4883

Szczegóły
Tytuł 4883
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4883 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4883 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4883 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MONIKA FOSTIAK Legenda o Ksi�ciu Vampire Trzeciego dnia bytno�ci w posiad�o�ci Schwarzgrau graf von Fenster otrzyma� niepokoj�cy sygna� ze swego induktora telepatycznego. Niepokoj�cy - poniewa� graf sam od��czy� induktor, aby w spokoju odda� si� polowaniom na p�owce. - Was? - wrzasn�� graf po starogerma�sku. Postanowi� nie odbiera� przekazu. W�a�nie jad� obiad w towarzystwie bardzo pi�knej modelki pochodz�cej z jego w�asnej hodowli pod Hansenjungen. Sygna� jednak nasila� si�, prowadz�c do charakterystycznych md�o�ci, co zak��ca�o smak przystawki z dyniogruszy. Graf przeprosi� i wsta� od sto�u. Pochodzi� z dobrze u�o�onego rodu Rausch, kt�ry po wojnie multimedialnej po��czy� si� z rodzin� von Fenster, dlatego pilnowa� swych manier i postanowi� odebra� przekaz w odosobnieniu, na werandzie. - S�ucham - powiedzia�, siadaj�c na dryfuj�cym szezlongu. - To ja! - odpar�a Lady Silver. - To ja ci� wzywam, Haraldzie. - Aber warum? - spyta� graf po starogerma�sku - wiesz przecie�, �e zabawiam si� teraz z modelkami i poluj� na p�owce, to bardzo pi�kny jesienny Urlaub. Nie widzieli�my si� ze trzy miesi�ce, czy musia�o ci si� o mnie przypomnie� akurat teraz? - Powinni�my si� spotka�, Haraldzie, i to szybko. Przekazy telepatyczne s� infiltrowane, nie mog� teraz powiedzie�, o co chodzi, ale to bardzo wa�ne. - Wiem, �e jeste� moj� �on�, ale czy musisz wymaga� a� tak wiele? - W tych okoliczno�ciach.... - Nawet jeszcze nie upolowa�em �adnego p�owca. - Daj wi�c s�owo, �e jak tylko upolujesz, to przyb�dziesz. - No dobrze. Gdzie rezydujesz obecnie? - W posiad�o�ci Wildrose. - Hasslich, nienawidz� tego miejsca. - Przyjed�, jak tylko upolujesz. - No tak, przyrzekam. - To tyle, ca�uj�, kochanie. Graf wr�ci� do jadalni rozz�oszczony. Usiad� przy stole i spr�bowa� trzeciego dania g��wnego, ale jako� mu nie smakowa�o. Wyj�� podr�czn� z�ot� proc� i strzeli� z�o�liwie groszkiem w oko modelki. - Was machst du? - j�kn�a modelka po starogerma�sku, chc�c mu si� przypodoba�. - Widzisz durna - odpar� graf - gdyby� mia�a cho� troch� inteligencji, to by� si� domy�li�a, �e chc� ci� sp�awi�. Z seksu dzisiaj nic nie b�dzie, bo musz� upolowa� szybko p�owca i jecha� do �ony. Graf wsta� od sto�u, na znak irytacji ciskaj�c widelcem w kieliszek z winem i poszed� do stajni. Konie, jak co dzie�, czeka�y osiod�ane. Graf by� gruby i dlatego normalnie porusza� si� z antygrawitatorem, bardzo skutecznie zmniejszaj�cym jego wag�. Niestety, stare regu�y �owieckie zabrania�y u�ywania antygrawitator�w na koniach w czasie polowa�. Graf od��czy� urz�dzenie i poczu�, jak przybywa mu ze sto kilo. - Scheisse - mrukn�� pod nosem. Ko� te� nie by� zachwycony i lekko si� ugi�� pod ci�arem. - Dalej, Helmut! - pogoni� go graf - musimy szybko co� upolowa�! I pojecha� w lasy Schwarzgrau. P�owce czai�y si� z regu�y w syntetycznych paprociach lub w�azi�y na drzewa. Graf trzyma� strzelb� w pogotowiu. W tym sezonie strzela�o si� na zielono, wi�c zam�wi� bardzo pi�kny szmaragdowy odcie� farby z drobinami z�ota u najlepszego Farbenmeister w okolicy. Tym bardziej chcia� ju� co� upolowa�, �eby zobaczy� pi�kn� po�yskuj�c� ziele� na kremowym futrze p�owca. Do polowa� na p�owce nie chodzi�o si� z psami, gdy� te �atwo zaprzyja�nia�y si� z tak� zwierzyn�. Dlatego zadanie by�o utrudnione. W ko�cu graf wypatrzy� bardzo du�y, gruby okaz na pobliskiej so�nie. Zatrzyma� konia, kt�ry i tak ju� ledwo dysza�, i wycelowa�. Strzeli� i trafi�. P�owiec spojrza� z wyrzutem na grafa i zlaz� z drzewa. Graf przyjrza� mu si� uwa�nie. - Bardzo pi�kny! - ucieszy� si� i szybko zrobi� mu zdj�cie. P�owiec sta�, z wyczekiwaniem patrz�c na my�liwego. - Ju� �cieram, ein Moment - mrukn�� graf. Wytar� starannie farb�. P�owiec ziewn�� i wlaz� z powrotem na drzewo. Graf wr�ci� zadowolony do pa�acu. Przyczesa� si� przed podr� i wsiad� do swego najnowszego dyli�ansu. W drodze do Wildrose zatrzyma� si� w supermarkecie jubilerskim, aby kupi� �onie prezent. Wybra� pi�kny rubinowy fotel. - Dzi�kujemy, �e pan zn�w nas odwiedzi� - powiedzia� kierownik supermarketu, odprowadzaj�c go do wyj�cia. - Pa�skie zakupy s� u nas prawie najwy�sze. - Jak to prawie? - zez�o�ci� si� graf. - A kto ma wy�sze? - Count Kent i ... no i ... sam pan wie... On. - A, On - graf mimowolnie si� sk�oni� - Ach tak, przepraszam. Lady Silver czeka�a na m�a w towarzystwie pi�ciu dziewic, kt�re hasa�y po ogrodzie. - Tylko mi nie je�� sztucznych piwonii. - Lady Silver klepn�a jedn� z dziewic w r�owy ty�eczek. Graf, kt�ry w�a�nie przyby�, te� klepn�� jedn� z dziewic w ty�ek. - Haraldzie, no wreszcie! Co upolowa�e�? - krzykn�a Lady. Graf wyj�� zdj�cie p�owca. - Pi�kny! - zachwyci�a si� Lady. - Gdzie postawimy imitacj�? - W Schwarzgrau - odpar� graf. - Sp�jrz, co przywioz�em - wskaza� na rubinowy fotel. - Cudowny! - zachwyci�a si� Lady. - B�dzie na nim spa� Leon. Leon szczekn�� na dziewice i wskoczy� na fotel. - A teraz - mrukn�� graf - powiedz, was, zum Teufel, kaza�o mi przerywa� Urlaub? Na orbicie czwartego ksi�yca planety Seus kr��y� kokon Ksi�cia Vampire. Ksi��� oddawa� si� megatransowi toksycznemu w najnowszej wersji, kt�r� dostarczy� mu doktor Bloodsteel. W mi�dzyczasie nadworny Mistrz Stomatologii ostrzy� diamentowe k�y ksi�cia, gdy� st�pi�y si� na ko�cach. W swym megatransie Ksi��� uda� si� do Boskiej Sfery, przemy�lnie symuluj�c wszechogarniaj�c� mi�o��. W zetkni�ciu z Boskim Aspektem Ksi��� na chwil� zatraci� to�samo�� i bardzo si� przestraszy�. Strach wr�ci� go do rzeczywisto�ci. Otworzy� oczy, a jego czarne, p�askie �renice sparali�owa�y Mistrza Stomatologii, kt�ry w�a�nie ko�czy� ostrzenie. Ksi��� dmuchn�� i sparali�owany Mistrz upad� na ziemi�. Ksi��� posiada� trzecie oko na palcu wskazuj�cym, wi�c szybko spojrza� palcem na swe �wie�o upi�owane k�y. Sprawdzi� je te� swym rozdwojonym na ko�cu j�zykiem i skaleczy� si�. Na diamentowych k�ach zal�ni�a b��kitna krew. Ksi��� przymkn�� oczy z zadowolenia i po��czy� si� z doktorem Bloodsteel. - Dzia�a! - zabrzmia�a w g�owie doktora my�l Ksi�cia. - Gratuluj�! - Jak sobie Wasza Wysoko�� �yczy - odpar� Bloodsteel. - Wyst�pi� jednak problem - ta my�l Ksi�cia wywo�a�a u doktora b�l g�owy - ale on ciebie nie dotyczy - doda� Vampire i roz��czy� si�. - Wracamy do zamku! - krzykn��. - Musz� tam porozmawia� z mym Doradc�. I kokon pomkn�� w kierunku Seus. Mark obudzi� si� jak co dzie� w piachu. Tym razem spa� pod wie�� kontroln� w sektorze 15. Przeci�gn�� si� i spojrza� w g�r�. Gdzie� kilometr nad nim, na szczycie wie�y siedzia� ten zwariowany Murzyn, �u� gum� i pi� sok cytrynowy z amfetamin�. Kontrolowa� sektor, strzelaj�c do wszystkich mutant�w, kt�rych dostrzeg� system ostrzegawczy. Mark nie mia� ochoty sp�dzi� z nim kolejnego dnia, s�uchaj�c opowie�ci o lataj�cych balonach i innych bzdurach. Postanowi�, �e dzi� dotrze do osady i przenocuje w ruinach. "Do�� tego piachu" - pomy�la�, patrz�c na wydmy, ci�gn�ce si� a� po horyzont. W�o�y� przeciws�oneczne gogle i odbezpieczy� bro�. "Zawsze mo�e si� trafi� jaki� mutant, kt�rego nie sprz�tnie wie�a kontrolna - pomy�la�. - Szczeg�lnie, gdy siedzi tam Murzyn". Mark ruszy� jak co dzie� na p�noc. Facet z wie�y twierdzi�, �e niedaleko znajduje si� osada zwana Tokyo. Uwa�a� te�, �e mo�e w�a�nie tam Mark znajdzie to, czego szuka. Ale Mark mia� akurat dzie� zw�tpienia, szed� powoli zm�czony s�o�cem i upa�em. "Nigdy tego nie znajd� - my�la�. - Mo�e to tylko chore fantazje, mo�e to wcale nie istnieje... Chcia�bym ju� dotrze� do jakiej� betonowej drogi, �eby i�� po czym� twardym, taak, by�oby mi�o, mo�e to rzeczywi�cie niedaleko. W ko�cu id� na p�noc ju� trzy tygodnie. Najwy�szy czas natkn�� si� na jak��..." Mark nie zd��y� pomy�le� "osad�", gdy� zauwa�y� mutanta p�dz�cego w swoim kierunku. Mia� obrzydliwe gadzie nogi i twarz pi�knej kobiety. Mark wycelowa� w nogi, ale nim strzeli�, mutanta dosi�g�y promienie z wie�y. Podszed� do zw�ok, kt�re ulega�y momentalnie rozk�adowi - tak dzia�a�o promieniowanie. "Szkoda - pomy�la� Mark - pi�kne kobiety zdarzaj� si� tylko jako mutanty". Zobaczy� u�miech na znikaj�cej twarzy. "Pewnie nie wiedzia�a, kim jest, jeszcze jedna. Sk�d one to bior�, ten �rodek, to nie mo�e by� fikcja! �ebym m�g� tak zestrzeli� jednego mutanta i z nim pogada�, a tu zawsze te wie�e... Mo�e rzeczywi�cie czego� dowiem si� w Tokyo..." i ruszy� na p�noc. Pod wiecz�r stan�� na wydmie, kt�ra okaza�a si� ko�cem pustyni. W dole rozci�ga�a si� imponuj�ca panorama olbrzymiej osady - betonowe ruiny, pomi�dzy nimi drogi, a na nich dziwne pojazdy - a� po horyzont. Mark by� zachwycony widokiem. Zmierzch sprawi�, �e pi�kniejsze wyda�y si� �wiec�ce kolorowe fragmenty neon�w i latarki zamontowane w pojazdach. Zauwa�y� te� fragment asfaltowej drogi wy�aniaj�cej si� u podn�a wydmy. Mark ruszy� szybko do przodu. Chcia� jak najpr�dzej znale�� si� na miejscu. Droga prowadzi�a wprost do osady i bieg�a pod dziwnym �ukiem, jakby bram� wjazdow�. Na tym �uku przyczepiono pi�kny b��kitny neon z napisem BAR TOKYO (ale BAR si� nie �wieci�). Ulice by�y ruchliwe - zobaczy� grupki ludzi i kilka dziwnych pojazd�w. Z niekt�rych piwnic dochodzi�a muzyka. Szed� powoli, ciesz�c si� atmosfer�. Zauwa�y�, �e wiele budynk�w nie nosi�o prawie �lad�w zniszczenia, gdzieniegdzie szyby w oknach by�y rozbite, wewn�trz pali�o si� �wiat�o - znak, �e �yli tam ludzie. Mark stan�� pod stupi�trowcem nieznacznie tylko pop�kanym. Na wysoko�ci sze��dziesi�tego pi�tra dynda� pot�ny neon, podtrzymywany przez kable. Napis g�osi� : CA- COLA. Markowi spodoba�a si� ta nazwa. Postanowi�, �e znajdzie tu gdzie� jakie� fajne pomieszczenie i przenocuje w przyjemnych warunkach. Podszed� do drzwi wej�ciowych, a te rozsun�y si�, lekko skrzypi�c. Wewn�trz by� przestronny hol, przysypany gdzieniegdzie gruzem. Uprz�tni�ta �cie�ka prowadzi�a do ko�ca holu, gdzie znajdowa�y si� schody. Mark ruszy� w ich kierunku. Posadzka odbija�a kroki i w pewnym momencie Mark zorientowa� si�, �e nie jest sam - kto� za nim szed�. Obr�ci� si� gwa�townie i spostrzeg� bardzo �adn� sko�nook� dziewczyn�. Zamiast n�g i r�k mia�a metalowe protezy. - Id� za tob� ju� od �uku - powiedzia�a metalicznym g�osem, najwyra�niej by�a cyborgiem. - Dlaczego? - zapyta� pe�en w�tpliwo�ci czy m�wi do cz�owieka, czy do maszyny. - Jestem prostytutk� - odpar�a, jej oczy by�y smutne, wyzbyte zalotno�ci. - My�la�am, �e mo�e b�dziesz potrzebowa� kob... - co� jakby si� zaci�o, szcz�kn�o - ...biety. Mark przyjrza� jej si� uwa�nie. Przemkn�a mu absurdalna my�l, �e mo�e dziewczyna jest mutantem, kt�ry kaza� sobie wymieni� zmutowane ko�czyny na metalowe protezy. Nigdy o czym� takim nie s�ysza�, ale, z drugiej strony, jej twarz by�a podejrzanie �adna. - Nie potrzebuj� kobiety - przesz�y go dreszcze na sam� my�l, �eby z ni�... - ale chc� si� tu troch� rozejrze�, mo�e mi pomo�esz? Zap�ac� ci. Dziewczyna sta�a chwil� nieruchomo, jakby zupe�nie si� zaci�a, tylko jej oczy wyra�a�y dziwne cierpienie. Zn�w szcz�kn�o i w ko�cu si� odezwa�a. - Dobrze - u�miechn�a si�, b�yskaj�c metalowymi z�bami - A co masz? - �etony, tabletki witalizuj�ce... - �etony - przytakn�a. - Tabletki witalizuj�ce dostaj� za darmo, bo jestem inwalid�, ale zawsze potrzebuj� jakie� �etony; no wiesz, na ciuchy. Mark pokiwa� g�ow�. - Jestem Sun - dziewczyna niestety wyci�gn�a metalow� d�o�. Musia� t� d�o� u�cisn��. - Mark. Dwie bardzo ma�e s�u�ki rozsypywa�y przed nogami Ksi�cia srebrny proszek tak, aby Vampire st�paj�c wzbudza� tumany po�yskuj�cego py�u. Ksi��� zawsze w ten spos�b wkracza� do Zamku. Jego buty podkute tytanem wydawa�y imponuj�cy d�wi�k przy zetkni�ciu z marmurow� pod�og�. Dworzanie usuwali si� dyskretnie z linii jego wzroku, gdy� mogli zosta� sparali�owani. Na spotkanie wype�z� ulubiony w�� Ksi�cia - Mario, pobrz�kuj�c szafirow� grzechotk� na ko�cu cia�a. Vampire przemierzy� obszern� Sal� Powitaln� i uda� si� do Komnaty Tronowej. By�o to jego ulubione miejsce na Zamku. Tron lewitowa� na wysoko�ci czterech metr�w, na pod�odze za� wi�y si� w pokorze najpi�kniejsze syreny Galaktyki. Wok� tronu fruwa�y du�e, mieni�ce si� wa�ki, za� nad tronem zawieszona by�a Meduza M�dro�ci - wystarczy�o, by Ksi��� zanurzy� g�ow� w jej galaretowatym wn�trzu, a uzyskiwa� unikaln� jasno�� i przenikliwo�� my�li na dobre kilkana�cie minut. Jednak Vampire wiedzia�, �e Meduza nie pomo�e mu a� tak dobrze jak Doradca, i dlatego rozkaza� go wezwa�. Doradca mia� posta� sporego neuronu, kt�ry p�ywa� w substancji organicznej. Vampire podarowa� mu specjalne kryszta�owe akwarium jako wyraz uznania. Doradc� wniesiono na z�otej tacy, a nast�pnie wszyscy - tak�e wa�ki i syreny - musieli opu�ci� sal�. Nikt nie m�g� wiedzie�, w jaki spos�b Ksi��� porozumiewa si� z Doradc�. Tej tajemnicy Vampire nie chcia� ujawni�, jej odkrycie mog�o by� dla� �miertelne. Nikt zatem nie mia� poj�cia, �e w�r�d b��kitnobia�ych lok�w Ksi�cia mo�na znale�� �ywe dendryty, kt�re przebi�y si� przez czaszk� i umo�liwia�y po��czenie z neuronem Doradcy. Wystarczy�o zanurzy� je w akwarium. W tym momencie my�li Vampire uk�ada�y si� w charakterystyczny ci�g skojarze�, w kt�rym Ksi��� nauczy� si� ju� rozpoznawa� te spolaryzowane przez Doradc� i te, kt�re powstawa�y tylko w jego m�zgu. "Uda�o mi si� to dzi� osi�gn��, ale niestety si� przestraszy�em - zacz�� my�le� Ksi��� - to przecie� jest zaprzeczeniem ca�ej idei - tu mia� wp�yw Doradca - Boga nie mo�na si� ba�, chyba �e to grozi utrat� to�samo�ci, poczu�em co� takiego, przez moment, ale na szcz�cie si� przestraszy�em i to przywr�ci�o mnie do w�asnego ja, w�asne ja jest wszak�e wzgl�dne, czym jest teraz tw/m-oje ja? Jest tym, czym czuj�, �e jest, czuj� jego granice, a przy kontakcie z Bogiem nie da si� zachowa� swej to�samo�ci, taka jest jego idea, B�g jest wszechogarniaj�c�, czyst� i bezgraniczn� mi�o�ci�, tej mi�o�ci si� chyba przestraszy�em, w�a�nie tej przejrzysto�ci, kt�ra mnie zniewoli�a, a to przecie� ja j� mia�em zniewoli�, wyssa� z niej t� pot�n� si�� dla siebie, B�g zawsze mnie b�dzie zniewala�, ilekro� spr�buj� kontaktu z nim, bo on jest ponad wszystkim, dlatego te� chc� go wykorzysta�, chc� mie� udzia� w jego mocy, ale wtedy nie b�d� ju� potrzebowa� niczego, motywy, kt�re teraz mn� kieruj�, przestan� dla mnie istnie�, poniewa� stan� si� cz�ci� Boga, musi by� jednak jaki� spos�b, aby tego unikn��, musi by� spos�b, aby wnikn�� we�, zachowuj�c moje ja, ka�da inna sytuacja mnie przera�a, ale nie powinienem si� ba�, bo dop�ki si� go boj� - dop�ty mnie nie przyjmie, lecz gdy mnie przyjmie, mnie ju� nie b�dzie, ale� to absurd, musi istnie� rozwi�zanie..." - Ale� to absurd! - krzykn�� Vampire, wyci�gaj�c gwa�townie swe dendryty z akwarium. - Co za bzdury! - wrzeszcza� rozw�cieczony. - �aden neuron nie b�dzie mi wmawia�, �e co� mi si� nie uda! Udaje mi si� wszystko, najpierw w tamtym, a teraz w tym �yciu! I dlatego udaje mi si� w tym �yciu, bo zachowuj� pami�� tamtego. I dlatego uda mi si� z Bogiem, bo zachowam nadal sw� to�samo��. A to - spojrza� na akwarium - to s� zupe�ne bzdury. Zabra� go - krzykn�� do s�u�by. Wyniesiono Doradc�. Do sali wpe�z�y syreny i przylecia�y wa�ki. Ksi��� poczu� g��d, ale przed posi�kiem postanowi�, �e skorzysta jednak z Meduzy, skoro neuron niewiele mu pom�g�. Zanurzy� wi�c g�ow� w jej wn�trzu i poczu�, jak parzyde�ka stymuluj� jego m�zg i wywo�uj� specyficzny stan przejrzysto�ci widzenia. "Skoro boj� si�, musz� znale�� lekarstwo na ten l�k, musz� wyssa� z kogo� brakuj�c� odwag�, ale w tym �wiecie jej nie znajd�, tu nikt by nie zrani� nawet zwierz�cia, musz� si� uda� tam, z powrotem, tam kogo� znale��, kogo� ow�adni�tego ��dz� i pierwotnymi instynktami, bez l�ku, �ci�gn�� go tu i tu go wyssa�". Vampire wyj�� g�ow� z Meduzy. Przez chwil� siedzia� w milczeniu na tronie, rozwa�aj�c to, czego si� dowiedzia�. - Podawa� obiad - krzykn�� w ko�cu. W Sali Jadalnej czeka� ju� st� przykryty jedwabnym obrusem, a na nim pi�kny porcelanowy p�misek, na kt�rym le�a�a �wie�a, lekko tylko przyprawiona wypitym winem dziewczyna o bia�ej szyi. - A wi�c, droga Lady - mrukn�� von Fenster - co sprawi�o, �e przerwa�a� m�j Urlaub? - Zaraz si� dowiesz - odpar�a. Szli przez ogr�d, w tym miejscu hodowany w stylu neofrancuskim. Gdy przechodzili pod wisz�c� rzek�, graf naprawd� zacz�� si� niecierpliwi�. Lady zatrzyma�a si� dopiero po�rodku us�anej powojem polanki i szepn�a : - No, tutaj mo�e nikt nas nie pods�ucha. - Co ty pleciesz - zez�o�ci� si� graf. - Masz obsesj�... - Ot� - przerwa�a mu Lady, kt�ra nagle nabra�a odwagi, by wyg�osi� sw� tajemnic� - ot� dowiedzia�am si�, �e... - i tu zni�y�a g�os - ... modelki z naszej hodowli w Hansenjungen trafiaj� w wi�kszo�ci nie gdzie indziej, a... - Lady zawaha�a si� i zbli�y�a swe usta do ucha grafa. Graf a� prychn�� z przera�enia. Rozejrza� si�, czy rzeczywi�cie nikt ich nie s�ysza�, po czym przem�wi� do ucha Lady. - Do... Niego? - Tak - szepn�a - do Vamp... Nie doko�czy�a, graf zatka� jej usta d�oni�. - Nie wymawiaj tego imienia - ostrzeg� - nawet w tym powoju s� pewnie jego zausznicy. Nie chcesz chyba sko�czy� na p�misku? Lady zadr�a�a, spogl�daj�c na pi�kne kwiaty pod nogami. - Ale nasze modelki... - j�kn�a. Graf sta� przez chwil� zupe�nie bezmy�lnie, gdy� nie wiedzia�, jak w takiej sytuacji wypada si� zachowa�. W ko�cu przysz�o mu do g�owy pytanie. - A sk�d o tym wiesz? - zagadn�� od niechcenia, kombinuj�c ju� co powiedzie� dalej. �ona grafa lekko si� zarumieni�a i zacz�a dziwnie wierci� pantofelkiem w trawie. Von Fenster zainteresowa� si� jej nietypow� reakcj�. - No - zagadn�� - jak si� o tym dowiedzia�a�? Lady odwr�ci�a si� na pi�cie i zacz�a szybko i�� w kierunku domu. Jej tiulowy p�aszczyk powiewa� w p�dzie. - Mog� si� domy�la� - krzykn�� graf i ruszy�, aby dogoni� �on�. - W�a�nie przypomnia�am sobie, �e o siedemnastej przyje�d�a fryzjer - us�ysza�, gdy wchodzi�a na lodowy mostek, ��cz�cy dwa brzegi stawu ze z�otymi ma��ami. - Mog� si� domy�la� - powt�rzy� graf - to na pewno Sir Lester, tw�j kochanek! - Jak �miesz! - krzykn�a Lady i ostentacyjnie zemdla�a. Graf wiedzia�, �e w tym momencie m�g� pod��czy� si� do niej telepatycznie i odczyta� ostatni� my�l przed utrat� przytomno�ci. Tak te� uczyni�. Ostatnia my�l Lady okaza�a si� ca�kiem lubie�na i dotyczy�a... Sir Lestera. - A wi�c to Wahrheit! - krzykn�� von Fenster i tym ocuci� �on� - to on posy�a modelki do... - i tu mimowolnie �ciszy� g�os - ...Niego, a nam m�wi, �e wyje�d�aj� na Lazurow� Planet�. - Wygada� si� ostatnio w ��ku - j�kn�a Lady, podnosz�c si� po omdleniu. - Zabij� go! - krzykn�� graf. - Ale nie zabronisz mi si� z nim spotyka�? - upewni�a si� Silver. - Ale� jak bym �mia� - von Fenster poca�owa� szarmancko �on� w r�k� i wyruszy� na spotkanie z Sir Lesterem. Po trzech dniach zwiedzania Tokyo w towarzystwie Sun Mark poczu� si� bardzo zm�czony. Zna� prawie ca�e miasto - obejrza� centrum kontroli teren�w przygranicznych, szpital neurochirurgii, salony odnowy teozoficznej, squady wirtualne i inne nietypowe miejsca, ale nigdzie nie wpad� na trop tego, czego szuka�. Sun okaza�a si� pomocna, bo by�a �wietnie zorientowana w terenie, jakkolwiek cz�sto zacina�a si� i Mark musia� na ni� czeka�. By� pi�kny, ciep�y wiecz�r, siedzieli na dachu, na kt�rym kiedy� znajdowa� si� basen. Teraz pozosta�o zag��bienie, cz�ciowo wype�nione piachem naniesionym przez wiatr. Mark wyci�gn�� si� na plecach i spojrza� w niebo. - Pi�kne - powiedzia�. Sun zn�w si� zaci�a i mia�a trudno�ci z odchyleniem g�owy w ty�. - Kiedy� podobno by�y na nim gwiazdy - doda�. - Co? - spyta�a Sun - Gwiazdy - odpar� Mark. - Gwiazdy s� na naszej fladze - stwierdzi�a Sun - jak co� takiego mo�e by� na niebie? - Podobno wygl�da�y inaczej, jak reflektory, kt�re �wiec� z daleka... - A ile ich by�o? - Miliony. - Miliony? Jak? Musia�y by� mniejsze od ksi�yca. - By�y mniejsze, by�y malutkie. - Co� wymy�lasz - podsumowa�a Sun. Wyci�gn�a do niego d�o� z fosforyzuj�c� tabletk�. - We�, zabawimy si� dzi�. - LSDP? - spyta� Mark. - LSDR - odpar�a - najnowsza wersja, na pewno nie pr�bowa�e�, to od klienta, kt�ry ma ca�� fabryk�, zap�aci� mi tabletkami... Mark po�kn�� narkotyk. Rzeczywi�cie by� inny, dzia�a� �agodnie, ale za to bardzo od�wie�aj�co. Poczu�, jak wracaj� mu si�y. Sun wsta�a i u�miechn�a si� metalowo. - Chod� - powiedzia�a - znam bardzo fajny klub. Mark nie mia� ju� opor�w, by chwyci� jej sztuczn� r�k�. Po narkotyku metalowe rami� wyda�o mu si� bardzo gustownym elementem ca�o�ci. Szed� za Sun zafascynowany skomplikowan� konstrukcj�, kt�ra porusza�a jej nogami. Nawet nie zauwa�y�, jak znale�li si� w klubie. Dopiero tam oderwa� wzrok od Sun i rozejrza� si�. Przestronne wn�trze wype�nione by�o archaicznym z�omem - fragmenty starych maszyn powietrznych, zdezelowana bro�, nieczynne komputery IV generacji. Sun zaprowadzi�a go kr�tymi schodami na galeri� i gdy Mark spojrza� w d� zauwa�y�, �e ca�y ten z�om u�o�ony zosta� na kszta�t cz�owieka, a w miejscu, gdzie znajduje si� serce, pulsowa�o czerwone �wiat�o. - To miejsce spotka� takich jak ja - wyt�umaczy�a Sun, przekrzykuj�c muzyk�. - Podoba mi si� - przyzna� Mark. Przyjrza� si� go�ciom i zauwa�y�, �e wielu z nich ma metalowe fragmenty cia�a. Odkry� przy tym, �e Sun nie wygl�da�a najgorzej - niekt�rzy mieli dorabiane cz�ci g�owy czy nawet twarzy. Zn�w pojawi�a si� my�l, �e to mo�e mutanty. Sun przynios�a drinki i usiad�a obok Marka na kartonowym pudle. - Czego ty w�a�ciwie szukasz? - zapyta�a. Postanowi� powiedzie� jej prawd�, a nu� jego teoria si� sprawdzi. - Wiesz, �e istniej� ludzie mutanty? - zapyta� i popatrzy� jej w oczy, aby sprawdzi� reakcj�. �wiat�o pulsowa�o, twarz Sun pojawia�a si� i znika�a. Ale dziewczyna nie wygl�da�a raczej na zdziwion� czy zmieszan�. - Tak, wiem - odpar�a. - Wi�c... podobno... one nie wiedz�, �e s� mutantami, podobno bior� jaki� �rodek, kt�ry sprawia, �e one sobie tego nie u�wiadamiaj�... - Podobno... - odpar�a Sun - podobno. Podobno by�y gwiazdy na niebie. - Chcia�bym zdoby� ten �rodek - doda�. Teraz Sun wygl�da�a na zdziwion�. - I... - i tu zaci�a si� - ...i ...i dlatego �azi�e� ze mn� po tych wszystkich miejscach? Mark pokiwa� g�ow�. - Ty jeste� nienormalny! - powiedzia�a Sun. - �e te� ci si� chce! My�la�am, �e to, czego szukasz, b�dzie dotyczy�o jakiej� gigantycznej forsy. A ty tracisz czas na "podobno". - To lepsze ni� forsa - powiedzia�. - Jak to? - zainteresowa�a si� Sun. Mark nie ufa� jej do ko�ca i nie chcia� zdradza� nic wi�cej. - Jestem w stanie zap�aci� za to niez�� fors� - powiedzia� tak specjalnie, chcia� j� wypu�ci�. - Ale dlaczego? - Nie pytaj dlaczego, tylko zastan�w si�, jak to znale��, to te� zarobisz. - Nie znam takiego �rodka i nie wiem, jak go znale�� - odpar�a Sun i posz�a ta�czy�. Vampire postanowi� wybra� si� na spacer i przemy�le� wszystko przed podj�ciem ostatecznej decyzji. Spacery Ksi�cia by�y s�ynnym rytua�em i budzi�y groz� u podleg�ej mu ludno�ci planety Seus. Vampire odbywa� spacery w metalowej gondoli podwieszonej do wielkiego sterowca. Ksi��� ogl�da� okolic� za pomoc� specjalnej lunety po��czonej z pistoletem fal podczerwonych. Celowa� nim do ludzi, kt�rych przypadkowo zobaczy�. Strumie� fal uruchamia� dzia�anie elektronicznych ko�nierzy, kt�re wszyscy nosili na szyi. Dzi�ki temu Vampire m�g� wysysa� mentalnie ich wszystkie emocje. Dla przyjemno�ci Ksi�cia za sterowcem sz�a po ziemi pi�kna niewolnica uwi�zana, jak na smyczy, z�otym �a�cuszkiem do gondoli. Zazwyczaj by�a zakochana w Vampire i �piewa�a pie�ni uwielbienia zwracaj�c oczy ku odleg�ej sylwetce sterowca. Na jej twarz nakierowana by�a specjalna kamera tak, �e Ksi��� m�g� w g�rze ogl�da� jej zbli�enie w przerwach pomi�dzy spojrzeniami do lunety. Tak i tym razem cie� zeppelina przesuwa� si� z�owieszczo po zielonych ��kach. Za nim kroczy�a jasnow�osa niewolnica - trzyma�a w r�ku normalny pistolet i dobija�a ofiary Ksi�cia. Vampire zatrzyma� sterowiec nad brzegiem morza. Niewolnica sta�a po kolana w wodzie i czeka�a wiernie, a� pan si� namy�li. Ksi��� mia� nad czym my�le�. Podr� z powrotem - do �wiata, z kt�rego uda�o mu si� uciec, by�a wielkim ryzykiem. Wiedzia�, �e nie kontroluje tamtej rzeczywisto�ci tak jak tej. Sw� si�� tutaj czerpa� ze z�a, kt�rego by� jedynym, absolutnym w�adc�. Tam - z�o by�o czym� powszechnym. Z drugiej strony jedyn� szans� wzmocnienia si� tutaj by�o znalezienie kogo� odpowiedniego tam, sprowadzenie go tu i... wyssanie. "Musz� spr�bowa� - pomy�la� Vampire. - Powodzenie tej misji b�dzie oznacza�o wieczn� pot�g�, niesko�czon�, je�li uda mi si� potem podczepi� pod energi� bosk�. A uda mi si�, wszystko mi si� udaje..." Ksi��� skupi� si� na swej sile, wpadaj�c w charakterystyczny trans. Jego powieki mruga�y nieustannie, a czarne �renice sta�y si� matowe. Zobaczy� wyobra�on� posta� Arios, kobiety - przepowiedni, kt�r� spotyka� tylko w stanie transu. Nigdy nic nie m�wi�a, ale dawa�a mu znaki doradzaj�ce. Tym razem podnios�a r�ce i zobaczy�, �e na jej d�oniach spoczywa�y dwie karty tarota. Na prawej d�oni le�a�a karta Sprawiedliwo��. Kobieta trzymaj�ca wag� wysz�a z karty i stan�a przed Ksi�ciem. Zauwa�y�, �e na szalach wagi siedzia�y bia�y i czarny ptak. Waga chybota�a si� nieustannie. Kobieta przem�wi�a: - Wszystko i tak prowadzi do jednego. I wr�ci�a na stron� karty. Na lewej d�oni Arios le�a�a karta Ksi�yc. Ksi��� poczu� nagle siln� moc ksi�yca, a jego blask narasta�, o�lepiaj�c. Vampire odwr�ci� g�ow�, ale z ty�u ujrza� pot�niejsz� jasno��, jeszcze bardziej o�lepiaj�c�. Wtedy Arios z�o�y�a d�onie i dzia�anie kart usta�o. Wr�ka znik�a. Vampire powoli powraca� z transu. Czu�, �e skumulowa� sw� energi� i nawet nie pragn�� rozwa�a� porad Arios. Jego g�ow� zaprz�ta�a jedna my�l, podj�� ju� decyzj� i pragn�� jak najpr�dzej zrealizowa� sw�j plan. Von Fenster przemierza� sw� �odzi� podwodn� Morze B��kitne. Nie lubi� lata�, a prawd� m�wi�c - ba� si�. Wola� podr� pod wod�. ��d� mia�a wielk� kabin� widokow� i graf m�g� ogl�da� starannie utrzymane podmorskie parki - pi�knie przystrzy�one �ywop�oty wodorost�w i ryby mieni�ce si� wszystkimi kolorami. Grafowi brakowa�o jednak humoru, by cieszy� si� tym widokiem. Wci�� dyktowa� sekretarce nowe wersje oficjalnego protestu, kt�ry mia� zamiar z�o�y� Sir Lesterowi. Niestety, za ka�dym razem, gdy dochodzi� do s�owa "Ksi���...", r�ce zaczyna�y mu si� trz��� ze strachu i nie m�g� wymy�li� co dalej. Sekretarka, przeci�gaj�c si� na pluszowej kanapie, dawa�a znaki, �e jest ju� znudzona i graf czu� wyrzuty sumienia. Obok sekretarki le�a� jej narzeczony, demonstracyjnie wyczekuj�c, a� ukochana sko�czy prac�. Graf wyj�� srebrny pilniczek i zacz�� pi�owa� paznokcie, udaj�c, �e si� zastanawia. Za oknem przemkn�� klucz podwodnych mew i sekretarka j�kn�a zachwycona. - No dobrze - mrukn�� von Fenster - koniec na dzi�. Nie b�d� sk�ada� oficjalnego protestu. Sekretarka momentalnie zacz�a si� ca�owa� z narzeczonym, a graf zszed� do jadalni, by co� przek�si�. Kucharz - karze� (podobno ze wzgl�du na balast) uk�oni� si� i zaprosi� do sto�u. Na widok obiadu graf straci� jednak apetyt, gdy� ujrza� waz� ze sw� sk�din�d ulubion� Hansenssuppe z piero�kami. Tego dnia ta nazwa nie kojarzy�a mu si� za dobrze. Reszt� podr�y von Fenster sp�dzi� w saunie, bezskutecznie pr�buj�c si� odpr�y�. Sir Lester czeka� na brzegu swej przystani i uczci� przybycie grafa pokazem sztucznych ogni, kt�re uk�ada�y si� na przemian w herby rodowe krewnych Sir Lestera i rodziny von Fenster. Nast�pnie obaj udali si� do posiad�o�ci Sir Lestera na Wzg�rzu Smoka. Graf by� mile rozczarowany wn�trzem pa�acyku urz�dzonego w stylu nowoczesnym. Motywem dominuj�cym by�a posta� nagiej kobiety - i tak meble, lampy i fontanny mia�y kszta�ty nie ubranych dziewcz�t. W�r�d tego wszystkiego krz�ta�y si� go�e pokoj�wki. Von Fenster poczu� si� tu bardzo dobrze, zauwa�aj�c, �e sam by� mo�e zbyt mocno trzyma si� tradycji. Usiad� na fotelu w kszta�cie pulchnej Murzynki i spojrza� na uroczy fresk wymalowany na suficie - naga kobieta z bia�� �ani� przechadza�y si� po palmowym gaju. - Jak tam moja �ona? - zacz�� kurtuazyjnie, nie chc�c przechodzi� zaraz do konkret�w. - A tak - odpar� Sir Lester - chwal� sobie. Czy�by narzeka�a? - Ale� sk�d - zaprzeczy� graf - to znaczy... nie na pana... to znaczy nie na ten temat... - A wi�c jednak? - Sir Lester najwyra�niej niczego si� nie domy�la�. - Prawd� m�wi�c - von Fenster zn�w zacz�� si� denerwowa�, wsta� i usiad� na innym fotelu - tym razem niewielkim, zgrabnym, w kszta�cie ma�ej Chinki - prawd� m�wi�c jej w�tpliwo�ci, a teraz te� i moje budzi... pa�ski... �e tak powiem... interes. - Jak pan �mie! - Sir Lester a� wsta� ze z�o�ci. - Wyzywam pana na pojedynek! - Ostentacyjnie rzuci� r�kawiczk�. Graf a� si� spoci� ze strachu. - Ale�, ale�, pan mnie �le zrozumia�, ja oczywi�cie bardzo ch�tnie b�d� si� pojedynkowa�, niech mi pan jednak pozwoli powiedzie�, �e chodzi�o mi nie o ten interes. Sir Lester nie powiedzia� nic, tylko spojrza� wyczekuj�co. - M�wi�em o pana interesie z modelkami pochodz�cymi z naszej hodowli w Hansenjungen. - Ach tak. - Sir Lester podni�s� r�kawiczk� i usiad� w fotelu. - Ach tak - u�miechn�� si� zadowolony - w takim razie bardzo pana przepraszam. Graf odetchn�� i wypi� jednym haustem ca�y kieliszek koniaku. Zakr�ci�o mu si� w g�owie, gdy� by� to jego pi�ty taki haust tego dnia. - No wi�c - zach�ci� Sir Lester - o co chodzi z tymi modelkami? - Ot� - i tu von Fenster zn�w zacz�� si� denerwowa� - ,..dosz�y mnie s�uchy jakoby te modelki, kt�re kupuje pan od nas, nie trafia�y wcale na Lazurow� Planet�... Sir Lester zapali� spokojnie cygaro i wci�� patrzy� wyczekuj�co. Ale graf zamilk�. - A gdzie�by indziej? - podj�� po chwili ciszy Lester. - No wi�c... podobno... one... prosz� tylko mnie �le nie zrozumie�, ja s�ysza�em tak� plotk� i przyjecha�em zapyta� pana, czy to prawda... Graf spojrza� z niepokojem na gospodarza, ale ten oboj�tnie pali� cygaro. - ...no wi�c... podobno... te modelki trafiaj� do... Niego. Sir Lester gwa�townie odwr�ci� g�ow� w kierunku grafa, spojrza� na niego ch�odno, ale nic nie powiedzia�. Von Fenster wypi� kolejny haust. - No wi�c... czy to prawda? - Nie, to nieprawda - odpar� Lester ch�odnym tonem. - A, to ca�e szcz�cie! - ucieszy� si� graf i przesiad� si� z powrotem na grub� Murzynk�. - Wspomnia� pan, �e Lady Silver podziela pa�skie w�tpliwo�ci - przypomnia� Sir Lester. - A tak, tak, razem s�yszeli�my t� plotk�... od jednej z modelek, tej kt�ra akurat zosta�a u nas, wie pan, zabieram je z sob� do Schwarzgrau i tam, no wie pan... - graf rozmarzy� si� przy tych k�amstwach - one s� takie wysportowane... - Z pewno�ci�! - przytakn�� Lester. I na tym sko�czy�a si� rozmowa grafa z Sir Lesterem dotycz�ca modelek. Nast�pi�a po niej cz�� nieoficjalna ubarwiona rozlicznymi atrakcjami, a na drugi dzie� von Fenster pop�yn�� z powrotem do swej posiad�o�ci w Schwarzgrau. Rano, po nocy sp�dzonej w klubie, Mark obudzi� si� w ramionach Sun. By� troch� zdezorientowany i niepewny, co zasz�o mi�dzy nimi. Nie pami�ta� jak wr�cili z klubu, a tym bardziej - co zdarzy�o si� potem. Wsta� i, nie chc�c patrze� na Sun, stan�� ty�em do niej, wygl�daj�c przez okno. Znajdowali si� w ma�o zniszczonym apartamencie na czterdziestym pi�tym poziomie stupi�trowca CA-COLA. Mark spojrza� na panoram� miasta. Poranne s�o�ce by�o blade i wszystko w jego �wietle wygl�da�o beznadziejnie - odrapane ruiny, zdezelowane pojazdy. "To jednak bez sensu - pomy�la� - to pewnie tylko legendy, w kt�re wszystkim wygodnie jest wierzy�. Musz� przesta� si� �udzi�. Wr�c� do swej pracy w s�u�bach granicznych na po�udniu". Odwr�ci� si� w stron� Sun. Nie spa�a, u�miecha�a si�. - To koniec - powiedzia�. - Dzi� si� rozliczymy i po�egnamy. Naopowiada�em ci wczoraj niez�ych bzdur. Zapomnij o nich. Sun u�miecha�a si� dziwnie. - Wiem, gdzie mo�na spotka� mutanty - powiedzia�a. Mark na chwil� zaniem�wi�. - Co? - spyta� w ko�cu. - Wiem, gdzie mo�na spotka� mutanty - powt�rzy�a Sun. - Tu, w Tokyo. Mog� ci pokaza� to miejsce. Uchodzi za bardzo niebezpieczne, ale mo�e tam czego� si� dowiesz. Mark i Sun skradali si� w�sk� uliczk� prowadz�c� do ruin fabryki. Mark odbezpieczy� bro� i szed� pierwszy. Gdy dotarli do ostatniego budynku, zdecydowa�, �e najpierw wejd� na jego dach, aby z g�ry zorientowa� si� w rozk�adzie zabudowa�. Wspinali si� po schodach powoli, ze wzgl�du na Sun. Na miejscu Mark wyj�� celownik optyczny i pos�u�y� si� nim jak lornetk�. Dach najwi�kszej hali by� gdzieniegdzie zniszczony i dzi�ki obszernym dziurom mogli zobaczy�, co jest w �rodku. Mark dostrzeg� dwa mutanty, kt�re najwyra�niej czego� pilnowa�y. - Zosta� tu - powiedzia� do Sun. - Umiesz to obs�ugiwa�? - zapyta�, podaj�c jej ma�y rewolwer laserowy. Sun skin�a twierdz�co. Zszed� na d� i zacz�� si� skrada� wzd�u� muru okalaj�cego ruiny. Zobaczy� wyrw� po pocisku, zajrza� do �rodka, ale na placu przed hal� nie by�o nikogo. Przecisn�� si� przez dziur� w murze, przebieg� szybko plac i schowa� si� za barakiem, stoj�cym przy wej�ciu do fabryki. Czu�, jak bije mu serce, ale nie zwa�a� na to. Podni�s� si� na palcach i zajrza� przez ubrudzone okno. Wewn�trz sta�y trzy mutanty uzbrojone i ca�kiem sprawne. Rozgl�da�y si� leniwie. Mark domy�li� si�, �e pilnuj� kontener�w, kt�re zajmowa�y wi�kszo�� hali. Us�ysza� kroki i skry� si� za barak. Przez szpary w deskach widzia� zbli�aj�cego si� mutanta, kt�ry min�� barak i uda� si� do fabryki. Mark zn�w zajrza� przez okno. Nowo przyby�y przywita� si� z tr�jk� pilnuj�c� kontener�w. A potem jeden z dotychczasowych ochroniarzy przekaza� nowemu bro� i zacz�� zmierza� do wyj�cia. "Zmiana warty" - pomy�la� Mark. Jego plan by� wci�� ten sam. Mia� zamiar z�apa� jednego z mutant�w i dowiedzie� si� prawdy. Wiedzia�, �e teraz nadarzy�a si� okazja. Mutant wyszed� z fabryki i zacz�� i�� w kierunku innej zrujnowanej hali. Mark pod��y� za nim. W w�skim przej�ciu pomi�dzy wrakami maszyn wiertniczych dogoni� mutanta i przy�o�y� mu miotacz do szyi. Mutant stan�� i podni�s� do g�ry pokryte �uskami r�ce. - Je�li nie chcesz, bym rozwali� ci �eb, pogadasz ze mn�, okey? Mutant nie rusza� si�. - Skr�� w prawo za ten wrak - rozkaza� Mark i popchn�� go w tamtym kierunku. Mutant wykona� polecenie, znale�li si� w niszy pomi�dzy zdezelowanym wiert�em a fragmentem zabudowa� fabryki. Mark przypar� mutanta miotaczem do muru. - Odwr�� si� - powiedzia�. Mutant odwr�ci� si�. Mia� pi�kn�, szlachetn� twarz trzydziestoletniego m�czyzny. Patrzy� na Marka ze spokojem, trzymaj�c w g�rze gadzie r�ce. - Nie chc� ci� zabi� - zacz�� Mark. - Interesuje mnie tylko ten �rodek, kt�rego podobno u�ywacie, �eby zapomnie�... �eby przenie�� si� do innej rzeczywisto�ci... sam nie wiem. Tego si� chc� dowiedzie�. Mutant patrzy� na Marka, jakby go nie s�ysza�. - S�yszysz, co do ciebie m�wi�? - naciska� Mark. - Nie ma ci� tu teraz, co? Mutant nic nie odpowiedzia�. - A mo�e mnie nie rozumiesz? Mark potrz�sn�� miotaczem, ale nie doczeka� si� reakcji. Przyjrza� si� twarzy mutanta, nie odczyta� z niej nic. I w tym momencie zauwa�y�, �e z prawej strony w szyi m�czyzny tkwi dziwny metalowy kolec. "To by si� zgadza�o - pomy�la�. - S�ysza�em, �e wbijaj� go do t�tnicy, a on stale wydziela �rodek... Czyli to jednak prawda..." Momentalnie podj�� decyzj�, wyci�gn�� kolec z szyi mutanta. Ten zawy� przera�liwie i si�gn�� r�k� do rany, z kt�rej zacz�a gwa�townie wyp�ywa� pomara�czowa krew. Mark sta� jak sparali�owany - nie spodziewa� si� takiej reakcji. Mutant wy� �a�o�nie z b�lu i jakby z zaskoczenia. Rozleg�y si� dziwne odg�osy, Mark u�wiadomi� sobie, �e zaraz przyb�d� trzej pozostali stra�nicy. Zacz�� ucieka�. Przeskoczy� przez p�ot i pobieg� w kierunku budynku, na kt�rego dachu czeka�a Sun. S�ysza� pogo�. Po chwili us�ysza� te� strza�y. Bieg�, nie ogl�daj�c si�. Dopiero w budynku zatrzyma� si� i wychyli� z broni�. Widzia� powoli zbli�aj�ce si� mutanty. Wycelowa� w jednego z nich i trafi�. Tamten upad�, a pozostali zacz�li strzela� do Marka, schowa� si� wi�c i pobieg� na g�r�. Sun czeka�a skulona za kominem wentylacyjnym. - Musimy ucieka� dachem, chod�! - krzykn�� i wyci�gn�� r�k�. Sun wsta�a, chwyci� j� za metalow� d�o� i poci�gn�� za sob�. Nie oddalili si� znacznie, gdy na dachu pojawi�y si� dwa pozosta�e mutanty. Zn�w zacz�� strzela�, one r�wnie�. Schowali si� za nadbud�wk�. - Id� z tamtej strony, wychyl si� tylko troch� i strzelaj do nich bez przerwy - poleci� Sun. Chcia� ich zmyli�, chcia�, by spojrzeli na lew� stron� nadbud�wki, a on wtedy wyceluje do nich z prawej. Patrzy� jak Sun kl�ka przy ko�cu �ciany i przygotowuje si� do strza�u. Zobaczy�, jak wychyli�a si�, wyci�gaj�c pistolet. A potem si� zaci�a. - Sun! - krzykn�� przera�ony, ale by�o za p�no. Nie mog�a ani strzela�, ani si� schowa�. Pobieg� w jej kierunku, lecz w tym czasie Sun dosi�g�y ju� pierwsze strza�y. Widzia�, jak urwa�o jej r�k� i jak pocisk wbi� si� w jej cia�o. Dopad� Sun i poci�gn�� do siebie, w ten spos�b chowaj�c j� przed ostrza�em. Czu�, �e ogarnia go straszna, niepohamowana gorycz i w�ciek�o��. Wyszed� zza muru i pocz�� strzela�, id�c przed siebie. Nie chowa� si� ju�, przeciwnie - by� zdesperowany, pragn�� ich zabi�. I uda�o si�. Gdy zobaczy�, �e mutanty le�� w ka�u�ach pomara�czowej krwi, wr�ci� do Sun. - Jak si� czujesz? - spyta�, dotykaj�c delikatnie jej twarzy, ale nie otworzy�a oczu. Nie mia� poj�cia, czy �yje, nie wiedzia�, na ile by�a cyborgiem, a na ile cz�owiekiem. Z jej tu�owia s�czy�a si� krew. Podszed� do mutant�w i wyci�gn�� kolce z ich szyi. Pomy�la�, �e to mo�e jedyna szansa. Nie mia� tyle forsy, �eby lekarze chcieli im pom�c. Podni�s� Sun i poszuka� zej�cia na ulic�. Zani�s� j� a� do stupi�trowca, w kt�rym sp�dzili ostatnie noce. W apartamencie po�o�y� Sun na pos�aniu. Wyj�� z kieszeni dwa kolce. "Je�li nawet ryzykuj� �mierci�, to warto" - pomy�la� Mark. Wbi� jeden kolec w szyj� Sun, a potem drugi w swoj�. Vampire wkroczy� do �wi�tyni Swego Imienia. Najwy�sza Kap�anka - Motokabalu - czeka�a ju� w pok�onie u st�p p�askorze�by przedstawiaj�cej Z�ot� Gwiazd� Si�y ponad Niesko�czon� R�wnin�. Vampire usiad� na tronie i rzuci� na ziemi� jeden z klejnot�w, kt�re nosi� w kieszeniach p�aszcza. By�o to rytualne rozpocz�cie widzenia. Motokabalu u�o�y�a u st�p Ksi�cia ofiar� z m�odej dziewicy i przykucn�a, w pokorze oczekuj�c jego rozkaz�w. - Przez nast�pny tydzie� Wasz Ksi��� oddali si� z tej rzeczywisto�ci, aby pe�niej porusza� si� w tamtej, z kt�rej wszyscy pochodzimy. Kap�anka zadr�a�a z przera�enia, gdy� wiedzia�a tylko tyle, �e tamta rzeczywisto�� jest wielokro� gorsza do tej. - W tym czasie Cia�o Waszego Ksi�cia spocznie w sarkofagu, a wszystkie kap�anki roztocz� nad nim mod�y ochronne - doda� Vampire. Jego wzrok zatrzyma� si�, jak zawsze, na p�askorze�bie Z�otej Gwiazdy i wyry� w niej nowe, szlachetne elementy. Teraz Niesko�czona R�wnina zosta�a przeci�ta r�wnolegle do horyzontu, co mia�o przypomnie� o istnieniu obu rzeczywisto�ci. Na po�egnanie Vampire rzuci� jeszcze jeden klejnot, kt�ry, tak jak poprzedni, Motokabalu po�kn�a w religijnej ekstazie. Ksi��� opu�ci� �wi�tyni�, rytualnie rozdeptuj�c ofiar�. Rydwan czeka� ju�, aby go zawie�� do sarkofagu. W rydwanie siedzia� doktor Bloodsteel z gotowym specyfikiem. Vampire po�kn�� miark� tego p�ynu i skupi� si� na swej �wiadomo�ci obu �wiat�w. G��wny nacisk dotychczas k�ad� na obecn� rzeczywisto��, tamt� za� tylko kontrolowa�. Teraz, dzi�ki swym wyj�tkowym si�om psychomentalnym, m�g� powr�ci� do pierwotnego �wiata. Gdy doktor Bloodsteel zauwa�y�, �e czarne �renice Ksi�cia szarzej�, wiedzia� ju�, �e Vampire przeni�s� ci�ar swej �wiadomo�ci. Cia�o Ksi�cia obleczone w z�oty ca�un z�o�ono do klimatyzowanego sarkofagu. S�u�ki posypywa�y je z�otym proszkiem, a doktor Bloodsteel czuwa� z odpowiedni� porcj� serum powrotu. Graf nie nabra� si� bynajmniej na pi�kne oczy Sir Lestera. W�a�nie opala� si� na roz�o�ystym tarasie swej posiad�o�ci w Weissmacht, gdy kamerdyner dor�czy� mu wyniki �ledztwa, jakie przeprowadzi� Herr Knemeier - detektyw rodzinny familii Rausch. Graf w�o�y� zabytkowe Sonnenbrille, odziedziczone po stryju Udo, i po raz kolejny, na wszelki wypadek, pola� si� oliwk� do opalania. �ykn�� lemoniady i dopiero wtedy m�g� spokojnie otworzy� zalakowana kopert�. Na piecz�ci widnia� herb Knemeiera - p�orze�, p�wierk. Dzi�ki temu graf mia� pewno��, �e materia�y s� oryginalne. T�uste od oliwki palce grafa zostawia�y �lady na kredowym papierze, gdy nerwowo przegl�da� sprawozdanie. Aby zapobiec rozszyfrowaniu, detektyw zapisa� je w j�zyku starogerma�skim, kt�rym to w�adali bardzo nieliczni i zreszt� bardzo s�abo. Sam Knemeier te� nie by� bieg�y w tym j�zyku. Sie fahren nicht nach dem Planet - przeczyta� graf i zatrz�s� si� ze z�o�ci. - Ich habe die Immigrantformulare gesehen und kein Schawrzgraumodell dadort war. So konnen wir sicher sein dass Sir Lester lugt. Knemeier przysy�a� kopie formularzy imigracyjnych i inne dokumenty, kt�rych grafowi nie chcia�o si� ju� nawet ogl�da�. Wystarczy�o pismo przewodnie, kt�re potwierdza�o jego podejrzenia. Von Fenster tak si� w�ciek�, �e wsta� gwa�townie i jego zabytkowe Sonnenbrille spad�y na ziemi� t�uk�c si�. To przewa�y�o szal� i graf postanowi� dzia�a�. Wezwa� fryzjera i manikiurzystk�. Ufarbowa� w�sy, paznokcie za� rozkaza� pomalowa� na pi�kny modry kolor. Na�o�y� najdro�sze klejnoty, a w�r�d nich sygnet rodu Rausch wykonany z najczystszego z�ota uzyskanego w procesie alchemicznym. Na koniec w�o�y� najmodniejszy trencz z cieniowanej wilmy i tak wystrojony wsiad� do swego dyli�ansu. Kaza� si� wie�� na lotnisko. Tam wynaj�� niewielki luksusowy statek kosmiczny i zaordynowa� kurs na Seus. Pilota zmrozi�o. Stewardesy chodzi�y sztywne ze strachu, popijaj�c na boku firmow� Wod� Ognist�. Von Fenster postanowi� by� nieustraszony. Oczywi�cie, potem u�wiadomi� sobie, �e dzia�a� pod wp�ywem udaru s�onecznego i gorzko po�a�owa� swych decyzji, ale na razie zamierza� post�powa� jak starodawne rycerstwo. Nie powiedzia� nic Lady Silver. Jego misja pozosta�a tajemnic�. Nie mia� zreszt� szczeg�lnego planu. Zamierza� dotrze� na Seus i osobi�cie sprawdzi�, czy s� tam modelki z Hansenjungen. Je�li tak, mia� zamiar post�pi� szlachetnie i zaprzesta� hodowli. Mark obudzi� si� w apartamencie na czterdziestym pi�tym poziomie luksusowego stupi�trowca. Dozna� dziwnego uczucia - przez moment nie pami�ta�, kim jest, ile ma lat, co by�o wczoraj... Ale szybko sobie przypomnia�. Jego serce �cisn�� straszliwy �al. Rozejrza� si� po pokoju, jakby nie chc�c uwierzy� w to, co si� wczoraj sta�o. Ale nie by�o Sun. Zadzwoni� telefon. Mark podni�s� s�uchawk�, bo pomy�la�, �e to mo�e ona. Ale to by� Steven. - Cze��, stary - zawo�a� zadowolony. - Mam dla ciebie dobre wiadomo�ci. Akcje Oil Holding podro�a�y dzi� na tokijskiej gie�dzie o 3%! S�owo "Tokyo" zabola�o, bo teraz kojarzy�o si� Markowi tylko z jednym miejscem - ekskluzywnym barem Tokyo na Broadwayu, gdzie pozna� Sun. - ...zarobi�e� wi�c prawie sto trzydzie�ci tysi�cy, z tego po�ow� powiniene� przeznaczy� na udzia�y w Trade Association... - dosz�y go s�owa Stevena. - S�uchaj! - Mark przerwa� mu histerycznie. - S�ysza�e� o wczorajszej strzelaninie przy Holm Industry w aksamitnej dzielnicy? - A sk�d - odpar� Steven - nie s�ucham radia, bo tam podaj� same bzdury, ale wiesz co, teraz wpad�o mi do g�owy, �e warto zainwestowa� w... - W tej strzelaninie... - g�os Marka za�ama� si� - oni... oni zabili Sun. W s�uchawce zapanowa�a cisza. - Cco? - j�kn�� w ko�cu Steven. Mark czu�, �e musi powiedzie� jak najwi�cej, mo�e sprawi mu to jak�� ulg�. - Sun nie �yje. Strzelili do niej kilka razy. Policja przyjecha�a, gdy tamci ju� dawno zwiali, wiesz, to biedna dzielnica... - A co tam w�a�ciwie robili�cie? Mark nie m�g� sobie przypomnie�, co robili w tak pod�ym miejscu. - Wiesz, chyba jeszcze jestem w szoku, bo nie pami�tam - odrzek� i od�o�y� s�uchawk�. Stara� si� posk�ada� wszystkie fakty, ale ca�e wspomnienie tamtej nocy zaczyna�o si�, gdy Sun le�a�a ju� ranna na ziemi, tamci uciekali, wsiedli do starego czerwonego buicka i momentalnie odjechali. Potem zjawi�a si� policja, potem pogotowie. Przykryli cia�o Sun czarn� foli�... Mark nie m�g� o tym my�le�. Pami�ta�, �e ma zg�osi� si� na komisariat dzi� wieczorem, by mogli go przes�ucha�. By� w�ciek�y. Wiedzia�, �e policja nic nie zrobi. Czu� si� bezsilny. Zapali� papierosa i chodzi� po mieszkaniu jak dzikie zwierz�. Wszystko wko�o przypomina�o mu Sun. Jej porozrzucane ubrania, jej kubek do kawy, jej odjazdowa metalowa bi�uteria. Nie m�g� wysiedzie� w zamkni�tym pomieszczeniu. Wyszed� na ulic�. By�o upalne lato. Najbardziej dokuczliwe, jakie tylko mog�o by� w Nowym Jorku - pal�ce s�o�ce, korki, ha�as, t�umy na ulicach. Mark szed� bezmy�lnie. Narasta�a w nim gorycz i z�o��. Wiedzia�, �e nie mo�e si� upi�, bo ma si� zg�osi� na policj� wieczorem. Zapach jedzenia przyprawia� go o md�o�ci. Podjecha� metrem do Central Parku, kupuj�c po drodze w drugstorze dramamin�. �ykn�� trzy tabletki, po�o�y� si� w cieniu na �awce i zasn��. Gdy si� obudzi�, by� ju� wiecz�r. Pi�kny letni zmrok. Atramentowe niebo. Mark spojrza� na gwiazdy, ich widok wzbudzi� w nim dziwn� t�sknot�, ale tak by�o zawsze, gdy na nie patrzy�. A potem nagle poczu� przepe�niaj�c� go w�ciek�o��. Postanowi� dopa�� tych drani. Dopa�� i pozabija�. To jedyny spos�b wymierzenia sprawiedliwo�ci. Czu�, jak w jego �y�ach wre adrenalina. Pobieg� do metra i pojecha� do domu. Wyj�� z szafy pistolet. Zjecha� wind� do gara�y i wsiad� w samoch�d. Kierowa� si� prosto do aksamitnej dzielnicy. Pami�ta�, �e buick mia� charakterystyczne wgniecenie na karoserii. "Znajd� ten samoch�d - pomy�la�. - Tam nie mo�e by� wiele takich modeli. A potem znajd� tych skurwysyn�w. I pozabijam!" Gdy Vampire prze�o�y� ci�ar swej �wiadomo�ci - z jednej strony niewielkim wysi�kiem kontrolowa� swe cia�o le��ce w sarkofagu, z drugiej - uzyska� pe�ni� mocy jako Naczelny Szaman Sekty Wieczno��. Dla otaczaj�cych go towarzyszy w�a�nie otworzy� oczy po d�ugim transie narkotycznym wywo�anym przez specjalny gatunek peyotla. Znajdowa� si� w swym "ranczo" po�o�onym na strychach opuszczonych domostw w aksamitnej dzielnicy w Nowym Jorku. St�d zawiadywa� ca�� spo�eczno�ci� "Wieczno�ci" w Ameryce i w Europie. W jego otoczeniu znajdowali si� tylko zaufani wyznawcy sekty - najwy�si rang�, ale i tak jemu podporz�dkowani. �renice Vampire - zwanego tu Milo - zmatowia�y pod wp�ywem pog��bienia �wiadomo�ci. Obecni zauwa�yli t� zmian� i, jak zwykle, ocenili to jako nap�yw mocy. Pognali wi�c szybko do swych laptop�w, za ich pomoc� uprawiali bowiem tak zwan� magi� wirtualn� w Internecie. Czuli, �e moc Milo sp�yn�a te� po cz�ci na nich, dzi�ki czemu ich magia mog�a zyska� na efektywno�ci. Obecnie pracowali nad przewodnicz�cym zwi�zku zawodowego aktor�w, ale tylko dla �wicze�, gdy� ich ostatecznym celem by� prezydent Stan�w Zjednoczonych. Gdyby i on wst�pi� do "Wieczno�ci", sekta opanowa�aby z pewno�ci� ca�� Ameryk�. Vampire nie chcia� oczywi�cie zajmowa� si� tymi bzdurami. Postanowi� dzia�a� szybko, ka�da minuta by�a cenna, im d�u�ej przebywa� tutaj, tym trudniej wr�ci� tam. Wiedzia�, kogo szuka�. To nie m�g� by� przeci�tny morderca, jakich pe�no w aksamitnej dzielnicy. To musia� by� morderca zdesperowany i zawiedziony obecn� rzeczywisto�ci� - taki, kt�ry ulegnie mu mentalnie i zechce wybra� si� do innego �wiata. Vampire rozkaza� gestem, by wszyscy si� oddalili. Skupi� si�, wpatruj�c w sw�j wskazuj�cy palec. Energia by�a tak silna, �e wywo�ywa�a zjawisko zwane potocznie poltergeist. Jego ulubiona rze�ba - z�ota miniaturka Wenus, stoj�ca na marmurowym kominku - zacz�a wibrowa�. W ko�cu spad�a na ziemi�. Vampire nie zwa�a� na to. Penetrowa� otaczaj�ce go obszary energii ludzkiej, szukaj�c tej, kt�ra by go interesowa�a. I znalaz�. Co� jakby czerwona plama zat�tni�a na zmiennym polu r�nych mocy. Vampire wiedzia� ju�, kto to i gdzie jest. Przerwa� koncentracj�. Wsta� gwa�townie i dostrzeg� Wenus le��c� na pod�odze. Podni�s� j� i postawi� na miejscu. - Mam nadziej�, �e si� ju� nie zobaczymy - powiedzia� do figurki i wyszed�. Szed� mrocznymi ulicami aksamitnej dzielnicy wiedziony ciemnym instynktem. Nazwa "aksamitna" pochodzi�a od brudu, kt�ry pokrywa� wszystkie