Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Magiera Kasia - Echo milczenia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Projekt okładki
Vavoq (Wojciech Wawoczny)
Zdjęcie wykorzystane na okładce:
© Shutterstock / Arlo Magicman
Redakcja
Dorota Wojciechowska
Korekta
Ewa Kłosiewicz
Skład i łamanie
Akant
Tekst © Copyright by Kasia Magiera, Warszawa 2018
© Copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2018
ISBN 978-83-64378-65-2
Warszawa 2018
Wydanie I
Melanż
ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa
+48 602 293 363
[email protected]
www.melanz.com.pl
ebook lesiojot
Strona 4
Skład wersji elektronicznej
[email protected]
Strona 5
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
Motto
Prolog - Lubomierz, sobota, 15 kwietnia 2000
Lubomierz, sobota, 18 kwietnia 2015
Lubomierz, niedziela, 19 kwietnia 2015
Lubomierz, poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Jelenia Góra, poniedziałek, 20 kwietnia 2015,
wieczór
Lubomierz, poniedziałek, 20 kwietnia 2015, wieczór
Lubomierz, wtorek, 21 kwietnia 2015, rano
Lubomierz, środa, 22 kwietnia 2015, rano
Jelenia Góra – Wrocław, środa, 22 kwietnia 2015,
rano
Lubomierz, środa, 22 kwietnia 2015, rano
Lubomierz, czwartek, 23 kwietnia 2015
Jelenia Góra, czwartek, 23 kwietnia 2015, wieczór
Lubomierz, czwartek, 23 kwietnia 2015, wieczór
Lubomierz, piątek, 24 kwietnia 2015
Jelenia Góra, piątek, 24 kwietnia 2015
Lubomierz, piątek, 24 kwietnia 2015
Lubomierz, sobota, 25 kwietnia 2015
Lubomierz, niedziela, 26 kwietnia 2015
Lubomierz, poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Lubomierz, wtorek, 28 kwietnia 2015
Strona 6
Lubomierz, środa, 29 kwietnia 2015
Jelenia Góra, środa, 29 kwietnia 2015
Lubomierz, środa, 29 kwietnia 2015, wczesny
wieczór
Lubomierz, czwartek, 30 kwietnia 2015
Jelenia Góra, czwartek, 30 kwietnia 2015
Kraków – Jelenia Góra – Lubomierz, piątek –
niedziela, 1–3 maja 2015
Lubomierz, niedziela, 3 maja 2015, godzina 23.00
Lubomierz, poniedziałek, 4 maja 2015
Lubomierz, wtorek, 5 maja 2015
Lubomierz, wtorek, 5 maja 2015, rano
Jelenia Góra, wtorek, 5 maja 2015, wieczór
Lubomierz, środa, 6 maja 2015
Epilog - Lubomierz, niedziela, 10 maja 2015
Od autorki
Podziękowania
Oferta wydawnictwa
Strona 7
Dla Rodziców, za cierpliwość, czas i pomoc.
Strona 8
Niech zginie świat, byleby stało się zadość
sprawiedliwości.
św. Augustyn
Strona 9
Prolog
Lubomierz, sobota, 15 kwietnia 2000
Tego dnia w Lubomierzu słońce świeciło mocno. Była
idealna pogoda na wypoczynek, chwilę oddechu
i zapomnienia. Dlatego też dziewczyny postanowiły
odpocząć od przedmaturalnej nauki nad rzeką
Lubomierką, gdzie wiosenna aura dawała poczucie
wolności.
To wymarzone miejsce, aby móc odpłynąć w inną
przestrzeń niż ta, która ostatnio nieustannie je otaczała.
Wszyscy tylko mówili o maturze i planach na przyszłość.
Od niekończących się dyskusji i przewidywań powoli
robiło się ciężko. Coraz częściej miało się wrażenie, że
jak człowiek nie podoła oczekiwaniom maturalnym, to
będzie skreślony z życia i nie otrzyma już drugiej szansy
na spełnienie marzeń. Dlatego każda chwila odmienna
od tej codziennej, w której można było pomyśleć
o czymś innym niż nauka, była cenna.
Każda ten czas spędzała inaczej. Niby były razem,
ale w jakiś sposób jednak osobno. Mało ze sobą
rozmawiały, głównie półsłówkami. Każda potrzebowała
wyciszenia.
Strona 10
Róża Kwiatkowska plotła wianki z zielonej trawy
i znalezionych pierwszych wiosennych kwiatów. Marta
Rychlińska czytała ulubiony magazyn o modzie
i zaznaczała ołówkiem wszystkie rzeczy, które
zamierzała kupić, kiedy się wzbogaci. Katarzyna Solska
próbowała się opalać, lecz nie była pewna, czy słońce
jest już wystarczająco mocne, aby było widać efekty.
Natomiast Wanda Gruz i Beata Zielińska moczyły nogi
w zimnej jeszcze wodzie.
Panowała błoga cisza, spokój i każda z nich marzyła,
aby ta chwila trwała jak najdłużej.
– Szkoda, że nie ma z nami Sabiny, jej też by się
przydała przerwa od wkuwania. Ona chyba postanowiła
zostać Omnibusem. Dobrze, że nie wie o tym
dzisiejszym resecie, byłoby jej przykro – przerwała
milczenie Róża.
– Szlaban naukowy? – po chwili pytaniem
odpowiedziała Marta.
– Nie! Sabina dziś pracuje. Daje korepetycje
z matmy. Nie chce ciągle prosić o pieniądze rodziców
i odkłada na nasz wyjazd po maturze – wyjaśniła Róża.
– Nie rozumiem jej. Starzy od tego są, aby dawali
kasę... – ciągnęła Marta pretensjonalnym tonem.
– Ja tam wolałabym pracować w naszym barze
u pana Wojnara. Praca z ludźmi, a i niewykluczone, że
trafi się napiwek ekstra. No i zawsze można kogoś
poznać – wtrąciła się do rozmowy Kasia, leżąca na kocu
z zamkniętymi oczami.
– Taaa, jedyne co cię może spotkać w tej spelunie
u Wojnara, to poklepywanie po tyłku przez bandę
Strona 11
zapijaczonych wieśniaków – ponownie odezwała się
Marta. – Przypominam ci, że w naszej metropolii raczej
są ograniczone możliwości poznania kogoś, kto nie ma
pijackiej tradycji w rodzinie. Prawie sami degeneraci lub
ciamajdy.
– Róża ma raczej inne zdanie niż ty na ten temat.
Ona trafiła na wyjątek od reguły. – Wanda uśmiechnęła
się do Róży.
– Daj spokój, o co ci chodzi? – zaoponowała
z rozbawieniem Róża, wkładając na głowę gotowy
wianek.
– Nie o co, ale o kogo. Chodzi mi o Ryśka: przystojny,
mądry, nie pije, a do tego z bogatej rodziny. Czy
przypadkiem się z nim nie spotykasz? – wesoło drążyła
temat Wanda.
– Spotykasz się na poważnie z młodym Królem? Czy
raczej to sobie uroiłaś? – zapytała z nieskrywaną
złośliwością Marta, a gdy przez dłuższą chwilę nie
usłyszała odpowiedzi od Róży, dodała prowokacyjnie. –
Myślę, że przykleiłaś się do naszego klasowego dziedzica
fortuny i myślisz, że twoje płonne marzenia się
zrealizują. Żałosna jesteś.
– Przyjaźnimy się, a co dalej będzie, to zobaczymy –
odpowiedziała spokojnie Róża, nie reagując na zaczepki
koleżanki.
– Lepiej przywyknij do myśli o przyjaźni. Taki
chłopak jak Król potrzebuje zdecydowanie innej
dziewczyny niż ty. Prawdziwej królowej. Szara mysza to
nie jest reprezentacja dla niego – kąśliwie prowokowała
dalej Marta, nie odrywając wzroku od Róży. – Jemu
Strona 12
potrzebna jest dziewczyna, co się ubierze modnie jak on,
co zadba o swój look. Ktoś, kto przypomina służącą, na
pewno nie pomoże mu w karierze, którą sobie pewno
zaplanował. Jak byś się odnalazła na salonach, w tych
szaroburych ubraniach, butach à la mokasyny mojej
babci i z tą fatalną fryzurą? Nie wiem, czy ktoś ci to już
mówił, ale rozpuszczone strączki do pasa to nie jest szał
obecnej mody. O makijażu już nie wspomnę, bo temat
jest ci kompletnie obcy – ciągnęła jadowitą tyradę.
Wyczuwało się, że sprawia jej to ogromną przyjemność.
– Marta! Przestań! Jesteś wstrętna – odezwała się
z oburzeniem Kasia, unosząc się na łokciach z koca, aby
spojrzeć na koleżankę.
Róża przerwała pracę przy kolejnym wianku
i przyglądała się Marcie z uwagą. Rychlińska
nieprzerwanie toczyła monolog na temat tego, jak Róża
jest zaniedbana i mało atrakcyjna. Podkreślała, że
żaden chłopak nie może się nią zainteresować.
Przedstawiała również obraz kobiety według niej
godnej bogatego kolegi z klasy. Oczywiście łudząco
przypominał ją, co pierwszy raz wyprowadziło Różę
z równowagi. Nie wytrzymała i bez wahania przerwała
potok słów koleżanki:
– Nie zauważyłam do tej pory, aby Rysiek był tobą
zainteresowany, mimo że faktycznie stanowisz całkowite
przeciwieństwo mojej osoby. Jesteś wulgarna, tandetna,
wyzywająca, a przy tym nie tryskasz inteligencją. Gdyby
nie Wanda, z którą siedzisz w ławce, to zapewne
żadnego sprawdzianu byś nie napisała. Ciekawe, kto
pomoże ci na maturze? No, chyba że już zaliczyłaś
Strona 13
wszystkich członków komisji? – odgryzła się, choć nie
miała w zwyczaju być niegrzeczna dla innych, ale teraz
czuła potrzebę bronienia się. – Może jestem przeciętna,
lecz wolę taką być, niż mieć opinię dziwki. Rysiek
szanuje siebie, więc nie myśl, że zainteresowałby się
kimś, kogo miało w łóżku już pół wsi – ripostowała
Róża. – Lada dzień Kozioł puści cię kantem, bo nikt nie
chce mieć za żonę wywłoki. A on już ma lepszą
kandydatkę na twoje miejsce. – Zrobiła krótką pauzę,
gdyż wydawało jej się, że zapanowała kompletna cisza
dookoła. – A jak tak bardzo nie możesz uwierzyć, że
mogłabym się komuś podobać, to zdradzę wam sekret. –
Spojrzała na koleżanki, a gdy upewniła się, że słuchają,
ponownie zaczęła mówić: – Za kilka miesięcy planujemy
z Ryśkiem się pobrać. – Z satysfakcją patrzyła głównie
na Martę, której twarz nabierała odcieni purpury. – Ja
mam przed sobą lukratywną przyszłość, a ty wybrałaś
już dom publiczny, w którym rozpoczniesz karierę? –
Czuła, że przesadziła. Nigdy jeszcze nie dała się
sprowokować Marcie.
Martę ogarnęła niepohamowana złość. Gwałtownie
podniosła się z koca i ruszyła z impetem w stronę Róży,
która stała nad brzegiem rzeki. Niewiele myśląc, z całej
siły pchnęła koleżankę. Ta straciła równowagę i wpadła
do lodowatej wody, uderzając głową o kamieniste dno.
Pozostałe dziewczyny, widząc całe zajście,
natychmiast poderwały się i przybiegły jak najszybciej.
– Zwariowałaś? A jeśli coś się jej stało? Woda jest
cholernie zimna! – zawołała przerażona Beata.
Strona 14
– Przestań panikować! Płytko tu jest, zaraz się
pozbiera, pinda jedna, a będzie mieć nauczkę, aby tak
do mnie nie mówić – ciężko dysząc, odezwała się Marta.
Czas mijał nieubłaganie, a Róża nie wypływała.
Kasia, Wanda i Beata co sekundę spoglądały to na
wodę, to na siebie. Ogarniało je przerażenie, którego nie
były w stanie ukryć.
– Gdzie ona jest? Dlaczego nie wychodzi? –
panikowała Solska, biegając w amoku.
– Chce nas nastraszyć. Siedzi sobie w wodzie przy
brzegu i czeka, idiotka, czy się zainteresujemy, co jej się
stało – odpowiedziała z lekceważeniem Marta.
Beata przyglądała się uważnie wodzie, mając
nadzieję, że dostrzeże koleżankę.
– Nie ma jej! Zniknęła! – krzyczała Wanda tuż za
plecami Beaty.
Dopiero wtedy Marta wykazała żywsze
zainteresowanie, choć cały czas przewracała oczami ze
zniecierpliwieniem.
– Róża, wyłaź! Wygrałaś! Nastraszyłaś nas. Źle
zrobiłam, że cię popchnęłam. Nie przemyślałam tego.
Przepraszam! – wołała, ale nie było w jej głosie skruchy.
Nawoływania też nie przyniosły efektu. Róża nie
wypłynęła. Kasia, Wanda i Beata zaczęły biegać wzdłuż
brzegu, a Marta pod naciskiem spojrzeń towarzyszek
weszła do wody i starała się przeszukiwać dno
w okolicy, gdzie Róża wpadła.
– Cholera, tu jest silny nurt wody. Może ją porwał
w dół rzeki? – wykrzykiwała, trzymając się za głowę,
Beata.
Strona 15
– Spokój! Nie możemy biegać jak opętane wzdłuż
brzegu. Nie możemy krzyczeć, bo takim zachowaniem
zwrócimy czyjąś uwagę – zaczęła mówić rozkazująco
Marta, wychodząc z wody na brzeg.
– Oszalałaś? A jeśli jej się coś stało? Co mnie
obchodzi, że ktoś się dowie! Trzeba ją znaleźć! –
panikowała Wanda.
– Zastanów się! Jak się jej faktycznie coś stało, to na
pewno będą dopytywać, co się tu wydarzyło i dlaczego.
Nie możemy pozwolić na to, aby się ktoś o tym
dowiedział – mówiła spokojnie Marta, wycierając się
ręcznikiem.
– Pogięło cię! Wiedziałam, że jesteś psycholką –
odezwała się poirytowana Beata.
– Chcesz tak zostawić tę sprawę? Zbieramy rzeczy
i idziemy do domu? Tak po prostu? – z histerią w głosie
krzyczała Kaśka.
– Tak. Właśnie taki mam plan – odpowiedziała lekko
i spokojnie Marta.
– Całkowicie zwariowałaś! To jest nasza koleżanka –
wtórowała Kasi Beata.
– Nie zamierzam przed maturą iść do więzienia.
Otwiera mi się szansa, aby uciec z tego parszywego
miasteczka i nie zrezygnuję z tego.
– Co ty gadasz? Jakie więzienie? Może jej się nic nie
stało? Może tylko nurt ją zabrał w dół rzeki, trzeba to
sprawdzić i tyle. Pewno ona na nas tam czeka! – łudziła
się nadzieją Wanda.
– Nie bądź i ty głupia! Wpadła do lodowatej wody,
uderzyła głową o kamieniste dno, więc prawdopodobnie
Strona 16
utonęła! – wrzasnęła Marta. – Słuchajcie, koncepcja jest
taka: idziemy do domu i jakby ktoś kiedykolwiek pytał,
my jej dziś nie widziałyśmy, nie było jej z nami. Byłyśmy
wszystkie razem u mnie i się uczyłyśmy. Zrozumiano? –
Marta ze stoickim spokojem przedstawiała plan
działania.
Wanda, Beata i Katarzyna spojrzały na siebie
z przerażeniem.
– A jeśli ktoś jednak nas z nią widział, jak tu
szłyśmy, i powie policji? Wyjdzie jeszcze gorzej. – Beata
starała się logicznie myśleć.
Rychlińska przestała się wycierać ręcznikiem,
spojrzała na koleżanki i z agresją zapytała:
– Tak chcecie zakończyć swoje życie? Tym jednym
incydentem zamierzacie przekreślić szanse na lepszą
przyszłość?
– Incydentem? To był wypadek. Na pewno nas
wysłuchają – próbowała jeszcze przekonać ją Beata.
– Macie dwie minuty na przemyślenie tematu. Jakby
co, ja się wyprę wszystkiego. Zaprzeczę każdemu
waszemu słowu, a jak trzeba będzie, to co nieco dorzucę
od siebie o was i waszych grzeszkach – zaszantażowała
koleżanki Marta.
– O naszych grzeszkach? Wszystko, co robiłyśmy do
tej pory złego, to zawsze przez ciebie. To ty byłaś i jesteś
inicjatorką naszych kłopotów... jak widać –
zdenerwowała się Wanda.
– Mogłam przypuszczać, że to ty nam spieprzysz
życie! Jesteś powalona. – Beata kręciła
z niedowierzaniem głową.
Strona 17
– Nigdy nie protestowałyście i zawsze się dobrze przy
mnie bawiłyście. Słuchajcie mnie i tym razem, a nasze
życie się nie zmieni. W więzieniu wam się nie spodoba,
mnie zresztą też nie – przekonywała Marta.
– Tak czy siak, pójdziemy do więzienia! Nie ma szans,
aby się to nie wydało – płakała Kasia.
– Szansa jest duża, bo jesteśmy cztery i jak ustalimy
jedną spójną wersję, to nawet Róża, jeśli żyje i się z tego
otrząśnie, nie będzie w stanie nas oskarżyć. Nas tu
przecież nie było i nie ma. – Mówiąc to, Marta wkładała
swoje rzeczy do modnej torebki.
– Nie wiem, nie podoba mi się to. To jest już
przesada, nawet jak na ciebie – perorowała gniewnie
Wanda, ale zaczęła wkładać buty, co było sygnałem, że
przystała na plan Marty.
– Będziesz mogła żyć ze świadomością, że zabiłaś
koleżankę i nawet nie sprawdziłaś, czy nie można jej
było uratować? – Kasia włożyła bluzkę i krótkie szorty.
– Pewno, że będę mogła, bo za miesiąc spadam z tej
wiochy i nigdy więcej tu nie wrócę – odpowiedziała
Marta, ruszając w stronę drogi do miasteczka.
Zagubione i zszokowane dziewczyny w niemym
porozumieniu przyjęły plan Marty. Nie czuły się dobrze
z tym, co robią, ale bały się, że słowa Marty mogą być
prawdziwe.
W ciszy zebrały wszystkie rzeczy i ruszyły za
Rychlińską.
Katarzyna i Wanda co chwilę oglądały się za siebie
w nadziei, że Róża się pojawi, że cała ta sprawa okaże
się wyimaginowanym koszmarem.
Strona 18
Ale oddalały się coraz dalej od pechowego miejsca,
a jej ciągle nie było.
Po chwili odezwała się Marta:
– Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałyście! Że
nie został nawet papierek po nas, bo w tej sprawie od tej
chwili liczą się już drobiazgi, od nich będzie zależał nasz
dalszy los.
Strona 19
Lubomierz, sobota, 18 kwietnia 2015
Tego dnia w Lubomierzu słońce świeciło mocno.
Podkomisarz Agnieszka Birkut siedziała przy biurku
w miejscowej komendzie policji i usiłowała robić
porządek w dokumentach. Nie było ich dużo. Lubomierz
nie był miasteczkiem, w którym panowała duża
przestępczość. Agnieszkę z jednej strony to cieszyło, ale
z drugiej, brakowało jej czasem policyjnej adrenaliny.
Była policjantką w trzecim pokoleniu, w tym samym
komisariacie pracowały jej babcia i mama. Od zawsze
wiedziała, że chce być policjantką i nigdy nie miała
dylematu, czy wybrać inny zawód. Pewność w wyborze
takiej profesji dawało jej to, że w Lubomierzu służba
wyglądała inaczej niż w dużych miastach, jak Warszawa
czy Kraków. Wiedziała, że swoją pracą rzeczywiście
pomaga innym, a pełniąc służbę w małym miasteczku,
nie była narażona każdego dnia na niebezpieczeństwo,
agresję czy nawet utratę życia, jak jej koledzy z dużych
miast. Była spokojną i wyważoną osobą, dlatego
przejęcie schedy po babci i mamie wydawało jej się
idealnym rozwiązaniem. Czasem, gdy w telewizji
pokazywano spektakularne akcje policyjne,
zastanawiała się, jakby odnalazła się w tak
Strona 20
dynamicznych sytuacjach. W Lubomierzu zajmowała się
drobnymi kradzieżami, wykroczeniami lub awanturami
domowymi. Ich jedyna maleńka cela zwykle świeciła
pustkami, bo nie było kogo w niej trzymać. Praktycznie
wszyscy się tu znali, więc większość spraw załatwiano
od ręki.
Lubomierz nie jest zbyt interesującym miastem.
Właściwie poza Ogólnopolskim Festiwalem Filmów
Komediowych czy sporadycznymi koncertami nic się tu
nie działo.
Jednak w pewnej chwili drzwi komisariatu otworzyły
się w taki sposób, jakby posterunek znajdował się na
Dzikim Zachodzie – ktoś otworzył je kopnięciem.
W drzwiach pojawiła się tajemnicza postać.
Podkomisarz początkowo nie mogła rozpoznać, kto to
jest. Twarz była zasłonięta, a z obu ramion zwieszały się
wypchane płócienne torby.
– Sabina? – zapytała niepewnie podkomisarz
i poderwała się zza biurka, gdy tylko zorientowała się, że
zamaskowanym gościem jest jej przyjaciółka Sabina
Jankowska.
– Jak dotarłaś z tym wszystkim tutaj? Co to jest? –
zapytała zaskoczona.
– Jak widać, udało się. Kilka razy już myślałam, że
ciasto wyląduje na ziemi, ale dałam radę – zaczęła
wyjaśniać Jankowska. – To wypieki na dzisiejsze
spotkanie z dziećmi w kinie. Pamiętasz, mówiłam ci
kilka dni temu, że mamy imprezę z cyklu „ciasteczkowy
weekend”. Miałam upiec trzy ciasta, a dzieciaki