3860

Szczegóły
Tytuł 3860
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3860 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3860 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3860 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Dawny Palestrant � W chwilach wi�kszych wstrz��nie� i zmian spo�ecznych, kt�re nowy charakter nadaj� ludziom pod ich wp�ywem wyros�ym, mo�e najciekawszym widokiem s� owe resztki spo�ecze�stwa umar�ego, do�ywaj�ce smutnie dni swoich ostatka na �wiecie obcym dla siebie. Wlok� si� ci biedni po ziemi zastyg�ej, w�r�d ludzi, kt�rych nie rozumiej�, zesmutnieni, zamkni�ci w sobie, nie maj�c przem�wi� do kogo, oczekuj�c, rych�oli odezwie si� im uwolnieniem dzwon ich pogrzebowy. Przykro jest spojrze� na nich, tak ci�ar �ycia gniecie im barki bezsilne, tak nieub�agany los odebra� im wszystko a wszystko. Rodzina, najbli�si, ci, kt�rych krew, los, przyja�� i nawyknienie zwi�za�y z nimi, nie rozumiej�c ich, dziwi� si� im, ledwie nie t�umacza potrzebuj�, by mow� poj�� z innego odzywaj�c� si� �wiata. Szcz�liwi jeszcze, je�li oczyma i usty nie szyderstwo, ale lito�� okazuj�. Mnie zawsze �ciska si� serce na widok tych resztek epoki zamkni�tej, tych ob��kanych �o�nierzy, wojska, co ju� przesz�o do wieczno�ci. Coraz ich, prawda, mniej jako� si� mi�dzy nami spostrzega, ale za to typy ostatnie wyrazistsze s� w�r�d otaczaj�cego �wiata i na tle jego pot�nie si� rysuj�. Zdarzy�o mi si� nieraz, bywaj�c w bliskim miasteczku przed kilku laty, widzie� z rana oko�o godziny dziewi�tej przesuwaj�c� si� ku ko�cio�owi posta�, kt�ra mnie wielce uderzy�a. By� to starzec wysokiego wzrostu, ale zgarbiony, z siwiute�kim w�osem, kt�ry ju� z bia�ego koloru na jaki� ��top�owy przechodzi�, w odzieniu dawnego kroju, tak zszarzanym, znoszonym i sp�owia�ym, �e zdawa�o si� ostateczn� zwiastowa� n�dz�, opieraj�cy si� na wysokiej trzcinie, ze srebrn� skuwk�, na kt�rej do p� prawie starty by� lakier i wy�lizgane u�yciem biela�y w��kna. Szed� zwykle prawie n�g nie podnosz�c, posuwaj�c tylko nimi, z g�ow� spuszczon�, powoli, ani si� nawet ogl�daj�c na mijaj�cych go i ocieraj�cych o niego. Powoli mija� okno moje, wsuwa� si� w uliczk� wiod�c� do ko�cio�a i nikn�� mi z oczu jak widmo wywo�ane z drugiego �wiata. Wszystko w nim tak� we mnie wzbudza�o lito��, tak mnie �ywo zajmowa�a ta staro�� jego pos�pna, �em za pierwsz� raz�, ujrzawszy go, zapyta� kogo� o imi� tego cz�owieka. � To stary adwokat, Paliszewski � odpowiedziano mi ruszaj�c ramionami. � Ale� to biedny jaki� cz�owiek? � Biedny? Nie wiem, to pewna, �e nie tak ubogi, jak si� wydaje. � Dlaczeg� tak n�dznie chodzi, sam jeden, pieszo, w tym wieku? � Albo� wiem! � ruszaj�c ramionami, po wt�re rzek� spytany. � Ma�o go znam, m�wiono mi tylko, �e sk�py bardzo. Na tym w pocz�tku poprzesta� musia�em, ale za drug� raz� spyta�em o pana Paliszewskiego �yda. Nikt takiej nie ma wprawy w poznaniu ludzi jak �ydzi; mo�e dlatego, �e zale�� od wszystkich, �e wszystkim si� k�ania� musz�, mo�e nareszcie wrodzonym jakim� instynktem nikt tak trafnie nie zna i nie opisze ci ka�dego, jak Izraelita. � Pan Paliszewski, pan mecenas! � ze �miechem politowania rzek� mi �yd � pan nie wie, co on za jeden? Mecenas! Ot i po wszystkim. � Biedny wida� jaki� cz�owiek? � �ebym ja mia� te pieni�dze, co on ma i co straci�, czego bym chcia�! W�a�nie przechodzi� stary adwokat, a jego szaraczkowa kapota, kontusz pod ni� jedwabny wytarty jakiego� niepewnego koloru, proste buty koz�owe i czapka niegdy� bia�a, dzi� brudna jak kasztanek, co j� otacza�, tak mi si� dziwnie wyda�y sprzeczne z wykrzyknikiem pytanego Izraelity, �em si� go dopytywa� pocz�� o ca�e curriculum vitae pana Paliszewskiego i z �atwo�ci� nast�pnych dowiedzia� szczeg��w. O pochodzeniu jego pocz�tkowym dok�adnie nikt nie wiedzia�, domy�lano si� tylko, �e musia� by� szlachcic, bo w palestrze sama tylko szlachta si� mie�ci�a, a na palcu nosi� sygnet z krwawnikiem i jakim� herbem, kt�rym si� piecz�towa�. Z maluczkiego aplikanta w owych czasach, gdy procesy ros�y jak grzyby, wyskroba� si� na adwokata i zaraz prawie znacz�ce w palestrze zaj�� miejsce. Da�a mu je pracowito�� nies�ychana, nami�tna, �atwo�� niezmierna pisania i m�wienia, w ostatku przy pozorach uczciwo�ci takie wyrabianie si� z sumieniem, �e jak mu kaza�, tak �piewa�o. �ycie jego pocz�te z ma�ego bardzo gryzipi�rka, co za mecenasem papiery nasza� i w kancelariach stawa� u progu, a w domu nieraz i krzese�ka podawa� litygantom, gdy na rad� przyszli, ma�ym si� te� zawsze obchodzi�o. Nie pi�� si� ani do spraw znacznych, ani do klienteli mo�nej, ani w swych g�osach stara� si� o zrobienie wielkiej s�awy; a �y� gdzie� daleko na przedmie�ciu, w ciasnej izdebce, nie wiedzie� jak i czym. Kto tam si� do niego po b�ocie dosta�, nie zobaczy� w domu nic pr�cz papier�w, tapczana, na kt�rym sypia�, i pary but�w zapa�nych. Sam sobie s�uga, sam pan, co jad� i jak �ycie p�dzi�, nikt nie wiedzia�. Z rana tylko widziano go zawsze naprz�d regularnie na mszy �wi�tej, potem z papierami pod pach� � w s�dzie. Tu miejsce mia� w k�tku, na ustroniu, i nigdy si� z niego nie wymkn��. M�wi� ma�o, zawsze tylko to, o co go zapytano, a nigdy nawet ca�kowicie na pytanie nie odpowiedzia�, zjadaj�c, ile m�g�, w sobie. Sk�py nadzwyczajnie, obcy wszelkiej przyja�ni, nie dowierzaj�cy, nigdy si� w pole wyprowadzi� nie da�, ale te� i nikt na niego poskar�y� si� nie m�g�. W konieczno�ci nawet, gdy przeciwnika szarpa�, czyni� to tak grzecznie, tak pilnuj�c tytu��w i szafuj�c nimi, tak zasypuj�c formu�ami uszanowania, �e cho� si� ten w�cieka�, przyczepi� si� do niego nie m�g�. Trudno mi by�o z tera�niejszych rys�w pana Paliszewskiego wyczyta�, czym by� dawniej, gdy� zgrzybia�a twarz trupi�, ch�odn�, nieporuszon� przedstawia�a mask�; ale mi m�wiono, �e wyj�wszy troch� zmarszczek zapracowanych latami, takim by� zawsze. Wystawcie sobie d�ugaw� fizjonomi� cery ��tobladej, z brod� spiczast� i wydatn�, z czo�em naciskaj�cym g��boko wci�gnione oczy, nos prosty, suchy i ko�cisty, usta schowane pod w�sem, a to wszystko razem tak nieruchome, tak kamienne, �e trupem pachnia�o za �ycia. Oczy nigdy nie patrzy�y wprost, ale i nie buja�y po bokach, zdawa�y si� wlepia� zawsze w co� niewidzialnego na prost siebie i niecierpliwi�y t� oboj�tno�ci� swoj�. Paliszewski przecie, szczeg�ln� jak�� zapewne organizacj� obdarzony, widzia� wszystko, cho� na nic nie patrzy�. Tak nie w�a��c nikomu w drog�, powoli na chleb pracuj�c, a ma�ymi bardzo jedz�c go kawa�kami, s�awniejszym mecenasom k�aniaj�c si� nisko, wyrobi� sobie stanowisko odr�bne. Wszystkie naprz�d drobniejsze a zawi�e sprawy sz�y do niego, klientom swoim nie obiecywa� wiele, wymaga� od nich dosy�, ale nie by�o praktyki, �eby kogo zawi�d�. U towarzysz�w tym sobie zjedna�, je�li nie przyja��, to �yczliwo��, �e im nigdy niczego sprzed nosa nie chwyci�, owszem, najch�tniej ust�powa� z drogi i tak szed� cichute�ko dalej a dalej. By�y to czasy, w kt�rych palestra gra�a u nas niemal rol�, jak� dzi� graj� arty�ci. Wielcy panowie nawet ubiegali si� o przyja�� mecenas�w, przyjmowali ich, poili, karmili, pochlebiali, a �e to by� chleb z g�owy czerpany, kto nale�a� do palestry, liczy� si� za literata, za uczonego, za cz�eka pi�ra i konceptu. Z tych powod�w by� szacunek, by�y oklaski i honory, a �e u nas to troje objawia�o si� najcz�ciej ucztowaniem i pucharami, pojono palestr�, a� j� rozpojono do ostatniego. Przy ka�dym trybunale musia�y by� piwnice, sprowadzano na kadencje w�grzyna. Tak samo by�o i w naszym miasteczku, gdzie �adna wa�niejsza sprawa nie obesz�a si� bez narady przy kielichach, gdzie kielichy poprzedza�y sesje i zaka�cza�y je, gdzie dekreta ca�ymi oblewano beczkami. Pan Paliszewski, zaproszony, wci�gni�ty, dawa� si� poi�, ale pi� jak piasek, nie daj�c pozna� po sobie, �eby to bynajmniej go o�ywia�o, upaja�o i na humor jego wp�ywa�o. Nie rozgada� si� po biesiadzie wi�cej, nie zarumieni�, nie po�artowa� i jakim przyszed�, takim odchodzi�. Dziwili si� temu wszyscy, wy�miewali si� niekt�rzy, ale w ko�cu ju� to nie zwraca�o nawet uwagi. Po�o�enie jednak Paliszewskiego nieznacznie zmianie ulega�o. Zwr�ci�a uwag� jego nies�ychana pracowito��, wytrwa�o�� i �atwo�� pracy, niechybne zwyci�stwa, zr�czne przedstawienie sprawy i argumentowanie, kt�rym umia� zwi�za� s�dzi�w, �e mu si� ani pr�bowali sprzeciwia�. Pocz�to go naprz�d wzywa� na konferencje, na kt�rych cho� si� ma�o udziela�, cz�sto tak widoczn� mia� wy�szo�� zdania, �e mu najs�awniejsi prawnicy ust�powa� musieli. Nikt te� nie zr�wna� mu w pami�ci fakt�w, dat i najdrobniejszych szczeg��w nie tylko pod okiem jego rozwi�zanych, ale o jakich tylko kiedy w �yciu zas�ysza�. Cytowa� w dziesi�� lat dokumenta ka�dego procesu, oblaty ich, wyra�enia nawet dos�ownie, a prawo i praeiudicata umia� na palcach, tak �e czy do konstytucji, czy do statutu, czy do korektury pruskiej uda� si� przysz�o, do niego jak w dym, zaraz paragraf zacytowa�. Nic nie hardziej�c i nie podnosz�c g�owy, trzymaj�c si� swej ciupki na przedmie�ciu, chodz�c w makowej kapocie i pasie lada jakim, kt�rego strz�pki starannie zawija�, Paliszewski doszed� do tego, �e si� �adna ju� sprawa bez niego nie obesz�a i � co najwa�niejsze � najzawik�a�sze jemu by�y powierzane. Milczkiem si� gotowa�, z klientem nie m�wi� wiele, przed przywo�ywaniem sprawy nikt o niej s�owa od niego nie pos�ysza�, ale gdy si� odezwa�, by�o czego pos�ucha�. Bo czy z papieru m�wi�, czy z pami�ci, tak u�o�y�, co tylko by�o na poparcie swego, tak wy�uszczy� si� jasno, tak przycisn�� sw� logik� s�dzi�w, �e dekret opisa� musieli, prawie jak im podyktowa�. A gdy mu winszowano potem, odpowiada� k�aniaj�c si� nisko: � To nie ja, mo�ci dobrodzieju, to sprawa wygra�a! Szalonym, co si� do niego czepiali, �e przeciw nim staj�c wygra�, odpowiada� po cichutku, bez wzruszenia, zawsze jednym przys�owiem; � Si te iudex bene iudicabit, cede iustitiae; si male, cede fortunae! W domowym �yciu nie by�o cz�owieka, co by mniej potrzebowa�; mieszka� zawsze w izdebce niezmiernie oddalonego dworku na drugim ko�cu miasta, chodzi� pieszo, ubiera� si� ubogo, a grosza tak pilnowa�, �e si� nikt pochlubi� nie m�g�, by mu go kiedykolwiek wyci�gn��. Cz�owiek to by� bez nami�tno�ci, m�odo�� prze�y� nie spojrzawszy na kobiet�, nie rozumiej�c, co to sobie w czymkolwiek dogodzi�, sk�pi� tylko nadzwyczajnie i, jak m�wiono, tak� mia� �y�k� do prawa i ochot� do proces�w, �e gdyby mu sprawy zabrak�o, got�w by sam siebie pozwa�, byle mie� co robi�. Ale sprawy w owe czasy dla palestry szcz�liwie nie brakowa�o nigdy, a by�y niekt�re tak pomy�lne, �e si� po lat dwadzie�cia ci�gn�y. Z powodu sk�pstwa miano Paliszewskiego za bogacza, bo wiedzia� niejeden, co gdzie wzi�� od kogo, a grosz � raz u niego w worku � ju� wi�cej �wiata nie ujrza�. Zbiera� tak, zbiera�, a fama ros�a tak, �e dwa razy z�odzieje ni� zwabieni napadli na dom szukaj�c tych skarb�w, ale si� oszukali, bo grosza nie znale�li. Co mia�, wszystko sk�ada� w niewiadomym jakim�, dobrze obranym schronieniu. Trwa�o to �ycie bez najmniejszej zmiany lat przesz�o dwadzie�cia, a �e starsi mecenasi pomarli, drudzy si� zbogaciwszy na wie� powynosili, sko�czy�o si� na tym, �e Paliszewski stan�� na czele palestry, w chwili gdy jej ostatnia wybi�a godzina. Zaprowadzone zmiany, kt�rym do ko�ca wiary nie dawa�, uderzy�y go jak piorunem � zbyt stary, by si� m�g� uczy�, zbyt na�ogowy, by inny tryb �ycia obra�, poszed� ostatniego dnia do s�d�w, posiedzia� milcz�cy i cho� ra�ony w serce, nie dawszy tego pozna� po sobie, ale chwiej�c si� na nogach, do domu powr�ci�. Stara gospodyni jego dworku powiada�a, �e przez par� tygodni po ca�ych dniach s�ysza�a go chodz�cego szybko w izdebce ciasnej i niezrozumia�ymi wykrzyknikami m�wi�cego do siebie. Jak drzewo wzruszone burz�, chwia� si� czas jaki� niepewnie, co pocznie, potem powoli nowy tryb �ycia sobie wyrobi�. Z rana o godzinie �smej, latem i zim�, s�ot� czy pogod�, wychodzi� regularnie na msz�, po kt�rej albo do jakiego ksi�dza na chwil� wst�pi� posiedzie�, lub ku dawnym s�dom podszed�, pochodzi� w dziedzi�cu i z wolna kierowa� si� do domu. Tu bra� si� do pracy, jak gdyby najpilniejsza do niej wo�a�a go potrzeba, uk�ada� w fascyku�y i spisywa� papiery, kt�re mu z dawnych spraw pozosta�y, robi� sumariusze, niekiedy bieg� a� do starych akt dla zweryfikowania czego, rozpoczyna� kwerendy, drabowa� akta, a to w rzeczach, kt�re nikogo nie obchodzi�y pr�cz niego. �miano si� z niego jak z wariata, on si� z szydz�cych nawzajem u�miecha�. Ale t� prac� do tego doszed�, �e si� sta� �ywym regestrem wszystkich ksi�g aktowych i �adna kwestia obej�� si� bez niego nie mog�a. On jeden wskaza� m�g� rok, ksi�g� i mo�no�� wyszukania dokumentu, kt�rego by kto inny, dwa lata pr�no grzebi�c si�, nie znalaz�. Uczuwszy si� potrzebnym, bra� od ka�dego aktu, w ten spos�b wskazanego, ma�o-wiele, jak m�g�, ale darmo nic nie zrobi�. I tak dalej, acz pomale�ku, zarabia�. Zjad�szy, co mu gospodyni dworku uwarzy�a, przedrzemawszy si� kwadrans, siada� do roboty, a� go dzwon na nieszpory budzi�. Szed� na nieszp�r, czasem zn�w zajrza� ku s�dom, westchn�� i ju� na noc kroczy� do domu. Tu znowu rozpatrywa� si� w papierach, grzeba�, konfrontowa�, pisa� i pracowa� czasem do p�nocka. Najwi�ksz� mu �ask� zrobi�, kto jak� star� od lat stu os�dzon� a zawi�� napomkn�� spraw�. Na�wczas siwe jego oczy �ywiej nieco wlepia�y si� w jaki� punkt nieschwycony, w�s zadrga�, a nazajutrz ju� Paliszewski uczy� si� tego procesu i os�dzi� go de noviter repertis po swojemu. Gdzie chowa� pieni�dze, nikt nie doszed�, ale wiedzieli wszyscy, �e je mie� musia�, zacz�to mu o nie dokucza�. Od dawna wida� pod sekretem na zastawy po�ycza�, ale gdy si� zaj�cia zmniejszy�o, lichwiarz powoli wyr�s� z mecenasa. Zadziwiaj�c� jednak by�o rzecz�, �e cz�owiek tak przebieg�y, tak zr�czny, tak znaj�cy ludzi tu dawa� si� oszukiwa� najhaniebniej. Sprzedawa�, jak to pospolicie m�wi�, talar po trzy grosze i pu�ci� ich dosy� tym sposobem, bior�c niewartuj�ce nic zastawy. Opami�ta� si� poniewczasie, sta� si� ostro�niejszym, ale zawsze jeszcze zr�czniejsi to pozorem bogactwa, to uczciwo�ci� chwytali go kiedy niekiedy. Oszukany, stara� si� nowymi oszcz�dno�ciami nagrodzi� sobie poniesione straty i podwaja� sk�pstwa. Chodzi� te�, jake�my go widzieli, w makowej wytartej kapocie, w kontuszu nie maj�cym ju� �adnego koloru, tak �e na ulicy wzi�� go by�o mo�na za �ebraka. Postarza� si� znacznie, a mimo pobo�no�ci nigdy mu jako� na my�l nie przysz�o, �e umrze� mo�e, �e to tak u�o�one zegarkowo �ycie przerwa� si� kiedy� musi. Wprawdzie troszczy� si� nie mia� o kogo, bo familii, przynajmniej w tych stronach, nie wida� by�o, a nikt nie m�g� go si� dopyta�, sk�d pochodzi�. Od wielkiej owej zmiany, kt�ra zasz�a w �yciu jego, gdy zmiany w s�downictwie usun�y go od zwyk�ych zatrudnie�, czas sw�j sp�dza�, jake�my powiedzieli, nie szukaj�c ani towarzystwa, ani ludzkiej pomocy. Ta zimna jaka� mizantropia, ten poz�r zagadkowy, posta� tajemnicza i oryginalna zaciekawi�y mnie do ty�a, �em usilnie stara� si� go pozna� i zbli�y� do niego. Nie b�d� opisywa�, ile mnie to dni straconych i wysi�k�w kosztowa�o � u�y�em pozoru jakiej� sprawy spadkowej, kt�ra dawnymi prawami rozstrzyga� si� mia�a, prosz�c go o porad�. Zasta�em Paliszewskiego w jego izdebce na przedmie�ciu, kt�ra z drugim maluczkim przedpokoikiem, tarcicami tylko od niej oddzielonym, ca�e jego sk�ada�a mieszkanie. Izdebki by�y nagie, smutne, wilgotne i silnie przej�te st�chlizn�. W pierwszej jakie� sprz�ty liche ledwie dojrze� dawa� zmrok, kt�ry tu panowa�; w drugiej troch� by�o ja�niej, ale r�wnie ubogo. Jedno okienko o�wieca�o izdebk�, stolik przysuni�ty do �ciany, zarzucony papierami i pokryty resztk� wyszarzanego zielonego sukna, ��eczko wyle�ane, jak tapczan zakonnika, w�skie i twarde, i kilka kufr�w wp�-otwartych, z kt�rych pliki jakie� wida� by�o. Paliszewski siedzia� na starym, troch� ob�amanym krzese�ku, w bia�ym kitlu, kt�ry od cz�stego prania po�ci�ga� si� i ledwie si� daj�c spi��, r�kawy mia� tylko po �okcie. Na nosie mia� okulary starodawne, bez podtrzymuj�cych ramion, mocno na nos wci�ni�te, a sznurkiem obejmuj�ce g�ow�; zamiast but�w jakie� chodaki wydeptane. Nic go wszak�e przybycie obcego nie zmiesza�o; popatrzy�, spyta�, poprosi� siedzie� i wzi�� si� do papier�w. Zdziwi�em si� nadzwyczajnej wprawie, z jak� � zaledwie rzuciwszy okiem na papier � intuicyjnie zgadywa�, co zawiera�, i wybornemu s�dowi, kt�ry wyda� o rzeczy. A �e nie o to mi sz�o, ale o poznanie cz�owieka, pocz��em go wprowadza� w rozmow�. To mi si� raz pierwszy ca�kiem nie uda�o; zamilk�, na�o�y� okulary, s�ucha� bardzo oboj�tnie, ale dawa� mi uczu�, �e powinienem bym poradziwszy si� p�j�� sobie i czasu mu nie zabiera�. Dopiero spoufaliwszy si� z nim, pozna�em go bli�ej, lepiej i mog�em czasem wyprowadzi� na pogaw�dk�. Ale i w tym zawsze by� oszcz�dny, a uj�� go nie mia�em czym, bo pr�cz sk�pstwa i jurysterii �adnej s�abo�ci nie mia�. U�y�em fortelu niewinnego na przyci�gni�cie go ku sobie. Mia�em pliki ogromne jakiego� procesu ods�dzonego przed stu laty, bardzo porz�dnie przez starego kawalera stryjaszka u�o�one chronologicznie. Da�em mu jeden fascyku� na z�akomienie i wzi��em jak na w�dk�. Wita� mnie potem przyje�d�aj�cego, chciwie patrz�c na r�ce, czy mu dalszego ci�gu tego ciekawego dzie�a nie przynosz�. Tak w nim gra�a nami�tno�� i pobudzona ciekawo��, �e, by wytargowa� reszt� sprawy, sta� si� nawet grzecznym, mi�ym i pochlebc�. Kiedym go tak ju� uj��, spyta�em raz nagle: � Panie Paliszewski, na Boga, c� ci� tam obchodzi� mo�e, jak jaki� proces przed stu laty os�dzono? Paliszewski si� skrzywi�, nie bardzo chc�c odpowiada�, poprawi� okulary. � E! M�j jegomo�ciuniu � rzek� � co to gada�? Pa�stwo macie teatr, ksi��ki i ludzi, a ja co? Ot, te jedne zbutwia�e papiery, w kt�rych sobie �ycia szukam. I panu to dziw! � Ale� i pan znalaz�by� tak�e ludzi, zaj�cie, towarzystwo i inny cel w �yciu! � Za p�no, jegomo�ciuniu! Za p�no! Obejrza� si� Holofernes, a ho�owy nema! Ju� mnie to nie obchodzi! Odpowiem panu, �e jak dobrze poprowadzon� spraw� czytam, to jakbym tam sam by�, a� r�ce �wierzbi� poklasn��! Albo to ma�o si� poznaje ludzi! Oj! Oj! Jegomo�ciuniu, ani lekarz, ani kap�an nie zajrzeli tak nigdy do serca ludzkiego, jak my. Wiele� to uczciwych ludzi sumienia inaczej si� nam po sekretnej konferencji wydawa� musia�y. Albo i s�dziowie! Oj! Oj! Napatrzy�o si� r�nych; bywa�o, idziemy do izby s�dowej uprzedzeni, �e ichmo�ci�w strona skaptowa�a, a my�lisz jegomo��, �e�my si� tego l�kali? Weszli arbitrowie pocz�y si� g�osy, czasem cz�ek i przekona�, a cz�ciej wstydu nap�dzi� i spraw� wygra�! Ba! Tak wygra�, �e ten, co j� przegrywa� wobec opinii publicznej, kt�ra go pot�pia�a, cichaczem poszed� jak zmyty. No i jak ja nie mam sobie przypomina� tych czas�w, w kt�rych zros�em i do kt�rych przyros�em! Tu stary zamilk�, cho� go s�ucha�em z tak� uwag� i w takim milczeniu, �e m�g� by� m�wi� do jutra. Opami�ta� si�, �e za wiele powiedzia�, zas�pi� si� i ramionami ruszy�. Po chwili przecie znowum go potrafi� z tej ��wiej skorupy jego oboj�tno�ci wyprowadzi�. � Ot, tak � rzek� � dziwujecie si�, a ja do �mierci prawnikiem zostan�, jakem by�. To darmo! Czym si� skorupa za m�odu napije, i na staro�� tr�ci. Nosi�em papiery ch�opi�ciem, nauczy�em si� wprz�dy formularza ni� katechizmu, teraz, kiedy nie ma co pisa�, to si� w starym grzebi�! Ca�e te� �ycie starca by�o w tych kilku s�owach i niewielem ich wi�cej m�g� na nim wym�c, milczeniem mnie zbywa�, nieraz widocznie niecierpliwi�c si�, �em mu do pracy przeszkadza�. Jeszcze tak czas jaki� o swojej godzinie, coraz wolniej suwaj�c nogami, chodzi� na rann� msz� i pod gmach s�dowy, powraca� do papier�w, pracowa� do nieszpornego dzwonu i szed� spa� p�no w noc przy �oj�wce decyfruj�c akta, do kt�rych, ledwie si� przespawszy, powraca�. Jedyn� dystrakcj� stanowi�y targi z wykupuj�cymi zastawy, po�yczanie i odbieranie zastaw�w. Wiedz�c o jego groszu, a coraz posuwaj�cego si� ku grobowi go postrzegaj�c, pocz�li znajomi chodzi� ko�o niego, �eby sobie spadek po nim zapewni�. Ksi�a przypominali mu ko�ci� i dusz� jego, inni ujmowali go sobie ma�ymi przys�u�kami; przyjmowa� to oboj�tnie, ale gdy go naglono, odpowiada� zawsze: � Ho! Ho! B�dzie na to czasu! I �ycie sz�o jak dawniej bez zmiany �adnej. Wzrok mu si� os�abiony prac� psu�, a si�y tak opuszcza�y, �e kwadransem wprz�dy na msz� wychodzi� musia�, nareszcie nogi puchn�� zacz�y. Nie zmieni�o to jednak trybu jego �ycia i tak raz z g�ow� na stolik spuszczon� znaleziono go z rana umar�ym. Nie wiadomo, co si� sta�o z maj�tkiem pozosta�ym, kt�ry znik�, jakby go nie by�o. Pochowano go skromnie, fascyku�ami papier�w gospodyni pocz�a okna zakleja� na zim�, makowa kapota przesz�a na jakiego� szewca pijaka, trzcin� wzi�� jaki� krewny gospodyni, rze�nik podobno, a szkatu�ki � B�g jeden wie kto; a gdy jednego poranku stoj�cy przed kramami �ydzi nie zobaczyli go ci�gn�cego o zwyk�ej godzinie ku ko�cio�owi, pokiwali tylko g�owami, domy�liwszy si�, �e ju� �y� nie musia�. Ruszyli ramionami i to by� jedyny po Paliszewskim nekrolog. � 1877