16625
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 16625 |
Rozszerzenie: |
16625 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 16625 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 16625 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
16625 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Lindsey Johanna
Czar Wigilijnej Nocy
Rozdział 1
Vincent Everett siedział w swoim powozie po przeciwnej s t r o -nie ulicy, na wprost
wytwornej londyńskiej rezydencji. C h o c i a ż wieczór był mroźny - chyba jeden z
najmroźniejszych tej zimy, u c h y l i ł szybę, żeby wyraźniej widzieć drugą s t r o n ę . N i e
z d z i w i ł -by się, gdyby nagle z a c z ą ł sypać śnieg.
N i e do k o ń c a w i e d z i a ł , co tutaj robi i dlaczego n a r a ż a się na kaprysy pogody. N i e
w ą t p i ł , że jego sekretarz, H o r a c y Du d l e y , doręczy zawiadomienie, dające lokatorom d o
m u dwa dni na wyprowadzenie się. Przecież nie z a l e ż a ł o m u , żeby być świadkiem kolejnego
p o s u n i ę c i a , którego celem b y ł o zniszczenie mieszkającej w tym d o m u rodziny Ascotów.
R o b i ł to chyba bardziej z n u d ó w , z braku lepszych planów na ten wieczór.
Nawet decyzja doprowadzenia do ruiny tej właśnie rodziny nie wynikała z emocji.
Vincent nie doświadczył żadnych przykości od czasów dzieciństwa, nie c h c i a ł też nigdy
więcej d o -z n a ć p o d o b n e g o b ó l u . Z n a c z n i e , a l e to z n a c z n i e ł a t w i e j b y ł o
żyć z zatwardziałym s e r c e m , upraszczając sprawy, traktując eksmisję rodziny przed
świętami Bożego N a r o d z e n i a jako coś z gruntu n a t u r a l n e g o i logicznego.
N i e , m e t o d y c z n e niszczenie Ascotów pozbawione b y ł o wszelkiej e m o c j i , m i a ł o
n a t o m i a s t c z y s t o osobisty c h a r a k t e r . S t a ł o się tak za sprawą Alberta, m ł o d s z e g
o brata Vincenta, który całą winą za swoje niepowodzenie w interesach i bankructwo finansowe o
b a r c z y ł G e o r g e ' a Ascota.
Lwią część o d z i e d z i c z o n e g o spadku Albert s t r a c i ł w y ł ą c z n i e z w ł a s
n e j winy. N a u c z y ł się j e d n a k czegoś na p o p e ł n i o n y c h b ł ę -
7
d a c h . Ze skromnych resztek ojcowizny p r ó b o w a ł u r u c h o m i ć i n -teres, który
m i a ł mu zapewnić u t r z y m a n i e , a także uniezależnić go od Vincenta, u którego był
wiecznie z a d ł u ż o n y . Odzyskałby także poczucie własnej godności. Z a k u p i ł więc
kilka frachtowców i otworzył niewielką agencję w P o r t s m o u t h . O k a z a ł o się
jednak, że Ascot, mający p o d o b n e przedsiębiorstwo h a n d l o w e , przeląkł się
konkurencji i przy każdej okazji t o r p e d o w a ł wysiłki Alberta, c h c ą c go z ł a m a ć , n
i m t e n jeszcze r o z p o c z ą ł d z i a ł a l n o ś ć .
Te szczegółowe informacje p o c h o d z i ł y z listu Alberta, i b y ł o to wszystko, co zostawił
po sobie, z a n i m z n i k n ą ł - to i olbrzymie d ł u g i , o których zwrot bezustannie dobijano się do
drzwi Vincenta. Vincent obawiał się, że Albert się wyniósł, aby bez rozgłosu p o p e ł n i ć
samobójstwo, gdzieś, gdzie nie zostanie o d n a -leziony, jak się niejednokrotnie o d g r a ż a ł . Cóż
bowiem innego mogły znaczyć ostatnie słowa listu Alberta: „Widzę tylko jeden sposób, by już
nigdy nie sprawiać Ci k ł o p o t u i nie być ciężarem dla C i e b i e " !
Śmierć Alberta o z n a c z a ł a odejście ostatniej osoby z rodziny Vincenta, c h o ć ,
mówiąc szczerze, tak naprawdę nie c z u ł się on nigdy częścią swojej własnej r o d z i n y ,
więc o b e c n a strata nie p o -wodowała większej różnicy. Rodzice zmarli po
osiągnięciu przez niego p e ł n o l e t n o ś c i , w odstępie jednego roku, pozostawiając jedynie
dwóch synów. N i e mając żadnych krewnych, nawet tych dalszych, bracia powinni byli
być sobie bliscy. O k a z a ł o się, że jest inaczej. M o ż e jego brat c z u ł tę bliskość, albo
raczej, gwoli ścisłości, zależność, z drugiej jednak strony Albert o c z e k i w a ł , że świat
i wszystko, co się na nim znajduje, musi się kręcić wo-k ó ł niego - g ł u p i e
przeświadczenie, wpojone mu przez r o d z i -ców, dla których był radością, maskotką i u
l u b i e ń c e m . Vincenta traktowali jak zamkniętego w sobie, n u d n e g o
spadkobiercę. Właściwie nigdy go nie zauważali.
Aż dziw, że Vincent nie znienawidził b r a t a , ale w tym celu trzeba doświadczać
uczucia nienawiści. Na tej samej zasadzie nie z r o d z i ł a się w nim także m i ł o ś ć do tego
słabego człowieka, jakim był jego b r a t , a jedynie tolerancja, ponieważ był „ r o d z i -ną".
Uniesienie się h o n o r e m za brata wynikało raczej z d ł u g o -
8
trwałego nawyku, b y ł o też kwestią d u m y . F a k t , że G e o r g e Ascot bezkarnie
zniszczył jednego z Everettów, przynosił ujmę d o b r e -mu imieniu Vincenta. Pokaże mu
więc, co potrafi. To była ostatnia rzecz, jaką m ó g ł zrobić dla Alberta - wziąć odwet na
Asco-cie i o d p ł a c i ć mu tą samą monetą.
Akurat wtedy, gdy po drugiej stronie ulicy Dudley p u k a ł do drzwi, zaczął sypać oczekiwany
śnieg. B i a ł e p ł a t k i p o p s u ł y wid o c z n o ś ć , niemniej Vińcent dostrzegł powiewającą s p
ó d n i c ę , co z n a c z y ł o , że drzwi otworzyła kobieta. A więc Ascota może nie być w d o m u .
P o d o b n o wypłynął na jednym z frachtowców w pierwszym tygodniu września i mniej więcej po
trzech miesiącach m i a ł wrócić do Anglii. Jego nieobecność upraszczała akt zemsty. Gdy wróci,
okaże się, że wielu dotychczasowych d o -stawców o d m ó w i ł o udzielenia mu kredytu i że s t r a
c i ł swój d o m , nie mogąc wypłacić żądanych pieniędzy.
Vincent nie podjął jeszcze decyzji, czy kontynuować k a m p a -nię po dzisiejszym
wieczorze, czy też czekać na powrót Ascota. Dzisiejsza eksmisja była decydującym
u d e r z e n i e m , kulminacją trwających wiele tygodni przygotowań, tyle że m a ł o
satysfakcjonującą, skoro odbywała się pod nieobecność Ascota, bez jego wiedzy.
W tej chwili c a ł a ta zemsta n a p a w a ł a Vincenta niesmakiem. N i e p a l i ł się do
n i e j , n i e r o b i ł t e g o nigdy w p r z e s z ł o ś c i , i p r a w d o -p o d o b n i e więcej czegoś
takiego nie powtórzy. N i e , po prostu c z u ł , że tym razem m u s i to zrobić. A zatem
trzeba to jak n a j -szybciej załatwić i zamknąć sprawę. Ale Ascot nie wyświadczył mu
przysługi, przebywając poza krajem d ł u ż e j , niż przewidywał.
Do tego czasu powinien już wrócić. Vincent liczył na to . C z e -kanie nie b y ł o czymś, co
dobrze z n o s i ł . Czekanie zaś w powozie, na c h ł o d z i e , gdy jego obecność była zbyteczna, a
on nadal nie był pewny, dlaczego tu siedzi, z a c z y n a ł o go z ł o ś c i ć , tym bardziej że Dudley
tak strasznie m a r u d z i ł z przekazaniem tego wy-p o w i e d z e n i a . Jak d ł u g o , do p i o r u n
a , m o ż n a wręczać kawałek pa -pieru!
Wreszcie po drugiej stronie ulicy z a m k n ę ł y się drzwi. Ale se-k r e t a r z V i n
c e n t a sta ł tam n a d a l , twarzą w ich s t r o n ę , n i e r u c h o m y .
9
W y p e ł n i ł swoje zadanie czy też drzwi z a m k n ę ł y się przed n i m , z a n i m z d ą ż
y ł to zrobić ? Co t e ż , do d i a b ł a , t a m r o b i , stercząc bez -czynnie na śniegu?
Vincent b y ł już nawet s k ł o n n y wysiąść z powozu i sprawdzić, o co c h o d z i ,
gdy Dudley wreszcie się o d w r ó c i ł i ruszył w jego k i e r u n k u . Bardziej z
niecierpliwości niż z chęci oszczędzenia Dudleyowi dłuższego przebywania na
mrozieVincent otworzył przed nim drzwi powozu. Ale gdy Dudley d o s z e d ł , nie
pospieszył do środka, w ogóle nie wsiadł do powozu, tylko s t a ł wciąż na śniegu, j a k b y mu r
o z u m o d e b r a ł o .
W k o ń c u , nim Vincent zdążył zapytać, co jest przyczyną tak dziwnego zachowania,
Dudley oświadczył:
- Jeszcze nigdy w życiu nie p o s t ą p i ł e m tak n i k c z e m n i e , p a n i e , nigdy też więcej
nie uczynię niczego p o d o b n e g o . O d c h o d z ę .
P a t r z ą c na niego , Vincent u n i ó s ł pytająco brwi.
- O d c h o d z i s z , bo...?
- J u t r o r a n o z ł o ż ę na pańskim biurku oficjalną rezygnację. Vincent d e l e k t o
w a ł się przez chwilę s m a k i e m o s ł u p i e n i a . N i e -
często się z d a r z a ł o , żeby go coś aż tak z a s k o c z y ł o . Ale po chwili w r ó c i ł o p o p
r z e d n i e zniecierpliwienie.
- N i e c h p a n wsiada do t e g o c h o l e r n e g o p o w o z u , D u d l e y . Wy -t ł u m a c
z y się p a n , ale n i e m u s i pan stać na t y m przeklętym ś n i e -
gu.
- N i e , p a n i e - o d p a r ł sztywno D u d l e y . - P o s t a r a m się na w ł a s -
ną rękę dostać do d o m u , uprzejmie p a n u dziękuję.
- To n o n s e n s ! O tej porze nie znajdzie pan żadnej d o r o ż k i .
- A jednak spróbuję.
To m ó w i ą c , sekretarz z a m k n ą ł drzwiczki pojazdu i ruszył ulicą. W innej sytuacji
Vincent wzruszyłby r a m i o n a m i i p r z e s t a ł się n i m zajmować, był jednak zniecierpliwiony,
a to już g r a n i c z y ł o ze stanem emocjonalnym.
Z a n i m się spostrzegł, wysiadł z powozu i p o d ą ż a ł za D u d l e -yem, rzucając mu p y t
a n i e :
- Co , u licha, z a s z ł o w tamtym d o m u , że aż p o s t r a d a ł pan zmysły?
H o r a c y Dudley o d w r ó c i ł się błyskawicznie. Twarz m i a ł bar-
10
dziej zaczerwienioną z powodu silnego przeżycia niż pobladłą z zimna.
- G d y b y m m i a ł d ł u ż e j r o z m a w i a ć z p a n e m , sir, obawiam się , że o k a z a ł
b y m się godnym p o ż a ł o w a n i a niewdzięcznikiem. P r o -szę z a t e m przyjąć moją
rezygnację i oszczędzić m i . . .
- Jeszcze czego! Pracujesz dla m n i e od ośmiu lat. N i e zrezygnujesz chyba z
powodu jakiejś b ł a h e j sprawy...
- Błahej? - wybuchnął ten nieduży wzrostem mężczyzna. -Gdyby pan tylko
widział rozpacz na twarzy tej biednej dziewczyny, m i a ł b y pan tak samo r o z d a r t e serce
jak ja. A jaka to śliczna dziewczyna! Jej twarz będzie m n i e prześladować do końca życia.
Po tych słowach i najwyraźniej wierząc w to , co mówi, Du -dley p o g n a ł znowu ulicą,
odmawiając dalszej rozmowy. Tym razem Vincent pozwolił mu odejść, rzucając gniewne
spojrzenie na tamten d o m .
Teraz n i e r u c h o m o ś ć n a l e ż a ł a do n i e g o . Ileż się n a t r u d z i ł , żeby wymusić na
p o p r z e d n i m właścicielu odstąpienie od słownego zobowiązania, którym był związany z G e o
r g e ' e m Ascotem, i od -sprzedanie mu własności h i p o t e c z n e j . Ascot zawarł z p o p r z e d
-nim właścicielem dżentelmeńską u m o w ę , p ł a c i ł mu wcale po -k a ź n e raty za t e n d o m i
m i a ł s p ł a c i ć c a ł o ś ć w ciągu kilku l a t . Po -nieważ pożyczka n i e z o s t a ł a do k o ń c a s
p ł a c o n a , Ascot n i e m ó g ł jeszcze wejść w posiadanie własności h i p o t e c z n e j .
Vincent o d k u p i ł ją i z a ż ą d a ł na piśmie, by Ascot natychmiast s p ł a c i ł c a ł o ś ć .
Doskonale wiedział, że Ascota nie ma w kraju i że n i e otrzyma pisma a n i też n i e z d o ł a
pożyczyć pieniędzy, że w t e n sposób straci d o m i wszystko, co weń zainwestował - o
czym p r z e k o n a się d o p i e r o po p o w r o c i e , kiedy już będzie za p ó ź n o , ż e -by
cokolwiek r a t o w a ć .
Był to dobrze wymierzony cios zarówno w finanse Ascota, jak i w jego reputację. Po
eksmisji kredytodawcy nie będą już tak o c h o c z o udzielać mu pożyczek. M i m o
wszystko Vincent nie spodziewał się, że z powodu tak b ł a h e j sprawy m o ż e stracić
swojego c e n n e g o sekretarza.
A co to za śliczna dziewczyna? Pewnie córka. Ż a d n a inna ko -
bieta w tym d o m u nie przejęłaby się do tego stopnia eksmisją, żeby robić „zrozpaczoną" m i
n ę , poza tym Ascot m i a ł tylko jedną kobietę w r o d z i n i e , c ó r k ę , która właśnie osiągnęła
odpowiedni wiek do zamążpójścia. Ż o n a u m a r ł a mu przed laty. Był jeszcze tylko nieletni
syn.
Vincent p r z y ł a p a ł się na t y m , że zmierza w s t r o n ę drzwi tego d o m u , przez zwykłą
ciekawość, jak z a p e w n i ł samego siebie. Ale po z a p u k a n i u i o d c z e k a n i u kilku d ł u g
i c h chwil na sypiącym wciąż śniegu, gromadzącym się na r a m i o n a c h jego p a l t a , d o s z e
d ł do wniosku, iż ciekawość to ze wszech miar g ł u p i a sprawa i że jego własna nie
potrzebuje zaspokojenia.
O d w r ó c i ł się, żeby odejść. N a g l e drzwi się o t w o r z y ł y . Śliczna? Na widok
dziewczyny, stojącej w poświacie padającego z tyłu ł a g o d n e g o ś w i a t ł a , z a p a r
ł o mu d e c h . A więc to ją w y r z u c i ł na zasypane śniegiem ulice? Tę cudownie piękną,
zagubioną istotę? A n i e c h to wszyscy diabli!
Rozdział 2
Larissa Ascot s t a ł a w otwartych drzwiach, wpatrując się w masywną postać przed sobą, ale
tak naprawdę niczego nie wid z ą c . Śnieg sypał jej w twarz, jednak nie zauważała t e g o , ani n a
-wet n i e c z u ł a z i m n a .
O, to już za wiele! Wszystko n a r a z , za dużo jak na jedną o s o -b ę , gdy zważyć, co ją s p o
t y k a ł o w ciągu o s t a t n i c h paru tygodni. Z a r ó w n o r z e ź n i k , jak piekarz - obaj odmówili
jej udzielania d a l -szego kredytu do czasu uregulowania zaległych r a c h u n k ó w . Jej brat T h o
m a s , wciąż chory i wymagający stałej lekarskiej opieki. B a n k i e r ojca, przepraszający, ale s t a
n o w c z o i cierpliwie wyjaśniający, dlaczego nie ma prawa korzystać z ojcowskiego kapitału bez
jego zezwolenia. Topniejące w oczach pieniądze na prowa-
12
dzenie d o m u , których b y ł o przecież wiele i k t ó r e , w razie czego, powinny były
wystarczyć na rok, gdyby nie konieczność rozliczania się z dokuczliwymi k u p c a m i , n a c h o d
z ą c y m i d o m i żądającymi natychmiastowej spłaty zaległych d ł u g ó w , a także k o n i e c z
-ność p ł a c e n i a gotówką za wszystko, by cokolwiek p o d a ć na s t ó ł .
M u s i a ł a też odprawić większość służby, i już sam ten fakt d o -s ł o w n i e przyprawiał ją
o ból ż o ł ą d k a . Przecież wielu z nich od lat p o z o s t a w a ł o w r o d z i n i e , p r z e p r o w a
d z i ł o się razem z n i m i z P o r t s m o u t h do L o n d y n u przed trzema laty, gdy ojciec rozwinął
i n t e r e s i p r z e n i ó s ł się t u t a j . D l a n i c h u t r a t a pracy w okresie świąt była czymś
strasznym, i zwalnianie tych ludzi b y ł o dla niej ciężkim przeżyciem. W tym miesiącu nie m i a ł
a im z czego z a p ł a c i ć , a ponieważ powrót ojca p r z e d ł u ż a ł się już o miesiąc, nie m o g ł a
ich nawet zapewnić, że gdy wróci do d o m u , rozliczy się z n i m i .
A teraz t a . . . ta eksmisja. N i e o c z e k i w a n a , bez żadnego u p r z e -d z e n i a . Ten drobny
mężczyzna powiedział tylko, że nowy w ł a -ściciel w y s ł a ł oficjalne wymówienie pocztą i że t e
r m i n wyprowadzki b y ł d o s t a t e c z n i e d ł u g i , ale przecież o n a nie czyta k o r e -spondencji
ojca, skąd więc miałaby o tym wiedzieć? Nowy w ł a -ściciel? Jak to możliwe, żeby pan Adams, od
którego kupili d o m , m ó g ł go o d s p r z e d a ć , zrobić coś takiego za ich plecami? Tym bardziej
ż e , aby d o m m ó g ł przejść na ich w ł a s n o ś ć , do s p ł a c e n i a p o z o s t a ł o już tylko parę
tysięcy funtów.
N i e m o g ł a z r o z u m i e ć , dlaczego tak się dzieje - dlaczego ci wszyscy kupcy,
z którymi od lat prowadzą interesy, nagle p r z e -stali ufać jej rodzinie i p o d koniec roku
w y c o f u j ą się z transakcji, dlaczego stracili swój d o m . Jeden dzień na wyprowadzkę.
Mają go zwolnić w ciągu jutrzejszego d n i a , spakować wszystko i się wynieść. W
jaki sposób? N i e m i a ł a nawet pieniędzy na wynajęcie wozów, żeby to wszystko z a
ł a d o w a ć i wywieźć. A poza t y m d o k ą d ? Stary d o m w P o r t s m o u t h z o s t a ł s p
r z e d a n y . N i e m i e -li żadnych krewnych. I c h rodzinny majątek w pobliżu K e n t był tylko
nienadającą się do zamieszkania nieruchomością, a poza tym lekarz o s t r z e g a ł , że jeśli
T h o m a s nie pozostanie w ł ó ż k u , w suchym i c i e p ł y m p o m i e s z c z e n i u , nie wróci
do zdrowia, a jego stan może się tylko znacznie pogorszyć.
13
- Czy pani dobrze się czuje, p a n i e n k o ?
Powoli stojąca przed nią postać przybrała bardziej realny k s z t a ł t : wysoki
mężczyzna w zimowym palcie, pod którym t r u d -no się b y ł o domyślić figury - c h u d y czy
gruby, a p o z a t y m jakie to m i a ł o z n a c z e n i e ! Larissa p r ó b o w a ł a się jedynie s k o n c
e n t r o -wać na c z y m ś, co m o g ł o b y ją wyrwać ze stanu odrętwienia i przywrócić
jasność u m y s ł u . Ten ktoś wyglądał na przystojne-g o , c h o ć t a k n a p r a w d ę t r u d
n o b y ł o cokolwiek d o s t r z e c , s k o r o j e -go policzki i d ł u g i n o s były pokryte śniegiem.
N i e za m ł o d y , być m o ż e o k o ł o trzydziestki...
- Panienko?
O co ją p y t a ł ? Aha, czy dobrze się czuje? Gdyby z a c z ę ł a się histerycznie ś m
i a ć , czy m i a ł b y wówczas jakieś wątpliwości?
- N i e , sądzę, że nie - o d p a r ł a szczerze, chociaż zdawała sobie sprawę, że przecież nie
otworzyła drzwi w celu podtrzymywania konwersacji, n a którą n i e m i a ł a o c h o t y . D o d
a ł a więc szyb-k o : - Jeżeli przybył p a n t u t a j , żeby widzieć się z m o i m ojcem, to nie ma go w
d o m u .
- Wiem o t y m . - Widząc, jak marszczy brwi, c i ą g n ą ł : - N a -zywam się Vincent
Everett, baron Everett of Windsmoor.
- B a r o n . . . P a n jest tym nowym właścicielem?
N i e do wiary. Trzeba mieć t u p e t , żeby się tu pokazywać po tym druzgoczącym
ciosie, jaki jej z a d a ł . Jeszcze mu m a ł o ? Czy musi napawać się jej widokiem, czy też
przyszedł upewnić się, że stanie się zadość jego żądaniu i że oszczędzą mu c h o d z e n i a do
magistratu i usuwania ich s i ł ą ? Co i tak n i e u c h r o n n i e nastąpi. Przecież nie ma mowy,
żeby w ciągu jednego dnia wyniosła z d o m u wszystko, co posiadają, nawet gdyby
m i a ł a dokąd się przeprowadzić.
Ostatecznie meble m o ż n a by z ł o ż y ć w biurze ojca, w p o r c i e . O n a i T h o m a s
mogliby t a m nawet przez jakiś czas sypiać - gdyby jej brat nie był taki c h o r y . Ale przecież
nawet w lecie jest t a m c h ł o d n o i w i e t r z n o . N a r a ż e n i e T h o m a s a na i d ą c e od T
a m i z y z i m -n o b y ł o n i e d o p o m y ś l e n i a . J a k i więc m i a ł a wybór? N i e b y ł o p i e
-niędzy na wynajęcie czegokolwiek, nie b y ł o też pieniędzy naje-d z e n i e . Odwlekała sprzedaż
osobistego majątku, licząc na rychły
14
powrót ojca i uregulowanie przez niego wszystkich zaległości. Ale zbyt d ł u g o z
t y m c z e k a ł a . T e r a z b y ł o za p ó ź n o . . .
I n s t y n k t jej p o d p o w i a d a ł , żeby z a m k n ą ć d r z w i p r z e d b a r o n e m . M o ż
e sobie być nowym właścicielem, ale na razie d o m należy do niej -jeszcze p r z e z j e d e n d z i e
ń . Ale o n , jak d o t ą d , n i e p o d a ł jeszcze powodu swojej wizyty. J e d n a k z faktu, że jej świat
sypał się w gruzy, nie w y n i k a ł o jeszcze, że ma z a p o m n i e ć o p o d s t a w o -wych zasadach
dobrego wychowania. Da mu zatem pięć sekund na wyłuszczenie sprawy, po czym zamknie
przed nim drzwi.
- P a n w jakiej sprawie, lordzie Everett?
- M ó j sekretarz - tu zająknął się - z r o b i ł na m n i e wrażenie wytrąconego z
równowagi.
- M ę ż c z y z n a , który był przed p a n e m ?
- Tak. A z t e g o , co p o w i e d z i a ł , zaczynam wnioskować, ż e . . . m o g ł o zajść n i e
p o r o z u m i e n i e .
- N i e p o r o z u m i e n i e ? O t r z y m a ł a m pismo z nakazem eksmisji. Jest
wystarczająco z r o z u m i a ł e , p o w i e d z i a ł a b y m , że aż n a d t o , a gdyby nawet b
y ł o i n a c z e j , pański sekretarz o d c z y t a ł je na g ł o s , a zatem nie może być mowy o n i e p
o r o z u m i e n i u .
U s ł y s z a ł a gorycz w swoim g ł o s i e , zatrwożyło ją takie o d s ł a -nianie się przed kimś z
u p e ł n i e obcym, ale nie p a n o w a ł a nad przytłaczającymi ją e m o c j a m i . Zresztą lepsza jest
o d r o b i n a z ł o -ści niż ł z y . Na łzy przyjdzie p o r a , już by się pojawiły, gdyby nie o s z o ł o
m i e n i e spowodowane tym o s t a t n i m i najsilniejszym wstrząsem, i jest nadzieja, że je
powstrzyma do czasu, gdy już zostanie sama.
- N i e p o w i e d z i a ł e m „ p o m y ł k a " , p a n i e n k o - p o p r a w i ł ją. -M i a ł e m
na myśli c o ś , czego nie da się wyjaśnić pod n i e o b e c n o ś ć pani ojca. Potrzebny mi więc
będzie a d r e s , pod którym po p r z e -prowadzce będę się m ó g ł z panią skontaktować.
O d e s z ł a ją c h ę ć w a l k i , o p u ś c i ł a r a m i o n a . Że t e ż m o g ł a p o m y -śleć, choćby
przez krótką chwilę, że to „ n i e p o r o z u m i e n i e " m o ż e o z n a c z a ć , iż n i e stracą d o m
u !
- N i e m a m a d r e s u , który bym m o g ł a p o d a ć - o d p o w i e d z i a ł a , prawie
szeptem. - N a p r a w d ę , nie m a m pojęcia, gdzie będziemy pojutrze.
15
- O c h , nie przyjmuję takiej odpowiedzi - odpowiedział z pewną dozą
zniecierpliwienia w g ł o s i e . Po czym sięgnął do kieszeni palta i wręczył jej
wizytówkę. - M o ż e się p a n i zatrzymać pod tym adresem, dopóki pani ojciec nie
postara się o coś i n n e g o . R a n o przyślę powóz, który ułatwi pani przeprowadzkę.
- Czy nie moglibyśmy po prostu... zostać t u t a j . . . do czasu załatwienia sprawy, o
której pan w s p o m n i a ł ?
Bez chwili wahania, zwięźle i z naciskiem o d p a r ł :
- Nie.
•
Wypowiedzenie ostatniego pytania wiele ją k o s z t o w a ł o . P r o -szenie, b ł a g a n i e , tak
jak t e r a z , o cokolowiek, a zwłaszcza kogoś obcego, b y ł o tak bardzo niezgodne z jej naturą.
Lecz skoro za-m i e r z a ł udostępnić jej mieszkanie, o czym świadczyła wizytówka, dlaczego nie
miałby udostępnić tego, w którym obecnie mieszkają? Takim torem biegła jej zrozpaczona myśl.
Ale, oczywiście, była to myśl idiotyczna.
A jego „ n i e " b y ł o natychmiastową reakcją, po której o d s z e d ł w s w o j ą s t r o
n ę ; ciemna sylwetka, oddalająca się szybko i znikająca wśród wirujących płatków śniegu.
U p ł y n ę ł a dobra chwila, zanim Larissa p o m y ś l a ł a , że trzeba zamknąć drzwi, co
też u c z y n i ł a . Z d o b y ł a się jeszcze na wysiłek, by wejść na górę i zajrzeć do T h o m a s a .
C h ł o p i e c s p a ł niespokojnym s n e m , a gorączka, która go nawiedzała co wieczór,
wciąż się utrzymywała.
Przy ł ó ż k u spała Mara w przysuniętym obok fotelu. Mara Sims była nianią T h o m a s a , a
także Larissy. W istocie była z n i -mi od niepamiętnych czasów. N i e zgodziła się odejść: nie o p
u -ści ich przecież tylko d l a t e g o , że wypłata jej pensji t r o c h ę się o p ó ź n i a . Również jej
siostra Mary postanowiła przy nich z o -stać.
Zwykle Mary zarządzała ich d o m e m , ale odkąd kucharka wró-c i ł a do P o r t s m o u t h ,
Mary p r z y z n a ł a , że woli zajmować się k u c h -nią, wybrała więc niższą pozycję w domowej
h i e r a r c h i i , żeby r o -bić t o , co lubi najbardziej. Wyniosła gospodyni, która przyszła na jej
miejsce, jako pierwsza z g ł o s i ł a się do opuszczenia ich d o -m u , kiedy na progu zaczęli
pojawiać się wierzyciele. Zadziwiali
jące, jak szybko wiadomość o ich k ł o p o t a c h finansowych r o z e -
szła się po okolicy.
A więc będą mieć dach nad głową...
Myśl o nowym miejscu zamieszkania powinna przynieść La-rissie pewną ulgę;
s p a d a ł o jej z głowy największe strapienie, przynajmniej na jakiś czas. Ale gdy
weszła do swojego pokoju i przystąpiła do żałosnej czynności pakowania osobistych
rzeczy, z u p e ł n i e nie c z u ł a ulgi ani pociechy, która mogłaby c h o ć t r o c h ę jej p o m ó c .
N i e c z u ł a też wdzięczności wobec b a r o n a . Z a p r o p o n o w a n a przez niego
zmiana mieszkania zapewnie go zadowalała. Okazana p o m o c nie odpowiadała tradycyjnemu
znaczeniu tego słowa, to o n bowiem c h c i a ł znajdować się w ich pobliżu, dla własnych
celów, jakiekolwiek o n e były. Nagle się o k a z a ł o , że „ n i e p o r o z u m i e n i e " nie jest aż
tak drastyczne, żeby o d m i e n i ć ich obecną sytuację.
Była tym wszystkim jeszcze tak bardzo o g ł u s z o n a , że niewiele do niej d o c i e r a ł o . I
bardzo d o b r z e . Przynajmniej nie p r z e p ł a -cze c a ł e j długiej nocy, gdy będzie się pakować.
I rzeczywiście, powstrzymała się od ł e z aż do wczesnych godzin p o r a n n y c h , kiedy to poszła
spać, mając łzy na policzkach.
Rozdział 3
Vincent s t a ł przed k o m i n k i e m w swojej sypialni. Z kieliszkiem brandy ogrzewającej się
w ręku. Niczym zahipnotyzowany, wpatrywał się w tańczące p ł o m i e n i e , nie widząc na dobrą
sprawę samego ognia. M i a ł przed oczami atrakcyjną, prowokującą twarz, okoloną połyskującymi
z ł o t y m i l o k a m i , o o c z a c h , które nie były ani z i e l o n e , ani niebieskie, lecz tworzyły
delikatne p o ł ą c z e n i e obu tych barw, o niepowtarzalnym turkusowym o d c i e n i u , jakiego
nigdy dotąd nie w i d z i a ł .
N i e powinien był nigdy ujrzeć Larissy Ascot. N i e powinien był nigdy zbliżyć się do niej.
Powinna pozostać jedynie nieznaną „córką Ascota", pośrednią ofiarą jego prywatnej wojny. Ale
zobaczył ją, a decyzja o uwiedzeniu dziewczyny wydawała się najłatwiejszą decyzją w kampanii
prowadzonej przeciwko Asco-t o m . Zbrukanie jej w celu uniemożliwienia małżeństwa to kolejny
cios wymierzony w dobre imię rodziny. Taki był jego zamysł, gdy wręczał jej wizytówkę.
Wszakże, po zastanowieniu, wied z i a ł , że to był tylko pretekst, a do tego jakże marny.
Dawne to czasy, gdy naprawdę c h c i a ł czegoś dla siebie. Ale teraz c h c i a ł jej. Motyw
zemsty w p e ł n i usprawiedliwiał tę chęć posiadania, uciszał jego sumienie - gdyby je m i a ł . Co
do tego drążyły Vincenta poważne wątpliwości. Brak emocji w jego życiu obejmował także
poczucie winy, t r u d n o więc b y ł o o j e d n o -znaczną odpowiedź.
Nazajutrz znalazł się w wejściowym h o l u , żeby ją powitać, kiedy przybyła do jego
d o m u . N i e kryła zdumienia.
- S ą d z i ł a m , że adres, który d o s t a ł a m od p a n a , będzie dotyczył innej
pańskiej nieruchomości, którą pan wynajmuje, a która obecnie stoi pusta. Gdybym
wiedziała, że ofiarowuje mi pan gościnę we własnym d o m u , musiałabym...
- Odmówić? - d o d a ł z zainteresowaniem, gdy nie zdobyła się na dokończenie zdania. - Czy
tak?
S p ł o n ę ł a rumieńcem.
- Chciałabym móc to zrobić.
- R o z u m i e m . - U ś m i e c h n ą ł się do n i e j . - Ale nie zawsze m o -żemy postępować
tak, jak byśmy chcieli.
W rzeczy samej, w przeciwnym bowiem razie wziąłby ją i zan i ó s ł prosto do swojego ł ó ż k
a . Była nawet piękniejsza, niż ją za-p a m i ę t a ł , a może d z i a ł o się tak tylko za sprawą jasnego
d z i e n n e -go światła w holu, które wydobywało całą jej d o s k o n a ł o ś ć . D r o b n a , wąska
w talii, ubrana ł a d n i e w obramowany futrem p ł a s z c z , n a ł o ż o n y na fiołkoworóżowe
aksamitne spódnice. N i e -skazitelna skóra twarzy, z wyjątkiem niedużego pieprzyka z b
o -
18
ku podbródka. Maleńkie p ł a t k i uszu ozdobione kolczykami z p e -r e ł w kształcie ł z y . Była
w każdym calu damą, niemającą jedynie t y t u ł u , który by o tym zaświadczał.
Ascotowie nie byli biedni, możliwe, że nadal w i o d ł o im się dobrze. Należeli do
szlachty. Wśród ich przodków był nawet jakiś earl. Pod względem społecznym mogli być
mile widziani w dobrym towarzystwie, p o m i m o że George zajął się h a n d l e m . Albert
próbował zrobić to samo...
Jedynym powodem, dla którego Vincentowi tak ł a t w o u d a ł o się zniszczyć dobre imię
firmy Ascota, była jego nieobecność w kraju w chwili, gdy mógłby p o ł o ż y ć kres pomówieniom
i plotkom na temat jego rzekomych poważnych finansowych k ł o p o -tów. Przedłużająca się
nieobecność kupca wywołała panikę wśród jego wierzycieli.
N i e przyszła sama. Towarzyszyły jej dwie kobiety, obie blisko sześćdziesiątki i prawie
identyczne z wyglądu, a także sterta pledów, które jego woźnica wniósł za n i m i .
- N i e brakuje n a m w domu pościeli - u z n a ł za stosowne zaznaczyć Vincent.
Obecność w tym miejscu sprawiała, że Larissa nadal p ł o n ę ł a r u m i e ń c e m . Zmuszona
do udzielania wyjaśnienia, jeszcze m o c -niej się zaczerwieniła:
- To mój brat, T h o m a s . Jest bardzo przeziębiony. C h c i a ł przyjść pieszo, ale choroba
nadwerężyła jego siły.
Pledy poruszyły się lekko. Chory syn? Dlaczego nikt o tym nie wspominał w raportach
na temat rodziny? Na m o m e n t , ale tylko na m o m e n t , p o c z u ł coś w rodzaju wyrzutu
sumienia. Kiw-n ą ł głową na s w o j ą gospodynię, która została powiadomiona o mających
pojawić się gościach. Z kolei ona kiwnęła na woźni-c ę , który u d a ł się za nią. To samo
zrobiły dwie starsze s ł u ż ą c e .
Zostali sami w tym przestronnym wejściowym h o l u . Vincent nie bardzo wiedział, jak
powinien się zachować. Przyzwyczaił się traktować kobiety bezceremonialnie. Zarówno jego t y t
u ł , jak i majątek sprawiały, że większość domów stała przed nim otwo-r e m , a na ewentualne „ n
i e " wzruszał tylko r a m i o n a m i . Nigdy też nie musiał się uciekać do planowego uwodzenia. A
te nieliczne
19
spotkania ukartowane przez kobiety z jakichś niezrozumiałych dla niego powodów
przewidywały w programie jedzenie, tak jakby panie z góry z a k ł a d a ł y , że samotny
mężczyzna musi u m i e -rać z g ł o d u , podczas gdy każdy mężczyzna z jego pozycją powinien
mieć pośród personelu doskonałego kucharza, którego zresztą z a t r u d n i a ł .
A jednak myśl o jedzeniu pojawiła się w p o r ę :
- M a m y p o r ę l u n c h u . Z a r a z podadzą - m r u k n ą ł .
- O n i e , dziękuję, lordzie Everett, nie chciałabym się n a r z u -cać - o d p a r ł a Larissa.
- Narzucać?
- Pańskiej rodzinie.
- Ja nie m a m rodziny. Mieszkam tu sam.
B y ł o to zwyczajne stwierdzenie faktu, wypowiedziane bez zamiaru wywołania
współczucia. A jednak nieomylnie o d e b r a ł jego przebłysk na jej twarzy, zanim zdążyła zebrać
myśli i przy-p o m n i e ć sobie, że znajduje się - w pewnym sensie - w obozie wroga.
Postawa dziewczyny była z r o z u m i a ł a . N i e r o z p ł y w a ł a się w wyrazach
wdzięczności za udzieloną sobie p o m o c , wręcz przeciwnie. Sztywność i rezerwa
Larissy mówiły same za siebie. N i e ulegało wątpliwości, że postrzega go jako wroga, bez
względu na t o , czy jest tego świadoma, czy też n i e . Wyrzucił ją z jej d o m u . Już sam ten fakt m
ó g ł budzić n i e c h ę ć , a nawet n i e -nawiść. I właśnie z tego powodu ten przebłysk
współczucia wydał mu się taki interesujący. Musi mieć z gruntu litościwą n a t u r ę , żeby
odczuwać współczucie - trwające co prawda u ł a -mek sekundy - do kogoś, kim
najprawdopodobniej w tej chwili gardzi.
P o s ł u ż y ł a się b ł a h y m p r e t e k s t e m , odmawiając zjedzenia z n i m l u n c h u , nie
wziął więc tego pod uwagę, nie zamierzał jej też dawać kolejnej okazji do wymówienia się od
prostego posiłku, zwłaszcza że była to d o s k o n a ł a okazja dla obojga, by lepiej się p o z n a ć .
Ujął jej ramię i poprowadził do jadalni, a posadziwszy za s t o ł e m , odsunął się, żeby dziewczyny
nie krępować. Zauważył jej nerwowość, a także onieśmielenie, a raczej n i e c h ę ć , by
10
patrzeć wprost na niego, ku czemu, według niego, m o g ł a mieć tylko jeden powód...
Czyżby, p o m i m o urazy, jaką z pewnością żywiła do niego, c z u ł a także pewną sympatię?
N i e b y ł o w tym nic zaskakującego. Kobiety, m ł o d e i starsze, pociągał nie tylko jego
wygląd, stanowił też dla nich wyzwanie. C h c i a ł y skruszyć jego skorupę. N i e przychodziło im
do głowy, że czynią to na p r ó ż n o , p o n i e w a ż n i e b y ł o p o d nią n i c , co m ó g ł -by im
ofiarować.
Gdy chodzi o Larissę, powinien wykorzystać jej zainteresowanie s w o j ą osobą i z m i e n i ć
obecną n i e c h ę ć dziewczyny. Jak r ó w n i e ż o b r ó c i ć na s w o j ą korzyść w s p ó ł c z u c i
e , jakie mu o k a z a -ł a . U w a ż a ł , że każdy chwyt jest dozwolony. Okaże się bezwzględny, jeśli
będzie trzeba. Kto wie, może brak uczuć i sumienia tym razem się o p ł a c i !
Zajął miejsce naprzeciwko niej i skinął na oczekującą s ł u ż b ę , że można zacząć posiłek. D
o p i e r o pod koniec pierwszego dania z a u w a ż y ł a , że wpatruje się w nią n a m i ę t n i e . N a
t y c h m i a s t się zaczerwieniła. A on nie spuścił wzroku.
Mówiono m u , przy licznych okazjach i na różne sposoby, że jego oczy odzwierciedlają jego
uczucia. Co b y ł o o tyle zabawne, że takie okazje zdarzały się najczęściej w przerwach między
seksualnymi igraszkami, jego uczucia zaś mogły być co najwyżej letnie. To raczej kolor jego oczu,
jak sądził, nadawał im pozor-n i e b a r d z i e j n a m i ę t n y wygląd, n i ż b y ł o w i s t o c i e . P
ł y n n e , c i e p ł e z ł o t o , d e m o n i c z n e , p r z e w r o t n e - o t o co s ł y s z a ł i co obojętnie
przyjmował do wiadomości. Jego oczy miały jedynie nieznaczny odcień brązu z kilkoma złotymi
plamkami, nic nadzwyczajnego w jego m n i e m a n i u . A obcowanie z nimi na co dzień przez
dwadzieścia dziewięć lat c z y n i ł o je dla niego z u p e ł n i e zwyczajnymi.
Ale skoro Larissa dopatrzyła się w nich gorącego pożądania, podczas gdy on tylko podziwiał
jej urodę w trakcie przystawki -no cóż, tym lepiej dla niego. O wiele bardziej mu o d p o w i a d a ł
o , żeby o n a , w swojej naiwności, nie o r i e n t o w a ł a się, iż ją zwyczajnie uwodzi. I tak przed
tym nie ucieknie, nie ukryje się, skoro nie
21
ma gdzie się skryć. Musi tylko tak postępować, żeby ją utwier-d z i ć , iż wybór należy do
n i e j , a o to już zadba w odpowiednim czasie. N i e c a ł a godzina po jej przybyciu tutaj to
stanowczo za wcześnie.
A jednak nie przestawał się w nią wpatrywać. Wiedział, że nie powinien. Ale po prostu n i e m
ó g ł .
Wprost n i e do wiary, że Ascotowi u d a ł o się u k r y ć tę swoją prześliczną córkę przed
światem, zatrzymać ją w pieleszach d o -mowych! Mieszkali już trzeci rok w L o n d y n i
e . Jakaś godna uwagi osoba powinna ją była już odkryć, zwłaszcza że rodzina mieszkała w
jednej z lepszych dzielnic, gdzie nie b r a k o w a ł o u t y t u ł o w a n y c h nazwisk. A jednak
z nikim jej nie z a r ę c z o n o , nikt też nie zabiegał o jej względy, a nazwisko Ascot nie p a d
ł o nigdy wśród rozplotkowanego towarzystwa. Właśnie t e r a z , w okresie świąt Bożego
N a r o d z e n i a , powinna zostać zaprezentowana socjecie - gdyby jej ojciec przebywał w
mieście i ,ją
wprowadził".
P o s t a n o w i ł ją o to zapytać.
- Jak to się s t a ł o , że jest pani n i e z n a n a w tutejszym środowisku?
- Być m o ż e d l a t e g o , że n i e s t a r a ł a m się o t o , żeby m n i e p o -z n a n o - o d p o
w i e d z i a ł a , lekko wruszając r a m i e n i e m .
- Dlaczego?
- B y ł a m przeciwna przeprowadzce do L o n d y n u . Wychował a m się w P o r t s m o
u t h , gdzie c z u ł a m się w p e ł n i szczęśliwa. N i e n a w i d z i ł a m ojca za t o , że s p r o w
a d z i ł n a s do L o n d y n u . Więc przez pierwszy rok pobytu tutaj zachowywałam się jak
g ł u p i e d z i e c k o , r o b i ł a m wszystko, co m o g ł a m , żeby tylko ojciec ż a ł o -w a ł swojej
decyzji. B y ł a m nieznośnym b a c h o r e m . Przez n a -stępny rok s t a r a ł a m mu się
to wynagrodzić, r o b i ł a m więc wszystko, żeby nasz d o m s t a ł się prawdziwym d o
m e m . A zatem w programie nie b y ł o miejsca na spotkania z sąsiadami, nie b y ł o też... Na
Boga, dlaczego ja właściwie opowiadam p a n u to
wszystko?
Vincent wybuchnął ś m i e c h e m , zastanawiając się nad tym sam y m . Jakże była
zaskoczona swoim zachowaniem! Najbardziej
11
rozbawił go fakt, iż do tego stopnia wytrącił ją z równowagi, że z a p o m n i a ł a o
obowiązującym p r o t o k o l e .
- M o ż n a to uznać za nerwowe wyrzucanie słów - przyszedł jej z pomocą, nie przestając
się u ś m i e c h a ć .
- N i e jestem nerwowa - z a p r o t e s t o w a ł a , ale gdy to m ó w i ł a , spuściła wzrok,
nadal wstydliwie unikając jego bezceremonial-n y c h spojrzeń, k t ó r y c h on n i e z a m i e r
z a ł z a n i e c h a ć .
- Zdenerwowanie jest czymś z u p e ł n i e n o r m a l n y m . Przecież jeszcze nie
zdążyliśmy się dobrze p o z n a ć .
Na dobrą znajomość składa się wiele rzeczy, ona zaś najwyraźniej wzdragała się przed
wszystkimi n a r a z .
- I nigdy do tego nie dojdzie - zareplikowała energicznie, po czym zdobyła się na odwagę i d
o d a ł a : - Wiem, dlaczego tu jestem.
- Czyżby? - zainteresował się.
- Oczywiście. To był jedyny sposób, żeby sobie zapewnić spotkanie z m o i m
ojcem po jego powrocie i wyjaśnić to wasze tajemnicze n i e p o r o z u m i e n i e , k t ó r e g
o n i e c h c e mi p a n w y t ł u m a -czyć.
B y ł o to niedwuznaczne p r z y p o m n i e n i e , że nie jest z nią szczery, co z kolei on
jednoznacznie zignorował, nie zamierzając przed nią odkrywać prawdziwych motywów swojego p
o s t ę p o -wania. W końcu przecież zemsta d z i a ł a skuteczniej, gdy spada niespodziewanie. C h
c i a ł jednak wiedzieć, jaką ma n a d nią o b e c -nie przewagę, jako że była w tej chwili najlepszym
kąskiem w tym c a ł y m u k ł a d z i e .
P o c z y n i ł pewne z a ł o ż e n i a , gdy oznajmiła, że nie wie, dokąd mogłaby się
przeprowadzić z rodziną. Wyobraził ją sobie jako osobę pozbawioną środków do życia,
zmuszoną błąkać się po u l i c a c h . Ale te p e r e ł k i , k t ó r e n o s i ł a w u s z a c h , ś w i a
d c z y ł y , że jest i n a c z e j . J e m u zaś z a l e ż a ł o , żeby n i e m i a ł a ż a d n e g o o p a r c i
a , ż e -by była zmuszona pozostać t a m , gdzie jest. Najgorsze, co m o g -ł o b y się zdarzyć, to
gdyby z o r i e n t o w a ł a się, że wszystkie jego wysiłki zmierzają tylko ku t e m u , aby
ją zaciągnąć do ł ó ż k a , wówczas bowiem zerwałaby się na równe nogi i o p u ś c i ł
a jego dom.
13
Powinien zmienić taktykę - z szybkiej, docelowej kampanii na długą i żmudną, w czasie
której będzie m u s i a ł uważać na każde wypowiedziane do niej s ł o w o . A przecież czas
odgrywał główną rolę, ponieważ jej ojciec m ó g ł wrócić lada chwila, by ratować córkę od
zguby.
Na szczęście uzyskanie informacji o t y m , czy jest pozbawiona środków do życia,
a przynajmniej utwierdzenie jej w takim p r z e k o n a n i u , nie b y ł o niczym t r u d n y m , i
w tym celu z a p y t a ł :
- Jeżeli ma pani jakąś cenną biżuterię, może ją p a n i , na czas pobytu t u t a j , zamknąć w m
o i m sejfie. S ł u ż b a jest godna zaufa-n i a , przynajmniej większość i c h , są tylko dwie nowe
pokojówki, o których uczciwości nie mieliśmy jeszcze okazji się p r z e k o n a ć .
- W istocie, m a m kilka cennych sztuk po m a t c e . Traktuję ich sprzedaż jako ostateczność.
Ale m a m jeszcze obrazy, których powinnam była się pozbyć. Zbyt d ł u g o z tym zwlekałam,
licząc wciąż na rychły powrót ojca. A zatem jutro wydam odpowiednie dyspozycje odnośnie do
ich sprzedaży.
- N o n s e n s . N i e musi pani teraz wyprzedawać swojego dobytku. M o ż e pani czekać na
powrót ojca t u t a j . N i e wątpię, że kiedy wróci, wszystko się wyjaśni.
- Ja również nie wątpię, ale nie chcę zostawać bez jakichkolwiek pieniędzy, a resztki z
naszych zapasów wydałam na leczenie T h o m a s a .
- Jak już mówiliśmy, pani meble zostały z ł o ż o n e w bezpiecznym miejscu. Powtarzam:
nie ma powodu, żeby się pani czegokolwiek pozbywała. Mój domowy lekarz złoży n a m w tym
tygo-d n i u wizytę, żeby p r z e b a d a ć s ł u ż b ę - z a d b a ł e m , żeby r o b i ł to co roku o tej
właśnie porze - proszę się więc nie krępować i, kiedy tu będzie, skorzystać z jego u s ł u g , gdy
chodzi o b r a t a . Ale jak to możliwe, że z n a l a z ł a się pani w takiej sytuacji, kompletnie bez
pieniędzy? Czy George Ascot jest tak nierozważny, by...
- Oczywiście, że n i e ! - przerwała o b u r z o n a . - Ale nasi k r e -dytodawcy dali wiarę
śmiechu wartej p l o t c e , jakobyśmy byli niewypłacalni, i zażądali, żebym się z nimi
rozliczyła. I żeby to chociaż tylko j e d e n , ale n i e , wszyscy o n i zjawili się u m o i c
h drzwi. N i e chcieli uwierzyć, że ojciec wkrótce wróci do d o m u .
14
Aby ich zadowolić, b y ł a m zmuszona wyczerpać c a ł y k a p i t a ł przeznaczony na
prowadzenie d o m u . A potem T h o m a s przezięb i ł się strasznie, b y ł o z n i m gorzej i gorzej,
aż z a c z ę ł a m się b a ć . . . U r w a ł a , p r z y t ł o c z o n a emocją. O d z i w o , V i n c e n t z ł
a p a ł się na t y m , że chce ją objąć i pocieszyć. Wielki B o ż e , co za absurdalny p o m y s ł - jak
na niego. Przede wszystkim musi zachować dystans. Osiągnął już wiele, zachęcając ją do
zwierzeń. N i e m o -że tego zaprzepaścić jakąś głupią, nagłą potrzebą ulżenia jej i
przyjścia z pomocą, będąc głównym sprawcą jej zmartwień i p ł y n ą c e j stąd skargi.
- A wtedy ja p o g ł ę b i ł e m jeszcze pani k ł o p o t y - powiedział, wysilając się na
przekonujące westchnienie.
Pokiwała głową, zgadzając się z nim w p e ł n i . U d a ł o się jej opanować i nie patrzeć na
niego. To nieważne. Przecież zrobił p o s t ę p . Otworzyła się przed n i m , i to dość ł a t w o . A
skoro okazała się tak bardzo wrażliwa na c a ł y szereg spraw, a jej uczuciami tak ł a t w o m o ż
n a b y ł o m a n i p u l o w a ć , wystarczy tylko wiedzieć, za które sznurki pociągać. U c z y ł się
jej.
- N a d a l nie r o z u m i e m , dlaczego k u p i ł pan nasz d o m ani jak pan to z r o b i ł , skoro
d o m z o s t a ł uprzednio sprzedany n a m - zauważyła.
- Prosta sprawa, p a n n o Ascot. Wszedłem w posiadanie w ł a s -ności h i p o t e c z n e j ,
kupując ją od właściciela. Tym się zajmuję -kupuję i sprzedaję, inwestuję, oferuję t o , co jest
najbardziej p o -szukiwane w danym czasie, by zgarnąć wielkie zyski. W grę m o -że wchodzić
określony styl architektury, d z i e ł o sztuki, cokolwiek. G d y dowiaduję się, że ktoś rozgląda się
za czymś specjal-n y m , staram się mu to dostarczyć, o ile to leży w moich możliwościach i
pokrywa się z m o i m i zainteresowaniami.
- C h c e pan przez to powiedzieć, że ma pan już kupca i d l a t e -go u b i e g ł p a n nas i p o
d k u p i ł nasz d o m ?
- Moje drogie dziecko, pański ojciec m i a ł okazję spłacić p o -zostałą część należności i
sfinalizować transakcję. Gdyby to z r o -b i ł , własność h i p o t e c z n a należałaby do n i e g o .
- Ale wtedy odsprzedałby pan dom za n i c , nic by pan na tym nie z a r o b i ł .
25
- To prawda, i jest to ryzyko, z którym zawsze muszę się liczyć. Albo czerpię korzyści,
i to z n a c z n e , albo amortyzuję wydatek. Od czasu do czasu zdarza się nawet, że ponoszę s t r
a t ę , nie będę jednak ukrywał, że dzięki m o i m zabiegom u d a ł o mi się zgromadzić niezłą
fortunę.
- To znaczy, że osobiście d o s z e d ł pan do majątku - p o d s u m o -
wała.
- To prawda.
- A zatem nie o t r z y m a ł pan wielkiego spadku, dziedzicząc ty-t u ł ? - zapytała.
Widać b y ł o jak na d ł o n i , że próbuje go zbić z t r o p u , a może
nawet p r z y ł a p a ć na k ł a m s t w i e . Swoją drogą n i e n a d a w a ł a b y się do roli
„detektywa".
Bawiły go te jej wysiłki. N