4502

Szczegóły
Tytuł 4502
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4502 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4502 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4502 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Witold GOMBROWICZ DZIE�A tom IV redakcja naukowa tekstu Jan B�o�ski Wydawnictwo Literackie Witold GOMBROWICZ PORNOGRAFIA Wydawnictwo Literackie Copyright by Rita Gombrowicz, 1986 Tekst i Not� wydawcy opracowa�a BOGUS�AWA STANOWSKA-CICHO� Uwagi interpretacyjne zawarte w Nocie wydawcy napisa� JERZY JARZ�BSKI Projekt ok�adki BEATA BARSZCZEWSKA-WOJDA Printed in Poland Wydawnictwo Literackie, Krak�w 1987 Wyd. II. Nak�ad 150 000 + 350 egz. Ark. wyd. 7,8. Ark. druk. 9,5 Druk z gotowych diapozytyw�w Zam. nr 2502/87. D-15-78 Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca Krak�w, ul. Wadowicka 8 ISBN 83-08-01927-7 informacja H Pornografia dzieje si� w Polsce z lat wojennych. Dlaczego? Troch� dlatego, �e klimat wojny dla niej najw�a�ciwszy. Troch�, �e to jednak polskie � i nawet mo�e pomy�lane by�o, w pierwszym rzucie, odrobin� na wz�r taniego romansu z gatunku Rodziewicz�wny, czy Zarzyckiej (czy to podobie�stwo znik�o w p�niejszym opracowaniu?). A troch� na przek�r � �eby podsun�� narodowi, i� w jego �onie zmieszcz� si� inne konflikty, dramaty, idee, opr�cz tych... teoretycznie ustalonych. Tej Polski wojennej nie znam. Nie by�em przy tym. W og�le Polski od 1939 r. nie ogl�da�em. Opisa�em to tak, jak sobie wyobra�am. To wi�c jest Polska imaginacyjna � i nie przejmujcie si�, �e czasem pomylone, czasem mo�e fantastyczne, bo nie o to chodzi i to zupe�nie bez znaczenia dla spraw tutaj si� odbywaj�cych. Jeszcze jedno. Niech nikt nie doszukuje si� w w�tku zwi�zanym z Armi� Krajow� (w drugiej cz�ci) intencji krytycznej lub ironizuj�cej. AK mo�e by� pewna mojego szacunku. Wymy�li�em t� sytuacj� � kt�ra mog�aby si� zdarzy� w jakiejkolwiek organizacji podziemnej � gdy� tego wymaga�a kompozycja i jej duch, w tym miejscu troch� melodramatyczny. AK, czy nie AK, ludzie s� lud�mi � wsz�dzie przytrafi si� w�dz, tch�rzem nawiedzony, lub morderstwo dyktowane konspiracj�. W. G. Cz�� pierwsza 1. Opowiem wam inn� przygod� moj�, jedn� chyba z najbardziej fatalnych. W�wczas, a by�o to w 1943-im, przebywa�em by� w by�ej Polsce i w by�ej Warszawie, na samym dnie faktu dokonanego. Cisza. Przetrzebione grono kole�k�w i przyjaci� moich z by�ych kawiar�, Zodiaku, Ziemia�skiej, Ipsu, zbiera�o si� co wtorek w pewnym mieszkanku na Kruczej i tam, popijaj�c, usi�owali�my by� w dalszym ci�gu artystami, pisarzami i my�licielami... podejmuj�c dawne, by�e rozmowy nasze i spory o sztuce... Hej, hej, hej, do dzi� widz� siedz�cych lub le��cych w ci�kim dymie, ten nieco szkieletowaty, tamten pokiereszowany, a wszyscy rozkrzyczeni, rozwrzeszczeni. Wi�c jeden krzycza�: B�g, drugi: sztuka, trzeci: nar�d, czwarty: proletariat, i tak dyskutowali�my za�arcie i tak to trwa�o, trwa�o � B�g, sztuka, nar�d, proletariat � ale kiedy� zjawi� si� go�� w �rednim wieku, czarniawy i suchy, z nosem orlim, i przedstawi� si� ka�demu z osobna z zachowaniem wszystkich formalno�ci. Po czym prawie si� nie odzywa�. Podzi�kowa� za dostarczony kieliszek w�dki bardzo starannie � i z nie mniejsz� staranno�ci� powiedzia�: � Ja poprosi�bym jeszcze o zapa�k�... po czym zacz�� czeka� na za-6 pa�k� i czeka�... i, gdy mu j� dano, przyst�pi� do zapalenia papierosa. Tymczasem wrza�a dyskusja � B�g, proletariat, nar�d, sztuka � a smr�d zagl�da� nam w nozdrza. Kto� zagadn��: � Jakie wiatry przywia�y pana, panie Fryderyku? � na co udzieli� natychmiast wyczerpuj�cej odpowiedzi. � Dowiedzia�em si� od pani Ewy, �e bywa tu Pi�tak, wi�c zaszed�em, bo mam cztery sk�rki zaj�cze i podeszw�. I, aby nie by� go�os�ownym, pokaza� sk�rki zawini�te w papier. Podano mu herbat�, kt�r� wypi�, ale pozosta� mu na talerzyku kawa�ek cukru � i wyci�gn�� r�k� �eby go podnie�� do ust � ale mo�e uzna� ten ruch za nie do�� uzasadniony., wi�c cofn�� r�k� jednak�e cofni�cie r�ki by�o w�a�ciwie czym� bardziej jeszcze nieuzasadnionym � wyci�gn�� tedy r�k� powt�rnie i zjad� cukier � ale zjad� ju� chyba nie dla przyjemno�ci, a tylko �eby odpowiednio si� zachowa�... wobec cukru, czy wobec nas?... i pragn�c zatrze� to wra�enie kaszln�� i, aby uzasadni� kaszlni�cie, wyci�gn�� chusteczk�, ale ju� nie odwa�y� si� wytrze� nosa � tylko poruszy� nog�. Poruszenie nogi, jak si� zdaje, nasun�o mu nowe komplikacje, wi�c w og�le ucich� i znieruchomia�. To szczeg�lne zachowanie (bo on w�a�ciwie nic tylko �zachowywa� si�", on �zachowywa� si�" bez ustanku) ju� wtedy, przy pierwszym widzeniu wzbudzi�o moj� ciekawo��, a w ci�gu nast�pnych miesi�cy zbli�y�em si� z tym cz�owiekiem, kt�ry zreszt� okaza� si� kim� nie pozbawionym og�ady, a tak�e maj�cym za sob� do�wiadczenia z dziedziny sztuki (zajmowa� si� kiedy� teatrem). Bo ja wiem... bo ja wiem... wystarczy gdy powiem i� wsp�lnie zaj�li�my si� ma�ym handelkiem, kt�ry dostarcza� nam �rodk�w na utrzymanie. No tak, ale to nied�ugo trwa�o, bo pewnego dnia otrzyma�em list, list od tak zwanego Hipa, czyli Hipolita S., ziemianina z Sandomierskiego, z propozycj� aby�my go odwiedzili � i nadmienia� Hipolit, �e chce om�wi� z nami pewne swoje warszawskie sprawy, w kt�rych mogliby�my by� mu pomocni. �Tutaj niby spok�j, nic takiego, ale chodz� bandy, czasem napadaj�, jest, uwa�asz, rozlu�nienie. Przyjed�cie we dw�ch, b�dzie ra�niej". Jecha�? We dw�ch? Nawiedza�y mnie trudne do sformu�owania w�tpliwo�ci dotycz�ce tej jazdy we dw�ch... no bo, bra� go ze sob� �eby tam, na wsi, nadal prowadzi� swoj� gr�... A jego cia�o, to cia�o tak... �specyficzne"?... Jecha� z nim nie bacz�c na t� jego niestrudzon� �nieprzyzwoito�c milcz�co--krzycz�c�"?... Obarcza� si� kim� tak �skompromitowanym a wskutek tego i kompromituj�cym"?... Nara�a� si� na ten �dialog" prowadzony uparcie... z... kim w�a�ciwie?... A jego �wiedza", ta wiedza jego o...? A jego chytro��? A jego podst�py? No tak, to wszystko niezbyt mi si� u�miecha�o, ale z drugiej strony on by� w wieczystej grze swojej tak osobno... tak wyodr�bniony z naszego zbiorowego dramatu, tak bez zwi�zku z dyskusjami �nar�d, B�g, proletariat, sztuka"... i to by�o mi wypoczynkiem, stanowi�o jakie� odci��enie... A przy tym tak nienaganny i spokojny i ostro�ny! Jed�my tedy, o ile� przyjemniej we dw�ch! I w rezultacie � wdarli�my si� do wagonu i wdr��yli w zapchane wn�trze... a� ruszy� w ko�cu poci�g, zgrzytaj�c. Godzina trzecia po po�udniu. Mglisto. Fryderyka wp� �ama� tu��w babi, noga dziecka naje�d�a�a mu na brod�... i tak jecha�... ale jecha�, jak zawsze, poprawny i doskonale wychowany. Milcza�. Milcza�em i ja, jazda szarpa�a nami i rzuca�a, a wszystko by�o jak st�a�e... lecz przez skrawek okna dojrza�em sinawe i �pi�ce pola, w kt�re wje�d�ali�my rozko�ysanym �oskotem... by�a to ta sama, tyle razy widziana, p�aska szeroko�� obj�ta horyzontem, ziemia poszatkowana, kilka drzew uciekaj�cych, domek, w ty� uchodz�ce zabudowania... to samo co zawsze, to z g�ry wiadome... Ale nie to samo! I nie to samo, dlatego w�a�nie, �e to samo! I niewiadome, i niezrozumia�e, ba, niepoj�te, nie do ogarni�cia! Dziecko rozdar�o si�, baba kichn�a... Ten kwa�ny zapach... Z dawna znana, wieczysta �a�o�� jazdy poci�giem, wznosz�ca si�, opadaj�ca linia drut�w lub rowu, nag�e wtargni�cie w okno drzewa, s�upa, budki, szparkie pomykanie wszystkiego w ty�, wy�lizgiwanie si�... gdy tam, daleko, na horyzoncie, komin lub wzg�rze... pojawia�y si� i trwa�y d�ugo, uparcie, jak troska naczelna, troska g�ruj�ca... p�ki nie zapad�y si� w nic powolnym obrotem. Fryderyka 3 mia�em tu� przed sob�, oddzielonego dwiema g�owami, g�owa jego by�a tu�, tu�, i mog�em j� widzie� � milcza� i jecha� � a obecno�� cia� obcych, nachalnych, ob�a��cych i napieraj�cych pog��bia�a tylko moje sam na sam z -nim... bez s�owa... tak bardzo, �e na Boga �ywego wola�bym z nim nie jecha� i �eby ten pomys� wsp�lnej jazdy nie by� doszed� do skutku! Albowiem, wsadzony w cielesno��, by� jednym wi�cej cia�em w�r�d cia�, niczym wi�cej... ale jednocze�nie by�... i by� jako� odr�bnie, a nieub�aganie... Tego nie mo�na by�o usun��. To nie dawa�o si� zby�, za�atwi�, zatrze�, on by� w tym �cisku i by�... I jego jazda, jego p�d w przestrzeni, nie dawa�y si� por�wna� z ich jazd� � by�a to jazda o wiele donio�lejsza, mo�e nawet gro�na... Od czasu do czasu u�miecha� si� do mnie i m�wi� co� � ale chyba po to, �eby umo�liwi� mi przebywanie z sob� i uczyni� swoj� obecno�� mniej przygniataj�c�. Zrozumia�em, �e wydobycie go z miasta, wyrzucenie w te przestrzenie poza-warszawskie, by�o przedsi�wzi�ciem ryzykownym... bo na tle tych rozleg�o�ci szczeg�lna jego jako�� wewn�trzna musia�a rozlega� si� silniej... i on sam to wiedzia�, gdy� nigdy nie widzia�em go bardziej �ciszonym, nieznacznym. W pewnej chwili zmierzch, ta substancja kt�ra zjada kszta�t, pocz�a stopniowo go zaciera� i sta� si� niewyra�ny w wagonie rozp�dzonym i roztrz�sionym, wje�d�aj�cym w noc, sk�aniaj�cym do niebytu. Lecz to nie nadw�tli�o jego obecno�ci, kt�ra sta�a si� tylko mniej dost�pna oczom: czai� si� za welonem niewidzenia, taki sam. Wtem zapali�o si� �wiat�o i zn�w wyci�gn�o go na jaw, ukazuj�c jego podbr�dek, k�ciki ust zaci�ni�tych i uszy... on za� nie drgn��, sta� z oczyma wlepionymi w ko�ysz�cy si� sznurek i by�! Poci�g zn�w stan��, gdzie� za mn� szuranie nogami, �cisk zatacza si�, co� chyba si� dzieje � ale on jest i jest! Ruszamy, noc na zewn�trz, lokomotywa buchn�a iskrami, nocna staje si� jazda wagon�w � po co mi by�o zabiera� go z sob�? Dlaczego obarczy�em si� tym towarzystwem, kt�re, zamiast odci��a�, obci��a�o? Wiele ospa�ych godzin trwa�a ta jazda, przeplatana postojami, a� na koniec sta�a si� jazd� dla jazdy, senn�, upart�, i tak jechali�my p�ki nie dobili�my do �mielowa i, z walizkami, nie znale�li�- 9 my si� na �cie�ce wzd�u� toru. Uchodz�cy sznur poci w huku nikn�cym. Cisza, zagadkowy powiew, i gwiazdy �wierszcz. Ja, wydobyty z wielogodzinnego ruchu i �cisku, umieszczony z nag�a na tej �cie�ce � a obok Fryderyk z p�aszczem na r�ku, zupe�nie cichy i stoj�cy � gdzie byli�my ? Co to by�o ? Zna�em przecie� t� okolic�, nie by� mi obcy ten wietrzyk � ale gdzie byli�my? Tam, na ukos, znajomy budynek �mie-lowskiej stacji i kilka �wiec�cych lamp, ale... gdzie, na jakiej wyl�dowali�my planecie? Fryderyk sta� obok i tylko sta�. Ruszyli�my do stacji, on za mn�, oto bryczka, konie, furman � znajoma bryczka i znajome to uchylenie furma�skiej czapki, dlaczego wi�c tak si� przygl�dam z uporem?... Wsiadam, za mn� Fryderyk, jedziemy, piaszczysta droga pod �wiat�em ciemnego nieba, bokami nadp�ywa czarno�� drzewa lub krzaka, wje�d�amy w wie� Brzustow�, biel� si� wapnem deski i psa szczekanie... zagadkowe... przede mn� plecy furmana... zagadkowe... a obok ten cz�owiek, kt�ry milcz�co, uk�adnie, mi towarzyszy. Grunt niewidzialny ko�ysa� lub wstrz�sa� naszym pojazdem, a jamy ciemno�ci, zag�szczenia mroku w�r�d drzew, tamowa�y nam wzrok. Zagadn��em furmana aby us�ysze� w�asny g�os : � No, co tam? Spokojnie u was? I us�ysza�em, �e m�wi�: � P�ki co spokojnie. S� bandy po lasach... Ale �eby w ostatnim czasie co specjalnego... Twarz niewidoczna, a glos ten sam � wi�c nie ten sam. Przede mn� tylko plecy � i ju� chcia�em wychyli� si� �eby zajrze� w oczy tym plecom, ale wstrzyma�em si�... bo Fryderyk... wszak by� tu, obok mnie. l by� niezmiernie cicho. Maj�c go przy sobie, wola�em nie zagl�da� nikomu w twarz... gdy� naraz zrozumia�em, �e to co�, co siedzi obok, jest w ciszy swojej radykalne, radykalne do sza�u! Tak, to by� ekstremista! Niepoczytalnie kra�cowy! Nie, to nie by�o zwyk�e istnienie, lecz co� bardziej drapie�nego, napi�tego kra�cowo�ci� o jakiej dot�d nie mia�em poj�cia! Wola�em wi�c nie zagl�da� w twarz �-a nikomu, nawet furmanowi, kt�rego plecy przygniata�y, j �ora, gdy ziemia niewidzialna ko�ysa�a, potrz�sa�a bryczk� szkl�ca gwiazdami ciemno�� dookolna wysysa�a wszelkie idzenie. Dalsza droga zesz�a bez s�owa. Na koniec wtoczyli�my si� w alej�, konie ruszy�y ra�niej � brama, str� i psy � [om zamkni�ty i ci�kie, zgrzytaj�ce jego odmykanie � ;ip z lamp�... � Ano, chwa�a Bogu, jeste�cie! On czy nie on? Uderzy�a mnie i odstr�czy�a nabrzmia�a :zerwono�� jego lic, rozsadzaj�ca... i w og�le wygl�da� jak izsadzony spuchlizn�, kt�ra spowodowa�a wyolbrzymienie nim wszystkiego, rozro�niecie si� na wsze strony, rozby-:zenie okropne cielska, kt�re by�o jak wulkan ziej�cy mie-;em... i w butach z cholewami wyci�gn�� �apska apokaliptycz-, a oczy wyziera�y mu z cia�a jak przez lufcik. Ale garn�� si� do mnie i �ciska�. Szepn�� wstydliwie: � Rozpar�o mnie... diabli wiedz�... Przyty�em. Z czego? [Chyba ze wszystkiego. I ogl�daj�c sobie paluchy powt�rzy� z bezmiern� zgryzot�, [ciszej i dla siebie: � Przyty�em. Z czego? Chyba ze wszystkiego. I hukn��: � A to moja �ona! Po czym mrukn�� na w�asny u�ytek: � A to moja �ona. I wrzasn��: � A to Heniusia moja, Heniutka, Henieczka! I powt�rzy�, do siebie, ledwie dos�yszalnie: � A to Heniusia, Heniutka, Henieczka! Go�cinnie i wykwintnie zwr�ci� si� do nas: � Jak dobrze, �e panowie przyjechali, ale� prosz� ci�, Witoldzie, zapoznaj | mnie ze swoim przyjacielem... sko�czy�, zamkn�� oczy i powtarza�... wargi mu si� rusza�y. Fryderyk z wielkim ugrzecz-nieniem uca�owa� r�k� pani domu, kt�rej melancholia okrasi�a si� dalekim u�miechem, kt�rej wiotko�� delikatnie zatrzepota�a... i wci�gn�� nas wir nawi�zywania, wprowadzania w dom, zasiadania, rozmawiania � po owej podr�y bez ko�ca � a �wiat�o lampy rozmarza�o. Kolacja, do kt�rej po- dawa� lokaj. Sen morzy�. W�dka. Walcz�c ze snem usi�owa li�my s�ucha�, rozumie�, by�a mowa o rozmaitych udr�kac� a to z AK, z Niemcami, z bandami, z administracj�, z polil cj� polsk�, z rekwizycjami � o grasuj�cych strachach i gwz~ tach... o czym �wiadczy�y zreszt� okiennice opatrzone dc datkowymi sztabami �elaznymi, a tak�e zatarasowanie bocz nych drzwi... zamkniecie, zaszpuntowanie �elazne. Sienie ch�w spalili, w Rudnikach karbowemu po�amali nogi, mia �em wysiedlonych z Pozna�skiego, najgorzej �e nie wiadome co, w Ostrowcu, w Bodzechowie, tam gdzie osady fabryczne wszystko tylko czeka, nas�uchuje, na razie spok�j, ale trza�ni^ jak front si� zbli�y... Trza�nie! To, panie, b�dzie rze�, b� dzie wybuch, awantura! To b�dzie awantura! � hukn�� i mrukn�� do siebie, zamy�lony: � To b�dzie awantura. I hukn��: � Najgorzej, �e nie ma dok�d wia�! I szepn��: � Najgorzej, �e nie ma dok�d wia�! Ale lampa. Kolacja. Senno��. Sosem g�stym snu zbabra olbrzymio�� Hipa, tudzie� rozp�ywaj�ca si� w daleko�ciach pani, Fryderyk i �my t�uk�ce si� o lamp�, �my w lampie, �my o lamp�, i schody kr�te na g�r�, �wieca, upadam na ��ko, zasypiam. Nazajutrz tr�jk�t s�oneczny na �cianie. Czyj� g�os za oknem. Wsta�em z ��ka i otworzy�em okiennice. Ranek. 2. Bukiety drzew we wdzi�cznych esach floresach alejek, ogr�d stacza� si� �agodnie tam gdzie za lipami przeczuwa�o si� tafl� stawu ukryt� � ach, ziele� w cienistej i s�onecznej rosie! Gdy za� wyszli�my po �niadaniu na dziedziniec � dom, bia�y, pi�trowy, z facjatkami w uj�ciu �wierk�w i tuj, �cie�ek i klomb�w � kt�ry oszo�omi� jak nieskalane zjawisko z dawnego, ju� tak odleg�ego, przedwojnia... i w swej dawno�ci nie na-12 ruszonej zdawa� si� by� prawdziwszy od tera�niejszo�ci... a jednocze�nie �wiadomo��, �e to nieprawda, �e on k��ci si� z rzeczywisto�ci�, czyni�a go czym� w rodzaju teatralnej dekoracji... wi�c w ko�cu ten dom, park, niebo i pola sta�y si� zarazem teatrem i prawd�. Ale oto nadchodzi dziedzic, pot�ny, nabrzmia�y, w kurtce zielonej na rozsadzaj�cym cielsku i, zaiste, nadchodzi jak dawniej, pozdrawiaj�c nas z daleka r�k� i pyta, jak si� nam spa�o? Leniwie gaw�dz�c, bez po�piechu, wyszli�my za bram�, na pole, i obj�li�my wzrokiem ziemi� wzdymaj�c� si� i faluj�c� w szerokim zasi�gu widzenia, a Hip co� pogadywa� z Fryderykiem, krusz�c butem grudki, o �niwach, o urodzaju. Szli�my w kierunku domu. Na ganku ukaza�a si� pani Maria i zawo�a�a: dzie� dobry, a ma�y brzd�c, bieg� po trawniku, mo�e syn kucharki? Tak to ruszali�my si� w tym poranku � kt�ry by� powt�rzeniem dawno umar�ych porank�w � ale nie by�o to takie proste... bo wkrad�o si� w pejza� jakie� nadw�tlenie i zn�w wyda�o mi si�, �e wszystko, b�d�c tym samym, jest czym� innym zgo�a. Co za my�l wytr�caj�ca, jaka przykra my�l zamaskowana! Obok mnie szed� Fryderyk, uciele�niony w �wietle dnia jasnego do tego stopnia, i� mo�na by�o policzy� mu w�oski wystaj�ce z uszu i wszystkie z�uszczenia sk�ry bladej i piwnicznej � Fryderyk, m�wi�, zgarbiony, cherlawy, wkl�ni�ty, w binoklach, z ustami nerwowca, z r�kami w kieszeniach � typowy inteligent miejski na wsi czerstwej... jednak�e w tym kontra�cie wie� ju� nie zwyci�a�a, drzewa straci�y pewno�� siebie, niebo by�o niewyra�ne, krowa nie stawia�a nale�ytego oporu, odwieczno�� wsi by�a teraz zmieszana, niepewna i jakby podci�ta... i bodaj Fryderyk by� teraz prawdziwszy od trawy. Prawdziwszy? M�cz�ca my�l, niepokoj�ca, brudna, histeryczna troch� a nawet prowokuj�ca, napieraj�ca, burz�ca... i nie wiedzia�em, czy to z niego, z Fryderyka, ta my�l, czy mo�e z wojny, rewolucji, okupacji... czy mo�e jedno i drugie, jedno z drugim? Ale zachowywa� si� nienagannie wypytuj�c Hipolita o gospodarstwo, prowadz�c rozmow� jakiej nale�a�o oczekiwa� i naraz ujrzeli�my Heni�, kt�ra sz�a ku nam przez trawnik. S�o�ce pali�o nam sk�r�. Oczy by�y suche i wargi spierzchni�te. Powiedzia�a: 13 � Mama ju� gotowa. Kaza�am zaprz�ga�. � Do ko�cio�a, na msz�, bo niedziela � wyja�ni� Hipolit. I rzek� cicho, do siebie: � na msz�, do ko�cio�a. Wyg�osi�: � Jakby panowie chcieli z nami, prosimy bardzo, ale przymusu nie ma, tolerancja, ha, co?! Ja jad� bo, p�ki tu jestem, b�d� je�dzi�! P�ki jest ko�ci�, to ja do ko�cio�a! I z �on�, c�rk�, powozem � bo przed nikim chowa� si� nie potrzebuj�, niech mnie ogl�daj�. Niech si� tam wgapiaj� � jak z aparatu fotograficznego... niech fotografuj�! I szepn��: � Niech fotografuj�! Ju� Fryderyk zg�asza� najuprzejmiej nasz� gotowo�� do wzi�cia udzia�u w nabo�e�stwie. W powozie, kt�rego ko�a zapadaj�c si� w piaszczyste koleiny wydaj� g�uchy j�k, jedziemy � a gdy wyjechali�my na wzg�rze ukaza�a si� stopniowo rozleg�o�� ziemi nisko roz�o�onej na samym dnie pod olbrzymimi wysoko�ciami nieba, �ci�tej nieruchomym falowaniem. Tam, daleko, droga �elazna. Mnie �mia� si� chcia�o. Pow�z, konie, ten furman, zapach gor�cy sk�ry i lakieru, kurz, s�o�ce, mucha uprzykrzona ko�o twarzy i j�k tych gum ocieraj�cych si� o piasek � ale� od wieka wiek�w to znane i nic, nic zupe�nie si� nie zmieni�o! Ale gdy znale�li�my si� na wzg�rzu i owia� nas oddech przestrzeni, u kra�ca kt�rej majaczy�y,! si� G�ry �wi�tokrzyskie, przewrotno�� tej jazdy grzmotn�a mnie nieomal w pier� � gdy� byli�my jak z oleodruku -jak ze starego, familijnego albumu umar�a fotografia � a na* tym wzg�rzu dawno zmar�y wehiku� by� widziany i z najdalszych kra�c�w � wskutek czego kraina sta�a si� z�o�liwie, szydercza, okrutnie wzgardliwa. A przewrotno�� umar�ej' jazdy naszej udziela�a si� sinej topografii, kt�ra niedostrzegal-f nie prawie przesuwa�a si� pod wp�ywem i naciskiem tej w�a-' �nie naszej jazdy. Fryderyk na tylnym siedzeniu, obok pani Marii, rozgl�da� si� i podziwia� koloryt, jad�c do ko�cio�a1 jakby naprawd� jecha� do ko�cio�a � nigdy chyba nie by� tak towarzyski i uprzejmy! Zjechali�my w w�w�z grocho-licki, tam gdzie zaczyna si� wie�, gdzie zawsze b�oto... � 4 Pami�tam (i nie jest to pozbawione znaczenia dla wypad- k�w, o 'kt�rych dalej b�dzie mowa), g�ruj�cym uczuciem by�a czczo�� � i zn�w, jak poprzedniej nocy, by�bym wychyli� si� z powozu aby zajrze� w twarz furmanowi, ale nie wypada�o... wi�c pozostali�my za jego nieodgadnionym grzbietem i jazda nasza odbywa�a si� jemu za plecami. Wjechali�my w wie� Grocholice, po lewej stronie rzeczka, a po prawej rzadkie jeszcze cha�upy i p�oty, kura i g�, koryto i bajoro, pies, ch�op lub baba od�wi�tna, �cie�k� krocz�ca do ko�cio�a... spok�j i senno�� naszej wsi... Ale by�o to jakby �mier� nasza, nachylona nad tafl� wody, wywo�ywa�a w niej w�asne swoje oblicze, przesz�o�� wjazdu naszego odbija�a si� w tej wsi wiecznej i dudni�a w tym zapami�taniu � kt�re by�o jedynie mask� � kt�re s�u�y�o tylko do ukrycia czego� innego... Czego? Jakikolwiek sens... wojny, rewolucji, gwa�tu, wyuzdania, n�dzy, rozpaczy, nadziei, walki, furii, krzyku, zab�jstwa, niewoli, ha�by, zdychania, przekle�stwa lub b�ogos�awie�stwa... jakikolwiek, m�wi�, sens by� zbyt s�aby aby przebi� si� poprzez kryszta� tej sielanki i pozostawa� nienaruszony �w widoczek, dawno przeczasia�y, b�d�cy ju� tylko fasad�... Fryderyk najuprzejmiej gaw�dzi� z pani� Mari� � czy jednak podtrzymywa� rozmow� aby czego� innego nie powiedzie�? � i zajechali�my przed mur, okalaj�cy ko�ci�, zabrali�my si� do wysiadania... ale ju� zupe�nie nie wiedzia�em, co jest czym, co jest jakie... czy stopnie po kt�rych wchodzimy na plac przed ko�cio�em s� zwyk�ymi stopniami, czy te� s� mo�e...? Fryderyk poda� rami� pani Marii i, zdj�wszy kapelusz, prowadzi� j� do wr�t ko�cio�a, czemu przygl�dali si� ludzie � lecz mo�e prowadzi� j� po to tylko aby czego� innego nie zrobi�? � a za nim wytoczy� si� Hipolit i par� cielskiem naprz�d, niez�omny, konsekwentny, wiedz�c, �e jutro mog� go zar�n�� jak �wini� � par� �ywio�owo, na przek�r nienawi�ciom, ponury i zrezygnowany. Dziedzic! Czy jednak i on by� dziedzicem po to tylko, �eby czym� innym nie by�? Ale gdy wch�on�! nas p�mrok, w kt�ry wbite by�y �wiece gorej�ce, wype�niony zaduchem �piewu j�kliwego, szepc�cego, brzmi�cego t� mas� ludow�, prza�n� i skulon�... w�wczas 15 znikn�a zaczajona wieloznaczno�� � jakby r�ka, mocniejsza od nas, przywr�ci�a �ad g�ruj�cy nabo�e�stwa. Hipolit, kt�ry dot�d by� dziedzicem z ukryt� z�o�ci� i pasj�, byle nie da� si�, teraz uspokojony i szlachetny usiad� w �awie kolatorskiej i skinieniem g�owy wita� siedz�c� naprzeciwko rodzin� rz�dcy z �kania. By�a to chwila przed msz�, ludzie bez ksi�dza, lud pozostawiony sobie ze swoim pieniem rzewnym, kornym, piskliwym i niezdarnym, kt�re jednak ujmowa�o go w karby � wi�c by�, jak kundel na obro�y, nieszkodliwy. C� za okie�znanie, jakie uspokojenie, co za b�oga ulga, tu, w tej odwieczno�ci kamiennej, ch�op zn�w stawa� si� ch�opem, pan � panem, msza � msz�, kamie� � kamieniem i wszystko powraca�o do siebie! Jednak�e Fryderyk, kt�ry zasiad� w �awie kolatorskiej obok Hipolita, osun�� si� na kolana... i to nieco popsu�o mi spok�j, gdy� by�o mo�e nieco przesadne... i trudno mi by�o nie pomy�le�, i� mo�e osun�� si� na kolana po to, aby nie pope�ni� czego�, co by nie by�o osuni�ciem si� na kolana... lecz dzwonki, ksi�dz wychodzi z kielichem i, umie�ciwszy go na o�tarzu, oddaje pok�on. Dzwonki. I naraz akcent jaki� decyduj�cy uderzy� z tak� si�� w jestestwo moje, �e ja � wyczerpany, p�przytomny � ukl�k�em i niewiele brakowa�o a � w dzikim porzuceniu moim � by�bym si� modli�... Ale Fryderyk! Zdawa�o mi si�, podejrzewa�em, �e Fryderyk, kt�ry przecie� ukl�k�, tak�e si� �modli"; � a nawet by�em pewny, tak, znaj�c jego przera�enia, �e nie udaje, ale naprawd� si� �modli" � w tym znaczeniu, �e nie tylko innych pragnie oszuka�, ale i siebie. �Modli si�" wobec innych i wobec siebie, ale modlitwa jego by�a tylko parawanem, zas�aniaj�cym bezmiary jego niemodlitwy... wi�c to by� akt wyrzucaj�cy, �ekscentryczny", kt�ry wyprowadza� z tego ko�cio�a na zewn�trz, na obszar bezgraniczny zupe�nej nie-wiary � w samym rdzeniu swoim zaprzeczaj�cy. I c� si� dzia�o? Co si� zacz�o wyrabia�? Niczego podobnego nigdy nie prze�y�em. Nigdy nie uwierzy�bym, �e co� takiego w og�le mo�e si� zdarzy�. Ale � c� takiego si� sta�o? W�a�ciwie � nic, > w�a�ciwie sta�o si�, �e czyja� r�ka zabra�a tej mszy wszystk� jej zawarto��, ca�� tre�� � i oto ksi�dz rusza� si�, kl�ka�, przechodzi� z jednej strony o�tarza na drug�, a ministranci uderzali w dzwonki i wznosi� si� dym kadzid�a, ale tre�� ulatania�a si� z tego, jak gaz z balonu, i msza oklap�a w strasznej impotencji... zwisaj�ca... niezdolna ju� do zap�odnienia! To za� pozbawienie tre�ci by�o morderstwem, dokonanym na marginesie, poza nami, poza msz�, tytu�em bezg�o�nego a zab�jczego komentarza osoby przygl�daj�cej si� z boku. I msza nie mog�a si� przed tym broni�, gdy� nast�pi�o to za spraw� jakiej� nawiasowej interpretacji, nikt w�a�ciwie w tym ko�ciele nie opiera� si� mszy, nawet Fryderyk stowarzysza� si� z ni� jak najpoprawniej... a je�li j� zabija� to jedynie, tak to powiedzmy, z odwrotnej strony medalu. A ten uboczny komentarz, ta glossa zabijaj�ca, by�a dzie�em okrucie�stwa � dzie�em �wiadomo�ci ostrej, zimnej, przenikaj�cej na wskro�, nieub�aganej... i zrozumia�em, �e wprowadzenie tego cz�owieka do ko�cio�a by�o czystym szale�stwem, na Boga, nale�a�o trzyma� go z dala od tego! Ko�ci� by� jego miejscem najstraszniejszym! Ale ju� si� sta�o. Proces, kt�ry si� odbywa�, by� docieraniem do rzeczywisto�ci in crudo... przede wszystkim by� zniweczeniem zbawienia, wskutek czego nic ju� nie mog�o zbawi� tych chamskich mord, je�kich, wydobytych teraz ze wszelkiego u�wi�caj�cego stylu i podanych na surowo, jak och�ap. To ju� nie by� �lud", nie byli �ch�opi", nie byli nawet �ludzie", to by�y stworzenia takie jakie... takie jakie by�y... i ich brud pozbawiony zosta� �aski. Ale dzikiej anarchii tego wielog�owia p�owego odpowiada� nie mniej arogancki bezwstyd naszych twarzy, kt�re te� przesta�y by� �pa�skie", czy te� �kulturalne", lub �delikatne", a sta�y si� czym� krzycz�co uto�samionym ze sob� � karykatury, kt�rym odebrano model, nie b�d�ce ju� karykatur� �czego�", a tylko same w sobie, i obna�one jak ty�ek! I obustronny wybuch pokracz-no�ci, pa�skiej i chamskiej, zbiega� si� w ge�cie ksi�dza, kt�ry celebrowa�... co? Co? Nic. To jednak nie wszystko... Ko�ci� przesta� by� ko�cio�em. Wdar�a si� przestrze�, ale przestrze� ju� kosmiczna, czarna, i to nawet nie dzia�o 17 si� ju� na ziemi, lecz raczej ziemia przeistoczy�a si� w planet� zawieszon� we wszech�wiecie, kosmos sta� si� obecny, to odbywa�o si� w jakim� jego miejscu. Tak dalece, �e �wiat�o �wiec, a nawet �wiat�o dnia, wdzieraj�ce si� poprzez witra�e, sta�o si� czarne jak noc. Wi�c nie byli�my, ju� w ko�ciele, w tej wsi, ani na ziemi, tylko � i zgodnie z rzeczywisto�ci�, tak, zgodnie z prawd� � gdzie� w kosmosie, zawieszeni z naszymi �wiecami i naszym blaskiem, i tam gdzie� w bezmiarach wyczyniali�my te dziwne rzeczy ze sob� i pomi�dzy sob�, podobni ma�pie kt�ra by wykrzywi�a si� w pr�ni. By�o to szczeg�lne dra�nienie si� nasze, gdzie�, w galaktyce, ludzka prowokacja w ciemno�ciach, dokonywanie dziwacznych ruch�w w otch�ani, wykrzywianie si� w astronomicznych bezkresach. A temu toni�ciu w przestrzeni towarzyszy�o straszne wzmo�enie konkretno�ci, byli�my w kosmosie, ale byli�my jak co� przera�aj�co danego, okre�lonego we wszystkich szczeg�ach. Ozwa�y si� dzwonki na podniesienie. Fryderyk ukl�k�. Tym razem ukl�kni�cie jego by�o dobijaj�ce, podobne do dor�ni�cia kury i msza potoczy�a si� dalej, ale ugodzona �miertelnie i gadaj�ca jak wariat. Ile, missa est. I... o, triumfie! Jakie� zwyci�stwo nad t� msz�! Co za durna! Jakby ta likwidacja by�a mi jakim� upragnionym kresem: na koniec sam, ja sam, bez nikogo i niczego poza mn�, sam w ciemno�ci absolutnej... wi�c dotar�em do ostateczno�ci mojej, osi�gn��em ciemno��! Gorzki kres, gorzki smak dotarcia i gorzka meta! Ale by�o to dumne, zawrotne, naznaczone nieub�agan� dojrza�o�ci� ducha, ju� samoistnego. Ale by�o to tak�e okropne i, pozbawiony wszelkiego oparcia, czu�em si� w sobie jak w r�kach potwora, mog�c wyrabia� z sob� wszystko, wszystko, wszystko! Osch�o�� dumy. Mr�z ostateczno�ci. Surowo�� i pustka. Wi�c c�? Nabo�e�stwo ju� mia�o si� ku ko�cowi, ja rozgl�da�em si� sennie, by�em zm�czony, ach, trzeba b�dzie wyj��, jecha� do domu, do Pow�rnej, po tej drodze piaszczystej... ale w pewnej chwili wzrok m�j... moje oczy... oczy w pop�ochu i ci�kie. Tak, co� przyci�ga�o. 18 oczy... i oczy. Zniewalaj�co, kusz�co � tak. Co? Co przy ci�ga�o, co n�ci�o ? Cudowno��, niczym we �nie, miejsca za-woalowane, kt�rych po��damy nie mog�c odgadn�� i kr��ymy wok� nich z niemym krzykiem, we wszechpo�eraj�cej t�sknocie, rozdzieraj�cej, szcz�snej, zachwyconej. Tak ja kr��y�em wok� jeszcze sp�oszony, niepewny... ale ju� rozkosznie przenikni�ty zniewoleniem gi�tkim, kt�re ujmowa�o � urzeka�o � zachwyca�o � czarowa�o � wabi�o i podbija�o � gra�o � i kontrast pomi�dzy mrozem kosmicznym owej nocy a tym �r�d�em bij�cym rozkoszy by� do tego stopnia niezmierzony, i� pomy�la�em m�tnie, �e B�g i cud! B�g i cud! Co to by�o, jednak? To by�o... Kawa�ek policzka i nieco karku... nale��ce do kogo� kto sta� przed nami, w t�umie, o kilka krok�w... Ach, omal nie ud�awi�em si�! To by�... (ch�opiec) (ch�opiec) I poj�wszy, �e to tylko (ch�opiec), ja zacz��em gwa�townie wycofywa� si� z ekstazy mojej. Bo zreszt� ja jego prawie nie widzia�em, tylko troch� zwyk�ej sk�ry � karku i policzka. Gdy wtem poruszy� si� i ruch ten, nieznaczny, przeszy� mnie na wskro�, jak niesamowita atrakcja! Ale� przecie� (ch�opiec). I nic tylko (ch�opiec). Jakie� k�opotliwe! Zwyk�y kark szesnastoletni, z w�osami przystrzy�onymi, i sk�ra zwyczajna (ch�opca) troch� spierzchni�ta i (m�ode) osadzenie g�owy � najzwyklejsze � wi�c nie wiadomo sk�d we mnie to dr�enie? O... a teraz zobaczy�em zarys nosa, usta, poniewa� twarz zwr�ci� nieco w lewo � i nic takiego, ujrza�em w skosie zwyczajn� (ch�opca) twarz sko�n� � zwyczajn�! Nie by� z ludu. Ucze�? Praktykant? Zwyczajna (m�oda) twarz, niezak��cona, przekorna troch�, przyjazna, taka od gryzienia o��wk�w w z�bach, czy od gry w pi�k� no�n�, gry w bilard, a ko�nierz marynarki zachodzi� na ko�nierz koszuli, kark by� opalony. A przecie� serce mi bi�o. I zia� bosko�ci� b�d�c czym� przepysznie urzekaj�cym 1 ujmuj�cym w pustce bezmiernej tej nocy, �r�d�em ciep�a 19 i �wiat�a oddychaj�cego. �aska. Cud niepoj�ty: dlaczego niewa�no�� ta stal� si� wa�na? Fryderyk? Czy Fryderyk to wiedzia�, czy widzia�, czy jemu tak�e to wpad�o w oko?... ale naraz ludzie ruszyli, msza si� sko�czy�a, zapanowa�o powolne t�oczenie si� ku wyj�ciu. I ja ze wszystkimi. Przede mn� sz�a Henia, jej plecy i jej karczek jeszcze szkolny, i to podsun�o mi si�, a gdy si� podsun�o, tak silnie zaw�adn�o � i tak sk�adnie zwi�za�o mi si� z tamtym karkiem... i naraz poj��em lekko, bez wysi�ku: ten kark i tamten kark. Te dwa karki. Te karki by�y... Jak to? Co to? To by�o jakby jej kark (dziewczyny) wyrywa� si� i zwi�zywa� z tamtym (ch�opi�cym) karkiem, kark ten jak za kark chwycony przez tamten kark i chwytaj�cy za kark! Prosz� wybaczy� niezr�czno�� tych metafor. Troch� niezr�cznie mi o tym m�wi� (a tak�e b�d� musia� kiedy� wyt�umaczy� dlaczego s�owa (ch�opiec) i (dziewczyna) bior� w nawias, tak, to r�wnie� pozostaje do wyja�nienia). Ruch jej, gdy post�powali przede mn� w t�oku, w gor�cym �cisku, te� jako� �odnosi� si�" do niego i by� nami�tnym dopowiedzeniem, doszeptaniem jego poruszania si� tu�, tu�, w tym t�umie. Czy�by? Czy� nie z�udzenie? Lecz nagle ujrza�em jej r�k�, zwisaj�c� wzd�u� cia�a, wgniecion� w cia�o naciskiem t�umu i ta jej r�ka wgniecion� oddawa�a j� jego r�kom w poufno�ci i g�szczu tych wszystkich sklejonych cia�. Ale� wszystko w niej by�o �dla niego"! A on tam dalej, id�cy spokojnie wraz z lud�mi, a jednak ku niej wyt�ony i ni� napi�ty. I niezwalczone, �lepe, a tak spokojnie posuwaj�ce si� wraz z innymi, tak oboj�tne zakochanie si� w sobie i po��danie! Ach! To dlatego! � teraz wiedzia�em jaki to sekret w nim porwa� mnie od pierwszej chwili. Wynurzyli�my si� z ko�cio�a na plac rozs�oneczniony i ludzie rozsypali si�, oni za� � on i ona � ukazali mi si� w ca�ej postaci. Ona � w bluzce jasnej, w granatowej sp�dniczce i w bia�ym ko�nierzyku, stoj�ca z boku, czekaj�ca na rodzic�w, zamykaj�ca na klamr� ksi��eczk� od nabo�e�stwa. On... podszed� do muru i wspinaj�c si� na palce zagl�da� 20 na drug� stron� � nie wiedzia�em po co. Czy znali si�? Lecz, � ka�de z nich by�o osobno, znowu i jeszcze bardziej C �ca�a si� w oczy ich nami�tna sk�adno��: byli dla siebie, /mru�y�em oczy � na placu by�o bia�o, zielono, niebiesko, ciep�o � zmru�y�em oczy. On dla niej, ona dla niego, gdy tak stali z daleka i wcale nie zainteresowani sob� � i tak silne to, i� on ustami nie do ust jej nadawa� si�, a do ca�ego jej cia�a � a cia�o jej jego nogom podlega�o! Obawiam si�, i� doprawdy, by� mo�e, w ostatnim zdaniu posun��em si� nieco za daleko... Czy� nie nale�a�oby raczej spokojnie powiedzie�, �e to by� wyj�tkowy casus doboru... cho� mo�e nie tylko p�ciowego? Czasem zdarza si�, �e widz�c jak�� par� m�wimy: no, ci si� dobrali � ale w tym wypadku dob�r, je�li wolno mi si� tak wyrazi�, by� jeszcze dotkliwszy, bo niewyro�ni�ty... doprawdy nie wiem czy jasno... a jednak ta zmys�owo�� nieletnia l�ni�a skarbem wy�szej natury, tym mianowicie, �e oni byli dla siebie szcz�ciem, byli sobie drogocenni i najwa�niejsi! I na tym placu, pod tym s�o�cem, og�upia�y, zbarania�y, nie mog�em poj��, nie mie�ci�o mi si� w g�owie, jak to jest, �e nie zwracaj� na siebie wzajem uwagi, nie d��� ku sobie! Ona osobno i on osobno. Niedziela, wie�, gor�co, lenistwo ospa�e, ko�ci�, nikt si� nie �pieszy, potworzy�y si� gromadki, pani Maria dotykaj�ca koniuszkiem palca twarzy, jakby sprawdzaj�c cer� � Hipolit rozmawiaj�cy z rz�dc� z �kania o kontyngentach � obok Fryderyk, uprzejmy, z r�kami w kieszeniach marynarki, go��... ach ten obrazek zmiata� niedawn� otch�a� czarn�, w kt�rej pojawi� niespodziewanie tak gor�cy ognik... i tylko jedno mnie dr�czy�o: czy Fryderyk to zauwa�y�? Czy wiedzia�? Fryderyk? Hipolit zapyta� rz�dcy: � A� kartoflami? Jak zrobimy? � Z p� metra mo�na da�. Ten (ch�opiec) podchodzi� do nas. � A to m�j Karol � rzeki rz�dca i popchn�� go ku Fryderykowi, kt�ry poda� mu r�k�. Wita� si� ze wszystkimi, Henia rzek�a do matki: 21 � Patrz! Wyzdrowia�a Ga�ecka! � No co, zajdziemy do proboszcza? � pyta� Hipolit, ale zaraz mrukn��: � Po co? I hukn��: � Jazda, moi pa�stwo, czas do domu! �egnamy si� z rz�dc�. Wsiadamy do powozu, a z nami Karol (a to co?) kt�ry umie�ci� si� obok furmana, jedziemy, gumy zapadaj�c si� w koleiny wydaj� g�uchy j�k, droga piaszczysta w powietrzu dr��cym i leniwym, z�ocista mucha zawisa � a gdy wydobyli�my si� na g�r�, kwadraty p�l i tor kolejowy daleko, tam gdzie zaczyna si� las. Jedziemy. Fryderyk siedz�c obok Heni unosi si� nad typowym dla kolorytu tych okolic niebieskawo-z�ocistym refleksem, kt�ry � t�umaczy � pochodzi z cz�steczek l�ssu w powietrzu. Jedziemy. 3. Pow�z jecha�. Karol siedzia� na ko�le, obok furmana. Ona na przedniej �aweczce � i tam gdzie ko�czy�a si� jej g��wka, tam on si� zaczyna�, nad ni� jak na pi�trze umieszczony, plecami do nas, widoczny tylko w �lepym zarysie swoim, szczup�ym � a wiatr wzdyma� mu koszul� � i kombinacja jej twarzy z jego brakiem twarzy, uzupe�nienie jej twarzy widz�cej z jego niewidz�cym grzbietem uderzy�o we mnie ciemnym, gor�cym rozdwojeniem... Nie byli nadmiernie urodziwi � ani on, ani ona � tyle tylko ile jest w�a�ciwe temu wiekowi � ale byli pi�kno�ci� w zamkni�tym okr�gu swoim, w tym wzajemnym pragnieniu i zachwyceniu � co� w czym w�a�ciwie nikt inny nie mia� prawa uczestniczy�. Byli dla siebie � �ci�le mi�dzy sob�. A to tym bardziej, �e byli tak (m�odzi). Mnie wi�c nie wolno by�o si� przygl�da� i stara�em si� nie widzie�, ale, maj�c przed sob� Fryderyka, kt�ry siedzia� obok niej na �aweczce, zn�w natr�tnie zapytywa�em siebie: czy widzia�? Czy wiedzia�? I czyha�em na jedno chocia�by spojrzenie jego, z tych niby oboj�tnych a prze�lizguj�cych si� chy�kiem, �akomych. 22 A inni? Co wiedzieli inni? Wszak trudno by�o uwierzy� aby co� tak bij�cego w oczy mog�o wymkn�� si� rodzicom panny � gdy wi?c P� obiedzie poszed�em z Hipolitem do kr�w, naprowadzi�em rozmow� na Karola. Jednak�e mnie trudno by�o pyta� o (ch�opca), kt�ry wtr�caj�c w taki gatunek podniecenia sta� si� wstydem moim, a co si� tyczy Hipa, to chyba nie uwa�a� tego tematu za godny uwagi. No, c�, Karol, owszem, niez�y ch�opak, syn rz�dcy, by� w podziemiu, wys�ali go gdzie� pod Lublin i co� tam nabroi�... iii, taka tam g�upota, co� tam zw�dzi�, postrzeli�, czy jak tam, koleg� czy dow�dc�, diabli wiedz�, no, bzdura, potem zwia� stamt�d do domu, a �e ojcu si� stawia, szelma, i �r� si� mi�dzy sob�, wi�c teraz wzi��em go do siebie � zna si� na maszynach i zawsze wi�cej ludzi w domu, jakby co... � Jakby co � powt�rzy� z lubo�ci� do siebie i rozgniata� grudki ko�cem buta. I naraz zacz�� m�wi� o czym innym. Czy dlatego, �e szesnastoletnia biografia nie mia�a dla niego odpowiedniego ci�aru? Czy te� mo�e nie by�o innej rady, jak tylko zlekcewa�y� owe ch�opi�ce sprawki, aby nie sta�y si� zbyt przygniataj�ce. Postrzeli�, czy zastrzeli�? � pomy�la�em. Je�eli zastrzeli�, mo�na by�o uniewinni� to wiekiem, kt�ry wszystko zaciera� � i zapyta�em czy od dawna znaj� si� z Heni�. � Od dzieci�stwa � odpar� klepi�c po zadzie krow� i zauwa�y�: holenderka! Wysokomleczna! Chora, psiakrew! Tyle tylko si� dowiedzia�em. I wynika�o z tego, �e on, jak te� jego �ona, nie dostrzegli nic � nic, przynajmniej powa�niejszego, co by mog�o obudzi� ich rodzicielsk� czujno��. Jak to by�o mo�liwe? I pomy�la�em, �e gdyby sprawa by�a bardziej doros�a � mniej niewyro�ni�ta � gdyby by�a mniej ch�opi�-co-dziewcz�ca... ale sprawa by�a utopiona w niedostatecz-no�ci wieku. Fryderyk? Co zauwa�y� Fryderyk? Po ko�ciele, po owym zar�ni�ciu, zduszeniu mszy, ja musia�em wiedzie�, czy on wie co� o nich � i prawie nie m�g�bym znie�� jego niewiedzy! By�o to okropne, i� nie mog�em po��czy� �adn� miar� w jedno�� tych dw�ch stan�w ducha � tego, czarnego, kt�ry z niego, z Fryderyka si� pocz�� i tego �wie�o, nami�tnego, z nich � 1 by�y one osobne, nieskonfrontowane! C� jednak m�g� za- 23 uwa�y� Fryderyk, je�li nic mi�dzy nimi si� nie dzia�o?... i by�o dla mnie fantastyczne, absurdalne, �e zachowywali si�, jakby nie by�o mi�dzy nimi uwodzenia! Na pr�no oczekiwa�em, �e w ko�cu si� zdradz�. Niewiarygodna oboj�tno��! Obserwowa�em Karola podczas obiadu. Dziecko i dra�. Sympatyczny morderca. U�miechni�ty niewolnik. M�ody �o�nierz. Twarda mi�kko��. Okrutna i krwawa nawet zabawa. To dziecko, jeszcze roze�miane, a raczej jeszcze u�miechni�te, by�o jednak ju� �wzi�te do galopu" przez m�czyzn � mia� surowo�� i cisz� m�odzika, kt�rego wcze�nie m�czy�ni wzi�li mi�dzy siebie, wtr�conego w wojn�, wychowanego przez wojsko � i gdy smarowa� chleb, gdy jad�, zaznacza�a si� swoista jego wstrzemi�liwo��, kt�rej g��d go nauczy�. G�os mu si� �ciemnia� chwilami, stawa� si� matowy. Mia� co� wsp�lnego z �elazem. Z rzemieniem i z drzewem, �ci�tym �wie�o. Na pierwszy rzut oka zupe�nie zwyk�y, spokojny i przyjazny, pos�uszny, oraz ch�tny. Rozdarty pomi�dzy dzieckiem i m�czyzn� (i to czyni�o go zarazem niewinnie naiwnym i nieub�aganie do�wiadczonym), wszelako nie by� ani tym, ani tamtym, by� czym� trzecim, by� mianowicie m�odo�ci�, gwa�town� w nim, ostr�, oddaj�c� go okrucie�stwu, przemocy i pos�usze�stwu, skazuj�c� na niewolnictwo i poni�enie. Ni�szy, poniewa� m�ody. Gorszy, poniewa� m�ody. Zmys�owy, poniewa� m�ody. Cielesny, poniewa� m�ody. Niszcz�cy, poniewa� m�ody. I w tej m�odo�ci � godny pogardy. A co najcie- | kawsze, i� u�miech jego, ta rzecz najwykwintniejsza jak� posiada�, by� w�a�nie tym co go ��czy�o z poni�eniem albowiem to dziecko nie mog�o si� broni�, rozbrojone w�asn� gotowo�ci� do �miechu. Wi�c to wszystko rzuca�o go na Heni�, jak na suk�, on pali� si� do niej i, zaiste, nie by�a to �adna ,,mi-�o��" a tylko co� brutalnie upakarzaj�cego, dziej�cego si� na jego poziomie � by�a to mi�o�� �ch�opi�ca" w ca�ej degradacji swojej. Ale jednocze�nie nie by�a to �adna w og�le mi�o�� � i on traktowa� j� rzeczywi�cie jak pann�, kt�r� si� zna �od dzieci�stwa", rozmowa ich by�a swobodna i poufa�a. �Co ci si� sta�o w r�k�?" �Skaleczy�em si�, puszk� otwiera-24 �em". �A wiesz, �e Roblecki jest w Warszawie?" I nic wi�cej, �adnego spojrzenia nawet, nic, tylko to � kt� na tej podstawie m�g�by pos�dzi� ich o najl�ejszy chocia�by romans? Co do niej, to przyci�ni�ta ch�opcem (je�li tak mog� si� wyrazi�) i pod jego parciem, sta�a si� a priori zgwa�cona (je�li to okre�lenie w og�le co� znaczy) i nie trac�c nic z dziewiczo�ci, owszem pot�guj�c j� nawet w obj�ciach jego niedoros�o�ci, by�a wszak�e sparzona z nim w ciemno�ciach jego, nie do�� m�skiej jeszcze, przemocy. I nie da�oby si� o niej powiedzie�, �e �zna m�czyzn" (jak si� m�wi o zepsutych dziewczynach), a tylko �e �ch�opca zna" � co by�o zarazem bardziej niewinne i bardziej rozpustne. Tak to mi wygl�da�o, gdy jedli kluski. Ale jedli te kluski, jak para, znaj�ca si� od dzieci�stwa, przyzwyczajona do siebie i mo�e nawet znudzona sob�. Wi�c jak�e ? Czy� mog�em oczekiwa�, �e Fryderyk dojrzy co� z tego, czy to w og�le nie by�o tylko zawstydzaj�cym z�udzeniem moim? Tak schodzi� dzie�. Zmierzch. Podano kolacj�. Skupili�my si� znowu przy stole w sk�pym �wietle jedynej lampy naftowej i przy zamkni�tych okiennicach, drzwiach zabarykadowanych, zjedli�my kwa�ne mleko z kartoflami, pani Maria ko�cami palc�w dotyka�a k�ka od serwety, Hipolit wlepi� nabrzmia�e oblicze w lamp�. By�o zacisznie � cho� za �cianami, kt�re nas chroni�y, poczyna� si� ogr�d pe�en niewiadomych szelest�w i powiew�w, dalej za� pola zdzicza�e wojn� � rozmowa ucich�a i patrzyli�my w lamp� o kt�r� �ma ko�ata�a. Karol w k�cie, gdzie by�o do�� ciemno, rozbiera� i czy�ci� latarni� stajenn�. Wtem ona nachyli�a si� aby z�bami przegry�� nitk�, bo szy�a sobie bluzk� � i wystarczy�o tego nag�ego nachylenia i skurczenia z z�bami, a ju� w k�cie zakwit�, roz�arzy� si� Karol, cho� ani drgn��. Ona, od�o�ywszy bluzk�, po�o�y�a r�k� na stole i ta r�ka le�a�a jawnie, nienagannie, pod ka�dym wzgl�dem przyzwoita, pensjonarska zreszt�, w�asno�� mamy i papy � ale jednocze�nie by�a to r�ka obna�ona i zupe�nie go�a, go�a nago�ci� nie r�ki, lecz kolana dobywaj�cego si� spod sukienki... i w�a�ciwie bosa... i t� r�k� po pensjonarsku wyuzdan� ona go dra�ni�a, dra�ni�a w spos�b �g�upio m�ody" (trudno inaczej to nazwa�) ale zarazem brutalny. A brutalno�ci towarzyszy� �piew niski, cudowny, kt�ry l�ni� gdzie� w nich, 25 czy naoko�o nich. Karol czy�ci� latarni�. Ona siedzia�a. Fryderyk uk�ada� ga�ki z chleba. Drzwi na werand� zabarykadowane � okiennice wzmocnione �elaznymi sztabami � zaciszno�� nasza przy lampie, przy stole, spot�gowana gro�b� nieokie�znanej na zewn�trz przestrzeni � przedmioty, zegar, szafa, p�ka, zdawa�y si� �y� w�asnym �yciem � w tej to ciszy w cieple, ich wczesna cielesno�� tak�e wzmaga�a si�, nabrzmia�a instynktem i nocna, stwarzaj�c sfer� w�asnego podniecenia, zamkni�ty okr�g. A� zdawa�o si�, �e pragn� przywabi� ciemno�� tamtej, zewn�trznej pasji kr���cej po polach, �e jej potrzebuj�... cho� byli spokojni, mo�e nawet senni. Fryderyk powoli gasi� papierosa o spodek nie dopitej szklanki z herbat� i gasi� d�ugo, bez po�piechu, ale pies zaszczeka� gdzie� na gumnie � wtedy r�ka jego zdusi�a niedopa�ek. Palcami wysmuk�ymi pani Maria obejmowa�a swe wiotkie, delikatne palce, jak si� obejmuje jesienny li��, jak si� w�cha zwi�dni�ty kwiat, Henia poruszy�a si�... Karol przypadkiem tak�e si� poruszy�... ruch, wi���c ich z sob�, trysn��, rozszala� si� nieznacznie i jej kolana bia�e rzuci�y (ch�opca) na kolana ciemne, ciemne, ciemne kolana nieruchome w k�cie. Czerwonobrunatne Hipolita �apska, nabite mi�sem, wtr�caj�ce w przedpotopowo��, tak�e znajdowa�y si� na obrusie i musia� je znosi�, bo nale�a�y do niego. � Chod�my spa� � ziewn��. I szepn��: � Chod�my spa�. Nie, to by�o nie do zniesienia! Nic, nic! Nic, tylko moja, �eruj�ca na nich pornografia! I w�ciek�o�� moja na ich bezdenn� g�upot� � ten szczeniak g�upi jak but, ta ge�-idiotka! � bo tylko g�upot� mo�na by�o wyt�umaczy�, �e nic, nic, nic!... Ach, gdyby mieli o par� lat wi�cej! Ale Karol siedzia� w swoim k�cie, ze swoj� latarni�, ze swymi ch�opakowatymi r�kami i nogami � i nic nie mia� do roboty, opr�cz latarni, skupiony na niej, zakr�caj�cy �rubki � i c�, �e k�t by� upragniony, drogocenny, �e tam kry�o si� najwy�sze szcz�cie tam, w tym Bogu niedorozwini�tym!... on �rubki zakr�ca�. A Henia, przy stole drzemi�ca, z r�kami znudzonymi... Nic! Jak to 26 by� mog�o? A Fryderyk, Fryderyk, co wiedzia� o tym Fry- deryk, gasz�cy papierosa, bawi�cy si� ga�kami chleba? Fryderyk, Fryderyk, Fryderyk! Fryderyk, siedz�cy tutaj, umieszczony przy tym stole, w tym domu, na tych polach nocnych i w tym k��bowisku pasji! Ze swoj� twarz�, kt�ra by�a jedn� wielk� prowokacj�, poniewa� nade wszystko wystrzega�a si� prowokacji. Fryderyk! He�ce klei�y si� oczy. Powiedzia�a dobranoc. A zaraz potem i Karol, zawin�wszy starannie �rubki w papier, poszed� do swojego pokoju na pi�trze. W�wczas spr�bowa�em wyrzec ostro�nie, spogl�daj�c na lamp� z jej turkocz�cym kr�lestwem insekt�w: � Sympatyczna parka! Nikt nie odpowiedzia�. Pani Maria dotkn�a palcami serwetki � Henia � rzek�a � je�li B�g da, na dniach si� zar�czy. Fryderyk, kt�ry wci�� przek�ada� ga�ki z chleba, zapyta� nie przerywaj�c tej czynno�ci, z uprzejmym zainteresowaniem. � Tak? Z kim� z s�siedztwa? � Owszem... S�siad. Wac�aw Paszkowski z Rudy. Niedaleko. Cz�sto do nas zagl�da. Bardzo porz�dny cz�owiek. Wybitnie porz�dny � zatrzepota�a palcami. � Prawnik, uwa�asz � Hipolit o�ywi� si� � przed wojn� mia� otworzy� kancelari�... Zdolny ch�op, powa�ny, t�gi �eb, ba, wykszta�cony! Jego matka wdowa, gospodaruje w Rudzie, maj�tek pierwsza klasa, sze��dziesi�t w��k, trzy mile st�d. � �wi�tych cn�t kobieta. � Ona w�a�ciwie z Ma�opolski wschodniej, Trzeszewska z domu, krewna Go�uchowskich. � He�ka troch� m�oda... ale o lepszego kandydata trudno. M�czyzna odpowiedzialny, zdolny, wybitnie oczytany, intelekt, panie, pierwszorz�dny, jak tu przyjedzie b�dziecie panowie mieli z kim pogada�. � Niezwykle przemy�lany. Zacny i prawy. Wyj�tkowej czysto�ci moralnej. Wda� si� w matk�. Niezwyk�a kobieta, g��bokiej wiary, �wi�ta prawie � niez�omnych katolickich zasad. Ruda to ostoja moralna dla wszystkich. 27 � Przynajmniej nie byle ho�ota. Wiadomo co i jak. � Przynajmniej wiadomo komu c�rk� oddajemy. � Bogu dzi�kowa�! � By�o nie by�o. He�ka dobrze za m�� wyjdzie. By�o nie by�o � szepn�� do siebie w nag�ym zamy�leniu. 4. Noc przesz�a g�adko, niedostrzegalnie. Na szcz�cie mia�em osobny pok�j, nie by�em wi�c nara�ony na znoszenie jego snu... Otwarte okiennice ukaza�y dzionek z ob�oczkami w ogrodzie niebieskawym i zroszonym, a s�o�ce niskie przeszywa�o z boku strzeli�cie i wszystko by�o jak ugodzone skosem, w geometrycznym i pod�ugowatym rzucie � ko� sko�ny, sto�kowate drzewo! Dowcipne! Dowcipne i zabawne! P�aszczyzny pi�y si� pod g�r�, a piony by�y uko�ne! W tym to poranku ja, rozgor�czkowany i chory prawie od wczorajszych roz�arze�, od owego ognia i blasku � bo przecie� trzeba zrozumie�, �e spad�o to na mnie znienacka po .latach �wi�skich, zduszonych, wycie�czonych, szarych, lub wykrzywionych szale�czo. W ci�gu kt�rych zapomnia�em prawie co to jest uroda. W ci�gu kt�rych tylko trupi od�r. A oto naraz zakwita przede mn� mo�liwo�� gor�cej idylli w wio�nie, z kt�r� ju� si� po�egna�em, i panowanie wstr�tu ust�puje cudownemu apetytowi tych dwojga. Nie chcia�em ju� niczego innego! Znudzi�y ITU si� agonie. Ja, pisarz polski, ja, Gombrowicz, za tym pobieg�em b��dnym ognikiem, jak za przyn�t� � ale co wiedzia� Fryderyk? Potrzeba upewnienia si�, czy on wie, co on wie, co my�li, co sobie wyobra�a, sta�a si� wprost dr�cz�ca, nie mog�em d�u�ej bez niego, czy te� raczej z nim, ale niewiadomym! A pyta�? Jak pyta�? Jak to wyj�zyczy�? Raczej � pozostawi� go sobie i �ledzi� � czy nie zdradzi si� ze swym podnieceniem... Okazja narai�a si�, gdy�my po podwieczorku zasiedli we dw�ch na ganku � zacz��em ziewa�, powiedzia�em, �e 28 prze�pi� si� troch�, ale odszed�szy, zaczai�em si� za firankami salonu. Wymaga�o to pewnej... nie, nic odwagi... �mia�o�ci... mia�o to przecie� cechy prowokacji � a przecie� on sam wiele mia� wsp�lnego z prowokacj�, by�a to wi�c niejako �prowokacja prowokatora". I to ukrycie si� za firank� by�o z mej strony pierwszym wyra�nym zak��ceniem naszego wsp�ycia, zapocz�tkowaniem jakiej� nielegalnej fazy mi�dzy nami. I zreszt�, ilekro� zdarza�o mi si� spojrze� na niego w momentach, gdy, b�d�c zaj�ty czym innym, nie odpowiada� mi spojrzeniem na spojrzenie, czu�em si� jak gdybym pope�nia� pod�o�� � bo on stawa� si� pod�y. Mimo to ukry�em si� za firank�. Siedzia� jeszcze do�� d�ugo, jak go pozostawi�em na �awce, z nogami wyci�gni�tymi. Patrzy� na drzewa. Poruszy� si�, wsta�. J�� spacerowa� z wolna dooko�a dziedzi�ca, obszed� go ze trzy razy... zanim skr�ci� w szpaler, dziel�cy sad od parku. Posuwa�em si� za nim z daleka, aby nie straci� go z oczu. I ju� wydawa�o mi si�, �e jestem na tropie. Gdy� w sadzie by�a Henia, przy kartoflach � czy�by tam zmierza�? Nie. Zapu�ci� si� w boczn� alejk�, wiod�c� do stawu, przystan�� nad wod� i spogl�da�, a twarz mia� go�cia, turysty... Wi�c spacer jego by� tylko spacerem � ju� mia�em odej�� i rodzi�a si� we mnie pewno�� �e wszystko com wymarzy�, by�o jedynie moj� fatamorgan� (bo czu�em, �e ten cz�owiek powinien mie� nosa do tej sprawy, i �e, je�li on tego nie wyw�szy�, to tego nie ma) � gdy wtem zauwa�y�em, �e wraca do szpaleru. Poszed�em za nim. Niespiesznie st�pa� i zatrzymywa� si�, ogl�da� krzaki, zamy�lony, jego m�dry profil pochyla� si� nad li�ciami, abstrakcyjnie. Ogr�d by� cichy. Zn�w podejrzenia moje rozwiewa�y si�, ale pozosta�o jedno, truj�ce: �e on przed sob� udaje. Jako� zanadto si� rusza� w rym ogrodzie. Nie omyli�em si�. Jeszcze ze dwa razy skr�ca� w rozmaitych kierunkach � zag��bi� si� w sad � uszed� kawa�ek, stan�� � ziewn�� � rozejrza� si�... a ona o sto krok�w od niego na s�omie przed piwnic�, przebieraj�ca kartofle! Okrakiem na worku! Zawadzi� o ni� wzrokiem przelotnie. 29 30 Ziewn��. Ach, to ju� by�o niewiarygodne! Ta maskarada! Przed kim? Po co? Ta ostro�no��... jakby nie pozwala� osobie swojej wzi�� pe�nego udzia�u w tym, co robi�... ale wida� by�o �e ca�e kr��enie to do niej zmierza, do niej! O... a teraz oddal