14787
Szczegóły |
Tytuł |
14787 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14787 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14787 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek Kilijanek
"Kant. Samoświadomość i poznanie dyskursywne"
Wstęp
Rozprawa niniejsza mówi o najwyższej zasadzie poznania skończonego (a więc
takiego, jak nasze ludzkie) w rozumieniu Kanta. Jest nią pierwotna
syntetyczna jedność apercepcji lub inaczej – transcendentalna jedność
samoświadomości. Poznanie skończone to poznanie dyskursywne (dianoetyczne
Greków). Poznanie to jest poznaniem tego, co „inne" względem nas, którzy
poznajemy, co dane nam zostało do poznawania, bo zawsze zastajemy owo coś,
jako już istniejące. Jego dyskursywność oznacza myślenie, które, jak to
jeszcze Platon ustalił, łączy to, co rozdzielone i rozdziela to, co
połączone. Ta synteza i analiza czego? – powiedzmy w duchu czasów Kanta
przedstawień prowadzi do tworzenia pojęć i formułowania sądów. Sąd to jest
właśnie narzędzie poznania dyskursywnego. Ale Kant chciałby, żeby
najwyższa zasada poznania skończonego była również zasadą poznania
obiektywnego, a więc była podstawą nie tylko sformułowania sądu ale także
sformułowania sądu ważnego przedmiotowo. A zatem, zadaniem tej rozprawy
będzie pokazanie w jaki sposób transcendentalna jedność samoświadomości
jest również zasadą poznania obiektywnego.
W części I szkicuję krótko stan filozoficznych dyskusji wokół problemu
prawomocności poznania, który dla Kanta stanowił punkt wyjścia dla
sformułowania jego koncepcji transcendentalizmu. Część II poświęcona jest
transcendentalnej jedności samoświadomości jako najwyższej zasadzie
poznania skończonego, ale tylko o tyle, o ile stanowi ona warunek
subiektywny poznania. Część III pokazuje, w jaki sposób ten warunek
subiektywny poznania staje się również warunkiem obiektywności poznania.
Uwagi dotyczące wiedzy obiektywnej, w rozumieniu Kanta, stanowią krótki
szkic konsekwencji przyjęcia transcendentalnej jedności świadomości za
warunek obiektywności poznania i tylko tyle. Pomijam więc wszelkie inne
zagadnienia dotyczące tej dziedziny. Tak więc, dla przykładu, nie
podejmuję w ogóle dyskusji dotyczącej sądów syntetycznych a priori,
ograniczając się wyłącznie do pokazania, że koncepcja tego rodzaju sądów
ma za podstawę transcendentalną jedność samoświadomości jako zasadę
poznania obiektywnego.
Co do metody przyjętej w tej rozprawie, to staram się nie opisywać
filozofii Kanta, tak jakby to był opis wyglądu jakiegoś przedmiotu, ale
odtworzyć rozumowanie. Chciałoby się powiedzieć, przebyć za Kantem jeszcze
raz drogę jego rozumowania, która pomoże też zrozumieć „jak to jest
zrobione". Wzorcem takiego postępowania mogą być w literaturze kantowskiej
prace M. Heideggera, H.J. Vleeschauwera czy D. Henricha. Właśnie D.
Henrich zastanawia się, jak właściwie powinniśmy pisać o klasykach
filozofii, nie tylko Kancie, ich pracach i poglądach (por. D. Henrich,
1976, rozdz. I: Schwierigkeiten der Kantinterpretation) i wyróżnia trzy
takie oto odmiany interpretacji. Pierwsza, która stanowiłaby parafrazę
tekstu omawianego autora z jakimiś niezbędnymi dodatkowymi wyjaśnieniami.
Druga, to komentarz genetyczny, który miałby za zadanie pokazać, jak
omawiany autor dochodził stopniowo do sformułowania swojej koncepcji i z
jakich uwarunkowań historycznych ona się wywodzi. Od siebie dodam, że
przykładem znakomitym tego typu pracy (chociaż nie jest to komentarz do
Krytyki czystego rozumu), w literaturze kantowskiej może być praca W.
Carla o drodze, jaką Kant przebył w swojej filozofii do sformułowania
transcendentalnej dedukcji kategor(por. W. Carl, 1989). Wreszcie trzecia
odmiana interpretacji najbliższa tej rozprawie, argumentująca
rekonstrukcja – odtworzenie rozumowania omawianego autora. D. Henrich
pisze o tej rekonstrukcji m.in. tak: „Es ordnet zunächst zweideutig
gebliebenen Begriffen Definitionen zu, die sie eindeutig machen, und
isoliert dann in unartikuliert komplexen Texten Prämissen und Argumente,
um von ihnen ausgehend durch selbständiges Folgern zu Konsequenzen zu
kommen, welche denen des Textes möglichst weitgehend entsprechen. Solche
Rekonstruktion ist somit eigentlich die Übersetzung eines Textes in das
Schema einer wahrheitsfunktional schlüssigen Ableitung" (D. Henrich, 1976,
s. 10). Każdy kto spróbował takiej rekonstrukcji, każdy, kto chociażby
spróbował pracy z tekstem Krytyki czystego rozumu zdaje sobie sprawę z
niebezpieczeństwa pomyłek czy nieporozumień, czyhających na każdej stronie
tego wiekopomnego dzieła. Pozostaje wskazówka, jakiej Kant udzielił nam,
kończąc przedmowę do II wyd. Krytyki, mianowicie by zachować i zrozumieć
sens całości.
Krytykę czystego rozumu cytuję w tłumaczeniu R. Ingardena, z nielicznymi
zmianami , zwyczajowo odsyłając do wyd. A (wyd. 1,1781) i B (wyd. 2,
1787). Korzystałem z wydania Krytyki R. Schmidta, dopiero kończąc tę pracę
mogłem zajrzeć również do wydania J. Timmermanna.
Wstecz / Spis Treści / Dalej
I Problem poznania
1. Fiasko empiryzmu
Rezultat, do jakiego doszedł empiryzm w postaci poglądów Hume'a, był jak
wiadomo, punktem wyjścia własnej, krytycznej filozofii Kanta [Por.
dyskusję problemu: F. Copleston (1997), F. Copleston (1996), E. Cassirer
(1922, t. 2), G. Buchdahl (1969), E.v. Aster (1921).]. Według tej
empirystycznej koncepcji, poznanie to doświadczenie – dotyczy zawsze tego,
co może być percypowane zmysłami. Wiedza to wiedza o przedmiotach
poznawanych w doświadczeniu. Wiedza ta musi więc pochodzić z
doświadczenia. Każde pojęcie, które mogłoby służyć formowaniu wiedzy
prawomocnej musi wykazać, że pochodzi z doświadczenia. Żądanie, byśmy nie
posługiwali się innymi pojęciami, jak tylko tymi, które mogą wykazać swoje
pochodzenie z doświadczenia, pozwala, jak sądzono, uniknąć wprowadzania do
naszego poznania iluzji niewiadomego pochodzenia. A więc badanie genezy
wiedzy pozwala na kontrolę i selekcję pojęć, które mogłyby służyć
formowaniu wiedzy prawomocnej.
Weźmy jednak pod uwagę pojęcie przyczyny. Nie ma potrzeby dowodzić
doniosłości tego pojęcia dla poznania. Sądzimy, że oznacza ono taką oto
sytuację: ilekroć następuje pewne zdarzenie A, to tylekroć z konieczności
musi nastąpić zdarzenie B. Ale owa konieczność nie jest niczym, co mogłoby
być obserwowane. Cóż więc możemy stwierdzić w doświadczeniu? Następowanie
zdarzeń po sobie, post hoc ale nie propter hoc. Kierując się empirystyczną
zasadą, że pojęcia muszą wykazać swe pochodzenie z doświadczenia, musimy
zapytać, co w doświadczeniu może być źródłem idei związku
przyczynowo-skutkowego. Hume sądził, że nic innego, jak tylko
powtarzalność zdarzeń. Powiedzmy, że zaobserwowałem pewne zdarzenie A. W
żaden sposób nie mogę stąd jeszcze wiedzieć, jakie skutki mogłoby ono za
sobą pociągnąć. Gdybyśmy np. wiedzieli wszystko o właściwościach wody, to
z tej wiedzy nie moglibyśmy wyciągnąć wniosku, że w wodzie można się
utopić, gdyby znajomość faktów z doświadczenia nie wskazała nam na taką
mażliwość. Powiedzmy, że zaobserwowaliśmy, iż jakieś zdarzenie B nastąpiło
po zdarzeniu A. Jeśli wydarzyło się to tylko raz, to wątpliwe czy w ogóle
dostrzegliśmy to następowanie zdarzeń. Dopiero powtórzenie zwraca uwagę na
pewne zdarzenia, pozwala uchwycić prawidłowość następowania tych zdarzeń.
To obserwowane powtarzanie się następstwa zdarzeń A i B jest źródłem
oczekiwania, że jeśli ma miejsce A, to nastąpi też B. Oczekiwanie, że
przyszłość będzie taka, jak przeszłość. Nie ma ono innego uzasadnienia,
jak tylko nawyk czy przyzwyczajenie. Jeśli więc przyjmujemy genezę pojęć w
doświadczeniu empirycznym jako kryterium ich akceptacji, to pojęcie
przyczyny możemy przyjąć, ale bez określenia konieczności, która miałaby
wiązać przyczynę i skutek. Możemy teraz powiedzieć ogólniej. Wiedzę
tworzymy zgodnie z psychologicznymi prawami kojarzenia przedstawień
(pojęć, idei). Te psychologiczne prawa poznania stanowią podstawę poznania
empirycznego – doświadczenia. Jednak wiedza sformowana zgodnie z tymi
prawami nie ma w sobie żadnej konieczności, widzieliśmy to właśnie na
przykładzie pojęcia przyczyny. Jedynym jej uzasadnieniem może być nawyk.
Dla Kanta to rozumowanie odsłania podstawową wadę empirystycznej koncepcji
poznania. Weźmy obowiązkowy w tamtych czasach przykład, że Eskimosi nie
znają smaku wina. Gdybyśmy byli Eskimosami też nie znalibyśmy smaku wina.
Gdyby Kant doczekał XX w., to dowiedziałby się z literatury
antropologicznej, że owi Eskimosi mają wiele różnych nazw na określenie
różnych „rodzajów" śniegu, podczas gdy Europejczycy zadowalają się tym
jednym. Ale o czym to świadczy? O przypadkowości wiedzy pochodzącej z
doświadczenia. Jeśli zakładamy, że doświadczenie jest źródłem wiedzy, to
musimy też zgodzić się, że źródłem wiedzy są te wszystkie przypadkowe
okoliczności natury empirycznej., Czego ta wiedza dotyczy? Jakiegoś tu,
ale już nie tam. Doświadczenia mojego, ale już nie doświadczenia kogoś
innego. Teraz, ale niekoniecznie zawsze (tu, jak zwykle, chciałoby się
rzec, należy podać dobrze znany przykład starożytnych, że dla chorego miód
jest gorzki). Rozumiemy skąd się wzięło to przekonanie Kanta, że wiedza
prawomocna musi być konieczna i powszechna, tzn. o tym, co zawsze jest
takie a takie i dla każdego jest takie. Doświadczenie nie może być źródłem
tego rodzaju wiedzy. Hume, chcąc pozostać konsekwentnie empirystą,
zadowala się uznaniem zasadności stosowania pojęcia przyczyny opierając
się na nawyku, przeświadczeniu, że przyszłość będzie taka jak przeszłość.
Jeśli jednak dostrzegliśmy jakąś prawidłowość następowania w zdarzeniach
dotychczas obserwowanych, to dopóki nie znamy konieczności określającej tę
prawidłowość, dopóty bezzasadne jest przewidywanie przyszłości.
Ograniczoność indukcji polega właśnie na tym, że pozwala ona na
sformułowanie twierdzeń ogólnych porównawczo, jak to Kant nazywa, to
znaczy mówiących o dotychczas znanych przypadkach. Jednak nie twierdzenia
bezwzględnie ogólne, to znaczy odnoszące się do wszystkich możliwych
przypadków, o których mówi dane zdanie, bo to wymaga znajomości związku
koniecznego, której nie możemy uzyskać na podstawie samego doświadczenia.
Rezultat Hume'a ujawnia dla Kanta coś jeszcze ważniejszego. Zapytajmy,
jakie to prawa określają nasze poznanie w doświadczeniu empirycznym?
Oczywiście, są to psychologiczne prawa kojarzenia idei (przedstawień).
Jedno z nich wiążemy z pojęciem przyczyny, pozostałe to kojarzenie przez
styczność w czasie i przestrzeni oraz podobieństwo. Prawa te są konieczne
i powszechne, to znaczy takie same dla każdego człowieka. Hume mówi, że
nawet najbardziej fantastyczne marzenia wykazują jakiś prawidłowy sposób
łączenia wyobrażeń, po czym dodaje: „Stwierdzono, że w różnych językach,
nawet jeśli nie można podejrzewać najmniejszego między nimi związku czy
styczności, wyrazy oznaczające najbardziej choćby złożone idee ściśle
sobie odpowiadają. Stanowi to niezbity dowód tego, że idee proste zawarte
w złożonych, zostały połączone z sobą na zasadzie jakiegoś powszechnego
prawa, które jednakowo przejawia się u wszystkich ludzi" [D. Hume, Badania
dotyczące rozumu ludzkiego, tłum. J. Łukasiewicz, K. Twardowski, Warszawa
1977, s. 24-25.]. W tej chwili nie interesuje mnie to, czy sam argument
jest trafny merytorycznie i czy jest wystarczający, ale jedynie to, co i
dla Kanta było niewątpliwe. Prawa poznania, tak jak i Hume zdaje się
zakładać, muszą być powszechne i konieczne. Czyż psychologiczne mechanizmy
kojarzenia przedstawień nie powinny być źródłem wiedzy koniecznej i
powszechnej, takiej samej dla każdego człowieka? A jednak, jak to właśnie
Hume pokazał, nie mogą być one źródłem wiedzy prawomocnej. Powiedzmy, że
regularnie obserwujemy, że zdarzenie B następuje po zdarzeniu A. Mogliśmy
to w ogóle zauważyć właśnie dzięki mechanizmowi kojarzenia, który łączy z
sobą zdarzenia, ze względu na ich styczność w czasie. Ale dopóki
pozostajemy przy samej obserwacji tych zdarzeń, dopóty nie możemy
stwierdzić, że łączy je jakiś związek konieczny. Owa konieczność nie jest
bowiem żadnym obserwowanym faktem. Być może owa styczność w czasie dwóch
zdarzeń jest czymś przypadkowym. Ale psychologiczne prawa poznania nie
pozwalają nam odróżnić związków koniecznych od przypadkowej styczności w
czasie lub przestrzeni. Oto więc wniosek z badań Hume'a nad
przyczynowością, bodaj najważniejszy dla Kanta. Psychologiczne prawa
poznania, powszechne i konieczne dla nas, nie pozwalają nam poznać tego,
co konieczne i powszechne w przedmiocie.
Wstecz / Spis Treści / Dalej
2. Transcendentalizm
Filozofia nowożytna w poszukiwaniu źródeł owładnięta jest tym samym
sposobem myślenia, co filozofia epok wcześniejszych. Jest to szukanie
arche, principium – zasady, a więc tego, co pierwsze, tego, z czego coś
wywodzi się i co wyjaśnia, dlaczego to coś jest takie, a nie inne. Pojęcia
przyczyny, podstawy, racji dostatecznej itp. wcale nie pomniejszyły
doniosłości problemu „zasady". Ten sposób myślenia, dla którego geneza to
zarazem wyjaśnienie – pozwala odpowiedzieć na pytanie dlaczego (coś)? –
Kant zastał jako warunek rozwiązania problemu poznania, narzucony zarówno
przez tradycję racjonalizmu, jak i empiryzmu. Ale w kontekście
szczególnym. Dla empiryzmu geneza w doświadczeniu stanowiła kryterium
selekcji pojęć, pozwalających na sformułowanie wiedzy prawomocnej. Tak się
przynajmniej wydawało do czasu, gdy Hume ogłosił swe „badania pojęcia
przyczyny". Te badania postawiły problem genezy i prawomocności wiedzy w
nowym świetle. Albowiem wniosek, jaki z nich wynikał, przynajmniej w
interpretacji Kanta, był następujący: empiryczna geneza pojęć właśnie
uniemożliwia ich prawomocność, czy też prawomocność wiedzy utworzonej z
takich pojęć. Moglibyśmy powiedzieć, że Kant chcąc nie chcąc musiał podjąć
problem źródła wiedzy właśnie dlatego, że Hume pokazał, iż to źródło
wiedzy, jakim jest doświadczenie empiryczne, nie może dać nam wiedzy
prawomocnej. I jest to wada nie do usunięcia, skoro konieczność, zawarta w
określeniu przyczyny, nie jest żadną cechą obserwowanych faktów. Dla Kanta
jedno było pewne Jeśli chce utrzymać prawomocność wiedzy, z jej, mocnym
określeniem konieczności i powszechności (również w określeniu pojęcia
przyczyny), to musi wskazać inne, niż doświadczenie empiryczne, źródło tej
wiedzy. Wiedza prawomocna nie może pochodzić z doświadczenia, chociaż musi
być wiedzą o tym, co mamy poznawać w doświadczeniu właśnie. Wynik badań
Hume'a pokazywał jednak, że sama geneza to za mało, by dowieść
prawomocności wiedzy. Zamiast genezy, w rozumieniu empirystycznym,
niezbędna jest dedukcja. Znaczy to, pytamy już nie o źródło wiedzy po
prostu, ale o źródło prawomocności tej wiedzy. Jeśli jednak wiedza
prawomocna nie pochodzi z doświadczenia, to najpierw trzeba dowieść
możliwości wiedzy apriorycznej. Jeśli natomiast wiedza prawomocna ma być
wiedzą o tym, co możemy poznać w doświadczeniu, to prawomocność musi ta
wiedza uzyskać, tak lub inaczej, dzięki jakimś założeniom apriorycznym.
Pokazać, że jest to możliwe, a nawet konieczne dla określenia naszego
poznania – oto zadanie, jakie ukazało się Kantowi.
Wiedza pochodząca z doświadczenia empirycznego nie może być wiedzą
prawomocną. Znaczy to, że te prawa poznania, zgodnie z którymi formujemy
taką wiedzę, mianowicie psychologiczne prawa kojarzenia przedstawień, nie
pozwalają nam uzyskać wiedzy prawomocnej. Prawa kojarzenia przedstawień są
jednak takie same dla każdego człowieka, powszechne i konieczne, nie mogą
być inne. Dlaczego więc nie mogą stanowić podstawy poznania prawomocnego?
Kojarzymy zgodnie z tymi prawami to, co dane w doświadczeniu empirycznym,
np. ze względu na styczność w czasie i przestrzeni. Na podstawie samej
styczności w czasie i przestrzeni niepodobna odróżnić tego, co powiązane
jest z sobą w sposób konieczny od tego, co wykazuje ową styczność przez
przypadek. A więc prawa kojarzenia przedstawień, konieczne i powszechne
dla nas, nie pozwalają nam poznać tego, co konieczne i powszechne w
poznawanych przedmiotach. Konieczność podmiotowa nie staje się tu
koniecznością przedmiotową. A jednak jest taka wiedza, która jest
prawomocna – jest to nowożytne przyrodoznawstwo [Kant a nowożytne
przyrodoznawstwo, por. G. Buchdahl (1969), G. Brittan (1978).]. Jest to
wiedza o tym, co konieczne i powszechne w przedmiocie. Pytanie zatem, co
jest w nas takiego, co umożliwia nam takie poznanie, skoro nie mogą to być
psychologiczne mechanizmy poznania. Poznanie prawomocne jest już faktem –
wymaga on jedynie epistemologicznego uzasadnienia. Gdybyśmy jednak żądali
wyprowadzenia owego uzasadnienia z doświadczenia, to weszlibyśmy na drogę,
która – jak pokazał Hume jest zamknięta dla możliwości uzyskania wiedzy
prawomocnej. Tym bardziej dziwne musiałoby się wydawać przypuszczenie, że
w ten sposób moglibyśmy uzyskać uzasadnienie prawomocności wiedzy. A więc
owo uzasadnienie prawomocności poznania – pamiętamy, że jest nim
doświadczenie – nie może pochodzić z doświadczenia, nie może być jakimś
jego rezultatem, czymś, do czego dochodzimy jakby a posteriori. Ale może
być warunkiem apriorycznym, poprzedzającym samo poznanie. W ten sposób
może stanowić owo poszukiwane poza doświadczeniem źródło prawomocności
poznania doświadczenia. Gdyby nasze poznanie było prawomocne dlatego, że
jest przystosowane do przedmiotu („zgodne z przedmiotem", w starym,
arystotelesowskim, a więc realistycznym, rozumieniu klasycznej definicji
prawdy), to uzasadnienie owej prawomocności musiałoby ukazać się nam post
factum, jako pewna postać tego przystosowania. Skoro jednak ta droga
uzasadnienia prawomocności poznania jest dla nas zamknięta, to pozostaje
postąpić odwrotnie. Przyjąć mianowicie, że poznanie (doświadczenie) jest
prawomocne, bo swe źródło ma w czymś, co je poprzedza, bo dostosowuje
przedmiot poznania do tych warunków podmiotowych poznania, które a priori,
z góry niejako przesądzają o prawomocności poznania.
Dlaczego prawomocność może nadać wiedzy spełnienie jakichś (na razie
pozostawiam sprawą otwartą jakich) warunków apriorycznych poznania? [Por.
o transcendentalizmie Kanta, M. Siemek (1977), H.E. Allison (1983).] Wyżej
już była mowa o przypadkowości wiedzy pochodzącej z doświadczenia.
Psychologiczne mechanizmy kojarzenia przedstawień, dzięki którym, jak
sądzili empiryści, uzyskujemy wiedzę o tym, co dane w doświadczeniu, są
dla nas konieczne i powszechne. Ale ich działanie, to znaczy to, co
zostanie skojarzone, zależy od przypadkowych okoliczności empirycznych.
To, co mówiono o sławetnym smaku wina, którego nie znają Eskimosi, równie
dobrze dotyczy każdego innego pojęcia empirycznego. Stąd jeśli poznanie
nasze ma być poznaniem tego, co konieczne i powszechne w tym, co dane nam
do poznawania w doświadczeniu, to samo musi być niezależne od
przypadkowych okoliczności natury empirycznej. To zatem, co nadaje
prawomocność poznaniu nie może być podatne na wpływy owych okoliczności
empirycznych, tak jak to się dzieje z psychologicznym mechanizmem
kojarzenia. Ta zatem podstawa naszego poznania, która nadaje mu
prawomocność, musi być tak samo konieczna i powszechna jak psychologiczne
prawa kojarzenia, ale uwolniona od owej zależności od doraźnych warunków
doświadczenia. Musi więc być aprioryczna. Kant, gdy mówi o apriorycznych
formach poznania, apriorycznych formach naoczności i kategoriach
intelektu, to wiąże z owym a priori przynajmniej takie znaczenie. Po
pierwsze, są to formy poznania nie pochodzące z doświadczenia. Po drugie,
są niezależne od doświadczenia, w tym sensie, że zmienność i różnorodność
doświadczenia nie może wywrzeć na nie żadnego wpływu. Po trzecie,
poprzedzają doświadczenie. Po czwarte, poprzedzają doświadczenie jako jego
warunki. Chociaż więc doświadczenie nie może mieć na nie żadnego wpływu,
to odwrotnie, owe formy określają, czym może być doświadczenie, określają
a priori jego prawa.
Doświadczenie empiryczne, jego prawa – psychologiczne prawa kojarzenia
przedstawień, pojęcia empiryczne – nie dają nam wiedzy prawomocnej.
Niemniej sądzimy, że przyrodoznawstwo, które jest poznaniem tego, co dane
nam w doświadczeniu, jest poznaniem prawomocnym (Prol. § 15). Niezbędna
jest więc dedukcja dotycząca tych warunków naszego poznania, które nadają
prawomocność, jeśli nie całemu poznaniu, to przynajmniej przyrodoznawstwu.
Niezbędna po to, byśmy mogli upewnić się, że nie ulegamy złudzeniu co do
prawomocności przyrodoznawstwa. Ponieważ prawomocność poznaniu mogą nadać
tylko jakieś jego warunki aprioryczne, zatem trzeba je najpierw odkryć.
Podkreślam: odkryć, a nie ustanowić normatywnie. Jeśli bowiem prawomocność
przyrodoznawstwa jest już faktem, to faktem musi być ta aprioryczna
podstawa, która nadaje przyrodoznawstwu prawomocność (por. Krytyka
czystego rozumu, Wstęp VI). Owa podstawa, by mogła być warunkiem poznania
tego, co konieczne i powszechne w przedmiocie, sama musi być konieczna i
powszechna – dla nas i naszego poznania. Tym warunkiem nie może być nic,
co by należało do naszej psychologii lub biologii człowieka (por. B
167-168). Co najmniej dziwne musiałoby wydawać się przypuszczenie, że
przyroda mogłaby podlegać warunkom naszej psychologii lub biologii.
Kryterium prawomocności wiedzy nie może być również jakaś wersja consensus
omnium, skoro ów consensus mógłby dotyczyć czegoś przypadkowego. I oto
Kant znajduje dziedzinę wiedzy, której status poznawczy jest co prawda
wątpliwy, problemy nie rozwiązane od stuleci, postępy wydaje się, że
żadne, szczególnie w porównaniu z przyrodoznawstwem, ale dziedzinę wiedzy
apriorycznej, która odsłania, jak sądzi Kant, owe aprioryczne warunki
poznania empirycznego. Jest to metafizyka. Ściślej, ta jej część, którą
nazwano metaphysica generalis czyli ontologią [Kant i problem metafizyki,
por. M. Wundt (1924), H. Heimsoeth (1956), M. Heidegger (1989a), M.
Heidegger (1977), J. Rolewski (1991).]. Pojęcia ontologiczne to kategorie
intelektu. Dedukcja transcendentalna powinna więc pokazać, że owe
kategorie są warunkami poznania prawomocnego, ale zarazem rozstrzygnąć
problem, który Kanta nie mniej interesuje, mianowicie czym jest metafizyka
i jaki jest jej epistemologiczny status.
Empiryzm zakładał, że pojęcia powstają na podstawie doświadczenia, przez
abstrakcję i uogólnianie danych empirycznych. Jednakże pojęcie przyczyny
nie może być uzyskane z doświadczenia w ten sposób. Kant odrzuca pogląd
empirystów, że pojęcia ontologiczne możemy uzyskać z doświadczenia w ten
sam sposób, jak każde inne pojęcie empiryczne, że istnieje pewna ciągłość
w działaniu intelektu, który wychodzi od faktów empirycznych i dochodzi
stopniowo, przez abstrakcję i uogólnianie, do pojęć ontologicznych np.
pojęcia przyczyny. Nie znaczy to wcale, że empiryści mylą się co do genezy
pojęć empirycznych. Zasługa Lockea w tym względzie wydaje się
niepodważalna (A 86, B 119). Albo więc, sądzi Kant (A 91, B 124), pojęcie
przyczyny ma swą podstawę a priori w intelekcie, albo musimy potraktować
je jako urojenie. Pojęcie przyczyny „wymaga bezwzględnie, żeby coś (A)
było takie, iżby coś innego (B) z niego wypływało z konieczności i wedle
bezwzględnie ogólnego prawa" (A 91, B 124). Jednakże, jak to już Hume
pokazał, konieczność, o której mowa w pojęciu przyczyny, nie oznacza
żadnego obserwowanego faktu ani z takich faktów nie może być
wyabstrahowana. Hume mówi, że pojedyncze zdarzenie nie pozwala jeszcze
uchwycić prawidłowości. Chociaż więc w kolejnych powtórzeniach nie dzieje
się nic innego i nic więcej, niż w tym pierwszym, przez nas
zaobserwowanym, to jednak dopiero po pewnej liczbie powtórzeń możemy
uchwycić prawidłowość następowania zdarzeń. Prawidłowość następowania –
ale nie ich konieczność. Kant mówi również o „bezwzględnej ogólności",
zawartej w pojęciu przyczyny. Jeśli bowiem dotychczas po A stale
następowało B, to obojętnie ile razy zaobserwowaliśmy to następowanie
zdarzeń w czasie, to nie możemy sądzić, że tak jest zawsze. Reguła
określająca to następowanie zdarzeń jest ogólna względnie, to znaczy tylko
w odniesieniu do dotychczas zaobserwowanych przypadków. Dopóki jednak nie
znamy konieczności tego następowania zdarzeń, a na podstawie samego
doświadczenia znać jej nie możemy, dopóty pozostaje nam tylko wierzyć, że
przyszłość będzie taka, jak przeszłość. Nawyk, który Humowi wystarczył by
przyjąć tak okrojone pojęcie przyczyny (bez konieczności), dla Kanta nie
stanowi żadnego uzasadnienia stosowania tego pojęcia. Jednym słowem geneza
pojęcia przyczyny musi być inna, niż sądzili empiryści, mając na uwadze
pojęcia empiryczne.
Pojęcie przyczyny nie pochodzi z doświadczenia, chociaż możemy, a nawet
powinniśmy, jak sądzi Kant, stosować je w doświadczeniu. Wnosimy to
pojęcie do doświadczenia spoza niego. Problemem jest teraz uzasadnienie
takiego postępowania. Nie może być takim uzasadnieniem odwołanie się do
nawyku, jak to czyni Hume. Aby lepiej zdać sobie sprawę ze znaczenia
problemu, przed którym stanął Kant, zauważmy co następuje. Załóżmy, że
pojęcie przyczyny, tak jak i inne pojęcia empiryczne, pochodzi z
doświadczenia, że uzyskaliśmy je poprzez zmysły i refleksję, jak głosiła
tradycja empirystyczna. Gdyby nawet tak było, to stanowiłoby to co
najwyżej wyjaśnienie pochodzenia tego pojęcia, ale jeszcze nie jego
prawomocności. Nie jest więc tak, że pojęcie przyczyny nie może mieć
ważności przedmiotowej, jeśli, jak empiryzm, usiłujemy je wyprowadzić z
doświadczenia, ale jeśli zgodzimy się, że jest aprioryczne, to nagle, w
jakiś cudowny sposób stanie się ważne przedmiotowo, bo wtedy będziemy
mogli, nie wiadomo dlaczego, wpisać w nie ową konieczność niemożliwą do
zaobserwowania w doświadczeniu. Otóż tę ważność przedmiotową pojęcie
przyczyny zyska wtedy, gdy znajdziemy w intelekcie, podstawę aprioryczną –
konieczną i powszechną – jego stosowania.
Strategia kantowskiego transcendentalizmu jest, mówiąc najkrócej,
następująca. Poznanie, które nas interesuje to poznanie tego, co dane
zmysłom, w doświadczeniu empirycznym. Nasze poznanie empiryczne może
uzyskać ważność przedmiotową wtedy, gdy samo – będąc koniecznym i
powszechnym dla nas – pozwoli nam poznać to, co konieczne i powszechne w
przedmiocie. Ale oto okazuje się, że w dziedzinie faktów empirycznych,
obojętnie czy dotyczą one naszego poznania czy też tego, co mamy poznawać,
nie możemy znaleźć niczego, co temu poznaniu empirycznemu mogłoby nadać
ważność przedmiotową. Kant sądzi, że nowożytne przyrodoznawstwo jest
poznaniem ważnym przedmiotowo (prawomocnym). Ale uzasadnienia, podstawy
owej prawomocności (ważności przedmiotowej) nie znajdujemy w żadnym
doświadczeniu empirycznym. A więc owego uzasadnienia musimy szukać nie w
dziedzinie faktów, które są nam dane, ale warunków możliwości tych faktów.
Te warunki nie mogą więc być już niczym empirycznym. Empiryzm bierze za
podstawę swych badań zawsze jakieś fakty doświadczenia. Jeśli nasza wiedza
mówi o czymś, czego nie odnajdujemy w doświadczeniu to znaczy, że
wytwarzamy iluzje. Natomiast krytyka poznania, która ma odkryć te
nieempiryczne warunki poznania empirycznego sama nie może być żadnym
badaniem empirycznym. Albowiem to, czego szuka, jest z założenia, w
punkcie wyjścia tego badania, czymś, co nie może należeć do dziedziny
jakichkolwiek faktów empirycznych. Jako taka musi być badaniem
transcendentalnym. Zobaczymy co Kant znalazł w tym badaniu, jako
ostateczną podstawę naszego poznania i jak nadaje ona temu poznaniu
ważność przedmiotową.
Wstecz / Spis Treści / Dalej
II Transcendentalna jedność samoświadomości
1. Wstęp
Doszliśmy wraz z Kantem do wniosku, że tylko warunki transcendentalne
naszego poznania pozwalają nam poznawać przedmioty. Ale oto problem, który
teraz się pojawia: różnorodność danych naoczności jest nam, można rzec,
narzucona przez to wszystko, co pobudza nasze zmysły. Czas i przestrzeń,
jako warunki transcendentalne zmysłowości, porządkują co prawda dane
naoczności swymi relacjami, ale porządek ten jest niewystarczający, byśmy
mogli powiedzieć czym jest to, co poznajemy. Oto więc zadanie dla
intelektu, które bierze się właśnie z ograniczoności apriorycznych form
naoczności. To intelekt musi w te dane naoczności, już określone przez
czas i przestrzeń, wprowadzić taki porządek, który by w tym „materiale na
poznanie" pozwalał nam rozpoznać przedmiot poznania. Dla poznania
skończonego nie ma innej drogi do tego celu, jak tylko przez utworzenie
odpowiedniego przedstawienia przedmiotu. Tym przedstawieniem jest pojęcie
przedmiotu. Jak tworzymy pojęcie? Myśląc. Znaczy to: wiążemy
przedstawienia w jedność syntetyczną pojęcia, a następnie, mając już
pojęcie, formułujemy sądy. Poznawać to znaczy myśleć, czyli konstruować
przedstawienie przedmiotu w postaci pojęć i sądów (ważnych przedmiotowo,
którą to okoliczność na razie pomijam). Skoro jednak powiedzieliśmy, że
warunkiem poznania musi być jakiś warunek transcendentalny, to teraz
pytanie: co jest transcendentalnym warunkiem tak rozumianego myślenia.
Takim warunkiem transcendentalnym, jakim dla zmysłowości były aprioryczne
formy naoczności, czas i przestrzeń. Otóż tym warunkiem, a więc w
ostateczności podstawą poznania skończonego, jest pierwotna syntetyczna
jedność apercepcji lub inaczej, transcendentalna jedność samoświadomości.
Zadaniem niniejszego rozdziału będzie wyodrębnienie i określenie
najważniejszych aspektów transcendentalnej jedności samoświadomości, na
razie jednak o tyle tylko, o ile stanowi ona subiektywny warunek poznania.
Wstecz / Spis Treści / Dalej
2. Świadomość
Co to jest świadomość? Kantowskie rozumienie świadomości określone jest
przez przeciwstawienie świadomości przedstawieniu. Miarodajna może tu być
uwaga, jaką czyni on w swoich wykładach z logiki: „Cale nasze poznanie ma
dwojakie określenie. Po pierwsze, odniesienie do przedmiotu. Po drugie,
odniesienie do podmiotu. Pod pierwszym względem odnosi się ono do
przedstawienia, pod drugim, do świadomości, która jest ogólnym warunkiem
wszelkiego poznania w ogóle (właściwie jest świadomość przedstawieniem, że
jest we mnie przedstawienie)" [I. Kant, Vorlesnngen über Logik, wyd. G.B.
Jäsche, rozdz. V (w:) I. Kants Werke (red.) E. Cassirer, t. 8, s. 350
(tłum. moje).]. Poznanie dyskursywne dokonuje się przez przedstawienia.
Chociaż więc przedstawienia należą do naszego poznania, są naszym
wytworem, w tym sensie są czymś subiektywnym, to jednak w tym poznaniu
przedmiotem jest coś, co sobie przedstawiamy jako przedmiot i tak jak
sobie przedstawiamy. Nasza zdolność przedstawiania jest dwojaka,
mianowicie zmysłowość i intelekt. Dziełem zmysłowości są przedstawienia
naoczności, intelektu (myślenia) pojęcia. Samo przedstawienie nie jest
jeszcze poznaniem. Zdolność przedstawiania nie jest jeszcze zdolnością
poznawania. Dalej będzie jeszcze sposobność, by sprawą tą zająć się
dokładniej, w szczególności w związku z ważnością przedmiotową
(obiektywnością) poznania, które dokonuje się poprzez przedstawienia
(pojęcia). Teraz jednak, na samym początku, szukamy takiego pierwszego
warunku wszelkiego poznania dyskursywnego, dzięki któremu w ogóle możliwe
jest poznanie poprzez przedstawienia. Warunkiem tym, który Kant wspomina w
cytowanym tekście, jest świadomość. Świadomość to pomyślenie
przedstawienia. Być świadomym – czego? pewnego przedstawienia to tyle, co
pomyśleć to przedstawienie. Od razu jednak powiedzmy, że być świadomym
czyli pomyśleć przedstawienie, to coś różnego od myślenia w sensie
tradycji poznania dyskursywnego (dianoetycznego Greków). W tej tradycji,
która wywodzi się od Platona (por. Sofista), myślenie to łączenie
(synteza) i rozdzielanie (analiza) – czego? Tu, w całej długiej historii
wspomnianej tradycji można było podstawić to lub owo Kant powie, że jest
to łączenie i rozdzielanie przedstawień (B1), a w ten sposób konstruowanie
pojęć i formułowanie sądów. Bo myśleć, w interesującym Kanta sensie, to w
ostateczności tyle, co sformułować sąd. Czym innym jest jednak świadomość.
Nie może nas tutaj zmylić to, że chcąc powiedzieć czym jest świadomość,
filozofia od Kartezjusza do Kanta, mówi o pomyśleniu przedstawienia. Owo
pomyślenie, bycie świadomym nie oznacza nic innego, jak pomyślałem pewne
przedstawienie.
Tym bardziej trzeba odróżnić świadomość od przedstawienia, pomyślenie
pewnego przedstawienia od tego pomyślanego przedstawienia. To rozróżnienie
pojawia się w empirystycznej koncepcji świadomości, we właściwym dla tego
sposobu myślenia kontekście. Weźmy określenie świadomości Locke'a. Mówi on
„Świadomość jest v postrzeżeniem (percepcją) tego, co odbywa się we
własnej duszy człowieka" [J. Locke, Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego,
tłum. B.J. Gawecki, Warszawa 1955, t. 1, s. 136; por. dyskusja problemu
genezy nowożytnego rozumienia świadomości w pracy: M. Kulstad (1991).].
Jeżeli świadomość jest postrzeżeniem, to czym innym jest to, co
postrzegane. Co więcej, ponieważ jest to percepcja czyli doznawanie
czegoś, zatem to, co percypowane musi już zawsze istnieć, musi być dane.
Nie można percypować czegoś, co nie jest dane, obecne, tu i teraz. Ale
teraz mowa jest nie o percepcji czegoś, co mogłoby być dane w
doświadczeniu zewnętrznym. Locke mówi o percepcji stanów duszy, a więc o
percepcji w doświadczeniu wewnętrznym. „Ponieważ każdy człowiek jest
świadomy tego, że myśli oraz że tym, czym jego umysł myśląc się zajmuje,
są znajdujące się w umyśle idee, nie ulega więc wątpliwości, że ludzie
mają w swych umysłach idee, takie jak wyrażone słowami «białość»,
«twardość», «słodycz», «myślenie», «ruch», «człowiek», «słoń», «wojsko»,
«nietrzeźwość» i inne" [J. Locke, dz.cyt., t. 1, s. 119.]. Świadomość jest
percepcją idei w doświadczeniu wewnętrznym. Ale nie byłaby ona możliwa
gdybyśmy nie postrzegali „czynności własnego umysłu" [J. Locke, dz.cyt.,
t. 1, s. 120.], których umysł dokonuje na ideach. Owe czynności umysłu to,
jak można sądzić, wspomniane w cytowanym tekście „myślenie", które Locke w
innym miejscu określa jako np. przypominanie, rozróżnianie, rozumowanie,
sądzenie itd. (Rozważania t. 1, II, 6, § 2). Pomijam w tej chwili kwestię,
na ile świadomość, jako percepcja czynności umysłu, jest też tym samym, co
skądinąd Locke nazywa refleksją. Ważna jest natomiast ta okoliczność, że
Locke nazywa ową zdolność percepcji „zmysłem wewnętrznym". Bo, powtórzmy,
świadomość jest percepcją tego, co dane. Locke bowiem umieszcza cały
problem w kontekście swej polemiki z koncepcją idei wrodzonych. Musimy być
świadomi, czyli postrzegać idee w naszym umyśle (co dla Locke'a, chociaż
nie dla Kanta, znaczy: wiedzieć, że je mamy), gdyż inaczej musielibyśmy
przyjąć, że w umyśle są idee, o których istnieniu niczego nie wiemy, a to
jest absurdalne. „Trudno bowiem pomyśleć, by coś było w umyśle wyryte i
aby umysł tego nie dostrzegał" [J. Locke, dz.cyt., t. 1, s. 33.]. Nie ma
więc idei (wrodzonych), które nasz umysł miałby rzekomo posiadać, a my nie
bylibyśmy świadomi tego faktu. Stąd jednak bierze się pogląd Locke'a,
który Kant uczyni podstawą swej koncepcji myślenia, a ogólniej poznania
dyskursywnego. W cytowanym tekście Locke mówi, że zawsze jesteśmy
świadomi, że myślimy. Kiedy indziej (por. p. 10 tej części) powie, że nie
można postrzegać nie postrzegając, że się postrzega. Nie oznacza to, że
możemy widzieć swoje widzenie, czy słyszeć swoje słyszenie. Oznacza
natomiast, że nie możemy myśleć (w sensie, jaki Locke zdaje się nadawać
temu określeniu, por. wyżej) nie będąc świadomi, że myślimy. Nie możemy
myśleć, nie postrzegając tej czynności naszego umysłu. Owa percepcja
czynności umysłu (myślenia) to percepcja czynności, którym umysł poddaje
idee.
Z dyskusji problemu świadomości przez Leibniza wybieram tylko jedno
zagadnienie. Jest to wyraźne odróżnienie świadomości i przedstawienia (tu:
idei). Idea jest przedmiotem myśli (świadomości), mówi Leibniz. Dlaczego
ten przedmiot myśli nie może być tym samym, co myśl? „Gdyby idea była
formą myśli, powstawałaby i ginęła razem z aktualnymi myślami, które jej
odpowiadają, ale będąc przedmiotem, będzie mogła istnieć przed myślami i
po nich" [S. Leibniz, Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego, tłum. I.
Dąmbska, Warszawa 1955, t. 1, s. 101.]. Być świadomym to tyle, co pomyśleć
(aktualnie czyli rzeczywiście) pewną ideę. Ale musi być ona czymś różnym
od tego pomyślenia, gdyż inaczej znaczyłoby to, że dana idea istnieje
tylko wtedy, gdy o niej myślę, gdy przestaję o niej myśleć – znika. Idea
jest więc dla świadomości przedmiotem bezpośrednim, wewnętrznym, jak mówi
Leibniz, podczas gdy przedmioty percepcji zmysłowej są dla świadomości
przedmiotami danymi pośrednio (poprzez zmysły), zewnętrznymi.
Kant przyjmuje to tradycyjne (platońskie) określenie myślenia. Nie dlatego
jednak mamy świadomość, jak sądził Locke, że myślimy. Odwrotnie, możemy
myśleć dlatego, że mamy świadomość. Albowiem przedstawienia (pojęcia) nie
łączą się i rozdzielają same niczym pierwiastki, które tworzą jakieś
związki chemiczne. Myślenie to czynność, którą wykonuje intelekt,
posługując się przedstawieniami. Co jest jej warunkiem? To, że każde z
przedstawień z osobna jest czymś, czego muszę być świadomy. Pojęcie
człowieka, pojęcie ciała, przedstawienie czerwieni itd. są tym, czym są.
Do tych przedstawień musi jednak dołączyć się moja świadomość, Kant pisze
– musi towarzyszyć przedstawieniom. Warunkiem sformułowania sądu jest więc
możliwość pomyślenia przedstawień, z których się. ono składa. Nie mógłbym
sformułować sądu „każde ciało jest rozciągłe", gdybym uprzednio nie mógł
pomyśleć takich przedstawień jak „ciało" i „rozciągłość".
Ten warunek jest dla Kanta szczególnie ważny i interesujący w odniesieniu
do przedstawień naoczności. Z jednej bowiem strony, to, co poznajemy musi
być dane naszym zmysłom, a więc istnieje dla nas w postaci przedstawień
naoczności. Z drugiej, przedstawienia naoczności mogą być dane przed
wszelkim myśleniem (B 132). Jeśli więc mamy myśleć, a dalej myśląc
poznawać przedmioty dane w doświadczeniu, to właśnie naoczność musi
spełniać ten warunek myślenia, jakim jest świadomość. „Wszystkie dane
naoczne są dla nas niczym i nic nas nie obchodzą, jeżeli nie możemy ich
objąć świadomością bezpośrednio lub pośrednio. I tylko przez to jedynie
jest możliwe poznanie" (A 116). „Bezpośrednio" i „pośrednio" nie znaczy
tu, jak można sądzić, przedstawienie bezpośrednie – naoczność,
przedstawienia pośrednie – pojęcie, jak to Kant przyjmuje w Krytyce
czystego rozumu. W tym miejscu, raczej odwrotnie, jest to znaczenie tych
terminów, zaczerpnięte z cytowanej wyżej koncepcji Leibniza. Umysł
bezpośrednio postrzega idee (pojęcie u Kanta), pośrednio dane naoczności
[Por. H.J. Vleeschauwer (1936), t. 2, s. 329.]. Tak czy owak
przedstawienia, których nie mógłbym pomyśleć, nie istniałyby dla mnie.
Jako coś poza naszym myśleniem, musiałyby pozostać też poza poznaniem.
Świadomość wzorowana jest tu na sposobie rozumienia wiedzy. Mianowicie
wiedza jest czymś stopniowalnym ze względu na swój przedmiot. Można
wiedzieć więcej lub mniej. Miara jednak dla tego więcej lub mniej nie
znajduje się w samej wiedzy, nie mierzy ona sama siebie, ale w
przedmiocie. Wiemy więcej, gdy przedmiot jest lepiej poznany, mniej, gdy
poznany jest gorzej. Podobnie, mogę być świadomy – czego? przedstawienia –
mniej lub bardziej. Ale miara tej stopniowalności świadomości nie tkwi w
niej samej, tylko w przedstawieniach. Weźmy przykład z dziedziny
spostrzegania, którym posłużył się również Kant, w swych wykładach z
logiki. Z daleka widzę coś, ale jeszcze nie potrafię rozpoznać co to
takiego. Zbliżając się zaczynam rozpoznawać kształt, chociaż jeszcze
niewyraźnie, nie odróżniając szczegółów, mogę rozpoznać, że to, co widzę
to dom, by wreszcie zauważyć z bliska różne-jego detale. Widzę więc lepiej
lub gorzej, tzn. mniej lub bardziej wyraźnie, ale miara tego widzenia
lepiej lub gorzej nie znajduje się we wzroku, ale w tym, co mogę zobaczyć.
Można więc również być świadomym mniej lub bardziej. Miarą stopniowalności
świadomości jest podział przedstawień, których mogę być świadomy.
Stopniowalność bycia świadomym zakłada stopniowalność w samych
przedstawieniach. Kant brał pod uwagę dwa podziały przedstawień, znane mu
z logiki tamtych czasów, mianowicie podział na przedstawienia jasne i
ciemne oraz wyraźne i niewyraźne [Por. I. Kant, Vorlesungen über Logik,
cyt. wyd., rozdz. V.].
Kryterium rozróżnienia przedstawień ciemnych i jasnych jest to, czy jestem
świadom jakiegoś przedstawienia, czy też nie. Ale znaczy to tyle co: czy
odróżniam to przedstawienie od innych. Wróćmy do przykładu z domem –
dopóki, widząc coś z daleka, nie mogę rozpoznać co to takiego, dopóty moje
przedstawienie tego czegoś jest ciemne. Z chwilą, gdy odróżniam to, co
widzę jako dom od wszystkiego innego, chociażby tego, co jest wokół niego,
wtedy moje przedstawienie staje się jasnym. Przedstawienie jest jasne nie
dlatego wcale, że wiem co to jest dom, znam jakąś jego definicję itp., ale
dlatego, że potrafię to przedstawienie odróżnić od wszystkich innych.
Podział ten dotyczy zarówno naoczności, jak i pojęć. Kant mówi o tym np.
tak: „...przedstawienie jest wtedy jasne, gdy jego świadomość wystarcza do
uświadomienia sobie jego odmienności od innych [przedstawień]. Jeżeli
świadomość ta wystarcza wprawdzie do odróżnienia, ale nie do uświadomienia
sobie różnicy, wówczas przedstawienie trzeba jeszcze nazwać ciemnym.
Istnieje więc nieskończenie wiele stopni świadomości aż do [zupełnego jej]
zaniku" (B 415). Sądzę, że na miejscu będzie tu uwaga dotycząca tego
podziału, o którym (także o następnym: wyraźne – niewyraźne) wygłaszano
później lekceważące komentarze, w rodzaju tego, którego autorem był Hegel.
Mówi on mianowicie, że to czym jest pojęcie ciemne musi pozostać jego
tajemnicą, gdyby bowiem sprawa się wyjąśniła, pojęcie ciemne musiałoby
przestać być ciemnym. Wbrew temu podkreślmy doniosłość całego problemu.
Warunkiem poznania, jak nam Kant mówi (por. wyżej) jest świadomość
przedstawień, w szczególności tych, które posłużą jako „materiał na
poznanie" przedstawień naoczności. Doprowadzenie przedstawień do
świadomości, właśnie tych przedstawień, które dane są przed myśleniem,
jest dla poznania problemem, który trudno lekceważyć.
Następny podział to podział przedstawień na wyraźne i niewyraźne. Bierze
się on z pewnej właściwości posługiwania się językiem i komunikowania,
znanej dobrze scholastykom. Kiedy myślimy lub wypowiadamy dowolne zdanie
np. „Ciało jest rozciągłe", to nie musimy wyjaśniać przy tym znaczenia
tych słów. Nietrudno sobie wyobrazić, że gdyby było inaczej wszelkie
porozumienie, któremu służy język, byłoby niemożliwe. Posługiwanie się
słowami zwalnia nas z konieczności ustawicznego wyjaśniania znaczenia
każdego z nich, pozwala na pewien skrót myślowy. Niemniej w razie potrzeby
zawsze możemy to uczynić tzn. dla przykładu wymienić te wszystkie
przedstawienia (pojęcia) które wiążemy ze słowem „ciało", które stanowią
przez to treść pojęcia „ciało". Kant mówi tak: „Jeżeli jesteśmy świadomi
całości przedstawienia, ale nie różnorodności, która się w nim zawiera,
wtedy przedstawienie jest niewyra�