3315
Szczegóły |
Tytuł |
3315 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3315 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3315 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3315 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ KRZEPKOWSKI
OBOJ�TNE PLANETY
OD ZIEMI
- ... i tylko ona �wieci, kiedy inne gasn�. Powiedz mi Reel, dlaczego nigdy nie podj��e� decyzji?
- Chyba... chyba ba�em si�, Tika. Tak po prostu...
- Ty? Nieustraszony? Przecie� kiedy� nie ba�e� si� polecie� nawet do alfy W�ownika...
- Ale teraz boj� si�...
- Czego?
- Tego, co m�g�bym tam zobaczy�.
- My�lisz o tej starej legendzie? Przecie� to bzdura, kt�r�...
- Nie, Tika. Legenda. O dobrym �wiecie, o szcz�ciu... Ty tego i tak nie zrozumiesz...
- Ale to przecie� zwyk�a bajka. Obalone hipotezy. W dwudziestym trzecim wieku...
- ... licz� si� tylko fakty, tak? Zawsze chcia�em je zna� i szuka�em prawd najbardziej bezstronnych. Boj� si� tylko...
- Przecie� mo�esz je zna� - to ledwie dwa tygodnie �wiat�a st�d...
- Wi�cej, Tika - to marzenia pokole�...
- Niech wi�c wreszcie dowiedz� si� prawdy.
- I ja czasem chcia�bym j� zna�...
- Wi�c czemu nie lecisz? Gdzie indziej lata�e�...
- Zrozum, Tika. Inne �wiaty - Orion, Tau, Syriusz i miliony jeszcze odleglejszych - s� nam po prostu obce. S� z�e. Nie boj� si� tego ich z�a, bo w�a�nie nie ba� si�, to jest nasz zaw�d. Dlatego polec� w ka�de miejsce, kt�re trzeba pozna�, ale tego �wiata - �wiata z legendy - nie wolno mi zobaczy�. On naprawd� musi pozosta� szcz�liwy...
M�ZG
Ma na imi� Ahia. Widz� j� codziennie przez okno, jak �pieszy si� do Instytutu. Male�ka zgrabna figurka przesuwa si� na ta�mie transportera, wdzi�cznym �ukiem skr�ca w bram�. Znika mi na chwil� z oczu, potem s�ysz� jej kroki w korytarzu - u�miecha si� od drzwi. Pracujemy razem ca�y dzie�. Ahia przesy�a mi potem u�miech na po�egnanie i zn�w niecierpliwie czekam na jutro. Troch� pracuj�, troch� marz�... Nudne obliczenia i wykresy -tak by�o zawsze i chyba dalej musi tak by�. Zanim rakiety polec� w kosmos trzeba obliczy� parametry najmniejszej nawet �rubki, uwzgl�dni� przeci��enia, bezw�adno��, odporno�� materia�u na wysok� i nisk� temperatur�, na zmiany szybko�ci i przyspieszenia - deceleracje i zero bezwzgl�dne daj� si� we znaki nie tylko ludziom...
Marz� czasem o takiej podr�y - przecie� wiem, jak si� to wszystko odbywa. Na pocz�tek pierwsza kosmiczna, potem troch� orbity, pr�dko�� mi�dzyplanetarna, z jonowego na grawitacyjny, szybko�� mi�dzys�oneczna wreszcie...
Razem z Ni� usn�liby�my w hibernatorach na te, powiedzmy, trzy lata i w�drowali sobie potem z planety na planet�, spaliby�my w ma�ych hotelikach dla kolonist�w i kochali si� gdzie� na orbicie Vegi... Taak, znam to wszystko doskonale. Z opowie�ci tych, kt�rzy tam byli...
To musi by� ciekawe chyba i pi�kne uczucie, kiedy mo�na skierowa� rakiet� tam, gdzie si� tylko chce. Dlatego zazdroszcz� wszystkim, kt�rzy lataj�. Ja mog� tylko siedzie� tu i czeka�... Czeka�... Kiedy Ona wreszcie przyjdzie?
W�a�nie dzi� sp�ni�a si� ca�� godzin� - robi�em b��dy nawet w g�upim dodawaniu. A kiedy przysz�a... - pod bram� Instytutu odprowadzi� j� wysoki ch�opak z emblematem zwiadu kosmicznego na r�kawie. Schyli� si� do jej twarzy.
Us�ysza�em szybsze ni� zwykle kroki, trzasn�y drzwi laboratorium. U�miechn�a si� tym u�miechem przeznaczonym specjalnie dla mnie, usiad�a w wygodnym fotelu i jak co dzie� po�o�y�a szczup�e, delikatne palce na moich klawiszach...
DESZCZ
Fyx przyjrza� si� najpierw ca�emu Uk�adowi z daleka, potem rozpocz�� bezpo�redni� obserwacj� interesuj�cego go globu. Przylgn�� do powierzchni statku ca�ym cv, uderza� niecierpliwie emitowan� fal� w nieprzejrzyst� pow�ok� chmur nad planet�. Jego receptory powi�kszy�y si� nieomal czternastokrotnie tworz�c przed statkiem a�urow�, wiruj�c� z wolna paraboloid� splot�w obna�onych nerw�w wyczulonych na ka�dy najmniejszy cho�by as przestrzeni. Wszystkie niezb�dne obliczenia m�zg Fyxa przeprowadza� szybko i pewnie, lecz w uczuciowej cz�ci jego skomplikowanej struktury nieprzerwanie szala� dojmuj�cy �al - bezustanne wy�adowania potencja�u podpsychiki i w�ciek�e b�yski nieprzyjemnych my�li rozdziera�y sp�jn� zazwyczaj ja�� Fyxa w niezale�ne, r�wnoleg�e tory...
Dziewi��dziesi�t procent wyprawy stanowi�a pewno�� �mierci - wiedzia� o tym r�wnie dobrze jak ci, kt�rzy go wys�ali, oderwali brutalnie od wszystkiego, co ceni� najbardziej. Bowiem jego my�li w�a�nie - te o Gjuk, Iolp�asd i alercie - stanowi�y dodatkow� i wcale przecie� niema�� gwarancj�, �e zrobi wszystko by wr�ci� i do pami�ci rasy przekaza� zebran� w kosmosie informacj�. By�o to podstawowe Prawo- najstarsza zasada obowi�zuj�ca wszystkich eksplorer�w przestrzeni, przekazywana z pokolenia w pokolenie od niezliczonych eon�w obieg�w oko�ogwiezdnych. Fyx przyjmowa� j� i rozumia� w pe�ni, co jednak nie zmieni�o faktu, �e w uczuciowej cz�ci jego m�zgu brakowa�o tym razem krystalicznej logiki. Wypar�a j� panosz�ca si� bezczelnie zazdro��. Czy Wert go nie zdradzi? Czy nie przekona samic do innego kosmona?
Tym czujniej i nieufniej ogl�da� ka�de podejrzane zak��bienie chmur. Co� przecie� tutaj �y�o, co� emitowa�o radiofale, kt�re wyczu� ju� z s�siedniego sektora galaktyki. I co� chroni�o zapewne t� planet� przed rozmaitymi niespodziankami z kosmosu. Przed odwiedzinami nie zapowiedzianych, niepo��danych mo�e go�ci...
Fyx szybko zwija� receptory - statek wdziera� si� ju� w g�rne warstwy atmosfery. Troch� za p�no wy��czy� grawistaty i gdyby mieszka�cy globu mieli zmys�y cho� w cz�ci podobne do jego w�asnych, to nie m�g�by im lepiej zasygnalizowa� swojego przybycia...
Pocz�tkowo by�o bardzo przyjemnie - wolne jony przemyka�y zygzakami przez ca�e cia�o Fyxa daj�c mu z�udzenie rozkosznego dreszczu - ni�ej jednak atmosfera sta�a si� cokolwiek niebezpieczna. Nie by�a wprawdzie a� tak przesycona trucizn�, by nie mo�na by�o wytrzyma�, lecz Fyx wola� na wszelki wypadek wywo�a� cz�stki oboj�tne na powierzchni� cia�a.
Jak pos�pna, brunatna chmura pop�yn�� w chybotliwym powietrzu i, otoczony cienk� warstewk� kryszta��w ochronnych, powoli opad� na zgromadzenie kanciastych budowli. Wi�kszo�� zabawnych, jednokszta�tnych dwunog�w okry�a si� na jego widok niewielkimi przeno�nymi kopu�ami, reszta natomiast zacz�a pospiesznie wsi�ka� do wn�trz budynk�w przez dostosowane do tego celu otwory.
A potem zacz�� si� chaos - w�a�nie w tym momencie, w kt�rym Fyx dotkn�� pierwszego mieszka�ca. Mo�e trafi� na jaki� wyj�tkowo nietrwa�y okaz? Dotkni�ty stw�r wyemitowa� sygna� akustyczny, na kt�ry pozosta�e istoty zareagowa�y zaciekawieniem, zaniepokojeniem, panik� wreszcie - po stworku w u�amku sekundy zosta�a jedynie ma�a, wilgotna plama na pod�o�u... Ta �mieszna, nietrwa�a istotka umia�a broni� si� zaciekle, potrafi�a zadawa� b�l. D�ugo jeszcze, nawet po wy��czeniu receptor�w wra�e� nieprzyjemnych, Fyx czu� w ca�ej sieci psychiki obrzydliwy szok zetkni�cia z tlenkiem wodoru...
Wszystkie nast�pne pr�by w��czania si� w systemy nerwowe mieszka�c�w planety i przej�cia na bezpo�rednie porozumienie nie dawa�y po��danych rezultat�w-za ka�dym razem reagowali na niego identycznie i wsz�dzie, we wszystkich miastach i osiedlach natyka� si� na op�r r�wnie zaci�ty jak w przypadku pierwszego kontaktu. Tak bardzo ksenofobicznej reakcji nie umia� sobie wyt�umaczy� �adn� znan� mu teori�...
Wnika� do budynk�w, zostawia� wci�� nowe mokre plamy na �cianach i pod�ogach, wysi�kiem woli opanowywa� narastaj�cy nieodparcie gniew. I pr�bowa�, bez przerwy pr�bowa� dogada� si� nareszcie z jednym bodaj stworzonkiem, lecz �adna pr�ba kontaktu nie da�a rezultatu...
A potem przysz�o to w�a�nie, czego Fyx obawia� si� najbardziej - uznali go za wroga i usi�owali zniszczy�, podczas gdy on nadal nie m�g� im nic wyt�umaczy�... Najpierw chcieli rozproszy� go przy pomocy powietrznych i termicznych udar�w, a kiedy nic im z tego nie wysz�o, si�gn�li po bro� stokro� skuteczniejsz�. Na pr�no Fyx otula� ca�e cia�o neutralnym kokonem-warstwa ochronna okaza�a si� zbyt s�aba i cienka...
*
...W pierwszej chwili wszyscy my�leli, �e to zwyczajna chmura. Potem zacz�a obezw�adnia� wzmo�on� grawitacj� i z niezrozumia�� zaciek�o�ci� atakowa� wszystkie �ywe istoty - mia�d�y�a i rozpuszcza�a w sobie ka�dego cz�owieka, kt�ry tylko znalaz� si� w jej zasi�gu. Wsi�ka�a do dom�w przez nie uszczelnione okna i zdawa�o si�, �e nic nie mo�e jej powstrzyma�. P�yn�cej przez powietrze galarecie nie szkodzi�y �adne zdalnie sterowane pociski - ka�dy wybuch powodowa�, po chwilowym rozproszeniu, jeszcze �ci�lejsz� konsolidacj� ob�oku. Za� na zastosowanie g�owic termoj�drowych nie zgodzi�y si� Narody...
T�-pozornie bez wyj�cia - sytuacj� rozwi�zali dopiero in�ynierowie klimatu. Kt�ry� z nich zauwa�y�, �e ob�ok zdecydowanie unika wody i rzeczywi�cie-zwyczajny zdalny deszcz zabi� istot� gro�n�, cho� niew�tpliwie rozumn�. Niestety - �adna pr�ba kontaktu nie da�a rezultatu...
PIERWSZE STADIUM
Od ha�asu i ogromnego tempa dziania si� kolejnych zdarze�, od ostrej, wyt�onej pracy umys� ucieka daleko tam, gdzie jeszcze mo�liwy jest odpoczynek, gdzie odrobina skrzywionej, przem�czonej przestrzeni psychicznej daje namacalne nieomal zjawy t�tni�cych nierealnie �wiat�w. Tam-sen... M�zg ro�nie do mikroskopijnych rozmiar�w obejmuj�c wszystko, co nie mie�ci si� w centymetrach, gramach i sekundach...
Ter Gigon odwr�ci� si� od pulpitu sterowania przebiegiem reakcji, pochyli� g�ow� nad komunikatorem. Pomieszczenie ju� po chwili wype�ni�o si� wezwanymi przez Tera naukowcami z innych dzia��w-w nabo�nym skupieniu ogl�dali utrwalony na kliszy �lad nie znanej im do tej pory cz�stki. Nieregularny zygzak zako�czony by� rozb�yskiem twardego promieniowania - dotykali go ostro�nie, g�adzili po�yskuj�c�, lepk� troch� od resztek emulgatora powierzchni�. Ich przyt�umione, popl�tane g�osy dociera�y do Gigona z nieznacznym op�nieniem, jakby wszystko dzia�o si� w jakim� s�siednim pomieszczeniu. Tak, to na pewno tylko zm�czenie - Gigon ogarn�� spojrzeniem ca�e naukowe zbiegowisko przy stole i cicho wymkn�� si� z laboratorium. Nagle - zupe�nie nieoczekiwanie dla samego siebie - zapragn�� powietrza wolnego od dusz�cej, niezno�nej woni przegrzanego, spalonego gdzieniegdzie tworzywa...
Na zaleg�y od kilku lat urlop wyjecha� z miasta. Byle tylko dalej od ulicznych gapi�w i natr�tnych reporter�w, kt�rzy zwietrzywszy sensacyjne odkrycie nie dawali mu ani chwili spokoju.
Rozkoszowa� si� teraz zapachem �wie�o skoszonej trawy i �agodnym wiatrem budz�cym na polach z�oto - czerwone fale ci�kich, rozko�ysanych k�os�w, usi�owa� zapomnie� o wszystkim, co urzeka�o go nieodparcie przez kilka ostatnich lat...
Nale�a� mu si� ten odpoczynek-przez siedem d�ugich oko�os�onecznych cykli poszukiwa� dowodu istnienia cz�stki, kt�r� przewidzia� i wyliczy�. Szuka� tak d�ugo, a� warion o znaku przeciwnym do normalnego sta� si� oczywist� dla wszystkich prawd�, z natr�tnej idei pos�dzanego o pomieszanie zmys��w naukowca powsta� fakt obiektywny, z kt�rym trzeba si� by�o liczy�...
Zm�czony dalek� przechadzk� Gigon skry� si� w cieniu najbli�szego zwierzodrzewa i sp�aszczon� na ko�cu mack� otar� z potu swoje szerokie czo�o zawodowego koncepcjonisty. W jego m�zgu pojawia�y si� i gas�y co chwila b�yski dalekich, niespodziewanych skojarze� - pozwala� im na to, jak zm�czony prac� dobrotliwy ojciec patrz�cy z pob�a�aniem na igraszki niesfornych dzieci. Swawolna wyobra�nia podsuwa�a mu nieograniczone mo�liwo�ci wykorzystania nowych cz�stek - przebudowa ca�ych kontynent�w i nowoczesne zasady nap�du statk�w kosmicznych trzynastej generacji; dosi�gni�cie innych s�o�c i nowych, jak�e odmiennych od znanego, �wiat�w... kolejne skojarzenie wstrz�sn�o nim jak brutalny, nieoczekiwany cios... Je�eli istnieje jedna, mog� by� tak�e i inne cz�stki o znakach przeciwnych. Mog�? Powinny by�. Musz�. A mo�e... mo�e s� gdzie� nawet ca�e �wiaty z nich zbudowane... ?
Uczony zerwa� si� na r�wne tocznie i, jak m�g� najszybciej, pod��y� do domu relaksu po swoje baga�e.
- Ca�e �wiaty - mrucza� do siebie p�g�osem - zupe�nie inne, ciekawe �wiaty - w drodze do miasta, do swojego mieszkania - laboratorium przeprowadza� ju� pierwsze operacje logiczne i wst�pne obliczenia...
- Hmm... Zaraz, zaraz... jak w�a�ciwie wygl�da�o samo zjawienie si� warionu o znaku przeciwnym? Aha... Najpierw by�o nieznaczne tylko zaburzenie falowe przestrzeni, skrzywienie jej tak niewielkie, �e zaledwie wykryte przez najdoskonalsze instrumenty, za� w nast�pnym u�amku chwili warion przeciwny wyprysn�� znik�d zupe�nie tak, jakby kto� przebi� no�em arkusz cienkiej metalowej folii - male�ka wypuk�o��, jakie� wst�pne naruszenie spoisto�ci materii i -wreszcie rozdarcie... A gdyby tak za�o�y�, �e - po przesuni�ciu no�a na drug� stron� arkusza-folia wraca do stanu r�wnowagi... nie, do stanu pocz�tkowego raczej? Postrz�pione brzegi rozdarcia powinny przywrze� do siebie, sklei� si� w jednolit�-jak przed zak��ceniem-ca�o��. I co� bardzo podobnego w�a�nie mo�e zachodzi� w mechanizmie pojawiania si� warion�w przeciwnych...
Starannie unikaj�c spotkania ze swoim lekarzem-opiekunem Gigon przemkn�� przez miasto, by przez nast�pne trzy oko�ogwiezdne cykle prawie nie opuszcza� swego laboratorium... Warto by�o - podj�t� prac� Ter zako�czy� kolejnym wielkim sukcesem. W efekcie wsp�lnego wysi�ku naukowc�w z kilkunastu po��czonych dzia��w, od fizyk�w i cybernetyk�w po biolog�w w��cznie, powsta�a bezza�ogowa na pocz�tek sonda, kt�r� niezw�ocznie wys�ano w s�siedni, podejrzewany o przeciwno��, wymiar. Gdy wr�ci�a, znaleziono w jej pojemniku odizolowane polem si�owym od �cianek jakie� nieznane, mineralne chyba formy, py�y i kilka stosunkowo skomplikowanych, niew�tpliwie organicznych twor�w. Ter Gigon triumfowa�-nic ju� teraz nie przemawia�o przeciw z�o�eniu wizyty w innym �wiecie.
Dostosowany do przej�cia bariery grawilot wyposa�ono w regeneratory powietrza i �ywno�ci z zapasem energii na dziesi�� lat, wzmocniono jeszcze blokad� materii i pola, lecz- pomimo wszelkich mo�liwych zabezpiecze� - siedz�cy w fotelu przed olbrzymi� tablic� sterowania Gigon poczu� si� troch� nieswojo. Jeszcze raz spojrza� uwa�nie na towarzysz�cych mu asystent�w i zdecydowanym, mo�e nawet cokolwiek desperackim ruchem owini�tej wok� d�wigni rozruchu macki przerzuci� starter w kra�cowe po�o�enie...
Sp�awik drgn�� i ostro poszed� pod wod�, mocne szarpni�cie odwin�o z ko�owrotka kilka, potem kilkana�cie metr�w nylonowej �y�ki, lecz w�dkarz - wpatrzony szeroko rozwartymi oczyma w to co�, co niespodziewanie zjawi�o si� na brzegu strumienia - nie zareagowa�. Przez moment trwa� nieruchomo przypominaj�c zatrzymany w swych czynno�ciach manekin ze stereoreklamy, z zapatrzenia zbudzi�o go dopiero ponowne szarpni�cie walcz�cej o wolno�� ryby. Machinalnie pokr�ci� przytwierdzon� do w�dziska korbk�, by ju� w nast�pnej chwili odrzuci� niepotrzebn� zabawk�. W�dka zata�czy�a na wodzie w takt gwa�townych podskok�w jakiego� zrozpaczonego leszcza czy okonia, za� cz�owiek-z charakterystyczn� dla dziecka lub rasowego uczonego impulsywn� ciekawo�ci� - podbieg� do tego nieznanego czego� z wyci�gni�t� przed siebie r�k�. S�aby, lecz do�� nieprzyjemny szok powstrzyma� go przed ponownym dotkni�ciem pojazdu. Bo to przecie� by� pojazd... Nieomal�e doskona�y w zarysie, nieludzko czysty w zwichrowanych, �agodnie wygi�tych p�aszczyznach i �mia�o zakre�lonych liniach prostych, by� niezaprzeczalnie statkiem powietrznym - typowy dla ka�dej z mo�liwych technik garb rotora grawitacyjnego nad dyszami przetwornik�w pola i aerodynamiczne stabilizatory rozmieszczone symetrycznie po bokach kad�uba jednoznacznie okre�la�y jego przeznaczenie. Wygl�da� jak �mig�y, spr�ony do skoku chart, gdy zwietrzy zaj�ca, i podobnie jak on musia� pru� swoim w�skim nosem pryskaj�ce w pop�ochu powietrze. By� po prostu sko�czenie pi�kny trwaj�c tak nad brzegiem strumyka jak troch� jeszcze nieufna, rozgrzana biegiem klacz, i jak �agodne dreszcze przemyka�y po jego powierzchni blado - b��kitne p�omyki... Tak nieoczekiwanie doskona�e pi�kno obudzi�o w zapatrzonym, rozmarzonym cz�owieku naukowca - niekt�re rozwi�zania konstrukcyjne wskazywa�y niezbicie, i� statek nie jest dzie�em ludzi...
Ben Morris, najlepszy matematyk Instytutu Intelektroniki oczekiwa� przez chwil�, �e otworz� si� ukryte w�r�d za�ama� kad�uba drzwi i ze �rodka wyjdzie �wiergocz�cy co� w swoim j�zyku pilot obcego pojazdu - zawsze my�la�, �e nie mog�oby by� inaczej - lecz statek trwa� nadal w czujnym bezruchu podobny do olbrzymiej larwy motylej, otulonej kokonem b��kitnych wy�adowa�. Jedynie przys�oni�te szczeln� siatk� p�omieni soczewki sprz�onych peryskop�w czy kamer porusza�y si� synchronicznie z krokami Morrisa. Dopiero, gdy uczony cofn�� si� o par� krok�w by pe�niej oceni� rozmiary statku, �w drgn�� i posun�� si� w �lad za id�cym ty�em cz�owiekiem. W ten spos�b zaw�drowali do zaparkowanego w pobliskich krzakach poduszkowca. Morris siad� za kierownic� i, ogl�daj�c si� niepewnie, czy niespodziewani go�cie nie zechc� znikn�� tak, jak przybyli, poprowadzi� poduszkowiec na prze�aj przez pola w kierunku Instytutu... Ci�kie skrzyd�a bramy uchyli�y si� przed nimi leniwie, trzasn�y g�o�no - na wewn�trznym dziedzi�cu pojazd przywarowa� pozornie tak samo martwy, jak uprzednio nad rzeczk�.
Powiadomiono rz�d i wojsko, prasa dowiedzia�a si� sama - co chwila kto� przylatywa�, kto� inny przyje�d�a�, obfotografowywano Bena i pojazd ze wszystkich stron. Bardzo te� szybko okaza�o si�, �e wszystkie zdj�cia s� prze�wietlone i dopiero wtedy zabrano si� powa�nie do bada� otaczaj�cej statek Obcych po�wiaty. Po kilku godzinach intensywnej pracy stwierdzono, i� ca�y pojazd jest okryty pot�nym polem si�owym o niewiarygodnie sp�jnej strukturze falowej. Wygl�da�o na to, �e przybysze nie �ycz� sobie �adnych odwiedzin wewn�trz statku. Zwr�ci� na to uwag� obecny przy badaniach profesor Natanson.
- S�uchaj, Morris, czy to nie dziwne Lecie� B�g wie ile czasu na nasz� staruszk� planet� po to, �eby w og�le ze statku nie wychodzi�?
- Wydaje mi si�, �e oni wcale do nas nie przylecieli:..
- Tego to ju� zupe�nie nie rozumiem.
- Wi�c popatrz na statek jeszcze raz. Przecie� on wcale nie wygl�da na dostosowany do lot�w kosmicznych.
- Chcesz powiedzie�, �e oni znaj� podr�e w podprzestrzeni? Dlaczego s�dzisz, �e pojazd Obcych nie m�g�by wytrzyma� warunk�w pr�ni?
- Patrz, jak wiotka jest jego konstrukcja. Nawet przy za�o�eniu wytrzyma�o�ci budulca wielokrotnie wi�kszej od stali jest po prostu zbyt s�aba, by przetrzyma� bez szkody zderzenie z byle jakim meteorem. Tutaj nawet wspomaganie ochrony polem si�owym nie mog�oby ewentualnej za�odze zapewni� stuprocentowego bezpiecze�stwa...
- W takim razie sk�d oni si� wzi�li?
- Z normalnej pr�ni lub z podprzestrzeni na pewno nie. Ala sam za to zauwa�y�e� ogromn� zbie�no�� w�a�ciwo�ci stworzonego przez nich pola z cechami p�l si�owych, stosowanych na Ziemi przy badaniach antymaterii.
- Wi�c s�dzisz...?
- Tak.
Badania trwa�y dzie� i noc - zaledwie zdo�ano skonstruowa� odpowiednie filtry magnetooptyczne i dokona� pierwszej serii zdj��, nieznany pojazd okry� si� szalej�cym b��kitnie po�arem pot�nych wy�adowa� i znik� z oczu zebranych w os�upia�e stadko naukowc�w...
Zwo�an� napr�dce konferencj� robocz� otworzy� Ben Morris kr�tkim podsumowaniem przeprowadzonych bada� oraz w�asnymi, wyci�gni�tymi z zaobserwowanych fakt�w wnioskami. Znale�li si�, rzecz oczywista, z�o�liwi, kt�rzy przemy�lenia Bena okre�lili mianem wielkiej improwizacji, albowiem profesor Morris - jak szanuj�cemu si� uczonemu przysta�o - wrog�w mia� dwukrotnie wi�cej ni� przyjaci�, zgodnie zreszt� z zasad� psychologii ujmuj�c� we wzory proces narodzin statystycznej wrogo�ci mi�dzyludzkiej. Og�lne to prawo brzmia�o: "je�eli g�osisz prawdy dla przeci�tnych niepoj�te, to nieprzyjaci� przybywa ci wprost proporcjonalnie do stopnia genialno�ci g�oszonych przez ciebie teorii i zawsze znajdziesz ludzi, kt�rzy dok�adnie wypacz� sens twoich przemy�le�..."
Zgodnie z przewidywaniami Bena pierwsza konferencja w Instytucie Intelektroniki sta�a si� punktem zapalnym powa�nych dysput naukowych i zwyczajnych k��tni o pochodzenie przybysz�w. Spory w ci�gu kilku dni ogarn�y ca�� Ziemi� i jej najbli�sze gwiezdne kolonie. Bo te� nigdy jeszcze w dziejach ludzko�ci nie zdarzy� si� fakt spotkania obcej cywilizacji. Stworzone w ksi�ycowych dokach ludzkie statki kosmopoznawcze przemierza�y olbrzymie po�acie przestrzeni, pod��a�y niezw�ocznie wsz�dzie tam, gdzie tylko spodziewano si� �ycia my�l�cych istot - na pr�no... Po dziesi�tkach i setkach lat kosmoloty wraca�y przynosz�c na swych pok�adach jedynie postarza�ych, rozczarowanych ludzi. Znajdowano na ich miejsce nowych zapale�c�w - pe�ni wiary w wyt�sknione przez ca�� Ziemi� Spotkanie rzucali si� w niepoj�te roztocza kosmosu, by przywie�� czekaj�cym jedynie zaw�d, albo nie powr�ci� wcale...
W takiej sytuacji projekt Morrisa, przewiduj�cy skonstruowanie analogicznego do statku przybysz�w urz�dzenia oraz wypr�bowanie go w praktyce, spotka� si� z poparciem du�ej cz�ci spo�ecze�stwa i, co najwa�niejsze; w�adz. Z chwil� przyznania pierwszej dotacji przyst�piono do systematycznych prac przygotowawczych, kompletowano sprz�t i zastanawiano si� nad teoretycznymi rozwi�zaniami problemu...
- O ile ci� znam, Morris, nie proponowa�by� budowy statku na wz�r tamtego, gdyby� sobie nie stworzy� jakiej� konkretnej teorii...
- Masz w zasadzie racj�. Tyle tylko, �e teori� ju� dawno stworzy� kto� inny. Ja tylko dopasowa�em do niej fakty.
- Nie bardzo wiem, o czym my�lisz...
- S�ysza�e� kiedy� o superprzestrzeni?
- S�ysze�, s�ysza�em, ale...
- ... nie obrazisz si� s�ysz�c jeszcze raz, prawda?
- Noo, raczej nie...
- W porz�dku. Teori� superprzestrzeni stworzy� do�� ju� dawno temu wsp�pracownik Einsteina - Wheeler. Wed�ug niego wszech�wiat jest jak gdyby zbiorem tr�jwymiarowych fotografii wszelkich mo�liwych i niemo�liwych konfiguracji istniej�cych i nie istniej�cych w kosmosie atom�w. Tr�jgeometrie owe maj�, wed�ug Wheelera oczywi�cie, interferowa� ze sob� w ustalonym, acz nieprzewidywalnym i nieznanym ludziom porz�dku...
- Jak interferowa�?
- Zwyczajnie. Jak fale radiowe czy jakiekolwiek inne...
- Wi�c dla Wheelera przestrze� i czas maj� struktur� falow�?
- Mo�na to i tak okre�li�, cho� nie jest to okre�lenie zbyt �cis�e...
- Pi�knie. Ale jaki to ma zwi�zek z twoim projektem?
- Bardzo prosty. Gdzie� w otaczaj�cej nas superprzestrzeni istnieje tr�jwymiar antymaterii przesuni�ty wzgl�dem naszej tr�jgeometrii o ile� tam stereoradian�w. Mo�na to nawet wyliczy� ze strza�ki pola otaczaj�cego tamten statek...
- I co to daje?
- A ile kosztuje przeci�tna wyprawa w kosmos?
- Nie wiem dok�adnie, ale s�ysza�em, �e s� to astronomiczne sumy...
- A w�a�nie. I jak na razie s� to pieni�dze wydane bez �adnego efektu. Widzisz, o ile nie myl� si�, to stosunkowo niewielkim nak�adem koszt�w i czasu mo�emy skomunikowa� si� z now�, nie znan� dotychczas cywilizacj�.
Zgodnie z uwzgl�dnianym w uog�lnionej zasadzie wrogo�ci przypadkiem szczeg�lnym, kiedy to popularno�� niezrozumia�ej dla og�u prawdy przerasta ludzk� g�upot� i up�r, pocz�tkowy sceptycyzm wobec projektu Morrisa ust�pi� miejsca nieograniczonemu nieomal entuzjazmowi. Brzmi to mo�e cokolwiek paradoksalnie, lecz fakty takie zdarza�y si� w historii Ziemi do�� cz�sto - starczy wspomnie� teori� wzgl�dno�ci, b�d� tw�rczo�� Pabla Picassa. Zdecydowani wrogowie wprowadzania do nauki i sztuki jakichkolwiek innowacji, uparci rutyniarze i ciasnog�owi profesjonali�ci musieli si�, chc�c nie chc�c, z proponowanymi modyfikacjami zapoznawa� i albo przekonywa�a ich prostota genialnej my�li, albo-przyt�oczeni atmosfer� rozg�osu - udawali zrozumienie, by zachowa� opini� ludzi znaj�cych na wylot omawiane problemy...
Podobnie sta�o si� i teraz - wydana nak�adem The World Company Ltd. rozprawa Morrisa o innych �wiatach znik�a z p�ek ksi�gar� jeszcze tego samego dnia. W istnienie obcej cywilizacji uwierzyli wszyscy, lecz spory trwa�y mimo to nadal. Ich powodem by�a zawarta w rozprawie hipoteza o antymaterialnej budowie przybysz�w. Od nowa posz�y w ruch wszelkie teorie dotycz�ce struktury przestrzeni i czasu - szczeg�lne triumfy �wi�ci�a teoria Feynmanna g�osz�ca, i� antymateria jest materi� o przeciwnym do ziemskiego zwrocie up�ywu czasu. Bardzo modny sta� si� w tym okresie tak zwany "paradoks pi��dziesi�cioletniego naukowca". Polega� on mniej wi�cej na tym, �e dwoje maj�cych po pi��dziesi�t lat ludzi rozstaje si�-on w odpowiednio skonstruowanym poje�dzie wyrusza do tr�jgeometrii antymaterii, kobieta za� pozostaje na Ziemi. Po przekroczeniu granicy wymiar�w ca�y pojazd ulega nowej linii �wiata i cofa si� w czasie wzgl�dem linii Ziemi, podczas gdy odgrodzony od pola czasu ujemnego barier� energetyczn� naukowiec �yje i starzeje si� normalnie przez dwadzie�cia pi�� lat. Gdyby czas kobiety stan��, mia�aby ona w chwili powrotu m�a dwadzie�cia pi�� lat, bowiem statek powinien wr�ci� na Ziemi� dwadzie�cia pi�� lat przed swoim wyruszeniem. Poniewa� jednak czas kobiety p�ynie bez zak��ce�, wi�c w chwili powrotu swego siedemdziesi�ciopi�cioletniego m�a powinna ona mie� dwadzie�cia pi�� plus dwadzie�cia pi�� lat...
Nie by�o dnia, by do centr�w pami�ci Ziemi nie zg�oszono kilku nowych rozwi�za� problemu - najciekawsze z nich zawiera�o hipotez�, �e z chwil� powrotu naukowca do naszego wymiaru kontynuacja jego linii �ycia powinna omija� dalszy ci�g linii poprzedniej, absurdem by�oby bowiem, gdyby naukowiec prze�y� za swoj� �on� kolejne �wier�wiecze a� do wyruszenia pierwszej mi�dzywymiarowej wyprawy, wzi�� w niej oczywi�cie udzia� i jako studwudziestopi�cioletni starzec wr�ci� do swej siedemdziesi�ciopi�cioletniej �ony. Przytoczona teoria zak�ada�a wi�c, opr�cz mnogo�ci mo�liwych �wiat�w, tak�e i pomna�anie si� w post�pie geometrycznym ewentualnych czas�w przysz�ych ca�ej Ziemi...
W takiej oto atmosferze "burzy umys��w" i og�lnego poruszenia powstawa� w pracowni Bena Morrisa i z wolna dojrzewa� projekt pierwszego ziemskiego statku superprzestrzennego. Jednym z powa�niejszych utrudnie� na pocz�tkowym ju� etapie prac okaza� si� problem poruszania tworzonego pojazdu - kolejno odpada�y wszystkie propozycje konwencjonalnych nap�d�w jak ko�owy czy odrzutowy, za� ziemskie rozwi�zania generator�w grawitacyjnych by�y dopiero w stadium laboratoryjnych do�wiadcze� i wiele lat musia�oby jeszcze up�yn�� do czasu zbudowania pierwszego silnika grawitacyjnego o zaledwie zadowalaj�cej sprawno�ci. Przemy�liwano nad pojazdem krocz�cym, odizolowanym od pod�o�a warstw� pola si�owego, powstawa�y najrozmaitsze projekty laboratori�w - kul o zmiennym �rodku ci�ko�ci, lecz sprawno�� terenowa takich pojazd�w musia�aby z konieczno�ci by� bardzo niska, a dodatkowo ��czy�oby si� to z wysokimi kosztami budowy i trudno�ciami czysto konstrukcyjnymi. Og�ln� aprobat� zyska� dopiero projekt Elli Warren, m�odziutkiej asystentki profesora Natansona. Zaproponowa�a ona zastosowanie superpola w wersji wiruj�cej, kt�re w ten spos�b mia�o przej�� rol� �mig�a w normalnych poduszkowcach i energetycznymi kana�ami t�oczy� antymaterialn� atmosfer� pod podwozie statku.
Otwarty pozostawa� tak�e problem zasilania. Niska, zaledwie siedemdziesi�cioprocentowa sprawno�� najnowocze�niejszych ogniw gwarantowa�a prac� automat�w i podtrzymanie pola przez okres co najwy�ej tygodnia, pojemno�� wi�c i sprawno�� akumulator�w ogranicza�a mo�liwo�ci wykorzystania nap�du elektrycznego. Wzgl�dy bezpiecze�stwa za� i ograniczenie przestrzeni w ma�ym, bo kilkuosobowym zaledwie statku nie pozwala�y na zastosowanie reaktora j�drowego. Dopiero �mia�y projekt Morrisa proponuj�cego zainstalowanie reaktora na pow�oce pojazdu - mi�dzy dwoma warstwami superpola izoluj�cego mia�a zachodzi� kontrolowana reakcja anihilacji dozowanej ostro�nie materii - przerwa� umys�owy zast�j: ponownie zaprz�gni�to do pracy olbrzymie komputery... Zmodelowany iteracyjnie cyfrowy obraz prototypu statku dzia�a� do tego stopnia bez zarzutu, �e niemal natychmiast przyst�piono do jego praktycznej realizacji...
- Jak wiesz, jestem cz�owiekiem raczej dociekliwym i �eby si� do czego� w og�le zabra�, musz� wszystko dok�adnie w sobie przetrawi�. A tutaj jest jedna rzecz, kt�rej nie mog� w �aden spos�b rozgry��...
- Ale co konkretnie? Przecie� to wszystko jest piekielnie...
- Tak, dla ciebie mo�e by� piekielnie proste, ale dla mnie mo�liwo�� przechodzenia z wymiaru do wymiaru to troch� tak, jak znikanie najrozmaitszych przedmiot�w w r�kach prestidigitatora. Nie rozumiem po prostu zasady dzia�ania ca�ego pojazdu...
- Wiesz, zdarza si�, �e i ja my�l� czasem o tym wszystkim jak o skoku w nieznan� wod�... Znasz mo�e moj� interpretacj� przechodzenia bariery mi�dzywymiarowej ?
- Nie czyta�em.
- Wyk�adni� ca�ego rozumowania jest pojedynczy pozyton. Wyliczy�em zaburzenia falowe przestrzeni towarzysz�ce pojawieniu si� antymaterialnej cz�stki i ilo�� energii konieczn� dla zaistnienia tego zjawiska, za� wszystkie nast�pne obliczenia dotycz� ca�ego ju� pojazdu traktowanego jako wielokrotno�� wzbudzonej cz�stki.
- Noo, dobrze. To sam statek. A ludzie? Nie powiesz mi przecie�, �e ludzi potraktowa�e� jak zbi�r pozyton�w... ?
- Sprawa jasna. Nie mo�na ludzkim cia�om nada� energii milion�w elektronowolt�w i nie da�oby si� nawet zmie�ci� wewn�trz statku urz�dze� zdolnych do wydzielenia tak kolosalnych mocy...
- Wi�c jak...
- Mo�na jednak upozorowa� powierzchniowo wysoki poziom energetyczny ca�ego pojazdu.
- I jaki z tego zysk? Co tam tak mruczysz pod nosem?
- A nie, nie, nic wa�nego...
- Bo wydawa�o mi si�, �e s�ysz� jakie� przekle�stwo...?
- Ale� nie, bro� Bo�e...
- W porz�dku. Wi�c jaki zysk z tego pozorowania?
- To pozwala niemal stokrotnie zmniejszy� moc potrzebn� do przekroczenia bariery i p�niejszego podtrzymania poziomu superpola zewn�trznego...
Teoria Morrisa sta�a si� ostatnim krokiem w realizacji projektu wyprawy, przekona�a bowiem niedobitki niewiernych Tomaszy; zapisany skomplikowanymi wzorami wyw�d Morrisa da� im z�udzenie dotykania tego, co z natury swej jest nietykalne.
Przylepiony do okularu peryskopu Neal O'Brien zrobi� pe�n� zaskoczenia min�... Zaj�ty ustalaniem poziomu mocy superpola Morris zerkn�� w monitor i r�wnie� znieruchomia� na chwil�, jakby zdziwiony tym, co zobaczy�. Potem nerwowo potrz�sn�� g�ow�, szybko doprowadzi� procedur� do ko�ca i obr�ci� si� ku zebranej w sterowni za�odze - w os�upia�ym milczeniu przygl�dali si� migaj�cym na ekranach cieniom. Widok by� co najmniej niespodziewany - pulsacje fantastycznych, nieokre�lonych kszta�t�w i blask�w rozp�ywaj�cych si� momentalnie w bezkszta�t i zast�powanych po u�amku chwili now� fantasmagori� poprzeplatanych czerni� �wiate�, zaskoczy�y bez wyj�tku wszystkich. Nie tak wyobra�ali sobie trwaj�cy r�wnolegle �wiat...
- Hej, Morris. Od kilku tygodni wpadasz do sterowni tylko w dni swojego dy�uru. Nawet pogada� z tob� nie ma kiedy...
- O czym ?
- O tym wszystkim...
- Tu nie ma co gada�. Trzeba jedynie znale�� jakie� sensowne rozwi�zanie problemu...
- S�uchaj, ale czy my na pewno jeste�my...
- A o czym wed�ug ciebie �wiadcz� wskazania wszystkich masomierzy?
- Przecie� one nic nie wskazuj�...
- Przeciwnie, wskazuj�. Sp�jrz na ten przyrz�d. Jest to przerobiony masomierz - na poszerzonej skali wskaz�wka oscyluje wok� warto�ci ujemnych.
- To jeszcze nie jest ostatecznym dowodem, �e przekroczyli�my granic� wymiar�w...
- Ale� Neal, przecie� oczywiste, �e te p�ywaj�ce po ekranach cienie nie mog� istnie� w oderwaniu od jakiego�, na sw�j spos�b realnego �wiata. Trzeba tylko wynale�� przyrz�d, kt�ry te niezrozumia�e kombinacje migaj�cych �wiate�ek przetworzy�by na znane ludziom symbole...
Pr�ba za pr�b� okazywa�y si� nieudane, Morris coraz cz�ciej chodzi� w�ciek�y i nie ogolony, a� wreszcie po trzech miesi�cach sam zaproponowa� zwo�anej do sterowni za�odze powr�t na Ziemi�. Pierwszy wyst�pi� z protestem chemik O'Brien, po chwilowym wahaniu popar� go r�wnie� bionik Really:
- Zwariowa�e�, Morris? Mieliby�my wraca� teraz z niczym?
- Przecie� sami widzicie, �e nic nie wychodzi...
- Nie wychodzi dzi�, wyjdzie jutro. Mamy czas... Skoro, zgodnie zreszt� z twoimi wyliczeniami, czas statku jest w tej chwili ujemny, to wcale nie musimy �pieszy� si� z powrotem. I tak nikt przecie� na Ziemi na nas nie czeka, je�eli mamy wr�ci� wcze�niej, ni� wyruszyli�my...
- A je�eli nic si� w up�ywie czasu nie zmieni�o?
- To miesi�c, czy rok nawet, strawiony na badaniach nowego �wiata, jest niczym w por�wnaniu z korzy�ci� dla ludzkiej wiedzy, jak� przyniesie zako�czona pozytywnym wynikiem wyprawa. G�osuj� za pozostaniem tutaj, przynamniej przez jaki� czas jeszcze. A ty, Really?
- Tak samo.
- Natanson?
- Je�eli ma to by� z korzy�ci� dla wiedzy - zostaj�.
- Ella?
- Zb�dne pytania, przekonajcie lepiej Morrisa...
- Morris, co ty o tym s�dzisz?
- Ciesz� si�...
�ycie na statku pop�yn�o od tej pory jak leniwa, uregulowana przed wiekami rzeka. Odrywano si� od pracy tylko na posi�ki, wieczorem zawsze kto� zachodzi� do kabiny Natansona lub Morrisa, zaraz potem wpada� "tylko na chwilk�" kto� drugi i trzeci - dyskusje przeci�ga�y si� cz�sto a� do umownego rana, lecz mimo to nawet po up�ywie p� roku prace nad rozwik�aniem zagadki nie posun�y si� ani o krok...
Z monotonnego, usypiaj�cego rytmu codziennej bezowocnej pracy jedynie Morris wy�amywa� si� czasem jak spieniony wir na g�adkiej fali, i po ka�dym kolejnym niepowodzeniu wybucha� coraz gwa�towniej. Do sza�u doprowadza�a go �wiadomo��, �e to w�a�nie on, profesor Morris, uwa�any przez og� za najt�szy umys� Ziemi, nie mo�e sobie poradzi� z prostym - czu� to wyra�nie - zagadnieniem. A przecie� nie szuka� tego rozwi�zania sam...
Mija�y wci�� nowe dni i tygodnie, lecz nikt jako� nie m�g� zwyci�sko zakrzykn�� eureka-by� mo�e pewien wp�yw na przed�u�anie si� umys�owego zastoju za�ogi mia�a jedyna na statku kobieta - Ella Warren. Wprawdzie ona sama pracowa�a r�wnie intensywnie, jak pozostali, ale ci pozostali w�a�nie... Zaledwie jej zgrabna figurka zamajaczy�a w okolicach pracowni kt�rego� z koleg�w, ten natychmiast przerywa� prac�. Rozmowa o gn�bi�cym wszystkich problemie niepostrze�enie zbacza�a na coraz swobodniejsze tory, a� wreszcie dziewczyna wy�lizgiwa�a si� ukradkiem z pokoju oszo�omiona troch� i zawstydzona staraj�c si� och�odzi� d�oni� zaczerwienione policzki. Wola�a nie dostrzega� reakcji na swoj� obecno�� i, traktuj�c wszystkich jednakowo, darzy� ich zarazem tak� sam� �yczliwo�ci�. W tej sytuacji wybranie jednego by�oby r�wnoznaczne z wybraniem wszystkich, bowiem tylko to mog�oby wtedy gwarantowa� wzgl�dny spok�j na statku. Przemykaj�c przez korytarz czu�a si� niekiedy jak jedyna kobieta na pok�adzie opanowanego przez korsarzy okr�tu... By�o wprawdzie wyj�cie z sytuacji i wiedzia�a dobrze, �e wtedy nikt nie pr�bowa�by nawet zaczepki, ale... ale w�a�nie poch�oni�ty swoj� prac� Morris zdawa� si� niczego nie spostrzega�. Coraz bardziej mrukliwy i nieprzyst�pny nie patrzy� nawet, kto przynosi mu posi�ki i sprz�ta pracowni� po nieudanych eksperymentach - wsp�lnie z profesorem Natansonem opracowywa� model przetwornika widma, kt�ry pozwoli�by im wreszcie zajrze� w g��b otaczaj�cego ich �wiata. Kiedy Natanson szed� spa�, on zostawa� - nie ogolony, z zaognionymi od braku snu oczyma- by uparcie pracowa� dalej...
Przeprowadzona po kilku miesi�cach pr�ba przynios�a ponowne rozczarowanie - obraz w wizjerze aparatu przesuni�ty by� jedynie w pa�mie spektralnym, lecz poza tym nie zmieni� si� ani na jot�... Zaalarmowana brz�kiem t�uczonego szk�a Ella zasta�a Morrisa unosz�cego nad g�ow� nast�pny przyrz�d. Wsun�a si� ostro�nie do pomieszczenia wiedz�c jednak zarazem doskonale, �e spotkanie z rozw�cieczonym profesorem nie wr�y zazwyczaj nic dobrego...
Wahanie trwa�o kr�tko. B�yskawicznie rozpi�a suwak kombinezonu, ubranie sp�yn�o na pod�og�-zostawi�a je za sob�, jak w�� wy�lizguj�cy si� z niepotrzebnej ju� sk�ry. Omijaj�c zwinnie od�amki rozsypanego na pod�odze szk�a podesz�a do og�upia�ego, zamar�ego w p� ruchu Morrisa. Zr�cznie wy�uska�a z jego d�oni ocalony aparat i, jak gdyby w transie, poprowadzi�a oszo�omionego Bena w stron� zepchni�tego niedbale w k�t laboratorium pos�ania. Zwabiony niespodziewan� cisz� Natanson taktownie cofn�� g�ow� i cicho, starannie zamkn�� aa sob� drzwi...
U�o�y�a Morrisa jak matka uk�adaj�ca do snu rozgoryczone dziecko, g�adzi�a w�osy - zagl�da� jej w oczy nadal jeszcze nie pojmuj�c, dlaczego? Przytulony - czu� jak powoli topnieje w nim gorzki smak zmarnowanego czasu, uspakaja� si� przy niej i o�ywia� usi�uj�c zwolni� ucieczk� chwil do tej jednej niespodziewanej, a� wszystko rozp�yn�o mu si� pod powiekami w g��bi mocnego, pokrzepiaj�cego snu...
Obudzi� si� ju� jako trze�wy i ponownie opanowany profesor Morris; Elli nie by�o. Le��c jeszcze przypomina� sobie ow� chwil�, w kt�rej ca�y �wiat zwolni� tempo, stan��, i run�� zn�w do przodu lawin� pospiesznych zdarze�. Skojarzenie by�o natr�tne- broni� si� przed nim rozpaczliwym wmawianiem sobie, �e ujmowanie problemu od tej strony zakrawa�oby na kompletny absurd, ale wnosz�ca tac� ze �niadaniem Ella zasta�a go przy klawiaturze podr�cznego komputera. Poca�owa� j� przelotnie i wr�ci� do swoich oblicze�. Wieczorem, ju� razem z fizykiem, przerabia� jedn� z magnetowizyjnych kamer, pod��cza� do niej wysokoobrotowy silnik i zak�ada� ogromne szpule sklejonej w d�ug� jak rzeka wst�g� magnetycznej ta�my...
Mimo ponad tysi�ckrotnego zmniejszenia pr�dko�ci odtwarzania wzgl�dem szybko�ci nagrania, oczy uczestnik�w wyprawy ledwie nad��a�y za zmianami rzucanych na ekran obraz�w - jeden dzie� tamtego wymiaru trwa� kr�cej od ziemskiej sekundy, zagadkowe cienie okaza�y si� wiekowymi, wstaj�cymi z ruin i malej�cymi w miar� powstawania budowlami... Ella westchn�a g�o�no, spojrzeli na ni� pytaj�co.
- Pomy�la�am, ile te� oni mog� prze�y� podczas naszego jednego oddechu. My �yjemy sobie powoli i spokojnie, a tamten �wiat gna przez wieki jak oszala�e, wystrzelone z galaktyki s�o�ce. Nasz statek...
- Statek? - podchwyci� kto� niepewnie - a w�a�nie. Nasz statek...
Zerwali si� z foteli gwa�townie, jak gdyby chc�c przegoni� odm�adzaj�cy ich nadmiernie czas, w godzin� po przerwaniu projekcji ca�y pojazd przygotowany by� do powrotu. Lekki, znany ju� wszystkim zawr�t g�owy �wiadczy� o ponownym przekroczeniu granicy wymiar�w...
Really wyprostowa� si� gwa�townie, wci�gn�� g��boko w p�uca przesycone zapachem plastyku powietrze i troch� nieprzytomnie spojrza� na koleg�w. Wypowiedziane przez niego s�owo "plejstocen" sprawi�o, �e skoczyli na r�wne nogi. Milczeli. Tyle my�li i spraw przebiegali w tej chwili w swoich m�zgach, �e po prostu bali si� cokolwiek powiedzie�, a� nareszcie...
- Nareszcie rozumiem, dlaczego tak bezskutecznie szukali�my wzmianki o swoim powrocie w najstarszych nawet rocznikach ca�ej �wiatowej prasy - profesor Natanson odwr�ci� si� od monitora i nieoczekiwanie parskn�� �miechem. - Chyba b�dziemy mogli wyj�� z tego pude�ka? - Troch� mi si� ju� sprzykrzy�o...
Lekko przechylony pojazd sta� na zboczu piaszczystego, poro�ni�tego kar�owatymi sosnami pag�rka. Przez ich pnie, powykr�cane i s�kate jak palce reumatyka, prze�wieca�o zachodz�ce s�o�ce.
Za rad� bionika wstrzymali si� z wyj�ciem do nast�pnego dnia... Ostro�no�� wcale nie by�a przesadna - rano wychodz�cy jako pierwszy Really bez s�owa wskaza� kolegom odci�ni�te w mokrym piasku z wyrazisto�ci� piecz�ci �wie�e �lady olbrzymich, nied�wiedzich �ap...
�ycie za�ogi zn�w potoczy�o si� w ustalonym rytmie. Really i Ella badali okolice statku, O'Brien i Morris polowali od czasu do czasu na mamuty i kosmate nosoro�ce, Natanson usi�owa� stworzy� nowe �r�d�a energii do zasilania automat�w, bowiem z chwil� opuszczenia wymiaru antymaterii stos atomowy na powierzchni statku uleg� samoczynnej likwidacji. Wszelkie projekty powrotu do swojej epoki zarzucono, jako nierealne, dosy� szybko, Nie by�o �adnej szansy wyliczenia tensor�w pola i przekonstruowania urz�dze� tak, by w podr�y poprzez wymiary trafi� w tr�jgeometri� materii interferuj�c� ze zwrotem dodatnim i z szybko�ci� wi�ksz� ni� interferencje Ziemi. Czasem tylko wieczorem, tu� przed snem, kto� odwa�a� si� pomarzy� p�g�osem o wygodnym, dostosowanym do siebie mieszkaniu, kt�re zosta�o tak daleko za nim w tym, co ma si� dopiero zdarzy�... W dzie� nikt nie przyznawa� si� do tej t�sknoty. Ba, zachwalali sobie nawzajem w rozmowach uroki prymitywnego �ycia, rozp�ywali si� w zachwytach nad kapi�cym za ko�nierze deszczem, podziwiali wschody oci�a�ego s�o�ca i jego nie st�umiony smogiem, wyrazisty blask. Ostateczne jednak pogodzenie si� z sytuacj� u�atwi�o im dopiero odkrycie zagnie�d�onych w pobliskich pieczarach niezgrabnych, ma�pokszta�tnych jeszcze ludzi. Patrz�c na te nieruchawe, niedawne ma�py, nie mogli uwierzy�, �e te nie dostosowane do �ycia istoty stworz� za milion lat pot�ne cywilizacje, �e si�gn� nawet do gwiazd. Teraz gmera�y jeszcze niemrawo w rzedniej�cych z dnia nadzie� kud�ach, ucieka�y przed ogniem i gin�y bezradne pod mocarnymi �apami szablastoz�bnego...
- Morris...
- Nie przeszkadzaj, Really, jestem zaj�ty.
- Mam pierwsze wyniki...
- I co?
- Badania wykaza�y u testowanych tak niski stopieni zdolno�ci uczenia si�, �e naprawd� w�tpliwy jest ich dalszy rozw�j. Oni uwa�aj� nas, swoich potomk�w, za jakie� wszechpot�ne boskie istoty...
- My�l�, �e nie tylko oni...
- Nie rozumiem...
- My�l� o tych wszystkich genialnych, przerastaj�cych swoje epoki ludziach. Oni te� traktowani byli i czczeni przez og� jak p�bogowie... �aden z nich nie mia� dok�adnej daty urodzenia, lecz wszyscy za to wiedzieli o wiele wi�cej, ni� ich wsp�cze�ni...
- S�dzisz, �e to byli... b�d� cz�onkowie innych wypraw do tr�jgeometrii antymaterii?
- Nie wiem. Wiem tylko, �e wszyscy po�wi�cali swoje �ycia walce o dobro ludzko�ci. Czy my mamy prawo post�pi� inaczej?
- Co proponujesz?
- Ustalimy nowy plan zaj�� ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem tresury wy�owionych ze stada najzdolniejszych osobnik�w.
- To wygl�da na zatrzymywanie przyp�ywu oceanu desk� do prasowania. Przecie� kiedy� musimy umrze�... - ... a ja wol� nie my�le� nawet, co stanie si� wtedy z tymi nieszcz�snymi stworami. Niestety, nic wi�cej nie mo�emy zrobi�... Sam przecie� widzisz, �e to jest po prostu jedna ze �lepych odn�g ewolucji, rasa przy samym ju� swoim powstaniu skazana na zag�ad�. Gdyby�my pozostawili j� samej sobie...
Do�� d�ugo nikt jako� nie m�g� odnale�� tej jedyne, ostatniej drogi ratunku, by� mo�e wzdragali si� przed ni� instynktownie... Na genialny w swej prostocie pomys� wpad� dopiero impulsywny O'Brien, w jego �lady poszli wkr�tce i inni, mniej mo�e zdecydowani uczestnicy wyprawy - ostatecznie tylko Ella by�a troch� niezadowolona odkrywaj�c w za�o�onej po kilku latach szk�ce cztery m�ode ma�poludy z rudymi, podobnymi do w�os�w Bena czuprynami...
ODKRYWCA
- A wi�c - zgadza si� pan?
- Tak, ale...
- Bez ale. Od razu zwietrzy�em, �e pan czego� szuka. Tak samo jak ja...
- Wydaje mi si� tylko, �e ka�dy z nas szuka czego� innego...
- To nieistotne. Dla mnie wa�ny jest fakt poszukiwania, a nie pobudki. I jedno w tym wszystkim jest pewne - pan beze mnie nic nie zdzia�a, a ja... bez pana. Otrzymuje pan po prostu dodatkowy cel swoich podr�y i za to b�d� paru p�aci�, nie interesuje mnie natomiast, czy b�dzie pan realizowa� przy tej okazji tak�e i w�asne plany.
- Hmm... A - czas?
- W granicach rozs�dku, oczywi�cie. Nie chc� pana zbytnio kr�powa�, ale to rzeczywi�cie dosy� wa�ne. Powiedzmy... dziesi�� lat. Pasuje?
- Mnie i owszem, ale czy panu - nie wiem. Przecie� ja nie mog� da� �adnej gwarancji...
- Nie m�wmy o tym. Ja panu po prostu wierz�...
Holgar zwolni� przycisk wideotelefonu, usadowi� si� wygodnie w odrapanym, starym fotelu... - Ten cholerny, nadziany pieni�dzmi worek na krzywych n�kach ma przecie� sporo racji. Ciekawe tylko; sk�d dowiedzia� si� o moich poszukiwaniach? - pomy�la� cz�owiek, kt�ry postanowi� zosta� odkrywc�. - No c�, spr�bowa� zawsze mo�na... Dwadzie�cia lat temu zrezygnowa� z pr�by; przestraszony seri� wielkich katastrof kosmolot�w za orbit� Plutona zw�tpi� w loty i wycofa� swoj� kandydatur� ze Zwiadu. Ba� si�. �le obliczone zbiorniki paliwa wybucha�y po przekroczeniu pierwszej mi�dzygwiezdnej, meteory rozbija�y ekrany ochronne, reaktory odmawia�y pos�usze�stwa, wysy�ane pospiesznie wyprawy ratownicze holowa�y do Uk�adu jedynie puste, wymy�lnie skonstruowane metalowe trumny. W ci�gu dw�ch miesi�cy zgin�o ponad stu ludzi. Znale�li si�, oczywi�cie, zapale�cy gotowi zaj�� miejsce umar�ych, lecz Jona Holgara mi�dzy nimi ju� nie by�o... Sko�czy� wydzia� statystyki Pi�tego Uniwersytetu Boswashu, potem przeni�s� si� na Stary Kontynent do zanikaj�cej z wolna dzielnicy willowej Berparu. Rzecz jasna, �e przeci�tnego urz�dnika wielkiego trustu ubezpieczeniowego nie by�oby sta� na luksus zakupienia samodzielnego domu - przed konieczno�ci� zamieszkania w falansterze uchroni� go odziedziczony po stryju spadek. Stryj Holgara by� bogaty. Nawet nieprzyzwoicie bogaty. B�d�c stosunkowo jeszcze m�odym cz�owiekiem odkry� gwarantowanie bezpieczny spos�b oszukiwania urz�du podatkowego i, sprzedawszy sw�j pomys� kilkunastu naraz milionerom, wypr�bowa� go przy okazji w praktyce kupuj�c za bezcen luksusow� will�. Prze�y� w niej dobrych kilkadziesi�t lat, nim wreszcie - przed sam� �mierci� - przypomnia� sobie o istnieniu Jona...
Trudno powiedzie�, by zamo�no�� oszo�omi�a Holgara. Umo�liwi�a mu jedynie dalsze rozwijanie sk�onno�ci do niejakiego sybarytyzmu. Jak ma�o zosta�o w nim z zaszywaj�cego si� w jakim� zakamarku z wygrzeban� w bibliotece ksi��k� o pierwszych kosmonautach zwinnego ch�opaka... Jon by� wprawdzie par� razy na ksi�ycu, ale te - s�u�bowe zreszt� - podr�e prze�y� i zapami�ta� do�� nieprzyjemnie. Nie odpowiada�y mu ciasne korytarze rakiet i konieczno�� g��bokiego wci�gania brzucha przy ka�dej mijance, oraz towarzysz�ce temu nieodmiennie uszczypliwe docinki pilot�w...
Drobna cz�stka dawnego Jona od�ywa�a w nim tylko wtedy, gdy si�ga� po swoj� ulubion� ksi��k�, czy raczej szcz�tki tego, co kiedy� ksi��k� by�o. Znalaz� to na strychu willi i pieczo�owicie poskleja� podarte, rozproszone kartki wype�niaj�c brakuj�ce strony podstawianiem siebie w miejsce g��wnego bohatera. Od tamtej pory po wielekro� razem z Bellew Zawieruch� odkrywa� z�oto na Alasce, zak�ada� nowe miasta, wygrywa� tysi�ce dolar�w w rulet� i traci� je na nieudanych spekulacjach... Zafascynowa�a Jona ta opowie�� o twardym, ostrym jak trzydziestostopniowy mr�z �yciu. Odk�ada� ksi��k� i marzy�...
Marzy� o takich w�a�nie, czy o wi�kszych nawet odkryciach i... pozostawa� w domu. Wygodny tryb �ycia, bez niespodziewanych zdarze�, by� silniejszy od niego, lecz przecie� mimo to zarazi� si�; nieobliczalna ch�� w��cz�gi zaskakiwa�a go w najmniej odpowiednich chwilach i nigdy nie potrafi� przeczu� jej kolejnego nawrotu. Wiedzia� wprawdzie doskonale, �e nie odwa�y si� wzorem m�odszych cokolwiek koleg�w na wynaj�cie jedno - czy dwuosobowej rakietki, by podczas okresowego urlopu pow��czy� si� troch� po Uk�adzie, lecz... kompletowa� sprz�t do podr�y, w kt�r� wcale nie zamierza� wyruszy�. W takich w�a�nie godzinach nostalgii uczy� si� kosmolocji wodz�c palcem po mapie nieba i �wiczy� loty mi�dzygwiezdne na szkolnym symulatorze... Lecz zapa� mija� r�wnie szybko jak przychodzi� i sp�oszony spodziewanymi niewygodami marzyciel znowu stawa� si� trze�wym, opanowanym starszym referentem...
Holgar obr�ci� twarz do klimatyzatora, zamkn�� - oczy - wiatr... Opisywany wielokrotnie, zimny lub gor�cy i suchy, delikatny lub z�y. Wiatr nios�cy w sobie zapach lasu i rozpalonego na polanie ogniska, wygrzanych s�o�cem traw i �agodnego zmierzchu, powiew o wilgotnym smaku ciurkaj�cego leniwie strumyka...
Wiatr kosmosu jest inny - brak mu krzyku polatuj�cych mew i szumu li�ci, brak mu hucznej pot�gi tornada i sypko�ci sirocca. Jest cichy i podst�pny - uderza w rakiety znienacka, �amie je, wype�nia czarnym, rozpaczliwym brakiem czegokolwiek. Ci, kt�rzy go prze�yj�, docieraj� w zamian do gwiazd. Poznaj� nowe s�o�ca i planety, przemierzaj� ca�e ich uk�ady po to tylko, by powiedzie�: "widzia�em co� podobnego na Ziemi. Kiedy�, dawno, bardzo dawno temu..." Bowiem to w�a�nie czas ka�e ludziom szuka� takich analogii. Czas - i odleg�o��...
Holgar si�gn�� po le��cy na dywanie, kupiony przed kilku laty skafander, z trudem dopi�� na sobie suwaki i ponownie zag��bi� si� w fotelu; kapsu�a przeno�nika zamkn�a si� nad nim bezszelestnie. Czas... Holgar m�g� by� �wiadom jedynie odleg�o�ci, bo czas omija� po prostu, u�ywa� go tylko do spi�cia, jak agrafk�, przestrzeni zakrzywionej pot�nym polem grawitacyjnym przeno�nika. Czterowymiarowe kontinuum stawa�o si� - na niezmierzalnie kr�tki moment przej�cia - dwoma pokrywaj�cymi si� jak lustrzane odbicie tr�jwymiarami, i w ci�gu owego u�amka sekundy mo�liwe by�o przeniesienie konkretnej masy w dowolny punkt zaginanej, ograniczonej wy��cznie moc� urz�dzenia przestrzeni. By�a to zdecydowanie najszybsza metoda przenikania kosmosu, za� starszy referent Jon Holgar, �ysiej�cy leniwy romantyk, naprawd� bardzo nie lubi� traci� czasu...
Waha� si� jeszcze. Wtedy - to by� tylko kot. Obrzydliwe, rude kocisko s�siada. Zwabione spodkiem prawdziwego mleka wlaz�o do przeno�nika i... ale� dar�o sig wniebog�osy, gdy co� "wynios�o" je z pomieszczenia na dach wie�y retransmisyjnej... S�siad, us�yszawszy ten koncert, po prostu zbarania�. Efekt by� naprawd� fantastyczny. Zbiegli si� zwabieni ha�asem ludzie - nikt nie m�g� poj��, jak to si� sta�o. Wie�� zrobiono przecie� z idealnie g�adkiego, twardego tworzywa i nawet nie mog�o by� mowy o tym, by wdrapa�o si� na ni� jakie� zwierz�.
Zamieszanie trwa�o do�� d�ugo. Oderwani od pokera stra�acy kl�li na czym �wiat od wiek�w stoi, jaki� typ z Towarzystwa Przyjaci� Wszystkiego Co Jeszcze �yje wygra�a� s�siadowi mandatem za niew�a�ciwe traktowanie kota, sam za� Holgar za�miewa� si� do �ez patrz�c na ludzkie miny. Od pierwszego dnia po wprowadzeniu si� do willi obaj, zar�wno kot jak i s�siad, wydali si� Jonowi nad wyraz niesympatyczni. Wyekspediowanie kota na wie�� by�o mo�e troch� okrutne, lecz nie �a�owa� tego wcale. Najwa�niejsze, �e eksperyment potwierdzi� obliczenia, a dzia�aj�ce przez milionowe cz�ci sekundy pot�ne pole grawitacyjne nie spowodowa�o