4602
Szczegóły |
Tytuł |
4602 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4602 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4602 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4602 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MICHAEL Crichton
R�j
Przek�ad
Wojciech Szypu�a
AMBER
Tytu� orygina�u PREY
Redaktorzy serii
MA�GORZATA CEBO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna EUGENIUSZ MELECH
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
MAGDALEN A KWIATKOWSKA EL�BIETA STEGLINSKA
Ilustracja na ok�adce EASTNEWS
Projekt graficzny ok�adki MA�GORZATA CEBO-FONIOK
Opracowanie graficzne ok�adki
VF1CZNE WYDAWNICTWA AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu http:www.amber.sm pl
Copyright � 2002 by Michael Cnchton. Ali nghts reserved
For the Polish edition Copyright � 2002 by Wydawnictwo Amber Sp z o o
ISBN 83-241-0282-5
Za pi��dziesi�t, mo�e sto lat powstanie nowa klasa organizm�w. B�d� to twory sztuczne - zaprojektowane i stworzone przez cz�owieka - ale zarazem zdolne do rozmna�ania i �ewolucji", przemiany w form� odmienn� od pierwotnej, a zatem ��ywe" wedle ka�dej rozs�dnej definicji tego s�owa. B�d� si� rozwija�y w nieznany, zupe�nie nowy spos�b... Tem1po ich ewolucji... b�dzie niewiarygodnie szybkie... Mog� wywrze� ogromny wp�yw na ludzko�� i ca�� biosfer�, wi�kszy niz rewolucja przemys�owa, bro� atomowa czy zanieczyszczenie �rodowiska. Musimy przygotowa� si� na ich powstanie...
Doyne Farmer i Alletta Belin, 1991
Wielu ludzi - mi�dzy innymi ja sam - ma powa�ne w�tpliwo�ci co do wp�ywu tej nowej technologii na nasz� przysz�o��.
K Enc Drexler, 1992
! �, I
( i
r, li
i 1
Wprowadzenie Sztuczna ewolucja w XXI wieku
Twierdzenie, �e otaczaj�cy nas �wiat stale ewoluuje, jest truizmem. Rzadko jednak zdajemy sobie w pe�ni spraw� z konsekwencji. Nie zastanawiamy si�, na przyk�ad, co by si� sta�o, gdyby�my mieli do czynienia z epidemi� choroby, kt�ra zmienia si� z ka�dym dniem. Nie my�limy tez o ewolucji zwierz�t i ro�lin w skali dni czy tygodni. Otaczaj�ca nas przyroda na pierwszy rzut oka wcale nie wygl�da na pole bitwy, na kt�rym stosuje si� wyrafinowan� bro� chemiczn�: ro�liny produkuj� pestycydy, a owady wypracowuj� odporno�� na nie. Ale takie w�a�nie s�fakty.
Gdyby�my potrafili ogarn�� prawdziw� natur� przyrody, poj�� rzeczywiste znaczenie ewolucji, naszym oczom ukaza�by si� �wiat, w kt�rym ka�da ro�lina, owad czy zwierz� zmienia si� nieustannie, reaguj�c na zmiany zachodz�ce w innych ro�linach, owadach i zwierz�tach. Cale populacje organizm�w rodz�si� i wymieraj� zmieniaj�si� i ewoluuj�. Z tej wiecznej zmienno�ci wszystkiego co �ywe - bezlitosnej i niepohamowanej jak przyp�ywy i odp�ywy m�rz - wynika, ze nie mo�na do ko�ca przewidzie� skutk�w dzia�a� cz�owieka. Ca�y system, kt�ry nazywamy biosfer� jest tak z�o�ony, ze nie spos�b wyobrazi� sobie wszystkich konsekwencji naszych zachowa� .
Taka niepewno�� charakteryzuje r�wnie� instytucje stworzone przez cz�owieka. Po tym jak pewnego pa�dziernikowego dnia 1986 roku ameryka�ski indeks gie�dowy spad� o 22, wprowadzono przepisy reguluj�ce wielko�� maksymalnych waha� kurs�w. Nikt jednak nie potrafi� powiedzie�, czy nowe regu�y ustabilizuj�rynek,
W�a�nie dlatego nawet najszczytniejsze ludzkie zamiary miewa�y w przesz�o�ci niepo��dane skutki: albo czego� nie rozumieli�my, albo odwiecznie zmienny �wiat w nieprzewidziany spos�b reagowa� na nasze poczynania. �wiadczy o tym historia szk�d wyrz�dzonych �rodowisku. Jest zupe�nie oboj�tne, czy wycinamy d�ungl� dla cel�w przemys�owych, czy popieramy ekologiczn� polityk� gaszenia po�ar�w w lasach w obu wypadkach zapominamy, �e wprowadzaj�c w �ycie kt�ry� z tych pomys��w, nieodwracalnie zmieniamy oblicze naszej planety.
Fakt, �e nie jeste�my w stanie przewidzie� reakcji biosfery na nasze zachowania, nie upowa�nia nas do bezczynno�ci. Musimy jednak zachowa� jak najdalej id�c� ostro�no�� we wszystkim, co robimy. Poniewa� jednak ju� nieraz ludzie okazywali tak karygodn� bezmy�lno��, trudno sobie wyobrazi�, �e w przysz�o�ci b�dzie inaczej.
Wydaje nam si�, �e wiemy, co robimy. Nie umiemy przyzna� si� do b��d�w przesz�o�ci. Ka�de pokolenie sk�ada omy�ki na karb nieudolno�ci poprzednik�w - i z pe�nym przekonaniem pope�nia nowe, w�asne b��dy.
Jeste�my jednym z zaledwie trzech gatunk�w istot na Ziemi, kt�re wykszta�ci�y samo�wiadomo��, ale wygl�da na to, �e zdolno�� samo-oszukiwania si� znacznie lepiej nas charakteryzuje.
Niewykluczone, �e w XXI wieku naszej lekkomy�lno�ci nie da si� d�u�ej pogodzi� z coraz szybciej rozwijaj�c� si� technik�. Jednym z punkt�w zapalnych b�dzie miejsce styku nanotechnologii, biotechnologii i informatyki. Specjali�ci z ka�dej z tych trzech dziedzin potrafi� skonstruowa� niezale�ne, zdolne do reprodukcji twory.
Ich pierwsze pokolenie ju� znamy towarzyszy nam od �adnych paru lat. To wirusy komputerowe. Zaczynamy te�pomalutku oswaja� si� z problemami, jakie niesie biotechnologia. Niedawne doniesienia opojawie-
niu si� laboratoryjnie zmodyfikowanych gen�w kukurydzy w ziarnach kukurydzy uprawianej w Meksyku - mimo licznych obostrze�, kt�re mia�y temu zapobiec - to dopiero pocz�tek d�ugiej i nie�atwej walki o prymat cz�owieka nad technik�. Twierdzenie, �e biotechnologia jest w gruncie rzeczy ca�kiem niegro�n� dziedzin� nauki (rozpowszechniane przez wi�kszo�� biolog�w od lat 70. XX wieku), wydaje si� coraz bardziej w�tpliwe. Po przypadkowym stworzeniu �mierciono�nego wirusa (dokonali tego australijscy naukowcy w 2001 roku) wielu entuzjast�w postanowi�o przeformu�owa� swoje dotychczasowe pogl�dy. Bez w�tpienia w przysz�o�ci b�dziemy ostro�niejsi z biotechnologi�.
Nanotechnologiajest najm�odsz� z tych trzech specjalno�ci - najm�odsz� ale podpewnymiwzgl�dami tak�e najbardziejradykaln�. Chodzi w niej o zbudowanie male�kich maszyn o wymiarach rz�du stu nanometr�w, czyli jednej dziesi�ciomilionowej cz�ci metra. Takie mechanizmy by�yby tysi�ckrotnie mniejsze ni� �rednica ludzkiego w�osa. Specjali�ci twierdz�, �e znalaz�yby zastosowanie dos�ownie wsz�dzie: w komputerach nowych generacji, w leczeniu nowotwor�w, na wojnie.
Sama idea nanoskopowych mechanizm�w wywodzi si� z 1959 roku z wyk�adu Richarda Feynmanna, zatytu�owanego Na dnie jest jeszcze mn�stwo miejsca. Od tamtej pory min�o czterdzie�ci lat, i cho� nanotech-nologia wci�� jest w powijakach, wida� pierwsze praktyczne efekty prac naukowych. Nie brakuje te� funduszy - w nanotechnologi� inwestuj� tacy rynkowi potentaci, jak IBM, Fujitsu i Intel przez ostatnie dwa lata rz�d ameryka�ski przeznaczy� na te badania miliard dolar�w.
Na razie techniki nanoskopowe wykorzystuje si� przy produkcji okular�w przeciws�onecznych, plamoodpornych tkanin i kompozyt�w, kt�re znajduj� potem zastosowanie w konstrukcji samochod�w. Wkr�tce w oparciu o nie zaczn� powstawa� zminiaturyzowane komputery i pami�ci masowe. Pojawiaj� si� r�wnie� pierwsze z dawna wyczekiwane � cudowne " wynalazki. W 2002 roku pewna firma wypu�ci�a na rynek samoczyszcz�-ce si� szk�o, a inna - nanokrystaliczny opatrunek, kt�ry ��czy w�a�ciwo�ci przeciwzapalne z dzia�aniem antybiotyku.
Jackson R.J., Ramsay A.J., Christensen CD., Beaton S., Hali D.F., Ram-shaw I.A. Expression of Mouse Interleukin-4 by a Recombinant Ectromelia Virus Suppresses Cytolytic Lymphocyte Responses and Overcomes Genetic Resistance to Mousepox. �Journal of Virology" 75, 1205-10, 2001.
Feynman, R.P. Theres Plenty ofRoom at the Bottom, �Eng. And Sci" 23 (1960), 22-36.
Na razie nanotechnologia s�u�y g��wnie do produkcji nowych tworzyw, ma jednak znacznie wi�ksze perspektywy. Od dziesi�cioleci trwaj� spekulacje na temat maszyn zdolnych do reprodukcji. W1980 roku NASA opublikowa�a artyku�, w kt�rym przedstawiono kilka sposob�w uzyskania takich automat�w. Dziesi�� lat temu dwoje znanych specjalist�w podj�o ten w�tek:
Za pi��dziesi�t, mo�e sto lat powstanie nowa klasa organizm�w. B�d�
to twory sztuczne - zaprojektowane i stworzone przez cz�owieka � ale zarazem zdolne do rozmna�ania i �ewolucji", przemiany w form� odmienn� od pierwotnej, a zatem ��ywe" wedle ka�dej rozs�dnej definicji , tego s�owa. B�d� si� rozwija�y w nieznany, zupe�nie nowy spos�b... Tem- po ich ewolucji... b�dzie niewiarygodnie szybkie... Mog� wywrze� ogrom-i ny wp�yw na ludzko�� i ca�� biosfer�, wi�kszy ni� rewolucja przemys�owa, bro� atomowa czy zanieczyszczenie �rodowiska. Musimy przygotowa� si� na ich powstanie...
G��wny propagator nanotechnologii, K. Eric Drexler, w taki oto spos�b wyrazi� swoje w�tpliwo�ci:
Wielu ludzi - mi�dzy innymi ja sam � ma powa�ne w�tpliwo�ci co do wp�ywu tej nowej technologii na nasz� przysz�o��. Zmiany b�d� tak do-" nios�e, �e nieprzygotowane na nie spo�ecze�stwo mo�e sobie z nimi nie poradzi�. Ryzyko jest ogromne.
Nawet wed�ug najbardziej optymistycznych (a mo�e pesymistycznych?) prognoz od stworzenia takich organizm�w dzieli nas jeszcze kilka dziesi�cioleci. Mo�na wi�c mie� nadziej�, �e zanim je skonstruujemy, uda si� - na forum mi�dzynarodowym - wypracowa� skuteczne metody ichhkontroli. Programist�w, kt�rzy tworz� wirusy komputerowe, nauczyli�my si� traktowa� znacznie powa�niej, ni� by�o to do pomy�lenia dwadzie�cia
? J. Doyne Farmer i Alletta dA. Belin �Artificial Life: The Coming Evolu-tion" w ArtificiaiLife pod redakcj�C.G. Langtona, C. Taylora, J.D. Farmera i S. Ra-smussena, Santa Fe Institute Studies in the Science of Complexity, Proc. Vol. X, Redwood City, CA: Addiosn-Wesley, 1992, s. 815.
K. Eric Drexler �Introduction to Nanotechnology", w Prospects of Nanotechnology: Toward Molecular Manufacturing (Proceedings ofthe First General Confe-rence on Nanotechnology Development, Applications and Opportunities) pod redakcj� Markusa Krummenackera i Jamesa Lewisa, Nowy Jork, Wiley & Sons, 1992, s. 21.
10
lat temu haker�w ju� zamyka si� w wi�zieniach, wkr�tce dol�cz�do nich niepokorni biotechnolodzy.
Istnieje jednak mo�liwo��, �e nie dorobimy si� odpowiednich mechanizm�w kontrolnych. Albo �e do skonstruowania zdolnych do reprodukcji organizm�w dojdzie znacznie szybciej, ni� si� spodziewamy. Trudno przewidzie�, co si� wtedy stanie. O tym w�a�nie jest ta ksi��ka.
Michael Crichton Los Angeles 2002
I
P�noc. W domu jest ciemno. Nie wiem, jak to si� wszystko sko�czy. Dzieci czuj� si� fatalnie s�ysz�, jak m�j syn i c�rka wymiotuj� ka�de w innej �azience. Zajrza�em do nich przed chwil�, chcia�em sprawdzi�, co si� z nimi dzieje. Martwi� si� o ma�� ale u niej te� pr�buj� wywo�a� wymioty. Inaczej nie by�oby dla niej nadziei.
Ze mn� chyba wszystko w porz�dku. Przynajmniej na razie, bo wiem, �e teoretycznie nie mam wielkich szans: ludzie, kt�rzy byli zamieszani w ca��spraw�, w wi�kszo�ci ju� nie �yj�. W dodatku tak niewiele wiem..
Zak�ad zosta� zniszczony, ale nie mamy pewno�ci, czy nie sta�o si� to za p�no.
Czekam na Mae. Dwana�cie godzin temu pojecha�a do laboratorium w Pa�o Alto. Trzymam kciuki, �eby si� jej uda�o, �eby ich przekona�a. Sytuacja jest naprawd� dramatyczna. Mia�em nadziej�, �e kto� si� stamt�d odezwie, ale na razie jest cisza.
W uszach mi dzwoni. To z�y znak. Czuj� te� jakie� dr�enie w piersi i brzuchu. Ma�a nie tyle wymiotuje, co raczej zapluwa si� �lin�. Kr�ci mi si� w g�owie. Nie chcia�bym straci� przytomno�ci jestem potrzebny dzieciakom, zw�aszcza ma�ej. Boj� si�. Wcale im si� nie dziwi�.
Ja te� si� boj�.
Siedz� tu po ciemku i w g�owie mi si� nie mie�ci, �e tydzie� temu moim najwi�kszym zmartwieniem by� brak pracy. �miechu warte.
C�, sprawy nigdy nie uk�adaj� si� tak, jak tego oczekujemy.
13
Dzie� pierwszy, godzina 10.04
Sprawy nigdy nie uk�adaj� si� tak, jak tego oczekujemy.
Nie chcia�em by� gosposi�, m�sk�nia�k�, etatowym tat�- nazwijcie to, jak chcecie, nie ma na to dobrego okre�lenia. Ale tak mi si� w�a�nie u�o�y�o w �yciu. Od p� roku prowadzi�em dom i w�a�nie by�em na zakupach w Crate and Barrell w centrum San Jose. Mia�em dokupi� szklanki, a przy okazji zauwa�y�em, �e maj� tam �adne plecione maty pod talerze. Przyda�yby si� nam nowe. Mieli�my wprawdzie komplet owalnych, s�omkowych, kupionych rok wcze�niej przez Juli�, ale by�y juz podniszczone i pokryte zaskorupia�ym jedzeniem dzieci. Niestety, s�omy nie mo�na pra�. Przystan��em przy regale, szukaj�c czego� odpowiedniego. Najpierw wpad�y mi w oko jasnoniebieskie maty, do kt�rych pasowa�yby bia�e papierowe serwetki. Kupi�em je. Zaraz potem zauwa�y�em inne, ��te -by�y takie promienne, kusz�ce... Te� chcia�em je wzi��, ale poniewa� nie mieli sze�ciu na p�ce (a pomy�la�em, �e sze�� b�dzie w sam raz), poprosi�em sprzedawczyni�, �eby poszuka�a na zapleczu. Czekaj�c na jej powr�t, przymierzy�em mat� do sto�u, postawi�em na niej bia�y talerz i po�o�y�em obok ��t� serwetk�. Wszystko razem tak dobrze wygl�da�o, �e zacz��em si� zastanawia�, czy nie kupi� o�miu mat. I wtedy zadzwoni�a kom�rka.
To by�a Julia.
- Cze��: Co s�ycha�?
- W tle s�ysza�em rytmiczny �oskot jakiej� maszynerii pewnie pompy pr�niowej, pod��czonej do mikroskopu elek-tronoweaof U Julii w laboratorium sta�o kilka takich mikroskop�w.
- Co porabiasz?
- W�a�nie kupuj� serwetki.
- Gdzie? ,
- W Crate and Barrell. -
Julia si� roze�mia�a.
-I co, jeste� tam jedynym facetem?
-No... Nie...
- �wietnie. - Najwyra�niej nasza rozmowa nic a nic jej nie intereso
wa�a. Co� innego zaprz�ta�o jej my�li. - Pos�uchaj... Przepraszam ci�,
Jack, naprawd�, strasznie mi przykro, ale zn�w p�no wr�c� z pracy.
- Aha... - Sprzedawczyni wr�ci�a z paczk� ��tych mat. Skin��em
na ni�, �eby podesz�a bli�ej, i pokaza�em na palcach, �e wezm� jeszcze
trzy sztuki. Do�o�y�a je do stosiku na ladzie. - Wszystko w porz�dku? -
zwr�ci�em si� do Julii.
- Jak zwykle urwanie g�owy. Wieczorem mamy nadawa� przez sate
lit� program demonstracyjny dla inwestor�w z Azji i Europy, a mamy
k�opoty z ��czno�ci�. Widzisz, w�z transmisyjny... Zreszt�, co ja ci b�d�
opowiada�... Jeste�my dwie godziny do ty�u, mo�e nawet wi�cej. Wr�c�
najwcze�niej o �smej. M�g�by� zrobi� dzieciakom kolacj� i po�o�y� je
spa�?
- Oczywi�cie.
Nie spodziewa�em si� najmniejszych k�opot�w. Przywyk�em do tego, �e ostatnio Julia coraz wi�cej czasu sp�dza�a w pracy. Zwykle dzieci ju� spa�y, kiedy wraca�a do domu. Jej firma, Xymos Technology, pr�bowa�a zdoby� nowe fundusze na dzia�alno�� - a �e chodzi�o o dwadzie�cia milion�w dolar�w, presja by�a spora. Tym bardziej, �e Xymos specjalizowa� si� w dziedzinie, kt�r� specjali�ci nazywali produkcj� molekularn�, a wi�kszo�� zwyk�ych ludzi - nanotechnologi�. Ma�o kto chcia� teraz �adowa� w ni� pieni�dze. Przez ostatnie dziesi�� lat zbyt wiele kasy utopiono w cude�kach, kt�re mia�y odmieni� nasze �ycie, a w rzeczywisto�ci nigdy nie wysz�y poza pr�g laboratorium. Dla inwestor�w nano to puste obietnice. �adnych konkret�w.
Zreszt� komu jak komu, ale Julii nie trzeba by�o tego t�umaczy�
sama w przesz�o�ci wsp�pracowa�a z dwoma takimi inwestorami. Z wy
kszta�cenia by�a psychologiem dzieci�cym, z czasem zosta�a jednak spe
cjalistk� od �inkubacji nowych technologii": doradza�a firmom, kt�re
chcia�y zarabia� na raczkuj�cych technologiach. �artowa�a czasem, �e
wcale nie zerwa�a z psychologi� dzieci�c�. P�niej zrezygnowa�a z posa
dy konsultanta i na sta�e zwi�za�a si� z jedn� z takich firm. Teraz by�a
wiceprezesem Xymosu. ,
18
J
Twierdzi�a, �e uda�o im si� dokona� kilku prze�omowych odkry� i zostawi� konkurencj� daleko w tyle, �e s� dos�ownie o krok od zbudowania prototypu pierwszego komercyjnego produktu. Traktowa�em jej s�owa z rezerw�.
- Musz� ci co� jeszcze powiedzie�, Jack - doda�a niepewnym g�o
sem. - Eric b�dzie na mnie z�y.
-Czemu?
- Bo... Widzisz, powiedzia�am mu, �e b�d� na meczu.
- Dlaczego to zrobi�a�? Rozmawiali�my przecie� o takich obietni
cach. Nie zd��ysz, nie masz szans. Mecz jest o trzeciej. Po co mu to
powiedzia�a�?
- My�la�am, �e si� wyrobi�.
Westchn��em. Rozumia�em, �e chcia�a w ten spos�b okaza� dzie
ciom troch� czu�o�ci. ,
- No dobrze, nie przejmuj si� tym. Jako� to za�atwi�.
- Dzi�ki. Aha, Jack, jeszcze jedno... M�wi�e� co� o serwetkach?
Tylko nie kupuj ��tych, pami�taj.
I roz��czy�a si�.
Na kolacj� zrobi�em spaghetti, kt�re wszyscy ch�tnie jedli. O �smej dwoje m�odszych dzieci ju� spa�o, a Nicole ko�czy�a odrabia� lekcje. Mia�a dwana�cie lat i pilnowa�em, �eby k�ad�a si� spa� najp�niej o dziesi�tej. Nie przyznawa�a si� do tego kole�ankom.
Najm�odsza Amanda mia�a dopiero dziewi�� miesi�cy, zaczyna�a raczkowa� po ca�ym domu i stawa� na nogi, czepiaj�c si� mebli. Eric mia� osiem lat i uwielbia� pi�k� no�n�. Najch�tniej gra�by bez przerwy, ale od czasu do czasu przebiera� si� jeszcze za rycerza i z plastikowym mieczem w gar�ci uprzykrza� �ycie starszej siostrze.
Nicole przechodzi�a w�a�nie w �yciu etap wstydliwej dziewczynki. Eric z upodobaniem porywa� jej stanik i biega� po domu, wrzeszcz�c:
-Nicky nosi stanik! Nicky nosi stanik!
Duma nie pozwala�a siostrze goni� za m�odszym bratem.
- Tato! - wo�a�a Nicole. - On zn�w zaczyna! Tato!
Musia�em w�wczas �apa� Erica i t�umaczy� mu, �eby nie rusza� rzeczy siostry.
Tak w�a�nie wygl�da�o moje �ycie. Na samym pocz�tku, zaraz po tym, jak straci�em prac� w MediaTronics, �agodzenie konflikt�w mi�dzy rodze�stwem by�o nawet interesuj�ce. I wcale nie tak bardzo r�ne od tego, czym zajmowa�em si� zawodowo.
19
W MediaTronics kierowa�em dzia�em informatycznym. Pe�ni�em rol� opiekuna gromady m�odych, zdolnych programist�w. W wieku czterdziestu lat sam nie nadawa�em si� ju� do tej roboty pisanie program�w to zaj�cie dla m�odych. Zarz�dza�em wi�c takim zespo�em, co wcale nie by�o �atwe. Podobnie jak u wi�kszo�ci komputerowc�w w Dolinie Krzemowej, �ycie moich podw�adnych toczy�o si� od jednego kryzysu do drugiego: rozbite porsche, zdrada, niefortunny romans, spi�cie z rodzicami, narkotyki - a do tego wy�y�owane terminy i ca�onocne nasiad�wki przy komputerach, z litrami dietetycznej coca-coli i kilogramami chips�w.
Ale przynajmniej praca by�a ciekawa, w nowoczesnej bran�y. Tworzyli�my rozproszone systemy przetwarzania r�wnoleg�ego do modelowania proces�w biologicznych. Wpuszczali�my do komputera wirtualne twory, kt�re p�niej, w drodze interakcji, mia�y rozwi�zywa� rzeczywiste problemy. Brzmi to dziwnie, ale dzia�a znakomicie. Jeden z naszych program�w imitowa� na przyk�ad mr�wki zbieraj�ce po�ywienie (mr�wki umiej� wyszuka� najkr�tsz� drog� do jedzenia) w celu sterowania ruchem w rozleg�ej sieci telefonicznej inne na�ladowa�y zachowanie ter-mit�w, roj�cych si� pszcz� i poluj�cych lw�w.
�wietnie si� czu�em w tej robocie i pewnie dalej bym si� ni� zajmowa�, gdybym nie przyj�� dodatkowych obowi�zk�w. W ostatnich miesi�cach przed zwolnieniem zosta�em specem od zabezpiecze�. Zast�pi�em w tej roli konsultanta spoza firmy, kt�ry wsp�pracowa� z nami od dw�ch lat, ale nie zdo�a� w por� wykry� kradzie�y nale��cego do firmy kodu �r�d�owego, dop�ki nie pojawi� si� on w sprzedawanym na Tajwanie programie. Ba, kod pochodzi� nawet z mojego dzia�u - chodzi�o o oprogramowanie do przetwarzania rozproszonego. I kto� go ukrad�.
Rozpoznali�my go, bo j�jka-niespodzianki pozosta�y nietkni�te. Informatyk dla zabawy cz�sto zostawia w programie jakie� ,jajko", taki drobiazg, kt�ry nie s�u�y �adnemu konkretnemu celowi. Tajwa�czycy nie zmienili kodu ani na jot� - wzi�li go tak, jak dostali, i wsadzili do swojego programu. Po naci�ni�ciu kombinacji klawiszy Alt-Shift-M-9 na ekranie wy�wietla�a si� data �lubu jednego z naszych ch�opak�w. Sprawa by�a oczywista. Kradzie�.
Pozwali�my ich, rzecz jasna, ale nasz prezes, Dan Gross, chcia� mie� pewno��, �e sytuacja nie powt�rzy si� w przysz�o�ci. Zrobi� wi�c ze mnie szefa bezpiecze�stwa, a ja ze z�o�ci na z�odziei przyj��em t� robot�. Na p� etatu, bo ca�y czas kierowa�em dzia�em informatycznym. Zacz��em monitorowa� wszystkie komputery w firmie. Nie by�o w tym nic niezwyk�ego w dzisiejszych czasach osiemdziesi�t procent firm kontroluje, do czego pracownicy wykorzystuj� swoje terminale. Mo�na zainstalowa�
20
kamery, rejestrowa� wprowadzane z klawiatury znaki, przegl�da� poczt� elektroniczn�w poszukiwaniu okre�lonych s��w kluczowych... Jest mn�stwo mo�liwo�ci.
Dan Gross - prawdziwy twardziel, dawny komandos - nigdy nie wyzby� si� swoich �o�nierskich manier. Kiedy powiedzia�em mu o wprowadzeniu nowego systemu zabezpiecze�, zapyta�:
- Ale mojego komputera chyba nie sprawdzasz, co?
Odpowiedzia�em, �e nie. Prawda wygl�da�a inaczej: wprowadzi�em
zabezpieczenia w ca�ej firmie, obj�y wi�c tak�e jego komputer. Dzi�ki temu dwa tygodnie p�niej dowiedzia�em si�, �e ma romans z dziewczyn� z dzia�u ksi�gowego, kt�rej przydzieli� s�u�bowy samoch�d. Poszed�em do niego i powiedzia�em, �e z analizy list�w wysy�anych i odbieranych przez Jane z ksi�gowo�ci wynika, �e ma z kim� romans. Mog�a z tego tytu�u otrzymywa� nienale�ne jej dodatkowe �wiadczenia. Zapowiedzia�em r�wnie�, �e cho� nie wiem, o kogo chodzi, to je�li wymiana e-maili b�dzie trwa�a, wkr�tce to ustal�.
Wydawa�o mi si�, �e Don zrozumie aluzj�. Zrozumia�. Od tamtej pory kompromituj�ce listy wysy�a� wy��cznie z domu. Nie wiedzia� tylko, �e w drodze do Jane przechodzi�y przez g��wny serwer w firmie i nadal trafia�y do mnie. Wkr�tce dowiedzia�em si�, �e zagranicznym dystrybutorom udziela specjalnych �rabat�w" na zakup oprogramowania, a na otwarte w banku na Kajmanach konto otrzymuje wysokie �wynagrodzenia za konsultacje". Nie mog�em tego tak zostawi�. Facet ewidentnie �ama� prawo. Zapyta�em o zdanie mojego adwokata, Garyego Mardera. Poradzi� mi, �ebym odszed� z firmy.
- Jak to? Mam odej��? "-
-Oczywi�cie. .
- Co im powiem?
- A kogo to obchodzi? Dosta�e� lepsz� ofert�, masz k�opoty ze zdro
wiem, sprawy rodzinne, k�opoty w domu... Po prostu daj sobie spok�j.
Odejd�.
- Zaraz, chwileczk�... Ja mam odej��, bo ten typ nas kantuje? To
twoja oficjalna porada?
- Nie. Jako tw�j adwokat zalecam, �eby� zg�osi� komu trzeba fakt
�amania prawa. A jako tw�j przyjaciel radz�, �eby� trzyma� g�b� na k��d
k� i wia�, gdzie pieprz ro�nie.
- To by by�o tch�rzostwo. Chyba powinienem zawiadomi� w�a�ci
cieli firmy.
Gary westchn�� ci�ko i po�o�y� mi d�o� na ramieniu.
- W�a�ciciele sobie poradz�, Jack. A ty uciekaj.
21
Wydawa�o mi si� to niestosowne. Najpierw wkurzy�em si�, kiedy skradziono m�j program, a teraz zacz��em mie� w�tpliwo�ci, czy w og�le kto� go ukrad�. Mo�e zwyczajnie kupi�?
Firma by�a w�asno�ci� prywatn�, wi�c poszed�em z t� spraw� prosto do jednego z cz�onk�w rady nadzorczej.
Okaza�o si�, �e o wszystkim wiedzia�. Nast�pnego dnia wylali mnie za ra��ce niedope�nienie obowi�zk�w s�u�bowych zagrozili mi procesem. Musia�em podpisa� mas� zobowi�za� do zachowania tajemnicy s�u�bowej, �eby w og�le dosta� odpraw�. M�j adwokat wzi�� na siebie ca�� papierkow� robot�, z ci�kim westchnieniem podsuwaj�c mi kolejne dokumenty do parafowania.
Kiedy by�o po wszystkim, wyszli�my na dw�r. S�o�ce �wieci�o blado.
- No - powiedzia�em - przynajmniej mam to za sob�.
Gary spojrza� na mnie dziwnie.
- Tak uwa�asz?
Mia� racj�, to wcale nie by� koniec. Nie wiem, jak to si� sta�o, ale przylgn�o do mnie paskudne pi�tno. Mia�em wysokie kwalifikacje, pracowa�em w rozwijaj�cej si� bran�y, ale podczas rozm�w wst�pnych widzia�em, �e nikt si� mn� nie interesuje. Starano si� mnie zby� jak najszybciej. Dolina Krzemowa jest rozleg�a, ale przypomina ma�� mie�cin�. Nic si� tu d�ugo nie ukryje. Wreszcie natkn��em si� na speca od rekrutacji, kt�ry by� moim znajomym. Nazywa� si� Ted Land�w. Rok wcze�niej uczy�em gra� w baseball jego syna. Po zako�czeniu rozmowy spyta�em wprost:
- Co si� o mnie m�wi?
Pokr�ci� g�ow�.
- Nic takiego, Jack.
- Ted, przez ostatnie dziesi�� dni odby�em dziesi�� takich rozm�w.
Powiedz mi. ,
-Nie ma o czym m�wi�.
-Ted...
Nie patrz�c na mnie, zacz�� przek�ada� papiery na biurku.
- Jack Forman sprawia k�opoty. - Westchn��. - Nie chce wsp�pra
cowa�. Konfliktowy. Porywczy. Nie nadaje si� do pracy w zespole. -
Zawaha� si� i doda�: - Podobno zamieszany w jakie� machlojki. Nikt nie
powiedzia� wprost, o co chodzi, ale to m�tne interesy. Podobno bra�e�
w �ap�.
22
- Ja? Ja bra�em w �ap�?! - Krew mnie zala�a. Omal nie wybuchn�
�em, ale w por� zda�em sobie spraw�, �e w ten spos�b tylko potwierdz�
kr���c� o mnie opini�. Podzi�kowa�em Tedowi za rozmow�.
- Pos�uchaj, Jack - powiedzia�, kiedy ju� wychodzi�em. - Daj sobie
na wstrzymanie. Chwilowo. To ci dobrze zrobi. Tu, w Dolinie, wszystko
si� szybko zmienia. Masz mocne CV, �wietne kwalifikacje, po prostu
poczekaj...
-Ile, dwa miesi�ce?
- Raczej cztery. Mo�e pi��.
Wiedzia�em, �e ma racj�. Po tym spotkaniu przesta�em si� stara� o prac�. Rozesz�y si� plotki, �e MediaTronics lada chwila padnie, �e szykuje si� fala proces�w. Mo�e jeszcze b�d� mia� szans� na oczyszczenie si� z zarzut�w, ale na razie nie pozosta�o mi nic innego jak czeka�.
Niezwyk�e uczucie, �e rano nie musz� i�� do pracy, szybko mi spowszednia�o. Julia przesiadywa�a w firmie do p�na, a kto� musia� si� przecie� zaj�� dzie�mi. Skoro by�em w domu, przychodzi�y do mnie, zamiast do Marii, naszej gosposi. Zacz��em odprowadza� je do szko�y, odbiera� po lekcjach, wozi� do lekarza, ortodonty i na treningi. Pierwsze kolacje, kt�re gotowa�em, by�y po prostu tragiczne, ale z czasem si� wyrobi�em.
Ani si� obejrza�em, a ju� kupowa�em serwetki i ogl�da�em nakrycia w Crate and Barrell. I nie widzia�em w tym nic dziwnego.
Julia wr�ci�a do domu oko�o wp� do dziesi�tej. Bez szczeg�lnego zainteresowania ogl�da�em w telewizji mecz Giants. Cmokn�a mnie w kark.
- Wszystkie �pi�? - zapyta�a.
-Nicole jeszcze nie. Odrabia lekcje.
- Rany! Nie za p�no?
- Nie, kotku, tak si� um�wili�my, pami�tasz? W tym roku mo�e si�
k�a�� o dziesi�tej.
Wzruszy�a ramionami. Mo�e faktycznie zapomnia�a? W domu nast�pi�a swoista zamiana r�l: dawniej to ona wiedzia�a o naszych dzieciach dos�ownie wszystko, teraz ja. Czasem �le si� z tym czu�a. Nie podoba�o si� jej, �e traci w�adz�.
- A co z ma��?
- Lepiej. Ju� tylko kicha. I zacz�a wi�cej je��.
Poszli�my do pokoj�w dziecinnych. Julia wesz�a do sypialni Aman-dy, schyli�a si� nad ��eczkiem i czule uca�owa�a �pi�ce dziecko. Patrz�c na ni�, doszed�em do wniosku, �e �aden ojciec nie dor�wna matczynej czu�o�ci. Juli� ��czy�a z dzie�mi wi�, o jakiej nie mog�em nawet marzy�
s , 23
nie silniejsza, ale po prostu inna. Ws�uchana w cichy oddech ma�ej, stwierdzi�a:
- Rzeczywi�cie, ma si� lepiej.
Wesz�a do pokoju Erica, zabra�a porzuconego na kocu gameboya i spojrza�a na mnie spode �ba. Wzruszy�em ramionami. Zaczyna�a mnie irytowa�. Wiedzia�em, �e Eric bawi si�, zamiast i�� spa�, ale nie mia�em czasu si� nim zaj��. Julia mog�aby czasem by� bardziej wyrozumia�a.
Zajrzeli�my do Nicole, kt�ra siedzia�a przy laptopie. Kiedy otworzy�y si� drzwi, zamkn�a pokryw�.
- Cze��, mamo.
(- P�no ju�, a ty nie �pisz?
-Ale mamo...
- Mia�a� odrabia� lekcje.
-Odrobi�am. .,
- To dlaczego jeszcze nie jeste� w ��ku?
-Nobo.
- Mamo... - mrukn�a z wyrzutem Nicole.
- Codziennie widzicie si� w szkole. To wam powinno wystarczy�.
-Mamo...
-I nie patrz na ojca. Obie wiemy, �e zrobi wszystko, o co go poprosisz. Teraz ja do ciebie m�wi�.
Nicole westchn�a.
! -Wiem, mamo. "
Podobna wymiana zda� zdarza�a si� coraz cz�ciej. Wiedzia�em, �e to normalne mi�dzy matk� i dzieckiem w takim wieku, ale jednak postanowi�em interweniowa�. Kiedy Julia by�a zm�czona, stawa�a si� niezno�nie w�adcza. Obj��em j�.
- Ju� p�no - powiedzia�em pojednawczo. - Wszyscy jeste�my zm�
czeni. Napijesz si� herbaty?
- Nie wtr�caj si�, Jack.
- Nie wtr�cam si�, chcia�em tylko...
- W�a�nie �e si� wtr�casz. Ja rozmawiam z Nicole, a ty jak zwykle
nam przeszkadzasz.
- Kochanie, zgodzili�my si�, �e nie musi si� k�a�� przed dziesi�t�.
Nie rozumiem, o co ci chodzi. _
- Je�li odrobi�a lekcje, powinna i�� do ��ka.
-Nie tak si� umawiali�my.
- Nie chc�, �eby przez ca�y dzie� siedzia�a przy komputerze.
-Nie siedzi.
24
Niicole wybuchn�a p�aczem. Zerwa�a si� od biurka. -
- Zawsze mnie krytykujesz! Nienawidz� ci�! - krzykn�a, uciek�a do
�azienki i trzasn�a drzwiami.
Ma�a obudzi�a si� i zacz�a p�aka�. Julia odwr�ci�a si� do mnie.
- Pozw�l, �e takie sprawy b�d� za�atwia� sama, Jack.
- Oczywi�cie - zgodzi�em si�. - Przepraszam, mia�a� racj�. v
W rzeczywisto�ci wcale tak nie my�la�em. Przyzwyczai�em si� uwa�a�, �e to m�j dom i moje dzieci. Julia wdar�a si� do mojego domu w �rodku nocy, kiedy powinno by� tu ju� cicho i spokojnie, tak jak lubi� i tak jak by� powinno. I zacz�a m�ci�.
Wcale nie uwa�a�em, z�by mia�a racj�. Wr�cz przeciwnie.
W dodatku tego rodzaju przypadki zdarza�y si� coraz cz�ciej. Z pocz�tku zdawa�o mi si�, �e Julia ma wyrzuty sumienia, �e tyle czasu sp�dza poza domem. Potem doszed�em do wniosku, �e pr�buje zachowa� autorytet, odzyska� w�adz� nad domem, kt�ry przechodzi� w moje r�ce. Jeszcze p�niej uzna�em, �e �le znosi presj� w pracy i jest po prostu zm�czona.
Ostatnio jednak coraz wyra�niej czu�em, �e pr�buj� j� na si�� usprawiedliwia�. Julia si� zmieni�a, zrobi�a si� inna, bardziej spi�ta, bardziej ostra.
Ma�a dar�a si� na ca�ego. Wyj��em j� z ��eczka, przytuli�em, powiedzia�em par� s��w i sprawdzi�em pieluch�. By�a mokra. Po�o�y�em Amand� na stoliku do przewijania, ale przesta�a p�aka� dopiero wtedy, kiedy da�em jej ulubion� grzechotk�. Teraz mog�em spokojnie zmieni� pieluch�.
- Ja to zrobi� - stwierdzi�a Julia.
- Nie ma potrzeby.
- To przeze mnie si� obudzi�a, wi�c ja powinnam si� ni� zaj��.
- Naprawd� nie musisz tego robi�, kotku.
Julia po�o�y�a mi d�o� na ramieniu. Poca�owa�a mnie w kark.
- Przepraszam, �e taka ze mnie j�dza. Jestem skonana, nie wiem, co
mnie napad�o. Daj, przewin� j�. Ostatnio w og�le jej nie widuj�.
-No dobrze.
Odsun��em si� i przepu�ci�em Juli� do komody.
- Cze��, cukiereczku! - Podrapa�a ma�� pod brod�. - Jak si� masz? -
Amanda wypu�ci�a z r�czki zabawk�, zacz�a p�aka� i wierci� si� na stoli
ku. Julia nie zauwa�y�a, �e posz�o o grzechotk�. Przemawiaj�c do ma�ej
25
uspokajaj�co, pr�bowa�a za�o�y� now� pieluszk�, ale Amanda kopa�a i krzycza�a coraz g�o�niej. - Amando, uspok�j si�!
- Z ni� tak zawsze - wyja�ni�em. Faktycznie, Amanda nie cierpia�a
teraz przewijania. I potrafi�a czasem mocno kopn��.
- Powinna si� wreszcie uspokoi�. Amando, przesta�!
Dziecko wydar�o si� jeszcze g�o�niej. Jeden z rzep�w pu�ci�, pielucha si� zsun�a i Amanda zacz�a si� stacza� na brzeg stolika. Julia szarpn�a j� z powrotem. Ma�a wierzga�a jak �rebak.
- Uspok�j si�, do cholery! - Julia da�a jej klapsa w n�k�. Amanda
wrzasn�a i zacz�a kopa� jeszcze mocniej. - Amanda! Przesta�! Prze
sta�! - Julia zn�w j� uderzy�a. - Przesta�, m�wi�! Przesta�!
Nie od razu zareagowa�em. Zatka�o mnie, nie wiedzia�em, co robi�. N�ki dziecka robi�y si� ca�e czerwone, Juli� wymierza�a kolejne klapsy.
- Kochanie... - Nachyli�em si� do niej. - Nie dajmy si�...
- Czy ty si� musisz do wszystkiego wtr�ca�?! - krzykn�a Julia i trza
sn�a otwart� d�oni� w stolik. - Co si� tutaj dzieje?!
I w�ciek�a wybieg�a z pokoju.
Odetchn��em g��boko. Wzi��em ma�� na r�ce. P�aka�a rozdzieraj�co, troch� ze strachu, a troch� pewnie z b�lu. Zanosi�o si� na to, �e nie za�nie bez butelki. Tuli�em j� i g�aska�em po plecach, a� troch� si� uspokoi�a. Wtedy za�o�y�em jej czyst� pieluch� i zabra�em j� do kuchni, �eby podgrza� jedzenie. W kuchni panowa� p�mrok, �wieci�a si� tylko jarzeni�wka nad blatem.
Julia siedzia�a przy stole. Ze wzrokiem utkwionym w przestrze� popija�a piwo z butelki.
- Kiedy wreszcie znajdziesz jak�� robot�? - spyta�a.
- Staram si�.
- Tak? Nie wydaje mi si�. Kiedy ostatnio by�e� na rozmowie?
- W zesz�ym tygodniu.
- Lepiej si� pospiesz - burkn�a. - To wszystko doprowadza mnie do
sza�u.
Zdusi�em narastaj�cy we mnie gniew.
- Wiem. Wszystkim nam jest ci�ko.
By� �rodek nocy, nie chcia�em si� z ni� d�u�ej k��ci�. Stan��em przy kuchence i obserwowa�em j� k�tem oka.
Julia mia�a trzydzie�ci sze�� lat. By�a �liczn� kobiet�- drobn� brunetk� o ciemnych oczach, zadartym nosie i �ywio�owym temperamencie. W przeciwie�stwie do wielu koleg�w i kole�anek po fachu by�a atrakcyjna, poci�gaj�ca. �atwo nawi�zywa�a kontakty, mia�a ogromne poczucie humoru. Dawno temu, jeszcze przed urodzeniem Erica, przynosi�a do
26
domu takie historie o swoich wsp�pracownikach, �e boki mo�na by�o zrywa�. Siedzieli�my przy tym samym stole kuchennym i zanosili�my si� ze �miechu, a� nas brzuchy bola�y. Malutka Nicole ci�gn�a Juli� za r�kaw i pyta�a:
- Z czego si� �miejecie, mamo? Z czego si� �miejecie?
Julia znana by�a z tego, �e nigdy nie dawa�a si� ponosi� emocjom. Jednak teraz, naturalnie, by�a w�ciek�a. Nawet na mnie nie patrzy�a. Siedzia�a przy stole, macha�a niecierpliwie nog� za�o�on� na drug� nog� i patrzy�a w mrok. Nie mog�em oprze� si� wra�eniu, �e co� zmieni�o si� w jej wygl�dzie, cho� nie do ko�ca wiedzia�em co. Gdzie� znikn�a wrodzona �agodno�� jej rys�w, ko�ci policzkowe zarysowa�y si� wyra�niej, podbr�dek wyostrzy�.
Inaczej si� te� ubiera�a. Teraz mia�a na sobie bia�� bluzk� i ciemn� sp�dnic�, zwyk�y str�j biurowy. Tyle �e sp�dnica by�a w�sza ni� zwykle. Zauwa�y�em te�, �e nosi buty na wysokich obcasach, z otwart� pi�t� i paskiem nad kostk�. �Kurewskie buty", jak je nazywali�my. Dawniej za �adne skarby nie w�o�y�aby ich do pracy.
Nagle zda�em sobie spraw�, �e wszystko si� w niej zmieni�o: zachowanie, wygl�d, spos�b bycia. I w przeb�ysku geniuszu zrozumia�em, o co chodzi: moja �ona mia�a romans.
Woda w podgrzewaczu zacz�a parowa�. Wyj��em butelk� i przy�o�y�em sobie do przedramienia. Za bardzo si� nagrza�a, musia�em chwil� poczeka�, a� ostygnie. Ma�a zacz�a p�aka�, wi�c poko�ysa�em j� na r�kach, chodz�c w k�ko po kuchni.
Julia ani razu na mnie nie spojrza�a. Majta�a nog� i gapi�a si� przed siebie.
Czyta�em, �e to typowy syndrom: m�� traci prac�, staje si� mniej atrakcyjny, �ona przestaje go szanowa� i zaczyna szuka� nowych wra�e�. Trafi�em na taki artyku� w �Glamour", �Redbook" czy innym kolorowym pisemku z rodzaju tych, kt�re walaj� si� po domu nauczy�em si� je przegl�da�, czekaj�c, a� sko�czy si� pranie albo mikrofal�wka rozmrozi hamburgera.
A mo�e jednak si� myl�? Mo�e sam sobie wymy�lam takie niestworzone historie? Co z tego, �e Julia nosi w�sze sp�dnice i inne buty? Moda si� zmienia, zmienia si� te� nastr�j cz�owieka... Z�o�ci si� czasem, ale czy to znaczy, �e ma romans? Oczywi�cie �e nie.
Jako� jednak nie mog�em siebie przekona�. �y�em z t� kobiet� od ponad dwunastu lat widzia�em, �e si� zmieni�a, i wiedzia�em dlaczego.
27
W naszym zwi�zku pojawi� si� kto� inny, kto� z zewn�trz. Intruz. Czu�em to w ko�ciach jak fizyczny b�l. Sam si� zdziwi�em, sk�d ta pewno��. Nie mog�em d�u�ej na ni� patrze�. Odwr�ci�em si�.
Ma�a chwyci�a butelk�, zaszczebiota�a rado�nie i zacz�a pi�. Wpatrywa�a si� w moj� twarz tym niesamowitym, uporczywym wzrokiem, jak potrafi� to czyni� tylko ma�e dzieci. Obserwowanie jej sprawia�o mi ulg�. Po chwili oczy jej si� zamkn�y, g��wka przechyli�a na bok. Posadzi�em j� prosto, poklepa�em lekko, �eby si� jej odbi�o, i zanios�em z powrotem do pokoju.
Po�o�y�em Amand� w ��eczku i wy��czy�em nocn� lampk�. Jedyne �wiat�o w pokoju pochodzi�o z bulgocz�cego w k�cie akwarium. W b��-kitnozielonym blasku plastikowy p�etwonurek przesuwa� si� po dnie, ci�gn�c za sob� warkocz baniek.
Kiedy si� odwr�ci�em, zobaczy�em Juli�. Sta�a w progu, �wiat�o z kuchni pod�wietla�o od ty�u jej ciemne w�osy. Musia�a mnie obserwowa� ju� od jakiego� czasu. Nie potrafi�em odczyta� wyrazu jej twarzy. Zesztywnia-�em, kiedy podesz�a do mnie, obj�a mnie i opar�a g�ow� o moj� pier�.
- Wybacz mi, jestem taka g�upia. �wietnie sobie ze wszystkim radzisz, a ja po prostu jestem zazdrosna.
Zacz�a p�aka�, a� koszula przesi�k�a mi od jej �ez.
-Nie przejmuj si� tak - powiedzia�em i przytuli�em Juli�.
Ci�gle jednak by�em czujny i spi�ty. Mia�em z�e przeczucia i nie
umia�em si� ich tak �atwo pozby�.
Wysz�a spod prysznica, wycieraj�c r�cznikiem w�osy. Siedzia�em na ��ku i pr�bowa�em si� skupi� na ko�c�wce meczu, ale pomy�la�em, �e nigdy przedtem nie k�pa�a si� wieczorem. Zawsze robi�a to rano, przed wyj�ciem do pracy. Teraz zdarza�o si� nawet tak, �e po powrocie z biura sz�a prosto pod prysznic, a dopiero p�niej wita�a si� z dzie�mi.
Wci�� by�em zdenerwowany. Wy��czy�em telewizor. � w
-Jakpokaz? a , .
- Jaki pokaz?
- Wasz. Nie robili�cie tego programu demonstracyjnego?
- A, o tym m�wisz... Wszystko posz�o jak z p�atka. Inwestorzy z Nie
miec nie mogli go obejrze� do ko�ca z powodu r�nicy czasu, ale... A mo
�e ty by� go chcia� zobaczy�? .,
- Ja? i
28
- Mamy kopi�. Chcesz?
Zaskoczy�a mnie. Wzruszy�em ramionami.
- Pewnie.
- Ciekawa jestem twojej opinii - powiedzia�a. Wyczu�em w jej g�o
sie znajom� pob�a�liw� nut�. Moja �ona wpuszcza�a mnie do swojego
�wiata zawodowego chcia�a, �ebym poczu�, �e jestem cz�ci� jej �ycia.
Wyj�a z teczki p�yt� DVD, wsun�a j� do odtwarzacza i usiad�a obok
mnie na ��ku.
- Co im takiego pokazali�cie? - zaciekawi�em si�.
- Now� technik� obrazowania w medycynie. Co� pi�knego, m�wi�
ci. - Julia przysun�a si� bli�ej i przytuli�a do mnie. Zrobi�o si� mi�o, jak
za dawnych, dobrych czas�w. Obj��em j� niepewnie.
- S�uchaj, chcia�em ci� o co� zapyta�... Dlaczego ostatnio k�piesz
si� wieczorem, zamiast jak zwykle rano?
- Naprawd� tak robi�? Sama nie wiem. Rano na nic nie mam czasu,
zwijam si� jak w ukropie... No, zaczyna si�.
Pokaza�a na ekran. Z bia�oczarnego chaosu wy�oni� si� kolorowy obraz.
Julia znajdowa�a si� w ogromnym laboratorium, wyposa�onym jak szpitalna sala operacyjna. Jaki� m�czyzna le�a� na wznak na stole z umocowanym na d�oni zaworem do kropl�wki. Obok sta� anestezjolog. Nad nimi wida� by�o okr�g�� metalow� p�yt� o �rednicy blisko dw�ch metr�w dawa�o si� j� opuszcza� ni�ej, ale w tej chwili znajdowa�a si� w g�rnym po�o�eniu. Wsz�dzie pe�no monitor�w. Stoj�ca z przodu Julia te� zerka�a na jaki� ekran. Tu� obok sta� technik nagraniowy.
- Fatalnie - stwierdzi�a, pokazuj�c mu co� na monitorze. - Co to za
zak��cenia?
- To chyba przez te pompy i filtry powietrza.
- Tak nie mo�e by�. f i
- A co mamy zrobi�?
- Naprawi� to.
- B�dziemy musieli podkr�ci� moc, a wy tu macie...
-Niewa�ne. Nie mog� pokaza� inwestorom takiego obrazu. Widzie
li na pewno lepsze zdj�cia z Marsa. Za�atwcie to.
- Nie wiedzia�am, �e to te� si� nagra�o - mrukn�a le��ca obok mnie
Julia. - Przewi� dalej.
Wcisn��em guzik na pilocie i obraz si� rozjecha�. Odczeka�em chwi
l� i w��czy�em odtwarzanie. , ,�.. ... , L
29
Sceneria si� nie zmieni�a, Julia nadal sta�a na pierwszym planie. Ca-rol, jej asystentka, m�wi�a do niej p�g�osem:
- No dobrze, ale co ja mu mam powiedzie�?
- �e musi poczeka�.
- Ale on chce zaczyna� juz teraz!
- Wiem, ale zaczniemy nadawa� najwcze�niej za godzin�. Sp�aw
.
Asystentka zni�y�a g�os do szeptu:
- Jest zdenerwowany, Julio. Nie dziwi� mu si�, sama bym si� ba�a,
gdyby w moim ciele pe�za�y miliony tych potwork�w...
-Nie miliony i nie potwork�w. Poza tym sam je skonstruowa�.
- Mimo wszystko...
- Czy to anestezjolog? -
-Nie, kardiolog.
- Niech mu poda co� na uspokojenie.
-Ju� mu podali, dosta� jaki� zastrzyk. ,
- Przewi�, Jack - powiedzia�a Julia.
Zrobi�em, jak prosi�a. Obraz przeskoczy�.
- Dobra, wystarczy.
Julia jak poprzednio patrzy�a na monitor, obok niej sta� technik.
- Tak wystarczy - stwierdzi�a. - Nie jestem zachwycona, ale ujdzie.
Prze��cz na STM.
-Na co?
- Na STM. Mikroskop elektronowy. Chc� zobaczy� obraz z mikro
skopu.
Technik si� zmiesza�.
- Eee... Nikt nam nie m�wi� o �adnym mikroskopie.
i - Rany boskie! Trzeba by�o przeczyta� plan nagrania!
- A to jest w planie?
- A zagl�da�e� do niego?
- Przepraszam... Musia�em to przegapi�.
- Za p�no na przeprosiny. Za�atw to!
- Nie musisz na mnie krzycze�.
- W�a�nie �e musz�! Pracuj� z samymi idiotami! - Julia gestykulo
wa�a energicznie. - Mam zaraz wej�� na wizj�, po��czy� si� na �ywo
z w�a�cicielami jedenastu miliard�w dolar�w z pi�ciu kraj�w i zademon
strowa� im dzia�anie technologii submikroskopowej, ale poniewa� mi
kroskop nie zosta� pod��czony, nic nie zobacz�!
- Wkurzy� mnie ten facet - stwierdzi�a Julia. - To by�o co� straszne
go: ostatnie odliczanie, zarezerwowany i wykupiony czas na satelicie,
30
nic nie mo�emy zmieni�, a tu trafi� mi si� taki palant. W ko�cu jako� si� uda�o. Przewi�.
Na ekranie pojawi�a si� plansza z napisem: ,. w,
Demonstracja zaawansowane techniki wizualizacji do
cel�w medycznych,
Xymos Technology r A
Mountam View, Kalifornia , � � �
�wiatowy lider produkcji molekularnej I A
Plansza znikn�a i zobaczyli�my Juli�, stoj�c� obok sto�u i aparatu diagnostycznego. Poprawi�a w�osy i bluzk�.
- Witam pa�stwa. - U�miechn�a si� do kamery. - Jestem Julia For-
man z Xymos Technology. Za chwil� zaprezentujemy pa�stwu rewolu
cyjn�, opracowan� przez Xymos metod� bada� wizualizacyjnych. Oto
Peter Morris, nasz pacjent. Za chwil� zajrzymy mu do serca i naczy�
krwiono�nych, i to z �atwo�ci�, o jakiej do niedawna mo�na by�o jedynie
pomarzy�. - Obesz�a st�, ca�y czas m�wi�c: - W przeciwie�stwie do
cewnikowania serca, nasza metoda jest ca�kowicie bezpieczna. Poza tym
nie jeste�my ograniczeni tylko do serca, mo�emy zajrze� dos�ownie w ka�
dy zak�tek ludzkiego cia�a, w g��b ka�dego, nawet najmniejszego naczy
nia krwiono�nego. Zobacz� pa�stwo obraz z aorty, najwi�kszej t�tnicy
w ludzkim ciele, ale tak�e z p�cherzyk�w p�ucnych i naczy� w�osowa
tych w opuszkach palc�w pacjenta. Wszystko to umo�liwi nam nasza
nowa kamera, mniejsza od czerwonej krwinki. I to sporo mniejsza. Opra
cowana w Xymos technologia pozwala produkowa� takie kamery szybko
i tanio Trzeba by ich zebra� tysi�c, by utworzy�y kulk� wielko�ci kropki,
jak� zostawia na papierze dobrze naostrzony o��wek. Tymczasem my mo
�emy w godzin� wyprodukowa� kilogram takich kamer. Zdaj� sobie spra
w�, ze s�uchacie mnie pa�stwo z pow�tpiewaniem. Wszyscy wiemy, ze
nanotechnologia wiele dot�d naobiecywa�a, ale �adnej obietnicy nie uda
�o si� spe�ni�. Naukowcy projektowali urz�dzenia o wielko�ci cz�steczek
chemicznych, ale nie potrafili ich skonstruowa�. Ot� Xymos rozwi�za�
ten problem.
Nagle dotar�o do mnie, o czym Julia m�wi.
- Co takiego9! To �art, prawda?
Bo je�eli m�wi�a prawd�, by�o to niezwyk�e osi�gni�cie, prawdziwy prze�om, kt�ry oznacza�..
31
-Nie, to nie �art - odpar�a cicho Julia. - Mamy fabryk� w Nevadzie.
- U�miechn�a si�. Moje zdumienie chyba sprawia�o jej przyjemno��. -
Jedn� z naszych kamer umie�cili�my przed mikroskopem elektronowym
- m�wi�a z ekranu tamta Julia. Wskaza�a na monitor. - Mo�ecie pa�stwo
por�wna� j� z umieszczonym obok czerwonym cia�kiem krwi.
Obraz zrobi� si� czarno-bia�y. Manipulator przesuwa� po tytanowej p�ytce co�, co przypomina�o male�k� ka�amarnic�: mia�o �eb t�py jak pocisk i wlok�ce si� z ty�u ramiona. I by�o dziesi�� razy mniejsze od czerwonej krwinki, kt�ra w pr�ni mikroskopu elektronowego upodobni�a si� do wysuszonego rodzynka.
-Nasza kamera ma d�ugo�� czterech stumilionowych cz�ci milimetra i, jak pa�stwo widzicie, z wygl�du przypomina ma�ego g�owonoga. �Nos" jest odpowiedzialny za generowanie obrazu, a mikrorurki z ty�u stabilizuj� ruch, podobnie jak ogon latawca. Pr�cz biernej stabilizacji mog� tak�e porusza� si� i nap�dza� kamer�. Jerry! Przesu� obraz i pokaz kamer� od przodu... O tak, dzi�kuj�. Widzicie pa�stwo to wg��bienie w �rodku korpusu? To miniaturowy detektor foton�w, wykonany z arsenku galu, kt�ry pe�ni tak� sam� funkcj� jak siatk�wka w ludzkim oku. Otacza go co�, co przypomina oplot opony radialnej... To substancja bio-luminescencyjna, kt�ra o�wietla obszar przed kamer�. Wewn�trz �nosa" znajduje si� opatentowana przez nas kaskada ATP. Mo�na powiedzie�", m�zg naszej kamery. Jest oczywi�cie bardzo prymitywny, a jego mo�liwo�ci sterowania kamer� s� ograniczone, ale do naszych cel�w w zupe�no�ci wystarcza.
Rozleg� si� trzask zak��ce�, jakie� chrz�kni�cie i w rogu ekranu otworzy�o si� ma�e okienko. Pojawi� si� w nim Fritz Leidermeyer.
- Przepraszam, pani Forman - powiedzia� Niemiec, moszcz�c si�
w fotelu. - A gdzie jest obiektyw?
- Nie ma obiektywu. .
- Jak kamera mo�e dzia�a� bez obiektywu? , -
- Zaraz do tego dojdziemy.
- Camera obscura - powiedzia�em. ,
- Zgadza si�. - Julia pokiwa�a g�ow�.
Camera obscura, czyli po �acinie �ciemny pok�j", to najstarsze znane
cz�owiekowi urz�dzenie do odtwarzania obrazu. Staro�ytni Rzymianie zauwa�yli, �e je�li w �cianie ciemnego pokoju zrobi� male�k� dziurk�, na przeciwleg�ej powierzchni pojawi si� odwr�cony obraz widoku na zewn�trz pomieszczenia. Przechodz�c przez niewielki otw�r �wiat�o ogniskuje si� jak w soczewce. Na tej samej zasadzie dzia�aj� proste aparaty fotograficzne, a nazwa �kamera" st�d w�a�nie pochodzi. Ale w tym wypadku..
32
. - Gdzie jest otw�r? - zapyta�em.
- S�dzi�am, �e si� domy�lisz. Bo to twoja robota.
- Moja?
- Tak. Xymos wykupi� licencj� na program opracowany przez tw�j
zesp�.
- Nie wiedzia�em... Kt�ry algorytm?
- Ten do sterowania sieci�.
- To te kamerki pracuj� w sieci? Porozumiewaj� si� ze sob�?!
-Owszem. Tworz� r�j. {
Julia u�miecha�a si� szeroko, ubawiona moj� reakcj�.
- R�j - powt�rzy�em, usilnie staraj�c si� zrozumie�, jakie to ma zna
czenie.
Faktycznie, w moim zespole powsta�o kilka program�w symuluj�cych zachowanie roju. Modelowali�my w nich zachowanie pszcz�. Okaza�y si� ca�kiem przydatne. R�j sk�ada si� z mn�stwa odr�bnych jednostek, co pozwala mu skutecznie reagowa� na zmiany w otaczaj�cym go �rodowisku zewn�trznym. W obliczu nowych, nieznanych warunk�w program roju nie zawiesza si�, lecz jak gdyby omija przeszkod� i dzia�a dalej. Ale my tworzyli�my wirtualne �pszczo�y" we wn�trzu komputera, a Julia mia�a do czynienia z prawdziwymi mechanizmami w rzeczywistym �wiecie. Nie mog�em zrozumie�, jak zaadaptowa�a nasz program do swoich cel�w.
- Chodzi o struktur� - wyja�ni�a. - Program tworzy z kamer r�j.
Oczywi�cie! Pojedyncza kamera molekularna by�a zbyt ma�a, by
cokolwiek zarejestrowa�. Obraz powstawa� dopiero po po��czeniu dzia�aj�cych r�wnocze�nie milion�w urz�dze�. R�j musia� si� jednak odpowiednio ustawi� w przestrzeni, przyj�� na przyk�ad kszta�t sfery -i tu przydawa� si� nasz program. To za� oznacza�o, �e Xymos stworzy� sztuczne...
- To jest oko - stwierdzi�em.
- W pewnym sensie... W�a�ciwie tak.
- A gdzie �r�d�o �wiat�a?
- Bioluminescencyjny pasek. tr, t
- To za ma�o. ., .
- Wcale nie. Ogl�daj dalej. ,V f
Tymczasem na ekranie Julia odwr�ci�a si� i wskaza�a zaw�r kropl�w
ki. Z pojemnika z lodem wyj�a strzykawk� wype�nion� wod�. Tak si�
w ka�dym razie wydawa�o na pierwszy rzut oka.
33
- W tej strzykawce znajduje si� oko�o dwudziestu milion�w kamer,
w izotonicznej zawiesinie w soli fizjologicznej. Na razie zachowuj� si�
jak zwyk�e cz�steczki chemiczne. Po wstrzykni�ciu do krwiobiegu pa
cjenta ich temperatura wzro�nie i zaczn� si� gromadzi�, tworz�c okre�lo
ny kszta�t. Tak jak ptaki tworz� w locie klucz.
- Jaki to kszta�t? - zainteresowa� si� kt�ry� z inwestor�w.
- Sfera z ma�ym otworkiem. Mo�e si� kojarzy� ze znan� embriolo
gom blastul�, ale w rzeczywisto�ci jest to symulacja ludzkiego oka. Mi
liony detektor�w po��cz� si�, �eby przekaza� obraz tak samo w oku ob
raz tworz� wsp�lnie miliony s�upk�w i pr�cik�w.
Wskaza�a monitor, na kt�rym wy�wietla�a si� animowana sekwencja. Kamery chaotyczn� mas� wpada�y do �y�y, jak niesiona wiatrem chmura. Nap�r p�yn�cej krwi sp�aszcza� chmur�, tworz�c z niej d�ug� smug�, ale ju� po paru sekundach smuga zacz�a przybiera� sferyczny kszta�t. Chwil� p�niej na ekranie widzieli�my regularn�, pozbawion� luk i deformacji kul�.
- Nie bez powodu ten widok kojarzy si� pa�stwu z budow� oka -
m�wi�a Julia. - Xymos stara si� na�ladowa� budow� struktur wyst�puj�
cych w naturze. Przy projektowaniu naszych urz�dze� wykorzystujemy
cz�steczki organiczne. Zdajemy sobie spraw� z tego, �e dzi�ki trwaj�cej
miliony lat ewolucji natura wykszta�ci�a tysi�ce sprawnie dzia�aj�cych
uk�ad�w molekularnych. Dlatego je wykorzystujemy.
-Nie chcecie wynajdywa� ko�a? - podpowiedzia� kto� spoza kadru.
- W�a�nie. Ani ko�a, ani oka.
Na dany przez Juli� znak p�aski dysk zjecha� spod sufitu, zatrzymuj�c si� kilka centymetr�w od cia�a pacjenta.
- Za po�rednictwem tej anteny sterujemy kamerami i odbieramy prze
kazywany przez nie obraz. Mo�na go, naturalnie, dalej obrabia�, zapisy
wa�, wzmacnia� i dowolnie nim manipulowa�, jak to zwykle bywa z da
nymi cyfrowymi. Je�li nie macie pa�stwo pyta�, mo�emy zaczyna�. -
Za�o�y�a ig�� na strzykawk� i wbi�a j� w gumow� za�lepk� na zaworku
kropl�wki. - Zacznijcie mierzy� czas.
- Zero koma zero.
-Zaczynamy. -
Wcisn�a t�oczek do oporu.
- Jak pa�stwo widzicie, procedura jest prosta. Wstrzykni�cie kamer
nie wymaga szczeg�lnych umiej�tno�ci. Nikomu i niczemu nic si� nie
stanie. Je�li nawet wskutek mikroturbulencji wywo�anych przep�ywem
p�ynu przez ig�� kilka tysi�cy kamer straci witki ruchowe i tak zostan�
miliony, kt�re zrobi�, co do nich nale�y. - Julia wyci�gn�a ig��. - Wszyst-
34
ko w porz�dku? Musimy odczeka� oko�o dziesi�ciu sekund, �eby kamery
u�o�y�y si� w ��dany kszta�t, potem powinni�my mie� obraz... O, co� ju� jest�
Kamera ukazywa�a co�, co na pierwszy rzut oka przypomina�o r�j asteroid�w: asteroidami by�y czerwone krwinki - czerwonofioletowe poduchy, unosz�ce si� w przezroczystej, ��tawej cieczy. Od czasu do czasu obok przemyka�a znacznie wi�ksza bia�a krwinka, wype�nia�a ca�y ekran i znika�a za kadrem. Ten widok kojarzy� mi si� raczej z gr� komputerow� ni� z obrazem z kamery medycznej.
- Co� niesamowitego, Julio - mrukn��em.
Julia przytuli�a si� do mnie z u�miechem.
- Mia�am nadziej�, �e zrob