4966
Szczegóły |
Tytuł |
4966 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4966 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4966 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4966 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Hrynkiewicz
Jask�ki oczu Alvaresa
Patrzy woko�o. Step ci�gnie si� po horyzont i nawet tutaj w powietrzu, na wysoko�ci, do kt�rej nie docieraj� ludzkie
g�osy, wra�enie bezkresu nie jest ska�one �adnym pionowym akcentem. Wielkie cienie chmur prze�lizguj� si� powoli
na p�noc, a step ugina si� pod ich ci�arem. Ich wyd�u�ony kszta�t oznacza, �e dzie� chyli si� ku ko�cowi.
Patrzy na d�. Kilkadziesi�t namiot�w, konie i ludzie - czarne plamy - wszystko wydaje si� ton�� w oceanie traw.
Obserwuj�c drgaj�c� w wieczornym powietrzu armi�, czuje nag�y przyp�yw nienawi�ci. Zna to uczucie doskonale, tym
razem jednak wychwytuje w nim zupe�nie now� nut�. Pr�buj�c sprecyzowa� �r�d�o, rozgl�da si� wok�. Napr�ona
tafla pergaminu przys�ania widok, mimo to co� przykuwa jego uwag�. Wzrok natychmiast szybuje z pr�dko�ci�
jask�ki w kierunku wyd�u�ania si� cieni. Trawa znika tak szybko, �e nie spos�b odr�ni� �d�be�. Pojawia si� ciemny
punkt, kt�ry rosn�c rozszczepia si� na czworo. To je�d�cy. Galopuj� w kierunku obozu. Jask�ka oczu ju� ich min�a i
wraca. Niesie niepok�j.
Czarne namioty odcinaj� si� wyra�nie na tle odleg�ego horyzontu. Stoj�ca mi�dzy nimi grupa postaci obserwuje cie� na
niebie. �atwo mo�na si� domy�li�, �e to latawiec, bowiem trzech m�czyzn uczepionych jest napi�tego sznura, kt�rego
drugi koniec niknie w przestworzach. Inny wyr�nia si� purpurowym nakryciem g�owy. Najwyra�niej w�a�nie
dostrzeg� zmian� na niebie i wydaje rozkaz pozosta�ym. Latawiec zostaje �ci�gni�ty na ziemi�. Teraz wida�
niesamowito�� latawca. Jest nim �ywy cz�owiek opi�ty drewnian� konstrukcj� wype�nion� pergaminem. Ale c� za
cz�owiek! Wspania�y, smuk�y, wysoki - wy�szy od najwy�szego z pozosta�ych prawie o g�ow�, w�adczy - pozostali
licz� si� z ka�dym jego gestem. To dow�dca. Ka�e m�wi� do siebie Avalares. Avalares Inominatus.
Odrzuca konstrukcj� wprost na gromadz�cy si� t�um. Uderza jednego ze stoj�cych, �ucznika i wskazuje fragment
pergaminowej konstrukcji. Niewysoki cz�owiek z miark�, chyba Chi�czyk przeciska si� przez ludzi i nachyla w
miejscu, kt�re zosta�o wskazane. Kiwa g�ow�, ale dow�dca na niego nie patrzy tylko przemawia do tego w purpurze
wskazuj�c horyzont na wschodzie.
P�nym wieczorem wraz z pierwszymi gromami nadchodz�cej burzy czterej je�d�cy zjawiaj� si� w obozie, kt�ry dla
nich jest gniazdem wroga; rozgl�daj� si� w niepewno�ci. Tylko jeden z nich nie waha si� wej�� do wskazanego
namiotu.
To Persowie przyjechali zawrze� pok�j.
Wn�trze namiotu dow�dcy o�wietlone jest przez pojedyncze ognisko na �rodku. W przestronnym wn�trzu dominuje
wi�c mrok tylko czasem delikatnie b�yskaj� mosi�ne ozdoby lub twarze zgromadzonych nomad�w. Kiedy jednak
uderza b�yskawica, namiot na sekund� wype�nia si� upiornym �wiat�em i uwa�ny widz dostrze�e, �e Avalares nie
s�ucha przem�wienia Persa. Patrzy na grup� pos��w i cho� pozostaje czujny, my�lami jest daleko. Monotonny g�os
m�wcy miesza si� z r�wnie monotonnym uderzaniem deszczu o napi�ty dach namiotu. Co� si� nie zgadza.
Po pewnym czasie okazuje si�, �e scena zastyg�a, �e czas sta� si� niewa�ny. To intryguje Avalaresa; czuje, �e to znak
dla niego. Patrzy woko�o - obraz w k�cikach oczu ulatuje w niesko�czono��, �ami�c zasady perspektywy; d�wi�ki i
zapachy zlewaj� si� w jedno. Jest! Jask�ka oczu wzlatuje nagle i zatrzymuje si� przed twarz� czwartego pos�a, tego,
kt�ry nie ba� si� wej��. Obraz zastyga zupe�nie. Dlaczego? - nie jest pewien. Zauwa�a delikatny ruch p�aszcza na
plecach przybysza! Odpowied� powala go niemal na kolana. Fala strachu, zapomnianego uczucia rzuca go w stron�
najbli�szego ostrza. Obraz otrzymuje czwarty wymiar, ale twarz wroga ci�gle �adnym grymasem nie zdradza
�wiadomo�ci zdemaskowania. Avalares dzia�a odruchowo. Mija m�wc� i tnie mieczem nieznajomego w miejscu gdzie
szyja spotyka si� z ramieniem. Czuje, �e oczy chowaj� si� pod g�rne powieki, a percepcja wyostrza si�. Przeciwnik
pada plecami na �cian� namiotu, strumie� krwi z przeci�tej arterii zalewa plecy m�wcy. Ranny pr�buje si�gn��
stoj�cego najbli�ej towarzysza, ale dwa szybkie ciosy jelcem w twarz rzucaj� go ostatecznie na ziemi�. Tamten jednak
zauwa�a, a jego twarz wype�nia si� smutkiem. Ranny wskazuje r�k� wsch�d.
Dwie postacie wybiegaj� z namiotu - najpierw ten stoj�cy przez ca�y czas przy m�wcy, a za nim ten o smutnej twarzy.
Biegn� bardzo szybko - w stron� koni; kaptury opadaj� im na plecy, deszcz zalewa oczy, grymas nadludzkiego wysi�ku
nadaje ich twarzom wyraz bohater�w. Ten na pierwszym planie wyci�ga spod p�aszcza nieprawdopodobny miecz,
kt�ry ukryty w fa�dach ubrania przeszkadza� w ucieczce. To miecz rannego, kt�ry w zamieszaniu uda�o si� uratowa�.
W tle, lekko nieostro pojawiaj� si� nomadzi. Spomi�dzy nich wybiega ostatni z Pers�w - m�wca i rzuca si�
nieprzytomnie w �lady towarzyszy. Nomadowie naci�gaj� ci�ciwy i pochylaj� �uki. �wist strza� pokrywa si� z
grzmotem b�yskawicy. P� sekundy �wiat�a zostawia Persa - m�wc� z dwoma strza�ami w plecach. Kona, ale si�a
rozp�du pcha go wci�� naprz�d - uderza w stoj�c� kobiet� i upada. Dwaj na przedzie dopadaj� koni, uszli ca�o
�mierciono�nej salwie. Nie! Trzymaj�cy miecz zatacza si�, kl�ka w trawie i wyci�ga r�k�. Drugi, ten o smutnej twarzy,
chwyta miecz i wskakuje na konia. Wydaje komend� jednocze�nie k�ad�c si� na boku ju� galopuj�cego wierzchowca.
Avalares pope�nia b��d i zaniechuje po�cigu.
Chmury, kt�re widzia�y ucieczk� Pers�w zd��y�y dotrze� nad puszcze p�nocy. M�czyzna czuwaj�cy na dziobie
okr�tu jest zniecierpliwiony. Min�o sze�� godzin od kiedy straci� z oczu lini� brzegu.
Wreszcie zaczyna si�. Pojawia si� cz�owiek w purpurze, a w �lad za nim ludzie wnosz� na pok�ad rannego. Jest
obna�ony. Stopy przywi�zano �a�cuchami do nieludzkich kikut�w wystaj�cych znad �opatek. Ludzie opinaj� go na
nabitym �wiekami kole i obci��aj� kamieniami. Twarz ofiary przykrywa sk�rzany worek, ale nietrudno zgadn��, �e
cierpi. Liczne naci�cia na smuk�ym torsie uk�adaj� si� w plugawy rysunek. M�czyzna na dziobie widzi kikuty i
zastanawia si� co oznaczaj�. Wydaje mu si�, �e mog�y by� kiedy� skrzyd�ami, ale nie ma pewno�ci. Nie zd��a si� im
dok�adnie przyjrze�. Po chwili fale wch�aniaj� regularnie rozchodz�ce si� ko�a, zacieraj� jedyne �lady egzekucji.
Minie 230 lat zanim s�ona woda rozpu�ci �elazo i wyrzuci Nimroda Aurig� na kamieniste pla�e Pontus. Wyruszy on
w�wczas na wsch�d, do Kapadocji, by spotka� si�dme pokolenie potomk�w przyjaciela o smutnej twarzy i odebra�
sw�j �wi�ty miecz - miecz opiecz�towany imieniem Avalaresa. Ale czy dostanie jeszcze jedn� szans� spotkania si� oko
w oko z przeznaczonym mu przez Najwy�szego Upad�ym?
Krzysztof Hrynkiewicz