2964

Szczegóły
Tytuł 2964
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2964 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2964 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2964 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

. . .a r c h i p e l a g i O l g a T o karcz u k _ ^Podr� ludzi Ksi�gjL Warsza Copyright (c)by Wydawnictwo W.A.B., 1996 Wydanie III Warszawa 1998 Gauche jest w tej opowie�ci osob� przypadkow�. Nic nie wskazywa�o na to, �e we�mie udzia� w podr�y. Nie by� w planie. Historia jego �ycia pe�na jest takich przypadk�w, ale poniewa� wci�� nie wiadomo, czym jest przypadek, mo�na z czystym sumieniem rozgrzeszy� si� z nadu�ywania zasady, �e je�eli co� si� zdarza, to w�a�nie samo zdarzenie si� jest dla siebie najlepszym uzasadnieniem. Przypadek w �yciu Gauche'a zadzia�a� po raz pierwszy wtedy, gdy znalaz�a go jedna z si�str klarysek zamykaj�ca przed zmrokiem furt�. Gauche by� wtedy s�abym, zzi�bni�tym niemowl�ciem i na pewno nie prze�y�by nocy. Le�a� bez ruchu z szeroko otwartymi oczami. Nie p�aka�. By� mo�e jego g�os przemarz� ju� na zawsze tego wczesnogrudniowego wieczoru, a mo�e niemowl� wcale nie mia�o g�osu. Siostry uzna�y to za znak i b�ogos�awie�stwo - nigdy nie m�c krzycze� w �wiecie, w kt�rym ludzki g�os jest zawsze tylko g�osem wo�aj�cego na puszczy. Klaryski wzi�y dziecko najpierw do siebie, lecz gdy zacz�o im sprawia� zbyt wiele k�opotu, odda�y je kobiecie z przyklasztornej wsi. Owa kobieta mia�a ju� swoje dzieci, r�wnie s�abe, r�wnie marne. Zaj�a si� ch�opcem z poczucia obowi�zku, bo nie chcia�a przyk�ada� r�ki do dzie�a �mierci: urodzi�a si� po to, �eby obdarza� �yciem i dba� o �ycie. �mier� te� jest kobiet�, ale daje �ycie w lepszym gatunku, �ycie wieczne. Kobieta ze wsi zajmowa�a si� wi�c ma�ym niemow�. Karmi�a go, my�a, kiedy si� zabrudzi�. Nauczy�a go czyni� znak krzy�a � pragn�� mi�o�ci. Gdy umar�a, siostry znalaz�y Gauche'a skulonego przy jej ciele. Nie protestowa�, kiedy zabiera�y go ze sob�. Mia� wtedy pi�� lat. W �yciu Gauche'a czas zawsze zatacza� kr�gi. Od jednej wiosny do drugiej, od kwitni�cia rozmarynu, poprzez zbi�r niebieskich kwiat�w lawendy, a� do spadania z drzew niespodziewanie doskona�ych owoc�w kasztanu. Gauche szybko zrozumia� istot� takiego czasu, tote� nie mia� potrzeby wyrywania si� do przodu, jak inni ludzie. Tkwi� w swoim czasie niczym w bezpiecznej skorupce, powoli rosn�c, powoli przyswajaj�c sobie jego ledwie zauwa�alny rytm. Rzeczy pojmowa� r�wnie wolno, z wahaniem, kt�re na dobr� spraw� mo�na by nazwa� oci�a�o�ci�. Chocia� bardzo chcia�, nigdy nie nauczy� si� m�wi�. Otwiera� usta i na pr�b� formowa� wargami niewidzialne i nies�yszalne s�owa, kt�re wypycha� j�zykiem w oboj�tny na te pr�by �wiat. Latem i wiosn� pomaga� w ogr�dku i w kuchni, daj�c si� odp�dza� od naczy� z jedzeniem jak przyb��kany pies. W pobli�u klasztornej kuchni sp�dza� tak�e zimy, tworz�c na wygrzanym przypiecku kasztanowe figurki ludzi i zwierz�t, kt�re potem wysy�a� w dalekie podr�e: poprzez podw�rko do rozmarynowego ogr�dka i dalej, na skarp�, z kt�rej zrzucano w d� �mieci. Ustawia� na jej kraw�dzi ca�e karawany ps�w, ludzi i ptak�w, i patrzy�, jak tocz� si� bezradnie, popchni�te zaledwie dotkni�ciem jego wskazuj�cego palca. O zmierzchu wraca� do kuchni, gdzie milcz�ce siostry suszy�y zio�a i gotowa�y wieczorny posi�ek. Pod pos�aniem mia� zawsze ogromny zapas nowych kasztan�w. Siostry rozumia�y, �e ich ma�y wychowanek jest dzieckiem bo�ym, podobnie jak ich skrywany oblubieniec - �wi�ty z Asy�u. Lepiej rozumie� mow� zimowego wiatru i s�ysze� bolesny krzyk p�kaj�cych na wiosn� w ziemi nasion, ni� �lizga� si� po powierzchni m�dro�ci liter. Wiedzia�y, �e najlepszym uzasadnieniem przebywania ch�opca w�r�d nich s� w�a�nie okoliczno�ci, w jakich si� u nich znalaz�. Rozumia�y tak�e, �e B�g kiedy� zabierze go od nich, rzecz� bosk� bowiem jest dawa� i zabiera�. Dlatego nie przywi�zywa�y si� zbytnio do tego niemego, cichego �ycia. B�g zabra� klaryskom Gauche'a, obdarowuj�c go m�sko�ci�. Wtedy siostra prze�o�ona uzna�a, �e zgromadzenie spe�ni�o ju� swoj� powinno��. Gauche'em mo�e teraz zaj�� si� sam B�g. Odda�y go wi�c pod opiek� Pana, wysy�aj�c w �wiat. Dosta� dwukolorowy kubrak, czapk� i troch� jedzenia na drog�. Odchodz�c zabra� z klasztoru ��tego psa, kt�ry przywi�za� si� do niego na tyle, �e rozumia�, co m�wi� szeroko otwarte oczy ch�opca. Pies, podobnie jak Gauche, s�ysza�, ale nie umia� m�wi�. Historia Gauche'a, jak ju� powiedziano, nie jest w�tkiem znacz�cym dla tej opowie�ci. To, co najwa�- niejsze, zaczyna si� w czasie, kiedy Gauche w swojej w�dr�wce z psem dotarl do Pary�a. By�o to latem 1685 roku. Wcale tam nie szed�, po prostu w�drowa� przed siebie. W tamtych czasach wszystkie drogi prowadzi�y do tego miasta. Gauche dotar� tylko do paryskich przedmie��, gdzie ludzie wci�� �yli w cieniu niedalekiego centrum. Na przedmie�ciach zatrzymywali si� podr�ni, szykuj�c si� do wjazdu na g��wne ulice, tak samo jak sobota szykuje si� do przej�cia w niedziel�. W centrum by� najpot�niejszy na �wiecie kr�l i jego dw�r, by�y bogate sklepy, banki, przepyszne ko�cio�y, muzyka i gwar. W centrum Pary�a by� prawdziwy �rodek �wiata. Zupe�nie przypadkiem dosta� prac� w stajni pewnej ober�y, kt�rej w�a�ciciel umia� doceni�, jak ten dziwny ch�opiec potrafi si� obchodzi� z ko�mi. Konie, zupe�nie jak ��ty pies, dobrze rozumia�y mow� spojrze� ch�opca i odpowiada�y mu tak samo. Przez kilka pierwszych dni Gauche nauczy� si� bardzo wiele. Zrozumia�, czym jest pieni�dz, i to, �e mo�na sprzedawa� za pieni�dze swoj� prac� i swoj� wolno��. Zrozumia� r�nic� mi�dzy w�drowaniem a pozostawaniem w miejscu. Zrozumia� tak�e r�nic� mi�dzy m�czyzn� a kobiet�, klacz� a ogierem, kiedy z wysoko�ci swojego legowiska przygl�da� si� parom ludzkim i zwierz�cym. Zobaczy� te�, jak bardzo ludzie r�ni� si� od si�str klarysek. I chodzi�o nie tylko o fryzury, peruki i jaskrawo�� stroju, ale g��wnie o chaotyczno�� czasu, kt�ry ludzie nosz� w sobie. Widz�c setki podr�nych, s�ysz�c ich r�ne j�zyki, wyczuwaj�c ich po�piech, nie m�g� oprze� si� wra�eniu, �e s� tak samo chwilowi jak jego kasztanowe ludziki. �e wystarczy�oby zamkn�� im usta, zdj�� z nich pstrokate odzienie, a ukaza�aby si� znajoma powierzchnia kasztanowej �upiny. Gauche zazdro�ci� wielobarwnym ludziom tylko jednego - �e potrafi� m�wi�, �e u�ywaj� s��w, jakby by�y one ich w�asno�ci�. Jemu samemu, kt�rego u�omne gard�o nie by�o w stanie wyda� �adnego d�wi�ku, wydawa�o si�, �e w s�owach le�y wszelka ludzka moc. Traktowa� wi�c s�owa bardzo powa�nie i z prawdziwym szacunkiem, zupe�nie jakby w swej realno�ci r�wne by�y rzeczom. Albo nawet jeszcze powa�niej: jakby by�y czym� wi�cej ni� rzeczami, kt�re okre�laj�. Bo przecie� sam� rzecz ogranicza w ko�cu jej materialno�� i konkretno��, a s�owo jest jej czarodziejskim odbiciem, mieszkaj�cym w �wiecie innym ni� ten, kt�ry Gauche zna�. Jakim? Tego nie potrafi� nawet pomy�le�. Dla niego s�owa by�y duszami rzeczy; poprzez owe dusze rzeczy kontaktuj� si� z nami. Znaj�c s�owo - zna si� rzecz. Wypowiadaj�c s�owo - ma si� w�adz� nad rzecz�. Kiedy uk�ada si� i wi��e s�owa z innymi s�owami - tworzy si� nowe uk�ady rzeczy, tworzy si� �wiat. Kiedy si� kszta�tuje s�owa, zabarwiaj�c je uczuciem, naznaczaj�c barwami nastroju, przydaj�c im znacze�, brzmie�, muzyki - kszta�tuje si� wszystko, co istnieje. Najwi�kszym marzeniem Gauche'a by�o m�c powiedzie� kiedy�: Jestem Gauche", i w ten spos�b wydoby� siebie z otch�ani nieokre�lenia. Dlatego stajnia, konie, jask�ki cz�sto by�y �wiadkami jego pr�b m�wienia. Gauche otwiera� usta i czeka�, a� jakie� s�owo wyleci przez nie na �wiat. Je�eli co� osi�gn��, to by� to rodzaj charcz�cego wydechu, d�wi�ku b�lu czy s�- 8 motno�ci, i Gauche nie wierzy�, �e mo�e si� w nim kry� klucz do �wiata. A �wiat Gauche'a mie�ci� si� mi�dzy k��bami �pi�cych na stoj�co koni i r�s� w g�r� do nieszczelnych desek na dachu stajni, kt�r�dy wchodzi�o nocne, rozgwie�d�one niebo. Gauche wiedzia�, �e jest ogromne. Pewnie opowiedzia�a mu o tym jaka� siostra i na zawsze ju� zaszczepi�a w nim smutek. Przed za�ni�ciem wpatrywa� si� w skrawek nieba, walcz�c z oci�a�o�ci� powiek, i widzia�, �e gwiazdy nie s� wcale nieruchome, �e sun� w jakim� sobie tylko znanym kierunku, �eby nast�pnego wieczoru powr�ci� na to samo miejsce. �wiat jest �ywy, my�la� sennie Gauche, oddycha tak samo jak konie, jak pies, jak on sam, a niebo jest brzuchem �wiata, poruszaj�cym si� regularnie w rytm tego powolnego oddechu. Rano ju� o tym nie pami�ta�. Karmi� zwierz�ta, siod�a� konie, sprz�ta� stajni� i przygl�da� si� ludziom, kt�rzy znajdowali si� w nieustannej podr�y. Markiz lubi� przegl�da� si� w lustrach. W swoim du�ym domu mia� wiele pi�knych kryszta�owych luster, kt�rym pozwala� rozmienia� swoje �ycie na kr�tkotrwa�e, przemijaj�ce obrazy. Lustra w domu Markiza zawiesili przodkowie jego �ony, kt�ra dosta�a ten dom w posagu. Portrety przodk�w wisia�y teraz w hallu na dole, patrz�c na �wiat �ywych z niezrozumia�� pych� ludzi, kt�rych ju� nie ma. Za �ycia byli bardziej postawni, bo Markiz, �eby zobaczy� si� w lustrze, musia� si� lekko wspina� na palce. Lubi� przy�apywa� swe odbicie wtedy, kiedy zaaferowany czym�, zapomina� o sobie i przestawa� si� kontrolowa�. W�wczas jego spojrzenie wymyka�o si� spod powiek i p�dzi�o ku najbli�szej powierzchni lustra, spotykaj�c tam samo siebie. Markiz nie by� zadowolony. Kiedy oko spotyka swoje odbicie, widzi tylko oko. A gdzie jestem ja, gdzie moja odmienno��, moja niepowtarzalno��, moja samotno��? Czy widz� siebie takim, jak widz� mnie inni? Czy to naprawd� ja? Najwa�niejsze dla Markiza by�o uchwycenie momentu, kiedy jest si� szybszym ni� w�asne odbicie, kiedy przy�a- 11 puje si� je na chwil� przedtem, zanim ono powt�rzy gest. Jest to tak kr�tka chwila, �e prawie si� jej nie zauwa�a. Ale na tym w�a�nie polega prawda lustrzanego odbicia, wszelkiego podwojenia - jest si� wtedy bardziej �wiadomym swojej jedyno�ci. To chwila, w kt�rej rodzi si� moc. Markiz d��y� do osi�gni�cia mocy. �eglowa� niczym Ulisses po wzburzonych wodach �ycia, od portu do portu. A ka�dy nast�pny by� bogatszy w dobra, w presti�, w s�aw�. I �aden nie by� jego portem. Pochodzi� ze �rednio zamo�nej rodziny hugeno-t�w. Jego dziadek za zas�ugi dla kr�la Francji otrzyma� tytu� szlachecki. Wtedy jeszcze Francja s�yn�a z tolerancji i nie przywi�zywano wi�kszego znaczenia do kwestii Boga. Ojciec Markiza roztrwoni� pieni�dze i kr�lewskie zaufanie. Pop�yn�� przez ocean do kolonii, gdzie zamierza� za�o�y� w�asn� dynasti�. Wr�ci� chory i przedwcze�nie postarza�y. Zmar� pewnej nocy, kiedy jego oddalony o kilkadziesi�t mil syn, studiuj�cy w Pary�u, nie m�g� zasn��. Markiz nazwa� to przeczuciem, bo wierzy� w przeczucia, nie odr�niaj�c ich zreszt� od l�k�w. Nienawidzi� swojego ojca tak mocno, jak tylko synowie potrafi� nienawidzi� w�asnych ojc�w. Ale tak�e go podziwia�. Podziwia� jego odwag� brania �ycia lekko i nieodpowiedzialnie, jakby to by�o majowe �wi�to. Podziwia� jego si�� przebicia i �atwo�� pokonywania drogi w g�r� lekkim krokiem niedzielnego w�drowca. Podziwia� jego m�sko�� i niezale�no��. I w ko�cu podziwia� to, �e mo�na nie zapu�ci� w �yciu korzeni. Markiz ju� jako dziecko doskonale wiedzia� o kobietach ojca, z czym ten zreszt� wcale si� nie kry�, w jaki� systematyczny, okrutny spos�b zn�caj�c si� nad matk�. Wtedy Markiz marzy�, by �wiat pozwoli� mu ojca zabi�. Mo�na sobie wyobrazi�, co czuj� dzieci, kt�re pragn� �mierci w�asnego ojca. Pragn� zupe�nie �wiadomie, wyobra�aj�c sobie dok�adnie scen�, kiedy zadaj� mu �miertelny cios. Mo�na te� zobaczy�, jak spuszczaj� potem oczy jeszcze pe�ne marze� z nocy, �eby ojciec nie dostrzeg� w nich bazyliszkowego spojrzenia. Nie wiadomo tylko, na jakich wyrastaj� doros�ych. Jakie dzieci p�odz�, jak korzystaj� z w�asnego morza mi�o�ci? I czy z ch�ci� �mierci ojca wi��e si� pragnienie �mierci �wiata? I w jaki spos�b mo�na zabi� �wiat? Czy s� na to sposoby? Pierwszym sposobem zabicia �wiata sta�o si� dla Markiza przej�cie na katolicyzm. Wed�ug wszelkich praw psychologii jako neofita sta� si� osob� g��boko religijn�. To pozwoli�o mu bez k�opot�w o�eni� si� z c�rk� kr�lewskiego urz�dnika i zamieszka� spokojnie w Pary�u w rodzinnym domu �ony. �ona Markiza by�a pi�kna, inteligentna i wkr�tce do ich salonu ci�gn�y wszystkie niepospolite umys�y. Markiz zacz�� pisywa� poematy liryczne, potem pamflety polityczne, a� w ko�cu, pod wp�ywem swojego przyjaciela, pana de Chevillon, zaj�� si� alchemi� i naukami tajemnymi. W czasach Markiza by� to rodzaj filozofii totalnej, nadesz�y bowiem czasy prze�omu. W przesz�o�� odchodzi�a epoka ciasnej, kr�puj�cej swobody religii, nabrzmia�ego od emocji mistycyzmu, a rodzi�a si� epoka racjonalizmu, marmurowo-lustrzane kr�lestwo rozumu. W czasach prze�omu jedyne, co pozostaje, to 12 13 unie�� si� wy�ej, ponad zbyt proste podzialy, i znale�� j�zyk, kt�ry pozwoli okre�li� jak�� trzeci� drog�. Pan de Chevillon by� zasuszonym starcem, kt�ry mimo swojego wieku zachowa� wielkie wp�ywy. Bano si� jego ci�tego j�zyka i jasnego, przenikliwego umy-slu. Bywa� na dworze. Kolejne kochanki kr�la uwielbia�y go. Sam Kr�l S�o�ce by� �askawie zainteresowany jego osob�, dop�ki niewdzi�czny pan de Chevillon nie zacz�� zbytnio krytykowa� jego politycznych posuni�� w z�o�liwych, kr���cych p�niej w r�cznych odpisach pamfle-tach. Mo�e to z tej przyczyny w �yciu pana de Che-villon nast�pi�a zmiana. Z jakich� niewiadomych dochod�w kupi� ogromny dom w Chateauroux i coraz mniej przebywa� w Pary�u. Ten zasuszony starzec traktowa� Markiza jak syna, kt�rego nigdy nie mia�. Dla Markiza za� by� on jakby odbitym w zaczarowanym lustrze ojcem. To, czego we w�asnym ojcu nie potrafi� nigdy zaakceptowa�, w panu de Chevillon magicznie zmienia�o swoje znaczenie, stawa�o si� wysublimowane, a przez to mniej zagra�aj�ce. Nie by�o �adn� tajemnic�, �e Chevillon jest impotentem. Fakt urodzenia syna przez jego pi�kn� i delikatn� �on� zbieg� si� w czasie z wprowadzeniem Markiza w kr�g Ludzi Ksi�gi. By�o to sekretne towarzystwo wysoko postawionych os�b; jednoczy�a je idea czy przeczucie, �e �wiat, w kt�rym �yj� i dzia�aj� jako politycy b�d� uczeni, w kt�rym kochaj� i tocz� ma�e prywatne boje, jest tylko namiastk� prawdziwego. Tylko powierzchni�, pustym miejscem mi�dzy literami na zapisanej karcie. Prawda, a wi�c Moc, a wi�c B�g, jest gdzie indziej. Takie stwierdzenie to fundament ka�dej religii. Nie ma w tym nic niezwyk�ego, dla Markiza jednak, kt�ry sta� si� cz�onkiem Bractwa dzi�ki �wiczeniom, wyrzeczeniom i wtajemniczeniu, �ycie nabra�o znamion Wielkiej Zmiany. Przesta� przyk�ada� szczeg�ln� wag� do �ycia rodzinnego. Wiedzia� z w�asnego do�wiadczenia i z nauk tajemnych, �e nie daje ono ca�kowitego spe�nienia. Nie nabywa si� m�dro�ci i mocy przez bycie dobrym m�em czy ojcem. Kiedy wyszed� na jaw romans jego �ony z angielskim dyplomat�, zabola�o go to tylko na pocz�tku. Kr�tkie bolesne uk�ucie nawet nie w duszy czy w sercu, lecz gdzie� w okolicach �o��dka. Potem poczu� ulg�. Spe�ni�o si� to, co �ycie zapisa�o mu sekretnym atramentem w rozdziale pod tytu�em "Mi�o��". Teraz, gdy jego uczucie zosta�o wystawione na pr�b�, ogie� wywo�a� ukryte litery: ziemska mi�o�� bierze si� z pragnienia bycia z drugim cz�owiekiem, �eby si� nie ba�, �eby m�c si� przytuli�, �eby czerpa� rozkosz z cia�a, �eby zaspokaja� egoistyczn� potrzeb� wydawania na �wiat nowych istnie� do siebie podobnych. Ziemska mi�o�� istnieje po to, �eby nie musie� si� zmierzy� z Absolutem. Pi�kna �ona nie odesz�a z angielskim dyplomat�. By�a dobrze wychowan� katoliczk� i obowi�zywa�y j� twarde prawa Ko�cio�a. Co B�g z��czy�. Zreszt� w tamtych czasach romans m�atki nie by� znowu czym� tak niezwyk�ym. Nikt si� nie gorszy�. Ludzie wtedy kochali i oddawali Bogu cze�� jak dzieci. Wierzyli, �e mi�o�� Boga jest bezwarunkowa. 15 14 Markiz tak�e miewa� inne kobiety. By�y to zawsze przechodnie przyjaci�ki jego wysoko postawionych znajomych. Pi�kne i pachn�ce kobiety, dobrze znaj�ce sztuk� mi�o�ci. Utrzymywane w eleganckich miesz-j kaniach przy rue d'Espoir, dyskretne i czu�e. Co jaki� czas wybucha�y drobne skandale, kt�re bulwersowa�y starsze panie i spowiednik�w dobrych rodzin. Markh nigdy nie mia� takich k�opot�w. Te kobiety traktowa�) jak jednorazow� przygod�. Nie by� te� �adnym artyst w mi�o�ci. Szybko si� podnieca�, k�ad� si� po�piesznie i bez wdzi�ku na pachn�ce cia�a, a potem kocha� j( kr�tko, tylko do chwili, kiedy wyp�ywa�a z niego ca�a ochota. Nie lubi� uwodzenia, dwuznacznych rozm�w,! aluzji, obiecuj�cych u�miech�w. Ze swoj� �on� sypiaj regularnie, a� do czasu kiedy kolejny stopie� wtajemniJ czenia wym�g� na nim konieczno�� zachowania czysto-j �ci. Po zdradzie �ony nigdy ju� nie uwierzy�, �e j�l i spazmy jej rozkoszy mog� by� czym� wi�cej ni� j�kami i spazmami rozkoszy. Zwyk�ej fizycznej, zwierz�cej przyjemno�ci, kt�ra zamyka ludzi w wi�zieniu cia�a. Co za� do �ony Markiza, to mo�na by uzna�, �e pozosta�a z nie opuszczaj�cym jej nigdy poczuciem winy. Odt�d po�wi�ci�a si� wychowaniu delikatnego jak ona sama syna i prowadzeniu modnego salonu. Pisywa�a inteligentne listy do znanych ludzi, wiod�a bogate �ycie towarzyskie. Adorowali j� pocz�tkuj�cy poeci, a ona pozwala�a jedynie na t� adoracj�. Dlatego, by� mo�e, stawa�a si� coraz mniej popularna. By�a kobiet� zbyt atrakcyjn�, �eby okazywa� ch��d. Jej angielski kochanek pisywa� wci�� d�ugie listy, lecz kiedy si� o�eni�, korespondencja powoli usta�a i wydawa�o si�, �e wszelkie obietnice nie s� warte tego, �eby je w og�le vvypowiada�. �ycie Markizy warte jest osobnej opowie�ci. By�aby to opowie�� o tym, jak niekt�re kobiety wierz� w zbawienn� i niezwyk�� si�� mi�o�ci, i o tym, jak si� rozczarowuj�. Jak buduj� �wiat z oczekiwa� niczym z malowanych na dykcie teatralnych dekoracji. Jak si� starzej� i trac� pewno�� siebie, i w rozpaczy osuwaj� si� w straszliw� kobiec� samotno��. Jak zdesperowane odwa�aj� si� czasem na walk�, w kt�rej jedyn� broni� bywaj� wzruszenia ramion, drobne szanta�e, odmowy wsp�lnego �o�a, udawane migreny i bezowocne, niezauwa�alne dla nikogo manipulacje. Wojny toczone przez kobiety to wojny ma�ych ch�opc�w, heroizm drewnianych �o�nierzyk�w i ich drewnianych mieczy. Kiedy oko�o roku 1680 Markiz osi�gn�� kolejny stopie� wtajemniczenia, a na niwie publicznej za� rozg�os przynios�y mu b�yskotliwe opracowania dotycz�ce mo�liwo�ci wymiany handlowej mi�dzy Francj� a Hiszpani�, jego �ona poczu�a si� jeszcze bardziej samotna. Nie zna�a si� ani na jednym, ani na drugim. A kiedy za jaki� czas Markiz rozpocz�� prac� nad znaczeniem Saturna w astrologii i alchemii, co przynios�o mu zreszt� powa�anie w pewnych kr�gach, Markiza zmieni�a front i pasj� m�a uzna�a za bzdury, dziwactwo i zabobon. Teraz jej salon zacz�li odwiedza� m�odzi prekursorzy epoki, kt�ra dopiero mia�a nadej�� i stworzy� Woltera i D'Alamberta. Tym ludziom niemal uda�o si� okie�zna� nami�tno��, ale te� na zawsze utracili marzenia. W 1684 roku w umy�le Markiza i w umys�ach jego wtajemniczonych przyjaci� powsta�a idea podr�y w poszukiwaniu zaginionej Ksi�gi. 16 Na pocz�tku B�g stworzy� �wiat z prze�amanej litery. Z p�kni�tego s�owa cia�o wyciek�o jak krew. Cia�o jest wi�c niedoskona�ym s�owem. B�g jest doskona�y, jest s�owem i nie ma cia�a, przeto stworzy� Adama, daj�c mu cia�o i s�owo, by jako doskona�y i niesko�czony przegl�da� si� w niedoskona�o�ci i sko�czono�ci Adama. A i�by Adam nie zapomnia� o s�owie i sile, da� mu B�g Ksi�g�, w kt�rej zapisa� sw� doskona�o��, sw�j bezpocz�tek i swoj� niesko�czono��. Lecz kiedy Samael zniszczy� boskie dzie�o stworzenia, obiecuj�c Adamowi inne ni� boskie poznanie, B�g odwr�ci� si� od cz�owieka i zabra� mu Ksi�g�. Adam b�aga� Boga z ziemi czerwonej od �aru, a�eby odda� mu j�. l B�g ulitowa� si�. Wys�a� anio�a Rafaela i ten j� zwr�ci� Adamowi. Adam pozostawi� Ksi�g� Setowi, a po Secie odziedziczy� j� Enoch. Enoch pozna�, �e Prawda jest Pismem i w Pi�mie jest Prawda, przeto jako pierwszy spo�r�d ludzi nauczy� si� zapisywa� Prawd� i nauk� t� przekaza� swoim potomkom. Lecz cz�owiek do Prawdy dochodzi z mozo�em i bocznymi �cie�kami, tote� B�g w swojej niesko�czonej dobroci zabra� Enocha w podr� od pierwszego do si�dmego nieba, by ukaza� mu ca�e boskie stworzenie. A w si�dmym niebie pokaza� mu drzewo wiadomo�ci dobrego i z�ego oraz drzewo �ywota. I by� Enoch z anio�ami i z Bogiem przez sze�� jubileusz�w, a pokazali mu wszystko, co na ziemi i w niebie. I zobaczy� Enoch, �e w �wi�tej Ksi�dze zapisano najprawdziwsz� z prawd: �e co na g�rze, jest�e i na dole. I kiedy Enoch by� ju� stary i zm�czony �yciem, B�g po raz drugi zabra� go do nieba i uczyni� anio�em. Wtedy na zawsze znikn�a �wi�ta Ksi�ga. Lecz obieca� B�g Enochowi, �e odda j� ludziom, gdy przyjdzie czas. Ten tekst czytany byt zawsze na rozpocz�cie i zako�czenie rytualnej cz�ci spotka� w Bractwie. Potem panowie przechodzili do innej sali pa�acu pewnego barona, gdzie regularnie odbywa�y si� spotkania. Pomimo �e Bractwo stanowi�o grup� zamkni�t� i elitarn�, nie by�o w nim jedno�ci. Ka�dy przychodzi� tutaj ze swoimi mniej lub bardziej sprecyzowanymi oczekiwaniami. Jedni szukali tu lekarstwa na m�cz�ce rozdygotanie �wiata, jakiego do�wiadczali, inni - towarzystwa, ale byli te� i tacy, kt�rzy w ideach Bractwa widzieli ostateczne wyzwolenie i wyj�cie poza sw�j czas, poza konkretne miejsca i wreszcie - poza siebie. 19 18 Kiedy siadali potem przy kawie w jasnym �wietle kandelabr�w, wydawali si� bardziej rzeczywi�ci i materialni ni� kiedykolwiek indziej. By� mo�e by�o to tylko wra�enie bior�ce si� z kontrastu mi�dzy jedn� sal� a drug�, w kt�rej odbywa�y si� misteria Ksi�gi. A mo�e rzeczywi�cie ich cia�a traci�y przekonywaj�cy walor istnienia, otoczone kadzidlanym dymem i migotliwymi, niespokojnymi p�omieniami pochodni. Do �cis�ego grona wtajemniczonych nale�a�o kilkunastu m�czyzn. R�ni�y ich nie tylko pozycja, presti� i zamo�no��, ale tak�e pogl�dy i styl �ycia. By� tu lekarz dworski, kt�ry kraj�c trupy, bada� na w�asn� r�k� sekrety �ycia, i marzy� o z�apaniu serca cz�owieka na gor�cym uczynku, kiedy jeszcze bije. By� tak�e pewien bogaty holenderski �yd, na sta�e mieszkaj�cy w Pary�u, kt�ry zg��bia� tajniki Kaba�y, walcz�c z ogarniaj�cymi go od czasu do czasu atakami astmy. By� znany i popularny poeta, kt�ry by� mo�e szuka� w Bractwie nowej podniety dla swojego talentu. Gdyby pokusi� si� o znalezienie dla tych wszystkich os�b jakiego� wsp�lnego mianownika w postaci jednorodnej i sp�jnej filozofii, okaza�oby si� to daremne. Ka�da z nich przychodzi�a na spotkania z czym� innym, wlok�c ze sob�, jak skorup�, sum� swoich do�wiadcze�, wielkie dziecinne marzenia, a tak�e rozczarowania powtarzaj�cym si� co rano refrenem codzienno�ci. Kiedy �wicz�c cia�o i wol� m�czy�ni ci pi�li si� po kolejnych stopniach wtajemniczenia i w ko�cu dowiadywali si� o Ksi�dze, dla ka�dego z nich znaczy�a ona co� innego. Jedno ich tylko ��czy�o - wszyscy wierzyli w jej �wi�to�� i ostateczn� m�dro��. Mog�a ona by� tak�e rozwi�zaniem zagadki �ycia uj�tym w litery imienia Boga czy doskonale poetyckim opisem rzeczywisto�ci. Wygl�da�o to tak, jakby B�g stworzy� ludzi w ca�ej ich r�norodno�ci, �eby udowodni� samemu sobie, jak wiele postaci przybiera ludzkie poj�cie jego dzie�a. Jakby ludzie z krwi i ko�ci byli koszykami na r�ne idee, pogl�dy i stanowiska. Kiedy si� patrzy�o na nich z perspektywy ludzkiej - r�nice by�y ogromne, lecz gdy patrzy�o si� tak, jakby to B�g patrzy� na nich ze swojej wysoko�ci - r�nic nie by�o wcale. Bractwo straci�o ostatecznie jedno��, kiedy de Chevillon, przewodnicz�cy spotka� i w pewnym sensie duchowy ojciec Bractwa, w jaki� spos�b zdoby� owiane tajemnic� mapy miejsca, gdzie znajduje si� Ksi�ga. Jak si� teraz okaza�o, spora cz�� wtajemniczonych w og�le nie wierzy�a w realne istnienie Ksi�gi. Dla nich by�a to tylko wielka idea. Inni, kt�rych mo�na by nazwa� stronnictwem katastrofist�w, uznawali realne istnienie Ksi�gi, lecz s�dzili, �e �wiat nie jest jeszcze gotowy na jej przyj�cie. By� mo�e to z nich wyro�li przyszli rewolucjoni�ci. Tylko naprawd� niewielu wierzy�o, �e po Ksi�g� mo�na i nawet nale�y p�j��, i �e zmie�ci si� ona na grzbiecie mu�a. Wierzyli, �e Ksi�ga jest w stanie zmieni� histori�, i nadstawiali w�asne plecy na przyj�cie brzemienia odpowiedzialno�ci. Do tej grupy nale�a� Markiz, de Chevillon - odkrywca map, bogaty de Berle i kawaler d'Albi. De Berle, bankier i filantrop, by� cz�owiekiem mocno stoj�cym na ziemi. Nade wszystko przedk�ada� dostatek, spok�j i mi�o�� swojej m�odej, niezwykle p�odnej �ony. By� inteligentny i dociekliwy, cho� mo�e 21 20 traktowa� wszystko zbyt dos�ownie. Zdobywa� kolejne stopnie wtajemniczenia wierz�c, �e kt�rego� dnia w jego retorcie rt�� przemieni si� w z�oto, kt�rego i tak mia� pod dostatkiem. Ale jego motywem nie by�a ch�� zysku. De Berle nale�a� do tego gatunku ludzi, kt�rzy rozw�j �wiata widz� jako d��enie do coraz wi�kszego porz�dku, stabilizacji i jasno�ci. Celem tego procesu jest osi�gni�cie porz�dku, absolutnie statycznego, gdzie wszystko do siebie pasuje, gdzie obowi�zuj� rozumne prawa i idealna r�wnowaga. Wierzy�, �e m�dro�� to wiedza o tym w�a�nie stanie rzeczy i o sposobach, jak do niego doj��. Wed�ug niego Ksi�ga zawiera�a zbi�r aksjomat�w, kt�rych poznanie da�oby obraz doskona�ego, statycznego �wiata i okre�li�oby raz na zawsze konkretne sposoby zbudowania takiej rzeczywisto�ci. De Berle nie mia� w�tpliwo�ci, jakie jest znaczenie skomplikowanej regu�y Bractwa. Magiczny rytua� by� sposobem zdobycia mocy. Kiedy si� ma moc, mo�na wyruszy� po Ksi�g�. Wiedzia� tak�e, �e na podr� potrzebne s� pieni�dze, i zaofiarowa� si� j� sfinansowa�. Przy�o�y� si� te� bardzo do opracowania trasy w�dr�wki, a w ko�cu, w przyp�ywie jakiej� t�sknoty czy uniesienia, sam zdecydowa� si� na uczestnictwo w podr�y. Jego �ona spodziewa�a si� w�a�nie kolejnego dziecka. Kawaler d'Albi, mo�e dlatego, �e by� najm�odszym cz�onkiem Bractwa, cieszy� si� szczeg�ln� sympati� wszystkich. Pochodzi� z dobrej rodziny 0ego ojciec pe�ni� na dworze kr�lewskim odpowiedzialn� funkcj�), nie brakowa�o mu pieni�dzy i �wietnie si� prezentowa�. Wysoki, szczup�y, spr�ysty, wygl�da�, jakby zdj�to go z jednego z dostojnych szlacheckich portret�w. Nigdy nie wk�ada� peruki, szczyc�c si� pi�knymi, naturalnymi lokami. Mia� opr�cz tego szlachetnie wysklepiony orli nos i �ywe, inteligentne oczy. Wszystko, co robi�, by�o gwa�towne i pe�ne uczucia. Mo�e nawet odrobin� zbyt gwa�towne i pe�ne uczucia. Jego rozleg�e stosunki przydawa�y si� Bractwu, kt�re jako nielegalne i nie ca�kiem zgodne z nauk� Ko�cio�a ju� mia�o k�opoty z inkwizycj�. Kawaler wierzy� w Ksi�g� bardzo �arliwie. By�a dla niego migotliw�, ma�o konkretn� obietnic� zmiany, przygody, objawienia wzi�tego wprost z katedralnych fresk�w. By�a dla niego Graalem, Z�otym Runem, Wod� �ycia, a on sam stawa� si� dla niej zakutym w srebrn� zbroj� rycerzem. Obdziela� wszystkich naoko�o swoim zapa�em, jednocze�nie za� nie przychodzi� na wa�ne spotkania. O takich osobach jak kawaler d'Albi mawia si�, �e s� nieprzewidywalne. Kieruj� si� bowiem czyst� intuicj�, co mo�e czasem wygl�da� na zwyk�y kaprys. Intuicja mo�e by� przeczuciem og�lnego porz�dku, ale jak ka�da droga ludzkiego poznania, bywa niedoskona�a. Wybucha i zaraz znika. Poddaje si� wewn�trznym nastrojom i zewn�trznym wp�ywom. Miesza si� z uprzedzeniami i zwyk�ym ludzkim l�kiem. Rozpala si� i ga�nie. Intuicja ma natur� ognia. Oto ludzie, kt�rzy mieli wyruszy� po Ksi�g�. A co wiadomo o samej Ksi�dze? Jej ziemska historia jest niezwykle tajemnicza i powik�ana. Ginie w mroku prehistorii, kiedy ludzie nie umieli doceni� wagi Ksi�gi, potem, w staro�ytno�ci, nic o niej nie s�ycha�. Pojawia S1I znowu w 1378 roku; znajduje si� w�wczas w posiadaniu Arab�w. W tym w�a�nie roku pewien m�ody Holen- 22 " 23 der pobieraj�cy w Damaszku nauki filozoficzne i magiczne wykrad� j� lub mo�e dosta� od arabskiego nauczyciela. Ta pierwsza ewentualno�� jest oczywi�cie bardziej prawdopodobna. Kt� bowiem przy zdrowych zmys�ach odda�by najwa�niejsz� Ksi�g� �wiata m�okosowi z powierzchownej, pe�nej konflikt�w Europy? Chyba �e takie by�y boskie plany. Mo�e B�g odwr�ci� sw�j utrzymuj�cy wszelkie istnienie wzrok od staro�ytnych cywilizacji Wschodu i spojrza� na Europ�. Mo�e w plastycznej inteligencji zamieszkuj�cych j�, niespokojnych ludzi dostrzeg� now� szans� dla �wiata - szans� zaprz�gni�cia metafizyki i filozofii do budowania materialnego bytu, po��czenia ducha i materii w now� ca�o��. �w Holender, znany tylko z inicja��w H.R.C., wraca� do Europy przez ziemie nale��ce w�wczas do Arab�w - przez p�nocn� Afryk� i Hiszpani�. Okr��a� Morze �r�dziemne z wielk� tajemnic� ukryt� pod materi� przybrudzonego p�aszcza, a kiedy dotar� do Pirenej�w, jego odwaga za�ama�a si�. Pomy�la� o tych wszystkich, kt�rym Ksi�ga da niesko�czon� w�adz�. Pomy�la� o wojnach, niezgodzie, stosach i ludzkiej pysze. Pomy�la� w ko�cu o zw�tpieniu i niewierze, kt�ra jak mur wyrasta wsz�dzie tam, gdzie cz�owiek spotyka si� z nie nazwanym. Pomy�la� o Ko�ciele, kt�ry nie rezygnuje z monopolu na prawd�, o zaborczych w�adcach i spornych terenach pogranicza, o r�nych j�zykach ludzi. I wtedy w�a�nie opu�ci�a go odwaga. Ukry� Ksi�g� w miejscu, kt�re wydawa�o mu si� do tego stworzone: w w�wozie g�rskim, gdzie poszukuj�cy odosobnienia mnisi zbudowali sobie niewielki klasztor. Im to powierzy� Ksi�g�, a sobie obieca�, �e wr�ci po ni�, gdy tylko przygotuje ludzi na jej przyj�cie. Znalaz� si� w Holandii pustymi r�koma, ale z poczuciem pos�annictwa. Wybra� siedmiu m�drych i godnych ludzi i wraz z nimi za�o�y� Bractwo, kt�re mia�o zaj�� si� reformowaniem �wiata i przygotowaniem go do maj�cej nadej�� zmiany. Lecz w szczytne plany H.R.C. wmiesza�a si�, jak to zwykle bywa, historia. Dwie wojny przetoczy�y si� jedna za drug�, pojawili si� inni reformatorzy, dla kt�rych najwa�niejszy by� sp�r o Matk� Bosk� i Tr�jc� �wi�t�, a przede wszystkim o w�adz�. Zacz�y si� nagonki, zap�on�y stosy. Ludzie, obserwuj�c gwiazdy i badaj�c w�a�ciwo�ci materii, zbli�ali si� czasem o krok do prawdy, ale potem odwo�ywali wszystko wobec wyrastaj�cych niczym kramy na jarmarku nowych izb tortur. H.R.C. zmar� w Antwerpii z twarz� zwarzon� zmarszczkami goryczy jak mrozem. Przed �mierci� dr��c� r�k� sporz�dzi� na kawa�ku papieru map� g�r, w�r�d kt�rych ukry� Ksi�g�, ufaj�c swej dziecinnej nadziei, �e wkr�tce uspokoi si� burzliwe morze dziej�w i ludzie zajm� si� w ko�cu tym, co najwa�niejsze. Konaj�c poczu� przez chwil� ogarniaj�ce go ze wszech stron ciep�o i wielk� jasno��. Podni�s� wzrok i zobaczy� wpatrzone w siebie ogromne, nieludzkie oczy 24 Po wyj�ciu kawalera d'Albi Weronika usn�a i mia�a sen. W tym �nie by�a pustynia i by�o bardzo gor�co. Mi�dzy wydmami, na rozgrzanym piasku, ustawiono sto�y pe�ne jad�a, r�nych win i wi�dn�cych powoli kwiat�w. Weronika nale�a�a do go�ci zaproszonych na wesele. By�a, jak inni, wytwornie ubrana. Wysokie obcasy pantofli grz�z�y w piasku, giemzowe r�kawiczki pali�y r�ce. Reszta towarzystwa w niewielkich grupkach sta�a wok� sto�u. Panowie w upier�cienionych d�oniach trzymali kryszta�owe kielichy z winem koloru piasku, panie ukradkiem ociera�y koronkowymi chusteczkami pot z czo�a. Wszyscy na co� czekali. Kiedy Weronika pr�bowa�a si� dowiedzie� na co, jeden z m�czyzn wskaza� jej jak�� posta� w bieli. By�a to Panna M�oda. Sta�a troch� na uboczu i wpatrywa�a si� z nadziej� w horyzont. "Stamt�d ma nadjecha� Pan M�ody - powiedzia� m�czyzna. - Ale bardzo si� sp�nia." Weronika przygl�da�a si� ze wsp�czuciem Pannie M�odej i nagle z przera�eniem zauwa�y�a, �e jej bia�a suknia zaczyna ��kn��. By�o w tym co� dobrze znanego i strasznego. "Zobacz, co si� dzieje z jej sukni�! - krzykn�*3 do m�czyzny. - Uciekajmy. On i tak nie rzyjedzie." I wszyscy zacz�li biec przez rozgrzany piach, potykaj�c si� i wstaj�c, nie dbaj�c o kapelusze, i�ra koronki, kryszta�owe kieliszki. Weronika obejrza�a sie jeszcze raz i ujrza�a Pann� M�od� w ��kn�cej sukience. Dziewczyna sta�a nieruchoma i samotna jak martwy pos�g. Obudzi�a si� z rozhu�tanym sercem. Otworzy�a oczy i ujrza�a sw�j pok�j pogr��ony w mroku. Ci�kie czerwone zas�ony wpuszcza�y smu�ki zamglonego �wiat�a. Na pod�odze le�a�a jej suknia, w kt�rej by�a wczoraj. Weronika poczu�a kwa�ny smak w ustach i nagle zrobi�o jej si� niedobrze. Odwr�ci�a si� na wznak i wraz z tym ruchem sen o rozgrzanej pustyni odszed� w noc. Przeci�gn�a bezwiednie r�k� po brzuchu i u�wiadomi�a sobie, �e jest naga. Ca�a po�ciel, skot�owana i poplamiona czerwonym winem, le�a�a obok ��ka. Jedyne, co przysz�o Weronice do g�owy, to to, �e poszed�, �e jest znowu sama. W pierwszym odruchu chcia�a wsta� i zabra� si� do czego�, ale nie znalaz�a w ciele do�� si�y. Odwr�ci�a si� z powrotem na brzuch i zaraz usn�a znowu. Dla Weroniki sny by�y tym samym, czym dla Gauche'a kasztanowe ludziki, a dla Markiza lustra -pozwala�y jej wyj�� poza siebie. Traktowa�a je jak rzecz bardzo zwyczajn�, rodzaj autonomicznego nocnego �ycia, kt�re tylko poszerza i dookre�la to, co si� dzieje w dzie�. Je�eli sny by�y radosne, mi�e i przyjemne, stanowi�y dobr� zabaw�, je�eli za� nabiera�y wagi i znaczenia, Weronika wykorzystywa�a je tak, jakby by�y listami z ostrze�eniem od si� wy�szych. Stawa�a si� bardziej uwa�na i skupiona. Kiedy �ni�a jej si� zmar�a 27 26 przed laty matka, wiedzia�a, �e czekaj� j� jakie� k�opoty. �niony co miesi�c sen o rozbijaj�cych si� naczyniach by� przypomnieniem, �e nadchodzi okres niedyspozycji. Koty �ni�y jej si�, kiedy szczeg�lnie dotkliwie odczuwa�a samotno��. Mia�a taki prywatny, intymny sennik. Weronika by�a prze�wiadczona, �e inni �ni� podobnie: ca�� noc, z rozmachem, kolorowo i brzemiennie w skutki. Nie zdawa�a sobie sprawy, �e zosta�a obdarzona talentem r�wnie rzadkim jak talent poetycki czy malarski. Nale�a�a do tej nielicznej grupy wybranych, kt�rzy rozmawiaj� ze �wiatem po swojemu i z nocy na noc zbli�aj� si� do ogarni�cia ca�ej jego z�o�ono�ci. Weronika mia�a dwadzie�cia pi�� lat i by�a kurtyzan�. To s�owo mog�oby znaczy� wiele, ale dla niej znaczy�o tylko tyle, �e co jaki� czas kocha�a innego m�czyzn�, kt�ry godzi� si� j� utrzymywa�. Czu�a do swoich klient�w - jakie� to niezr�czne s�owo - co� na kszta�t mi�o�ci, kt�ra bierze si� z przywi�zania, troch� z szacunku, a troch� z tej magicznej chwili, kiedy oddaj�c swoje, bior�c za� czyje� cia�o, prze�ywa si� kr�tki, bolesny moment niebycia sob�. Weronika mog�a sobie pozwoli� na t� namiastk� uczucia. Nie by�a pierwsz� lepsz� dziewk� z Marais, kt�ra obs�uguje co noc kilku m�czyzn. Mia�a sta�ych, wysoko postawionych klient�w i dop�ki nie odchodzili szuka� nowych wra�e�, stara�a si� by� im wierna. Mo�e okre�lenie "kurtyzana" w og�le nie pasowa�oby do niej. W ka�dych czasach wiele kobiet �yje tak, jak Weronika �y�a w 1685 roku: pozwala si� utrzymywa� m�czyznom i p�aci im za to cia�em, t� kruch�, wystawion� na dzia�anie czasu, a jednak najmocniejsz� walut�. �y�a dzi�ki temu w jakim takim komforcie. Mia�a ma�e mieszkanie przy jednej z modniejszych ulic Pary�a, zmieniaj�ce si� s�u��ce, kt�re regularnie j� okrada�y, h� sukien i bi�uterii. Ostatni kochanek, kawaler d'Albi, kupi� jej skromny pow�z i co noc czyni� gor�ce wyznania mi�o�ci. Sprawa z kawalerem wygl�da�a nieco inaczej ni� z poprzednimi jej protektorami. Kawaler d'Albi postanowi� o�eni� si� z Weronik�. Musia�by to zrobi� potajemnie, z pewno�ci� nie w Pary�u i bez zwyczajowych trzykrotnych zapowiedzi, jak nakazywa� unosz�cy si� wsz�dzie duch soboru trydenckiego. Istnia�o trzyna�cie przeciwwskaza� do zawarcia ma��e�stwa: zbyt m�ody wiek, impotencja, inny zwi�zek, �wi�cenia kap�a�skie, inne wyznanie, uroczyste �luby, porwanie, zbrodnia, pokrewie�stwo, powinowactwo, karalno��, pokrewie�stwo duchowe lub prawne. Wprawdzie w przypadku zwi�zku Weroniki z kawalerem nie by�o �adnej z wymienionych przeszk�d, istnia�a jednak inna, jeszcze bardziej oczywista i jeszcze trudniejsza do usuni�cia, bo opieraj�ca si� na niepisanych prawach rozwarstwionego spo�ecze�stwa: przepa�� mi�dzy stanami. Nie mo�na jej by�o obej��. Pozostawa�o tylko rzuci� si� w ni� z determinacj� mi�o�ci i oczekiwa�, �e �wiat z czasem wybaczy mezalians. Kawaler d'Albi, planuj�c potajemny �lub z kurtyzan�, musia� si� liczy� z konsekwencjami. Ten, kt�ry po�lubia kobiet� tego rodzaju, przynosi ha�b� swemu rodowi. Podobno kobiety, zw�aszcza te lekkich obyczaj�w, s� nad wyraz sprytne i wyrachowane. Zawracaj� w g�owie swoim kochankom, mami�c ich r�nymi mi�osnymi praktykami i obietnicami jeszcze wspanialszych 29 28 dozna�. Wiadomo, �e w chwili ostatecznej rozkoszy czyni� ukradkiem znak krzy�a na plecach le��cego na nich m�czyzny i to sprawia, �e potem nieszcz�nik nie mo�e si� ju� kocha� z inn� kobiet�. Weronika liczy�a tylko na swoj� mi�o��. By�a zbyt uczciwa, �eby wdawa� si� w jakie� czary. Przynajmniej nie wobec kawalera d'Albi. Zakochiwa�a si� szybko i od razu wpada�a w mi�o�� jak do studni. Widzia�a �wiat poprzez mi�o��. To, �e bra�a za ni� pieni�dze, nie mia�o nic do rzeczy. Kocha�a swojego kawalera, poniewa� by� pi�kny, bogaty i cieszy� si� powa�aniem. Oko�o po�udnia Weronika obudzi�a si� na dobre. Ninon przynios�a jej fili�ank� czekolady. - Co� ci m�wi�, Ninon? - W og�le nie s�ysza�am, jak wychodzi�, pani. - Dlaczego wyszed� tak wcze�nie? Dlaczego si� nie po�egna�? - zastanawia�a si� Weronika. - Nie chc� pani niepokoi�, ale niedawno widziano pana w Pont-Neuf z jakimi� dwiema... - Ninon chrz�kn�a znacz�co; nie potrafi�a ukry� z�o�liwego u�miechu. - Nie twoja sprawa - uci�a Weronika. Wsta�a i podesz�a do lustra. Rozsypany na pod�odze puder znaczy� jej �lady. Lustro odbi�o nabrzmia�e wargi i zapuchni�te od snu oczy. Weronika nie by�a z siebie zadowolona. Podobno jej przodkowie pochodzili z Holandii i st�d wzi�y si� jej pi�kne, rude w�osy i jasna, prawie bia�a karnacja, podkre�lona delikatnymi piegami. Mia�a du�e, pe�ne cia�o, ci�kie piersi i obfite po�ladki. Ninon zacz�a upina� jej w�osy w modny, bardzo wysoki kok. Weronika patrzy�a na swoje cia�o z rezerw�. Czy 'e zacz�o si� ju� widomie starze�? Czy uda nie s� zbyt t�uste? Kiedy przygl�da�a si� sobie, przez g�ow� przemkn�� jej obraz szmacianej lalki, kt�r� bawi�a si� w dzieci�stwie. Przybrudzony korpusik wypchany paku�ami, z prymitywnie doszytymi r�kami, nogami i g�ow�. Szary, wymi�ty t�umoczek. Takimi lalkami bawi�y si� wszystkie biedne dziewczynki z nadrzecznych dzielnic. Mi�o�� ich w�a�cicielek zmienia�a je jednak w najpi�kniejsze kr�lewny. Istnieje szczeg�lny rodzaj ma�ych dziewczynek, z kt�rych wyrastaj� potem szczeg�lnego rodzaju kobiety. Takie jak Weronika. S� to najcz�ciej c�rki pierworodne, po kt�rych B�g dopiero zsy�a rodzicom ch�opca. Wystarczy, �eby urodzi� si� jeden ch�opiec, i ju� ojciec i matka oddychaj� z ulg�. B�g im wreszcie pob�ogos�awi�. Je�eli niemowl� jest niedoskona�� form� ludzk�, to niemowl� p�ci �e�skiej jest niedoskona�� form� niemowl�cia, jest czym� powszednim jak sze�� dni w tygodniu. Kiedy rodzi si� ch�opiec - jest jak niedziela. Ma�e dziewczynki, kt�rym rodzi si� braciszek, rosn� w przekonaniu, �e one same s� tylko wst�pem, uwertur� do innego, wa�niejszego istnienia, poniewa� pojawienie si� brata od razu usuwa je w cie�. To w�a�nie z niego rodzice s� dumni, patrz� szcz�liwi, jak zaczyna chodzi� i m�wi�, kiedy ci�gnie za rude warkoczyki starsz� siostr�, nazywaj� to zawadiactwem, odwag� 1 w ko�cu m�sko�ci�, l odt�d starszym siostrom m�sko�� kojarzy si� z ci�gni�ciem za warkocze przy cichej aprobacie �wiata. 31 30 Starsze siostry pragn� zg��bi� tajemnic� odsunie-cia ich z uprzywilejowanej pozycji. Szukaj� przyczyn w tym, co jest im najbli�sze - we w�asnym ciele. Badaj� swoje cia�o uwa�nie, dotykaj� p�askich jeszcze piersj brzucha, chudych ud. Badaj� twarz, r�ce, oczy, z�by w�osy i nie znajduj� pi�tna. A jednak czuj�, �e ich ciatu brakuje doskona�o�ci i sko�czono�ci. W por�wnaniu z cia�ami braci ich w�asne cia�a wydaj� im si� zasklepione w sobie, cofni�te, niepe�ne. Nawet p�niej, kiedy zaczynaj� im rosn�� piersi, bole�nie nabrzmia�e sutki s� tylko namiastk� si�y. Co mo�na pocz�� z tak niedoskona�ym cia�em? Z cia�em gorszym jakby z definicji? Z cia�em, kt�re z wiekiem tylko powi�ksza jeszcze swoj� odmienno��, tyj�c i zaokr�glaj�c si� w miejscach, kt�re winny pozosta� twarde i p�askie? Z cia�em, kt�rego nie mo�na si� pozby�, cho� mo�e by mu si� to nale�a�o? Trzeba temu cia�u nada� warto��. Trzeba je my�, naciera� pachnid�ami, g�aska� i klepa�, �eby by�o j�drne. Trzeba je zdobi� wymy�lnymi fryzurami, kt�re wieczorem musz� by� i tak rozczesane. Trzeba przydawa� twarzy blado�ci lub rumie�c�w w zale�no�ci od mody. Trzeba od rana do wieczora zajmowa� si� swoim cia�em. W ko�cu odkryje si� w tym swoist� przyjemno�� i przed lustrem powie si� sobie nie�mia�o: jestem pi�kna, moje cia�o jest pi�kne, moje cia�o to ja. Starsze siostry znajduj� wi�c nagle przewrotn� rekompensat� za wszelkie zaniedbania czy odrzucenia w przesz�o�ci. Ich cia�o staje si� jedynym odszkodowaniem za wszystkie nieszcz�cia. Staje si� te� obiektem ich w�asnej mi�o�ci i przywi�zania. To, czego kiedy� nie staty, ofiarowuj� sobie teraz same. Same sprowadzaj� do cia�a i uzale�niaj� od cia�a. Nie tyj�, nie siwiej�, Slje starzej� si� d�ugo, wiedz�c, �e tyle s� warte, ile ich "la�o. Ukochanego m�czyzn� obdarowuj� tym, co dla ich samych ma najwi�ksz� warto�� - swoim cia�em. Oddaj� si� na o�tarzu swojego cia�a i od kochanka oczekuj� entuzjastycznego przyj�cia tego daru. M�czy�ni jednak biegli s� w tworzeniu r�nych podzia��w. Oddzielaj� to, co starszym siostrom wydaje sie jednorodne i niepodzielne: cia�o od uczu�, od rozumu, od duszy. Tworz� hierarchie wa�no�ci. Dlatego m�czy�ni, bior�c cia�o starszych si�str, nazywaj� to po��daniem i mi�o�ci� zmys�ow�, cielesn�. Wi�kszo�� z nich od tego punktu zaczyna te swoje pokr�tne, nie sprecyzowane poszukiwania. Weronika w�o�y�a ciemnoniebiesk� sukni� i na koniec przyklei�a w okolicy ust aksamitn� muszk�. Kiedy Ninon wysz�a, wyj�a z zamkni�tej na kluczyk szkatu�y ca�� swoj� bi�uteri� i troch� pieni�dzy. Nie by�o tego wiele. Regularnie pomaga�a rodzicom i m�odszemu bratu, kt�ry z oczka w g�owie rodziny wyr�s� na �otrzyka z nadbrze�nych dzielnic. Weronika wybiera�a si� do Saint-Eustache do bankiera nazwiskiem Peletier, �eby zlo�y� u niego kosztowno�ci i wykupi� podr�ne weksle. Wprawdzie jako przysz�a �ona kogo� takiego jak kawaler d'Albi nie powinna by�a si� troszczy� o pieni�dze, ale wola�a mie� troch� swoich. Cho�by na prezenty. W ostatnich dniach sierpnia Pary� przybra� wygl�d zm�czonego miasta. B�oto ju� dawno zmieni�o si� w wyschni�ty kurz, kt�ry pokrywa� wszystko popielat� Patyn�. Zamo�na dzielnica Saint-Eustache prezentowa�a 32 33 si� nieco lepiej. Z pewno�ci� o�ywia� j� blask pieni�dzy, tak zapobiegliwie tu gromadzonych i ho�ubionych. - Szanowny pan d'Albi wspomina�, �e wybiera si� w interesach do Hiszpanii, kiedy by� tu u mnie przedwczoraj. Jak rozumiem, b�dzie mu pani towarzyszy�. - Peletier mia� wyra�ne trudno�ci ze znalezieniem odpowiedniego tonu w rozmowie z kochank� ustosunkowanego kawalera. - Owszem - powiedzia�a Weronika, staraj�c si� za wszelk� cen� zachowywa� jak dama. - Podr� do Hiszpanii to przeja�d�ka. Hiszpania jest teraz naszym sojusznikiem. Proponuj� pani weksle pod zastaw. Stosunek jeden do dw�ch i to tylko dlatego, �e jest pani przyjaci�k� kawalera. W podr�y do Hiszpanii nie ma �adnego ryzyka. Co innego na przyk�ad Rosja. Pewien m�j znajomy, szlachcic oczywi�cie, wybra� si� ostatnio do Rosji i weksle mia� w stosunku jeden do dziesi�ciu! Tak, tak, to ju� powa�ne przedsi�wzi�cie. Z Rosji, kochana pani, mo�na nie wr�ci�. Ostry klimat i jedzenie pod�ej jako�ci, oto przyczyny. M�wi�c to, podpisywa� weksle. Weronika widzia�a jego piegowat�, wy�ysia�a czaszk�, kt�ra wyrasta�a niczym dziwny owoc z bieli nakrochmalonego ko�nierza. Wyj�a sakiewk� z pieni�dzmi. Bankier sprawnie u�o�y� luidory w dwie r�wne kupki, a potem znienacka popatrzy� jej prosto w oczy. - To b�dzie na pewno cudowna podr�. �ycz� przyjemnych wra�e�. Prosz� mnie poleci� swoim przyjaci�kom - doda�, zsuwaj�c pieni�dze do szuflady. Weronika lekko sk�oni�a g�ow� i wysz�a. Czu�a niesmak. Zamruga�a oczami, �eby zetrze� z nich obraz zalanej s�o�cem dzielnicy Saint-Eustache, Pary�a, nadrzecznych uliczek, gdzie chodzi�a odwiedza� brata, obraz swojego mieszkania, nad�sanej wiecznie Ninon, w�asnej umalowanej twarzy w lustrze, rudych w�os�w. Wieczorem by�a ju� spakowana i przygotowana do podr�y. Na �rodku pokoju sta�y dwa wype�nione po brzegi kufry. Mo�e wzi�a za du�o rzeczy? A na ��ku le�a�a jeszcze jej bia�a suknia, uszyta specjalnie na �lub. Weronika ba�a si�, �e w kufrze wygniot� si� przez noc delikatne koronki i misternie udrapowane z r�owego jedwabiu kwiatki przy staniku. Ninon sarkaj�c przygotowywa�a zio�ow� farb� do w�os�w. - Kto to widzia� farbowa� tak pi�kne w�osy? Wiele kobiet chcia�oby mie� kasztanowe w�osy, a pani je niszczy. - Nie s� kasztanowe. S� rude. - Poza tym ciemny kolor postarza, nie wie pani o tym? Weronika nie my�la�a teraz o w�osach. My�li mia�a ca�kowicie zaj�te jutrzejszym wyjazdem. Kawaler powinien jeszcze dzisiaj tu przyj��, �eby poca�unkami potwierdzi� ich plany. Trzeba si� te� dobrze przygotowa�, bo przecie� to nie jest zwyczajna podr�... trzeba zap�aci� Ninon, za�atwi� spraw� mieszkania. Mo�e kawaler poszed� do swoich rodzic�w, mo�e odwa�y si� im wreszcie powiedzie�? Bo�e, a je�eli zapomnia�? W ich zwi�zku to Weronika musia�a pilnowa� termin�w. Mieli wyruszy� spod ober�y "Pod Cesarzem" na przedmie�ciu Saint-Antoine. Postanowi�a, �e b�dzie tam niezale�nie od tego, co si� zdarzy. 34 35 W�osy wysch�y i Weronika kaza�a zapali� drugj �wiecznik. Trzymaj�c teraz oba na wysoko�ci twarzy podesz�a do lustra. W�osy w �wietle �wiec wygl�da�y na kruczoczarne, ale gdy zbli�y�a twarz do zwierciad�a zobaczy�a, �e maj� kolor zesz�orocznych kasztan�w. Kiedy kobieta zmienia kolor w�os�w, to znak, �e zaczyna si� dla niej nowa epoka. Do spotkania ludzi, kt�rzy mieli wyruszy� po Ksi�g�, dosz�o pierwszego wrze�nia w ober�y Saint-An-toine pod Pary�em. Ober�a nazywa�a si� "Pod Cesarzem", cho� pewnie nikt z podr�nych, a mo�e nawet sam w�a�ciciel, nie pami�tali ju�, dlaczego j� tak nazwano. By�a to na wp� drewniana, na wp� murowana cha�upa z gankiem, na kt�rym sta�y dwa sto�y. Pod jedn� ze �cian u�o�ono stos pustych beczek po winie i to w�a�nie mi�dzy nimi a wielkim, roz�o�ystym kasztanem zatrzyma� si� pow�z Weroniki. Z podw�rka wida� by�o rogatki miasta: rozrzucone chaotycznie drewniane chaty, nie u�ywany od dawna pr�gierz, i ko�ci�, kt�ry by� mo�e zalicza� si� ju� do ko�cio��w paryskich. S�o�ce, rosn�ce w si�� na wschodzie horyzontu, rzuca�o ostre, wci�� jeszcze letnie cienie, ale wszystko i tak Pogr��a�o si� powoli w wyblak�ej szaro�ci ko�ca lata. Powietrze pachnia�o krwawnikiem, wyschni�t� ziemi� i wypocz�tymi po nocy ko�mi. Weronika przyjecha�a swoim powozem, kt�ry dosta�a od kawalera. Teraz, czekaj�c na niego w cieniu asztana, przygl�da�a si� nieuwa�nie baraszkuj�cemu 37 z psem ch�opcu. By�a zbyt podekscytowana, �eby m�c si? na czymkolwiek skupi�. Jej umys� zaj�ty by� tworzeniem obraz�w tego, co ma si� dopiero zdarzy�. W ka�dym z nich widzia�a siebie z zewn�trz, jak to czasem bywa w snach: jeste�my sob�, a jednak nasza to�samo�� jest umowna i chwiejna - tamten naprzeciwko mnie to te� ja. Widzia�a siebie jako czarnow�os�, m�od� dziewczyn� Ta dziewczyna czeka na kochanka, kt�ry wkr�tce b�dzie jej m�em. Jest podniecona, ma rumie�ce na twarzy. Jego pow�z wreszcie nadje�d�a, z�ocony i l�ni�cy; nale�y do ojca kawalera, kt�ry jest bardzo wa�n� osob�. Z powozu wysiada, nie, raczej wyskakuje kawaler d'Albi w ciemnym surducie z wy�o�onym �nie�nobia�ym ko�nierzem. Jego twarz jest pe�na zachwytu, zapami�tanego przez Weronik� ze wsp�lnych nocy. Wargi s� ch�odne i czu�e. Ca�uje jej d�o�, potem usta. Przechodz� do jego powozu, ruszaj�. Kufry. Trzeba jeszcze przenie�� kufry, gdzie jest przecie� �lubna suknia. Obraz jakby si� cofa i oba kufry przywi�zuje si� teraz do karety kawalera. Podr� jest d�uga, ale obrazy, tworzone przez skierowany do wewn�trz umys� Weroniki, przep�ywaj� z szybko�ci� p�yn�cej wody. Weronika widzi wiele nocy sp�dzonych w go�cinnych pokojach przydro�nych karczm, nocy, kt�rych istnienie jest konsekwencj� istnienia dw�ch po��daj�cych si� cia�. Widzi te� dni nap�cznia�e od niewyobra�alnych krajobraz�w, kt�re jednak musz� pozosta� jedynie umowne, Weronika bowiem nie zna innych pejza�y ni� ulice Pary�a. W ko�cu widzi �lub: jakie� schody hiszpa�skiego ko�cio�a, bia�a suknia zdobiona at�asowymi r�yczkami. Do tego punktu dociera jej wyobra�nia i tutaj, sp�oszona rosn�cym podnieceniem, gubi si� w szczeg�ach, nie mog�c � ruszy� w czasie do przodu. Weronika, czekaj�c przy jUu rrv Pod Cesarzem", odbywa t� podr� chaotycznie oocif-y " . ..... � 'elokrotnie. Od strony Pary�a nadje�d�a wreszcie po- 1 'Z jest czarny i niezgrabny. Wysiada z niego dw�ch �czyzn i �aden nie jest kawalerem d'Albi, dobrze urojonym kochankiem kurtyzany Weroniki. Markiz i pan de Berle zwr�cili uwag� na siedz�c� w otwartym, lekkim powozie kobiet�. Uk�onili jej si� dyskretnie, id�c do ober�y, gdzie mieli si� spotka� z kawalerem d'Albi. Markizowi na kilka chwil d�u�ej pozosta� na powierzchni siatk�wki obraz bogaty w niezwyk�e barwy: kobieta o br�zowych w�osach wymykaj�cych si� spod strojnie przybranego kapelusza koloru miodu, siedz�ca w czekoladowej sukni w ciemnozielonym cieniu kasztana. M�g�by to by� obraz, kt�ry wiesza si� na �cianie w jadalni albo przy schodach, obraz nie wymagaj�cy wpatrywania si� we�, b�d�cy tylko barwnym impulsem, kt�ry poprawia nastr�j. Kawalera nie by�o, co mog�o znaczy�, �e albo si� sp�ni, albo wcale nie przyjedzie. Obaj, i Markiz, i de Berle, pomy�leli o tej drugiej mo�liwo�ci, zaraz gdy tylko spostrzegli samotn� kobiet� w powozie, puste podw�rko i leniwie opartego o balustradk� ganku ober�yst�. By�a to jednak tylko my�l, kt�rej nie da si� odr�ni� od obawy i kt�ra przemyka przez g�ow� i ginie w nat�oku innych wra�e�. Potem, po dw�ch kwadransach czekania, Markiz przypomnia� sobie ow� pierwsz� my�l, �e kawaler ju� si� nie zjawi, �e w perfekcyjnie przez niego zaplanowanym ci�gu zdarze� uka�� s|? rysy tego nieprzewidywalnego, kt�re zawsze wi�za�o Sle z osob� kawalera. 39 38 swoj� Pan de Berle do�� jawnie j�� manifes