5142
Szczegóły |
Tytuł |
5142 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5142 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5142 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5142 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Geoffrey A. Landis
WOJNA RORVIKA
1. Granatnik le�y obok szeregowca Rorvika, skulonego na
ziemi pod os�on� zrujnowanego budynku. W powietrzu czu�
ostry zapach bezdymnego prochu.
Rorvik umiera. Mi�dzy palcami przyci�ni�tymi do rany na
brzuchu s�czy si� krew, szkar�atna jak b�l, kt�ry przeszywa
cia�o. Krew wsi�ka w wyschni�t� gleb� Bostonu, zamieniaj�c j� w
czerwonobr�zowe b�oto. B�ota jest mn�stwo, bo krew wsi�ka od
wielu godzin. Spr�buj zapomnie� o b�lu, spr�buj nie my�le� o
tym, �e umierasz.
Jest zm�czony, potwornie zm�czony, ale nie mo�e zasn��.
B�l nie pozwala na �aden ruch. Ka�dy oddech wbija mu si� w
�o��dek niczym bagnet. Strach znikn��, podobnie jak nadzieja;
pozosta� tylko b�l.
Niebo jest b��kitne, stanowczo zbyt b��kitne jak na taki
szary dzie�: o�lepiaj�cy wypolerowany b��kit, beznadziejny
be�kotliwy bezsensowny b��kit, bolesny byle jaki ba�waniasty
bufonowaty... Przesta�. Przesta�, przesta�, przesta�. My�l o
czym� innym. W ustach czuje smak miedzi. Mo�e jednak go
uratuj�. Odg�osy bitwy, chrz�st g�sienic mikroczo�g�w, Rosjanie
wycofuj� si� w panice. Fioletowe odbicie s�o�ca w soczewce
kamery wychylaj�cej si� zza rogu, okrzyk: "Hej, tu jest kto�
�ywy!", �o�nierze - Amerykanie, Bogu dzi�ki! Mn�stwo ruchu,
ludzie doko�a, kto� odbezpiecza granat dymny i ciska go na
otwart� przestrze�, kipi�cy wi�niowy dym rozpe�za si� jak
bezcielesny duch, wskazuj�c miejsce l�dowania za�odze
�mig�owca. "Co ci jest? Trzymaj si�, wezwali�my sanitariuszy.
Pomoc ju� w drodze. Wszystko b�dzie w porz�dku, tylko wytrzymaj
jeszcze troch�." Furr, furr, furr, nadlatuje �mig�owiec, kolejne
uk�ucie b�lu, kiedy sanitariusze k�ad� Rorvika na noszach, b�l
jest wszechobecny, ale jednocze�nie odleg�y, bo przecie�
wszystko b�dzie w porz�dku. U�miecha si� ze stoickim spokojem, a
�o�nierze nagradzaj� owacj� ten przejaw m�stwa. �mig�owiec
wzbija si� w powietrze, rosyjskie stingery nadlatuj� ze
wszystkich stron, ale nie czyni� �adnych szk�d, oszukane przez
wabiki lub zestrzelone przez bro� pok�adow�, wszystko b�dzie w
porz�dku, wszystko b�dzie w porz�dku, wszystko b�dzie w...
Przesta�.
Umierasz. Ratunek nie nadejdzie. Amerykanie s� w odwrocie.
Jedyne, na co mo�esz liczy�, to na szybkie przybycie Rosjan.
My�l o czym� innym. My�l o rodzinie. My�l o Lissy.
Usi�uje sobie przypomnie� twarz c�rki - bez powodzenia.
Kasztanowe w�osy, piegi, nosek jak guziczek. Puste s�owa.
Zadr�cza�a go pro�bami, �eby powozi� j� troch� na kolanie
jak na kucyku, nie, jak na koniu, bo kucyki s� dla ma�ych
dzieci; nagle widzi j� przed sob�, na wyci�gni�cie ramienia,
dziewczynka naprawd� tam jest, wi�c usi�uje si� do niej
u�miechn�� i powiedzie�, �e wszystko jest w porz�dku i �e
kocha j� najbardziej na �wiecie, ale u�miech zamienia si� w
grymas, a zamiast s��w z jego gard�a wydobywa si�
przera�liwe skrzeczenie. Pr�buje wyci�gn�� do niej r�k�,
lecz wtedy b�l eksploduje mu w �o��dku z si�� 50-milimetrowego
pocisku. Zaciska z�by, �eby nie krzykn��, po czym wypluwa
krew. Lissy tam nie ma, nigdy jej nie by�o, a on ju� jej nie
zobaczy.
I w�a�nie wtedy s�yszy przybieraj�cy na sile �oskot, czuje
dr�enie gruntu ubijanego g�sienicami i odn�ami sze�ciono�nych
transporter�w. Tym razem wie, �e nie majaczy. Bo�e! Czy to
prawda?
Pr�buje si� poruszy�, spojrze�, ale b�l jest zbyt silny.
Co� miga na granicy pola widzenia, wi�c powoli unosi g�ow� i
odwraca j� w tamt� stron�. O�ywaj� wska�niki na uszkodzonym
granatniku; dioda systemu identyfikacji przeciwnika miga
czerwonym blaskiem: nieprzyjaciel. Drugie �wiate�ko, tu� obok,
p�onie spokojn� zieleni�: cele namierzone i w zasi�gu ognia,
pociski uzbrojone, gotowe do wystrzelenia.
Granatnik jednak dzia�a! Posuwaj�cy si� naprz�d Rosjanie
przeoczyli go, by� mo�e dlatego �e zosta� cz�ciowo przysypany
gruzem, co zmyli�o ich sondy zwiadowcze. S�dz�c po
przybieraj�cym na sile dr�eniu ziemi i coraz g�o�niejszym
�oskocie, zbli�a si� ca�a dywizja piechoty zmechanizowanej.
Je�li wyda rozkaz odpalenia, narobi tam niez�ego bigosu.
A zaraz potem sondy zwiadowcze zlokalizuj� go i rozwal� na
strz�py.
Mo�e wy��czy� granatnik i czeka�, a� tamci go znajd�. Chyba
bior� je�c�w wojennych? Wezm� go do szpitala, wylecz� i mo�e
kiedy�, przy okazji wymiany je�c�w, zostanie odes�any do domu,
co prawda jako inwalida, ale �ywy. B�dzie bohaterem. Nikt si�
nie dowie o historii z granatnikiem. Nikt nigdy si� nie dowie.
Spogl�da na bro�. Znikaj st�d, my�li. Nie chc� ci�. Nigdy
o ciebie nie prosi�em. Nigdy nie chcia�em by� �o�nierzem.
Wr�ci do domu jako bohater, ale w g��bi duszy b�dzie
wiedzia�, jak by�o naprawd�, a w dodatku Rosjanie posun� si�
naprz�d, zajm� Boston, Worcester i Springfield. Lissy nauczy
si� po rosyjsku, b�dzie chodzi�a do rosyjskich szk� i po
jakim� czasie zacznie go nienawidzi�.
S�yszy szmer; co� wspina si� po rumowisku. Chwil� p�niej
zza rogu wychyla si� obiektyw, dok�adnie tak, jak sobie
wyobra�a�, ale to jest rosyjski obiektyw, wyrastaj�cy na
ruchliwym przegubie z kamery zaopatrzonej w sze�� paj�czych
metalowych odn�y. Nieuzbrojona jednostka zwiadu bojowego.
Przygl�da mu si�, mrucz�c co� cicho.
Znale�li go. Teraz albo nigdy.
Odrywa r�k� od rany na brzuchu i pr�buje usi���. Rana
natychmiast zaczyna mocniej krwawi�, lecz on stara si� na ni�
nie patrze�, pr�buje nie zwraca� uwagi na b�l. Sonda - dzi�ki
Bogu, rzeczywi�cie jest nieuzbrojona! - wci�� mu si� przygl�da.
K�adzie r�k� na przytroczonym do piersi mikropulpicie
sterowniczym i naciska klawisz z napisem ODPALENIE. Granatnik
podskakuje i dr�y jak epileptyk, ze szczeliny wystrzeliwuj�
samonaprowadzaj�ce si� na cel granaty przeciwpancerne, niemal
jednocze�nie pomruk sondy zmienia wysoko�� i Rorvik wie, �e
Rosjanie odpowiedzieli w ten sam spos�b, ale jest ju� za p�no,
zar�wno dla nich, jak i dla niego. Opada z powrotem na ziemi� i
�apie powietrze szeroko otwartymi ustami. Oczy zasnuwa mu
czarnofioletowa mg�a. Gdzie� z bardzo daleka dobiega
przyt�umiony odg�os eksplozji - pociski trafi�y w cel - a zaraz
potem blisko, coraz bli�ej, rozlega si� narastaj�cy �wist
nadlatuj�cych g�owic.
Pierwszy pocisk wybucha w odleg�o�ci kilku metr�w;
betonowa nawierzchnia podnosi si� niczym fala i od niechcenia
ciska go na ocala�e fragmenty �ciany. Rorvik otwiera oczy, po
chwili odzyskuje ostro�� widzenia, tylko po to, by w ostatnim
u�amku sekundy ujrze� g�owic�, kt�ra go zabije, jak z
male�kiego punktu ro�nie do rozmiar�w ogromnego czarnego ko�a,
zas�aniaj�cego b��kitne niebo.
Zaraz potem ogarnia go nico��.
2. Dzie�, w kt�rym otrzyma� powo�anie do wojska, Rorvik
zapami�ta� tak dobrze, �e wci�� wydawa�o mu si�, i� by�o to
zaledwie wczoraj. Wszystko zacz�o si� o wp� do �smej rano,
kiedy Angela wychodzi�a do pracy. Poca�owa�a go, obieca�a, �e
wr�ci do domu najpr�dzej, jak b�dzie mog�a, i w�a�nie wtedy
rozleg�o si� pukanie do drzwi.
- Kto to mo�e by�, o tej porze? - zapyta�a, uwalniaj�c si�
z jego obj��.
- Przypuszczalnie jaki� domokr��ca. - Pukanie rozleg�o si�
ponownie: trzy miarowe stukni�cia. Rorvika ogarn�a irytacja.
Przez ca�y dzie� mia� Angel� wy��cznie dla siebie tylko przez
tych kilka minut rano, zanim wysz�a do pracy, kiedy Lissy
jeszcze nie wsta�a z ��ka. - Ja to za�atwi�. - Podszed� do
drzwi i otworzy� je gwa�townym szarpni�ciem, got�w zwymy�la�
intruza. - O co chodzi?
W progu sta� �ysiej�cy m�czyzna w skromnym granatowym
garniturze, za nim za� dwaj znacznie wy�si i pot�niej
zbudowani. Ten w garniturze zerkn�� na trzymany w r�ce �wistek.
- Pan Davis C. Rorvik?
- Czego chcecie?
- Czy pan Rorvik?
- Tak, ale...
M�czyzna spojrza� na Angel�, po czym przeni�s� wzrok na
Rorvika.
- Czy mo�emy porozmawia� przez chwil� na osobno�ci?
- Nie mo�ecie! - o�wiadczy�a stanowczo Angela, staj�c przy
m�u. - Je�li pan chce mu co� powiedzie�, prosz� zrobi� to
tutaj, przy mnie. - Popatrzy�a znacz�co na zegarek. - Tylko
szybko.
M�czyzna w garniturze wzruszy� ramionami, a nast�pnie
zwr�ci� si� do Rorvika:
- Panie Rorvik, moim obowi�zkiem, jako posiadaj�cego
wszelkie niezb�dne uprawnienia agenta s�u�by rekrutacyjnej
rz�du Stan�w Zjednoczonych, jest poinformowa� pana, �e od tej
chwili s�u�y pan w Si�ach Zbrojnych naszego kraju.
- Zaraz, chwileczk�...
M�czyzna otworzy� teczk�, wyj�� z niej plik kserokopii,
podsun�� mu pierwsz� z wierzchu i wskaza� miejsce u do�u
strony. By�o to podanie o stypendium fundowane, z zamierzch�ych
czas�w, bo jeszcze ze studi�w.
- Czy to pa�ski podpis?
Nie przypomina� sobie tre�ci dokumentu, ale podpis by�
bez w�tpienia autentyczny. W�wczas wydawa�o si� to
znakomitym rozwi�zaniem: konkretne pieni�dze przez ca�y
okres studi�w w zamian za obietnic� odbycia s�u�by
wojskowej. Wszystko wskazywa�o na to, �e nie b�dzie musia�
wype�ni� przyrzeczenia; komunizm leg� w gruzach, wojna by�a
prawie nieprawdopodobna.
- Tak, ale...
M�czyzna w granatowym garniturze da� znak jednemu z
goryli, kt�ry b�yskawicznie wyj�� co� z wewn�trznej kieszeni
marynarki.
- Jestem za... - Rozleg�o si� ciche sykni�cie i Rorvik
poczu� lodowate uk�ucie w karku. - Jestem za...
Kolana ugi�y si� pod nim, zaraz potem osun�� si� na
pod�og�. Angela wrzasn�a przera�liwie.
Nie m�g� si� poruszy�. Czu� si� tak, jakby mi�nie mia� z
ciep�ego budyniu, a g�ow� owini�t� szmatami. M�czyzna wci��
m�wi�, jednak ju� nie do niego, tylko do Angeli:
- Zgodnie z Ustaw� Nadzwyczajn� numer 09-13A nie wolno
pani nikogo informowa� o fakcie powo�ania pana Rorvika ani
prowadzi� dyskusji na temat ewentualnego miejsca jego pobytu.
Niezastosowanie si� do zakazu mo�e poci�gn�� za sob�
konsekwencje przewidziane przepisami prawa, z kar� wi�zienia
w��cznie. - Jeden z goryli chwyci� Rorvika pod pachy, drugi
wzi�� go za nogi. - Nie wolno pani tak�e kontaktowa� si� z
przedstawicielami prasy, radia i telewizji. - Angela przesta�a
krzycze�. - Ustawa Nadzwyczajna numer 09-13A przewiduje tak�e,
i� zostanie pani wyp�acona pe�na rekompensata za wszelkie
straty, jakie ewentualnie poniesie pani w zwi�zku z
nieobecno�ci� m�a.
Barczy�ci m�czy�ni d�wign�li go z pod�ogi, wynie�li na
zewn�trz i skierowali si� w stron� szarego kombi czekaj�cego z
w��czonym silnikiem przy kraw�niku. W pewnej chwili Rorvik
zobaczy� swego s�siada Jacka, zmierzaj�cego szybkim krokiem do
stacji metra; szed� ze wzrokiem wbitym w chodnik, jakby nagle
zainteresowa�y go chwasty wyrastaj�ce ze szczelin mi�dzy
pop�kanymi p�ytami.
W chwili gdy wsadzali go do samochodu, Rorvik wreszcie
zdo�a� doko�czy� zdanie, kt�re zacz��, jak mu si� zdawa�o,
kilka godzin temu:
- ...stary, �eby i�� do wojska. Mam ju� trzydzie�ci osiem
lat!
3. - A, to ten. Jak si� nazywasz, PN?
- Rorvik.
- Szwed?
- Prawie. To norweskie nazwisko.
- Niew�a�ciwa odpowied�, PN. - Ogromny kapral stukn�� go
pi�ci� w pier�. - Licz g�o�no, a ja ci powiem, kiedy przesta�.
Rorvik wykona� pad w prz�d i zacz�� robi� pompki.
- Jeden! Dwa! Trzy!...
- Zapami�taj sobie: jeste� Amerykanin albo po tobie.
Rozumiesz?
- Rozumiem, panie poruczniku.
Porucznik - Driscott, wed�ug identyfikatora przypi�tego do
kieszeni munduru - przez kilka sekund przygl�da� mu si� w
milczeniu.
- Tobie mo�e si� wydaje, �e nazywasz si� Rorvik, ale ja
my�l�, �e jeste� PN. Masz co� przeciwko temu, PN?
- Nie, panie poruczniku.
- To dobrze. Szybko si� uczysz, PN. Wiesz, co znaczy PN?
- Nie, panie poruczniku.
- PN znaczy Pierdolony Nowicjusz, a to z kolei znaczy, �e
jeste� niebezpieczny, PN. Przez ciebie wszyscy mo�emy zgin��,
na przyk�ad je�li zapomnisz si� i wyjdziesz z okopu, �eby si�
odla�. Dobrze by�oby si� odla�, co, PN?
- Nie, panie poruczniku.
- Dobra odpowied�. Jak tylko wychylisz nos z okopu,
zobaczy ci� lataj�ce oko, a chwil� potem zostanie z ciebie
krwawa miazga. Ma si� rozumie�, mnie jest wszystko jedno -
nikogo nie obchodzi, czy armia straci jednego PN wi�cej - ale
przy okazji ta sama salwa artylerii rozsmaruje mnie na kilku
hektarach p�l i las�w, a to by mi si� wcale, ale to wcale nie
podoba�o... A teraz licz po cichu, PN, i s�uchaj mnie uwa�nie.
Nazywamy ci� PN, �eby nie zapomnie�, �e musimy mie� ci� na oku i
�e nie mo�emy ci ufa� ani troch�, nawet przez chwil�. Jeden PN
jest gro�niejszy od dziesi�ciu lataj�cych oczu. Je�li do�yjesz
chwili, kiedy przy�l� nam nowego faceta, by� mo�e dostaniesz
jakie� ludzkie imi�, a wtedy to on b�dzie PN. - Driscott
postawi� stop� na grzbiecie Rorvika i przycisn�� go do ziemi. -
Dop�ki to nie nastapi, masz post�powa� �ci�le wed�ug
regulaminu. Kto wie, mo�e dzi�ki temu wszyscy po�yjemy troch�
d�u�ej. Zrozumia�e�?
- Tak jest, panie poruczniku.
- To dobrze. Co� mi si� zdaje, PN, �e szybko si� dogadamy.
Naprawd� tak mi si� zdaje.
Rzecz jasna, transport powietrzny nie funkcjonowa�, bo
rosyjskie mikrosatelity szpiegowskie b�yskawicznie wykry�yby
ka�dy samolot, a kilkadziesi�t sekund p�niej wystrzelone z
ogromnej odleg�o�ci rakiety rozwali�yby go na kawa�ki. Rorvik
wraz z jeszcze kilkoma poborowymi, r�wnie jak on oszo�omionymi
i poturbowanymi, przeby� stref� zakazan� w konwoju pojazd�w
opancerzonych, kt�ry przemyka� od punktu umocnionego do punktu
pod os�on� niezliczonych wabik�w, tarcz energetycznych oraz
zag�uszaczy. Pocz�tkowo nie m�g� zrozumie�, po co w og�le ich
tam wioz�; p�niej dowiedzia� si�, �e na polu bitwy ��czno��
radiowa cz�sto zawodzi, w zwi�zku z czym najwa�niejsze
informacje przekazywane s� za pomoc� nadajnik�w mikrofal i
laser�w, zasi�g tego sprz�tu za� jest ograniczony lini�
horyzontu. Co prawda, �adne ogniwo ��czno�ci nie jest w pe�ni
niezawodne, ale im kr�tsze ogniwa, tym wi�ksza szansa, �e
spe�ni� swoje zadanie.
Jeszcze p�niej u�wiadomi� sobie, �e w�a�ciwie nie ma
znaczenia, gdzie rozlokowano �o�nierzy. W ka�dej chwili pod
ostrza�em mog�o znale�� si� ka�de miejsce na obszarze
obejmuj�cym wiele tysi�cy kilometr�w kwadratowych, zale�nie od
tego, co wymy�li�y rosyjskie komputery usi�uj�ce wy�ledzi�
kryj�wk� ameryka�skiego Naczelnego Dow�dztwa. Nie by�o czego�
takiego jak linia frontu, poniewa� linia frontu by�a wsz�dzie.
Driscott zdj�� stop� z jego grzbietu i wyci�gn�� r�k�.
Min�a d�u�sza chwila, nim Rorvik zrozumia�, �e porucznik chce
pom�c mu podnie�� si� z ziemi.
- Szybko si� nauczysz, na czym polega ta wojna. Pierwsza
rzecz to, �e nic nie wiemy. Tutaj, na sam d�, nie
przekazuj� nam �adnych informacji.
- Rozumiem, panie poruczniku.
- Jeste� �onaty, PN? Masz rodzin�?
- Tak, panie poruczniku.
- Fatalnie. Lepiej od razu o nich zapomnij. Kiedy�, na
samym pocz�tku, �o�nierze wygodnie si� dekowali,
pozwalaj�c wojowa� maszynom, a czasem nawet je�dzili do dom�w na
weekendy, ale to si� szybko sko�czy�o. Pieprzeni Ruscy nie
przestrzegaj� �adnych regu�. Zgin�o mn�stwo ludzi, kiedy
namierzyli nasze zgrupowania. Jeste� tu a� do ko�ca, jasne?
- Tak jest.
Najzabawniejsze by�o to, �e prawie nie pami�ta� pocz�tku
wojny. Co prawda, by� ju� wystarczaj�co du�y, �eby godzinami
siedze� z rodzicami przed telewizorem i ogl�da� nadawane przez
CNN bezpo�rednie transmisje z rozpadaj�cego si� Zwi�zku
Radzieckiego oraz dzieli� ich rado�� i ulg�, kiedy �wiatu
przesta�a zagra�a� nuklearna zag�ada, ale nie m�g� oprze� si�
wra�eniu, �e przej�cie w�adzy w Rosji przez junt� i nowa zimna
wojna nast�pi�y w mgnieniu oka, akurat wtedy, kiedy na chwil�
odwr�ci� wzrok od ekranu. Patrz�c wstecz, wydawa�o si�
nieuchronne (cho� wtedy nikt nie by� w stanie tego
przewidzie�), �e z ruin sowieckiego systemu wy�oni si�
cz�owiek, kt�ry wprowadzi rz�dy silnej r�ki. Dziwne, jak co�
tak wa�nego mo�e si� wydawa� r�wnie odleg�e. By� wtedy bardzo
zaj�ty zak�adaniem rodziny oraz walk� o utrzymanie posady w
przemy�le, kt�rego stan pogarsza� si� z roku na rok. Naturalnie
zdawa� sobie spraw�, co si� dzieje na �wiecie, potrafi�
zacytowa� nag��wki artyku��w i powt�rzy� prezentowane w nich
dane, niemniej jednak zagro�enie nigdy nie wydawa�o mu
si� realne, nawet wtedy, kiedy zimna wojna przeistoczy�a si� w
gor�c�.
Tym bardziej �e rodzaj zagro�enia by� zupe�nie inny; ta
wojna, w przeciwie�stwie do poprzedniej, mia�a by� wojn� na
komputery, nie na pociski.
- Nie rozumiem, po co tu jeste�my - poskar�y� si�
Driscottowi. - M�wili nam, �e komputery odes�a�y wojn� do
lamusa. Dzi�ki symulacjom mo�na przewidzie� rezultat ka�dej
bitwy, wi�c nikt nie powinien mie� ochoty, �eby walczy�
naprawd�.
- A to dobre! - ucieszy� si� kapral. - Opowiedz mi o tym,
ch�opcze.
- Je�li nasze komputery, po przeprowadzeniu symulacji,
powiedz� to samo co rosyjskie, to po co w og�le strzela�? Ten,
kto ma przegra�, dowie si� o tym i pierwszy zrezygnuje z
walki... Tak przynajmniej mia�o by�. Co si� sta�o?
- Da�e� si� nabra�, PN. Za du�o ogl�da�e� telewizji. -
Driscott potrz�sn�� g�ow�. - Wciskali ci kit, i tyle. Komputery
nie wiedz� wszystkiego, bo nie znaj� si� na pieprzonej
psychologii. Mo�esz wprowadzi� do nich liczby, ale co z morale?
Potrafisz zaprogramowa� tch�rzostwo i odwag�? Nauczysz je,
kiedy ludzie robi� w gacie ze strachu? - Ponownie stukn��
pi�ci� w pier� Rorvika. - Sprawa rozbija si� o nas, ch�opcze.
Ty i ja, na tym w�a�nie polega r�nica. My tu nie walczymy,
tylko udowadniamy ruskim komputerom, �e g�wno wiedz� o
ameryka�skich �o�nierzach. Idziemy naprz�d bez wzgl�du na to,
co nam zrzucaj� na g�owy, nawet wtedy, je�li doko�a jest tylko
spalona ziemia albo same ska�y. My nigdy si� nie poddajemy.
Nigdy, rozumiesz?
- Rozumiem, panie poruczniku.
4. W pierwszych chwilach po obudzeniu wydaje mu si�, �e
jeszcze wczoraj by� cywilem, poniewa� wspomnienia z tamtego,
cywilnego �ycia s� znacznie silniejsze i wyra�niejsze od
wojennych. Jednak wra�enie to szybko mija. Po prostu wojna
zacz�a si� tak szybko, jego dawne �ycie za� w tak niesamowitym
tempie uleg�o ca�kowitej przemianie, �e wci�� nie jest w stanie
zda� sobie do ko�ca spraw� z up�ywu czasu.
Rorvik jest operatorem lataj�cego oka, jednym z
najlepszych. Lataj�ce oko to male�ka kamera dzia�aj�ca w
podczerwieni, po��czona z nadajnikiem radiowym automatycznie
koduj�cym sygna�, podwieszona pod samolocikiem, do kt�rego
doczepiono miniaturowy silnik ze �mig�em. Ca�o��, po z�o�eniu
skrzyde�, nie przekracza rozmiarami d�ugopisu i daje si�
wystrzeliwa� ze zwyk�ego karabinu. Zadanie Rorvika polega na
wyszukiwaniu cel�w dla artylerii, ukrytych cz�sto nawet w
odleg�o�ci ponad osiemdziesi�ciu kilometr�w.
Wojna to zakrojona na wielk� skal� zabawa w chowanego. Jak
tylko uda si� zlokalizowa� przeciwnika, inteligentne pociski
wygryzaj� dziur� w jego zbroi, by dobra� si� do ukrytego
wewn�trz mi�sa.
Zwiadowca zakamuflowany w opustosza�ym mie�cie
wystrzeliwuje go wysoko w niebo. Rorvik nic nie wie o tym
�o�nierzu i nic nie chce wiedzie�; czeka z narastaj�c�
niecierpliwo�ci�, a� osi�gnie apogeum i wreszcie rozpostrze
skrzyd�a. Milcz�cy, prawie nieuchwytny dla radaru, szybuje nad
pogr��onymi w ciemno�ci budynkami, wypatruj�c ruchu. Porusza
si� zygzakiem, by utrudni� zadanie temu, kto zechcia�by go
zniszczy�. Paliwa wystarczy mu na pi�� minut, ale w�r�d
operator�w lataj�cych oczu w��czenie silnika cho�by na chwil�
uwa�ane jest za wielki dyshonor; dokonuj� nadludzkich wysi�k�w,
by godzinami unosi� si� w powietrzu, skrz�tnie wykorzystuj�c
pr�dy wst�puj�ce, zanim wreszcie b�d� musieli wr�ci� do
odra�aj�cego �wiata betonowych korytarzy, brutalnych
sier�ant�w, cuchn�cej bielizny i przeznaczonych do podgrzania
racji �ywno�ciowych, kt�re zjada si� na zimno, �eby dodatkowa
dawka promieniowania podczerwonego nie zdradzi�a wrogowi
miejsca rozlokowania oddzia�u. Rorvik nienawidzi goli� si� w
zimnej wodzie, do sza�u doprowadzaj� go sier�anci z E-5 r�n�cy
bez ko�ca w karty, rzyga� mu si� chce od smrodu st�ch�ego
moczu, jaki roz�azi si� po bunkrze za ka�dym razem, kiedy
kt�ry� z �o�nierzy otwiera pojemnik, do kt�rego za�atwiaj�
potrzeby, a tak�e od obrzydliwej woni niemytych cia�, kt�ra bez
przerwy wype�nia pomieszczenie. (W�r�d �o�nierzy kr��� plotki,
�e nieprzyjaciel w po�piechu pracuje nad skonstruowaniem
pocisk�w z zapalnikami zapachowymi; jak tylko zastosuje je na
polu walki, w ameryka�skich oddzia�ach zostanie wprowadzona
�cis�a dyscyplina, je�li chodzi o higien� osobist�. Rorvik
modli si�, by nast�pi�o to jak najpr�dzej.)
Jednak kieruj�c okiem, znajduje si� z dala od tego
wszystkiego. Unosi si� nad miastem nie zwa�aj�c na cia�o
pozostawione daleko w dole, a elektroniczne oczy mikroszpiega
staj� si� powoli jego w�asnymi.
Zapada zmierzch. Co prawda, jest wiosna, ale nieliczne
drzewa, jakie jeszcze pozosta�y w mie�cie, prawie nie
przeszkadzaj� mu w prowadzeniu obserwacji. Jego uwag� zwraca
nag�e poruszenie; zawraca gwa�townie, lecz niczego nie widzi.
Tam! A jednak. Robi zbli�enie. Wiatr wlecze po ulicy skrawek
papieru. Rorvik przez pewien czas kr��y nad tym miejscem, lecz
nie jest w stanie dostrzec nic wi�cej. Wie, �e wywiad wojskowy
ju� teraz pracuje nad przekazanym obrazem kawa�ka papieru,
usi�uj�c dociec, czy �wistek zosta� przygnany znad stanowisk
ameryka�skich, czy od nieprzyjaciela.
- Ma�y Orze�? Wuj Henry zawiadomi� nas, �e w sektorze
Tygrys 39 widziano �lady Nied�wiedzi. By�oby dobrze, gdyby�
rzuci� na to okiem. Potrzebujesz nowego ptaka?
Tygrys 39. Wy�wietla map�, nak�ada j� na widziany obraz.
Mniej wi�cej kilometr na p�noc, na obszarze, kt�ry kiedy� by�
p�nocnym Cambridge.
- Nie, chyba �e bardzo im si� spieszy. Mog� tam by� za
pi�� minut.
- W porz�dku, czekamy.
Skr�ca w kierunku wznosz�cej si� po lewej stronie, r�owej
kolumny ogrzanego powietrza, zwi�ksza pr�dko��, a kiedy ko�ce
skrzyde� zaczynaj� leciutko dr�e�, zmienia ich nachylenie i
rozpoczyna wspinaczk� ku chmurom.
Cztery minuty p�niej dociera w wyznaczony rejon. Ogl�dane
w podczerwieni niebo jest brunatnobr�zowe.
- Wycofali�my st�d naszych ludzi - s�yszy g�os w
s�uchawkach. - Wszystko, co zobaczysz, to b�d� Nied�wiedzie.
Z ty�u s�yszy �wist rozcinanego powietrza, podrywa si�
gwa�townie w g�r� i nurkuj�cy jastrz�b mija go o centymetry.
Rorvik natychmiast kieruje si� w d�, by nabra� pr�dko�ci,
jednym okiem �ledz�c rosyjskiego jastrz�bia, kt�ry z kolei
szybko wzbija si� na wy�szy pu�ap, �eby ponowi� atak, drugim
natomiast spogl�daj�c na map�, by stwierdzi�, czy znajduje si�
w pobli�u sektora, w kt�rym mo�e liczy� na ogie� wspomagaj�cy z
ziemi. Niestety, nic z tego. W��cza mikrofon.
- Wintergreen, przygotuj nast�pnego ptaszka. Mam k�opoty z
jastrz�biem.
- Nie dam rady. W pobli�u pojawi�o si� kilka nied�wiedzich
oczu, wi�c musimy siedzie� jak myszy pod miot��. Uciekaj do
sektora X-9.
Rosyjski jastrz�b uruchomi� silnik pulsacyjny i run�� na
niego z g�ry.
- Nie zd���. Za daleko. Rozwal te oczy.
- Przykro mi, ale jest ich za du�o. Nie mo�emy ryzykowa�
�ci�gni�cia na nas ognia artylerii. Musisz sam sobie radzi�.
- Pieprz� ci�, Wintergreen.
Wykonuje unik. Nawet nie ma co marzy� o prze�cigni�ciu
jastrz�bia, wi�c gwa�townie odpycha dr��ek i, klucz�c jak
szalony, kieruje si� w stron� podziurawionego budynku, przy
kt�rego �cianie tworz� si� pot�ne zawirowania. Liczy na to, �e
uda mu si� do nich dotrze� i wykorzysta� ich si�� dla
przeprowadzenia manewru wymijaj�cego, ale nie docenia si�y
wiatru wiej�cego nad sam� ziemi�; gwa�towny podmuch porywa go
jak s�omk�, odwraca podwoziem do g�ry, ciska na beton, na
u�amek sekundy przed roztrzaskaniem podrywa go w g�r� i
zawiesza kilka metr�w nad ziemi�. Rorvik nie widzi pikuj�cego
jastrz�bia, lecz i tak doskonale zdaje sobie spraw� z jego
obecno�ci. Wie, �e ju� po nim.
Sekund� p�niej jastrz�b rozpada si� na kawa�ki, posiekany
ogniem z broni maszynowej. Rorvik jakim� cudem dociera do
najbli�szego pr�du wznosz�cego i rozpoczyna w�dr�wk� w g�r�.
- Co to by�o, do diab�a?
- Znalaz�em dupka, kt�ry by� tak g�upi, �e wyszed� z
ukrycia i sprz�tn�� go z peemu. Jeste� mi winien kolejk�. Dasz
sobie rad�?
- Jasne.
- Miej oczy szeroko otwarte. Co prawda, artyleria
bezpo�redniego wsparcia musi siedzie� cicho, ale w razie
potrzeby mo�emy skorzysta� z dzia� dalekiego zasi�gu. Te koby�y
poradz� sobie nawet z g��wn� kwater� Ruskich, gdyby przypadkiem
uda�o ci si� j� namierzy�.
- Zrozumia�em, bez odbioru.
Dociera na w�a�ciw� wysoko��, po czym kieruje si� ku
Tygrysowi 39.
Zna ten teren. Kiedy� pracowa� w pobli�u, bardzo dawno
temu, zanim si� o�eni�. Przez chwil� zastanawia si�, dlaczego
w�a�ciwie Rosjanie dokonali inwazji; zbrojenia pozwoli�y o�ywi�
dogorywaj�c� gospodark�, ale czy zajmowanie obcego terytorium
ma jakikolwiek sens? Najwidoczniej mieli jednak jaki� pow�d
albo przynajmniej pretekst, lecz chwilowo Rorvik nie jest w
stanie przypomnie� sobie jaki. Nic dziwnego; czy komukolwiek
uda�o si� zrozumie� Rosjan? Lepiej zostawi� to zawodowcom, z
ich superkomputerami i symulacjami n-tego stopnia. �o�nierze
maj� inne zaj�cia.
Tygrys 39. Ju� podczas pierwszego okr��enia dostrzega
skupisko stosunkowo ma�o zniszczonych budynk�w, przypuszczalnie
pozosta�o�� osiedla mieszkaniowego. Troch� zanadto
wyeksponowane, �eby wykorzysta� je na baz�, ale... Zni�a lot,
rozgl�daj�c si� uwa�nie w poszukiwaniu �lad�w �ycia. Nic. Wci��
nic. Tam! Ledwo uchwytny ob�ok ciep�a, w podczerwieni co� jakby
skupisko ��tawej mg�y. Rorvik zmienia ogniskow�; panoramiczne
uj�cie pozwala mu ustali� tras�, kt�r� przeby�a istota. �lad
staje si� coraz wyra�niejszy, coraz �wie�szy. Na wszelki
wypadek jeszcze raz zerka na map�: ludno�� i wojsko
ewakuowano z tego obszaru. Nic nie stoi na przeszkodzie, by
otworzy� ogie�.
Nag�y ruch tam, w dole.
- Chyba co� mam. Przygotujcie si�.
Jeszcze bardziej zni�a lot.
- Jeste�my gotowi.
Zawisa nad ziemi�, ko�ysany turbulencjami rozgrzanego
powietrza, czeka. Wreszcie jego cierpliwo�� zostaje nagrodzona:
znowu ruch. Stopa.
- Mam ich! Nied�wiedzie wystawi�y chyba posterunek,
kieruj�cy ogniem. - Sprawdza wsp�rz�dne. - Koordynaty 5 na 22,
cel powierzchniowy, stacjonarny. Zwi�kszam pu�ap, �eby
naprowadzi� pociski na cel.
Daje si� unie�� silnemu pr�dowi, po chwili przesuwa si�
nieco, by zmniejszy� pr�dko�� wznoszenia.
W s�uchawkach odzywa si� inny g�os. Towarzyszy mu echo
stanowi�ce rezultat wielokrotnego kodowania i rozkodowywania
oraz przekazywania sygna�u okr�n� drog�, przez kilka
nadajnik�w:
- Odebra�em. Odpalam pierwszy, drugi i trzeci.
Na niespe�na sekund� obraz przekazywany przez kamer�
niknie sprzed jego oczu, zatarty migocz�c� mgie�k� zak��ce�.
Emisja silnego promieniowania elektromagnetycznego ma za
zadanie o�lepi� nieprzyjacielskie radary i uchroni� pociski
przed natychmiastowym zniszczeniem. Rorvik zdaje sobie nagle
spraw�, �e siedzi w betonowym bunkrze z he�mem na g�owie,
zapatrzony w miniaturowy ekran, ale zaraz potem znowu unosi si�
wysoko w powietrzu.
Baza, z kt�rej wystrzelono pociski, znajduje si� w
odleg�o�ci kilkudziesi�ciu kilometr�w; minie prawie minuta,
zanim g�owice pokonaj� ten dystans i b�dzie musia� naprowadzi�
je precyzyjnie na cel. Co� jednak nie daje mu spokoju; odtwarza
zarejestrowany obraz, robi powi�kszenie, poprawia kontrast.
Stopa w cieniu betonowego nawisu. Bosa. Czy�by z dyscyplin� u
Rosjan by�o a� tak �le? Wraca nad to miejsce, szybuje powoli,
ostro�nie, badaj�c teren. Jest. Co� si� porusza, ale cie� jest
za g��boki, �eby cokolwiek dojrze�. Jeszcze bardziej podkr�ca
kontrast - bez rezultatu. Zamierza zrezygnowa�, ale w ostatniej
chwili uzyskuje wyra�ny obraz.
Troje dzieci okr��a tanecznym krokiem jaki� du�y pod�u�ny
przedmiot. Najstarsze ma oko�o czternastu lat, najm�odsze nie
wi�cej ni� dziewi��. Jedno z nich, z zawi�zanymi oczami, �ciska
z�amany kij od szczotki. Zabawie przygl�da si� wychudzony ��ty
pies. Rorvik koncentruje uwag� na tajemniczym przedmiocie. Mija
d�u�sza chwila, zanim udaje mu si� rozpozna� kartonow� rur�
os�aniaj�c� podczas transportu rosyjskie rakiety
przeciwlotnicze kalibru 180 milimetr�w. Zosta�a pomalowana w
kolorowe �aty, ma czworo n�g z patyk�w, oczy i doprawione
obwis�e uszy. Prymitywna imitacja osio�ka. Zabawka.
- Za dwadzie�cia sekund przejmujesz sterowanie - odzywa
si� g�os w s�uchawkach.
- Natychmiast zniszczy� pociski!
- Powt�rz.
- Zniszczy� pociski! Tu s� cywile!
- Zrozumia�em. - Wysoko w g�rze rozlegaj� si� trzy st�umione
wybuchy. - Pociski zdetonowane. - Chwila milczenia, a potem: -
Podaj nowe namiary.
Rorvik czuje si� jak gar�� popio�u, jak ca�kowite zero.
Pomy�ki zdarzaj� si� do�� cz�sto, co nie zmienia faktu, �e
prze�o�eni z pewno�ci� nie b�d� zachwyceni.
- Fa�szywy alarm. Przepraszam, ch�opcy.
Tym razem milczenie trwa znacznie d�u�ej.
- Szeregowy Rorvik, szef operator�w chce z wami
porozmawia� - odzywa si� wreszcie g�os.
Oficjalna forma nie zwiastuje niczego dobrego.
- Zrozumia�em.
- Natychmiast, Rorvik.
- Tak jest. - Rozpaczliwie szuka pretekstu, by cho� troch�
d�u�ej zosta� w powietrzu, poniewa� zdaje sobie spraw�, �e to
mo�e by� jego ostatni lot. - Zg�osz� si� zaraz po wyl�dowaniu.
- Nic z tego, Rorvik. Szef chce ci� mie� teraz. Zniszcz
oko i go� do niego, zanim poda ci� do raportu za
niesubordynacj�.
- Zrozumia�em.
Systemy elektroniczne lataj�cego oka s� wyposa�one w uk�ad
autodestrukcyjny uaktywniany zakodowanym sygna�em lub
w��czaj�cy si� samoczynnie w kilka sekund po utracie ��czno�ci.
Reszta, to znaczy silniczek, skrzyd�a i stateczniki, jest
nieistotna. Rorvik podnosi os�on� przycisku, przez chwil�
pieszczotliwie przesuwa po nim palcem, wreszcie naciska. Przed
jego oczami rozb�yskuje o�lepiaj�ce �wiat�o, a potem jest ju�
tylko jasny ekran, wype�niony niezliczonymi plamkami zak��ce�.
Zdejmuje he�m. Siedzi w g��bokim fotelu w bunkrze
zagraconym sprz�tem. Pomieszczenie wype�nia nieprzyjemna wo�
potu i rozgrzanych urz�dze� elektronicznych. Obok, w
identycznych fotelach, tkwi� dwaj operatorzy lataj�cych oczu; w
b�blastych he�mach, z mlecznymi os�onami na oczach, nie maj�
poj�cia o otaczaj�cym ich �wiecie. Bol� go wszystkie mi�nie,
napi�te przez ca�y dy�ur, ale w bunkrze jest tak ciasno, �e
nawet nie mo�e si� przeci�gn��. Odpina laryngofon i idzie
z�o�y� wyja�nienia.
5. Nie s� informowani o przebiegu wojny, ale s�dz�c po tym,
�e wci�� si� wycofuj�, oraz �e uzupe�nienia i dostawy sprz�tu
docieraj� coraz rzadziej i bardzo nieregularnie, sytuacja chyba
nie wygl�da zbyt dobrze.
Kilku ludzi z oddzia�u Rorvika schwyta�o rosyjsk�
porucznik i umie�ci�o j� w po�o�onym na uboczu bunkrze;
oficjalnie jest to zapasowe centrum dowodzenia odcinkiem, w
rzeczywisto�ci natomiast nieu�ywany gara� o dachu na tyle
solidnym, by na zewn�trz nie przedosta�o si� zdradzieckie
promieniowanie podczerwone. Nazwali j� Olga. Nikt nie wie,
jak si� nazywa naprawd�; co prawda, na kieszonce munduru -
kiedy jeszcze mia�a mundur - znajdowa�a si� naszywka z
imieniem, ale �aden z ch�opc�w nie zna cyrylicy, kobieta za�
nie potrafi albo nie chce m�wi� po angielsku.
W oddziale Rorvika s�u�� sami m�czy�ni. W armii nikt nie
s�ysza� o r�wnouprawnieniu p�ci. Zdecydowana wi�kszo��
oddzia��w liniowych sk�ada si� wy��cznie z m�czyzn; kobiety
mo�na spotka� wy��cznie w wi�kszych o�rodkach dowodzenia i w
s�u�bach pomocniczych. Istniej� tak�e nieliczne oddzia�y kobiece,
stanowi�ce obiekt niezdrowych domys��w oraz fantastycznych
spekulacji, ale Rorvik styka si� z nimi wy��cznie na polu
walki, gdzie nie ma to �adnego znaczenia, poniewa� sondy i
zdalnie sterowane roboty bojowe s� bezp�ciowe, kieruj�cy nimi
ludzie za� ukryci za parawanem niezliczonych kodowa� i
rozkodowa�. Dla wielu jego koleg�w rosyjska porucznik jest
pierwsz� kobiet�, jak� widz� od tygodni, a niekiedy nawet od
miesi�cy.
Poza tym doskonale zdaj� sobie spraw�, jak niewielkie
maj� szanse na prze�ycie.
Jeden z nich zaprasza Rorvika do udzia�u w zabawie, a
kiedy ten bez s�owa przyspiesza kroku, sypi� si� za nim
uszczypliwe uwagi:
- Patrzcie, jak zadziera nosa!
- Nie, on po prostu nie mo�e si� doczeka�, kiedy wreszcie
z�apiemy jakiego� ch�opca!
- A mo�e schowa� gdzie� cycat� pani� major?
Porucznik udaje, �e o niczym nie wie, cho� to niemo�liwe.
Teoretycznie powinni przekazywa� je�c�w wojennych dow�dztwu,
kt�re rozpaczliwie potrzebuje Rosjan do symulacji, ale chwilowo
to tak�e jest niemo�liwe. Nie ulega jednak w�tpliwo�ci, �e jak
tylko oddzia� do��czy do batalionu, kobieta zostanie
"odnaleziona" i uratowana z r�k "bandy cywil�w", kt�ra j�
bezwzgl�dnie wykorzystywa�a.
Czy mo�e co� zrobi�? Gdyby poinformowa� prze�o�onych o
sytuacji, rosyjska porucznik znikn�aby bez �ladu na d�ugo
przed przybyciem inspekcji, a kto wie, czy taki sam los
nie sta�by si� tak�e jego udzia�em. Mimo to �wiadomo��, �e
jednak powinien co� uczyni�, nie daje mu spokoju - szczeg�lnie
wtedy, kiedy po o�miogodzinnym dy�urze zostaje sam na sam z
my�lami.
Sytuacja zmienia si� tak szybko, �e wyznaczanie na mapie
linii frontu nie ma najmniejszego sensu. Wi�ksza cz�� Bostonu
nie jest kontrolowana ani przez Rosjan, ani Amerykan�w, obie
strony natomiast obserwuj� j� z nies�abn�c� uwag�. Nikt nie
jest w stanie stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, czy oddzia� Rorvika
istotnie znalaz� si� na terytorium przeciwnika; wiadomo tylko
tyle, �e s� zdani wy��cznie na siebie.
Bunkier jest ukryty g��boko pod Dorchester. Kiedy g�r�
przewala�a si� bitwa, nie mogli wytkn�� nosa na zewn�trz, ale
teraz, gdy najci�sze walki tocz� si� w Roxbury, nie musz�
zachowywa� a� tak daleko posuni�tych �rodk�w ostro�no�ci.
Podczas dy�uru, rzecz jasna, Rorvik zawsze znajduje si� w samym
�rodku bitwy, bez wzgl�du na to, gdzie si� ona rozgrywa.
Zamiast lataj�cymi oczami kieruje teraz czterema robotami
bojowymi. Robi to na zmian� z Drejivicem: sze�� godzin s�u�by,
sze�� odpoczynku. Roboty s� inteligentne; je�li nast�puje
przerwa w ��czno�ci, prowadz� walk� samodzielnie a� do chwili
ponownego nawi�zania kontaktu z operatorem. Dzi�ki SIP-owi
(Systemowi Identyfikacji Przeciwnika, opartemu na zmienianych
co godzin� kodach), nie grozi im, �e zaczn� strzela� do siebie
nawzajem, cho� nie ulega w�tpliwo�ci, i� pod bezpo�rednim
nadzorem dzia�aj� znacznie wydajniej. Tylko w ogniu
najgor�tszej walki lepiej jest pozostawi� je samym sobie,
poniewa� reaguj� niepor�wnanie szybciej od cz�owieka. Rorvik
interweniuje jedynie wtedy, kiedy ich elektroniczne m�zgi
natrafiaj� na problem, kt�rego nie spos�b jednoznacznie
rozwi�za�, poniewa� prowadzi to do niebezpiecznego wahania,
czasem za� nawet do blokady systemu. Niekiedy prosi Ricka,
kt�ry steruje swoimi czterema robotami, by chwilowo przej��
kontrol� nad kt�r�� z jego maszyn, czasem za� Rick zwraca si� z
tak� sam� pro�b� do niego, ale ka�dy stara si�, by zdarza�o si�
to jak najrzadziej.
Ochrzci� je: Angie, Lissy, Grubas i W�cibiuch. Drejivic
nada� im inne imiona.
Pod��cza si� do komputera. Kiedy steruje robotami, jego
cia�o przebywa w bunkrze, ale on - to znaczy, jego
najwa�niejsza cz�� - towarzyszy podopiecznym. Przeskakuje
mi�dzy metalowymi cia�ami; przebywaj�c w jednym z nich, ma
ci�g�y podgl�d obraz�w rejestrowanych kamerami pozosta�ych,
kiedy za� skoncentruje si� na "swoim" robocie, tamte przejmuj�
inicjatyw� i walcz� samodzielnie.
Najbardziej lubi Angie i Lissy. W niczym nie przypominaj�
miniaturowych aparat�w lataj�cych jednorazowego u�ytku, kt�rymi
pos�ugiwa� si� dawno temu, na pocz�tku wojny; to prawdziwe,
uzbrojone roboty bojowe, zu�ywaj�ce ogromne ilo�ci energii, w
zwi�zku z czym nale�y podrywa� je w powietrze tylko wtedy,
kiedy jest to rzeczywi�cie niezb�dne. Czyni� to wielokrotnie,
wykorzystuj�c w tym celu doczepione do pancerzy rakiety na
paliwo sta�e. Niestety, zaraz potem musia� sprowadza� oba
roboty do bazy, gdzie czeka�y na wymian� rakiet i uzupe�nienie
paliwa. Ostatnio okresy oczekiwania znacznie si� wyd�u�y�y, co
raczej nie nape�nia go optymizmem. Co gorsza, za ka�dym razem
jest opieprzany przez sier�anta i musi wys�ucha� wyk�adu o tym,
w jaki spos�b unika� sytuacji, w kt�rych niezb�dne staje si�
wykorzystanie wszystkich mo�liwo�ci cennego sprz�tu.
Tak si� niefortunnie sk�ada, �e Angie w�a�nie czeka na
nowe silniki, a Lissy jest w naprawie. Podczas niedawnej
potyczki zosta�a trafiona kilkoma pociskami z dzia�ka
ma�okalibrowego, w zwi�zku z czym par� cz�ci nadaje si�
wy��cznie do wymiany.
Grubas i W�cibiuch to dwuno�ne maszyny krocz�ce. Kieruj�c
nimi czuje si� niemal tak, jakby sam siedzia� wewn�trz robociej
zbroi. Grubas jest najbardziej wszechstronnym spo�r�d jego
podopiecznych; niestety, sko�czy�a si� amunicja kalibru 3 mm do
"rozpylacza" stanowi�cego podstawowe uzbrojenie robota i cho�
dysponuje jeszcze pociskami kalibru 10 mm oraz rakietami, to
jednak w walce Grubas wci�� usi�uje korzysta� z "rozpylacza".
Wahanie, kt�re nast�puje zawsze po tym, jak przekona si�, �e
bro� nie dzia�a, cho� trwa zaledwie u�amki sekund, mo�e okaza�
si� fatalne w skutkach. Najwidoczniej elektroniczny m�zg robota
w wyniku uszkodze� odniesionych na polu bitwy zatraci� zdolno��
uczenia si� i zapami�tywania.
W�cibiuch dzia�a bez zarzutu, ale jest bezbronny i
pozostanie taki a� do chwili, kiedy oddzia� po��czy si� z
g��wnymi si�ami i wreszcie zostan� uzupe�nione braki w sprz�cie
oraz amunicji. Rorvik zazwyczaj pozwala Grubasowi dzia�a�
samodzielnie, sam za� bezpo�rednio kieruje dzia�aniami
W�cibiucha.
Roboty najcz�ciej walcz� z robotami. Co prawda, obie
strony wysy�aj� na pierwsz� lini� tak�e oddzia�y piechoty
sk�adaj�ce si� z ludzi, ci jednak wi�kszo�� czasu sp�dzaj� w
doskonale zamaskowanych schronach, ruszaj�c do akcji tylko
wtedy, kiedy trzeba wykona� szczeg�lnie skomplikowane zadanie.
W oddali zasnute chmurami niebo jarzy si� czerwon�
po�wiat�; to p�on� ruiny Bostonu.
Biuletyn operacyjny przewiduje godzin� spokoju. Tak d�ugie
okresy ciszy zdarzaj� si� niezmiernie rzadko; widocznie kt�ra�
ze stron wytropi�a wa�ny o�rodek dowodzenia wojsk
nieprzyjaciela i teraz obaj przeciwnicy koncentruj� tam si�y,
szykuj�c si� do starcia. Bez wzgl�du na przyczyn�, z okolicy
znik�y wszystkie rosyjskie oczy. Po to, by utrzyma� maksymaln�
efektywno�� dzia�ania, operatorzy robot�w bojowych musz� mie�
zapewnione co najmniej trzy godziny nieprzerwanego odpoczynku,
Rorvik wie wi�c, �e wcze�niej nie zostanie wezwany na
stanowisko, chyba �e nast�pi�oby co� ca�kiem nieprzewidzianego.
Zaledwie przecznic� od bunkra jest skwer z kilkoma
cudem ocala�ymi drzewami; najbli�szy odpowiednik parku w
promieniu wielu kilometr�w. Postanawia p�j�� tam, ale kiedy
dociera na miejsce, przekonuje si�, �e wcze�niej kto� wpad� na
taki sam pomys�.
Kobieta ma szybkostrzelny pistolet maszynowy zainstalowany
w obrotowym stela�u na prawym ramieniu; lufa kieruje si� w jego
stron� w tej samej chwili, kiedy kobieta podnosi g�ow�. Rorvik
odruchowo cofa si� o krok; widok tej broni dzia�a mu na nerwy.
Wie, �e pistoletem steruje si� za pomoc� impuls�w my�lowych.
Wystarczy wydane bezg�o�nie polecenie i b�dzie martwy. Kobieta
musia�a zg�osi� si� na ochotnika, poniewa� przepisy zabraniaj�
dokonywania modyfikacji w systemie nerwowym �o�nierzy bez ich
zgody. Oznacza to, �e nale�y do oddzia�u liniowego z�o�onego z
ludzi, co czyni spraw� jeszcze bardziej niezwyk��, poniewa� tam
r�wnie� przyjmuj� wy��cznie ochotnik�w.
On tak�e s�u�y� kiedy� w takim oddziale, dawno temu, na
pocz�tku wojny, podczas pierwszej bitwy o Boston. Pami�ta
doskonale, �e... Ale to naprawd� by�o dawno. Nie ma sensu
odgrzebywa� tych wspomnie�.
Insygnia na jej mundurze �wiadcz� o tym, �e jest
specjalistk� IV klasy. Do Rorvika dotar�y plotki, �e gdzie� w
pobli�u stacjonuje bojowy oddzia� z�o�ony z samych kobiet, nie
przypuszcza� jednak, �e ich obszary dzia�ania niemal si�
pokrywaj�. Pistolet na ramieniu dziewczyny przypomina �yw�
istot�, �ledz�c� ka�dy jego ruch pozbawionym wyrazu spojrzeniem
czarnego oka lufy.
- Tutaj wcale nie jest bezpieczniej ni� na pierwszej
linii, �o�nierzu - odpowiada kobieta na pytanie, kt�rego
jeszcze nie zd��y� zada�. - Szczerze m�wi�c, wol� by� tam,
gdzie w ka�dej chwili mog� odpowiedzie� ogniem na ogie�, ni�
kry� si� w jakim� bunkrze, tak jak wy, i nawet nie wiedzie�, co
mnie zabi�o.
- Ta bro� czyni ci� celem dla nieprzyjaciela.
- Ta bro� czyni mnie niebezpieczn�. - U�miecha si�. -
Lubi� by� niebezpieczna.
Jest za wysoka, nadmiernie umi�niona i za bardzo
kanciasta, ma na sobie polowy mundur uszyty z grubego
ogniotrwa�ego materia�u. Cholernie go podnieca. Kobieta chyba
zdaje sobie z tego spraw�, poniewa� �mieje si� g�o�no.
- �o�nierze uwa�aj�, �e ka�da baba, kt�ra s�u�y w wojsku,
ma hyzia na punkcie seksu. To nieprawda. Mam m�a i dwoje
dzieci. To dla nich walcz�.
- Wiem.
- A ty jeste� �onaty, �o�nierzu?
Kiwa g�ow�.
- Dobrze wam si� uk�ada? Macie dzieci?
- Dziewczynk�.
Tym razem to ona kiwa g�ow�.
- Wi�c sam wiesz, jak to jest. - Rozpina kurtk�. - Oni s�
tam, my jeste�my tutaj. - W zamy�leniu przesuwa palcem po lufie
pistoletu, drug� r�k� dotyka jakiego� przycisku i lufa
przestaje si� porusza�. - To si� nie zdarzy�o, rozumiesz?
�adnych zobowi�za�, �adnych obietnic, �adnych plan�w na
przysz�o��.
- Oczywi�cie.
Rorvik nie wierzy, �eby by�a jakakolwiek przysz�o��. Ju�
nie. Widzia� kratery powsta�e w miejscach, gdzie niedawno sta�y
domy, widzia� wielokilometrowe kolumny uchod�c�w zmierzaj�cych
w kierunku obszar�w, kt�re uwa�aj� za bezpieczne, widzia� morze
ruin rozci�gaj�ce si� tam, gdzie kiedy� by� jego dom, gdzie
mieszka� z �on� i c�rk�.
Wci�� jednak wierzy w tera�niejszo��.
Kobieta nazywa si� Westermarker. Kl�ka przed nim, rozpina
mu spodnie, dotyka czubkiem j�zyka spodniej strony penisa, a on
przesuwa palcami po jej kr�tko ostrzy�onych, czarnych, lekko
kr�conych w�osach. Jednocze�nie przez g�ow� przemyka mu tabun
wzburzonych my�li. Jest got�w wybuchn��, zastanawia si�, czy
zdo�a si� powstrzyma�, czy eksploduje natychmiast, jak tylko
we�mie go w usta. Zastanawia si�, czy kiedykolwiek zdo�a
opowiedzie� Angeli o tym zdarzeniu, czy ona go zrozumie.
Zastanawia si�, czy kobiety s�u��ce w armii dostaj� hormonalne
�rodki antykoncepcyjne. Zastanawia si�, czy zd��y wzi�� j� dwa
razy.
Kobieta �ci�ga mu slipy, chwyta go obiema r�kami za
po�ladki, delikatnie muska j�zykiem czubek penisa, seria z
broni maszynowej trafia j� w brzuch i pier�. Otwiera usta, by
krzykn��, ale nie krzyczy. Z poszarpanego munduru stercz�
bia�e, potrzaskane fragmenty �eber, wydobywa si� czerwona
miazga. Chwil� potem, nie wydawszy g�osu, kobieta umiera.
Cz�ciowo og�uszony hukiem Rorvik cofa si�, potyka o
spodnie, przewraca na plecy, b�yskawicznie odwraca si� na
brzuch, podnosi g�ow� i spogl�da prosto w obiektyw rosyjskiego
robota bojowego. Rozlega si� cichy szum hydraulicznych
si�ownik�w. W polu widzenia Rorvika pojawia si� lufa pistoletu
maszynowego.
Zaciska powieki. Otacza go intensywna wo� krwi.
Nic si� nie dzieje.
Po d�ugim czasie otwiera oczy. Maszyna wci�� stoi przed
nim, bro� wci�� jest wycelowana w jego czo�o. Robot sprawia
wra�enie znacznie bardziej prymitywnego i zarazem znacznie
gro�niejszego od jednostek bojowych, z kt�rymi Rorvik ma na
co dzie� do czynienia. Ostro�nie, powoli, si�ga do ty�u i
zaczyna przesuwa� r�k� po ziemi. Maszyna wci�� nie reaguje.
Wreszcie, spocony jak mysz, Rorvik znajduje kamie�, waha si�
przez chwil�, po czym ciska nim w robota.
Maszyna bez najmniejszego wysi�ku robi unik, wci�� mierzy
go nieruchomym spojrzeniem obiektywu, wci�� celuje w niego z
pistoletu. Widocznie zaci�� si� zamek, my�li Rorvik, a zaraz
potem: Bo�e, na pewno poda� ju� wsp�rz�dne artylerii!
Ale przecie� zaledwie kilkana�cie sekund temu bro�
dzia�a�a bez zarzutu, robot za� nie czyni �adnego wysi�ku, by
oddali� si� poza obszar ra�enia pocisk�w.
Pope�ni� niewybaczalny b��d wychodz�c z bunkra bez broni,
ale przecie� jest operatorem zdalnie sterowanych jednostek
bojowych, nie �o�nierzem walcz�cym z przeciwnikiem twarz� w
twarz. Niezdarnie podci�ga spodnie jedn� r�k�, podpieraj�c si�
drug� i gramol�c si� na nogi. Odwraca si�, got�w do ucieczki,
lecz natychmiast staje jak wryty, bowiem s�yszy za sob� chrz�st
�wiru i nagle rozumie, co jest grane.
Dok�d m�g�by uciec?
Robot zabi� Westermarker. Westermarker by�a uzbrojona,
cho� nie na wiele jej si� to przyda�o, poniewa� zagro�enie
zjawi�o si� znienacka. On, Rorvik, nie ma broni, wi�c nie
przedstawia sob� �adnego zagro�enia. Ukryty kilka lub
kilkana�cie kilometr�w st�d operator rosyjskiego robota mo�e
zastrzeli� go w ka�dej chwili, zdaje sobie jednak spraw�, i�
obecno�� nieuzbrojonego �o�nierza �wiadczy o tym, �e gdzie� w
pobli�u znajduje si� punkt dowodzenia. Nic prostszego, jak
pozwoli� nieprzyjacielowi uciec, naturalnie ani na chwil� nie
spuszczaj�c go z oka.
Na tarczy sygnalizatora rozb�yskuje pulsuj�ce czerwone
�wiate�ko: ostrze�enie przed zagro�eniem i zarazem wezwanie do
natychmiastowego powrotu na stanowisko.
Czuje si� tak, jakby zamiast p�uc mia� w piersi ogromny
blok lodu. Nie mo�e oddycha�. Nie odwa�y si� wr�ci� do bunkra,
bo ujawni�by jego po�o�enie nieprzyjacielowi. Nie ma jak
ostrzec koleg�w, ale gdyby nie wr�ci�, na pewno domy�l� si�, co
si� sta�o, i b�d� mieli si� na baczno�ci. Dla niego i tak ju�
wszystko sko�czone.
Odurzaj�cy zapach krwi rozwia� si� w powietrzu, pozosta�
natomiast silny smr�d prochu, kt�ry zdaje si� wype�nia� ca�y
�wiat. Powoli, bardzo powoli Rorvik odwraca si�, idzie,
przyspiesza kroku, wreszcie zrywa si� do biegu. W prawo, po
zboczu wzniesienia, coraz dalej od bunkra, od bezpiecze�stwa,
od nadziei.
6. Do Worcester zwyci�scy Rosjanie wkraczaj� wiod�c� z
Bostonu Belmont Street. Czeka na nich ruch oporu. Oddzia�owi
Rorvika uda�o si� znale�� zniszczon� na samym pocz�tku dzia�a�
wojennych stacj� benzynow�, kt�rej ukryte pod ziemi� zbiorniki
pozosta�y nie naruszone. Nape�nili benzyn� pojemnik na �mieci,
dosypali mn�stwa jakich� �wi�stw, na spodzie umie�cili spory
�adunek prochowy z detonatorem wykonanym ze startera
�wietl�wki.
Bomba jest ukryta za cz�ciowo zniszczon� frontow� �cian�
jednego z dom�w; ot, porzucony pojemnik na �mieci, jeden z
niezliczonych odpadk�w w zrujnowanym mie�cie. Rosjanie
ca�kowicie dominuj� w powietrzu i potrafi� b�yskawicznie
namierzy� oraz zniszczy� ka�dy nadajnik, w zwi�zku z czym
partyzanci nie mog� korzysta� z ��czno�ci radiowej. Stracili
dw�ch ludzi, zanim to zrozumieli. Rzucali monet� i los wskaza�
Rorvika. Znalaz� sobie p�ytk� nisz� po drugiej stronie ulicy,
dok�adnie naprzeciwko miejsca, gdzie ukryli bomb�, i czeka,
czuj�c, jak pot �cieka mu stru�kami po plecach. Przez niewielki
otw�r w drewnianej �cianie obserwuje nieprzyjaciela, kt�ry
maszeruje, pe��nie, jedzie i przetacza si� ulic�. Zastanawia
si�, czy uda mu si� wyj�� z tego z �yciem.
Teraz.
Eksplozja jest potworna, gwa�towny czarno-pomara�czowy
orgazm zwielokrotniony dudni�cym grzmotem. Si�a podmuchu
unosi jeden z okrytych ceramicznym pancerzem, jednoosobowych
czo�g�w, i ciska go na �cian�. Maszyna natychmiast usi�uje
si� podnie��, lecz jej wysi�ki s� ca�kowicie daremne.
Zgodnie z planem wybuch nadwer�y� kamienn� fasad� budynku,
kt�ra teraz chwieje si� dostojnie, po czym, jak na
zwolnionym filmie, spada na mijaj�c� j� kolumn�. Lawina
granitowych bry�, marmurowych p�yt i pokruszonych cegie�
przysypuje pi�� czo�g�w i ponad dziesi�� robot�w.
Rosyjski dow�dca nie traci g�owy. Py� jeszcze nie zacz��
opada�, a Rorvik ju� s�yszy wydawane przez g�o�niki komendy:
- Zostawili cz�owieka, kt�ry zdetonowa� �adunek. Znale��
go! Dru�yna A, przeszuka� lew� stron� ulicy, dru�yna B - praw�!
Powinien by� rzuci� si� do ucieczki zaraz po naci�ni�ciu
guzika. Co prawda, w�r�d gruzu i py�u jest ca�kowicie
niewidoczny dla zwyczajnych oczu, ale czujniki podczerwieni z
pewno�ci� pokazuj� go jak plam� roztopionego metalu. Ma tylko
kilka sekund. Skulony w p�, co si� w nogach biegnie ulic�,
s�ysz�c za sob� chrz�st ci�kich krok�w.
Skr�ca w boczn� alejk� w nadziei, �e cho� na chwil� ukryje
si� przed kamerami kr���cych w g�rze zwiadowc�w, ale okazuje
si�, �e po niedawnych bombardowaniach zosta�a ca�kowicie
zasypana gruzem. Ju� za p�no, �eby zawr�ci�; rosyjscy
�o�nierze depcz� mu po pi�tach. K�tem oka dostrzega piwniczne
okienko z wy�aman� krat�. Jakim� cudem szyba ocala�a, lecz to
nie stanowi dla niego problemu. Rozbija j� bry�� asfaltu, po
czym daje nura w ciemno��.
Przy l�dowaniu bole�nie uderza si� w nog�. Niebawem jego
oczy przyzwyczajaj� si� do ciemno�ci. Piwnica jest pusta, je�li
nie liczy� walaj�cych si� po k�tach �mieci, betonowa posadzka
wilgotna. Naprzeciwko okna kiedy� znajdowa�y si� schody wiod�ce
na parter; zosta�a z nich tylko sterta roztrzaskanego drewna.
Drzwi wisz� nad pust� przestrzeni�; przez otwory po pociskach
wida� niebo.
Nie ma dok�d ucieka�. Zostanie tutaj na zawsze.
Za oknem przesuwa si� metalowe odn�e sondy zwiadowczej.
Rorvik ku�tykaj�c odchodzi w najdalszy k�t pomieszczenia,
przykuca, mocniej �ciska bro�. Sonda zatrzymuje si�, czeka na
polecenie operatora, po czym wsuwa do �rodka wysi�gnik z
obiektywem.
Obiektyw spogl�da w lewo. Rorvik bierze go na cel, ale
czeka na lepsz� sposobno�� do strza�u. Sonda zaczyna przeciska�
si� przez okno, obiektyw kieruje si� w prawo, lecz zanim zd��y
pokaza� Rorvika, ten naciska spust.
Z roztrzaskanego hydraulicznego wysi�gnika tryska strumie�
oleju. Zanim Rorvik zd��y powt�rnie nacisn�� spust, w g�rze
rozlega si� jaki� ha�as. S�yszy strza� i niemal jednocze�nie
czuje potwornie silne uderzen