3299

Szczegóły
Tytuł 3299
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3299 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3299 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3299 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wariatki Chantal Delsol Prze�o�y�a z francuskiego Krystyna Sze�y�ska-Ma�kowiak Wydawnictwo "Ksi��nica" Tytu� orygina�u Ouatre Opracowanie graficzne Marek J. Piwko S Fotografia na ok�adce f ? * (c) SuperStock __ ,� ^ ' ^ Copyright (c) �ditions Mcrcure de France 1998 For the Polish edition Copyright (c) by Wydawnictwo "Ksi��nica", Katowice 3OO2 Mojej Matce ISBN 83-7132-590-8 Dzieci podr�uj� z po��wk� biletu - oznajmi� pan w okienku. Nie sko�czy�a jeszcze dwunastu lat i nie mog� da� jej osobnego miejsca. Konstancja Benedict, przeczyta�, jednym okiem wpatruj�c si� w paszport, drugim mierz�c dziecko, kt�rego g�owa ledwie wystawa�a ponad kontuar. Francuskie nazwisko? Sk�d pochodzisz? Wspi�a si� na palce, �eby mu odpowiedzie�. Zewsz�d, jestem zm�czona, a Ziemia jest taka du�a, prosz� pana, szepn�a jasnym g�osikiem. M�wi�a po rosyjsku bezb��dnie i bez cienia obcego akcentu. R�ka trzymaj�ca piecz�� zawis�a w powietrzu. M�czyzna bacznie przygl�da� si� dziecku. W pracy nie nawyk� do zwierze�, zw�aszcza tak dziwnych, tote� u�miechn�� si� porozumiewawczo do matki, kt�ra zapewni�a: miejsce nie ma znaczenia, wezm� j� na kolana. Si�gn�� po drugi paszport. Powr�t z podr�y? - zapyta� przyja�nie, bo dziewczynka wprawi�a go w dobry nastr�j. Wracam do kraju - wyja�ni�a matka. Zauwa�y�, �e nie przypominaj� przelotnych turyst�w. Przez chwil� przewraca� kartki, odczytuj�c kolejne piecz�ci. To by�a d�uga nieobecno�� - skomentowa�] zwykle ludzie wybieraj� przeciwny kierunek. U�miechn�a si�: nie tylko rewolucje wyp�dzaj� ludzi w obce strony. Zwr�ci� im paszporty i patrzy�, jak przekraczaj� automatyczne drzwi i id� przez hol. Kruche, ale zarazem silne, by�y do siebie uderzaj�co podobne, cho� jedna mia�a CHANTAL DELSOL ciemne w�osy i smag�� cer�, druga za� by�a dziewczynk� 0 jasnej cerze i ciemnoblond w�osach. Potem trzeba by�o czeka� i czeka�, drepta� od okienka do okienka. Matka kupi�a gazet�, kt�r� dziecko czyta�o, siedz�c w pozycji jogina na metalowym w�zku obok jednej jedynej walizki. Pracownik kontroli paszportowej nie m�g� oderwa� od nich oczu. Dopiero kiedy mija�y ostatnie drzwi, ponad kt�rymi pyszni� si� napis: "Witamy w XXI wieku", dostrzeg� ich n�dzne ubrania. Potem trzeba by�o wyj�� z budynku i pokona� kilkaset metr�w, by w podmuchach lodowatego wiatru dotrze� do samolotu. Sz�y przytulone do siebie, bez baga�y, i milcza�y; ma�a przyciska�a do serca gazet� jak jaki� cenny przedmiot. Otacza�a je grupa pasa�er�w. Po metalowych schodach wesz�y do samolotu i znikn�y w jego wn�trzu nie ogl�daj�c si� za siebie. Nie b�dzie nam za wygodnie, powiedzia�a dziewczynka, sadowi�c si� na kolanach matki. A podr� jest d�uga. 1 obieca�a�, �e o wszystkim mi opowiesz. Ale mamy tu okienko, szepn�a Flora, umiej�ca wskaza� zalety ka�dej sytuacji. A ty jeste� leciutka. Mimo wszystko jeszcze nie widzia�am linii lotniczych, kt�re w taki spos�b t�oczy�yby ludzi na pok�adzie. Szepta�a teraz ciszej, do ucha Konstancji. We cztery przesz�y�my to szalone stulecie. Tobie przypada nasze dziedzictwo. Oto testament, kt�ry pozostawi�y moja babka i matka. To niematerialny kapita�: zapa� i samotno��, i nic wi�cej. Silniki zacz�y pomrukiwa�. Mi�dzy fotelami przeszed� steward, z u�miechem na twarzy pouczaj�c, jak u�ywa� kamizelek ratunkowych. Samolot sun�� bardzo wolno, mija� jasnozielone lasy pod zimowym niebem p�nocy. Jak wygl�da m�j kraj?-dopytywa�a niespokojnie Konstancja. Niczego nie b�d� przed tob� ukrywa�-powiedzia�a Flora, wydobywaj�c z torebki portfel, a potem, spo�r�d masy dokument�w i przepustek - po��k�y list opatrzony dat� 24 pa�dziernika 1956 roku. To historia Julii. Kiedy j� poznasz, niczego ju� nie b�dziesz si� ba�a. K�amstwo i cierpienie Julia Erevanne mia�a niespe�na dwana�cie lat, gdy na pocz�tku szalonego stulecia po raz pierwszy przyjecha�a do Pary�a dyli�ansem zaprz�onym w strudzone konie. Pojazd przyby� z po�udnia, nie wiem jednak, dlaczego do miasta wtoczy� si� przez wschodnie przedmie�cia. Na szczycie wzg�rza monotonne g�osy nuci�y piosenk� z Me-nilmontant. Kiedy konie nieco �wawiej potruchta�y w d� zbocza, do uszu pasa�er�w dobieg� gwar t�umu. Miasto le�a�o przed nimi. Jego kosmiczne centrum, wtulone w niby-kotlin�, skupione wok� rzeki, dymi�o i mrucza�o jak krater wulkanu. Jeszcze wiele lat p�niej g�os Julii przybiera� chropowate tony, gdy opisywa�a mi tamto oczarowanie. By� pocz�tek przedwczesnej jesieni i ta p�na pora dnia, kiedy ciemny welon nocy zaczyna zasnuwa� niebo. Dyli�ans dotar� do serca miasta, spokojnie tocz�c si� po bruku. Sun�� uliczkami tu� obok kafejek, w kt�rych tkwili nieruchomo pochyleni nad kieliszkami ludzie o zrezygnowanych twarzach. Mija� wysokie jak wie�e domy i wozy ga�ganiarzy z wo�nicami ubranymi w stare �achmany. Przejecha� obok poid�a, z kt�rego cztery szkapy pi�y �apczywie jak smoki. Potem wturla� si� do zamo�nych dzielnic. Konie pogalopowa�y d�ug� alej� po�r�d z�oc�cych si� kasztanowc�w. Julia jak zahipnotyzowana wpatrywa�a si� w nieznajomy pejza�, domy�laj�c si�, �e to jaki� dziki �wiat, i nagle ogarn�� j� wstr�t przemieszany z ciekawo�ci�. T�um na CHANTAL DELSOL bulwarze Bonne-Nouvelle zmusi� ich do zatrzymania si� i wtedy uchwyci�a spojrzenie ch�opaka umalowanego jak dziewczyna, stoj�cego pod drzewem z r�kami w kieszeniach. Z �atwo�ci� odgad�a, �e nie jest takim dzieckiem jak inne, zadawa�a sobie tylko pytanie dlaczego. Wkr�tce zauwa�y�a, �e pod prawie ka�dym drzewem stoi jeden albo dw�ch takich ch�opc�w, pi�knie ubranych, z muchami jak bia�e motyle pod szyj�. Rozejrza�a si� po wn�trzu dyli�ansu, szukaj�c kogo�, kto chcia�by rozwik�a� nurtuj�cy j� problem. Ojciec siedzia� naprzeciw i spokojnie spa�, matka zdawa�a si� pogr��ona w g��bokiej zadumie. Niania Aniela tuli�a w ramionach dziecko i czule je ko�ysa�a. Obok Julii siedzia� Patryk, jej brat bli�niak. Od chwili wyjazdu wydusi� z siebie najwy�ej trzy s�owa. By� to smuk�y ch�opiec, uczesany z przedzia�kiem na boku i wystrojony w fantazyjny szeroki krawat, kt�ry �ciska� mu szyj�. Julia chwyci�a go za r�k� i wskaza�a ich r�wie�nik�w o podkr��onych oczach. Co tam robi�, dlaczego czekaj� B�g wie na co? Patryk wzruszy� ramionami. - To b�azny - powiedzia�. - W miastach jest ich pe�no. Dyli�ans wci�� sun�� w d�, wok� unosi�y si� zeschni�te li�cie, ch�odny wiatr wpada� przez okna. Julia nigdy nie widzia�a tak wielu dom�w na raz ani tylu spiesz�cych dok�d� ludzi. Cylindry wo�nic�w we fiakrach l�ni�y w promieniach zachodz�cego s�o�ca. Gromady dzieciak�w otacza�y kolorowe w�zki lodziarzy. Wydawa�o si�, �e w tym zam�cie nic nie dzieje si� przypadkowo, jak to bywa na wsi, gdzie kr�luje gnu�no�� i swoiste ot�pienie wobec tera�niejszo�ci, kt�ra trwa bez ko�ca. Tutaj uczniom zdawa�o si� spieszy� podczas zabaw i nawet psy pod��aj�ce za swymi paniami mia�y w�adcze miny, jakby czeka�y na nie wa�ne i nie cierpi�ce zw�oki zadania. Dyli�ans przejecha� przez most na rzece i sun�� teraz malowniczymi uliczkami, gdzie ka�dy metr przynosi� kolejn� niespodziank�. By�y tam kolorowe sklepiki, krocz�ce dostojnie dzieci w kapeluszach, afisze teatralne i sprzedaw- WARIATKI cy pierniczk�w o umazanych karmelem palcach. Byli kloszardzi ze zmierzwionymi brodami, m�odziutkie jak poranek praczki, perukarze handlowali kremami, szwaczki siedzia�y przy oknach, korzystaj�c z resztek �wiat�a. Julia przywar�a nosem do szyby - nie potrafi�a ju� zliczy� wszystkich cud�w wielkiego miasta i mia�a za z�e strudzonym koniom, �e wci�� si� spiesz�. Zastanawia�a si�, co niezwyk�ego, zaskakuj�cego mog�oby si� jej przytrafi� w tym miejscu przedstawianym jako centrum �wiata. Wyobra�a�a sobie siebie jako staruszk�, kt�r� kiedy� si� stanie, nareszcie woln� od wszelkich obowi�zk�w, nieco szalon�, ca�ymi dniami przemierzaj�c� te ulice i mosty w bezbarwnym prochowcu. Dyli�ans mija� pa�ac, kt�rego fasad� zdobi�y pos�gi. Unosz�c g�ow�, Julia dostrzeg�a malinowe dachy l�ni�ce w promieniach zachodz�cego s�o�ca. I w�a�nie w tej chwili, ockn�wszy si� z drzemki, ojciec wyci�gn�� r�k� i uj�� Patryka za rami�. - Patrz! - powiedzia�, wyra�nie podekscytowany. - Przygl�daj si�. To szko�a, do kt�rej kiedy� p�jdziesz. Patryk ze znudzon� min� zerkn�� na pa�ac. - Pi�kna, prawda? - nalega� zniecierpliwiony Henryk Erevanne. Patryk zwr�ci� na niego bladozielone oczy, w kt�rych obok wyrozumia�o�ci czai�o si� swego rodzaju politowanie. - Nic nie powiesz? - nalega� ojciec. - Nie cieszy ci� my�l o studiach w Akademii Sztuk Pi�knych? - Wszystko mi jedno - odrzek� Patryk. Twarz Henryka Erevanne posmutnia�a, daj�c wyraz znu�eniu zmienno�ci� nastroj�w dzieci, kt�re zawsze stanowi�y dla niego zagadk�. Zn�w pogr��y� si� w p�sennej zadumie. Dyli�ans wyjecha� z labiryntu uliczek, by ruszy� dalej szerokim bulwarem biegn�cym wzd�u� zakola rzeki. Setki dom�w na obu brzegach rzeki zdawa�y si� pochyla� nad wod� niczym troskliwi str�e. Wtedy Julia dozna�a wra�enia, �e odbywa spacer po znajomej okolicy. Ledwie ujrza�a te miejsca, a ju� by�a pewna, �e to tu chcia�aby umrze�. CHANTAL DELSOL Dostrzeg�a most mi�dzy dwiema wyspami, wznosz�cy si� wysoko i opadaj�cy bia�ymi schodami. Jej spojrzenie spo-chmurnia�o. Ten most by� niczym cie� k�ad�cy si� na jej w�asnym �yciu, by� elementem czasu, kt�ry trwa� i trwa�. Ogarni�ta przera�eniem ujrza�a siebie tam, na szczycie �uku, w odleg�ej przysz�o�ci. Staruszka id�ca niepewnym krokiem. Rzadkie siwe w�osy rozwiane przez wiatr. W zniszczonym, rozche�stanym, nieprzemakalnym p�aszczu, kt�rego barwy nie spos�b by�o si� ju� domy�li�. Sz�a przez wysp�, ale wida� by�o, �e zmierza donik�d. Dyli�ans mija� tymczasem kolejne budowle, a Julia, przecieraj�c oczy, bacznie wpatrywa�a si� w coraz ju� bardziej oddalony most. Tam, w tera�niejszo�ci ogarniaj�cej wysp�, kroczy�a owa niewiarygodna posta�. Strach chwyci� dziewczyn� za gard�o. To by�a ona, ponad wszelk� w�tpliwo��, ona sama u kresu wszelkich l�k�w. Patryk uj�� j� za r�k� i mocno u�cisn��. Wyczu� jej przera�enie bez s��w, bez �adnych widocznych oznak. - Nie masz si� czego ba� - powiedzia� �agodnie. - Nie opuszcz� ci�. Dyli�ans zatrzyma� si� przed kamienic� oci�a�� od balustrad. Henryk Erevanne wysiad� pierwszy i wyci�gn�� r�ce, by unie�� �pi�ce male�stwo, a potem poda� r�k� �onie i niani, kt�re schodzi�y po stopniach. Patryk siedzia� wyprostowany i pos�pny i dopiero gdy doro�li opu�cili dyli�ans, zacz�� gor�czkowo m�wi� do siostry. Oznajmi�, �e b�dzie codziennie chodzi� do kina. �e b�dzie kupowa� lody waniliowe i przestanie nosi� s�omkowy kapelusz. Ze nie zamierza czeka�, a� doro�nie, by wybra� si� na wy�cigi konne. �e b�dzie samotnie spacerowa� po bulwarach w �rodku nocy, nie zwa�aj�c na zakazy. Wyg�osi� wszystkie te postanowienia monotonnym g�osem i Julia zrozumia�a, �e brat pragnie pokona� ogarniaj�c� go nud�. Nie powiedzia�a ani s�owa. Wiod�a wzrokiem za przechodz�cym obok tragarzem wody, kt�ry ociera� pot z pochylonego czo�a i podrywa� ka�dym przesuni�ciem nogi zesch�e li�cie kasztanow- c�w. WARIATKI Rodzina przekroczy�a bram� kamienicy, wo�nica wyni�s� skrzynie i walizy, ustawiaj�c je byle jak, a ma�y Gildas rozp�aka� si� w g�os. Julia zatrzyma�a si� w progu, nadal obserwuj�c ruchliw� ulic�. Z kokard� wpi�t� we w�osy wygl�da�a jak dziewczynka z portretu. Lniana sukienka opada�a na sznurowane buciki. �ywe, niebieskie oczy rzuca�y wok� wiele pyta�. By�a w�wczas tylko ma�� dziewczynk�, kt�rej serce wpad�o w pop�och. A zatem to tu b�dzie trzeba odt�d �y�. Ojciec sprawia� wra�enie wielce dumnego z tej zmiany. Id�c po schodach, Julia wspomina�a dom Dominika - wci�� jeszcze kr��y�a my�l� po jego s�onecznych werandach. Od wyjazdu twierdzi�a, �e co� tam zostawili, cho� wszyscy zapewniali j�, �e si� myli, �e starannie przygotowali si� do wyjazdu i nie zapomnieli o �adnym drobiazgu. Upiera�a si�. Pozosta�o tam co� niewidzialnego, nie umia�a wyrazi� tego s�owami. Doro�li poprosili, by przesta�a kaprysi�. Troska o przysz�o�� zmusza do pewnych po�wi�ce�. Co to znaczy "troska o przysz�o��"? - zastanawia�a si� Julia, zbli�aj�c si� do drzwi mieszkania. To by� niepok�j rodzic�w o przysz�o�� zawodow� Patryka, kt�ry stawa� si� du�ym ch�opcem. Henryk Erevanne postanowi� osobi�cie oprowadzi� rodzin� po mieszkaniu. Otworzy� podw�jne drzwi wiod�ce do zasobnego mieszcza�skiego salonu niczym wrota jaskini Ali Baby, a potem pokaza� im pachn�c� naftalin� jadalni�. D�ugi korytarz wi�d� do kuchni, biegn�c wzd�u� szeregu sypialni. Ojciec zatrzyma� si� przy drzwiach pokoju przeznaczonego dla Patryka. - Od dzi� nie �ycz� sobie, �eby bli�ni�ta spa�y w jednym ��ku - o�wiadczy� ostrym tonem pogr�ki. - Dlaczego? - zapyta�a Julia. - Bo nie jeste�cie ju� ma�ymi dzie�mi. A Patryk musi si� uczy�. Julia zamieszka w pokoju mamy. ��ko Julii sta�o za parawanem. Obserwowa�a przez szpary wchodz�c� i wychodz�c� Rozali�. Na zawsze zapami�ta�a ten prowizoryczny pokoik. Ciesz�c si� beztroskim dzieci�stwem, bezpieczna w matczynej samotni, powinna sypia� spokojnie. Ale sta�o si� inaczej -to w�a�nie w k�ciku 10 ii CHANTAL DELSOL za parawanem pozna�a swego pierwszego wroga - sen. Obraz domu Dominika, jasnych werand i dymu z komina nie dawa� jej zamkn�� powiek. T�sknota za utraconym miejscem podsyca�a wspomnienie bli�niaczej wsp�lnoty. Julia zacz�a prowadzi� drugie �ycie, nocne, wype�nione l�kiem samotno�ci. Wydawa�o jej si�, �e Patryk wykorzysta chwilk� nieuwagi, by na zawsze znikn��. Uwa�a�a, �e musi stale czuwa�. Okr�g�y zegar na komodzie tyka� sekundami. Noc bieg�a szybciej ni� dzie� ku temu, co w domu zwano przysz�o�ci�, ku przestrzeni, w kt�rej brak�o miejsca dla Julii. Trzeba by�o powstrzyma� noc. Julia walczy�a o to do kresu si�. Z rozpacz� wyczekiwa�a, a� odmieni si� czas. Zegar tyka� w jej skroniach. Troch� p�niej pojawi� si� w Pary�u Frantz Kreimer, spowity woni� przygody, kt�ra Julii dawniej wydawa�a si� po�ywk� wielkich marze�. Henryk Erevanne przygarn�� niemieckiego kuzyna w instynktownym odruchu rodzinnej dobroczynno�ci i nie zdo�a� ju� si� go pozby�. Pewnego zimowego wieczoru Frantz zadzwoni� do drzwi domu Dominika i poprosi� o go�cin�, cho� nikt go tu nigdy wcze�niej nie widywa�. By� ubrany w spi�t� pod szyj� we�nian� peleryn� i niespokojnie rozgl�da� si� dooko�a. Wygl�da� na koniokrada. Henryk nie m�g�by zostawi� krewniaka na ulicy. Jednak wsp�czucie z up�ywem miesi�cy przeobrazi�o si� w zniech�cenie. Frantz mia� oko�o czterdziestki. Jego indolencja przekracza�a wszelkie granice. Nie mia� nawet do�� energii, �eby gra� w karty. Trawi� dnie na obserwowaniu mieszka�c�w domu i przewa�nie podrwiwia� z ich zachowa� i s��w, tkwi�c w ulubionym fotelu. Wieczory sp�dza� na rozmy�laniach w chaosie swego pokoju. Wi�d� paso�ytniczy �ywot, wcale nie staraj�c si� usamodzielni�. Bezwstydnie domaga� si� pieni�dzy na tyto� i pozwala] sobie na uwagi, gdy s�u��ce zbyt wolno podawa�y do sto�u. Henryk tolerowa� go, chc�c mie� czyste sumienie, a tak�e dlatego, �e ten bezu�yteczny i lekkomy�lny cz�owiek utwierdza� go na co dzie� w g��bokiej nienawi�ci do Niemiec i wszystkich Niemc�w. 12 WARIATKI Frantz rozpanoszy� si� w nowym mieszkaniu jak u siebie i ochoczo zagarn�� pok�j, kt�ry mu przyznano. Henryk, �ywi�cy z�udn� nadziej�, �e zgubi go gdzie� po drodze w czasie przeprowadzki, z rezygnacj� w oczach wskaza� mu jego nowy fotel. Po zainstalowaniu ca�ej rodziny wraz z niani� Aniel�, wystraszonymi bonami i ma�ym Gildasem, kt�ry p�aka� bez wytchnienia, Henryk Erevanne pobieg� obj�� w posiadanie nowy gabinet, kt�ry mie�ci� si� przy bulwarze Malesherbes i �ci�ga� eleganck� klientel�. Lepiej poprzesta� na prywatnej szkole �wieckiej, powiedzia� Ludwik Brevanne, niezast�piony wuj, ksi�dz i �wiatowiec, kt�ry by� wyroczni� dla ca�ej rodziny. W dniu zapisu Patryka do liceum Julia zapragn�a wzi�� udzia� w spotkaniu z dyrektorem i rodzice, cho� niech�tnie, w ko�cu na to przystali. Szko�a, starannie wybrana przez Henryka, pachnia�a kamfor� i wisz�c� w powietrzu gro�b� r�zgi. Gmach zbudowano za czas�w Cesarstwa. Rozwieszone wsz�dzie wielkie lustra zdawa�y si� szpiegowa� przybysz�w. Zanim weszli do jaskini lwa, czyli gabinetu dyrektora, musieli pokona� szereg �ywych zap�r - str��w i wo�nych, kt�rych miny stawa�y si� coraz pos�pniej-sze w miar� zbli�ania si� do celu w�dr�wki i serca instytucji. Portier powiedzia� im prosto w oczy, jak k�opotliwa jest dla personelu ich wizyta i Julia zacz�a si� zastanawia�, w jakim to innym celu zatrudniono tu tego cz�owieka. Odwa�y�a si� zada� to pytanie matce, ta za� bez s�owa skarci�a j� wzrokiem. Intendent, kt�remu powierzy� ich portier, mimo upa�u nosi� czarne r�kawiczki dusiciela, a na Patryka ju� teraz patrzy� jak na przysz�� ofiar�. Po m�cz�cej w�dr�wce po schodach, kt�re si�ga�y nie wiedzie� jak wysoko, pojawi� si� dyrektor do spraw nauczania, CHANTAL DELSOL kt�rego chuda i trupio blada twarz mog�aby wprawi� w przera�enie najodwa�niejszego ch�opca. Powita� ich oschle i poprowadzi� do gabinetu dyrektora szko�y. M�czyzna siedzia� za sto�em, na kt�rym pi�trzy�y si� szare teczki, a Julia w okamgnieniu zrozumia�a, �e ka�da z tych teczek reprezentuje (a w ka�dym razie chcia�aby reprezentowa�) jedno dziecko. Wyobrazi�a sobie Patryka-kapry�nego, ekstrawaganckiego Patryka - zaszufladkowanego, wt�oczonego do kt�rej� z tych teczek. Dyrektor przypatrywa� si� Patrykowi, zdejmuj�c i przecieraj�c o wiele za du�e okulary, kt�re pewnie kupi� za grosze z przeceny - tak w ka�dym razie Julia t�umaczy�a sobie kontrast mi�dzy zadziwiaj�cym rozmiarem okular�w i oczyma, kt�re za silnymi szk�ami robi�y si� bardzo ma�e. Monotonnym g�osem, przywodz�cym na my�l gregoria�skie �piewy, opisywa� szcz�cie, jakie czeka Patryka w tym gmachu. Przys�uchuj�ca si� rozmowie Julia pomy�la�a, �e w taki spos�b kat zachwala�by uroki �mierci na gilotynie. Rozalia Erevanne kiwa�a g�ow�, odpowiadaj�c niezmiennie: "Tak, panie dyrektorze", a jej g�os wyra�a� niezrozumia�y podziw. Tego dnia za�o�y�a zielony kapelusz z woalk� i r� ze �liwkowego jedwabiu. Julia zapami�ta�a ten kapelusz jako oznak� pocz�tku ko�ca. Wyra�nie czu�a zbli�aj�ce si� nieszcz�cie. Znale�li si� w punkcie wyj�cia ca�ego szeregu tragedii, kt�rych ko�cowy efekt nie budzi� w�tpliwo�ci. By� to w istocie dzie� pogrzebu Patryka, cho� ch�opiec - ca�kowicie tego nie�wiadomy, podobnie jak ojciec i matka - siedzia� wyprostowany na krze�le, zerkaj�c na posegregowane, u�o�one przedmioty i cierpliwie czekaj�c na koniec spotkania, a obietnic i przestr�g s�ucha�, jakby kierowano je do kogo� innego. - Czy syn b�dzie uczy� si� �aciny i greki? - zagadn�� ojciec. W odpowiedzi us�ysza�, �e oczywi�cie, jak�e bowiem mo�na si� bez nich obej��! Henryk u�miechn�� si� z zachwytem. Skoro jego obsesyjne pragnienie zosta�o spe�nione przez wytrawnego pedagoga, nie musia� ju� o nic pyta�. Z entuzjazmem s�ucha�, jak dyrektor m�wi o organizacji szko�y. Mo�na by pomy�le�, �e wszystkie problemy wieku WARIATKI dojrzewania znikn� jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki, je�eli dziecko b�dzie uczy� si� j�zyk�w klasycznych. Spotkanie przynios�o paradoksalne skutki. Surowy, niezbyt przyjazny wygl�d os�b, z kt�rymi si� zetkn�li, na neofitach musia� robi� silne wra�enie. Zapewne ka�de dziecko po takiej rozmowie opuszcza�oby gmach wystraszone, przysi�gaj�c sobie w duchu raczej ci�ko si� rozchorowa�, ni� zaryzykowa� edukacj� w tej szkole. Ale wypytywany przez ojca Patryk odpowiada� spokojnie, �e wszystko mu si� podoba�o, a Julia, kt�rej o nic nie pytano, b�aga�a, by i jej zezwolono tam ucz�szcza�. Rozalia wzi�a c�rk� za r�k� i ruszy�a w kierunku fiakra krokiem zdradzaj�cym irytacj�. Przez wiele dni Julia z uporem domaga�a si�, �eby i j� zapisa� do liceum. Nie zwa�a�a na gniew matki. Ten gniew nigdy zreszt� nie trwa� d�ugo, bo Rozalia by�a chora, a w ka�dym razie twierdzi�a, �e jest chora. Nigdy nie zdo�a�am ustali�, jak to by�o naprawd�. W�a�ciwie nikt nie wiedzia�, czy jest chora, czy te� ca�kiem zdrowa. Rozalia by�a chora tak, jak Irena natr�tna i g�upia, a Ludwik sentencjonalny. Nie by�o o czym dyskutowa� - mia�a tak� natur�, co wprawdzie komplikowa�o �ycie, lecz nie burzy�o jego rytmu. Lubowa�a si� w opowiadaniu o swych przypad�o�ciach i przewidywaniu nowych chor�b. Snu�a si� po�r�d szereg�w bia�ych flakonik�w z ozdobnymi etykietami, zabiera�a je ze sob� w podr�e, wynajdowa�a mikstury nieznane aptekarzom i zawsze chwali�a si� rodzinie sw� inwencj� w dziedzinie medycyny. Potrafi�a wyczerpa� i znu�y� ka�dego lekarza. Pory posi�k�w, menu, rozk�ad rodzinnych zaj�� - wszystko podporz�dkowane by�o jej problemom trawiennym. Je�dzi�a do w�d, pr�bowa�a wszelkich nowych kuracji i por�wnywa�a je, wydaj�c z siebie j�ki, kt�rych nikt ju� nie s�ucha�. Poza kwesti� wykszta�cenia Patryka to w�a�nie zagadkowe choroby Rozalii sk�oni�y Henryka do przeprowadzki do Pary�a. Uzna�, �e cho� zapewne nie b�dzie tu skuteczniej leczona (by� CHANTAL DELSOL WARIATKI bowiem �wiadom, �e choroby z urojenia s� w istocie nieuleczalne) to przynajmniej poczuje si� spokojna i bezpieczna, mog�c radzi� si� licznych w stolicy doktor�w i s�ucha� ich r�norakich zalece�. Na wsi obaj lekarze nie bardzo ju� chcieli j� odwiedza�, a co gorsza, pozwalali sobie na uwagi dotycz�ce jej zdrowia psychicznego. Niemo�no�� zasi�gni�cia porady u innego medyka, sk�onnego przynajmniej z pocz�tku okaza� jej wsp�czucie, gniewa�a j� i pot�gowa�a dziwne objawy chorobowe. Henryk nie zwraca� wi�kszej uwagi na dolegliwo�ci �ony. Wiedzia�, �e zbytnie zainteresowanie, nawet rozs�dne, jego samego wp�dzi�oby w neurasteni�. S�dzi�, �e b�dzie spokojniejszy w wielkim mie�cie, gdzie roi si� od szarlatan�w, sk�onnych oszukiwa� pacjenta dla zysku. Jego rachuby okaza�y si� s�uszne. Tymczasem mia� dwa wa�ne cele w �yciu: spokojnie oddawa� si� pracy architekta i uczyni� architektem Patryka. Reszta by�a mu oboj�tna, przynajmniej dop�ki Gildas nie uko�czy dziesi�ciu lat. Co si� za� tyczy Julii, w jej dziwactwach przeczuwa� sk�onno�ci do m�cz�cych kaprys�w, tak typowych dla jego �ony. Nie martwi� si� tym jednak, bo uwa�a�, �e c�rka mo�e by� wykapanym portretem matki. Musia� tylko wybra� dla Julii m�a, kt�ry b�dzie umia� znie�� widok flakonik�w i wo� kamfory. Z tym problemem wszak�e zamierza� si� upora�, kiedy przyjdzie czas - jak z nowym zam�wieniem, kt�re pewnego dnia spocznie na jego biurku. W ko�cu, �eby znale�� cierpliwego m�a, nie trzeba wi�cej rozumu i wytrwa�o�ci, ni� aby wyszuka� mieszkanie z bie��c� wod� na pierwszym pi�trze! Do�� by�o zapewni� rodzinie dostatnie �ycie. Zreszt� Henryk Erevanne nie dysponowa� nadmiarem wolnego czasu, kt�ry m�g�by przeznaczy� na analiz� stan�w ducha Rozalii i Julii. Chc�c zrealizowa� zamiar przeprowadzki, opracowa� doskona�y plan wymiany pracowni architektonicznych z kuzynem, kt�ry pragn�� przenie�� si� na wie�. Kuzyn sypa� frazesami i w og�le by� m�odzie�cem antypatycznym, ale nosi� to samo nazwisko, dzi�ki czemu obaj nie musieli si� martwi� o utrat� klient�w i zmarnotrawienie dziedzictwa. Rodzinnego interesu nie 16 sprzedaje si�, jakby to by� kilogram fasolki, a wszystko, co wi��e si� z nazwiskiem rodu, wi��e si� tak�e z honorem. Henryk t�umaczy� to kt�rego� wieczoru przy kolacji Pat-rykowi, ale rozmow� sprowokowa�o pytanie Julii. Problem nazwiska wyda� si� dzieciom mglisty i bezprzedmiotowy. Patryk uwa�a� go za pozorny, poniewa� nie troszczy� si� ani o interesy, ani o zdobycie konkretnego fachu, ani wreszcie o dziedzictwo. Julia tak�e uzna�a go za pozorny, poniewa� by�a �wiadoma, �e kiedy� zmieni nazwisko i nie pojmowa�a, czemu ma przywi�zywa� tak wielkie znaczenie do czego�, czego prawo pozbawia po�ow� spo�ecze�stwa. tri 3 Z bibliotek wydobyto s�owniki, kt�re s�u�y�y poprzednim pokoleniom. Na �cianie w pokoju Patryka zawis�a mapa Francji Yidala de La Blanche, na kt�rej utracone prowincje oznaczono �a�obnym fioletem. Ojciec zadba�, by Patryk otrzyma� per�owoszary garnitur i stosowny krawat. Tak wystrojony przekroczy� progi liceum. Pierwszego dnia towarzyszy� mu ojciec. Wieczorem Patryk powiedzia� Julii, �e po drodze ojciec raczy� go �artobliwymi przestrogami. Nie potrafi� ich dok�adnie powt�rzy�, bo nic z nich nie zrozumia�. Zapami�ta�, �e ma sta� si� m�czyzn�, co wyda�o mu si� o tyle dziwne, �e - a tego by� ju� pewien - takie sprawy rozstrzyga�y si� same przez si�, chyba �e istnia�a mo�liwo�� pozostania dzieckiem, kt�re tylko w po�owie jest m�czyzn�. Oboje serdecznie �miali si� z tych bezsensownych dywagacji i usn�li razem w ��ku Patryka, wykorzystuj�c to, i� matka po�o�y�a si� wcze�niej. Juli� pozostawiono Rozalii, dla kt�rej by�a pomocnic� i powiernic�. Rozalia sypia�a d�ugo, wstawa�a p�no, ranek trawi�a na czesaniu si� i wydawaniu s�u�bie sprzecznych polece�. Obiad jada�a raczej z poczucia obowi�zku ni� potrzeby, a potem wybiera�a kapelusz i sz�a na zakupy. J Wariatki CHANTAL DELSOL Julia musia�a jej towarzyszy�, je�eli w tym czasie nie by�a w szkole. Kupiono jej jasne kapelusiki i wymagano, by u�miecha�a si� spod nich, kiedy nale�y i jak nale�y - skromnie, ale zarazem wynio�le. Rankiem, po wyj�ciu Henryka i Patryka, Julia siada�a na wprost matki i jedz�c �niadanie, zaczyna�a ka�dy dzie� od tej samej rozmowy. By�a niezwykle uparta. - Mamo? - Tak? * - Chc� chodzi� do liceum z Patrykiem. Rozalia wznosi�a oczy ku niebu. - To niemo�liwe. Julia zdziwiona przechyla�a g�ow�. - A dlaczego? - Poniewa� to liceum dla ch�opc�w. Nie podoba ci si� twoja szko�a? -� Za bardzo przypomina podstawow�. - Jak to? - Tam wszystko toczy si� tak... �eby�my nigdy nie doros�y. Chc� zdawa� matur�. - Na nic ci si� nie przyda. C� zrobisz z ca�� t� wiedz�? Nie ma nic g�upszego ni� uczona kobieta. Julia marszczy�a brwi, unosz�c dzbanek z mlekiem, i odstawia�a go, zapominaj�c nape�ni� szklank�. - Chcia�abym zosta� nauczycielk� literatury. Rozalia ci�ko wzdycha�a. Julia nie by�a pewna, czy te westchnienia nale�y uwa�a� za oznak� g��bokiej nudy, jaka ogarnia�a matk� po d�ugich rozmowach z dzie�mi, kt�re nie s�ucha�y, co si� do nich m�wi, czy mo�e rodzaj skrywanej obawy przed udzieleniem odpowiedzi oczywistych, ale zakazanych. �y�eczk� kre�li�a k�ka na marmoladzie. - Nie baw si� jedzeniem. - A gdybym zosta�a nauczycielk� �aciny? Czy to by by�o bezu�yteczne? - Dla ciebie ca�kowicie bezu�yteczne. - Dlaczego? - Uchowaj Bo�e! �eby� czesa�a si� w kok i nosi�a sztywne ko�nierzyki?! I �eby� zosta�a star� pann�?! WARIATKI Julia odgarnia�a wzburzone w�osy, starannie smarowa�a kanapk� mas�em i zadawa�a kolejne pytanie. - Ale dlaczego? - Bo tak ju� jest. Nauczycielki zostaj� starymi pannami, to normalne. Jak�e mog�oby by� inaczej! Nie chcesz mie� dzieci? - Chc�! B�d� ich mia�a dziesi�cioro! - wo�a�a z zapa�em Julia. - B�d� je zabiera�a do ogrodu przy pa�acu Inwalid�w, �eby mog�y si� bawi� i biega�. - Nikt nie ��da od ciebie tak wiele - oponowa�a Rozalia, w kt�rej plany c�rki wzbudza�y niesmak. - Ale to nie znaczy, �e nie mog� by� te� na przyk�ad nauczycielk� �aciny. - Owszem, znaczy. Julia k�ad�a d�onie na stole i wyra�nie zniecierpliwiona patrzy�a na matk�. - Ale� to nie ma sensu! Mama co� przede mn� ukrywa. Niech mama powie mi prawd�. Prosz�! Potem nie b�d� zadawa�a wi�cej pyta�. - Po prostu tak to ju� jest. - Mamo, wyja�nij mi, co znaczy: Tak to jest? Rozalia waha�a si�, zas�piona, jakby ponad jej g�ow� zawis�y czarne chmury. - To jest jakby przekle�stwo - szepn�a. - Ale co dok�adnie oznacza? - Nieszcz�cie, kt�re przynosisz ze sob� na �wiat. Na twarzy Julii odmalowa� si� g��boki podziw: fascynowa� j� tak pot�ny przeciwnik. - I nic na to nie mo�na poradzi�? - Nie. - Jeszcze zobaczymy - powiedzia�a Julia. Wsta�a. - Obieca�am, �e nie b�d� zadawa� mamie wi�cej pyta�. Teraz zajm� si� rysowaniem. Tyle mi przynajmniej wolno. - Kupi� ci tyle pasteli, ile zechcesz - szepn�a Rozalia, a w jej g�osie wyczuwa�o si� zawstydzenie. 18 CHANTAL DB�SOL ,V: ' � .' ' - 4 Aby nie zdawa� si� na �lepy los i nie przeoczy� �adnej okazji, zatrudniono preceptora, kt�ry przychodzi� co wiecz�r i powtarza� z Patrykiem materia� przerabiany w szkole, a tak�e pomaga� mu w odrabianiu lekcji. Ten cz�owiek 0 bladej cerze by� wdowcem w podesz�ym wieku, z natury dobrotliwym. Wraz ze swym uczniem zasiada� przy du�ym stole, na skraju kt�rego �askawie pozwalano Julii u�o�y� kartony i kredki. Mog�a wi�c uczestniczy� w lekcjach brata, w zamian jednak mia�a by� cicho jak myszka. Patryk powtarza� koniugacje, jakby recytowa� wiersze, i znosi� to przekarmianie wiedz� z oboj�tno�ci� sfinksa. Julia, kt�rej leniwa r�ka rysowa�a mosty i ogrody, nie roni�a ani s�owa, pilnie �ledz�c rozmow� i staraj�c si� wszystko zapami�ta�. Nauczyciel nie wiedzia�, jak cz�sto myli� rozm�wc�w, nie mia� te� poj�cia, �e jego praca wyda owoce na glebie, kt�ra z za�o�enia mia�a pozosta� ugorem. W ci�gu roku Julia zgromadzi�a spory zas�b ca�kowicie bezu�ytecznej wiedzy. Pochylona nad kartk� gryz�a si� w j�zyk, by nie odpowiada� na zadawane bratu pytania. Nauczy�a si� ukrywa� wiedz�, co stanowi�o pierwszy etap d�ugiej i trudnej pracy nad w�asn� osobowo�ci�. Z tej zdolno�ci trzymania si� w cieniu czerpa�a zadowolenie i dum�, a sekret, kt�rego nikt nie zna�, by� niczym wykuwana mozolnie tarcza. Patryk stawa� si� specyficznym m�odzie�cem. Uczy� si�, czyta� i bawi� jak wszyscy ch�opcy w jego wieku, ale patrz�c na niego, odnosi�o si� wra�enie, �e �adne z tych zaj�� nie daje mu przyjemno�ci i nie przynosi po�ytku. Nie by� leniwy, lecz to, co robi�, nie wiod�o do oczekiwanych skutk�w. Ju� w pierwszych miesi�cach Henryk zauwa�y�, �e syn s�abo przyk�ada si� do pracy. Pilnie wezwa� Ludwika 1 w swym gabinecie odby� z nim d�ug� rozmow� w cztery oczy. Wsp�lnie analizowali niepokoj�ce oceny, niczym plan ataku wrogiej armii. Potem wezwali Patryka, cho� ani ta, ani �adna kolejna rozmowa z ch�opcem nie poskutkowa�a. Przyjmowa� krytyk�, nie usi�uj�c si� broni�, z za- WARIATKI ciekawieniem s�ucha� czynionych mu wyrzut�w. Nigdy nie m�wi� "nie", nigdy si� nie buntowa�. Z powag� kiwa� g�ow�, stosowa� si� do wszelkich rad jak potulny niewolnik. Ale rezultaty jego wysi�k�w by�y �a�osne. Podobnie by�o ze wszystkim. Patryk spa� jak suse�, rankiem jednak wstawa� z podkr��onymi oczyma. Jad� wszystko, co mu podano, lecz ubrania wisia�y na nim jak na ko�ciotrupie. To dziecko jest chore, wzdycha�a Rozalia, kt�ra ka�dy problem t�umaczy�a sobie utajon� chorob�. Przychodzi� lekarz, bada� Patryka, rozmawia� z nim na osobno�ci, a wychodz�c, m�wi� p�g�osem: - To ironista, droga pani. Drwi sobie z pa�stwa. Rozalia powtarza�a, �e lekarze s� niekompetentni, �e to szarlatani, kt�rzy nie potrafi� wykry� przyczyny najb�ah-szej dolegliwo�ci. Poniewa� jednak nikt nie traktowa� serio jej s��w, wieczorami zasiada�a z Juli� w pokoju. Julia r�wnie� milcza�a, s�uchaj�c narzeka� matki. Jej zdaniem problem Patryka mia� zupe�nie inny charakter. �ycie sp�ywa�o po nim, ale nie przenika�o go-w ka�dym razie to �ycie, kt�re ojciec dla niego szykowa�. Coraz cz�ciej ch�opak wymyka� si� do miasta i godzinami w��czy� po ulicach. Nie zadowala� si� ogl�daniem sklepowych witryn, ulicznych stragan�w, kawiarenek i przechodni�w. Nawi�zywa� znajomo�ci. Tak nie�mia�y wobec cz�onk�w rodziny, znalaz�szy si� po�r�d obcych, odczuwa� nieposkromion� ch�� do rozmowy. Raczej niski na sw�j wiek, ubrany jak m�ody m�czyzna, podchodzi� do nieznajomych i wtr�ca� swoje trzy grosze. Bu�czucznie zaczepia� k��c�cych si� ulicznik�w, pyta� o przyczyny sprzeczki. Rozkoszowa� si� zapachem owoc�w, targowa� si� i wypytywa� o sytuacj� w handlu. Nie ba� si� wyzywa� pijak�w, kloszard�w, hafciarek i wikliniarzy, kt�rzy pracowali na zewn�trz, wykorzystuj�c ka�dy promyk �wiat�a. Grono jego przyjaci� liczy�o oko�o stu pi��dziesi�ciu os�b, z kt�rych wiele mia�o kiepsk� reputacj� i chrapliwy z przepicia g�os. Patryk bywa� pos�a�cem rozdzielonych kochank�w, �wiadczy� podejrzane us�ugi i samodzielnie korzysta� z metra na d�ugo przed uzyskaniem pozwolenia rodzic�w, a bilety kupowa� 20 21 CHANTAL DELSOL WARIATKI za pieni�dze zarabiane na drobnych kombinacjach. Jedyny problem stanowi�o dla� wyt�umaczenie si� rodzicom z czasu sp�dzanego poza domem. Julia mia�a niewiele okazji, by dok�d� wyj��, mog�a mu jednak zapewni� alibi. W ten to spos�b zacz�a k�ama�, a poniewa� Patryk znika� coraz cz�ciej, k�amstwa przemienia�y si� w powie�ci, obfitowa�y w w�tki i szczeg�y i mia�y rozmaite wersje. Dziewczynka nie odczuwa�a z tego powodu najl�ejszych wyrzut�w sumienia. Zasady spo�eczne by�y absurdalne, tote� trzeba by�o z nimi walczy� absurdem. Temu zadaniu Julia oddawa�a si� z ogromnym zaanga�owaniem. Pewnego wieczoru Patryk po powrocie powiedzia� jej, �e ojciec czeka� na niego przed szko�� i zaci�gn�� go do swego biura, aby porozmawia� z synem jak m�czyzna z m�czyzn�. Zapewne Henryk s�dzi�, i� sprawy powa�ne, o kt�rych pragn�� poinformowa� Patryka, lepiej omawia� w miejscu pe�nym dostoje�stwa i przyt�aczaj�cym, kt�re Patryk opu�ci niczym ra�ony gromem z Olimpu. Scenariusz zosta� przygotowany po to, by o�wiadczy� ch�opcu, �e grozi mu wydalenie z liceum. Ta gro�ba wisia�a nad nim od dawna, jednak�e ostatnia praca klasowa, kt�r� odda�, nie wykonawszy praktycznie �adnego polecenia, przewa�y�a szal�. Ojcowska reprymenda sp�yn�a po Patryku jak po kaczce, nie zaburzaj�c ani na chwil� jego naturalnego spokoju i zoboj�tnienia. Ale Henryk o�wiadczy� synowi, i� tym razem to on b�dzie uparty i wytrwa�y. Czeka� do chwili, gdy rodzina wsta�a od kolacji, by powt�rzy�, �e wszystko to nie ujdzie Patrykowi p�azem, �e potrafi zmusi� go do robienia tego, czego najwyra�niej nie chce. �e ostatnie s�owo nie b�dzie nale�a�o do niego. I otworzy� trzymany przez syna pow�d sporu - ksi��k� zawieraj�c� rozdzia�y "Historii rzymskiej" Appiana po�wi�cone wojnom domowym, zdecydowanie odstr�czaj�c� ju� na pierwszy rzut oka i zapowiadaj�c� godziny potwornej nudy. Tonem nie znosz�cym sprzeciwu poprosi� Patryka, by skupi� si� nad t� lektur� i nie my�la� o niczym innym, a nazajutrz rano pokaza� ojcu doskona�y przek�ad fragmentu tego� dzie�a, nad kt�rym zapewne przyjdzie mu sp�dzi� bezsenn� noc. Potem popchn�� go w kierunku jego pokoju. Julia, kt�ra obserwowa�a ca�� scen� ukryta za ci�k� zas�on�, wykorzysta�a chwil� nieuwagi rodzic�w, by przemkn�� do pokoju brata. Gdy wesz�a, siedzia� rozparty w fotelu, melancholijnie spogl�daj�c w dal. Podnios�a rzucon� na pod�og� ksi��k�, siad�a przy biurku, w��czy�a lamp� i si�gn�a po jeden ze s�ownik�w, o kt�rych Henryk powiedzia� niegdy�: "Patryku, daj� ci ksi��ki, kt�re nale�a�y do mnie. Odt�d zawsze b�d� przy tobie. Ka�dy uczciwy cz�owiek powinien czyta� w tych j�zykach i reforma Ferry'ego tego nie odmieni." - To ciekawe - szepn�a Julia, zwracaj�c si� do Patryka, kt�ry wprawdzie j� s�ysza�, lecz nie s�ucha�. - Scypion tak�e mia� zamiar sp�dzi� noc na pisaniu. Na tabliczkach. Chcia�abym wiedzie�, jak wykonywano takie tabliczki? Odnaleziono go martwego, lecz bez widocznych ran. Kim by� winowajca? Mo�e jego te�ciowa i �ona, kt�re dzia�a�y wsp�lnie, sprzysi�g�y si�, tworz�c lig� matron, i dokona�y zamachu? Nie ma tu wzmianki, czy zosta� otruty. Nie kocha� �ony, a ona nie kocha�a jego. Po co w�a�ciwie istnieje instytucja ma��e�stwa? - Przesta� - powiedzia� Patryk. - Gwi�d�� na kar�. Nie wiem nawet, kim by� ten Scypion. - Samob�jstwo cz�owieka zdegustowanego w�asn� marno�ci�? - ci�gn�a Julia, nie zwa�aj�c na brata i przerzucaj�c kartki s�ownika, cho� robi�o si� coraz p�niej. - W takim razie na �wiecie powinno roi� si� od samob�jc�w. A mo�e... udusili go nieznani nocni go�cie? Tak czy inaczej, znaleziono go martwego i wszystkich uradowa�a jego �mier�, cho� dobrze s�u�y� ojczy�nie. To zrozumia�e. Wdzi�czno�� jest cnot� nadludzk�. A lud nie zgodzi� si� ponie�� koszt�w jego poch�wku. Biedny cz�owiek. Rozdzia� III, paragraf 20. Roze�mia�a si�. Roze�mia� si� tak�e Patryk. - Gdzie nauczy�a� si� greki? Poda�a mu kartk�. - Nie musisz przepisywa�, mamy niemal identyczny charakter pisma. - Ogarn�a j� nieznana dot�d rado��. 22 23 CHANTAL DELSOL WARIATKI Mia�a wra�enie, �e pokona�a przeszkod� nie do pokonania. �e po raz pierwszy, jeszcze drobnym i nie�mia�ym czynem, da�a uj�cie tej niecierpliwo�ci, kt�ra na razie pozostawa�a bezimienna. Nie zawarli kontraktu ani nawet d�entelme�skiej umowy. Spisek zrodzi� si� sam przez si�. Przynosi� korzy�ci obojgu. Patryk uwolni� si� od wyczerpuj�cych obowi�zk�w szkolnych, a tak�e od gniewu ojca. Julia dost�pi�a zakazanej wiedzy. Ka�dego popo�udnia k�ad� stos kajet�w i ksi��ek na biurku, a potem znika� gdzie� na ulicach miasta. Ona czeka�a jak na mann� niebiesk� na to, co dla niego stanowi�o ci�k� pa�szczyzn�. Siada�a przy lampie i metodycznie ogarnia�a wyznaczone poletko wiedzy, zmagaj�c si� z trudno�ciami, dopracowuj�c formy. Ka�de odkrycie by�o dla niej �r�d�em niewypowiedzianego szcz�cia, kt�rym napawa�a si� w samotno�ci. Cieszy�o j� analizowanie plan�w bitwy pod Maratonem i d�ugiej genealogii ka�dego s�owa. Nigdy nie dziwi�a jej oboj�tno�� brata wobec skarb�w, kt�re kry�y si� w jego ksi��kach. Jego umys� rozwija� si� na zewn�trz, poprzez ka�de nowe spotkanie. Lecz Julia by�a pewna, �e w�a�nie jej przypad�a w udziale lepsza cz��. Trzeba by�o jednak zapewni� d�ug� i szcz�liw� egzystencj� ich zmowie, otoczy� tajemnic� i bezpiecznie czerpa� z niej rado��. Julia przekona�a brata, �e spisek zostanie rych�o wykryty, je�li nie zorganizuj� go bardzo starannie i przemy�lnie. Wieczorem, kiedy wraca�, serwowa�a mu przetrawion� papk�, niczym pulpet z ryby, ju� bez o�ci - czyst� substancj� wiedzy. Uczy�a go tego, co najwa�niejsze. Tworzy�a dla niego skr�ty. Wyja�nia�a prace domowe, kt�re mia� sobie przyw�aszczy�, by m�g� odpowiedzie� na ewentualne pytania. Patryk nigdy nie nale�a� do wyr�niaj�cych si� uczni�w, teraz jednak spokojnie pokonywa� kolejne etapy edukacji z czystym sumieniem pracowitego m�odzie�ca, kt�rym nie by�. Nigdy nie ukrywa� wdzi�czno�ci i nie sk�pi� siostrze podzi�kowa�. Nie wykorzystywa� jej jak niewolnicy - nie z obawy, i� obr�ci si� to przeciwko niemu, ale dlatego, �e mia� g��bokie poczucie sprawiedliwo�ci. Na zako�czenie drugiego roku, kt�ry przetrwa� w szkole dzi�ki spiskowi, przyznano mu nagrod� z literatury. Otrzyma� w�wczas egzemplarz "Katedry Marii Panny w Pary�u" Wiktora Hugo, oprawiony w granatow� sk�r�. Wieczorem, w swoim pokoju, podarowa� ksi��k� Julii. Z jego b�aze�skich gest�w przeziera�a wdzi�czno�� i nie wyra�ona s�owami czu�o��. Zrodzona z farsy mistyfikacja sta�a si� ich zwyczajem i fachem. Mija�y lata, a Julia wci�� uczy�a si� za Patryka, czyni�c to z tak� powag�, jakby chodzi�o o jej w�asne obowi�zki. A nawet z wi�ksz�. Bo w ten spos�b dokonywa�a niesamowitej zemsty, kt�rej nie byli potrzebni �wiadkowie. Przekona�a si�, �e mo�na t�amsi� w sobie post�py i triumfy, nie domagaj�c si� uznania. Patryk zbiera� pochwa�y rodziny, kt�ra radowa�a si� jego sukcesami szkolnymi, poniewa� spo�ecze�stwo ocenia dziecko przede wszystkim wedle drugorz�dnych osi�gni��, takich jak znajomo�� zasad gramatyki �aci�skiej. Ani Henryk, ani Rozalia niczego nie zauwa�yli, on bowiem by� poch�oni�ty problemami swych klient�w, ona na ka�de pytanie odpowiada�a skarg� na b�l g�owy. Bli�ni�ta mia�y dla siebie tylko jedn�, wsp�ln� egzystencj�, budowan� w milczeniu, jakie towarzyszy spiskowcom. Ludwik Erevanne zobowi�za� si� uczy� oboje religii i wprowadzi� w sekrety, jakie kryje przed m�odymi �ycie. O tej ostatniej sprawie mia� tylko karykaturalne lub wielce mgliste wyobra�enie. Julia i Patryk, kt�rzy dawno temu, obserwuj�c ulice miasta, odkryli wszystko, co usi�owa� im przekaza� w p�s��wkach, uznali, �e religia to b�azenada wymy�lona przez wuja, warta nie wi�cej ni� jego domniemana wiedza o stosunkach mi�osnych. Wypracowali sobie w�asn� moralno��, filozofi� sui gene�s i tak�� socjologi�. Nikt nie pr�bowa� im nawet w tym przeszkodzi�. Ojciec m�g� - a to by�o dla niego najwa�niejsze - chwali� si� przed przyjaci�mi ocenami syna. A jednak, my�la�a w skryto�ci ducha Julia, Henryk nie mia� podstaw, by uwa�a� si� za szcz�liwego ojca, skoro - co by�o wida� podczas rozm�w - nigdy nie zdo�a� nawi�za� prawdziwego kontaktu z synem. W dniu, kt�ry 24 CHANTALDELSOL przyni�s� wie�� o wyczynach Charcota w Antarktyce, Henryk otworzy� szampana i zagai� rozmow� o wielkich postaciach historii. - A ty, Patryku - zapyta� w pewnej chwili - czy masz ulubionego bohatera? Patryk nie waha� si� nawet przez sekund�. Tak, ma swego bohatera - Ravachol - rzuci� wysokim g�osem ch�opaka przechodz�cego mutacj�. - Co takiego? - wykrzykn�� Henryk. - Ten terrorysta?! Kto nak�ad� ci do g�owy takich bzdur? Nigdy wi�cej nie chc� s�ysze� niczego podobnego pod moim dachem. Zapami�taj to sobie! - Zrozumia�em, ojcze - odpar� Patryk z pokor�, kt�ra nie wr�y�a niczego dobrego. - Ale w takim razie prosz�, aby ojciec przesta� zadawa� mi pytania. - Nie dostrzegasz istoty problemu, Henryku - szepn�� siedz�cy na ko�cu sto�u Frantz. - Patryk uwa�a si� za zniewolone dziecko. - Do�� tego! - grzmia� Henryk, podczas gdy jego syn spogl�da� na Frantza z uwielbieniem. Ojcowskiej czujno�ci i przezorno�ci dor�wnywa�a jedynie nies�ychana oboj�tno�� syna. Przykro by�o patrze� na t� gor�c� mi�o��, kt�ra raz po raz natrafia�a na mur lub nikn�a w pr�ni. - Pos�uchaj - prosi�a Julia. - On ci� kocha, a ty zawsze go odtr�casz. Odda�by ostatni� koszul�, byle ci pom�c, a ty drwisz. Dlaczego? Patryk spuszcza� oczy: -v - Za bardzo si� boj�, �e pewnego dnia stan� si� podobny do niego. WARIATKI ,.-�. -. -<>. �-�(�-:� 5 W pewien pi�tek elegancka dama opisywa�a przy herbacie tysi�c jeden opresji, jakich unikn�a dzi�ki wizycie u wr�ki. Julia nigdy nie zapomnia�a tamtego popo�udnia i opowiada�a mi o nim jeszcze u schy�ku stulecia. Bardzo d�ugo bowiem wierzy�a w to, co wpojono jej za m�odu-�e ca�e jej �ycie b�dzie tak� niewiele znacz�c� popo�udniow� herbatk�. Musia�a nauczy� si� podawa� herbat�. Ten wym�g by� jak religia. Tu ma�a dziewczynka zdobywa�a swe dyplomy. Juli� ubierano w sukienk� z bufiastymi r�kawami i popychano przed rz�d siedz�cych dam. Zadanie polega�o na nalaniu odpowiedniej porcji mleka i zaserwowaniu odpowiedniej porcji u�miech�w. Kiedy b�dziesz du�a, tobie b�d� us�ugiwa�. Oto �ycie w dw�ch ods�onach, my�la�a Julia. Niezwykle poci�gaj�cy spektakl! Wywi�zawszy si� z obowi�zk�w, usiad�a z cukiernic� w r�ce obok zwolenniczki jasnowidzenia. Kobieta ta twierdzi�a, �e przysz�o�� jest w zasi�gu ludzkiego oka. Wystarczy posi��� dar, kt�ry pozwala j� odkry�. Wiele obdarzonych t� nadzwyczajn� zdolno�ci� kobiet panowa�o nad najznamienitszymi osobisto�ciami Pary�a. Ambitni ludzie, marz�cy o wst�pie do Instytutu, osza�amiaj�co bogaci ksi���ta, czaruj�ce diwy mi�o�ci doskona�ej - ka�dy chcia� dowiedzie� si�, co da mu �ycie. Guitry, Proust, Loti i kr�lowa Natalia pragn�li us�ysze� wyrok. Czasami brzmia� on: przedwczesna �mier�. Trzeba by�o jednak podj�� ryzyko, by us�ysze� tak�e dobre nowiny. Do�wiadczenie wykazywa�o, �e jasnowidz�ce wr�ki nigdy si� nie myl�. Jej na przyk�ad przepowiedziano kiedy�, �e p�jdzie na bal i tego wieczoru... Wr�ka mieszka�a przy ulicy Tournelle pod numerem 35 i przyjmowa�a co wiecz�r. - Cz�sto pani do niej chodzi? - spyta�a inna dama z uprzejmym zainteresowaniem. i l CHANTAL DELSOL �mier� jest tak daleko, �e nawet jej nie widz�. P�niej, bardzo p�no... Kobieta zwr�ci�a twarz w stron� okna, Julia zobaczy�a skwer przed Notre-Dame, dalej quai d'Orleans, a nad zielonkaw� wod� wdzi�czny zarys mostu �wi�tego Ludwika. - Bardzo p�no - podj�a. - W wieku, w kt�rym inni od dawna pogr��eni s� we �nie. B�dziesz sz�a tymi ulicami. Nieco wystraszona, jak wiele samotnie spaceruj�cych staruszek. My�l ju� szwankuje, wyobra�nia zaczyna p�ata� figle. Widz� ci� na tym mo�cie pod sam koniec wieku. Przekle�stwo wci�� nad tob� wisi. Ale ty trzymasz je na smyczy jak okie�znan� besti�. Jak na sw�j wiek, idziesz szybko. R�bek sukni... zwisa. - Do��! - krzykn�a Julia. G�os jej dr�a�, poniewa� rozpozna�a dwie po��czone wyspy i most nad rzek�, na kt�rym w dniu przyjazdu do miasta widzia�a ten obraz samej siebie niczym zjaw� z przysz�o�ci. Wsta�a i si�gn�a po sk�rzan� portmonetk�. - Nie p�a� mi. Nie sko�czy�am. Poza tym nie przyjmuj� pieni�dzy od dzieci. - Nie jestem ju� dzieckiem. - Jeste�. Doro�li zawsze pytaj� o wi�cej i wracaj�. Tobie przepowiednie nie s� potrzebne. Nadal jeszcze wierzysz, �e jeste� nie�miertelna. Julia trzasn�a drzwiami i znalaz�a si� w poczekalni, gdzie tym razem siedzia�a jedna jedyna osoba, student. Czyta� "W matni", groszowe wydanie kieszonkowe, kt�rego papier ju� zaczyna� si� kruszy�. Skulony na krze�le, pochylony nad kartami, kt�re zdawa� si� chroni�, ca�ym jestestwem odda� si� lekturze i snu� wspania�y sen. Bia�y we�niany szal owija� si� wok� ko�nierza jego p�aszcza. Julia nie pojmowa�a, jak m�ody ch�opak, pasjonuj�cy si� pisarstwem Zoli, mo�e polega� na przepowiedniach dzielnicowej pytii. By�a tak wzburzona, �e chcia�a us�ysze� czyjkolwiek - byle tylko ludzki - g�os, aby przywr�ci� rzeczywisto�ci nale�ne jej proporcje. WARIATKI - Twoja kolej - powiedzia�a. - Na co liczysz? Chcesz si� dowiedzie�, czy zdasz egzaminy? Zwr�ci� na ni� spojrzenie pe�ne pogody i rado�ci �ycia, jak�e sprzeczne z lektur�, z kt�rej otrz�sn�� si� niczym z szoku po zatoni�ciu statku. Za�mia� si� szczerze, a z jego twarzy mo�na by�o wyczyta�, �e pragnie zaprzeczy� sugestiom Julii. - Sk�d�e znowu! To komedia! Ale lubi� obserwowa� dziwaczne miejsca, ludzi... To bardzo ciekawe. Julia wysz�a. On ma racj�. Co ze mnie za idiotka! Nie mo�na tak �atwo wpada� w zastawione sid�a. Tu liczy si� przedstawienie. Namaluj� t� wariatk�, �eby j� wyegzorcyz-mowa�. Patryk by� coraz bardziej nieobecny. Wymyka� si� dniem i noc�, nie m�wi�c nikomu ani s�owa. Nie widziano nawet, kiedy wychodzi. Rozp�ywa� si� bez �ladu. Potrafi� znikn�� nagle podczas rodzinnego spotkania, w chwili gdy raz po raz przelicza si� cz�onk�w swego mikro�wiata, by mie� pewno��, �e nikogo nie brakuje. Doro�li domownicy nieustannie go szukali. Gdzie Patryk? - pytali Juli�, kt�ra przesiadywa�a przy stole rysuj�c, czytaj�c i pisz�c. Poszed� na lekcj� solfe�u. Jest u kolegi, z kt�rym pisze rozprawk�. Zasypywana natr�tnymi pytaniami, doskonali�a si� w sztuce wybieg�w, upi�ksza�a k�amstwa, zmy�la�a ca�e opowie�ci prawdziwsze od prawdy. Przecie� jest �roda, a Patryk chodzi na lekcje solfe�u we wtorki? Ale wczoraj nauczyciel by� chory, musieli nadrobi� stracony czas. Czy�by Patryk poszed� pisa� rozprawk�, nie zabieraj�c "Historii" Lansona, kt�ra poniewiera si� po stole? To ma by� rozprawka na temat teatru: "Rozwi� my�l La Bruyere'a, wed�ug kt�rego Racine przedstawia ludzi takich, jakimi s�, Corneille za� takich, jakimi by� powinni". Julia by�a pe�na CHANTAL DELSOL �mier� jest tak daleko, �e nawet jej nie widz�. P�niej, bardzo p�no... Kobieta zwr�ci�a twarz w stron� okna, Julia zobaczy�a skwer przed Notre-Dame, dalej quai d'Orleans, a nad zielonkaw� wod� wdzi�czny zarys mostu �wi�tego Ludwika. - Bardzo p�no - podj�a. - W wieku, w kt�rym inni od dawna pogr��eni s� we �nie. B�dziesz sz�a tymi ulicami. Nieco wystraszona, jak wiele samotnie spaceruj�cych staruszek. My�l ju� szwankuje, wyobra�nia zaczyna p�ata� figle. Widz� ci� na tym mo�cie pod sam koniec wieku. Przekle�stwo wci�� nad tob� wisi. Ale ty trzymasz je na smyczy jak okie�znan� besti�. Jak na sw�j wiek, idziesz szybko. R�bek sukni... zwisa. - Do��! - krzykn�a Julia. G�os jej dr�a�, poniewa� rozpozna�a dwie po��czone wyspy i most nad rzek�, na kt�rym w dniu przyjazdu do miasta widzia�a ten obraz samej siebie niczym zjaw� z przysz�o�ci. Wsta�a i si�gn�a po sk�rzan� portmonetk�. - Nie p�a� mi. Nie sko�czy�am. Poza tym nie przyjmuj� pieni�dzy od dzieci. - Nie jestem ju� dzieckiem. - Jeste�. Doro�li zawsze pytaj� o wi�cej i wracaj�. Tobie przepowiednie nie s� potrzebne. Nadal jeszcze wierzysz, �e jeste� nie�miertelna. Julia trzasn�a drzwiami i znalaz�a si� w poczekalni, gdzie tym razem siedzia�a jedna jedyna osoba, student. Czyta� "W matni", groszowe wydanie kieszonkowe, kt�rego papier ju� zaczyna� si� kruszy�. Skulony na krze�le, pochylony nad kartami, kt�re zdawa� si� chroni�, ca�ym jestestwem odda� si� lekturze i snu� wspania�y sen. Bia�y we�niany szal owija� si� wok� ko�nierza jego p�aszcza. Julia nie pojmowa�a, jak m�ody ch�opak, pasjonuj�cy si� pisarstwem Zoli, mo�e polega� na przepowiedniach dzielnicowej pytii. By�a tak wzburzona, �e chcia�a us�ysze� czyjkolwiek - byle tylko ludzki - g�os, aby przywr�ci� rzeczywisto�ci nale�ne jej proporcje. WARIATKI __ Twoja kolej - powiedzia�a. - Na co liczysz? l rhcesz si� dowiedzie�, czy zdasz egzaminy? j Zwr�ci� na ni� spojrzenie pe�ne pogody i rado�ci �ycia, �at�e sprzeczne z lektur�, z kt�rej otrz�sn�� si� niczym \ szoku po zatoni�ciu statku. Za�mia� si� szczerze, a z jego twarzy mo�na by�o wyczyta�, �e pragnie zaprzeczy� suges- tl0n_ Sk�d�e znowu! To komedia! Ale lubi� obserwowa� dziwaczne miejsca, ludzi... To bardzo ciekawe Julia wysz�a. On ma racj�. Co ze mnie za idiotka! Nie mo�na tak �atwo wpada� w zastawione sid�a. Tu liczy si� przedstawienie. Namaluj� t� wariatk�, �eby j� wyegzorcyz- mowa. Patryk by� coraz bardziej nieobecny. Wymyka� si� dniem i noc�, nie m�wi�c nikomu ani s�owa. Nie widziano nawet, kiedy wychodzi. Rozp�ywa� si� bez �ladu. Potrafi� znikn�� nagle podczas rodzinnego spotkania, w chwili gdy raz po raz przelicza si� cz�onk�w swego mikro�wiata, by mie� pewno��, �e nikogo nie brakuje. Doro�li domownicy nieustannie go szukali. Gdzie Patryk? - pytali Juli�, kt�ra przesiadywa�a przy stole rysuj�c, czytaj�c i pisz�c. Poszed� na lekcj� solfe�u. Jest u kolegi, z kt�rym pisze rozprawk�. Zasypywana natr�tnymi pytaniami, doskonali�a si� w sztuce wybieg�w, upi�ksza�a k�amstwa, zmy�la�a ca�e opowie�ci prawdziwsze od prawdy. Przecie� jest �roda, a Patryk chodzi na lekcje solfe�u we wtorki? Ale wczoraj nauczyciel by� chory, musieli nadrobi� stracony czas. Czy�by Patryk poszed� pisa� rozprawk�, nie zabieraj�c "Historii" Lansona, kt�ra poniewiera si� po stole? To ma by� rozprawka na temat teatru: "Rozwi� my�l La Bruyere'a, wed�ug kt�rego Racine pr