2989

Szczegóły
Tytuł 2989
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2989 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2989 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2989 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad Fia�kowski Cerebroskop Historia zacz�a si�, gdy profesor Pat wr�ci� z uk�adu Syriusza. Zaraz po powrocie rozpocz�� wyk�ady z element�w cybernetyki na naszym kursie. By� to ma�y cz�owieczek z kruczoczarn�, kr�tko przystrzy�on� czupryn�, miotaj�cy si� z niespo�yt� energi� przed pulpitami wideotron�w. Z Syriusza przywi�z� czarn� emulsj� ochronn� na swych ga�kach ocznych i nie usun�� jej na Ziemi, tak �e twarz jego by�a troch� bez wyrazu, jak twarze android�w. Na Syriuszu emulsja ta chroni�a wzrok od ultrafioletowego promieniowania tej gwiazdy, na Ziemi nie mia�a oczywi�cie �adnego zastosowania i by�a nieco szokuj�cym uzupe�nieniem twarzy profesora. Opr�cz tego Pat przywi�z� diotona, okaz tamtejszej fauny. Hodowa� go w ogromnym, przezroczystym, wype�nionym amoniakiem kloszu, zajmuj�cym po�ow� gabinetu. Dioton unosi� si� zwykle nieruchomo pod sklepieniem wi�zienia przypominaj�c wielki sinoczerwony li��. To w�a�nie odr�nia�o gabinet Pata od dziesi�tk�w innych gabinet�w odwiedzanych przez nas w r�nych okoliczno�ciach podczas studi�w. Lecz profesor sta� si� powszechnie znan� postaci� z innego zgo�a powodu. Mianowicie przywi�z� z Syriusza now� metod� egzaminowania student�w. Spos�b genialny i bezwzgl�dnie obiektywny, jak twierdzi� sam Pat; ponure nieporozumienie, zdaniem student�w. - Moi drodzy - powiedzia� nam profesor na swym inauguracyjnym wyk�adzie - w naszej pracy nie jest istotne, co si� pami�ta, od tego s� mnemotrony i inne akumulatory informacji. Wa�ny jest spos�b my�lenia. To i tylko to zadecyduje o waszych osi�gni�ciach w przysz�o�ci. Dotychczas niestety sprawdzane by�y tylko wasze wiadomo�ci. A do czego to prowadzi�o? Do bezkrytycznej wiary w wyniki podawane przez automaty. Do braku ch�ci, a nawet mo�liwo�ci analizy tych wynik�w. Znany jest wam zapewne eksperyment docenta Ramtona, przeprowadzony na stu waszych kolegach, kt�rym dano do rozwi�zania proste, pami�ciowe niemal zadanie na celowo b��dnie wysterowanym automacie. Co si� wtedy okaza�o? Dziewi��dziesi�ciu sze�ciu nie zauwa�y�o w og�le pomy�ki, trzech stwierdzi�o, �e gdzie� w obliczeniach jest b��d, lecz tylko jeden poda� prawid�ow� odpowied�, zapytuj�c o ni� umieszczony obok automat, kt�ry przez pomy�k� zapomniano wy��czy� z sieci. Nie wierz�, aby�cie wy, semantycy programuj�cy skomplikowane uk�ady my�l�ce, tego nie potrafili. Punkt ci�ko�ci zagadnienia le�y gdzie indziej: Ten stan rzeczy to nie wasza wina. Przez szereg lat przyzwyczajono was do tego, �e mi�dzy pami�taniem a znajomo�ci� zagadnienia nie ma �adnej r�nicy. Lecz to wynika�o tylko z niemo�liwo�ci rozgraniczenia tych dwu rzeczy. Egzaminator nie m�g� przenikn�� do waszych g��w i stwierdzi�, kto z was mnie, a kto pami�ta. I tu, na tym konserwatywnym globie, gdzie tradycja hamuje niemal wszelki post�p, wszyscy si� z takim stanem rzeczy pogodzili. Ale �wie�y powiew my�li, jak wielokrotnie w historii, przyby� z zewn�trz... - tu na chwil� zawiesi� g�os - tak, w�a�nie z uk�adu Syriusza. W wyniku wieloletnich pr�b wynaleziono tam automat - cerebroskop: Urz�dzenie to odczytuje my�li egzaminowanego, analizuj�c pr�dy czynno�ciowe jego m�zgu, wynik�e z pobudzenia pytaniem egzaminatora. Nast�pnie por�wnuje otrzymany odczyt z informacj� z mnemotron�w. W wyniku tego ocena jest stuprocentowo obiektywna i bezb��dna. Ca�y proces zostaje zapisany w pami�ci cerebroskopu i mo�e by� przedstawiony graficznie jako cerebrogram. Przyk�adowo poka�� wam taki zapis. Przy�mi� �wiat�a i ekran wideotronu, zajmuj�cy ca�� niemal przestrze� nad g�ow� Pata, zaja�nia� szar� po�wiat�. Po�rodku zjawi�a si� czarna, jednostajna linia. Automat nie odbiera� widocznie �adnych impuls�w. - Nic nie wida� - odezwa�y si� g�osy z ty�u audytorium. Pat chcia� co� odpowiedzie�, lecz uprzedzi� go tubalny szept z przodu - Przecie� to wykres pracy m�zgu tw�rc�w cerebroskopu. Audytorium rykn�o �miechem. Zanim si� uspokoi�o, na ekranie krzywa sfa�dowa�a si� i ostrymi szczytami podnios�a do g�ry. - Jest to cerebrogram bardzo przeci�tnego osobnika. Bywaj� o amplitudzie trzy lub czterokrotnie wi�kszej obja�nia� Pat, gdy si� tylko dostatecznie uciszy�o na sali. - Nasz kurs nie spali bezpiecznik�w automatu... Tym razem Pat �mia� si� tak�e. �miej�c si� powitali�my to urz�dzenie na naszej uczelni, chocia� ju� wtedy podejrzewali�my pewne k�opoty w przysz�o�ci, lecz to, co dzia�o si� przy egzaminach, przesz�o najbardziej pesymistyczne prognozy. - Bracie - opowiada� mi Kew, ma�y, rudy Australijczyk, kt�ry zgn�biony po oblanym egzaminie przez dwa dni lata� rakietk� wok� Ziemi po wyd�u�onej elipsie - ... bracie, przychodzisz, a tu dwu asystent�w Pata �apie ci� za r�ce i ani si� obejrzysz, a ju� siedzisz w kabinie. Na g�ow� nak�adaj� ci he�m. Ciasno, ruszy� si� nie mo�na, wsz�dzie wystaj� przewody, bo ten cerebroskop to przecie� prowizorka. �mierdzi rozgrzan� izolacj�, gdzie� nad uchem stukaj� ci przeka�niki i klimatyzacja od czasu do czasu dmucha w nos �ywicznym powietrzem. Za�o�yli j�, bo zgodnie z przepisani bezpiecze�stwa i higieny nauki bez tego egzaminu urz�dza� nie wolno. Potem Pat m�wi: "Uwaga..." - patrzysz si� jemu w g�b�, z tymi czarnymi oczyma wprost przed tob� na ekranie, a on dwa razy powtarza: "Zadam teraz pytanie i po ostatnim s�owie w��czam automat". Przez ca�y czas przed nosem pali ci si� zielone �wiat�o a gdy sko�czysz m�wi�, zapala si� czerwone. Zaczynasz wtedy my�le� o wszystkim, co wiesz na temat pytania, i to jak najlogiczniej. Potem, gdy ju� o wszystkim pomy�la�e�, naciskasz klawisz z napisem "Koniec" i wyci�gaj� ci� z kabiny. Uwa�aj tylko, �eby� dobry klawisz nacisn��, bo Rim si� pomyli� i kopn�o go dwie�cie wolt. Wiadomo... prowizorka... a jak pomy�lisz przypadkiem, �e nic nie wiesz, tak z pierwszej emocji, to, �eby� nawet co� wiedzia�, automat wy��cza si� i koniec. Pat prosi nast�pnego. "Odpowiadacie za swoje my�li" - m�wi przy tym. Z zespo�u Kewa zda�o tylko kilku. Najlepiej ci, kt�rzy nauczyli si� ca�ego przebiegu rozumowania na pami��. Byli tacy, co my�leli sami. Wtedy automat brz�cza�, mruga� �wiat�ami, op�nia�, jakby si� nad czym� zastanawia�, a� wreszcie z wysi�kiem podawa� wynik, nie zawsze pozytywny. Pat twierdzi�, �e przy bardziej skomplikowanych zagadnieniach ma trudno�ci z kojarzeniem. - Starajcie si� my�le� po prostu, jak najprzyst�pniej, jakby�cie problem t�umaczyli na przyk�ad poecie, kt�ry nawet analiz� matematyczn� zapomnia�. - Tak, ale poeta miano wszystko mo�e nic nie zrozumie�. - Dobrze, dobrze, ale przecie� cerebroskop to nie �aden poeta, tylko porz�dny automat. Dobrze wyt�umaczycie, to na pewno zrozumie. Tak wi�c jedni t�umaczyli dobrze, inni �le. Ja na wszelki wypadek postanowi�em cerebroskopowi na razie nic nie t�umaczy� i poczeka� z egzaminem do jesieni. Tym bardziej �e pogoda by�a pi�kna i wola�em �apa� wiatr w �agiel na jeziorze ni� minimalnie zwi�ksza� prawdopodobie�stwo zdania egzaminu, �l�cz�c nad ekranami w ch�odnym zaciszu bibliotek. Podobnie my�la� Tor. Mieszkali�my we trzech w s�onecznym pokoju na dwunastym pi�trze szarego wie�owca. Okna nasze wychodzi�y na jezioro spi�trzone szarym �ukiem tamy. Tan w�a�nie w podmuchach wiatru przesuwa�y si� na tle zielonych wzg�rz �agle. Wan, ostatni z naszej tr�jki, twierdzi�, �e widok ten przeszkadza mu w my�leniu, i w��cza� pole rozpraszaj�ce �wiat�o w oknach, a wtedy odnosili�my wra�enie, jakby nagle nadp�yn�� bia�y ob�ok i otoczy� nasz wie�owiec. Faktem jest, �e Wan rzeczywi�cie intensywnie my�la�. Nie kto inny, tylko on w�a�nie wymy�li� metod� wygaszania fal asystent�w podczas �wicze� w pr�ni ponad atmosfer� i nadawania w ich imieniu bardziej pochlebnych opinii o nas do automat�w sumuj�cych. On w�a�nie tak zr�cznie zak��ca� prac� analizatora kontrolnego w czasie egzamin�w, �e nim automat po wielu pomy�kach poda� wreszcie prawid�owy wynik, by� on ju� sprawdzony dwukrotnie przez nasze podr�czne automaty. Gdy wieczorem, nagrzany S�o�cem, wr�ci�em do pokoju, Tor m�czy� automat monotonnym pytaniem "kocha", "nie kocha", wyci�gaj�c coraz to nowe aspekty zagadnienia. Automat by� wyra�nie przeci��ony i pali� czerwone �wiat�o, co zreszt� bynajmniej nie zra�a�o Tora. Wan Le�a� na ��ku z zamkni�tymi oczyma i r�koma pod g�ow�. Okna pokoju matowia�y biel�. Chcia�em si� w�a�nie zabra� do ogl�dania ostatnich wydarze� w wizotronii, gdy nagle Wan zerwa� si� z ��ka. - Mam, znalaz�em... ! Spojrza�em ku niemu, a Tor z wahaniem wy��czy� automat. - Pytanie pierwsze - g�os Wana brzmia� uroczy�cie. - Czy zdacie egzamin u Pata? - Nie - odpowiedzia�em. - Chyba nie - powt�rzy� Tor. - Zero dla obu - zawyrokowa� Wan w stylu cerebroskopu. - W�a�nie �e zdacie. Tor wzruszy� ramionami. Chcia�em o co� zapyta� Wana, ale nie da� mi doj�� do s�owa. - Nie przeszkadzaj. Pytanie drugie. Jak d�ugo b�dziecie si� musieli uczy�? - Minimum dwa tygodnie - odpowiedzia� po chwili Tor. Skin��em g�ow�. - Znowu zero. Ani chwili. - Dobrze, ale jak... - Czekaj. Pytanie trzecie. Jak nazwaliby�cie cz�owieka, kt�ry by wam powiedzia�, jak to zrobi�? - Geniuszem. - Obro�c� uci�nionych. - Jeden - stwierdzi� Wan. - Tym cz�owiekiem jestem ja. Nale�ne mi tytu�y wypiszcie drukowanymi literami na werbografie i powie�cie nad moim ��kiem. Ot� idea jest tak prosta, �e a� si� dziwi�, i� nikt na to poprzednio nie wpad�. Zastanawiali�cie si�, z czym cerebroskop por�wnuje uzyskane od nas informacje... z wiadomo�ciami nadchodz�cymi z mnemotron�w. Wystarczy wi�c pod��czy� si� do falowodu, zebra� informacje i przekaza� je na urz�dzenie nadawcze o mocy naszego m�zgu. Zostan� one zarejestrowane jako odpowied� na problem. Je�li sam w tym czasie nie b�dziesz my�la�, odpowied� b�dzie stuprocentowo trafna. I co wy na to? - Pomys� doskona�y, ale do realizacji potrzebna jest przecie� znajomo�� budowy cerebroskopu. Sk�d si� tego dowiesz? Przecie� w �adnym z naszych mnemotron�w nie ma nawet wzmianki na ten temat. - To jest raczej trudno�� techniczna, nie umniejszaj�ca wielko�ci idei... - Trzeba j� jednak rozwi�za�. - Pomy�la�em o tym. Budow� automatu poznamy w czasie dy�uru Mate. - Ale� on nie pozwala nawet zbli�y� si� do urz�dzenia. Chod�my tam lepiej podczas dy�uru innego asystenta. - Pozwoli. Ty, Tor, p�jdziesz do niego z tymi �redniowiecznymi papierkami, znaczkami, tak to si� bodaj �e nazywa. Max przepada wprost za nimi: Mo�esz mu nawet da� kilka z nich. Chodzi o to, �eby nam nie przeszkadza� podczas ogl�dania aparatury. - No tak, ale... - �adnych ale. Musisz dla dobra og�u poskromi� sw� dziwaczn� nami�tno�� do naklejanych papierk�w. To przekre�la�o dalsz� dyskusj�. Do Maxa poszli�my nast�pnego dnia. - Co, nie widzieli�cie jeszcze cerebroskopu? Nie martwcie si�, zobaczycie go jeszcze - za�mia� si� zgrzytliwym �miechem. To by�o powitanie. - Widzieli�my. Nic takiego rewelacyjnego. Troch� przewod�w i krzes�o pod he�mem. A z bliska obejrzymy go sobie przy najbli�szej rozmowie z Patem - rozpocz�� Wan. - A obejrzycie, obejrzycie - Max za�mia� si� tym razem ju� naprawd� nie wiadomo z czego. Wobec tak doskonale rozwijaj�cej si� konwersacji Wan przyst�pi� do istoty rzeczy. - Kolega - tu wskaza� na Tora - dosta� w�a�nie z Europy kilka znaczk�w. Nie wie tylko, z jakiego okresu pochodz�. - Tak, poka�cie je... - po raz pierwszy ujrza�em na twarzy Maxa co� w rodzaju wzruszenia. Wan popchn�� Tora, kt�ry z oci�ganiem post�pi� ku Maxowi. Ruchem pe�nym determinacji wyci�gn�� album. Max chwyci� go, otworzy�... - O, �adne znaczki, bardzo �adne znaczki - s�owo znaczki przeci�ga z lubo�ci�. - Na przyk�ad ten brunatny. Dzie�o sztuki, no nie? - zwr�ci� si� do nas. - Oczywi�cie! - krzykn�li�my w dwug�osie. Tor przygn�biony milcza�. - Wspania�e dzie�a staro�ytnych mistrz�w... - ci�gn�� Max sw�j monolog. By� ju� na trzeciej stronie. Zostawili�my go pochylonego nad wspania�ymi tr�jk�tami z grzybami i podeszli�my z Wanem do cerebroskopu. W�az do kabiny by� uchylony. Wsadzi�em g�ow� do �rodka. Krzese�ko, he�m, jakie� prze��czniki, klawisze, wygaszone �wiat�a kontrolne... - Gdzie� tu musi by� schemat - szepn�� Wan schylaj�c si�, by zajrze� pod siedzenie. - Nie widz�. Tu jest jaka� tablica z gniazdkami. O, jest! - odchyli� oparcie siedzenia, pod kt�rym fosforyzowa� schemat. Przygl�dali�my si� mu obaj w milczeniu. - Tu, widzisz - palcem wskaza�em miejsce na schemacie nale�a�oby pod��czy� przew�d. - Zgoda, ale gdzie to mo�e by� w kabinie? - Nie wiem... Chocia� popatrz. Tu jest centralny dzielnik impuls�w. Pod��czenie musi by� zaraz za nim. - Dzielnik impuls�w masz tutaj - Wan wskaza� paraboidaln� bry�� opalizuj�c� w przy�mionym �wietle w g��bi pod siedzeniem. - W takim razie pod��czymy si� chyba tu - dotkn��em p�yty z szachownic� w��cz. Nasze przypuszczenia okaza�y si� trafne. W kilkana�cie minut sprawdzili�my wszystko. - Pami�taj. Drugie gniazdko, trzeci rz�d i trzecie gniazdko, pi�ty rz�d. Tylko ich nie pomyl. - Drugie gniazdko, trzeci rz�d, trzecie gniazdko, pi�ty rz�d - powt�rzy�em. - Doskonale. Chod�my ju�, w przeciwnym razie dorobek �ycia Tora stanie si� w�asno�ci� Maca. Niepostrze�enie stan�li�my za nimi. Tr�jk�ty zmieni�y ju� w�a�ciciela i w�a�nie Max przekonywa� Tora o bezsprzecznej wy�szo�ci romb�w, kt�re Tor mia� otrzyma� w zamian. - A mo�e by�my tak obejrzeli cerebroskop niespodziewanie z ty�u odezwa� si� Wan. Max zamilk� natychmiast i z wolna odwr�ci� g�ow�. Patrzy� chwil� na Wana. - Nie, nie mo�na... - powiedzia� to dziwnie normalnym g�osem. Przerwa�, milcza� chwil�, a potem zwr�ci� si� do Tora: - We� te tr�jk�ty. Obawiam si�, �e nie m�g�bym znale�� romb�w takich, �eby ci si� podoba�y - powiedzia� to zupe�nie cicho. Tor a� zarumieni� si� z rado�ci i zacz�� ostro�nie przek�ada� odzyskane tr�jk�ty z powrotem do swego albumu. - A teraz id�cie st�d - Max powiedzia� to stanowczo. W milczeniu opu�cili�my laboratorium. Wyszli�my na kamienne schody przed gmachem. Nagrzane czerwcowym s�o�cem promieniowa�y �arem upalnego po�udnia. - P�jdziemy chyba na przysta� - zaproponowa�em. - Nie, p�jdziemy do laboratorium podr�cznego przygotowa� prototyp "negcerebroskopu", jak proponuj� nazwa� nasz wynalazek. Poszli�my do laboratorium i rozpocz�li�my ci�k� prac�. Ciemna g�owa Tora tkwi�a nieruchomo pochylona nad ekranami trzech mnemotron�w. Wan i ja pracowali�my z automatycznym konstruktorem. Podali�my warunki ograniczaj�ce. Przede wszystkim "negcerebroskop" musia� by� tak p�aski, by mo�na go by�o umie�ci� na elastycznym podk�adzie i przypi�� do plec�w. - Rozumiesz, jego nie mo�e by� w og�le wida�. Je�li b�dzie ci co� na plecach wystawa�o, nie powiesz przecie�, �e to garb, kt�ry ci wyr�s� w czasie przygotowywania si� do egzaminu... - uzasadnia� Wan pierwsze ograniczenie. Mieli�my r�wnie� troch� k�opotu z zasilaniem urz�dzenia. Proponowa�em akumulator w bucie, jednak�e zwyci�y� projekt Tora - zasilanie uk�adu kosztem cerebroskopu. Ostatecznie na dzie� przed egzaminem wszystko by�o gotowe. Automat nie wa�y� wiele. Uciska� tylko �opatki. Z kieszeni wychodzi�y dwie pary przewod�w, kt�re nale�a�o w�o�y� do odpowiednich gniazdek. Ustalili�my, �e pierwszy zdaje Wan. Egzamin zaczyna� si� o dziewi�tej. Po �smej przyszli pierwsi studenci. Ich stalowoszare kombinezony kontrastowa�y z bladymi, zm�czonymi twarzami. Na ich tle Wan promieniowa� wprost optymizmem i dobrym samopoczuciem. - Wan, co si� tobie dzisiaj sta�o? Dosta�e� list z Ksi�yca czy co?- Al, pot�ny ch�opak rodem z Grenlandii, podszed� do Wana i podni�s� r�k�, by go przyjacielsko klepn�� w plecy. - Chwileczk� - Wan powstrzyma� jego r�k�. - W dniu tak uroczystym g�aszcze si� mnie po g�owie. Zauwa�y�em zdziwiony wzrok Ala. Otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, zrezygnowa� jednak i odszed� swym nied�wiedzim, lekko ko�ysz�cym si� krokiem. Kilka minut przed dziewi�t� przyszed�, a w�a�ciwie wpad� jak zwykle z impetem Pat. Za nim wyci�gaj�c nogi spieszyli Max i jeszcze dwu asystent�w. Otworzyli laboratorium, a tymczasem Pat liczy� nas, wskazuj�c kolejno ka�dego palcem. - Hm... siedemnastu... to do dwunastej powinni�my sko�czy�. Czy wiecie - doda� z entuzjazmem - �e istnieje projekt, by cerebroskopy stosowa� przy wszystkich egzaminach? Wspania�e, nie? - z tym okrzykiem znikn�� za drzwiami laboratorium. - Jak dla kogo. Chyba nie mann ju� szans sko�czenia studi�w. Z tymi automatami nie dam sobie rady - Kor m�wi�c te s�owa mia� min� beznadziejnie smutn�. - Trzeba si� uczy�. Jak si� umie, to si� zda... Kor spojrza� z niech�ci� na Wana. - Nie potrafi� ca�ymi nocami wkuwa� wyprowadze� na pami��. Ty rzeczywi�cie masz teraz du�e szanse? - Oczywi�cie. Jestem za jak najszerszym wprowadzeniem cerebroskopu. Pomy�lcie, jakie perspektywy otwieraj� si� przed nami. W przysz�o�ci ka�dy student b�dzie mia� dla siebie cerebroskop i b�dzie m�g� po zapoznaniu si� z jakimkolwiek problemem natychmiast sprawdzi�, czy opanowa� go w stopniu umo�liwiaj�cym wyzyskanie go w praktyce... - Je�li cerebroskopy zostan� udoskonalone, b�dzie to idealny spos�b uczenia si�, ale teraz? Chyba nie m�wisz powa�nie, Wan, �e powszechne wprowadzenie cerebroskopu jest s�uszne... Powiedzia� to ma�y, blady, piegowaty ch�opaczek, jeden ze zdolniejszych na naszym kursie. Wan chcia� co� odpowiedzie�, ale u�miechn�� si� tylko, bo nagle otwar�y si� drzwi i stan�� w nich Pat - Prosz�, prosz� bardzo do �rodka - wykona� zapraszaj�cy ruch r�k�. - B�dziecie patrze�, jak my�l� wasi koledzy. Weszli�my. Automat ju� pracowa� na biegu ja�owym, rzucaj�c na ekran jednostajn� poziom� lini�. - Prosz�, kto pierwszy do �rodka? - dalej zaprasza� Pat. Chwil� stali�my niezdecydowani. Wreszcie wyst�pi� Zoo. Po chwili siedzia� ju� w kabinie. Pat powtarza� sakramentalne regu�y i wreszcie zada� pytanie: - Jaki jest odpowiednik impulsu jednostkowego w sumie homofilarnej ? Po zadaniu pytania Pat nacisn�� klawisz i krzywe wystartowa�y. Zoo zgodnie z instrukcj� nic nie m�wi�, w my�li rozwi�zuj�c problem. �wiat�a zapala�y si� i gas�y. Krzywe wi�y si� leniwie. Przez kilka minut panowa�a zupe�na cisza. Szcz�ka�y tylko przerzucane prze��czniki. Przez prze�roczysty wykr�j kabiny widzieli�my twarz Zoo. Zamkn�� oczy i my�la� z wysi�kiem. Czasem tylko nieznacznie porusza� wargami, jakby co� szepta� do automatu. Wreszcie wolnym ruchem wyci�gn�� r�k� i zatrzyma� automat. Pat postawi� nast�pne pytanie, potem jeszcze jedno. Wreszcie Zoo z kroplami potu na czole wyszed� z kabiny. - Otrzyma�e� dostatecznie, ale minimaln� ilo�ci� punkt�w - stwierdzi� Pat po odczytaniu wynik�w. - Jak on tam odpowiada�? - zwr�ci� si� do Maca. - Ze swego miejsca widzisz, kt�re informacje nadchodz�ce z mnemotronu s� zgodne z jego wypowiedziami. - Wydaje mi si�, �e odpowiada� nie�le - zawyrokowa� Max po kr�tkim namy�le. - No wi�c masz trzy... - powt�rzy� Pat. Zoo odwr�ci� si� nagle i wyszed�, nie �egnaj�c si� z nikim. Nast�pny zdawa� Wiber. Po drugim pytaniu wyskoczy� z kabiny. - Przepraszam, ale nie b�d� zdawa� w tym automacie. To niesprawiedliwe. On analizuje my�li, kt�rych nigdy bym nie wypowiedzia�... - Kolego, uspok�jcie si�. Jeste�cie zdenerwowani - Pat przemawia� do Wibera tak, jak m�wi si� do chorego. - Profesorze, pod pewnym wzgl�dem Wiber ma racj� Max przerwa� Patowi. - Pod��czony do analizatora widz� przecie� jego my�li. Cz�owiek nie jest w stanie idealnie skupi� si� na temacie. Istniej� zawsze my�li uboczne, czasem nie nadaj�ce si� do publikacji ze wzgl�du na bli�nich - Max urwa� i za�mia� si� skrzekliwie. Pat spojrza� na niego, lecz cokolwiek wyra�a�y jego oczy pod os�on� emulsji, twarz pozosta�a nie zmieniona. Potem odwr�ci� si� do Wibera. - Prosz� do �rodka, b�dzienry ko�czy� egzamin. - Nie b�d� zdawa� w tym automacie. - Kolego, naprawd� uspok�jcie si� i przyjd�cie na ko�cu albo jutro... Kto nast�pny? -- zwr�ci� si� do nas, ko�cz�c tym samym dyskusj�. Wtedy wyst�pi� Wan. Znikn�� w kabinie. Pat powiedzia� to, co zwykle, a potem zada� pytanie. I wtedy zacz�o si�. �wiat�a zap�on�y, przygas�y. Krzywe rozp�dzi�y si� na ekranach, unieniaj�c b�yskawicznie kszta�ty. Nie zd��yli�my och�on�� ze zdumienia, gdy zamar�y w bezruchu. Odpowied� by�a sko�czona. Pat sta� d�ug� chwil�, wpatruj�c si� z niedowierzaniem w ekrany, wreszcie podj�� decyzj� i zada� nast�pne pytanie. Znowu pomkn�y krzywe i wynik. pojawi� si� po kilkunastu sekundach. Pat skoczy� ku kabinie. Ba�em si�, czy Wan zd��y od��czy� si� od cerebroskopu. - Kolego, jeste�cie geniuszem ! - zawyrokowa� Pat z emfaz�. Wan skromnie spu�ci� oczy. - Nie widzia�em nigdy nic podobnego ani na Syriuszu, ani na Ziemi. Nigdy nie przypuszcza�em, �e w�r�d moich student�w kryje si� taki demon my�li. Opr�cz nas dwu wszyscy patrzyli na Wana ze zdumieniem pomieszanym z odrobin� l�ku. - Niewiarygodne - powtarza� Pat. - Czego� ty dotychczas dokona�, cz�owieku?! - Nic... zdobywa�em wiedz�... - To prawda, �e i Einstein na politechnice nie b�yszcza�... ale taki umys� jak ty... Nie do wiary. Wan zawaha� si�. - Przepraszam, profesorze, to by� dla mnie kolosalny wysi�ek my�lowy. Czy... zda�em? - Oczywi�cie, bardzo dobrze. Niemal maksymalna liczba punkt�w. - Czy m�g�bym w takim razie odej��? Chcia�bym chwil� odpocz��. - Ale� oczywi�cie, id�. Nale�y oszcz�dza� taki wspania�y instrument, jakim jest tw�j m�zg. Wyszed�em z Wanem. W drzwiach s�ysza�em jeszcze s�owa profesora: - ... no i widzicie. Cerebroskop mo�e s�u�y� r�wnie� do odkrywania geniuszy... Zacz��em si� zastanawia�, co b�dzie, je�li trzech geniuszy my�li zostanie odkrytych na jednym egzaminie. Ale odpowiada� musia�em. Nie mia�em wyboru. Zreszt� wypadki potoczy�y si� tak szybko. Wan ubra� mnie w "negcerebroskop" i wszed�em powt�rnie do laboratorium. Stanowczo za bardzo si� denerwowa�em. Czu�em, �e moje kolana s� jak z waty; w my�li nieustannie powtarza�em: "drugie gniazdko, trzeci rz�d, trzecie gniazdko, pi�ty rz�d". Niby przez mg�� s�ysza�em, jak zdawa� Al, jak Pat bez przerwy rozwodzi� si� nad geniuszem Wana. Wreszcie przysz�a moja kolej. Wskoczy�em gwa�townie do kabiny, zatrzasn��em w�az, wyj��em wtyczki z kieszeni i nagle zrozumia�em, �e nie przypomn� sobie numer�w gniazdek. Zrobi�o mi si� gor�co. Za chwil� padnie pierwsze pytanie. Jeszcze chwila. Nic nie mog� sobie przypomnie�. To chyba by�o drugie gniazdko, trzeci rz�d i trzecie gniazdko, czwarty rz�d. Tak, chyba tak, zreszt� nic innego nie wymy�l�. Jak najszybciej w�o�y�em wtyczki w gniazdko, rozpar�em si� w fotelu i wdychaj�c �ywiczne powietrze, westchn��em z ulg�. Teraz odpowied� przyjdzie sama, tylko nie mo�na o niczym my�le�. Pat monotonnie powtarza� swoje formu�y. Nie s�ucha�em nawet. Egzamin tak jakby ju� zdany. Dwa miesi�ce wakacji, woda, �agle... Wyobrazi�em sobie jask�ki szybuj�ce tu� nad wod�, niemal dotykaj�ce jej powierzchni... Nagle spostrzeg�em, �e pali si� ju� �wiat�o odpowiedzi. Chyba wszystko w porz�dku. Automat trzaska� prze��cznikami. Wtem wszystko ucich�o. Przez przezroczysty wykr�j zobaczy�em, jak moi koledzy zataczaj� si� ze �miechu. Co� si� sta�o. Wyskoczy�em z kabiny. - ... to, �e jask�ki s� kr�gowcami i w jaki spos�b buduj� gniazda, to chyba nie semantyka - perorowa� Max. Jeden Pat si� nie �mia�. Milcza�, czerwony z gniewu. - Chyba automat uszkodzony... - powiedzia�em niepewnie. - To geniusz Wana zniszczy� cerebroskop - podsun�� kto� z boku. - Przeci��y� go widocznie - doda� inny g�os z g��bokim przekonaniem. - Na uszkodzonym automacie nie b�dziemy zdawa�. - W�a�ciwie nie wiadomo, czy od pocz�tku dobrze dzia�a�... Ben umia� przecie� zupe�nie dobrze, a obla�... Fala g�os�w podnosi�a si� z wolna. Pat sta� teraz blady. Coraz wi�cej spojrze� kierowa�o si� ku niemu. Wreszcie przem�wi�: - Bardzo was przepraszam. Oczywi�cie wszystkie oceny b�d� anulowane. Nie mo�na decydowa� o wiadomo�ciach student�w na podstawie tak zawodnie dzia�aj�cego urz�dzenia - m�wi� cicho, beznami�tnie. Z jego dotychczasowej energii nie zosta�o nawet �ladu. Sta� sam na uboczu, podczas gdy studenci ze �miechem opuszczali sal�. - Krety�ski geniuszu - powita� mnie Wan - wiesz, co zrobi�e�? Pod��czy�e� si� bezpo�rednio do dyspozytorni cerebroskopu i sterowa�e� go w�asnymi my�lami. On wybiera� informacje o zagadnieniach przez ciebie pomy�lanych, a reszta sz�a tak, jak przewidywali�my. Powiedz szczerze, my�la�e� o jask�kach? - Tak. - To wyja�nia wszystko. No, s�dz�, �e Pat nigdy nie wznowi swych pr�b po takiej kompromitacji - Wan za�mia� si�. - Zreszt� zobaczymy. Historia ta pozosta�a nasz� tajemnic�. Min�o od tego czasu ju� par� lat i dzisiaj ko�czymy studia. Na Wana ci�gle jeszcze patrz� podejrzliwie i pokazuj� go pierwszorocznym. - To ten, kt�ry my�la� szybciej ni� cerebroskop... A Pat przez ostatnie lata egzaminuje tak jak inni, ale niedawno s�ysza�em, �e sprowadza z uk�adu Syriusza nowy udoskonalony model cerebroskopu. Nam on w ka�dym razie ju� nie grozi. Niech si� martwi� przysz�e pokolenia student�w. <abc.htm> powr�t