16601

Szczegóły
Tytuł 16601
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

16601 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 16601 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 16601 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

16601 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jo Leigh Grzeczna dziewczynka i zły chłopak Toronto · Nowy Jork · Londyn Amsterdam · Ateny · Budapeszt · Hamburg Madryt · Mediolan · Paryż Sydney · Sztokholm · Tokio · Warszawa Rozdział pierwszy Coś wisiało w powietrzu. To nie był żaden zapach, a drzwi kawiarenki internetowej nie były otwarte, więc to nie mógł być też przeciąg. Poczuła to wyraźnie, jak wyładowanie elektryczne na chwilę przed uderzeniem pioruna. Amelia Edwards zerknęła ukradkiem w prawo. David, który chodził wraz z nią na zajęcia z nauk politycznych na New York University, także to poczuł. Wyprostował ramiona i przejechał nerwowo ręką po niesfornych ciemnych włosach. Amelia przeniosła wzrok na dziewczynę, którą widziała tutaj już kilka razy przedtem. Również studentka, jeżeli plecak mógł być jakimś znakiem rozpoznawczym. Blondynka. Naprawdę ładna. Przygryzając dolną wargę, patrzyła w stronę drzwi. A więc wszyscy to poczuli. Nie tylko Amelia. Zbliżał się. Nazywał się Jay Wagner i był właścicielem sklepu 6 Jo Leigh z harleyami mieszczącego się tuż przy kawiarence. Nieco starszy od niej ­ mógł mieć jakieś dwadzieścia sześć ­ siedem lat. Wysoki, z ciemnymi, falującymi włosami, które były odrobinę za długie, i najbardziej intensywnie brązowymi oczami, jakie widziała w swoim życiu. Amelia utkwiła wzrok w drzwiach na kilka chwil przed tym, jak się otworzyły. Odruchowo poprawiła włosy. Szybko zwilżyła wargi koniuszkiem języka i przygładziła spódnicę. Kiedy wszedł do środka, wszystko inne zblakło. Czas zwolnił bieg... Miał na sobie swoją czarną skórzaną kurtkę, do tego czarne dżinsy, biały podkoszulek i czarne kowbojki, a także okulary przeciwsłoneczne, które całkowicie zasłaniały jego oczy. Wyglądał bardzo tajemniczo. Musiał mieć nieco ponad metr osiemdziesiąt pięć. Był szczupły, ale silny. Tym, co przykuwało uwagę, były jego dłonie o eleganckich palcach i napiętych ścięgnach. Pozwolił, by drzwi zamknęły się za nim, po czym skierował się w stronę baru. Nadal w okularach, szedł, nie rozglądając się na boki, ale Amelia wiedziała, że to dopiero pierwsza część gry. Prawdziwa zabawa rozpocznie się, gdy dojdzie do jej stolika. Jej stanowisko było w kącie, z dala od ciekawskich spojrzeń, za każdym razem jednak przechodził tuż obok. Jak zwykle, kiedy znajdował się jakieś półtora metra od niej, zdjął okulary i schował je do kieszeni. I wtedy zwrócił wzrok prosto na nią. Starała się nie patrzeć na niego, ale wiedziała, że to daremny trud. On nie odejdzie, dopóki na niego nie spojrzy. Dlaczego? Dlaczego to robił? Czy nie zdawał sobie sprawy, że ją zawstydza? Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 7 Czuła, że znowu się czerwieni. Dlaczego, na miły Bóg, bez przerwy tu przychodził? I dlaczego serce jej zamierało, kiedy się nie pojawiał? Jeszcze jedna krótka próba oporu i skapitulowała. Popatrzyła najpierw na jego pierś. Potem powoli przeniosła wzrok na szyję i kwadratową szczękę. Wypuściła powietrze, choć wcześniej nawet nie zauważyła, że wstrzymuje oddech. Pochwycił jej spojrzenie. Uniósł brwi z lekko drwiącym rozbawieniem, jakby była kimś osobliwym, jakby była dzieckiem. Jego wargi rozszerzyły się w leciutkim uśmiechu. Ale to jego wyzywające spojrzenie sprawiło, że ścisnęło ją w dołku. Nigdy nie zamienili ze sobą ani słowa. Nigdy nie zdobyła się na odwagę, żeby go zagadnąć. Od tygodni grał z nią w tę grę. Wyzywał ją. Zachęcał. Jakaś jej cząstka chciała podjąć to wyzwanie: zerwać się i pocałować go, właśnie tu, pośrodku kawiarenki z głośną muzyką i zapachem mocnej kawy unoszącym się w powietrzu. Starłaby mu pocałunkiem z twarzy ten drwiący uśmieszek. To byłoby wspaniałe. Niestety, była tchórzem. Wielkim, tłustym, śmierdzącym tchórzem. Policzki jeszcze bardziej jej poczerwieniały i wbiła wzrok w monitor. Wygrał. Znowu wygrał. Westchnęła, kiedy zachichotał. Tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. Patrzyła na ekran. Słowa, które napisała chwilę temu, wydały jej się obce i chaotyczne, choć za cztery dni mijał termin oddania tej pracy. Zapisała dokument na dysku, a potem trzęsącymi się palcami wystukała adres internetowy ,,Prawdziwych Zwierzeń''. Znajoma 8 Jo Leigh strona pojawiła się przed jej oczami, gdy zalogowała się, używając swojego internetowego pseudonimu: Grzeczna Dziewczynka. Skrzywiła się. Wszystko przez tę niepowstrzymaną skłonność do mówienia prawdy, nawet jeśli ta prawda była nudna jak flaki z olejem. Bo przecież naprawdę była grzeczną dziewczynką, jak na dwudziestoczterolatkę kończącą studia ­ wręcz nienormalnie grzeczną. Była chodzącym reliktem przeszłości, z czasów gdy dziewczęta robiły ,,te rzeczy'' jedynie z wybrankami swego serca. Tylko że w jej życiu nie było nikogo, kogo mogłaby nazwać ,,wybrankiem swego serca''. Wyrwana z zamyślenia, podniosła nagle głowę i zobaczyła, że Jay wciąż stoi po jej prawej stronie. Był teraz bliżej. Zawsze odchodził, kiedy powracała wzrokiem do ekranu lub klawiatury. Tym razem jednak pozostał, patrząc na nią, a jego wzrok był tak intensywny, że zaczęła się wiercić. Twarz zaczęła ją piec, gdy uświadomiła sobie swój błąd. Zrobił krok w jej stronę. Serce zaczęło jej mocniej bić. Kiedy zrobił jeszcze jeden, zapomniała, jak się oddycha. O Boże! Dalej szedł, jego buty stukały lekko o drewnianą podłogę. Doszedł do stołu. Wszystko w niej mówiło, żeby uciekać, ukryć się, a przynajmniej odsunąć. Ale dalej siedziała całkowicie nieruchomo, z głową odrzuconą do tyłu, patrząc na najpiękniejszego mężczyznę, jakiego widziała w całym swoim życiu. Uśmiechnął się. Nie był to szeroki uśmiech. Właściwie samo podniesienie kącików ust. Potem uniósł rękę i Amelia prawie umarła. Zamierzał jej dotknąć. Potrzeć Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 9 jej policzek Zatrzymał się jednak kilka centymetrów od niego, po czym cofnął dłoń. Zarumieniła się ze wstydu, pewna, że jeszcze chwila, a zajmie się płomieniem, a on zaśmiał się cicho. Być może zdając sobie sprawę, że dziewczyna jest bliska omdlenia, przeniósł wzrok na monitor komputera. Wykorzystała sytuację i zaczerpnęła powietrza. ­ Grzeczna dziewczynka ­ wyszeptał. Otworzyła usta. Nic jednak nie powiedziała. Raz jeszcze zaśmiał się, głęboko i zmysłowo, po czym miłosiernie odszedł, zmierzając do swojego kumpla Briana stojącego za barem. Zamknęła oczy, starając się uspokoić łomotanie serca i szybki oddech. Odezwał się do niej! O Boże! Zazwyczaj czuła się niewidzialna i chyba nawet przez większość czasu była niewidzialna: na wykładach, ze swoimi wspaniałymi współlokatorkami, wśród kolegów z roku. Ludzie bez przerwy potykali się o nią. Po prostu jej nie zauważali. A on do niej przemówił. Amelia zerknęła szybko na dziewczynę po drugiej stronie sali. Tak jak się spodziewała, wyglądała na zdenerwowaną. Była zazdrosna. O NIĄ. Przecież nie chciała jej robić przykrości... No dobrze, niech będzie, chciała. Odwróciła się z powrotem do komputera. Zapłaciła za dwie godziny. Zostało jej jeszcze tylko piętnaście minut. Zaczęła szybko pisać, próbując wyrazić to wszystko, co czuła. Tę chwilę, podniecenie, jego szept, zapach skórzanej kurtki. Wylało się to z niej i nie była w stanie nawet poprawić błędów ortograficznych. 10 Jo Leigh I w tym momencie bańka pękła. No dobrze, zwrócił na nią uwagę. I co z tego? Przesiadywała tu na okrągło. I czerwieniła się tak mocno, że mogłaby wstrzymać ruch na skrzyżowaniu. On nie traktował jej poważnie. Po prostu sobie żartował. Jakie to przykre! Ciotka Grace twierdziła wprawdzie, że jeszcze nikt nie umarł ze wstydu, ale Amelia wcale nie była tego taka pewna, skoro ludzie umierali z osamotnienia. Albo z tęsknoty... Prawda była taka, że ta Amelia w środku nie miała nic wspólnego z tą Amelią na zewnątrz. Ubierała się skromniej niż nakazywała to moda; jej spódnice były zbyt długie, bluzki zbyt luźne. Włosy miała zaczesane do tyłu, przez większość czasu zebrane w kok. A były one jej największym powodem do dumy. Dorastała, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Tak było łatwiej. Nikt nie spodziewał się po niej zbyt wiele. Tylko że... Zatrzymała się. Westchnęła, po czym napisała: Kobieta, którą jestem w środku, nie jest nieśmiała. Jest bezwstydna i zmysłowa, nosi seksowne ciuchy i czuje się piękna. Zamknęła oczy, pozwalając palcom na klawiaturze pisać. Gdyby tylko ktoś wiedział, jak bardzo pragnę dotyku. Jak bardzo pragnę pocałunku, który rozgrzeje mnie do czerwoności. Gdyby tylko on wiedział, jak o nim marzę. Jak tęsknię za tym, żeby doprowadził mnie do szczytu rozkoszy. Och, to mało powiedziane. Chcę się z nim kochać, aż oboje umrzemy z głodu. Chcę, żeby zrobił wszystko. Chcę doprowadzić go do szaleństwa i sama oszaleć ­ z nim. Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 11 Brzęczyk przy komputerze Amelii zadzwonił. Nie miała czasu ani pieniędzy, żeby pozostać tu dłużej. Zachowała zapis w swoim dzienniku, po czym wylogowała się ze strony ,,Zwierzeń''. Poruszając się tak spokojnie i sprawnie, jak tylko mogła, zebrała swoje rzeczy, wstała i wypadła na dwór, nawet nie odwracając się za siebie, by sprawdzić, czy Jay zauważył jej wyjście ­ ale cały czas się rumieniąc. Jay czekał, aż Brian naleje kawy klientowi ­ jeszcze jednemu studentowi. Kawiarenka nie była zbyt duża ani elegancka, nie było w niej nawet krzeseł Starbucks ani jakiegoś nadzwyczajnego ekspresu do parzenia kawy. Było za to sześć stanowisk komputerowych i szybkie łącze internetowe T1, co oznaczało stały i natychmiastowy dostęp do materiałów naukowych. I pornografii. Wystrój wnętrza miał więcej wspólnego z rockiem lat sześćdziesiątych niż z dobrym smakiem. Na ścianie wisiały plakaty Hendrixa, Janis Joplin i The Grateful Dead, a pismo ,,Rolling Stone'' było zawsze w zasięgu ręki. Brian, który był kiedyś hippisem, puszczał aktualne przeboje tylko dlatego, że musiał. Dziwne, że otworzył taki nowoczesny interes. Ale Jay musiał mu oddać sprawiedliwość: ta kawiarenka była strzałem w dziesiątkę. Trzydziestodwuletni Brian robił niezłą kawę i potrafił włamać się do każdego niemal komputerowego systemu na świecie. Wiedział, jak zadowolić klientów. Lekcja, którą Jay wziął sobie do serca, kiedy otwierał swój sklep z harleyami. Brian obsłużył klienta. Jay skinął na niego. Podszedł z dzbankiem kawy. 12 Jo Leigh ­ Dolać ci? ­ Co to są ,,Prawdziwe Zwierzenia''? Brian wzruszył ramionami. To był nieświadomy odruch. Większość ludzi zakładała, iż oznaczał, że Brian nie znał odpowiedzi na zadane mu pytanie. Jay wiedział jednak, że w przypadku Briana wzruszenie ramion oznaczało, że pytanie mu się po prostu nie podoba. ­ Ludzie wyznają tam swoje grzechy. Albo zwierzają się ze swoich fantazji. Głównie nastolatki ogłaszające światu dozgonną miłość do idoli. ­ I inni mogą to czytać? ­ Jasne. To jest publiczne. Ale zarazem anonimowe. Router utrudnia dojście do tego, kto kryje się za danym pseudonimem. ­ Utrudnia, ale nie uniemożliwia. ­ Nic nie jest niemożliwe, chyba że ja nie mogę tego zrobić. Jay uniósł kubek. ­ Niech żyje skromność! ­ I kto to mówi? Jay uśmiechnął się, wypił kawę, a potem oddał kubek Brianowi. ­ Muszę usiąść na chwilę do komputera. Zrób mi jeszcze jedną kawę. Brian przewrócił oczami. ­ Tak, panie. Czy życzysz sobie jeszcze czegoś? Na przykład masażu stóp? Albo randki z Penelope Cruz? ­ Owszem. Życzę sobie, żebyś się na chwilę przymknął. ­ Sam się przymknij, też coś! Jay podszedł do stołu. Do JEJ stołu. Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 13 Lubił wpadać do tej kawiarenki, mimo że rzadko korzystał z komputerów. Mieściła się tuż obok jego sklepu i chociaż smakowała mu tutejsza kawa, to nie ona była głównym powodem, dla jakiego tu przychodził. Przychodził tu głównie ze względu na kobiety. Wszystkie te studentki z New York University, tylko czekające, żeby się na niego rzucić. Wszystkie, z wyjątkiem tej jednej. Cholera, ale ślicznie się rumieniła! Za pierwszym razem nie zwrócił na nią uwagi. Nie wiedział, kto ją ubiera, ale, Jezu Chryste, ten ktoś zasługiwał na poćwiartowanie. Wyglądała jak własna babka w tych swoich swetrzyskach i klapkach. Tyle że... Nie pamiętał już, co spowodowało, że na nią spojrzał. Może jej westchnienie albo kaszlnięcie. Najbardziej prawdopodobne, że jej rumieniec. Pamiętał tylko, że był w szoku. Była cudowna. Jej skóra była nieskazitelnie biała, delikatna jak całe ciało. Była wysoka ­ musiała mieć jakieś metr siedemdziesiąt lub coś koło tego ­ i odrobinę zbyt szczupła. Poruszała się jak tancerka. Przez te wszystkie miesiące, gdy tu przychodził, uśmiechnęła się tylko raz. Nie do niego, niestety. Była naturalną pięknością. Żadnych sztucznych piersi, włosów ani widocznego piercingu. Kojarzyła mu się z kobietami z dawnych czasów. Wyczuwał też, że pod tymi staromodnymi ciuchami, za tym rumieńcem, kryje się coś jeszcze. Wiedział to. Czuł to. I pragnął tego. Usiadł i przebiegł palcami po klawiaturze. Czy to była tylko jego wyobraźnia, czy w powietrzu unosiły się drobiny perfumowanego talku? Uruchomił komputer i wpisał w przeglądarce adres ,,Prawdziwych Zwierzeń''. 14 Jo Leigh Kiedy już strona pojawiła się przed nim, przebiegł po niej wzrokiem. Grzeczna Dziewczynka. To ten pseudonim widział. Gdyby nie była tak zdenerwowana, z pewnością zasłoniłaby ekran albo wyłączyła komputer. Ale nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. A on po prostu wykorzystał sytuację. Pięć minut później, zaraz po tym, jak Brian przyniósł mu następną kawę, zalogował się jako Grzeczna Dziewczynka. Nie upił nawet łyka kawy. Muzyka dobiegająca z sypialni Tabby rozlegała się w całym mieszkaniu. Dudniący bas wprawiał w drżenie wazony i układał okruszki na stole w ciekawe wzory. Amelia próbowała nie zwracać na to uwagi, przynajmniej nie za bardzo. Jej trzy współlokatorki były miłymi dziewczynami. Wprawdzie wszystkie były odrobinę zadufane w sobie i miały fioła na punkcie seksu ­ ale wszystkie miały ledwie po dwudziestce, więc czego mogła się spodziewać? O ile miała nadzieję, że nie jest tak zadufana w sobie jak one, o tyle skłamałaby twierdząc, że sama nie ma fioła na punkcie seksu. Jej współlokatorki wcale jej jednak w tym nie pomagały. Każda z nich przyprowadzała do domu mężczyzn. Tabby miała Josha i była jedyną, która pozostawała w czymś w rodzaju związku monogamicznego. Donna chodziła z trzema facetami naraz i w zasadzie źle na tym nie wychodziła. Dwa razy jednak dwóch z jej chłopaków pojawiło się tego samego wieczoru. I jaką decyzję podjęła Donna? Cała trójka Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 15 udała się do sypialni. Amelia musiała tej nocy włożyć sobie do uszu zatyczki i wsadzić głowę pod poduszkę. Była zaszokowana. Przynajmniej przez chwilę. Potem w jej głowie pojawiła się jednak myśl o dwóch mężczyznach, dwóch pięknych mężczyznach, kochających się z nią na wszelkie możliwe sposoby, i myśl ta była prawie pociągająca. Oczywiście Amelia nigdy nie odważyłaby się na coś takiego. Odwagi starczało jej zaledwie na to, żeby od czasu do czasu odezwać się na zajęciach. Nawet o niewinnym flirtowaniu nie mogło być mowy. Te myśli sprawiły, że się zaczerwieniła, a to z kolei przywiodło jej na myśl Jaya. Zamknęła oczy, żeby go lepiej widzieć, i już po chwili musiała iść do lodówki po butelkę zimnej wody. Gdy się napiła, zbeształa samą siebie. Było prawie wpół do piątej, a ona wciąż nie wzięła się do pracy. To oznacza, że będzie musiała siedzieć do późnej nocy, a to z kolei oznacza, że prawdopodobnie rano nie pójdzie do kawiarenki albo będzie tak zmęczona, że zaśnie na zajęciach. Wytarła usta, przenosząc wzrok na naczynia w zlewie. Wiedziała dokładnie, od jak dawna zbierają się w stertę. Od jej ostatniego zmywania. Zdawała sobie sprawę z tego, że pozostałe dziewczyny, szczególnie Kathy, wykorzystywały ją. Ale była też jedyną z całej czwórki, która miała czas na zajmowanie się tak przyziemnymi sprawami, jak pranie, zmywanie czy odkurzanie. Za każdym razem, gdy sprzątała po nich, obiecywała sobie, że robi to po raz ostatni. 16 Jo Leigh Skoro nie mogła nawet zebrać się na odwagę, żeby nakłonić koleżanki do sprzątania po sobie, jakim cudem ośmieli się porozmawiać z NIM? Racja. Jakby to się mogło zdarzyć. Prędzej małpy wylecą jej z tyłka. Zachichotała, tylko odrobinę zgorszona sobą. Odrobinę, ponieważ miała już w tym wprawę. Przez ostatnie dwa miesiące wygadywała gorsze rzeczy, przekleństwa, które studentkę pierwszego roku przyprawiłyby o rumieniec, obelgi dotykające do żywego i docinki tak zmyślne, że wybuchała śmiechem. Oczywiście, wszystko to mówiła do siebie w myślach, ale czyż nie tak się to właśnie zaczyna? W końcu stanie się tak bezwstydna i wyluzowana, jak wszyscy inni. Może nie aż tak nieokrzesana, ale będzie jak inni. Już nie będzie dziwaczką. Westchnęła, opierając się o drzwi lodówki. Jay nigdy nie zechce dziewczyny takiej jak ona. Za nic w świecie. Powinna skapitulować. Wyrzucić go ze swoich myśli. Zabronić mu nawiedzać ją we śnie. Tak jakby to było możliwe. Kwadrans po piątej Jay poczuł, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej. Musiał coś zrobić, i to już. ­ Karl? Jego pomocnik spojrzał na niego znad klasycznego harleya. ­ Tak? ­ Zamkniesz dzisiaj sklep? Karl skinął głową, po czym zepchnął okulary a` la Buddy Holly na nos. Był starszy od Jaya o dziesięć lat, ale długie włosy i rzadka kozia bródka sprawiały, że wy- Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 17 glądał jak jeden z tych studentów, którzy przychodzili tutaj, żeby się poślinić na widok motocykli. ­ Masz randkę? ­ Coś w tym stylu. ­ Nie ma sprawy. Marie i tak będzie w domu dopiero po jedenastej. Jay wziął kurtkę z kontuaru, włożył ją, a następnie podniósł z podłogi swój kask. ­ Ciągle tam pracuje? ­ Tak. Z jakichś powodów lubi mieć do czynienia z liczbami. Niepojęte. Jay podszedł do drzwi swojego sklepu, z przyjemnością przyglądając się wypolerowanym na wysoki połysk modelom na wystawie. ­ Przynajmniej ma pracę. ­ Przyda nam się druga pensja. Oczywiście, gdybyś płacił mi tyle, na ile zasłu... ­ Lepiej nie kończ, koleś. Karl roześmiał się, ale Jay nie podtrzymał rozmowy i pchnął drzwi. Trudno mu było przez cały dzień myśleć o czymkolwiek... z wyjątkiem Grzecznej Dziewczynki. W kawiarence internetowej przeczytał jej wcześniejsze zapiski i im więcej czytał, tym bardziej był zaintrygowany. Była dla niego całkowitą niespodzianką ­ a to nie zdarzało się często. Kto mógł przypuszczać, że w tej dziewczynie sprawiającej wrażenie Myszki Minnie drzemie kobieta pokroju Jessiki Rabbit? Nałożył kask i zdecydowanym ruchem wsiadł na swój motocykl ­ Panhead rocznik 1965, w idealnym stanie. Silnik zaskoczył i po chwili Jay mknął już prosto 18 Jo Leigh do domu i komputera, nagle odprężając się pod wpływem kociego mruczenia motoru. Klucząc ulicami Manhattanu, wyobrażał sobie Grzeczną Dziewczynkę zrzucającą z siebie ubranie. Musiał jednak przerwać, bo omal nie potrącił sprzedawcy hot dogów. Dwadzieścia minut później zatrzymał się przed domem, w którym mieszkał. Był to stary budynek z brązowego kamienia leżący w samym sercu czegoś, co zwano Kuchnią Piekła. Obecnie nazwa ta nie pasowała już do otoczenia. Budynki zostały odrestaurowane i zaczęły wyrastać tu jak grzyby po deszczu modne sklepy i restauracje. Nic go to nie obchodziło. Tak długo, jak zostawiają go w spokoju, mogą sobie tu budować, co im się żywnie podoba. Zostawił motocykl w małej wnęce z boku budynku i zabezpieczył maszynę trzema mocnymi kłódkami. Sąsiedztwo mogło sobie być Bóg wie jak eleganckie, ale to wciąż był jednak Manhattan. Skierował się do drzwi, zatrzymując się, by skinąć do Jaspera, portiera. Wyglądał, jakby miał sto lat, a jego uniform sprawiał wrażenie, jakby pochodził sprzed wojny krymskiej. Ale Jasper był tu portierem od niepamiętnych czasów i z pewnością zostanie nim aż do śmierci. Niewiele się w tym budynku zmieniało, włącznie z tym, że winda niezmiennie śmierdziała mokrym psem. Jay mieszkał na piątym piętrze. Winda zatrzymała się na trzecim. Drzwi rozsunęły się, ukazując mężczyznę prawie tak starego, jak Jasper. ­ Kogóż to ja widzę? Jay, mój chłopcze! Jay uśmiechnął się. Shawn Cody był jego sąsiadem Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 19 i największym plotkarzem w budynku. Jeśli wsiadał na trzecim piętrze, to zapewne był u Darlene, żeby sprawdzić, czy zażyła lekarstwa. W wieku osiemdziesięciu czterech lat Shawn wciąż miał umysł ostry jak brzytwa i oko na wszystko. Utrzymywał, że jest pisarzem, ale nikt nigdy nie widział, żeby coś pisał. Nieważne. Ważne, że miły był z niego gość. ­ Jak się masz, Shawn? Mężczyzna wsiadł do windy i woń mokrego psa zmieszała się z zapachem olejku kamforowego i Old Spice'a. ­ Jak zwykł mawiać mój ojciec: mam się na tyle dobrze, na ile dobrze może czuć się człowiek, którego przeznaczeniem jest obrócenie się w proch. ­ Jeszcze nie dzisiaj, staruszku. Dzisiaj jesteś na chodzie, a to oznacza kłopoty. Shawn skinął głową. ­ Zgadza się. Jestem tutaj, żeby pocieszać udręczonych i udręczać pocieszonych. Winda rozpoczęła swą skrzypiącą wspinaczkę. Jay milczał. Jeśli Shawn zaczął mówić, nie było ucieczki przez dobre dziesięć minut. Ale Jay lubił staruszka i jego partnera Billa. Byli ze sobą od prawie pięćdziesięciu lat. Nie było łatwo, ale jakoś wytrzymali. ­ Wiesz co? ­ powiedział Shawn, przechylając do tyłu swoje lekko zgarbione plecy. ­ Strasznie mi brakuje twojego dziadka. Jay skinął głową. ­ Mnie też. ­ To był naprawdę klawy gość. 20 Jo Leigh ­ Zgadza się ­ przyznał Jay, a w środku poczuł znajomy smutek. Dziadek umarł cztery miesiące temu po kilkuletniej chorobie. Jay musiał się nim zająć i wtedy bardzo się zbliżyli. Tak bardzo, że Jay zdecydował się tu zamieszkać, mimo że był jedynym lokatorem przed emeryturą. To było miłe. Pomagał tym wszystkim staruszkom, bo byli przyjaciółmi jego dziadka. Do diabła, byli JEGO przyjaciółmi. Nie bez znaczenia był też fakt, że mieszkanie miało śmiesznie niski czynsz. Za trzysta dolarów miesięcznie miał dwupokojowe mieszkanko, które dla większości nowojorczyków mogło być absolutnym szczytem marzeń. Winda zatrzymała się na piątym piętrze. Jay przepuścił przed sobą staruszka. ­ Uważaj na siebie, Shawn ­ rzucił. ­ Ty również, młody człowieku. Jay otworzył swoje drzwi, wciąż spodziewając się, że poczuje zapach fajki dziadka. Oczywiście, nic nie poczuł. Fajka została pogrzebana razem z ciałem staruszka, zgodnie z jego wolą. Jay zdjął kurtkę i rzucił ją razem z kaskiem na kanapę. Przyniósł z kuchni piwo, pociągnął łyk, a potem poszedł prosto do komputera. Kilka chwil później był już na stronie ,,Prawdziwych Zwierzeń'' i czytał zapiski pewnej Grzecznej Dziewczynki, a reszta świata przestała dla niego istnieć. Rozdział drugi Porusza się jak uosobienie seksu. Nie z rozmysłem, ale pewnie. Arogancko. Jakby wiedział. Kiedy na mnie patrzy, moje ciało pragnie go aż do bólu. Ale nie jestem kobietą, jakiej on chce. Nie mogę się nawet do niego uśmiechnąć, zagadnąć go. Płonę z pożądania, ale przecież tak naprawdę płonę ze strachu. A może z tchórzostwa... Jay przechylił butelkę tylko po to, żeby przekonać się, że w środku nie ma już piwa. Tak jakby właśnie wyszedł z transu, popatrzył na pokój, na cienie na ścianie. Wstał i przeciągnął się, uświadamiając sobie jakieś dziwne napięcie w ramionach. Jeszcze jedno piwo i koniec. Ma jeszcze coś do zrobienia. Nic tak interesującego jak zwierzenia Grzecznej Dziewczynki, ale musi to zrobić. Otworzył lodówkę i widok słoika Jiffy spowodował burczenie w brzuchu. Cholera, było już po dziesiątej. Jak to się, u diabła, mogło stać? Odsunął piwo, chwycił dżem truskawkowy, chleb i masło orzechowe. Nie było 22 Jo Leigh to zbyt wymyślne jedzenie, ale nie miał na nic innego czasu. Poza tym mógł jeść przy komputerze. Położył jedną kanapkę na tekturowym talerzyku i ugryzł drugą. Oprócz jedzenia wziął karton mleka, po czym wrócił do salonu. Tej nocy zbudował portret psychologiczny Grzecznej Dziewczynki, niepełny, rzecz jasna, ale stała się dzięki niemu wyraźniejsza. Błyskotliwa, elokwentna, namiętna i sparaliżowana nieśmiałością. Chciała wyjść ze swojej skorupy, ale nie wiedziała jak. Mogła tylko opisywać swoje fantazje. Biedne dziecko! Zasługiwała na dużo więcej. Gdyby tylko wiedziała, jaka jest atrakcyjna. Przestałaby udawać niewidzialną. Miała nawet poczucie humoru. Pełne drwiny zrozumienie dla ironii życia. Kliknął na następną pocztę i przeczytał, nie przerywając jedzenia: Więc seks ma inicjały J. W. Jay zakrztusił się kanapką i kaszlał przez kilka następnych minut. J. W. to musiał być on! Czyżby cały czas pisała o nim? O cholera! To on był tym facetem z jej fantazji? On poruszał się jak uosobienie seksu? Jezu! Był święcie przekonany, że ona pisze o Bradzie Pitcie. Wspominała parę razy o tym aktorze w swoich zapiskach, zresztą skąd niby miałoby mu przyjść do głowy, że... To wszystko zmieniało. Odsunął od siebie niedokończoną kanapkę i pochylił się. Przebiegł wzrokiem cały ekran, dopóki nie znalazł jej następnej poczty. Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 23 Idę pod arkadami na Washington Square. Jest już późno. Powinnam być w domu dwie godziny temu. Słyszę za sobą czyjeś kroki i ściska mnie w żołądku, ale uspokajam się, że to przecież Nowy Jork. Tu zawsze słychać jakieś kroki. Idę dalej, nie rozglądając się. Nagle ktoś mnie popycha. Z krzykiem upadam na kolana. Ręka wyszarpuje mi torebkę i zanim mogę zobaczyć, kto to jest czy nawet jak jest ubrany, już go nie ma. Ale wtedy pojawia się ktoś jeszcze, mężczyzna, i rzuca się za nim w pościg. Patrzę, oszołomiona, jak dogania złodzieja. Lądują obaj na ziemi, walcząc, a ja podnoszę się. Zanim robię pierwszy krok, jest już po wszystkim i złodziej ucieka, utykając. Mężczyzna, który go złapał, wstaje i otrzepuje spodnie, a potem spogląda na mnie. Podchodzi, trzymając w ręce moją torebkę. To on! Podaje mi torebkę. ­ Bałem się, że coś ci się stało. Inaczej pobiegłbym za nim. ­ Nic mi nie jest. To naprawdę nadzwyczajne. Ryzykowałeś życie, a przecież nawet mnie nie znasz. Uśmiecha się do mnie. ­ Ależ ja cię znam, Amelio! Serce zaczyna mi szybciej bić. Czy to jakiś żart albo podstęp? ­ Widuję cię w kawiarence. Wiem, co tam piszesz na tym swoim komputerze w kąciku. ­ Naprawdę? Kiwa głową, podchodząc do mnie jeszcze bliżej. ­ Wiem o tobie wszystko: co lubisz, czego pragniesz, czego potrzebujesz. Z trudem łapię oddech. Jak to możliwe? 24 Jo Leigh ­ To, co piszę, to moja prywatna sprawa. Robię to anonimowo. ­ Nie muszę czytać twoich zapisków ­ mówi on i wyciąga rękę, żeby dotknąć mojego policzka. ­ Ja czytam z ciebie, Amelio. Wiem, że się ukrywasz. Wiem, jaka jesteś niezwykła. Wiem, jak ciężko pracowałaś na studiach. Jak opiekujesz się swoją ciotką. Wiem wszystko, Amelio. Ale przede wszystkim wiem, że jesteś najbardziej zmysłową kobietą, jaką znam. Wszyscy inni mężczyźni na ziemi są skończonymi głupcami, bo nie dostrzegają tego. Nie widzą ciebie tak, jak ja cię widzę. Nie jestem w stanie wydusić ani słowa. Jak on może tak do mnie mówić? Przecież się nie znamy... a może jednak się znamy? Dotyka mojego policzka. Nie odrywa ode mnie wzroku. Potem jego wargi dotykają moich i reszta świata przestaje się liczyć. Zatapiam się w pocałunku, podczas gdy on trzyma mnie w swoich ramionach. Jego ręce biegną w dół moich pleców. Dotyka mojej talii. Potem przesuwa ręce jeszcze niżej. Chwyta mnie za pośladki i przyciska mocno do swojego ciała. Czuję jego członek. Jest ogromny! Jay znów się zakrztusił, prawie dławiąc się piwem. Ona naprawdę tak myśli? Spojrzał w dół na swój rozporek, wypchany na wpół stwardniałym penisem. Nigdy nie musiał się go wstydzić w szatni szkolnej, ale żeby od razu był ogromny? Wrócił do czytania. Jego pocałunek pogłębia się, a potem on odrywa się ode mnie. Grzeczna dziewczynka i zły chłopak ­ Chodź ze mną ­ szepcze. ­ Dokąd? ­ Do mojego łóżka. ­ Ale... Dotyka delikatnie moich ust. 25 ­ Nie bój się. Wiem, że tego pragniesz, prawie tak bardzo jak ja. Kiwam wolno głową, wiedząc, że to głupie zaprzeczać oczywistemu. A on... I na tym koniec. Trach i już, po prostu. Jay przejrzał kilka następnych stron, ale nigdzie nie znalazł zakończenia. Co, u licha? Dlaczego zatrzymała się na tym, jak mają iść do niego, skoro wie, że to głupie zaprzeczać oczywistemu... Oparł się na krześle, zżymając się na własną głupotę. To była przecież fantazja. Nie obietnica. Przynajmniej na razie. Wychodząc z biblioteki, Amelia spojrzała na zegar. Dochodziła czwarta. Spędziła cały dzień wśród stosów papierzysk, regałów z książkami i w kurzu. To był jej własny, cichy świat, wymarzony dla niej, mimo że pensja była śmiesznie niska. Powinna teraz zająć się swoją pracą zaliczeniową, ale wszystko, co pozostawało do zrobienia, to korekta, i może niegłupio byłoby zrobić sobie dzień przerwy. A może to była tylko wymówka? Tak czy owak, nie zamierzała wracać do domu. W każdym razie jeszcze nie teraz. Poszła w dół Bleeker Street, w stronę Washington 26 Jo Leigh Square i kawiarenki internetowej. Czy on tam był? Serce zabiło jej szybciej na samą myśl. Jak zawsze. Zdawała sobie sprawę, że to zadurzenie jest śmieszne. Ale była to jedyna rzecz w jej życiu, której oddawała się tak bezgranicznie, nie licząc studiów, rzecz jasna, ale to był zupełnie inny rodzaj oddania. Jay przyprawiał ją o gęsią skórkę i ściskanie w dołku. Czytała kiedyś o szczenięcej miłości. Wyrażenie to oznaczało stan głębokiego, uzależniającego zadurzenia, które zdarza się, gdy ktoś jest zakochany. I jej się ­ o wstydzie ­ właśnie coś takiego przytrafiło. Bez dwóch zdań. Na całe nieszczęście obiekt jej uczuć nawet nie znał jej imienia. Nie traktował jej serio. A mimo to, zbliżając się do kawiarenki, z bijącym sercem przyspieszyła kroku. ­ Proszę, och, proszę ­ szepnęła. Tuż przed drzwiami zawahała się. Odrzuciła włosy do tyłu, zwilżyła usta i wtedy przypomniała sobie, jak omal jej nie dotknął. Może zrobiłby to, gdyby miał powód? Pozwoliła kilku włosom opaść na policzek. Weszła do środka i od razu wiedziała, że go nie ma. Powietrze było zwykłym powietrzem. Za barem stał Brian z joystickiem w ręce. Co za dziwny gość. Jeden z tych, których wiek trudno odgadnąć. Mówił jak nastolatek i grał w gry dla nastolatków. Z drugiej strony, był właścicielem tej kawiarenki, a ­ cokolwiek by powiedzieć ­ była ona strzałem w dziesiątkę. Przy komputerach siedziały dwie osoby ­ dziewczyna, którą już kiedyś widziała, i jakiś nieznany jej młody chłopak, prawdopodobnie z pierwszego roku. Nie patrzyli na nią. Podeszła do swojego ulubionego stanowiska, ale zanim włączyła komputer, zrobiła kilka głębokich, spokoj- Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 27 nych wdechów. To nieważne, że go tu nie ma. Dlaczego miałby być? A nawet jeśli, to co? On był z zupełnie innej bajki, chyba postradała rozum. Ciocia Grace mówiła wiele razy, że jej wyobraźnia może być dla niej groźna. Nie powinna tracić czasu na marzenia, na tęsknotę za tym, czego nie może mieć. Ciocia Grace miała skłonność do przesady, ale nie myliła się, ostrzegając ją przed pułapkami wyobraźni. Wszystkie problemy Amelii wynikały z tego, że chciała więcej, niż mogła mieć. Z drugiej strony, ciocia była święcie przekonana, że Amelia nie dostanie się na studia, a jeśli nawet, to nie będzie miała za co studiować. Obie były zdumione, kiedy dostała stypendium na czesne i zakup książek. To zakrawało na cud. Więc może jednak cuda się zdarzają? Włączyła komputer i zalogowała się. Wpisała adres ,,Prawdziwych Zwierzeń'' i przeszła prosto do swoich zapisków. A jeślibym coś upuściła? A on by to podniósł i nasze palce by się spotkały? Iskrzenie, wyładowanie elektryczne. Magia. Nasze oczy spotkałyby się, a on by się uśmiechnął, ale nie tak, jak zwykle. Tym razem w tym uśmiechu byłoby zaskoczenie i pytanie. W odpowiedzi również bym się uśmiechnęła. Uśmiechem, który oznaczałby: ,,Tak. Naprawdę jestem tobą zainteresowana''. Wtedy zapytałby, jak mam na imię, przysiadając na skraju stołu. Zobaczyłby mnie. Nie rumieniec, nie strach, ale prawdziwą mnie. Tę cząstkę mnie, która jest pożądaniem. Namiętnością. Dotknąłby mojego policzka, a pieszczota trwałaby i trwała, i roznieciłaby w nas ogień. Pochyliłby się nade mną. I pocałował delikatnie w usta. 28 Jo Leigh Drzwi otworzyły się. Serce podeszło jej do gardła. Tylko że to był ten drugi facet ze sklepu z motocyklami. Ten w okularach. Westchnęła, nagle uświadamiając sobie własną głupotę. I osamotnienie. Może powinnam powiedzieć mu ,,cześć''. Nic więcej. Tylko ,,cześć''. Czy zaraz nastąpiłoby trzęsienie ziemi? Czy niebo by się zawaliło, a oceany wystąpiłyby z brzegów, gdybym powiedziała zwykłe ,,cześć''? Amelia przestała pisać, przestała myśleć. Nie chciała znowu użalać się nad sobą. Nagle uświadomiła sobie, że przychodzi tu niepokojąco często. Znów okazywało się, że jej problemy wynikają z rozbudzonych nadziei. Z marzeń zbyt wielkich, by mogło im sprostać jej niewiele znaczące życie. Z cichej rozpaczy. Nie. To nie tego chciała. Chciała spokoju. Zadowolenia. Namiętności. Romansu. Seksu. Przede wszystkim seksu. Niesamowitego seksu. Ponownie wlepiła wzrok w monitor komputera. Nie mogę przestać o tym myśleć. O uprawianiu miłości. Czuję się, jakbym była chora i jedynym lekarstwem na tę chorobę były dwa numerki z J. i hektolitry wody. Uśmiechnęła się. Dwa numerki z Jayem! Tymczasem nie miała w sobie nawet tyle odwagi, żeby napisać jego imię. Co jest z nią nie tak? Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 29 Może powinnam przestać tu przychodzić. Gdybym go już nigdy nie zobaczyła, w końcu zapomniałabym o nim. Może nawet zainteresowałabym się kimś innym. Powinnam pójść dokądś z dziewczynami. Zawsze zapraszają mnie na imprezy, a ja zawsze odmawiam. Tak, to właśnie powinnam zrobić. Pójdę. Raz kozie śmierć. Kto wie? Może mi się spodoba? Przypomniało jej się, co myślała o małpie i swoim tyłku, tylko że teraz nie wydawało jej się to już takie śmieszne. Dlaczego nie mogę przełamać tej wyniszczającej nieśmiałości? Czego się muszę nauczyć? Jak być odważną? Jak mogę być odważną, skoro czuję się, jakbym miała zaraz zemdleć? Nie cierpię tego. Chciałabym być kimś innym, wszystko jedno kim. Donną, Kathy albo Tabby. Wszystkie one wiodą takie podniecające, wspaniałe życie. Nic dziwnego, że zostawiają mi zmywanie naczyń. Co innego mam do roboty? Zmarszczyła brwi. Nie za bardzo udało jej się poprawić sobie nastrój. Bojąc się, że za chwilę popadnie w zupełne czarnowidztwo, zapisała dokument, po czym wylogowała się ze strony. Miała wykupione jeszcze czterdzieści minut. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie wykorzystać tego czasu na zajęcie się pracą, ale w końcu postanowiła zrobić coś bardziej podnoszącego na duchu. Wpisała adres swojej ulubionej księgarni internetowej i zaczęła przeglądać jej ofertę, wiedząc, że może sobie pozwolić na kupno co najwyżej jednej 30 Jo Leigh książki. W drodze selekcji zdołała wybrać finałową trójkę, gdy nagle na monitor padł czyjś cień. Spodziewając się Briana, odwróciła się i... serce podeszło jej do gardła. Omal nie wyszarpnęła kabla od myszki z komputera. ­ Przepraszam, czy to pani? Zamrugała oczami. ­ Pani... ? ­ zawiesił głos. Powiedz coś, do cholery! Coś, cokolwiek! ­ Edwards. Uśmiechnął się. Jezu Chryste! Uśmiechnął się tak, jak nigdy dotąd. Słodko. Seksownie. Jej fantazje stawały się życiem. ­ Czy to pani? Przeniosła wzrok z jego twarzy na rękę. Trzymał w niej biały długopis z niebieską skuwką. Nigdy go przedtem nie widziała. ­ Nie. ­ Ach, tak. Myślałem, że może pani spadł. Potrząsnęła głową. ­ Nigdy nie miałam takiego długopisu. Przechylił lekko głowę. ­ A chce pani? ­ Co takiego? Uśmiechnął się jeszcze szerzej. ­ Mieć taki długopis? Znowu zamrugała oczami. Roześmiał się. Cudowny dźwięk, który poruszył ją do głębi. Ten śmiech wcale nie był drwiący. Właściwie, jeśli nie wiedziałaby, że to niemożliwe, mogłaby pomyśleć, że mu się... podoba. Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 31 Wyciągnęła rękę po długopis. Dłoń drżała jej tylko trochę, a kiedy go dotknęła, jego ręka poruszyła się, przejeżdżając po jej dłoni, dokładnie tak, jak sobie to wyobrażała kilka minut temu. Czyżby miała zdolności paranormalne? Nigdy przedtem nie zdarzyło jej się przepowiedzieć przyszłości, tym razem jednak... to było trochę przerażające. ­ Jestem Jay. Jay Wagner. ­ Wiem. ­ Naprawdę? Nie powinna była tego mówić. O kurczę! ­ Skąd pani zna moje nazwisko, panno Edwards? ­ Widziałam już... hm... pana tutaj. Z Brianem. ­ I to wszystko? A ja miałem nadzieję, że przeprowadziła pani małe śledztwo. ­ Ja? Skinął głową. ­ Musiała pani zwrócić uwagę na to, że szukam pani za każdym razem, gdy tutaj przychodzę. ­ Mnie? ­ wykrztusiła, coraz bardziej przekonana, że to tylko sen. Nic tak wspaniałego nie może się przydarzyć w prawdziwym życiu. W każdym razie nie w jej życiu. ­ Tak, pani. ­ Och... Popatrzył w dół na długopis i ich wciąż złączone ręce. Poczuła gorąco napływające do twarzy. Przynajmniej nie od razu oblała się rumieńcem. ­ Nigdy nie widziałem dziewczyny, która by się równie pięknie rumieniła ­ powiedział, pochylając się, żeby położyć długopis na stoliku. Nagle jego usta 32 Jo Leigh znalazły się kilka cali od niej, ciepły oddech owionął czule jej skórę poniżej ucha. Zastygła w bezruchu. Co powinna teraz zrobić? Jeśli ruszy się choćby odrobinkę, ich ciała zetkną się. Jego usta... Nie mogła teraz zemdleć. Tylko że zapomniała, jak się oddycha. ­ Amelio ­ powiedział tak miękko, jak pragnęła. ­ Ja cię znam, Amelio. Serce przestało jej bić. Cały świat się zatrzymał. Czuła jego usta dotykające płatka jej ucha. To był prawie pocałunek. Zadrżała cała od stóp do głów. Odsunął się, wyprostował i popatrzył na nią. Nie powiedział już więcej ani słowa. Uśmiechnął się tylko, a potem wyszedł z kawiarenki. Zawaliła się. Nie dosłownie. Wewnętrznie. Serce wznowiło pracę, płuca napełniły się powietrzem, ale czuła się, jakby nie miała kości, słaba jak kotek. Co tu się przed chwilą stało? Czy do reszty już oszalała? Jay Wagner nie mógł przecież... On nie mógł... Jej wzrok spoczął na stole. Długopis. Dowód! Potem odwróciła się szybko do dziewczyny pracującej na Power Macu. Następny dowód. Nikt jeszcze dotąd nie patrzył na nią w ten sposób. Nigdy jeszcze nie wzbudziła czyjejś zazdrości. No dobrze, więc to się wydarzyło naprawdę. Ale jak? Dlaczego? Znał jej imię. Flirtował z nią, bo to było flirtowanie, była tego pewna. Szczególnie wtedy, gdy szeptał. To było dokładnie to, co sobie wyobrażała. Tylko o wiele bardziej porażające. I o wiele piękniejsze. Chyba jakaś dobra wróżka musiała przefrunąć nad Washington Square, bo tego rodzaju rzeczy po prostu się Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 33 nie zdarzają. Była Amelią. Była niewidzialnym człowiekiem. Jay wszedł do swojego biura i zamknął drzwi. Uśmiechał się, zagłębiając się w skórzanym fotelu. Wyciągnął przed siebie nogi, skrzyżował ramiona i w duchu sam sobie pogratulował. To było coś. Z bliska była nawet ładniejsza. Od zapachu jej perfum zakręciło mu się w głowie, co musiało być jakąś sztuczką, bo sam zapach był subtelny niczym zapach róży za płotem. Wszystko w niej było subtelne, prawie niedostrzegalne. Zieleń jej oczu. Układ ust. Jej oddech. Czuł się, jakby znalazł ukryty skarb. Jakże daleko było do niej kobietom, z którymi był przez ostatnie kilka lat. One lubiły motocykle, skórzane kurtki, gorący, spocony seks o czwartej nad ranem. Nie było to wcale takie złe, ale z pewnością nie było subtelne. Amelia Edwards wymagała zręczności. Zanim się spostrzeże, wyląduje u niego w łóżku. Jezu, ależ on chciał ją zobaczyć nagą! Była dla niego tajemnicą, a nic tak na niego nie działało, jak tajemnice. Płocha jak sarenka, delikatna jak motylek... I tak wypełniona pożądaniem, że nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Pokaże jej. Nauczy ją wszystkiego i pokocha każdą chwilę tej nauki. Roześmiał się, zacierając ręce i dziękując w duchu wynalazcy komputera i tym wspaniałym ludziom, którzy powołali do życia ,,Prawdziwe Zwierzenia''. Odwrócił się do monitora, stojącego dumnie na dwóch motocyklowych poradnikach. Ostatnia poczta Grzecznej Dziewczynki wciąż znajdowała się na ekranie. 34 Jo Leigh A jeślibym coś upuściła? A on by to podniósł i nasze palce by się spotkały? Iskrzenie, wyładowanie elektryczne. Magia. Nasze oczy spotkałyby się, a on by się uśmiechnął, ale nie tak, jak zwykle... Był cholernie blisko. Mało brakowało, a skojarzyłaby fakty, co się nie zdarzy, jeśli uda mu się temu zapobiec. To była najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mu się od miesięcy. Do diabła, może nawet od lat! To była prawdziwa przygoda. Czuł, jak krew burzy mu się od tego wyzwania. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuł, że naprawdę żyje. Projekt ,,Amelia'' wejdzie w następną fazę, gdy tylko wymyśli, co teraz powinno nastąpić. Na razie chciał nią trochę wstrząsnąć. Poczeka, chociaż wcale nie ma na to ochoty. Poczeka. Tymczasem musiał nauczyć się na pamięć wszystkich jej fantazji. Szczególnie tej, przez którą nie mógł spać ostatniej nocy. Wczesna poczta, prawie sprzed roku. Nie wierzył, żeby przychodziła do tej kawiarenki od roku. Musiała to napisać na jakimś innym komputerze. Nieważne. W każdym razie fantazja dotyczyła motocyklisty. Mężczyzny w czarnej skórzanej kurtce na harleyu. Czy to był przypadek? Czy po prostu jeszcze jej wówczas nie dostrzegał? Zapytał o nią Briana, a on odpowiedział, że dziewczyna przychodzi do jego kawiarenki od jakichś pięciu miesięcy. Jeśli ta fantazja pochodziła z okresu, gdy jeszcze nie przychodziła do kawiarenki, cała sprawa robiła się o wiele bardziej interesująca. Już dawno temu przestał wierzyć w przypadki, chociaż nie przyznałby się niko- Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 35 mu, a szczególnie rodzinie, że wierzył w jakiś boski plan. A jeśli jest jakiś plan, na czym polegać miał jego w nim udział? Czy to ona go przywołała? Czy też po prostu zapragnęła go, ponieważ przypominał jej mężczyznę z fantazji? Nie zamierzał zastanawiać się nad tym tego wieczoru. Mógł nigdy się tego nie dowiedzieć. Nie miało to znaczenia. Ważne było tylko to, że ona pragnęła jego, a on pragnął jej, i że ona ani razu w całym swoim życiu nie siedziała na motorze, a on zamierzał zabrać ją w miejsca, o których nawet nie marzyła. Rozdział trzeci ­ Na pewno nie chcesz z nami iść na tę imprezę? ­ Kathy patrzyła na Amelię z wyraźnym współczuciem. ­ Nie, ale dzięki za zaproszenie. ­ Amelia uśmiechnęła się, udając, że nie dostrzega tego spojrzenia. ­ Wiesz, że nie czuję się za dobrze wśród ludzi. ­ I najwyższy czas to zmienić. Musisz się tylko trochę wyluzować. To są najlepsze lata twojego życia. A ty spędzasz je, zmywając za kogoś talerze. Amelia dalej się uśmiechała, mimo że poczuła się dotknięta. ­ To, że nie jestem taka jak ty, wcale nie znaczy, że jestem nieszczęśliwa. ­ A samotna? Nie mogła już dłużej udawać. Uśmiech zniknął z jej twarzy. ­ Tak. Jestem samotna ­ przyznała. ­ Ale od tego się nie umiera. ­ Wcale nie jestem tego taka pewna. Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 37 Amelia podeszła do drzwi pokoju, który zajmowała wraz z Kathy. Jej część pokoju była nieskazitelnie czysta. Część należąca do Kathy była najgorszym koszmarem Marthy Stewart. ­ Pospiesz się, bo się spóźnisz. Przymierzyłaś dopiero trzy czwarte szafy. Kathy przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądała cudownie. Właściwie wszystkie trzy współlokatorki Amelii były prawdziwymi pięknościami. Kathy miała jasnoniebieskie oczy, w których co i rusz pojawiały się wesołe iskierki. Ciemne włosy sięgały jej do ramion i zawsze wiedziała, co zrobić, żeby wspaniale wyglądały. Jeśli dodać do tego figurę miss, przestawał dziwić fakt, że nie mogła się opędzić od mężczyzn. Amelia skierowała się do salonu. Za sobą usłyszała stukot obcasów. To Kathy przymierzała strój numer pięćset. Przeszła obok pokoju Donny i Tabby. Tabby, wysoka, oszałamiająca piękność o lekko kręconych brązowych włosach, stała właśnie zgięta wpół, z dłońmi na podłodze i złączonymi kolanami. Nie było w tej pozycji nic niezwykłego. Tabby była najbardziej giętką istotą, jaką Amelia kiedykolwiek widziała. Czasem, gdy rozmawiały albo oglądały telewizję, nagle, jak gdyby nigdy nic, unosiła nogę wysoko i trzymała ją wyprostowaną. To było coś niebywałego. W każdym razie większość znajomych mężczyzn tak uważała. Patrząc dalej, Amelia ujrzała odbicie Donny w lustrze łazienki. Nakładała właśnie cierpliwie czarny tusz do rzęs. Spędzała przed lustrem godziny, co zawsze wprawiało Amelię w zdumienie. To prawda, że sama raczej 38 Jo Leigh nie stosowała makijażu, ale znała jego podstawowe zasady. Nie było tam aż tak dużo do roboty, zważywszy, że Donna nie miała zbyt wiele defektów do ukrycia. Była jedyną blondynką wśród nich. Drobna i nieprawdopodobnie wąska w pasie, przez większość czasu była straszliwie nieszczęśliwa, pewna, że jej życie zmierza do końca. Potem podrywała jakiegoś faceta i ­ pyk! ­ po depresji ani śladu. Aż do chwili, gdy romans się kończył, co nieodmiennie oznaczało płacz i zgrzytanie zębów oraz składanie ślubów czystości. Życie z tymi trzema było wielkim ułatwieniem w sensie finansowym. Ale Amelia wolałaby mieszkać sama. Kiedy patrzyła na nie, uświadamiała sobie boleśnie, kim nie była. A nie była: ładna, zabawna, czarująca ani odważna. Nie takiej kobiety pragnął Jay. Skrzywiła się pod wpływem tych niezbyt wesołych myśli. Od dwóch dni usiłowała sobie wmówić, że to, co powiedział w kawiarence, było prawdą. Tyle że nie było jej łatwo w to uwierzyć. Był zbyt atrakcyjny, zbyt seksowny. Każda z jej współlokatorek wyglądałaby wspaniale w jego ramionach. Amelia wyglądałaby w nich dziwnie. Wszyscy by się zastanawiali: co on robi z kimś takim? Popatrzyła na łóżko Donny i małą bluzeczkę, która leżała na różowym pledzie. Może gdyby ubierała się trochę odważniej... Podniosła bluzkę i stanęła przed lustrem. Pasowała. Podkreślała jej figurę, która nie była może najgorsza, ale też nie rewelacyjna. Jednak, kto wie, może... ­ No nie, no... ­ Śmiech Donny przebił się przez Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 39 muzykę Foo Fighters, trafiając Amelię prosto w serce. ­ Dziewczyno, to nie dla ciebie strój. Rzuciwszy bluzkę, jakby parzyła tym samym ogniem, który objął jej policzki, Amelia podbiegła do drzwi. Tabby zatrzymała ją, kładąc jej rękę na ramieniu. ­ O jakim stroju mówicie? Donna podeszła do łóżka i podniosła bluzkę. ­ I co w niej takiego złego? ­ spytała Tabby. ­ Nie uważasz, że jest dla niej trochę za odważna? ­ Donna przypatrywała się Amelii, jakby ta była nieświeżą potrawą. ­ Bez obrazy, ale czy nie lepiej, żebyś najpierw przymierzyła coś bardziej do ciebie pasującego? Mam na myśli rozmiar. ­ Masz rację ­ powiedziała Amelia, starając się, by jej głos brzmiał lekko i beztrosko, zupełnie jakby to nie był właśnie powód, dla którego nie chciała mieć współlokatorek, dla którego nie chciała być z kimkolwiek bliżej. ­ Ja tylko żartowałam. ­ Zaraz, zaraz ­ włączyła się Tabby. ­ Donna przesadza. Jest egoistką, dlatego nie chce ci tego pożyczyć. ­ Nieprawda! ­ Dobrze, już dobrze ­ powiedziała Amelia, chcąc zakończyć dyskusję i już sobie iść. ­ Bawcie się dobrze. I nie przesadzajcie z

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!