3845

Szczegóły
Tytuł 3845
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3845 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3845 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3845 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

RICHARD A. KNAAK DIABLO DZIEDZICTWO KRWI Prze�o�y�: Jacek Manicki JEDEN Czaszka u�mmechn�a si� do nich krzywo, jakby zach�caj�c ca�� tr�jk� do pozostania tu na wieczno��. - Wygl�da na to, �e nie byli�my tu pierwsi - zamrucza� Sadun Tryst. �ylasty, poznaczony szramami wojownik postuka� w czaszk� ostrzem no�a, wprawiaj�c ko�cistego obserwatora w dr�enie. Poza nim mogli dostrzec tylko kolec, kt�ry przebi� g�ow� i utrzyma� j� w powietrzu, podczas gdy reszta cia�a spad�a na ziemi� w postaci bezkszta�tnej masy ko�ci. - A my�la�e�, �e b�dziemy? - szepn�a wysoka, zakapturzona posta�. Je�li Sadun wygl�da� na szczup�ego, niemal akrobat�, to Fauztin sprawia� wra�enie chodz�cego trupa. Czarodziej z Vizjerei poruszy� si� niczym zjawa, gdy dotkn�� czaszki okrytym r�kawiczk� palcem. - Nie wyczuwam w tym jednak �adnej magii. Tylko toporny, ale skuteczny mechanizm. Nie ma si� czego obawia�. - Dop�ki twoja g�owa nie zawi�nie na nast�pnym kolcu. Vizjerei poci�gn�� swoj� siw�, kozi� br�dk�. Jego lekko sko�ne oczy zamkn�y si�, jakby potwierdzaj�c zdanie towarzysza. Cho� Sadun z wygl�du (a czasem i z charakteru) przypomina� niegodn� zaufania �asic�, to Fauztin kojarzy� si� z wysuszonym kotem. Koniec jego nosa wci�� si� porusza�, za� zwisaj�ce pod nim w�siki tylko pot�gowa�y to wra�enie. Co prawda �aden z nich nie by� uznawany za �wi�tego, ale Norrec Yizharan ju� kilka razy powierzy� im swoje �ycie. Do��czywszy do nich, stary wojownik popatrzy� przed siebie, gdzie ciemno�ci skrywa�y kilka wi�kszych komnat. Jak do tej pory przeszli ju� siedem r�nych poziom�w i nie znale�li niczego poza prymitywnymi pu�apkami. Ku swemu wielkiemu rozczarowaniu, nie znale�li te� �adnych skarb�w. - Jeste� pewny, �e nie ma w tym �adnej magii, Fauztin? Wcale a wcale? Na wp� przes�oni�te kapturem kocie rysy przybra�y wyraz �agodnej urazy. Szerokie ramiona sutego p�aszcza sprawia�y, �e Fauztin wygl�da� niesamowicie, niemal jak istota nadprzyrodzona. Zw�aszcza, gdy g�rowa� nad bardziej muskularnym, do�� wysokim przecie� Norrecem. - Musia�e� to powiedzie�, przyjacielu? - To przecie� nie ma sensu! Poza kilkoma �a�o�nie prostymi pu�apkami nie napotkali�my niczego, co by nas mog�o powstrzyma� przed dotarciem do g��wnej komnaty! Czemu m�czy� si� z wykopywaniem, aby p�niej zostawi� to praktycznie bez zabezpieczenia?! - Nie nazywa�bym niczym paj�ka wielko�ci mojej g�owy -stwierdzi� kwa�no Sadun, drapi�c si� po d�ugich, cho� przerzedzaj�cych si� czarnych w�osach. - Zw�aszcza, �e tym razem siedzia� na mojej g�owie... Norrec zignorowa� go. - Czy to jest to, co my�l�? Zn�w sp�nili�my si�? Czy powtarza si� sytuacja z Tristram? Kiedy�, w przerwie pomi�dzy jednym zaci�giem a drugim, poszukiwali skarb�w w ma�ej wsi zwanej Tristram. Legenda g�osi�a, �e w strze�onych przez potwory podziemiach znajduje si� skarb tak wyj�tkowy, �e ci, kt�rzy go znajd�, stan� si� bogaci niczym kr�lowie. Norrec i przyjaciele weszli do labiryntu w �rodku nocy. Nie widzia� tego �aden z miejscowych... Po wielu trudach, walce z dziwnymi potworami i unikni�ciu wielu pu�apek... odkryli, �e kto� przed nimi ograbi� podziemia ze wszystkiego, co przedstawia�o jak�kolwiek warto��. Gdy wr�cili do wsi, dowiedzieli si� smutnej prawdy. Kilka tygodni wcze�niej do podziemi zszed� pot�ny bohater, kt�ry pokona� z�ego demona Diablo. Co prawda nie zabra� z�ota ani klejnot�w, ale awanturnicy, kt�rzy zjawili si� wkr�tce potem, skorzystali z okazji i wynie�li wszystko, co tylko znale�li. W ci�gu kilku dni nie zosta�o nic, czym tr�jka poszukiwaczy mog�aby wynagrodzi� swe trudy... Norrec nie znalaz� te� pocieszenia w s�owach jednego z wie�niak�w, cz�owieka o w�tpliwej poczytalno�ci. Gdy szykowali si� do wyjazdu powiedzia�, �e �w bohater, zwany Podr�nikiem, nie pokona� Diablo, lecz przypadkowo uwolni� z�o. Zdziwione spojrzenie, kt�re Norrec skierowa� na Fautzina zosta�o skwitowane oboj�tnym wzruszeniem ramion maga. - Zawsze m�wi si� o uciekaj�cych demonach i strasznych przekle�stwach - doda� wtedy, nie zwracaj�c uwagi na przera�enie w g�osie ch�opa. - Diablo pojawia si� w wi�kszo�ci ludowych opowie�ci. - Nie s�dzisz, �e w tej historii mo�e tkwi� ziarno prawdy? - Gdy Norrec by� dzieckiem, cz�sto starsi straszyli go Diablo, Baalem i innymi stworami nocy. Wszystkie mia�y sprawi�, �e b�dzie grzeczny. Sadun Tryst prychn��. - A widzia�e� jakiego� demona? Znasz kogo�, kto go widzia�? Norrec nie widzia�. - A ty, Fauztin? M�wi�, �e Yizjerei mog� wezwa� demony, aby im s�u�y�y. - Gdybym m�g� to uczyni�, czy w�szy�bym teraz po pustych lochach i grobowcach? To w�a�nie, bardziej ni� cokolwiek innego, przekona�o Norreca, aby w�o�y� opowie�� wie�niaka mi�dzy bajki. Tak naprawd� nie by�o to zbyt trudne. Ostatecznie wtedy dla ca�ej tr�jki liczy�o si� to samo, co teraz - bogactwo. Niestety, wygl�da�o na to, �e i tym razem skarby przejd� im ko�o nosa. Gdy Fautzin spogl�da� w g��b korytarza, jego d�onie zacisn�y si� mocniej na trzymanej przez niego czarodziejskiej lasce. Stanowi�cy �r�d�o �wiat�a kryszta� na jej wierzcho�ku rozb�ysn�� mocniej. - Mia�em nadziej�, �e si� myli�em, ale teraz obawiam si�, �e masz racj�. Nie jeste�my jedynymi, kt�rzy odwiedzili to miejsce. Siwiej�cy wojownik zakl�� pod nosem. W swoim �yciu s�u�y� pod wieloma dow�dcami, wi�kszo�� czasu podczas krucjat z Marchii Zachodniej. Gdy prze�y� ju� wiele kampanii (czasem o w�os mijaj�c si� ze �mierci�), doszed� do jednego wniosku. Bez pieni�dzy w �yciu nie spos�b doj�� do niczego. Doszed� do stopnia kapitana, trzykrotnie by� degradowany i przeszed� na emerytur� po ostatniej kl�sce. Wojna by�a rzemios�em Norreca od chwili, gdy by� w stanie unie�� miecz. Kiedy� mia� nawet co� na kszta�t rodziny, ale teraz byli oni r�wnie martwi jak jego idea�y. Wci�� uwa�a� si� za przyzwoitego cz�owieka, lecz przyzwoito�ci� nie da si� nape�ni� �o��dka. Norrec uzna�, �e musi by� jaka� inna droga... I tak wyruszy� na poszukiwanie skarbu wraz z dwoma towarzyszami. Cho�, podobnie jak Sadun, r�wnie� zebra� swoj� porcj� szram, jednak bardziej przypomina� rolnika. Du�e br�zowe oczy, szeroka szczera twarz z mocno zarysowan� szcz�k� -pasowa�by do motyki. Gdy jednak taka wizja pojawia�a si� w jego umy�le, natychmiast u�wiadamia� sobie, �e aby op�aci� t� ziemi�, potrzebowa�by z�ota. Ta wyprawa mia�a uczyni� ich bogatymi znacznie ponad ich potrzeby, ponad wszelkie wyobra�enie... Teraz wydawa�o si�, �e b�dzie to strata czasu i wysi�ku... znowu. Obok niego Sadun Tryst wyrzuci� n� w powietrze i zwinnie z�apa� za r�koje��, gdy ten spada�. Podrzuci� go jeszcze dwa razy, najwyra�niej si� nad czym� zastanawiaj�c. Norrec m�g� tylko zgadywa�, o czym my�li. Ta wyprawa ci�gn�a si� ju� od kilku miesi�cy. Podr�owali przez morze do p�nocnego Kehjistanu, spali na deszczu i w zimnie, zwiedzali puste jaskinie i b��dzili na niew�a�ciwych drogach. Gdy polowanie si� nie uda�o, posilali si� wszelkim robactwem, jakie uda�o im si� z�apa�. A wszystko z powodu Norreca, kt�ry nam�wi� ich na t� wypraw�. Co gorsza, ta akurat wyprawa zacz�a si� od pewnego snu o zwyk�ym g�rski szczycie, kt�ry przypomina� nieco smoczy �eb. Gdyby �ni� mu si� tylko raz czy dwa razy, Norrec m�g�by go zapomnie�, ale w ci�gu ostatnich lat powtarza� si� zbyt cz�sto. Gdziekolwiek by nie walczy�, szuka� szczytu, lecz bez rezultatu. P�niej nie�yj�cy ju� towarzysz powiedzia� mu, �e takie miejsce istnieje w rzeczywisto�ci. M�wiono, �e jest ono nawiedzane przez duchy, za� ci, kt�rzy zbli�ali si� do g�ry, znikali. P�niej odnajdywano ich odarte z mi�sa ko�ci... W�wczas i teraz Norrec Yizharan by� przekonany, �e przeznaczenie go tutaj wzywa�o. Skoro tak, to dlaczego do ju� obrabowanego grobowca? Wej�cie w skale by�o dobrze ukryte, ale otwarte. Powinno go to zastanowi�, ale Norrec nie chcia� zauwa�y� tego drobnego faktu. Wszystkie nadzieje, obietnice sk�adane kompanom... - Cholera! - kopn�� w najbli�sz� �cian�. Tylko wzmocniony but uratowa� palce jego st�p przed z�amaniem. Norrec cisn�� miecz na ziemi�, przeklinaj�c swoj� naiwno��. - Jaki� genera� z Marchii Zachodniej zaci�ga najemnik�w - zasugerowa� Sadun. - M�wi�, �e ma wielkie ambicje... - Do�� ju� wojen - mrukn�� Norrec, pr�buj�c nie krzywi� si� z b�lu, kt�ry pulsowa� w stopie. - Do�� umierania dla cudzej chwa�y. -My�la�em, �e... Wychudzony czarodziej stukn�� o ziemi� swoim kijem, aby zwr�ci� na siebie uwag� towarzyszy. - Skoro ju� tutaj dotarli�my, g�upot� by�oby nie zajrze� do centralnej komnaty. By� mo�e ci, kt�rzy byli tu przed nami zostawili kilka b�yskotek lub monet. W Tristram znale�li�my kilka sztuk z�ota. Kilka chwil d�u�ej czy kr�cej to �adna r�nica, prawda, Norrec? Wiedzia�, �e Yizjerei pr�bowa� z�agodzi� z�o�� przyjaciela, ale w umy�le weterana zacz�� ju� kie�kowa� pomys�. Potrzebowa� tylko kilku z�otych monet! By� jeszcze na tyle m�ody, �eby znale�� jak�� kobiet�, zacz�� nowe �ycie, mo�e nawet za�o�y� rodzin�... Norrec podni�s� sw�j miecz, wa��c w d�oni bro�, kt�ra tak dobrze mu s�u�y�a przez wiele lat. Czy�ci� j� i ostrzy�, by� dumny z niej, jako jednej z niewielu rzeczy, kt�re tak naprawd� nale�a�y do niego. Na jego twarzy malowa�o si� zdecydowanie. - Chod�my. - Du�o m�wisz jak na kogo�, kto rzadko si� odzywa - za�artowa� z maga Sadun. - A ty za cz�sto si� odzywasz jak na kogo�, kto ma niewiele do powiedzenia. Przyjacielska sprzeczka uspokoi�a sko�atany umys� Norreca. Przypomnia� sobie stare dzieje, gdy we tr�jk� prze�ywali gorsze chwile. Rozmowa urwa�a si� w chwili, gdy zbli�yli si� do miejsca, gdzie z ca�� pewno�ci� znajdowa�a si� ostatnia, najwa�niejsza sala. Fauztin kaza� im zatrzyma� si�, spogl�daj�c na kryszta� umieszczony na czubku laski. - Zanim tam wejdziemy, wasza dw�jka powinna zapali� pochodnie. Zachowali je na wszelki wypadek - jak do tej pory laska czarodzieja spisywa�a si� dobrze. Fauztin nic nie powiedzia�, ale gdy Norrec zabra� si� za krzesanie ognia, zastanowi� si�, czy Yizjerei nie wykry� wreszcie jakiej� magii. Je�li tak, to mo�e pozosta�y tam jeszcze jakie� skarby... Norrec zapali� swoj� pochodni� �agiew Saduna. Lepiej o�wietleni, ruszyli dalej. - Przysi�gam - mrukn�� �ylasty Sadun kilka chwil p�niej - Przysi�gam, �e w�osy z ty�u g�owy stan�y mi d�ba! Norrec czu� to samo. �aden z nich nie zaprotestowa�, gdy na czo�o wysun�� si� Yizjerei. Klany z Dalekiego Wschodu od dawna zg��bia�y tajniki magii, za� lud, z kt�rego pochodzi� Fauztm, czyni� to jeszcze d�u�ej. Je�li sytuacja wymaga�a u�ycia magii, nale�a�o pozostawi� j� chudemu czarodziejowi. Norrec i Sadun mieli go strzec przed innymi niebezpiecze�stwami. Do tej pory taki uk�ad okazywa� si� skuteczny. W przeciwie�stwie do ci�kich but�w wojownik�w, sanda�y Fauztina nie wywo�ywa�y �adnego d�wi�ku. Mag wyci�gn�� swoj� lask� do przodu i Norrec zauwa�y�, �e kryszta�, mimo swojej mocy, nie dawa� zbyt wiele �wiat�a. Tylko pochodnie �wieci�y jak nale�y. - To jest stare i pot�ne. Nasi poprzednicy mogli nie mie� tyle szcz�cia, jak pocz�tkowo s�dzili�my. Mo�e jeszcze co� tam zosta�o. A mo�e nawet wiele. Norrec zacisn�� palce na r�koje�ci miecza, a� pobiela�y kostki. Chcia� z�ota, a jeszcze bardziej pragn�� �y� na tyle d�ugo, aby je wyda�. Gdy �wiat�o laski przesta�o wystarcza�, wojownicy wysun�li si� do przodu. Nie znaczy�o to, �e Fauztm sta� si� bezu�yteczny. Nawet teraz - wojownik by� tego pewny - obmy�la� najskuteczniejsze i naj�atwiejsze w rzucaniu zakl�cia przeciwko ka�demu przeciwnikowi, jakiego mogli napotka�. - Ciemno jak w grobie - wymamrota� Sadun. Norrec nie odpowiedzia�. Id�c kilka krok�w przed towarzyszami, jako pierwszy dotar� do komnaty. Mimo niebezpiecze�stw, kt�re kry�y si� w ciemno�ciach, niemal skry� si� w niej, jakby co� wewn�trz przyzywa�o go... Ca�� tr�jk� zala�o o�lepiaj�ce �wiat�o. - Bogowie! - warkn�� Sadun - Nic nie widz�! - Chwileczk� - uprzedzi� mag - To przejdzie. Tak si� sta�o. Gdy ich oczy przyzwyczai�y si� do �wiat�a, Norrec Yizharan ujrza� widok tak niezwyk�y, �e zamruga�, aby upewni� si�, �e to nie jest wytw�r jego pragnie�. �ciany pokryte by�y skomplikowanymi, zdobionymi klejnotami wzorami, w kt�rych nawet on wyczuwa� magi�. Szlachetne kamienie wszystkich rodzaj�w wyst�powa�y w obfito�ci w ka�dym z nich, k�pi�c komnat� w feerii rozszczepionych i odbitych barw. Pod nimi le�a�y skarby, po kt�re przyszli. Sterty z�ota, srebra i drogich kamieni. Ich blask ��czy� si� z refleksami s�anymi przez magiczne wzory, dzi�ki czemu w komnacie by�o ja�niej ni� w dzie�. Gdy kt�ry� z wojownik�w unosi� pochodni�, �wiat�o jeszcze bardziej zmienia�o i tak niesamowity wygl�d komnaty. Jedna rzecz skutecznie ostudzi�a zapa� Norreca. Na pod�odze, jak okiem si�gn��, wala�y si� gnij�ce szcz�tki tych, kt�rzy zjawili si� tu przed nimi. Sadun o�wietli� swoj� pochodni� najbli�sze, pozbawione ju� cia�a zw�oki, wci�� odziane w sk�rzan� zbroj�. - Musieli tu stoczy� jak�� bitw�. - Ci ludzie nie umarli w tym samym czasie. Norrec i mniejszy wojownik popatrzyli na Fauztina. Na jego zwykle pozbawionej wyrazu twarzy malowa�o si� zamy�lenie. - Co chcesz przez to powiedzie�? - To, Sadun, �e niekt�rzy z nich nie �yj� od bardzo dawna, mo�e nawet od stuleci. Ten ko�o twojej nogi nale�y do naj�wie�szych. Z le��cych dalej pozosta�y tylko ko�ci. Szczup�y weteran wzruszy� ramionami. - C�, wygl�da na to, �e nie zmarli lekk� �mierci�. - Zgadza si�. - Zatem... co ich zabi�o? W�wczas odpowiedzia� Norrec. - Sp�jrzcie tu. Wygl�da na to, �e pozabijali si� nawzajem. Dwa trupy, na kt�re wskazywa�, trzyma�y bro� zatopion� w swoich brzuchach. Jeden, kt�rego usta wci�� rozwarte by�y w ostatnim, przera�liwym krzyku, nosi� zbroj� podobn� do le��cej u st�p Saduna. Z ubrania drugiego pozosta�y tylko szmaty i kilka pasemek w�os�w na l�ni�cej biel� czaszce. - Mylisz si� - Yizjerei pokr�ci� g�ow�- Jeden z nich le�y tu d�u�ej ni� drugi. Norrec r�wnie� by tak s�dzi�, gdyby nie ostrze tkwi�ce w drugim trupie. Jednak �mier� tej dw�jki dawno temu w niczym nie zmienia�a ich obecnej sytuacji. - Fauztin, wyczuwasz co�? Czy s� tu jakie� pu�apki? Chuda posta� wyci�gn�a swoj� lask� w g��b komnaty, poczym opu�ci�a jaz niesmakiem na twarzy. - Zbyt wiele mocy si� tu nak�ada, Norrec. Nie wiem, czego dok�adnie szuka�. Nie wyczuwam bezpo�redniego zagro�enia... na razie. Sadun przest�powa� niecierpliwie z nogi na nog�. - Zatem zostawiamy to wszystko i porzucamy nasze marzenia, czy te� ryzykujemy niewiele i zabieramy te warte kilku imperi�w skarby? Norrec i czarodziej wymienili spojrzenia. �aden z nich nie uwa�a�, �e nale�y si� wycofa�, zw�aszcza, �e przed nimi pi�trzy�o si� tyle bogactw. Weteran ostatecznie rozstrzygn�� problem, robi�c kilka krok�w w g��b komnaty. Gdy nie porazi� go �aden magiczny piorun ani nie zjawi� si� demon, Sadun i Yizjerei szybko do niego do��czyli. - Musi ich tu le�e� przynajmniej kilka tuzin�w - Sadun przeskoczy� przez dwa szkielety, wci�� spl�tane w walce. -I to nie licz�c tych, co ju� si� rozlecieli... - Sadun, zamknij si�, albo ci pomog�... - Teraz, gdy st�pa� w�r�d nich, Norrec nie chcia� s�ysze� ani s�owa o martwych poszukiwaczach skarb�w. Zastanawia�o go, �e tylu z nich umar�o gwa�town� �mierci�. Na pewno kto� prze�y�. Je�li tak, to dlaczego monety i inne skarby le�� nietkni�te? Nagle jego uwag� przyci�gn�o co� innego. Zorientowa� si�, �e poza skarbami w najdalszej cz�ci komnaty, na ko�cu naturalnie uformowanych schod�w znajduje si� postument. Co wi�cej, na tym postumencie spoczywa�y czyje� szcz�tki, wci�� odziane w zbroj�. - Fauztin... - Gdy mag zbli�y� si� do niego, wskaza� palcem na konstrukcj� i mrukn�� - Co o tym s�dzisz? Jedyn� odpowiedzi� by�o zaci�ni�cie ust i ostro�ne podej�cie do postumentu. Norrec posuwa� si� tu� za nim. - To wiele t�umaczy... - Us�ysza� szept Yizjerei - T�umaczy, dlaczego jest tu tak wiele magicznych mocy i tyle znak�w... - O czym ty m�wisz? - Chod� i zobacz sam. - Czarodziej raczy� wreszcie spojrze� na niego. Norrec podszed�. Dziwne uczucie, kt�re ju� wcze�niej go przepe�nia�o, wzmog�o si� jeszcze, gdy weteran spojrza� na le��c� na postumencie potworno��. By� to z pewno�ci� wojskowy - tyle Norrec m�g� powiedzie�, cho� ubranie rozpad�o si� ju� i zosta�y z niego tylko szmaty. Porz�dne sk�rzane buty le�a�y przechylone na boki -wystawa�y z nich resztki spodni. To, co zosta�o z jedwabnej koszuli, ledwo by�o widoczne pod pot�nym napier�nikiem le��cym bezpo�rednio na �ebrach. Czarne szcz�tki kr�lewskiej szaty za�ciela�y g�rn� cz�� katafalku. Dobrze zrobione r�kawice i os�ony r�k sprawia�y wra�enie, �e ramiona wci�� s� okryte mi�niami i sk�r�. Podobnie sprawa mia�a si� z naramiennikami. Gorzej wygl�da�y os�ony n�g, kt�re le�a�y obok piszczeli, jakby kto� je poruszy�. - Widzisz? - spyta� Fauztin. Norrec zmru�y� oczy, niepewny, o co chodzi�o magowi. Poza tym, �e zbroja pomalowana by�a na niesamowity, cho� znajomy odcie� czerwieni, nie zauwa�y� niczego... Brak g�owy. Spoczywaj�ce na postumencie cia�o nie mia�o g�owy. Norrec zajrza� za postument i nie zauwa�y� na ziemi �adnych �lad�w. Powiedzia� o tym czarodziejowi. - Tak, dok�adnie jak opisano... - wychudzona posta� zbli�y�a si� do platformy. Jak na gust weterana, zrobi�a to zbyt szybko. Fauztin wyci�gn�� d�o�, ale wstrzyma� si� w ostatniej chwili, nim dotkn�� tego, czego chcia�. - Cia�o skierowane na p�noc. G�owa i he�m, odci�te w bitwie, zosta�y oddalone w czasie i przestrzeni, aby po�o�y� temu kres. Na �cianach umieszczono znaki mocy, aby pohamowa� z�o w ciele... ale... - G�os Fauztina zamar�, gdy wpatrywa� si� dalej. -Ale co? Mag potrz�sn�� g�ow�. - Nic, jak s�dz�. Pewnie przebywanie tak blisko niego rozstroi�o mi nerwy bardziej, ni� chcia�bym przyzna�. Norrec zacisn�� z�by, nieco zirytowany ponurymi s�owami czarodzieja. - Kto to jest? Jaki� ksi���? - Na Niebiosa, nie! Nie widzisz? - Palec w r�kawiczce wskaza� czerwony napier�nik. - To zaginiony grobowiec Bartuca, pana demon�w, mistrza najmroczniejszej magii... - W�adca Krwi - S�owa wymkn�y si� Norrecowi szeptem. Bardzo dobrze zna� opowie�ci o Bartucu, kt�ry wybi� si� ponad innych mag�w, a potem zwr�ci� si� ku ciemno�ci i demonom. Teraz kolor jego zbroi nabra� nowego, przera�aj�cego znaczenia: to by� kolor ludzkiej krwi. Szalony Bartuc, kt�rego zacz�y si� ba� nawet kusz�ce go kiedy� demony, przed ka�d� bitw� za�ywa� k�pieli we krwi pokonanych wrog�w. Jego zbroja, kiedy� z�ota, przez te okrutne czyny zosta�a splamiona na zawsze. R�wna� z ziemi� miasta, pope�nia� nieopisane okropie�stwa i czyni�by to przez ca�� wieczno�� - tak m�wi�y opowie�ci - gdyby nie desperacki czyn jego brata Horazona i innych mag�w Yizjerei, kt�rzy wykorzystali przekazywan� od staro�ytno�ci wiedz� i pokonali wroga. Bartuc i jego horda zostali pokonani, nim odnie�li ostateczne zwyci�stwo, za� samego w�adc� �ci�to w chwili, gdy rzuca� straszliwe kontrzakl�cie. Horazon, l�kaj�c si� mocy brata nawet po jego �mierci, nakaza�, by cia�o Bartuca na zawsze znik�o z ludzkich oczu. Norrec nie wiedzia�, czemu go po prostu nie spalono - on z pewno�ci� by spr�bowa�. Wkr�tce potem zacz�y mno�y� si� plotki opisuj�ce miejsca, gdzie miano z�o�y� cia�o W�adcy Krwi. Wielu szuka�o jego grobowca - zw�aszcza ci paraj�cy si� czarn� magi�, kt�rzy liczyli na pozosta�o�ci mocy, lecz jak dot�d nikomu si� to nie uda�o. Yizjerei na pewno wiedzia� jeszcze wi�cej ni� Norrec, ale weteran doskonale zdawa� sobie spraw�, kogo znale�li. Legenda wspomina�a, �e Bartuc mieszka� przez jaki� czas w�r�d ludu Norreca. Kto� z tych, z kt�rymi wojownik si� wychowywa�, m�g� by� potomkiem kogo� nale��cego do �wity potwornego w�adcy. Tak, Norrec bardzo dobrze zna� dzieje w�adcy. Zadr�a� i odruchowo zacz�� si� cofa� od postumentu. - Fauztin... wychodzimy st�d. - Ale, przyjacielu... - Wychodzimy! Zakapturzona posta� popatrzy�a w oczy Norreca, po czym pokiwa�a g�ow�. - Zapewne masz racj�. Wdzi�czny Norrec odwr�ci� si� do drugiego wojownika. - Sadun! Zostaw to! Wychodzimy st�d! Ju�... Co� poruszy�o si� niedaleko skrytego w cieniu wej�cia do komnaty, zwracaj�c jego uwag�. Na pewno nie by� to Sadun Tryst. Trzeci cz�onek grupy zaj�ty by� �adowaniem do worka ka�dej b�yskotki, jaka nawin�a mu si� pod r�k�. - Sadun! - warkn�� stary wojownik - Rzu� worek! Szybko! Co� ko�o wej�cia przesun�o si� w ich stron�. - Oszala�e�? - Zawo�a� Sadun, nie ogl�daj�c si� za siebie - To wszystko, o czym marzyli�my! Norrec zn�w us�ysza� odg�os ruchu, tym razem dochodz�cy z wielu miejsc naraz. Gdy dziwna posta� zbli�y�a si� jeszcze bardziej, nerwowo prze�kn�� �lin�. Puste oczodo�y zmumifikowanego wojownika, kt�rego cia�o przekroczyli na samym pocz�tku spojrza�y w jego przera�one oczy. - Sadun! Sp�jrz za siebie! Wreszcie go pos�ucha�. �ylasty �o�nierz natychmiast upu�ci� worek i obr�ci� si�, wyci�gaj�c miecz. Gdy jednak zobaczy�, na kogo patrz� Norrec i Fauztin, zblad� jak �ciana. Ci, kt�rzy przybyli tu wcze�niej, wstawali jeden po drugim, od �wie�ych zw�ok po szkielety. Norrec zrozumia�, czemu nikt nie zosta� �ywy. Zorientowa� si� te�, �e wkr�tce on i jego przyjaciele mog� do��czy� do tych przera�aj�cych szereg�w. Kosoraq Szkielet stoj�cy najbli�ej czarodzieja znik� nagle w eksplozji pomara�czowych p�omieni. Fauztin skierowa� palec na nast�pnego, cz�ciowo odzianego ghula, na kt�rego twarzy pozosta�o jeszcze troch� cia�a. Yizjerei powt�rzy� zakl�cie. Nic si� nie sta�o. - M�j czar... - Zaskoczony Fauztin nie zauwa�y� szkieletu po lewej, unosz�cego zardzewia�y, ale nadal u�yteczny miecz do ciosu, kt�ry mia� oddzieli� g�ow� maga od reszty cia�a. - Uwa�aj! - Norrec zablokowa� uderzenie i pchn��. Niestety, cios nic nie da�, gdy� ostrze po prostu przeszy�o klatk� piersiow�. W desperacji kopn�� swojego przeciwnika, posy�aj�c go wprost na innego nieumar�ego. Byli otoczeni przez przewa�aj�ce si�y wrog�w, kt�rych nie mo�na by�o pokona� w normalny spos�b. Norrec widzia�, jak odci�ty od przyjaci� Sadun wdrapa� si� na stos monet i stamt�d pr�buje si� broni� przed dwoma koszmarnymi wojownikami. Jeden z nich by� wysuszon� skorup�, drugi szkieletem z ocala�ym ramieniem. Kilku nast�pnych zbli�a�o si� w jego stron�. - Fauztin! Mo�esz co� zrobi�? - Spr�buj� innego czaru! Yizjerei zn�w wypowiedzia� zakl�cie: tym razem nieumarli walcz�cy z Sadunem zamarli w miejscu. Tryst skorzysta� z okazji i ci�� z ca�ej si�y. Ghule rozpad�y si� na niezliczone kawa�ki i rozsypa�y po pod�odze. - Wracaj� twoje moce! - Nadzieje Norreca wzros�y. - Nigdy mnie nie opu�ci�y. Obawiam si�, �e mog� u�y� ka�dego czaru tylko raz. Te, kt�re mi zosta�y, rzuca si� bardzo d�ugo! Norrec nie mia� czasu zareagowa� na t� straszn� wiadomo��, gdy� jego po�o�enie stawa�o si� rozpaczliwe. Zwar� si� z pierwszym, potem z dwoma innymi z nadchodz�cych szereg�w nieumar�ych. Na szcz�cie dla niego ghule by�y do�� powolne, ale liczba i wytrwa�o�� przewa�a�y szal� na korzy�� stra�nik�w grobu w�adcy. Ci, kt�rzy zaplanowali t� pu�apk� zrobili to bardzo dobrze, gdy� ka�da nast�pna dru�yna powi�ksza�a liczb� tych, kt�rzy atakowali nast�pn�. Norrec m�g� tylko wyobra�a� sobie, sk�d pochodzili pierwsi nieumarli. Ju� wcze�niej zwr�ci� uwag� przyjacio�om, �e chocia� mijali pu�apki i martwe stworzenia, a� do znalezienia czaszki na kolcu nie natrafili na �adne ludzkie cia�a. Pierwsza dru�yna, kt�ra odkry�a gr�b Bartuca, z pewno�ci� ponios�a ofiary po drodze do komnaty. Nie przypuszczali, �e martwi towarzysze wkr�tce stan� si� zagro�eniem dla tych, co prze�yli. I tak, z ka�d� kolejn� grup�, ros�y szeregi stra�nik�w. Norrec, Sadun i Fauztin wkr�tce mieli do nich do��czy�. Jedna z mumii si�gn�a w stron� ramienia Norreca. Weteran u�y� trzymanej w r�ce pochodni, by podpali� wysuszone cia�o i zamieni� je w chodz�c� �agiew. Ryzykuj�c poparzeniem nogi, kopniakiem pos�a� go na innego truposza. Mimo tych sukces�w horda nieumar�ych wci�� na nich napiera�a. - Norrec! - wo�a� sk�d� Sadun. - Fauztin! Otaczaj� mnie! Nie mogli mu jednak pom�c, gdy� sami mieli k�opoty. Mag uderzy� jeden szkielet swoj� lask�, ale ju� dwa inne zaj�y miejsce powalonego. Stwory zacz�y porusza� si� szybciej i bardziej p�ynnie. Wkr�tce Norrecowi i jego przyjacio�om nie pozostanie �adna przewaga. Trzech wojownik�w napar�o na Norreca Yizharana, oddzielaj�c go od Fauztina i zmuszaj�c do wycofania si� w g�r� schod�w, do postumentu. Ko�ci W�adcy Krwi grzechota�y w zbroi, ale, ku wielkiej uldze weterana, Bartuc nie ruszy�, by dowodzi� swoj� piekieln� armi�. K��b dymu u�wiadomi� mu, �e czarodziej upora� si� z kolejnym nieumar�ym. Norrec wiedzia� jednak, �e Fauztin nie m�g� poradzi� sobie ze wszystkimi. Jak do tej pory �aden z wojownik�w nie osi�gn�� przewagi, lecz tylko chwilow� r�wnowag�. Wobec braku cia�a, kt�re mo�na by przeci��, czy braku wa�nych organ�w, kt�re mo�na by przebi�, miecze i no�e by�y bezu�yteczne. My�l, �e kiedy� m�g�by tak powsta� i zaatakowa� kolejnych intruz�w, przyprawi�a go o dreszcze. Przesun�� si� wzd�u� postumentu, pr�buj�c znale�� jak�� drog� ucieczki. Norrec ze wstydem u�wiadomi� sobie, �e gdyby tylko pojawi�a si� mo�liwo�� wyj�cia, bez wahania opu�ci�by swoich towarzyszy. Jego si�y opada�y. Czyje� ostrze uderzy�o go w udo. B�l sprawi�, �e nie tylko krzykn��, ale i rozlu�ni� chwyt na mieczu. Bro� z brz�kiem spad�a po schodach, znikaj�c za nadchodz�cymi ghulami. Chwiej�c si� na nogach, Norrec wymachiwa� pochodni�, drug� r�k� szukaj�c oparcia na platformie. Jego palce natrafi�y jednak nie na kamie�, ale zimny metal. Ranna noga nie mog�a d�u�ej go utrzyma�. Norrec osun�� si� na kolano, poci�gaj�c za sob� metalowy przedmiot, kt�ry pochwyci�. Pochodnia polecia�a w przestrze�. Gdy Norrec pr�bowa� si� wyprostowa�, zobaczy� tylko morze groteskowych twarzy. Zrozpaczony �owca skarb�w uni�s� d�o�, kt�r� poszukiwa� oparcia, jakby milcz�co b�agaj�c nieumar�ych o lito�� i odroczenie tego, co nieuniknione. W ostatniej chwili zorientowa� si�, �e na d�oni mia� co� metalowego - r�kawic�. T� sam� r�kawic�, kt�r� wcze�niej widzia� przy szkielecie Bartuca. Nim jeszcze to dziwne odkrycie dotar�o do m�zgu, z jego ust wyrwa�o si� s�owo, kt�rego nie rozumia� i kt�re odbi�o si� echem w komnacie. Wysadzane kamieniami wzory na �cianach rozb�ys�y jasno, a nieumarli napastnicy znieruchomieli. Nast�pne s�owo, jeszcze mniej zrozumia�e, wyrwa�o si� zdumionemu weteranowi. Symbole na �cianach b�ysn�y o�lepiaj�co, zap�on�y... ...i wybuch�y. Przera�aj�ca fala czystej energii par�a przez komnat�, rozrywaj�c nieumar�ych. Kawa�ki cia�a i ko�ci fruwa�y we wszystkich kierunkach, zmuszaj�c Norreca do skulenia si� tak bardzo, jak to tylko by�o mo�liwe. Modli� si�, aby koniec by� jak najszybszy i bezbolesny. Magia poch�on�a nieumar�ych. Ko�ci i wysuszone cia�o p�on�y niczym olej do lamp. Ich bro� topi�a si�, tworz�c kupki �u�lu i popio�u. Nie dotkn�a jednak nikogo z dru�yny. - Co si� dzieje? Co si� dzieje? - S�ysza� krzyk Saduna. Piekielna fala porusza�a si� z niesamowit� precyzj�, niszcz�c wy��cznie stra�nik�w grobu. Gdy ich liczba skurczy�a si�, mala�a r�wnie� si�a �ywio�u. W ko�cu nie zosta� �aden. Komnata ton�a w niemal ca�kowitym mroku -jedynym �r�d�em �wiat�a by�y dwie pochodnie i odrobina �wiat�a odbijana przez zrujnowane kamienie. Norrec gapi� si� na zniszczenia, zastanawiaj�c si� jednocze�nie, co rozp�ta� i czy to nie zapowiada czego� jeszcze gorszego. P�niej spojrza� na r�kawic�, boj�c si� dalej j� trzyma� na r�ce i jednocze�nie zastanawiaj�c si�, co si� zdarzy, je�li spr�buje j� zdj��. - Oni... zostali po�arci - wykrztusi� Fauztin, gramol�c si� na nogi. Jego szata by�a w wielu miejscach poci�ta, a z paskudnej rany na ramieniu wci�� sp�ywa�a krew. Sadun zeskoczy� z miejsca, gdzie walczy�. Co dziwne, nie wygl�da�o na to, �e jest w og�le ranny. -Ale jak...? W�a�nie, jak? Norrec poruszy� os�oni�tymi r�kawic� palcami. Metal pasowa� jak druga sk�ra, r�kawica okaza�a si� znacznie wygodniejsza, ni� si� mo�na by�o spodziewa�. Gdy u�wiadomi� sobie, co jeszcze mo�e zrobi�, strach go cz�ciowo opu�ci�. - Norrec - us�ysza� g�os Fauztina - Kiedy j� za�o�y�e�? Nie zwr�ci� na to uwagi, my�l�c w�a�nie, �e dobrze by�oby za�o�y� drug� r�kawic� albo i ca�� zbroj�, by zobaczy�, jak pasuje. Jako m�ody rekrut marzy� o zostaniu genera�em i zbieraniu bogactw dzi�ki zwyci�stwom. Teraz ten zapomniany sen od�y�, po raz pierwszy wydawa� si� tak bliski spe�nienia... Nad jego r�k� przemkn�� cie�. Spojrza� w g�r�, na maga, wpatruj�cego si� we� z trosk�. - Norrec. Przyjacielu. S�dz�, �e mo�esz zdj�� t� r�kawic�. Zdj�� j�? Niespodziewanie, my�l o czym� takim wyda�a si� �o�nierzowi bez sensu. Dzi�ki tej r�kawicy uratowali �ycie! Po co j� zdejmowa�? Czy... czy to mo�liwe, �e Yizjerei chcia� jej dla siebie? Je�li chodzi�o o magiczne przedmioty, tacy jak Fauztin zapominali o lojalno�ci. Je�li Norrec nie odda mu r�kawicy, mag b�dzie m�g� po prostu zabra� j� w dogodnym momencie, gdy nie gdy nie b�dzie mo�na go powstrzyma�. Jaka� cz�� umys�u weterana pr�bowa�a wyrzuci� te nienawistne my�li. Fauztin ratowa� mu �ycie wi�cej ni� raz. On i Sadun byli jego najlepszymi - i jedynymi - przyjaci�mi. Mag ze wschodu na pewno nie pr�bowa�by czego� takiego... ej�e, doprawdy? - Norrec, pos�uchaj mnie! - W jego g�osie wychwyci� cie� zazdro�ci, mo�e strachu. - Musisz koniecznie zdj�� t� r�kawic�. Po�o�ymy j� z powrotem na katafalku... - O co chodzi? - zawo�aj Sadun. - Co z nim, Fauztin? Norrec przekona� si�, �e jego pierwsza my�l by�a s�uszna. Czarodziej chcia� jego r�kawicy. - Sadun. Wyci�gnij miecz. By� mo�e b�dziemy musieli... - Miecz? Chcesz, �ebym uszkodzi� Norreca? Co� przej�o kontrol� nad starym wojownikiem. Jakby z oddali Norrec patrzy�, jak odziana w r�kawic� d�o� chwyta Yizjerei za gard�o. - SaSadun! Jego d�o�! Utnij j�... K�cikiem oka Norrec dostrzeg�, �e jego towarzysz waha si� przez chwil�, po czym unosi bro� do ciosu. Zap�on�a w nim furia, kt�rej nigdy jeszcze nie odczuwa�. �wiat sta� si� czerwony... a potem zapad�a ciemno��. W tej ciemno�ci Norrec Yizharan s�ysza� krzyki. DWA W kraju Aranoch, po�o�onym na p�nocnym skraju wielkiego, przyt�aczaj�cego pustkowia, zajmuj�cego wi�kszo�� jego powierzchni, obozowa�a niewielka, ale dzielna armia genera�a Augustusa Malevolyna. Obozowali tu ju� od kilku tygodni. Powody, dla kt�rych tak si� dzia�o by�y dla wi�kszo�ci �o�nierzy tajemnic�, lecz nikt nie o�mieli� si� kwestionowa� rozkaz�w genera�a. Wielu z nich s�u�y�o pod jego komend� od pocz�tk�w kariery w Marchii Zachodniej i ich pos�usze�stwo by�o absolutne. Po cichu zastanawiali si� jednak, dlaczego nie id� naprz�d. Wielu uwa�a�o, �e ma to zwi�zek z kolorowym namiotem, rozbitym niedaleko kwatery genera�a, a nale��cym do wied�my. Ka�dego ranka Malevolyn udawa� si� do niej, najwyra�niej zagl�daj�c w przysz�o�� i podejmuj�c decyzje w oparciu o to, co us�ysza�. Do tego co wiecz�r Galeona zachodzi�a do jego namiotu w sprawach bardziej prywatnych. Nikt nie wiedzia�, jak du�y mia�a wp�yw na jego decyzje, ale uwa�ano, �e ogromny. Gdy poranne s�o�ce wyjrza�o zza horyzontu, szczup�y i zadbany Augustus Malevolyn wyszed� ze swej kwatery. Jego blada, g�adko ogolona twarz - opisana przez jednego z pokonanych wrog�w jako �portret lorda �mierci bez wrodzonej �agodno�ci" - by�a pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Malevolyn odziany by� w zbroj� czarn� jak noc, za wyj�tkiem szkar�atnych wyko�cze� na kraw�dziach, a zw�aszcza przy karku. Napier�nik zdobi� symbol czerwonego lisa i trzech srebrnych mieczy -jedyna pami�tka dawnej przesz�o�ci genera�a. Dw�ch adiutant�w zbli�y�o si� do�, gdy zak�ada� czarno-szkar�atne r�kawice, wygl�daj�ce, jakby zosta�y w�a�nie wykute. Tak naprawd� zbroja Malevolyna wydawa�a si� by� w doskona�ym stanie. By� to efekt nocnej pracy �o�nierzy, kt�rzy doskonale wiedzieli, �e na ich �yciu zawa�y� mo�e najmniejsza nawet plamka rdzy. Zakuty w zbroj� pod��y� w stron� namiotu czarodziejki, swojej pani. Siedziba Galeony wygl�da�a jak koszmar wytw�rcy namiot�w. Sprawia� on wra�enie zszytego z kilku tuzin�w na�o�onych na siebie r�nokolorowych �at. Tylko tacy jak genera� potrafili przyjrze� si� im lepiej i zauwa�y�, jak r�ne kolory sk�adaj� si� we wzory, a jedynie ci, kt�rzy poznali tajniki magii, znali ukryt� w nich moc. Za Malevolynem szli adiutanci -jeden z nich ni�s� zakryty ci�ar, kt�ry z kszta�tu przypomina� g�ow�. D�wigaj�cy j� oficer porusza� si� ostro�nie, jakby pakunek napawa� go strachem. Dow�dca nie przejmowa� si� zapowiadaniem, lecz gdy podszed� do najbli�szej po�y, kobiecy g�os, g��boki i szyderczy jednocze�nie, nakaza� mu wej��. Cho� s�o�ce o�wietla�o ca�y ob�z, w namiocie Galeony panowa�a ciemno��. Gdyby nie wisz�ca pod sufitem ma�a oliwna lampka, nie widzieliby czubka w�asnego nosa. Straciliby wtedy niezwyk�y widok. Wsz�dzie wisia�y woreczki, flaszki i r�ne dziwne przedmioty. Cho� kiedy� oferowano jej skrzyni� na sk�adowanie wszystkich rzeczy, wied�ma odm�wi�a, w jakim� celu wieszaj�c ka�dy przedmiot na haczyku w starannie wybranym miejscu. Genera� Malevolyn nie dziwi� si� temu - tak d�ugo, jak dostawa� potrzebne odpowiedzi, Galeona mog�a wiesza� sobie pod sufitem suszone trupy, a on by tego nie skomentowa�. Ale niewiele do tego brakowa�o. Cho� wiele swoich skarb�w lito�ciwie schowa�a w r�nych pojemnikach, w�r�d tych, kt�re wisia�y luzem, znajdowa�y si� truch�a wielu rzadkich gatunk�w zwierz�t w ca�o�ci lub kawa�kach. Niekt�re przedmioty sprawia�y wra�enie ludzkich, cho� upewnienie si� o tym wymaga�oby dok�adnych ogl�dzin. Kolejn� rzecz�, kt�ra sprawia�a, �e wszyscy, poza jej dow�dc� i kochankiem, czuli si� w namiocie dziwnie, by�y rzucane przez lampk� cienie, kt�re nie porusza�y si� tak, jak powinny. Ludzie Malevolyna cz�sto widzieli, jak p�omie� przechyla� si� w jedn� stron�, a cie� w drug�. Do tego cienie sprawia�y wra�enie, �e namiot jest wewn�trz wi�kszy, ni� by si� to wydawa�o z zewn�trz, a wchodz�cy przenosz� si� do jakiego� innego wymiaru. W �rodku tej dziwnej i niego�cinnej komnaty czarodziejka Galeona prezentowa�a sob� najbardziej zniewalaj�cy i przyci�gaj�cy oczy widok. Gdy podnios�a si� z kolorowych poduszek za�cielaj�cych wzorzysty dywan, w ka�dym m�czy�nie rozpali�a p�omie� nami�tno�ci. Kruczoczarne w�osy sp�ywa�y g�st� kaskad� na plecy ods�aniaj�c okr�g��, kusz�c� twarz z pe�nymi, czerwonymi ustami, wydatnym, lecz kszta�tnym noskiem i g��bokimi, zielonymi oczyma w odcieniu por�wnywalnym chyba tylko z intensywnym szmaragdem oczu genera�a. Przys�ania�y je g�ste rz�sy - wied�ma wygl�da�a, jakby samym spojrzeniem chcia�a po�re� ka�dego przychodz�cego. - M�j generale - zamrucza�a, a ka�de s�owo by�o obietnic�. Zmys�owo zbudowana, Galeona ods�ania�a swoje wdzi�ki, jakby prezentuj�c dost�pn� sobie bro�. Jej suknia by�a wyci�ta tak g��boko, jak to by�o mo�liwe, za� b�yszcz�ca bi�uteria akcentowa�a kraw�dzie jej dekoltu. Gdy porusza�a si� w faluj�cej kusz�co szacie, sprawia�a wra�enie, �e popycha j� delikatny wiaterek. Jedynym znakiem, �e jej urok ma jaki� wp�yw ma Malevolyna by�o delikatne dotkni�cie jej ciemnobr�zowego policzka odzian� w r�kawic� d�oni�. Czarodziejka poruszy�a si�, jakby g�adzi� j� najbardziej mi�kkim futrem. U�miechn�a si�, ukazuj�c idealne z�by... mo�e tylko nieco zbyt podobne do kocich k��w. - Galeono... moja Galeono... czy dobrze spa�a�? - Kiedy rzeczywi�cie spa�am... m�j generale. Zachichota�. - Tak, ja tak samo - Lekki u�miech znikn�� z jego twarzy -Dop�ki nie pojawi� si� sen. - Sen? - Urwany wdech powietrza wyra�nie dowodzi�, �e Galeona nie zlekcewa�y�a jego s��w. - Tak... - Przeszed� ko�o niej, gapi�c si� na co bardziej makabryczne okazy z jej kolekcji. Bawi� si� nimi, poruszy� jeden ze staw�w, nim powiedzia�: - W�adca Krwi powsta�... Przysun�a si� do niego, niczym czarny anio� przylgn�a do jego plec�w. Jej oczy rozszerzy�y si� w oczekiwaniu. - M�w, m�j generale, powiedz mi wszystko... - Widzia�em pust� zbroj�, kt�ra wstawa�a z grobu. W zbroi pojawi� si� szkielet, okry�y go mi�nie i �ci�gna, wreszcie otuli�o je cia�o. Ale to nie by� taki Bartuc, jakiego maluj�- Oficer w czarnej zbroi wydawa� si� rozczarowany - Prosta twarz, ale arty�ci zwykle takich nie rze�bili. By� mo�e to by�a w�a�nie twarz w�adcy, cho� w moim �nie sprawia� raczej wra�enie przera�onej duszy... - To wszystko? - Nie, potem zobaczy�em krew na jego twarzy, a kiedy to si� sta�o, ruszy�. Widzia�em, jak g�ry przechodz� we wzg�rza, a wzg�rza w piasek. On wsi�k� w ten piasek... a wtedy sen si� sko�czy�. Jeden z adiutant�w zauwa�y� cie� w k�cie namiotu. Poruszy� si�, zbli�y� do genera�a. Nauczony do�wiadczeniem, �e lepiej nie m�wi� o takich rzeczach, oficer trzyma� j�zyk za z�bami, maj�c nadziej�, �e cie� nie podejdzie do niego. Galeona stan�a przed genera�em i zajrza�a mu w oczy. - Czy �ni�o ci si� kiedy� co� takiego, m�j generale? - Wiedzia�aby� o tym. - Tak, oczywi�cie. Wiesz, jak wa�ne jest, aby� m�wi� mi wszystko. - Podesz�a do sterty poduszek. Pot b�yszcza� na ka�dym ods�oni�tym kawa�ku jej sk�ry - A to jest najwa�niejsze... To nie jest zwyk�y sen, o nie. - Tyle to i ja wiem - Skin�� niedbale d�oni� na adiutanta trzymaj�cego zas�oni�ty przedmiot. M�czyzna podszed� bli�ej, zdejmuj�c materia� i ukazuj�c to, co by�o ukryte. He�m z grzebieniem po�yskiwa� w s�abym �wietle lampki. Stary, ale nadaj�cy si� jeszcze do u�ytku, zakrywa� wi�kszo�� g�owy oraz twarz, za wyj�tkiem w�skich otwor�w na oczy, nos i usta. Ty� he�mu os�ania� r�wnie� kark, lecz szyja pozostawa�a niechroniona. Nawet w przy�mionym �wietle wida� by�o, �e he�m pomalowano na krwist� czerwie�. - Pomy�la�em, �e przyda ci si� he�m Bartuca. - Mia�e� racj�. - Galeona si�gn�a po artefakt. Jej palce musn�y d�onie adiutanta, a m�czyzna a� si� zatrz�s�. Korzystaj�c z tego, �e genera� na ni� nie patrzy�, a drugi adiutant nie m�g� tego zobaczy�, czarodziejka lekko pog�aska�a nadgarstek oficera. Spr�bowa�a go raz czy dwa, gdy jej apetyt domaga� si� jakiej� odmiany, ale widzia�a, �e nie o�mieli�by si� powiedzie� swemu dow�dcy o ich spotkaniach. Zamiast swojej cennej wied�my, Malevolyn kaza�by �ci�� jego. Wzi�a he�m i po�o�y�a go na ziemi niedaleko miejsca, gdzie wcze�niej siedzia�a. Genera� odprawi� swoich ludzi, po czym usiad� naprzeciwko niej. - Nie zawied� mnie, moja droga. Jestem na to zdecydowany. Pierwszy raz Galeona straci�a cz�� zaufania. Augustus zawsze dotrzymywa� s�owa, zw�aszcza tym, kt�rzy nie spe�nili jego oczekiwa�. Ukrywaj�c swoj� trosk�, czarodziejka po�o�y�a d�onie na wierzchu he�mu. Genera� zdj�� r�kawice i uczyni� to samo. �wiat�o lampki przygas�o, wydawa�o si� kurczy�. Cienie uros�y, zg�stnia�y, wydawa�y si� bardziej �ywe, bardziej niezale�ne od s�abego �wiat�a. Jednak genera� Malevolyn nie przejmowa� si� tym dziwnym, nieziemskim przeczuciem. Zna� niekt�re moce, z kt�rymi porozumiewa�a si� Galeona i podejrzewa� j� o kontakty z innymi. Jako wojskowy z imperialnymi ambicjami uwa�a� je za u�yteczne �rodki do osi�gni�cia celu. - Podobne przyzywa podobne, krew przyzywa krew... -S�owa wymyka�y si� z pe�nych ust Galeony. Dla swojego patrona odmawia�a t� litani� ju� wiele razy. - Niech to, co by�o jego, przyzwie to, co by�o nim! To, co nosi� cie� Bartuca musi by� z��czone zn�w! Malevolyn poczu�, �e jego puls przyspiesza. �wiat zdawa� si� od niego oddala�. S�owa Galeony rozbrzmiewa�y echem, stawa�y si� jedynym punktem skupienia. Pocz�tkowo nie widzia� nic poza szaro�ci�. P�niej obraz zg�stnia�, przyj�� sk�d� mu znajom� twarz. Zn�w zobaczy� noszon� przez kogo� zbroj� Bartuca, lecz tym razem genera� mia� pewno��, �e nie by� to legendarny w�adca. - Kto to? - zasycza� - Kto to jest? Galeona nie odpowiedzia�a: jej oczy by�y zamkni�te, a g�owa odchylona w skupieniu. Jaki� cie�, kojarz�cy si� Malevolynowi z wielkim owadem, poruszy� si� za ni�. Gdy obraz przed nim powi�ksza� si�, skupi� si� ca�kowicie na zidentyfikowaniu obcego. - Wojownik - Mrukn�a czarodziejka - Uczestnik wielu kampanii. - Niewa�ne! Gdzie jest? Blisko? - Zbroja w�adcy! Po tylu latach, tylu fa�szywych poszlakach... Pochyli�a si� z wysi�ku. Malevolyn nie zwa�a� na to, w razie potrzeby got�w wycisn�� z niej wszystkie si�y i jeszcze wi�cej. - G�ry... zimne, mro�ne szczyty... �adna wskaz�wka, na �wiecie by�o mn�stwo g�r, zw�aszcza na p�nocy i przy Bli�niaczych Morzach. Nawet Marchia Zachodnia mia�a jakie� g�ry. Galeona zadr�a�a dwa razy. - Krew przyzywa krew... Zacisn�� z�by. Po co si� powtarza? - Krew przyzywa krew! Zatrz�s�a si�, niemal odrywaj�c r�ce od he�mu. Jej kontakt z zakl�ciem s�ab�. Malevolyn stara� si� jak m�g�, aby utrzyma� wizj�, cho� jego moce by�y znacznie s�absze od Galeony. Na chwil� uda�o mu si� skupi� na twarzy. Prosta. Wszystko, tylko nie przyw�dca. Troch� spanikowany. Nie tch�rz, ale wyra�nie pozbawiony tego pierwiastka... Obraz zacz�� nikn��. Genera� rakl�� cicho. Zbroja zosta�a odnaleziona przez jakiego� przekl�tego piechura lub dezertera, kt�ry nie zna� jej prawdziwej warto�ci ani mocy. - Gdzie on jest? Wizja rozwia�a si� tak szybko, �e nawet jego to zdziwi�o. W tej samej chwili �niada czarodziejka westchn�a i osun�a si� na poduszki, przerywaj�c czar. Ogromna si�a oderwa�a r�ce Malevolyna od he�mu. Z ust genera�a pad�a wi�zanka soczystych przekle�stw. Czarodziejka usiad�a wolno, poj�kuj�c. Spojrza�a na Malevolyna, opieraj�c g�ow� na r�ce. On za� zastanawia� si�, czy nie kaza� jej wybato�y�. Dowiedzia� si�, i� zbroja zosta�a znaleziona, ale nadal nie wiedzia�, gdzie si� znajdowa�a. Wychwyci�a jego ponure spojrzenie i poj�a, co dla niej znaczy�o. - Nie zawiod�am ci�, m�j generale! Dziedzictwo Bartuca czeka, aby� wype�ni� je po tych wszystkich latach! - Wype�ni�? - Malevolyn wsta�, z trudem utrzymuj�c swoj� frustracj� i z�o�� na wodzy - Wype�ni�? Bartuc dowodzi� demonami! Rozszerzy� swe panowanie na ca�y �wiat! Blady dow�dca wskaza� na he�m. - Kupi�em to od w�drownego kramarza jako memento, symbol w�adzy, jak� chc� uzyska�! My�la�em, �e cho� to podr�bka, jednak zr�cznie wykonana! He�m Bartuca! - Genera� za�mia� si� ochryple - Dopiero gdy go za�o�y�em, zda�em sobie spraw�, �e to rzeczywi�cie by� jego he�m! - Tak, m�j generale! - Galeona szybko wsta�a i po�o�y�a d�onie na jego piersi. Jej palce pie�ci�y metal, jakby to by�o jego cia�o. - A ty zacz��e� miewa� sny, wizje... -Bartuca... Widzia�em jego zwyci�stwa, jego chwa�� i pot�g�! �y�em tym... - Ton g�osu Malevolyna sta� si� gorzki -Lecz tylko w snach. - To przeznaczenie podarowa�o ci ten he�m! Przeznaczenie i duch Bartuca, nie widzisz tego? Uwierz mi, on chce, aby� by� jego nast�pc�- zagrucha�a wied�ma - Nie mo�e by� inaczej, gdy� tylko ty mog�e� ogl�da� t� wizj� sam, bez mojej pomocy! - To prawda - Po dw�ch pierwszych przypadkach, kt�re zdarzy�y si�, gdy nosi� he�m na g�owie, genera� rozkaza� kilku swoim najbardziej zaufanym oficerom, by wypr�bowali artefakt na sobie. Nawet ci, kt�rzy nosili go przez kilka godzin, nie mieli �adnych sn�w. Dla Augustusa Malevolyna by� to wystarczaj�cy dow�d, �e zosta� wybrany przez ducha w�adcy, by przej�� jego chwalebn� zbroj�. Malevolyn wiedzia� wszystko, czego �miertelnik m�g� dowiedzie� si� o Bartucu. Przeczyta� ka�dy dokument i zg��bi� ka�d� legend�. Cho� w przesz�o�ci wielu porzuci�o badania nad mroczn� i pe�n� demon�w histori� w�adcy obawiaj�c si�, �e spadnie na nich jaka� kl�twa, genera� zbiera� ka�dy strz�p informacji. Pod wzgl�dem krzepy i umiej�tno�ci strategicznych m�g� r�wna� si� z Bartucem, lecz w�ada� tylko odrobin� magii. Z trudem, przy pomocy magii, by� w stanie zapali� �wiec�. Galeona obdarzy�a go wi�ksz� moc� (nie wspominaj�c ju� o innych przyjemno�ciach), ale by w pe�ni osi�gn�� chwa�� w�adcy, potrzebowa� sposobu na kierowanie niejednym demonem, ale wieloma. Zbroja mog�a otworzy� przed nim t� mo�liwo��, tego by� pewny w spos�b granicz�cy z obsesj�. Szczeg�owe badania Malevolyna wykaza�y, �e Bartuc wype�ni� j� straszliwymi zakl�ciami. Umiej�tno�ci genera�a zosta�y wzmocnione przez moce he�mu. Kompletna, zaczarowana zbroja da�aby mu to, czego pragn��. Cie� Bartuca z pewno�ci� tego chcia�. Te wizje by�y znakiem od niego. - Mog� powiedzie� ci co�, m�j generale - Szepn�a czarodziejka - Co�, co pomo�e ci w twojej misji... �cisn�� j� za ramiona. - Co? Co to takiego? Skrzywi�a si� z b�lu w jego u�cisku. - On... ten g�upiec, kt�ry nosi zbroj�... zbli�a si�! - Do nas? - Zapewne tak, je�li he�m i reszta zbroi maj� by� razem. A nawet je�li nie, to im bli�ej nas jest, tym �atwiej b�d� go mog�a namierzy�! - Galeona uwolni�a jedno rami�, po czym dotkn�a policzka Malevolyna. - Musisz tylko chwil� poczeka�, ukochany. Tylko chwil�... Genera� pu�ci� j� i zastanowi� si�: - B�dziesz sprawdza� rano i wieczorem! Nie b�dziesz oszcz�dza� si�! Kiedy znajdziesz tego kretyna, masz mi o tym natychmiast powiedzie�! Wyruszymy natychmiast! Nic nie stanie pomi�dzy mn� i moim przeznaczeniem! Chwyci� he�m i bez s�owa opu�ci� jej namiot, adiutanci szybko stan�li za nim. Umys� Malevolyna szala�, gdy widzia� siebie w zaczarowanej zbroi. Legiony demon�w powstan�, aby mu s�u�y�. Miasta upadn�. Powstanie Imperium rozszerzaj�ce si�... na ca�y �wiat. Gdy wr�ci� do swojej kwatery, tuli� he�m niemal z czu�o�ci�. Galeona mia�a racj�. Musi by� tylko bardziej cierpliwy. Zbroja sama do niego przyjdzie. - Zrobi� to, o czym kiedy� marzy�e� - wyszepta� do nieobecnego cienia Bartuca - Twoje dziedzictwo b�dzie moim przeznaczeniem! Oczy genera�a rozb�ys�y. - Ju� wkr�tce... * * * Wied�ma zadr�a�a, gdy Malevolyn opu�ci� p�acht� namiotu. Od tego czekania, a zw�aszcza noszenia staro�ytnego he�mu, sta� si� bardziej niezr�wnowa�ony. Kiedy� nawet przy�apa�a go na tym, �e m�wi�, jakby by� W�adc� Krwi we w�asnej osobie. Galeona wiedzia�a, �e he�m - a zapewne i ca�a zbroja - posiada jakie� tajemnicze magiczne si�y, ale nie potrafi�a ich ani okre�li�, ani kontrolowa�. Gdyby mog�a to zrobi�... nie potrzebowa�aby swojego kochanka. Troch� go szkoda, ale przecie� s� inni m�czy�ni. Inni, �atwiejsi do kontrolowania, m�czy�ni. W ciszy zabrzmia� g��boki, chrapliwy g�os, kojarz�cy si� czarownicy z brz�czeniem tysi�ca konaj�cych much: - Cierpliwo�� jest cnot�... on powinien to wiedzie�! Sto dwadzie�cia trzy lata sp�dzone na tym �wiecie w poszukiwaniu w�adcy! Tak d�ugo... a teraz b�dzie w komplecie... Galeona rozejrza�a si� po�r�d cieni, szukaj�c kogo�. Wreszcie dostrzeg�a go w najciemniejszym k�cie namiotu: chwiej�c� si�, podobn� do owada posta� widoczn� tylko dla tego, kto przygl�da� si� naprawd� uwa�nie. - Cicho b�d�! Kto� mo�e nas us�ysze�! - Nikt nie s�yszy, je�li on tak zechce - wychrypia� g�os. -Dobrze o tym wiesz, cz�owieku... - Wi�c ucisz si� dla mojego spokoju, Xazax - �niada czarodziejka popatrzy�a na cie�, ale nie podesz�a bli�ej. Nawet po tak d�ugim czasie nie ufa�a swojemu towarzyszowi. - Ludzkie uszy s� tak wra�liwe - Cie� zmieni� posta�, przypominaj�c teraz modliszk�. Modliszk� mierz�c� przynajmniej siedem st�p wzrostu - Tak mi�kkie i niedoskona�e cia�a... - Lepiej nie m�w o niedoskona�o�ciach. W namiocie zabrzmia� niski, klekocz�cy odg�os. Galeona zamar�a, �wiadoma, �e jej towarzysz nie lubi by� poprawiany. Xazax poruszy� si�, podszed� bli�ej. - Opowiedz mu o wizji. - Przecie� j� widzia�e�. - Ale on chce us�ysze� o niej od ciebie... prosz�... opowiedz mu. - Dobrze - Wzi�a g��boki oddech i opisa�a m�czyzn� w zbroi tak, jak mog�a najlepiej. Xazax na pewno wszystko widzia�, ale z jakich� powod�w ten g�upiec zawsze zmusza� j� do opisywania wizji. Galeona skr�ci�a opowie��, pomijaj�c wygl�d m�czyzny, za to szczeg�owo opisuj�c zbroj� i krajobraz widziany w tle. Nagle Xazax przerwa� jej: - On wie, �e zbroja jest prawdziwa! Wie, �e znajduje si� gdzie� po�r�d �miertelnych! Cz�owiek! Co z tym cz�owiekiem? - Ca�kiem zwyczajny. Nikt niezwyk�y. -Nic nie jest zwyk�e! Opisz go! -�o�nierz. Prosta twarz. Zwyk�y wojownik, prawdopodobnie potomek ch�op�w, bo na takiego wygl�da. Nic niezwyk�ego. Biedny g�upiec, kt�ry znalaz� zbroje, i nie ma poj�cia, co to j