3289
Szczegóły |
Tytuł |
3289 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3289 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3289 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3289 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANNA MIELNICZEK
LALUNIA
SCAN-DAL
PROLOG
FlOLETOWO-Z�OTE b�yskawice przecina�y czarne niebo. W oknie jednego z dom�w na przedmie�ciu wida� by�o stoj�cego m�czyzn�. Ws�uchiwa� si� w dalekie jeszcze pomrukiwanie grzmot�w. Zniecierpliwionym ruchem r�ki odprawi� jednego ze wsp�pracownik�w. Jeszcze przez chwil� chcia� by� sam, zanim powr�ci do swoich obowi�zk�w. W�o�y� cygaro do ust i zaci�gn�� si� mocno. Czu�, �e jest tak samo silny i gro�ny jak ta burza, i cho� natura posk�pi�a mu wzrostu i urody, dla swoich ludzi by� prawdziwym szefem, wzbudzaj�cym strach i respekt. Znany by� z twardego charakteru i bezwzgl�dno�ci, ale jak ka�dy cz�owiek, mia� s�ab� stron�: nie potrafi� skrzywdzi� �adnej kobiety. Mo�e z wyj�tkiem mnie, gdy� skutecznie doprowadza�am go do rozstroju nerwowego ju� od pierwszej chwili naszej znajomo�ci. Na razie jednak nic o sobie nie wiedzieli�my i nawet nie przypuszcza�am, �e nasze drogi kiedykolwiek si� skrzy�uj�.
M�czyzna ockn�� si� z zamy�lenia, westchn�� i odszed� od okna. Tymczasem na ulicy zatrzyma� si� samoch�d, z kt�rego wysiad�o dw�ch m�czyzn. Otworzyli bram� prowadz�c� do otaczaj�cego dom ogrodu i alejk� skierowali si� w stron� drzwi. Zadzwonili w um�wiony spos�b i po chwili zostali wpuszczeni. Weszli do du�ego holu, gdzie czeka� m�ody ch�opak, kt�ry bez s�owa ods�oni� marynark�, pokazuj�c pistolet.
Jeden z przyby�ych u�miechn�� si� ironicznie.
- Nawet nie zd��ysz go wyj��.
- Szef u siebie? - spyta� drugi.
Ch�opak przytakn�� i wskaza� drzwi.
W ogromnym pokoju czeka� niewysoki, drobny m�czyzna. Siedzia� za d�bowym biurkiem, z nogami za�o�onymi na blat i pali� cygaro.
- Nareszcie jeste�cie - ucieszy� si�. - Pozw�lcie, �e przedstawi� nowych pracownik�w - zwr�ci� si� do m�czyzn stoj�cych po obu stronach fotela - Dawid i Damian. - Spojrza� uwa�nie na przyby�ych. -I jak posz�o?
- Normalnie, towar odebrany.
- Doskonale. - Zatar� r�ce. - Macie nast�pne zam�wienie? Dawid kiwn�� g�ow�.
- No to do roboty.
- Jest ma�y problem. - Damian poruszy� si� nerwowo. - Nasz cz�owiek zgubi� gdzie� adres ��cznika.
- Co?!
- Nie jest a� tak �le - Damian pr�bowa� udobrucha� szefa. -Prawdopodobnie zostawi� go w samochodzie by�ej �ony.
- A gdzie ona jest?
- Za kilka godzin przekroczy granic� w Olszynie.
- Tylko adres? - spyta� szef nieco spokojniej.
- Niestety, nie. Has�o i konto...
- Ty baranie! Bez tego nie ruszymy z now� dostaw�!
- Zaraz si� tym zajmiemy...
- Mam nadziej�. - Szef poprawi� si� w fotelu. - Gdzie ona mieszka i czym jedzie?
- Czerwonym audi 80.
- A dalej? Gdzie mieszka, pracuje, jak wygl�da? Nie mogli�cie wyci�gn�� tego od jej m�a?
- Powiedzia�, �e sam to za�atwi - mrukn�� cicho Dawid.
- Konrad ju� nigdy niczego sam nie za�atwi - warkn�� szef i skin�� na stoj�cego przy drzwiach m�czyzn�. - Hans, zajmij si� tym kretynem. Tylko delikatnie.
- A my? - spyta� niepewnym g�osem Damian.
- Pakowa� si� do auta i pod granic�. Mamy ma�o czasu, a taki przest�j mo�e nas drogo kosztowa�. No, na co jeszcze czekacie? Do roboty!
NIE�WIADOMA tego, co wok� mnie zacznie si� dzia� w najbli�szej przysz�o�ci, jecha�am spokojnie w kierunku granicy. Wraca�am od kole�anki z Pary�a, gdzie sp�dzi�am trzy tygodnie wakacji - wspania�ych pomijaj�c kr�tkie spotkanie z moim by�ym m�em. Nie wiedzia�am, �e przenie�li go do Pary�a i kiedy nagle na Polach Elizejskich ujrza�am jego posta�, dos�ownie zbarania�am. On zreszt� te�.
- A co ty tutaj robisz? - wyj�ka�.
- Spaceruj�.
- �ledzisz mnie?
- Na m�zg ci si� rzuci�o czy co? - prychn�am.
- To sk�d wiedzia�a�, �e tu b�d�?
- W og�le nie wiedzia�am. - A mia�o ci� tu nie by�?
Zastanowi� si� przez chwil�, ale patrzy� na mnie z wyra�nym roztargnieniem.
- A mo�e by� si� najpierw ze mn� przywita�, co? - zasugerowa�am. Moje pytanie chyba do niego nie dotar�o.
- Na d�ugo przyjecha�a�?
- Na trzy tygodnie. A ty?
- Przenie�li mnie na rok.
- I co, zadowolony jeste�?
- Tak sobie.
Wyda� mi si� jaki� zniecierpliwiony. Rozgl�da� si� niespokojnie i nerwowo zaciera� r�ce.
- Kto� ci� goni? - spyta�am cicho.
- Mnie? Nie.
- Okay - westchn�am. - Mi�o si� z tob� gaw�dzi, ale pozwolisz, �e si� po�egnam.
- A mo�e by�my wpadli gdzie� na kaw�? - zaproponowa� w ostatniej chwili.
- Nie wysilaj si�, nie musisz robi� na mnie dobrego wra�enia. - U�miechn�am si� z politowaniem. - A poza tym jestem um�wiona. Do widzenia.
I tyle by�o naszej rozmowy. Pozosta�o mi po niej wra�enie, �e m�j by�y m�� nie zachowywa� si� naturalnie. Chocia� po tylu latach ma��e�stwa nic nie powinno mnie ju� zaskoczy�. Gdzie te� ja mia�am oczy i rozum? No nie, oczy by�y na swoim miejscu, bo bezb��dnie oceni�y, �e przystojny by� a� do b�lu. Najwidoczniej jednak jego uroda przy�mi�a mi rozum, o czym mia�am okazj� szybko si� przekona�. Tyle �e byli�my ju� po �lubie. Jego inteligencja by�a r�wna kurzej, s�ownictwo sk�pe, wykszta�cenie adekwatne do rozumu, a m�sko�� pod ogromnym znakiem zapytania. Jakim cudem przyj�li go do mi�dzynarodowej firmy budowlanej nie wiem i prawd� m�wi�c niewiele mnie to obchodzi�o. Za to ja ju� po miesi�cu przebywania ze �wie�o upieczonym m�em dar�am w�osy z g�owy i wy�am jak wilk do ksi�yca. Okaza�o si�, �e nie mamy o czym ze sob� rozmawia�. Przed �lubem nadawa� jak Wolna Europa, a ja zamiast s�ucha� tre�ci, patrzy�am w jego niebieskie ocz�ta i por�wnywa�am go do Delona. Za�ama�am si� ca�kowicie, gdy okaza�o si�, �e nie przeczyta� ani jednej ksi��ki w swoim �yciu, a uznawa� tylko artyku�y sportowe i takie same programy w telewizji. Nie mia� �adnych powa�nych zainteresowa�, nie lubi� nigdzie wychodzi�, nie umia� ta�czy� i by� w�ciekle o mnie zazdrosny. Na dodatek pi� herbat� nie wyjmuj�c �y�eczki ze szklanki, kawy nie uznawa� w og�le i nawet jej aromat go dra�ni�, siorba� przy jedzeniu zupy i plu� pestkami s�onecznika gdzie popad�o. Za to mieszkanie mia�am wypieszczone, powymieniane wszystkie mo�liwe instalacje oraz drzwi i okna. W�asnor�cznie obi� drewnem ca�y przedpok�j, zrobi� meble kuchenne, wykafelkowa� �azienk�, a je�li cokolwiek si� popsu�o, by�o natychmiast naprawione. Wytrzyma�am przez sze�� lat, co uwa�am za wielkie osi�gni�cie, ale ostatecznie stwierdzi�am, �e wol� �y� z popsutym �elazkiem ni� z m�em idiot�, A �e dzieci si� nie dorobili�my, sprawa rozwodowa trwa�a kr�tko i za obop�ln� zgod� rozstali�my si�. Zaraz potem on wyjecha� do Holandii i znikn�� mi z oczu.
Doje�d�a�am do granicy. Na szcz�cie dochodzi�a p�noc i na przej�ciu nie by�o zbyt wiele aut. Mia�am nadziej�, �e wszystko odb�dzie si� szybko i sprawnie, bo nie lubi�am ani celnik�w, ani ich podejrzliwych u�miech�w i dwuznacznych pyta�. Jeszcze nigdy nie uda�o mi si� normalnie przej�� przez kontrol� celn�, zawsze pojawia�y si� jakie� problemy. Kiedy� musia�am po�re� wszystkie owoce, kt�re wioz�am z Grecji, bo rosyjska celniczka nie chcia�a mnie z nimi przepu�ci�. Kaza�a wyrzuci� do kosza, a ja nie mia�am ochoty robi� jej prezentu. Ci�ko to potem odchorowa�am. Innym razem niemiecki celnik znalaz� u mnie antyradar, kt�ry le�a� sobie w schowku i nawet nie by� pod��czony. Nie bardzo wiedzia�, co powinien zrobi�, ale z urz�dzonkiem nie chcia� mnie pu�ci�. Nie zamierza�am tkwi� do ko�ca �ycia na tym przej�ciu ani podarowa� mu antyradaru. A poniewa� on nie chcia� nawet ze mn� porozmawia�, tylko ca�y czas krzycza� "weck", tak si� wkurzy�am, �e na jego oczach rozmontowa�am aparat i wywali�am do kosza. Ale najzabawniejsz� histori� prze�y�am kilkana�cie lat temu, gdy wraca�am z Czechos�owacji. Celniczka wybebeszy�a mi ca�� torb�, a potem z wdzi�kiem macha�a ka�d� par� majtek. Do dzi� nie wiem, czego szuka�a.
Takie to dzieje. Dlatego i tym razem dr��c� r�k� poda�am celnikowi paszport, odpi�am pasy i przygotowa�am si� do wyj�cia z samochodu, co jednak�e nie nast�pi�o. Paszport po kr�tkiej chwili wr�ci� do mnie, a celnik z uroczym u�miechem �yczy� mi szcz�liwej podr�y. Nie pozosta�o mi nic innego jak odjecha�, co te� niezw�ocznie uczyni�am.
Po kilkunastu kilometrach zorientowa�am si�, �e kto� za mn� jedzie. W�a�ciwie nie powinno mnie to zdziwi�, bo tak to ju� bywa na autostradach, �e jeden samoch�d jedzie za drugim, ale ten zachowywa� si� podejrzanie. Gdy zwalnia�am, on tak�e zwalnia�, zamiast mnie wyprzedzi�. Gdy przyspiesza�am, on robi� to samo. Zdenerwowa�am si�. Ciemno, �rodek nocy, a przede mn� kilkaset kilometr�w. Mia�am jecha� z takim ogonem?
Nagle zauwa�y�am w oddali pulsuj�ce �wiat�a awaryjne. To by�a szansa, wi�c zdecydowa�am si� w jednej sekundzie. Bez w��czania kierunkowskazu zjecha�am nag�e na praw� stron�. Ma�o, �e zajecha�am drog� maluchowi, to jeszcze zacz�am gwa�townie hamowa�. Zupe�nie nie interesowa�o mnie, jakimi wyzwiskami zosta�am obrzucona przez kierowc� malucha. Najwa�niejsze by�o to, �e ten kto�, kto jecha� za mn�, nie by� przygotowany na taki manewr i nie mia� szans zmie�ci� si� za mn�. I o to mi w�a�nie chodzi�o. Zatrzyma�am si� w do�� du�ej odleg�o�ci od stoj�cego auta i wycofa�am. Wysiad�am i podesz�am bli�ej. Dopiero teraz zauwa�y�am, �e w�a�cicielk� pojazdu jest kobieta.
- No i co si� pani sta�o? - spyta�am.
- Nie wiem. - Popatrzy�a na mnie. - Rany boskie, Anka! Przyjrza�am si� jej uwa�niej.
- Weronika?
Pad�y�my sobie w obj�cia, niemal�e p�acz�c ze wzruszenia.
- Co za spotkanie - m�wi�a Weronika. - Ducha bym si� pr�dzej spodziewa�a ni� ciebie w �rodku nocy na autostradzie.
- Przyznam si�, �e ja tak�e. Sk�d wracasz?
- Ach, to d�uga historia. - Machn�a r�k�. - Nie b�dziemy teraz o tym rozmawia�. Potrzebuj� raczej twojej pomocy, w�z mi nawali�.
Weronika by�a moj� kole�ank� z lat szkolnych. Razem zdawa�y�my matur� i uko�czy�y�my te same studia. Potem przez par� lat uczy�y�my j�zyka polskiego w tym samym liceum. Ja zosta�am tam jeszcze na kr�tko, a Nika postanowi�a zmieni� co� w swoim �yciu. By�a w�a�nie �wie�o po rozwodzie i rozpaczliwie poszukiwa�a jakiej� odmiany. Znalaz�a j� w wyje�dzie za granic�, gdzie sp�dzi�a dobrych kilka lat. Od chwili jej wyjazdu nasz kontakt praktycznie si� urwa�. Dochodzi�y do mnie jedynie pojedyncze informacje, �e wr�ci�a do kraju i prowadzi jak�� firm�, ale pono� nie najlepiej jej sz�o. Kiedy� nawet spotka�y�my si�, ale wtedy ja zaj�ta by�am swoim rozwodem i nie mia�am ani czasu, ani ochoty na babskie ploty. Od tamtego czasu nasze drogi stale si� rozmija�y.
- Zauwa�y�a�, �e mamy takie same samochody? - spyta�am.
- M�j jest chyba ja�niejszy - odpowiedzia�a.
- Rzeczywi�cie, du�o widzisz w takich ciemno�ciach.
Weronika za�mia�a si�.
- Znasz si� na tym? Zgas�a mi zaraza i nie chce zapali�.
Podnios�am mask� i pochyli�am si� nad silnikiem.
- Masz zapasowe �wiece? - spyta�am, ale wcale nie by�am pewna, �e to jest przyczyna k�opotu.
- Poszukam.
Przesz�a do ty�u.
- Anka, chod� tutaj - zawo�a�a po chwili. - Potrzymaj mi latark�, bo ciemno tu, jak...
Wsiad�y�my do samochodu. Ja trzyma�am latark�, a Nika wyjmowa�a ze schowka r�ne szparga�y.
- Powinny tu gdzie� by� - mrucza�a. - Jeszcze przed wyjazdem Konrad je schowa�.
K�ad�a na moje kolana ta�my, okulary, baterie, notesiki, cukierki i ca�� mas� papierk�w.
- Zrobi�aby� tu porz�dek - poradzi�am jej.
- Nigdy nie mam czasu, po�wie� bli�ej.
- Sama sobie po�wie�, a ja to wyrzuc�.
Zgarn�am �mieci, wysiad�am i dopiero w tym momencie u�wiadomi�am sobie, �e stoimy na poboczu drogi i �e o jakimkolwiek pojemniku na �mieci mog� tylko pomarzy�. Up�ynnienie odpadk�w w lesie w og�le nie wchodzi�o w rachub� i pewnie sta�abym tak i sta�a, gdyby w moim samochodzie nie zadzwoni� telefon. Pobieg�am szybko i to by� Andrzej.
- Gdzie ty jeste�? - spyta� zaniepokojony.
- Ju� w Polsce, spotka�am kole�ank�.
- Kogo spotka�a�?
- Weronik�, naprawiamy samoch�d. Jak nie chce zapali�, to chyba �wiece, co?
- Ty masz szcz�cie, po nocy spotyka� si� ze znajomymi. A silnik jej si� przypadkiem nie rozlecia�?
- �miej si�, �miej - fukn�am. -I �eby ci by�o jeszcze weselej, to ci powiem, �e od granicy jecha� za mn� jaki� samoch�d.
- Widz�, �e nigdy nie przestaniesz fantazjowa� - powiedzia� rozbawiony.
- Poca�uj mnie w nos - prychn�am.
- No dobrze - spowa�nia� - uwa�aj na siebie. A �wiec nawet nie ruszaj. I tak nie dacie rady ich wymieni�. Sprawd� przew�d od cewki, mo�e si� poluzowa�.
- A jak nie?
- To bez pomocy drogowej si� nie obejdzie.
- Dzi�ki za pocieszenie. W zwi�zku z tym nie wiem, kiedy dojad� do domu, bo nie zostawi� Niki samej w ciemnym lesie.
- Sprawd� przew�d - powt�rzy�. - Poczekam chwil� przy telefonie. Jak nie zadzwonisz, to znaczy, �e wszystko w porz�dku.
Od�o�y�am s�uchawk� i spojrza�am na �mieci rozrzucone na fotelu obok. Ale� z tej Weroniki ba�aganiara. Ba�aganiara i �akomczuch, bo zd��y�am ju� zauwa�y�, �e wi�kszo�� papierk�w pochodzi�a z balonik�w i cukierk�w. A poniewa� sama przepada�am za s�odyczami, zacz�am rozgarnia� je, aby zobaczy�, w czym gustuje Nika. I nagle w�r�d nich mign�� mi papierek, kt�ry jako� do pozosta�ych nie pasowa�. Przede wszystkim nie by� kolorowy, a przypomina� zmi�ty kawa�ek kartki w kratk�. Nie by�abym sob�, gdybym nie poczu�a przyjemnego dreszczyku na plecach i niepohamowanej ch�ci natychmiastowego rozwini�cia go. Widnia� na nim jaki� napis, ale nie zd��y�am go odczyta�, bo us�ysza�am g�os Weroniki.
- Znalaz�am, znalaz�am - dar�a si�, machaj�c �wiecami.
Naprawa auta by�a w tej chwili znacznie wa�niejsza ni� pozbycie si� �mieci, wi�c chwilowo z tego zrezygnowa�am. Zostawi�am je na fotelu i wr�ci�am do Niki.
- Nie b�d� ju� nam potrzebne - powiedzia�am i stre�ci�am moj� rozmow� z Andrzejem.
- To twoja nowa zdobycz? - spyta�a.
- No wiesz, facet jak facet. Po do�wiadczeniach z Karolem jestem raczej ostro�na w zawieraniu nowych znajomo�ci. Ale on ma w sobie co� takiego, czego nie potrafi� okre�li�. On jest jak jedna wielka tajemnica.
- Ty musisz by� strasznie zakochana - za�mia�a si�.
- Kto wie, mo�e. - Wzruszy�am ramionami. - Na razie zajmijmy si� autem.
Sta�y�my pochylone nad silnikiem w poszukiwaniu tajemniczego przewodu. �ebym chocia� wiedzia�a, gdzie jest ta cewka. Ale je�eli mo�na to samemu pod��czy�, to musi by� gdzie� na wierzchu. O�wietla�y�my latark� silnik centymetr po centymetrze.
- Ty, tutaj co� zwisa - krzykn�a Nika.
- Rzeczywi�cie. - Przyjrza�am si� uwa�niej. -I nawet wygl�da na przew�d. Spr�bujmy to wcisn�� do tej pomara�czowej kopu�ki. Mo�e si� uda.
- Tylko ostro�nie, �eby�my czego� nie popsu�y - poprosi�a.
- I tak ju� jest zepsuty. Niczym nie ryzykujemy. Albo pojedziesz dalej sama, albo na holu. To co, dociskamy?
- Dociskaj - rozkaza�a.
Przew�d pasowa� idealnie. U�miechn�am si� zwyci�sko.
- A teraz spr�buj zapali�.
Po chwili ku mojej i Niki rado�ci rozleg� si� warkot silnika.
- Dzi�ki Bogu - westchn�am i zatrzasn�am klap�. - Nale�y mi si� du�a kawa.
- Nie ma sprawy, kiedy tylko zechcesz.
- W takim razie jutro. Wpadnij do mnie, to przy okazji poplotkujemy, jak za dawnych czas�w - zaproponowa�am.
Wsiad�am do Laluni i ruszy�am pierwsza. Za mn� Nika. Podejrzanego samochodu nie by�o i do Warszawy dojecha�am ju� bez asysty, za to zm�czona i �pi�ca. Wstawi�am audi do gara�u i wesz�am do mieszkania. Andrzej spa� oczywi�cie na mojej poduszce w poprzek ��ka. Delikatnie przesun�am go.
- To ty bara�ku? - zamrucza� przez sen.
- Tak, to ja.
To pytanie powtarza�o si� za ka�dym razem, gdy stara�am si� zrobi� sobie miejsce do spania. Natomiast Andrzej nigdy nie potrafi� wyt�umaczy� mi, kto to jest "bara�ek" i w og�le by� zdziwiony, �e co� takiego m�wi. Po�o�y�am si� i z prawdziw� przyjemno�ci� zamkn�am oczy. Z tym, �e dla mojego ukochanego jestem "bara�kiem", zd��y�am si� ju� pogodzi�.
* * *
KROWA sta�a na ��ce. By�a bardzo du�a i pomalowana na niebiesko. Na ko�cu ogona zwisa� jej p�k lizak�w. Siedzia�am w krzakach i tak sobie my�la�am, �e sk�d� znam ten obrazek. Nie mog�am si� jednak nad tym spokojnie zastanowi�, bo wsz�dzie czu�am uk�ucia paskudnego zielska. By�am potwornie g�odna, ale obgryzienie krzaczka z listk�w jako� nie przysz�o mi do g�owy. Krowa unios�a �eb i zarycza�a. Przypomina�o to wycie syreny okr�towej. Nagle unios�a si� do g�ry, polata�a chwil�, po czym z hukiem wpad�a do ogromnej ba�ki na mleko. W tym momencie wr�ci�a mi pami��. To w reklamie telewizyjnej krowa zamienia�a si� w batonik. Nie namy�laj�c si� d�ugo, podbieg�am do ba�ki i wyj�am z niej batonik Milky Way. Po�ar�am go natychmiast. Jezus Maria, ze�ar�am krow�! Zerwa�am si� z po�cieli. Andrzej siedzia� obok, patrz�c na mnie ubawiony.
- Horror ci si� przy�ni�? - spyta�.
- Zjad�am krow� - szepn�am przera�ona.
- Mo�e kr�wk�.
- Jak m�wi�, �e krow�, to krow�. Niebiesk�, z lizakami na ogonie.
- B�dziesz mia�a wzd�cie - zarechota�.
- To wszystko przez te cholerne reklamy. Zamiast zach�ca�, strasz� po nocach - m�wi�am gramol�c si� z ��ka - a w og�le mia�am ci�k� podr�.
- Ju� dobrze, dobrze - przytuli� mnie - pole� sobie jeszcze troch�, a ja przygotuj� kaw� i wtedy wszystko mi opowiesz.
- A ty si� do pracy nie wybierasz? - spyta�am zdziwiona.
- Mog� si� troch� sp�ni�.
U�miechn�� si� s�odko i wyszed� do kuchni.
Tak to ju� by�o z moim Andrzejem. Nie bez powodu nazwa�am go "Tajemnic�". Teoretycznie wiedzia�am o nim wszystko. Gdzie i kiedy si� urodzi�, do jakiej chodzi� szko�y, jakie sko�czy� studia. Zna�am jego zainteresowania, ksi��ki, kt�re przeczyta�, wiedzia�am co lubi� robi� w wolnym czasie. A przyjmuj�c go pod sw�j dach i decyduj�c si� na wsp�lne �ycie, liczy�am na to, �e z czasem dowiem si� ca�ej reszty. Tymczasem mija�y tygodnie, a Andrzej milcza�. Szczeg�lnie na temat swojej pracy mia� niewiele do powiedzenia. Nie zna�am nawet numeru telefonu, bo o�wiadczy�, �e pracuje w terenie i rzadko mo�na go zasta� w biurze. A gdy spyta�am go, w jakim konkretnie biurze, odpowiedzia�, �e to bardzo wa�na instytucja pa�stwowa. Wtedy w�a�nie wypowiedzia�am Andrzejowi wojn� i postanowi�am, �e sama dowiem si� prawdy.
Bardzo wa�nych urz�d�w i tych, kt�re si� za takie uwa�a�y, by�o od groma. Mia�am wi�c w czym wybiera�. Wypisa�am je na ogromnej kartce i co jaki� czas, po dok�adnym sprawdzeniu, skre�la�am po jednym. W ten spos�b pozosta�y mi tylko dwa - MSW i policja. Czyli albo szycha w ministerstwie, albo gliniarz. Po d�ugim �ledztwie szycha odpad�a, bo powinnam by�a o nim czyta�, ewentualnie ogl�da� go w telewizji. Pozosta� wi�c gliniarz. Ale co to za policjant bez munduru? Chyba �e by� zwyk�ym gryzipi�rkiem, kt�ry siedzia� za biurkiem i liczy� wypisane przez koleg�w mandaty.
Wsta�am z ��ka i po�cieli�am je. S�ysza�am, jak Andrzej brz�ka naczyniami w kuchni i ju� wiedzia�am, �e jestem coraz bli�ej rozwi�zania zagadki. Mia�am nadziej�, �e za chwil� podczas wsp�lnej rozmowy wyci�gn� od niego reszt� informacji. Niestety, jeden telefon przekre�li� moje zamiary. Andrzej odebra� - by� szybszy ode mnie - i po kr�tkiej wymianie zda� wybieg� z domu obiecuj�c, �e wieczorem zrekompensuje mi t� strat�. I ca�e szcz�cie, �e tak si� sta�o, bo gdy zosta�am sama, z przera�eniem przypomnia�am sobie, �e jeszcze przed wakacjami zam�wi�am na dzi� wizyt� u fryzjerki, o trzeciej mia�am odda� t�umaczenie jakiego� artyku�u Paw�owi, a wieczorem um�wi�am si� z Marcinem. I jeszcze zaprosi�am do siebie Nike! Jakby tego by�o ma�o, znowu zadzwoni� telefon.
- Aneczko, jeste� ju�? - us�ysza�am g�os mojej cioci.
Nie zd��y�am nawet odpowiedzie�, bo m�wi�a szybko dalej:
- Mo�e by� pojecha�a dzi� ze mn� do okulisty. Zapisa�am si� na szesnast�, a twoja matka ma migren� i zapewni�a mnie, �e to potrwa do wieczora.
- O szesnastej?
- Tak, kochanie. Nie chc� jecha� autobusem, bo po atropinie niewiele b�d� widzia�a.
- A Robert nie mo�e cioci odwie��?
- Idzie na wywiad�wk�.
- Dobrze - zgodzi�am si�. - Przyjad� przed czwart�.
- A zd��ymy na Prag�? - spyta�a cichutko.
- Gdzie? - krzykn�am, bo my�la�am, �e si� przes�ysza�am. -Nie ma okulisty gdzie� bli�ej cioci?
- Na pewno jest, ale ten jest najlepszy.
- No to ciocia zobaczy, jak si� jedzie przez miasto w godzinach szczytu - mrukn�am.
Moja ciotka nale�a�a do os�b, kt�re rzadko o co� prosi�y, dlatego te� nie wypada�o jej odm�wi�. Zawsze by�a bardzo samodzielna, na nic si� nie skar�y�a i nie lubi�a robi� wok� siebie zamieszania. W�a�ciwie to nie by�a moja ciotka, tylko mojej mamy, to znaczy siostra ojca mojej matki. Okulista natomiast by� jedynym lekarzem, kt�rego odwiedza�a regularnie, bo potrzebowa�a okular�w, aby rozwi�zywa� ukochane krzy��wki. By�a przy tym osob� pe�n� �ycia i humoru, kt�ra potrafi�a drwi� nawet z w�asnej �mierci, doprowadzaj�c wszystkich do sza�u. Cz�sto powtarza�a, �e je�eli kto� na jej pogrzebie b�dzie p�aka�, to Otworzy trumn� i poka�e wszystkim go�� dup�. Pami�tam te�, �e jeszcze jak by�am dzieckiem, chyba w wieku przedszkolnym, to w�a�nie ona pierwsza nauczy�a mnie pi�knego wierszyka, kt�ry z dum� recytowa�am zachwyconym cz�onkom rodziny.
�artowa�a myszka z ��wia,
�e w skorupie siedzia�.
Mam ci� w dupie, stara �ajzo,
��w jej odpowiedzia�.
Wszyscy uwielbiali�my nasz� ciotk�. Robert by� jej jedynym dzieckiem, kt�re przytrafi�o si� gdzie� po drodze. Wda�a si� w romans z jakim� wojskowym, ale facet zgin�� na wojnie, pozostawiaj�c jej w spadku tylko potomka. A �e nie mia�a silnie rozwini�tego instynktu macierzy�skiego, z ledwo�ci� tolerowa�a teraz swoje wnuki, kt�rych mia�a a� troje. Oczywi�cie za sw�j wyst�pek zosta�a niemal�e przekl�ta przez rodzin�, bo przecie� w tamtych czasach by� to okropny skandal.
Wizyt� w salonie pi�kno�ci odwali�am w tempie ekspresowym, co na zdrowie mi nie wysz�o i urodzie te� si� nie przys�u�y�o. Pod domem Paw�a przypomnia�am sobie, �e teczka z t�umaczeniem zosta�a w moim przedpokoju. Wr�ci�am wi�c po ni�, po czym ponownie musia�am jecha� na drugi koniec miasta. Przyjecha�am za p�no i Paw�a oczywi�cie ju� nie zasta�am. Zostawi�am wi�c teczk� u s�siadki, a kartk� z informacj� w drzwiach jego domu i pojecha�am po ciotk�. Czeka�a przed bram�. U lekarza by�y�my pi�tna�cie po czwartej. Odwioz�am j� potem z powrotem do domu i musz� przyzna�, �e rzeczywi�cie po tej atropinie by�a �lepa jak kura, bo pr�bowa�a wle�� mi do baga�nika. Prosto od niej uda�am si� do Marcina.
- Znowu si� sp�ni�a� - przywita� mnie ch�odno.
- Daj spok�j - odpar�am, dysz�c ci�ko. - Mam dosy� na dzisiaj.
- Napijesz si� czego�?
Popatrzy�am na niego s�odkim wzrokiem.
- Kawy ze �mietank� i cukrem.
Zapali�am papierosa i usiad�am wygodnie w fotelu. Marcin wr�ci� po chwili i postawi� przede mn� fili�ank� z pachn�c� kaw�.
- �ycie mi ratujesz - mrukn�am.
- Mam nadziej�, �e si� jutro zrewan�ujesz, bo inaczej szef wywali mnie na zbity pysk - powiedzia�.
Spojrza�am zdumiona.
- No co si� tak gapisz? - zdenerwowa� si�. - Mia�a� wr�ci� po dw�ch tygodniach, wr�ci�a� po trzech. Twoja praca jest nie sko�czona, a nas goni� terminy.
- Zrobi� wszystko jutro, przysi�gam.
- Ju� to widz� - u�miechn�� si� ironicznie.
- Cho�bym mia�a siedzie� do rana. Osobi�cie odwioz� materia�y do druku.
- Trzymam ci� za s�owo.
- A opr�cz tego, co s�ycha�? Jeszcze nie zbankrutowali�my?
- Jeszcze nie, ale nie jest weso�o. Zam�wienia nap�ywaj�, ale s�uchy mnie dosz�y, �e szef szykuje co� nowego i to b�dzie robota dla ciebie - powiedzia� tajemniczo.
- Uwa�acie, �e mam za ma�o pracy?
- To nie jest dodatkowe zaj�cie, tylko ca�kiem nowe - odpar� -a o szczeg�ach dowiesz si� jutro. I b�d� pewna, �e z W�adziem nie p�jdzie ci tak �atwo jak ze mn�.
- M�wisz tak, jakbym nie zna�a W�adka - mrukn�am i zmienia�am temat: - A tak prywatnie, co s�ycha�?
- Ewa nadal romansuje z Adamem. Agencja a� huczy od plotek, a jej m�� udaje, �e nic nie wie.
- Mo�e to masochista - podsun�am.
- Mo�e. Aha, Beacie ukradli mercedesa.
- �artujesz, przecie� dopiero co go dosta�a.
- No w�a�nie. Od dziesi�ciu dni chodzi w �a�obie, a po samochodzie ani �ladu. Zwin�li go w bia�y dzie�, w centrum miasta i to w ci�gu kilku minut. Zawodowcy.
- Biedactwo - westchn�am. - Tak si� nim cieszy�a.
- Co zrobi�, takie teraz czasy. A tobie radz�, �eby� pilnowa�a swojego cacka. To tak�e �akomy k�sek dla z�odzieja.
Spojrza�am na zegarek i zerwa�am si� na r�wne nogi.
- Przepraszam ci� Marcin, ale musz� ju� lecie�. - Wypi�am reszt� kawy duszkiem. - Doko�czymy rozmow� jutro, okay?
- Masz by� punktualnie o �smej w pracy - krzykn�� jeszcze za mn�.
Andrzeja w domu oczywi�cie nie by�o. Za to Nika zostawi�a wiadomo�� na sekretarce. Oddzwoni�am natychmiast, bo wyczu�am w jej g�osie zdenerwowanie, mimo �e powiedzia�a tylko dwa s�owa. Musia�a czatowa� przy aparacie, bo odebra�a od razu.
- Szukam ci� od rana - m�wi�a. - Musz� si� koniecznie z tob� zobaczy�.
- A� tak bardzo pragniesz mojej kawy? - za�artowa�am.
- Nie o to chodzi. Wydarzy�o si� co� dziwnego i najwy�sza pora, �ebym o tym komu� powiedzia�a.
- W takim razie pakuj si� i przyje�d�aj.
Rzeczywi�cie zjawi�a si� wyj�tkowo szybko. By�a nie tylko zdenerwowana, ale i wystraszona. Posadzi�am j� w fotelu, pocz�stowa�am obiecan� kaw� i usiad�am naprzeciwko.
- W�amali mi si� do auta - wyrzuci�a z siebie.
- I co, ukradli?
- Przecie� ci m�wi�, �e si� w�amali - powt�rzy�a zniecierpliwionym g�osem.
- Mo�na si� w�ama� i ukra�� - upiera�am si�.
- Gdyby tak w�a�nie zrobili, by�abym ca�kiem spokojna.
- Co ty pleciesz, Nika? Jakby zwin�li ci audic�, by�oby wszystko w porz�dku?
- No w�a�nie - przytakn�a. - A tak w�amali si� i nic nie ukradli.
- To po co to zrobili?
- Nie wiem - wzruszy�a ramionami. - Wszystko przewr�cili do g�ry nogami, pewnie czego� szukali.
- Zawiadomi�a� policj�?
- A po co? Przecie� nic nie zgin�o.
Zapali�a papierosa.
- A gdzie zostawi�a� auto? - spyta�am.
- Przed domem. By�am tak zm�czona, �e nie mia�am si�y wprowadzi� go do gara�u.
- I naprawd� niczego si� nie domy�lasz? Mo�e wioz�a� co� trefnego?
- A co mo�na wie��, jak si� wraca od m�a sknery? - krzykn�a. - Nawet prezentu mi nie kupi�. Mia�am tylko rzeczy osobiste i s�odycze, kt�re zreszt� po�ar�am po drodze. Sama wyrzuca�a� papierki - przypomnia�a mi.
- No to opowiadaj od pocz�tku - zaproponowa�am. - Mo�e razem dojdziemy do jakich� m�drych wniosk�w.
Weronika �ykn�a kawy i wzi�a g��boki oddech.
- Pojecha�am do Konrada na wakacje. Wyobra� sobie, �e sam mnie zaprosi�. W pierwszej chwili my�la�am, �e to jaki� �art, ale po dw�ch listach od niego i kilku telefonach uzna�am, �e chce tego naprawd�. Przyj�am to jako rekompensat� za tych kilka zmarnowanych z nim lat, kt�re trudno nazwa� ma��e�stwem. Wiesz przecie�, �e cztery lata temu rozwiedli�my si� i on zaraz potem wyjecha� do Niemiec. Pocz�tkowo nie wiod�o mu si� najlepiej. Mieszka� u znajomych, pracowa� na czarno. P�niej dowiedzia�am si�, �e za�atwi� sobie prac� w jakim� warsztacie samochodowym u Polaka, a rok temu dosta� obywatelstwo. Z opowiada� znajomych wiedzia�am, �e mieszka w niewielkim mieszkanku na przedmie�ciu i sta�e narzeka na brak pieni�dzy. Tymczasem okaza�o si�, �e zajmuje pi�kny dom w willowej dzielnicy i je�dzi najnowszym modelem BMW. Nie pyta�am, sk�d taka zmiana, ale na pewno z pensji mechanika nie sta� by go by�o na takie luksusy. Zreszt� niewiele mnie interesowa�o jego �ycie i raczej rzadko go widywa�am. Rano wychodzi�, wraca� wieczorem, czasami bardzo p�no w nocy, a ja jego mieszkanie traktowa�am jak hotel. Troch� poje�dzi�am po okolicy, wyskoczy�am na kilka dni do Austrii, Francji. M�j pobyt u Konrada ogranicza� si� w�a�ciwie tylko do spania. Ale i tak zauwa�y�am, �e dziej� si� dziwne rzeczy. Stale kto� dzwoni� i podawa� jakie� numery, albo gada� od rzeczy, na przyk�ad "Na wschodzie bez zmian"...
- Na zachodzie - wpad�am jej w s�owo.
- Co na zachodzie?
- "Na Zachodzie bez zmian" to tytu� powie�ci Remarque'a - wyja�ni�am.
- Aha - kiwn�a g�ow�. - Nie, on m�wi� wyra�nie "na wschodzie". Albo: "�uk Triumfalny spalony".
- Mo�e ten tw�j Konrad zapisa� si� do k�ka mi�o�nik�w Re-marque'a? - spyta�am kpi�co.
Weronika zmarszczy�a nos i pokr�ci�a g�ow�.
- Ksi��ek to ja akurat u niego nie znalaz�am �adnych opr�cz poradnik�w samochodowych.
- A po co� ty w�a�ciwie odbiera�a te telefony? - spyta�am po chwili.
- Nie odbiera�am, przes�uchiwa�am jego automatyczn� sekretark�. No co? - oburzy�a si�. - Ze zwyk�ej ludzkiej ciekawo�ci. Nawet si� nie zorientowa�.
- Rozmawia�a� z nim o tym?
Zaprzeczy�a energicznie.
- Ale to jeszcze nie wszystko - m�wi�a dalej. - Kiedy� przechwyci�am wiadomo��, �e kto� ma do niego przyjecha�. Musia�am si� dowiedzie� kto, wi�c ostentacyjnie da�am mu do zrozumienia, �e boli mnie g�owa i id� spa�. I wiesz, kto przyjecha�? Rosjanin, najprawdziwszy w �wiecie. Rozmawiali chyba ze dwie godziny, ale niewiele zrozumia�am.
- Mo�e to kolega z pracy? - podsun�am.
- Raczej nie. - Zapali�a nast�pnego papierosa. - Konrad wyra�nie nad nim g�rowa�. Potem ten Rusek wr�czy� mu jak�� kartk�, kt�r� Konrad po�o�y� na stole, i obaj wyszli. Nie mog�am wytrzyma� z ciekawo�ci i wesz�am do pokoju, �eby chocia� rzuci� okiem na to, co by�o tam napisane. I wiesz, co to by�o?
Nie odpowiedzia�am, bo niby sk�d mog�am wiedzie�, ale jednocze�nie poczu�am, �e jestem w samym �rodku jakiej� grubszej afery. Weronika pisa�a co� w notesie, kt�ry jej podsun�am i poda�a mi go.
- Trzy razy em, dwa razy fau, jeden raz a - przeczyta�am. -Co to jest?
- Te� bym chcia�a wiedzie�. My�la�am, �e mo�e ty mi to powiesz.
- To wygl�da jak lista zakup�w - za�mia�am si�. - Trzy margaryny, jeden arbuz, ale fau? Mo�e to mia�o by� wu. Mog�aby by� wtedy w�troba.
- Nie �artuj, to na pewno by�o fau.
- W j�zyku polskim nie ma wyraz�w na tak� liter� opr�cz tych zagranicznego pochodzenia.
- Wiem - przytakn�a - i dlatego reszt� urlopu sp�dzi�am nad rozszyfrowaniem tego, ale nic m�drego nie przysz�o mi do g�owy.
- To teraz ja ci co� powiem - od�o�y�am notes na bok - bo by� mo�e to jako� si� ��czy. Od granicy jecha� za mn� samoch�d, dlatego zatrzyma�am si� przy tobie. Potem go ju� nie widzia�am.
Weronika patrzy�a na mnie w napi�ciu.
- Jezus Maria, Anka, co tu si� dzieje?
- Jeszcze nie wiem. - M�j umys� pracowa� na najwy�szych obrotach. - Jeszcze nie wiem - powt�rzy�am powoli.
- Nie wracam do domu - odezwa�a si� Nika po chwili stanowczym g�osem. - Jak pomy�l� o tym du�ym pustym mieszkaniu, to czuj� si� bardzo nieswojo.
- Nie ma sprawy - u�miechn�am si� - mo�esz zosta� u mnie.
Wprowadzimy tylko tw�j samoch�d pod dom.
- Dzi�kuj�. Jako� lepiej si� poczu�am, kiedy ci to wszystko opowiedzia�am. A zreszt�, mo�e to nic powa�nego?
Przytakn�am jej, ale mia�am ju� swoj� teori� na ten temat. Intuicja kaza�a mi jednak milcze�. Zaprowadzi�am Nike do pokoju, da�am jej koszul� i zesz�am z powrotem na d�.
Przej�ciem przez kuchni� dosta�am si� do gara�u, cichutko otworzy�am drzwiczki i wsiad�am do auta. Pami�ta�am ten moment, kiedy rozmawia�am z Andrzejem przez telefon, a �mieci z samochodu Niki rzuci�am na siedzenie obok. I dobrze zapami�ta�am t� zmi�t� kartk�. Wtedy nie zd��y�am jej odczyta�, ale w pami�ci pozosta� mi kr�tki zapis: "5xM". Nika widzia�a podobny u Konrada w Niemczech. Normalnie pewnie nie zwr�ci�abym na to uwagi, ale teraz...
Rozejrza�am si� w poszukiwaniu �mieci, ale ich ju� nie by�o. No jasne, ciocia Niusia! - przypomnia�am sobie nagle. Mi�o�niczka czysto�ci. Na pewno wyrzuci�a je gdzie� po drodze. A mo�e ten jeden akurat zsun�� si� i spad� na pod�og�? Na wszelki wypadek postanowi�am sprawdzi� wszystkie mo�liwe i niemo�liwe miejsca. No i pod fotelem pasa�era ujrza�am jaki� zwitek. Serce mi mocniej zabi�o. Dosi�g�am go wreszcie po kilku pr�bach i wr�ci�am do mieszkania, maj�c nadziej�, �e znalaz�am w�a�ciwy �mie�. Zas�oni�am okno, zapali�am ma�� lampk� i rozwin�am kartk�. A jednak! To by�o to. Wznios�am oczy ku g�rze, dzi�kuj�c �wi�temu Antoniemu i zacz�am czyta�. Sasza Jurczyn, Maskowskaja 9. Deszcz zielonych li�ci. 2801375485858. Spojrza�am na drug� stron�. 2x0.0., 1xV.C., 5xM. �ebym przynajmniej wiedzia�a, co to ma znaczy�. W�o�y�am kartk� pod le��c� na stoliku ksi��k� i nadstawi�am uszu, bo wydawa�o mi si�, �e s�ysz� podje�d�aj�cy samoch�d. Pomy�la�am, �e to Andrzej i czeka�am, kiedy otworzy bram� i wjedzie na podw�rko. Ale nic takiego nie nast�pi�o. Za to us�ysza�am wyra�ne kroki przed domem. Pobieg�am do kuchni i wyjrza�am ostro�nie zza firanki. Nikogo nie by�o, przynajmniej w miejscu dobrze o�wietlonym. Dooko�a panowa�a niepokoj�ca cisza. Znowu us�ysza�am kroki i wyra�ne szepty, a mo�e cichutki brz�k metalu, kt�ry ju� bardzo mnie zaniepokoi�. Wchodz� na pas�wk�, przerazi�am si�. Z�apa�am, co by�o pod r�k�, a tym czym� okaza� si� wspania�y tasak po��czony z t�uczkiem do mi�sa, i skradaj�c si� wysz�am przed dom. Teraz ju� wyra�nie s�ysza�am, �e kto� stara si� dosta� do mojego gara�u. Krew we mnie zawrza�a, bo za Laluni� gotowa by�am odda� �ycie. Na paluszkach zacz�am obchodzi� dom, �eby zaj�� ich od ty�u. Zapomnia�am zapali� lamp� nad gara�em, wi�c gdy wystawi�am g�ow� zza rogu, zobaczy�am tylko dwa cienie majstruj�ce przy k��dce. Cofn�am si� szybko. Naprawd� nie wiedzia�am, co robi�. Dzwoni� na policj� czy lecie� na nich z tym toporem? Gdy si� tak zastanawia�am, pos�ysza�am nagle szybkie kroki i taki dziwny odg�os, kt�rego pocz�tkowo nie mog�am z niczym skojarzy�. Jasny snop �wiat�a rozja�ni� ciemno�� i ukaza� mym oczom dw�ch m�czyzn stoj�cych przy drzwiach gara�u.
- Panowie tutaj co� zgubili? - rozpozna�am g�os Andrzeja.
Przyjrza�am mu si� dok�adnie i ma�o trupem nie pad�am. Sta� w lekkim rozkroku, w lewej r�ce uniesionej na wysoko�� g�owy trzyma� latark�, o�wietlaj�c ni� z�odziei, a praw� d�o� wraz z pistoletem mia� wymierzon� prosto w nich. Teraz ju� nie mia�am �adnych w�tpliwo�ci, �e ten dziwny odg�os, kt�ry pos�ysza�am wcze�niej, to by�o nic innego, jak odbezpieczanie broni. M�czy�ni zastygli w dziwnych pozach.
- Rzuci� co macie w �apach i odwr�ci� si� z r�kami do g�ry -rozkaza� Andrzej.
- To jakie� nieporozumienie - b�kn�� nie�mia�o jeden.
- Zgadza si�. Weszli�cie na teren prywatny.
- Musieli�my pomyli� domy. Ju� nas tu nie ma - mamrotali nerwowo, wycofuj�c si� szybciutko w stron� bramy.
- Doskonale. - Andrzej post�pi� par� krok�w w ich kierunku. -I wola�bym, �eby taka pomy�ka wi�cej si� nie powt�rzy�a.
- Jasne, szefie - przytakn�li i znikn�li w ciemno�ciach.
Andrzej wprawnym ruchem zabezpieczy� pistolet, schowa� pod marynark� i spokojnym krokiem wszed� do domu. Tym razem ja by�am jednak szybsza i opu�ci�am sw�j posterunek wcze�niej. Wystarczy�o mi to, co zobaczy�am, �eby upewni� si�, �e rzeczywi�cie szycha z ministerstwa odpada. Matko kochana, przecie� on wygl�da� jak najprawdziwszy w �wiecie zawodowiec. Nawet mu powieka nie drgn�a, kiedy mierzy� do nich z pistoletu. Inna sprawa, �e nie bardzo wiedzia�am teraz, jak mam si� zachowa�. Udawa� nadal g�uch� i �lep�, czy zrobi� karczemn� awantur�. Nie mia�am jednak zbyt wiele czasu, �eby si� na co� zdecydowa�, wi�c postanowi�am, �e dostosuj� si� do sytuacji. Gdy Andrzej wszed� do pokoju, siedzia�am w fotelu, nadal z tasakiem w d�oni, bo z tego wszystkiego zapomnia�am go odnie�� do kuchni.
- B�d� kotlety na kolacj�? - spyta�, wieszaj�c marynark� na krze�le.
- Nie - pokr�ci�am g�ow� - mia�am zamiar u�y� go jako broni.
- Przeciwko tym z�odziejaszkom? - za�mia� si�. - Co� mi si� wydaje, �e zjawi�em si� w sam� por�. Nie wiem, czy da�aby� rad� wystraszy� ich tym toporem.
- No tak, w por�wnaniu z twoj� spluw� to jest niewinne narz�dzie kuchenne - wysycza�am.
- Aha. - Andrzej by� rozbawiony. - Moja ma�a Ania co� zobaczy�a i przyst�puje do ataku.
- Nie jestem ma�� Ani�, a zobaczy�am co�, co jest dowodem twojej k�amliwej natury.
- I tu si� mylisz. - Usiad� naprzeciwko. - Nigdy ci� nie ok�ama�em.
- Tak? A ta bro�? Gazowa czy mo�e straszak?
- Prawdziwa.
- A czemu dowiaduj� si� o niej dopiero teraz?
- Bo nie pyta�a�.
- Nie pyta�am? - skoczy�am na niego. - Nie pyta�am, bo nic nie m�wi�e�, a ja nie chcia�am, �eby� my�la�, �e jestem w�cibsk� bab�.
- I tak ni� jeste� - Andrzej najwyra�niej doskonale si� bawi�. -Wiedzia�em, �e pr�dzej czy p�niej sama si� domy�lisz. Nie chcia�em psu� ci zabawy.
- To wcale nie jest takie weso�e. Mieszkasz ze mn� od tylu miesi�cy i nale�� mi si� jakie� wyja�nienia. Ty o mnie wiesz wszystko. A wygl�da na to, �e starasz si� co� przede mn� ukry�. Byle jaki gliniarz nie paraduje na co dzie� z gnatem pod pach�.
- Byle jaki nie, ale s�u�by specjalne tak - odpowiedzia� powa�nym g�osem.
- Pi�knie - klasn�am w d�onie. - Mieszkam z tajniakiem.
- To nie jest tak, jak my�lisz.
- Ja ju� nic nie my�l�. - Wsta�am z fotela. - Id� do kuchni zrobi� kaw�. Chcesz te�? - A gdy kiwn�� g�ow�, powiedzia�am jeszcze: -I mam nadziej�, �e jak wr�c�, b�d� mog�a spokojnie wszystkiego wys�ucha� na temat twojej pracy.
Rozmowa z Andrzejem trwa�a prawie do rana. Zd��yli�my si� dwa razy pok��ci�, trzy razy k�adli�my si� spa� i wstawali�my, ale postawi�am na swoim. Andrzej przesta� by� dla mnie tajemnic�, a sta� si� kim� jeszcze bli�szym i wyj�tkowym. Z l�kiem te�, uzmys�owi�am sobie, ile niebezpiecze�stw grozi mu ka�dego dnia, i spojrza�am na niego �askawszym okiem.
- Jestem z ciebie bardzo dumna - odezwa�am si� cicho, gdy po�o�yli�my si� po raz czwarty do ��ka. - Zachowa�e� si� tak odwa�nie i tak wspaniale wygl�da�e� z t� spluw�. - Przysun�am si� do niego bli�ej. - Andrzejku, nauczysz mnie strzela�?
- Wiedzia�em, �e o to poprosisz, wiedzia�em - kr�ci� g�ow� z niedowierzaniem - ale mo�esz o tym zapomnie�.
Odsun�am si� ostentacyjnie, naburmuszona i z�a. Trwa�o to jednak tylko chwil�, bo gdy zgas�o �wiat�o i us�ysza�am r�wny oddech �pi�cego Andrzeja, w g�owie mia�am ju� gotowy plan. Przypomnia�am sobie, �e przecie� do ka�dego m�czyzny, a ju� szczeg�lnie do Andrzeja, trzeba m�wi� przez �o��dek. Poprzysi�g�am sobie, �e wymy�l� takie menu, �e ju� na sam widok potraw b�dzie mnie prosi�, �ebym sobie postrzela�a. Spojrza�am na zegarek. Dochodzi�a czwarta. Za cztery godziny musz� by� w pracy. Zamkn�am oczy i natychmiast je otworzy�am. No tak, ta zadyma ze z�odziejami i nocne rozmowy spowodowa�y, �e zapomnia�am opowiedzie� Andrzejowi o Weronice i znalezionej kartce. Tak si� tym przej�am, �e nie mog�am ju� usn�� do rana. I pewnie tylko dlatego nie sp�ni�am si� do pracy.
* * *
W BIURZE by�am przed �sm�. Marcin patrzy� w bezgranicznym os�upieniu to na zegarek, to na mnie, po czym na ogromnej kartce papieru napisa� drukowanymi literami: Anka po raz pierwszy od 2 lat nie sp�ni�a si� do pracy i wywiesi� to w naszym pokoju. A poniewa� w ci�gu dnia odwiedza�a nas niezliczona ilo�� ludzi, ka�dy po przeczytaniu lecia� do mnie z pytaniem, o co chodzi. Po godzinie mia�am do�� i dopisa�am na kartce: Je�eli chcecie zna� szczeg�y, zwr��cie si� do Marcina. Teraz wszyscy latali ode mnie do Marcina, kt�rego pocz�tkowo bawi�o wyja�nianie tego nadzwyczajnego zjawiska, ale po paru godzinach mia� dosy� tej zabawy. Na kartce pod moj� propozycj� znalaz� si� dopisek wykonany jego r�k�: Poca�ujcie mnie w dup�. I zamaszysty podpis. W biurze zapanowa�o prawdziwe piek�o, a Marcin kl�� na widok ka�dego pracownika, bo nawet nie przypuszcza�, �e niewinn� informacj� wywo�a takie zainteresowanie.
Zanim to jednak nast�pi�o, punktualnie o �smej zg�osi�am si� w gabinecie szefa. Bardzo mi�o si� ze mn� przywita� i poprosi�, �ebym usiad�a. Chwil� przewraca� kartki na biurku, a� w ko�cu spojrza� na mnie i u�miechn�� si�.
- Wstrzymuj� ci premi� w tym miesi�cu - powiedzia� uprzejmym g�osem.
- C� za wspania�a wiadomo�� z samego rana. - By�am tak zachwycona, �e a� jad ze mnie kapa�. - A mo�na wiedzie� dlaczego?
- Odwali�a� taki numer, �e musz� ci� ukara� i to przyk�adnie, �eby innym nie przysz�o co� podobnego do g�owy. Czy we Francji nie ma telefon�w?
- Oczywi�cie, �e s�.
- To dlaczego nie zadzwoni�a�?
- Zapomnia�am.
- No w�a�nie. - Pocz�stowa� mnie papierosem. - Ten jeden telefon b�dzie ci� kosztowa� tyle, ile wynosi premia.
- To znaczy?
- Nie chc� ci� wp�dza� do grobu.
- Ju� to zrobi�e�, wi�c ile? - nalega�am.
W�adek bez s�owa po�o�y� przede mn� list� nazwisk.
- Za�atwi�e� mnie, nie ma co. Ale mimo to bij� si� w pier� i prosz� o przebaczenie. Odpowiednie przyrzeczenie z�o�y�am ju� Marcinowi odno�nie naprawienia szk�d.
- Cieszy mnie to bardzo, ale premii i tak nie dostaniesz.
- Trudno - wzruszy�am ramionami. - Jako� to prze�yj�.
- A teraz druga sprawa. Od jutra jeste� szefem nowego dzia�u. Bierzemy si� za przek�ady. Potrzebuj� dw�ch dobrych t�umaczy i ty mi ich znajdziesz. Wiesz, jakie s� wymagania w tym zakresie, bo sama dorabiasz w ten spos�b.
- Pawe� ci powiedzia�, co? - domy�li�am si�. - A to �winia, musia� si� wygada�. Wcale nie dorabiam - u�miechn�am si� do W�adka - robi� to, bo lubi�. Dlaczego mam nie skorzysta� ze swych umiej�tno�ci j�zykowych?
- Nazywaj to jak chcesz. - Machn�� r�k�. - Mnie interesuje wy��cznie to, �e jeste� dobrym redaktorem i w zasadzie jedyn� osob�, kt�ra mo�e si� tego podj��.
- To znaczy jak� osob�? - zaciekawi�am si�.
- No, powiedzmy, o bardzo poszerzonych horyzontach my�lowych.
- Dzi�kuj� za uznanie - kiwn�am g�ow�. - A mog� wiedzie�, ile mam czasu?
- Ma�o - odpowiedzia� kr�tko. - No co si� tak dziwisz? Dlatego wybra�em ciebie. Nikt inny tego nie dokona.
- Coraz bardziej mi schlebiasz, W�adziu - powiedzia�am z przek�sem - ale czy to nie jest przypadkiem jaki� manewr samob�jczy? M�w, co jest grane.
- To, co we wszystkich agencjach tego typu. We� katalog i zobacz. Mno�� si� jak grzyby po deszczu, a dla nas to tylko konkurencja.
- Jest a� tak �le? - Stan�am ko�o niego. - Marcin mi m�wi�...
- Marcin niewiele wie - wpad� mi w s�owo. - Musimy rozszerzy� nasz� dzia�alno��. Z samych folder�w, katalog�w i reklam�wek nie wy�yjemy. Mo�e gdyby�my dostali du�e zam�wienie rz�dowe - westchn��. - A tak rzeczywisto�� jest bardzo smutna. Z�eraj� nas op�aty. Mo�e trzeba b�dzie zwolni� par� os�b. No, ale to ju� nie tw�j problem. - Popatrzy� na mnie z nadziej�. - Zorganizujesz mi to?
- Z najwi�ksz� przyjemno�ci�. A mog� chocia� wiedzie�, czym ryzykuj�?
- Wywaleniem z pracy - za�artowa�. - Ale powa�nie m�wi�c, docieraj� do nas informacje, �e ludzie ch�tnie czytaj� obc� literatur�. Musimy wi�c spr�bowa�.
- Ludzie czytaj� to, co mog� kupi� w ksi�garniach - poprawi�am go - a nasza literatura ostatnio niewiele ma do zaoferowania, pomijaj�c oczywi�cie klasyk� i wypr�bowanych autor�w. Brakuje nowych pomys��w, nazwisk.
- Wiem - przytakn�� - ale poka� mi wydawnictwo, kt�re zaryzykuje wydanie debiutu.
- Mo�e pomy�leliby�my o tym? No, nie w tej chwili oczywi�cie, ale jak staniemy na nogi. Z agencji reklamowo-wydawniczej zrobiliby�my wydawniczo-promocyjn�. Kiedy� przecie� czytelnicy znudz� si� Ludlumem czy McLeanem, a zechc� poczyta� o naszych polskich sprawach. Wtedy my b�dziemy pierwsi - m�wi�am rozmarzonym g�osem.
W�adek zacz�� si� �mia�.
- Teraz ju� wiesz, dlaczego tobie powierzy�em to zadanie? -spyta�. - Gdyby� mia�a odpowiednie warunki, to w przeci�gu kilku tygodni przedstawi�aby� mi przynajmniej trzech obiecuj�cych debiutant�w. Na razie jednak bierz si� za przek�ady.
- Zrobi�, co b�d� mog�a. - Wsta�am z fotela i podesz�am do drzwi. - Ale pami�taj, �e te promocje to m�j pomys�.
Pokiwa� g�ow� i u�miechn�� si�. Odpowiedzia�am mu tak�e u�miechem i wr�ci�am do swojego pokoju, a tam ju� zaczyna�a si� polka z nieszcz�snym obwieszczeniem Marcina. Usiad�am za biurkiem i zacz�am si� zastanawia�. W�adek mia� chyba racj�, szkoda by by�o naszej agencji. To prawda, �e by�a niewielka i stosunkowo m�oda. I co W�adek pl�t� o zwolnieniach? Tak niewielu nas tu pracowa�o. Naczelny redaktor i Marcin, zast�pca. Ewa sekretarka. Adam i Pawe� byli redaktorami. Beata pracowa�a jako grafik, Elka obs�ugiwa�a ksero, a Joanna t�uk�a w maszyn� ca�ymi dniami. Jeszcze g��wna ksi�gowa i sprz�taczka. Stanowili�my niemal�e rodzin�. Dlaczego W�adek chce zniszczy� co�, co tak misternie budowa� i z czego by� taki dumny? Czy�by rzeczywi�cie grozi�a nam plajta?
- Czy ty mnie s�yszysz? - krzykn�� Marcin.
Spojrza�am nieprzytomnym wzorkiem.
- Czego tak siedzisz i gapisz si� w okno? Pami�tasz, co masz dzisiaj zrobi�?
- Tak, tak, ju� si� do tego bior�.
Wszyscy przyzwyczaili�my si� do grzmi�cego g�osu Marcina, ale tak naprawd� to by� dusza cz�owiek i nikt si� specjalnie nie przejmowa� jego pokrzykiwaniem. Zabra�am si� do pracy i tak dzie� zlecia� mi do wieczora. Oko�o dziesi�tej wieczorem mog�am z dum� spojrze� na swoje dzie�o. Zdj�am okulary i opar�am si� wygodnie. Dopiero teraz poczu�am skutki wielogodzinnej intensywnej pracy. Spojrza�am w lusterko i przerazi�am si� swym wygl�dem; przypomina�am pijaczka po nocnej libacji. Posk�ada�am wi�c szybko swoje rzeczy i ju� mia�am wyj��, gdy us�ysza�am czyje� kroki na korytarzu. Nie mia�am specjalnej ochoty na nocne spotkanie w pustym biurze, wi�c zgasi�am �wiat�o i schowa�am si� za biurkiem.
Drzwi otworzy�y si�, kto� przeszed� obok i znikn�� w pokoju ksi�gowej. Zapali� latark� i podni�s� s�uchawk�. Tarcza telefonu przekr�ci�a si� sze�� razy, ale nie mia�am �adnej mo�liwo�ci podejrzenia numeru. Wychyli�am si� tylko ostro�nie i ujrza�am odwr�conego ty�em faceta. Dopiero jak si� odezwa�, pozna�am go. To by� Adam.
- Hans - m�wi� cicho - zg�aszam si�. S�ysza�em, �e macie jakie� k�opoty. Oczywi�cie, �e rozumiem. Postaram si� pom�c. Podaj awaryjne has�o i namiary.
Pochyli� si� i co� pisa�.
- Mam tu tak� jedn� - mrukn��. - A ch�opaki na drugi raz niech uwa�aj�. Przeka� szefowi, �e zamelduj� si� osobi�cie, jak tylko co� znajd�. Na naszym rynku r�wnie� nie brakuje tego towaru - za�mia� si�. - No, to dobranoc. - Od�o�y� s�uchawk�.
S�ysza�am, jak wyrywa kartk� z notesu, gasi latark� i wychodzi. Przylgn�am mocno do �ciany. Odczeka�am jeszcze kilka minut i gdy woko�o zapanowa�a cisza przesz�am do pokoju, z kt�rego on przed chwil� telefonowa�. Zabra�am notes i wr�ci�am do siebie. Tu mog�am spokojnie zapali� lamp�, bo w oknach by�y rolety. Wzi�am o��wek i leciutko potar�am nim o kartk�. Po chwili ukaza� si� napis, ale bardzo nieczytelny. ...ele na rze, uda�o mi si� odszyfrowa�. I jeszcze co�, co wprawi�o mnie w os�upienie: czerw. audi. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e chodzi o czerwone audi. Moje czerwone audi? Moja Lalunia?
Wyrwa�am kartk�, schowa�am do torebki, notes odnios�am na miejsce, pogasi�am wszystkie �wiat�a i wysz�am z budynku. Oczywi�cie bardzo ostro�nie i przyznam si�, �e z dusz� na ramieniu. Samoch�d sta� na swoim miejscu nie tkni�ty, a w pobli�u nikogo nie by�o.
Dojecha�am do domu najszybciej, jak umia�am i ku mojej rado�ci zauwa�y�am �wiat�a w oknach. A wi�c Andrzej ju� by�. Nareszcie mu wszystko opowiem. Wbieg�am do mieszkania z u�miechem, kt�ry natychmiast zamar� mi na twarzy. Po minie Andrzeja widzia�am, �e sta�o si� co� z�ego. Nawet nie zd��y�am spyta�, bo poinformowa� mnie od razu:
- Weronika mia�a wypadek.
* * *
WIADOMO�� ta by�a przys�owiow� kropk� nad i. Teraz nabra�am pewno�ci, �e jestem na tropie jakiej� ogromnej mi�dzynarodowej afery. Ale �e zdarzenia nast�powa�y po sobie w zawrotnym tempie, jak dot�d nie mia�am okazji porozmawia� o tym z Andrzejem. A przecie� on by� cz�owiekiem, kt�ry pierwszy powinien o wszystkim wiedzie�.
Tymczasem sta�am przy ��ku Weroniki. By�a spowita w banda�e, nog� i r�k� mia�a na wyci�gu i w�a�ciwie widzia�am tylko cz�� jej twarzy.
- Rany boskie, Nika, co si� sta�o?
- Dorwali mnie - mrukn�a niewyra�nie.
- Jak to porwali?
- Dorwali-powt�rzy�a wyra�niej.
Kiwn�am g�ow�, ale by�am tak wstrz��ni�ta, �e nie dociera� do mnie sens jej s��w.
- A kto ci� dorwa�? - spyta�am.
- Sk�d mam wiedzie�? - zdenerwowa�a si�. - My�lisz, �e si� przedstawili?
- Przepraszam - dotkn�am jej d�oni - ale mam taki zam�t w g�owie, �e nie potrafi� prawid�owo rozumowa�.
- W�a�nie widz� - fukn�a. - Przele� si� naoko�o szpitala, to mo�e otrze�wiejesz.
- Nie wy�ywaj si� na mnie - podnios�am g�os. - To nie ja zrobi�am z ciebie mumi�.
- Mo�e spr�bujemy spokojnie pogada� - zaproponowa�a zm�czonym g�osem.
- Nie mam nic przeciwko temu - zgodzi�am si�. - Opowiadaj.
- To by�o ewidentne spowodowanie wypadku - zacz�a. - Jecha�am �wirki i Wigury w stron� lotniska. Wiesz, jaka to droga, po obu stronach wysokie �ywop�oty, a mi�dzy nimi w�skie wjazdy na osiedle. I nagle przy przedostatniej chyba uliczce zauwa�y�am �wiat�a du�ego samochodu. Sta� spokojnie, my�la�am, �e czeka, a� przejad�. A ta �winia czeka�a po prostu na mnie. Jak si� z nim zr�wna�am, wcisn�� gaz do dechy i uderzy� w moje auto. Zepchn�� na pas obok, a tam dobi� mnie maluch. - Wzi�a g��boki oddech i kontynuowa�a: - Przyjecha�a policja, wszystko spisali, mnie zgarn�li do szpitala, a ci�ar�wki nikt nie widzia�. Wyparowa�a jak kamfora.
- My�lisz, �e to ma jaki� zwi�zek z Konradem? - spyta�am po chwili.
- Na pewno, tu kroi si� co� grubszego, a my jeste�my ciemne jak tabaka w rogu.
- Mo�e zg�osi� to na policj�? - zaproponowa�am.
- Co� ty? - krzykn�a. - �eby mnie wsadzili za konszachty z bandziorami? Przecie� nikt nie uwierzy, �e o niczym nie wiedzia�am.
- Wi�c co zrobimy?
- Musisz si� tym zaj��. - Popatrzy�a na mnie wymownie. - Po-kr�� si� tu i tam, porozmawiaj.
- Tu i tam, to znaczy gdzie? - spyta�am ironicznie.
- No - zawaha�a si� - nie wiem.
- Nika, przecie� my nawet nie wiemy, o co chodzi. Jak rozszyfrujemy t� kartk�... - urwa�am, ale po chwili si� zdecydowa�am: - Co� ci powiem. W�r�d �mieci, kt�re zabra�am od ciebie, gdy szuka�y�my �wiec, znalaz�am identyczn� kartk�. Tylko zapis by� inny.
- Konrad - szepn�a przera�ona. - Podrzuci� mi.
- Nie mamy pewno�ci - pokr�ci�am g�ow�. - M�g� po prostu zgubi�. Wsiada� do twojego auta przed wyjazdem? Weronika zastanowi�a si� przez chwil�.
- No, wsiada�. Chowa� �wiece, cz�stowa� si� cukierkami.
- A widzisz, m�g� zgubi� t� kartk�.
- Zadzwo� i spytaj go - rozkaza�a. A� podskoczy�am.
- Chora jeste�? O co mam pyta�? Czy nie zgubi� przypadkiem zaszyfrowanej informacji? Zreszt� wydaje mi si�, �e on mo�e mie� w tej chwili powa�ne k�opoty, bo na kartce by�o jeszcze imi�, nazwisko, adres i numer.
- To mo�e zadzwoni� pod ten numer - wymy�li�a - wszystko im przekaza�, a wtedy odczepi� si� od nas.
Popatrzy�am na ni� z niesmakiem.
- Wiesz co, Nika? Po pierwsze, to nie wygl�da na numer telefonu, po drugie, to powinna� mie� raczej g�ow� na wyci�gu, a nie nog�, je�li proponujesz takie za�atwienie sprawy. Ale rozumiem, �e masz prawo by� jeszcze w szoku powypadkowym.
- W �adnym szoku nie jestem - wysycza�a.
- No dobrze, dobrze. W takim razie zrobimy tak. Ze wzgl�du na tw�j stan zdrowia we�miemy sobie chwilowo na wstrzymanie. Mam piln� prac� w agencji i niewiele czasu na jej wykonanie. Jak si� z tym uporam, zajmiemy si� zaszyfrowan� kartk�.
- Jak chcesz - powiedzia�a obra�onym g�osem. - �eby mnie tylko do tej pory nie zaciukali na amen.
Roze�mia�am si�.
- Nic ci ju� nie grozi, jeste� sprawdzona i unieruchomiona na d�u�szy czas. No jasn