3497
Szczegóły |
Tytuł |
3497 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3497 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3497 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3497 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Allan Cole & Chris Bunch
Sten
przek�ad : Magdalena Marcinkowska i Tadeusz Malinowski
1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21.
22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38.
A. Cole & C. Bunch Sten
. 1 .
�mier� po kryjomu przysz�a do Dzielnicy.
Kombinezon cuchn��. Wbity w niego Tech patrzy� przez i porysowany
wizjer na przew�d okalaj�cy z zewn�trz obszar f rekreacyjny i wypu�ci� z
siebie wi�zank� przekle�stw, mog�c� zadziwi� nawet �eglarza dalekiej
przestrzeni.
Najbardziej na �wiecie chcia� teraz napi� si� zimnego narkopiwa, aby
uciszy� dudni�ce w g�owie b�bny kaca. Najmniej za� na �wiecie chcia�
wisie� na zewn�trz Vulcana, gapi�c si� na jednocentymetrow� metalow�
rurk�, kt�r� mia� przyczepi�. �cisn�� ko�nierz specjalnym przyrz�dem,
moment obrotowy ustali� na wyczucie i wyrzuci� z siebie kolejn� wi�zank�,
tym razem w��czaj�c w ni� szefa i tych wszystkich �mierdz�cych Mig�w,
bawi�cych si� w odleg�o�ci jednego metram, i ca�ego �wiata.
Zrobione. Zwolni� przyrz�d i w��czy� ma�y silniczek, przyczepiony do
kombinezonu. Jego szef by� pieprzonym eks - kochasiem, i do tego mia�
zamiar przyczepia� si� do sze�ciu pierwszych rund. Tech wy��czy� sw�j
uziemiony m�zg i po�eglowa� ospale w kierunku �luzy.
Oczywi�cie moment obrotowy ustali� nieprawid�owo. Gdyby rurka nie
zawiera�a fluoru pod wysokim ci�nieniem, nic by si� nie sta�o.
Przeci��one z��cze trzasn�o i surowy fluor stopniowo prze�era� metal,
przez kilka dni nieszkodliwie rozpo�cieraj�c si� w przestrzeni. Ale w
miar� poszerzania si� p�kni�cia ciecz kipia�a prosto na zewn�trzn� okryw�
Dzielnicy, poprzez izolacj�, a w ko�cu przez wewn�trzne warstwy sp�ywa�a
do �rodka.
Na pocz�tku dziura mia�a wielko�� �ebka od szpilki. Spadek ci�nienia
pod kopu�� by� z pocz�tku zbyt ma�y, aby spowodowa� jak�kolwiek reakcj�
czujnik�w, rozmieszczonych wysoko, powy�ej kabiny kontrolnej w dachu
Dzielnicy.
Dzielnica mog�a mie�ci� si� na kt�rejkolwiek z miliona pionierskich
planet - zatrudnione pracz Kompani� dziwki obojga p�ci przeciska�y si�
przez t�um Mig�w w poszukiwaniu tych Niewykwalifikowanych eMigrant�w,
kt�rzy wci�� jeszcze mieli na karcie troch� kredyt�w.
D�ugie rz�dy maszyn do gry wygwizdywa�y zach�ty do przechodz�cych
robotnik�w i wydawa�y z siebie syntetyczny chichot, gdy gra poch�ania�a
kolejny grosz.
Dzielnica by�a prowadzonym przez Kompani� centrum rekreacyjnym,
zbudowanym z my�l� o "interesie Mig�w". "Bawi�cy si� Mig to szcz�liwy
Mig" - powiedzia� kiedy� psycholog Kompanii. Nie doda� - bo nie musia� -
�e bawi�cy si� Mig wydawa� kredyty, oczywi�cie na korzy�� Kompanii. Ka�da
przegrana oznacza�a przed�u�enie kontraktu.
W�a�nie dlatego, pomimo muzyki i �miechu, w Dzielnicy czai� si� smutek
i zawzi�to��.
Dw�ch muskularnych stra�nik�w w��czy�o si� w okolicy wej�cia. Starszy
kiwn�� g�ow� w kierunku trzech ha�a�liwych Mig�w, przemieszczaj�cych si� z
jednego sklepu monopolowego do drugiego, i zwr�ci� si� do partnera:
- Gdyby� mia� zamiar szarpa� si� za ka�dym razem, kiedy kto� na ciebie
spojrzy, bracie, to szybko kt�ry� � tych Mig�w chcia�by si� przekona�, co
zrobisz, gdy zaczn� si� naprawd� awanturowa�.
Nowy sta�ysta dotkn�� og�uszacza.
- A ja chcia�bym im to pokaza�.
Starszy m�czyzna westchn�� i rozejrza� si� po korytarzu.
- O rany. K�opoty.
Jego partner o ma�o nie wyskoczy� z munduru.
- Gdzie? Gdzie?
Starszy m�czyzna pokaza� palcem. W stron� wej�cia do dzielnicy
kierowa� si� Amos Sten. Drugi stra�nik zacz�� si� �mia� z niskiego Miga w
�rednim wieku, gdy nagle zauwa�y� mi�nie jego karku. I rozmiar
nadgarstka. I pi�ci jak m�oty.
W tym momencie starszy ze stra�nik�w westchn�� z ulg� i opar� si� zn�w
o �cian�.
- Wszystko w porz�dku, ch�opcze. Ma ze sob� rodzin�. Kobieta o
zm�czonej twarzy i dwoje dzieci zbli�a�o si� w�a�nie do Amosa.
- Co u diab�a? - zdziwi� si� sta�ysta. - Ten karze�ek nie wygl�da mi
zbyt gro�nie.
- Nie znasz Amosa. Gdyby� zna�, narobi�by� w portki, zw�aszcza je�li
mia�by ochot� na ma�� b�jk� dla poprawienia sobie humoru.
Czw�rka Mig�w po kolei dotyka�a ma�ych bia�ych kwadrat�w na
klawiaturze terminala i centralny komputer Vulcana zarejestrowa�
przemieszczenie si� rodziny Sten�w do Dzielnicy.
Gdy mijali stra�nik�w, starszy u�miechn�� si� i skin�� Amosowi g�ow�.
Jego partner po prostu patrzy�. Amos zignorowa� ich i poprowadzi� rodzin�
do wej�cia.
- Mig lubi walczy�, co? To chyba nie jest to, co nazywamy zachowaniem
aprobowanym przez Kompani�.
- Synu, gdyby�my chcieli aresztowa� ka�dego Miga, kt�ry uszkodzi�
innego w Dzielnicy, to zabrak�oby forsy na nadgodziny.
- Mo�e powinni�my go troch� przywo�a� do porz�dku.
- Wydaje ci si�, �e w�a�nie ty potrafisz to zrobi�?
M�odszy stra�nik skin�� g�ow�.
- Dlaczego nie? Przy�apa� go na czym� i przywali� zdrowo.
Starszy m�czyzna u�miechn�� si� i dotkn�� d�ugiej sinej blizny na
prawej r�ce.
- Ju� kto� pr�bowa�. I to lepszy od ciebie. Ale mo�e si� myl�. Mo�e
naprawd� w�a�nie ty umia�by� co� zrobi�. W ka�dym razie lepiej sobie
zapami�taj: Amos nie jest zwyk�ym starym Migiem.
- A co w nim takiego szczeg�lnego?
Stra�nik poczu� si� nagle zm�czony nowym partnerem i ca�� t� dyskusj�.
- Tam, sk�d on pochodzi, takich ch�opaczk�w jak ty zjadaj� na
�niadanie.
Ch�opak naje�y� si� i spojrza� spode �ba. Ale przypomnia� sobie, �e
nawet nie licz�c brzucha, jego kolega jest wci�� lepszy o jakie�
dwadzie�cia kilo i pi�tna�cie lat. Okr�ci� si� na pi�cie i spojrza� na
starsz� pani�, kt�ra wytacza�a si� wesolutko z Dzielnicy. Popatrzy�a na
niego, wyszczerzy�a dzi�s�a i upad�a mi�kko wprost pod nogi sta�ysty, na
pod�og�.
- Cholerne Migi!
Amos wsun�� kart� w terminal i komputer automatycznie doda� godzin� do
jego kontraktu. Czw�rka Sten�w wesz�a do holu. Amos rozejrza� si� dooko�a.
- Nie widz� ch�opaka.
- Karl m�wi�, �e ma dodatkow� prac� w szkole - przypomnia�a mu Fread,
jego �ona.
Amos wzruszy� ramionami.
- Nie straci wiele. Facet, kt�ry pracuje ko�o mnie, by� tu wczoraj.
M�wi�, �e pierwsze przedstawienie jest o jakim� Execu, kt�ry zakochuje si�
w dziwce i zabiera j� do siebie, do Oka.
Z teatru buchn�a muzyka.
- No tato, chod�my ju�.
Amos i jego rodzina weszli do sali.
Sten pospiesznie uderza� w klawisze komputera, wreszcie wcisn��
"przesy�anie danych". Ekran b�ysn��, a potem poszarza�. Sten drgn��. Nie
da rady sko�czy� na czas, by zd��y� na spotkanie z rodzin�. Wiekowa
szkolna sie� komputerowa nie nad��a�a, gdy wielu student�w pracowa�o
r�wnocze�nie.
Sten rozejrza� si� po sali. Nikt na niego nie patrzy�. Wcisn��
"podstawowe funkcje", a potem szybko szereg klawiszy. Odnalaz� drog� do
banku danych centralnego komputera. Oczywi�cie wbrew wszelkim szkolnym
przepisom. Ale Sten, jak wielu innych siedemnastolatk�w, nie lubi�
przejmowa� si� na zapas.
Po przej�ciu �cie�ki dost�pu w�o�y� dyskietk� z zadaniem. I skrzywi�
si� zobaczywszy, co ma zrobi�. To by�o techniczne �wiczenie z
cyberobr�bki, wykonanie k�townika.
To zawsze wymaga�o zrobienia spawu i zauwa�y�, �e sugerowana technika,
przestarza�a nawet jak na szkolne warunki, wyznacza�a trzymikronowy szew.
A potem u�miechn�� si�. Mia� przecie� dost�p do g��wnej bazy danych...
Za pomoc� pi�ra �wietlnego narysowa� na ekranie dwie stalowe sztaby i
wcisn�� "wykonanie programu - spawanie". Kilka szybkich ruch�w i gdzie� na
Vulcanie dwie metalowe belki zosta�y po��czone.
A mo�e to by�a tylko symulacja komputerowa.
Sten ze zniecierpliwieniem czeka�, a� ekran komputera oczy�ci si�. W
ko�cu monitor zaja�nia� i wy�wietli� komunikat, �e zadanie zosta�o
prawid�owo wykonane. Sten by� wyko�czony. Jego palce przebieg�y po
klawiaturze, odcinaj�c nielegaln� �cie�k� dost�pu, w��czaj�c si� z
powrotem w szkoln� sie�, przesy�aj�c prawid�owo wykonane zadanie z pami�ci
terminala i wy��czaj�c ko�c�wk�. Zerwa� si� z miejsca i pop�dzi� do drzwi.
- Szczerze m�wi�c, panowie - powiedzia� Baron Thoresen - mniej troszcz�
si� o to, �e programy R i D nie zgadzaj� si� z jakimi� wydumanymi regu�ami
etycznymi Imperium, ni� o dobro naszej Kompanii.
Zacz�o si� jak zwyczajne zebranie rady dyrektor�w Kompartii, tych
sze�ciu istot, kt�re kontrolowa�y �ycie ponad miliona os�b. Wtedy stary
Lester zada� pytanie w najbardziej odpowiednim momencie.
Thoresen nagle wsta� i zacz�� kroczy� tam i z powrotem. Wielkie
cielsko dyrektora przyci�ga�o uwag� zgromadzenia niemniej ni� grzmi�cy
g�os i autorytatywno��.
- Je�li to brzmi nie patriotycznie, to bardzo mi przykro. Jestem
cz�owiekiem interesu, a nie dyplomat�. Jak niegdy� m�j dziad, wierz� tylko
w nasz� Kompani�.
Tylko jeden cz�owiek pozosta� niewzruszony. Lester. To stary z�odziej,
pomy�la� Baron. Zarobi� ju� swoje, a wi�c mo�e sobie pozwoli� na etyczne
skrupu�y.
- Imponuj�ce - powiedzia� Lester. - Ale my, rada dyrektor�w, nie
pytali�my o pa�sltie pogl�dy. Pytali�my o nak�ady na Projekt Bravo. Nie
chcia� pan nam wyjawi�, o jaltiego rodzaju eksperymenty chodzi, ale znowu
zwraca si� pan o przyznanie dodatkowych funduszy. A ja chcia�bym tylko
wiedzie�, czy maj� one mo�e r�wnie� militarne znaczenie, poniewa� wtedy
mogliby�my otrzyma� dotacje finansowe z jakiej� fundacji Imperium.
Baron spojrza� na Lestera z namys�em, lecz bez strachu. To Thoresen,
pomimo wszystko, rozdawa� karty. I wiedzia� dostatecznie du�o, by nie
pozwoli� temu staremu chytremu zapa�nikowi na ostatnie s�owo. I
dostatecznie du�o, aby nie pr�bowa� przydusza� go. Lester wiele prze�y� i
nie ba� si�.
- Doceniam pa�ski wk�ad. I pa�sk� trosk� o niezb�dne wydatki. Ale ten
projekt jest zbyt wa�ny dla naszej przysz�o�ci, bym m�g� ryzykowa� jaki�
przeciek.
- Czy�bym wyczuwa� brak zaufania? - zapyta� Lester.
- Nie w stosunku do pan�w. Nie b�d�my �mieszni. Ale gdyby konkurencja
dowiedzia�a si� o celach Projektu Bravo, to nawet moje �cis�e powi�zania z
Imperatorem nie powstrzyma�yby ich od kradzie�y i zrujnowania nas.
- Nawet gdyby zaistnia�y jakie� przecieki - spr�bowa� drugi z cz�onk�w
zarz�du - to zawsze mamy inne rozwi�zania. Mo�emy wp�ywa� na zaopatrzenie
w AM2
- U�ywaj�c bliskich, osobistych powi�za� z Imperatorem, oczywi�cie -
podsun�� mi�kko Lester.
Baron u�miechn�� si� lekko.
- Nawet ja nie mog� a� tak bardzo polega� na naszej przyja�ni. AM2 to
energia, dzi�ki kt�rej prosperuje Imperator i Imperium. Nikt inny.
Cisza. Nawet Lester nic nie powiedzia�. Duch Wiecznego Imperatora
zako�czy� rozmow�. Baron rozejrza� si� dooko�a, po czym zacz�� m�wi�
rozmy�lnie suchym, monotonnym g�osem:
- Nie s�ysz�c wi�cej uwag, uwa�am spraw� zwi�kszonych funduszy za
ustalon�. Przejdziemy teraz do prostszych zagadnie�. Uda�o nam si�
zmniejszy� g��wne nak�ady na urz�dzenia portowe Vulcana o pe�ne pi�tna�cie
procent. Wchodzi w to nie tylko wewn�trzne oprzyrz�dowanie miejsc
cumowania, ale tak�e przedsprzeda� kontener�w. Jednak nadal nie jestem
zadowolony. By�oby o wiele lepiej, gdyby...
Amos otworzy� szeroko oczy, gdy przedstawienie si� sko�czy�o i
zap�on�y �wiat�a. O ile m�g� si� zorientowa�, Exec i jego panienka po
przeprowadzce do Oka przenie�li si� na kt�r�� z planet pionier�w i zostali
zaatakowani przez jakie� zwierz�.
Ziewn��. Nie przepada� za przedstawieniami, ale dobra drzemka przyda
si� cz�owiekowi od czasu do czasu.
Ahd tr�ci� go lekko.
- W�a�nie to chcia�bym robi�, kiedy dorosn�. Zosta� Execem.
Amos przeci�gn�� si� i wsta�.
- A w�a�ciwie dlaczego, synu?
- Bo oni maj� przygody i pieni�dze, i medale... i wszyscy moi
przyjaciele te� chc� tacy by�.
- Pozb�d� si� lepiej od razu takich mrzonek - sapn�a Freed. - Tacy
jak my nie mieszaj� si� z Execami.
Ch�opiec zwiesi� g�ow�. Amos poklepa� go po plecach.
- To nie dlatego, �e nie jeste� wystarczaj�co dobry, synu. Do diab�a,
ka�dy Sten jest wart tyle, co sze�ciu tych cho...
- Amos!
- Przepraszam. Ludzi. - Amos skrzywi� si� i doda�: - Do diab�a.
Nazywanie Exec�w cholernymi nie jest przeklinaniem. To zwyk�e stwierdzenie
faktu. Mimo wszystko, Ahd, oni nie s� bohaterami. Oni s� najgorsi. Mogliby
zabi� cz�owieka dla wyr�wnania rachunku. A potem oszuka� jego rodzin� na
pogrzebie. Gdyby� zosta� jednym z nich, to nie mogliby�my by� z ciebie
dumni, ani ja, ani twoja matka, ani ty sam.
I wtedy odezwa�a si� jego ma�a c�reczka.
- Ja chc� by� panienk� do zabawy - stwierdzi�a.
Amos zdusi� u�miech, gdy zobaczy�, �e Freed podskoczy�a na jakie�
p�tora metra. Zdecydowa�, �e teraz jej kolej na "rodzicielsk� rozmow�".
Ci�nienie ostatecznie rozerwa�o rurk�, i wydobywaj�cy si� gaz
skierowa� j� wprost na dziur�, kt�r� przedtem przebi� w okrywie Dzielnicy.
Pierwszy zmar� stary Mig, kt�ry opiera� si� o wewn�trzn� �cian�
kopu�y, kilka centymetr�w od nagle powsta�ego otworu. Zanim zd��y�
spostrzec fluor z�eraj�cy cia�o i ko�ci, ju� by� martwy.
W kabinie kontrolnej kilku znudzonych Tech�w obserwowa�o sp�ukanego
Miga, usi�uj�cego nam�wi� panienk� na zabaw� po zni�onej stawce. Jeden z
Tech�w chcia� si� za�o�y�, ale nie znalaz� ch�tnych. Panienki nie daj�
ja�mu�ny.
Ci�nienie w ko�cu spad�o poni�ej poziomu bezpiecze�stwa i zapali�y si�
�wiat�a alarmu. Nikt nawet nie drgn��. Za�amania i alarmy stanowi�y
codzienne zjawisko na Vulcanie.
G��wny Tech na wszelki wypadek podszed� do komputera. Nacisn�� kilka
klawiszy, uciszaj�c syreny i wygaszaj�c �wiat�a alarmowe.
- No, a teraz zobaczmy, co jest grane. Odpowied� �wawo wyp�yn�a na
ekran.
- Hm. To wygl�da nieprzyjemnie. Sp�jrz. Jego asystent rzuci� okiem
przez rami�.
- Jakie� chemikalia dostaj� si� do kopu�y. Spr�buj� zmniejszy�
przeciek.
Tech nacisn�� jeszcze par� klawiszy, domagaj�c si� wi�cej informacji z
bazy danych.
UTRATA POWIETRZA; OBECNO�� ZANIECZYSZCZENIA; POTENCJALNE ZAGRO�ENIE
�YCIA; CZERWONY ALARM.
G��wny Tech w ko�cu straci� sw�j olimpijski spok�j.
- Cholerne Zaopatrzenie i ich cholerne rurki. Wydaje im si�, �e nie
mamy nic innego do roboty ni� sprz�tanie po nich. Mam zamiar da� taki
raport, �e wypali ka�dy w�os z ich �ysiny.
- Prosz� pana?
- Nie przeszkadzaj mi, kiedy si� w�ciekam! Czego chcesz?
- Czy nie wydaje si� panu, �e to powinno zosta� naprawione? I to
zaraz?
- Taa. Za�o�� si�, �e po�owa z tych przekl�tych czujnik�w jest zepsuta
albo kto� wyla� na nie piwo. Gdybym dostawa� jeden kredyt za ka�dym razem,
gdy...
Gdy szuka� przecieku, jego g�os �cich�. W ko�cu zmniejszy� zakres
promienia, sprawdzaj�c rurk� po rurce.
- O cholera. Musimy si� przebra�, �eby tam p�j��. To leci przez kopu��
tamtego laboratorium. O!
Diagram zamar� na ekranie, w poprzek przebieg�y czerwone litery: KA�DY
PRZYPADEK ZWI�ZANY Z PROIEKTEM BRAVO MUSI BY� ZG�OSZONY NATYCHMIAST DO
THORESENA.
Jego asystent zastanowi� si�:
- Ale dlaczego to... - Zamilk�, bo zorientowa� si�, �e g��wny Tech nie
s�ucha go.
- Cholerni Execowie. Zmuszaj� ci�, �eby� uzgadnia� z nimi za ka�dym
razem, kiedy masz co� zrobi�.
Wystuka� informacj�, znalaz� kod Thoresena, wcisn�� "przesy�anie
danych" i czeka�.
Baron �ciska� r�ce ka�dego cz�onka rady opuszczaj�cego posiedzenie.
Pyta� o zdrowie i o rodzin�. Wspomina� o kolacji. Albo komplementowa�
s�uszno�� ich sugestii. Dop�ki nie przysz�a kolej na Lestera.
- Doceniam pa�sk� obecno��, Lester, bardziej ni� pan sobie wyobra�a.
Pa�ska m�dro�� ma wybitnie korzystny wp�yw na...
- Bardzo sprytnie wymiga� si� Pan od odpowiedzi na moje pytanie,
Thoresen. Sam bym tego lepiej nie zrobi�.
- Ale� ja nie unika�em niczego. Ja tylko...
- Oczywi�cie, pan tylko. Prosz� zachowa� pochlebstwa dla tych g�upc�w.
I pan, i ja dobrze znamy nasze intencje.
- Pochlebstwa?
- Zapomnijmy o tym. - Lester ruszy� powoli, jednak przystan�� i
odwr�ci� si�. - Oczywi�cie rozumie pan, �e to nie jest skierowane
przeciwko panu, Thoresen. Jak pan, ja tak�e dbam tylko o interesy naszej
Kompanii, tylko to jest wa�ne.
Baron skin�� g�ow�.
- Niczego innego nie oczekiwa�bym od pana.
Thoresen patrzy� za wychodz�cym starcem. I stwierdzi�, �e stary
z�odziej g�upieje albo... k�amie. C� mo�e by� wa�niejszego ni� w�adza?
Kompania?
Odwr�ci� si� do dyskretnego brz�czyka i nacisn��. Sze�� rzekomych
ok�adek zabytkowych ksi��ek przesun�o si�, ukazuj�c dost�p do terminala.
Niespiesznie zrobi� trzy kroki i dotkn�� przycisku. G��wny Tech
pojawi� si� na wizji.
- Mamy k�opot, sir. Tutaj, w Obszarze Wypoczynkowym Dwadzie�cia Sze��.
Baron skin�� g�ow�.
- Prosz� o raport.
G��wny Tech wcisn�� klawisze, monitor rozb�ysn�� i szczeg�y przecieku
w Dzielnicy zacz�y przesuwa� si� po ekranie. Baron natychmiast poj��, o
co chodzi. Komputer przewidywa�, �e zab�jczy gaz wype�ni rejon kopu�y w
ci�gu pi�tnastu minut.
- Dlaczego to jeszcze nie zosta�o naprawione, Techniku? - Dlatego, �e
ten cholerny komputer ci�gle piszczy "Projekt Bravo, Projekt Bravo" -
warkn�� G��wny Tech. - Potrzebuj� tylko pa�skiego pozwolenia, i zaraz to
b�dzie zrobione bez nara�ania kogokolwiek, ja to panu gwarantuj�.
Baron pomy�la� chwil�.
- Czy nie ma innego doj�cia do miejsca przecieku ni� przez
laboratorium Projektu Bravo? Czy nie mo�na wys�a� po prostu kogo� w
skafandrze kosmicznym na zewn�trz?
- Nie ma mowy. Rurka jest tak poszarpana, �e b�dziemy musieli to
od��czy� u �r�d�a. Tak, panie baronie. Wej�cie do tego laboratorium jest
konieczne.
- Nie mog� wam pom�c. G��wny Tech zamar�.
- Ale... przeciek nie zatrzyma si� w Dwudziestym Sz�stym. Ten cholerny
fluor zje wszystko opr�cz szklanych �cian.
- A wi�c rozwal Dwudziesty Sz�sty.
- Ale tam jest prawie tysi�c czterysta os�b!
- S�ysza�e� rozkaz.
G��wny Tech gapi� si� na Thoresena. Nagle skin�� g�ow� i wy��czy� si�.
Baron westchn��. Zanotowa� sobie w pami�ci, �eby zleci� Kadrom
zatrudnienie nowych robotnik�w. A potem przejrza� w my�lach ca�e
wydarzenie, aby sprawdzi�, czy nie przegapi� niczego.
Istnia�a jeszcze sprawa bezpiecze�stwa. G��wny Tech i oczywi�cie jego
asystenci. M�g�by ich gdzie� przesun�� albo pro�ciej... Thoresen przesta�
rozwa�a� t� spraw�. Na ekranie pojawi�o si� menu obiadu.
Pogwizduj�c bezg�o�nie G��wny Tech powoli przy�o�y� palec do ekranu.
Jego asystent kr�ci� si� obok.
- Czy nie powinni�my...
G��wny Tech popatrzy� na niego; ale nic nie powiedzia�. Odwr�ci� si�
od terminala i szybko otworzy� czerwon� klawiatur� WPROWADZANIE DANYCH
ALARMOWYCH.
Sten popchn�� zawianego Techa i pospieszy� w g��b korytarza w kierunku
wej�cia do Dzielnicy, szukaj�c swojej karty. M�ody stra�nik stan�� mu na
drodze.
- Widzia�em to, ch�opcze.
- Co?
- To, co zrobi�e� temu Techowi. Nie wiesz, jak si� odnosi� do lepszych
od siebie?
- O rany, prosz� pana, on sam si� po�lizgn��. Kto� musia� upu�ci� co�
na chodnik. Wydaje mi si�, �e nie m�g� pan dobrze widzie�, co si� tam
zdarzy�o. To do�� du�a odleg�o��, zw�aszcza dla starszego cz�owieka,
prosz� pana. - Patrzy� na niego niewinnie.
Stra�nik cofn�� r�k�, nabieraj�c rozmachu, ale partner z�apa� go za
rami�.
- Nie zawracaj sobie g�owy. To ch�opak Stena.
- Ale mimo wszystko, powinni�my... och, spadaj, ma�y. Mo�esz wej��.
- Dzi�kuj� panu.
Sten podszed� do bramy i w�o�y� kart� do terminala.
- Zachowuj si� tak dalej, a wiesz, co si� stanie?
Sten czeka�.
- Uciekniesz. Do Buntownik�w. I b�dziemy polowa� na ciebie. Wiesz, co
si� dzieje, kiedy z�apiemy takiego szczura? Robimy mu pranie m�zgu.
Stra�nik u�miechn�� si�.
- I wtedy s� tacy milutcy. Czasami pozwalaj� nam pobawi� si� z ich
dziewczynami... zanim si� ich pozb�d�.
Nagle zarycza�a hydraulika i stalowe drzwi �luzy kopu�y zatrzasn�y
wej�cie. Sten cofn�� si� schodz�c ni�ej.
Spojrza� na stra�nik�w. Zacz�li co� m�wi�... a potem przenie�li wzrok
na migaj�cy nad wej�ciem czerwony napis:
WEJ�CIE ZAMKNI�TE... NIEBEZPIECZE�STWO... NIEBEZPIECZE�STWO...
Powoli podni�s� si�.
- Moi rodzice - powiedzia� Sten g�ucho. - Oni s� w �rodku!
A potem wali� w pot�ne stalowe drzwi, dop�ki nie odci�gn�� go starszy
stra�nik.
�adunki wybuchowe wysadzi�y sze�� cz�ci kopu�y. Ciche trzaski
zagubi�y si� w rycz�cym tajfunie uciekaj�cego w przestrze� kosmiczn�
powietrza.
Huragan zagarn�� zamieszkane sze�ciany Dzielnicy i znajduj�cych si�
tam ludzi i rzuci� ich w czer�.
A potem ten nag�y wicher zamar�.
To, co pozosta�o z budynk�w, mebli i ca�ego wyposa�enia, dryfowa�o w
zimnej po�wiacie odleg�ego s�o�ca. Razem z wysuszonymi, skurczonymi
szcz�tkami tysi�ca trzystu osiemdziesi�ciu pi�ciu istot ludzkich.
Wewn�trz pustej kopu�y, kt�ra by�a Dzielnic�, G��wny Tech patrzy�
przez okienko kabiny kontrolnej. Jego asystent wsta� od swojego
stanowiska, podszed� i po�o�y� mu r�k� na ramieniu.
- Daj spok�j. To byli tylko Migowie.
G��wny Tech odetchn�� g��boko.
- Tak. Masz racj�. Oni nic nie znaczyli.
nast�pny
A. Cole & C. Bunch Sten
. 2 .
Wyobra� sobie Vulcan.
�mietnisko, kr���ce w blasku i ciemno�ciach. Jego centrum to
zbiorowisko walc�w, grzyb�w, rur i klock�w ustawionych ryzykownie przez
zidiocia�e dziecko.
Wyobra� sobie sztuczny �wiat Vulcana, wielomilionowe serce Kompanii.
Mechaniczny �wiat sklep�w i fabryk. Rudowce Kompanii nieprzerwanie
sp�ywa�y w kierunku Vulcana, wioz�c surowce. Czyszczono, przetwarzano,
wykonywano wiele produkt�w, kt�re nast�pnie frachtowce Kompanii rozwozi�y
do po�owy galaktyki. Dla Imperium, funkcjonuj�cego na zasadach
przedsi�biorstwa handlowego, taki gigantyczny trust powi�zanych ze sob�
przemys��w by� czym� najzupe�niej normalnym i od pocz�tku zaakceptowanym.
Sze��set lat wcze�niej dziad Thoresena zosta� zach�cony przez
Wiecznego Imperatora do budowy Vulcana. Owa zach�ta obejmowa�a tak�e
specjalne tankowce klasy C zawieraj�ce Antymateri�2, �r�d�o energii, kt�re
otworzy�o cz�owiekowi drog� w przestrze� kosmiczn�.
Prace rozpocz�to od cylindra o wymiarach osiem na szesna�cie
kilometr�w, stanowi�cego pomieszczenie dla system�w zarz�dzaj�cych i
utrzymuj�cych przy �yciu nowy �wiat.
Holowniki przeci�gn�y ten rdze� przez dystans dwudziestu lat
�wietlnych i umiejscowi�y go w zamar�ym, ale bogatym w minera�y systemie.
W pe�ni wyposa�one fabryki, wiele olbrzymich walc�w, zbudowano w
cichych, odleg�ych systemach, a nast�pnie przy��czono do rdzenia. Wraz z
nimi zainstalowano miriady system�w podtrzymywania �ycia, od pomieszcze�
do upraw hydroponicznych po sprz�ty s�u��ce rekreacji.
Ten zaprojektowany przez komputery �wiat robi� wra�enie: gro�ny, super
wydajny kolos utworzony w celu najbardziej efektywnej eksploatacji
robotnik�w i materia��w. Komputery nie stworzy�y tego �wiata dla ludzi.
W miar� up�ywu lat cz�sto �atwiej by�o zamyka� fabryki, w kt�rych
zamkni�to produkcj�, ni� je przebudowywa�. Inne, nowsze zak�ady, baraki i
kopu�y pomocnicze by�y wciskane tam, gdzie zaistnia�a potrzeba. Skoro
grawitacj� kontrolowa�y generatory McLeana, g�ra czy d� stanowi�y poj�cia
umowne. Po up�ywie dwustu lat Vulcan zacz�� przypomina� metalow� rze�b�,
kt�r� mo�na by nazwa� Odpadki Poszukuj�ce Spawacza.
W ko�cu na szczycie zamontowano Oko - kwater� g��wn� Kompanii,
przyczepion� do owego najpierwszego rdzenia. Szeroki na szesna�cie
kilometr�w grzyb mia� w czasach Stena zaledwie dwie�cie lat, poniewa�
dodano go po centralizacji Kompanii.
Poni�ej Oka znajdowa� si� obszar �adowania cargo, zasadniczo
zarezerwowany dla w�asnych statk�w Kompanii. Niezale�ne frachtowca
cumowa�y w przestrzeni zewn�trznej i musia�y akceptowa� dodatkowe koszty
zwi�zane z transportem �adunku i pasa�er�w przez promy kosmiczne Kompanii.
Pod dokiem usytuowano pomieszczenia dla go�ci. By� to normalny,
og�lnodost�pny port, z tym, �e ka�dy kredyt wydany przez kupca lub kogo� z
jego za�ogi trafia� prosto na rachunek Kompanii.
Kopu�y dla go�ci by�y najdalej na po�udnie wysuni�tym miejscem, gdzie
mogli dociera� za�wiatowcy. Kompania w oczywisty spos�b nie �yczy�a sobie,
aby ktokolwiek zajmowa� si� - czy nawet spotyka� - z jej robotnikami.
Niejasne plotki o Vulcanie kr��y�y po ca�ej galaktyce. Nigdy jednak
nie zawita�a tam Imperialna Komisja Praw Cz�owieka. Bo Vulcan produkowa�.
Olbrzymi moloch przez wieki dostarcza� dok�adnie tego, czego
potrzebowa�o Imperium. A s�u�ba bezpiecze�stwa Kompanii dba�a o wyciszenie
spraw.
Wieczny Imperator by� wdzi�czny. Tak wdzi�czny, �e nobilitowa� dziada
Thoresena. I Kompania nadal pracowa�a. Ka�dy moloch b�dzie si� porusza�
sam� si�� inercji, czy mowa o imperium perskim albo General Motors ze
staro�ytno�ci, czy o rozlaz�ych Konglomeratach z mniej odleg�ej
przesz�o�ci. Przez jaki� czas. Je�li nawet ktokolwiek w czasach Stena
stwierdzi�, �e Kompania nie przodowa�a w �adnej technice, albo �e
innowacje i wynalazki s� utr�cane przez departament kadr, to nikt nie
przedstawi� tego problemu Baronowi.
Gdyby nawet znalaz� si� kto� dostatecznie odwa�ny albo g�upi, aby tego
dokona�, okaza�oby si� to zb�dne. Barona Thoresena bowiem od dawna
prze�ladowa�a my�l, �e co�, co stworzy� jego dziad, z wolna kruszy�o si�
na jego oczach. Obwinia� o to swego ojca, tch�rzliwego pieczeniarza, kt�ry
pozwoli� biurokratom wzi�� g�r� nad in�ynierami. Ale nawet, gdyby trzeci
Thoresen by� m�em opatrzno�ciowym, to i tak prawdopodobnie nie by�by w
stanie kontrolowa� wielog�owej hydry, jak� stworzy� jego ojciec.
M�ody Baron r�s� na cz�owieka odwa�nego i - zafascynowanego krwaw�
walk� swego dziada, dos�ownie i w przeno�ni, ale bez jego wrodzonej
uczciwo�ci. Kiedy ojciec Barona zagin�� gdzie� w przestrzeni i nikt go
wi�cej nie widzia�, nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, �e m�ody cz�owiek mo�e
stan�� na czele zarz�du Kompanii.
Odt�d mia� tylko jeden cel: o�ywi� to, co rozpocz�� jego dziad. Ale
nie przez przewr�cenie Kompanii do g�ry nogami i bitewki z konkurencj�.
Thoresen pragn�� zrobi� o wiele wi�cej. Op�ta�a go idea mistrzowskiego
ciosu kendo.
Projekt Bravo.
I teraz brakowa�o mu zaledwie kilku lat do zebrania plonu. Baronowi
podlega�a rada oraz pomniejsi kierownicy, Execowie. �yj�c i mieszkaj�c
jedynie w Oku, trzymani byli przy Kompanii nie tylko przez doskonale
sformu�owane kontrakty czy wysokie p�ace, ale i przez najs�odsze ze
wszystkich �wiadcze�: niemal nieograniczon� w�adz�.
Execom podlegali Technicy, wysoko kwalifikowani i dobrze traktowani
specjali�ci. Z nimi podpisywano kontrakty na okres od pi�ciu do dziesi�ciu
lat.
Kiedy kontrakt dobiega� ko�ca, ka�dy Tech m�g� powr�ci� do domu jako
bogaty cz�pwiek, otworzy� w�asny interes oczywi�cie Kompania zatrzymywa�a
wy��czne prawa do rozprowadzania wszelkich nowych produkt�w, kt�re m�g�by
wytworzy� - albo przej�� na emerytur�.
Dla Exec�w i Tech�w Vulcan bardzo przypomina� rodzaj przemys�owego
nieba.
Dla Mig�w to by�o piek�o.
Znacz�cy jest fakt, �e zwyci�zca zorganizowanego przez Kompani�
konkursu "Nazwij Nasz� Planet�", b�yskotliwy robotnik - Niewykwalifikowany
eMigrant - u�y� pieni�dzy z nagrody, aby wykupi� sw�j kontrakt i bilet na
podr� do miejsca tak oddalonego od Vulcana, jak tylko by�o to mo�liwe.
Fellachowie, ch�opi, robole - zawsze b�d� istnie� w�druj�cy robotnicy
gotowi do wykonywania paskudnej pracy. Ale tak, jak egipskiego fellacha
zadziwi�by geniusz techniczny Joada, tak dwudziestowiecznego pracownika
przy ta�mie monta�owej zaszokowa�by kto� taki jak Amos Sten.
Dla Amosa jeden �wiat nigdy by nie wystarczy�. Robi�c, co konieczne
dla pe�nego brzucha, kielicha od czasu do czasu i kupna biletu na inn�
planet�, by� cz�owiekiem, kt�ry m�g� wszystko nastawi�, zmusi� do pracy
przestarza�� �niwiark� albo dla fantazji zrzuci� ci� ze schod�w.
A potem przenie�� si� gdzie indziej.
Jego �on�, Freed, pochodz�c� ze spokojnego, rolniczego �wiata,
cechowa�o to samo pragnienie, aby sprawdzi�, co mo�e da� nast�pna planeta.
My�leli, �e w ko�cu znajd� �wiat dla siebie, w sam raz do ustatkowania
si�. Taki, na kt�rym nie b�dzie zbyt wielu ludzi, i gdzie kobieta i
m�czyzna nie musz� poci� si� na cudzy rachunek. Lecz ci�gle ka�de miejsce
wydawa�o im si� lepsze ni� to, na kt�re w�a�nie patrzyli.
A potem by� Vulcan.
W ustach werbownika brzmia�o to idealnie.
Dwadzie�cia pi�� tysi�cy kredyt�w rocznie dla niego. Plus niezliczone
dodatki dla cz�owieka o jego zdolno�ciach. Nawet kontrakt na dziesi��
tysi�cy rocznie dla Freed. I mo�liwo�� pracy na najnowszych w galaktyce
narz�dziach.
I werbownik nie k�ama�.
M�yn Amosa by� najbardziej skomplikowan� maszyn�, jak� kiedykolwiek
widzia�. Wk�adano do niej trzy p�aty trzech r�nych metali. By�y mielone i
elektronicznie ��czone. Dopuszczalna tolerancja dla tych wspornik�w -
Amosowi zaj�o dziesi�� lat, aby dowiedzie� si�, co wytwarza - wynosi�a
jedn� milionow� milimetra, plus minus jedna tysi�czna milionowej.
I mia� stanowisko mistrza maszynowego.
Ale wykonywa� tylko jedn� czynno��: �apa� wylatuj�ce z otworu na
odpadki zu�yte cz�ci maszyny i wybrakowane produkty. Wszystko inne by�o
zautomatyzowane, regulowane przez komputer oddalony o p� �wiata.
Pensja tak�e nie by�a k�amstwem. Ale werbownik nie wspomnia� o tym, �e
jeden komplet ubrania kosztuje sto kredyt�w, posi�ek z soi dziesi�� za
porcj�, a czynsz za trzy pokoje w barakach wynosi tysi�c kredyt�w
miesi�cznie.
Data zako�czenia kontraktu oddala�a si� coraz bardziej, podczas gdy
Amos i Freed usi�owali znale�� jak�� drog� odwrotu. A potem przysz�y
dzieci. Nie planowane, ale chciane. Kompania zach�ca�a do posiadania
potomstwa. Nast�pna generacja robotnik�w, bez konieczno�ci ponoszenia
wydatk�w na rekrutacj� i transport.
Amos i Freed walczyli z procesem warunkowania prowadzonym przez
Kompani�. Ale trudno wyt�umaczy�, co znaczy otwarte niebo i spacer po nie
znanych �cie�kach, komu�, kto wzrasta w�r�d zakrzywionych, szarych
sklepie� i ruchomych chodnik�w.
Freed, po d�ugotrwa�ej walce z Amosem, przed�u�y�a sw�j kontrakt o
sze�� miesi�cy z powodu nabycia kinotapety na ca�� �cian�,
przedstawiaj�cej �nie�ny krajobraz na jakiej� odleg�ej planecie.
Prawie osiem miesi�cy przemin�o, zanim �nieg przesta� pada� na
urokliwe skupisko domk�w, a drzwi, otwarte na powitanie powracaj�cego
robotnika, przesta�y chwia� si� na wietrze.
Tapeta by�a potrzebna Amosowi i Freed, ale nie Kartowi. Chocia� m�ody
Sten nie mia� najmniejszego poj�cia, jak to jest, kiedy �yje si� bez mur�w
odleg�ych o wyci�gni�cie r�ki, by� pewien, �e jedyny cel jego �ycia,
niewa�ne za jak� cen�, stanowi wydostanie si� z Vulcana.
nast�pny
A. Cole & C. Bunch Sten
. 3 .
- Zapami�taj sobie, synu. Musisz patrze� na niego jak na nied�wiedzia.
- Tato, a co to jest nied�wied�?
- No wiesz. Taki, jakiego u�ywa Gwardia Imperialna do �wicze�.
Widzia�e� jednego na filmie.
- A, tak. Wygl�da jak Doradca.
- No, mo�e troch�, tylko nieco bardziej ow�osiony i mniej nad�ty. Mimo
wszystko, kiedy siedzisz w �wiczebnym wozie i patrzysz w d� na
nied�wiedzia, to te� nie wygl�da tak gro�nie. Ale gdyby tak stan�� przed
tob�...
- Nie rozumiem.
- Ten nied�wied�, to jak Vulcan. Gdyby� by� wysoko, w Oku, to wszystko
wygl�da�oby zupe�nie dobrze. Ale kiedy jeste� Migiem, tu, w dole...
Amos Sten kiwn�� g�ow� i nala� sobie nast�pny kufel narkopiwa.
- Karl, musisz sobie zapami�ta�, aby nigdy, ale to nigdy nie da� si�
z�apa� temu nied�wiedziowi.
Tego Sten zd��y� si� ju� nauczy�. Dzi�ki Elmorowi. Elmor to by� stary
Mig, mieszkaj�cy w samodzielnym mieszkaniu na ko�cu korytarza. Wi�kszo��
wolnego czasu sp�dza� na placu zabaw, opowiadaj�c dzieciom bajki.
To by�y pi�kne opowie�ci, element tradycji, kt�r� ci przemys�owi
wie�niacy przywie�li na Vulcana z tysi�cy �wiat�w, i kt�ra tu zrodzi�a ich
podziemn� kultur�.
Zbiory Ardmoru. Duchy statku z Capelli. Farmer, kt�ry zosta� kr�lem.
I w�asne legendy Vulcana. O Buntowniku, kt�ry uratowa� Kompani�.
Niesamowite, szeptane opowie�ci o kopu�ach magazyn�w i fabryk, w kt�rych
od pokole� nie posta�a noga cz�owieka, ale wci�� co� �y�o i porusza�o si�
wewn�trz.
Ulubion� bajk� Stena by�a ta, kt�r� Elmor opowiada� najrzadziej - jak
to kiedy�, pewnego dnia, wszystko si� zmieni. Przyb�dzie kto� z innego
�wiata i powiedzie Mig�w w g�r�, do Oka. Nadejdzie dzie� porachunk�w i
system obiegu powietrza wypluje krew Exec�w. Najlepsze by�o na ko�cu,
kiedy Elmor m�wi� powoli, �e cz�owiek, kt�ry powiedzie Mig�w, te� b�dzie
Migiem.
Rodzice z korytarza nigdy nie zwracali uwagi na Elmora. Trzyma�
dzieciaki z daleka od k�opot�w i byli mu za to wdzi�czni. Ka�dego Dnia
Za�o�yciela przelewali na kart� Elmora co� w rodzaju prezentu. Nawet je�li
zdawali sobie spraw�, jakiego rodzaju s� te opowie�ci, to i tak milczeli.
Po prostu milczeli.
Koniec by� wi�c nieunikniony. Kt�re� dziecko za du�o gada�o do
niew�a�ciwej osoby. Takiej jak Doradca.
Pewnego popo�udnia Elmor nie przyszed�. Wszyscy zastanawiali si�, co
zasz�o. Potem temat zacz�� nudzi� i wszyscy zapomnieli.
Ale nie Sten. Spotka� kiedy� Elmora w Dzielnicy. Wielki i niezgrabny
cz�apa� powoli za maszyn� sprz�taj�c� ulic�. Zatrzyma� si� przy Stenie i
spojrza� w d� na ch�opca.
Usta Elmora otworzy�y si�, pr�bowa� co� powiedzie�. Lecz j�zyk tylko
dr�a� bezsilnie, mowa brzmia�a jak niezrozumia�e pomruki. Maszyna
za�wista�a, Ehnor pos�usznie obr�ci� si� i poszed� za ni�. Stenowi przez
g�ow� przelecia�a jedna my�l: pranie m�zgu.
Powiedzia� ojcu o tym, co widzia�. Amos skrzywi� si�.
- To jest tajemnica, kt�r� musisz pozna�, synu. Naucz si� by� od nich
sprytniejszy. Naucz si� zygzakowa�.
- I co ja ci m�wi�em o zygzakowaniu, synu?
- Nie mog�em, tato. By�o ich czterech, i ka�dy wi�kszy ode mnie.
- To �le, ch�opcze. Ale w �yciu napotkasz jeszcze wiele wi�kszych od
ciebie rzeczy. Jak masz zamiar da� sobie z tym rad�?
Sten namy�la� si� przez chwil�.
- Nie wygl�daj� tak strasznie, kiedy patrzy si� na nich od ty�u,
prawda, tato?
- Co za paskudna my�l, Karl. Paskudna. Zw�aszcza �e prawdziwa.
Sten wsta�.
- Dok�d idziesz?
- Ja... chcia�em i�� si� bawi�.
- Nie. Niech najpierw zniknie ten siniak pod okiem. I niech ludzie
zapomn�.
Dwa tygodnie p�niej jeden z tych czterech ch�opc�w wspina� si� po
linie podczas �wicze�. Lina p�k�a. Spad� z wysoko�ci sze�ciu metr�w na
stalow� pod�og�.
Trzy dni p�niej dw�ch innych buszowa�o po nie wyko�czonym korytarzu.
Pewnie mieli po prostu pecha, bo stali pod �cian�, kt�rej wsporniki nie
wytrzyma�y. Kiedy wypuszczono ju� ch�opc�w ze szpitala, Doradca udzieli�
ich rodzicom nagany.
Przyw�dca atakuj�cych Stena tak�e nie mia� szcz�cia. Wraca� do domu
p�nym wieczorem i kto� pobi� go do nieprzytomno�ci. W wyniku
przeprowadzonego �ledztwa Doradca stwierdzi�, �e sprawc� prawdopodobnie
by� Buntownik, cz�onek jednego z m�odzie�owych gang�w buszuj�cych po
opuszczonych sektorach Vulcana, taki typ o jeden krok od prania m�zgu.
Wyja�nienia Doradcy przyj�to do wiadomo�ci. Stena ju� zawsze
pozostawiano w spokoju.
- Karl, chcia�bym chwil� z tob� porozmawia�.
- Tak, tato?
- Ja i inni byli�my na spotkaniu z Doradc�.
- Och.
- Zastanawiasz si� pewno, czego chcia�.
- Tak. No tak. Jasne, �e o tym my�l�.
- I nie masz najmniejszego poj�cia, o co chodzi?
- Nie, tato.
- Tak w�a�nie my�la�em. Zdaje si�, �e jaki� m�ody Mig wynalaz� co�.
Jaki� rodzaj rozpylacza. Nie wiesz mo�e czego� na ten temat, ch�opcze?
- Nie, tato.
- No pewno. Ten rozpylacz �mierdzi jak... no, tak jak wtedy, kiedy
zbiornik �ciek�w wyla� si� na Korytarz Tysi�c Osiemset Czterdziesty Pi�ty.
Pami�tasz to?
- Tak, tato.
- Co� cicho jeste�my dzisiaj, synku, co? Id�my dalej. A wi�c kto�
poszed� i spryska� tym Doradc� i czterech z jego pomocnik�w. Spryska� ich
portki, kiedy usiedli. Skrywasz u�miech, czy mi si� tylko tak wydaje?
- Nie, tato.
- Tak my�la�em. Doradca za��da�, by rodzice przeprowadzili
dochodzenie, po czym oddali tak aspo�eczne dziecko w r�ce sprawiedliwo�ci.
- Co masz zamiar zrobi�, tato?
- Ju� zrobi�em. Poszed�em do biblioteki. Twoja mama rozmawia�a z
bibliotekarzem, a ja przejrza�em fiszki, �eby sprawdzi�, kto ostatnio
czyta� podr�czniki do chemii.
- O.
- Tak. O. Niestety, wyszed�em i zapomnia�em odda� te fiszki.
Sten siedzia� cicho jak mysz pod miot��.
- M�j ojciec powiedzia� mi kiedy�, �e zanim zaczn� kogo� podpala�,
powinienem najpierw sprawdzi�, czy co najmniej sze�ciu innych ludzi nie ma
pochodni w swojej skrzynce z narz�dziami. Czy rozumiesz, o czym m�wi�?
- Tak, tato.
- Tak te� mi si� zdawa�o.
Jednym z najlepszych wydarze� by�o to, o kt�rym Sten zawsze my�la�
jako o Czasie Jaszczura.
Jaszczury, wyj�tkowo obrzydliwe ma�e drapie�niki, zosta�y odkryte
przez statki zwiadowcze Kompanii na jakim� piekielnym �wiecie. Nikt nie
wiedzia�, dlaczego za�oga wracaj�c przywioz�a kilka okaz�w tych
psychopatycznych ma�ych gad�w. Ale przywioz�a.
Maj�c zaledwie dwadzie�cia centymetr�w wysoko�ci, Jaszczury
przejawia�y ch�� zatopienia swoich szcz�k i pazur�w w cia�ach przeciwnik�w
nawet sto razy wi�kszych. Jeden z nauczycieli Stena, pochodz�cy z Primy,
powiedzia�, �e Jaszczury wygl�daj� jak ma�e tyranozaury.
Chocia� prawie wszystkiego nienawidzi�y tak samo, to szczeg�ln�
niech�� �ywi�y do osobnik�w w�asnego gatunku. Z wyj�tkiem kr�tkiego okresu
godowego nic nie sprawia�o im wi�kszej przyjemno�ci ni� rozszarpanie na
sztuki innego Jaszczura. To w�a�nie czyni�o je idealnymi zwierz�tami do
walk na arenie.
Amos w�a�nie otrzyma� od Kompanii nagrod� za odkrycie tego, �e jego
obrabiarka mo�e pracowa� dodatkowo tysi�c godzin pomi�dzy konserwacjami,
je�li wylot rury wydechowej zostanie odsuni�ty od wlotu powietrza do
uk�adu ch�odzenia komputera. Z wielk� pomp� skr�cili mu kontrakt o rok.
Amos, zawsze pierwszy do hazardu, u�y� tego rocznego kredytu do
zakupienia Jaszczura.
Sten z pocz�tku nienawidzi� gada, zw�aszcza �e b�yskawiczne k�apni�cie
szcz�k omal nie pozbawi�o go ma�ego palca.
Amos wyja�ni� mu:
- Ja te� nie przepadam za tym �ar�okiem. Nie lubi� tego, jak wygl�da,
jak �mierdzi i jak �re. Ale to b�dzie nasz bilet na wyjazd z Vulcana.
Argumenty by�y przekonuj�ce. Amos planowa� wystawia� jaszczura w
kr�tkich walkach i zak�ada� si� o ma�e sumy.
- Wygrywamy ma�o, miesi�czny kontrakt tu, tygodniowy tam. Ale
wcze�niej czy p�niej wygramy do��, aby st�d prysn��.
Nawet matka Stena da�a si� przekona�, �e co� b�dzie z tego najnowszego
marzenia Amosa.
A pi�tnastoletni w�wczas Sten z ca�ej duszy pragn�� wydosta� si� z
Vulcana, pragn�� tego bardziej, ni� czegokolwiek innego. Wi�c karmi�
troskliwie Jaszczura, powstrzymywa� md�o�ci znosz�c obrzydliwy smr�d, i
usi�owa� nie krzycze� zbyt g�o�no, gdy po karmieniu sp�ni� si� z
cofni�ciem r�ki z klatki.
I przez jaki� czas zdawa�o si�, �e wielki plan Amosa dzia�a. A� do tej
nocy, kiedy Doradca pojawi� si� na walkach prowadzonych w nie u�ywanym
korytarzu par� przecznic dalej.
Id�cy za Amosem Sten ni�s� klatk� z Jaszczurem na aren�. Doradca
dostrzeg� ich poprzez ring i pospieszy� na spotkanie.
- No c�, Amos - powiedzia� serdecznie - nie wiedzia�em, �e puszczasz
Jaszczura do walki.
Amos ostro�nie skin�� g�ow�.
Doradca zlustrowa� popiskuj�c� pod ramieniem Stena besti�.
- Chyba masz niez�ego zwierzaka, Amos. Co by� powiedzia� na to, �eby
wystawi� go przeciwko mojemu w pierwszej rundzie?
Sten spojrza� przez ring i zobaczy� opas�ego, wielkiego Jaszczura,
kt�rego ni�s� jeden z pomagier�w Doradcy. Powiedzia�:
- Tato, nie mo�emy. To jest...
Doradca zerkn�� na Stena krzywym okiem.
- Pozwalasz ch�opakowi decydowa� za siebie, Amos?
Amos pokr�ci� g�ow�.
- No tak. Poka�my im, �e jeste�my najlepszymi i najuczciwszymi ze
sportowc�w. Poka�my innym korytarzom, �e jeste�my znudzeni ich rozlaz�ymi
gadami, i wolimy wystawi� nasze. Zgoda?
Czeka�. Amos wzi�� kilka g��bokich oddech�w.
- Wydaje mi si�, �e nie zdecydowa� pan jeszcze, kto przejdzie do
wytwarzania drut�w, czy� nie?
Doradca u�miechn�� si�.
- No w�a�nie.
Nawet Sten wiedzia�, �e noszenie d�ugich na kilometry pr�t�w z
rozpalonego do bia�o�ci metalu by�o najbardziej niebezpiecznym zadaniem na
zmianie Amosa.
- My, ja i m�j ch�opak, b�dziemy dumni, �e nasz Jaszczur walczy z
pa�skim Jaszczurem, panie Doradco.
- To �wietnie - powiedzia� Doradca. - Dajmy naprawd� �wietne
widowisko.
Pospieszy� z powrotem dooko�a areny.
- Tato - spr�bowa� Sten - jego Jaszczur jest dwa razy wi�kszy od
naszego. Nie mamy �adnej szansy.
Amos kiwn�� g�ow�.
- Tak w�a�nie to wygl�da. Ale pami�tasz, jak ci m�wi�em, �eby nie
robi� tego, czego si� inni po tobie spodziewaj�? We� moj� kart�. Le� do
automatu z soj� i kup tyle, ile zdo�asz zmie�ci� pod ubraniem.
Sten porwa� kart� ojca i przecisn�� si� przez t�um.
Doradca by� zbyt zaj�ty chwaleniem si�, co mo�e zrobi� jego bestia,
aby zauwa�y�, �e Sten wk�ada pasma surowej soi do klatki wielkiego
Jaszczura.
Po kr�tkiej chwili wrzask�w, k��tni i przyjmowania ostatnich zak�ad�w
klatki z Jaszczurami zosta�y wniesione na ring, ustawione i szybko
otwarte.
Zwierzak Doradcy, ob�arty do rozpuku, wytoczy� si� z klatki, ziewn�� i
zwin�� do snu. Zanim zd��y� si� obudzi�, Jaszczur Amosa ju� go strawi� w
po�owie.
Dooko�a areny zaleg�a �miertelna cisza. Amos spogl�da� tak niewinnie,
jak tylko potrafi�.
- Tak, prosz� pana. Mia� pan racj�. Pokazali�my im, �e jeste�my
najlepszymi sportowcami, prawda, prosz� pana? Doradca nic nie
odpowiedzia�. Po prostu odwr�ci� si� i zacz�� przepycha� si� przez t�um.
Po tym wszystkim Amos nie zdo�a� ju� wystawi� swojego Jaszczura do
�adnej walki na �adnych warunkach. Nikt nie �a�owa�, kiedy Jaszczur zdech�
- tak jak i wszystkie inne - po miesi�cu czy dw�ch. Kto� powiedzia�, �e to
z powodu braku niezb�dnych sk�adnik�w diety.
Do tego czasu Amos zaj�� si� ju� obmy�laniem nast�pnego planu
wydostania siebie i rodziny z Vulcana.
Nadal planowa�, gdy Thoresen wysadzi� Dzielnic� w powietrze.
nast�pny
A. Cole & C. Bunch Sten
. 4 .
S�owa Barona kr��y�y i odbija�y si� echem pod wysok� kopu��. Sten
chwyta� tylko niekt�re zwroty:
- Odwa�ne dusze... pionierzy Vulcana... zmarli dla dobra Kompanii...
nie zapomnimy ich imion... trzydzie�ci milion�w naszych obywateli zawsze
b�dzie pami�ta�...
Sten nadal czu� odr�twienie.
Jaki� wracaj�cy z pracy cz�owiek, patrz�c spode �ba, torowa� sobie
drog� poprzez t�um oko�o pi��dziesi�ciu Mig�w - �a�obnik�w, zanim
zorientowa� si�, o co chodzi. Przybra�, jak mu si� zdawa�o, smutny wyraz
twarzy i spu�ci� wzrok.
Sten nic nie zauwa�y�.
Patrzy� w g�r�, na wielokrotnie powi�kszony obraz Barona wy�wietlany
na suficie. Thoresen sta� w swoim ogrodzie, w powiewaj�cej szacie, jak�
Execowie zawsze wk�adali z okazji uroczysto�ci.
Baron bardzo starannie dobra� str�j na ceremoni� pogrzebow�. My�la�,
�e na Migach ta jego troska zrobi du�e wra�enie. Dla Stena Baron by� co
najwy�ej powi�kszon�, bardziej ob�udn� wersj� Doradcy.
Sten przez pierwszy tydzie� pozostawa� w stanie szoku. Nadal mocno
odczuwa� strat�, jak cz�owiek po amputacji, kt�rego boli noga, cho� dawno
j� odci�to.
Ukry� si� w mieszkaniu. Kiedy trzaska�a klapa podajnika, podchodzi� i
zjada� co� z tacy.
By� nawet wdzi�czny Kompanii za to, �e zostawi�a go w spokoju. Dopiero
w wiele lat p�niej zorientowa� si�, �e Kompania po prostu post�powa�a
zgodnie z instrukcj�: "Wypadki Przemys�owe (�miertelne). Traktowanie
Krewnych".
Poczynaj�c od wyraz�w sympatii od zwierzchnik�w Amosa i Freed oraz
nauczycieli dzieci a� do dodatkowych kredyt�w na zakupy w najbli�szym
centrum rekreacyjnym, proces wyciszania �alu osieroconych by� doskonale
skalkulowany. Zw�aszcza izolacja - ostatni� rzecz�, kt�rej chcia�aby
Kompania, to rozpaczaj�cy krewni przemierzaj�cy korytarze i przypominaj�cy
ludziom, jak cienki jest margines oddzielaj�cy �ycie od �mierci na tym
sztucznym, obliczonym na zysk �wiecie.
Wznios�e s�owa Barona nagle sta�y si� w uszach Stena tylko ha�asem.
Odwr�ci� si�. Kto� pojawi� si� obok niego. Sten spojrza� i zamar�. To by�
Doradca.
- Wzruszaj�ca ceremonia - powiedzia�. - Doprawdy niezwykle
wzruszaj�ca.
Skierowa� Stena w stron� najbli�szego baru i posadzi� na krze�le.
W�o�y� swoj� kart� do terminala i wcisn�� guzik. Podajnik wyplu� dwa
drinki. Doradca wzi�� �yk p�ynu i obraca� w ustach. Sten po prostu patrzy�
na