu�y, czworok�tny otw�r. Jak si� okazuje, otw�r ten
zwraca� uwag� wszystkich okolicznych zwierz�t. Tym razem
by�a to wiewi�rka. Bardzo mnie przestraszy�a, drobne
zwierz�tko, bohaterka film�w rysunkowych.
Na chwil� zapomnia�em o niewygodnej pozycji. Z przychyln�
ciekawo�ci� przygl�da�em si�, jak wiewi�rka biega tam i z
powrotem po kuchennej posadzce, ww�chuj�c si� w pod�og�.
Przypuszczalnie szuka�a jedzenia. Nareszcie zatrzyma�a si�
przy okaleczonej r�ce Elisabeth. Chwila uspokojenia, kt�ra
wynika�a z pojawienia si� wiewi�rki, prys�a od razu. Nie
mia�em poj�cia, czy wiewi�rki jedz� mi�so. Chyba ten
potworek nie zacznie konsumowa� cia�a Beth? Ju� chcia�em
wyj�� z szafy, �eby odp�dzi� intruza, kiedy zamar�em w p�
drogi.
Wiewi�rce ani w g�owie by�o jedzenie. Przylgn�a z ca�ej
si�y, plecami i bokiem do okaleczonej r�ki Elisabeth, tak
jakby chcia�a si� z ni� zrosn��. Rude futerko zwierz�tka
wyblak�o, potem znikn�o, ma�e cia�ko rozwar�o si� na dwie
cz�ci, wyros�y z niego jakie� macki, kt�re na ko�cach mia�y
�uski w kszta�cie p�ksi�yca. Ros�y bardzo szybko. Gryzo�
na moich oczach zmieni� si� w kszta�tn� kobiec� d�o�, z
d�ugimi palcami zako�czonymi zadbanymi paznokciami prosto od
manikiurzystki. Czu�em, �e �o��dek zn�w odmawia mi
pos�usze�stwa, a tym razem nie mia�em nawet whisky, by si�
kurowa�. Niewyra�nie widzia�em, �e Elisabeth poruszy�a si� i
wsta�a. Podesz�a do apteczki z lekami, wyj�a z niej
termometr i wsadzi�a go sobie do ust. Zauwa�y�a, �e z
wiewi�rki zosta� jaki� nie wykorzystany kawa�ek, le��cy na
czystej, umytej posadzce. Schyli�a si� i wzi�a paproch z
lekkim obrzydzeniem.
Nie mog�em czyni� dalszych obserwacji. Cz�owiek nie jest
w stanie zaprotestowa� przeciwko absurdalnej geometrii.
Liczb nie ca�ujemy, rysunki nie zmieniaj� si� w resztk�
futerka. Wyskoczy�em z szafy i - o �wi�ta Cywilizacjo! -
pr�bowa�em dotrze� do �azienki. nie zd��a�em. Ostatnia
rzecz, jak� pami�tam, to r�ka Beth i jej g�os, kt�ry m�wi
co� twardo, rozkazuj�co.
Obudzi�em si� w ��ku, �wiat kr��y� wok� mnie na coraz
ni�szych obrotach. Patrzy�em na drzwi, kt�re otworzy�y si�
powoli, bardzo powoli. Ukaza�a si� w nich Beth, trzyma�a
tac�, a na niej herbat� i grzanki. Deja vu zapl�ta�o mi si�
na szyi tak, jak jedwabny sznur su�tana. Mi�kko, ale tak, �e
nie spos�b go odpl�ta�. Chcia�em krzycze�, ucieka�, walczy�,
ale jak w prawdziwym koszmarze, nie potrafi�em ruszy� ani
r�k�, ani nog�.
Elisabeth uwa�nie patrz�c na mnie zbli�y�a si� powoli, a�
usiad�a wreszcie na brzegu ��ka. Mo�e z premedytacj�, a
mo�e nie usiad�a tak, �eby nawet przypadkiem mnie nie
dotkn��. Twarz te� odwr�ci�a nieco w bok.
- Uspok�j si� - powiedzia�a cicho g�osem, kt�ry
przywodzi� na my�l najpi�kniejsze wspomnienia. - Nie chc�
ci� skrzywdzi�! Teraz, kiedy ju� widzia�e�... rozk�ad formy
- troch� si� zawaha�a, zanim wypowiedzia�a te ostatnie dwa
s�owa - eksperyment nie ma ju� sensu.
Oznacza to, �e niepotrzebny jest tak�e szczur
do�wiadczalny, pomy�la�em.
- Nie, ale� nie! - nagle odwr�ci�a si� ku mnie, podnios�a
r�k�, �eby mnie pog�aska�, ale widz�c, �e si� cofn��em,
zaniecha�a tego zamiaru. - Prosz� ci�, nie b�j si�, nie b�j
si�... nie jestem zombi, czy jak tam mnie ju� nazwa�e�. Nie
jestem czarownic�, �ywym trupem, wampirem ani kimkolwiek
innym, kogo musia�by� si� obawia�. Jestem... tylko istot� z
innego �wiata.
Pok�j zn�w zacz�� posuwisty taniec wok� mnie. Bardzo
chcia�em si� napi� szklaneczk� whisky albo czegokolwiek, co
bardzo szkodzi na zdrowie. Odchrz�kn��em:
- Istot� z innego �wiata?
- To trudno wyja�ni� komu�, kto �yje tu... na Ziemi. U
was uwa�a si�, �e duch w og�le nie istnieje albo je�eli tak,
to jest efektem dzia�ania materii... inni natomiast s�dz�,
�e materia i duch to dwie zupe�nie od siebie oddzielne
rzeczy, to s� chyba ideali�ci. Czy dobrze m�wi�? A prawda
jest taka, �e to w�a�nie duch tworzy system materii...
rozumiesz?
- Nie.
- A na tym w�a�ciwie polega istota rzeczy. Wasz �wiat
znajduje si� jeszcze gdzie� na pocz�tku albo rozwija si� w
zupe�nie innym kierunku, nie wiem. U was duch nie oddzia�uje
bezpo�rednio na materi�, tylko poprzez materi�. M�zg, m�zg
ludzki, system po��cze� stworzony przez was drog�
eksperyment�w, jest dosy� prymitywny.
- Przez nas? Beth, to jest, przepraszam, pani si� co�
pomyli�o, nasz m�zg nie jest dzie�em niczyich eksperyment�w.
- Mo�liwe. Wobec tego eksperymenty prowadzi�a jaka�
zewn�trzna si�a. Ale nie na tym polega istota sprawy.
Istnieje wiele �wiat�w podobnych do waszego, ale s� tak�e
inne, takie jak nasz. My jeste�my w stanie bezpo�rednio
sterowa� materi�. W codziennej praktyce najcz�ciej tylko
atomami, ale je�li zajdzie potrzeba, to r�wnie� elektronami,
a tak�e mniejszymi cz�steczkami.
- W waszym �wiecie? - w g�owie dudni�o mi i hucza�o,
czu�em si� okropnie zm�czony, a moja pi�kna zielonooka
ukochana po prostu patrzy�a na mnie, siedz�c bez ruchu.
- W naszym �wiecie, na Kappa Centauri. Uczy�e� si� o tym,
prawda?
- Mo�e tak, nie pami�tam.
- Skoncentruj si� i spr�buj to sobie wyobrazi�. Wyobra�
sobie �wiat, w kt�rym duch jest w stanie oddzia�ywa�
bezpo�rednio na materi�. U was zajmowa� si� tym cz�owiek
nazwiskiem Einstein, je�li pami�tam. Zwi�zkami materii z
energi�. Wszystko, co nie jest podobne do nas, pozostaje
zupe�nie od nas zale�ne. Ca�y �wiat materialny, w tym tak�e
zwierz�ta. S� one ca�kowicie, bez reszty bezbronne, nawet
wobec najgorszych instynkt�w. Musisz przyzna�, �e powinni�my
w jaki� spos�b z tym sko�czy�.
- Do tego s�u�� prawa, czy� nie tak? Bardziej lub mniej -
wymamrota�em.
- W�a�nie. Bardziej lub mniej, ale raczej mniej. A prawo
przychodzi zawsze z zewn�trz, sk�onno�� za� od wewn�trz.
Dlatego te� od milion�w lat u nas stosuje si� zasad�
przymusu poznania drugiego cz�owieka tak g��boko, jak tylko
dwie istoty s� w stanie pozna� si� nawzajem. Je�li poznamy
l�ki, bezradno��, poczucie bezsilno�ci drugiej strony,
drugiej istoty, mniejsze s� szanse na to, by�my chcieli jej
zadawa� takie w�a�nie cierpienia. Nie wystarczy, by� pozna�
j� na tyle, na ile ona sama zna siebie. To mo�e by�
niebezpieczne dla was obojga. Musisz j� pozna� na tyle, �eby
wiedzie� dlaczego post�puje tak, jak post�puje i
r�wnocze�nie musisz si� nauczy� j� akceptowa� tak�, jaka
jest: ca�kowicie r�n� od siebie. Naszym celem jest
poznanie. W naszym �wiecie jest to nauka, umiej�tno��
ceniona najwy�ej, kt�rej od wszystkich oczekujemy, a nawet
co� jeszcze wi�cej. Nazywa si� to sztuk� poznania. Jak
mog�aby zrozumie� ryba �wini�, glista ptaka, je�li nie
mog�aby w kt�rym� z poprzednich wciele� lata� albo pozna�,
jakie to uczucie budowa� korytarze w g�stej, wilgotnej
materii?
Jeszcze wi�ksze r�nice istniej� pomi�dzy czysto duchowym
i przede wszystkim materialnym �wiatem. Uczymy si� tego
przez tysi�ce lat... Przybieramy setki postaci i masek, ca�y
czas pr�bujemy odpowiedzie� na pytanie dlaczego, poszukujemy
przyczyny. Z czego wynika r�nica, kt�ra sprawia, �e jedna
istota szkodzi innym, druga za� jest �agodna. Uczymy si�
szacunku, szacunku dla woli i pragnie� istot zamkni�tych w
poszczeg�lnych wymiarach przestrzeni.
Poczu�em w ustach tak� gorycz, �e mia�em ochot� splun��.
Szacunek. Kogo szanowa�a ta obca kobieta, co tam kobieta,
wi�zka energii. Mnie? Moj� mi�o��?
Odezwa�a si� znowu, ale s�ysza�em j� i na zewn�trz i w
�rodku, w g�owie. Chcia�a by� �agodna, mi�a.
- Nie miej mi za z�e! Gdybym tylko mog�a przypuszcza�, �e
tak to si� sko�czy... Tamtego dnia, pami�tasz, w "Czerwonym
Kocie". By�e� przepe�niony smutkiem, ale czym� jeszcze. By�o
to dla mnie zupe�nie nieznane pragnienie. Chcia�am pozna� to
uczucie, tylko...
- Zg��bi�! - nie chcia�em powiedzie� tego z wyrzutem, ale
wydostaj�c si� z moich ust, s�owo dosta�o pazur�w.
Pochyli�a g�ow�. Bo�e, jak lubi�em przypatrywa� si� jej
w�osom, kiedy opada�y na twarz.
- Tak, zg��bi�... Czu�am, �e czego� nie chcesz. Bardzo.
Podesz�am do ciebie, ale przegoni�e� mnie. Przegoni�e� i
jednocze�nie chcia�e�, �ebym zosta�a. By�am zdezorientowana,
ale wzbudzi�o to moje zainteresowanie...
- Pos�uchaj! Trudno si� dziwi�. W �rodku nocy... jaka�
nieznajoma kobieta, a w dodatku taka pi�kna jak ty.
Patrzy�a na mnie tak, jakby nie rozumia�a. A potem
zdecydowanie potrz�sn�a g�ow�.
- Nie, nie, to by�o znacznie p�niej. Kiedy spotkali�my
si� na ulicy, ty nie chcia�e�, �ebym z tob� posz�a, tylko
�ebym do ciebie wr�ci�a. Nie, ja m�wi� o kocie.
- O kocie?
- O knajpie, kiedy ci� dotkn�am, Czu�am wyra�nie, �e
chcesz, �ebym zosta�a, a mimo to zepchn��e� mnie ze sto�u.
- Chwileczk�, nie rozumiem... Chcesz powiedzie�, �e to ty
by�a� tym kotem?
- Oczywi�cie. A ty ju� wtedy mnie kocha�e�. Uj�a mnie
owa sprzeczno�� i si�a tej sprzeczno�ci, tych dw�ch uczu�
naraz... mog� by� niebezpieczne... powinnam wiedzie�, o co
w�a�ciwie chodzi.
- A teraz wiesz?
Ju� si� nie gniewa�em. Kiedy tak t�umaczy�a mi zawzi�cie
ca�� t� histori�, zarumieni�a si�, w�osy mia�a w lekkim
nie�adzie. By�a pi�kna. Zachwycaj�co regularna,
wykrystalizowana forma wszystkiego, co kiedykolwiek
wiedzia�em lub my�la�em o pi�knie. Jak ostateczna forma
doskona�ego r�wnania matematycznego. To mnie bola�o.
- Czy mo�e teraz ju� wiesz? - powt�rzy�em.
Spojrza�a na mnie, w jej oczach widzia�em falowanie
morza, widzia�em kosmos, widzia�em to, co nieosi�galne.
Nagle odwr�ci�a g�ow�. Wydawa�a si� jakby zmieszana.
- Powiedz, czy by�e� ze mn� szcz�liwy?
"Powiedz, czy by�e� ze mn� szcz�liwy" - nie do wiary,
zapyta�a o to tak, jak pytaj� kobiety �yj�ce na Ziemi, kiedy
pakuj� szczoteczk� do z�b�w i majtki.
- A ma jakie� znaczenie, czy by�em szcz�liwy?
- Czy by� uwierzy�, je�li bym powiedzia�a? My�lisz, �e
nie ci�gn�abym tego latami, je�li by� mia� ochot�?
Spr�bowa�am zrobi� wszystko, �eby� zapomnia� to, co
widzia�e�, by ci si� wydawa�o, �e wszystko to tylko sen.
Chcia�am, �eby wszystko by�o jak dawniej, ale zrozumia�am,
�e to nie ma sensu...
- Studium nie ma sensu? Jak to si� m�wi? Eksperyment nie
ma ju� sensu, je�li rejestruje zachowania niespontaniczne?
Przecz�co pokr�ci�a g�ow�, wygl�da�a na zm�czon�.
- Ale� sk�d... Ty ju� mnie nie kochasz. Ju� nie widzisz
we mnie Rebeki czy Elisabeth, nie jestem ju� dla ciebie
ziemsk� kobiet�, obiektem mi�o�ci, tylko czym�, co wywo�uje
strach i odraz�... i gniew - westchn�a. - A ja nie mog�
sta� si� na powr�t t�, kt�r� by�am. To takie proste. Ale
w�a�nie dlatego, �e... niewa�ne - wzi�a g��boki oddech
- chcia�abym da� ci jaki� prezent... Na po�egnanie. �eby�
zawsze o mnie pami�ta�, �eby� mnie wspomina�, ale nie tak,
nie z gniewem. Mo�esz mnie poprosi�, o co zechcesz.
Roze�mia�em si�. Alladyn i jego cudowna lampa? Dobra
wr�ka i trzy �yczenia?
Popatrzy�a na mnie, popatrzy�a ponad mn�.
- Mo�esz poprosi�, o co zechcesz - powt�rzy�a powa�nie. -
O pi�� kilogram�w z�ota, o wygran� w totka... o dom na
w�asnej wyspie w pobli�u Grecji. O wszystko, czego tylko
zapragniesz.
Zamar�em. Powr�ci�y dzieci�ce marzenia, sny, o kt�rych
zapomnia�em ju� kilkadziesi�t lat temu.
- Nauczysz mnie lata�? - zapyta�em.
- Twoje cia�o w obecnej formie nie nadaje si� do latania.
- Akurat to wiem - odruchowo dotkn��em blizny na nodze. -
No to mo�esz nauczy� mnie lata�, czy nie?
- To ryzykowne... - ostro�nie dobiera�a s�owa. - Pi��
kilogram�w z�ota mog� stworzy� w�a�ciwie ze wszystkiego, ale
zmieni� twoje cia�o... Nie jestem pewna, czy rekonstrukcja
b�dzie bezb��dna... Czy chcia�by� zosta� do ko�ca �ycia
stworzeniem lataj�cym?
- Uwa�asz, �e by�aby� w stanie sprawi�, �eby uros�y mi
wielkie skrzyd�a albo co� takiego? By�bym cz�owiekiem-
ptakiem?
Skin�a twierdz�co.
- Inaczej nie mo�na? Bez zewn�trznych zmian?
Wzruszy�a ramionami.
- Mam w�adz� tylko nad materi�, nie za� nad prawami,
wed�ug kt�rych mo�e si� porusza�.
Zamilk�em. Gdybym by� m�odzikiem, powiedzia�bym tak, chc�
tego, pragn�. Ale od tamtej pory nauczy�em si� o �yciu
niejednego. W jaki spos�b mia�bym si� od�ywia�? Gdzie spa�?
Jak mia�bym si� obroni� przed drapie�nikami, przed innymi
lud�mi? W milczeniu kr�ci�em g�ow�.
- Wi�c nie jeste� w stanie zmieni� mojego cia�a?
- Jestem. Tylko nie chcia�abym tego robi�. Nie mam
pewno�ci, czy nie wyrz�dz� ci krzywdy... - wyra�nie
troszczy�a si� o mnie.
- No to co? Jutro i tak odfruniesz albo co� tam jeszcze,
kogo b�dzie interesowa�, �e...
- Och, jak mo�esz tak m�wi� - jej g�os przypomina� g�os
mojej matki, kiedy karci�a mnie za psoty wieku dzieci�cego.
Beth milcza�a przez chwil�, a nast�pnie powiedzia�a: - Jest
jeszcze inna droga...
- Tak? Nie jest ryzykowna? - stara�em si� na�ladowa�
melodi� jej g�osu.
- Jest. Ale niemal ca�e ryzyko ponosz� ja.
- W jaki spos�b?
- Je�li kogo� pokochamy, to znaczy je�li pomi�dzy dwiema
duchowymi istotami powstanie wystarczaj�co silny zwi�zek, to
w�wczas mo�na przekaza� pewne umiej�tno�ci. Na pewien czas.
- Co to znaczy? - zapyta�em zaniepokojony.
- Tylko tyle, �e na do�� kr�tko mog� ci przekaza� pewne
umiej�tno�ci rozk�adu formy.
- Chcesz przez to powiedzie�, �e na jaki� czas ja te�
b�d� m�g� si� zmieni� w jakie� zwierz�?
- Albo w samolot. Mo�esz by�, czym tylko chcesz -
popatrzy�a na mnie w zamy�leniu. - W tym przypadku jednak
proponuj� jakie� niewielkie stworzenie, poniewa� ilo��
materii, kt�r� trzeba b�dzie na nowo przeobrazi�, powinna
by� jak najmniejsza. Wiesz, z powodu mo�liwo�ci b��du.
- Uwa�asz, �e na kilka godzin m�g�bym zosta� wr�blem albo
go��biem?
- Nie, to znaczy tak, m�g�by� zosta�. Ale czas trwania
przemiany b�dzie d�u�szy, powiedzmy, kilka godzin, a mo�e
nawet niesi�c.
- I m�g�bym przy tym zachowa� umiej�tno�ci cz�owieka?
Chodzi mi o m�zg... Czy wiedzia�bym, �e jestem cz�owiekiem?
Skin�a g�ow�.
- A jak mia�bym zmieni� si� zn�w w cz�owieka?
Poczeka�aby� na mnie? A je�li mimo wszystko nie poczekasz,
to do ko�ca �ycia b�d� ptakiem?
U�miechn�a si� z wyrozumia�o�ci�.
- Musz� na ciebie poczeka�... poniewa� w pewnym sensie
b�dziesz cz�stk� mojego cia�a. Tak jakbym, powiedzmy,
po�yczy�a ci kt�r�� z moich r�k. Dlatego powiedzia�am, �e to
ja ponosz� ryzyko. Bo przecie� mo�e ci si� co� sta�. A ja,
okaleczona... do�� trudno by�oby mi wr�ci� do domu...
- A je�li ze mn� co� si� stanie? To nie jest zbyt
ryzykowne? - poczu�em si� obra�ony, ale ona patrzy�a na mnie
ze zrozumieniem.
- Ryzyko zawsze istnieje, tak jak w �yciu. M�g�by� mie�
wypadek samochodowy, kto� m�g�by ci� napa�� na ulicy. To co,
masz ochot�?
- By� sow�, or�em, nietoperzem czy mew�?
- Ju� m�wi�am, �e tak...
- I b�d� umia� polowa�, �apa� ryby, lata�, orientowa� si�
w przestrzeni?
- W pewnym sensie wszystkich tych umiej�tno�ci musisz si�
uczy� od pocz�tku, tak jakby�, powiedzmy, uczy� si�
korzysta� z protezy. Ale przyjdzie ci to �atwo, bo wszystkie
cz�onki b�d� stanowi� cz�ci twojego cia�a, tak wi�c
b�dziesz je czu�. Co si� tyczy od�ywiania, zawsze jest to
k�opot, gdy jest si� w nowym ciele. Musisz si� przyzwyczai�
do tego, �e na �niadanie nie jadasz grzanek. Ale twoje
zapotrzebowanie na energi� b�dzie o wiele mniejsze od
normalnego.
- Chc� by� soko�em! - powiedzia�em niespodziewanie. -
Niezbyt du�ym, niezbyt rzucaj�cym si� w oczy. Nie chcia�bym
by� go��biem, wr�blem tym bardziej nie. Musia�bym ca�y czas
mie� si� na baczno�ci, czy kto� nie chce na mnie zapolowa�.
- Na to musisz mie� baczenie tak czy inaczej! - Beth
wydawa�a si� by� zmartwiona. - Nowa forma nie daje �ycia bez
trudno�ci, zmienia si� tylko typ problem�w. Nie robisz
wycieczki do nieba, o czym� takim zapomnij. Mo�emy zaczyna�?
Dobrze by by�o, gdyby� zadzwoni� do biura i poprosi� o
urlop. Jako� musisz si� zwolni�.
Roze�mia�em si� zachwycony. Zwolni� si�! Jakiej
wspania�ej tre�ci mog� nabra� te s�owa, te proste s�owa.
zwalniam si� - otrzymuj� wolno��. Nawet najbardziej
fantastyczne przygody zaczynaj� si� od biurokracji.
Nareszcie byli�my razem, ona i ja. Nie by�o �adnych
szczeg�lnych przygotowa�, �adnych przyrz�d�w, zakl��.
Poprosi�a mnie tylko, �ebym pomy�la� o chwili, kiedy
spotkali�my si� po raz pierwszy. A potem sta�o si�.
Siedzia�em na por�czy swojego ulubionego fotela, troch�
kr�ci�o mi si� w g�owie, czu�em si� niepewnie, tak jak kto�,
kto zosta� nagle obudzony. W fotelu za� siedzia�o moje
cia�o, jedynie lewa nogawka spodni ko�czy�a si� pustk�. Beth
po d�ugich rozmy�laniach zdecydowa�a, �e trzeba wykorzysta�
moj� lew� stop�. Najwidoczniej kierowa�a si� przekonaniem,
�e w trakcie mojego p�niejszego �ycia w�a�nie t� cz��
cia�a naj�atwiej b�dzie uzupe�ni�. Nie widzia�em Elisabeth,
tylko jej ubranie le�a�o r�wno u�o�one na por�czy drugiego
fotela. Okno sta�o otworem. Niepewnie wzlecia�em na parapet,
prawym skrzyd�em zaczepi�em przy tym o klamk� okna, wreszcie
wyczo�ga�em si� na zewn�trz i rzuci�em si� w d�.
Pierwszym najwa�niejszym uczuciem by�o uczucie nago�ci.
Wiatr muska� mi sk�r�. Czu�em delikatny, wilgotny dotyk
wieczoru, a tak�e cieplejszy powiew od strony domu. Drugie
uczucie - panika. Ziemia zbli�a�a si� coraz szybciej, ja za�
niezdarnie macha�em skrzyd�ami, horyzont ta�czy� w g�r� i w
d�. Wreszcie znalaz�em si� na ziemi, ale prawe skrzyd�o
podwin�o si� pode mnie i silnie zwichn��em sobie rami�.
Pierwszy start w niebo zaj�� mi co najmniej dwadzie�cia
minut. M�czy�em si� na male�kim trawniku w�asnego ogrodu -
teraz wydawa� mi si� niebezpiecznie du�y, w dodatku nie by�o
gdzie si� schowa� - pr�bowa�em niezdarnie wzlecie� w g�r�.
Najwi�kszym moim pragnieniem by�o dosta� si� na
kasztanowiec. Kiedy wreszcie dotar�em do drzewa, nie by�em w
stanie znale�� takiej ga��zi, kt�ra nie mia�aby zbyt du�o
drobnych ga��zek, gdzie m�g�by usi��� taki ��todzi�b jak
ja. Z konieczno�ci przysiad�em na dachu w�asnego domu, �eby
odpocz�� po tym wstrz�sie. I wtedy, w�a�nie wtedy poczu�em
po raz pierwszy zachwyt, kt�rego od tamtej pory nie jestem w
stanie zapomnie�. Jako cz�owiek zbytnio przywyk�em do tego,
�e przedmioty, �ciany, meble, budynki, a tak�e ludzie i
zwierz�ta otaczaj� mnie i s� zbyt blisko, o metr albo i
bli�ej, wszystko i wszyscy st�oczeni na jednym poziomie
razem ze mn�. Tam, na szczycie dachu, poza anten� i nag�
�cian� komina, wida� by�o tylko g�st� koron� drzewa, a dalej
nic. Przestrze� otacza�a mnie, falowa�a, lgn�a do mnie.
Czu�em powietrze otaczaj�ce mnie ze wszystkich stron,
odczuwa�em je jako materi� i przy poczuciu bezbronno�ci
dawa�o mi to tak�e poczucie wolno�ci.
C� m�g�bym powiedzie� o nast�pnych dniach? Ka�da godzina
przynosi�a kolejne rado�ci, pocz�tkowo by� to zachwyt
p�yn�cy z nowych do�wiadcze�, z eksperymentowania. Barwy,
d�wi�ki, dotyk, smaki - wszystko to dociera�o do mnie w
szerszej skali ni� w moim poprzednim wcieleniu. Zalewa�y
mnie, wci�ga�y w siebie, a ja wch�ania�em je bez opami�tania,
z rozkosz� ton��em w moim nowym �wiecie.
I latanie - no tak, latanie! To by�o co� wi�cej, co� o
wiele wi�cej ni� dzieci�ce marzenia. Kt�ry m�okos nie marzy
o lodowatym wietrze, o wysi�ku, kt�ry niemal zrywa
mi�nie i o tym tajemniczym uczuciu wichrzenia si� pi�r na
skrzyd�ach podczas szybowania w g�rze? W miar� mijania dni,
poza odczuciami, jakie na mnie ostatnio spad�y, czeka�a mnie
jeszcze jedna rad