3497

Szczegóły
Tytuł 3497
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3497 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3497 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3497 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Allan Cole & Chris Bunch Sten przek�ad : Magdalena Marcinkowska i Tadeusz Malinowski 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. A. Cole & C. Bunch Sten . 1 . �mier� po kryjomu przysz�a do Dzielnicy. Kombinezon cuchn��. Wbity w niego Tech patrzy� przez i porysowany wizjer na przew�d okalaj�cy z zewn�trz obszar f rekreacyjny i wypu�ci� z siebie wi�zank� przekle�stw, mog�c� zadziwi� nawet �eglarza dalekiej przestrzeni. Najbardziej na �wiecie chcia� teraz napi� si� zimnego narkopiwa, aby uciszy� dudni�ce w g�owie b�bny kaca. Najmniej za� na �wiecie chcia� wisie� na zewn�trz Vulcana, gapi�c si� na jednocentymetrow� metalow� rurk�, kt�r� mia� przyczepi�. �cisn�� ko�nierz specjalnym przyrz�dem, moment obrotowy ustali� na wyczucie i wyrzuci� z siebie kolejn� wi�zank�, tym razem w��czaj�c w ni� szefa i tych wszystkich �mierdz�cych Mig�w, bawi�cych si� w odleg�o�ci jednego metram, i ca�ego �wiata. Zrobione. Zwolni� przyrz�d i w��czy� ma�y silniczek, przyczepiony do kombinezonu. Jego szef by� pieprzonym eks - kochasiem, i do tego mia� zamiar przyczepia� si� do sze�ciu pierwszych rund. Tech wy��czy� sw�j uziemiony m�zg i po�eglowa� ospale w kierunku �luzy. Oczywi�cie moment obrotowy ustali� nieprawid�owo. Gdyby rurka nie zawiera�a fluoru pod wysokim ci�nieniem, nic by si� nie sta�o. Przeci��one z��cze trzasn�o i surowy fluor stopniowo prze�era� metal, przez kilka dni nieszkodliwie rozpo�cieraj�c si� w przestrzeni. Ale w miar� poszerzania si� p�kni�cia ciecz kipia�a prosto na zewn�trzn� okryw� Dzielnicy, poprzez izolacj�, a w ko�cu przez wewn�trzne warstwy sp�ywa�a do �rodka. Na pocz�tku dziura mia�a wielko�� �ebka od szpilki. Spadek ci�nienia pod kopu�� by� z pocz�tku zbyt ma�y, aby spowodowa� jak�kolwiek reakcj� czujnik�w, rozmieszczonych wysoko, powy�ej kabiny kontrolnej w dachu Dzielnicy. Dzielnica mog�a mie�ci� si� na kt�rejkolwiek z miliona pionierskich planet - zatrudnione pracz Kompani� dziwki obojga p�ci przeciska�y si� przez t�um Mig�w w poszukiwaniu tych Niewykwalifikowanych eMigrant�w, kt�rzy wci�� jeszcze mieli na karcie troch� kredyt�w. D�ugie rz�dy maszyn do gry wygwizdywa�y zach�ty do przechodz�cych robotnik�w i wydawa�y z siebie syntetyczny chichot, gdy gra poch�ania�a kolejny grosz. Dzielnica by�a prowadzonym przez Kompani� centrum rekreacyjnym, zbudowanym z my�l� o "interesie Mig�w". "Bawi�cy si� Mig to szcz�liwy Mig" - powiedzia� kiedy� psycholog Kompanii. Nie doda� - bo nie musia� - �e bawi�cy si� Mig wydawa� kredyty, oczywi�cie na korzy�� Kompanii. Ka�da przegrana oznacza�a przed�u�enie kontraktu. W�a�nie dlatego, pomimo muzyki i �miechu, w Dzielnicy czai� si� smutek i zawzi�to��. Dw�ch muskularnych stra�nik�w w��czy�o si� w okolicy wej�cia. Starszy kiwn�� g�ow� w kierunku trzech ha�a�liwych Mig�w, przemieszczaj�cych si� z jednego sklepu monopolowego do drugiego, i zwr�ci� si� do partnera: - Gdyby� mia� zamiar szarpa� si� za ka�dym razem, kiedy kto� na ciebie spojrzy, bracie, to szybko kt�ry� � tych Mig�w chcia�by si� przekona�, co zrobisz, gdy zaczn� si� naprawd� awanturowa�. Nowy sta�ysta dotkn�� og�uszacza. - A ja chcia�bym im to pokaza�. Starszy m�czyzna westchn�� i rozejrza� si� po korytarzu. - O rany. K�opoty. Jego partner o ma�o nie wyskoczy� z munduru. - Gdzie? Gdzie? Starszy m�czyzna pokaza� palcem. W stron� wej�cia do dzielnicy kierowa� si� Amos Sten. Drugi stra�nik zacz�� si� �mia� z niskiego Miga w �rednim wieku, gdy nagle zauwa�y� mi�nie jego karku. I rozmiar nadgarstka. I pi�ci jak m�oty. W tym momencie starszy ze stra�nik�w westchn�� z ulg� i opar� si� zn�w o �cian�. - Wszystko w porz�dku, ch�opcze. Ma ze sob� rodzin�. Kobieta o zm�czonej twarzy i dwoje dzieci zbli�a�o si� w�a�nie do Amosa. - Co u diab�a? - zdziwi� si� sta�ysta. - Ten karze�ek nie wygl�da mi zbyt gro�nie. - Nie znasz Amosa. Gdyby� zna�, narobi�by� w portki, zw�aszcza je�li mia�by ochot� na ma�� b�jk� dla poprawienia sobie humoru. Czw�rka Mig�w po kolei dotyka�a ma�ych bia�ych kwadrat�w na klawiaturze terminala i centralny komputer Vulcana zarejestrowa� przemieszczenie si� rodziny Sten�w do Dzielnicy. Gdy mijali stra�nik�w, starszy u�miechn�� si� i skin�� Amosowi g�ow�. Jego partner po prostu patrzy�. Amos zignorowa� ich i poprowadzi� rodzin� do wej�cia. - Mig lubi walczy�, co? To chyba nie jest to, co nazywamy zachowaniem aprobowanym przez Kompani�. - Synu, gdyby�my chcieli aresztowa� ka�dego Miga, kt�ry uszkodzi� innego w Dzielnicy, to zabrak�oby forsy na nadgodziny. - Mo�e powinni�my go troch� przywo�a� do porz�dku. - Wydaje ci si�, �e w�a�nie ty potrafisz to zrobi�? M�odszy stra�nik skin�� g�ow�. - Dlaczego nie? Przy�apa� go na czym� i przywali� zdrowo. Starszy m�czyzna u�miechn�� si� i dotkn�� d�ugiej sinej blizny na prawej r�ce. - Ju� kto� pr�bowa�. I to lepszy od ciebie. Ale mo�e si� myl�. Mo�e naprawd� w�a�nie ty umia�by� co� zrobi�. W ka�dym razie lepiej sobie zapami�taj: Amos nie jest zwyk�ym starym Migiem. - A co w nim takiego szczeg�lnego? Stra�nik poczu� si� nagle zm�czony nowym partnerem i ca�� t� dyskusj�. - Tam, sk�d on pochodzi, takich ch�opaczk�w jak ty zjadaj� na �niadanie. Ch�opak naje�y� si� i spojrza� spode �ba. Ale przypomnia� sobie, �e nawet nie licz�c brzucha, jego kolega jest wci�� lepszy o jakie� dwadzie�cia kilo i pi�tna�cie lat. Okr�ci� si� na pi�cie i spojrza� na starsz� pani�, kt�ra wytacza�a si� wesolutko z Dzielnicy. Popatrzy�a na niego, wyszczerzy�a dzi�s�a i upad�a mi�kko wprost pod nogi sta�ysty, na pod�og�. - Cholerne Migi! Amos wsun�� kart� w terminal i komputer automatycznie doda� godzin� do jego kontraktu. Czw�rka Sten�w wesz�a do holu. Amos rozejrza� si� dooko�a. - Nie widz� ch�opaka. - Karl m�wi�, �e ma dodatkow� prac� w szkole - przypomnia�a mu Fread, jego �ona. Amos wzruszy� ramionami. - Nie straci wiele. Facet, kt�ry pracuje ko�o mnie, by� tu wczoraj. M�wi�, �e pierwsze przedstawienie jest o jakim� Execu, kt�ry zakochuje si� w dziwce i zabiera j� do siebie, do Oka. Z teatru buchn�a muzyka. - No tato, chod�my ju�. Amos i jego rodzina weszli do sali. Sten pospiesznie uderza� w klawisze komputera, wreszcie wcisn�� "przesy�anie danych". Ekran b�ysn��, a potem poszarza�. Sten drgn��. Nie da rady sko�czy� na czas, by zd��y� na spotkanie z rodzin�. Wiekowa szkolna sie� komputerowa nie nad��a�a, gdy wielu student�w pracowa�o r�wnocze�nie. Sten rozejrza� si� po sali. Nikt na niego nie patrzy�. Wcisn�� "podstawowe funkcje", a potem szybko szereg klawiszy. Odnalaz� drog� do banku danych centralnego komputera. Oczywi�cie wbrew wszelkim szkolnym przepisom. Ale Sten, jak wielu innych siedemnastolatk�w, nie lubi� przejmowa� si� na zapas. Po przej�ciu �cie�ki dost�pu w�o�y� dyskietk� z zadaniem. I skrzywi� si� zobaczywszy, co ma zrobi�. To by�o techniczne �wiczenie z cyberobr�bki, wykonanie k�townika. To zawsze wymaga�o zrobienia spawu i zauwa�y�, �e sugerowana technika, przestarza�a nawet jak na szkolne warunki, wyznacza�a trzymikronowy szew. A potem u�miechn�� si�. Mia� przecie� dost�p do g��wnej bazy danych... Za pomoc� pi�ra �wietlnego narysowa� na ekranie dwie stalowe sztaby i wcisn�� "wykonanie programu - spawanie". Kilka szybkich ruch�w i gdzie� na Vulcanie dwie metalowe belki zosta�y po��czone. A mo�e to by�a tylko symulacja komputerowa. Sten ze zniecierpliwieniem czeka�, a� ekran komputera oczy�ci si�. W ko�cu monitor zaja�nia� i wy�wietli� komunikat, �e zadanie zosta�o prawid�owo wykonane. Sten by� wyko�czony. Jego palce przebieg�y po klawiaturze, odcinaj�c nielegaln� �cie�k� dost�pu, w��czaj�c si� z powrotem w szkoln� sie�, przesy�aj�c prawid�owo wykonane zadanie z pami�ci terminala i wy��czaj�c ko�c�wk�. Zerwa� si� z miejsca i pop�dzi� do drzwi. - Szczerze m�wi�c, panowie - powiedzia� Baron Thoresen - mniej troszcz� si� o to, �e programy R i D nie zgadzaj� si� z jakimi� wydumanymi regu�ami etycznymi Imperium, ni� o dobro naszej Kompanii. Zacz�o si� jak zwyczajne zebranie rady dyrektor�w Kompartii, tych sze�ciu istot, kt�re kontrolowa�y �ycie ponad miliona os�b. Wtedy stary Lester zada� pytanie w najbardziej odpowiednim momencie. Thoresen nagle wsta� i zacz�� kroczy� tam i z powrotem. Wielkie cielsko dyrektora przyci�ga�o uwag� zgromadzenia niemniej ni� grzmi�cy g�os i autorytatywno��. - Je�li to brzmi nie patriotycznie, to bardzo mi przykro. Jestem cz�owiekiem interesu, a nie dyplomat�. Jak niegdy� m�j dziad, wierz� tylko w nasz� Kompani�. Tylko jeden cz�owiek pozosta� niewzruszony. Lester. To stary z�odziej, pomy�la� Baron. Zarobi� ju� swoje, a wi�c mo�e sobie pozwoli� na etyczne skrupu�y. - Imponuj�ce - powiedzia� Lester. - Ale my, rada dyrektor�w, nie pytali�my o pa�sltie pogl�dy. Pytali�my o nak�ady na Projekt Bravo. Nie chcia� pan nam wyjawi�, o jaltiego rodzaju eksperymenty chodzi, ale znowu zwraca si� pan o przyznanie dodatkowych funduszy. A ja chcia�bym tylko wiedzie�, czy maj� one mo�e r�wnie� militarne znaczenie, poniewa� wtedy mogliby�my otrzyma� dotacje finansowe z jakiej� fundacji Imperium. Baron spojrza� na Lestera z namys�em, lecz bez strachu. To Thoresen, pomimo wszystko, rozdawa� karty. I wiedzia� dostatecznie du�o, by nie pozwoli� temu staremu chytremu zapa�nikowi na ostatnie s�owo. I dostatecznie du�o, aby nie pr�bowa� przydusza� go. Lester wiele prze�y� i nie ba� si�. - Doceniam pa�ski wk�ad. I pa�sk� trosk� o niezb�dne wydatki. Ale ten projekt jest zbyt wa�ny dla naszej przysz�o�ci, bym m�g� ryzykowa� jaki� przeciek. - Czy�bym wyczuwa� brak zaufania? - zapyta� Lester. - Nie w stosunku do pan�w. Nie b�d�my �mieszni. Ale gdyby konkurencja dowiedzia�a si� o celach Projektu Bravo, to nawet moje �cis�e powi�zania z Imperatorem nie powstrzyma�yby ich od kradzie�y i zrujnowania nas. - Nawet gdyby zaistnia�y jakie� przecieki - spr�bowa� drugi z cz�onk�w zarz�du - to zawsze mamy inne rozwi�zania. Mo�emy wp�ywa� na zaopatrzenie w AM2 - U�ywaj�c bliskich, osobistych powi�za� z Imperatorem, oczywi�cie - podsun�� mi�kko Lester. Baron u�miechn�� si� lekko. - Nawet ja nie mog� a� tak bardzo polega� na naszej przyja�ni. AM2 to energia, dzi�ki kt�rej prosperuje Imperator i Imperium. Nikt inny. Cisza. Nawet Lester nic nie powiedzia�. Duch Wiecznego Imperatora zako�czy� rozmow�. Baron rozejrza� si� dooko�a, po czym zacz�� m�wi� rozmy�lnie suchym, monotonnym g�osem: - Nie s�ysz�c wi�cej uwag, uwa�am spraw� zwi�kszonych funduszy za ustalon�. Przejdziemy teraz do prostszych zagadnie�. Uda�o nam si� zmniejszy� g��wne nak�ady na urz�dzenia portowe Vulcana o pe�ne pi�tna�cie procent. Wchodzi w to nie tylko wewn�trzne oprzyrz�dowanie miejsc cumowania, ale tak�e przedsprzeda� kontener�w. Jednak nadal nie jestem zadowolony. By�oby o wiele lepiej, gdyby... Amos otworzy� szeroko oczy, gdy przedstawienie si� sko�czy�o i zap�on�y �wiat�a. O ile m�g� si� zorientowa�, Exec i jego panienka po przeprowadzce do Oka przenie�li si� na kt�r�� z planet pionier�w i zostali zaatakowani przez jakie� zwierz�. Ziewn��. Nie przepada� za przedstawieniami, ale dobra drzemka przyda si� cz�owiekowi od czasu do czasu. Ahd tr�ci� go lekko. - W�a�nie to chcia�bym robi�, kiedy dorosn�. Zosta� Execem. Amos przeci�gn�� si� i wsta�. - A w�a�ciwie dlaczego, synu? - Bo oni maj� przygody i pieni�dze, i medale... i wszyscy moi przyjaciele te� chc� tacy by�. - Pozb�d� si� lepiej od razu takich mrzonek - sapn�a Freed. - Tacy jak my nie mieszaj� si� z Execami. Ch�opiec zwiesi� g�ow�. Amos poklepa� go po plecach. - To nie dlatego, �e nie jeste� wystarczaj�co dobry, synu. Do diab�a, ka�dy Sten jest wart tyle, co sze�ciu tych cho... - Amos! - Przepraszam. Ludzi. - Amos skrzywi� si� i doda�: - Do diab�a. Nazywanie Exec�w cholernymi nie jest przeklinaniem. To zwyk�e stwierdzenie faktu. Mimo wszystko, Ahd, oni nie s� bohaterami. Oni s� najgorsi. Mogliby zabi� cz�owieka dla wyr�wnania rachunku. A potem oszuka� jego rodzin� na pogrzebie. Gdyby� zosta� jednym z nich, to nie mogliby�my by� z ciebie dumni, ani ja, ani twoja matka, ani ty sam. I wtedy odezwa�a si� jego ma�a c�reczka. - Ja chc� by� panienk� do zabawy - stwierdzi�a. Amos zdusi� u�miech, gdy zobaczy�, �e Freed podskoczy�a na jakie� p�tora metra. Zdecydowa�, �e teraz jej kolej na "rodzicielsk� rozmow�". Ci�nienie ostatecznie rozerwa�o rurk�, i wydobywaj�cy si� gaz skierowa� j� wprost na dziur�, kt�r� przedtem przebi� w okrywie Dzielnicy. Pierwszy zmar� stary Mig, kt�ry opiera� si� o wewn�trzn� �cian� kopu�y, kilka centymetr�w od nagle powsta�ego otworu. Zanim zd��y� spostrzec fluor z�eraj�cy cia�o i ko�ci, ju� by� martwy. W kabinie kontrolnej kilku znudzonych Tech�w obserwowa�o sp�ukanego Miga, usi�uj�cego nam�wi� panienk� na zabaw� po zni�onej stawce. Jeden z Tech�w chcia� si� za�o�y�, ale nie znalaz� ch�tnych. Panienki nie daj� ja�mu�ny. Ci�nienie w ko�cu spad�o poni�ej poziomu bezpiecze�stwa i zapali�y si� �wiat�a alarmu. Nikt nawet nie drgn��. Za�amania i alarmy stanowi�y codzienne zjawisko na Vulcanie. G��wny Tech na wszelki wypadek podszed� do komputera. Nacisn�� kilka klawiszy, uciszaj�c syreny i wygaszaj�c �wiat�a alarmowe. - No, a teraz zobaczmy, co jest grane. Odpowied� �wawo wyp�yn�a na ekran. - Hm. To wygl�da nieprzyjemnie. Sp�jrz. Jego asystent rzuci� okiem przez rami�. - Jakie� chemikalia dostaj� si� do kopu�y. Spr�buj� zmniejszy� przeciek. Tech nacisn�� jeszcze par� klawiszy, domagaj�c si� wi�cej informacji z bazy danych. UTRATA POWIETRZA; OBECNO�� ZANIECZYSZCZENIA; POTENCJALNE ZAGRO�ENIE �YCIA; CZERWONY ALARM. G��wny Tech w ko�cu straci� sw�j olimpijski spok�j. - Cholerne Zaopatrzenie i ich cholerne rurki. Wydaje im si�, �e nie mamy nic innego do roboty ni� sprz�tanie po nich. Mam zamiar da� taki raport, �e wypali ka�dy w�os z ich �ysiny. - Prosz� pana? - Nie przeszkadzaj mi, kiedy si� w�ciekam! Czego chcesz? - Czy nie wydaje si� panu, �e to powinno zosta� naprawione? I to zaraz? - Taa. Za�o�� si�, �e po�owa z tych przekl�tych czujnik�w jest zepsuta albo kto� wyla� na nie piwo. Gdybym dostawa� jeden kredyt za ka�dym razem, gdy... Gdy szuka� przecieku, jego g�os �cich�. W ko�cu zmniejszy� zakres promienia, sprawdzaj�c rurk� po rurce. - O cholera. Musimy si� przebra�, �eby tam p�j��. To leci przez kopu�� tamtego laboratorium. O! Diagram zamar� na ekranie, w poprzek przebieg�y czerwone litery: KA�DY PRZYPADEK ZWI�ZANY Z PROIEKTEM BRAVO MUSI BY� ZG�OSZONY NATYCHMIAST DO THORESENA. Jego asystent zastanowi� si�: - Ale dlaczego to... - Zamilk�, bo zorientowa� si�, �e g��wny Tech nie s�ucha go. - Cholerni Execowie. Zmuszaj� ci�, �eby� uzgadnia� z nimi za ka�dym razem, kiedy masz co� zrobi�. Wystuka� informacj�, znalaz� kod Thoresena, wcisn�� "przesy�anie danych" i czeka�. Baron �ciska� r�ce ka�dego cz�onka rady opuszczaj�cego posiedzenie. Pyta� o zdrowie i o rodzin�. Wspomina� o kolacji. Albo komplementowa� s�uszno�� ich sugestii. Dop�ki nie przysz�a kolej na Lestera. - Doceniam pa�sk� obecno��, Lester, bardziej ni� pan sobie wyobra�a. Pa�ska m�dro�� ma wybitnie korzystny wp�yw na... - Bardzo sprytnie wymiga� si� Pan od odpowiedzi na moje pytanie, Thoresen. Sam bym tego lepiej nie zrobi�. - Ale� ja nie unika�em niczego. Ja tylko... - Oczywi�cie, pan tylko. Prosz� zachowa� pochlebstwa dla tych g�upc�w. I pan, i ja dobrze znamy nasze intencje. - Pochlebstwa? - Zapomnijmy o tym. - Lester ruszy� powoli, jednak przystan�� i odwr�ci� si�. - Oczywi�cie rozumie pan, �e to nie jest skierowane przeciwko panu, Thoresen. Jak pan, ja tak�e dbam tylko o interesy naszej Kompanii, tylko to jest wa�ne. Baron skin�� g�ow�. - Niczego innego nie oczekiwa�bym od pana. Thoresen patrzy� za wychodz�cym starcem. I stwierdzi�, �e stary z�odziej g�upieje albo... k�amie. C� mo�e by� wa�niejszego ni� w�adza? Kompania? Odwr�ci� si� do dyskretnego brz�czyka i nacisn��. Sze�� rzekomych ok�adek zabytkowych ksi��ek przesun�o si�, ukazuj�c dost�p do terminala. Niespiesznie zrobi� trzy kroki i dotkn�� przycisku. G��wny Tech pojawi� si� na wizji. - Mamy k�opot, sir. Tutaj, w Obszarze Wypoczynkowym Dwadzie�cia Sze��. Baron skin�� g�ow�. - Prosz� o raport. G��wny Tech wcisn�� klawisze, monitor rozb�ysn�� i szczeg�y przecieku w Dzielnicy zacz�y przesuwa� si� po ekranie. Baron natychmiast poj��, o co chodzi. Komputer przewidywa�, �e zab�jczy gaz wype�ni rejon kopu�y w ci�gu pi�tnastu minut. - Dlaczego to jeszcze nie zosta�o naprawione, Techniku? - Dlatego, �e ten cholerny komputer ci�gle piszczy "Projekt Bravo, Projekt Bravo" - warkn�� G��wny Tech. - Potrzebuj� tylko pa�skiego pozwolenia, i zaraz to b�dzie zrobione bez nara�ania kogokolwiek, ja to panu gwarantuj�. Baron pomy�la� chwil�. - Czy nie ma innego doj�cia do miejsca przecieku ni� przez laboratorium Projektu Bravo? Czy nie mo�na wys�a� po prostu kogo� w skafandrze kosmicznym na zewn�trz? - Nie ma mowy. Rurka jest tak poszarpana, �e b�dziemy musieli to od��czy� u �r�d�a. Tak, panie baronie. Wej�cie do tego laboratorium jest konieczne. - Nie mog� wam pom�c. G��wny Tech zamar�. - Ale... przeciek nie zatrzyma si� w Dwudziestym Sz�stym. Ten cholerny fluor zje wszystko opr�cz szklanych �cian. - A wi�c rozwal Dwudziesty Sz�sty. - Ale tam jest prawie tysi�c czterysta os�b! - S�ysza�e� rozkaz. G��wny Tech gapi� si� na Thoresena. Nagle skin�� g�ow� i wy��czy� si�. Baron westchn��. Zanotowa� sobie w pami�ci, �eby zleci� Kadrom zatrudnienie nowych robotnik�w. A potem przejrza� w my�lach ca�e wydarzenie, aby sprawdzi�, czy nie przegapi� niczego. Istnia�a jeszcze sprawa bezpiecze�stwa. G��wny Tech i oczywi�cie jego asystenci. M�g�by ich gdzie� przesun�� albo pro�ciej... Thoresen przesta� rozwa�a� t� spraw�. Na ekranie pojawi�o si� menu obiadu. Pogwizduj�c bezg�o�nie G��wny Tech powoli przy�o�y� palec do ekranu. Jego asystent kr�ci� si� obok. - Czy nie powinni�my... G��wny Tech popatrzy� na niego; ale nic nie powiedzia�. Odwr�ci� si� od terminala i szybko otworzy� czerwon� klawiatur� WPROWADZANIE DANYCH ALARMOWYCH. Sten popchn�� zawianego Techa i pospieszy� w g��b korytarza w kierunku wej�cia do Dzielnicy, szukaj�c swojej karty. M�ody stra�nik stan�� mu na drodze. - Widzia�em to, ch�opcze. - Co? - To, co zrobi�e� temu Techowi. Nie wiesz, jak si� odnosi� do lepszych od siebie? - O rany, prosz� pana, on sam si� po�lizgn��. Kto� musia� upu�ci� co� na chodnik. Wydaje mi si�, �e nie m�g� pan dobrze widzie�, co si� tam zdarzy�o. To do�� du�a odleg�o��, zw�aszcza dla starszego cz�owieka, prosz� pana. - Patrzy� na niego niewinnie. Stra�nik cofn�� r�k�, nabieraj�c rozmachu, ale partner z�apa� go za rami�. - Nie zawracaj sobie g�owy. To ch�opak Stena. - Ale mimo wszystko, powinni�my... och, spadaj, ma�y. Mo�esz wej��. - Dzi�kuj� panu. Sten podszed� do bramy i w�o�y� kart� do terminala. - Zachowuj si� tak dalej, a wiesz, co si� stanie? Sten czeka�. - Uciekniesz. Do Buntownik�w. I b�dziemy polowa� na ciebie. Wiesz, co si� dzieje, kiedy z�apiemy takiego szczura? Robimy mu pranie m�zgu. Stra�nik u�miechn�� si�. - I wtedy s� tacy milutcy. Czasami pozwalaj� nam pobawi� si� z ich dziewczynami... zanim si� ich pozb�d�. Nagle zarycza�a hydraulika i stalowe drzwi �luzy kopu�y zatrzasn�y wej�cie. Sten cofn�� si� schodz�c ni�ej. Spojrza� na stra�nik�w. Zacz�li co� m�wi�... a potem przenie�li wzrok na migaj�cy nad wej�ciem czerwony napis: WEJ�CIE ZAMKNI�TE... NIEBEZPIECZE�STWO... NIEBEZPIECZE�STWO... Powoli podni�s� si�. - Moi rodzice - powiedzia� Sten g�ucho. - Oni s� w �rodku! A potem wali� w pot�ne stalowe drzwi, dop�ki nie odci�gn�� go starszy stra�nik. �adunki wybuchowe wysadzi�y sze�� cz�ci kopu�y. Ciche trzaski zagubi�y si� w rycz�cym tajfunie uciekaj�cego w przestrze� kosmiczn� powietrza. Huragan zagarn�� zamieszkane sze�ciany Dzielnicy i znajduj�cych si� tam ludzi i rzuci� ich w czer�. A potem ten nag�y wicher zamar�. To, co pozosta�o z budynk�w, mebli i ca�ego wyposa�enia, dryfowa�o w zimnej po�wiacie odleg�ego s�o�ca. Razem z wysuszonymi, skurczonymi szcz�tkami tysi�ca trzystu osiemdziesi�ciu pi�ciu istot ludzkich. Wewn�trz pustej kopu�y, kt�ra by�a Dzielnic�, G��wny Tech patrzy� przez okienko kabiny kontrolnej. Jego asystent wsta� od swojego stanowiska, podszed� i po�o�y� mu r�k� na ramieniu. - Daj spok�j. To byli tylko Migowie. G��wny Tech odetchn�� g��boko. - Tak. Masz racj�. Oni nic nie znaczyli. nast�pny A. Cole & C. Bunch Sten . 2 . Wyobra� sobie Vulcan. �mietnisko, kr���ce w blasku i ciemno�ciach. Jego centrum to zbiorowisko walc�w, grzyb�w, rur i klock�w ustawionych ryzykownie przez zidiocia�e dziecko. Wyobra� sobie sztuczny �wiat Vulcana, wielomilionowe serce Kompanii. Mechaniczny �wiat sklep�w i fabryk. Rudowce Kompanii nieprzerwanie sp�ywa�y w kierunku Vulcana, wioz�c surowce. Czyszczono, przetwarzano, wykonywano wiele produkt�w, kt�re nast�pnie frachtowce Kompanii rozwozi�y do po�owy galaktyki. Dla Imperium, funkcjonuj�cego na zasadach przedsi�biorstwa handlowego, taki gigantyczny trust powi�zanych ze sob� przemys��w by� czym� najzupe�niej normalnym i od pocz�tku zaakceptowanym. Sze��set lat wcze�niej dziad Thoresena zosta� zach�cony przez Wiecznego Imperatora do budowy Vulcana. Owa zach�ta obejmowa�a tak�e specjalne tankowce klasy C zawieraj�ce Antymateri�2, �r�d�o energii, kt�re otworzy�o cz�owiekowi drog� w przestrze� kosmiczn�. Prace rozpocz�to od cylindra o wymiarach osiem na szesna�cie kilometr�w, stanowi�cego pomieszczenie dla system�w zarz�dzaj�cych i utrzymuj�cych przy �yciu nowy �wiat. Holowniki przeci�gn�y ten rdze� przez dystans dwudziestu lat �wietlnych i umiejscowi�y go w zamar�ym, ale bogatym w minera�y systemie. W pe�ni wyposa�one fabryki, wiele olbrzymich walc�w, zbudowano w cichych, odleg�ych systemach, a nast�pnie przy��czono do rdzenia. Wraz z nimi zainstalowano miriady system�w podtrzymywania �ycia, od pomieszcze� do upraw hydroponicznych po sprz�ty s�u��ce rekreacji. Ten zaprojektowany przez komputery �wiat robi� wra�enie: gro�ny, super wydajny kolos utworzony w celu najbardziej efektywnej eksploatacji robotnik�w i materia��w. Komputery nie stworzy�y tego �wiata dla ludzi. W miar� up�ywu lat cz�sto �atwiej by�o zamyka� fabryki, w kt�rych zamkni�to produkcj�, ni� je przebudowywa�. Inne, nowsze zak�ady, baraki i kopu�y pomocnicze by�y wciskane tam, gdzie zaistnia�a potrzeba. Skoro grawitacj� kontrolowa�y generatory McLeana, g�ra czy d� stanowi�y poj�cia umowne. Po up�ywie dwustu lat Vulcan zacz�� przypomina� metalow� rze�b�, kt�r� mo�na by nazwa� Odpadki Poszukuj�ce Spawacza. W ko�cu na szczycie zamontowano Oko - kwater� g��wn� Kompanii, przyczepion� do owego najpierwszego rdzenia. Szeroki na szesna�cie kilometr�w grzyb mia� w czasach Stena zaledwie dwie�cie lat, poniewa� dodano go po centralizacji Kompanii. Poni�ej Oka znajdowa� si� obszar �adowania cargo, zasadniczo zarezerwowany dla w�asnych statk�w Kompanii. Niezale�ne frachtowca cumowa�y w przestrzeni zewn�trznej i musia�y akceptowa� dodatkowe koszty zwi�zane z transportem �adunku i pasa�er�w przez promy kosmiczne Kompanii. Pod dokiem usytuowano pomieszczenia dla go�ci. By� to normalny, og�lnodost�pny port, z tym, �e ka�dy kredyt wydany przez kupca lub kogo� z jego za�ogi trafia� prosto na rachunek Kompanii. Kopu�y dla go�ci by�y najdalej na po�udnie wysuni�tym miejscem, gdzie mogli dociera� za�wiatowcy. Kompania w oczywisty spos�b nie �yczy�a sobie, aby ktokolwiek zajmowa� si� - czy nawet spotyka� - z jej robotnikami. Niejasne plotki o Vulcanie kr��y�y po ca�ej galaktyce. Nigdy jednak nie zawita�a tam Imperialna Komisja Praw Cz�owieka. Bo Vulcan produkowa�. Olbrzymi moloch przez wieki dostarcza� dok�adnie tego, czego potrzebowa�o Imperium. A s�u�ba bezpiecze�stwa Kompanii dba�a o wyciszenie spraw. Wieczny Imperator by� wdzi�czny. Tak wdzi�czny, �e nobilitowa� dziada Thoresena. I Kompania nadal pracowa�a. Ka�dy moloch b�dzie si� porusza� sam� si�� inercji, czy mowa o imperium perskim albo General Motors ze staro�ytno�ci, czy o rozlaz�ych Konglomeratach z mniej odleg�ej przesz�o�ci. Przez jaki� czas. Je�li nawet ktokolwiek w czasach Stena stwierdzi�, �e Kompania nie przodowa�a w �adnej technice, albo �e innowacje i wynalazki s� utr�cane przez departament kadr, to nikt nie przedstawi� tego problemu Baronowi. Gdyby nawet znalaz� si� kto� dostatecznie odwa�ny albo g�upi, aby tego dokona�, okaza�oby si� to zb�dne. Barona Thoresena bowiem od dawna prze�ladowa�a my�l, �e co�, co stworzy� jego dziad, z wolna kruszy�o si� na jego oczach. Obwinia� o to swego ojca, tch�rzliwego pieczeniarza, kt�ry pozwoli� biurokratom wzi�� g�r� nad in�ynierami. Ale nawet, gdyby trzeci Thoresen by� m�em opatrzno�ciowym, to i tak prawdopodobnie nie by�by w stanie kontrolowa� wielog�owej hydry, jak� stworzy� jego ojciec. M�ody Baron r�s� na cz�owieka odwa�nego i - zafascynowanego krwaw� walk� swego dziada, dos�ownie i w przeno�ni, ale bez jego wrodzonej uczciwo�ci. Kiedy ojciec Barona zagin�� gdzie� w przestrzeni i nikt go wi�cej nie widzia�, nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, �e m�ody cz�owiek mo�e stan�� na czele zarz�du Kompanii. Odt�d mia� tylko jeden cel: o�ywi� to, co rozpocz�� jego dziad. Ale nie przez przewr�cenie Kompanii do g�ry nogami i bitewki z konkurencj�. Thoresen pragn�� zrobi� o wiele wi�cej. Op�ta�a go idea mistrzowskiego ciosu kendo. Projekt Bravo. I teraz brakowa�o mu zaledwie kilku lat do zebrania plonu. Baronowi podlega�a rada oraz pomniejsi kierownicy, Execowie. �yj�c i mieszkaj�c jedynie w Oku, trzymani byli przy Kompanii nie tylko przez doskonale sformu�owane kontrakty czy wysokie p�ace, ale i przez najs�odsze ze wszystkich �wiadcze�: niemal nieograniczon� w�adz�. Execom podlegali Technicy, wysoko kwalifikowani i dobrze traktowani specjali�ci. Z nimi podpisywano kontrakty na okres od pi�ciu do dziesi�ciu lat. Kiedy kontrakt dobiega� ko�ca, ka�dy Tech m�g� powr�ci� do domu jako bogaty cz�pwiek, otworzy� w�asny interes oczywi�cie Kompania zatrzymywa�a wy��czne prawa do rozprowadzania wszelkich nowych produkt�w, kt�re m�g�by wytworzy� - albo przej�� na emerytur�. Dla Exec�w i Tech�w Vulcan bardzo przypomina� rodzaj przemys�owego nieba. Dla Mig�w to by�o piek�o. Znacz�cy jest fakt, �e zwyci�zca zorganizowanego przez Kompani� konkursu "Nazwij Nasz� Planet�", b�yskotliwy robotnik - Niewykwalifikowany eMigrant - u�y� pieni�dzy z nagrody, aby wykupi� sw�j kontrakt i bilet na podr� do miejsca tak oddalonego od Vulcana, jak tylko by�o to mo�liwe. Fellachowie, ch�opi, robole - zawsze b�d� istnie� w�druj�cy robotnicy gotowi do wykonywania paskudnej pracy. Ale tak, jak egipskiego fellacha zadziwi�by geniusz techniczny Joada, tak dwudziestowiecznego pracownika przy ta�mie monta�owej zaszokowa�by kto� taki jak Amos Sten. Dla Amosa jeden �wiat nigdy by nie wystarczy�. Robi�c, co konieczne dla pe�nego brzucha, kielicha od czasu do czasu i kupna biletu na inn� planet�, by� cz�owiekiem, kt�ry m�g� wszystko nastawi�, zmusi� do pracy przestarza�� �niwiark� albo dla fantazji zrzuci� ci� ze schod�w. A potem przenie�� si� gdzie indziej. Jego �on�, Freed, pochodz�c� ze spokojnego, rolniczego �wiata, cechowa�o to samo pragnienie, aby sprawdzi�, co mo�e da� nast�pna planeta. My�leli, �e w ko�cu znajd� �wiat dla siebie, w sam raz do ustatkowania si�. Taki, na kt�rym nie b�dzie zbyt wielu ludzi, i gdzie kobieta i m�czyzna nie musz� poci� si� na cudzy rachunek. Lecz ci�gle ka�de miejsce wydawa�o im si� lepsze ni� to, na kt�re w�a�nie patrzyli. A potem by� Vulcan. W ustach werbownika brzmia�o to idealnie. Dwadzie�cia pi�� tysi�cy kredyt�w rocznie dla niego. Plus niezliczone dodatki dla cz�owieka o jego zdolno�ciach. Nawet kontrakt na dziesi�� tysi�cy rocznie dla Freed. I mo�liwo�� pracy na najnowszych w galaktyce narz�dziach. I werbownik nie k�ama�. M�yn Amosa by� najbardziej skomplikowan� maszyn�, jak� kiedykolwiek widzia�. Wk�adano do niej trzy p�aty trzech r�nych metali. By�y mielone i elektronicznie ��czone. Dopuszczalna tolerancja dla tych wspornik�w - Amosowi zaj�o dziesi�� lat, aby dowiedzie� si�, co wytwarza - wynosi�a jedn� milionow� milimetra, plus minus jedna tysi�czna milionowej. I mia� stanowisko mistrza maszynowego. Ale wykonywa� tylko jedn� czynno��: �apa� wylatuj�ce z otworu na odpadki zu�yte cz�ci maszyny i wybrakowane produkty. Wszystko inne by�o zautomatyzowane, regulowane przez komputer oddalony o p� �wiata. Pensja tak�e nie by�a k�amstwem. Ale werbownik nie wspomnia� o tym, �e jeden komplet ubrania kosztuje sto kredyt�w, posi�ek z soi dziesi�� za porcj�, a czynsz za trzy pokoje w barakach wynosi tysi�c kredyt�w miesi�cznie. Data zako�czenia kontraktu oddala�a si� coraz bardziej, podczas gdy Amos i Freed usi�owali znale�� jak�� drog� odwrotu. A potem przysz�y dzieci. Nie planowane, ale chciane. Kompania zach�ca�a do posiadania potomstwa. Nast�pna generacja robotnik�w, bez konieczno�ci ponoszenia wydatk�w na rekrutacj� i transport. Amos i Freed walczyli z procesem warunkowania prowadzonym przez Kompani�. Ale trudno wyt�umaczy�, co znaczy otwarte niebo i spacer po nie znanych �cie�kach, komu�, kto wzrasta w�r�d zakrzywionych, szarych sklepie� i ruchomych chodnik�w. Freed, po d�ugotrwa�ej walce z Amosem, przed�u�y�a sw�j kontrakt o sze�� miesi�cy z powodu nabycia kinotapety na ca�� �cian�, przedstawiaj�cej �nie�ny krajobraz na jakiej� odleg�ej planecie. Prawie osiem miesi�cy przemin�o, zanim �nieg przesta� pada� na urokliwe skupisko domk�w, a drzwi, otwarte na powitanie powracaj�cego robotnika, przesta�y chwia� si� na wietrze. Tapeta by�a potrzebna Amosowi i Freed, ale nie Kartowi. Chocia� m�ody Sten nie mia� najmniejszego poj�cia, jak to jest, kiedy �yje si� bez mur�w odleg�ych o wyci�gni�cie r�ki, by� pewien, �e jedyny cel jego �ycia, niewa�ne za jak� cen�, stanowi wydostanie si� z Vulcana. nast�pny A. Cole & C. Bunch Sten . 3 . - Zapami�taj sobie, synu. Musisz patrze� na niego jak na nied�wiedzia. - Tato, a co to jest nied�wied�? - No wiesz. Taki, jakiego u�ywa Gwardia Imperialna do �wicze�. Widzia�e� jednego na filmie. - A, tak. Wygl�da jak Doradca. - No, mo�e troch�, tylko nieco bardziej ow�osiony i mniej nad�ty. Mimo wszystko, kiedy siedzisz w �wiczebnym wozie i patrzysz w d� na nied�wiedzia, to te� nie wygl�da tak gro�nie. Ale gdyby tak stan�� przed tob�... - Nie rozumiem. - Ten nied�wied�, to jak Vulcan. Gdyby� by� wysoko, w Oku, to wszystko wygl�da�oby zupe�nie dobrze. Ale kiedy jeste� Migiem, tu, w dole... Amos Sten kiwn�� g�ow� i nala� sobie nast�pny kufel narkopiwa. - Karl, musisz sobie zapami�ta�, aby nigdy, ale to nigdy nie da� si� z�apa� temu nied�wiedziowi. Tego Sten zd��y� si� ju� nauczy�. Dzi�ki Elmorowi. Elmor to by� stary Mig, mieszkaj�cy w samodzielnym mieszkaniu na ko�cu korytarza. Wi�kszo�� wolnego czasu sp�dza� na placu zabaw, opowiadaj�c dzieciom bajki. To by�y pi�kne opowie�ci, element tradycji, kt�r� ci przemys�owi wie�niacy przywie�li na Vulcana z tysi�cy �wiat�w, i kt�ra tu zrodzi�a ich podziemn� kultur�. Zbiory Ardmoru. Duchy statku z Capelli. Farmer, kt�ry zosta� kr�lem. I w�asne legendy Vulcana. O Buntowniku, kt�ry uratowa� Kompani�. Niesamowite, szeptane opowie�ci o kopu�ach magazyn�w i fabryk, w kt�rych od pokole� nie posta�a noga cz�owieka, ale wci�� co� �y�o i porusza�o si� wewn�trz. Ulubion� bajk� Stena by�a ta, kt�r� Elmor opowiada� najrzadziej - jak to kiedy�, pewnego dnia, wszystko si� zmieni. Przyb�dzie kto� z innego �wiata i powiedzie Mig�w w g�r�, do Oka. Nadejdzie dzie� porachunk�w i system obiegu powietrza wypluje krew Exec�w. Najlepsze by�o na ko�cu, kiedy Elmor m�wi� powoli, �e cz�owiek, kt�ry powiedzie Mig�w, te� b�dzie Migiem. Rodzice z korytarza nigdy nie zwracali uwagi na Elmora. Trzyma� dzieciaki z daleka od k�opot�w i byli mu za to wdzi�czni. Ka�dego Dnia Za�o�yciela przelewali na kart� Elmora co� w rodzaju prezentu. Nawet je�li zdawali sobie spraw�, jakiego rodzaju s� te opowie�ci, to i tak milczeli. Po prostu milczeli. Koniec by� wi�c nieunikniony. Kt�re� dziecko za du�o gada�o do niew�a�ciwej osoby. Takiej jak Doradca. Pewnego popo�udnia Elmor nie przyszed�. Wszyscy zastanawiali si�, co zasz�o. Potem temat zacz�� nudzi� i wszyscy zapomnieli. Ale nie Sten. Spotka� kiedy� Elmora w Dzielnicy. Wielki i niezgrabny cz�apa� powoli za maszyn� sprz�taj�c� ulic�. Zatrzyma� si� przy Stenie i spojrza� w d� na ch�opca. Usta Elmora otworzy�y si�, pr�bowa� co� powiedzie�. Lecz j�zyk tylko dr�a� bezsilnie, mowa brzmia�a jak niezrozumia�e pomruki. Maszyna za�wista�a, Ehnor pos�usznie obr�ci� si� i poszed� za ni�. Stenowi przez g�ow� przelecia�a jedna my�l: pranie m�zgu. Powiedzia� ojcu o tym, co widzia�. Amos skrzywi� si�. - To jest tajemnica, kt�r� musisz pozna�, synu. Naucz si� by� od nich sprytniejszy. Naucz si� zygzakowa�. - I co ja ci m�wi�em o zygzakowaniu, synu? - Nie mog�em, tato. By�o ich czterech, i ka�dy wi�kszy ode mnie. - To �le, ch�opcze. Ale w �yciu napotkasz jeszcze wiele wi�kszych od ciebie rzeczy. Jak masz zamiar da� sobie z tym rad�? Sten namy�la� si� przez chwil�. - Nie wygl�daj� tak strasznie, kiedy patrzy si� na nich od ty�u, prawda, tato? - Co za paskudna my�l, Karl. Paskudna. Zw�aszcza �e prawdziwa. Sten wsta�. - Dok�d idziesz? - Ja... chcia�em i�� si� bawi�. - Nie. Niech najpierw zniknie ten siniak pod okiem. I niech ludzie zapomn�. Dwa tygodnie p�niej jeden z tych czterech ch�opc�w wspina� si� po linie podczas �wicze�. Lina p�k�a. Spad� z wysoko�ci sze�ciu metr�w na stalow� pod�og�. Trzy dni p�niej dw�ch innych buszowa�o po nie wyko�czonym korytarzu. Pewnie mieli po prostu pecha, bo stali pod �cian�, kt�rej wsporniki nie wytrzyma�y. Kiedy wypuszczono ju� ch�opc�w ze szpitala, Doradca udzieli� ich rodzicom nagany. Przyw�dca atakuj�cych Stena tak�e nie mia� szcz�cia. Wraca� do domu p�nym wieczorem i kto� pobi� go do nieprzytomno�ci. W wyniku przeprowadzonego �ledztwa Doradca stwierdzi�, �e sprawc� prawdopodobnie by� Buntownik, cz�onek jednego z m�odzie�owych gang�w buszuj�cych po opuszczonych sektorach Vulcana, taki typ o jeden krok od prania m�zgu. Wyja�nienia Doradcy przyj�to do wiadomo�ci. Stena ju� zawsze pozostawiano w spokoju. - Karl, chcia�bym chwil� z tob� porozmawia�. - Tak, tato? - Ja i inni byli�my na spotkaniu z Doradc�. - Och. - Zastanawiasz si� pewno, czego chcia�. - Tak. No tak. Jasne, �e o tym my�l�. - I nie masz najmniejszego poj�cia, o co chodzi? - Nie, tato. - Tak w�a�nie my�la�em. Zdaje si�, �e jaki� m�ody Mig wynalaz� co�. Jaki� rodzaj rozpylacza. Nie wiesz mo�e czego� na ten temat, ch�opcze? - Nie, tato. - No pewno. Ten rozpylacz �mierdzi jak... no, tak jak wtedy, kiedy zbiornik �ciek�w wyla� si� na Korytarz Tysi�c Osiemset Czterdziesty Pi�ty. Pami�tasz to? - Tak, tato. - Co� cicho jeste�my dzisiaj, synku, co? Id�my dalej. A wi�c kto� poszed� i spryska� tym Doradc� i czterech z jego pomocnik�w. Spryska� ich portki, kiedy usiedli. Skrywasz u�miech, czy mi si� tylko tak wydaje? - Nie, tato. - Tak my�la�em. Doradca za��da�, by rodzice przeprowadzili dochodzenie, po czym oddali tak aspo�eczne dziecko w r�ce sprawiedliwo�ci. - Co masz zamiar zrobi�, tato? - Ju� zrobi�em. Poszed�em do biblioteki. Twoja mama rozmawia�a z bibliotekarzem, a ja przejrza�em fiszki, �eby sprawdzi�, kto ostatnio czyta� podr�czniki do chemii. - O. - Tak. O. Niestety, wyszed�em i zapomnia�em odda� te fiszki. Sten siedzia� cicho jak mysz pod miot��. - M�j ojciec powiedzia� mi kiedy�, �e zanim zaczn� kogo� podpala�, powinienem najpierw sprawdzi�, czy co najmniej sze�ciu innych ludzi nie ma pochodni w swojej skrzynce z narz�dziami. Czy rozumiesz, o czym m�wi�? - Tak, tato. - Tak te� mi si� zdawa�o. Jednym z najlepszych wydarze� by�o to, o kt�rym Sten zawsze my�la� jako o Czasie Jaszczura. Jaszczury, wyj�tkowo obrzydliwe ma�e drapie�niki, zosta�y odkryte przez statki zwiadowcze Kompanii na jakim� piekielnym �wiecie. Nikt nie wiedzia�, dlaczego za�oga wracaj�c przywioz�a kilka okaz�w tych psychopatycznych ma�ych gad�w. Ale przywioz�a. Maj�c zaledwie dwadzie�cia centymetr�w wysoko�ci, Jaszczury przejawia�y ch�� zatopienia swoich szcz�k i pazur�w w cia�ach przeciwnik�w nawet sto razy wi�kszych. Jeden z nauczycieli Stena, pochodz�cy z Primy, powiedzia�, �e Jaszczury wygl�daj� jak ma�e tyranozaury. Chocia� prawie wszystkiego nienawidzi�y tak samo, to szczeg�ln� niech�� �ywi�y do osobnik�w w�asnego gatunku. Z wyj�tkiem kr�tkiego okresu godowego nic nie sprawia�o im wi�kszej przyjemno�ci ni� rozszarpanie na sztuki innego Jaszczura. To w�a�nie czyni�o je idealnymi zwierz�tami do walk na arenie. Amos w�a�nie otrzyma� od Kompanii nagrod� za odkrycie tego, �e jego obrabiarka mo�e pracowa� dodatkowo tysi�c godzin pomi�dzy konserwacjami, je�li wylot rury wydechowej zostanie odsuni�ty od wlotu powietrza do uk�adu ch�odzenia komputera. Z wielk� pomp� skr�cili mu kontrakt o rok. Amos, zawsze pierwszy do hazardu, u�y� tego rocznego kredytu do zakupienia Jaszczura. Sten z pocz�tku nienawidzi� gada, zw�aszcza �e b�yskawiczne k�apni�cie szcz�k omal nie pozbawi�o go ma�ego palca. Amos wyja�ni� mu: - Ja te� nie przepadam za tym �ar�okiem. Nie lubi� tego, jak wygl�da, jak �mierdzi i jak �re. Ale to b�dzie nasz bilet na wyjazd z Vulcana. Argumenty by�y przekonuj�ce. Amos planowa� wystawia� jaszczura w kr�tkich walkach i zak�ada� si� o ma�e sumy. - Wygrywamy ma�o, miesi�czny kontrakt tu, tygodniowy tam. Ale wcze�niej czy p�niej wygramy do��, aby st�d prysn��. Nawet matka Stena da�a si� przekona�, �e co� b�dzie z tego najnowszego marzenia Amosa. A pi�tnastoletni w�wczas Sten z ca�ej duszy pragn�� wydosta� si� z Vulcana, pragn�� tego bardziej, ni� czegokolwiek innego. Wi�c karmi� troskliwie Jaszczura, powstrzymywa� md�o�ci znosz�c obrzydliwy smr�d, i usi�owa� nie krzycze� zbyt g�o�no, gdy po karmieniu sp�ni� si� z cofni�ciem r�ki z klatki. I przez jaki� czas zdawa�o si�, �e wielki plan Amosa dzia�a. A� do tej nocy, kiedy Doradca pojawi� si� na walkach prowadzonych w nie u�ywanym korytarzu par� przecznic dalej. Id�cy za Amosem Sten ni�s� klatk� z Jaszczurem na aren�. Doradca dostrzeg� ich poprzez ring i pospieszy� na spotkanie. - No c�, Amos - powiedzia� serdecznie - nie wiedzia�em, �e puszczasz Jaszczura do walki. Amos ostro�nie skin�� g�ow�. Doradca zlustrowa� popiskuj�c� pod ramieniem Stena besti�. - Chyba masz niez�ego zwierzaka, Amos. Co by� powiedzia� na to, �eby wystawi� go przeciwko mojemu w pierwszej rundzie? Sten spojrza� przez ring i zobaczy� opas�ego, wielkiego Jaszczura, kt�rego ni�s� jeden z pomagier�w Doradcy. Powiedzia�: - Tato, nie mo�emy. To jest... Doradca zerkn�� na Stena krzywym okiem. - Pozwalasz ch�opakowi decydowa� za siebie, Amos? Amos pokr�ci� g�ow�. - No tak. Poka�my im, �e jeste�my najlepszymi i najuczciwszymi ze sportowc�w. Poka�my innym korytarzom, �e jeste�my znudzeni ich rozlaz�ymi gadami, i wolimy wystawi� nasze. Zgoda? Czeka�. Amos wzi�� kilka g��bokich oddech�w. - Wydaje mi si�, �e nie zdecydowa� pan jeszcze, kto przejdzie do wytwarzania drut�w, czy� nie? Doradca u�miechn�� si�. - No w�a�nie. Nawet Sten wiedzia�, �e noszenie d�ugich na kilometry pr�t�w z rozpalonego do bia�o�ci metalu by�o najbardziej niebezpiecznym zadaniem na zmianie Amosa. - My, ja i m�j ch�opak, b�dziemy dumni, �e nasz Jaszczur walczy z pa�skim Jaszczurem, panie Doradco. - To �wietnie - powiedzia� Doradca. - Dajmy naprawd� �wietne widowisko. Pospieszy� z powrotem dooko�a areny. - Tato - spr�bowa� Sten - jego Jaszczur jest dwa razy wi�kszy od naszego. Nie mamy �adnej szansy. Amos kiwn�� g�ow�. - Tak w�a�nie to wygl�da. Ale pami�tasz, jak ci m�wi�em, �eby nie robi� tego, czego si� inni po tobie spodziewaj�? We� moj� kart�. Le� do automatu z soj� i kup tyle, ile zdo�asz zmie�ci� pod ubraniem. Sten porwa� kart� ojca i przecisn�� si� przez t�um. Doradca by� zbyt zaj�ty chwaleniem si�, co mo�e zrobi� jego bestia, aby zauwa�y�, �e Sten wk�ada pasma surowej soi do klatki wielkiego Jaszczura. Po kr�tkiej chwili wrzask�w, k��tni i przyjmowania ostatnich zak�ad�w klatki z Jaszczurami zosta�y wniesione na ring, ustawione i szybko otwarte. Zwierzak Doradcy, ob�arty do rozpuku, wytoczy� si� z klatki, ziewn�� i zwin�� do snu. Zanim zd��y� si� obudzi�, Jaszczur Amosa ju� go strawi� w po�owie. Dooko�a areny zaleg�a �miertelna cisza. Amos spogl�da� tak niewinnie, jak tylko potrafi�. - Tak, prosz� pana. Mia� pan racj�. Pokazali�my im, �e jeste�my najlepszymi sportowcami, prawda, prosz� pana? Doradca nic nie odpowiedzia�. Po prostu odwr�ci� si� i zacz�� przepycha� si� przez t�um. Po tym wszystkim Amos nie zdo�a� ju� wystawi� swojego Jaszczura do �adnej walki na �adnych warunkach. Nikt nie �a�owa�, kiedy Jaszczur zdech� - tak jak i wszystkie inne - po miesi�cu czy dw�ch. Kto� powiedzia�, �e to z powodu braku niezb�dnych sk�adnik�w diety. Do tego czasu Amos zaj�� si� ju� obmy�laniem nast�pnego planu wydostania siebie i rodziny z Vulcana. Nadal planowa�, gdy Thoresen wysadzi� Dzielnic� w powietrze. nast�pny A. Cole & C. Bunch Sten . 4 . S�owa Barona kr��y�y i odbija�y si� echem pod wysok� kopu��. Sten chwyta� tylko niekt�re zwroty: - Odwa�ne dusze... pionierzy Vulcana... zmarli dla dobra Kompanii... nie zapomnimy ich imion... trzydzie�ci milion�w naszych obywateli zawsze b�dzie pami�ta�... Sten nadal czu� odr�twienie. Jaki� wracaj�cy z pracy cz�owiek, patrz�c spode �ba, torowa� sobie drog� poprzez t�um oko�o pi��dziesi�ciu Mig�w - �a�obnik�w, zanim zorientowa� si�, o co chodzi. Przybra�, jak mu si� zdawa�o, smutny wyraz twarzy i spu�ci� wzrok. Sten nic nie zauwa�y�. Patrzy� w g�r�, na wielokrotnie powi�kszony obraz Barona wy�wietlany na suficie. Thoresen sta� w swoim ogrodzie, w powiewaj�cej szacie, jak� Execowie zawsze wk�adali z okazji uroczysto�ci. Baron bardzo starannie dobra� str�j na ceremoni� pogrzebow�. My�la�, �e na Migach ta jego troska zrobi du�e wra�enie. Dla Stena Baron by� co najwy�ej powi�kszon�, bardziej ob�udn� wersj� Doradcy. Sten przez pierwszy tydzie� pozostawa� w stanie szoku. Nadal mocno odczuwa� strat�, jak cz�owiek po amputacji, kt�rego boli noga, cho� dawno j� odci�to. Ukry� si� w mieszkaniu. Kiedy trzaska�a klapa podajnika, podchodzi� i zjada� co� z tacy. By� nawet wdzi�czny Kompanii za to, �e zostawi�a go w spokoju. Dopiero w wiele lat p�niej zorientowa� si�, �e Kompania po prostu post�powa�a zgodnie z instrukcj�: "Wypadki Przemys�owe (�miertelne). Traktowanie Krewnych". Poczynaj�c od wyraz�w sympatii od zwierzchnik�w Amosa i Freed oraz nauczycieli dzieci a� do dodatkowych kredyt�w na zakupy w najbli�szym centrum rekreacyjnym, proces wyciszania �alu osieroconych by� doskonale skalkulowany. Zw�aszcza izolacja - ostatni� rzecz�, kt�rej chcia�aby Kompania, to rozpaczaj�cy krewni przemierzaj�cy korytarze i przypominaj�cy ludziom, jak cienki jest margines oddzielaj�cy �ycie od �mierci na tym sztucznym, obliczonym na zysk �wiecie. Wznios�e s�owa Barona nagle sta�y si� w uszach Stena tylko ha�asem. Odwr�ci� si�. Kto� pojawi� si� obok niego. Sten spojrza� i zamar�. To by� Doradca. - Wzruszaj�ca ceremonia - powiedzia�. - Doprawdy niezwykle wzruszaj�ca. Skierowa� Stena w stron� najbli�szego baru i posadzi� na krze�le. W�o�y� swoj� kart� do terminala i wcisn�� guzik. Podajnik wyplu� dwa drinki. Doradca wzi�� �yk p�ynu i obraca� w ustach. Sten po prostu patrzy� na