2969

Szczegóły
Tytuł 2969
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2969 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2969 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2969 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad Fia�kowski Ten, kt�ry trwa nad granic� dwu czas�w Od setek lat egzaminy zdaje si� w maju. Nie jest to pomys� najszcz�liwszy, ale za to u�wi�cony tradycj�. Oczywi�cie w Akademii Marsja�skiej fakt ten nie ma znaczenia, ale na p�nocnej p�kuli ziemskiej nale�a�oby to zreformowa�. Akademia Kosmonautyczna, w murach kt�rej - cytuj�c Cyfraka - "staj� si� kosmonaut�", le�y w centrum Europy i w zwi�zku z tym wkuwam wtedy, gdy kwitn� kasztany i pierwsze podmuchy ciep�ego, letniego ju� wiatru k�ad� trzciny u brzeg�w jeziora, a specjali�ci od pogody organizuj� ciep�e ksi�ycowe noce. Mieszkam w wie�owcu tu� za star� akademi� i widz� zawsze. jej ci�kie, szare mury przygniecione grawitacj�, kt�rej nie mogli pokona� staro�ytni budowniczowie. Jest tam teraz muzeum robot�w i w nisko sklepionych salach stoj� rz�dy automat�w, kt�re kiedy� czemu� s�u�y�y. Zachodzi�em tam dawniej i lubi� t� cisz�, p�mrok przeszklonych prostok�t�w, zwanych oknami, i ledwo wyczuwalny zapach tworzyw, z kt�rych budowano kiedy� automaty - zapach przesz�o�ci. By�em tam niedawno, kilka dni temu, z Taffem, Lili i Wortem. Spotka�em si� z nimi przed sal� egzaminacyjn�. Szuka�em Worta. Przyszed�em w�a�nie, gdy automat swym schrypni�tym g�osem wzywa� Taffa na egzamin. Na chwil� gwar ucich� i wtedy us�ysza�em g�os Worta: - Sat, gdzie lecisz, protonie, tu jeste�my. Sta� z Lili pod kolumn� informatora. - Sat, chod� na chwil� i powiedz, jak by�o. Lili z�apa�a mnie za r�kaw, a� tworzywo silnie �ci�ni�te b�ysn�o czerwono. U�wiadomi�em sobie wtedy, �e wczoraj zdawa�em egzamin, a oni nic jeszcze nie wiedz�. - W og�le nie by�o - powiedzia�em. - Za�atwili mnie odmownie... - Jak to? - Zwyczajnie. Pytali mnie o staro�ytne hipotezy dotycz�ce Czerwonego Kontynentu Jowisza. Hipoteza jakiego� Wildta czy jak mu tam... Nigdy nie by�em w stanie zapami�ta� wszystkich tych wyrafinowanych przypuszcze� naukowych szanownych pradziadk�w. - No i co? - Lili nie pu�ci�a mego r�kawa. - A co ma by�? "Niech si� pan tego nauczy, drogi kolego" - powiedzia� Cyfrak tym swoim g�osem zdezelowanego automatu i otworzy� pole wyj�ciowe. - Cyfrak ma zawsze takie zagrania - stwierdzi� autorytatywnie Wort. - "Prosz� kolegi", "...dzi�kuj�, kolego...", a pi�a, jakich ma�o. Nie przejmuj si�, Sat... - Zawsze troch� g�upio. - Co on si� ma przejmowa� - Lili wzruszy�a ramionami mo�e jeszcze raz zdawa� u Cyfraka. Mnie ju� zosta�a tylko p�automatyczna komisja. - Nie martw si�. Taff m�wi, �e nie masz to jak automaty stara�em si� j� pocieszy�. - Taff to nie ja. Tafi ma podej�cie do automat�w. Podobno studiowa� kiedy� psychologi� automat�w homoidalnych. - Buja - stwierdzi� Wort - wylali go z tamtego wydzia�u i trafi� do nas. - Ale zna si� na tym. W Muzeum Robotyki Staro�ytnej zna wi�kszo�� automat�w... - ...a z niekt�rymi jestem nawet na ty. - To by� Taff. Podszed� do mnie i klepn�� mnie po ramieniu. - Co, Taff, ju� zda�e�? - Mhm. Cyfrak pyta� mnie o roboty waruj�ce i poj�kliwe. Poniewa� znam osobi�cie kilka takich, wi�c sami rozumiecie... - Jak to? Zamiast z zagadnie� uk�adu Jowisza, zdawa�e� z robotyki? - Lili patrzy�a na� z niedowierzaniem. - Wr�cz przeciwnie. Zapyta� mnie, kto uratowa� osiedle Sagan, gdy bitoptery rozpu�ci�y klap� od�wiern�. Wiesz, ten wypadek na ksi�ycu Jowisza, Europie, siedemdziesi�t czy osiemdziesi�t lat temu... - Nie znasz nawet dok�adnie daty i zda�e�? - Jako� nie rozmawiali�my na temat dat. Opowiedzia�em natomiast Cyfrakowi, jak robot waruj�cy wyczu� bitoptery i bohatersko nara�aj�c si� na rozpuszczenie zastymulowa� poj�kliwe. Poj�kliwe zacz�y od cz�stotliwo�ci akustycznych, ale potem przesz�y na ultrad�wi�ki i gdy kosmonauci nadbiegli, nie by�o ju� bitopter�w... - Naprawd� nie by�o? - zapyta� rzeczowo Wort. - Tak naprawd� to nie wiem, ale Cyfrak te� nie wiedzia�, wi�c pokiwa� g�ow� w prawid�owy spos�b i zda�em. - Ty to masz szcz�cie. - To nie jest szcz�cie, tylko wszechstronna znajomo�� przedmiotu i znajomo�ci w�r�d robot�w z Muzeum Staro�ytnego. - Ale co z tego? - zapyta�em, bowiem nie spostrzeg�em jako� zwi�zku mi�dzy muzeum a egzaminem. - Bardzo wiele. Jest tam taki stary automat do opowiadania bajek. Opowiada� mi kiedy� podobn� histori� o ziemskim mie�cie Rzymie i automatach poj�kliwych o jakiej� takiej dziwnej nazwie. Wort my�la� przez chwil�, a potem powiedzia�: - My�la�em, �e m�wisz powa�nie. Osiedle Sagan uratowa� waruj�cy, poj�kliwych tam w og�le nie by�o... - Ale mog�y by� - Tafi nie speszy� si� nawet. - Zreszt�, czy warto sprzecza� si� o detale ? - Wiesz, Taft, mo�e ja bym si� wybra�a do tego twojego muzeum - zaproponowa�a nagle Lili. - Po co? Przecie� szczeg�lnie ty, jako wsp�czesny neuronik, nie lubisz si� zadawa� ze starymi automatami. - To fakt, zawsze pachn� nadpalon� izolacj�. Ale mo�e by mi to co� pomog�o... Popatrzy�em na Lili zdziwiony, bo nigdy nie podejrzewa�em jej o takie pomys�y. - W czym? - Taff by� te� zdziwiony. - Ty jeszcze nie wiesz, zdaj� p�automatyczny komisyjny. Jak oblej�, to w og�le nie mam czego szuka� w akademii. Taff zastanowi� si� chwil�. - Rzeczywi�cie, przykra sprawa. Tylko nie wiem, czy te roboty zechc� z tob� rozmawia�. - Dlaczego? - Nie lubi� dziewcz�t. - Z jakiego to powodu? - Bez powodu. Po prostu nie s� do nich przyzwyczajone. .W dawnych czasach roboty by�y budowane i wychowywane prawie zawsze przez m�czyzn. - A kobiety? - Mia�y tyle innych zaj��. W ka�dym razie robotami nie interesowa�y si� nadmiernie. - Bzdurzysz - Wort przerwa� Taffowi. - Mamy przecie� przyk�ady w historii... . - A mamy - zgodzi� si� Taff. - Ale roboty nie s� przekonane. - No to nie p�jd� do tego muzeum - Lili wzruszy�a ramionami. - Co by mi zreszt� te stare pud�a mog�y pom�c? - Masz racj�, Lili. My, normalni ludzie, nie mamy tam nic do roboty przy tych tranzystorowych trupach. Co innego taki ich beniaminek jak Taff - powiedzia� Wort i spojrza� na Taffa. - Zreszt� wszystko mi jedno. Zdaj� jutro w po�udnie. I tak niewiele si� naucz�. Jak nie zdam, odprowadzicie mnie na kosmodrom i polec� na ziemsk� zielon� trawk�... - Wi�cej optymizmu, Lili - by�o mi jej �al. - Mam minimalne szanse. Wiecie o tym tak samo dobrze jak ja, wi�c co mnie pocieszacie. Wylej� mnie i koniec. Nie martwcie si�, nie b�d� becze� przed tymi automatami i Cyfrakiem... - Cyfrakowi te� ju� niewiele zosta�o z cz�owieka, ale nie o to idzie. Nie mo�esz, Lili, si� poddawa�. Tak nie wolno. W ten spos�b na pewno oblejesz sw�j egzamin powiedzia�em to z ca�ym przekonaniem, na jakie mnie by�o sta�. Nagle odezwa� si� Taft: - S�uchajcie, mam my�l. - Uwaga, przyjaciel tranzystorowej trumny wpad� na pomys�. Niecz�sta to rzecz w dzisiejszych czasach - Wort nie by� entuzjast� pomys��w Tafia. - Przesta� si� wyg�upia�, m�wi� powa�nie. - Co za pomys�? - zapyta�em. - Zastrzegam sobie tylko, �e wyg�upia� si� mo�ecie dopiero, jak sko�cz�. W porz�dku? - Ale� my jeste�my powa�ni, prawie jak dostojne automaty - nie wytrzyma� Wort. - No, m�w. - Wi�c umowa przyj�ta? - Przyj�ta, m�w. - Ot� trzysta lat temu - zacz�� Taft- w osiedlu Ata na Marsie �y� stary cybernetyk... - Z d�ug� bia�� brod� - doda� Wort. - Nie, brody nie mia�, a ty nie b�dziesz mia� wszystkich z�b�w, jak si� nie uspokoisz. - Panowie, tylko bez r�koczyn�w. Od tego s� automaty. - Ot� pod koniec �ycia - ci�gn�� Taft - cybernetyk ten skre�lony zosta� z listy cz�onk�w S�onecznego Towarzystwa Cybernetycznego i mimo �e by� znanym w swoich czasach cybernetykiem, wydano polecenie, by imi� jego wymaza�y ze swej pami�ci wszystkie automaty, mnemotrony i inne akumulatory informacji. Tak si� te� sta�o... - To sk�d ty o tym wiesz? - zapyta�em. - Czekajcie, dojd� i do tego. - Dajcie mu m�wi� - Lili przerwa�a Wortowi, kt�ry chcia� ju� co� doda�. - Kara ta spotka�a go za to, �e nie uszanowa� powagi Towarzystwa, �e zniewa�y� wszystkich jego cz�onk�w i wiedz� sw� spo�ytkowa� dla stworzenia automatu niegodnego tego miana, automatu ba�amutnego i k�amliwego. Automat ten niegodny �w starzec mia� czelno�� przedstawi� Towarzystwu i dopu�ci� do tego, �e sam przewodnicz�cy zadawa� w dobrej wierze pytania temu automatowi - k�amcy. - No i powiedz wreszcie, co to by� za automat? - nie wytrzyma�em. - Starzec ten, dla kt�rego automat stanowi� dzie�o jego �ycia, opu�ci� wtedy osiedle Ata i zamieszka� w Dwunastej Bazie nad Zatok� U�miechu. Kilka lat jeszcze prze�y� w ma�ej kabinie na peryferiach bazy, umieszczonej tam, gdzie zu�yte zespo�y automat�w wyrzucano na usypisko. Potem umar�. M�wiono o nim, �e z cybernetycznego szmelcu konstruowa� przedziwne automaty, z kt�rymi wi�d� dyskusje, lecz po jego �mierci nie znaleziono �adnego. Pewnie gada� sam do siebie - stwierdzi� kr�tko Wort. - By� mo�e. Faktem jest jednak, �e w tydzie� po jego �mierci do centrum zdezinformowanych automat�w zg�osi� si� przedziwny robot. Wtedy nie skojarzono tego ze �mierci� starca. Zreszt� tyle robot�w, nie mog�cych znale�� swego miejsca w �wiecie, zg�asza si� ci�gle do centrum. Ten jednak robot mia� wymazan� pami�� i nie powiedzia�, do czego s�u�y. Przegl�d techniczny zrobi� mu sam naczelny cybernetyk centrum, ale tak�e do niczego nie doszed�. - Jak mo�e cybernetyk nie wiedzie�, do czego s�u�y robot? - Wort by� sceptycznie nastawiony do ca�ej historii. - To jest proste, gdy robot s�u�y do pieczenia ciastek lub odtwarzania piosenek, lecz ten robot by� zupe�nie inny. Chciano go nawet odda� na z�om, ale ze wzgl�du na sw� niecodzienn� konstrukcj� trafi� do muzeum. - I jest pewnie twoim znajomym? - Wort nie dawa� za wygran�. - A �eby� wiedzia�. Jak si� domy�lacie, jest to automat starca. Przez ponad dwie�cie lat nie chcia� si� ujawni�, ale kilkadziesi�t lat temu po raz pierwszy wyzna� prawd�. - No i co? - Lili by�a zaciekawiona. - A nic. Gadaniem starych robot�w nikt si� przecie� nie przejmuje. - Ale do czego on s�u�y? - Powiem wam, ale zachowajcie powag�. On s�u�y do przepowiadania przysz�o�ci. - Pyszny kawa� ! - rykn�� Wort i zacz�� si� �mia� tak g�o�no, �e najbli�sze grupy student�w umilk�y. - Bzdura, ty naprawd� w to wierzysz? - stara�em si� zachowa� powag�. - Nie taka bzdura, jak wam si� wydaje - Taft by� ura�ony. - Przepowiedzia� mi trafnie kilka r�nych rzeczy... - Co na przyk�ad? - zapyta�a Lili. - No, cho�by to, �e dzisiaj zdam egzamin. Nic si� przecie� nie uczy�em. - To mo�e by� przypadek - zauwa�y�em. - Przepowiedzia� mi, �e zab��dz� w pr�ni... - Naprawd�? S�ysza�em o twojej przygodzie... - W ka�dym razie ja mu wierz�. - A innym ludziom te� co� przepowiedzia�? - Wort przesta� si� wreszcie �mia�. - Oczywi�cie. Przepowiedzia� Kobarowi kl�sk� jego twierdze� o koncentracjach zwoj�w steruj�cych. - Komu? Kobarowi? Temu cybernetykowi sprzed trzystu lat? - Temu samemu, Kobar by� wtedy przewodnicz�cym S�onecznego Towarzystwa Cybernetycznego. Przepowiedni� sw� automat wyg�osi� publicznie. Rozumiecie teraz, dlaczego starzec i jego automat zostali wykl�ci. Wtedy jeszcze twierdzenia Kobara stanowi�y podstaw� teoretyczn� dla cybernetyk�w konstruktor�w i nic nie zapowiada�o ich upadku. - A imi� tego starca? Nie przekaza� ci tego ten automat? chcia�em us�ysze� wreszcie co� konkretnego. - Nie. Starzec pos�uszny decyzji najwy�szego zgromadzenia cybernetyk�w wytar� swoje imi� z pami�ci swego automatu. - Wi�c nikt nie zna jego imienia? - zdziwi�a si� Lili. - Nikt. - Nieprawdopodobne. Przecie� ten bezimienny starzec to jeden z najwi�kszych cybernetyk�w. wszystkich czas�w. - O ile to wszystko jest prawd� - Wort nie by� przekonany. - Zawsze mo�emy si� przekona� - powiedzia�em i spojrza�em wyczekuj�co na Tafia. - Je�eli b�dzie chcia� z wami rozmawia�. On jest mocno zdziwacza�y. Zanim do mnie przem�wi�, przez trzy dni z rz�du polewa�em go dziesi�cioprocentowym roztworem soli kuchennej. Jego s�siad z muzeum, nadstratosfer go�czy, zdradzi� mi, �e on to bardzo lubi... - A jak si� nazywa ten tw�j dziwny automat? - pr�bowa�a dowiedzie� si� Lili. - W tym s�k, �e on si� w og�le nie nazywa, przynajmniej w naszym poj�ciu. - Ale jako� si� do niego m�wi?- Lili nie ust�powa�a. - Tak. Nale�y zwraca� si� do niego : "O ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w". - Troch� d�ugie. - D�ugie, ale inaczej w og�le nie reaguje. Traktuj� to jak nieszkodliwe dziwactwo. - Dlaczego nad granic� dwu czas�w? - zainteresowa�em si� tym dziwacznym okre�leniem. - Na styku przesz�o�ci i przysz�o�ci - wyja�ni� Taff - On to t�umaczy du�o bardziej zawile, ale taki mniej wi�cej jest sens. - Co ta nazwa ma wsp�lnego z przepowiadaniem przysz�o�ci? - Bardzo wiele. Nie powiedzia�em wam najwa�niejszego, jak on to robi. - Chyba nie wr�y z r�ki, co, Taff? - Oczywi�cie - Taff nie spojrza� nawet na Worta. - Poza tym on nie wr�y, tylko przepowiada, a to jest r�nica. - No, wi�c jak on to robi? - Przenosi si� w przysz�o��, rozumiecie? To przepowiadanie nie ma w sobie nic z magii. Przeciwnie, jest oparte na naukowych podstawach. Automat przenosi si� w przysz�o��, tam si� dowiaduje, jak i co, potem wraca w przesz�o�� i przepowiada. Gdy zechce wyg�osi� przepowiedni� w sprawie twego egzaminu, przeniesie si� w przysz�o��, sprawdzi, czy zda�a�, i wiadomo�� t� nam przeka�e... - Wi�c on si� nigdy nie myli? - Lili si� zamy�li�a. - Nigdy! Tylko nie zawsze chce przepowiada�. - A w mojej sprawie, my�lisz... - Nie wiem. Zrobi�, co b�d� m�g�. Proponuj�, spotkajmy si� o czwartej przed muzeum. - Wcze�niej nie mo�na? - Nie. Musz� zje�� obiad. Rozmowa z nim wymaga kosmicznej cierpliwo�ci. Lili chcia�a jeszcze o co� zapyta�, ale Taffa ju� nie by�o. Powiedzia� "cze��" i zacz�� si� przepycha� ku wyj�ciu. - I co o tym my�licie? - zapyta�a Lili. - Zobaczymy - odpowiedzia�em. - Bzdura - stwierdzi� autorytatywnie Wort. - To nie przychodzisz po po�udniu? - Przyjd�... czego si� nie robi dla koleg�w. Czekali�my na Taffa przed g��wnym wej�ciem, na staro�ytnych kamiennych schodach. Pogoda by�a s�oneczna i szare kamienie balustrady grza�y d�onie przy dotkni�ciu. - Nie przyjdzie... Nabzdurzy�, a teraz nie przyjdzie stwierdzi� Wort, gdy czwarta min�a. Wtedy w�a�nie us�ysza�em pogwizdywanie Taffa. Szed� wolno alej� w�r�d starych drzew. Doszed� do schod�w i przeskakuj�c po dwa stopnie wspi�� si� do nas. - Chod�my - powiedzia� kr�tko i przez stare, drewniane drzwi weszli�my do budynku. Szli�my d�ugim korytarzem, poznaczonym plamami s�o�ca �wiec�cego przez otwory zwane oknami. - To tu - Tafi zatrzyma� si� wreszcie przed jedn� z sal. Wewn�trz by�o ciemno, lecz rozr�ni�em zarysy automat�w stoj�cych pod �cianami. - To ju� ta sala?- szeptem zapyta�a Lili. - Tak, ale nie pchajcie si� - Taff odpowiedzia� p�g�osem. - Ale trupy! �e te� ludzko�� co� takiego produkowa�a Wort przygl�da� si� uwa�nie automatom. - Ciszej. Wbrew pozorom one maj� �wietny s�uch. Nagle co� trzasn�o i us�ysza�em dziwny d�wi�k - Pum Pum Pum. - Co to? - Lili zatrzyma�a si� w p� kroku. - To nadstratosfer go�czy. Nudzi si� i symuluje polowanie na meteory - wyja�ni� Taff. - On tak stale? - zapyta�em. - Nie, tylko czasami. Dysponuje szerokim zakresem cz�stotliwo�ci akustycznych i wydaje r�ne d�wi�ki. Najch�tniej na�laduje krowy. - Krowy? - No, takie zwierz�ta z dawnych epok. Powiniene� kiedy� p�j�� do ZOO i je zobaczy�. - Ale dlaczego w�a�nie krowy? - zainteresowa�a si� Lili. - Tym automatom wszelkie bia�kowe stworzenia ogromnie imponuj�. - Czy ludzie te�? - Przede wszystkim, ale przyznawanie si� do tego jest wed�ug nich w z�ym stylu. - To co, temu przepowiadaczowi przysz�o�ci te� imponujemy? �wietnie! - ucieszy� si� Wort. - Ciszej. On tam stoi. - Co, to nadrdzewia�e pud�o? - Wort patrzy� na automat z dezaprobat�. - To patyna czasu, kt�ra korzystnie odr�nia szlachetne automaty z minionych epok od wsp�czesnych, oprawionych w tandetne i tanie pancerze - Tafi m�wi� to g�o�no, bardzo g�o�no. - Za to te pancerze s� niezniszczalne, a to rozsypie si� za nast�pne sto lat - uzupe�ni� Wort. - Jeszcze co� w tym stylu i b�dziemy mogli spokojnie st�d wyj�� - Taff powiedzia� to twardo. - One s� bardzo wra�liwe na tego rodzaju uwagi. Niespodziewanie zawy� nadstrato�fer go�czy. - Taff, daj mu rozkaz, �eby si� uspokoi� albo �eby si� wy��czy� - za��da� Wort. - Wida�, �e� si� wychowa� w naszym wieku. Zupe�nie nie interesuje ci� psychologia robota... - Wyk�ad z psychologii tych przemi�ych uk�ad�w zrobisz nam nast�pnym razem. Nie po to przyszli�my tu. - Pom�wmy nareszcie z tym, co trwa - zaproponowa�a Lili i podesz�a do automatu. - Nie podchod� za blisko - ostrzeg� j� Taff. - Z nim rozmawia si� z odleg�o�ci co najmniej pi�ciu metr�w. - Dlaczego? - Nie wiem. Inaczej nie odpowiada. - No, ju� stoimy dok�adnie tak, jak szanowny robot sobie �yczy - zauwa�y�em - zaczynajmy wreszcie. - To, Taft, zaczynaj - popar�a mnie Lili. Taft nabra� powietrza w p�uca i rozpocz�� z emfaz� - O ty, co trwasz nad granic� dwu czas�w, przyszli�my do ciebie... Robot nie odpowiada�. Chwil� stali�my w milczeniu. - No i co? - zapyta�a wreszcie Lili. - Powt�rz jeszcze raz - poradzi�em. - O ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w, przem�w do nas ! - zawo�a� Taff. - Odezwij si� wreszcie - Wort m�wi� normalnie i by� mo�e to w�a�nie poskutkowa�o. W automacie co� szcz�kn�o i po chwili us�yszeli�my g�os, niski, metaliczny nieco g�os: - Co chcecie wiedzie�? Czy to, �e nadejdzie epoka lodowa, czy to, kiedy S�o�ce zmieni si� w supernow�, czy te� to, kiedy kosmoloty osi�gn� uk�ad Syriusza`? A mo�e chcecie zna� najwi�kszy dzie� waszego �ycia, dzie� sukcesu lub kl�ski? Ten dzie�, kt�ry zadecyduje o reszcie dni waszych... - Nie... ja... chcia�abym tylko wiedzie�, czy jutro zdam egzamin - odpowiedzia�a mu nie�mia�o Lili. - Egzamin �yciowy, czy zachowasz si� na nim tak, jak i z definicji zachowuje si� cz�owiek... - automat urwa�. - Nie... egzamin z zagadnie� uk�adu Jowisza... zdaj� przed p�automatyczn�. Tym razem nie by�o odpowiedzi. Taff kr�ci� si� niespokojnie, a� wreszcie odezwa� si�: - Daruj, �e niepokoimy ciebie, o ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w, spraw� tak b�ah�, ale ona jest jedynie pozornie b�aha. Naprawd� jest bardzo istotna, tylko ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w, nigdy nie by�e� studentem i nie wiesz tego... Automat nie przerywa� milczenia. - ...to znaczy, �le powiedzia�em, �e nie wiesz, tylko po prostu tobie, o ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w, trudno na to spojrze� z punktu widzenia studenta... Bo widzisz... - j�ka� si� Taft. I nagle automat przem�wi�: - Nie rozumiem. Nie rozumiem, co znaczy p�automatyczna? - Komisja egzaminacyjna, w sk�ad kt�rej wchodz� ludzie i automaty - Lili odpowiedzia�a natychmiast. - Nie rozumiem; co tam robi� ludzie, skoro tam s� automaty, ale to pewnie jeszcze jedno dziwactwo wsp�czesno�ci. W moich czasach by�oby to nie do pomy�lenia. - A wi�c, o ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w, czy mo�esz nam ju� powiedzie� to, o co ci� prosimy? - Taff post�pi� krok naprz�d, ale cofn�� si� natychmiast. - Spe�ni� wasze �yczenie - automat powiedzia� to g�o�niej, a mo�e nam si� tylko zdawa�o. Potem zaszumia� i... znik�. - Gdzie on jest? - Wort zawo�a� pierwszy. - Znikn��. Co si� z nim sta�o? - Lili post�pi�a krok naprz�d, ale Taff schwyci� j� za r�k�. - Przeni�s� si� w przysz�o��. Uwa�aj, teraz nie mo�na tam wchodzi�. - Jak to si� przeni�s�? - zapyta�em. - To jest zasada jego dzia�ania, przenosi si� w przysz�o�� i sprawdza. M�wi�em wam o tym - Taff powiedzia� to tak, jakby opisywa� zasad� dzia�ania rakiety. - A kiedy wr�ci? - niecierpliwi�a si� Lili. - Za chwil�. Wys�ali�my go do dnia jutrzejszego. Pokonanie stu lat zajmuje mu ju� troch� czasu... - I pomy�lcie, �e ju� trzysta lat temu... - Wort chcia� co� powiedzie�, ale g�os jego zag�uszy� szum. Automat sta� na swoim miejscu. - Wr�ci�! - krzykn�a Lili. - Wr�ci�! - Rzeczywi�cie, jest ju� z powrotem - potwierdzi� Taff, a potem zwr�ci� si� do automatu - O ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w, czy mo�esz nam ju� odpowiedzie� na nasze pytanie... Automat milcza�. - Dlaczego on nic nie m�wi?! Na pewno obla�am. - Mo�e si� uszkodzi� - podsun��em. - O ty, kt�ry... - zacz�� Taff od pocz�tku, ale automat przerwa� mu - M�odzie�y, chwileczk�, dajcie si� zregenerowa� staremu automatowi... - No, ale co z Lili? - zapyta�em. - Zda, je�eli w dniu jutrzejszym nie b�dzie dotyka� d�oni� . . metali kolorowych. Automat powiedzia� to cichym, jakby zm�czonym g�osem. - Co to ma znaczy�? - Lili popatrzy�a na nas zdziwiona. - Przepowiednia jak ka�da inna - Taff wzruszy� ramionami. - Nie rozumiem. Co to ma znaczy�? Wyt�umacz mi, automacie ! - krzycza�a Lili. - No, koniec - zawyrokowa� Taff. - Czego koniec? - Lili jeszcze nie rozumia�a. - Koniec dzisiejszej rozmowy. Nazwa�a� go automatem, teraz ju� si� nie odezwie. - Ale on musi mi wyja�ni�... - Nic ci ju� nie wyja�ni. Ostrzega�em was. Teraz przepad�o. Dzi�kujemy ci, o ty, kt�ry trwasz nad granic� dwu czas�w... - Tafi zwr�ci� si� wprost do automatu. - Mamy st�d sp�ywa�? - zapytywa� domy�lnie Wort. - W�a�nie. - No to cze��, stare pud�o - powiedzia� Wort i wyszli�my z sali. Nast�pnego dnia t�ok przed sal� egzaminacyjn� by� jeszcze wi�kszy. Rozpocz�y si� egzaminy przed komisj� p�automatyczn�. Sp�ni�em si� troch� i gdy przepycha�em si� w t�umie, us�ysza�em, jak automat wywo�uje Lili: - Uwaga, Tom Lili proszona jest na p�automatyczn� egzaminacyjn�. Spostrzeg�em Worta i Tafia. Stali z boku. - Trzymam za ni� kciuki - powiedzia� Wort. - My�lisz, �e zda? - zapyta�em. Nie by�em o tym przekonany. - Nie wiem - odpowiedzia� niepewnie Wort. - Neuronik z niej niez�y, ale mnemotronem doskona�ym z zagadnie� uk�adu Jowisza to ona nie jest. - Automat powiedzia�, �e zda - zauwa�y�em. - Wierzysz w to? - za�mia� si� Wort. - Sam nie wiem. Niby widzieli�my, jak przeni�s� si� w przysz�o��. - Widzieli�my, jak znikn�� - powiedzia� Wort. - Ci staro�ytni wiele potrafili w tych czasach, kiedy jeszcze istnieli genialni rzemie�lnicy nauki... - No, sko�czcie ju� wymian� zda� na temat mo�liwo�ci przerwa� Taff - Ze swej strony chcia�bym jeszcze doda�, �e by�y wi�ksze, ni� dzisiaj na og� przypuszczamy... - Zobaczymy, Taff, czy Lili zda - Wort powiedzia� to powa�nie. - W przeciwnym wypadku got�w jestem odda� szanowny automat do sk�adnicy cybernetycznego z�omu. Je�eli w og�le go tam - przyjm�. Takie truposze wyrzuca si� po prostu na �mietnik. - Zda, je�li nie dotyka�a d�oni� metali kolorowych. Tak on powiedzia�? - Mog� ci� zapewni�, Taff �e nie dotyka�a. Od rana nosi dzisiaj r�kawiczki. - My�lisz, �e jej to pomo�e? - Tafi za�mia� si�. Automat m�wi� o d�oni, nie precyzowa� natomiast, czy w r�kawiczkach, czy bez. - Przecie� bez r�kawiczki wcze�niej czy p�niej musia�aby czego� dotkn��... - Powinna by�a uwa�a�... - Tafi chcia� jeszcze co� doda�, ale przerwa�a mu Lili. �mia�a si� rado�nie jak dziecko, kt�re pierwszy raz leci wiroplanein. - Zda�am! Zda�am! S�yszycie? - B�yskawicznie. - Gratuluj�. - Cyfrak by� za silny, automaty gada�y mi�dzy sob�, a potem, zanim co� zd��y� powiedzie� i jednog�o�nie pozytywnie oceni�y moj� wypowied�. - Wi�c jednak ten, kt�ry trwa, m�wi� prawd� - stwierdzi� Taft. - Tak. Zreszt� wybra�am si� dzisiaj przed po�udniem do niego raz jeszcze - Lili za�mia�a si� g�o�no. - I c� ci truposz powiedzia�? - zapyta� Wort. - Chcia� z tob� w og�le rozmawia�? - Taff spojrza� na ni� podejrzliwie. - Ale� oczywi�cie. Zostali�my dobrymi przyjaci�mi. - Lili, ty nie �artujesz? - Tafi by� chyba lekko zaniepokojony. - Jak bym mog�a. Kochane tranzystorowe truch�o tyle mi pomog�o. Jak bym mog�a kpi� z drogiego przyjaciela... Taff stan�� tu� przed ni�. - Nie zgrywaj si�, Lili, co on ci powiedzia�? - Rozmawiali�my na r�ne tematy. - No i co? - Nic. A, zapomnia�am. Kaza� ci� pozdrowi�. Rozp�ywa� si� nad tob� i twierdzi�, �e takich grzecznych ch�opc�w, jak ty, w dzisiejszych czasach w og�le si� nie spotyka. M�wi� co� jeszcze, ale nadstratosfer okropnie go zak��ca�... - Jak... jak mam to wszystko rozumie�? - Taff poczerwienia�. - Sam go najlepiej zapytaj. Id� mu podzi�kowa� za wspania��, opart� na naukowych przes�ankach, przepowiedni�. Mo�e p�jdziecie ze mn�? - Zgoda. Chod�my - zaproponowa�em. Nadstratosfera go�czego s�yszeli�my ju� z daleka. - Nie zwracajcie na niego uwagi - powiedzia�a Lili tonem starego bywalca. - Gdzie... gdzie jest automat? - zapyta� Taff i wtedy ja tak�e spostrzeg�em, �e automatu nie ma. Na posadzce ciemniejsz� plam� szarza�o miejsce, gdzie sta�. - Jak ty o nim m�wisz? - obruszy�a si� Lili. - Dobrze, �e go nie ma. - Ale gdzie on jest? - Taff by� natarczywy. - Zaczynam rozumie�. On jeszcze nie wr�ci�... - Sk�d nie wr�ci�? - Taff zrobi� krok w kierunku plamy na posadzce. - Nie wchod� tam ! - krzykn�a Lili. - Nie �artuj . Gdzie go ukry�a� . - Zapyta�am go, kiedy b�dzie koniec �wiata i przeni�s� si� w przysz�o��, �eby odpowiedzie� mi na to pytanie. - W ten spos�b on nigdy nie wr�ci - zauwa�y�em. - S�usznie. - Nie �artuj, Lili. Gdzie go ukry�a�? To m�j ulubiony automat - Taff m�wi� teraz spokojnie. - S�ysza�e�, powiedzia�a ci przecie� - Wort patrzy� na Taffa. - Ona sobie kpi, rozumiecie? - Nic nie rozumiem - powiedzia�em i by�o to zgodne z prawd�. - Ja te� - zgodzi� si� Wort. - Ten automat to po prostu zabawka - wyja�ni� Taff. - To znaczy, �e on nie przepowiada przysz�o�ci? - Nie. - I nie przenosi si� w czasie? - Nie, nie przenosi si�... - Wi�c zwyczajnie nas nabra�e� - Wort powiedzia� to twardo. - Nabra�em. Chcia�em poprawi� Lili samopoczucie. - No dobrze, ale jak on znika? - zapyta�em. - Wytwarza wok� siebie pole, przez kt�re nie przenikaj� promienie �wiat�a. To ca�a jego tajemnica. To jest staro�ytny automat rozrywkowy. - A historia z zapomnianym cybernetykiem? - nie dawa�em za wygran�. - Reklamowa bajka. Ale opowiada j� sam automat. Ja jej nie wymy�li�em. Lili, co� ty z nim zrobi�a? Lili wzruszy�a ramionami. - Roz�o�y�am go na cz�ci pierwsze. Jestem neuronikiem i chcia�am si� przekona�, jak zbudowany jest ten automat... - Nie protestowa�? - zdziwi�em si�; bo pami�ta�em wrzaski demontowanych automat�w. - I jak jeszcze. Przepowiada� mi rych�� i gwa�town� �mier�. - I nie ba�a� si�? - spojrza�em na Lili uwa�nie. - Troch� si� ba�am - przyzna�a - ale skoro raz postanowi�am to zrobi�... Jestem neuronikiem i dzia�am w imieniu nauki. - Ja bym mimo wszystko tego nie zrobi� - powiedzia� Wort. - Ja mo�e te�, ale zwr�ci�am si� do kustosza tego muzeum... - No i co? - tym razem Taff by� tak�e zainteresowany. - Da� mi zezwolenie na demonta� tego grata. A potem mnie o co� zapyta�. Wiesz o co, Taff? - Nie, i mnie to nie interesuje. Zepsu�a� najlepszy automat... - Zapyta� mnie, czy jestem now� dziewczyn� Taffa. Podobno zawsze przychodzi z nimi tutaj, do automatu, kt�ry przepowiada przysz�o��. Ta przysz�o��, o kt�rej opowiada� automat; by�a programowana przez Taffa, ale biedactwa nie wiedzia�y o tym. - Jednym s�owem, podrywanie na automat, co, Taff? Wort za�mia� si� g�o�no. - I �e musia�a� go zniszczy�. A m�wi� mi m�j automat, �ebym unika� kobiet neuronik�w... <abc.htm> powr�t