4553

Szczegóły
Tytuł 4553
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4553 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4553 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4553 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Piekara - Zakl�te miasto - Zakl�te miasto II - Vergor z Bia�ego Zakonu - Syn szatana - Miasto Dwunastu Wie� - Powr�t Bia�ych Je�d�c�w - Rzeka Czasu - Oczy Po�udnia - Wszystkie twarze Szatana Zakl�te miasto Droga ci�gn�a si� wzd�u� wysokiej skalnej �ciany. Roger ba� si� spojrze� w d�, gdzie na dnie kilkunastometrowej przepa�ci rozbija�y si� pienistymi bryzgami krople wody. Nie wiedzia�, jaka si�a pcha go ku tym pustkowiom, gdzie nie stan�a noga cz�owieka. Na mapach miejsce to wyznacza�a bia�a ogromna plama. Szed� wci�� naprz�d i naprz�d, pchany nieznanym nakazem. Nagle �cie�ka urwa�a si� i Roger stan�� nad skrajem urwiska. Usiad� bezradnie na kamieniu, gdy poczu�, jak silny powiew wiatru szarpie jego cia�em spychaj�c je ku przepa�ci. Palce zwarty si� na skale zostawiaj�c krwawe pasma. Lec�c w d� krzycza� do utraty tchu, jakby w nadziei, �e mo�e mu to pom�c. � Szlachetny panie � rzek�. � Ciesz� si�, i� mog�em pozna� krain� tak pi�kn� jak wasza, ciesz� si�, i� zobaczy�em ludzi tak dobrych i uczciwych jak mieszka�cy tego miasta. G�os serca wzywa mnie jednak w rodzinne strony. Czas, abym po�egna� wasz cudny gr�d. Aarkvi, paladyn Lorii, zamy�li� si�. � Poznali�my ci� � powiedzia� � jako prawego cz�owieka. Chcemy, aby� wraz z nami dzieli� nasze k�opoty i rado�ci, aby� zosta� tu na zawsze. Roger sk�oni� si�. � Twa �askawo��, szlachetny panie, nie zna granic. Pozw�l mi jednak odjecha�, a przyrzekam ci, i� wr�c�, gdy� nigdzie nie zazna�em tyle szcz�cia co tu. Paladyn ze smutkiem skin�� g�ow�. � Nie mog� ci� zatrzymywa�. Jeste� mym go�ciem, nie wi�niem. Decyzja jednak nie nale�y do mnie. Tylko Namiestnik mo�e wyda� odpowiednie rozkazy. �a�uj�, �e odje�d�asz, gdy� pokocha�em ci� jak syna, ale rozumiem tw�j b�l z powodu rozstania z ojczyzn�. Aarkvi wyci�gn�� d�o�. Roger z szacunkiem j� uca�owa�, po czym uda� si� do swej komnaty. Rozpocz�� tam przygotowania do wizyty u Namiestnika. Wychodz�c za�o�y�, zgodnie z lorie�skim zwyczajem, obszerny zapinany pod szyj� p�aszcz. Zgodnie z panuj�cym prawem nie przytroczy� broni do pasa, a tylko w d�oni �cisn�� hebanow� lask�. Namiestnik przyj�� cudzoziemca w olbrzymiej ciemnej komnacie, w kt�rej mrok rozprasza�o s�abe �wiat�o p�on�cych przy �cianach pochodni. W�adca zasiad� na pot�nym szafirowym tronie, u st�p kt�rego Roger z�o�y� pok�on. � Chwa�a Verlowi, Namiestnikowi Lorii, od Rogera, egha Partonu � wypowiedzia� powitaln� formu��. � Chwa�a i tobie � odrzek� Namiestnik. � S�ysza�em, �e zamierzasz nas opu�ci�. � Tak, panie. T�skni� za moim krajem. � C�, tw�j tytu� egha Partonu jest do�ywotni. Kiedy tylko b�dziesz chcia� wr�ci� � wracaj. Spotkasz tu zawsze �yczliwe przyj�cie i honory w�a�ciwe twemu tytu�owi. Roger ukl�k�. � Wr�c�, panie � obieca�. � Pokocha�em tw�j kraj i twych poddanych, ale co noc dr�cz� mnie koszmary i jaki� glos wo�a: �Wracaj, wracaj, sk�d przyby�e�". Moje serce spopiela niepok�j o kraj i rodzin�. Namiestnik klasn�� w d�onie i s�udzy wnie�li zastawiony przysmakami st�. � Ostatni posi�ek zjesz ze mn� � u�miechn�� si�. Zn�w klasn�� w d�onie i sala rozb�ys�a setkami �wiate�. Roger przymru�y� o�lepione oczy. � M�j dziad by� magiem � rzek� Verl. � Cz�� jego si�y przesz�a i na mnie. Do sto�u zbli�y�y si� trzy pi�kne dziewcz�ta i siad�szy na malachitowej �awie u st�p tronu uderzy�y palcami w struny harf. Melodia, smutna i �a�osna, lecz jednocze�nie przedziwnie pi�kna, chwyci�a Rogera za serce, wycisn�a z oczu �zy wzruszenia. Przygl�da� si� urodziwym artystkom. Jedna z nich rozpocz�a w�a�nie pie�� w dziwnym, melodyjnym j�zyku. S�owa pie�ni by�y r�wnie smutne, jak melodia. Roger zatopi� wzrok w dziewczynie, a ta czuj�c jego spojrzenie pochyli�a g�ow� zas�aniaj�c twarz w�osami. � Pie�� ta � odezwa� si� szeptem Namiestnik � m�wi o zag�adzie pot�nego pa�stwa, kt�rego w�adza rozci�ga�a si� na ca�y �wiat. Pewnej nocy ciemne si�y zniszczy�y krain� szcz�cia, kt�ra nigdy ju� nie powstanie na powr�t. � Co to za j�zyk? � spyta� Roger. � Wydaje si� nieprawdopodobne, �eby cz�owiek m�g� pos�ugiwa� si� tak melodyjn� mow�. � To lahini, j�zyk, kt�ry znaj� tylko potomkowie dawnych w�adc�w kraju. � .Czy�by ta dziewczyna.... � Ta dziewczyna � glos monarchy zabrzmia� twardo � to Laurien, c�rka Namiestnika Lorii, nast�pczyni tronu. Roger wstrzyma� oddech. � Wybacz, panie. Nigdy nie s�ysza�em, �e masz c�rk�. Verl machn�� r�k�. . � Niewa�ne. Posilaj si�. Jutro czeka ci� d�uga droga. Odprowadzony zostaniesz tylko do granic Lorii. P�niej radzi� musisz sobie sam. Pami�taj, i� nie wolno ci wynie�� st�d �adnej rzeczy. Je�li spr�bujesz to zrobi�, z�amiesz nasze prawo i b�dziesz musia� zgin��, mimo �e jeste� tak mi�y memu sercu. � S�ysza�em ju� o tym od Aarkviego, paladyna. Namiestnik pochyli� g�ow� i do ko�ca kolacji trwa� ' . w milczeniu. Cisz� rozprasza� tylko d�wi�k harf i �piew ksi�niczki. Roger wpatrywa� si� w jej twarz. Jaka� nieprzeparta si�a kierowa�a jego wzrok ku uroczej nast�pczyni tronu. Po godzinie po�egna� Namiestnika. � Laurien odprowadzi ci� do bramy, gdy� nie znaj�c tajnych hase�, nigdy nie wydosta�by� si� z zamku. Roger pos�usznie skierowa� si� za dziewczyn�. � Pani, czy mo�esz powiedzie�, jaka jest tre�� tej pi�knej pie�ni? Laurien u�miechn�a si�. �- Ojciec m�j powiedzia� ci wystarczaj�co du�o. To smutna pie��. Nie powiniene� zna� jej tre�ci. Gdyby� pozna�, twoje serce przepe�ni�by b�l i nigdy ju� nie m�g�by� spokojnie �y� w swoim kraju. Przez ca�e �ycie,. ci�gn�aby ci� tu � do Lorii, tajemnicza si�a, ale nigdy nie odnalaz�by� ju� naszej krainy. � Wasz �wiat, pani, jest tak dziwny. Ucz� si� wszystkiego na nowo. � Nasz �wiat... � u�miechn�a si� smutno. � Masz racj�, ten �wiat jest tylko nasz, odgrodzony od twojego barier� nie do przebycia. � Ale ja j� przeby�em � wykrzykn�� Roger. / � C� z tego, kiedy wracasz do swego kraju. Widzia�am ci� dzi� pierwszy raz, ale przedtem du�o o tobie s�ysza�am. �a�uj�, �e nas opuszczasz. � Pani � Roger pochyli� g�ow� � jedno twe s�owo, a zostan� tu... Laurien wyci�gn�a ku niemu d�o�. � Oto brama. Wszystkie stra�e maj� rozkaz przepu�ci� ci�. Roger przycisn�� usta do jej smuk�ych palc�w, si�� powstrzymuj�c si�, aby nie uca�owa� ich po raz drugi. Odwr�ci� si� w g��bokim uk�onie, gdy dotkn�a jego ramienia. � Zosta� �'szepn�a. Tego wieczoru zrezygnowa� nawet, mimo nam�w paladyna, ze zjedzenia kolacji. Go�cinny gospodarz zaprasza� go na kielich leczniczego wina, kt�re sen czyni wolnym od trosk i koszmar�w, ale Roger pragn�� by� sam. Wiedzia� za�, �e paladyn lubi przy winie d�ugo wspomina� stare dobre czasy, opowiada� o dawnych bitwach i o swych m�odzie�czych mi�o�ciach. Le��c w �o�u odnawia� wci�� przed oczami obraz ksi�niczki. Wspomina� ka�de jej s�owo, ka�dy ruch i gest. ; Wsta� i odsun�� ci�kie story zakrywaj�ce okienne nisze. Nigdy dot�d nie zas�aniano mu okien. Otwar� okiennice i chwil� oddycha� orze�wiaj�cym powietrzem. Po paru minutach po�o�y� si� i usn��. Obudzi� si� zlany potem z przera�liwym krzykiem na ustach. Senny koszmar znikn��, ale Roger zobaczy� co� stokro� straszniejszego. Podbieg� do okna i z trwog� ujrza� zwa�y ruin na miejscu pa�acu Karguna, si�gn�� �wzrokiem dalej i zobaczy� roz�upane wie�e zamku Namiestnika. Ksi�yc rzuca� srebrzysty blask na dymi�ce zgliszcza, nad kt�rymi unosi�y si� dziesi�tki wrzeszcz�cych wron. Roger wychyli� si� i w�r�d kamieni ujrza� bielej�ce ludzkie ko�ci. Jak okiem si�gn��, wida� by�o tylko ruiny. Wspania�a, t�tni�ca �yciem metropolia zmieni�a si� w skalist� pustyni�. Rzuci� si� do drzwi i zbieg� po schodach. Halabardy wartownik�w stoj�cych u drzwi sypialni paladyna zwar�y si�, ale roztr�ci� je i wbieg� do �rodka. Jednym szarpni�ciem postawi� gospodarza na nogi i dramatycznym gestem rozsun�� story. Zza parkowych cyprys�w prze�witywa�a marmurowa biel pa�acu Karguna, a w dali g�rowa�y nad miastem wie�e zamku Namiestnika. � Co si� sta�o? �.krzykn�� paladyn. � Zostawcie go � rzek� do wartownik�w, kt�rzy trzymali szarpi�cego si� Rogera. � Widzia�em.ruiny, zniszczone miasto... Paladyn da� ledwo dostrzegalny znak i wartownicy wyszli zamykaj�c drzwi. � Napij si� � poda� Rogerowi kielich. � To wywar z siedmioli�cia zmieszany z winem. Uspokoisz si�. Roger jednym �ykiem opr�ni� naczynie. Pal�cy ptyn rozla� si� po ca�ym ciele. Obudzi� si� nazajutrz we w�asnym �o�u. Prawie natychmiast, gdy otworzy� oczy, do komnaty wszed� paladyn. � Witaj, drogi go�ciu � rzek�. � Mam nadziej�, i� koszmar wczorajszej nocy ju� min��. � Wybacz, szlachetny panie � ze skrucha powiedzia� Roger � wybacz, lecz dr�czy mnie niepok�j. � Da�em zna� Namiestnikowi. Postanowi�, i� mo�esz zosta� tak d�ugo, p�ki nie nabierzesz si� do trudnej w�dr�wki. Nagle do komnaty wszed� s�uga i szepn�� co� � gospodarzowi na ucho'. � Czekaj� ci� odwiedziny godniejsze od moich � rzeki wycofuj�c si� paladyn. "W chwil� p�niej g�os s�ugi obwie�ci�. � Jej Wysoko�� ksi�niczka Laurien. Roger poblad� ze wzruszenia. � Pani, raczy�a� przyby� do swego niegodnego s�ugi. Laurien odprawi�a dworki i siad�a na �o�u obok Rogera. � Ja i m�j ojciec troszczymy si� o twoje zdrowie. Musisz by� silny, aby podo�a� trudom powrotnej drogi, a wierz mi, �e jest ona d�u�sza i trudniejsza ni� droga, kt�r� przyszed�e�. � Przecie� � zaj�kn�� si� Roger � prowadzi tu jeden szlak. � Tak � u�miechn�a si� Laurien. � B�dziesz szed� t� sam� drog�, ale nie znaczy to, i� b�dzie ona taka sama. Roger opad� na poduszki. . � Nie rozumiem ci�, pani, tak jak nie rozumiem wielu rzeczy w tej dziwnej krainie. Magia, czary, kr�lowie, ksi�niczki, namiestnicy, zamki, pa�ace to przesz�o��, kt�ra w moim �wiecie uleg�a ju� zapomnieniu. Jak to si� sta�o, i� mimo �e tylko kilkana�cie dni drogi -dzieli Lori� od ostatnich osad mojego kraju, nigdy nic o niej nie s�ysza�em. � Kilkana�cie dni drogi to odleg�o��, jak� ty przeby�e�. Sk�d wiesz, jak d�ugo musia�by i�� kto inny? � Nigdy nie widzia�em tu nikogo obcego. Jestem jedynym cudzoziemcem... � Czy martwi ci� to? � Nie, intryguje � odpar�. � Poza tym ten wczorajszy koszmar. Jestem pewien, i� widzia�em prawdziwy obraz. Tkwi w tym jaka� straszna tajemnica. Ksi�niczko � uchwyci� Laurien za r�k� � powiedz mi prawd�. Co si� tu dzieje? Laurien posmutnia�a. � Prosi�e� mnie, abym opowiedzia�a ci, o czym m�wi stara pie��, kt�r� �piewa�am wczoraj tobie i memu ojcu. Roger skin�� g�ow�, czuj�c z rado�ci�, i� dziewczyna nie uwalnia swej r�ki z jego d�oni. � U�o�ona zosta�a dawno, dawno temu przez staro�ytnych bard�w. M�wi o mie�cie, kt�re umar�o pokonane przez ciemne moce. Miasto by�o stolic� pi�knej, kwitn�cej krainy, kt�ra r�wnie� uleg�a zag�adzie. W krainie tej mieszkali dobrzy i prawi ludzie: m�drzy uczeni, dobrotliwi magowie, uczciwi w�adcy i poczciwi s�udzy. Pewnej nocy ciemna si�a zniszczy�a wszystko, co stworzyli ludzie. Miasto zmieni�o si� w ruiny i wiecznie dymi�ce zgliszcza. Ale by�o natchnione moc� i stworzy�o obraz, z�ud� swej wspania�o�ci, stworzy�o sobie mieszka�c�w. Jednak miastu brakuje kogo�, kim mog�oby si� opiekowa�, kto by�by jego prawdziwym w�a�cicielem. Pie�� opowiada o biednym mie�cie, kt�re tworz�c z�udy i mira�e pr�buje zatrzyma� przy sobie cho� jednego prawdziwego cz�owieka, gdy� wtedy nada sens swemu istnieniu... Spotka�o wreszcie cz�owieka, kt�rego pragnie przy sobie zatrzyma�. �y� on d�ugo w nie�wiadomo�ci, ale pewnej nocy zauwa�y�... � Czy to te�Jre�� pie�ni, czy ju� moja historia? � Kt� wie, gdzie ko�czy si� pie��, a zaczyna historia... Miasto nie mia�o tyle si� � ci�gn�a sw� opowie�� ksi�niczka � by tworzy� mira�e przez ca�y czas, a wi�c na okres nocy, gdy os�abiony winem i zio�ami go�� zasypia� � stawa�o si� zn�w ruin�. Jedynie dom paladyna sta� okazale jak dawniej. � A wi�c to wszystko z�uda, omam � zamy�li� si� Roger � wszystko. Ty, pani, te� jeste� mira�em... � Tak, lecz chocia� jestem tylko wytworem wyobra�ni miasta, my�l� i czuj� jak rzeczywisty cz�owiek. Nagle ciemna zas�ona zakry�a oczy Rogera. Poczu�, jak wznosi si�, a nast�pnie spada ku niezmierzonym g��biom. Gdy otworzy� oczy, ujrza�, i� siedzi na skalnym od�amie u st�p olbrzymiego tronu z�o�onego z granitowych g�az�w. Na tronie siedzia� stary cz�owiek odziany w pow��czyst� bia�� szat�. W pobru�d�onej zmarszczkami twarzy czarne oczy p�on�y tajemniczym blaskiem. Jedna ze skalnych �cian ust�pi�a i do jaskini wesz�y dwa gnomy odziane w pancerne kolczugi. � Witaj, drogi go�ciu. � Twarz starca rozja�ni� u�miech. � Nadszed� czas, aby� spotka� si� ze mn�. � Kim jeste�, panie? � spyta� Roger. �/Czy to nowy mira�, nowa z�uda? �� Ja jestem Miastem. � Roger zamilk� i machinalnie .chwyci� kielich podany mu na tacy przez jednego z gnom�w. � Ja jestem jedynym ocala�ym magiem, urodzi�em si� wtedy, gdy �wiat zalewa�y jeszcze fale oceanu. By�em duchem opieku�czym mieszka�c�w tej krainy, �y�em wraz z nimi, dba�em o nich. Posta� starca, kt�r� masz przed sob�, to tylko jedno z moich wciele�. Jestem ka�dym kamieniem, ka�d� grudk� ziemi, ka�dym promieniem �wiat�a st�d a� do granic Lorii. Roger przechyli� kielich i orze�wiaj�cy nap�j och�odzi� spieczone wargi. � Zosta� tu � us�ysza� g�os starca. � Nie mam prawa zmusza� ci� do czegokolwiek, lecz pami�taj, �e tylko tu staniesz si� szcz�liwy. Gdy opu�cisz Lori� i wr�cisz do swojej ojczyzny, nigdy ju� nie zaznasz spokoju. T�sknota za t� krain� b�dzie dr�czy�a ci� przez d�ugie lata, a� wreszcie umrzesz, jeszcze na �o�u �mierci my�l�c o ksi�niczce i o jej mi�o�ci. � Jak mog� mieszka� w czym�, co jest tylko majakiem? � Czy nigdy nie pragn��e� przenie�� si� w �wiat w�asnego snu? � To wszystko jest z�ud�... � Jak� masz pewno��, �e �wiat, w kt�rym dotychczas �y�e�, by� prawdziwy? Roger umilk�. � Tak � rzek� zn�w starzec � nie mam ju� tyle si�, aby ca�y dzie� i ca�� noc podtrzymywa� mira� �ycia tej olbrzymiej krainy, ale pami�taj, i� stworzone przeze mnie istoty czuj� i my�l� niezale�nie od moich my�li i uczu�. Potrafi� kocha� i nienawidzi�. Wla�em w nie cz�� swej niegdy� ogromnej mocy. � A ksi�niczka? � Ksi�niczka b�dzie istnia�a dla ciebie na zawsze. Je�U zechcesz, wr�cisz z ni� do swego kraju. � Jeste�, panie, niezwykle szlachetny �'� rzek� Roger. Starzec klasn�� w d�onie. � Wracaj, sk�d przyby�e� � powiedzia�. Porwany ciep�ym wirem Roger uni�s� si� i opad� na swe �o�e w domu paladyna. Po chwili milczenia podni�s� d�o� ksi�niczki do ust. � Pani, czuj�.ciep�o twych d�oni, czuj� tw�j dotyk, a serce m�wi mi, �e kocham ci�. Chc� zosta� tu wraz z tob�. Laurien obj�a szyj� Rogera i wtuli�a twarz w jego rami�. A Miasto rozdzwoni�o si� setkami dzwon�w, gdy� zn�w by�o szcz�liwe, gdy� zn�w mia�o dla kogo �y�. Zakl�te miasto II W ciemny zimowy wiecz�r brn�� przez zwa�y �niegu zagradzaj�ce wej�cie do pa�acu. Lodowaty porywisty wicher zdziera� mu z ramion podbity futrem p�aszcz. Grudki zmarzni�tego �niegu uderza�y bole�nie; pr�bowa� os�oni� twarz ko�nierzem, ale nie m�g� pokona� wichru. Zwali� si� ci�ko w zasp�. Z trudem wype�zn�� ze �niegu i g��boko pochylony ruszy� w dalsz� drog�. Po chwili doszed� do bramy, przy kt�rej siedzieli w blasku ogniska dwaj wartownicy. W�t�y p�omyk o�wietla� ich zmarzni�te i poranione twarze. Grzali d�onie tu� nad ogniem. Zbli�ywszy si� do nich, zobaczy�, �e tkwi� bez ruchu. Tr�ci� jednego z nich nog�, a cia�o zwali�o si� w �nieg, nie zmieniwszy pozycji. Ogie� z sykiem zgas�, jakby pali� si� dot�d tylko po to, aby ukaza� przybyszowi martwe cia�a. Pchn�� ci�kie wrota i wszed� do �rodka gnany lodowatym podmuchem. Przekr�ci� masywny klucz w zamku nast�pnych drzwi, uchyli� je i przez powsta�� szpar� w�lizn�� si� do �rodka. Stan�� na progu wielkiej obwieszonej nied�wiedzimi sk�rami komnaty. Weso�o trzaska� ogie� na kominku, jasnym blaskiem p�on�y oliwne lampy. Zrzuci� z ramion sztywny od �niegu i mrozu p�aszcz i cisn�� go pod kominek. Zdj�� futrzane r�kawice; przez chwil� stara� si� rozrusza� zgrabia�e palce. W tym momencie podesz�y do niego trzy niewolnice i odpi�y przytrzymuj�ce pancerz rzemienie, zzu�y buty z n�g, �ci�gn�y sk�rzane, obszyte futrem spodnie. Westchn�� z ulg� i depcz�c bosymi stopami po mi�kkich futrach wy�cie�aj�cych pod�og� ruszy� w stron� ma�ych drzwiczek niedaleko kominka. Otworzy� je, z wn�trza buchn�a para. Zrzuci� bielizn� i z zadowoleniem wszed� do wielkiej, drewnianej kadzi pe�nej gor�cej wody. Sk�ra przyjemnie piek�a, krew coraz szybciej kr��y�a w �y�ach. Wtem jaka� kobieca posta� przekroczy�a pr�g i stan�a tu� przy nim. Spojrza� na ni� oboj�tnie i zanurzy� twarz w wodzie. � Pose� z,Vergolandu czeka od wczoraj � rzek�a. � Gdzie by�e� tak d�ugo? Wynurzy� twarz. � Popro� go do mnie. � To... � urwa�a � to kobieta. Roze�mia� si� g�o�no. � Wi�c tym bardziej! Po chwili kobieta wesz�a ponownie w towarzystwie m�odej, bardzo wysokiej dziewczyny. M�czyzna popatrzy� na ni� z zachwytem, gdy zrzuci�a z ramion futrzan� szub�. Jej jasne w�osy sp�ywa�y a� do nabijanego z�otymi �wiekami pasa, przy kt�rym ko�ysa�a si� pochwa z wystaj�c� r�koje�ci� kind�a�u. Ubrana by�a skromnie, jedynie w szary sk�rzany kubrak i tego samego koloru spodnie, kt�rych nogawice gin�y w szerokich cholewach but�w. � B�d� pozdrowiony, Rogerze, Namiestniku Lorii. � Witam ci�, pani � zapraszaj�cym gestem wskaza� zydel pod �cian�. � Wybacz, �e przyjmuj� ci� tutaj, ale dopiero wr�ci�em z dalekiej wyprawy i musz� od�wie�y� nieco si�y. Spojrza� na drug� kobiet�. � Opu�� nas, Laurien. Cicho szcz�kn�y zamykane drzwi. � To wielki zaszczyt dla mnie podejmowa� Auri�, c�rk� Wielkiego Wojownika Vergolandu. � U�miechn�� si� lekko. � Vergoland, Loria, Kampara � wszystko to nied�ugo przestanie istnie�, rozpadnie si�. Roger oboj�tnie skin�� g�ow�. � Czy zauwa�y�a�, pani, �e ostatnio noce staj� si� coraz d�u�sze, zimy coraz ci�sze... � Ta trwa ju� rok � przerwa�a mu Auria. � Ludzie w Vergolandzie mr� jak w czasie zarazy. Roger wla� do balii wrz�tek ze stoj�cego tu� obok dzbana. � I u nas jest podobnie. Wyruszy�em tydzie� temu z dwudziestoma rycerzami ku g�rom Hogar. Wr�ci�em sam jeden. Ko� pad� mi dwadzie�cia kilometr�w st�d. Po drodze widzieli�my wymar�e wsie, opustosza�e grody; nawet wilk�w jest coraz mniej. � Wielki Mag Lorii przegrywa sw� walk�. Po raz drugi � rzek�a. Roger si�gn�� po przyniesion� przez niewolnika szklanic� wina. � To ju� nied�ugo si� sko�czy �.mrukn��. � Trzeba st�d si� wyrwa�, pani. Jeste�my tu za d�ugo. Czas wraca�. Auria wsta�a i zgarn�a w�osy do ty�u. Zbli�y�a si� do Rogera. Le��c obj�� j� w pasie, drug� r�k� pr�buj�c dosta� si� pod kubrak. Wstrzyma�a jego d�o�. � Zostaw � rzuci�a ostro. � Czy potrafisz widzie� we mnie tylko pi�kne cia�o? Zastan�w si� lepiej, jak st�d uciec! Pu�ci� j� i wzruszy� ramionami. � Zmieniasz si�. � Nie przyjecha�am tu na zabawy z tob�, ale po rad�! � Czy Wielki Wojownik wie, �e jeste� w Lorii? � Nie. � Ilu ludzi przyjecha�o z tob�? � Dw�ch, reszta zgin�a po drodze. � Tych dw�ch sta�o teraz przy bramie? � spytaL � Tak. � Zamarzli � rzek�. � Gdy wszed�em, byli ju� skostniali na �mier�. Ze z�o�ci� uderzy�a pi�ci� w kraw�d� kadzi. � A Wielki Wojownik? � spyta�. �� Co? � nie zrozumia�a. � Nie chcesz jecha� z nim? U�miechn�a si� ods�aniaj�c bia�e r�wne z�by. � A Laurien? Roze�mia� si� drwi�co. � Nie mog� na ni� patrze�. Nie wiem, jak mog�em by� tak g�upi i zosta� z ni�. � By�e� m�ody. � I g�upi � doda�. � Pi�kne s��wka, wzruszaj�ca pie��, rozmowa z Magiem Lorii. Gdybym wiedzia�... Po�o�y�a mu d�o� na ustach. � Musimy jecha�. Magowie b�3� jednak chcieli nas zatrzyma� za wszelk� cen�. Nasz odjazd jest dla nich kl�sk�. Loria i Vergoland upadn�. Noc zapanuje na zawsze. � A Khakherd? Czy nie chce opu�ci� Kampary? � Ten g�upiec? � sykn�a z pogard�. � Postanowi� broni� si�. Roger spojrza� zdumiony, � Broni� si�? Przed ciemno�ci� nie mo�na si� obroni�. Je�eli Magowie nie daj� rady, to c� my mo�emy? � Magowie nie mog� nas zatrzyma� sil� � rzek�a jakby do siebie. Pokr�ci� g�ow�. � Wi�c to ju� � mrukn��. Spojrza�a na niego ostro. � Boisz si�? A mo�e �al ci Laurien? A mo�e w�adzy, Namiestniku? Zaprzeczy� gwa�townie: � To nie to. Sam nie wiem. Ta bezsilno��, upadek wszystkiego, co dot�d by�o naszym �yciem... � Milcz! � krzykn�a. � Zosta� tu, jak chcesz. Ja jad�! Koniec jest coraz bli�ej, a ja nie zamierzam gin�� razem z Magami. Wyszed� z wody i owin�� si� suchym ciep�ym p��tnem. � Ja te� nie � powiedzia� � ale odje�d�aj�c zabieramy im resztk� si�. Zabijamy ich. Bez nas nie mog� ju� walczy�. � G�upcze! � krzykn�a. � Do czego doprowadzi�a ta Walka? Magowie s� coraz s�absi. Dlaczego musia�e� opu�ci� sw�j zamek? Bo pewnego dnia nie mieli nawet sit, aby zapewni� mu dalsze istnienie, i z powrotem zmieni� si� w ruin� sprzed setek lat. � To prawda, ale... Chwyci�a go za ramiona f szarpn�a. � Jedziesz ze mn�? Spojrza� w jej b�yszcz�ce gniewem oczy i obj�� j�. � Jad� � zdecydowa� si�. U�miechn�a si� i pog�aska�a go po policzku. Przytuli� si� do niej i zacz�� ca�owa� jej szyj�. � Prosz� ci� � szepn�a �nie tutaj. Ale on nie s�ucha� ju� i szarpi�c zacz�� �ci�ga� z niej kubrak... Auria westchn�a, ale podda�a si� jego d�oniom. Ca�owa� jej piersi i pospiesznie rozpina� otaczaj�cy biodra pas, gdy wtem skrzypn�y drzwi. Odwr�ci� si� gwa�townie i ujrza� stoj�c� na progu Laurien patrz�c� z rozpacz� i przera�eniem na scen�, kt�ra rozgrywa�a si� przed jej oczyma. Nagle zatrzasn�a drzwi i us�yszeli tylko dobiegaj�cy zza �ciany szloch. Roger pu�ci� ju� Auri� i sta� opieraj�c si� o �cian�. Twarz ukry� w d�oniach. � Nie cofniesz si� teraz � d�o� Aurii spocz�a na jego ramieniu. Wyprostowa� si� i spojrza� w jej oczy. � Nie cofn� si�! . Le�a� w swojej komnacie na pi�trze, okryty puchow� pierzyn� i kilkoma nied�wiedzimi sk�rami. G��boko oddycha� mro�nym powietrzem. Nagle ujrza� posta� siedz�c� obok na krze�le. Twarz przybysza zakryta by�a ko�nierzem d�ugiego, spadaj�cego na ziemi� p�aszcza. �Witaj, Namiestniku. � To ty � rzek� niech�tnie Roger. � Niepotrzebnie przychodzisz do mnie. � Opuszczasz nas? � Dlaczego pytasz? Ty wiesz najlepiej. Przez chwil� panowa�a cisza. � Zabijasz mnie. Namiestniku. � Da�em ci �ycie � powiedzia� Roger. � Dzi�ki mnie pozosta�e� na dwadzie�cia lat, a teraz, c�... chc� wraca�. � Nie wraca�by�, gdyby nie Auria. Roger wychyli� si� lekko spod nakry�. �� Dawno ju� chcia�em wraca�, ale min�o niewiele czasu, odk�d dowiedzia�em si�, �e ona i Khakherd s� prawdziwi. � Co" to znaczy prawdziwi? � spytaLz gorycz� siedz�cy na krze�le. � Laurien te� jest prawdziwa, ka�dy z twych poddanych jest prawdziwy. � Lecz zgin� wraz z tob�, bo s� cz�ci� ciebie samego! � Laurien nie! Wiesz, �e stworzy�em j� dla ciebie. Jest tak� sam� istot� jak ty, Khakherd czy Auria. Boli mnie jej cierpienie. Ona ci� kocha. Dwadzie�cia lat temu powiedzia�em ci, �e gdy b�dziesz chcia�, odejdzie wraz z tob� do twojego �wiata. � Przesta�! Nie bud� we mnie wspomnie�! Nie chc� o tym my�le�. Chc� odej��, wr�ci�, sk�d przyszed�em. Chc� by� sam. � Sam � Roger us�ysza� jakby ironi� w g�osie przybysza. � Niegodziwcze, nie pami�tasz czu�ych zakl��, mi�osnych s��w, swego uczucia do Laurien... � Milcz! � rykn��. � Po co tu przyszed�e� � spyta� po chwili spokojniej. � �ebra�? Posta� podnios�a si� z krzes�a. Wydawa�o si�, �e ro�nie w oczach si�gaj�c g�ow� stropu. Przed twarz� Rogera zatrzyma�a si� r�d�ka. Poczu� obezw�adniaj�c� niemoc i si�gaj�cy wn�trza piek�cy b�l. � Zostaw � wydusi� przez zaci�ni�te z�by. Us�ysza� drwi�cy �miech i r�d�ka znikn�a w fa�dach p�aszcza. Mag wolno wtopi� si� w �cian� i tylko dziki wicher zakr�ci� si� po pokoju. S�udzy, osiod�ali konie, przytroczyli worki z �ywno�ci�. Roger wybra� najpi�kniejsz� i najlepsz� ze zbroi, t� postanowi� na�o�y� na siebie. Trzy inne, ulubione, z kt�rymi nie mia� si�y si� rozsta�, spocz�y wraz z klejnotami i kosztowno�ciami na grzbietach jucznych koni. Laurien milcz�co przygl�da�a si� tej krz�taninie. Wreszcie podesz�a jednak do Rogera, gdy przegl�da� kufry w ma�ym ciemnym pokoju. � Gdzie jedziesz? � spyta�a. Spojrza� na ni� lekcewa��co i chcia� si� odwr�ci�, gdy ujrza� za sob� dwie zakapturzone postacie. � Odpowiadaj � rzek�a rozkazuj�cym tonem. W jej oczach ujrza� b�ysk. � Jad� do Wielkiego Wojownika. Laurien da�a znak d�oni� i silne ramiona m�czyzn stoj�cych za Rogerem oplot�y jego cia�o. P�tla unieruchomi�a przyci�ni�te do plec�w nadgarstki. Drugi koniec sznura przerzucony przez belk� u stropu spad� na d�. M�czy�ni lekko go poci�gn�li i Roger zawy� z b�lu. Szarpn�li raz jeszcze i o ma�o nie trzasn�y wykr�cane barki. � Pu��! � Laurien da�a znak. Sznur zwis� lu�no, a Roger upad� na ziemi�. � Zostaniesz ukarany. Ukarany i napi�tnowany. Zn�w poderwali go na nogi. J�cz�c musia� stan�� z wykr�conymi r�koma. Jeden z m�czyzn rozdar� mu kaftan. � Pami�tasz, �e dwadzie�cia lat temu, gdy chcia�e� opu�ci� Miasto, m�j ojciec rzek�, �e nie wolno ci zabra� st�d �adnej rzeczy. Ten rozkaz teraz ja wydaj�! Odejdziesz st�d tak, jak stoisz. Trzymaj�cy wzmocnili u�cisk. Roger ujrza� roz�arzony do czerwono�ci metalowy pr�t. Laurien przytkn�a mu do piersi �elazo i trzyma�a tak d�ugo, p�ki nie wygas�o na ciele. Zacz�� j�cze� dopiero wtedy, gdy wcierali mu w oparzelin� popi� smoczego ziela. � Tak m�j ojciec kara� ludzi nikczemnych �-powiedzia�a Laurien. � To pi�tno b�dzie ci� pali�o do ko�ca �ycia. P�niej ch�odne ostrze no�a wesz�o mi�dzy jego d�onie. Nie czu� ju�, jak przecinaj� wi^zy, p�przytomny upad� pod �cian�. Po chwili powl�k� si� przez pokoje. Z jednej ze �cian zerwa� pot�ny obosieczny miecz i podpieraj�c si� nim jak kijem wyszed� na dziedziniec. Ch��d zimowego wiatru orze�wi� go. Ujrza� siedz�c� na siwym rumaku Laurien, a obok niej rycerza w czarnej zbroi. � Khakherd! � sykn�� z nienawi�ci�. Rycerz uni�s� przy�bic�. � Masz czas do zachodu s�o�ca. Je�eli nie opu�cisz pa�acu do tego czasu � zginiesz. Roger za�mia� si�. Ale wtedy czarny rycerz co� krzykn��, i ze �niegu i mg�y wy�oni�y si� postacie na karych rumakach. Trzasn�y podnoszone okr�g�e tarcze, d�ugie kopie wysun�y si� do przodu. Roger z mieczem w d�oni wskoczy� na konia. Czarny rycerz opu�ci� przy�bic� i ko�ysz�c bu�aw� ostro�nie zbli�y� si� do Namiestnika. W powietrzu b�ysn�� miecz, ale tarcza Khakherda zatrzyma�a cios; w tym samym momencie mign�a kolczasta kula. D�o� Namiestnika uchwyci�a �a�cuch. Pot�nym szarpni�ciem wyrwa� bro� z r�ki oniemia�ego przeciwnika i wzni�s� miecz do powt�rnego ciosu. Czarny rycerz zn�w nadstawi� tarcz�, po czym okr�ciwszy si� z koniem umkn�� za mur swej konnicy. Roger roze�mia� si� pogardliwie. Je�d�cy otoczyli jego pa�ac. � Do zachodu s�o�ca � krzykn�� Khakherd. Roger zsiad� z konia i wszed� do pa�acu. Na progu komnaty ujrza� Auri�. Widz�c zmienion� twarz dziewczyny, rozchyli� futrzany p�aszcz na jej piersiach. Pokiwa� g�ow�. Na ciele Aurii od lewej piersi a� do obojczyka pulsowa�a brunatna rana. � Wielki Wojownik? � spyta�. W milczeniu skin�a g�ow�. � Jed�my st�d. Jak najpr�dzej � przez jej cia�o przebieg� dreszcz. � S�o�ce ju� zachodzi. � Przed chwil� by�o po�udnie � mrukn�� jakby do siebie. Otulili si� w futra, przypasali bro� i dosiedli koni. Gdy cwa�owali w stron� g�r, drog� zast�pi� im Khakherd �e swymi �o�nierzami. � P�jdziecie piechot� � rozkaza�. Roger uchwyci� r�koje�� miecza, ale nim zdo�a� wyrwa� go z pochwy, �mign�� wyrzucony przez Auri� oszczep. Rycerz w czarnej zbroi j�kn�� g�ucho i zwali� si� w �nieg.-Wbili ostrogi w boki koni i pochyliwszy si� nad ich karkami galopowali wzbijaj�c tumany �niegu. Wydawa�o si� ju�, �e zgubili pogo�, ale Roger nadal pop�dza� konia chc�c jak najpr�dzej znale�� si� za Wilczym Jarem, b�d�cym granic� Lorii. Konie grz�zn�c w �niegu i �lizgaj�c si� na lodowej pokrywie mozolnie podchodzi�y kr�t� �cie�k� ukryt� w�r�d drzew porastaj�cych zbocze. Wreszcie stan�li na wierzcho�ku g�ry. Spojrzeli w d�, na pokryt� �niegiem dolin�. Przekrawat j� w po�owie Wilczy Jar, kt�rego zbocza ��czy�a cienka, paj�cza ni� mostu. Roger klepn�� konia w kark, gdy nagle zza krzak�w wypad�a gromada je�d�c�w. �wisn�y strza�y. Auria upad�a na ziemi�. Roger jednak nie zatrzyma� si�, wbi� ostrogi w boki konia i ruszy� w d�. �nie�na zawieja zakry�a go przed oczyma napastnik�w. S�ysza� jeszcze jakie� krzyki, ale po chwili wszystko zag�uszy� gwizd wiatru. Zjecha� w dolin�, ale mimo �e pogania� i pop�dza� wierzchowca, ten s�ab� coraz bardziej. S�ania� si� na nogach^boki pokry�a mu marzn�ca piana. Robi�o si� coraz ciemniej. Roger wiedzia�, �e za chwil� nie znajdzie ju� drogi prowadz�cej w stron� mostu. Wtem ujrza� przed sob� ciemn� sylwetk�. Wyci�gn�� miecz z pochwy. � St�j � us�ysza� g�os mimo wycia wiatru � to ja. �nieg zasypywa� oczy, jednak Roger rozpozna� twarz Maga Lorii. � Wracaj! Jeste� ju� sam:, Auria zgin�a. Wstrzyma� konia. � Wracaj. Nie znajdziesz mostu. Zginiesz. Zastanawia� si�, czy nie p�j�� za rad� Maga, gdy ujrza� cwa�uj�c� w jego stron� dziewczyn�. � Auria! Zatrzyma�a konia tu� przy nim. � Zostaw go, Magu! � krzykn�a. � On jest teraz m�j. Nie zatrzymasz go! \� St�j, Namiestniku. To nie Auria. Ona zgin�a tam, <ia g�rze. To widmo nas�ane na ciebie, aby wyprowadzi� ci� st�d. � Nie s�uchaj go! � chwyci�a uzd� jego konia i uderzy�a zwierz� w zad. Pognali w ciemno��. Bezb��dnie odnajdywa�a drog� w mroku i nieomylnie kierowa�a si� w stron� mostu. � Za chwil� runie � rzek�a przekrzykuj�c wiatr. � Szybciej! Kopyta koni zadudni�y na deskach mostu; po chwili byli ju� po drugiej stronie. W momencie gdy stan�li na zboczu jaru, za granicami Lorii, most run�� w d�. Niebo rozdar�y b�yskawice, w ich �wietle ujrza� zmienion� twarz swej towarzyszki. � Auria! � krzykn��. Rozleg� si� piekielny, wibruj�cy �miech i posta� na koniu zamieni�a si� w �nie�ny tuman. Jak w lustrze ujrza� w nim swoj� w�asn� postarza�� twarz. Miecz wypad� z w�t�ych, starczych d�oni. S�abe nogi nie utrzyma�y go na koniu, kt�ry g�o�no r��c umkn�� w dal. Us�ysza� �a�osne zawodzenie wilk�w i ostatkiem si� uni�s� g�ow�. Za�zawionymi oczyma, przez wiruj�ce p�atki �niegu, ujrza�, jak kraina za Wielkim Jarem zapada si� pod ziemi�. Vergor z Bia�ego Zakonu (Historia spisana przez Mistrza Hamrana i t�umaczona przez llrina Mnicha) Jestem stary, bardzo stary, i dni moje s� policzone. Nad nici� mego �ycia czuwaj� ju� Trzy Siostry. Bliski jest czas, gdy no�yce jednej z nich przetn� j�, odsy�aj�c mego ducha do Krainy Wiecznych Cierpie�. Jestem bowiem grzesznikiem. Ca�e me �ycie wype�nione by�o czynami nieprawymi. Aby jednak�e cho� w cz�ci zmaza� wielkie winy i aby pokaza� wszystkim, w jaki spos�b szata�skie si�y przeistoczy�y Klasztor Braci z Le�nej G�ry w kolebk� z�a i pod�o�ci, postanowi�em napisa� t� histori�, a raczej przet�umaczy� to, co napisa� przed wiekami Mistrz Hamran. D�ugie lata trwa�o, nim rozszyfrowa�em tre�� ksi�gi pisanej obrazkowym pismem Hlamarczyk�w w dziwnym i nie znanym ju� j�zyku hifnu. Historia ta opowiada o Vergorze, mnichu-rycerzu z Le�nej G�ry, kt�ry zaprzedawszy si� z�u z�ama� nakazy �wi�tej Ksi�gi i zniszczy� Bia�y Zakon z pomoc� Czarnej Magii i si� zakl�tych w Labiryncie klasztoru. Aby jednak�e opowie�� ma sta�a si� jasna i zrozumia�a, my�l� musz� cofn�� si� o lata i powiedzie� wam o powstaniu Bia�ego Zakonu. By�o to tak dawno temu, �e na miejscu, gdzie dzisiaj wznosi si� zamek Cesarza, ros�y nieprzebyte bory, pe�ne dzikiego zwierza. Ludzie mieszkaj�cy w n�dznych osadach musieli walczy� z puszcz�, kt�ra wci�� zarasta�a polne zagony, i byliby zgin�li, gdyby nie przyby� Ladr-mej-Hoar, nazwany p�niej Mistrzem Weleteii (Weleteii znaczy�o pono� ',v tamtym j�zyku �dobroczy�ca"). On nauczy� ludzi, jak uprawia� ziemi�, on pom�g� im w walce z przemo�nymi si�ami przyrody. Przy pomocy mieszka�c�w las�w wzni�s� na tej w�a�nie g�rze drewnian� �wi�tyni�, gdzie naucza�, co to jest Dobro, Pi�kno i M�dro��. Mija�y lata. Do �wi�tego przybytku zmierzali z daleka w�drowcy, chc�c pozna� nauki Mistrza. Kilka wiek�w po �mierci Ladr-mej-Hoara, gdy lasy ust�pi�y miejsca grodom i osadom, ksi��� Haifnez rozkaza� zbudowa� olbrzymi kamienny klasztor, kt�ry stoi do dzi�. Sam ksi��� zwr�ci� sw� my�l ku sprawom wiecznym i odda� si� pod opiek� nowego Mistrza Zakonu. W tym czasie w klasztorze �y�o i uczy�o si� ju� kilkudziesi�ciu mnich�w, a liczba ich wci�� ros�a, gdy� z dalekich stron przybywali ludzie spragnieni nauki o Dobrze, Pi�knie i M�dro�ci. Wielu jednak widz�c surowo�� i trudy klasztornego �ycia odchodzi�o ze zgorzknia�ym sercem i dlatego te� Mistrz wyda� rozkaz, aby przyjmowano tych tylko, kt�rzy niez�omn� wol� wykazali, �e s� godni zamieszka� w klasztorze. Na przybyszy czeka�y liczne pr�by, kt�re trwa�y siedem (albowiem liczba ta jest �wi�ta) tygodni i w kt�rych poznawali, co to b�l, poni�enie i g��d, uczyli si� pokory i mi�o�ci. Ci, kt�rzy przetrwali, przyjmowani byli na siedem lat, a w ci�gu nich pod opiek� Mistrza czynili pierwsze kroki na drodze ku Dobru, Pi�knu i M�dro�ci. A ci, kt�rzy po siedmiu latach byli godni �y� dalej w klasztorze, pozostawali na dalsze siedem lat. Golono im g�owy i malowano ��tym barwnikiem jako tym, kt�rzy do�wiadczyli Pierwszego Wtajemniczenia. Sp�dzali czas na medytacjach, aby silny sta� si� ich duch, i na fizycznych �wiczeniach, aby silne sta�o si� ich cia�o. A ci,. kt�rzy prze�yli w klasztorze dwakro� po siedem lat, do�wiadczali Drugiego Wtajemniczenia i mogli zosta� z Mistrzem, dalej zg��biaj�c tajemnice Dobra, Pi�kna i M�dro�ci lub za�o�ywszy na kolczug� bia�y habit, przypasawszy miecz i zabarwiwszy g�ow� purpurowym barwnikiem ruszy� w szeroki �wiat, aby szerzy� Mi�o��, broni� s�abych i krzywdzonych, a naucza� z�ych i pysznych. Jednym z tych, kt�rzy opu�cili klasztor, by� Vergor, mnich-rycerz, a dawniej pono� ksi��� dalekiego pa�stwa. Nie na pr�no, wida�, Mistrz wita� wst�puj�cych do klasztoru s�owami: �Nie ma teraz w�r�d nas ch�op�w, � ksi���t, niewolnik�w i rycerzy, lecz wszyscy jeste�my bra�mi w rodzinie Bia�ego Zakonu", i dlatego te� nikt nigdy nie dowiedzia� si�, kim dawniej by� Vergor. Wiadomo tylko, �e wyruszy� w dalek� drog� i o nim traktuje historia spisana przez Mistrza Hamrana z Klasztoru Braci ze �wi�tej G�ry, a wyjawiona wam teraz przez niegodnego lirina Mnicha. 1. Rozkaz�w swego Mistrza zawsze s�ucha� b�dziesz i wierny pozostaniesz �wi�tej Ksi�dze. Siedzia� g��boko pochylony, ze stopami opartymi o uda i wpatrywa� si� w krwiste zachodz�c� kul� s�o�ca, widoczn� w w�skiej szparze wykutej w �cianie celi. D�onie opar� na kolanach i zag��bi� si� w medytacji. S�o�ce przed jego oczyma zmienia�o si� w czerwone pasmo, rozmywa�o i widzia� ju� tylko krwaw� pulsuj�c� zas�on�, kt�ra w ko�cu znikn�a ust�puj�c miejsca ciemno�ci. Z tej�e ciemno�ci wy�oni�y si� dwie bia�e d�onie poruszaj�ce si� tak, jak rozkaza� im w my�lach. A pod nim wyrasta� zielony las pot�nych drzew, kt�rych konary i ga��zie splata�y si� w nierozerwaln� ca�o��. Jedna z d�oni chwyci�a drzewo u nasady, a druga obj�a wierzcho�ek. Pot�ny d�b wyrwany z korzeniami zosta� uniesiony w g�r� i run�� na pobliskie drzewa. Zn�w szaro�� obj�a obraz i widoczne pozostawa�y tylko bia�e plamy d�oni, gdy nagle spod nich wytrysn�� potok. Jedna z d�oni zag��bi�a si� w. mokrej ziemi i sypn�a ni� wprost w nurt. Woda pop�yn�a innym korytem. � ... bracie, bracie! � us�ysza� st�umiony g�os. Wolno dochodzi� do siebie, ciemno�� przed oczyma zamieni�a si� zn�w w krwistoczerwon� zas�on�, a ta z kolei w smug� purpurowego �wiat�a, kt�ra ostatecznie uformowa�a si� w kute. Vergor wolno odwr�ci� g�ow� i ujrza� stoj�cego na progu celi starego mnicha. � Bracie � rzek� przybysz i tym razem g�os*jego zabrzmia� dono�nie. � Mistrz wzywa ci� do siebie. Vergor zdj�� d�onie z kolan, rozprostowa� nogi i wolno podni�s� si�. Poszed� za mnichem w�skim korytarzem. Po kilkunastu metrach skr�cili w bok i zeszli stromymi, kr�tymi schodami prowadz�cymi prawie pod same drzwi celi Mistrza. Stary mnich wszed� pierwszy do �rodka, po chwili wyjrza� i skin�� na Vergora. Ten post�pi� kilka krok�w do przodu i pochyli� g�ow� przed starcem siedz�cym na posadzce. � Niech Dobro, Pi�kno i M�dro�� zamieszkaj� w twej duszy, Mistrzu. � I w twojej, bracie Vergorze � odpar� starzec. Milczeli d�ug� chwil�. � Wiesz zapewne, bracie � powiedzia� Mistrz � �e w Klasztorze znajduj� si� r�ne ksi�gi. Zar�wno te, pisane przez ludzi uczonych i prawych, jak i te, pisane przez uczonych, a niegodziwych. Nie broni� nikomu, dost�pu do tych ksi�g, gdy� aby czyni� Dobro, nale�y te� pozna� Z�o, ale zakaza�em korzysta� z wiedzy tam zawartej. Ty za�, bracie Vergorze, robisz rzeczy, kt�rych robi� nie wolno, gdy� przywo�ujesz na pomoc ciemne si�y, kt�re szcz�liwe b�d�, gdy dasz im okazj�, by zamieszka�y w twej duszy. Upaja ci� pot�ga, jak� czujesz, gdy wyrywasz z korzeniami drzewa czy zmieniasz koryta rzek, ale twa si�a niczemu nie s�u�y. Ka�dy z nas ma w sobie dwie istoty. Jedn�, kt�ra nakazuje czyni� dobrze, i drug� � pe�n� z�o�ci i nienawi�ci. Strze� si�, aby ta druga istota nie zatriumfowa�a w twej duszy, gdy� wtedy nie uciekniesz przed Tym, Kt�rego Imienia Si� Nie Wymawia, gdy� � jak mawia� prorok Eberdkind � �czasem nawet mata przewina wy��obi w duszy szczelin�, w kt�rej zagnie�dzi si� z�o, a b�dzie ono ros�o i kwit�o, a dusza twa umrze". Vergor pochyli� g�ow�. � Nie widz� z�a, Mistrzu, w pr�bowaniu swej mocy. Musz� wiedzie�, ile jeszcze potrzebuj� czasu, aby posi��� najwy�szy kunszt. Starzec podni�s� si� z miejsca. � Bracie Elwarze! � zawo�a�. Do �rodka wszed� stary mnich. � Poprowadzisz brata Vergora do celi pokutnej. Niech b�dzie tam zamkni�ty siedem dni i siedem nocy. Zwr�ci� twarz w stron� Vergora. � A ty, bracie, rozmy�laj o swych uczynkach. Ale gdy drugi raz skorzystasz z wiedzy, z kt�rej korzysta� nie wolno, naznacz� ci pokut� za z�amanie nakazu �wi�tej Ksi�gi. Vergor zacisn�� wargi. Pochyli� g�ow�, a gdy j� podni�s�, na jego twarzy malowa� si� smutek. � Wybacz, Mistrzu � poprosi� pokornie. W ciemnym lochu, o �cianach, po kt�rych sp�ywa�y krople wody tworz�c na posadzce rozleg�e ka�u�e, nie rozlega� si� �aden d�wi�k. Nawet sp�ywaj�ce krople wydawa�y si� uderza� bezg�o�nie w powierzchni� wody. Najmniejszy promie� �wiat�a nie przenika� przez �ciany pomieszczenia, ale Vergor wiedzia�, �e na zewn�trz jest ju� dzie�. Pi�ty od chwili,.gdy zamkni�to go w celi pokutnej. Czasem wydawa�o mu si�, �e kto� szepce co� w jego ucho; czasem przybli�a� twarz do �ciany jakby nads�uchuj�c s��w kogo� tam uwi�zionego; niekiedy budzi� si� ze snu przekonany, �e nie jest w lochu sam. Czwartego dnia jaki� nagl�cy g�os'zacz�l szepta�: �Rozbij! Rozbij �cian� i wyjd�! Rozbij!", a� w ko�cu, gdy rozpocz�� si� dzie� sz�sty, nie wytrzyma� i skoncentrowawszy ca�� sw� wol� uderzy� pi�ci� w �cian� wybijaj�c w niej dziur�, przez kt�r� przepe�zn�� na zewn�trz. Pr�bowa� przekra�� si� korytarzami do wyj�cia, ale dwaj mnisi zagrodzili mu drog� ju� na pierwszych schodach. Uj�li go pod ramiona i bezwolnego, bezsilnego powiedli przed oblicze Mistrza. Twarz starca by�a surowa, oczy patrzy�y gniewnie. � Ci�ko zawini�e�� rzek�. � Z�ama�e� nakaz pos�usze�stwa Mistrzowi. Przez siedmiokro� po siedem niedziel b�dziesz pracowa� jak niewolnik przy budowie kamiennej drogi do Klasztoru, spa� b�dziesz na dziedzi�cu, a jedzenie i nap�j sam sobie b�dziesz znajdowa�. � Niech tak si� stanie � powiedzieli ch�rem zgromadzeni wok� Mistrza Starsi Bracia. Vergor ruszy� w stron� drzwi. � St�j � twardy g�os starca powstrzyma� go i zmusi� do odwr�cenia si�. � Codziennie otrzymywa� b�dziesz ch�ost� i nie wolno ci do nikogo przem�wi�, a� pokuta si� nie sko�czy. Ukarany mnich pochyli� g�ow�. � Odejd�. � �wiadcz�, �e wykl�ty Vergor z�ama� pierwszy nakaz �wi�tej Ksi�gi i odby� za to pokut�. � I ja �wiadcz�.' � � I ja �wiadcz�: Mistrz spojrza� w stron� skr�powanego sznurami Vergora. � Czy raz tylko z�ama� ten nakaz? � spyta�. � �wiadcz�, �e wykl�ty Vergor wielokrotnie �ama� nakaz �wi�tej Ksi�gi i za te wyst�pki nie poni�s� �adnej kary. � I ja �wiadcz�. � I ja �wiadcz�. � A ja �wiadcz� przed wami i przed tym, kt�ry nad nami czuwa � rzek� Mistrz � �e zas�u�y� na �mier�. � I my �wiadczymy � odezwa� si� ch�r g�os�w. - 2. . Nigdy nie splamisz swych ust k�amstwem, a je�li prawdy nie b�dziesz m�g� powiedzie�, zachowasz milczenie. W�adca siedzia� na wy�cie�anym tygrysimi sk�rami tronie. Cztery p�nagie niewolnice wachlowa�y go mieni�cymi si� w s�o�cu wachlarzami z pi�r rajskiego ptaka. U st�p tronu kl�cza�o czterech dworzan w bogatych, kapi�cych od z�ota szatach, a ka�dy z nich trzyma� w d�oniach tac� ze s�odyczami i owocami. Obok w�adcy stali dwaj wysocy barczy�ci �o�nierze w kolczugach, trzymaj�cy w d�oniach obna�one miecze. Na alabastrowych schodach prowadz�cych do tronu kl�cza� m�czyzna w bia�ym habicie z ogolon� i zabarwion� purpur� g�ow�. � Pot�ny kr�lu � rzek� pochylaj�c si� nisko � wzywam ci�, aby� broni� uci�nionych, n�kanych i prze�ladowanych, aby twoje mocarne rami� starto z ziemi tych, kt�rzy z�orzecz� twej pot�dze. ' � O kim m�wisz? � O mnichach z Le�nej G�ry, w�adco. O tych wyst�pnych i pod�ych istotach, kt�re przywdziewaj�c mask� pokory knuj� przeciwko tobie. Kr�l zmarszczy� brwi i da� znak niewolnicom, aby przesta�y go wachlowa�. � Czy to mo�e by� prawd�? � Wierz mi, panie � Vergor pochyli� si� jeszcze ni�ej. � Pr�bowali mnie zabi�, gdy nie godzi�em si� na ich plany. Chc�, aby ich Klasztor by� pot�ny, chc� w�ada� �wiatem. Ja jestem tylko pokornym mnichem-rycerzem i w�druj� naprawiaj�c szkody, jakie w duszach ludzkich czyni z�o i nieprawo��. Nie mogli poj�� tego, �e nie pragn� w�adzy. M�wi�, �e kieruj� ka�d� sw� my�l ku' temu, kt�ry czuwa nad nami, a w rzeczywisto�ci nie mog� opanowa� doczesnych ��dz. W�adca przygl�da� si� uwa�nie kl�cz�cemu mnichowi, po czym skin�� d�oni� przywo�uj�c swego doradc�. �� Co my�lisz o s�owach tego cz�owieka, Emzo? Doradca zastanawia� si� chwil�. � Z pewno�ci� spotka�a go w Klasztorze jaka� krzywda. Mo�e chce si� m�ci�. ' � S�dzisz wi�c, �e k�amie? � Tego nie powiedzia�em, panie. Ale s�owa jego s� wygodne dla ciebie. Czy pami�tasz, jak mnisi przechowali buntownika Adhera, panie? Nie chcieli go wyda�. Uwierz wi�c teraz s�owom tego cz�owieka, zbierz rycerzy i poci�gnij na Klasztor. Najwy�szy czas nauczy� tych mnich�w prawdziwej pokory. W�adca u�miechn�� si� i skin�� g�ow�. Po�o�y� d�o� na ramieniu Emzy. � Twe s�owa s� zawsze rozwa�ne. Doradca pochyli� si� w g��bokim uk�onie. � Podejd� no bli�ej, mnichu � rozkaza� kr�l. Vergor zbli�y� si� do tronu. � Zawierz� twym s�owom. Ju� od dawna Klasztor wtr�ca� si� do moich spraw. � Trzasn�� pi�ci� w jedn� z tac, tak �e owoce i s�odycze posypa�y si� na ziemi�.-� Do�� tego! Naucz� te purpurowe pa�ki rozumu! Vergor obr�ci� nagle g�ow�, w jego oczach b�ysn�� gniew, ale pohamowa� si� i zn�w przykl�kn��. � Stanie si� wedle twej woli, panie. Kr�l popatrzy� na niego i pokiwa� g�ow�. � No, mo�esz odej�� � zezwoli�. � Nagroda ci� nie minie. Umiem doceni� wierno��. Vergor powsta�, sk�oni� si� nisko i zacz�� schodzi�. � Hej, mnichu! Odwr�ci� si� w stron� kr�la. � Jeden z moich dworzan poprowadzi ci� do twej komnaty, ale mo�e chcia�by� si� zabawi� w nocy? Vergor sk�oni� g�ow� na piersi. � �yjemy w cnocie, panie � odpar� � przynajmniej ja, chocia� wiem, �e inni cz�sto schodzili w d�, do osady. � Mo�e si� jednak namy�lisz. Zawsze co kobieta, to kobieta. No, id� ju�. Mnich sk�oni� si� raz jeszcze i prowadzony przez dworzanina wyszed� z komnaty. -� �wiadcz�, �e wykl�ty Vergor z�ama� drugi nakaz �wi�tej Ksi�gi i nie odby� pokuty. � I ja �wiadcz�. � I ja �wiadcz�. Mistrz z pogard� przyjrza� si� skr�powanemu Vergorowi. � O co jeszcze oskar�acie wykl�tego Vergora? � spyta�. � �wiadcz�, �e z powodu jego pod�ych k�amstw w�adca Berlontu wyruszy� z wojskiem na Klasztor. Oskar�am wykl�tego, �e winien jest �mierci setek rycerzy, kt�rzy po bitwie u podn�a Le�nej G�ry potopili si� w rzece w czasie ucieczki. �wiadcz�, �e i za to nie poni�s� kary. � I ja �wiadcz�. � I ja �wiadcz�. � A ja �wiadcz� przed wami i przed tym, kt�ry nad nami czuwa � rzek� Mistrz � �e zas�u�y� na �mier�. � I my �wiadczymy � odezwa� si� ch�r g�os�w. 3. Zawsze pomoc b�dziesz ni�s� krzywdzonym i poni�anym, u smutkowi ich i niemocy zaradzi� spr�bujesz. Szed� piaszczyst� drog� w�r�d lasu, pokryt� dywanem zesch�ego igliwia. Stopy wznieca�y tumany py�u, co chwila spluwa�, aby usun�� z ust trzeszcz�cy mi�dzy z�bami piasek. Las stawa� si� coraz rzadszy i w ko�cu z? jednym z zakr�t�w ujrza� niewielk�, z�o�on� z kilkudziesi�ciu chat osad�. Mi�dzy budynkami uwijali si� konni rycerze wywlekaj�c z wn�trz mieszka�c�w i p�dz�c ich na plac ko�o osady. Vergor przyspieszy� kroku i wkr�tce s�ysza� ju� chrapliwe krzyki napastnik�w i j�ki przep�dzanych mieszka�c�w. Dw�ch z rycerzy dostrzeg�o zbli�aj�cego si� mnicha i po chwili zastanowienia ruszy�o w jego stron� z wyci�gni�tymi przed siebie w��czniami. Vergor skrzy�owa� r�ce na piersiach i zatrzyma� si�. Rycerze, otoczeni kurzaw�, byli coraz bli�ej. Nagle gwa�townym ruchem mnich wyci�gn�� d�onie przed siebie. Kopie napastnik�w p�k�y, a przera�one konie ponios�y. Vergor ruszy� dalej. Pierwsze domy stawa�y ju� w p�omieniach podpalane przez naje�d�c�w kr���cych z pochodniami w d�oniach. Mnich zn�w stan�� i kilka minut tkwi� ze wzrokiem wbitym w p�on�ce budynki. Nag�y poryw wichru uderzy� w ogie� i p�omienie znikn�y zdmuchni�te jak �wieca. Jeden z rycerzy, odziany w bogat� szat� i dosiadaj�cy rumaka najlepszej krwi, skupi� wok� siebie �o�nierzy. K�usem ruszyli w stron� nadchodz�cego. Vergor zauwa�y�, �e pochowali miecze do pochew, a w��cznie trzymali nisko opuszczone. Szereg zatrzyma� si� kilkadziesi�t krok�w od przybysza. Dow�dca podjecha� i zsiad� z konia. Podszed� do mnicha i uni�s� przy�bic�. � Jestem Hawdir, rycerz ksi�cia Menkina. Vergor pochyli} g�ow�. � Witaj, dostojny panie. Jestem Vergor, mnich- �rycerz z Klasztoru na Le�nej G�rze. � S�ysza�em o tobie. Podobno kr�l Berlontu wygna� ci� ze swego dworu. Czy to prawda? � Tak. Jego rycerze uciekaj�c w przera�eniu z Le�nej G�ry potopili si� w rzece. Kr�l Berlontu ��da� za to mej g�owy. Hawdir roze�mia� si� g�o�no. � Nie tak �atwo chyba zabi� mnicha-rycerza, a co dopiero ciebie, Vergorze, o kt�rym s�ysza�em, �e� najpot�niejszy z tych, kt�rzy odeszli z Klasztoru. Vergor pochyli� g�ow�. � Dzi�ki ci za przychylne s�owa, dostojny panie. Hawdir patrzy� chwil� na mnicha gryz�c ko�ce w�s�w. � Czego tu szukasz? � spyta� wreszcie. Vergor uni�s� g�ow�. � W�druj�. � Spojrza� prosto w oczy rycerza. � Odejd� st�d, dostojny panie. Zostaw w spokoju tych ludzi. Hawdir zacisn�� z�by. � Jak �miesz? � Powinno�ci� moj� jest broni� krzywdzonych. Odejd� st�d. � Pos�uchaj, mnichu �zacz�� gwa�townie Hawdir i urwa�. � Pos�uchaj � powiedzia� po chwili �agodniej. � Ci ludzie zawinili i musz� by� ukarani. To polecenie ksi�cia Eltanderu. Przechowywali w swojej osadzie buntownika Loshena. Ksi��� wyda� wyrok na ca�� osad�. � Loshen? To ten przyw�dca zbuntowanych ch�op�w? � Nie mylisz si�, mnichu. S�ysza�em, �e mi�uj� go w Klasztorze. Vergor powi�d� d�oni� po swej �ysej czaszce. � Loshen �y� siedem lat w Klasztorze. � Nie wiedzia�em o tym. To cenna wiadomo��, mnichu. Z pewno�ci� zajmie ona mego w�adc�. Vergor skin�� g�ow�. � Czy� sw� powinno��, dostojny panie. Je�eli ludzie ci zgrzeszyli przeciw prawu, musz� by� ukarani, ale je�eli raczysz wys�ucha� mych s��w... � M�w. � Zabierz ich na dw�r swego ksi�cia i og�o�, �e gdy Loshen stawi si� tam, ty wypu�cisz wi�ni�w. Gdy Loshen nie przyjdzie, wtedy zabij wszystkich. Ale r�cz�, �e ten buntownik stawi si� przed ksi�ciem szybciej, ni� my�limy. Hawdir spojrza� z podziwem na mnicha. � Twa rada jest niezwykle cenna. Je�eli Loshen �y� przez siedem lat w Klasztorze, to niew�tpliwie stawi si�, aby ocali� tych ludzi � roze�mia� si� chrapliwie � a oni i tak zgin�. Sam b�dzie patrzy� na ich �mier�. � Po�o�y� d�o� na ramieniu Yergora. � Pom�wi� o tobie z ksi�ciem, mnichu. Nagroda ci� nie minie. Vergor spojrza� na d�o� rycerza le��c� na jego ramieniu i zacisn�� wargi. Hawdir odsun�� si� z okrzykiem b�lu. Mnich popatrzy� na niego i rycerz poczu� nagle przera�liwy strach. Sk�oni� si� niezdarnie, dosiad� konia i ruszy� na czele swych ludzi z powrotem do osady. Vergor odwr�ci� si� i szybkim krokiem ruszy� w stron� lasu. Za plecami s�ysza� krzyki przera�enia i w�ciek�o�ci, j�ki b�lu, r�enie koni. W powietrzu unosi� si� od�r spalenizny, ale gdy wszed� w g��b lasu, zn�w ukoi� go monotonny szum drzew i zapach igliwia. � �wiadcz�, �e wykl�ty Vergor z�ama� trzeci, nakaz �wi�tej Ksi�gi i nie odby� pokuty. � I ja �wiadcz�. � I ja �wiadcz�. Vergor le��c skr�powany na pod�odze poruszy� si� lekko. � O co jeszcze oskar�acie wykl�tego Vergora? -� spyta� Mistrz. � �wiadcz�, �e winien jest �mierci mieszka�c�w osady Otren i �mierci mnicha Loshena. � I ja �wiadcz�. � I ja �wiadcz�. � A ja �wiadcz� przed wami i przed tym, kt�ry nad nami czuwa � rzek� Mistrz � �e zas�u�y� na �mier�. � I my �wiadczymy � odezwa� si� ch�r g�os�w. 4. . � Nigdy nie ukrzywdzisz dziecka, kobiety, -starca ni cz�owieka bezbronnego. Przechadza� si� w�skimi uliczkami miasta mijaj�c kolorowe kramy, przed kt�rymi stali rozwrzeszczani przekupnie, przygl�da� si� przebiegaj�cym cz�sto niewolnikom nios�cym na swych ramionach lektyki mo�nych. Mimo t�umu, kt�ry k��bi� si� na ulicach, wszyscy rozst�powali si� przed nim, a gdy tylko kto� potr�ci� go, widz�c purpurow� g�ow� i bia�y habit natychmiast pochyla� si�-be�kocz�c s�owa przeprosin i czym pr�dzej odchodzi�. Mnisi z Bia�ego Zakonu zawsze byli szanowani i zawsze bano si� ich, mimo �e nigdy nie czynili z�a. Cz�sto te� przychodzono do nich po pomoc, ale ostatnimi czasy w o�ciennych krainach zacz�y kr��y� pog�oski, �e w�druje po nich mnich, kt�ry sprzeniewierzy� si� naukom Klasztoru. Dlatego te� zabobonny l�k