499

Szczegóły
Tytuł 499
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

499 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 499 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

499 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytul: "ALIRIAliria" Autor : Demonik Urodzi�am si� niemal dok�adnie dziewi�tna�cie lat temu, w ma�ej wiosce w pobli�u Passawy. Wioska jak wioska - pe�no takich i wi�kszych w ca�ym �wiecie Piecz�ci. Jest jednak co�, co odr�nia j� od podobnych miejsc. Tym czym� jest niezwyk�a wi� jaka ��czy jej mieszka�c�w z hodowanymi tutaj lataj�cymi ko�mi-pegazami. Tego samego dnia i o tej samej godzinie kiedy ja, Aliria, przysz�am na �wiat, z jaja jednego z wioskowych pegaz�w wyklu� si� �aciaty �rebak i odt�d nasze losy zosta�y nierozerwalnie zwi�zane. R�wnocze�nie uczyli�my si� m�wi� s�owa "mama" i "tata" - ka�de w swoim j�zyku, kiedy on od dawna biega� po ca�ym swoim pomieszczeniu, ja czyni�am pierwsze kroki kurczowo trzymaj�c si� jego boku. R�s� znacznie szybciej ni� ja, ale nim tak naprawd� opanowa�am sztuk� chodzenia, ojciec po raz pierwszy posadzi� mnie na jego grzbiet. Tego dnia zmieni� si� m�j ca�y �wiat. Tak si� sk�ada, �e jestem jedynaczk� i rodzice po�wi�cali mi wiele swojego czasu. Uczono mnie wielu rzeczy - jak czy�ci� mojego przyjaciela i jak opatrzy� zadrapania na jego boku. Mama - kt�ra jak ja mia�a swojego pegaza (jej by� ca�y bia�y, czasem zupe�nie go nie wida� jak leci na tle chmur) - pokaza�a mi jak najlepiej kierowa� wierzchowcem, kt�ry nigdy nie zniesie siod�a, ona te� po raz pierwszy pokaza�a mi, jak trzyma si� miecz. Niemal zwariowa�am na punkcie �wicze�, ju� wiedzia�am , �e pragn� zosta� je�d�cem pegaz�w. To bardzo elitarny rodzaj wojownik�w, nawet w naszej wiosce - mnie i mojego �aciatego przyjaciela czeka�o wiele lat przygotowa�, kt�rych uwie�czeniem mia� sta� si� test. Nikt dok�adnie nie wiedzia�, na czym polega, my gubili�my si� w przypuszczeniach obserwuj�c tych, kt�rzy powr�cili. Nie zawsze wracali razem - pegaz i jego je�dziec, a nawet wtedy ich oczy zdawa�y si� by� smutne i postarza�e zdobytym do�wiadczeniem. Nie ba�am si� patrz�c na to, lecz serce czasem �ciska� mi dziwny smutek na my�l, �e mog�abym utraci� istot�, z kt�r� dzieli�am si� wszystkimi prze�yciami. Lub, �e on mia�by powr�ci� sam. Kiedy sko�czy�am 18 lat zbuntowa�am si� przeciwko ograniczeniom w lataniu - tak, tak, mia�am si� uczy� i uczy� - w domu trzeba by�o te� gotowa�, a przecie� najpi�kniejsz� rzecz� by�a ogl�danie �wiata z g�ry, spomi�dzy chmur, podczas gdy wiatr rozwiewa mi w�osy. Nie chcia�am podda� si� wszystkim rygorom - rude w�osy i buntownicz� natur� zapewne odziedziczy�am po mamie-wojowniczce. C� pozosta�o mi zrobi� - uciek�am z wioski na grzbiecie pegaza, pognali�my prosto w ogrom nieba i - o ironio - zbli�aj�c� si� nawa�nic�. Kiedy wok� nas rozp�ta�o si� piek�o, by�o ju� za p�no na odwr�t. Wiatr znosi� pegaza z obranego kursu, zupe�nie pogubili�my si� w mroku i kilkakrotnie dos�ownie cudem unikn�li�my b�yskawic. By�am ca�a mokra, d�ugie w�osy oblepia�y mi twarz i kurczowo trzyma�am si� grzywy skrzydlatego konia, by nie spa��. W tych trudnych chwilach wsp�lnie dodawali�my sobie si� i nadziei na przetrwanie, bowiem wi� jaka nas ��czy pozwala nam na przekazywanie sobie my�li. Ka�da minuta tej powietrznej walki sta�a si� wieczno�ci�, a ja ze zdziwieniem odkry�am, jak mimo swojej grozy noc ta by�a pi�kna. Spr�bowali�my wyl�dowa�. Wysz�o nam fatalnie, bowiem okaza�o si�, �e zamiast na gruncie wyl�dowali�my na kim�! Wyobra�cie sobie moje przera�enie - wychowywano mnie w przekonaniu, i� �ycie jest najwi�kszym darem i dlatego nale�y je chroni� i szanowa�. A tutaj - pod kopytami pegaza chrupn�y ludzkie ko�ci. I nagle nawa�nica ucich�a - sta�am obok mokrego konia, ca�a przesi�kni�ta deszczem i zap�akana, a wok� mnie pojawi�y si� nagle sylwetki ubranych w le�ne barwy ludzi. Druidzi - s�ysza�am o nich w wiosce. S�u�� naturze i opiekuj� si� ro�linami i zwierz�tami. Od razu poczu�am do nich sympati�. Burza - bo od tej przygody takie mia� mie� imi� - chyba te�, bo uspokajaj�co szturcha� mnie pyskiem i ch�tnie zjad� zio�o z d�oni jednego z przyby�ych. Musia�am wygl�da� jak kupka nieszcz�cia, nigdy jeszcze nie widzia�am tylu obcych i nagle poczu�am si� strasznie speszona. Zrobi�am krok do ty�u. Najstarszy, siwy druid u�miechn�� si� uspokajaj�co i odezwa� cichym g�osem. M�wi� dziwne rzeczy, z kt�rych wynika�o, �e nasze l�dowanie pomog�o ca�ej tutejszej spo�eczno�ci druid�w. Przez zupe�ny przypadek wyeliminowali�my kogo� bardzo z�ego. Nie czu�am si� mimo to zupe�nie dobrze. Jeden z druid�w powiedzia�, �e musz� si� z tym pogodzi� - w ko�cu jestem wojowniczk�. Popatrzy� przy tym na m�j miecz i rzuci� dziwne spojrzenie siwemu druidowi. Ca�� noc sp�dzi�am w ich towarzystwie, s�uchaj�c ich opowie�ci. Burza szala� i bryka� jak �rebak, nad rankiem za� triumfalnie wytarza� si� w b�yszcz�cej od rosy trawie. Postanowi�am wr�ci� do domu, na pewno wszyscy si� o mnie ju� niepokoili i ca�a ta moja ucieczka wyda�a mi si� nagle taka dziecinna. Dosiad�am pegaza i powiedzia�am kilka s��w na po�egnanie. U�miechn�am si� dzi�kuj�c za go�cin� i s�uchaj�c jak m�j �aciaty zwierzak dzi�kuje we w�asnym imieniu. Siwy druid tak�e si� do nas u�miechn�� i w moim kierunku wyci�gn�� dwa miecze. B�yszcza�y w s�o�cu. - To dla ciebie. Niech przynios� ci szcz�cie i pami�taj, �e s�u�y� b�d� tylko tobie. Je�li kto� inny spr�buje nimi walczy�, ich magia odwr�ci si� przeciwko niemu. Echo tych s��w d�wi�cza�o w moich my�lach, kiedy l�dowa�am na placu ko�o domu. Mama wybieg�a z cz�ci domu przeznaczonej dla pegaz�w i nic nie m�wi�c u�ciska�a mnie mocno. Ojciec wyszed� po chwili i popatrzy� na mnie z powag�: - Jeste� ju� doros�a. Czas by� wyruszy�a odnale�� swoje przeznaczenie. Dlatego te� teraz oddaj� ci nasz rodowy pier�cie�, mojego ojca - Fernena. W skrzyni czeka na ciebie str�j je�d�ca - p�aszcz, pas i ubranie z farbowanej na b��kitno sk�ry. Na skrzydlaty he�m i miecz musisz sobie zas�u�y�. - Popatrzy� na mnie ju� �agodniej, jak co dzie�. - W okolicy stacjonuje oddzia� m�odego paladyna. Mo�e zechcia�by ci� przyj��, nie wiem, musia�aby� si� spyta� sama. Skin�am g�ow�, na palec zak�adaj�c dziwny pier�cie� z oczkiem w kszta�cie czaszki. Wiedzia�am, �e ojciec zosta� uratowany przez piastunk� w chwili, gdy na zamek dziadka zdradliwie napad�a grupa �owc�w przyg�d. Dziadek by� lich`em - pot�nym nie-umar�ym magiem, ale by� dobry. Wyszed� bezbronny porozmawia� i zosta� zabity. Ojciec nie pami�ta� go prawie i jedyne co mu pozosta�o to ten niesamowity pier�cie�, o kt�rym m�wiono, �e otacza go pot�na magia. Ubra�am si� w str�j dla mnie przeznaczony - pas kuty w pegazy, ozdobiony ich wizerunkami, wyszytymi srebrn� nici�, p�aszcz i b��kitne ubranie. Do boku przypi�am dwa miecze - takie lekkie w moich d�oniach - podarunki druid�w. Ulubiony �uk, specjalnie przystosowany do mojej si�y, zapasy, plecak z ekwipunkiem - i nagle nadesz�a chwila po�egnania. Ogarn�am wzrokiem ca�� weso�� wiosk�, nad kt�r� zawsze z gracj� unosi� si� przynajmniej jeden z jej skrzydlatych mieszka�c�w i obieca�am sobie, �e nied�ugo do niej wr�c�, bo strasznie kocham to miejsce. Wr�c� by zda� test. By�my razem go zdali - poklepa�am Burz� po karku, na co on zar�a� g�o�no w oczekiwaniu. Pomacha�am jeszcze raz wszystkim i unie�li�my si� w g�r�. Tak rozpocz�a si� moja przygoda. * * * Paladyn okaza� si� by� rzeczywi�cie m�ody i jak si� mo�na by�o spodziewa� - od st�p do g��w zakuty w stal. Przyj�� mnie po d�u�szym wahaniu jako zwiadowc�. Dzi�ki Burzy mog�am znakomicie patrolowa� okolic� z g�ry. Wszyscy w oddziale patrzyli si� na mnie podejrzliwie, a niekt�rzy posuwali si� do niedwuznacznych uwag. By�am w ko�cu jedyn� kobiet� w oddziale. Nie pozostawa�o mi nic wi�cej, jak zacisn�� z�by i znosi� to wszystko w milczeniu. Co gorsza, czeka�o mnie nowe zaj�cie - gotowanie. Nie lubi�am tego, ale przynajmniej nikt nie protestowa� tak bardzo - jak w przypadku, gdy posi�ki przygotowywa� dow�dca. Zreszt� nie by�o czasu na narzekania. Walczyli�my z oddzia�ami ork�w - dosy� dzielnie zreszt�, ale te� - jak si� mia�o okaza� - do czasu. Do czasu, gdy do ca�ej awantury wpl�ta� si� z�y szaman - Siedem Bizon�w. Najpierw wi�c jego zwierz�ta wybi�y nas prawie wszystkich, a zaraz potem zostali�my poddani jakiemu� dziwnemu rodzajowi teleportacji. Niewiele pami�tam - b�l m�j i Burzy, b�l taki, jak gdyby rozrywano nas na kawa�eczki. A potem nag�a zmiana - w�ciekle pal�ce s�o�ce, a wok� nic tylko pustynia. Nie by�o te� mojego wierzchowca. Wpad�am w panik�, ale prawie natychmiast poczu�am, �e �yje, ale jest ode mnie bardzo daleko. Poprosi�am, �eby lecia� w moim kierunku, a sama musia�am zadowoli� si� towarzystwem paladyna, kt�ry jakim� trafem znalaz� si� w tym samym miejscu co ja. C�. Nie bardzo mieli�my poj�cie, co z sob� zrobi�, w jakim kierunku szuka� pomocy. S�o�ce pali�o i nawet moja kolczuga zdawa�a si� parzy�. Kiedy wi�c na horyzoncie zamajaczy�y jakie� sylwetki - najpierw by�y to niewyra�ne b�yski - poczu�am nadziej� i od razu nowe si�y. Wiele p�niej zmieni�o si� dzi�ki poznanym w�wczas postaciom. * * * Teraz, stoj�c z g�ow� opart� o grzbiet mojego pegaza, by�am ju� w stanie podj�� ostateczn� decyzj�. Opuszczam dru�yn�. Wiem, �e by� mo�e b�d� tego �a�owa�a i wyrzuca�a to sobie w przysz�o�ci, ale nadszed� czas, by pod��y� w�asn� drog�. Teraz, gdy Burza by� ze mn� oraz odnalaz�am zamek i dziadka, (pomi�my ju� tego wiadome okoliczno�ci) mog�am spokojnie podj�� wyzwanie losu - nie mog�am by� wiecznie tylko cz�ci�, ma�ym fragmentem uk�adanki. Wie��, �e bogowie s� z nimi i pomog� im w tej wyprawie. Ja musz� wype�ni� to, do czego zobowi�za�am si� w dniu. kiedy opuszcza�am rodzinn� wiosk�. Czeka mnie i Burz� trudna pr�ba, modl� si� do Parany o si�� i wytrwa�o��. A poza tym ... Ojciec nie wie, �e ma brata, �e dziadek �yje! Tyle nowin mam mu do przekazania! Chwilami �a�uj�, �e nie mam do�� talentu, by uczy� si� u dziadka i sta� si� kiedy� czarodziejk�. Marz� teraz o tym, by zosta� w przysz�o�ci druidk�. Je�li bogini pozwoli ... No i wreszcie prze�laduj�cy mnie obraz paladyna, kt�rego zna�am tak kr�tko. Zupe�nie nie wiem jak powinnam okre�li� to, co si� dzieje ze mn�, gdy o nim my�l�. Burza patrzy si� na mnie wtedy kpi�co, jakby sam po�ar� z traw� wszystkie rozumy tego �wiata! Mo�e i konie, i pegazy dorastaj� szybciej, ale nie powinien on mnie tak traktowa�! No dobra, ju� si� nie gniewam. No wi�c paladyn ... (A ty pegazie fa�szywy to przecie� sam zg�upia�e� na jego punkcie! Dobrze ... dobrze. Burza przesta�!). B�dzie wi�c czym si� zaj��. �egnam si� ze Spiczastouchym i Agenorem. Mo�e spotkamy si� znowu wszyscy razem w przysz�o�ci? Mo�e ... Jest zimno. Nagle stoj� w �niegu, wok� mnie szaleje �nie�yca, w d�oniach mam zmniejszonego przez Yariza pegaza, a tu� obok majaczy jaka� sylwetka. Czarna p�yt�wka - przy�bica w kszta�cie g�owy jednoro�ca. I ta twarz ... znam j�! To przecie� ... Nie, znikn��. U�uda jaka� ... Co si� ze mn� dzieje? Ale kto� jest obok. Czemu taki niski? Ach, to krasnolud. Dziwnie nam si� rozmawia, czemu on nie rozumie takich podstawowych rzeczy? Dziwnie si� na mnie spogl�da, gdy m�wi� o magii i teleportacji. Chyba si� na tym nie zna. Ja te� nie, ale nauczy�am si� niczemu nie dziwi�. Jest coraz zimniej. Burza po jakim� czasie wraca do normalnych rozmiar�w - krasnolud proponuje mi futro. Zdecydowali�my si� chwilowo jecha� razem - c� mo�na zrobi� w takiej sytuacji? �nieg przestaje tak mocno pr�szy�, m�j nowy towarzysz ma pewne problemy z prowadzeniem kucy po ska�ach. Nagle jedna ze ska� zaczyna si� dziwnie zachowywa�. Roz�wietlaj� j� obrazy - jeden po drugim. Jaka� walka, na Paran�, co za moce olbrzymie s� tu przywo�ywane. Ten starzec wygl�da na kap�ana, jego przeciwnikiem jest czarodziej. Wsz�dzie symbole w�a. Istota jak ka�da inna, lecz tutaj jest symbolem. I to raczej jakiej� mrocznej si�y, mrocznego b�stwa. Wymiana zakl��. Dziwna laska i nagle to nieudane, �le wyko�czone - co si� dzieje? Sk�d tyle ... Parano! Taka okropna �mier�! Wszystko znika. Ska�a te�. Zosta� tylko g�az z dziwnymi napisami. Krasnolud podnosi go i zdecydowanie �aduje na kuce. Nie pytam dlaczego. Ma widocznie swoje powody. Wypatrzy�am z grzbietu Burzy jakie� �wiat�a. Ruszamy w tamtym kierunku. Jest karczma. Zanim dopilnowa�am sprawy kuc�w i mojego pegaza, krasnolud ju� by� w �rodku. Wchodz� w chwil� po nim. Jest mi�o, przede wszystkim ciep�o. Przy jednym ze sto��w grupa dziwnych elf�w o ciemnej sk�rze i bia�ych w�osach. M�j widok wywo�uje u nich jakie� dziwne reakcje - co� g�o�no m�wi�, a jeden cmoka i si� u�miecha. Mo�e to i lepiej, �e nie rozumiem. Dziwnie przystojna ta bestia, ale ja lubi�, by traktowano mnie z szacunkiem. Zdejmuj� p�aszcz. Mo�e to moje uzbrojenie i wygl�d wojowniczki tak dziwnie dzia�aj�? Ta banda ciemnosk�rych spiczastouchych jest uzbrojona bardzo podobnie do mnie. Po dwa miecze, d�ugie �uki. S�ysza�am, �e elfy s� znakomitymi �ucznikami... No ale nie czas na to. Burza powiedzia�, �e ca�e to miejsce jest z�e i mu si� nie podoba. Nie wolno mi o tym zapomnie�! Sigurd od d�u�szego czasu prowadzi dysput� z jakim�, najwyra�niej znajomym, krasnoludem. Siadam przy stole obok. Po chwili przypomina sobie o mnie, przedstawia nas i przechodzi na wsp�ln� mow�. Sigurd ma zamiar schodzi� do jakiej� piwnicy i na bog�w! Co on wygaduje? - "Je�eli si� pani nie boisz??." Za kogo ma mnie ten niedorostek. Boj� si�? Ja? - Wstaj� i spogl�dam na niego, nie da si� ukry�, �e troch� z g�ry. Elfy znowu si� do mnie szczerz�. Na Paran�! W jakim cyrku ja jestem? Siadam. Rozmawiamy. Powoli zaczynam rozumie� o co tu chodzi. Sigurd za�o�y� si� o co� z Mildirem (tak si� nazywa jego znajomy) i mamy zej�� do tutejszych, podobno tajemniczych i niebezpiecznych, loch�w. Kto� tam pono� przepad�. Kilka s��w wi�cej i nagle jaka� my�l pojawia si� w moim umy�le - podaj� opis - tak. Zgadza si�. Szukamy czarodzieja, kt�rego walk� widzieli�my na skale. Czarodzieja i jego dru�yny. Czy id�? Te� pytanie. Pewnie �e tak. Kto� musi pilnowa� tego przem�drza�ego krasnoluda. W sumie jest do�� mi�y. Boj� si�, �e napyta sobie jakiej� biedy przez chciwo�� (w tej podziemnej �wi�tyni pewien b�yszcz�cy kamie� wywo�a� dziwne u niego zainteresowanie. Lepiej uwa�a�, by ten bohater nie zbudzi� tam jakiej� ciemnej si�y!). Mamy wyruszy� natychmiast. Burza jest smutny, bo znowu go zostawiam. Prosz�, by je�li co� z�ego przydarzy�o si� mi i krasnoludowi zasygnalizowa� to Mildirowi. Temu ostatniemu te� t�umacz� o co chodzi. Schodzimy w mrok. * * * Trzeba zapali� pochodnie. Przed nami wyra�nie kto� szed� - zapadnia jest oznaczona, chocia� nosi �lady krwi. Kto� zosta� tutaj zraniony. Nag�e ci�cie. Kender i Gnom - znowu oni? Pstrykni�cie palc�w i o! Co si� sta�o z moim plecakiem? Wszystko si� rozsypa�o, dobrze, �e nie pot�uk�y si� buteleczki. To ta dziwna p�yt�wka z cienia powi�kszy�a si� nagle! Ale si� narobi�o zamieszania! Dobrze, �e ta zdobyczna zbroja jest taka lekka. Sigurd pomaga mi si� pozbiera�. O, a czemu jest tutaj tak jasno? No tak! Zupe�nie zapomnia�am! Jest tutaj m�j kamie� zakl�ty czarem sta�ego �wiat�a! Ale ze mnie gapa! Pegaz by si� u�mia�! Koniec z pochodniami. Sala, do kt�rej si� zbli�yli�my jest dziwna. Od razu dostrzegam, �e jedna cz�� �ciany jest tylko iluzj�, a dziwne, metalowe drzwi obok zdaj� si� nie posiada� �adnego zamka. Dochodz� zza nich wyra�nie ludzkie j�ki. Krasnolud maca i opukuje �cian�, by w ko�cu wcisn�� trzy wystaj�ce ceg�y w g��b muru. Drzwi rozsuwaj� si� i widzimy dziwny obraz - ca�y sufit i pod�og� pomieszczenia pokrywaj� otwory. Na odleg�ym kra�cu, w wyciosanej w skale niszy, le�y cz�owiek - to on wzywa pomocy. Raczej nie jest przytomny. Be�kocze jakie� niesk�adne zdania o suficie, kt�ry zje�d�a i gazach, kt�re wydobywaj� si� r�wnocze�nie ze �cian. Nietrudno by�o domy�li� si�, i� nieszcz�nik wpad� prosto w jak�� wymy�ln� pu�apk�. Znacznie trudniej by�o wpa�� na pomys�, jak go stamt�d wydosta�, nie uruchamiaj�c przy tym ponownie gro�nych mechanizm�w. Na szcz�cie, kiedy ju� obydwoje z Sigurdem niemal stracili�my nadziej� na to, �e co� nam wpadnie do g�owy, przypomnia�am sobie o magicznych p�ynach, kt�re zreszt� niemal w magiczny spos�b unikn�y pot�uczenia par� minut wcze�niej. To by�o to! Przeszuka�am worek po�yczony od krasnoluda i wyj�am z niego dwie rzeczy - m�j sk�rzany buk�ak i mikstur� pozwalaj�c� dowolnie zmienia� posta� osobie, kt�ra j� wypije. Pozosta�o najtrudniejsze zadanie - przelawszy zawarto�� buteleczki do buk�aka pos�a� go prosto do niszy z p�przytomnym nieznajomym. No i nak�oni� go, by wypi� to co mu spadnie niespodzianie prosto na g�ow�. Czyli chwila niepokoju - strza� z �uku - JEST! M�czyzna pos�usznie pije - szczerze m�wi�c on sobie zapewne nie zdaje sprawy z tego co robi. Krzycz�, aby zamieni� si� w ptaka i do nas przylecia�. Nieprzytomne spojrzenie w naszym kierunku i ... L�duje obok krasnoluda i prawie natychmiast staje si� cz�owiekiem. Pada nieprzytomny. Sigurd ogl�da go - wygl�da, �e dalej jest pod dzia�aniem gazu, a my po prostu nie bardzo mamy jak mu pom�c. Bogini, pom� mi! Kl�kam obok i zaczynam si� modli�. Po kilku minutach zaczynam si� przygl�da� uratowanemu. Jes kszta�t. Podobny mia� demon, z kt�rym walczy�am wtedy, gdy pozna�am paladyna ... Koniec z tymi my�lami! On mnie ju� pewnie nawet nie pami�ta, chocia� ... W�a�nie przed chwil� widzia�am go na jednej ze �cian! Mia� na sobie dziwn� zbroj�, przypominaj�c� czarnego jednoro�ca, ale to na pewno by� on! Jak wi�c to mo�liwe? Parano! A do tego te rozmowy prowadzone ju� z dw�jk� nowych znajomych. Gareth zaczyna si� na mnie patrze� r�wnie podejrzliwie jak Sigurd, a Burza tam na g�rze ma chyba znowu niez�y ubaw. Dlaczego ich to wszystko tak dziwi? Chod�my lepiej dalej (ale oczywi�cie dlaczego nie mieliby�my pok��ci� si� o pierwsze�stwo?) Za iluzoryczn� �cian� (a nasz nowy towarzysz prawie si� zabi� kopi�c w t� �cian�. No bo s�owa kobiety nie s� przecie� godne wys�uchania! Pr�buj� im wyt�umaczy�, jak dzia�aj� iluzje. Bogowie, co b�dzie dalej??) jest do�� d�ugi korytarz. Sigurd sprawdza, czy na pod�odze nie ma jakiej� zapadni. Dochodzimy do drzwi. S� ju� otwarte i ko�kiem zabezpieczone tak, by si� same nie zamyka�y. Za nimi kolejna komnata. Dziwnie si� tutaj czuj� - wsz�dzie tylko wizerunki w�y i w�y, nie wiem, ale kult, kt�rego s� symbolami jako� nie budzi mojego zaufania ... �mierdzi tutaj i to okropnie. Gareth podchodzi do studni znacz�cej dok�adnie �rodek tej sali. To z niej dobiega ta wo�. Fuj. Podczas gdy my opukujemy pozosta�e �ciany (sala jest o�miok�tna), on bada lin� prowadz�c� w g��b. Po chwili narady, powoli opuszcza si� po niej w ciemno��. No ... w�a�ciwie b�d�my szczerzy - w jasno��. Zabra� przecie� m�j kamie� ze �wiat�em. Ale teraz to przecie� nie ma znaczenia ... Czekamy z niepokojem. S�yszymy, �e studnia biegnie dalej w g��b, ale mo�na przedosta� si� z niej do komnaty, kt�rej cz�� wida� nawet st�d, z g�ry. Co� tam le�y? Jaki� w��? Czy pos�g? Metalowy w��? Postanowi�am szybko tam zej��. Tymczasem zlaz� te� Sigurd, a Gareth zeskoczy� z cembrowiny i ... no w�a�nie. Rzuci�y si� natychmiast w jego kierunku ma�e w�yki, te� zreszt� metalowe, wy�a��ce zdaje si� bez ko�ca. No i zacz�o si�. Gareth skoczy� w kierunku pobliskich schod�w, ja ut�uk�am trzy atakuj�ce mnie stworzenia. Jedno nawet spr�bowa�o mnie uk�si�. Sigurd walczy� swoim toporem, cho� bro� by�a zbyt wolna, jak na tak zwinnego wroga. Porem sta�o si� co� dziwnego. Pr�buj�c os�oni� krasnoluda zamachn�am si� mieczem i ... wypu�ci�am go z d�oni! Na Paran�! Wok� mnie zaroi�y si� w�yki. Ledwo podnios�am miecz i wzi�am kolejny zamach, znowu wypu�ci�am go z d�oni. Poczu�am niepok�j - obydwaj moi towarzysze byli ju� na schodach, ja si� jeszcze zbieram. Gareth mia� zdaje si� ochot� z�apa� mnie od ty�u, ale nie uda�o mu si�. Rozumiem jego trosk�. Zabawny jest, ale to w sumie sympatyczne, �e si� tak o mnie troszczy. O pegazach te� zdaje si� nie s�ysza�. Och. No dobra. Czyli jeste�my na schodach. Zdaje si�, �e obydwu moich przyjaci� zdo�a�y uk�si� w�e. To zawsze niepokoj�ce - wiadomo jak truj�ce mo�e by� uk�szenie nawet ma�ego gada - wi�c spogl�dam na nich co jaki� czas. Wydaj� si� na szcz�cie czu� zupe�nie dobrze. Dochodzimy teraz do korytarza, po kt�rego obu stronach ustawione s� kamienne pos�gi, oczywi�cie przedstawiaj�ce w�e. Sigurd oczywi�cie przepchn�� si� przodem i podszed� do jednego z nich. Zajrza� mu w oczy. Nie powiem, �e nie by�am troch� zaskoczona rezultatem. Krasnolud osun�� si� martwo na pod�og�. Natychmiast podbiegli�my do niego. By nieprzytomny, a jego serce zachowywa�o si� bardzo dziwnie. Drugi by� Gareth - te� post�pi� kilka krok�w i pad�. Sytuacja si� powt�rzy�a - po paru minutach obydwaj na szcz�cie odzyskali przytomno��. To ubrany we fr�dzlowate ubranie blondyn wpad� na to, �e to nie jest, ani efekt dzia�ania pos�g�w, ani miejsca, tylko trucizny owych ma�ych w�yk�w. W sumie zrobi�o si� spore zamieszanie. Na szcz�cie po tym jednorazowym ataku wszystko wr�ci�o do normy. Tak, tak. Oczywi�cie poszli�my dalej. Nast�pne drzwi znowu by�y otwarte, zreszt� zabezpieczono je w ten sam spos�b co i poprzednie. Naszym oczom ukaza�a si� wielka sala, otoczona pos�gami. Jej pod�og� stanowi�a jakby mozaika z wielkich o�miok�t�w, na kt�rych le�a�y cztery popalone cia�a. To byli ci, kt�rych mieli�my odnale��. Zacz�y si� narady, co robi�. To znaczy zbyt d�ugo nie rozmawiali�my, bo Sigurd wyci�gn�� kryszta� otrzymany od Mildira (fajnie by�o zobaczy� min� Garetha w chwili, gdy dowiedzia� si�, �e �adujemy si� w to wszystko tylko z powodu zak�adu. Ha! Ha! My�la�am, �e padn�.) i ruszy� w kierunku najbli�szego cia�a. To chyba by� jaki� kap�an, bo jego zw�glone palce ci�gle zaciska�y si� na �wi�tym symbolu spoczywaj�cym na piersi. Efekt akcji naszego krasnoluda by� pora�aj�cy - na oko ze cztery w�owe g�owy plun�y ogniem na o�miok�ty pod�ogi, a tam gdzie trafi�y, pojawi�y si� pot�ne kolumny ognia. Uff ... Dzi�ki ci Parano, min�y tego narwanego brodacza. Patrzy�am, jak dotyka czo�a zabitego kryszta�em. Dopiero po chwili zacz�� si� problem. Po pierwsze - musia� jako� i�� dalej, a to ... zrobi�o si� jakby troch� mniej zach�caj�ce, a po drugie ... w�a�nie podnios�a si� na nogi jedna z postaci. Wygl�da�a dziwnie - mia�a szat� i d�ug� lask�. Wszyscy wzi�li j� najpierw za co najmniej umrzyka. By�a chyba jednak ca�kiem �ywa. Oczywi�cie do czasu. Wystarczy� jeden krok i ... M�czyzna nie zdo�a� uskoczy� unikaj�c s�upa p�omieni. Te obj�y go pot�nym u�ciskiem i utworzy�y na moment niemal �yw� pochodni�. To by�y tylko sekundy. Cz�owiek pad�. Nikt nie m�g� tego prze�y� ... Zrobi�o si� nagle bardzo cicho i bardzo smutno. Zda�am sobie spraw� z odpowiedzialno�ci jaka na mnie spoczywa. �ycie ludzkie jest tak kruche, tak �atwo jest zgasi� jego p�omie�, a ja zdawa�am si� by� niestety - nie ukrywajmy tego - najlepiej przygotowana do biegania po tych mrocznych korytarzach. Czy to przeznaczenie mnie tu przywiod�o? Nagle poczu�am czyj�� dojmuj�c�, obejmuj�c� mnie obecno��. I wtedy us�ysza�am g�os. G�os dziecka: "W g��binie utraconego domu Pr�ty czasy wij� si� S� pocz�tkiem i ko�cem S� powietrzem i ska�� S� tym co jest, s� tym czego brak S� tym czego szukasz Wejd� do domu i zerwij wi�zy Pokoje czekaj�, aby ci� ugo�ci� Ugo�ci� ci� tak, jak na to zas�ugujesz Sp�jrz w siebie, a niemo�liwe stanie si� rzeczywistym Znajdziesz drzwi prowadz�ce w przeznaczenie ..." Rozejrza�am si� wok� zaskoczona. Sigurd te� przez moment sprawia� wra�enie, jak gdyby czego� s�ucha�. Zreszt� okaza�o si� �e owszem, te� s�ysza� s�owa, ale chyba zupe�nie inne ni� ja, bowiem pierwsze co us�ysza�am od niego, to i� ci zabici zostan� wskrzeszeni. Bardzo mu to poprawi�o nastr�j, bowiem najwyra�niej czu� si� winny �mierci nieznajomego - to on poradzi� mu uczynienie paru krok�w. Gareth tymczasem rozpocz�� �ci�ganie cia� zabitych do drzwi przy u�yciu liny z kotwiczk�. Sigurd wystrzeli� strza�� z lin� w kierunku drzwi, i wr�ci� do nas. Oczywi�cie zacz�o si� przeszukiwanie cia�. Zrobi�o mi si� niedobrze. Zw�aszcza jak krasnolud zacz�� co� m�wi� o platynie, kt�ra si� stopi�a, chowaj�c jednocze�nie pe�ny jej mieszek pod w�asny p�aszcz. Nie wiem, ale ja zupe�nie nie potrafi� tego zrozumie�. Takie mi�e osoby nagle zupe�nie g�upiej� w obliczu stosika b�yszcz�cego metalu. Gareth te� ciekawie wszystko przegl�da�. C� - powiedzia�am im co o tym s�dz� - �e owszem, poniewa� idziemy dalej mo�emy zabra� ekwipunek zmar�ych, ale nie ma co si� do niego przyzwyczaja�, bo zapewne b�dzie musia� zosta� zwr�cony. Potem posz�o ju� szybciej. Dosta�am tymczasowo dziwny sztylet z kryszta�owym ostrzem. Nie mia�am poj�cia, czemu wykonano je z kryszta�u, ale i tak nie by�o przecie� kogo o to zapyta�. Gareth przygotowa� lin� i zarzuci� j� no pos�g stoj�cy niemal dok�adnie przy drzwiach po drugiej stronie sali. Przysz�a kolej na mnie. Po linie dosta�am si� do figury w�a i zeskoczy�am obok drzwi, przygotowana w ka�dej chwili na unik, gdyby dopa�� mnie mia�a kolumna ognia. Nic si� nie sta�o. Zach�cony Gareth r�wnie zr�cznie przedosta� si� do mnie i ju� wsp�lnie przeci�gn�li�my p�yt� noszon� przez krasnoluda oraz jego p�yt�wka. No i ... przepraw� rozpocz�� nasz krasnolud ... Sz�o mu nie�le niemal do ko�ca. Niemal - bo dos�ownie tu� ko�o naszej pozycji odsun�� si� z liny. Pr�bowa� zeskoczy� do nas, ale ... W�e splun�y ogniem. Parano! Nie uda�o mu si� uskoczy� ... Prosz�, nie! Morze p�omieni ogarn�o go, lecz nie spowodowa�y tak straszliwego efektu jak poprzednim razem. Mo�e krasnoludy nie pal� si� tak �atwo? E, to chyba g�upie. Sigurd jednak pad� i natychmiast Gareth przyci�gn�� go do nas. Us�ysza�am zaraz ... s�owa modlitwy? Tak - oparzenia na ci�gle nieprzytomnym krasnoludzie jakby troch� si� zagoi�y. Pozostawi�am z nim Garetha, a sama otworzy�am drzwi i zesz�am po paru schodkach. Sala by�a bardzo du�a. Hej, to by�a sala ze sceny, kt�r� widzieli�my w skale! I na samym jej �rodku sta� czarodziej, kt�ry wtedy zgin��. Wypowiedzia� dziwne s�owa i trzymana nad g�ow� z�amana laska po��czy�a si�. No i oczywi�cie zaraz mnie zobaczy�. Wycelowa� we mnie palce. Przyda�by si� Gareth - on go w ko�cu zna�. Wycofa�am si� szybko i zamkn�am drzwi. Gareth w�a�nie si� podnosi� - wygl�da�o na to, �e krasnolud b�dzie po prostu swoje musia� odle�e�. Prawie natychmiast drzwi za moimi plecami otworzy�y si�, no i powitali�my dziwnego czarodzieja. Zdziwi� si� nasz� obecno�ci�, wi�c przekrzykuj�c wtr�caj�cego si� Garetha opowiedzia�am mu o tym, co widzia�am na skale, no i �e dostali�my si� tutaj po prostu przez karczm�, a za zadanie mieli�my odnale�� jego dru�yn�. Przedstawi� si� jako Fenix. Mogli�my teraz - zabieraj�c krasnoluda - obejrze� sal�, w kt�rej rozegra�a si� walka. Jej centralne miejsce zajmowa� gigantyczny pos�g w�a z wprawionymi w miejsce oczu kamieniami. Tak - dok�adnie tymi, kt�rych widok wywo�a� tak dziwne �wiecenie oczu krasnoluda. Z boku, pod �cian� sta�y trzy sarkofagi. Dwa metalowe, trzeci - po �rodku - wi�kszy i wykonany z czarnego kryszta�u. Serce mi niemal stan�o - w �rodku spoczywa� kto� - chyba jaki� rycerz. Ubrane w czarn� zbroj� szcz�tki, d�o�mi w r�kawicach dalej �ciska�y miecz, a ca�a sylwetka nawet teraz budzi�a szacunek. Pomodli�am si� cicho za dusz� rycerza - Gareth czyni� to samo. Ba�am si�, �e m�g� by� kim� bardzo z�ym za �ycia, bowiem pochowano go w tak ponurym i wrogim miejscu, ale mo�e nie ... przecie� miejsce spoczynku nie zawsze dane nam jest wybiera�. Szcz�tki kap�ana dalej znajdowa�y si� tam gdzie zgin��, obok le�a�a jego p�kni�ta na dwoje r�d�ka. Gareth przeszuka� go - znalaz� p�k kluczy i jakie� dziwne przedmioty, zreszt� do ogl�dzin przy��czy� si� Fenix rzucaj�c zakl�cie wykrywaj�ce magiczne aury. Ogl�da�am w mi�dzyczasie ca�� sal�. Wsz�dzie oczywi�cie pe�no by�o wizerunk�w w�y, ale jedno miejsce by�o ciekawe. Mianowicie na posadzce znajdowa�o si� miejsce niemal idealnie takie, jak p�yta, kt�r� ca�� drog� nosi� nasz krasnolud. Fenix powiedzia� co�, co okaza�o si� by� p�niej bardzo dla niego typowe - �e jest mu to oboj�tne co zrobimy, on si� nie miesza. Jak ja to lubi�!! Czyli postanowili�my poczeka�, a� ocknie nam si� krasnolud. Czuwali�my na zmian�. Ledwo po up�ywie pewnie ca�ego dnia na powierzchni - nast�pi�o to oczekiwane zdarzenie, zacz�y si� k�opoty. Sigurd zg�upia� na widok klejnot�w. Nie lepiej wygl�da�a te� sytuacja, gdy dostrzeg� z czego wykonany jest �rodkowy sarkofag. Na dodatek w drzwiach pojawi� si� ... NIE! To by�o przecie� niemo�liwe! Sta� tam przypominaj�cy �ywego trupa m�czyzna, kt�ry na naszych oczach zosta� spalony w poprzednie komnacie. Sporo czasu zabra�y wyja�nienia, kt�re i tak nic w�a�ciwie nie wyja�nia�y. W ko�cu troch� go podleczono i oddano mu jego ekwipunek. Czy on si� w og�le przedstawi�? Wiem, �e Gareth powiedzia� Fenixowi, i� jestem najbardziej z�o�liw� bab�, jak� zna. I jeszcze pozwoli� sobie mnie poklepa� w nog�. Sama nie wiem. C� by�o robi� - podesz�am i umie�ci�am p�yt� w owym pustym miejscu. Poczu�am jak nagle ogarnia mnie co� tak obcego, dziwnego. Strach, chwila niepewno�ci, ale odwa�nie spojrza�am na pos�g. Uda�o mi si� przezwyci�y� s�abo��. Przed nami formowa�a si� widmowa sylwetka kobiety w srebrnej, zwiewnej sukni. Duch? Mo�e ... Nie rzuci�a si� do ataku, nie. Opowiedzia�a nam zamiast tego swoje smutne losy. Zosta�a z�o�ona na ofiar� przez kult w�a, a jej dusz� po��czono z pos�giem w�a i p�yt�, kt�r� w�a�nie przynie�li�my. Latami daremnie czeka�a na ratunek. Kiedy� przyby� w to miejsce m�czyzna b�d�cy jej przeznaczeniem. Zabra� p�yt� z jej dusz� i poszed� szuka� pomocy i maga, kt�ry podobno wiedzia�, jak jej udzieli�. Wr�ci� ... wr�ci� w takim stanie, w jakim spoczywa w tej chwili, w owym kryszta�owym sarkofagu. Podobno �yje i czeka ... Kobieta poprosi�a, by�my spr�bowali jej pom�c i znikn�a, b�ogos�awi�c w imieniu Parany. Zrobi�o mi si� podw�jnie smutno. Modli�a si� do tej samej bogini co ja, a rycerz nie by� jednak z�y. �al mi si� zrobi�o ich mi�o�ci, przeznaczenia kt�re dla obydwojga by�o tak bliskie i tak jednocze�nie okrutne. Nie musia�am pyta� reszty dru�yny o zdanie - chyba by�o oczywistym, �e spr�bujemy (No chyba tylko Fenixowi by�o jak zwykle wszystko jedno, ale to ju� nie zmienia�o niczego). Nie trzeba ju� by�o si�� odwodzi� Sigurda od zamys�u zniszczenia sarkofagu. Argument Garetha - wizja gigantycznych si�gaj�cych go w�y - odwiod�a nieszcz�snego brodacza tak�e od wyd�ubywania oczy pos�gu. Mo�na by�o rusza� dalej, a ja znowu (chocia� jak zwykle wcale nie chcia�am sobie na to pozwoli�) pomy�la�am o paladynie w czarnej p�yt�wce z g�ow� jednoro�ca. Gdzie teraz by�? Czy by� bezpieczny? Parano chro� go i chro� mojego posmutnia�ego pegaza. Nie chcia�abym, aby�my spotkali si� ponownie tak smutno jak dziewczyna z pos�gu i rycerz. O Bogini. Jak si� okaza�o, drzwi za pos�giem nie by�y zamkni�te, a dziwne wyczyny Garetha okaza�y si� zupe�nie niepotrzebne. Ruszyli�my korytarzem, czarodziej (ten przypalony) te�. Smutny by�, bo straci� ksi�g�, a to dla kogo� w jego zawodzie podobno bardzo wa�ne. Niemal tak, jak pegaz dla je�d�ca pegaz�w. Chyba. Nie wiem. Mam zamiar przecie� zosta� druidk�, a nie czarodziejk�. Drzwi zamykaj�ce nam drog� zrobione zosta�y z metalu. Na �cianie dostrzegli�my d�wigni�. Poniewa� za� nikt nie kwapi� si� jako� z jej poci�ganiem, znu�ony Fenix wpakowa� w drzwi chyba pi�tna�cie ognistych strza�. Patrzyli�my os�upiali na dymi�c� dziur�, a mag tymczasem najspokojniej w �wiecie sobie usiad� i zapali� fajk�. Niez�y jest. I mo�e naprawd� ma co� wsp�lnego z fenixami lub innymi istotami ognia? Trudno doj�� - w ka�dym razie znowu mieli�my woln� drog� i znowu oczekiwa�a nas komnata pos�g�w i o�miok�tnej posadzki. Przeskoczy�am na drug� stron� otworu w drzwiach. Nic. Fenix stwierdzi�, �e on jest lepszym kandydatem na testowanie ognia i wyprzedziwszy mnie ruszy� naprz�d. Chyba na trzeciej p�ycie nast�pi�o najgorsze. Ogniowy czarodziej pad�. Wszyscy prawie potracili zmys�y. Sigurd ruszy� mu na ratunek i ... powita�a go roze�miana morda Fenixa i gromkie - "Ha! Ha! Ha!". No tak. Doskona�y, naprawd� doskona�y moment na �arty. Szkoda, �e dowcip wyda� mi si� tak ma�o �mieszny. Mo�e ja si� starzej�? Mieli�my dwa wyj�cia - na prawo i prosto. Zacz�li�my od tego "na prawo". Drzwi, tym razem zamkni�te, otworzyli�my przy pomocy klucza znalezionego przy kap�anie w�a. Naszym oczom ukaza�a si� dziwna sala. Na dole k��bi� si� wielki metalowy w�� - taki sam, jak ten, z kt�rego wyklu�y si� ma�e w�yki, kt�re sprawi�y nam p�niej tyle k�opotu. Mag bez ksi�gi wyja�ni�, �e jeden z wojownik�w zabi� tamt� besti� jednym ciosem sztyletu, kt�ry potem nie mia� ostrza. Dziwne. Spr�bowali�my strza��w z �uku - obok stwora le�a�y szcz�tki m�odej dziewczyny, a przed nami, nad t� "przepa�ci�" rozci�ga�a si� w�ska k�adka, z kt�rej najwyra�niej j� zrzucono. Dopiero teraz okaza�o si�, �e Gareth s�ysza� w nocy rozpaczliwy krzyk. Za p�no ju� jednak by�o na pomoc ... Zwyk�e strza�y odbija�y si� ze szcz�kiem od metalowej sk�ry w�a. Zd��y�am wystrzeli� trzy umagicznione pociski (no i Fenix rzuci� - chyba dla treningu, albo znowu z nud�w, kilkana�cie razy kul� ognia, kt�ra jednak nic stworowi nie czyni�a), kiedy zarz�dzono odwr�t. Troch� si� zdenerwowa�am - mia�am ochot� zabi� poczwar�, nawet je�li mia�abym zle�� tam do niej na d�. Ale dru�yna to dru�yna. I tak dosy� si� k��cili�my. No bo na przyk�ad nikt nie wierzy w dobre Liche, bo po co? No dobrze - jest to dziwne, ale mo�liwe! M�j dziadek to co? Albo problem wskrzesze�. A zreszt�! Um�wi�am si� z Garethem, �e poka�� mu troch� z tego, co sama widzia�am. Sam si� przekona! Pozosta�a nam ju� tylko jedna droga. Korytarz i wej�cie do ... Sala? Nie. Jaskinia. Wielka, mroczna jaskinia i p�yn�ca przez ni� rzeka. Dziwny kolor ma ta rzeka ... Jako� nie mia�abym ochoty w nie si� zanurzy�. Przez rzek� prowadzi most na kolumnach. Za nim - znowu wielkie pos�gi w�y. Tu� przed nami o�tarz, dwie misy nosz�ce �lady krwi. Brrr ... Parano, miej nas w swojej opiece! A co si� znowu dzieje z krasnoludem? No nie! Zapatrzy� si� na pos�g i co??! Pada! Podbiegamy do niego. Nie jest przytomny. Czy zawsze musz� by� przez niego same k�opoty?? Gareth przechodzi czujnie po mo�cie. Nic si� nie dzieje. Przeci�gamy Sigurda i nasze tobo�y. Nawi�zuj� kontakt z Burz� i ... Hurra! Krasnolud si� ockn��, ale ... Dzieje si� co� dziwnego! Sk�d u niego nagle tyle z�o�ci? Bogowie, ja si� przecie� naprawd� o niego martwi�! Co? My go uwa�amy za tragarza, a nie za przyjaciela? Parano! A sk�d top�r w jego d�oni?? Rozbrajam. Przynajmniej pr�buj�. Trafiam raz za razem, ale bestia jest silna. Trzeba spr�bowa� inaczej. Oby tylko nie za mocno ... Uff. Pad� zg�uszony. Chwila spokoju. Wi�� go tak, by m�g� chodzi� sam. Knebluj�. Mijamy kolejny korytarz. To znaczy zbli�am si� do jego wylotu. No i uwalniam krasnoluda, kt�ry chyba czuje si� ju� dobrze. No ale wcale mnie nie zaskakuje to, �e po paru minutach Sigurd ponownie pr�buje od ty�u rozp�ata� mi g�ow�. Troch� si� w�ciekam, bo cho� b�dzie musia� jeszcze potrenowa� by mnie trafi�, to przecie� ... Zaraz! Chyba po prostu jest pod wp�ywem jakiego� zakl�cia! Fenix nic na to nie mo�e poradzi�, czyli znowu (nie s�uchaj�c t�umacze� o paj�ku, co to chcia� mi skoczy� na g�ow�) og�uszam nieszcz�nika! On jest chyba wybra�cem bogini k�opot�w, nie ma co! Gareth pomaga mi ponownie go sp�ta�, tym razem dodatkowo go kneblujemy. Wychodzimy do ... * * * Nie ... To nie sala. W dole, przed nami rozci�ga si� miasto. Miasto spowite w mroku. A my stoimy w ma�ym kr��ku w�ciek�ego blasku i spogl�damy na nie w oczekiwaniu. Zadziwiaj�ce by�o to, i� mimo na pierwszy rzut oka wielkiej odleg�o�ci, mogli�my przyjrze� si� szczeg�om miasta z niezwyk�� wprost dok�adno�ci�. Ca�e spowite by�o niesamowitym blaskiem - zupe�nie, jak gdyby �ciany budynk�w poro�ni�te zosta�y czym� �wiec�cym - mo�e fosforyzuj�cym mchem? Wszystko pokryte by�o pe�zaj�cym, Zimno-niebieskim �wiat�em. Wyra�nie rozr�niali�my poszczeg�lne budynki, ulice, kr�c�cych si� po nich ludzi. No, mo�e nie ca�kiem ludzi - w ka�dym razie humanoidy, kt�re ... no c� ... nie zdawa�y si� by� zbyt sympatyczne. Na naszych oczach rozegra�a si� scena, kt�ra niemal ca�kowicie zamrozi�a moje serce. Pomi�dzy budynkami ucieka�a m�oda dziewczyna - tym razem bez w�tpienia cz�owiek jak ja. Mieszka�cy miasta zak�adali na ni� pu�apki i pewnym by�o, �e pr�dzej czy p�niej zostanie schwytana - nie mia�a szans. Na naszych oczach zosta�a zaskoczona przez kogo� uzbrojonego w bicz podobny do tego, kt�ry przy kap�anie znalaz� Gareth. Uderzy� j� - nie mog�am patrze� na b�l, kt�ry pojawi� si� na jej m�odej twarzy .. Zaprowadzili j�... zaprowadzili j� do wn�trza czego�, co wygl�da�o na wielk� �wi�tyni� kultu w�a. Nie trudno by�o zgadn��, jaki j� czeka los. A my ... my byli�my tak daleko. Gareth pierwszy zrobi� krok naprz�d. Mieli�my pewne k�opoty - by�o nas stanowczo za ma�o na ilo�� i rozmiar baga�y, kt�re przysz�o nam nie�� ze sob�. Ja bez przerwy nosi�am ze sob� t� okropnie niepor�czn� p�yt�wk� z cienia, kamienna p�yta z duchem dziewczyny te� mia�a swoj� wag�, no a teraz przyby� nam jeszcze �adunek w postaci zakl�tego krasnoluda, kt�remu w �aden spos�b nie wolno by�o pozwoli� na post�powanie wed�ug w�asnego widzimisi�. Zupe�nie jak gdyby op�ta� go jaki� diabe�. No wi�c troch� czasu min�o zanim ustalili�my, kto w naszym oddziale niesie co - uda�o si� przekona� Fenixa, aby zaj�� si� zbroj�, by�a w ko�cu bardzo lekka. Ja zabra�am na barki Sigurda, a Gareth zaj�� si� p�yt�. Po pierwszym kroku w d�, na stopie�, zostali�my zaskoczeni - ca�y obraz znikn�� i sta� si� jedynie s�abiutko widoczn� plamk� tysi�ce metr�w poni�ej. Jedyne, co da�o si� dostrzec to wie�a. A, zapomnia�am o niej napisa�, ale z bliska te� zdawa�a si� nie mie� ko�ca - bardzo cienka, lecz niebotycznie wysoka. Teraz tylko ona by�a widoczna. Dziwne by�o to wszystko - Gareth natychmiast cofn�� si� z powrotem by odkry�, �e istotnie znowu widzi odleg�e miasto z olbrzymi� dok�adno�ci�. Troch� zg�upia�am - Fenixowi jak zwykle by�o wszystko jedno, Sigurd co� bulgota� przez knebel, ale nikt nie mia� jako� ochoty dok�adniej si� jego pogl�dom przys�uchiwa�. Pozosta�o nam wi�c tylko jedno - nie zastanawia� si� nad tym d�u�ej i ruszy� w d� tymi nieko�cz�cymi - zda�o by si� - schodami. Tak te� si� sta�o. Kroki, kroki, stopnie, ci�gle w d�, ku celowi, kt�ry praktycznie si� nie zbli�a�. Otoczeni tylko g�osami gdzieniegdzie spadaj�cych ska�, w�asnych oddech�w i ... zaraz, zaraz. A to co? Czy�by mi si� przywidzia�o? Nie ... pokazuj� to Garethowi, zdaje si� nic nie dostrzega�, Fenix te� kr�ci g�ow�, mo�e jednak rzeczywi�cie mam z�udzenia? Nie! Teraz i Gareth wyra�nie pokazuje d�oni� w tym samym co i ja kierunku. Tu� ko�o nas, niemal bezszelestnie kr��y chyba pi�� gigantycznych nietoperzy. Naprawd� s� ogromne, a na jednym z nich siedzi posta�. Teraz ju� widz� wyra�niej - to posta� humanoida z miasta na dole - beznami�tnie si� w nas wpatruje nie przestaj�c gra� na ... no nie wiem. Jakim� rodzaju fujarek? Gareth odwa�nie popatrzy� si� na go�cia i spyta� go, kim jest. Min�a chwila, po kt�rej w naszych g�owach, w samych naszych umys�ach, rozleg� si� g�os: "M�j pan na was czeka". Nie us�yszeli�my zbyt wiele wyja�nie� i czuli�my, �e nie mamy zbyt wielkiego wyboru. Te nietoperze by�y ogromne - mo�e zabi�abym jednego lub dwa, lecz co sta�oby si� z moimi przyjaci�mi? Parano! Jak ja nie lubi� sytuacji, gdy to co si� dzieje, zupe�nie wymyka si� spod mojej kontroli, gdy niemal pozbawieni zostajemy mo�liwo�ci wyboru! Reszta by�a prosta - zapakowali�my si� na co� w rodzaju specjalnych siode� przymocowanych na grzbietach wielkich zwierz�t, i w drog�. G�upio si� przyzna�, ale cieszy�a mnie ta przeja�d�ka - znowu szybowa�am wysoko, a w�osy rozwiewa� mi wiatr. Zbli�ali�my si� bez w�tpienia do wie�y, kt�rej szczeg�y stawa�y si� z biegiem czasu coraz lepiej widoczne. Wygl�da�a jak... jak wielka, ciemna ro�lina. Wiem, �e to brzmi dziwnie, ale tak by�o. Skierowali�my si� do szerokiej szczeliny w �cianie - tam nasze wierzchowce - wzorem prawdziwych nietoperzy, powiesi�y si� g�ow� w d� pod sufitem, a my ujrzeli�my pulsuj�ce drzwi. C�, wesz�am w nie bez wahania. Po chwili za moimi plecami us�ysza�am kroki reszty dru�yny. Znajdowali�my si� w wielkiej sali, o bardzo wielkiej ilo�ci �cian. Ka�da z nich zaj�ta by�a przez lustra, w kt�rych jednak nie udawa�o nam si� dostrzec w�asnych odbi�. Przed nami znajdowa� si� grubasek mniej wi�cej mojego wzrostu, wygl�daj�cy na czarodzieja, kt�ry ... Mmm ... Nie przepadam chyba za takimi osobami. Usadowi� si� zaraz na tronie w wielobarwnej kuli i przyst�pi� do rzeczy. Na imi� mia� Dragonald i niemal rado�nie obwie�ci� nam, �e ci na dole (mia� na my�li zapewne okropnych kap�an�w kultu w�a) ��daj� od niego, aby nas wyda�. Jeste�my oczywi�cie winni sprofanowania �wi�tyni na g�rze i ... �atwo domy�li� si� na co, wzgl�dem nas, mieliby ochot�. Dragonald jednak od razu poinformowa� nas, �e zajmuje si� handlem i by� mo�e - za odpowiedni� cen� - by�by w stanie ocali� nasze g�owy. No i zacz�� si� horror, czyli d�uga�ne targi w ma�o zabawnej atmosferze. Interesowa�a go magia i dzie�a sztuki, a niemal za ka�d� informacj� spodziewa� si� zap�aty. Okropne, chocia� by� mo�e s�uszne, gdy jest si� handlarzem. Dla mnie nie do poj�cia. Pierwsze co uczynili�my to oczywi�cie odczarowanie Sigurda. Gareth bez mrugni�cia oka zaofiarowa� zdobyty niedawno sztylet - zaskakuje mnie coraz bardziej, i nie da si� ukry�, �e mimo niew�a�ciwych czasem manier, im d�u�ej go znam, raczej zyskuje w moich oczach. Sigurd niemal natychmiast z�apa� si� za g�ow� - zdaje si�, �e opr�cz tego, i� wr�ci� mu rozum, zachowa� te� pami�� minionych wydarze� i swojego post�powania. Nie musia� si� martwi� - nikt nie mia� mu tego za z�e. Rozmawia�am momentami z Burz� - by� ci�gle smutny, a tam na g�rze dzia�y si� pono� dziwne rzeczy. Gareth zaproponowa�, �eby mo�e sprowadzi� pegaza do nas, a Dragonald oczywi�cie spyta� o to, jak wiele jestem za to w stanie zaoferowa�. C� mog�am odda�? Mo�e tak� niesamowicie magiczn� strza��? W mi�dzyczasie dowiedzieli�my si�, czego oczekiwa� od nas gospodarz za nasze �ycia. Mieliby�my wyruszy� do jakiego� dawno zniszczonego �wiata i przynie�� mu trzy przedmioty - jab�ko, ber�o i miecz. Opisa� je dok�adnie. Brzmia�o to zach�caj�co, ale przecie� - jak w�a�nie si� dowiedzieli�my - rycerz dziewczyny zakl�tej w p�ycie, a spoczywaj�cej obecnie w kryszta�owym sarkofagu - tak�e wyruszy� w tej samej misji i ... wiadomo, wr�ci� z niej jako szkielet. Czeka�o nas nie�atwe zadanie i ma�o poprawia�o nam humory to, �e tak czy inaczej czeka�a nas �mier�. Kwesti� sporn� by�o wi�c tylko "gdzie" przyjdzie nam umrze�. Nie chcia�am, aby co� z�ego spotka�o mojego przyjaciela, ale Burza powiedzia�, �e woli raczej umrze� razem ze mn�, ni� zosta� tam, gdzie teraz jest. Wszyscy byli za sprowadzeniem go do nas, ja sama te�. Problemem by�a cena - chcieli�my si� przecie� dowiedzie� tak�e, jak pom�c dziewczynie z p�yty, no a ja mia�am utrapienie z rodowym pier�cieniem no i ... w�a�nie! Ta okropnie niepor�czna p�yt�wka! Wiedzia�am, �e jej magia jest niezwykle pot�na, ale przecie� nikt z nas nie m�g� jej u�ywa� i stanowi�a tylko dodatkowy k�opot w drodze. Zapyta�am, czy by�by zainteresowany jej wymian�. Okaza�o si�, �e tak - materia�, z kt�rego j� uczyniono by� bardzo rzadki i rzeczywi�cie - zbroj� t� kto� wykona� z prasowanego cienia. Chcia�am dosta� za ni� jaki� miecz, nie da si� ukry�, �e jest to moja ulubiona bro�. Pokaza�am mu moje - zaoferowa� mi do wyboru dwa - pierwszy, odrobin� lepszy, lecz poza tym nie wyr�niaj�cy si� niczym specjalnym oraz drugi, kt�rego magi� mo�na by�o przelewa� tak, by chroni�a lepiej cia�o walcz�cego. Ten ostatni umo�liwia� mi tak� sam� �atwo�� trafiania, jak miecz druid�w. Zastanawia�am si� - by� jeszcze jeden problem - jedna z os�b w oddziale mia�a zosta� w wie�y jako rodzaj r�kojmi, zapewne na wypadek, gdyby�my mieli zamiar nabi� naszego gospodarza w butelk�. Za jakich szale�c�w on nas uwa�a�? Nawet Fenix zachowywa� si� jako� spokojniej - wed�ug Sigurda nasz "wszystkomujedno" towarzysz nie by� do ko�ca cz�owiekiem, tylko jak wskazywa�o jego imi� - fenixem. Tym razem to ja by�am w stanie powiedzie�, i� jest mi wszystko jedno, czy jest cz�owiekiem, czy te� kim� zupe�nie innym. Wracaj�c do naszych targ�w. Dragonald zaproponowa� jako dodatek do miecza pier�cie� ochronny, taki sam jaki ja wcze�niej da�am Garethowi - lub dwa o po�ow� s�absze. Zastanawia�am si� przez chwil� - mo�e lepszy od pier�cienia by�by p�aszcz? Owszem, okaza�o si� to do uzgodnienia. Teraz tylko nale�a�o wybra� jeden z mieczy. Na moj� pro�b� Dragonald poleci� przyniesienie ich z jakiego� magazynu - bogowie, ile� ten cz�owiek musia� mie� zmagazynowanych przedmiot�w! - pewien dziwaczny humanoid wykonywa� wszystkie jego polecenia. Po chwili - uzyskawszy zgod� - mog�am obydwa wzi�� do r�ki i sprawdzi�, jak te� spisywa�yby si� w boju. Jeden mia� wiele motyw�w ro�linnych i w samej rzeczy - zdawa� si� by� l�ejszy i �atwiejszy w u�yciu ni� moje w�asne. Ten drugi za� - ozdobiony by� tarczami i ludzk� twarz�. W chwili, gdy wzi�am go do r�ki zdawa�o mi si�, i� s�ysz� g�os ... g�os m�wi�cy ... zaraz - chyba "cichooo", ale to musia�y by� przywidzenia. Jego magia pulsowa�a i czyni�a wra�enie b�d�cej w ruchu. Wa�y� tyle samo, co m�j stary miecz, ale mie� miecz - obro�c� to by�o co�, co bardzo mi si� spodoba�o. Zapragn�am m�c walczy� nim w przysz�o�ci - czarodziej powiedzia�, �e potrafi tak�e �wieci�. Targ zosta� ubity - po�o�y�am p�yt�wk� we wskazanym miejscu i dolecia� mnie rzucony pod nosem tekst Garetha - "Uff, przynajmniej jednego balastu mniej". Nie mia�am si�y znowu si� denerwowa�. Pier�cie� poleci�am za�o�y� Sigurdowi i tutaj wyr�s� kolejny problem - ten zakochany w bogactwie krasnolud nie mia� najmniejszej ochoty na noszeniu na palcu pier�cienia ze zwyk�ego - nieszlachetnego - metalu. Parano! Znowu my�la�am, �e si� za�ami� i zaczn� krzycze�. Dragonald okaza� si� tutaj w miar� wyrozumia�y - pokry� pier�cie� iluzj� - i m�j towarzysz-uparciuch ju� bez sarkania ubra� na palec ma�e, srebrne cacko. Gareth bez problem�w za�o�y� p�aszcz. Mia� dziwn� min�, gdy w komnacie pojawi� si� Burza - chyba naprawd� po raz pierwszy dane mu by�o podziwia� pi�kno skrzydlatych koni. Wygl�da� zreszt� ju� na dosy� zniecierpliwionego tymi przed�u�aj�cymi si� targami. Ja w ko�cu um�wi�am si� na zdejmowanie zabezpieczenia z mojego pier�cienia - mia� mi zosta� zwr�cony po powrocie, z za us�ug� zap�aci�am z g�ry - tym razem strza��. Zostawili�my wi�c maga, kt�ry dalej przypomina� ruchomy szkielet okryty strz�pkami mi�sa, ni� cz�owieka, a wraz z nim p�yt� z dusz� i m�j pier�cie�. Dostali�my p�torej dnia czasu - ca�a wie�a trz�s�a si� w posadach i nasz gospodarz przewidywa� po prostu konieczno�� ewakuacji. Wr�czy� nam tub� z papirusem, na kt�rym umieszczono s�owo umo�liwiaj�ce powr�t. Podszed� do jednego z luster, a my (napojeni i najedzeni, o czym zapomnia�am wspomnie�) wraz z Burz� pod��yli�my za nim. Wypowiedzia� teraz co� jak gdyby "!@#$%^&*��?" i lustro zacz�o odbija� jaki� dziwny teren. Wiedzieli�my, �e tam gdzie idziemy, wi�kszo�� ludzi wymordowa�a si� wzajemnie - za pomoc� pot�nej broni - w wielkiej wojnie, a reszta umar�a na dziwn� chorob�, kt�ra zmieni�a te� istniej�c� tam przyrod�. * * * Przest�pili�my przez lustro - mo�e raczej bram�? - by znale�� si� w ruinach zamku, kt�ry kiedy� musia� by� ca�y z kryszta�u. Moi towarzysze rozejrzawszy si� wok� skupili si� na modlitwie. Dobieg�o mnie jakie�: "Chwa�a Guringowi Bogowi wielkiemu Jego g�rom wieczno�� A jego dzieciom, krasnoludom Dobrobyt i szcz�cie po wieki" Fenix oczywi�cie ani my�la� zajmowa� si� modlitw� - zamiast tego wyci�gn�� zza pazuchy ksi�g� zakl�� i przyst�pi� do wkuwania. C� ja mia�am tutaj robi�? Dosiad�am Burzy i pop�dzili�my w g�r�. Parano! Jakie pi�kne musia�o by� kiedy� to miejsce! �wiat�o s�o�ca - dziwnego, szarego s�o�ca - odbija�o si� refleksami, za�amuj�c si� na kraw�dziach kryszta�u tysi�ce razy tysi�cami t�cz, niemal nie dawa�o si� oderwa� oczu od tego zjawiska! W oddali dostrzeg�am stado dziwacznie zniekszta�conych antylop �cigane przez ... wilki-szkielety? Dziwne to by�o, a tam dalej znowu wilki, lecz czemu ich sier�� przypomina �wi�sk� szczecin� i czemu zamiast jednej maj� po dwie g�owy? Zdecydowa�am si� wyl�dowa�. Czas by�o rusza�. Drzwi by�y cz�ciowo rozwalone, a nad nimi wykuty by� jaki� napis w dziwnym j�zyku. Fenix z zadowolon� min� wyszepta� jakie� s�owa i dziwacznie zamacha� r�kami, by przeczyta� nam dziwne wersy, siej�ce w sercach dziwny niepok�j: "Umarli znaj� swe granice Szare mury patrz� Patrz� na to, co twoje Tylko ty mo�esz zniszczy� sw� w�asno�� Gdy� ma magia chroni me cia�o Nie zak��caj wi�c mojego spokoju Bo staniesz przed wyborem Wybo