4883
Szczegóły |
Tytuł |
4883 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4883 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4883 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4883 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MONIKA FOSTIAK
Legenda o Ksi�ciu Vampire
Trzeciego dnia bytno�ci w posiad�o�ci Schwarzgrau graf
von Fenster otrzyma� niepokoj�cy sygna� ze swego induktora
telepatycznego. Niepokoj�cy - poniewa� graf sam od��czy�
induktor, aby w spokoju odda� si� polowaniom na p�owce.
- Was? - wrzasn�� graf po starogerma�sku.
Postanowi� nie odbiera� przekazu. W�a�nie jad� obiad w
towarzystwie bardzo pi�knej modelki pochodz�cej z jego
w�asnej hodowli pod Hansenjungen. Sygna� jednak nasila� si�,
prowadz�c do charakterystycznych md�o�ci, co zak��ca�o smak
przystawki z dyniogruszy.
Graf przeprosi� i wsta� od sto�u. Pochodzi� z dobrze
u�o�onego rodu Rausch, kt�ry po wojnie multimedialnej
po��czy� si� z rodzin� von Fenster, dlatego pilnowa� swych
manier i postanowi� odebra� przekaz w odosobnieniu, na
werandzie.
- S�ucham - powiedzia�, siadaj�c na dryfuj�cym szezlongu.
- To ja! - odpar�a Lady Silver. - To ja ci� wzywam,
Haraldzie.
- Aber warum? - spyta� graf po starogerma�sku - wiesz
przecie�, �e zabawiam si� teraz z modelkami i poluj� na
p�owce, to bardzo pi�kny jesienny Urlaub. Nie widzieli�my
si� ze trzy miesi�ce, czy musia�o ci si� o mnie przypomnie�
akurat teraz?
- Powinni�my si� spotka�, Haraldzie, i to szybko.
Przekazy telepatyczne s� infiltrowane, nie mog� teraz
powiedzie�, o co chodzi, ale to bardzo wa�ne.
- Wiem, �e jeste� moj� �on�, ale czy musisz wymaga� a�
tak wiele?
- W tych okoliczno�ciach....
- Nawet jeszcze nie upolowa�em �adnego p�owca.
- Daj wi�c s�owo, �e jak tylko upolujesz, to
przyb�dziesz.
- No dobrze. Gdzie rezydujesz obecnie?
- W posiad�o�ci Wildrose.
- Hasslich, nienawidz� tego miejsca.
- Przyjed�, jak tylko upolujesz.
- No tak, przyrzekam.
- To tyle, ca�uj�, kochanie.
Graf wr�ci� do jadalni rozz�oszczony. Usiad� przy stole i
spr�bowa� trzeciego dania g��wnego, ale jako� mu nie
smakowa�o. Wyj�� podr�czn� z�ot� proc� i strzeli� z�o�liwie
groszkiem w oko modelki.
- Was machst du? - j�kn�a modelka po starogerma�sku,
chc�c mu si� przypodoba�.
- Widzisz durna - odpar� graf - gdyby� mia�a cho� troch�
inteligencji, to by� si� domy�li�a, �e chc� ci� sp�awi�. Z
seksu dzisiaj nic nie b�dzie, bo musz� upolowa� szybko
p�owca i jecha� do �ony.
Graf wsta� od sto�u, na znak irytacji ciskaj�c widelcem w
kieliszek z winem i poszed� do stajni. Konie, jak co dzie�,
czeka�y osiod�ane. Graf by� gruby i dlatego normalnie
porusza� si� z antygrawitatorem, bardzo skutecznie
zmniejszaj�cym jego wag�. Niestety, stare regu�y �owieckie
zabrania�y u�ywania antygrawitator�w na koniach w czasie
polowa�. Graf od��czy� urz�dzenie i poczu�, jak przybywa mu
ze sto kilo.
- Scheisse - mrukn�� pod nosem.
Ko� te� nie by� zachwycony i lekko si� ugi�� pod
ci�arem.
- Dalej, Helmut! - pogoni� go graf - musimy szybko co�
upolowa�!
I pojecha� w lasy Schwarzgrau.
P�owce czai�y si� z regu�y w syntetycznych paprociach lub
w�azi�y na drzewa. Graf trzyma� strzelb� w pogotowiu. W tym
sezonie strzela�o si� na zielono, wi�c zam�wi� bardzo pi�kny
szmaragdowy odcie� farby z drobinami z�ota u najlepszego
Farbenmeister w okolicy. Tym bardziej chcia� ju� co�
upolowa�, �eby zobaczy� pi�kn� po�yskuj�c� ziele� na
kremowym futrze p�owca.
Do polowa� na p�owce nie chodzi�o si� z psami, gdy� te
�atwo zaprzyja�nia�y si� z tak� zwierzyn�. Dlatego zadanie
by�o utrudnione.
W ko�cu graf wypatrzy� bardzo du�y, gruby okaz na
pobliskiej so�nie. Zatrzyma� konia, kt�ry i tak ju� ledwo
dysza�, i wycelowa�. Strzeli� i trafi�. P�owiec spojrza� z
wyrzutem na grafa i zlaz� z drzewa. Graf przyjrza� mu si�
uwa�nie.
- Bardzo pi�kny! - ucieszy� si� i szybko zrobi� mu
zdj�cie.
P�owiec sta�, z wyczekiwaniem patrz�c na my�liwego.
- Ju� �cieram, ein Moment - mrukn�� graf. Wytar�
starannie farb�. P�owiec ziewn�� i wlaz� z powrotem na
drzewo.
Graf wr�ci� zadowolony do pa�acu. Przyczesa� si� przed
podr� i wsiad� do swego najnowszego dyli�ansu. W drodze do
Wildrose zatrzyma� si� w supermarkecie jubilerskim, aby
kupi� �onie prezent. Wybra� pi�kny rubinowy fotel.
- Dzi�kujemy, �e pan zn�w nas odwiedzi� - powiedzia�
kierownik supermarketu, odprowadzaj�c go do wyj�cia. -
Pa�skie zakupy s� u nas prawie najwy�sze.
- Jak to prawie? - zez�o�ci� si� graf. - A kto ma wy�sze?
- Count Kent i ... no i ... sam pan wie... On.
- A, On - graf mimowolnie si� sk�oni� - Ach tak,
przepraszam.
Lady Silver czeka�a na m�a w towarzystwie pi�ciu
dziewic, kt�re hasa�y po ogrodzie.
- Tylko mi nie je�� sztucznych piwonii. - Lady Silver
klepn�a jedn� z dziewic w r�owy ty�eczek.
Graf, kt�ry w�a�nie przyby�, te� klepn�� jedn� z dziewic
w ty�ek.
- Haraldzie, no wreszcie! Co upolowa�e�? - krzykn�a
Lady.
Graf wyj�� zdj�cie p�owca.
- Pi�kny! - zachwyci�a si� Lady. - Gdzie postawimy
imitacj�?
- W Schwarzgrau - odpar� graf. - Sp�jrz, co przywioz�em -
wskaza� na rubinowy fotel.
- Cudowny! - zachwyci�a si� Lady. - B�dzie na nim spa�
Leon.
Leon szczekn�� na dziewice i wskoczy� na fotel.
- A teraz - mrukn�� graf - powiedz, was, zum Teufel,
kaza�o mi przerywa� Urlaub?
Na orbicie czwartego ksi�yca planety Seus kr��y� kokon
Ksi�cia Vampire. Ksi��� oddawa� si� megatransowi toksycznemu
w najnowszej wersji, kt�r� dostarczy� mu doktor Bloodsteel.
W mi�dzyczasie nadworny Mistrz Stomatologii ostrzy�
diamentowe k�y ksi�cia, gdy� st�pi�y si� na ko�cach.
W swym megatransie Ksi��� uda� si� do Boskiej Sfery,
przemy�lnie symuluj�c wszechogarniaj�c� mi�o��. W zetkni�ciu
z Boskim Aspektem Ksi��� na chwil� zatraci� to�samo�� i
bardzo si� przestraszy�. Strach wr�ci� go do rzeczywisto�ci.
Otworzy� oczy, a jego czarne, p�askie �renice
sparali�owa�y Mistrza Stomatologii, kt�ry w�a�nie ko�czy�
ostrzenie. Ksi��� dmuchn�� i sparali�owany Mistrz upad� na
ziemi�. Ksi��� posiada� trzecie oko na palcu wskazuj�cym,
wi�c szybko spojrza� palcem na swe �wie�o upi�owane k�y.
Sprawdzi� je te� swym rozdwojonym na ko�cu j�zykiem i
skaleczy� si�. Na diamentowych k�ach zal�ni�a b��kitna krew.
Ksi��� przymkn�� oczy z zadowolenia i po��czy� si� z
doktorem Bloodsteel.
- Dzia�a! - zabrzmia�a w g�owie doktora my�l Ksi�cia. -
Gratuluj�!
- Jak sobie Wasza Wysoko�� �yczy - odpar� Bloodsteel.
- Wyst�pi� jednak problem - ta my�l Ksi�cia wywo�a�a u
doktora b�l g�owy - ale on ciebie nie dotyczy - doda�
Vampire i roz��czy� si�.
- Wracamy do zamku! - krzykn��. - Musz� tam porozmawia� z
mym Doradc�.
I kokon pomkn�� w kierunku Seus.
Mark obudzi� si� jak co dzie� w piachu. Tym razem spa�
pod wie�� kontroln� w sektorze 15.
Przeci�gn�� si� i spojrza� w g�r�. Gdzie� kilometr nad
nim, na szczycie wie�y siedzia� ten zwariowany Murzyn, �u�
gum� i pi� sok cytrynowy z amfetamin�. Kontrolowa� sektor,
strzelaj�c do wszystkich mutant�w, kt�rych dostrzeg� system
ostrzegawczy.
Mark nie mia� ochoty sp�dzi� z nim kolejnego dnia,
s�uchaj�c opowie�ci o lataj�cych balonach i innych bzdurach.
Postanowi�, �e dzi� dotrze do osady i przenocuje w ruinach.
"Do�� tego piachu" - pomy�la�, patrz�c na wydmy, ci�gn�ce
si� a� po horyzont. W�o�y� przeciws�oneczne gogle i
odbezpieczy� bro�. "Zawsze mo�e si� trafi� jaki� mutant,
kt�rego nie sprz�tnie wie�a kontrolna - pomy�la�. -
Szczeg�lnie, gdy siedzi tam Murzyn".
Mark ruszy� jak co dzie� na p�noc. Facet z wie�y
twierdzi�, �e niedaleko znajduje si� osada zwana Tokyo.
Uwa�a� te�, �e mo�e w�a�nie tam Mark znajdzie to, czego
szuka. Ale Mark mia� akurat dzie� zw�tpienia, szed� powoli
zm�czony s�o�cem i upa�em. "Nigdy tego nie znajd� - my�la�.
- Mo�e to tylko chore fantazje, mo�e to wcale nie
istnieje... Chcia�bym ju� dotrze� do jakiej� betonowej
drogi, �eby i�� po czym� twardym, taak, by�oby mi�o, mo�e to
rzeczywi�cie niedaleko. W ko�cu id� na p�noc ju� trzy
tygodnie. Najwy�szy czas natkn�� si� na jak��..." Mark nie
zd��y� pomy�le� "osad�", gdy� zauwa�y� mutanta p�dz�cego w
swoim kierunku. Mia� obrzydliwe gadzie nogi i twarz pi�knej
kobiety. Mark wycelowa� w nogi, ale nim strzeli�, mutanta
dosi�g�y promienie z wie�y.
Podszed� do zw�ok, kt�re ulega�y momentalnie rozk�adowi -
tak dzia�a�o promieniowanie. "Szkoda - pomy�la� Mark -
pi�kne kobiety zdarzaj� si� tylko jako mutanty". Zobaczy�
u�miech na znikaj�cej twarzy. "Pewnie nie wiedzia�a, kim
jest, jeszcze jedna. Sk�d one to bior�, ten �rodek, to nie
mo�e by� fikcja! �ebym m�g� tak zestrzeli� jednego mutanta i
z nim pogada�, a tu zawsze te wie�e... Mo�e rzeczywi�cie
czego� dowiem si� w Tokyo..." i ruszy� na p�noc.
Pod wiecz�r stan�� na wydmie, kt�ra okaza�a si� ko�cem
pustyni. W dole rozci�ga�a si� imponuj�ca panorama
olbrzymiej osady - betonowe ruiny, pomi�dzy nimi drogi, a na
nich dziwne pojazdy - a� po horyzont.
Mark by� zachwycony widokiem.
Zmierzch sprawi�, �e pi�kniejsze wyda�y si� �wiec�ce
kolorowe fragmenty neon�w i latarki zamontowane w pojazdach.
Zauwa�y� te� fragment asfaltowej drogi wy�aniaj�cej si� u
podn�a wydmy. Mark ruszy� szybko do przodu. Chcia� jak
najpr�dzej znale�� si� na miejscu. Droga prowadzi�a wprost
do osady i bieg�a pod dziwnym �ukiem, jakby bram� wjazdow�.
Na tym �uku przyczepiono pi�kny b��kitny neon z napisem BAR
TOKYO (ale BAR si� nie �wieci�).
Ulice by�y ruchliwe - zobaczy� grupki ludzi i kilka
dziwnych pojazd�w. Z niekt�rych piwnic dochodzi�a muzyka.
Szed� powoli, ciesz�c si� atmosfer�. Zauwa�y�, �e wiele
budynk�w nie nosi�o prawie �lad�w zniszczenia, gdzieniegdzie
szyby w oknach by�y rozbite, wewn�trz pali�o si� �wiat�o -
znak, �e �yli tam ludzie.
Mark stan�� pod stupi�trowcem nieznacznie tylko
pop�kanym. Na wysoko�ci sze��dziesi�tego pi�tra dynda�
pot�ny neon, podtrzymywany przez kable. Napis g�osi� : CA-
COLA. Markowi spodoba�a si� ta nazwa. Postanowi�, �e
znajdzie tu gdzie� jakie� fajne pomieszczenie i przenocuje w
przyjemnych warunkach.
Podszed� do drzwi wej�ciowych, a te rozsun�y si�, lekko
skrzypi�c. Wewn�trz by� przestronny hol, przysypany
gdzieniegdzie gruzem. Uprz�tni�ta �cie�ka prowadzi�a do
ko�ca holu, gdzie znajdowa�y si� schody. Mark ruszy� w ich
kierunku. Posadzka odbija�a kroki i w pewnym momencie Mark
zorientowa� si�, �e nie jest sam - kto� za nim szed�.
Obr�ci� si� gwa�townie i spostrzeg� bardzo �adn� sko�nook�
dziewczyn�. Zamiast n�g i r�k mia�a metalowe protezy.
- Id� za tob� ju� od �uku - powiedzia�a metalicznym
g�osem, najwyra�niej by�a cyborgiem.
- Dlaczego? - zapyta� pe�en w�tpliwo�ci czy m�wi do
cz�owieka, czy do maszyny.
- Jestem prostytutk� - odpar�a, jej oczy by�y smutne,
wyzbyte zalotno�ci. - My�la�am, �e mo�e b�dziesz potrzebowa�
kob... - co� jakby si� zaci�o, szcz�kn�o - ...biety.
Mark przyjrza� jej si� uwa�nie. Przemkn�a mu absurdalna
my�l, �e mo�e dziewczyna jest mutantem, kt�ry kaza� sobie
wymieni� zmutowane ko�czyny na metalowe protezy. Nigdy o
czym� takim nie s�ysza�, ale, z drugiej strony, jej twarz
by�a podejrzanie �adna.
- Nie potrzebuj� kobiety - przesz�y go dreszcze na sam�
my�l, �eby z ni�... - ale chc� si� tu troch� rozejrze�, mo�e
mi pomo�esz? Zap�ac� ci.
Dziewczyna sta�a chwil� nieruchomo, jakby zupe�nie si�
zaci�a, tylko jej oczy wyra�a�y dziwne cierpienie. Zn�w
szcz�kn�o i w ko�cu si� odezwa�a.
- Dobrze - u�miechn�a si�, b�yskaj�c metalowymi z�bami -
A co masz?
- �etony, tabletki witalizuj�ce...
- �etony - przytakn�a. - Tabletki witalizuj�ce dostaj�
za darmo, bo jestem inwalid�, ale zawsze potrzebuj� jakie�
�etony; no wiesz, na ciuchy.
Mark pokiwa� g�ow�.
- Jestem Sun - dziewczyna niestety wyci�gn�a metalow�
d�o�.
Musia� t� d�o� u�cisn��.
- Mark.
Dwie bardzo ma�e s�u�ki rozsypywa�y przed nogami Ksi�cia
srebrny proszek tak, aby Vampire st�paj�c wzbudza� tumany
po�yskuj�cego py�u. Ksi��� zawsze w ten spos�b wkracza� do
Zamku. Jego buty podkute tytanem wydawa�y imponuj�cy d�wi�k
przy zetkni�ciu z marmurow� pod�og�.
Dworzanie usuwali si� dyskretnie z linii jego wzroku,
gdy� mogli zosta� sparali�owani. Na spotkanie wype�z�
ulubiony w�� Ksi�cia - Mario, pobrz�kuj�c szafirow�
grzechotk� na ko�cu cia�a.
Vampire przemierzy� obszern� Sal� Powitaln� i uda� si� do
Komnaty Tronowej. By�o to jego ulubione miejsce na Zamku.
Tron lewitowa� na wysoko�ci czterech metr�w, na pod�odze za�
wi�y si� w pokorze najpi�kniejsze syreny Galaktyki. Wok�
tronu fruwa�y du�e, mieni�ce si� wa�ki, za� nad tronem
zawieszona by�a Meduza M�dro�ci - wystarczy�o, by Ksi���
zanurzy� g�ow� w jej galaretowatym wn�trzu, a uzyskiwa�
unikaln� jasno�� i przenikliwo�� my�li na dobre kilkana�cie
minut.
Jednak Vampire wiedzia�, �e Meduza nie pomo�e mu a� tak
dobrze jak Doradca, i dlatego rozkaza� go wezwa�.
Doradca mia� posta� sporego neuronu, kt�ry p�ywa� w
substancji organicznej. Vampire podarowa� mu specjalne
kryszta�owe akwarium jako wyraz uznania.
Doradc� wniesiono na z�otej tacy, a nast�pnie wszyscy -
tak�e wa�ki i syreny - musieli opu�ci� sal�. Nikt nie m�g�
wiedzie�, w jaki spos�b Ksi��� porozumiewa si� z Doradc�. Tej
tajemnicy Vampire nie chcia� ujawni�, jej odkrycie mog�o by�
dla� �miertelne. Nikt zatem nie mia� poj�cia, �e w�r�d
b��kitnobia�ych lok�w Ksi�cia mo�na znale�� �ywe dendryty,
kt�re przebi�y si� przez czaszk� i umo�liwia�y po��czenie z
neuronem Doradcy. Wystarczy�o zanurzy� je w akwarium. W tym
momencie my�li Vampire uk�ada�y si� w charakterystyczny ci�g
skojarze�, w kt�rym Ksi��� nauczy� si� ju� rozpoznawa� te
spolaryzowane przez Doradc� i te, kt�re powstawa�y tylko w
jego m�zgu.
"Uda�o mi si� to dzi� osi�gn��, ale niestety si�
przestraszy�em - zacz�� my�le� Ksi��� - to przecie� jest
zaprzeczeniem ca�ej idei - tu mia� wp�yw Doradca - Boga nie
mo�na si� ba�, chyba �e to grozi utrat� to�samo�ci, poczu�em
co� takiego, przez moment, ale na szcz�cie si�
przestraszy�em i to przywr�ci�o mnie do w�asnego ja, w�asne
ja jest wszak�e wzgl�dne, czym jest teraz tw/m-oje ja? Jest
tym, czym czuj�, �e jest, czuj� jego granice, a przy
kontakcie z Bogiem nie da si� zachowa� swej to�samo�ci, taka
jest jego idea, B�g jest wszechogarniaj�c�, czyst� i
bezgraniczn� mi�o�ci�, tej mi�o�ci si� chyba przestraszy�em,
w�a�nie tej przejrzysto�ci, kt�ra mnie zniewoli�a, a to
przecie� ja j� mia�em zniewoli�, wyssa� z niej t� pot�n�
si�� dla siebie, B�g zawsze mnie b�dzie zniewala�, ilekro�
spr�buj� kontaktu z nim, bo on jest ponad wszystkim, dlatego
te� chc� go wykorzysta�, chc� mie� udzia� w jego mocy, ale
wtedy nie b�d� ju� potrzebowa� niczego, motywy, kt�re teraz
mn� kieruj�, przestan� dla mnie istnie�, poniewa� stan� si�
cz�ci� Boga, musi by� jednak jaki� spos�b, aby tego
unikn��, musi by� spos�b, aby wnikn�� we�, zachowuj�c moje
ja, ka�da inna sytuacja mnie przera�a, ale nie powinienem
si� ba�, bo dop�ki si� go boj� - dop�ty mnie nie przyjmie,
lecz gdy mnie przyjmie, mnie ju� nie b�dzie, ale� to absurd,
musi istnie� rozwi�zanie..."
- Ale� to absurd! - krzykn�� Vampire, wyci�gaj�c
gwa�townie swe dendryty z akwarium. - Co za bzdury! -
wrzeszcza� rozw�cieczony. - �aden neuron nie b�dzie mi
wmawia�, �e co� mi si� nie uda! Udaje mi si� wszystko,
najpierw w tamtym, a teraz w tym �yciu! I dlatego udaje mi
si� w tym �yciu, bo zachowuj� pami�� tamtego. I dlatego uda
mi si� z Bogiem, bo zachowam nadal sw� to�samo��. A to -
spojrza� na akwarium - to s� zupe�ne bzdury. Zabra� go -
krzykn�� do s�u�by.
Wyniesiono Doradc�. Do sali wpe�z�y syreny i przylecia�y
wa�ki. Ksi��� poczu� g��d, ale przed posi�kiem postanowi�,
�e skorzysta jednak z Meduzy, skoro neuron niewiele mu
pom�g�. Zanurzy� wi�c g�ow� w jej wn�trzu i poczu�, jak
parzyde�ka stymuluj� jego m�zg i wywo�uj� specyficzny stan
przejrzysto�ci widzenia.
"Skoro boj� si�, musz� znale�� lekarstwo na ten l�k,
musz� wyssa� z kogo� brakuj�c� odwag�, ale w tym �wiecie jej
nie znajd�, tu nikt by nie zrani� nawet zwierz�cia, musz�
si� uda� tam, z powrotem, tam kogo� znale��, kogo�
ow�adni�tego ��dz� i pierwotnymi instynktami, bez l�ku,
�ci�gn�� go tu i tu go wyssa�".
Vampire wyj�� g�ow� z Meduzy. Przez chwil� siedzia� w
milczeniu na tronie, rozwa�aj�c to, czego si� dowiedzia�.
- Podawa� obiad - krzykn�� w ko�cu.
W Sali Jadalnej czeka� ju� st� przykryty jedwabnym
obrusem, a na nim pi�kny porcelanowy p�misek, na kt�rym
le�a�a �wie�a, lekko tylko przyprawiona wypitym winem
dziewczyna o bia�ej szyi.
- A wi�c, droga Lady - mrukn�� von Fenster - co sprawi�o,
�e przerwa�a� m�j Urlaub?
- Zaraz si� dowiesz - odpar�a.
Szli przez ogr�d, w tym miejscu hodowany w stylu
neofrancuskim. Gdy przechodzili pod wisz�c� rzek�, graf
naprawd� zacz�� si� niecierpliwi�. Lady zatrzyma�a si�
dopiero po�rodku us�anej powojem polanki i szepn�a :
- No, tutaj mo�e nikt nas nie pods�ucha.
- Co ty pleciesz - zez�o�ci� si� graf. - Masz obsesj�...
- Ot� - przerwa�a mu Lady, kt�ra nagle nabra�a odwagi,
by wyg�osi� sw� tajemnic� - ot� dowiedzia�am si�, �e... - i
tu zni�y�a g�os - ... modelki z naszej hodowli w
Hansenjungen trafiaj� w wi�kszo�ci nie gdzie indziej, a...
- Lady zawaha�a si� i zbli�y�a swe usta do ucha grafa.
Graf a� prychn�� z przera�enia. Rozejrza� si�, czy
rzeczywi�cie nikt ich nie s�ysza�, po czym przem�wi� do ucha
Lady.
- Do... Niego?
- Tak - szepn�a - do Vamp...
Nie doko�czy�a, graf zatka� jej usta d�oni�.
- Nie wymawiaj tego imienia - ostrzeg� - nawet w tym
powoju s� pewnie jego zausznicy. Nie chcesz chyba sko�czy�
na p�misku?
Lady zadr�a�a, spogl�daj�c na pi�kne kwiaty pod nogami.
- Ale nasze modelki... - j�kn�a.
Graf sta� przez chwil� zupe�nie bezmy�lnie, gdy� nie
wiedzia�, jak w takiej sytuacji wypada si� zachowa�. W ko�cu
przysz�o mu do g�owy pytanie.
- A sk�d o tym wiesz? - zagadn�� od niechcenia, kombinuj�c
ju� co powiedzie� dalej.
�ona grafa lekko si� zarumieni�a i zacz�a dziwnie
wierci� pantofelkiem w trawie. Von Fenster zainteresowa� si�
jej nietypow� reakcj�.
- No - zagadn�� - jak si� o tym dowiedzia�a�?
Lady odwr�ci�a si� na pi�cie i zacz�a szybko i�� w
kierunku domu. Jej tiulowy p�aszczyk powiewa� w p�dzie.
- Mog� si� domy�la� - krzykn�� graf i ruszy�, aby dogoni�
�on�.
- W�a�nie przypomnia�am sobie, �e o siedemnastej
przyje�d�a fryzjer - us�ysza�, gdy wchodzi�a na lodowy
mostek, ��cz�cy dwa brzegi stawu ze z�otymi ma��ami.
- Mog� si� domy�la� - powt�rzy� graf - to na pewno Sir
Lester, tw�j kochanek!
- Jak �miesz! - krzykn�a Lady i ostentacyjnie zemdla�a.
Graf wiedzia�, �e w tym momencie m�g� pod��czy� si� do
niej telepatycznie i odczyta� ostatni� my�l przed utrat�
przytomno�ci. Tak te� uczyni�. Ostatnia my�l Lady okaza�a
si� ca�kiem lubie�na i dotyczy�a... Sir Lestera.
- A wi�c to Wahrheit! - krzykn�� von Fenster i tym ocuci�
�on� - to on posy�a modelki do... - i tu mimowolnie �ciszy�
g�os - ...Niego, a nam m�wi, �e wyje�d�aj� na Lazurow�
Planet�.
- Wygada� si� ostatnio w ��ku - j�kn�a Lady, podnosz�c
si� po omdleniu.
- Zabij� go! - krzykn�� graf.
- Ale nie zabronisz mi si� z nim spotyka�? - upewni�a si�
Silver.
- Ale� jak bym �mia� - von Fenster poca�owa� szarmancko
�on� w r�k� i wyruszy� na spotkanie z Sir Lesterem.
Po trzech dniach zwiedzania Tokyo w towarzystwie Sun
Mark poczu� si� bardzo zm�czony. Zna� prawie ca�e miasto -
obejrza� centrum kontroli teren�w przygranicznych, szpital
neurochirurgii, salony odnowy teozoficznej, squady wirtualne
i inne nietypowe miejsca, ale nigdzie nie wpad� na trop
tego, czego szuka�. Sun okaza�a si� pomocna, bo by�a
�wietnie zorientowana w terenie, jakkolwiek cz�sto zacina�a
si� i Mark musia� na ni� czeka�.
By� pi�kny, ciep�y wiecz�r, siedzieli na dachu, na kt�rym
kiedy� znajdowa� si� basen. Teraz pozosta�o zag��bienie,
cz�ciowo wype�nione piachem naniesionym przez wiatr. Mark
wyci�gn�� si� na plecach i spojrza� w niebo.
- Pi�kne - powiedzia�.
Sun zn�w si� zaci�a i mia�a trudno�ci z odchyleniem
g�owy w ty�.
- Kiedy� podobno by�y na nim gwiazdy - doda�.
- Co? - spyta�a Sun
- Gwiazdy - odpar� Mark.
- Gwiazdy s� na naszej fladze - stwierdzi�a Sun - jak co�
takiego mo�e by� na niebie?
- Podobno wygl�da�y inaczej, jak reflektory, kt�re �wiec�
z daleka...
- A ile ich by�o?
- Miliony.
- Miliony? Jak? Musia�y by� mniejsze od ksi�yca.
- By�y mniejsze, by�y malutkie.
- Co� wymy�lasz - podsumowa�a Sun. Wyci�gn�a do niego
d�o� z fosforyzuj�c� tabletk�.
- We�, zabawimy si� dzi�.
- LSDP? - spyta� Mark.
- LSDR - odpar�a - najnowsza wersja, na pewno nie
pr�bowa�e�, to od klienta, kt�ry ma ca�� fabryk�, zap�aci�
mi tabletkami...
Mark po�kn�� narkotyk. Rzeczywi�cie by� inny, dzia�a�
�agodnie, ale za to bardzo od�wie�aj�co. Poczu�, jak wracaj�
mu si�y. Sun wsta�a i u�miechn�a si� metalowo.
- Chod� - powiedzia�a - znam bardzo fajny klub.
Mark nie mia� ju� opor�w, by chwyci� jej sztuczn� r�k�.
Po narkotyku metalowe rami� wyda�o mu si� bardzo gustownym
elementem ca�o�ci. Szed� za Sun zafascynowany skomplikowan�
konstrukcj�, kt�ra porusza�a jej nogami.
Nawet nie zauwa�y�, jak znale�li si� w klubie. Dopiero
tam oderwa� wzrok od Sun i rozejrza� si�. Przestronne
wn�trze wype�nione by�o archaicznym z�omem - fragmenty
starych maszyn powietrznych, zdezelowana bro�, nieczynne
komputery IV generacji.
Sun zaprowadzi�a go kr�tymi schodami na galeri� i gdy
Mark spojrza� w d� zauwa�y�, �e ca�y ten z�om u�o�ony
zosta� na kszta�t cz�owieka, a w miejscu, gdzie znajduje si�
serce, pulsowa�o czerwone �wiat�o.
- To miejsce spotka� takich jak ja - wyt�umaczy�a Sun,
przekrzykuj�c muzyk�.
- Podoba mi si� - przyzna� Mark.
Przyjrza� si� go�ciom i zauwa�y�, �e wielu z nich ma
metalowe fragmenty cia�a. Odkry� przy tym, �e Sun nie
wygl�da�a najgorzej - niekt�rzy mieli dorabiane cz�ci g�owy
czy nawet twarzy. Zn�w pojawi�a si� my�l, �e to mo�e
mutanty.
Sun przynios�a drinki i usiad�a obok Marka na kartonowym
pudle.
- Czego ty w�a�ciwie szukasz? - zapyta�a.
Postanowi� powiedzie� jej prawd�, a nu� jego teoria si�
sprawdzi.
- Wiesz, �e istniej� ludzie mutanty? - zapyta� i
popatrzy� jej w oczy, aby sprawdzi� reakcj�. �wiat�o
pulsowa�o, twarz Sun pojawia�a si� i znika�a. Ale dziewczyna
nie wygl�da�a raczej na zdziwion� czy zmieszan�.
- Tak, wiem - odpar�a.
- Wi�c... podobno... one nie wiedz�, �e s� mutantami,
podobno bior� jaki� �rodek, kt�ry sprawia, �e one sobie tego
nie u�wiadamiaj�...
- Podobno... - odpar�a Sun - podobno. Podobno by�y
gwiazdy na niebie.
- Chcia�bym zdoby� ten �rodek - doda�.
Teraz Sun wygl�da�a na zdziwion�.
- I... - i tu zaci�a si� - ...i ...i dlatego �azi�e� ze
mn� po tych wszystkich miejscach?
Mark pokiwa� g�ow�.
- Ty jeste� nienormalny! - powiedzia�a Sun. - �e te� ci
si� chce! My�la�am, �e to, czego szukasz, b�dzie dotyczy�o
jakiej� gigantycznej forsy. A ty tracisz czas na "podobno".
- To lepsze ni� forsa - powiedzia�.
- Jak to? - zainteresowa�a si� Sun.
Mark nie ufa� jej do ko�ca i nie chcia� zdradza� nic
wi�cej.
- Jestem w stanie zap�aci� za to niez�� fors� -
powiedzia� tak specjalnie, chcia� j� wypu�ci�.
- Ale dlaczego?
- Nie pytaj dlaczego, tylko zastan�w si�, jak to znale��,
to te� zarobisz.
- Nie znam takiego �rodka i nie wiem, jak go znale�� -
odpar�a Sun i posz�a ta�czy�.
Vampire postanowi� wybra� si� na spacer i przemy�le�
wszystko przed podj�ciem ostatecznej decyzji.
Spacery Ksi�cia by�y s�ynnym rytua�em i budzi�y groz� u
podleg�ej mu ludno�ci planety Seus. Vampire odbywa� spacery
w metalowej gondoli podwieszonej do wielkiego sterowca.
Ksi��� ogl�da� okolic� za pomoc� specjalnej lunety
po��czonej z pistoletem fal podczerwonych. Celowa� nim do
ludzi, kt�rych przypadkowo zobaczy�. Strumie� fal uruchamia�
dzia�anie elektronicznych ko�nierzy, kt�re wszyscy nosili na
szyi. Dzi�ki temu Vampire m�g� wysysa� mentalnie ich
wszystkie emocje.
Dla przyjemno�ci Ksi�cia za sterowcem sz�a po ziemi
pi�kna niewolnica uwi�zana, jak na smyczy, z�otym
�a�cuszkiem do gondoli. Zazwyczaj by�a zakochana w Vampire i
�piewa�a pie�ni uwielbienia zwracaj�c oczy ku odleg�ej
sylwetce sterowca. Na jej twarz nakierowana by�a specjalna
kamera tak, �e Ksi��� m�g� w g�rze ogl�da� jej zbli�enie w
przerwach pomi�dzy spojrzeniami do lunety.
Tak i tym razem cie� zeppelina przesuwa� si� z�owieszczo
po zielonych ��kach. Za nim kroczy�a jasnow�osa niewolnica
- trzyma�a w r�ku normalny pistolet i dobija�a ofiary
Ksi�cia.
Vampire zatrzyma� sterowiec nad brzegiem morza.
Niewolnica sta�a po kolana w wodzie i czeka�a wiernie, a� pan
si� namy�li. Ksi��� mia� nad czym my�le�. Podr� z powrotem
- do �wiata, z kt�rego uda�o mu si� uciec, by�a wielkim
ryzykiem. Wiedzia�, �e nie kontroluje tamtej rzeczywisto�ci
tak jak tej. Sw� si�� tutaj czerpa� ze z�a, kt�rego by�
jedynym, absolutnym w�adc�. Tam - z�o by�o czym�
powszechnym. Z drugiej strony jedyn� szans� wzmocnienia si�
tutaj by�o znalezienie kogo� odpowiedniego tam, sprowadzenie
go tu i... wyssanie.
"Musz� spr�bowa� - pomy�la� Vampire. - Powodzenie tej
misji b�dzie oznacza�o wieczn� pot�g�, niesko�czon�, je�li
uda mi si� potem podczepi� pod energi� bosk�. A uda mi si�,
wszystko mi si� udaje..."
Ksi��� skupi� si� na swej sile, wpadaj�c w
charakterystyczny trans. Jego powieki mruga�y nieustannie, a
czarne �renice sta�y si� matowe. Zobaczy� wyobra�on� posta�
Arios, kobiety - przepowiedni, kt�r� spotyka� tylko w stanie
transu. Nigdy nic nie m�wi�a, ale dawa�a mu znaki
doradzaj�ce. Tym razem podnios�a r�ce i zobaczy�, �e na jej
d�oniach spoczywa�y dwie karty tarota.
Na prawej d�oni le�a�a karta Sprawiedliwo��. Kobieta
trzymaj�ca wag� wysz�a z karty i stan�a przed Ksi�ciem.
Zauwa�y�, �e na szalach wagi siedzia�y bia�y i czarny ptak.
Waga chybota�a si� nieustannie. Kobieta przem�wi�a:
- Wszystko i tak prowadzi do jednego.
I wr�ci�a na stron� karty.
Na lewej d�oni Arios le�a�a karta Ksi�yc. Ksi��� poczu�
nagle siln� moc ksi�yca, a jego blask narasta�, o�lepiaj�c.
Vampire odwr�ci� g�ow�, ale z ty�u ujrza� pot�niejsz�
jasno��, jeszcze bardziej o�lepiaj�c�.
Wtedy Arios z�o�y�a d�onie i dzia�anie kart usta�o.
Wr�ka znik�a.
Vampire powoli powraca� z transu. Czu�, �e skumulowa� sw�
energi� i nawet nie pragn�� rozwa�a� porad Arios. Jego g�ow�
zaprz�ta�a jedna my�l, podj�� ju� decyzj� i pragn�� jak
najpr�dzej zrealizowa� sw�j plan.
Von Fenster przemierza� sw� �odzi� podwodn� Morze
B��kitne. Nie lubi� lata�, a prawd� m�wi�c - ba� si�. Wola�
podr� pod wod�.
��d� mia�a wielk� kabin� widokow� i graf m�g� ogl�da�
starannie utrzymane podmorskie parki - pi�knie przystrzy�one
�ywop�oty wodorost�w i ryby mieni�ce si� wszystkimi
kolorami.
Grafowi brakowa�o jednak humoru, by cieszy� si� tym
widokiem. Wci�� dyktowa� sekretarce nowe wersje oficjalnego
protestu, kt�ry mia� zamiar z�o�y� Sir Lesterowi. Niestety,
za ka�dym razem, gdy dochodzi� do s�owa "Ksi���...", r�ce
zaczyna�y mu si� trz��� ze strachu i nie m�g� wymy�li� co
dalej.
Sekretarka, przeci�gaj�c si� na pluszowej kanapie, dawa�a
znaki, �e jest ju� znudzona i graf czu� wyrzuty sumienia.
Obok sekretarki le�a� jej narzeczony, demonstracyjnie
wyczekuj�c, a� ukochana sko�czy prac�.
Graf wyj�� srebrny pilniczek i zacz�� pi�owa� paznokcie,
udaj�c, �e si� zastanawia. Za oknem przemkn�� klucz
podwodnych mew i sekretarka j�kn�a zachwycona.
- No dobrze - mrukn�� von Fenster - koniec na dzi�. Nie
b�d� sk�ada� oficjalnego protestu.
Sekretarka momentalnie zacz�a si� ca�owa� z narzeczonym,
a graf zszed� do jadalni, by co� przek�si�. Kucharz -
karze� (podobno ze wzgl�du na balast) uk�oni� si� i zaprosi�
do sto�u. Na widok obiadu graf straci� jednak apetyt, gdy�
ujrza� waz� ze sw� sk�din�d ulubion� Hansenssuppe z
piero�kami. Tego dnia ta nazwa nie kojarzy�a mu si�
za dobrze. Reszt� podr�y von Fenster sp�dzi� w saunie,
bezskutecznie pr�buj�c si� odpr�y�.
Sir Lester czeka� na brzegu swej przystani i uczci�
przybycie grafa pokazem sztucznych ogni, kt�re uk�ada�y si�
na przemian w herby rodowe krewnych Sir Lestera i rodziny
von Fenster.
Nast�pnie obaj udali si� do posiad�o�ci Sir Lestera na
Wzg�rzu Smoka. Graf by� mile rozczarowany wn�trzem pa�acyku
urz�dzonego w stylu nowoczesnym. Motywem dominuj�cym by�a
posta� nagiej kobiety - i tak meble, lampy i fontanny mia�y
kszta�ty nie ubranych dziewcz�t. W�r�d tego wszystkiego
krz�ta�y si� go�e pokoj�wki.
Von Fenster poczu� si� tu bardzo dobrze, zauwa�aj�c, �e
sam by� mo�e zbyt mocno trzyma si� tradycji. Usiad� na
fotelu w kszta�cie pulchnej Murzynki i spojrza� na uroczy
fresk wymalowany na suficie - naga kobieta z bia�� �ani�
przechadza�y si� po palmowym gaju.
- Jak tam moja �ona? - zacz�� kurtuazyjnie, nie chc�c
przechodzi� zaraz do konkret�w.
- A tak - odpar� Sir Lester - chwal� sobie. Czy�by
narzeka�a?
- Ale� sk�d - zaprzeczy� graf - to znaczy... nie na
pana... to znaczy nie na ten temat...
- A wi�c jednak? - Sir Lester najwyra�niej niczego si�
nie domy�la�.
- Prawd� m�wi�c - von Fenster zn�w zacz�� si� denerwowa�,
wsta� i usiad� na innym fotelu - tym razem niewielkim,
zgrabnym, w kszta�cie ma�ej Chinki - prawd� m�wi�c jej
w�tpliwo�ci, a teraz te� i moje budzi... pa�ski... �e tak
powiem... interes.
- Jak pan �mie! - Sir Lester a� wsta� ze z�o�ci. - Wyzywam
pana na pojedynek! - Ostentacyjnie rzuci� r�kawiczk�.
Graf a� si� spoci� ze strachu.
- Ale�, ale�, pan mnie �le zrozumia�, ja oczywi�cie
bardzo ch�tnie b�d� si� pojedynkowa�, niech mi pan jednak
pozwoli powiedzie�, �e chodzi�o mi nie o ten interes.
Sir Lester nie powiedzia� nic, tylko spojrza�
wyczekuj�co.
- M�wi�em o pana interesie z modelkami pochodz�cymi z
naszej hodowli w Hansenjungen.
- Ach tak. - Sir Lester podni�s� r�kawiczk� i usiad� w
fotelu. - Ach tak - u�miechn�� si� zadowolony - w takim
razie bardzo pana przepraszam.
Graf odetchn�� i wypi� jednym haustem ca�y kieliszek
koniaku. Zakr�ci�o mu si� w g�owie, gdy� by� to jego pi�ty
taki haust tego dnia.
- No wi�c - zach�ci� Sir Lester - o co chodzi z tymi
modelkami?
- Ot� - i tu von Fenster zn�w zacz�� si� denerwowa� -
,..dosz�y mnie s�uchy jakoby te modelki, kt�re kupuje pan od
nas, nie trafia�y wcale na Lazurow� Planet�...
Sir Lester zapali� spokojnie cygaro i wci�� patrzy�
wyczekuj�co.
Ale graf zamilk�.
- A gdzie�by indziej? - podj�� po chwili ciszy Lester.
- No wi�c... podobno... one... prosz� tylko mnie �le nie
zrozumie�, ja s�ysza�em tak� plotk� i przyjecha�em zapyta�
pana, czy to prawda...
Graf spojrza� z niepokojem na gospodarza, ale ten
oboj�tnie pali� cygaro.
- ...no wi�c... podobno... te modelki trafiaj� do...
Niego.
Sir Lester gwa�townie odwr�ci� g�ow� w kierunku grafa,
spojrza� na niego ch�odno, ale nic nie powiedzia�. Von
Fenster wypi� kolejny haust.
- No wi�c... czy to prawda?
- Nie, to nieprawda - odpar� Lester ch�odnym tonem.
- A, to ca�e szcz�cie! - ucieszy� si� graf i przesiad�
si� z powrotem na grub� Murzynk�.
- Wspomnia� pan, �e Lady Silver podziela pa�skie
w�tpliwo�ci - przypomnia� Sir Lester.
- A tak, tak, razem s�yszeli�my t� plotk�... od jednej z
modelek, tej kt�ra akurat zosta�a u nas, wie pan, zabieram
je z sob� do Schwarzgrau i tam, no wie pan... - graf
rozmarzy� si� przy tych k�amstwach - one s� takie
wysportowane...
- Z pewno�ci�! - przytakn�� Lester.
I na tym sko�czy�a si� rozmowa grafa z Sir Lesterem
dotycz�ca modelek. Nast�pi�a po niej cz�� nieoficjalna
ubarwiona rozlicznymi atrakcjami, a na drugi dzie� von
Fenster pop�yn�� z powrotem do swej posiad�o�ci w
Schwarzgrau.
Rano, po nocy sp�dzonej w klubie, Mark obudzi� si� w
ramionach Sun. By� troch� zdezorientowany i niepewny, co
zasz�o mi�dzy nimi. Nie pami�ta� jak wr�cili z klubu, a tym
bardziej - co zdarzy�o si� potem.
Wsta� i, nie chc�c patrze� na Sun, stan�� ty�em do niej,
wygl�daj�c przez okno. Znajdowali si� w ma�o zniszczonym
apartamencie na czterdziestym pi�tym poziomie stupi�trowca
CA-COLA. Mark spojrza� na panoram� miasta. Poranne s�o�ce
by�o blade i wszystko w jego �wietle wygl�da�o beznadziejnie
- odrapane ruiny, zdezelowane pojazdy.
"To jednak bez sensu - pomy�la� - to pewnie tylko
legendy, w kt�re wszystkim wygodnie jest wierzy�. Musz�
przesta� si� �udzi�. Wr�c� do swej pracy w s�u�bach
granicznych na po�udniu".
Odwr�ci� si� w stron� Sun. Nie spa�a, u�miecha�a si�.
- To koniec - powiedzia�. - Dzi� si� rozliczymy i
po�egnamy. Naopowiada�em ci wczoraj niez�ych bzdur.
Zapomnij o nich.
Sun u�miecha�a si� dziwnie.
- Wiem, gdzie mo�na spotka� mutanty - powiedzia�a.
Mark na chwil� zaniem�wi�.
- Co? - spyta� w ko�cu.
- Wiem, gdzie mo�na spotka� mutanty - powt�rzy�a Sun. -
Tu, w Tokyo. Mog� ci pokaza� to miejsce. Uchodzi za bardzo
niebezpieczne, ale mo�e tam czego� si� dowiesz.
Mark i Sun skradali si� w�sk� uliczk� prowadz�c� do ruin
fabryki. Mark odbezpieczy� bro� i szed� pierwszy. Gdy
dotarli do ostatniego budynku, zdecydowa�, �e najpierw wejd�
na jego dach, aby z g�ry zorientowa� si� w rozk�adzie
zabudowa�. Wspinali si� po schodach powoli, ze wzgl�du na
Sun. Na miejscu Mark wyj�� celownik optyczny i pos�u�y� si�
nim jak lornetk�. Dach najwi�kszej hali by� gdzieniegdzie
zniszczony i dzi�ki obszernym dziurom mogli zobaczy�, co
jest w �rodku. Mark dostrzeg� dwa mutanty, kt�re
najwyra�niej czego� pilnowa�y.
- Zosta� tu - powiedzia� do Sun. - Umiesz to obs�ugiwa�?
- zapyta�, podaj�c jej ma�y rewolwer laserowy. Sun skin�a
twierdz�co.
Zszed� na d� i zacz�� si� skrada� wzd�u� muru
okalaj�cego ruiny. Zobaczy� wyrw� po pocisku, zajrza� do
�rodka, ale na placu przed hal� nie by�o nikogo. Przecisn��
si� przez dziur� w murze, przebieg� szybko plac i schowa�
si� za barakiem, stoj�cym przy wej�ciu do fabryki. Czu�, jak
bije mu serce, ale nie zwa�a� na to.
Podni�s� si� na palcach i zajrza� przez ubrudzone okno.
Wewn�trz sta�y trzy mutanty uzbrojone i ca�kiem sprawne.
Rozgl�da�y si� leniwie. Mark domy�li� si�, �e pilnuj�
kontener�w, kt�re zajmowa�y wi�kszo�� hali.
Us�ysza� kroki i skry� si� za barak. Przez szpary w
deskach widzia� zbli�aj�cego si� mutanta, kt�ry min�� barak
i uda� si� do fabryki. Mark zn�w zajrza� przez okno. Nowo
przyby�y przywita� si� z tr�jk� pilnuj�c� kontener�w. A
potem jeden z dotychczasowych ochroniarzy przekaza� nowemu
bro� i zacz�� zmierza� do wyj�cia.
"Zmiana warty" - pomy�la� Mark. Jego plan by� wci�� ten
sam. Mia� zamiar z�apa� jednego z mutant�w i dowiedzie� si�
prawdy. Wiedzia�, �e teraz nadarzy�a si� okazja.
Mutant wyszed� z fabryki i zacz�� i�� w kierunku innej
zrujnowanej hali. Mark pod��y� za nim. W w�skim przej�ciu
pomi�dzy wrakami maszyn wiertniczych dogoni� mutanta i
przy�o�y� mu miotacz do szyi. Mutant stan�� i podni�s� do
g�ry pokryte �uskami r�ce.
- Je�li nie chcesz, bym rozwali� ci �eb, pogadasz ze mn�,
okey?
Mutant nie rusza� si�.
- Skr�� w prawo za ten wrak - rozkaza� Mark i popchn�� go
w tamtym kierunku. Mutant wykona� polecenie, znale�li si� w
niszy pomi�dzy zdezelowanym wiert�em a fragmentem zabudowa�
fabryki. Mark przypar� mutanta miotaczem do muru.
- Odwr�� si� - powiedzia�.
Mutant odwr�ci� si�. Mia� pi�kn�, szlachetn� twarz
trzydziestoletniego m�czyzny. Patrzy� na Marka ze spokojem,
trzymaj�c w g�rze gadzie r�ce.
- Nie chc� ci� zabi� - zacz�� Mark. - Interesuje mnie
tylko ten �rodek, kt�rego podobno u�ywacie, �eby
zapomnie�... �eby przenie�� si� do innej rzeczywisto�ci...
sam nie wiem. Tego si� chc� dowiedzie�.
Mutant patrzy� na Marka, jakby go nie s�ysza�.
- S�yszysz, co do ciebie m�wi�? - naciska� Mark. - Nie
ma ci� tu teraz, co?
Mutant nic nie odpowiedzia�.
- A mo�e mnie nie rozumiesz?
Mark potrz�sn�� miotaczem, ale nie doczeka� si� reakcji.
Przyjrza� si� twarzy mutanta, nie odczyta� z niej nic. I w
tym momencie zauwa�y�, �e z prawej strony w szyi m�czyzny
tkwi dziwny metalowy kolec. "To by si� zgadza�o -
pomy�la�. - S�ysza�em, �e wbijaj� go do t�tnicy, a on stale
wydziela �rodek... Czyli to jednak prawda..."
Momentalnie podj�� decyzj�, wyci�gn�� kolec z szyi
mutanta. Ten zawy� przera�liwie i si�gn�� r�k� do rany, z
kt�rej zacz�a gwa�townie wyp�ywa� pomara�czowa krew. Mark
sta� jak sparali�owany - nie spodziewa� si� takiej reakcji.
Mutant wy� �a�o�nie z b�lu i jakby z zaskoczenia.
Rozleg�y si� dziwne odg�osy, Mark u�wiadomi� sobie, �e
zaraz przyb�d� trzej pozostali stra�nicy. Zacz�� ucieka�.
Przeskoczy� przez p�ot i pobieg� w kierunku budynku, na
kt�rego dachu czeka�a Sun. S�ysza� pogo�. Po chwili us�ysza�
te� strza�y. Bieg�, nie ogl�daj�c si�. Dopiero w budynku
zatrzyma� si� i wychyli� z broni�. Widzia� powoli
zbli�aj�ce si� mutanty. Wycelowa� w jednego z nich i
trafi�. Tamten upad�, a pozostali zacz�li strzela� do Marka,
schowa� si� wi�c i pobieg� na g�r�.
Sun czeka�a skulona za kominem wentylacyjnym.
- Musimy ucieka� dachem, chod�! - krzykn�� i wyci�gn��
r�k�.
Sun wsta�a, chwyci� j� za metalow� d�o� i poci�gn�� za
sob�. Nie oddalili si� znacznie, gdy na dachu pojawi�y si�
dwa pozosta�e mutanty. Zn�w zacz�� strzela�, one r�wnie�.
Schowali si� za nadbud�wk�.
- Id� z tamtej strony, wychyl si� tylko troch� i strzelaj
do nich bez przerwy - poleci� Sun.
Chcia� ich zmyli�, chcia�, by spojrzeli na lew� stron�
nadbud�wki, a on wtedy wyceluje do nich z prawej. Patrzy�
jak Sun kl�ka przy ko�cu �ciany i przygotowuje si� do
strza�u. Zobaczy�, jak wychyli�a si�, wyci�gaj�c pistolet.
A potem si� zaci�a.
- Sun! - krzykn�� przera�ony, ale by�o za p�no. Nie
mog�a ani strzela�, ani si� schowa�.
Pobieg� w jej kierunku, lecz w tym czasie Sun dosi�g�y
ju� pierwsze strza�y. Widzia�, jak urwa�o jej r�k� i jak
pocisk wbi� si� w jej cia�o. Dopad� Sun i poci�gn�� do
siebie, w ten spos�b chowaj�c j� przed ostrza�em. Czu�, �e
ogarnia go straszna, niepohamowana gorycz i w�ciek�o��.
Wyszed� zza muru i pocz�� strzela�, id�c przed siebie. Nie
chowa� si� ju�, przeciwnie - by� zdesperowany, pragn�� ich
zabi�.
I uda�o si�. Gdy zobaczy�, �e mutanty le�� w ka�u�ach
pomara�czowej krwi, wr�ci� do Sun.
- Jak si� czujesz? - spyta�, dotykaj�c delikatnie jej
twarzy, ale nie otworzy�a oczu.
Nie mia� poj�cia, czy �yje, nie wiedzia�, na ile by�a
cyborgiem, a na ile cz�owiekiem. Z jej tu�owia s�czy�a si�
krew. Podszed� do mutant�w i wyci�gn�� kolce z ich szyi.
Pomy�la�, �e to mo�e jedyna szansa. Nie mia� tyle forsy,
�eby lekarze chcieli im pom�c.
Podni�s� Sun i poszuka� zej�cia na ulic�. Zani�s� j� a�
do stupi�trowca, w kt�rym sp�dzili ostatnie noce. W
apartamencie po�o�y� Sun na pos�aniu. Wyj�� z kieszeni dwa
kolce. "Je�li nawet ryzykuj� �mierci�, to warto" - pomy�la�
Mark. Wbi� jeden kolec w szyj� Sun, a potem drugi w swoj�.
Vampire wkroczy� do �wi�tyni Swego Imienia. Najwy�sza
Kap�anka - Motokabalu - czeka�a ju� w pok�onie u st�p
p�askorze�by przedstawiaj�cej Z�ot� Gwiazd� Si�y ponad
Niesko�czon� R�wnin�.
Vampire usiad� na tronie i rzuci� na ziemi� jeden z
klejnot�w, kt�re nosi� w kieszeniach p�aszcza. By�o to
rytualne rozpocz�cie widzenia.
Motokabalu u�o�y�a u st�p Ksi�cia ofiar� z m�odej
dziewicy i przykucn�a, w pokorze oczekuj�c jego rozkaz�w.
- Przez nast�pny tydzie� Wasz Ksi��� oddali si� z tej
rzeczywisto�ci, aby pe�niej porusza� si� w tamtej, z kt�rej
wszyscy pochodzimy.
Kap�anka zadr�a�a z przera�enia, gdy� wiedzia�a tylko
tyle, �e tamta rzeczywisto�� jest wielokro� gorsza do tej.
- W tym czasie Cia�o Waszego Ksi�cia spocznie w
sarkofagu, a wszystkie kap�anki roztocz� nad nim mod�y
ochronne - doda� Vampire.
Jego wzrok zatrzyma� si�, jak zawsze, na p�askorze�bie
Z�otej Gwiazdy i wyry� w niej nowe, szlachetne elementy.
Teraz Niesko�czona R�wnina zosta�a przeci�ta r�wnolegle do
horyzontu, co mia�o przypomnie� o istnieniu obu
rzeczywisto�ci.
Na po�egnanie Vampire rzuci� jeszcze jeden klejnot,
kt�ry, tak jak poprzedni, Motokabalu po�kn�a w religijnej
ekstazie.
Ksi��� opu�ci� �wi�tyni�, rytualnie rozdeptuj�c ofiar�.
Rydwan czeka� ju�, aby go zawie�� do sarkofagu. W rydwanie
siedzia� doktor Bloodsteel z gotowym specyfikiem. Vampire
po�kn�� miark� tego p�ynu i skupi� si� na swej �wiadomo�ci
obu �wiat�w. G��wny nacisk dotychczas k�ad� na obecn�
rzeczywisto��, tamt� za� tylko kontrolowa�. Teraz, dzi�ki
swym wyj�tkowym si�om psychomentalnym, m�g� powr�ci� do
pierwotnego �wiata.
Gdy doktor Bloodsteel zauwa�y�, �e czarne �renice Ksi�cia
szarzej�, wiedzia� ju�, �e Vampire przeni�s� ci�ar swej
�wiadomo�ci. Cia�o Ksi�cia obleczone w z�oty ca�un z�o�ono
do klimatyzowanego sarkofagu. S�u�ki posypywa�y je z�otym
proszkiem, a doktor Bloodsteel czuwa� z odpowiedni� porcj�
serum powrotu.
Graf nie nabra� si� bynajmniej na pi�kne oczy Sir
Lestera. W�a�nie opala� si� na roz�o�ystym tarasie swej
posiad�o�ci w Weissmacht, gdy kamerdyner dor�czy� mu wyniki
�ledztwa, jakie przeprowadzi� Herr Knemeier - detektyw
rodzinny familii Rausch.
Graf w�o�y� zabytkowe Sonnenbrille, odziedziczone po
stryju Udo, i po raz kolejny, na wszelki wypadek, pola� si�
oliwk� do opalania. �ykn�� lemoniady i dopiero wtedy m�g�
spokojnie otworzy� zalakowana kopert�. Na piecz�ci widnia�
herb Knemeiera - p�orze�, p�wierk. Dzi�ki temu graf mia�
pewno��, �e materia�y s� oryginalne.
T�uste od oliwki palce grafa zostawia�y �lady na kredowym
papierze, gdy nerwowo przegl�da� sprawozdanie. Aby zapobiec
rozszyfrowaniu, detektyw zapisa� je w j�zyku starogerma�skim,
kt�rym to w�adali bardzo nieliczni i zreszt� bardzo s�abo.
Sam Knemeier te� nie by� bieg�y w tym j�zyku.
Sie fahren nicht nach dem Planet - przeczyta� graf i
zatrz�s� si� ze z�o�ci. - Ich habe die Immigrantformulare
gesehen und kein Schawrzgraumodell dadort war. So konnen wir
sicher sein dass Sir Lester lugt.
Knemeier przysy�a� kopie formularzy imigracyjnych i inne
dokumenty, kt�rych grafowi nie chcia�o si� ju� nawet
ogl�da�. Wystarczy�o pismo przewodnie, kt�re potwierdza�o
jego podejrzenia. Von Fenster tak si� w�ciek�, �e wsta�
gwa�townie i jego zabytkowe Sonnenbrille spad�y na ziemi�
t�uk�c si�. To przewa�y�o szal� i graf postanowi� dzia�a�.
Wezwa� fryzjera i manikiurzystk�. Ufarbowa� w�sy,
paznokcie za� rozkaza� pomalowa� na pi�kny modry kolor.
Na�o�y� najdro�sze klejnoty, a w�r�d nich sygnet rodu Rausch
wykonany z najczystszego z�ota uzyskanego w procesie
alchemicznym. Na koniec w�o�y� najmodniejszy trencz z
cieniowanej wilmy i tak wystrojony wsiad� do swego
dyli�ansu.
Kaza� si� wie�� na lotnisko. Tam wynaj�� niewielki
luksusowy statek kosmiczny i zaordynowa� kurs na Seus.
Pilota zmrozi�o. Stewardesy chodzi�y sztywne ze strachu,
popijaj�c na boku firmow� Wod� Ognist�.
Von Fenster postanowi� by� nieustraszony. Oczywi�cie,
potem u�wiadomi� sobie, �e dzia�a� pod wp�ywem udaru
s�onecznego i gorzko po�a�owa� swych decyzji, ale na razie
zamierza� post�powa� jak starodawne rycerstwo. Nie
powiedzia� nic Lady Silver. Jego misja pozosta�a tajemnic�.
Nie mia� zreszt� szczeg�lnego planu. Zamierza� dotrze� na
Seus i osobi�cie sprawdzi�, czy s� tam modelki z
Hansenjungen. Je�li tak, mia� zamiar post�pi� szlachetnie i
zaprzesta� hodowli.
Mark obudzi� si� w apartamencie na czterdziestym pi�tym
poziomie luksusowego stupi�trowca. Dozna� dziwnego uczucia -
przez moment nie pami�ta�, kim jest, ile ma lat, co by�o
wczoraj...
Ale szybko sobie przypomnia�. Jego serce �cisn��
straszliwy �al. Rozejrza� si� po pokoju, jakby nie chc�c
uwierzy� w to, co si� wczoraj sta�o. Ale nie by�o Sun.
Zadzwoni� telefon. Mark podni�s� s�uchawk�, bo pomy�la�,
�e to mo�e ona. Ale to by� Steven.
- Cze��, stary - zawo�a� zadowolony. - Mam dla ciebie
dobre wiadomo�ci. Akcje Oil Holding podro�a�y dzi� na
tokijskiej gie�dzie o 3%!
S�owo "Tokyo" zabola�o, bo teraz kojarzy�o si� Markowi
tylko z jednym miejscem - ekskluzywnym barem Tokyo na
Broadwayu, gdzie pozna� Sun.
- ...zarobi�e� wi�c prawie sto trzydzie�ci tysi�cy, z
tego po�ow� powiniene� przeznaczy� na udzia�y w Trade
Association... - dosz�y go s�owa Stevena.
- S�uchaj! - Mark przerwa� mu histerycznie. - S�ysza�e� o
wczorajszej strzelaninie przy Holm Industry w aksamitnej
dzielnicy?
- A sk�d - odpar� Steven - nie s�ucham radia, bo tam
podaj� same bzdury, ale wiesz co, teraz wpad�o mi do g�owy,
�e warto zainwestowa� w...
- W tej strzelaninie... - g�os Marka za�ama� si� - oni...
oni zabili Sun.
W s�uchawce zapanowa�a cisza.
- Cco? - j�kn�� w ko�cu Steven.
Mark czu�, �e musi powiedzie� jak najwi�cej, mo�e sprawi
mu to jak�� ulg�.
- Sun nie �yje. Strzelili do niej kilka razy. Policja
przyjecha�a, gdy tamci ju� dawno zwiali, wiesz, to biedna
dzielnica...
- A co tam w�a�ciwie robili�cie?
Mark nie m�g� sobie przypomnie�, co robili w tak pod�ym
miejscu.
- Wiesz, chyba jeszcze jestem w szoku, bo nie pami�tam -
odrzek� i od�o�y� s�uchawk�.
Stara� si� posk�ada� wszystkie fakty, ale ca�e
wspomnienie tamtej nocy zaczyna�o si�, gdy Sun le�a�a ju�
ranna na ziemi, tamci uciekali, wsiedli do starego
czerwonego buicka i momentalnie odjechali. Potem zjawi�a si�
policja, potem pogotowie. Przykryli cia�o Sun czarn�
foli�...
Mark nie m�g� o tym my�le�. Pami�ta�, �e ma zg�osi� si�
na komisariat dzi� wieczorem, by mogli go przes�ucha�.
By� w�ciek�y. Wiedzia�, �e policja nic nie zrobi. Czu�
si� bezsilny.
Zapali� papierosa i chodzi� po mieszkaniu jak dzikie
zwierz�. Wszystko wko�o przypomina�o mu Sun. Jej
porozrzucane ubrania, jej kubek do kawy, jej odjazdowa
metalowa bi�uteria.
Nie m�g� wysiedzie� w zamkni�tym pomieszczeniu. Wyszed�
na ulic�. By�o upalne lato. Najbardziej dokuczliwe, jakie
tylko mog�o by� w Nowym Jorku - pal�ce s�o�ce, korki, ha�as,
t�umy na ulicach.
Mark szed� bezmy�lnie. Narasta�a w nim gorycz i z�o��.
Wiedzia�, �e nie mo�e si� upi�, bo ma si� zg�osi� na policj�
wieczorem. Zapach jedzenia przyprawia� go o md�o�ci.
Podjecha� metrem do Central Parku, kupuj�c po drodze w
drugstorze dramamin�. �ykn�� trzy tabletki, po�o�y� si� w
cieniu na �awce i zasn��.
Gdy si� obudzi�, by� ju� wiecz�r. Pi�kny letni zmrok.
Atramentowe niebo. Mark spojrza� na gwiazdy, ich widok
wzbudzi� w nim dziwn� t�sknot�, ale tak by�o zawsze, gdy na
nie patrzy�.
A potem nagle poczu� przepe�niaj�c� go w�ciek�o��.
Postanowi� dopa�� tych drani. Dopa�� i pozabija�. To jedyny
spos�b wymierzenia sprawiedliwo�ci. Czu�, jak w jego �y�ach
wre adrenalina.
Pobieg� do metra i pojecha� do domu. Wyj�� z szafy
pistolet. Zjecha� wind� do gara�y i wsiad� w samoch�d.
Kierowa� si� prosto do aksamitnej dzielnicy. Pami�ta�, �e
buick mia� charakterystyczne wgniecenie na karoserii.
"Znajd� ten samoch�d - pomy�la�. - Tam nie mo�e by� wiele
takich modeli. A potem znajd� tych skurwysyn�w. I
pozabijam!"
Gdy Vampire prze�o�y� ci�ar swej �wiadomo�ci - z jednej
strony niewielkim wysi�kiem kontrolowa� swe cia�o le��ce w
sarkofagu, z drugiej - uzyska� pe�ni� mocy jako Naczelny
Szaman Sekty Wieczno��.
Dla otaczaj�cych go towarzyszy w�a�nie otworzy� oczy po
d�ugim transie narkotycznym wywo�anym przez specjalny
gatunek peyotla. Znajdowa� si� w swym "ranczo" po�o�onym na
strychach opuszczonych domostw w aksamitnej dzielnicy w
Nowym Jorku. St�d zawiadywa� ca�� spo�eczno�ci� "Wieczno�ci"
w Ameryce i w Europie.
W jego otoczeniu znajdowali si� tylko zaufani wyznawcy
sekty - najwy�si rang�, ale i tak jemu podporz�dkowani.
�renice Vampire - zwanego tu Milo - zmatowia�y pod
wp�ywem pog��bienia �wiadomo�ci. Obecni zauwa�yli t� zmian�
i, jak zwykle, ocenili to jako nap�yw mocy. Pognali wi�c
szybko do swych laptop�w, za ich pomoc� uprawiali bowiem tak
zwan� magi� wirtualn� w Internecie. Czuli, �e moc Milo
sp�yn�a te� po cz�ci na nich, dzi�ki czemu ich magia mog�a
zyska� na efektywno�ci.
Obecnie pracowali nad przewodnicz�cym zwi�zku zawodowego
aktor�w, ale tylko dla �wicze�, gdy� ich ostatecznym celem
by� prezydent Stan�w Zjednoczonych. Gdyby i on wst�pi� do
"Wieczno�ci", sekta opanowa�aby z pewno�ci� ca�� Ameryk�.
Vampire nie chcia� oczywi�cie zajmowa� si� tymi bzdurami.
Postanowi� dzia�a� szybko, ka�da minuta by�a cenna, im
d�u�ej przebywa� tutaj, tym trudniej wr�ci� tam.
Wiedzia�, kogo szuka�. To nie m�g� by� przeci�tny
morderca, jakich pe�no w aksamitnej dzielnicy. To musia� by�
morderca zdesperowany i zawiedziony obecn� rzeczywisto�ci� -
taki, kt�ry ulegnie mu mentalnie i zechce wybra� si� do
innego �wiata.
Vampire rozkaza� gestem, by wszyscy si� oddalili. Skupi�
si�, wpatruj�c w sw�j wskazuj�cy palec. Energia by�a tak
silna, �e wywo�ywa�a zjawisko zwane potocznie poltergeist.
Jego ulubiona rze�ba - z�ota miniaturka Wenus, stoj�ca na
marmurowym kominku - zacz�a wibrowa�. W ko�cu spad�a na
ziemi�. Vampire nie zwa�a� na to. Penetrowa� otaczaj�ce go
obszary energii ludzkiej, szukaj�c tej, kt�ra by go
interesowa�a.
I znalaz�.
Co� jakby czerwona plama zat�tni�a na zmiennym polu
r�nych mocy. Vampire wiedzia� ju�, kto to i gdzie jest.
Przerwa� koncentracj�. Wsta� gwa�townie i dostrzeg� Wenus
le��c� na pod�odze. Podni�s� j� i postawi� na miejscu.
- Mam nadziej�, �e si� ju� nie zobaczymy - powiedzia� do
figurki i wyszed�.
Szed� mrocznymi ulicami aksamitnej dzielnicy wiedziony
ciemnym instynktem. Nazwa "aksamitna" pochodzi�a od brudu,
kt�ry pokrywa� wszystkie