8363
Szczegóły |
Tytuł |
8363 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8363 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8363 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8363 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dariusz Filar
Czaszka olbrzyma
Dreambox
Wi�niowie ciszy
Niewolnik
Nazbyt szcz�liwi
Metoda zachowania osobowo�ci
Niepokonani
Mortigena intellectualis
Theatron [nie]
Maczuga
Tachistos
Czaszka olbrzyma
My�li ulotne
Dreambox
"Kiedy przed trzydziestu laty uko�czy�em prac� nad prototypem mego aparatu, opanowa�o mnie uczucie b�ogiego odpr�enia.
Po dziesi�tkach niepowodze� pierwsza sukcesem zako�czona transmisja menpenetralwizyj-na dowiod�a s�uszno�ci moich teoretycznych" docieka�, pozwala�a wierzy�, �e nic z tego nie b�d� ju� musia� przerabia�, niczego zmienia�. Pozostawiaj�c za sob� lata bada� mog�em wreszcie powiedzie� � gotowe!"
Profesor Albert Traumer od�o�y� pi�ro i zamy�li� si�. Jego wynalazek, znany powszechnie jako �Dreambox", stanowi� bez w�tpienia jeden z najistotniejszych czynnik�w kszta�tuj�cych psychik� wsp�czesnych, ale w zakresie rozwi�za� technicznych zrozumia�y tylko dla w�skiej grupy specjalist�w. Zarys historii bada� nad aparatur� menpenetralwizyjn� przeznaczony by� do publikacji w serii �Wspomnienia uczonych". Dyrektor wydawnictwa ostrzeg�, �e ksi��ki tej serii interesuj� przede wszystkim laik�w. Profesor szuka� najprostszego sposobu wy�o�enia problemu. Wreszcie znowu pochyli� si� nad notatnikiem.
�Wspomnia�em ju� o transmisji menpenetral-wizyjnej, kt�ra stanowi istot� dzia�ania mego wynalazku. Ujmuj�c rzecz lapidarnie, "-Dream-box� pozwala ogl�da� w�asne marzenia, a w wypadku zastosowania modeli najnowszych � uczestniczy� w zdarzeniach b�d�cych tworem naszej fantazji. Pierwsza seryjnie produkowana wersja aparatu stwarza�a bardzo jeszcze ograniczone mo�liwo�ci prze�y�. �Dreambox� sk�ada� si� z ekranu i urz�dze� projekcyjnych, zespo�u pami�ci wizyjnej i zespo�u zasilania, z he�mu kontaktowego i przetwornicy. Pami�� wizyjna zawiera�a po prostu bank obraz�w, kt�re mog� wyst�pi� w marzeniach.
Pierwsze aparaty dysponowa�y zapasem trzech milion�w obraz�w � widokami Ziemi i innych planet, portretami najpi�kniejszych dziewcz�t i s�awnych aktor�w, pojazdami, dzie�ami sztuki... Pami�� wizyjna mie�ci�a te� oczywi�cie portret tego, kt�ry mia� z urz�dzenia korzysta�. He�m kontaktowy s�u�y� �z�owieniu-� marze�, kt�re w nas powstaj�. Wybrane w ten spos�b z zespo��w pami�ci wizyjnej obrazy pojawia�y si� na ekranie i zmienia�y wraz ze zmianami marze�.
Proces polegaj�cy na okre�leniu naszego marzenia, znalezieniu w u�amku sekundy jego odpowiednika w zasobach pami�ci wizyjnej i wy�wietleniu go na ekranie � to w�a�nie transmisja menpenetralwizyjn�.
W prototypie obrazy by�y nieruchome, ale kto chocia� raz mia� mo�no�� zasiadania przed ekranem �Dreamboxu�, wie, jak niezwyk�e wra�enie sprawia ogl�danie wytwor�w w�asnej wyobra�ni.
My�l�, �e czas na wyja�nienie nazwy zbudowanego przeze mnie urz�dzenia. Szukaj�c jej dla swego aparatu si�gn��em do starych s�ownik�w. B��dzi�em d�ugo, by wreszcie w lubuj�cym si� w lapidarno�ci i dosadno�ci okre�le�
dwudziestowiecznym slangu ameryka�skim znale�� w�a�ciwe wyra�enie. Dreambox � skrzynka marze� � oznacza po prostu g�ow�. G�ow�, kt�r� u ka�dego bez wyj�tku cz�owieka wype�niaj� marzenia, a kt�r� uczyni�em elementem sk�adowym mojej aparatury.
Po up�ywie pewnego czasu przyst�pi�em do prac maj�cych na celu ulepszenie �Dream-boxu�. Aparat uko�czony w rok p�niej dysponowa� ju� obrazem ruchomym i zasobem pami�ci wizyjnej podniesionym do sze�ciu milion�w przedmiot�w, widok�w i postaci. Dalej kolejno powstawa�y aparaty odtwarzaj�ce kolory, rozsiewaj�ce zapachy, stwarzaj�ce wra�enie zmian atmosferycznych. We wszystkich kolejnych modelach widoczna by�a post�puj�ca mi-niaturyzacja podzespo��w. He�m kontaktowy zosta� ograniczony do rozmiar�w s�uchawek, kt�re dawa�y si� ukry� w oprawce okular�w, zlikwidowane zosta�y uci��liwe po��czenia kablowe mi�dzy he�mem a przetwornic�. Poczynaj�c od modelu �-Dreambox-Holo-� mamy do czynienia z obrazem przestrzennym. Pami�� wizyjna nie zawiera�a ju� portretu korzystaj�cej z �Dreamboxu� osoby. Zastosowany przeze mnie rodzaj plastycznego filmu pozwala� marz�cej osobie porusza� si� w wymy�lonym �wiecie. Je�eli tylko nie dotyka�a otaczaj�cych j� widm, ca�y czas mog�a odnosi� wra�enie, �e ten wspania�y �wiat istnieje w rzeczywisto�ci.
Tutaj mo�e mnie spotka� zarzut, �e nie wymy�li�em niczego nowego. Zabaw� z obrazem przestrzennym i poruszaniem si� w jego wn�trzu �ywych os�b literatura fantastycznonau-kowa zaprezentowa�a ju� w XX wieku i w tym samym stuleciu rozpocz�y si� pierwsze, sukcesem zako�czone pr�by. Zarzut tylko cz�ciowo jest s�uszny. Wszelkie dokonane pr�by poprzedzaj�ce m�j wynalazek r�ni� si� od niego diametralnie. W okresach wcze�niejszych ist
nia�y w�skie grupy tw�rc�w � aktor�w, scenarzyst�w, re�yser�w � przygotowuj�ce filmy i widowiska dla tysi�cy bywalc�w kin i super-wizon�w. Ka�dy z widz�w mia� niewielk� tylko szans�, �e zobaczy lub � w miar� rozwoju projekcji przestrzennych � �prze�yje� to, czego oczekiwa�. Poczynaj�c od rewolucyjnych przemian kulturalnych w wieku XXI spo�ecze�stwo stopniowo zmienia�o si� we wsp�lnot� indywidualist�w i autorom coraz trudniej przychodzi�o tworzy� dzie�a uniwersalne, zdolne zainteresowa� og�. Rozwi�za�em ten problem ca�kowicie. Pos�uguj�c si� �Dreamboxem� ka�dy m�g� ogl�da� lub ^prze�ywa�-" w�asne marzenia, a wi�c to, czego najbardziej pragn��, to, co wydawa�o mu si� najpi�kniejsze.
Aparaty oparte na pami�ci wizyjnej stwarza�y na ekranie obraz widoczny tylko dla aktualnie korzystaj�cej z nich osoby. Wynika�o to ze specyficznego oddzia�ywania fal denkalnych na zmys� wzroku ii mia�o dobre strony, bo uniemo�liwi�o przypadkowe ura�enie kogo� drugiego takim czy innym marzeniem. Wprowadzenie z czasem urz�dze� menpenetrairecordingowych pozwala�o odtwarza� dawne marzenia w postaci zwyk�ych film�w i widowisk przestrzennych, kt�re mo�na prezentowa� znajomym. Spowodowa�o to dalszy wzrost zainteresowania moim wynalazkiem, chocia� w tym samym okresie zacz�y pojawia� si� pierwsze g�osy protestu przeciw jego rozpowszechnianiu. Niekt�rzy psychologowie utrzymywali, �e �Dreambox� mo�e wp�dzi� ludzko�� w zgubne lenistwo. O wiele �atwiej jest przecie� wyobrazi� sobie sw�j sukces i �prze�ywa� w wype�nionej widmami przestrzeni ni� osi�gn�� go w rzeczywisto�ci. �atwiej wymarzy� sobie przytulne ognisko domowe ni� za�o�y� rodzin� i wychowa� dzieci! Wroga mi grupa naukowc�w twierdzi�a dalej, �e ludzko�� ca�kowicie ulegnie narkotykowi
menpenetralwizji i straci poczucie rzeczywisto�ci, co w rezultacie doprowadzi j� do samounicestwienia. Musia�em zebra� dowody w postaci milion�w ankiet, by ca�kowicie obali� te bezpodstawne zarzuty.
Liczba ludzi, kt�rzy dali si� obrazom menpe-netralwizyjnym ca�kowicie oderwa� od �wiata rzeczywistego, stanowi�a znikomy u�amek procentu. Wszyscy inni traktowali �Dreambox� jako rozrywk�, potrzebn� zw�aszcza w chwilach za�amania. Prze�ywaj�c wyimaginowane sukcesy, zdobywali nowe si�y, by walczy� o realizacj� tych sukces�w w �wiecie rzeczywistym. Rola �Dreamboxu� by�a bez w�tpienia rol� pozytywn�, a jej dodatkowa zas�uga to skuteczne zwalczanie plag spo�ecznych, takich jak alkoholizm i narkomania. �Dreambox� gwarantowa� azyl pewniejszy ni� delirium, a musz� podkre�li�, �e w miar� wyd�u�ania serii produkcyjnych ceny aparat�w menpenetralwizyjnych spad�y do minimum cechuj�cego wszystkie dobra powszechnego u�ytku".
Ko�cz�c ten fragment profesor Traumer z zadowoleniem potrz�sn�� g�ow�. ,,Zrobi�o si� sporo dobrego" � pomy�la�. Czeka�a go tego dnia wa�na konferencja i musia� od�o�y� pisanie wspomnie�. Dwa nast�pne dni tak�e wype�ni�y zaj�cia na uczelni i dopiero pod koniec tygodnia m�g� podj�� przerwan� prac�. Gdy zasiad� nad notatnikiem, ogarn�o go znowu uczucie zadowolenia, jakie daje naukowcowi �wiadomo�� dobrego wywi�zania si� z zada� wobec ludzko�ci.
�Mimo wspomnianego ju� uznania, jakim cieszy�y si� klasyczne modele aparat�w menpe-netralwizyjnych � pisa� Traumer � wci�� szuka�em nowych rozwi�za�. Nawet najlepsze dotychczasowe modele holograficzne stwarza�y obrazy, kt�re bardzo �atwo mog�y straci� zdolno�� swego sugestywnego dzia�ania. Wystar
czy�o dotkn�� r�k� najbli�szego przedmiotu, �eby nie napotkawszy oporu przekona� si� o imitacji. Szuka�em sposobu, kt�ry pozwoli�by dalej przesun�� granic� wiarygodno�ci pozornych sytuacji tworzonych przez transmisj� naszych marze�. Wreszcie po latach pr�b wszed� do produkcji model oznaczony kryptonimem �Dream-box-Corporton�. W modelu tym przetwornica poprzedzana by�a przez urz�dzenie analityczne dokonuj�ce rozdzia�u plan�w pierwszych i dalszych obrazu menpenetralwizyjnego. Zesp� plan�w dalszych tradycyjnie po��czony by� z pami�ci� wizyjn�, zesp� plan�w pierwszych z corportonem. Je�eli chodzi o dzia�anie nowej wersji aparatu, to w zakresie plan�w dalszych proces powstawania obrazu by� taki sam jak dotychczas � jednocze�nie z powstaniem marzenia pojawia�a si� jego przestrzenna wizja. Zasadnicza zmiana zasz�a w zakresie plan�w pierwszych. Corporton jest urz�dzeniem w u-�amkach minuty formuj�cym z zapasu zgromadzonych w nim tworzyw wierne makiety naszych marze�. Tworzywa zawarte w corporto-nie pozwalaj� imitowa� sk�r�, metale, drewno...
Wspomnia�em ju�, �e bezpo�rednio z klasycznych modeli �Dreamboxu� korzysta� mog�a tylko jedna osoba. Dla innych jej wizje nie by�y dostrzegalne, kto chcia� swoje marzenia przedstawi� otoczeniu, musia� pos�u�y� si� menpe-netrairecordingiem. Zastosowanie corportonu poci�gn�o za sob� istotne zmiany. Zapas materia��w zgromadzonych w corportonie pozwala� na szczelne wype�nienie plastykowymi makietami przestrzeni o wielko�ci trzystu tysi�cy metr�w sze�ciennych. Plastykowe makiety i gadaj�ce kuk�y by�y w pe�ni materialne, a wi�c widzialne dla wszystkich. Korzystaj�cy z �Drea-mboxu� widzia� pewien kompleksowy obraz z�o�ony z wizyjnych plan�w dalszych oraz makiet i kukie� w planie pierwszym. Osoby po-
stronne widzia�y tylko plan pierwszy, osadzony w realnym �wiecie. Wierne na�ladowanie przez corportonowe wyroby materialnych pierwowzor�w prowadzi�o do wielu zabawnych nieporozumie�".
Kto� zapuka� do drzwi. Profesor od�o�y� pi�ro.
� Prosz� wej��! � powiedzia�, gdy pukanie rozleg�o si� po raz drugi. W g�osie profesora brzmia�a niech�� � nie lubi�, gdy przerywano mu prac�.
Do pokoju wsun�� si� szczup�y, m�ody cz�owiek.
� A, to pan! � powiedzia� cieplejszym ju� g�osem profesor.
� Tak � odpar� go�� � ale nie jestem tym, za kogo pan mnie bierze, profesorze.
M�ody cz�owiek by� onie�mielony, sprawia� wra�enie kogo�, kto nie bardzo wie, jak wyja�ni� swoje post�powanie.
� C� te� pan opowiada! � wykrzykn�� profesor. � Pan jest przecie� dyrektorem wydawnictwa publikuj�cego �Wspomnienia uczonych", w kt�rego biurze go�ci�em przed tygodniem.
� Ot� nie, profesorze � m�ody cz�owiek zdecydowa� si� m�wi�. � Jestem skromnym ksi�garzem, a ta dyrektorska funkcja to tylko moje marzenie.
� Marzenie?! � profesor niczego nie rozumia�.
� Tak, profesorze � ci�gn�� m�ody cz�owiek � wymarzy�em sobie luksusowe biuro � to by�a tylko corportonowa makieta planu pierwszego, wymarzy�em sobie urz�dzenie biura, sekretark�... Potem ju� ca�kiem zwyczajnie napisa�em kilka list�w do naszych najs�awniejszych uczonych, prosz�c ich o odwiedzenie wydawnictwa. Poda�em m�j domowy adres, bo przecie� tylko tam mog�em wywo�a� corportonowa makiet� biura. To mnie zdradzi�o. Wi�k
szo�� naukowc�w zna adresy wydawnictw, odkryli �art. Pan niczego nie zauwa�y�. Przyszed� pan o oznaczonej porze i... wkroczy� w �wiat moich marze�. Nie zwr�ci� pan te� uwagi na moje okulary � w oprawce mia�em ukryte bieguny he�mu kontaktowego. W czasie rozmowy moja wyobra�nia pracowa�a Aez chwili przerwy. Dzi�ki temu mog�em pana pozna� z moj� sekretark�, pokaza� moj� bibliotek� i gabinet. Teraz wie pan, profesorze, �e by�a to tylko imitacja. Prosi�em wtedy o napisanie wspomnie� i pan si� zgodzi�. Dopiero p�niej pomy�la�em, �e przez moje kawa�y niepotrzebnie pan traci sw�j cenny czas. Ja chcia�em przeprosi�...
M�ody cz�owiek w uk�onach cofa� si� do drzwi, wyra�nie chcia� jak najszybciej znikn��.
� Niesamowite � mrukn�� profesor i popad� w g��bok� zadum�. Dopiero teraz poczu�, jak bardzo zale�a�o mu na tej publikacji, jak bardzo chcia� m�wi� o sobie. Notatnik le�a� przed nim. Zapisany by� wspomnieniami nikomu ju� niepotrzebnymi. Traumer westchn�� ci�ko, zamkn�� notes i wrzuci� do jednej z g��bokich szuflad biurka. Potem wsta� i otworzy� drzwi do ogrodu. Z wewn�trznej kieszeni marynarki wyci�gn�� okulary w grubej, rogowej oprawie, kt�rej wn�trze mie�ci�o bieguny kontaktowe jego prywatnego �Dreamboxu".
Wi�niowie ciszy
Opuszcza�y go si�y. D�onie, zaci�ni�te kurczowo na ostrej kraw�dzi skalnego wyst�pu, krwawi�y, w napi�tych mi�niach ramion pulsowa� parz�cy b�l. Czubkami but�w wci�� jeszcze szuka� oparcia, ale ich naje�one gwo�dzia
mi okucia zsuwa�y si� po g�adkiej powierzchni �ciany. Uni�s� g�ow� i przez zas�on� ta�cz�cych przed oczami p�atk�w czerwono-zielonego �niegu patrzy� na g�ruj�cy nad szczytem masyw zamku. Po co tam szed�? W pami�ci kr��y�y odpryski poj��, jakich� odleg�ych wydarze�, symboli. Pr�bowa� z�o�y� z nich chcia�by szkic, szkielet akcji, kt�rej rozw�j zawiesi� go nad tym, co najpewniej by�o nie ko�cz�c� si� pustk�, a teraz pcha� ku obcemu szczytowi. Przez chwil� zmaga� si� z opornym kojarzeniem, nim zrozumia� bezcelowo�� wysi�ku.
Zawisn�� na prawej r�ce, gdy tymczasem lewa rozpocz�a mozoln� w�dr�wk� ku g�rze. Napotyka�a tylko �lisk�, nie daj�c� �adnego oparcia powierzchni�. Przez chwil� mia� wra�enie, �e runie w d�. Nie przestraszy� si�. Ogarn�a go nieodparta ch�� odpoczynku, snu... Wystarczy�o rozlu�ni� obola�e palce...
Wtedy zacz�y mu rosn�� pi�ra. Zbit� mas� pokry�y ramiona, rzed�y tylko na �okciach i wok� przegub�w. Nawet d�onie obsypa� delikatny ptasi puch. W ca�ym ciele poczu� niezwyk�� lekko��. Umiej�tno�� latania wyda�a mu si� nagle r�wnie oczywista jak umiej�tno�� chodzenia. Z pami�ci wyp�yn�� rozmyty obraz dalekiej krainy widzianej z wielkiej wysoko�ci. Tak, na pewno lata� ju� kiedy�! By�o to przed laty i musia�o zdarzy� si� naprawd�. Odetchn�� g��boko, a potem oderwa� si� od skalnej �ciany. Szybowa� przez chwil�, by opa�� na nieznan�, chocia� nieodleg�� p�aszczyzn�.
Porusza� wci�� ramionami wierz�c, �e bia�e, furcz�ce skrzyd�a, w jakie zamieni�a je nieznana si�a, pozwol� mu wzlecie� do zamku. Nagle straszliwe kleszcze zacisn�y si� na jego przegubach, a ogromna masa przywali�a piersi. Wypatrywa� w mroku pr�buj�c rozpozna� przeciwnika. Wstrz�sn�� si� � patrzy�y na� ohydne, ma�e oczka; pod nimi otwarty �apczywie dzi�b
potwora. Kiedy dzi�b wzni�s� si� do uderzemai szarpn�� ramiona w rozpaczliwym uniku. Pierwszy cios chybi� jego g�owy, ale u�cisk szpon�w nie zel�a�. Jeszcze raz spr�bowa� si� wyrwa� � odrzucona w ty� g�owa uderzy�a o jaki� ostry przedmiot. Poczu� w ustach s�odki smak krwir potem ogarn�a go ciemno��.
Ockn�� si� na w�ziutkiej k�adce. Zm�czenie o�owiem wype�ni�o cia�o, ptasie pi�ra znik�y. Namaca� kra�ce chybotliwej deski, a p�niej ostro�nie obr�ci� si� na brzuch. Uni�s� si� na r�kach, ukl�kn��. W rozbitej g�owie t�po dudni�a krew. Wyt�y� oczy i dostrzeg� smug� �wiat�a, kt�ra pada�a przez szpar� leoiute�ko uchylonych wr�t. Dzieli�o go od nich kilkadziesi�t metr�w. Zrozumia�, �e deska, na kt�rej kl�czy, to zwodzony most prowadz�cy do wej�cia na zamek. Nie by� tu jeszcze nigdy, ale wype�nia�a go nie zachwiana niczym pewno�� blisko�ci celu. Nie podnosz�c si� z kl�czek podj�� w�dr�wk�. Przy ka�dym nieostro�nym ruchu deska zamienia�a si� w zawieszony na spr�ynach trapez. W dole szemra� strumie�, ale nie�atwo by�o oceni� przestrze� mi�dzy k�adk� i dnem przepa�ci.
Dotar� wreszcie do bramy zamku, uni�s� si� i ca�ym ci�arem cia�a napar� na okute drewno jej uchylonego skrzyd�a. Ust�pi�o �atwo, a on, trac�c r�wnowag�, upad� na marmurow� posadzk� przestronnej sieni. Zmru�y� oczy, bo panowa�a tu niezwyk�a jasno��. Przez szklane p�yty wysokiego sklepienia razi�y wzrok ostre promienie s�o�ca. Po chwili sta�y si� mniej dokuczliwe dzi�ki nieprzejrzystym �cianom wielkiej, mlecznobia�ej kuli, w kt�rej wn�trzu zamkn�y go niewidzialne moce. Kula drgn�a i wydaj�c wysoki �wist zacz�a wznosi� si� ku g�rze. Na jej �cianach pojawi�y si� czarne cyfry, a z nich pocz�y rosn�� liczby wci�� wi�ksze i wi�ksze, wreszcie tak ogromne, �e nie potrafi� im nada�
nazwy. W miejsce dawnego spokoju przyszed� l�k � pod�wiadomo�� m�wi�a mu, �e liczby oznaczaj� wysoko��, a on w kruchym jaju nie dostrzega� niczego, co mog�oby zabezpieczy� pasa�era przed skutkami upadku. Liczby nie przestawa�y rosn��, jeszcze chwila i zad�wi�cza�o t�uczone szk�o � kryszta�owy plafon zatrzyma� ruch kuli. Zawirowa�a, a potem ze straszliw� szybko�ci� run�a w d�. Krzykn�� i znowu straci� przytomno��.
C r e e d:
Ju� po pierwszym spotkaniu wiedzia�em, �e to mi�czak. Nie zrobi� wtedy niczego, co da�oby mi podstawy dla takiego os�du, ale pod�wiadomie wyczu�em jego s�abo��. U pilota, kt�ry tak jak ja dziesi�tki lat sp�dzi� w Przestrzeni i dowodzi� w tym czasie setkami za��g, musia�a si� wykszta�ci� zdolno�� b�yskawicznego oceniania ludzi. Dzi�ki niej nigdy si� na nikim nie zawiod�em � po prostu wcze�niej wiedzia�em, czego mog� oczekiwa� od ka�dego ze swoich podkomendnych.
Pracowa�em w�a�nie nad planem kolejnej wyprawy, gdy na g��wnym ekranie supertele-komunikatora zapali� si� sygna� wywo�ania pierwszej wa�no�ci. Po chwili szef Grupy Rozdzia�u Za��g poinformowa� mnie, �e za kilka minut zamelduje si� u mnie wsp�towarzysz wyprawy. Musz� tutaj wyja�ni� rodzaj zadania, kt�re nas oczekiwa�o. Polega�o ono na odbyciu blisko dwumiesi�cznego lotu w ma�ym, dwuosobowym statku. W tym czasie nale�a�o zbada� dok�adnie ilo�� i przydatno�� wrak�w dawno porzuconych na nie ucz�szczanej od wielu lat Kosmostradzlie. Prace tego typu darzyli piloci zrozumia�� niech�ci�; uwa�ano je za nudne, inwentarzowe, nieledwie urz�dnicze. Nie dawa�y �adnej satysfakcji, a na skutek nudy wyczerpy-
wa�y bardziej ni� najniebezpieczeniejs�a wyprawa odkrywcza. Tote� nie pisane prawo Grupy Operacyjnej pozwala�o wys�a� do�wiadczonego pilota w taki rejs tylko raz na cztery lata. Ca�y lot sp�dza�o si� we dw�jk� z pomocnikiem, zazwyczaj skierowanym na praktyk� m�odym pilotem. Zwa�ywszy to wszystko, �atwo poj�� niepok�j, kt�ry zrodzi� si� we mnie, gdy w przyby�ym odgad�em cz�owieka s�abego.
Wszed�, sk�oni� si� lekko i wyci�gn�� r�k�, w kt�rej trzyma� pomara�czowy znak absolwenta Akademii Pilot�w.
� Wiem ju� � powiedzia�em � siadaj. Zaczeka�em, a� zajmie miejsce, a potem powiedzia�em mu to wszystko, co zawsze stara�em si� przekaza� m�odym pilotom, kt�rzy pod moim dow�dztwem wylatywali w pierwszy rejs. Patrzy� uwa�nie, �ledzi� pilnie wzrokiem ka�dy m�j ruch, ka�de drgnienie powiek. W�a�nie to uwa�ne spojrzenie wzbudzi�o moj� niech��. M�wi�em na sw�j zwyk�y spos�b � kr�tkimi, pe�nymi zdaniami. S�ucha� z wyra�n� przyjemno�ci�. W jego podziwie, kt�rym pocz�� w ko�cu, jak lepk� ta�m�, kr�powa� ka�dy m�j ruch, nie by�o nic z uznania m�odego po�eracza Przestrzeni dla starego mistrza. W tych uwa�nych oczach, w skupionej twarzy kry�a si� rado�� cz�owieka s�abego, kt�ry nagle poczu� blisko�� pewnego oparcia. Wiedzia�em, �e kandydaci na pilot�w przechodz� szereg pr�b, ale stwierdzi�em nieraz, �e w g�stej ich sieci jest wiele dziur. Przy odrobinie aktorskich zdolno�ci mo�na by�o zmyli� najdociekliwsz� komisj� egzaminacyjn�.
� Twoje post�py w Akademii? � zapyta�em.
� Nazywam si� Reulli � zacz��. � Ja�o Re-ulli. Akademi� uko�czy�em miesi�c temu.
�Wynik testu BAB? � przerwa�em.
� Zadowalaj�cy � odpar�.
� Test COC? � pyta�em dalej.
� Te� zaliczy�em... � zaczerwieni� si�. �-Z ocen� dostateczn� � doko�czy�.
A wi�c pr�by refleksu i odporno�ci na zdarzenia nieoczekiwane zaliczy� s�abo � moje podejrzenia potwierdzi�y si�.
Odes�a�em go wreszcie, a sam po��czy�em sw�j supertelekomunikator z odbiornikiem szefa Grupy Rozdzia�u Za��g.
� Nie mo�esz mi da� kogo� innego? � spyta�em.
M�j niepok�j zaskoczy� go. Uwa�a� Ja�a za pilota wystarczaj�co zdolnego i nawet s�ysze� nie chcia� o zmianach w�r�d skompletowanych ju� za��g. Przesta�em nalega�, ale oczekiwa�em jednego z najtrudniejszych lot�w w swojej karierze dow�dcy.
Nie pomyli�em si�.
Ja�o:
W czasie naszego pierwszego spotkania wyda� mi si� niezwyk�ym cz�owiekiem. Nie kryj�, �e id�c do niego odczuwa�em pewien l�k � w Akademii opowiadano niestworzone historie o jego wymaganiach, niez�omnych zasadach, przys�owiowej surowo�ci. Creed Egre � jego nazwisko znale�� mo�na na listach za��g wszystkich wi�kszych wypraw ostatniego p�wiecza. Nie by� ju� m�ody, ale nikt nigdy nie nazwa� go starym � od wielu lat uchodzi� za m�czyzn� dojrza�ego, lecz w pe�ni si�, i dalekiego jeszcze od porzucenia lot�w. Pod jego okiem mia�em rozpocz�� karier� pilota. Na mnie i na Creeda czeka�y miliardy kilometr�w Czternastej Kosmostrady. L�k, jakim nape�nia�a mnie posta� Creeda, nie by� jedynym uczuciem w przededniu lotu. R�wnocze�nie rozpiera�a mnie duma z otrzymanego odkomenderowania przez Grup� Rozdzia�u Za��g pod rozkazy cz�owieka tak s�awnego. I jeszcze co� tkwi�o
<re mnie w tamtych dniach � narastaj�ca nadzieja na znalezienie idealnego wzorca, kszta�tu, pod�ug kt�rego m�g�bym rozwija� w�asn� osobowo��.
W szkole nie nale�a�em do �cis�ej grupy najlepszych, w �adnej dziedzinie nie wykazywa�em prawdziwego talentu, nie potrafi�em znale�� niczego, na czym zdo�a�bym pewnie oprze� swoje przysz�e �ycie. Wszystko, co dzia�o si� wok� mnie, a dotyczy�o mojej osoby, nosi�o znamiona si�y bezw�adu, nad kt�r� nie mia�em �adnej kontroli. Wszelkie moje przedsi�wzi�cia nie mia�y wyra�nego planu i nigdy w zdecydowany spos�b nie osi�ga�y skutku. Creeda uwa�ano za cz�owieka m�drego, w na�ladowaniu jego post�powania zamierza�em znale�� w�a�ciw� drog� dla siebie. Pragn��em szcz�cia, a wiedzia�em, �e nie osi�gn� go, nie znaj�c warto�ci, dla kt�rych wszystko got�w bym po�wi�ci�. My�la�em, �e Creed takie warto�ci nadrz�dne dawno dostrzeg�, i postanowi�em wykra�� mu prawd� o nich. Przekonany by�em, �e je�eli on potrafi bra� z nich swoj� si��, to i ja, znaj�c je, nie pozostan� jak dot�d bezradny.
Zawiod�em si� ju� w pierwszych dniach lotu. Nie znajdowa�em w Creedzie cech, kt�re przypisywa�em mu wcze�niej. Pragn��em spotka� Filozofa Przestrzeni, m�drca, a w�drowa�em z fachowcem � �wietnym wprawdzie, ale dalekim od jakiejkolwiek romantyki.
Kosmostrada jak rzeka smo�y przep�ywa�a na zewn�trz statku � otacza�a nas czarna pustka. Kiedy czujniki wy�awia�y z niej jaki� wrak, zmniejszali�my pr�dko�� i przy pomocy sondy okre�lali�my rozmiary i po�o�enie szybuj�cego z�omu. P�niej ruszali�my dalej. Praca inwentarzowa wype�nia�a zaledwie u�amek naszego czasu. Creed prowadzi� jakie� badania, ale nie pr�bowa� mnie do nich wci�gn��. Nie mia�em przewa�nie nic do roboty i dwa tygodnie sp�
dzi�em na przemian nad ksi��kami i przed ekranem galaktowizora. Galaktowizor absorbowa� mnie nawet mocniej � dostarcza� wci�� nowych obraz�w, kt�rych brak coraz dokuczliwie j odczuwa�em na statku. Z up�ywem dni narasta�o moje zniecierpliwienie; �wiadomo��, �e nast�pnego dnia nie wydarzy si� nic nowego, mrukliwa pewno�� Creeda, powtarzaj�ce si� w niesko�czono�� wysy�anie sondy � wszystko budzi�o moje zniech�cenie, a zarazem marzenia, na kt�rych spe�nienie nie mog�em liczy�. Galaktowizja by�a dla mnie jedyn� drog� ucieczki od codzienno�ci i cz�sto z tej drogi korzysta�em.
Trzydziestego drugiego dnia natrafili�my na wrak rozmiarami przewy�szaj�cy wszystkie poprzednie. Creed postanowi� zbada� go dok�adnie, a zarazem oceni� moje umiej�tno�ci bezpo�redniego manewrowania. Poleci� mi wyhamowa� statek i zbli�y� si� do badanego obiektu na tyle, by umo�liwi� �atwe przej�cie.
Naprawd� pragn��em si� wtedy dobrze zaprezentowa�. Analizowa�em ka�dy manewr, nie wykona�em ani jednego zb�dnego ruchu sterem, a jednak w dziesi�tej minucie operacji statek wype�ni� sygna� systemu alarmowego.
� Co si� sta�o? � krzykn��em do Creeda. Spokojnie podszed� do pulpitu awaryjnego.
� Nic � powiedzia� � zniszczy�e� tylko g�owic� anten.
Wyszed� potem na zewn�trz statku i szuraj�c magnetycznymi butami po p�ytach poszycia dotar� do uszkodzonego miejsca. Pr�bowa� naprawi� poszarpane paj�czyny galaktowizyjnych anten, ale nie przynios�o to �adnego rezultatu. Od najbli�szej automatycznej stacji dzieli�y nas trzy tygodnie lotu; o tyle� byli�my odlegli od mo�liwo�ci nawi�zania po��czenia z Ziemi�. G�o�niki milcza�y, jaskraw� biel� razi� oczy centralny ekran. Cisza pocz�a pe�za� po pok�a-
dach statku, zaleg�a laboratoria i magazyny. Tylko w kabinie nawigacyjnej szumia� m�zg automatycznego steru i tam przebywa�em najch�tniej.
Dla Creeda awaria nie mia�a du�ego znaczenia, nawet nie robi� mi d�ugich wyrzut�w. Panuj�ca na statku cisza denerwowa�a go na pewno, ale nie przeszkodzi�o mu to wr�ci� do bada�, kt�re bez reszty wype�nia�y jego czas. M�j czas zdawa� si� sta� w miejscu, zegarek nie budzi� zaufania. Czu�em przemijanie tygodni, gdy tymczasem up�ywa�y godziny. Zniecierpliwienie, kt�re zrodzi�o si� we mnie ju� w pierwszej po�owie lotu, przemieni�o si� teraz w nieustaj�cy niepok�j. Nieprzerwanie panuj�ca cisza prze�ladowa�a mnie � nie dawa�a sformu�owa� my�li, wyci�gn�� najprostszych wniosk�w. Wyrusza�em na w�dr�wki po statku, z kt�rych zawsze wraca�em do kabiny nawigacyjnej, bo szum automat�w i ciasnota tego pomieszczenia dawa�y u�ud� bezpiecze�stwa. Mi�dzy �cianami odleg�ymi ode mnie o wyci�gni�cie r�ki mniej czu�em obecno�� niesko�czono�ci. Trwa�em w oczekiwaniu na co�, czego nie potrafi�em okre�li� i o czym wiedzia�em, �e nadej�� nie mo�e.
Cztery dni trwa� ju� lot w ciszy, kiedy przypadkowo dotar�em do po�o�onego na rufie magazynu medycznego. Tam w�a�nie znalaz�em pastylki. Doskonale wiedzia�em o ich dzia�aniu. Zabra�em z magazynu dziesi�� fiolek. Jedn� w�o�y�em do kieszeni skafandra, a pozosta�ych dziewi�� ukry�em w r�nych zakamarkach statku. Wieczorem wysypa�em na d�o� trzy ��te kr��ki, podrzuca�em je przez chwil�, a potem szybko po�kn��em jeden po drugim. Nie potrafi� dok�adnie opowiedzie�, co zdarzy�o si� p�niej. Dzia�y si� wok� mnie rzeczy niezwyk�ci pi�kne, gro�ne...
Nast�pnego dnia po�kn��em now� porcj� pa
stylek. Czas przesta� mi ci��y�, l�k przed nieznanym znikn��. Po kilku dniach Creed odkry� moje przest�pstwo, ale ja, nagabywany kilkakrotnie, zachowa�em kamienne milczenie.
Creed:
^ Domy�li�em si�, �e szczeniak za�ywa jakie� �rodki narkotyczne. Przyni�s� je na statek ze sob� albo p�niej znalaz� w magazynie medycznym. Do niczego nie chcia� si� przyzna�. Zamkn�� si� w sobie, otoczy� nieprzeniknion� skorup� uporu. Pomy�la�em, �e mo�e przed�u�one dzia�anie silnika parafotonowego wywar�o taki wp�yw na jego psychik� (medycyna kosmiczna zna takie przypadki), i prze��czy�em nap�d na konwencjonalny.
Wlekli�my si� teraz straszliwie, ale zmiana szybko�ci nie pomog�a. Dwa dni p�niej przy�apa�em Ja�a na nieporadnej wspinaczce po �cianie kana�u towarowego. W pewnej chwili run�� w d�. Podbieg�em do niego. Upad� z niedu�ej wysoko�ci i na szcz�cie nawet si� nie zadrasn��. Dziwnym, rytmicznym ruchem uderza� r�kami o pod�og�. Spr�bowa�em go obezw�adni�. Patrzy� na mnie przera�ony, wyrywa� si�. Nagle uderzy� g�ow� o nakr�tk� jednej ze �rub mocuj�cych p�yty chodnika. Straci� przytomno��. Zanios�em go do Kabiny Zmian Szybko�ci. Nale�a�o teraz ponownie przej�� na nap�d parafotonowy i jak najpr�dzej dostarczy� Ja�a do Kosmicznego Instytutu Zdrowia Psychicznego. U�o�y�em go w fotelu. Kilka minut zachowywa� si� spokojnie, potem zacz�� wykonywa� nieporadne ruchy, przewraca� si� z boku na bok, kl�ka�. Trwa�o to chwil�, kt�r� przerwa� histeryczny krzyk. Wypr�y� si�, a potem bezw�adnie opad� na fotel.
Czyni�em ostatnie przynotowania do zmiany szybko�ci, kiedy zacz�o si� nieznane. Poczu�em
najpierw, �e przeci��enie nieznacznie wzros�o. Niczego nie rozumia�em. Poruszali�my si� ze sta�� pr�dko�ci� i nie uruchomi�em jeszcze �adnej dodatkowej dyszy. System awaryjny meldowa� bli�ej nie okre�lone zmiany na zewn�trz statku. Zerwa�em si� z fotela i pobieg�em do �luzy. Zabezpieczony podw�jnym skafandrem wyszed�em 'na burt� statku. Niebo zupe�nie niewidoczne. Ca�y kad�ub maszyny spowity by� w bia�� substancj�, kt�ra przypomina�a wyj�tkowo g�st� mg��. Zdawa�a si� przylega� do poszycia kad�uba, ale owa blisko�� okaza�a si� z�udna. Gdy spr�bowa�em dosi�gn�� substancji r�k�, zauwa�y�em, �e wci�� dzieli mnie od niej niewielka przestrze�. Odbi�em si� lekko, ale i to nie pomog�o. Mia�em wra�enie, �e mg�a ucieka, gdy usi�uj� si� do niej zbli�y�. Wr�ci�em do kabiny, usiad�em w fotelu. Ja�o dysza� obok, pogr��ony w nerwowym �nie. Ci��enie znowu wzros�o. W nast�pnej chwili skoczy�o o kilka g. Przekr�ci�em ga�k� systemu 'zabezpieczaj�cego i patrz�c, jak zamykaj� si� nad nami ochronne czasze, pogr��y�em si� w nie�wiadomo��.
Ockn�li si� wewn�trz czego�, co przypomina�o ogromny p�cherz powietrza uwi�ziony w czerwonym kisielu. �ciany p�cherza mi�kko ugina�y si� pod ci�arem ich cia�, ale wygl�da�y na mocne i chyba nie grozi�y p�kni�ciem. Galaretowata substancja, w rytmie kt�rej ko�ysa� si� ogromny p�cherz, pocz�a nagle zmienia� barw�; z czerwonej sta�a si� pomara�czowa, p�niej ��ta i wreszcie za przejrzystymi �cianami ujrzeli doskona�� biel. Obaj zbyt zaskoczeni, by m�wi�, �ledzili owe przemiany, kt�rych sensu nie potrafili poj��. Drgania substancji, a z ni� drgania pu�apki, w kt�rej ich zamkni�to, zwi�kszy�y cz�stotliwo��. Biel na
zewn�trz stawa�a si� tak intensywna, �e musieli zamyka� oczy, pe�ne teraz �ez i k�uj�cego b�lu. Jeszcze chwila i poczuli, �e swobodnie opadaj� w d�. Wyl�dowali na rozleg�ej ��ce. ��ce? To s�owo nasun�o si� im obu, chocia� miejsce, w kt�rym si� znale�li, pe�ne by�o kszta�t�w i barwi jakich �adna ziemska ��ka mie� nie mog�a.
� Creed � wyszepta� m�odszy z rozbitk�w � co z nami si� sta�o?
� Nie wiem � odpar� starszy.
Rozleg�a si� muzyka. I to s�owo podsun�a im ziemskimi do�wiadczeniami ograniczona wyobra�nia, chocia� d�wi�ki, kt�re s�yszeli, by�y czym� niesko�czenie doskonalszym ni� fale odbite od drewnianej obudowy, a wywo�ane drganiem metalu czy spreparowanego zwierz�cego cia�a. Nie umiej�c nada� jej w�a�ciwej nazwy, rozumieli ow� harmoni� d�wi�k�w.
Muzyka m�wi�a;
i, Wy l�dowali�cie na..... Przepraszam, �e przerwa�em wasz lot. Wydaje mi si� zreszt�, �e wy�wiadczy�em wam przys�ug�. Jestem..... We mnie spe�ni�o si� najwy�sze stadium ewolucji, jakie osi�gn�� mo�e bia�ko. Jeszcze przed...,. �y�y tutaj..... istot podobnych do mnie, chocia� mniej doskona�ych. Osi�gn�y przedostatni stopie� ewolucji. Tylko ja poszed�em dalej. Gdy by�em dzieckiem, przeprowadzono akcj�..... Przeniesiono troch� prymitywnego bia�ka w nie zamieszkany obszar. To obowi�zek ka�dej cywilizacji, kt�ra umiera. Osi�gni�cie ewolucyjnego szczytu oznacza �mier�. Dla mnie nie ma ratunku, ale tam, na dalekim pustkowiu, zacznie si� nowa ewolucja. Wiem wszystko o Przestrzeni, o was te� wiem wszystko. Moi przodkowie znali tych, co ju� nie istniej� od dawna. Oni wytworzyli bia�ko, z kt�rego powsta�a wasza cywilizacja. Wy macie jeszcze du�o czasu � miliony pokole�. Ale kiedy� i wy zaniesiecie bia�ko na pustyni�".
Muzyka ucich�a, Ja�o i Creed wolno w�drowali ��k�. Czerwone trawy ko�ysa�y si� w fioletowych promieniach ogromnej lampy zawieszonej na niebosk�onie. Przestrze�, w kt�rej si� poruszali, by�a ograniczona �cianami przejrzystego klosza. Czuli si� wi�niami, chocia� nie mogli dok�adnie wskaza� krat swojej celi. Za niewielkim pag�rkiem setki niebieskich, l�ni�cych w�y wi�y si� wok� uwi�zionych we wn�trzu ich k��bowiska nieznanych kszta�t�w. Dalej, g�bczaste kule wyciska�y z siebie g�st�, ��t� ciecz, a ta b�yskawicznie zmienia�a si� w kolorowe ob�oki. Szli, a muzyka odezwa�a si� znowu: '
�Nie szukajcie mnie. Istniej� w formach dla was niedostrzegalnych. M�wi�em, �e spotkanie ze mn� przyniesie wam korzy��. Chc� was u-wolni� od fa�szywych warto�ci, od b��dnych przekona�. Odkry�em przed wami prawd� egzystencji, niesko�czonego ruchu wci�� odradzaj�cego si� bia�ka. Wierzcie, poza tym nie ma niczego. Obaj pope�nili�cie ogromny b��d; gdy awaria statku da�a wam szans� czystej wegetacji, uciekli�cie od niej! Jeden w u�ud� naukowych bada�, drugi w u�ud� narkotycznych wizji. Nie r�bcie tego wi�cej. Ws�uchajcie si� w proces �ycia w�asnego cia�a, podziwiajcie Niesko�czone Bia�ko. Tylko taka kontemplacja pozwoli wam przetrwa� kryzysy. Wasze oderwanie od �wiata b�dzie w�wczas nie kl�sk�, lecz cudown� chwil� ofiarowan� przez los".
Znowu uwi�ziono ich w p�cherzu, galaretowata masa zmieni�a barw�. Gdy otworzyli oczy, na ekranie kontrolnym zielono �wieci�a uspokajaj�ca wiadomo��: �Pr�dko�� parafotonowa. Praca silnika bez zak��ce�. Ci��enie w normie". Obaj trwali w milczeniu, pogr��eni w g��bokiej zadumie.
��ni�em? � my�la� Creed. � Pierwszy raz �ni�em podczas zmiany szybko�ci? Mo�e m�j
organizm nie wytrzymuje ju� takich skok�w? Nie, to si� mog�o zdarzy� ka�demu, nawet m�odemu pilotowi. Nie ma chyba zreszt� powod�w do niepokoju, gdy co� takiego �ni si� raz na pi��dziesi�t lat. Przez jeden bzdurny sen i przez g�upot� smarkacza, kt�ry mnie przedtem wyprowadzi� z r�wnowagi, nie my�l� porzuca� ulubionego zaj�cia. Nie warto nawet o tym my�le�!"
�Przekl�ta pustka! Przekl�te narkotyki! Przekl�ty Creed! � Ja�a d�awi�a w�ciek�o��. � Tak si� m�czy�em... i te wizje... zw�aszcza ostatnie... � Nat�y� pami��, ale poza niejasnym uczuciem l�ku niczego nie m�g� sobie przypomnie�. � Mam tego dosy�! Nigdy wi�cej nie wyrusz� w Przestrze�".
W k�cie kabiny rozp�ywa� si� wolno male�ki ob�ok bia�ej mg�y. Nie wiadomo sk�d si� tutaj dosta�, zreszt� ani Ja�o, ani Creed nie zwr�cili na t� drobin� uwagi. Wska�niki odmierza�y miarowo przestrze� przebyt� na Czternastej Kosmostradzie. Okres ciszy dobiega� ko�ca.
Niewolnik
Poza rzadkim dzisiaj imieniem nie by�o w nim niczego niezwyk�ego. Nale�a� do tych, z kt�rymi widywa�em si� po kilka razy dziennie, ale mimo to nie potrafi�bym pewnie na jego temat nic bli�szego powiedzie�. Nasze, niezbyt zresz
t� cz�ste, rozmowy ogranicza�y si� zwykle do kilku zdawkowych uwag o profesorach czy wzajemnych gratulacji z okazji zdania kolejnego egzaminu.
My�l�, �e ze swojej strony Fred niewiele wi�cej wiedzia� o mnie.
Rozwa�ywszy to wszystko d�ugo zastanawia�em si� kiedy�, dlaczego mnie zdecydowa� si� powierzy� swoj� tajemnic�. Przyzna� musz�, �e wszelkie podj�te przeze mnie pr�by znalezienia przyczyn tego kroku Freda pozosta�y bez rezultatu. Tak�e ca�y szereg innych zwi�zanych z t� dziwn� histori� zagadnie� nigdy ju� chyba nie zostanie wyja�niony. Kiedy czasami wydawa�o mi si�, �e od pe�nej prawdy jestem ju� tylko o krok, jaka� nie okre�lona bli�ej si�a zmusza�a mnie do cofni�cia si� w dawn� nie�wiadomo��. Ale nie uprzedzajmy wypadk�w...
Wr�ciwszy do domu pewnego zimowego wieczora znalaz�em na swoim biurku kopert� niestarannie sklejon� z szarego papieru. Otworzy�em j� bez specjalnego zainteresowania. Ze �rodka wypad�a kartka, wydarta wida� ze starej jakiej� ksi��ki, bo brzegi by�y zmarszczone i po��k�e. Do kartki przypi�to biurowym spinaczem kr�ciutki list, kt�ry przytaczam w ca�o�ci;
Prosz�, zapoznaj si� z materia�em, kt�ry przysy�am. Zanotuj gdzie� wnioski, kt�re Ci si� nasun�. P�niej porozmawiamy o tym.
Fred
Zabra�em si� do czytania. Kartka zawieraj�ca strony siedemdziesi�t siedem i siedemdziesi�t osiem pochodzi�a, jak si� zorientowa�em, z jakiej� pracy po�wi�conej hipnozie i sile sugestii. Wydrukowano j� zapewne w pierwszym lub drugim dziesi�tku naszego stulecia, ale tego nie mog�em ca�kiem dok�adnie stwierdzi�.
Na kartce, kt�r� otrzyma�em, omawiano kilka, zdaniem autora, �z �ycia zaczerpni�tych" przyk�ad�w.
By�a wi�c historia �wi�tobliwego mnicha, kt�ry wznie�� si� potrafi� o kilka st�p nad ziemi�, i dzieje kata �spojrzeniem jeno i s�owem sugestywnym u�miercaj�cego ofiary". M�wiono tak�e o pewnym wo�nym, uczestnikach pojedynku i kapitanie wojennego okr�tu, ale tylko zerkn��em na to, bo uwag� moj� przyci�gn�� fragment wyra�nie oddzielony od reszty tekstu zielonym atramentem. By�a to historia grupy ludzi, kt�rzy wraz z profesorem, znawc� magii bia�ej i czarnej, zamykali si� kilkakrotnie w nie maj�cym okien i sztucznie tylko o�wietlonym pokoju. Na postumencie tam umieszczonym znajdowa�a si� rze�ba Diany napinaj�cej �uk. W czasie seans�w profesor nie robi� na poz�r niczego niezwyk�ego � omawia� artystyczne walory dzie�a, rodzaj materia�u i technik�, jak� rze�b� wykonano.
Pewnego dnia na polecenie mistrza przed seansem rze�b� usuni�to. Dopiero potem wpuszczono do pokoju nie�wiadomych zmiany uczestnik�w eksperymentu. I tu dochodzimy do rzeczy najistotniejszej � kiedy po codziennym wyk�adzie s�uchacze opu�cili pok�j, zapewniali wszystkich, �e rze�ba ca�y czas sta�a na swoim miejscu. Nie pomog�o przedstawienie �wiadk�w usuni�cia bogini, nie pomog�o zaprowadzenie do pustego pokoju � nie zmieniali zdania. Owszem � potwierdzili bezsporny fakt, �e pok�j jest pusty teraz, zupe�nie inaczej mia�o by� jednak, ich zdaniem, podczas bytno�ci w niir profesora.
Grupa liczy�a pi�tna�cie os�b, niemo�liwe by�o wi�c przypadkowe z�udzenie wzrokowe. Mistrz, pytany p�niej o przyczyny zagadkowego zachowania si� swoich s�uchaczy, niczego nie chcia� wyjawi�.
Przeczyta�em historyjk� dwa czy trzy razy. Pomy�la�em o zbiorowej hipnozie. Przyj��em r�wnie� zastosowanie jakiego� nie znanego jeszcze w�wczas powszechnie, tworz�cego wra�enie tr�jwymiarowo�ci projektora filmowego, chocia� nawet przed samym sob� nie mog�em ukry� naiwno�ci takiego t�umaczenia i nie odrzuci�em go tylko dlatego, �e nie dysponowa�em innym.
Nast�pnego dnia, wieczorem, pojawi� si� � u mnie sam Fred. Kiedy przedstawi�em mu wszystkie swoje domys�y, machn�� tylko lekcewa��co r�k�.
� Ja wiem, �e to nie by�a hipnoza. Moim zdaniem � powiedzia� � rze�ba przez ca�y czas seansu sta�a w pokoju.
� Bzdura � zaoponowa�em � przecie� j� wyniesiono.
� Nie szkodzi � Fred m�wi� pewnie; wida� by�o, �e d�ugo zastanawia� si� nad rozwi�zaniem. � Czy nie uderzy�o ci�, �e pok�j w czasie seans�w by� zamkni�ty, pozbawiony okien? Profesorowi sz�o o uwolnienie si� od niepo��danych widz�w z zewn�trz. Istnia�o co�, co dla ludzi nie b�d�cych w �rodku mog�o by� przez moment zauwa�alne, a czego dostrzec nie mogli uczestnicy eksperymentu.
� Mo�e masz racj� � mrukn��em. Wszystko to coraz bardziej mnie intrygowa�o.
� Pos�uchaj teraz � zacz�� Fred � zapoznam ci� z teori�, kt�r�, jak s�dz�, zna� musia� profesor, a na kt�rej tropie sam jestem od pewnego czasu. Wiadomo ci pewno, �e my�lenie jest funkcj� materii.
� Wysoko zorganizowanej materii � wtr�ci�em.
� W�a�nie � podchwyci�. � R�ne s� twierdzenia dotycz�ce samej istoty my�lenia � biopr�dy, przemiany chemiczne. Nie roztrz�sam tego, twierdz� tylko, �e my�lenie to strumie�
wyprodukowanych przez nasz m�zg impuls�w. Nie wiem, jakich impuls�w, to nie jest teraz istotne. Twierdz� dalej, �e impulsy, stworzone przez jeden typ materii, maj� zdolno�� oddzia�ywania na inne jej formy. Impulsy wcale nie pozostaj� w nas, przeciwnie, wprawiaj� w ruch atomy ko�ci czaszki, te pobudzaj� atomy sk�ry, te zn�w atomy materia�u, z kt�rego zrobiona jest poduszka, na kt�rej w�a�nie opar�e� g�ow�, i wci�� dalej, dalej... Impulsy, kt�re wytworzy� nasz m�zg, w�druj� wywo�uj�c zmiany w �wiecie materialnym...
� No � powiedzia�em � ciekawe... Fred obserwowa� mnie z wyra�nym zadowoleniem, widzia�, �e potrafi� zainteresowa�.
� S�uchaj dalej � ci�gn��. � Nie s�dz�, aby zmiany wywo�ane przez wspomniane impulsy by�y du�e i �atwo zauwa�alne. S� przypadkowe i na ma�� skal�. Wynika to z tego, �e my�l jest naszym dzie�em, jednak dalsza jej droga wymyka si� ju� spod naszej kontroli. Nie mo�emy przewidzie�, co, zrodzony jak�� my�l�, impuls spowoduje, kt�re atomy ustawi w przestrzeni. Pomy�l teraz, jakie ogromne mo�liwo�ci da�aby nam zdolno�� kierowania impulsami!
By�em oszo�omiony, ale Fred nie da� mi si� nawet zastanowi�.
� Wracaj�c do naszego profesora � powiedzia� � to wydaje mi si�, �e w�a�nie on opanowa� technik� sterowania impulsami my�lowymi. Zastan�w si�: przez pewien czas prowadzi wyk�ady po�wi�cone opisanej rze�bie. Zna doskonale jej kszta�t, materia�, z jakiego zosta�a wykonana. Po pewnym czasie my�li dotycz�ce tego dzie�a s� ca�kowicie precyzyjne...
� ...i tworz� ca�kowicie precyzyjne impulsy!�wykrzykn��em.
� To w�a�nie chcia�em powiedzie�. � Fred zapala� si� coraz bardziej. � Profesor wytwarza� w swoim m�zgu precyzyjne impulsy i po'
trafi� nimi precyzyjnie pokierowa�. Oddzia�ywa� na otaczaj�cy �wiat, mi�dzy innymi na atomy materia�u, w kt�rym wyrze�biono Dian�. Potrafi� �ci�gn�� te atomy nawet z du�ych odleg�o�ci. Dzi�ki polom, kt�re wytwarza�y jego logicznie ukierunkowane impulsy, kaza� atomom zajmowa� okre�lone pozycje w przestrzeni.
Wyobra� sobie teraz tak� sytuacj�: s�uchacze profesora zaczynaj� wchodzi� do sali, nikt postronny nie zagl�da, mistrz skupia si�, impulsy tworz� pola, atomy zajmuj� przewidziane dla nich pozycje � w rezultacie, w u�amku sekundy powstaje rze�ba o kszta�cie identycznym z pierwowzorem. Ta w�a�nie rze�ba stoi na postumencie przez ca�y czas seansu. Zaj�cia si� ko�cz�.
Gdy s�uchacze opuszczaj� sal�, mistrz pozwala ogromnej liczbie �ci�gni�tych uprzednio atom�w rozproszy� si� ponownie. Oto, dlaczego rze�ba znika� Rozumiesz ju� teraz? � Fred chodzi� po pokoju, gestykulowa�. � Zasada jest prosta. Na drodze bada� dochodzimy do pewnych wniosk�w, tworzymy coraz dok�adniejsze obrazy badanych przedmiot�w, z tych obraz�w budujemy nasze poj�cia. Z czasem mo�emy nada� tym poj�ciom kszta�t impulsu takiego, o jakim m�wi�em. Impuls w�a�ciwie pokierowany w przestrzeni mo�e stworzy� pierwowz�r.
� No a ty � zapyta�em sceptycznie � czy ty opanowa�e� sztuk� takiego kierowania impulsami?
� Jeszcze nie, ale...
By�em ju� zm�czony, chcia�em odpocz��.
� Filozofujesz � powiedzia�em. � Porozmawiamy o tym przy okazji.
Fred zbiera� si� do wyj�cia. Wychodz�c wcisn�� mi w r�ce gruby zeszyt.
� To m�j pami�tnik � powiedzia� � nie wszystko, co w nim znajdziesz, dotyczy tych
zagadnie�, ale gdyby� mia� kiedy� troch� czasu, to przeczytaj.
Nast�pne dni wype�ni�a mi wyt�ona praca na uczelni i nie mog�em zabra� si� do czytania. Zrobi�em to dopiero pewnego sobotniego popo�udnia.
W pami�tniku o wszystkim by�o po trochu � o studiach, o dziewczynie Freda, o minionych wakacjach. Ale jedna rzecz naprawd� by�a interesuj�ca. Pred pisa� o pewnym odkryciu, dotycz�cym jego w�asnej osoby. Przypadkowo w papierach ojca natrafi� na akt adopcji. Zosta� usynowiony, ale w takim razie: jaka by�a prawda o jego dzieci�stwie? Dowiedzia� si�, �e znaleziono go w dosy� niezwyk�ych okoliczno�ciach.
Ot� przed laty, kiedy ca�y dom jego przybranych rodzic�w uda� si� na spoczynek, wszystkie wej�cia � jak zwykle na noc � dok�adnie zamkni�to. A jednak kto� wszed� noc� do �rodka � rankiem w jednym z pokoi znaleziono rocznego mniej wi�cej ch�opca. Nadano mu imi� Fred. Ta historia wyjawiona przez przybranych rodzic�w sk�oni�a Freda do pewnych rozmy�la�.
Pisa� dalej:
,,0d dawna interesuj� si� mo�liwo�ci� konstruowania cia� w oparciu o pola wytwarzane przez dostatecznie precyzyjne impulsy my�lowe. Dotychczas podejrzewa�em, �e ta metoda da si� zastosowa� jedynie w stosunku do jednorodnych egzemplarzy przyrody nieo�ywionej. Historia znalezienia mnie w zamkni�tym dok�adnie domu nasuwa my�l o mo�liwo�ciach rozszerzenia zastosowania metody. Podejrzewam..."
Zamkn��em brulion. � Bzdurne pomys�y � mrukn��em do siebie. A jednak by�em tym wszystkim zaintrygowany. Fred pozostawi� mnie jeszcze przez kilka dni w spokoju. Kiedy
jednak przyszed� wreszcie pewnego wieczora, wyczu�em, �e co� si� sta�o. By� wyra�nie zdenerwowany.
� S�uchaj � powiedzia� � to wszystko, czego si� domy�la�em, okaza�o si� prawd�. Oni maj� mnie w r�kach. Sam dzia�am na w�asn� szkod�.
� Spokojnie, stary. Siadaj i m�w po koIeL co zasz�o?
Fred skin�� g�ow�.
� Dobrze � zacz��. � S�uchaj. Znasz wszystkie moje dociekania. Czy nigdy nie przysz�o ci do g�owy, co jest ich przyczyn�?
Milcza�em zaskoczony.
� Te zainteresowania nie zrodzi�y si� we mnie samoistnie � m�wi�c to, Fred wyra�nie l�ka� si� czego�. � Oni chcieli, �ebym si� tym zaj��.
� Jacy oni?! �wykrzykn��em.
�� Nie wiem � powiedzia�. � Tacy sami ludzie jak my, ale poznali metod�. Ja nigdy nie istnia�em, stworzy�y mnie tylko impulsy, ich impulsy. Na tej samej zasadzie, na jakiej impulsy mistrza stworzy�y rze�b�. Ca�kowicie jestem podleg�y ich woli, jestem niewolnikiem I
Poczu�em si� nieswojo.
� Przesadzasz � powiedzia�em. Za wszelk� cen� chcia�em to wszystko zbagatelizowa�. � Je�eli m�wisz � ci�gn��em dalej � �e maj� zdolno�� przemieszczania w przestrzeni ka�dego atomu i ka�dej jego najdrobniejszej cz�ci z osobna, to w ich r�kach jest ka�dy z nas. Mog� przecie� kaza� rozproszy� si� atomom, z kt�rych zbudowane s� nasze cia�a, i w ten spos�b unicestwi� wszystkich.
� Niezupe�nie � Fred by� teraz spokojniejszy. � To prawda, s� silni. Ale s� tak d�ugo gro�ni dla kogo�, jak d�ugo wysy�aj� godz�ce w niego impulsy my�lowe. Z chwil� gdy emisja impuls�w ustanie, wszystkie atomy wr�c� na
swoje pierwotne miejsca. Zreszt�, by m�c kogo� w ten spos�b zaatakowa�, musieliby go najpierw bardzo dok�adnie pozna� � przede wszystkim od strony fizycznej � a to przecie� do�� trudne do zrealizowania. Moja sytuacja r�ni si� diametralnie. � Fred westchn��. � Oni mnie przecie� wymy�lili. Jestem typowym cz�owiekiem: o psychice, organach wewn�trznych, wygl�dzie opracowanym na podstawie encyklopedii. Moja wola jest ograniczona, bo �atwo im w ni� ingerowa�. A co najwa�niejsze, wystarczy, by przestali o mnie my�le�, �ebym znikn�� bez �ladu.
� Dlaczego si� ich boisz? � spyta�em. '� Czy ci gro��?
� Nie � odpowiedzia� � ale przera�a mnie sam fakt, �e tak bardzo wielk� maj� nade mn� w�adz�.
To by�y ostatnie jego s�owa, jakie s�ysza�em. Po kilku dniach otrzyma�em list:
Sq w�cieJch'. Stracili na moment zdolno�� kontrolowania moich my�li i odkry�em ich najwi�ksz� tajemnic�. Nie mog� Ci na razie nic wi�cej powiedzie� � wpierw z nimi musz� sobie da� rad�.
Fred.
Kiedy w prasie i radiu pojawi�y si� pierwsze komunikaty, nie by�em nawet zaskoczony. �Ktokolwiek wie..." � powtarzali spikerzy, a ja wiedzia�em, �e poszukiwania Freda nie przynios� rezultatu.
Rzadko wracam do tej historii. Ka�de wspomnienie zmusza przecie� do rozwa�a� o Nich. A o Nich my�le� nie wolno. Je�eli teoria, kt�r� kiedy� opracowa� Fred, jest prawdziwa (a mam podstaw�, �eby tak s�dzi�), to jest przecie� mo�liwe, �e opanuj� kiedy� umiej�tno�� sterowa
nia swoimi impulsami my�lowymi (jak je nazywa� Fred). I mo�e przez lekkomy�lno��, w jakiej� chwili nierozwagi, stworz� Ich gdzie� w przestrzeni. Coraz bardziej b�d� zajmowa� moj� uwag�, wci�� w wi�ksz� b�d� od nich popada� zale�no��. I w ko�cu unicestwi� mnie, bo wydaje mi si� czasami, �e w ca�ej tej teorii kryje si� sprz�enie zwrotne, kt�rego Fred nie dostrzeg�, a kt�rego sam pad� ofiar�.
Nazbyt szcz�liwi
Od samego pocz�tku swojego istnienia, to znaczy blisko trzysta lat wcze�niej, nim mia�y miejsce opisane tu wydarzenia, Instytut A sta� si� narodowym tabu. Powszechnie lubiani ludzie, kt�rym nieopatrznie zdarzy�o si� wyg�osi� takie czy inne uwagi o instytucie, szybko tracili znajomych i przyjaci�. Rodzice, zapytani przez dzieci, nabierali wody w usta, a zreszt� nawet dzieci w znacznej wi�kszo�ci wiedzia�y, �e s� sprawy nie nadaj�ce si� do g�o�nego komentowania.
Budynki instytutu znajdowa�y si� w samym centrum Miasta Badaczy. Nie otoczono ich zasiekami, nie postawiono nawet ostrzegawczych tablic. Nie zdarzy�o si� jednak, by ktokolwiek podj�� pr�b� dostania si� do �rodka czy chocia� otwarcia du�ych, przez nikogo nie strze�onych, wahad�owych drzwi. Ta niezwyk�a postawa ca�ego spo�ecze�stwa wynika�a chyba przede wszystkim z w�a�ciwego cz�owiekowi l�ku przed niewiadomym. Odnosi�o si� to zar�wno do szeregowych obywateli pa�stwa, jak i do jego politycznych i ekonomicznych przyw�dc�w, bo nawet oni nie umieli powiedzie� o Instytucie A czego� konkretnego.
Z pokolenia na pokolenie przekazywano, �e nie wolno roztrz�sa� tej sprawy, i przez trzysta lat nie znalaz� si� �mia�ek, kt�ry by przeciw tej tradycji postanowi� wyst�pi�.
Przyszli pracownicy instytutu wybierani byli jeszcze w czasie studi�w. Przez kogo? � tego tak�e nie wiedziano. Wybra�cy otrzymywali ��te koperty Centralnej Dyspozytorni Fachowc�w odcinaj�ce si� jedynie czerwon� piecz�tk�:
�Do r�k w�asnych � Instytut A". P�niej szybko pakowali rzeczy i wyje�d�ali do Miasta Badaczy. Nie wracali nigdy. Na podstawie specjalno�ci powo�anych do pracy w instytucie nie mo�na by�o powiedzie� nic bli�szego o charakterze jego dzia�alno�ci, bowiem opiecz�towane koperty otrzymywali na przemian studenci wszystkich fakultet�w.
Studiowa�em technik� kierowania zespo�ami ludzi, kt�r� prowadzono w Mi�dzyuczelnianym Studium Akademii Wojskowej i Szko�y Ekonomicznej. Zajmowa�em si� socjologi�, prawem, psychologi� i nieodzown� w moim przysz�ym zawodzie retoryk�. Osi�ga�em tak�e dobre wyniki w sporcie, nad wszystkie inne dyscypliny przek�adaj�c judo i boks. Na trzecim roku studi�w zdoby�em tytu� najlepszego studenta.
W kilka dni po og�oszeniu listy, aa kt�rej zajmowa�em pierwsz� lokat�, otrzyma�em wezwanie do Instytutu A. W kr�ciutkim li�cie nakazano mi natychmiastowy przyjazd i zabroniono jakichkolwiek komentarzy w dotychczasowym �rodowisku. Pod tekstem nie znalaz�em niczyjego podpisu.
Nast�pnego dnia, nie bez tremy, przekroczy�em pr�g Gmachu G��wnego instytutu. W obszernym hallu kr�ci�o si� ju� niezdecydowanie kilka os�b. Zaraz po moim przyj�ciu z bocznych drzwi wy�oni� si� starszy m�czyzna.
� Mamy ju� ca�� dziesi�tk� � powiedzia� � prosz� za mn�.
Zaprowadzi� nas do jednego ze skrzyde� gmachu, gdzie odt�d mia�y si� mie�ci� nasze mieszkania. Poko