3482

Szczegóły
Tytuł 3482
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3482 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3482 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3482 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dawid Brykalski Opowie�ci M�cis�awowyc h EPIZOD VI Dedykowany z nale�yt� galanteri� i szacunkiem Magdalenie Kowalczyk O tym, jak M�cis�aw po raz pierwszy co� sobie z�ama� A by�o to tak: zmierzcha�o, powoli bo powoli, ale robi�o si� coraz szarzej i szarzej. Nie przeszkadza�o to ani gromadnie przyby�ej t�uszczy, ani walcz�cym. Zwyci�a� jak zwykle M�cis�aw. Zaczyna�o go to ju� serdecznie nudzi�, ale podpisa� kontrakt i honor nie pozwala� zerwa� umowy przed terminem. W�a�nie wymkn�� si� spod rzuconej sieci. Odbi� p�azem celuj�cy w jego twarz tr�jz�b i nag�ym wyrzutem ramienia wrazi� ostrze w pier� przeciwnika. Zakrwawiony czubek miecza efektownie wyszed� z plec�w konaj�cego. Brawa jakie zebra� by�y M�cis�awowi zupe�nie oboj�tne. Piszcz�cych panienek skrycie nienawidzi�. �al mu by�o wy��cznie ludzi, kt�rych musia� zabija�. Przebywaj�c wsp�lnie na kwaterach polubi� niekt�rych. Podczas co tygodniowych spektakli nie by�o jednak miejsca na sentymenty. Przyja�ni wszak w pracy nie ma. Nagrod� zabiera� ten, kt�ry pozostawa� przy �yciu. Gladiatorzy zawierali przymierze tylko wtedy, gdy musieli walczy� ze zwierz�tami. Pewno, przyjemniej by by�o pogalopowa� na ukochanym rumaku po leppardowskich ��kach. Gdzie tam! Wpierw obowi�zki. Trzeba zako�czy� dzisiejsze przedstawienie. Szcz�ciem pozosta� jeszcze jeden przeciwnik. �w dobija� w�a�nie jakiego� nieszcz�nika. S�dz�c po precyzji z jak� to czyni� m�g� by� gro�ny. Dla ka�dego z wyj�tkiem M�cis�awa. On obawia� si� wy��cznie nudy, bezczynno�ci i gnu�no�ci. Uprzejmie czeka�, a� tamten sko�czy. S�o�ce tymczasem po raz ostatni odbi�o si� w ostrzu topora i z godno�ci� schowa�o oblicze za horyzontem. Top�r (chocia� lepsze by�oby okre�lenie wielka siekiera) opad� r�wnie� ostatni raz i na polu walki pozosta�o dw�ch przeciwnik�w: M�cis�aw i Tendrugi. Z regu�y takie historie ko�cz� si� �mierci� tego ostatniego. Wiedzieli o tym i gapie, i heros. Tegodrugiego nikt o zdanie nie pyta�. Jego obowi�zkiem by�o zgin��. M�g� co najwy�ej urozmaici� troch� przebieg walki. Dla przyk�adu, porwa� kogo�, drasn�� M�cis�awa, albo zrani� jakiego� nieostro�nego kibica. Takie chwyty polepszaj� dramaturgi� i dodaj� pikanterii. Nie dojdzie si� czy w z�� minut� pomy�lane, czy te� antagonista M�cis�awa samodzielnie wpad� na ten pomys�. Faktem jest, �e obrzuci� bohatera jednym, nawet nie przelotnym spojrzeniem, wykona� w ty� zwrot i ruszy� w stron� barierki. Nie na darmo mawiano, �e s�awa imienia M�cis�awa wyprzedza jego samego. Heroj ani my�la� goni� za uciekaj�cym. Przecie� i tak ��dny krwi t�um nie wypu�ci go z areny. Gladiator okaza� si� jednak chytrzejszy ni� przypuszczano. Dobiegn�wszy do ludzi nie wda� si� z nimi w bezcelow� szarpanin�, od razu wyci�gn�� upatrzon� wcze�niej ofiar�. By�a to - jak�e mog�o by� inaczej - urodziwa dziewoja. Nie opiera�a si� specjalnie, a krzycze� o pomoc krzycza�a tyle, ile trzeba. Ka�dej kobiecie musi by� mi�e gra� rol� ratowanej od zb�ja dziewicy. A gdy jeszcze taki charakterny rycerz ma z opresji wyci�ga�, to ju� sama przyjemno��. M�cis�aw zmru�y� oczy, ocenia�. Nie, nie wyrwany spo�r�d t�uszczy towar, cho� sylwetka i twarz dziewczyny wyda�y mu si� znajome. Przypatrywa� si� wsp�zawodnikowi i rozwa�a� czy wi�cej w nim g�upoty czy bezczelno�ci. Trzymaj�cy pod ostrzem dziewczyn� wojak wrzasn�� co�, �e si� klnie i jeszcze o �mierci niewinnej. Na koniec doda�, �eby rzuci� bro�. Zabrzmia�o na tyle niezrozumiale, dzi�ki czemu gro�nie, �e gapie przestali komentowa�. Uciszyli si�, co im si� zdarza�o stosunkowo rzadko. Zebranych dobieg� cichutki szloch porwanej. Biedaczka, musia�a dobrze wczu� si� w rol�. M�ne serce M�cis�awa po raz pierwszy - jak si� oka�e nie ostatni! - wykona�o niekontrolowany skok w okolice gard�a, po czym powr�ci�o do normalnego pompowania b��kitno-karminowej szlacheckiej krwi. Na ratowaniu dziewic z �ap r�nego autoramentu plugawc�w zna� si� M�cis�aw jak ma�o kto. Odrzuci� precz tarcz�, miecz i n�. �eby okaza� pogard� dla �mierci zdj�� te� rogaty he�m i wdepta� go w piasek. Na widok jego przystojnego lica kilkana�cie stoj�cych najbli�ej nastoletnich fanek zemdla�o. Pozosta�e zacz�y histerycznie wrzeszcze�. Przeciwnik dostrzeg� swoj� szans�. Porzuci� nadal �kaj�c� dziewczyn� (waleczne serce M�cis�awa ponownie zgubi�o normalny rytm pracy) i natar� na ulubienica �e�skiej cz�ci publiczno�ci. Mimo, �e atakowa� jak rozjuszony byk, i mimo �e by� uzbrojony w siekier� i n�, nie mia� zbyt du�ych szans. Lecz nikt nie by� �askaw go o tym uprzedzi�. S�awny bohater uchyla� si� przed spadaj�cymi jak grad ciosami. Skuli� si� pod ci�ciem w g�ow�. Wyczeka� drugie zadane w nogi i postanowi� zako�czy� t� niesprawiedliw� walk�. Tu� przed tym, nim ostrze si�gn�o by kolan skoczy�. Efektownym wyskokiem przesadzi� przeciwnika i znalaz�szy si� za jego plecami chwyci� go w nelsona. T�um westchn�� jednym zgodnym "ach". Kilka panien, kt�re nie zd��y�y zrobi� tego wcze�niej, zas�ab�o z wra�enia. Niedosz�y porywacz t�amszony i duszony rykn�� w�ciekliwie. Pr�ba dziabni�cia M�cis�awa w krocze spe�z�a na niczym. Czarodziej Fryderyk postanowi� tego nie komentowa�, bo tymczasem obaj zwarci m�e zacz�li sapa� z wysi�ku. Poczerwienieli na twarzach, zala�y ich �sme poty, �y�y nabrzmia�y na karkach. Nieugi�ty M�cis�aw naciska� z ca�ych si�, a Tendrugi stara� si� nie poddawa�. Trzymany w stalowym chwycie ju� wcze�niej odrzuci� zb�dny or�. Z�apa� m�cis�awowe rami� i stara� si� je odgi�� od swojej szyi. Wysi�ek zna� by�o po zaci�ni�tych z�bach i wy�a��cych z orbit oczu. Po pewnym czasie znudzeni monotoni� wie�niacy zacz�li wznosi� nieprzyzwoite okrzyki, a co �mielsi rzuca� pomidorami. Zapomniana chwilowo dziewczyna otar�a �zy, by m�c przygl�da� si� walce. Dla przyzwoito�ci od czasu do czasu poci�ga�a nosem. Kmiecie poganiali ich coraz natarczywiej, nie chcieli wraca� po ciemku do dom�w. I sta�o si�. Co� chrupn�o, trzas�o niczym �ami�ca si� ga���. G�owa gn�biciela dziewic zawis�a bezw�adnie. M�cis�aw wzni�s� r�ce w zwyci�skim ge�cie. Nie by�o potrzeby dobija� przeciwnika. Z�amany kark, kt�ry to ju� z kolei?, zako�czy� dzie� pracy. Ludziska byli mu wdzi�czni, usatysfakcjonowani mogli sobie p�j��. T�oczyli si� przy bramach, a co bardziej niepokorni wdawali si� w przepychanki ze stra�� miejsk�. W tym rozgardiaszu nikt nie zwr�ci� uwagi, �e lewa r�ka herosa by�a zgi�ta pod k�tem, m�wi� ogl�dnie, niezbyt naturalnym. M�cis�aw pozwoli� sobie nie zwr�ci� uwagi na b�l promieniuj�cy z przedramienia, ale �eby go sobie jako� zrekompensowa� kopn�� cia�o pokonanego. Nie drgn�o nawet, znaczy si� b�dzie premia. Czeka� go jeszcze jeden obowi�zek; musia� zaj�� si� pokrzywdzonymi i uci�nionymi. Zbli�y� si� do nadal kl�cz�cej w piachu dziewoi. Je�li nawet odczuwa�a co� na kszta�t wdzi�czno�ci pomieszanej z podziwem, nie by�a skora do rzucania si� wybawcy na szyj�. Pomocnicy - kr�pe gobliny - zbierali z areny cia�a pokonanych. Kt�ry� podbieg� do M�cis�awa i spyta� czy nie jest czasem ranny. Zby� go machni�ciem r�ki i skrzywi� si� z b�lu. Nie interesowa� go nikt opr�cz stoj�cej przed nim uroczej os�bki. "Nawet nie wiem jak masz na imi�". Ni to spyta�, ni stwierdzi�. Nigdy si� nie opanowa� trudnej sztuki rozmawiania z pi�knymi kobietami. Migdalina - bo takie imi� nosi�a wybawiona, nale�a�a do os�b spostrzegawczych. Obdarzaj�c bohatera u�miechem, od kt�rego ka�dy prawdziwy m�czyzna mi�k� nie tylko w kolanach, stwierdzi�a, �e ko�� przedramienia jest z�amana, i �e natychmiast trzeba i�� do cyrulika. Heros da� si� prowadzi� za zdrow� r�k�, niby ma�e dziecko. Tak to ju� bywa z facetami, kt�rzy kombinuj� jak zajrze� g��biej w i tak bardzo �mia�y dekolt. Nie by�a g�upi� blondynk�, kt�ra dba tylko o siebie i oto by wci�� j� podziwiano. Kolor w�os�w mia�a w zwyczaju zmienia� r�wnie cz�sto co bielizn�, wi�c naturalny odcie� jakby nie istnia�. Nie m�ody ju� znachor, do kt�rego zak�adu zabra�a upolowanego wojownika cierpliwie wys�ucha� wyja�nie� Migdaliny. Nast�pnie spyta� z odrobin� ironii "doprawdy?" i zaj�� si� m�cis�awow� kontuzj�. Sprawnie z�o�y� ko��, posmarowa� aromatyczn� ma�ci�, za�o�y� zgrabne �upki i ca�o�� zawin�� w czysty banda�. Gdy podawa� cen� us�ugi doda�, mrugaj�c porozumiewawczo, �e do wesela si� zagoi. Nie ca�kiem sprawny M�cis�aw nie by�by sob� gdyby si� leni�. Na drugi dzie�, jak i we wszystkie poprzednie, pojecha� na swym wiernym jednoro�cu - Czes�awie - do roboty. Ubijanie wsp�pracownik�w sz�o mu troch� oporniej, ale wzbudza�o dzi�ki temu wi�ksze emocje. Szefowi, mimo pocz�tkowych zastrze�e� te� si� podoba�o. Najbardziej wzrastaj�ce wp�ywy do kasy. R�wnocze�nie, jako� tak si� sk�ada�o, �e coraz cz�ciej w pobli�u M�cis�awa pojawia�a si� Migdalina. On sam, chocia� nie potrafi� ukry� zak�opotania te� od niej nie stroni�. Z racji wykonywanego zawodu gladiatorzy lubi� si� dobrze zabawi�. Chc� jak najprzyjemniej sp�dzi�, by� mo�e ostatnie, godziny �ycia. Nikt nie wie, kiedy przyjdzie mu zgina�, tym bardziej oni. Z tego powodu urz�dzali imprezy, przy kt�rych starorzymskie orgie by�y zaledwie dzieci�cymi harcami. Szalona muzyka, ta�ce, dzikie wrzaski, hulanki, nieprzyzwoite �piewy i swawola. Do bia�ego rana, do utraty si�. Do zatracenia si� i zapomnienia cho� na chwil�, �e rano czeka ich morderczy trening, a wieczorem mo�e przyjdzie gry�� piach. W tych szale�stwach prym wiod�a coraz bardziej maj�ca si� ku sobie para; M�cis�aw i Migdalina. I cho� pozostali nie byli gorsi w wymy�laniu nowych form rozpusty, plotkom nie by�o ko�ca. Niekt�re pokrywa�y si� z faktami, inne, jak przysta�o pog�oskom nie mia�y w sobie ani krzty prawdy. Jednej nocy dosz�o nawet do tego, �e pewien kot �apa� nie swoje nogi i nikt nie zrozumia� o co chodzi. Wierno�� i przyja�� Czes�awa zosta�y wystawione na ci�k� pr�b�. Zaniedbywany cierpliwie wypatrywa� swego pana. Tych porannych powrot�w musia� te� i za M�cis�awa si� wstydzi�. Wcze�niej czy p�niej musia�o do tego doj��. Nie dojdzie si� teraz ju� kto pierwszy zaproponowa� wsp�lny wyjazd. M�cis�aw znu�ony miejskim �yciem, od dawna nosi� si� z zamiarem wypadu w jak�� dzicz. Prawdziwych motyw�w Migdaliny, jak ka�dej kobiety, nie spos�b rozwik�a�. Obojgu brakowa�o jedynie przekonywuj�cego powodu, by wyrwa� si� z sieci kr�puj�cych konwenans�w. Gdy kto�, nieopatrznie w obecno�ci i trze�wo�ci M�cis�awa, opowiedzia� o grasuj�cym w pobliskich g�rach nied�wiedziu-ludojadzie klamka zapad�a . Pomi�dzy kolejnym zapewnieniem, �e lubi dogadza� m�skim �o��dkom oraz ostrze�eniem, �e potrafi by� nachalna, Migdalina spyta�a czy mo�e jecha� z herosem. Od razu si� zgodzi�. Pochopne decyzje le�a�y w jego naturze. B�ry jak to g�ry. Gro�ne, skaliste, wynios�e. O�nie�one na szczytach i zalesione na zboczach. Nic atrakcyjnego, je�li nie potrafi si� tego dostrzec. Przemierzaj�ca wysokog�rskie szlaki para wygl�da�a przeuroczo. Wtulona w mocarne ramiona niewiasta promieniowa�a szcz�ciem i obdarza�a nim wszystko dooko�a. M�cis�aw by� z siebie bardzo dumny, ale i by�o mu jako� tak niewyra�nie. Jako cz�ek prosty nie umia� nazywa� swoich emocji. Tym bardziej wobec nich si� dystansowa�. Nie, �eby mu by�o �le, ale czu�, �e dzieje si� z nim co� dziwnego. Najbardziej zadowolony z wyjazdu by� Czes�aw. Jego �ywa natura zmusza�a do poszukiwa� nowych wra�e�. Parska� tylko na to, �e opr�cz M�cis�awa musi wozi� jeszcze dosiadaj�c� go na dziewczy�sk� mod�� Migdalin�. Jako m�dre i ufne zwierz� posiada� dar wypracowania kompromis�w, wi�c i tym razem dogada� si� z lud�mi. Czas jak to mia� w zwyczaju mija� r�wnie szybko, co przyjemnie. Mo�e w�a�nie dlatego niepostrze�enie. Oczywi�cie, M�cis�aw nie by�by sob�, gdyby ot tak, przy okazji nie dokona� kilku nowych czyn�w chwalebnych. Sagi i zbiory opowiada� musz� mie� przecie� swoje �r�d�a. Do dzi� w�r�d g�rskiego ludu opowiada si� dzieciom, gdy s� dostatecznie grzeczne, o tym jak M�cis�aw porzuci�(!) swoj� wybrank� i samotnie (bez Czes�awa!) poszed� przegania� Z�ego. Licho bowiem zagnie�dzi�o si� w�r�d turni i po�era�o pasterzom owce. Nikt nie wiedzia� gdzie ma swoj� nor� i l�kano si� bardzo. Przygoda, jaka spotka�a M�cis�awa, by�a jednak zupe�nie odmienna od tej, o kt�rej bajarze baj�. Dzielny pogromca nie zosta� �miertelnie rany, nie przep�yn�� ponad szczytami na chmurze (tak� wersj� podaje jeden z epos�w), nie walczy� z band� g�rskich trolli, nie stoczy� te� pojedynku z owcolubnym demonem, podczas kt�rego trz�s�y si� wierzcho�ki g�r. Z�ym Lichem okaza�o si� by� licho przygotowan� mistyfikacj�. Owce zjadali sami pasterze, kt�rzy za du�o wypili. Bali si� przyzna� ga�dzie i wymy�lili krwio�ercz� istot�, �eby by�o kogo wini�. Rozwik�anie tej zagadki nie przysz�o M�cis�awowi �atwo. Musia� ca�y dzie� na�azi� si� po perciach, w�wozach, i wierchach. Trzy razy zab��dzi� we mgle i ma�o nie spad� w przepa��, a� w ko�cu dotar� do obozowiska pasterzy, kt�rzy zdradzili si� sami, cz�stuj�c sponiewieranego bohatera �wie�o pieczon� baranin�. Kiedy ju� wr�ci� do zdenerwowanej jego ca�odzienn� nieobecno�ci� Migdaliny podzieli� si� z ni� nowo nabyt� m�dro�ci�: wszystkie szczyty s� takie same, tylko widok z nich inny. Jej nie interesowa�o jednak ani to, ani fina� przygody ze Z�ym. Wola�a zrobi� zm�czonemu i wyg�odnia�emu M�cis�awowi kolacj�. G�rskie powietrze wzmaga apetyt, a ten z kolei uwielbia wzrasta� wraz z jedzeniem. Po�r�d codziennych rado�ci i atrakcji prawie zapomnieli, �e nie przyjechali w g�ry wy��cznie dla przyjemno�ci. Los nie zamierza� komu� popuszcza�, a tym bardziej zezwoli� na zbadanie swoich wyrok�w. Co komu przeznaczy�, wcze�niej czy p�niej musia�o si� wydarzy�. Jednak z �ebrak�w, jakich pe�no w miejscowo�ciach wypoczynkowych okaza� si� tak namolny, �e M�cis�aw zmi�k� (r�wnie� pod spojrzeniem Migdaliny) i da� mu troch� grosza. Z wdzi�czno�ci biedak powiedzia�, �e wie gdzie ma swoje le�e nied�wied�-ludojad i ch�tnie to miejsce poka�e. Oczywi�cie, za drobn� op�at�. Z pe�nym niedowierzania �miechem ale si� zgodzili. Um�wili si� z �ebrakiem, �e wyrusz� jutro skoro �wit. Wpierw poprowadzi� ich przez malowniczy w�w�z, potem brzegiem strumienia, kt�ry swoj� cierpliwo�ci� dorobi� si� pi�knego kanionu. Nast�pnie droga wiod�a ju� tylko pod g�r�. Migdalina troch� op�nia�a marsz, narzekaj�c w nader spos�b kobiecy. Nie przeszkodzi�o to jednak w dotarciu na szczyt, z kt�rego roztacza� si� taki widok, �e nawet l�k wysoko�ci dostawa� wytrzeszczu oczu z zachwytu. Szlak i w��cz�ga wiod�y potem w d�, poprzez nieprzychylne obcym lasy. Czes�awowi podoba�o si�, bo okolica przypomina�a mu ojczyzn� - krain� Nist�dnizow�d. Gdy ju� kompletnie nie wiedzieli gdzie s�, przewodnik powiedzia�, �e albo p�ac�, albo on nie idzie dalej. Wkurzony takim dra�stwem M�cis�aw wysun�� miecz z pochwy i by�by go niechybnie u�y�, lecz �achmyta wzi�� nogi za pas. Czmychn�� mi�dzy drzewa i wi�cej opowie�� o nim milczy. Z pewno�ci� �le sko�czy�. Zbli�a�a si� noc. Migdalina wyra�nie os�ab�a i tylko min� nadrabia�a. Na barkach bohatera spocz�a odpowiedzialno��. Wzruszy� nimi, jakby chcia� sprawdzi�, czy dobrze le�y. Nie przejmowa� si� zbytnio. Urodzi� si� przecie�, by przezwyci�a� przeszkody. Nie zd��y� si� wi�c M�cis�aw dobrze rozejrze�, ani g��biej zastanowi�, a zza ogromnego pnia wy�oni� si� r�wnie pot�ny m��. Sadzi� wielgachnymi krokami wprost na zostawion� w lesie tr�jk�. W d�oni dzier�y� siekier�. Gdyby nie ten gad�et M�cis�aw wzi��by zbli�aj�c� si� posta� za nied�wiedzia. Nadchodz�cy by� obro�ni�ty kud�ami tak g�stymi, �e trudno by�o odr�ni�, gdzie ko�czy si� okrywaj�ce go futro, a gdzie zaczynaj� naturalne w�osy. Pier� M�cis�awa stanowi�a jedyn� zapor� mi�dzy dzik� postaci�, a znieruchomia�� ze strachu Migdalin�. Brz�kn�a dobywana z pochwy klinga. Czes�aw pochyli� kszta�tny �eb, by w razie czego wspom�c przyjaciela. Zbli�aj�cy si� cz�ek przystan��, wzi�� pod boki i za�mia� rubasznie. "Naprawd� my�lisz, �e mo�esz mi co� tym scyzorykiem zrobi�?". Z trudem przysz�o M�cis�awowi prze�kn�� obelg�. Przezywanie jego na wskro� magicznego miecza scyzorykiem, by�o najgorsz� z mo�liwych. Zachowanie intruza przeczy�o jednak jakimkolwiek krwio�erczym zamiarom. Po kolejnych s�owach w�ochaty stw�r okaza� si� cz�owiekiem nad wyraz �yczliwym i �agodnym. Gdy w towarzystwie zago�ci� bez trudu wypracowany consensus , zaprosi� wszystkich pod sw�j dach. Przecie� damie - jak� niew�tpliwie by�a Migdalina - nie godzi si� spa� pod drzewem. Zapewni�, �e miodu i potrawy z purchawek nie zabraknie. Jak na prawdziwych wczasowicz�w przysta�o Migdalina, M�cis�aw i Czes�aw, poszli za Cisem - takie imi� nosi� poznany wyrwid�b. Pod��yli g�rsk� �cie�k� nie wi�cej ni� trzy staje, nie staj�c ani razu. Rozmawiali niewiele, bo musieli pod��a� g�siego. Wiecz�r g�stnia� w�r�d drzew, a Migdalina przysypia�a na grzbiecie Czes�awa. Dom drwala okaza� si� chat�, o kt�rej marzy wi�kszo�� mieszka�c�w miast. Ca�y z drewnianych poprzetykanych mchem bali. Ze spadzistym dachem, ob�o�onym �wie�ym ga��ziami. Sta� naturalnie na polanie jak si� patrzy. A jak si� patrzy�o, to wida�, �e gospodarz rz�dzi tu dobry. Wszystko zadbane, na swoim miejscu i we w�a�ciwych proporcjach. �adne zwierz�ta nie zak��ca�y panuj�cej harmonii, ale jak Cis sam wyzna� wy�ej nad kury, psy czy kozy ceni� sobie le�ny zwierzyniec. Wn�trze chaty by�o te� dok�adnie takie, jakiego nale�a�o si� spodziewa�. Akuratne, surowe, zadbane i przytulne. Par� niezb�dnych sprz�t�w, sk�ry, futra. Ka�dy k�t przepe�niony le�nym zapachem. Na kominku, dodaj�c uroku sytuacji p�on�� ma�y ogie�. Fotel bujany zaprasza�, by na nim si���. Niedba�o�� nie mia�a tu czego szuka�. Migdalina ledwo co� tam z posi�ku uszczkn�a, wypi�a troch� zi� zamiast miodu i zaraz usn�a, zwijaj�c si� w k��bek. Wytrzymalszy i wytrwalszy tak�e w nocnych dysputach M�cis�aw dotrzymywa� towarzystwa gospodarzowi. Wypada�o przynajmniej dobrym s�owem i kulturaln� rozmow� wynagrodzi� Cisowi za go�cin�. Nim na dobre zasiedli do nocnych rozm�w M�cis�aw oporz�dzi� Czes�awa, przy�apawszy si� mimochodem na tym, �e ostatnio po�wi�ca� jednoro�cowi coraz mniej czasu. Mi�o by�o opowiada� o tym, co wydarzy�o si� kiedy� i o rzeczach, kt�re mog�, ale nie musz� nadej��. Cis wypytywa� herosa o jego przygody i pow�d, kt�ry sprowadzi� go w te rejony. M�cis�aw ze swej strony odpowiada� ch�tnie, bo mia� si� przecie� czym chwali�, na pytanie, co go tu przywiod�o nadmieni� o gro�nym nied�wiedziu. Cis za�mia� si� rubasznie i serdecznie, po czym rzek� �e zna tego okrutnika, bo go tu cz�sto odwiedza. A czy misiek, rzeczywi�cie na miano ludojada zas�uguje mia� M�cis�aw sam oceni�. Wpierw niech historii wys�ucha. ...Tu na pograniczu, po�r�d g�r, w�woz�w i puszcz nieprzebytych zawsze co� si� mo�e wydarzy�. Raz z�ego, raz dobrego. Jednego dnia, kiedy wiatr gna� po niebie chmury wedle w�asnej ochoty, zwierz�ta nie wiedzie� czemu pochowa�y si� po kryj�wkach, a powietrze zrobi�o si� ci�kie i dusz�ce. Tego dnia, mi�y panie, my�my ju� wiedzieli, �e co� niedobrego si� wydarzy. Za d�ugo tu �yli�my, by znaki na ziemi i niebie lekcewa�y�. Nie trza by�o d�ugo czeka�, bo jeno do nocy. Cisza, trwo�liwsza ni� zwykle si� zda�a i kiedy wycie pos�yszeli�my, ka�den jeden si� pobudzi�. Nie mieszka�em wtedy sam jako dzi�, ale z synkami moimi i nieboszczk� Dobrochn�, we wsi po�r�d ludzi... ...Ale ja nie o tym chcia�em... - po chwili si� opanowa�. ...Kiedy wi�c zew straszny po�r�d g�r si� ozwa�, wiedzieli�my co oznajmia. Wr�g nienawistny szed�. Jezdni, co mowy ludzkiej nie znaj�. Je�d�cy ogromni i okrutni. Wojownicy bez lito�ci, kt�rzy za rumaki nie konie, czy insze cywilizowane zwierz�ta maj�, lecz wielkie wilki. Psy szata�skie raczej, co w zadawaniu �mierci zajadlejsze s� od swoich pan�w... Zas�uchany M�cis�aw a� si� obruszy�, gdy tyle z�ych nowin zas�ysza�. By�by si� zerwa�, za miecz z�apa�, ale jedno spojrzenie na Migdalin�, kt�ra na pos�aniu s�odko spa�a i gniew sw�j pohamowa�. Oni to, wilczy jezdni, co czas jaki� nasze domostwa naje�d�ali. Nikt nie wie sk�d pochodz�, wi�c i chwili nadej�cia nie spos�b przewidzie�. Okrucie�stwo ich poznali�my a� za dobrze. Nie raz, nie dwa cha�upy popalili, ludzi wyci�li, strach jeno i po�og� ostawili. Ale tamtego razu, kiedy zawodzenie bestii pos�yszeli�my, wpierw l�k nas zdj��, by zaraz w s�uszny gniew si� przemieni�. Kupa nas mocnych ch�op�w by�a. Ka�den jeden - t�gi drwal. postanowili�my si� w g�rach na naje�d�c�w zasadzi�. Zaraz si� nas kilkudziesi�ciu najodwa�niejszych zebra�o. Bro�, jak� kto mia�, przyni�s�. Poniekt�rzy m�wili, �e lepiej po domach siedzie� i wroga nie dra�ni�. Wy�miali my ich i kazali z babami w cha�upach zosta�. Ja z synkami moimi na wroga i�� chcia�em, cho� Dobrochna lamentowa�a. A wiedzie� ci trzeba panie, �e dobra z niej kobieta by�a. Matka i �ona przyk�adna, gospodyni zaradna. Nie dziw tedy, �e syn�w kocha�a i na stracenie pu�ci� nie chcia�a. Obowi�zek jednak wa�na sprawa i gdyby my nie poszli, to by nas w cha�upach, jak tych nie przymierzaj�c ps�w zat�ukli! - Uni�s� si� Cis. Wspomnienia wida� wci�� w nim �ywe. - Ruszylimy tedy hordzie na spotkanie. Szli�my noc ca�� przez te lasy, kt�re ojczyzn� najmilsz� s� nasz�. Cho� si�a nas ch�opa by�a, kroku jednego by� nie us�ysza�. W marszu zszed� nam i ca�y poranek. A� do po�udnia z nik�d niebezpiecze�stwa nie zaznali�my. Dopiero ko�o Doliny Wyzdychowej, nad kt�r� szczyt Szczerbaty si� wznosi, dosz�o nas wycie zwiastuj�ce najgorsze. Nie min�a jedna zdrowa�ka... - dostrzeg� zdziwienie na m�cis�awowym licu i po�apa� si� zaraz w czym rzecz - ...to takie u nas czasu miarowanie, pozosta�e po inszych naje�d�cach. Ale o tym, inn� raz�... - wyja�ni� Cis uprzejmie, miodu �yk t�gi poci�gn�� i powr�ci� do minionych zdarze�. One to, za spraw� s��w szczerych do �ycia powraca�y... Wilcy wy� pocz�y, pian� z pysk�w toczy� i rwa� ku nam. My, cho� lud prosty, to nas ojcowie w ciemi� nie bili stan�li�my, jak jeden m�� rami� w rami�. Po obu bokach synalk�w mia�em, nie zl�kli si� oni, o nie. Zaskoczenie wida� by�o po wrogach naszych, bo stan�li, co� mi�dzy sob� radzili, szponiastymi �apami wskazywali. Du�o ich by�o. Pierwej pomy�la�em - za du�o. Jak im si� jednak d�u�ej przypatrze�, to mimo stroj�w swoich dziwacznych, mimo broni gro�nie b�yskaj�cej, j�zyka szczekliwego i pysk�w raczej ni�li twarzy, mimo sylwetek zgarbionych i pokr�conych mo�na by�o si� w nich co� ludzkiego dopatrzy�. Mo�e i oni od cz�owieczego potomka pochodz�? Strachu nikt z nas po sobie nie pokaza�. Synkowie moi mili, oba dwa krzepcy jako te m�ode d�bczaki, popluli solidnie w r�ce i mocniej chwycili styliska. Nie pytali; "ojciec pra�?", bo nie mieli zamiaru pra�. Przyszli zabija�, broni� swojej ziemi i praw do �ycia. Nie straszno mi by�o, cho� zgraja zbrojnych lito�ci nie zna�a. Mgnienie jedno mo�e stalimy na przeciw siebie. Potem na gest najwy�szego, pewnikiem wodza, tamci hurmem natarli. Dzicy, straszni, l�ku nie znaj�cy. Gnaj�c wrzask podnie�li, wilcy im zawt�rowa�y. Ani o krok si� nasz pierwszy szereg nie cofn��, cho� nie jeden ze stoj�cych na przedzie dusz� mia� na ramieniu. B�ysn�o ze sto siekier i byli�my gotowi wroga przywita�. Run�li na nas, nie daj�c chwili na zebranie my�li. Na podobie�stwo wzburzonego strumienia uderzyli. My drwale swoj� robot� dobrze znamy, jeno teraz inne drzewo przysz�o r�ba�. Mieczami i dzidami k�u� nas zacz�li. Wilcy szarpa� k�ami i rwa� pazurami. Paru naszych potracili. Co jeden z naszych poleg�, zaraz kt�ry� z tylnego szeregu go zast�powa�. Trzy razy nacierali i po trzykro� uchodzili z podwini�tymi ogonami. My�my wtedy rannych swoich i cia�a poleg�ych na ty�y brali. Oni swoich zostawili, bo nie ludzkie ale� zwierz�ce obyczaje u nich panowa�y. I zda�o si�, �e los nam zwyci�stwo podaruje, bo szeregi je�d�c�w stopnia�y, a my�my wci�� niewzruszonym murem stali. Wtedy to sta�o si� co� strasznego. Przewidzie� tego nie by�o sposobu, nikt z nas rady nie zna�... - zaduma� si� przez moment Cis. M�cis�aw, nie chc�c nalega�, miodu do obu kubk�w nala�. Z napitkiem powr�ci�a i ochota do opowie�ci. - Widzi mi si�, �e czarownik�w w�r�d siebie mie� musieli. Jak si� ostatni raz cofn�li, to nie natarli ponownie, a jeno w kupie stan�li i co� tam mi�dzy sob� rajcowali. Nie min�o wiele czasu, a na niebo chmury czarne zasz�y, wiatr pocz�� z szata�skimi psami pospo�u wy�. Trwoga w nasze serce si� wkrad�a, bo my nar�d na czarach si� nie wyznaj�cy. Zara te� i tamci zaatakowali. Silniej, bo im moc nieziemska si� doda�a. Po�r�d nas g�ciej trup si� �cie�a�. Chocia siekiery z tak� sam� moc� pracowa�y, je�d�cy zacz�li pole zdobywa�. Najgorsze jednak dopiero mia�o nadej��. Czary nieznane sprawi�y, �e strach nie jednego z naszych zdj��. S�absi duchem or� opu�cili i o �ask� prosili. Lito�ci nie zaznali. Z przegryzionymi gard�ami �ywot ko�czyli. Cz�� ch�op�w wci�� walczy�a, razy �miertelne zadaj�c. Ale� mur przerwany zosta� i wilcy pojedynczo nas dopadali. Jam z Gniewkiem i m�odszym Budziszem o plecy si� wzajem wsparli i pr�dzej zgin��, ni� pierzchn�� czy o zmi�owanie b�aga� woleli. Nie wiem jak inni, my�my z ca�ych si� wroga siekli w pogardzie rany maj�c. Osaczyli nas dooko�a. I tak by�my nie uciekli, bo to ha�ba sromotna. Cia� wok� nas przybywa�o. R�ce nam s�ab�y. Pierwszy pod ciosami wroga pad� starszy. Dzid� przeszyty by�by upad�, ale go Budzisz ramieniem wspar�. Tedy miecz na jego g�ow� spad�. Serce we mnie zamar�o. Straszna to bole�� dla ojca na �mier� dzieci patrze�. Gniewko wyszepta� jeszcze "Powiedz�e tatku mateczce, my�my to dla niej i �e�my nie stch�rzyli..." ...tako� zgin�li synkowie moi kochani. Wielki by� m�j �al i �a�o��. Bo daj baczenie m�odzie�cze, �e dopiero kiedy blisk� osob� utracisz, wtedy prawdziwe oblicze samotno�ci poznajesz. Ali�ci nie by�o sposobno�ci do p�aczu. Gniew silniejszy by� od trwogi. M�ci� i zabija� te parszywe kundle chcia�em, cho�by i samemu przysz�o zgin��. Sam nie wiem, jak d�ugo ps�w zdradzieckich r�ba�em, w ko�cu rami� omdla�o i czarny miecz d�o� mi odr�ba�...- na dow�d swoich s��w pokaza� M�cis�awowi kikut zamiast lewej r�ki. Bohater, mimo �e nie jedn� ran� i kalectwo widzia�, a sporo sam ludziom uczyni� zrobi�o si� nieprzyjemnie. Pokiwa� potakuj�co g�ow� i odwr�ci� wzrok. Wola� s�ucha� ni� patrze�. By�o co� nieuchwytnego w g�osie drwala, jaka� szczero��, przekonanie takie, �e wierzy�o si� w ka�de s�owo. ...pad�em mi�dzy inszych. Czy wilcy za martwego mnie mi�li, czy nie wartego dobicia nie odgadn�, bom przytomno�� zatraci�. Nie wiem, jak d�ugo le�a�em ko�o synk�w moich. Lepiej by by�o, bym si� z tego snu nie zbudzi�. Inaczej jednak bogowie pisali. Umrze�, ani z ran, ani z bole�ci nie dali. Ze �wiata duch�w po zmroku powr�ci�em. Jeno, by innego ducha napotka�. B��kitny miesi�c wysoko ju� sta� na niebie, je�d�c�w ani widu, ani s�ychu. Trupy doko�a. Wyj�tkowo zgodliwie; druhowie nasi, wilcze psy i ich diabelscy panowie. Niekt�rzy zastygali w pozach takich, jakby si� obejmowali. Powiadam ci, szlachetny panie, �mier� jednako sprawiedliwa dla wszystkich i z najci�szych nieprzyjaci� druh�w uczyni� potrafi. W takiej to scenerii powr�ci�em, jakem rzek� do zmys��w i ma�o ich nazat nie zatraci�em. Mi�dzy cia�ami sta�a panna jaka�. Urody jej w niczym nie brak�o, w giez�o czarne ubrana. G�osem wysokim zawodzi�a. Te jej j�ki o ciarki mnie przyprawi�y. Widzia�o mi si� �e to w�pirzyca, albo co gorsze strzyga do pobojowiska �ar�a szuka� przysz�a. Szcz�ciem sw�j amulet do urok�w chroni�cy mia�em. Wiewi�rczy ogon od dziecka mnie przed z�em broni�, nie pozwoli�by diablicy w upiora Cisa przemieni�. Zamar�em i patrzy�em jeno, co te� czyni� b�dzie. Cho� m�ki od up�ywu krwi i ran cierpia�em, nie chcia�em da� si� wszetecznicy cho�by dotkn��. Przekle�stwo i my�li czarne potem na �ycie ca�e pozostaje. Zna� jednak, �e dostrzec mnie musia�a. Zawodzi� przesta�a. Stan�a krok�w kilka dalej i tak jako� smutno patrzy�a. Oczy mia�a wielkie i �wiec�ce jak u kot�w. W�osy prawie do gibkiej talii jej si�ga�y. Wypatrywa�em tylko, kiedy k�ami b�y�nie i skoczy ku mnie. Futerko - tarcz� moj� - mocno w r�ku dzier�y�em, bo ta jedyna obrona mi pozosta�a. Tamta, miast tego odezwa�a si�, i mi�o�� dziwna z jej g�osu taka p�yn�a, �em prawie jej uwierzy�. M�wi�a, a ustami nie rusza�a. Straszno, ale i jako� bezpiecznie si� zrobi�o... - Co takiego m�wi�a? Czyni�a jakie� czarostwa? - zniecierpliwi� si� M�cis�aw. - ...Gada�a, �ebym si� nie ba�, �e duchem g�r jest i stra� tu trzyma� ma obowi�zek. Boleje nad najazdami wilczych, kt�rzy zawsze rany straszliwe zadaj�, i �e, skoro my nar�d dzielny rady im da� nie mogli�my nadszed� czas zemsty. D�ugo o sprawach, na kt�rych si� nie wyznaj� prawi�a: o bogach, prawo�ci, r�wnowadze czy r�wno�ci, a na sam koniec o sprawiedliwo�ci. Niewiele pami�tam bo i ma�o pojmowa�em. Prawda jest taka - ufa� jej zacz��em. Kiedy sko�czy�a mow� tajemn�, a ja g�upiec nie o�mieli�em si� przerwa�, rzek�a bym kl�kn��. Zn�w, jak ot�pia�y pos�ucha�em. Po�o�y�a mi d�onie, delikatne i dziwnie bia�e, na g�owie. Dreszcz mnie przebieg�, ale ochoty ucieka� nie mia�em. "Powtarzaj za mn�" rzek�a i m�wi� zacz�a w j�zyku mi nieznanym. C� mi by�o czyni�? Powtarza�, jak kaza�a powtarza�em, cho� ani jednego s�owa nie zna�em. W miar� jak pada�y formu�y tajemne, czu�em, �e co� dziwnego ze mn� si� dzieje. Jakem otworzy� oczy, bo je ze strachu mocno zawar�em. Jakem wi�c, po sobie spojrza�, to nie wiedzia�em czy �yj�, czy �ni�, czy umar�em, czy oszale� mi przysz�o! Nie by�em ju� cz�owiekiem, sta�em si� nied�wiedziem! Umys� cz�eka mi pozosta�, ale cia�o zwierza. Wielkie i mocarne. Nie powiem, �e mi to w smak by�o, cho� i �le si� w nowej sk�rze nie czu�em. Takie to czary dobra dusza naszych g�r czyni� umie! "Id�, zawezwij braci i odwet we�cie!" Takimi to s�owami mnie po�egna�a, bo kiedym �eb kosmaty spu�ci�, by �apom si� przyjrze� duszyca znikn�a, szmeru najmniejszego nie czyni�c. Je�li wrogowie us�yszeli m�j ryk, to pewnikiem ze strachu ogony podkulili. Nowe gard�o bardzo dono�ne otrzyma�em. Nie wsmak mi by�o d�u�ej na poleg�ych patrze�. Ruszy�em �ladami wroga. Wyprzedzenie spore mieli, do nowej postaci jeszcze nie zwyczajny, no i rana dokucza�a, szed�em wolniej, ale wci�� do przodu. Nim s�o�ce wsta�o s�abo�� mnie ogarn�a. My�la�em, �e to od rany i dalej liza�. Nie pomog�o, z si� opad�em i powt�rnie omdla�em. Zbudzony ch�odem poranka zn�w - dasz panie bracie wiar�?! - cz�owiekiem si� sta�em. Nagusie�kim jak nieboskie stworzenie, A obok - nied�wied�. Musia� mnie strzec chyba, bo ja wiem, �eby mi co z�ego si� nie sta�o. Nie by�oby to dziwne, gdyby obok nie sta� drugi. - Jak�e to? - wiele ju� M�cis�aw w �yciu przeszed�, ale takich dziw�w nigdzie nie napotka�. - Nie dajesz wiary? To nie koniec jeszcze... s�uchaj... W nocy w postaci miodojada stadem przewodzi�em, w dzie� jako cz�ek kry� si� musia�em. Par� razy wilc�w okrutnie pobili�my, ale i one d�u�ne nie pozosta�y. Po podchodach takich zapragn��em dom rodzinny odwiedzi�. Mo�e lepiej by�o tego nie robi�. Do wioski podszed�em, wpierw obaczy� z lasu jak si� ludziom wiedzie. Dymy zrazu mnie nie zaniepokoi�y... - przerwa�. - ... ca�� wiosk� z dymem pu�cili, a Dobrochna... - odwr�ci� g�ow�. Mo�e �z� chcia� ukry�, mo�e gniew zapiek�y. Ty� jeszcze m�ody, nie powinienem ci takich rzeczy opowiada�... - sk�d m�g� wiedzie�, jakie niegodziwo�ci M�cis�aw widzia�, a ilu sam si� dopu�ci�? ...w��czniami do stodo�y przybita. Mocno si� z ni� zabawia� musieli... �ywym nikogo nie znalaz�, powr�ci�em tedy do stada i dalej�e na wroga nienawistnego! Nie dopadli my ich ju�, czmychn�li w le�e. Policzy�bym im ja wszystkie krzywdy, policzy�... Zemst� po wsze czasy poprzysi�g�em, na le�n� armi� zawsze� liczy� mog�, a dop�ki serce w piersi bije czeka� na wilc�w b�d�. Przyjd� oni, niechybnie przyjd�. Teraz co mi pozosta�o? - zapyta� ni to siebie, ni to M�cis�awa. - Siedz� ja w borze sam, drzew dogl�dam, z nied�wiedziami i inszymi stworzeniami si� bratam. Nie t�skno mi do ludzi. Wszystkich, kt�rych ukocha�em potraci�em, wi�c tu moje miejsce. Jak kto mnie czasem odwiedzi - jako i wy - ugoszcz�, wie�ci pos�ucham. Je�li o z�ych ludziach si� dowiem wtedy biada, bo Jedno�apy wci�� silny i kar� wymierzy� umie. Ludziska zapomnieli o drwalu Cisie, osad� now� postawili, ale legend swoich si� nie wypr� i pami�taj�, kto w g�rach rz�dy sprawuje i porz�dku strze�e. Pro�ci to ludzie i dlatego wierzy� musz�, �e jest sprawiedliwo�� na tym �wiecie. - Czemu mnie akurat to wszystko opowiadasz? - M�cis�aw nigdy nie by� zbyt bystry, tako� i teraz. - Dobrze ci z oczu patrzy. Ja ju� stary jestem, umiera� wkr�tce czas przyjdzie. Kto� niech tajemnic� moj� pozna. Ty rycerz wielki jeste�, serce masz szlachetne. Bardziej o innych ni� o siebie dbasz - wskaza� g�ow� na �pi�c� Migdalin�. - Nie zdradzisz komu nie trzeba, a sam dobr� nauk� wyci�gniesz. Na takie s�owa M�cis�aw nic ju� nie odrzek�. Prawd� rzek�szy wstyd mu by�o tak, �e gdyby m�g� zapad� by si� pod ziemi�. Wraz ze �wie�ym porankiem zbudzi� si� i szlachetny M�cis�aw. Podni�s� g�ow� ze sto�u i od razu spojrza� na Migdalin�. Czy pod wp�ywem s�onecznych promieni, czy te� rozmi�owania si� przebudzi�a. Przetar�a cudne oczy, przeci�gn�a si�, niby dziewczynka. Poca�unkiem na dzie� dobry poprawi�a m�cis�awowy humor. Jedno jej si� nie uda�o. Odwie�� go od wcze�niej powzi�tego zamiaru. Po szybkim �niadaniu jeszcze szybciej zebrali sw�j skromny dobytek i opu�cili cha�up� drwala. M�cis�aw opr�cz niezb�dnych polece� nic nie m�wi�, Migdalina obawiaj�c si� gniewu wola�a nie pyta�. Dosiedli Czes�awa, kt�ry r�wnie� jako� krzywo si� na to wszystko zapatrywa�. Na podw�rzu natkn�li si� na powracaj�cego z nocnej wycieczki Cisa. Uprzejmie po�egnali si� i podzi�kowali za go�cin�. Drwal wskaza� im drog�, rzek�, �e gdyby jeszcze kiedy� zawitali w te strony, to zawsze u niego nocleg znajd�. Rzuci� serdeczne "bywajcie!", i pomacha� zdrow� r�k� odje�d�aj�cym. Opr�cz zwyczajowych uprzejmo�ci, para nie odzywa�a si� wcale. Jednoro�ec by� co najmniej tak zas�piony jak M�cis�aw. Je�li nie bardziej. �eby sobie wynagrodzi� g�rskie niepowodzenia wybrali si� nad pobliskie morze. Tam�e za�yli wypoczynku i wreszcie mi�li czas na swoje fantazje. Jak zawsze i wsz�dzie by�y gladiator musia� si� czym� ws�awi�, ale nowe czyny dokonywa� jakby mimochodem i by�y w�tpliwej miary. (W z�o�ci chcia� wydusi� tr�jk� dzieci, z kt�rymi przysz�o im podr�owa�.) Nade wszystko cieszy�a go obecno�� i poprawa zdrowia Migdaliny. Wskazywa�o na to, �e i ten wspania�y i opisywany w wielu sagach i poematach wojownik ma ludzkie uczucia. Trzeba je by�o umiej�tnie wzbudzi�. Potrafi� to niewiasty. One maj� co� w sobie. Niekoniecznie pr�no�� i zazdro��. W wybornych humorach, cho� troch� sfatygowani podr� powr�cili do Fengu, z kt�rego wyruszyli, w odpowiednim terminie, by M�cis�aw m�g� zako�czy� ci���cy na nim kontrakt. Gdy ten�e mia� dobiec ko�ca, plany co dalej zosta�y powzi�te. Pokrzy�owa� je m�g� najz�o�liwszy z demon�w - Bylepretekst. po powrocie czeka�a obojga jeszcze wi�ksza niespodzianka. Dobrze zro�ni�ta r�ka sprawi�a, �e walki sz�y M�cis�awowi �atwiej i ciekawiej. Podwy�ka cieszy wszak ka�dego. Najwa�niejsze jednak by�o, �e wujostwo nadobnej Migdaliny zostawi�o na czas jaki� dom nad malowniczym jeziorem. Nie trzeba dodawa�, �e od razu tam si� przeprowadzili. Nikt nie widzia� w tym nic zdro�nego. "Zwyczajne to w�r�d m�odych, kt�rzy maj� si� ku sobie" - jak mawiaj� hobbici stanu swobodnego. M�cis�aw w dzie� wi�c ci�ko pracowa�, a w nocy... Tym razem kot nie mia� ju� nic do powiedzenia. Jedyne co mu pozosta�o to umrze� siedem razy pod rz�d. Tak chwile b�ogie p�yn�y i p�yn�y. Trwa�y by pewnie do dzi� gdyby nie zapatrzenie si� M�cis�awa w siebie i zbytnia p�ochliwo�� Migdaliny. Nie ka�demu jest jednak zajrze� dostatecznie g��boko w g��b swej duszy. Zreszt�, nie�wiadomo�� jest czasem zno�niejsza. M�cis�aw mia� ci�ki orzech do zgryzienia. Oby z�b�w nie potraci�! Nie dostrzeg� kiedy co� zacz�o i�� nie po jego my�li. My�l o najgorszym - rozstaniu odp�dza�, niby natr�tn� much�. Udawa�o si�, ale tylko do czasu. Nadszed� krytyczny wiecz�r. Pad�y s�owa, kt�ry wcze�niej czy p�niej musi us�ysze� ka�dy, kto chce uchodzi� za m�czyzn�. Jeszcze chwila wahania, jeszcze ostatnie wielce znacz�ce spojrzenie i przysz�a pora si� obudzi�. Porywczy M�cis�aw do napraszaj�cych si� nie nale�a�. Sta� go by�o na ostatni poca�unek, kr�tkie "raczej nie". Obr�ci� si� na pi�cie i odszed� tym swoim wiecznie (za) szybkim krokiem. Odwr�cony plecami nie musia� si� wstydzi� pierwszych w �yciu �ez. Rozstania nie nale�� do �atwych prze�y�. Maj� jednak i pewn� zalet� - uodparniaj�. Tu opowie�� pozostawia nadobn� Migdalin�, by wi�cej o niej nie wspomnie�. Dotychczasowy ulubieniec kobiet nie poszed� szuka� ukojenia w ramionach fanek. Poszed� do knajpy, schla� si� tak, �e got�w by� zabi� ka�dego, kto odwa�y�by si� krzywo spojrze�. Do g�owy przychodzi�y g�upie pomys�y. Karczmarz, gdy tylko M�cis�aw za��da�, przyni�s� przybory do pisania. Bohater d�ugo rozmy�la� nad czyst� kart�, a jeszcze d�u�ej pi�. W ko�cu stworzy�. Jeden wielce sentymentalny, ale zawsze wiersz: Zasuszy�em sobie t� r��, kt�rej nigdy od ciebie nie dosta�em Za czym kartk� podar�, cisn�� w ogie�. Wypi� dwie siwuchy i wda� si� w b�jk� tak�, jakiej najstarsi bywalcy nie pami�tali. Dopiero nad ranem stra�nicy miejscy - wielkie nizinne trolle - sprz�tn�li wszystkich poszkodowanych. Nie by�o w�r�d nich M�cis�awa, bo ten jak co dzie� poszed� do pracy. Jak zwykle si� nie sp�ni�. Sta�o si� z M�cis�awem co� dziwnego. Zacz�� popada� w skrajno�ci. Trzy razy pod rz�d w niekontrolowanym gniewie i z�o�ci wyci�� wszystkich innych gladiator�w w przeci�gu nieca�ych pi�ciu klepsydr. Zawiedzeni brakiem emocjonuj�cych d�ugich pojedynk�w pro�ci ludzie przestali przychodzi� na spektakle. Trzeba by�o si�gn�� po najwi�ksz� atrakcj� - dzikie bestie. Te jednak, jako towary importowane, szkoda by�o oddawa� na rze�. M�cis�aw si� zawzi��. Jemu samemu na nic zda�o si� zadr�czanie. My�li jakie by�y, takie pozosta�y. Za nic nie m�g� wyt�umaczy� sobie, �e nikt tu nie jest winien. To jedynie przewrotno�� i niesta�o�� zn�w sp�ata�y mu figla. U�wiadomi� sobie, �e dotkn�a go jedynie z�udna i pospolita samotno��. Powr�ci�y s�owa Cisa. Powr�ci� te� i zdrowy rozs�dek. Honor, godno��, prawdom�wno�� to straszne wady, wr�cz staro�wieckie, ale M�cis�aw nie zamierza� si� ich wyrzeka�. Z trudem przychodzi�o pogodzenie si� z faktem, �e wszyscy traktuj� si� jak przedmioty. Wcze�niej czy p�niej przyjdzie zap�aci�. M�cis�aw nie zna� nikogo, kto m�g�by mu pom�c. Wieczorami b��ka� si� bez celu po mie�cie. Sam nie wiedzia� czego szuka. Po�r�d uliczek, w kt�re strach by�o si� zapu�ci� zwyk�emu �miertelnikowi, dotar� pod drzwi sk�d� mu znajome. Ledwie wszed�, a ju� wiedzia� gdzie jest. Przyszed� do cyrulika, kt�ry pom�g� mu wtedy, gdy by� z ni�... ze z�aman� r�k�. Stary cz�owiek od razu pozna� si� na tym, co dr�czy�o herosa. Spuszczona g�owa, spojrzenie zaszczutego zwierz�cia, brak zdecydowania w gestach, �ami�ce si� w p� s�owa wyja�nienia. Starzec przerwa� M�cis�awowi, kt�ry stara� si� co� wyt�umaczy� nie m�g� patrze� jak m�czy si� ten szlachetny cz�owiek. W paru prostych s�owach wyja�ni� mu to, na co inni marnuj� d�ugie lata. Wla� na powr�t nadziej� do m�nego serca, cho� potrzebowa�o ono jeszcze uniwersalnego oszusta - czasu. Tym razem �upk�w nie da�o si� za�o�y�. Pomoc by�a wystarczaj�ca, chocia� M�cis�aw musia� si� jeszcze wiele nauczy�. powr�t