3436
Szczegóły |
Tytuł |
3436 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3436 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3436 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3436 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ingo Swann
Penetracja
Przedmowa
Ksi��ka ta dzieli si� na trzy cz�ci. W pierwszej umie�ci�em d�ug� list�
os�b, kt�re widzia�y i do�wiadczy�y rzeczy, kt�rych nie mog� udowodni�.
Druga cz�� ma o wiele pewniejsz� podstaw�. Jest w du�ej mierze kr�tkim
streszczeniem spektakularnych fakt�w i dat, dotycz�cych Ksi�yca, kt�re
zosta�y ju� ujawnione przy innej okazji i kt�re dostarczaj� dowod�w na to,
�e Ksi�yc jest rzeczywi�cie niezwykle ciekawym miejscem.
Wybra�em niewielk� cz�� spo�r�d wszystkich dost�pnych, niezwyk�ych
informacji na temat naszego satelity. Zainteresowanych wi�ksz� ilo�ci�
szczeg��w odsy�am do �r�de� wymienionych w Bibliografii.
Trzecia cz�� rozpoczyna si� prezentacja pewnego spo�ecznego fenomenu,
dotycz�cego problem�w telepatii. Tworz� one t�o w dziwnym i zaskakuj�cym
scenariuszu, co prawda ca�kowicie opartym na domys�ach.
Niekt�rzy radzili mi, abym nie publikowa� tej ksi��ki. M�wili, �e
sprowokuje ona do reakcji tych zwolennik�w konwencjonalnych wiarygodno�ci,
kt�rzy podniecaj� si� niszczeniem os�b, do�wiadczaj�cych czego�, czego oni
sami nie s� w stanie do�wiadczy�.
Interesuj� si� t� sytuacj� ju� od kilku dziesi�cioleci. A skoro coraz
bardziej si� starzej�, postanowi�em gromadzi� i zapisywa� wyniki moich
bada�, kt�re prowadz� nad zjawiskami Psi. W ten spos�b powsta�o kilka
ksi��ek � mi�dzy innymi i ta.
Sprawami Psi interesuj� si� od zawsze, ale dopiero pocz�tek 1970 roku
przyni�s� szans� rozszerzenia mych zainteresowa�.
Ka�dy kto zajmuje si� zjawiskami Psi troch� bardziej ni� powierzchownie,
musi oczywi�cie napotka� �mierdz�ce bagno oporu spo�ecznego, w kt�rym
autentyczno�� tych zjawisk jest metodycznie podkopywana, przez co tkwi�
one zawieszone w nico�ci.
Ten spo�eczny op�r, kojarz�cy si� ze smrodem, ma, niestety, wiele sukces�w
w niszczeniu dr�g prowadz�cych do wyja�nienia zjawisk Psi. Wi��e si� to
�ci�le z wysokimi kr�gami w�adzy, kt�re nie wykazuj� najmniejszego
zainteresowania tym, czego do�wiadczaj� zwykli �miertelnicy.
Przyczyna, dla kt�rej czynniki rz�dz�ce niszcz� ka�d� pr�b� udowodnienia
zjawisk Psi, jest spraw�, kt�ra wymaga g��bszego zbadania i zrozumienia.
Dzi�ki takim badaniom mo�na by opisa� metody, kt�re hamuj� rozw�j
zainteresowa� zjawiskami Psi. Ale powody, dla kt�rych si� je stosuje,
pozostan� nadal niejasne.
Dlatego spo�eczny op�r wobec Psi dzieli si� w do�� zgrabny spos�b na dwa
aspekty: powstrzymywanie rozwoju Psi i utrzymywanie w niejasno�ci
prawdziwych powod�w takiego post�powania.
Jedn� z przyczyn ca�kowitego zatajania tych spraw, czego do�wiadczy�em ja
sam i wielu przede mn�, mog�oby by� to, i� zjawiska Psi zaszkodzi�yby
wielu instytucjom spo�ecznym. Instytucje te poczu�yby si� �zagro�one�
rozwini�tymi formami, powiedzmy, telepatii, kt�ra mog�aby zosta�
wykorzystana do penetracji ich sekret�w.
Jednak prawda jest o wiele bardziej oczywista. Decydenci tocz� wojn� z
potencja�em zjawisk Psi, poniewa� maj� swoje ukryte motywacje � za nic nie
chcieliby zosta� ujawnieni przez co�, co nazywamy przenikaniem Psi.
Je�li na tym sprawa polega, nic dziwnego, wszelkimi dost�pnymi �rodkami
d��y si� do pomniejszenia znaczenia zjawisk Psi. Czyni si� to ze strachu.
Ludzie boj� si� Psi, gonie a� Psi przenika ich tajemnice. C�, przez d�ugi
czas zak�ada�em, �e jest to pocz�tek i koniec historii dotycz�cej
metodycznego zatajania zjawisk Psi przez wysoko postawionych decydent�w,
reprezentuj�cych rz�d, nauk� i media.
Tak si� jednak z�o�y�o, �e w roku 1975 prze�y�em wydarzenia opisane w
Cz�ci I tej ksi��ki i zrozumia�em, �e do tej pory zna�em jedynie
wierzcho�ek g�ry lodowej, je�li chodzi o zatajanie prawdy.
Niestety, s� to wydarzenia, kt�rych nie mog� udowodni�. Niemniej
uwidaczniaj� one kolejny aspekt programowego utajniania zjawisk Psi, czego
do�wiadczy�em ju� wcze�niej.
Aspekt ten wymaga� wprowadzenia dw�ch niezwyk�ych termin�w: ZIEMIA i
PRZESTRZE�. Odnosz� si� one oczywi�cie do inteligencji ziemskiej i
inteligencji kosmicznej.
G��wna hipoteza taj ksi��ki zak�ada, �e je�li rozwini�te, kosmiczne
zdolno�ci Psi s� zagro�eniem dla ziemskiej inteligencji, to rozwini�te
ziemskie zdolno�ci Psi s� r�wnie� zagro�eniem dla inteligencji
kosmicznych.
W ko�cu, w takiej na przyk�ad telepatii, definiowanej jako czytanie w
my�lach, r�nica mi�dzy skanowaniem umys��w ziemskich a kosmicznych jest
bardzo niewielka.
Jedyny prawdziwy problem tkwi w tym, czy kosmici istniej� czy te� nie.
Zdecydowa�em nie wdawa� si� w dyskusj� dotycz�c� tej kwestii, ale
skierowa� czytelnika do obfitej literatury ju� istniej�cej, ze zwr�ceniem
szczeg�lnej uwagi na tygodnik UFO Round�up (Wszystko o UFO), kt�ry znale��
mo�na w internecie. (patrz: Bibliografia).
Zawarta w tej ksi��ce historia, kt�rej nie mog� udowodni�, nie jest tu
przedstawiana jako dow�d na istnienie kosmicznej inteligencji, ale
dlatego, by czytelnik zrozumia�, �e telepatia mo�e stanowi� bardzo wa�ny i
skuteczny spos�b poszukiwania odpowiedzi na wa�ne pytania.
Tez� t� wywiod�em z mojego osobistego do�wiadczenia, a nie z analizowania
informacji przedstawionych w pracach innych.
Mimo to, moje (nie do udowodnienia) do�wiadczenie osobiste nie musi by� tu
rozstrzygaj�ce, poniewa� wiele innych nap�ywaj�cych zewsz�d informacji
prowadzi bezsprzecznie do konstatacji, i� pozaziemskie inteligencje
istniej� rzeczywi�cie.
Jedn� ze spraw, kt�rych nie poruszam w ksi��ce, jest ogromny szmat czasu
(prawd� m�wi�c lata), jaki zaj�o mi osi�gni�cie syntezy przedstawionych
element�w. Jestem raczej cz�owiekiem pracuj�cym powoli acz dok�adnie,
dlatego na zorientowanie si� w niekt�rych kwestiach potrzebuj� niekiedy
wi�cej czasu od innych.
Na pocz�tku ksi��ki zamierza�em umie�ci� d�ug� dyskusj� dotycz�c�
prawdopodobie�stwa tego, i� telepatia mog�aby by� swego rodzaju
uniwersalnym �systemem j�zykowym�, kt�ry dzia�a�by wsz�dzie poprzez
�wiadomo�� jednostek.
Kr�tko nawi��� do tego w Cz�ci III, za� sam� dyskusj� zdecydowa�em si�
zawrze� w innej pracy � wymaga ona bowiem przedstawienia wi�kszej bazy
informacyjnej, kt�ra okre�li�aby natur� organizm�w energetycznych.
Czuj� si� te� zobowi�zany do skomentowania kilku powod�w, dla kt�rych
zdecydowa�em si� rozpocz�� pisanie tej ksi��ki dopiero teraz.
W ko�cu 1990 roku przeczyta�em bardzo dobrze udokumentowany raport o
ogromnym UFO widzianym w by�ym ZSRR.
Raport wskazywa�, �e obserwacja zosta�a potwierdzona przez genera�a Igora
Malcewa, szefa Sztabu Generalnego Si� Powietrzno�Desantowych. Opublikowano
go w dzienniku Raboczaja Tribuna z 19 kwietnia 1990 roku.
Raport cytowa� s�owa genera�a Malcewa: �Nie jestem specjalist� w sprawach
UFO i dlatego mog� jedynie zestawia� dane i wyra�a� swoje w�asne
przypuszczenia. Wed�ug naocznych �wiadk�w, UFO by�o dyskiem o �rednicy od
100 do 200 metr�w. Na jego bokach pulsowa�y dwa �wiat�a...�
Artyku� zmierza� nast�pnie do stwierdzenia, �e UFO to pilotowane statki i
zaprzecza� sugestii, jakoby by�y one jedynie zjawiskiem atmosferycznym.
Je�li obserwowany statek mia�by rzeczywi�cie 200 metr�w �rednicy, to by�by
wi�kszy ni� boiska do pi�ki no�nej.
W okresie tym pojawi�y si� raporty o innych godnych uwagi obserwacjach;
uzyskiwano r�wnie� materia�y filmowe na ta�mie video. Doniesienia te
sprawi�y, �e zacz��em zastanawia� si� nad w�asnymi do�wiadczeniami z roku
1975 i w ko�cu zdecydowa�em si� je opisa�, jeszcze zanim pogorszy si� moja
pami��.
Mi�dzy rokiem 1976 a 1990 stopniowo dochodzi�em do wniosku, �e Ziemianie i
kosmici nie wydaj� si� mie� zbyt wiele wsp�lnego � mo�e w�a�nie za
wyj�tkiem telepatii.
Bior�c pod uwag� wszystkie opisane kontakty i wzi�cia doszed�em do
wniosku, �e zdolno�ci telepatyczne s� doskonale rozwini�te u kosmit�w, ale
ca�kowicie nierozwini�te u mieszka�c�w Ziemi.
Dlatego narracj� wydarze� poprowadzi�em tak, by mi�dzy wierszami zawrze�
kilka fundamentalnych spostrze�e� na temat telepatii. Mam nadziej�, �e
odpowiedz� one na pytanie, DLACZEGO rozw�j telepatii na Ziemi wci�� jest
t�umiony.
We w�a�ciwym czasie pokaza�em manuskrypt mojemu �wczesnemu agentowi, kt�ry
by� nim mocno podekscytowany i twierdzi�, �e sukces tej publikacji to
rzecz pewna.
Mimo to ponad dwudziestu wydawc�w odrzuci�o ksi��k� � chocia� do tej pory
opublikowano ju� wiele prac o kosmitach i UFO, pocz�wszy od najgorszej
szmiry, a sko�czywszy na wysublimowanej fantastyce.
To ca�kowite odrzucenie manuskryptu pozostaje, jak dot�d, spraw�
tajemnicz�. By� mo�e nale�a�oby j� interpretowa� jako swego rodzaju
subteln�, lecz zakrojon� na wielk� skal�, cenzur� medi�w.
Jedno z mo�liwych wyja�nie� mog�oby sugerowa�, �e rozwa�ania o telepatii
naruszaj� niebezpiecznie czyje� poczucie komfortu. Kto wie?
W ka�dym razie, z powodu frustracji i za�enowania porzuci�em ten projekt.
Tak min�o kilka lat. Jednak�e oko�o marca 1998 roku zn�w zacz�y si�
pojawia� artyku�y i reporta�e telewizyjne sugeruj�ce mo�liwo�� istnienia
Obcych. W�r�d nich by�a r�wnie� publikacja zatytu�owana: Astonishing
Intelligenr Artifacts (?J Found On Mysterious Far Side Of The Moon
(Zadziwiaj�ce, inteligentne wytwory cz�owieka (?) odnalezione po
tajemniczej, ciemnej stronie Ksi�yca).
Nast�pnie z raportu w internecie, autoryzowanego przez Dawida
Derbyshire'a, z 14 maja 1998 roku, dowiedzia�em si�, �e dzie� wcze�niej
nad Wielk� Brytani�, �z pr�dko�ci� 39.000 kilometr�w na godzin�
przelecia�o UFO.
Statek ten zosta� namierzony zar�wno przez brytyjskie, jak i du�skie si�y
powietrzne. Mia� kszta�t tr�jk�ta i by� wielko�ci du�ego okr�tu wojennego.
Jego �rednica wynosi�a oko�o 300 m. Brytyjczycy i Du�czycy wys�ali w g�r�
my�liwce. Ta Wielka Rzecz zostawi�a je we mgle i odlecia�a � kto wie
dok�d?
Istniej� wi�c nowe, niepokoj�ce i autentyczne raporty, kt�re wskazuj� na
to, �e UFO wydaj� si� obecnie pojawiaj� WSZ�DZIE. Obce statki zuchwale
ukazuj� si� nawet obiektywom kamer video na ca�ym �wiecie.
Moim zdaniem to, �e UFO s� pilotowane czy te� sterowane przez inteligencje
kosmiczne mo�emy uzna� po prostu za pewnik.
A je�li Obcy osi�gn�li wysok� technologicznie kontrol� �wiadomo�ci
wsp�miern� do zaawansowanej technologii ich statku, to za�o�� si�, �e s�
r�wnie doskonali w tym, co my, Ziemianie, nazywamy telepati�.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� pierwszy
Moje zaanga�owanie w badania nad Psi
�a�cuch dziwnych zdarze� opisany w tej ksi��ce wzi�� sw�j pocz�tek w moim
zaanga�owaniu w badania nad Psi, kt�re pojawi�o si� niespodziewanie w roku
1971. kiedy mia�em trzydzie�ci siedem lal.
Gdyby nie to, wi�d�bym prawdopodobnie �ycie bardziej zadowalaj�ce, w
spos�b przyziemny, ale wygodny. Nigdy nie zg�asza�em si� na ochotnika jako
podmiot eksperyment�w w laboratoryjnych badaniach nad Psi.
Eksperymenty te miewa�y mocne i s�abe punkty, sukcesy i pora�ki. Przede
wszystkim dawa�y jednak mo�liwo�ci spotka� z wieloma fantastycznymi,
cudownymi lud�mi.
Kiedy wkraczasz w badania nad Psi, wkraczasz r�wnie� w�sk�, kulturow�
podgrup�, n�kan� ogromnie stresuj�cymi czynnikami, intrygami, z miewaniem,
strachem i obawami, w wyniszczaj�c� dla obu strun wojn� i ugrom idiotyzmu.
Na dodatek, podmioty bada� nad Psi (kr�liki do�wiadczalne) to miernoty, od
kt�rych oczekuje si�, �e wykazywa� b�d� objawy Psi. W okre�lonym czasie
maj� o niczym
wiedzie�, o niczym nie my�le� i niczego si� nie domy�la� � poniewa�
wiedzie�, my�le� i przypuszcza�. tu sprawa badaczy.
Podmiot jest jak komputerowy mikroprocesor � testuje. si� go, aby
sprawdzi�, czy potrafi wykonywa� okre�lone zadania w odpowiedni spos�b.
Je�eli mikroprocesor nie dzia�a, wrzuca si� go w du�y plik bezimiennych
mikroprocesor�w, kt�re zawiod�y w podobny spos�b.
A dzieje si� tak dlatego, �e okres �ycia podmiotu laboratoryjnego nie
przekracza zazwyczaj trzech miesi�cy i w tym to okresie musi on przej��
wielokrotnie powtarzane testy. Jednym z g��wnych efekt�w takiej sytuacji
jest prywatnie bezdenne znudzenie.
Pojawienie si� znudzenia jest w badaniach nad Psi czym� nieuchronnym �
znudzony podmiot wpada w stan apatii lub braku zainteresowania, w wyniku
czego delikatny obw�d jego parapsychicznego talentu spala si�.
Wiedzia�em o tym wszystkim z g�ry, g��wnie dlatego �e zjawiska Psi zawsze
mnie interesowa�y i wiele na ten temat czyta�em. Tak wi�c nie spodziewam
si� wcale, �e owe trzy miesi�ce w magiczny spos�b zmieni� si� w
dziewi�tna�cie lat.
G��wna przyczyna tego faktu nie mia�a jednak wcale zwi�zku z mrocznymi
klimatami samej parapsychologii. Prawie nikomu w rym czasie nie �ni�o si�
jeszcze, �e ameryka�skie s�u�by wywiadowcze martwi� si� o najbardziej ze
wszystkiego mo�liwy rozw�j �psychotronicznej machiny wojennej� w (obecnie
by�ym) zwi�zku Radzieckim.
S�u�by wywiadowcze s� wymagaj�cym graczem i z powodu zagro�enia radzieckim
Psi, potrzebowa�y nieco wi�kszego obrazu mo�liwo�ci Psi ni� to, co mog�a
dostarczy� standardowa parapsychologia. Ze wzgl�du na te niezwyk�e
okoliczno�ci, utkn��em na par� lat w procy nad tym tematem.
Ale oznacza�o to, �e utkn��em r�wnie� w sferze cz�sto idiotycznych
tajemnic, w nie ko�cz�cych si� kontrolach, w sprzyjaj�cej paranoi
ochronie, w wszelkiego rodzaju wytworach science fiction, w intrygach
wywiadowczych, kt�rych r�norodne formy by�y czasami jak studzienki
�ciekowe, i w bardzo denerwuj�cych militarnych i politycznych
komplikacjach.
M�j udzia� w tej d�ugoterminowej sprawie mia� swoje wzloty i upadki i
wi�za� si� z setkami sytuacji, okoliczno�ci i wydarze� r�nego rodzaju. W
tej ksi��ce opisa�em jedynie te najbardziej stresuj�ce i niewiarygodne.
Aby doj�� do w�a�ciwej opowie�ci, konieczne by�oby nakre�lenie pokr�tce
tego, co doprowadzi�o do p�niejszych wydarze�.
W ko�cu roku 1972 Centralne S�u�by Wywiadowcze sfinansowa�y ma�y, wst�pny
projekt bada� w Instytucie Badawczym Stanforda. Projektowi przewodniczy�
fizyk, dr H. E. Puthoff, ja za� zosta�em zaproszony do Kalifornii, aby w
tym przedsi�wzi�ciu uczestniczy�.
Celem bada� by�o udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy zjawisko ESP
(extrasensory perception � percepcja poza zmys�owa � przyp. t�um.) mo�e
by� powtarzane si�� woli. By� to akurat eksperyment, kt�rego zawsze
brakowa�o w parapsychologii, a w kt�rym w pewien spos�b osi�gn��em
osobisty sukces ju� wcze�niej.
Projekt zak�ada� i� pozytywne wyniki osi�gniemy w czasie nie kr�tszym ni�
osiem miesi�cy. Nast�pnie rozpocz�to codzienne �wiczenia, kt�re wi�za�y
si� z setkami eksperymentalnych pr�b. Prowadzi�o to do wzlot�w i upadk�w,
w zale�no�ci od tego, co by�o badane; ale ostatecznie popadli�my w
znudzenie tak potworne, �e trudno by�o stawia� czo�o kolejnym dniom.
Na pocz�tku kwietnia 1973 raku, aby ockn�� si� ze znu�enia wywo�anego
powtarzaj�cymi si� testami (kt�re powoduj� obni�enie aktywno�ci ESP),
zasugerowa�em, aby�my raz na jaki� czas zrobili co� zupe�nie odmiennego,
co mog�oby sprawi�, �e na nowo poczuliby�my smak przygody, podniecenia i
przyjemno�ci.
Planeta Jowisz by�a bardzo daleko. Przed laty NASA wystrzeli�a w jej
kierunku dwie sondy, Pioniera 10 i 11, kt�re mia�y przelecie� obok niej.
Pomiary przes�ane drog� radiow� zasta�y nast�pnie poddane analizom
technicznym. Informacje z Pioniera 10 zacz�ty nap�ywa� we wrze�niu 1973
roku.
Jedyn� prawdziw� r�nic� mi�dzy Jowiszem jako �obiektem� a obiektami w
pokoju obok by�a jego odleg�o�� od Ziemi. Ale dla mnie jeszcze jedno
stanowi�o r�nic�. Niezwykle podniecaj�ce by�oby rozci�gni�cie czyjego�
ESP do tej planety w formie odleg�ego postrzegania. Jowisz by� dalej ni�
pok�j obok i �podr�uj�c� w mi�dzyplanetamej przestrzeni mo�na by poczu�
dreszczyk emocji.
Ale istnia�a jeszcze jedna r�nica. Naukowcy ograniczeni do
konwencjonalnych bada� umys�u zazwyczaj denerwuj� si� nowymi
eksperymentami. Te konwencje czyni� ich niezwykle powa�nymi, tak wi�c
powstaje w nich pewien op�r wobec eksperyment�w niekonwencjonalnych.
Op�r manifestuje si� najcz�ciej przez ci�g�e op�nianie eksperymentu (i
zniech�canie wszystkich zaanga�owanych) ZANIM jeszcze ma on miejsce. Je�li
to nie jest w stanie zdusi� eksperymentu, oznajmia si� w�wczas, i� jest on
niepowa�ny i o�miesza si� go w �rodowisku naukowym.
Czy� psychotroniczna podr� umys�u na planet� Jowisz nie jest godna
�miechu?
Moi koledzy z SRI nie byli, delikatnie m�wi�c zainteresowani tym, aby
�rodowisko naukowe ich wy�mia�o. Wizja niepowodzenia eksperymentu,
wynikaj�ca ze znu�enia, wprawi�a mnie w z�y nastr�j.
Musia�em wi�c wybiera� pomi�dzy wy�mianiem przez �rodowisko a nud�, kt�ra
najwyra�niej mog�a zniweczy� zdolno�ci ESP. Op�r wobec �pr�b� z Jowiszem
zosta� przezwyci�ony kiedy powiedzia�em: �Rezygnuj� z dalszych bada�.
Pieni�dze, kt�re zosta�y, mo�ecie odda� sponsorom�.
W ka�dym razie by�em niezmiernie ciekaw, czy dane zdobyte w kwietniu 1973
roku mog�yby w jaki� spos�b pasowa� do materia��w dostarczanych przez
sond� NASA, pocz�wszy od wrze�nia roku 1973.
Psychotroniczna podr� na Jowisza w chwili, kiedy nie by�o tam jeszcze
sond NASA wydawa�a si� do�� ekscytuj�cym pomys�em. Je�li �wyprawa� taka
zako�czy�aby si� sukcesem, by�by to dow�d istnienia pewnej umiej�tno�ci
Psi. Eksperyment przeprowadzono w czasie wolnym od pracy, w sobot�.
Jego opis ugrz�z� jednak w bardzo surowych raportach. Po pierwsze, mia�y
to by� badania nieoficjalne. Otrzymane prze nas dane musia�y jednak by�
rejestrowane, aby nie by�o w�tpliwo�ci, �e wszystko to mia�o miejsce
jeszcze zanim sondy NASA dotar�y do planety.
Kopie surowych danych, uzyskanych w wyniku eksperymentu, kr��y�y wi�c
wsz�dzie i zaakceptowa�o je wielu wa�nych naukowc�w z Krzemowej Doliny,
w��czaj�c w to r�wnie� dwie osoby pracuj�ce w Laboratoriach Nap�d�w
Odrzutowych. Niekt�rzy naukowcy uwa�ali oczywi�cie, �e ca�a ta idea jest
�mieszna, ale by�o ich mniej ni� mo�na by tego oczekiwa�.
Aby eksperyment uznano za udany, uzyskane dane musia�y zawiera� takie
fakty na temat wielkiej planety, kt�rych dot�d nie znano � inaczej
oskar�ano by nas o oszustwo.
Jak zwykle bywa to z surowymi danymi, ca�o�� zamkn�a si� w jednej stronie
szkic�w i dw�ch i p� stronach s�ownych obserwacji.
Surowe dane zaowocowa�y trzynastoma elementami, z kt�rych wszystkie by�y
naukowo nieprzewidywalne zanim potwierdzi�y je p�niejsze analizy danych
naukowych.
Owe elementy zamieszczam poni�ej, razem z datami ich potwierdzenia.
1. Obecno�� pow�oki wodorowej (potwierdzona we wrze�niu 1973 r. i ponownie
w roku 1975).
2. Burze i wiatry (potwierdzone w 1976 r. co do wielko�ci i
nieoczekiwanych nasile�).
3. Pewien rodzaj tornad (potwierdzony w roku 1976 jako silne cyklony).
4. Odczyty w podczerwieni (potwierdzone w 1974 r.).
5. Inwersja temperatury (potwierdzona w roku 1974).
6. Uk�ad i kolor chmur (potwierdzenie w roku 1979).
7. Dominacja koloru pomara�czowego (potwierdzona w 1979 r.).
8. Kryszta�y wody/lodu w atmosferze (potwierdzone w roku 1975).
9. Grupy kryszta��w odbijaj�cych fale radiowe sond kosmicznych
(potwierdzone w roku 1975).
10. Magnetyczne i elektromagnetyczne aury � �t�cze� (potwierdzone w 1975
r.).
11. Planetarny PIER�CIE� w atmosferze (w roku 1979 potwierdzono nie tylko
jego istnienie, ale i to, te znajduje si� on wewn�trz krystalicznej
pow�oki atmosferycznej).
12. P�ynny sk�ad (potwierdzony w latach 1973 i 76 jako wod�r w p�ynnej
postaci).
13. G�ry i sta�e j�dro (wci�� w�tpliwe, ale od roku 1991 podejrzewa si�
ich istnienie).
Sze�� z owych trzynastu element�w uzyska�o naukowe potwierdzenie do roku
1975, kt�ry jest rokiem, w kt�rym zaczynaj� si� wydarzenia opisywanie w
tej ksi��ce.
Nale�y podkre�li�, �e wi�kszo�� naukowc�w stanowczo odrzuca�a mo�liwo��
istnienia PIER�CIENIA zanim zosta� on odkryty w roku 1979. Pragn�
zauwa�y�, �e dane z 1973 roku, wyra�nie wskazuj� na jego obecno��.
Dla mnie osobi�cie eksperyment z Jowiszem z wielu powod�w stanowi)
lekarstwo na moj� �eksperymentaln� chandr�.
Po pierwsze, podr� i postrzeganie planety by�y do�wiadczeniami budz�cymi
ogromny respekt. By� to swego rodzaju g��boko estetyczny wstrz�s, kt�ry
mo�e inspirowa� przez wiele lat.
Po drugie, poniewa� potwierdzenia zwrotne w postaci naukowych doniesie�
zacz�y pojawia� si� pocz�wszy od wrze�nia 1973 roku, lodowe negatywne
reakcje zdawa�y si� coraz rzadziej. Wielu notabli przyjecha�o na lunch do
SRI, �eby ostatecznie przekona� si� do wynik�w eksperymentu.
I by�a jeszcze jedna racz: mo�liwo�ciami psychicznego szpiegostwa
zainteresowa�a si� oczywi�cie CIA. Mimo i� planetarny eksperyment nie
zosta� przeprowadzony w czasie przeznaczonym na oficjalne badania,
wydawa�o si�, �e projekt SRI podniecaj�co zmierza we w�a�ciwym kierunku.
Badanie Jowisza zyska�o r�wnie� szerokie om�wienie w mediach, cho�
oczywi�cie nie w pismach naukowych. Istnieje mn�stwo ludzi, kt�rzy patrz�
na nauk� w spos�b podobny, jak nauka patrzy�a na parapsychologi�.
Chcia�bym na zako�czenie wspomnie� o jeszcze jednym aspekcie, kt�ry
inaczej m�g�by umkn�� (i zazwyczaj umyka), a kt�ry dotyczy oczekiwa� i
postaw. Wi��e si� on z tym, co nazywamy pozytywnym sprz�eniem zwrotnym
nietrudno zgadn�� co zawiera. Wyja�nieniem jest jedno s�owo: potwierdzenie
� w takiej czy innej formie.
�Psychotronika� m�wi to i to, po czym trzeba rozejrze� si� dooko�a za
jakim� materialnym dowodem, kt�ry potwierdzi prawdziwo�� tego, co zosta�o
powiedziane. Eksperyment z Jowiszem zosta� zaprojektowany w oczekiwaniu na
sprz�enie zwrotne.
Potwierdzenie mia�o form� informacji przes�anych na Ziemi� pacz sondy NASA
przelatuj�ce obok planety.
Jak si� okaza�o, w�r�d zainteresowanych mo�liwo�ci� szpiegostwa
mi�dzyplanetarnego znalaz�a si� grupa tak tajna, �e jej dzia�alno�� mo�na
by scharakteryzowa� nie tylko jako projekt �ci�le tajny, ale ca�kowicie
niewidoczny. By�a to grupa, jakkolwiek by j� nazwa�, kt�r� spotka�em na
pocz�tku roku 1975.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� drugi
Spotkanie z najstraszniejszym ze strach�w
Oko�o dw�ch lat po eksperymencie zwi�zanym z badaniem Jowisza, w ko�cu
lutego 1975 roku, zatelefonowa� do mnie pewien wysoko postawiony urz�dnik
z Waszyngtonu.
Spotyka�em go ju� przy wielu okazjach i prowadzili�my do�� ciekawe
rozmowy, bowiem interesowa� si� on bardzo badaniami Psi.
Podziwia�em go i szanowa�em. By� bardzo otwarty na wiele niezwyk�ych spraw
i o�miela� si� p�yn�� pod pr�d pot�nej rzeki zwanej �opini� og�u�, kt�ra
w labiryncie Waszyngtonu potrafi�a niszczy� nawet wielkie kariery.
W rozmowie telefonicznej m�j przyjaciel by� jednak nieco mniej otwarty.
� Ju� wkr�tce zatelefonuje do pana niejaki pan Axelrod � powiedzia�. �
Gdyby pan m�g�, prosz� spr�bowa� zrobi� wszystko o cokolwiek poprosi i nie
zadawa� �adnych pyta�.
Zapyta�em: � Kim jest pan Axelrod?
Po drugiej stronie linii telefonicznej zapad�a cisza. Po chwili m�j
rozm�wca rzeki:
� Nie mog� tego panu powiedzie�, poniewa� sam nie wiem. Ale BARDZO wa�ne
jest to, aby zgodzi� si� pan zrobi� to, o co poprosi. Nie mog� teraz
powiedzie� panu nic wi�cej, dlatego prosz� NIE pyta�. Po prostu niech pan
zrobi to, czego on chce. On za� nigdy ju� nie powr�ci do tej rozmowy.
Musz� prosi� w imi� naszej przyja�ni, �eby i pan nigdy nie wi�za� mnie w
jakikolwiek spos�b z tym wydarzeniem.
Nast�pnie m�j przyjaciel wykaza� przelotne zainteresowanie tym, co u mnie
s�ycha� i po prostu od�o�y� s�uchawk�. Chocia� zazwyczaj rozmowy, kt�re
prowadz� s� weso�e, ta wyda�a mi si� nieco sztywna. Ale z drugiej strony,
tego rodzaju incydenty nie by�y wcale czym� niezwyk�ym w ca�ej mojej
karierze bada� Psi.
Wiele z os�b, kt�re zwraca�y si� do mnie, prosi�o o anonimowo��. Niekt�rzy
u�ywali fa�szywych nazwisk. Byli w�r�d nich policjanci i detektywi, kt�rzy
prosili mnie o pomoc w wykryciu sprawc�w zbrodni, naukowcy, kt�rych
badanie utkn�y w martwym punkcie oraz dyrektor s�ynnego muzeum, kt�ry
zagubi� cenne p��tno.
Zdesperowani ludzie wyczyniaj� r�ne rzeczy, w�r�d kt�rych s� i
konsultacje z medium. By�o nawet kilku prezydent�w, kt�rych kontakty z
jasnowidzami to fakt udokumentowany.
W ten spos�b wok� mnie zacz�� si� tworzy� �a�cuch spraw niemieszcz�cych
si� w g�owie, kt�re z pocz�tku mnie ekscytowa�y, jednak ostatecznie
zacz�y przyprawia� o DR�ENIE, jakbym nagle znalaz� si� pomi�dzy dwiema
rzeczywisto�ciami, z kt�rych �adna nie wydawa�a si� ca�kowicie realna.
Jak si� okaza�o, pomimo rzekomego po�piechu, TAJEMNICZY PAN Axelrod nie
zatelefonowa� przez cztery kolejne tygodnie. A kiedy w ko�cu to uczyni�,
by�a trzecia nad ranem. Telefon wyrwa� mnie z g��bokiego snu, wi�c w
pierwszej chwili nie bardzo wiedzia�em z kim rozmawiam. Kiedy w ko�cu to
ustalili�my, zapyta�:
� Czy mo�e pan dotrze� do Waszyngtonu jeszcze dzi� do po�udnia? Zdaj�
sobie spraw� z tego, �e do�� p�no zwracam si� z tym do pana, ale
byliby�my bardzo wdzi�czni, gdyby pan m�g� do nas przyjecha�. Pokryjemy
wszystkie zwi�zane z tym koszty.
Chcia�em w�a�nie zapyta�, dlaczego mam dotrze� do Waszyngtonu przed
po�udniem, kiedy przypomnia�em sobie s�owa mojego przyjaciela, kt�ry
bardzo nalega�, abym nie zadawa� �adnych pyta�. Odpowiedzia�em, �e z�api�
samolot.
� Dobrze � odpar� pan Axelrod. � Nie mo�emy jednak spotka� si� na
lotnisku. Czy zna pan Smithsonia�skie Muzeum Historii Naturalnej?
Odpowiedzia�em, �e znam.
� W porz�dku � rzek�. � Jak tylko pan przyjedzie do Waszyngtonu, prosz�
dotrze� do muzeum i stan�� przy s�oniu w centralnej rotundzie. Niech pan
tam b�dzie w po�udnie. Skontaktuje si� z panem pewna osoba. Prosz� robi�
dok�adnie to co poprosi. Wymagam jedynie tego, aby nie m�wi� pan nikomu,
dok�d pan si� wybiera. Je�li uwa�a pan, �e nie nale�y tego zrobi�, prosz�
powiedzie� to teraz, a zapomnimy o wszystkim.
Przez chwil� siedzia�em w ciszy.
� Czy to panu ODPOWIADA? � zapyta�.
� Tak, my�l�, �e tak. � Nie mog�em jednak oprze� si�, jednemu pytaniu,
kt�re wydawa�o si� logiczne.
� Jak rozpoznam cz�owieka, kt�ry ma si� ze mn� skontaktowa�?
� O to niech pan si� nie martwi. Wiemy jak PAN wygl�da.
Po tych s�owach pan Axelrod od�o�y� s�uchawk�, nie m�wi�c nawet do
widzenia.
Wsta�em z ��ka, zaparzy�em kaw� i pal�c jednego papierosa za drugim
kontemplowa�em ha�a�liw� ciemno�� za oknem (miasto Nowy Jork ha�a�liwe
jest o ka�dej porze).
To wszystko niezbyt mi si� podoba�o i gdyby nie moi wysoko postawieni
znajomi w Waszyngtonie, kt�rych szanowa�em, z pewno�ci� zdecydowa�bym, i�
ca�a sprawa jest zbyt podejrzana, aby si� w ni� anga�owa�.
W roku 1975 � o czym powinno si� pami�ta� � trwa�a zimna wojna. Moi
koledzy z Instytutu Badawczego Stanforda i ja spekulowali�my, i� sowiecka
KGB b�dzie z pewno�ci� zainteresowana tym, co robimy. A w bardziej
dramatycznych scenariuszach zak�adali�my nawet, �e organizacja ta mog�aby
porwa� kogo� z nas.
W ko�cu pomy�la�em, �e gdybym dotar� do Waszyngtonu wystarczaj�co
wcze�nie, m�g�bym zobaczy� wspania�� kolekcj� minera��w i kryszta��w
zebranych w Muzeum Historii Naturalnej. Ta decyzja wp�yn�a na moje dalsze
�ycie.
Tak wi�c, kiedy w ch�odzie p�nej zimy wschodzi�o s�o�ce, ja pokonywa�em
drog� na lotnisko LaGuardia, gdzie mia�em przesi��� si� na samolot do
Waszyngtonu.
Dotar�em na miejsce przed czasem. Muzeum by�o jednak jeszcze zamkni�te,
kupi�em wi�c kaw� i bu�k� u sprzedawcy ulicznego w Centrom i wypali�em
kilka papieros�w.
Nie musz� dodawa�, �e ogl�daj�c nieco p�niej ogromne kryszta�y i kamienie
szlachetne w kszta�cie jaja, nie na nich skupia�em swoj� uwag�. W
rzeczywisto�ci poci�em si� przez ca�y czas. Nerwy? Obawa?
W ko�cu wszed�em na pi�trow� antresol�, kt�ra otacza wielk� rotund�
muzeum. Na tyle ukradkiem, na ile by�o to mo�liwe (w ka�dym w�asnym
mniemaniu) zlustrowa�em pi�tra poni�ej. Na �rodku sta� s�awny wypchany
s�o� w swym absolutnym majestacie, rzucaj�cy si� w oczy wszystkim, kt�rzy
cho� na kr�tk� chwil� weszli do budynku.
Zak�adaj�c, �e mam zachowywa� si� jak ka�dy inny turysta, stan��em przed
wielkim s�oniem w samo po�udnie, udaj�c ogromne zainteresowanie.
Tu� za sob� us�ysza�em g�os:
� Pan Swann?
Odwr�ci�em si� i natychmiast dosta�em do r�ki kartk�: �Prosz� nic nie
m�wi� ani nie zadawa� �adnych pyta�. To dla naszego, jak i pa�skiego
bezpiecze�stwa�.
Je�li wcze�niej nie by�em przekonany, czy wdepn��em w co� dziwnego, czy
nie, teraz ju� by�em pewien, �e na pewno tak jest.
M�czyzna, kt�ry wr�czy� mi kartk�, wpatrywa� si� we mnie p�on�cymi
zielonymi oczyma, co wyra�nie ukazywa�o, �e ma do mnie spraw�. Nie
odwa�y�em si� odezwa�.
By� m�ody i wygl�da� jakby mia� za chwil� pozowa� do plakatu zach�caj�cego
do wst�pienia do Marynarki � by�, jednym s�owem, bardzo m�ski i militarny.
Wyczu�em jego powag� i samozadowolenie ze zdolno�ci zabijania z zimn�
krwi�.
Ale jesz ze bardziej zadziwi� mnie fakt, �e m�czyzn by�o DW�CH i byli oni
� jak mi si� wydawa�o � bli�niakami. Wok� nas przep�ywa� t�um os�b
zwiedzaj�cych muzeum.
Przeczytawszy kartk� skin��em g�ow�. Pierwszy z m�czyzn wyj�� z kieszeni
moje zdj�cie. Uwa�nie por�wnywa� twarz ze zdj�cia z moj�.
Nast�pnie chwyci� moj� r�k�, jakby potrz�saj�c ni� na powitanie i por�wna�
obecny na niej tatua� z kolejn� fotografi� � tatua�, kt�ry by� efektem
nag�ej zachcianki pijanego faceta w roku 1962.
Kiedy to uczyni�, kiwn�� g�ow� w stron� swojego duplikatu, kt�ry w bardzo
profesjonalny spos�b przygl�da� si� rotundzie. Drugi m�czyzna podszed� do
mnie i powt�rzy� wszystkie czynno�ci. Nast�pnie obaj podpisali co�, co
wygl�da�o na czek w ma�ej ksi��eczce.
Wszystko to trwa�o zaledwie kilka chwili nikt ze zwiedzaj�cych, kt�rzy
mijali s�onia, nie m�g� nic zauwa�y�.
Pierwszy z bli�niak�w kiwn�� g�ow� i wskaza� g��wne wej�cie do muzeum.
Poszed�em za nim, za� drugi bli�niak ruszy� tu� za mn�.
Pomaszerowali�my prosto w stron� ulicy i wsiedli�my do nieoznaczonego
samochodu, zuchwale ustawionego w strefie zakazu parkowania.
Za kierownic� siedzia�a kobieta, kt�ra chyba celowo ani razu na mnie nie
spojrza�a.
Samoch�d by� du�y i niebieski, troch� brudny z zewn�trz, ale w �rodku
nieskazitelnie czysty. Bli�niacy usiedli z ty�u po mojej lewej i prawej
stronie. Jeden z nich wyci�gn�� kolejn� kartk�, mniej wi�cej nast�puj� j
tre�ci: �Prosz� nic nie m�wi�. Mo�e pan zapali�, je�li pan sobie tego
�yczy�. Oczywi�cie zrobi�em to. Pod pachami by�em mokry.
Samoch�d nasz ubezpiecza�y dwa inne wozy, jeden jecha� z przodu, drugi za
nami. Kiedy przemieszczali�my si� zat�oczonymi ulicami, ani razu nie
oddali�y si� od nas.
Gdy opu�cili�my w�a�ciwy Waszyngton, jeden z bli�niak�w wyci�gn�� kolejn�
kartk�, z takim oto tekstem: �Prosz� nie bra� tego do siebie, ale musimy
pana przeszuka�, aby sprawdzi�, czy nie ma pan przy sobie broni lub
mikrofon�w�.
C� mog�em zrobi�? Zacz�li sprawdza� wszystko, odpinaj�c nawet spodnie i
rzucaj�c szybkie spojrzenie w moje szorty. Po wykonaniu tych czynno�ci
podpisali tajemnicz� kartk�.
Nigdy wcze�niej nikt mnie tak nie traktowa�. Nigdy mnie nie przeszukiwano.
Chcia�em si� temu przeciwstawi�, a jednak nie �mia�em si� poruszy�, ani
te� otworzy� ust, za wyj�tkiem zaci�gania si� papierosem.
Do tej pory prawie nie zdawa�em sobie sprawy z tego, gdzie jeste�my.
Wygl�da�o na to, �e kierujemy si� na siedzib� g��wn� CIA, ukryt� za
drzewami. Pomy�la�em, �e mo�e to ona jest miejscem naszego przeznaczenia,
ale przemkn�li�my obok niej, nabieraj�c szybko�ci.
Wtedy przysz�a kolej na nast�pn� kartk�: �Jedzie pan na l�dowisko dla
helikopter�w, aby uda� si� w dalsz� podr�. Zanim tam dotrzemy, na�o�ymy
na pa�sk� g�ow� kaptur. Kiedy b�dziemy na miejscu, zdejmiemy go. Je�li
jest pan g�odny, mamy kanapki�.
W tym momencie pomy�la�em o fatum. Wydawa�o si� to g�upie, ale BY�EM
g�odny, mimo i� m�j �o��dek przypomina� zawi�zany supe�. Zjad�em oferowane
kanapki. Chocia� r�ce mi dr�a�y, bli�niacy udawali, �e tego nie widz�.
No c�, pomy�la�em, zosta�em prawdopodobnie porwany, chocia� bez wzgl�du
na to, jaka jest prawda, wszystko to JEST nadzwyczaj dziwne.
Po oko�o dwudziestu minutach, pierwszy bli�niak wyci�gn�� obiecany kaptur
i kolejny etap podr�y sp�dzi�em w ca�kowitej ciemno�ci.
Nieco p�niej, samoch�d zatrzyma� si�. Bli�niacy pomogli mi wysi��� i
mocno trzymaj�c za ramiona posadzili w kabinie helikoptera. Ledwo
zapi�li�my pasy bezpiecze�stwa, �mig�owiec uni�s� si� w powietrze.
Ta cz�� podro�y trwa�a oko�o p� godziny, ale nie jestem tego ca�kowicie
pewien. L�dowanie by�o do�� nag�e. Pomogli mi wyj�� z kabiny i szli�my
przez jaki� czas. Us�ysza�em zgrzyt zamykanych drzwi. ZJE�D�ALI�MY w d�,
dlatego pozna�em, �e jeste�my w windzie.
Obr�cono mnie kilka razy, a kiedy winda si� zatrzyma�a, us�ysza�em szmer
otwieranych drzwi. Wyszli�my. Bli�niacy ponownie obr�cili mnie kilka razy,
po czym pomaszerowali�my dalej, chyba po jakim� podje�dzie. Wkr�tce
zosta�em posadzony na krze�le.
W tym momencie ODEZWA� SI� g�os i by�y to pierwsze s�owa w ca�ej tej
przera�aj�cej podr�y.
� Zdejm� teraz panu kaptur z g�owy, panie Swann. Dzi�kuj� za przybycie,
jak r�wnie� za pogodzenie si� z naszymi procedurami.
By�em � no c� � przestraszony i nie boj� si� do tego przyzna�.
Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej
Rozdzia� trzeci
W podziemiu, gdzie�, nie wiadomo gdzie
Po zdj�ciu kaptura �zawi�y mi troch� oczy. Znajdowa�em si� w s�abo
o�wietlonym pokoju. Bli�niak�w nie by�o. G�OS powiedzia�:
� Nazywam si� Axelrod. Oczywi�cie nie jest to moje prawdziwe nazwisko,
czego zapewne pan si� domy�li�. Pan Axelrod mia� u�miechni�ta twarz i mi�e
oczy. Ubrany by� w ciemnozielony dres. Przypomina� mi kapitana McBee, z
kt�rym pracowa�em niegdy� w Korei.
M�wi� dalej:
� Nie mog� odpowiedzie� na �adne pytanie, kt�re dotyczy�oby miejsca, w
kt�rym przebywamy, ani tego co sob� reprezentujemy. Poza tym jednak jestem
do pana ca�kowitej dyspozycji w zwi�zku z tym, co odnosi si� do zadania.
Wykrzesawszy z siebie tyle godno�ci, ile si� da�o, wychrypia�em:
� A jakie to zadanie?
Pan Axelrod u�miechn�� si� i rzek�:
� Najpierw kilka spraw proceduralnych. Zwr�cimy panu poniesione koszty i
ustalimy wysoko�� tego, co zwykle okre�lamy jako honorarium. Czy
odpowiada�by panu tysi�c dolar�w dziennie? Pieni�dze dostarczymy w got�wce
zanim pan wyjedzie.
� DZIENNIE! � wychrypia�em ponownie. � A ile to DNI?
� No c�, s�yszeli�my, �e najlepiej pracuje si� panu rano, a skoro teraz
jest popo�udnie, zadanie zaczniemy jutro w porze, kt�ra panu odpowiada.
P�niej b�dziemy improwizowa�.
Tysi�c �zielonych� DZIENNIE!!! O�ywi�em si�. przesta�em chrypie� i nawet
spr�bowa�em wyartyku�owa� co� sensownego:
� A zatem, skoro wie pan o mojej porannej ch�ci do pracy, musz� by� te�
panu znane wszystkie procedury Instytutu Stanforda.
� Wiemy o panu ogromnie du�o, panie Swann. Wydaje si� pan by� cz�owiekiem
wyj�tkowym. W zadaniu chcemy oczywi�cie skorzysta� z pa�skiego daru.
� M�j �dar�, jak pan zapewne wie, jest bardzo zawodny. Pracuj� wy��cznie w
warunkach eksperymentalnych i wydaje mi si�, �e nikt nie powinien
ca�kowicie zawierza� temu, co z tego wynika.
� Doskonale to rozumiemy, panie Swann. Zadanie nie stanowi �adnego ryzyka,
prosz� si� wi�c nim nie stresowa�. Po drogie, chcieliby�my, aby nie
ujawnia� pan �adnych szczeg��w tego, co si� tu dzieje. Mam r�wnie� na
my�li pa�sk� tu obecno��. Gdyby nie pewne okoliczno�ci, poprosiliby�my
pana o podpisanie deklaracji dochowania tajemnicy. Ale, m�wi�c szczerze,
ta misja nie istnieje w postaci �adnej dokumentacji.
Pan Axelrod, upewniwszy si�, �e rozumiem wszystko dok�adnie, przerwa�, po
czym ci�gn�� dalej:
� Bez oficjalnej przysi�gi milczenia, nie jest pan prawnie zwi�zany
tajemnic�. Mamy jednak nadziej�, �e zgodzi si� pan nie ujawnia� tego
wydarzenia co najmniej przez najbli�szych dziesi�� lat. Zapewniam pana, �e
jest ku temu bardzo konkretny pow�d: po dziesi�ciu latach nasza misja nie
b�dzie ju� istnie�. Je�li nie mo�e pan zgodzi� si� na to, o czym m�wi�,
pocz�stujemy pana dobrym obiadem, porozmawiamy o sprawach og�lnych i
odwieziemy pana do Nowego Jorku jeszcze dzisiejszej nocy.
Gwoli �cis�o�ci, rozmaite ugrupowania zaprasza�y mnie do pracy w r�nych
sensacyjnych projektach. Podpisywa�em nawet dokumenty, w kt�rych
zobowi�zywa�em si� nie ujawnia� �adnych fakt�w. W tym przypadku wi�c, nie
licz�c nadzwyczajnej tajemniczo�ci, kt�ra wydawa�a mi si� zbyt
dramatyczna, reszta nie by�a wcale czym� nadzwyczajnym.
Chocia�, by�em bardzo zainteresowany 1000�dolarow� dni�wk�, mrugn��em
znacz�co do pana Axelroda.
� Rozumiem, �e wiedzia� pan, i� zaakceptuj� te warunki, bowiem w
przeciwnym wypadku by mnie tu nie by�o.
� Oczywi�cie. Mamy tu bardzo specyficzne procedury. B�dziemy pracowa� w
tym pomieszczeniu, je�li to panu odpowiada. Przylega do niego pok�j z
��kiem, do�� wygodny. Mo�na tam ogl�da� telewizj�.
B�dzie pan widywa� tylko mnie i tych dw�ch, kt�rzy pana tu przywie�li.
Kiedy mnie nie b�dzie, oni b�d� panu stale towarzyszy�. Jeden b�dzie
sp�dza� noce w tym pokoju, drugi b�dzie sta� pod drzwiami. Nie wiedz�
dlaczego pan tu jest i nie musz� tego wiedzie�.
Je�li chce pan �wiczy�, mamy ma�� sal� gimnastyczn�. Je�li chcia�by pan
pop�ywa�, mamy dla pana szorty, str�j i niewielki basen. Je�li ma pan
jakie� preferencje dietetyczne, wierz�, �e b�dziemy w stanie spe�ni� te
wymagania. Niech pan po prostu prosi o to, co jest panu potrzebne. Pali
pan papierosy Tiparillo. Mamy ich nieco dla pana, ale posiadamy te� lepsze
od nich, gdyby pan sobie �yczy�. Czy mo�e pan pracowa� w takich warunkach?
Nie bardzo wiedzia�em, co odpowiedzie�, dlatego odwa�nie przeszed�em do
sedna sprawy:
� My�l�, i zale�y to od pracy czy te� zadania, cokolwiek to jest.
Nast�pnie zagai�em:
� Wiem, �e nie powinienem zadawa� pyta�, ale czy ci dwaj to bli�niacy'?
Pan Axelrod u�miechn�� si�: � A jak pan my�li?
� S�dz�, �e tak.
A wi�c to, mamy ju� za sob�, prawda? Czy podoba�y si� panu okazy
geologiczne w muzeum?
Zdecydowa�em si� nie zadawa� wi�cej pyta�. By�em prawdopodobnie
obserwowany od momentu, kiedy opu�ci�em Nowy Jork. Cokolwiek si� tu
dzia�o, musia�o to by� co� bardzo wa�nego, skoro wydawano na to ogromne
sumy i po�wi�cano czas wielu ludzi.
� Czy mog� zwraca� si� do pana Ingo? Pan koniecznie musi m�wi� Axel.
Prosz� powiedzie� co� o zdalnym postrzeganiu.
Postanowi�em si� odpr�y�.
� C�, jak pan zapewne wie, m�j pierwszy eksperyment z jasnowidzeniem na
szerok� skal� przeprowadzi�em w Ameryka�skim Towarzystwie Bada�
Parapsychologicznych w Nowym Jorku wraz z Janet Mitchell i doktorem
Karlisem Osisem.
Po pewnym czasie znudzi�y mnie jednak sta�e pr�by ujrzenia kolejnych
obiekt�w zamkni�tych w pude�kach. Kt�rego� dnia postanowi�em wi�c
sprawdzi�, co jeszcze mog� zobaczy� i odkry�em, �e widz� ludzi id�cych
ulic�. Poczu�em, �e widz� kobiet� ubran� w str�j pomara�czowo�zielony.
Pobiegli�my tam i ujrzeli�my pomara�czowo�zielony obiekt, znikaj�cy za
rogiem. Nie mog�em widzie� jej oczyma, poniewa� siedzia�em w zamkni�tym
pokoju. Zacz��em w�wczas my�le� i zaproponowa�em szerzej zakrojony
eksperyment.
Spr�buj� ujrze� przedmioty z wi�kszej odleg�o�ci, pod warunkiem, �e
b�dziemy w stanie bez trudu zweryfikowa� to, co zostanie zobaczone.
Przez pewien czas zastanawiali�my si�, co wybra�. Ostatecznie
postanowiono, �e spr�buj� okre�li� pogod� w kilku du�ych miastach, a
nast�pnie zatelefonujemy do pogodynki, aby sprawdzi�, czy mia�em racj�.
� Na jakiej zasadzie wybierali�cie miasta? � zapyta� Axel.
� Zdecydowali�my, �e Janet opracuje list� miast i wybierze z niej jedno na
chybi� trafi�. Powie w�wczas co� takiego: Jest to takie, a takie miasto.
Zobacz Ingo, jaka jest tam pogoda.
Kiedy opisa�bym ju� pogod�, Janet mia�a podnie�� s�uchawk�, zatelefonowa�
do danego miasta i zapyta� o ostatnie prognozy meteorologiczne.
Z pocz�tku nie sz�o nam zbyt dobrze, ale w miar� jak powtarzali�my
eksperyment, mieli�my pod rz�d kilka strza��w w dziesi�tk�.
Moim celem by�o dla przyk�adu Phoenix. Zobaczy�em, �e pada tam deszcz. I
rzeczywi�cie, w tym czasie nad miastem szala�a burza, co by�o do��
niezwyk�e, poniewa� niecz�sto si� to tam zdarza. Kontynuowali�my badania
przez kilka dni z ca�kiem dobrymi rezultatami.
Poniewa� miasta te by�y do�� odleg�e od Nowego Jorku, zdecydowali�my
nazwa� ten eksperyment zdalnym postrzeganiem. Zacz�o si� to w grudniu
1971 roku.
Axel przycisn�� palcami usta. Nie u�miecha� si� ju� i wydawa� si�
zamy�lony. Zapyta�em:
� Wnioskuj�, �e chcesz, abym spr�bowa� dostrzec co� na odleg�o��?
� Tak odpowiedzia� u�miechaj�c si� ponownie. � Po tych eksperymentach
przenios�e� si� do SRI (Instytutu Badawczego Stanforda) i do�� dobrze
rozwin��e� swoj� metod� zdalnego postrzegania.
� No c�, dosz�o do tego, poniewa� chcieli�my spr�bowa� zobaczy� r�ne
miejsca ma Ziemi. CIA by�o tym zainteresowane, rozumiesz?
Kiedy pr�bowali�my wyznacza� miasta wed�ug nazw, zdali�my sobie spraw� z
tego, �e nazwy daj� zbyt wiele wskaz�wek, kt�re mog�y mn� kierowa� w
procesie identyfikacji obiektu.
Czuli�my, �e sceptycy i krytycy wytkn� nam to, czyni�c nasz� prac�
bezu�yteczn�. Uznali�my wi�c, �e nie mo�emy kontynuowa� tego rodzaju
eksperyment�w. W ko�cu, je�li powiesz na przyk�ad �Nowy Jork�, ka�dy wie
wystarczaj�co du�o na jego temat, aby powiedzie�, �e widzi drapacze chmar.
Kiedy pewnego dnia, w roku 1973, p�ywa�em w basenie w Mountain View, kt�re
znajduje si� przy Palo Alto i Menlo Park, gdzie jest ulokowane SRI,
zastanawia�em si� nad tym, jak mo�na by zidentyfikowa� odleg�y obiekt
inaczej ni� za pomoc� jego nazwy.
W wodzie odepchn��em si� od kraw�dzi basenu i spr�bowa�em przypomnie�
sobie co�, co mi uciek�o. Nagle ujrza�em map� z jej wsp�rz�dnymi, wiesz,
stopnie d�ugo�ci i szeroko�ci geograficznej. W mojej g�owie odezwa� si�
g�os: Spr�buj ze wsp�rz�dnymi.
Tak wi�c wpad�em na pomys�, �e kto� poda mi zestaw wsp�rz�dnych, kt�re
pos�u�� mi jako regulator ostro�ci. Moi koledzy z SRI uwa�ali, �e to
bardzo g�upi pomys�, ale ja nalega�em, aby spr�bowa�. Z pocz�tku nie sz�o
zbyt dobrze, jednak po oko�o pi��dziesi�ciu pr�bach zacz��em uzyskiwa�
pozytywne wyniki.
� Czy umiesz wyt�umaczy�, dlaczego wsp�rz�dne wydaj� si� lepiej okre�la�
cel ni� inne metody? � zapyta� Axel.
� Nikt tego nie rozumie, ja r�wnie�. Polega to chyba na tym, �e
wsp�rz�dne to tylko arbitralne zbiory liczb i jako takie maj� ma�e
odniesienie do rzeczywistego miejsca.
Ja jednak t�umacz� to faktem, ze ludzie ca�ego �wiata znajduj� swoje drogi
u�ywaj�c wsp�rz�dnych. A skoro tak, to nie istnieje �aden realny pow�d,
aby nie u�ywa� ich do odnalezienia drogi w podr�y psychotronicznej � jako
pewnego rodzaju regulatora ostro�ci.
Axelrod zamy�li� si�.
� By�o chyba co� jeszcze? Z pewno�ci� o tym my�la�e�. Zawaha�em si�.
� Troch� trudno to wyrazi�. Axelrod o�ywi� si�:
� Spr�buj.
� C�, nauczono nas wierzy�, �e my�l bierze sw�j pocz�tek w g�owie, w
m�zgu, i �e m�zg jest wewn�trz g�owy ka�dego cz�owieka.
Ale to nie zgadza si� z faktem, �e pewne czy mo�emy dzieli� z innymi na
poziomie grupowym � mo�e nie sam� my�l, lecz pewne emocje i uczucia.
� Na przyk�ad? � zapyta� Axelrod.
� W latach trzydziestych przeprowadzono wiele bada� nad czym� co nazwano
��wiadomo�ci� t�umu�; w grupie z�o�� czy histeria wydaj� si� by� wywo�ane
czym� innym, ni� logika. T�um to jakby grupa umys��w � w pewnym stopnia
po��czona poprzez telepati�. W �redniowieczu by�o wiele tego typu zdarze�
� dziwnych spo�ecznych zachowa� czy te� akt�w histerii...
W tym momencie zauwa�y�em na twarzy Axelroda pewn� zmian� � delikatny
rumieniec, sugeruj�cy, i� kto� co� akceptuje lub czemu� zaprzecza.
Kontynuowa�em: � Je�li mo�liwe jest istnienie grupowego umys�u, to
prawdopodobne jest, �e mo�e obejmowa� wi�cej gatunk�w � �e posiada pewien
rodzaj pami�ci, kt�ry jednostki mog�yby po��czy� z...
Axelrod przerwa�:
� Czy m�wisz o czym� w rodzaju kroniki Akaszy? � Teraz wydawa� si�
PODDENERWOWANY.
� Nie, niezupe�nie. O swego rodzaju pami�ci gatunkowej, mo�e na poziomie
molekularnym DNA. Wiem, �e ten pomys� przyprawia naukowc�w o md�o�ci, ale
tak samo ma si� sprawa z Psi.
Przerwa�em, aby zobaczy�, jak Axelrod zareagowa� na moje s�owa. By�
skupiony i milcza�. W ko�cu powiedzia�:
� Kontynuuj.
� Wszystkich interesowa�o to, dlaczego podawanie wsp�rz�dnych mia�oby by�
najlepsz� metod�. Omawia�em ten problem z doktorem Jacquesem Vall�e.
Niekt�re teorie informacji utrzymuj�, �e informacja istnieje wsz�dzie i
jest czym� uniwersalnym. Je�li tylko kto� zna�by jej �adres�, m�g�by si� z
ni� po��czy�. Podobnie jest z komputerem, kt�ry znajduje informacj�, je�li
zna w�a�ciwy �adres�.
� Sugerujesz � zapyta� Axelrod � ze umys� jest komputerem, kt�ry mo�e
po��czy� si� z...
� Co� w tym rodzaju � odpar�em. � Dzieje si� to na poziomie
intelektualnym. Jest wiele warstw umys�u, kt�re funkcjonuj� na r�ne
sposoby.
� Ale dlaczego podawanie wsp�rz�dnych mia�oby by� najlepsz� metod�
docierania do celu? � powiedzia� Axelrod jakby sam do siebie.
� C�, je�li � w sensie kosmicznym � kto� ma pi�k� lub planet� i je�li
chce j� podzieli�, wyznacza na niej d�ugo�� i szeroko�� geograficzn�. Taka
siatka dzieli pi�k� na cz�ci.
Je�li rozumne inteligencje istniej� powszechnie, b�dzie to najbardziej
powszechny spos�b dzielenia planety tak, by wiedzie�, gdzie si� co�
znajduje.
M�wi� o triangulacji. Czy� nie tak wyszukuje si� nielegalne nadajniki
radiowe � przez wysy�anie dw�ch lub trzech samochod�w z antenami, kt�re
mog� namierzy� ob