3286
Szczegóły |
Tytuł |
3286 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3286 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3286 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3286 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATA CHRISTIE
ROSEMARY ZNACZY PAMI��
T�UMACZY�A AGNIESZKA BIHL
SCAN-DAL
KSIEGA PIERWSZA
ROSEMARY
,,Co mam uczynic, by sprzed oczu usun�� wspomnienia?"
Sze�cioro ludzi my�la�o o Rosemary Barton, kt�ra zmar�a prawie rok temu...
ROZDZIA� PIERWSZY
Iris Marie
Iris Marie my�la�a o swojej siostrze Rosemary.
Przez niemal rok �wiadomie pr�bowa�a odsun�� od siebie wspomnienia. Nie chcia�a pami�ta�.
By�o to zbyt bolesne, zbyt przera�aj�ce!
Sina twarz, konwulsyjnie zaci�ni�te palce...
Kontrast mi�dzy tym a weso��, kochan� Rosemary z poprzedniego dnia... W�a�ciwie nie by�a weso�a. Mia�a gryp�, czu�a si� przygn�biona, zm�czona... Wszystko to przypomniano w trakcie �ledztwa. Sama Jris po�o�y�a nacisk na nastr�j siostry. Wyja�nia� samob�jstwo Rosemary, prawda?
Kiedy zako�czono dochodzenie, Iris usi�owa�a wyrzuci� ca�� spraw� z pami�ci. Co dobrego mog�y przynie�� wspomnienia? Zapomnie�! Zapomnie� o tym okropnym wydarzeniu!
Lecz teraz u�wiadomi�a sobie, �e musi pami�ta�. Musi cofn�� si� my�lami w przesz�o��... Przypomnie� sobie dok�adnie wszystkie pozornie niewa�ne szczeg�y...
Wymaga�a tego wczorajsza, niezwyk�a rozmowa z George'em.
By�a tak niespodziewana i okropna. Chocia�... czy niespodziewana? Czy nie by�o wcze�niej �adnych oznak?
George - coraz bardziej poch�oni�ty sob�, roztargniony, zachowuj�cy si� bez sensu i, nie da si� tego okre�li�" inaczej: dziwacznie! Wszystlco lo prowadzi�o do tamtej chwili wczoraj wieczorem, kiedy to wezwa� j� do gabinetu i z szuflady biurka wyci�gn�� listy.
Teraz nie mo�na ju� by�o od tego uciec. Musia�a pomy�le� o Rosemary i przypomnie� sobie...
Rosemary - jej siostra...
Iris u�wiadomi�a sobie raptownie, wstrz��ni�ta, �e po raz pierwszy w �yciu pomy�la�a o Rosemary. To znaczy o niej jako o cz�owieku.
Zawsze akceptowa�a siostr�, nie my�l�c o niej. Przecie� nikt nie my�li o swojej malec, ojcu, rodze�stwie, ciotkach. S� zwi�zani pokrewie�stwem, i to wszystko.
Nie my�li si� o nich jak o odr�bnych ludziach. Nie roztrz�sa si� ich osobowo�ci.
Jaka by�a Rosemary?
Odpowied� mog�a okaza� si� niezmiernie wa�na. By� mo�e wiele od niej zale�a�o. Iris cofn�a si� pami�ci� w przesz�o��. Ona i Rosemary w dzieci�stwie...
Rosemary by�a o sze�� lat starsza.
Wr�ci�y do niej wspomnienia z przesz�o�ci: kr�tkie przeb�yski dawnych wydarze�, scenki z tamtych lat. Ma�a Iris je chleb i mleko, a Rosemary, bardzo wa�na, uczesana w kucyki, odrabia przy stole lekcje.
Lato nad morzem. Iris zazdro�ci Rosemary, kt�ra jest "du�� dziewczynk�" i potrafi p�ywa�!
Rosemary jedzie do szko�y z internatem i wraca do domu na wakacje. Iris chodzi do szko�y, a Rosemary "ko�czy edukacj�" w Pary�u. Uczennica Rosemary: niezgrabna, same r�ce i nogi. Rosemary po zako�czeniu "edukacji" w Pary�u: obca, troch� przera�aj�co elegancka, m�wi�ca z mi�kkim akcentem, pe�na wdzi�ku, poruszaj�ca si� rozta�czonym krokiem posta� o rudawo-
orzechowych w�osach i wielkich, ciemnoniebieskich oczach okolonych czarnymi firankami rz�s. Denerwuj�co pi�kna istota, wyros�a w zupe�nie innym �wiecie.
Od tamtej pory rzadko si� widzia�y, a sze�cioletnia r�nica wieku nigdy nie wydawa�a si� wi�ksza.
Iris jeszcze uczy�a si� w szkole, a Roscmary ta�czy�a na balach. Nawet kiedy Iris wr�ci�a do domu, nie zmniejszy�a si� dziel�ca je przepa��. Rosemary sp�dza�a poranki w ��ku, jad�a lunch z innymi debiutantkami i ta�czy�a niemal ka�dego wieczoru. Iris siedzia�a w pokoju szkolnym z mademoiselle chodzi�a na spacery do parku, jad�a kolacj� o dziewi�tej i o dziesi�tej by�a w ��ku. Rozmowy si�str ogranicza�y si� do kr�tkiej wymiany zda�:
- Cze��, Iris. zadzwo� po taks�wk� dla mnie. Ale� z ciebie ciel�, okropnie si� sp�ni�.
Albo:
- Rosemary, nie podoba mi si� ta nowa sukienka. Wcale ci nie pasuje: same koronki i falbanki.
Potem Rosemary zar�czy�a si� z George'em Barto-nem.
Podniecenie, zakupy, strumie� paczek, sukienki druhen.
�lub. Id�c wzd�u� nawy za Rosemary, Iris s�yszy szepty:
- Jaka z niej pi�kna panna m�oda...
Dlaczego Rosemary wysz�a za George'a? Ju� wtedy Iris by�a do�� zaskoczona. Tylu ekscytuj�cych m�odych ludzi dzwoni�o do Rosemary, zabiera�o j� na randki. Dlaczego wybra�a George'a Bartona, cz�owieka starszego o pi�tna�cie lal, �yczliwego, mi�ego, ale zdecydowanie nudnego?
George by� zamo�ny, jednak nie chodzi�o o pieni�dze. Rosemary mia�a w�asny, poka�ny maj�tek.
Pieni�dze wuja Paula...
Iris przywo�a�a wspomnienia, staraj�c si� oddzieli� to, co wiedzia�a dzi�, od tego, co wiedzia�a wtedy. Na przyk�ad wuj Paul.
Nie by� ich prawdziwym wujem, to wiedzia�a od zawsze. Ch�d o pewnych rzeczach nigdy im jasno nie m�wiono, zna�a kilka fakt�w. Paul Bennet zakocha� si� w ich matce. Ona jednak wola�a innego, biedniejszego m�czyzn�. Paul przyj�� pora�k� bardzo romantycznie. Pozosta� przyjacielem rodziny, pe�nym sentymentalnego, platonicznego przywi�zania. Sta� si� wujem Paulcm. By� ojcem chrzestnym pierworodnej Rosemary. Po jego �mierci okaza�o si�, �e ca�� swoj� fortun� pozostawi� chrzestnej c�reczce, kt�ra miata w�wczas trzyna�cie lat.
Rosemary by�a nie tylko pi�kno�ci�, ale i dziedziczk�. A po�lubi�a mi�ego, nudnego George'a Bartona.
Dlaczego? W�wczas zastanawia�o to Iris. Dziwi�a si� i teraz. Nie wierzy�a, �e Rosemary kiedykolwiek go kocha�a. Lecz wygl�da�a na szcz�liw� z Gcorge'em i bardzo go lubi�a. Tak, rzeczywi�cie tak by�o. Iris mia�a okazje to sprawdzi�, gdy� w rok po �lubie Rosemary zmar�a ich matka - �liczna, delikatna Yiola Marie, a Iris zamieszka�a razem z Rosemary Barton i jej m�em.
Mia�a wtedy siedemna�cie lat. Iris zaduma�a si� nad odleg�ym wspomnieniem. Jaka w�wczas by�a? Co czu�a, my�la�a, co widzia�a?
Dosz�a do wniosku, �e m�oda Iris Marie rozwija�a si� wolno. Nie rozmy�la�a, bra�a rzeczy takimi, jakimi s�. Czy gniewa�a j� na przyk�ad mi�o�� matki do Rosemary? W sumie chyba nie. Za oczywiste uzna�a, �e Rosemary jest wa�niejsza. Rosemary nale�a�o wprowadzi� do towarzystwa, wiec matka musia�a zaj�� si� starsz� c�rk�, na ile tylko pozwala�o jej zdrowie. To by�o ca�kiem naturalne. Pewnego dnia mia�a nadej��
kolej Ins. Yiola Marie nie by�a zbyt troskliw� matk�, przej�ta g��wnie w�asnym zdrowiem. Oddawa�a dzieci nia�kom, guwernatkom, szkolnym wychowawcom, cho� zawsze by�a dla nich czaruj�ca w tych kr�tkich chwilach, kiedy je widzia�a. Hcctor Marie zmar�, kiedy Iris mia�a pi�� lat. Informacj�, �e ojciec zbyt du�o pil, przekazano jej tak subtelnie, �e nie pami�ta�a nawet, sk�d o tym wie.
Siedemnastoletnia Iris Marie przyjmowa�a �ycie po prostu; okaza�a stosown� �a�ob� po �mierci matki, zacz�a nosi� czarne stroje i zamieszka�a z siostr� i jej m�em w ich domu na EIvaston Square.
Czasami bywa�o lam nudno. Iris mia�a oficjalnie zadebiutowa� dopiero w nast�pnym roku. Tymczasem trzy razy w tygodniu uczy�a si� francuskiego i niemieckiego oraz przedmiot�w �cis�ych. Zdarza�o si�, �e nie mia�a co robi� ani z kim porozmawia�. Gcorge by� mi�y, zawsze pe�en przyjaznych i braterskich uczu�. Nigdy si� nie zmienia�. Nawet dzisiaj.
A Roscmary? Iris rzadko j� widywa�a. Rosemary cz�sto wychodzi�a: do krawcowej, na przyj�cia koktajlowe, bryd�a...
Je�li si� nad tym zastanowi�, co naprawd� wiedzia�a o Rosemary? O jej upodobaniach, nadziejach, obawach? To przera�aj�ce, jak niewiele wie si� o ludziach, z kt�rymi si� mieszka. Si�str nie ��czy�y zbyt za�y�e stosunki.
Lecz teraz musia�a zacz�� my�le�. Musia�a sobie przypomnie�. To mog�o by� wa�ne.
Na pewno Rosemary wygl�da�a na zupe�nie szcze-�liw�...
A� do tamtego dnia, na tydzie� przed tragedi�,
Iris nigdy nie zapomni tamtego dnia. Wci�� Irwa� przed ni� wyra�ny jak kryszta�; ka�dy szczeg�, ka�de
s�owo. L�ni�cy mahoniowy st�, odsuni�te krzes�o, charakterystyczne, po�pieszne pismo...
Iris zamkn�a oczy i przywo�a�a tamto zdarzenie...
Wesz�a do saloniku Rosemary i zatrzyma�a si� raptownie.
Zaskoczy�o j� to, co ujrza�a. Rosemary siedzia�a za biurkiem z g�ow� z�o�on� na wyci�gni�tych ramionach. Szlocha�a g�o�no, bez reszty poddaj�c si� rozpaczy. Iris nigdy nie widzia�a Rosemary we �zach i ten przera�liwy. gwa�towny p�acz przerazi� j�.
To prawda, �e przesz�a ci�k� gryp�. Wsta�a zaledwie dzie� czy dwa wcze�niej. Ka�dy wie, �e grypa wprawia w przygn�bienie. A jednak... Iris wykrzykn�a dziecinnie, zaskoczona; - Och, Rosemary, co si� sia�o?
Rosemary wyprostowa�a si�, odsun�a w�osy ze zmienionej twarzy. Stara�a si� opanowa�. Powiedzia�a szybko:
- Nic, nic. Nie patrz tak na mnie!
Wsta�a i mijaj�c siostr�, wybieg�a na korytarz.
Zdezorientowana, wystraszona Iris podesz�a do biurka. Jej wzrok pow�drowa� ku le��cej na nim kartce niebieskiego papieru, pokrytej charakterystycznym pismem: du�e litery by�y jeszcze mniej wyra�ne ni� zwykle w wyniku po�piechu i wzruszenia, kt�re wiod�y trzymaj�c� pi�ro d�o�. Dostrzeg�a swoje w�asne imi� skre�lone r�k� siostry. Czy Rosemary pisa�a do niej?
Najdro�sza Iris,
Nie ma sensu, bym pisa�a testament, poniewa� moje pieni�dze i tak przypadn� tobie. Chcia�abym jednak, by niekt�re 2 moich rzeczy trafi�y do konkretnych os�b.
Dla George'a przeznaczam bi�uteri�, kt�r� mi da� oraz emaliowan� szkatu�k� kupion� w okresie naszego narzecze listwa.
Dla Glorii King - moj� platynow� papiero�nic�. Dla Maisie - konia z chi�skiego fajansu, kt�rym si� zawsze zachwyca�a.
List urywa� si� na postawionej w rozpaczy kresce; w tym miejscu Rosemary musia�a odrzuci� pi�ro i odda� si� bezgranicznej rozpaczy.
Iris sta�a jak zakl�ta w kamie�.
Co to mia�o znaczy�? Przecie� Rosemary nie zamierza�a umrze�? By�a bardzo chora, ate teraz ju� wyzdrowia�a. Zreszt� i tak ludzie nie umieraj� na gryp�; mo�e czasem, ale nie Roscmary, Czu�a si� ca�kiem dobrze, by�a tylko s�aba i wyczerpana.
Iris powt�rnie przebieg�a wzrokiem tre�� listu i tym razem z zaskoczeniem zwr�ci�a uwag� na zdanie: "...moje pieni�dze i tak przypadn� tobie..."
Po raz pierwszy zetkn�a si� z warunkami testamentu Paula Bennetta. Od dzieci�stwa wiedzia�a, �e Roscmary odziedziczy�a pieni�dze wuja Paula, �e by�a bogata, podczas gdy ona, �ris, pozosta�a stosunkowo biedna. Lecz a� do tej chwili nigdy nie zastanawia�a si�, co stanie si� z pieni�dzmi po �mierci siostry.
Zapytana odpar�aby, �e przypadn� George'owi jako m�owi Rosemary i doda�a, i� wydaje si� absurdalne, �eby Rosemary mia�a umrze� przed George'em!
Lecz mia�a to przed sob�, spisane czarno na bia�ym, w�asnor�cznie przez Rosemary. Po jej �mierci pieni�dze dziedziczy Iris. Ale to chyba nie mog�o by� legalne? Maj�tek przypada przecie� m�owi lub �onie, a nie siostrze. Chyba �e Paul Bennett zdecydowa� tak w swoim testamencie. Pewnie tak si� sta�o. Wuj Paul postanowi�, �e je�li Rosemary umrze, pieni�dze przejd� na Iris. To czyni�o testament troch� mniej niesprawiedliwym... Niesprawiedliwym? Zaskoczy�o j� s�owo, kt�re wkrad�o si� w jej my�li. Czy�by uwa�a�a, �e to niesprawiedliwe, i� Rosemary dosta�a wszystkie pieni�dze wuja Paula? Najprawdopodobniej g��boko w sercu tak w�a�nie uwa�a�a. To naprawd� by�o niesprawiedliwe. Ona i Rosemary by�y siostrami. Dzie�mi tej samej matki. Dlaczego wuj Paul zostawi� wszystko Rosemary?
Ona zawsze mia�a wszystko!
Przyj�cia, suknie, zakochanych m�odych m�czyzn, uwielbiaj�cego j� m�a.
Jedyn� niemii� rzecz�, jaka si� jej przytrafi�a, by�a grypa! I nawet to nie trwa�o d�u�ej ni� tydzie�!
Iris waha�a si�, nie odchodz�c od biurka. Ta kartka. Rosemary chyba nie chcia�aby, �eby znalaz�a j� s�u�ba?
Po minucie rozwa�a� wzi�a list, z�o�y�a na p� i wsun�a do jednej z szuflad biurka.
Znaleziono go tam po tragicznym przyj�ciu. List sta� si� kolejnym dowodem - je�li jakiego� jeszcze potrzebowano - �e Rosemaiy by�a przygn�biona i nieszcz�liwa po chorobie i prawdopodobnie ju� wtedy my�la�a o samob�jstwie.
Depresja po przebytej grypie. Ten motyw wysuni�to w trakcie �ledztwa, a Jris pomog�a go potwierdzi�. Nie by�o to mo�e w�a�ciwe wyja�nienie, ale tylko takie istnia�o i ostatecznie zosta�o przyj�te. Tamtego roku szala� bardzo gro�ny wirus grypy.
Wtedy ani Iris, ani George Barton nie potrafili podsun�� policji �adnego innego motywu.
Teraz, wspominaj�c incydent na strychu, Iris dziwi�a si�, �e mog�a by� a� tak �lepa.
Wszystko dzia�o si� tu� przed jej oczyma! A ona nic nie zauwa�y�a, niczego nie dostrzeg�a!
Omin�a po�piesznie tragedi�, do jakiej dosz�o podczas przyj�cia urodzinowego. Nie ma sensu tego wspomina�. Co by�o, min�o. Zapomnij o tym koszmarze,
o dochodzeniu, o skurczonej w b�lu twarzy George'a, jego zaczerwienionych oczach. Przejd� od razu do skrzyni na strychu.
Wydarzy�o si� to jakie� sze�� miesi�cy po �mierci Rosemary.
Iris nadal mieszka�a w domu przy Elvaston Square. Po pogrzebie rozmawia� z ni� prawnik rodziny Marie, szarmancki starszy d�entelmen z l�ni�c� �ysin� i zaskakuj�co przenikliwym wzrokiem. Z godn� podziwu klarowno�ci� wyilumaczy� dziewczynie, �e zgodnie z ostatni� wol� Paula Bennetta Rosemary odziedziczy�a jego maj�tek z zastrze�eniem, i� po �mierci przeka�e go swojemu dziecku. Gdyby zmar�a bezdzietnie, ca�y spadek przechodzi� na Iris. Prawnik wyja�ni�, �e jest to ogromna fortuna, kt�r� odziedziczy w dniu uko�czenia dwudziestu jeden lat lub w dniu �lubu.
Tymczasem pierwsz� rzecz�, jak� nale�a�o ustali�, by�o miejsce jej pobytu. Pan George Barton z ochot� zaofiarowa� jej dalsz� go�cin� i zaproponowa�, by siostra jej ojca, pani Drak�, doprowadzona do ub�stwa finansowymi ��daniami syna (czarnej owcy w rodzinie Mar-le'�w), zamieszka�a wraz z nimi i wprowadzi�a Iris do towarzystwa. Czy Iris akceptuje ten plan?
Iris zaakceptowa�a go z rado�ci�, wdzi�czna, �e nie zmuszaj� jej do podejmowania decyzji. Pami�ta�a ciotk� Lucill� jako sympatyczn� kur� domow� pozbawion� w�asnej woli.
Tak wi�c spraw� ustalono. George Barton byt wprost wzruszaj�co zadowolony, �e szwagierka pozostanie przy nim; traktowa� j� z uczuciem brata wobec m�odszej siostry. Pani Drak�, chocia� nie by�a ekscytuj�c� towarzyszk�, ca�kowicie ulega�a �yczeniom Iris. Mieszka�cy domu �yli w zgodzie.
Prawie p� roku p�niej Lis dokona�a odkrycia na strychu.
W domu przy Elvaston S�uare poddasze przeznaczono na sk�ad starych mebli, skrzy� i waliz.
Iris zaw�drowa�a na g�r� pewnego dnia po nieudanych poszukiwaniach ulubionego czerwonego swetra. George poprosi� j�, by nie nosi�a �a�oby po siostrze. Wyja�ni�, �e Rosemary by�a temu zawsze przeciwna. Iris wiedzia�a, �e to prawda, wi�c zgodzi�a si� i ubiera�a si� tak jak przedtem, ku lekkiej dezaprobacie Lucilli Drak�, kt�ra by�a staromodna i, jak mawia�a, ceni�a sobie przestrzeganie "zasad przyzwoito�ci". Sama pani Drak� wci�� nosi�a krep� po m�u zmar�ym dwadzie�cia par� lat wcze�niej.
- Iris wiedzia�a, �e stare ubrania pakowano do skrzyni na strychu. Zacz�a przekopywa� j� w poszukiwaniu swojego swetra i przy okazji natrafi�a na dawno zapomniane stroje: szary �akiet i sp�dnic�, stos po�czoch, sw�j str�j narciarski i ze dwa stroje k�pielowe.
Wtedy te� znalaz�a stary szlafrok, kt�ry nale�a� do Rosemary; najwidoczniej zapomniano odda� go wraz z reszt� jej rzeczy. By� to m�ski szlafrok z cetkowancgo jedwabiu, z du�ymi kieszeniami.
Iris strzepn�a go i stwierdzi�a, �e jest w �wietnym stanie. Potem z�o�y�a go ostro�nie i od�o�y�a z powrotem do skrzyni. Czyni�c to wyczu�a co� szeleszcz�cego w kieszeni. W�o�y�a do �rodka r�k� i wyj�a pogniecion� kartk�, pokryt� pismem Rosemary. Iris wyg�adzi�a j� i zacz�a czyta�.
M�j kochany Tygrysku, chyba tak nie my�lisz... Nic mo�esz...
Kochamy si� przecie�! Nale�ymy do siebie! Musisz o tym wiedzie� tak, jak ja o tym wiem. Nie mo�emy powiedzie� sobie "do widzenia" i �y� spokojnie dalej. Wiesz, kochany, �e to niemo�liwe. Zupe�nie niemo�liwe. Nale�ymy do siebie. Na zawsze. Nie obchodz� mnie konwenanse ani to, co m�wi� ludzie. Mi�o�� znaczy dla mnie wi�cej ni� wszystko. Wyjedziemy razem i b�dziemy szcz�liwi. Ja uczyni� Ci� szcz�liwym. Powiedzia�e� mi kiedy�, �e beze mnie �wiat zmieni�by si� w zgliszcza. Czy pami�tasz, kochany? A teraz piszesz spokojnie, �e lepiej to zako�czy�, �e tak b�dzie w porz�dku wobec mnie. Wobec mnie? Ale� ja nie potrafi� ty� bez Ciebie. �al mi George'a, zawsze byt dla mnie taki s�odki - ale on zrozumie. Zwr�ci mi wolno��. To nie jest w porz�dku: mieszka� razem, kiedy nie ma ju� mi�o�ci. B�g przeznaczy� nas sobie, m�j najdro�szy. Wiem, �e On tak chcia�. B�dziemy bardzo szcz�liwi, ale musimy zdoby� si� na odwag�. Sama powiem George'owi. Chc� wszystko wyja�ni�, ale dopiero po moich urodzinach.
Wiem, �e post�puj� s�usznie, najdro�szy Tygrysku. Nie potrafi� �y� bez Ciebie. Nie potrafi�. NIE MOG�. G�upio z mojej strony, �e tyle pisz�. Wystarczy�yby dwie linijki. Po prostu: Kocham Ci�. Nigdy nie pozwol� Ci odej��. Och, m�j kochany
Tu list si� urywa�.
Iris stal� bez ruchu, wpatrzona w kartk�.
Jak s�abo zna�a w�asn� siostr�!
Tak wi�c Rosemary mia�a kochanka, pisa�a do niego nami�tne listy mi�osne, zamierza�a z nim uciec!
Co si� sta�o? Nie wys�a�a tego listu. Czy wys�a�a inny? Co ostatecznie postanowi�a wraz z tym nieznanym m�czyzn�?
("Tygrysek"! Co za g�upstwa wymy�laj� zakochani. To takie dziecinne. Wyobra�am sobie tego Tygryska!)
Kim on by�? Czy kocha� Rosemary r�wnie mocno, jak ona jego? Na pewno. Rosemary by�a nieprawdopodobnie �liczna. A jednak, jak wynika�o z listu, proponowa�, by to "zako�czy�". �wiadczy�o to... o czym w�a�ciwie? O ostro�no�ci? Wyra�nie stwierdzi�, �e zrywa dla dobra Rosemary. �e tylko taka decyzja b�dzie w porz�dku wobec niej. No tak, ale czy m�czy�ni nie m�wi� tego, by zachowa� twarz? Czy w rzeczywisto�ci nie znaczy�o to, �e kimkolwiek by� tajemniczy m�czyzna, znudzi� mu si� ich zwi�zek? Mo�e dla niego by�a to przelotna mi�ostka. Mo�e nigdy naprawd� nie zale�a�o mu na Rosemary. Iris mia�a wra�enie, �e nieznajomy by� zdecydowany za wszelk� cen� zerwa� z jej siostr�...
Lecz Rosemary tak nie uwa�a�a. Nie zamierza�a bra� pod uwag� ceny, jak� przyjdzie jej zap�aci� za t� nami�tno��. Rosemary postanowi�a, �e...
Iris zadr�a�a.
A ona, Iris, nie mia�a o tym poj�cia! Nic nie podejrzewa�a! Uzna�a za pewnik, �e Rosemary jest szcz�liwa i zadowolona, �e dobrze jej z George'cm. �lepa! Musia�a by� �lepa, �eby nie dostrzec, co si� dzieje z jej siostr�.
Lecz kim by� ten m�czyzna?
Cofn�a si� pami�ci� wstecz, zastanawiaj�c si�, przywo�uj�c wspomnienia. Wok� Rosemary kr�ci�o si� tylu m�czyzn: podziwiali j�, zapraszali na randki, wydzwaniali do niej. Nie by�o nikogo szczeg�lnego. Tyle �e musia� by�, a ca�a reszta stanowi�a tylko kamufla� dla tego jedynego, kt�iy si� liczy�. Iris zmarszczy�a w skupieniu czo�o. Co pami�ta�a z tamtych dni?
Przypomnia�a sobie dwa nazwiska. Musia�o chodzi� o kt�rego� z tych dw�ch m�czyzn. Stephen Faraday?
Na pewno. Co Rosemary w nim widzia�a? Sztywny, pompatyczny m�odzieniec, w�a�ciwie nawet nie tak bardzo miody. M�wiono oczywi�cie, �e jest b�yskotliwy. Polityk, kt�ry robi karier�; przepowiadano, �e zostanie podsekretarzem. Mia� powi�zania z Kidderminsterem. Przypuszczalnie kolejnym premierem! Czy to doda�o mu blasku w oczach Rosemary? Bo na pewno nie mog�o jej tak szale�czo zale�e� na nim samym - zimnym, pe�nym rezerwy cz�owieku? Lecz m�wiono, �e jego �ona kocha�a go nami�tnie, �e sprzeciwi�a si� swojej pot�nej rodzinie, by go po�lubi� - nic nie znacz�cego m�odzie�ca o politycznych ambicjach! Je�li jedna kobieta by�a w nim tak zakochana, mog�o si� to przydarzy� i drugiej. Tak, na pewno chodzi o Stephena Farradaya.
Poniewa� je�li nie o niego, to o Anthony'ego Brow-ne'a.
A Iris nie chcia�a, by to by� on.
To prawda, �e zachowywa� si� jak niewolnik Rosemary: zawsze na jej zawo�anie. Jego ciemna, przystojna twarz wyra�a�a pe�n� humoru desperacje. Lecz przecie� swoje przywi�zanie okazywa� zbyl otwarcie, by m�g� je traktowa� powa�nie?
Dziwne, �e znikn�� zaraz po �mierci Rosemary. Nie widziano go nigdy wi�cej.
Cho� nie powinno to a� tak dziwi�, przecie� sporo podr�owa�. M�wi� o Argentynie, Kanadzie, Ugandzie, Ameryce. Iris przypuszcza�a, �e sam by� Amerykaninem lub Kanadyjczykiem, cho� nie mia� obcego akcentu. Nie, nie powinna si� dziwi�, �e nie zobaczy�a go nigdy wi�cej.
To Rosemary by�a jego przyjaci�k�. Nie mia� powodu, by nadal ich odwiedza�. By� przyjacielem Rosemary. Ale nic jej kochankiem! Nie chcia�a, by okaza� si� jej kochankiem. To by j� zrani�o, l to bardzo...
19
Zerkn�a na trzymany w d�oni list. Zmi�a go. Wyrzuci go, spali...
Powstrzyma� j� instynkt.
Pewnego dnia ten list mo�e sta� si� wa�ny...
Wyg�adzi�a kartk�, wzi�a ze sob� i zamkn�a w swojej szkatu�ce na klejnoty.
Pewnego dnia dzi�ki niemu b�dzie mo�na udowodni�, dlaczego Rosemary odebra�a sobie �ycie.
III
- I co jeszcze?
Ten �mieszny zwrot nieoczekiwanie przyszed� Iris do g�owy i zmusi� do wykrzywienia ust w sztucznym u�miechu. Pytanie, jakie bez namys�u zadaje sprzedawca, dok�adnie oddawa�o tok jej my�li.
Czy nie to w�a�nie pr�bowa�a zrobi�, podsumowuj�c przesz�o��? Rozprawi�a si� ju� ze zdumiewaj�cym odkryciem na strychu. A teraz - co jeszcze? Co jeszcze by�o wa�ne?
Na pewno coraz bardziej osobliwe zachowanie Geor-ge'a. Zacz�o si� dawno. W �wietle zdumiewaj�cej rozmowy przeprowadzonej wczorajszego wieczoru jasne sta�y si� drobne rzeczy, kt�re j� dot�d dziwi�y. Nie maj�ce pozornie ze sob� zwi�zku uwagi i gesty u�o�y�y si� w sp�jn� ca�o��.
Powr�ci� Anthony Browne. Tak, by� mo�e tym powinna si� teraz zaj��, gdy� sta�o si� to zaledwie w tydzie� po znalezieniu listu.
Iris nie potrafi�a dok�adnie przypomnie� sobie w�asnych odczu�...
20
Rosemary zmar�a w listopadzie. W maju nast�pnego roku Iris pod skrzyd�ami Lucilli Drak� rozpocz�a �ycie towarzyskie. Chodzi�a na lunche, herbatki i ta�ce, cho� nie bawi�y jej zbytnio. By�a zoboj�tnia�a i niezadowolona. Na raczej nudnej zabawie pod koniec czerwca us�ysza�a czyj� glos za plecami:
- Przecie� to Iris Marie, prawda?
Odwr�ci�a si� zarumieniona i spojrza�a wprost w ciemn�, kpi�c� twarz Anthony'ego. Tony'ego. Powiedzia�:
- Pewnie mnie nie pami�tasz, ale... Przerwa�a mu:
- Ale� pami�tam ci?. Oczywi�cie, �e pami�tam!
- �wietnie. Ba�em si�, �e zapomnia�a�. Ostatni raz widzia�em ci? tak dawno temu,
- Wiem. Na przyj�ciu urodzinowym Ros�... Urwa�a. S�owa przysz�y na jej usta tak rado�nie,
bezmy�lnie. Zblad�a nagle, jej policzki sta�y si� niemal prze�roczyste, bezkrwiste, wargi zadr�a�y, w oczach odmalowa�o si� przera�enie.
Anthony powiedzia� szybko:
- Bardzo ci� przepraszam. Zachowuj� si� jak ostatni cham, przypominaj�c ci o tym.
Iris prze�kn�a �lin� i odezwa�a si�:
- Wszystko w porz�dku.
(Ale nic nie by�o w porz�dku od urodzinowego przyj�cia Rosemary. Od czasu jej samob�jstwa. Nie b�dzie o tym my�le�. Nie chce o tym pami�ta�!)
Anthony m�wi� dalej:
- Strasznie mi przykro. Prosz�, wybacz mi. Zata�czymy?
Skin�a g�ow�. Cho� poproszono j� wcze�niej do ta�ca, kt�ry si� w�a�nie zaczyna�, pop�yn�a po parkiecie w jego ramionach. Dostrzeg�a swego partnera - zaczer-
21
wienionego, niedojrza�ego ch�opca w za du�ym ko�nierzyku, szukaj�cego jej wzrokiem. Z takimi tancerzami musz� zadawa� si� debiutantki - pomy�la�a z pogard�. W niczym nie przypomina przyjaciela Rosemary,
Jej serce zabi�o gwa�towniej. Przyjaciel Rosemary. List. Czy napisano go do m�czyzny, z kt�rym ta�czy�a? Co� w mi�kkim, kocim wdzi�ku, z jakim ta�czy�, nadawa�o sensu przezwisku "Tygrysek". Czy on i Rosemary...?
Odezwa�a si� ostrym tonem:
- Gdzie by�e� przez ca�y ten czas?
Odsun�� j� nieco od siebie i spojrza� w d� na jej twarz. Nie u�miecha� si�, a jego g�os zabrzmia� ch�odno. - Podr�owa�em. W interesach.
- Rozumiem - i bez namys�u ci�gn�a dalej: - Dlaczego wr�ci�e�?
Na to u�miechn�� si� i odpowiedzia� lekkim tonem:
- By� mo�e, by zobaczy� ciebie, Iris Marie.
Nagle obj�� j� mocniej i okr�ci� z cudownym wyczuciem rytmu, prowadz�c �mia�o mi�dzy tancerzami. Z uczuciem niemal niezm�conej przyjemno�ci Iris zdziwi�a si�, �e czego� si� obawia�a.
Od tamtej pory Anthony sta� si� cz�ci� jej �ycia. Widzia�a go co najmniej raz w tygodniu.
Spotyka�a go w parku, na ta�cach, odkrywa�a, �e siedzi obok niej na obiedzie.
Jedynym miejscem, w kt�rym nigdy si� nie zjawi�, by� dom przy Elvaston Square. Zauwa�y�a to dopiero po jakim� czasie - tak zr�cznie unika� i odmawia� przyj�cia zaproszenia. Kiedy to sobie u�wiadomi�a, zacz�a zastanawia� si�, dlaczego. Czy dlatego, �e on i Rosemary...
Potem, ku jej zdumieniu, napomkn�� o nim George - wyrozumia�y, nie wtr�caj�cy si� do niczego George.
- Co to za facet, ten Anthony Browne, z kt�rym si� zadajesz? Co o nim wiesz?
Spojrza�a na niego.
- Co o nim wiem? Przecie� by� przyjacielem Rose-mary!
Twarz George'a skurczy�a si� w grymasie b�lu. Zamruga� oczami i powiedzia� pos�pnym, st�umionym tonem:
- Rzeczywi�cie.
Iris wykrzykn�a skruszona:
- Tak mi przykro! Nie powinnam ci o tym przypomina�.
Lecz George potrz�sn�� g�ow� i rzek� �agodnie:
- Nie, nie. Nic chce o niej zapomnie�. Nigdy. Zreszt� to w�a�nie znaczy jej imi�: pami�� - m�wi� z trudem, odwr�ciwszy wzrok. Spojrza� na Iris. - Nie chc�, by� zapomnia�a o swojej siostrze.
Dziewczyna odetchn�a gwa�townie.
- Nigdy o niej nie zapomn�. George ci�gn�� dalej:
- Chodzi mi o tego m�odego cz�owieka, Anthony'ego Brownc'a. By� mo�e Rosemary go lubi�a, ale nie mog�a wiele o nim wiedzie�. Musisz by� ostro�na, Iris. Jeste� bardzo bogat� m�od� kobiet�.
Poczu�a raptowny gniew.
- Tony... Anthony ma mn�stwo pieni�dzy. Kiedy jest w Londynie, zatrzymuje si� w hotelu "ClaridgeY*!
George Barton u�miechn�� si� lekko i powiedzia� cicho:
- Godne szacunku i r�wnie kosztowne. Mimo to, moja droga, nikt nie zna tego cz�owieka dobrze.
- Jest Amerykaninem.
- Mo�liwe. Je�li tak, dziwne, �e jego ambasada nic wspiera go bardziej. Niecz�sto tu zachodzi, prawda?
- Tak. I rozumiem dlaczego, je�li tak bardzo go nie lubisz!
George potrz�sn�� g�ow�.
- Chyba wtr�cam si� w nie swoje sprawy. No dobrze. Chcia�em tylko w por� ci� uprzedzi�. Zamieni� s��wko z Lucill�..
- Z Lucill�! - wykrzykn�a Iris pogardliwie. George spyta� z napi�ciem:
- Czy wszystko w porz�dku? To znaczy, czy Lucill� pilnuje, by� mia�a swoje rozrywki? Przyj�cia i tym podobne?,; - Tak, stara si� i pracuje nad tym jak w�...
- Bo je�li nie, wystarczy, �e mi powiesz. Mo�emy znale�� kogo� innego. M�odszego i bardziej nowoczesnego. Chc�, �eby� si� dobrze bawi�a,
- Ale� dobrze si� bawi�, George. Naprawd�. Powiedzia� do�� ponurym tonem:
- W takim razie wszystko w porz�dku. Ze mnie nie ma zbyt wielkiego po�ytku pod tym wzgl�dem, zreszt� nigdy nic by�o. Ale ty powinna� otrzyma� wszystko, czego chcesz. Nie musimy oszcz�dza�.
To by� w�a�nie ca�y George: �yczliwy, niezr�czny, ci�gle pope�niaj�cy gafy.
Zgodnie ze swoj� obietnic� lub gro�b� ,,.zamicni� s��wko" t pani� Drak� na temat Anthony'ego Browne'a, lecz zrz�dzeniem Opatrzno�ci chwila nie by�a odpowiednia do tego, by przyci�gn�� uwag� Lucilli.
W�a�nie otrzyma�a telegram od znajduj�cego si� ci�gle w opa�ach syna. By� jej oczkiem w g�owic i a� za dobrze wiedzia�, jak poci�ga� za struny matczynej mi�o�ci, by osi�gn�� korzy�ci finansowe,
"Czy mo�esz wys�a� dwie�cie funt�w. Zdesperowany. Sprawa �ycia lub �mierci. Victor."
- Yictor jest taki szlachetny. Wie, �e jestem w ci�kiej sytuacji i prosi mnie o pomoc tylko w ostateczno�ci. Zawsze tak by�o. Boj� si�, �e kiedy� si� zastrzeli.
- Nie on - stwierdzi� oboj�tnie George.
- Nie znasz go. Jestem jego matk� i wiem, jaki jest m�j w�asny syn. Nie wybaczy�abym sobie, gdybym nie zrobi�a tego, o co prosi. Mog�abym sprzeda� moje obligacje.
George westchn��.
- Pos�uchaj, Lucillo. Dowiem si� wszystkiego telegraficznie przez moich tamtejszych wsp�pracownik�w. Sprawdzimy, w jakie k�opoty wpakowa� si� Yictor. Lecz radz� ci, �eby� pozwoli�a mu wypi� piwo, kt�rego nawarzy�. Nigdy nie poprawi si�, dop�ki mu b�dziesz pomaga�.
- Jeste� bezwzgl�dny, George. Biedny ch�opiec zawsze mia� pecha...
George powstrzyma� si� przed wypowiedzeniem swojego zdania w tej sprawie. Nie ma sensu dyskutowa� z kobietami.
Powiedzia� tylko:
- Ka�� Ruth natychmiast si� tym zaj��. Do jutra b�dziemy wszystko wiedzie�.
To cz�ciowo uspokoi�o pani� Drak�. Dwie�cie funt�w obci�to w ko�cu do pi��dziesi�ciu. Lucilla upar�a si�, by cho� tak� sum� wys�a�.
Iris wiedzia�a, �e George sam dostarczy� t� sum�, cho� udawa�, �e sprzeda� obligacje Lucilli. Iris podziwia�a szwagra za hojno�� i powiedzia�a mu o tym. Jego odpowied� by�a prosta.
- Ja patrz� na to tak: w ka�dej rodzinie jest jaka� czarna owca. Kto�, komu trzeba pomaga�. Kto� b�dzie musia� p�aci� d�ugi Victora, p�ki nie umrze.
- Ale to nie musisz by� ty. On nie nale�y do twojej rodziny.
- Rodzina Rosemary jest moj� rodzin�.
- Jeste� kochany. Ale mo�e ja mog�abym to robi�? Zawsze mi powtarzasz, �e op�ywam w bogactwa.
U�miechn�� si� do niej.
- W tej sprawie nie mo�esz nic zrobi�, dop�ki nie sko�czysz dwudziestu jeden lat, m�oda damo. A je�li b�dziesz m�dra, nie dasz mu grosza nawet wtedy. Zdradz� ci jedno. Kiedy kto� telegrafuje, �e sko�czy ze sob�, je�li nie dostanie kilkuset funt�w, odkrywasz zwykle, �e dwadzie�cia b�dzie a� nadto... Starczy nawet dziesi��! Nie powstrzymasz matki przed p�aceniem d�ug�w syna, ale mo�esz przynajmniej zmniejszy� sum�. Pami�taj
o tym. Oczywi�cie Victor Drak� nigdy ze sob� nie sko�czy. Nie on! Ludzie, kt�rzy gro�� samob�jstwem, nigdy go nie pope�ni�.
Nigdy? Iris pomy�la�a o Rosemary. Potem odepchn�a od siebie t� my�l. George nie m�wi� o Rosemary. Mia� na my�li pozbawionego skrupu��w, ob�udnego m�odzie�ca L Rio de Janeiro.
Iris skorzysta�a na tym, gdy� poch�oni�ta matczynymi troskami Lucilla nic mog�a po�wi�ci� nale�ytej uwagi przyja�ni, jaka ��czy�a jej podopieczn� z Anthonym Browne'em.
Tak wi�c "Co jeszcze, prosz� pani?" Zmiana, jaka zasz�a w George'ut Iris nie mog�a odk�ada� d�u�ej tej sprawy. Jaki by� pocz�tek? I jaka przyczyna?
Nawet teraz, cofaj�c si� pami�ci� wstecz, Iris nie potrafi�a wskaza� chwili, w kt�rej si� to zacz�o. Od �mierci Rosemary George by� roztargniony, przestawa� s�ucha� i popada� w zamy�lenie. Wydawa� si� starszy
i bardziej oci�a�y. W�a�ciwie by�o to do�� naturalne. Lecz w kt�rym momencie jego roztargnienie stafo si� czym� wi�cej ponad to, czego nale�a�o oczekiwa�?
Po sprzeczce o Anthony'ego Browne'a zauwa�y�a po raz pierwszy, �e George patrzy na ni� p�przytomnie, z zak�opotaniem. Potem nabra� zwyczaju wracania z pracy wcze�niej i zamykania si� w swoim gabinecie.
Najwyra�niej nic tam nie robi�. Kiedy wesz�a raz do �rodka, siedzia� za biurkiem i patrzy� przed siebie. Spojrza� na ni� przygas�ym wzrokiem. Zachowywa� si� jak cz�owiek w szoku, lecz na pytanie, co si� sta�o, odpar� kr�tko:
- Nic.
Wraz z up�ywem dni wydawa� si� coraz bardziej zatroskany, jakby trapi�o go konkretne zmartwienie.
Nikt nie zwr�ci� na to uwagi. Na pewno nie Iris. K�opoty, dogodnie dla niej, zawsze dotyczy�y "interes�w''.
Potem w nier�wnych odst�pach czasu i bez widocznych powod�w George zacz�� zadawa� jej pytania. Wtedy w�a�nie uzna�a jego zachowanie za "dziwaczne".
- S�uchaj, Iris, czy Rosemary cz�sto z tob� rozmawia�a?
Iris spojrza�a na niego.
- Oczywi�cie. Ale o czym?
- No... o sobie, o znajomych, o tym, jak si� jej wiedzie. Czy jest szcz�liwa.
Przypuszcza�a, �e wie, o co mu chodzi. Musia� dowiedzie� si� o romansie �ony. Powiedzia�a wolno:
- Nigdy nie m�wi�a za wiele. Zawsze by�a czym� zaj�ta.
- A ty by�a� tylko dzieckiem. Rozumiem. A jednak pomy�la�em, �e mog�a ci o czym� powiedzie�.
Spojrza� na ni� pytaj�co, troch� jak pe�en nadziei pies. Nie chcia�a zrani� George'a. Zreszt� Rosemary nigdy niczego nie powiedzia�a. Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. George westchn��. Odezwa� si� pos�pnie:
- Och, to i tak nie ma znaczenia.
Innego dnia zapyta� j� nagle o nazwiska przyjaci�ek Rosemary.
Iris zastanowi�a si�.
- - Gloria King. Pani Atwell... Maisie Atwell, Jean Raymond.
- Jak bardzo by�a z nimi zaprzyja�niona?
- W�a�ciwie nie wiem.
,, - Czy wed�ug ciebie mog�a si� kt�rej� zwierza�?
- Naprawd� nie mam poj�cia... To raczej niezbyt prawdopodobne... A o jakie zwierzenia ci chodzi?
Natychmiast po�a�owa�a, �e zapyta�a, lecz odpowied� George'a zaskoczy�a j�.
A ,.- Czy Rosemary kiedykolwiek m�wi�a, �e kogo� si� boi?
- Boi? - Iris spojrza�a na szwagra ze zdumieniem.
- Pr�buj� dowiedzie� si�, czy mia�a jakich� wrog�w.
- W�r�d innych kobiet?
- Nie, nie, nie o tym m�wi�. Chodzi mi o prawdziwych wrog�w. Czy wiesz o kim�, kto m�g�by mie� do niej �al?
Szczere spojrzenie Iris wytr�ci�o go z r�wnowagi. Zaczerwieni� si� i wymamrota�:
- Wiem, �e to g�upio brzmi. Melodramaty c znie. Tylko si� zastanawia�em.
Dzie� czy dwa p�niej zacz�� pyta� o Farraday�w. Jak cz�sto Rosemary spotyka�a si� z nimi? Iris nie by�a pewna.
- Naprawd� nie wiem, George.
- Czy kiedykolwiek wspomina�a o nich?
- Nie, raczej nie.
- Czy byli bardzo zaprzyja�nieni?
- Rosemary interesowa�a si� polityk�.
- Tak. Od chwili, kiedy spotka�a Farraday�w w Szwajcarii. Wcze�niej za grosz o ni� nie dba�a.
- Rzeczywi�cie. Chyba Stephen Farraday sprawi�, �e zacz�a si� ni� interesowa�. Po�ycza� jej do przeczytania r�ne broszury.
- A co my�la�a o lym Sandra Farraday? - zapyta� George.
- O czym?
- O tym, �e jej m�� po�ycza� Rosemary r�ne broszury?
Iris poczu�a si� niezr�cznie.
- Nie wiem.
- Jest pe�na rezerwy - zauwa�y� George - i wydaje si� zimna jak l�d. Ale podobno szaleje za Farradaycm. Takie jak ona raczej nie aprobuj� przyja�ni swoich m��w z innymi kobietami.
- Mo�e i nie.
- Czy Rosemary i �ona Farradaya lubi�y si�? Iris odpar�a powoli:
- Nie s�dz�. Rosemary �mia�a si� z Sandry, M�wi�a, �e to jedna z tych nad�tych �on polityk�w, sztywnych jak drewniany ko� na biegunach. Zreszt� sam wiesz, �e jest podobna do konia. Rosemary powtarza�a, �e "je�li by j� przek�u�, ze �rodka wysypa�yby si� trociny".
George chrz�kn��, a potem powiedzia�:
- Nadal widujesz si� z Anthonym Browne'em?
- Do�� cz�sto - odpar�a ch�odno, lecz George nie powt�rzy� swoich ostrze�e�. Przeciwnie - wydawa� si� zainteresowany,
- Sporo podr�owa�, prawda? Musia� mie� ciekawe �ycie. Czy opowiada� ci o tym?
- Niezbyt wiele. Ale cz�sto wyje�d�a.
- W interesach, jak s�dz�?
- Tak przypuszczam.
- A czym si� zajmuje?
- Nie wiem.
- Chyba handlem broni�, prawda?
- Nigdy mi o lym nie m�wi�.
- Nie wspominaj mu, �e pyta�em. Tylko si� zastanawiam. Zesz�ej jesieni czysto widywano go z Dews-burym, szefem United Arms Ltd.. Rosemary sp�dza�a du�o czasu z Anthonym, prawda?
- Tak... tak.
- Ale nie zna�a go od dawna? By� chyba jednym z jej dalszych znajomych? Zabiera� j� na lance, prawda?
- Tak.
- Widzisz, by�em do�� zaskoczony, �e zaprosi�a go na swoje urodziny, Nie wiedzia�em, �e zna go tak dobrze. ^/r Iris odezwa�a si� cicho:
- Bardzo dobrze ta�czy...
- No tak, oczywi�cie...
Wbrew jej woli powr�ci�o do niej wspomnienie przyj�cia.
Okr�g�y st� w "Luksembourgu", przy�mione �wiat�a, kwiaty. Orkiestra gra rytmiczne, nagl�ce do ta�ca melodie. Wok� sto�u zgromadzi�o si� siedem os�b: ona, Anthony B r�wne, Rosemary, Stephen Farraday, Ruth Lessing, George, a po jego prawej r�ce �ona Stephena Farradaya, lady Alexandra Farraday o jasnych, prostych w�osach i lekko zakrzywionym nosie, m�wi�ca czystym g�osem pe�nym arogancji. Jaka weso�a kompania! A mo�e nie?
A w �rodku przyj�cia Rosemary... ale nie, lepiej o tym nie my�le�! Lepiej pami�ta� tylko, �e siedzia�a obok Tony'ego. Wtedy po raz pierwszy naprawd� go zauwa�y�a. Wcze�niej by� tylko nazwiskiem, cieniem w holu, towarzyszem sprowadzaj�cym Rosemary po frontowych schodach do czekaj�cej taks�wki.
Tony...
Raptownie powr�ci�a do rzeczywisto�ci. George pyta� j� o co� po raz drugi.
- Dziwne, �e wyjecha� tak szybko. Wiesz, dok�d?
Odparta z roztargnieniem:
- Chyba na Cejlon lub do Indii.
- Nie wspomina� o podr�y tamtego wieczoru. Iris rzuci�a ostro:
- Dlaczego mia�by to robi�? I czy w og�le musimy m�wi� o tamtym wieczorze?
Twarz George'a pokry�a si� szkar�atem.
- Sk�d, oczywi�cie, nie musimy. Przepraszam. Przy okazji, zapro� kiedy� Browne�a na obiad. Chcia�bym si� znowu z nim zobaczy�.
Iris by�a zachwycona. George zn�w stawa� si� dawnym sob�. Przekaza�a zaproszenie, kt�re zosta�o przyj�te, ale w ostatniej chwili Anthony musia� wyjecha� w interesach na p�noc i nie da� rady przyj��.
Kt�rego� dnia pod koniec czerwca George zaskoczy� Lucille i Iris oznajmiaj�c, �e kupi� dom na wsi.
- Kupi�e� dom? - Iris nie mog�a w to uwierzy�. -My�la�am, �e mamy wynaj�� na dwa miesi�ce will? w Goring?
- Ale mi�o jest mie� w�asny dom, prawda? Przez ca�y rok mo�na sp�dza� tam weekendy.
- Gdzie to jest? Nad rzek�?
- Nie ca�kiem. W�a�ciwie w og�le nie. W Sussex. W Mar�ingham. Posiad�o�� nazywa si� "Little Priors". Ma dwana�cie akr�w. To ma�y, georgia�ski domek.
- To znaczy, �e kupi�e� co�, czego wcale nie widzia�y�my?
- To by�a nie lada gratka. Dopiero co wystawiono go na sprzeda�. Skorzysta�em z okazji.
Pani Drak� zauwa�y�a:
- Podejrzewam, �e wymaga solidnego sprz�tania i remontu.
- To �aden problem - odpar� George lekcewa��co. - Ruth dopilnowa�a wszystkiego.
Przyj�y wzmiank� o Ruth Lessing, uzdolnionej sekretarce Georgc'a, pe�nym szacunku milczeniem. Ruth by�a instytucj� i praktycznie cz�onkiem rodziny. Wygl�da�a �wietnie w surowym czarno-bia�ym kostiumie i stanowi�a esencje wydajno�ci po��czonej z taktem...
Za �ycia Rosemary cz�sto mawia�a: "Niech Ruth si� tym zajmie. Jest cudowna. Och, zostawcie to Ruth".
Zdolne palce panny Lessing mog�y rozplata� ka�d� trudno��. Pokonywa�a wszystkie przeszkody u�miechni�ta, mi�a, pow�ci�gliwa. Rz�dzi�a biurem George'a i, jak podejrzewano, samym Georgc'em. By� do niej przywi�zany i w ka�dej kwestii polega� na jej opinii. Wydawa�o si�, �e Ruth nie ma �adnych w�asnych potrzeb ani pragnie�.
Mimo to, tym razem Lucilla Drak� by�a zagniewana.
- M�j drogi, mo�e i na Ruth mo�na polega�, ale kobieta lubi sama ustali� kolorystyk� w�asnego salonu! Powiniene� by� skonsultowa� si� z Iris. Nie wspominam o sobie. Ja si� nie licz�. Lecz sytuacja jest bardzo denerwuj�ca dla Iris.
Najwyra�niej George'a zacz�y dr�czy� wyrzuty sumienia.
- Chcia�em, �eby to by�a niespodzianka! Lucilla musia�a si� u�miechn��.
- Ale� z ciebie ma�y ch�opiec.
- Nie obchodzi mnie kolorystyka - odezwa�a si� Iris. - Na pewno Ruth �wietnie wybra�a. Jest taka m�dra. Co b�dziemy tam robi�? Mam nadziej�, �e jest tam kort tenisowy?
- Tak. Sze�� mil dalej jest pole golfowe, a do morza jest tylko czterna�cie mil. Co wi�cej, b�dziemy mieli s�siad�w. My�l�, �e m�drze jest zamieszka� w�r�d znajomych.
- Jakich s�siad�w? - spyta�a ostro Iris.
32
George nic patrzy� na ni�.
- Farraday�w - powiedzia�. - Mieszkaj� p�torej mili dalej, id�c przez park.
Iris nie spuszcza�a z niego wzroku. W ci�gu jednej chwili nabra�a pewno�ci, �e wszystkie komplikacje -kupno i wyposa�enie wiejskiego domu - zosta�y przedsi�wzi�te w jednym tylko celu: by George nawi�za� bliskie stosunki ze Stephenem i Sandr� Farraday. Na wsi dwie s�siaduj�ce ze sob� rodziny musia�y nawi�za� bliskie stosunki. ��czy�a je albo przyja��, albo ca�kowita oboj�tno��!
Ale dlaczego? Dlaczego George tak przyczepi� si� do Farraday�w? Dlaczego w tak kosztowny spos�b chcia� osi�gn�� zupe�nie niezrozumia�y cel?
Czy George podejrzewa�, �e Rosemary i Stephena Farradaya ��czy�o co� wi�cej ni� przyja��? Czy by�a to dziwaczna manifestacja po�miertnej zazdro�ci? Ju� samo przypuszczenie brzmia�o zbyt absurdalnie, by ubra� je w s�owa!
Lecz czego George chcia� od Farraday�w? Jaki sens mia�y dziwaczne pytania, kt�rymi bez przerwy bombardowa� Iris? Czy w zachowaniu George'a nie by�o ostatnio czego� bardzo osobliwego?
Wieczorami wygl�da� jak zamroczony! Lucilla przypisywa�a to dodatkowej szklance porto. Jak to Lucilla.
Zdecydowanie zachowanie George'a w ostatnim okresie by�o osobliwe. Wygl�da�o na to, �e pracuje w podnieceniu przerywanym d�ugimi okresami zupe�nej apatii, kiedy to zapada� w drzemk�.
Prawie ca�y sierpie� sp�dzili na wsi w "Little Priors". Okropny dom! Iris wstrz�sn�a si�. Nienawidzi�a go. Pe�en wdzi�ku, dobrze zbudowany, harmonijnie umeblowany i odnowiony (Ruth Lessing nie pope�nia�a b��d�w!). A jednak wydawa� si� przera�aj�co pusty. Nie
mieszkali w nim. Zajmowali go, jak �o�nierze w czasie wojny okupuj�cy wysuni�ty przycz�ek.
Okropne by�o takie �ycie. Na poz�r normalne, zwyczajne, letnie zaj�cia. Go�cie zje�d�aj�cy na weekend, partie tenisa, nieformalne obiady z Farradayami. Sandra by�a czaruj�ca, zachowywa�a si� bardzo w�a�ciwie wobec s�siad�w, z kt�rymi zaprzyja�ni�a si� wcze�niej. Przedstawi�a ich w hrabstwie, s�u�y�a George'owi i Iris rad� przy zakupie koni, dla Lucilli mia�a szacunek nale�ny starszym.
Przybra�a mask� ozdobion� bladym u�miechem i nikt nie wiedzia�, co naprawd� my�la�a. Kobicla-sfinks.
Rzadziej widywali Stephena. By� bardzo zaj�ty i cz�sto wyje�d�a� w sprawach zwi�zanych ze swoimi parlamentarnymi obowi�zkami. Dla Iris by�o jasne, �e unika� mieszka�c�w "Little Priors", jak tylko m�g�.
Tak min�� sierpie� i wrzesie�, a w pa�dzierniku postanowiono, �e wr�c� do londy�skiego domu.
Iris westchn�a g��boko z ulg�. Mo�e kiedy wr�c�, George odzyska swoje normalne "ja".
Zesz�ej nocy obudzi�o j� ciche stukanie do drzwi. W��czy�a �wiat�o i zerkn�a na zegarek. Dopiero pierwsza. Posz�a spa� o wp� do jedenastej i s�dzi�a, �e jest du�o p�niej.
Narzuci�a szlafrok i podesz�a do drzwi. Wyda�o jej si� to bardziej naturalne ni�by mia�a krzykn��: "Prosz� wej��!"
Na progu sta� George. Nie poszed� jeszcze spa� i mia� na sobie str�j wieczorowy. Oddycha� nier�wno, a jego twarz wydawa�a si� sina.
Powiedzia�:
- Zejd� na d� do gabinetu. Musz� z tob� pom�wi�. Nie wytrzymam, je�li z kim� nie porozmawiam.
Pos�ucha�a go zaciekawiona i wci�� nieco oszo�omiona snem.
Kiedy dotarli do pokoju, George zamkn�� drzwi i usadzi� j� na krze�le naprzeciw biurka. Pchn�� w jej stron� paczk� papieros�w, jednocze�nie wyci�gaj�c jednego i zapalaj�c go trz�s�c� si� d�oni� po jednej czy dw�ch nieudanych pr�bach.
- Czy co� si� sta�o, George? - spyta�a Iris.
By�a naprawd� zaniepokojona. George wygl�da� okropnie. Odezwa� si� oddychaj�c gwa�townie, jak cz�owiek po d�ugim biegu.
- Sam ju� sobie nie poradz�. Nie wytrzymam d�u�ej. Musisz powiedzie� mi, co my�lisz... czy to prawda... czy to mo�liwe...
- O czym ty m�wisz?
- Na pewno co� zauwa�y�a�, co� dostrzeg�a�. Ona musia�a co� powiedzie�. Musia� by� jaki� pow�d...
Patrzy�a na niego ze zdumieniem. Potar� r�k� czo�o.
- Nie wiesz, o czym m�wi�. Widz� to. Nie patrz na mnie z takim przera�eniem, dziecko. Musisz mi pom�c. Musisz przypomnie� sobie ka�dy cholerny szczeg�. Wiem, �e m�wi� niezbyt sk�adnie, ale zaraz zrozumiesz. Poka�� ci listy.
Przekr�ci� klucz w jednej z szuflad biurka i wyj�� dwie kartki papieru.
By�y bladob��kitne, pokryte pedantycznym, drukowanym pismem.
- Przeczytaj - powiedzia� George.
Iris spojrza�a na listy. Informacj� napisano jasno i bez ogr�dek,
MY�LISZ, ZE TWOJA �ONA POPE�NI�A SAMOB�JSTWO. NIEPRAWDA. ZOSTA�A ZABITA.
Drugi list brzmia� nast�puj�co:
TWOJA �ONA ROSEMARY NIE ZABI�A SI�. ZOSTA�A ZAMORDOWANA.
Iris wci�� patrzy�a na kartki, kiedy George ci�gn�� dalej:
- Nadesz�y jakie� trzy miesi�ce temu. Najpierw pomy�la�em, �e to �art - okrutny, paskudny �art. Potem zacz��em si� zastanawia�. Dlaczego Rosemary mia�aby si� zabi�?
Iris powiedzia�a mechanicznie:
- Depresja po grypie.
- No takf ale je�li to rozwa�ysz, pow�d jest do�� g�upi, prawda? Mn�stwo ludzi ma gryp� i czuj� si� potem troch� przygn�bieni... Co m�wisz?
- Mo�e by�a nieszcz�liwa? - powiedzia�a Iris z wysi�kiem.
- Mo�liwe - George rozwa�y� to ze spokojem, -Lecz mimo to nie s�dz�, �eby Rosemary mog�a ze sob� sko�czy� dlatego, �e czu�a si� nieszcz�liwa. Mog�a grozi�, �e sic zabije, ale nie zrobi�aby tego.
- Ale zrobi�a, George! Masz inne wyja�nienie? Przecie� nawet znaleziono trucizn� w jej torebce!
- Wiem. Wszystko do siebie pasuje. Ale odk�d je przys�ano - postuka� paznokciem w anonimy - wci�� nad tym rozmy�lam. I im wi�cej si� zastanawiam, tym bardziej wydaje mi si�, �e co� w tym jest. Dlatego zadawa�em ci te wszystkie pytania: czy Rosemary mia�a jakich� wrog�w, co m�wi�a, czy ba�a si� kogokolwiek. Ktokolwiek j� zabi�, musia� mie� jaki� pow�d...
- George, tracisz rozum...
- Czasami tak my�l�. A czasem uwa�am, �e jestem na w�a�ciwej drodze. Musz� wiedzie�. Musze to odkry�. A ty masz mi pom�c. Pomy�l. Przypomnij sobie. W�a�nie tak; przypomnij sobie. Wr�� my�lami do tamtej nocy. Sama rozumiesz, �e je�li Rosemary zosta�a zabita, morderc� jest jeden z go�ci, Rozumiesz to, prawda?
Tak, rozumia�a. Nie mog�a d�u�ej odpycha� wspomnie� z tamtego wieczoru. Musia�a sobie wszystko przy-
pomnie�. Muzyk�, perkusj�, przy�mione �wiat�a, kabaret, jasne o�wietlenie i Rosemary osuni�t� na blat sto�u, z wykrzywion�, sin� twarz�.
Iris wzdrygn�a si�. By�a przera�ona, potwornie przera�ona...
Musi pomy�le�... cofn�� si� w przesz�o��... przypomnie� sobie.
Rosemary znaczy pami��,
Nie dane jej by�o zapomnie�.
ROZDZIA� DRUGI
Ruth Lessing
W rzadkiej chwili spokoju po�r�d pracowitego dnia Ruth Lessing wspomina�a �on� swojego pracodawcy, Roscmary Barton.
Nie lubi�a jej. Nie zdawa�a sobie sprawy, jak bardzo, a� do tamtego listopadowego poranka, kiedy to po raz pierwszy rozmawia�a z Yictorcm Drakiem.
Spotkanie z Yictorem by�o pocz�tkiem wszystkiego - wprawi�o ca�� machin? w ruch. Przedtem jej uczucia i my�li zdawa�y si� tak g��boko ukryte w pod�wiadomo�ci, �e w�a�ciwie ich nie zna�a.
By�a przywi�zana do George'a Bartona. Od zawsze. Kiedy przysz�a do niego po raz pierwszy - ch�odna, kompetentna dwudziesto trzy letnia kobieta - dostrzeg�a, �e wymaga opieki. Wi�c zaopiekowa�a si� nim. Oszcz�dza�a jego pieni�dze, czas i chroni�a go od zmartwie�. Wybiera�a mu przyjaci� i wskazywa�a odpowiednie rozrywki. Powstrzymywa�a go przed nierozwa�nymi przedsi�wzi�ciami, a czasem zach�ca�a do podj�cia wywa�onego ryzyka. Ani razu w czasie ich d�ugiej wsp�pracy George nie podejrzewa�, �e Ruth jest czym� wi�cej ni� podleg��, piln� i pos�uszn� pracownic�. Jej wygl�d sprawia� mu nie�wiadom� przyjemno��: l�ni�ce, g�adko upi�te czarne w�osy, eleganckie kostiumy i zawsze �wie�e bluzki, malutkie per�y w jej kszta�tnych uszach, blada, dyskretnie upudrowana twarz i delikatny, r�owy odcie� szminki.
Mia� wra�enie, �e Ruth jest idea�em.
Podoba�a mu si� jej oboj�tno�� i bezosobowo��, ca�kowity brak sentymentalizmu czy poufa�o�ci. W efekcie cz�sto m�wi� z ni� o swoich prywatnych sprawach, a ona s�ucha�a ze wsp�czuciem i zawsze znalaz�a po�yteczn� rad�.
Jednak�e nic mia�a nic wsp�lnego z jego �on�. Nie lubi�a jej, chocia� zaakceptowa�a ma��e�stwo, a jej pomoc w przygotowaniu weselnego przyj�cia by�a nieoceniona i uwolni�a pani� Marie od nadmiaru pracy.
Przez jaki� czas po �lubie stosunki Rulh z szefem by�y troch� mniej za�y�e. Ograniczy�a si� wy��cznie do kwestii biurowych. George pozostawia� wicie spraw w jej r�kach.
Tym niemniej panna Lessing by�a tak kompetenina, �e Rosemary odkry�a wkr�tce, i� sekretarka George'a stanowi nieocenion� pomoc w ka�dej sprawie. Panna Lessing zawsze by�a mi�a, u�miechni�ta i uprzejma.
George, Rosemary i Iris m�wili do niej Ruth i cz�sto zapraszali na Elvaston S�uare na lunch. Mia�a teraz dwadzie�cia dziewi�� lat i wygl�da�a tak samo, jak w wieku dwudziestu trzech lat.
Mimo �e nie pad�o mi�dzy nimi �adne intymne s�owo, Ruth bezb��dnie odczytywa�a nawet najskrytsze uczucia Gcorge'a. Wiedzia�a, kiedy pierwsze uniesienie ma��e�stwem zmieni�o si� w przyjemne zadowolenie i zauwa�y�a, kiedy to zadowolenie odesz�o na rzecz czego� trudnego do zdefiniowania. Lekcewa�enie szczeg��w, jakie George okazywa� w tamtym czasie, nadrabia�a w�asn� przezorno�ci�.
Niezale�nie jak bardzo George by� roztargniony, Ruth Lessing zdawa�a si� nigdy tego nie dostrzega�. By� jej za to wdzi�czny.
Kt�rego� listopadowego poranka wszcz�� z ni� rozmow� o Yictorze DrakeTu.
- Chcia�bym, �eby� za�atwi�a dla mnie pewn� do�� nieprzyjemn� spraw�.
Spojrza�a na niego pytaj�co. Nie musia�a m�wi�, �e oczywi�cie to zrobi. Oboje o tym wiedzieli.
- W ka�dej rodzinie jest jaka� czarna owca - powiedzia� George.
Skin�a ze zrozumieniem g�ow�.
- Chodzi o kuzyna mojej �ony, sko�czonego nicponia, jak si� obawiam. Doprowadzi� do niemal ca�kowitej ruiny swoj� matk� - g�upi�, sentymentaln� kobiet�, kt�ra dla niego sprzeda�a wi�kszo�� swoich nielicznych obligacji. Zacz�� od sfa�szowania czeku w Oksfordzie, co szybko zatuszowano, a od tamtej pory kr��y po �wiecie, nigdzie nie czyni�c nic dobrego.
Ruth s�ucha�a niezbyt uwa�nie. Zna�a ten typ ludzi. Uprawiali sady pomara�czowe, zak�adali kurze fermy, emigrowali do Australii, by hodowa� owce, pracowali w mi�snych ch�odniach w Nowej Zelandii. Nigdzie nie potrafili si� sprawdzi�, nie zatrzymywali si� w �adnym miejscu na d�ugo i zawsze tracili pieni�dze zainwestowane w ich imieniu. Nie interesowali jej zbytnio. Wola�a ludzi sukcesu.
- Teraz zjawi� si� w Londynie. Moja �ona bardzo si� o niego martwi. Nie widzia�a go od czas�w, kiedy by�a w szkole, ale z niego taki ob�udnik i �ajdak, �e pisze do niej prosz�c o pieni�dze. Nie zamierzam tego tolerowa�. Um�wi�em si� z nim na spotkanie: dzi�
0 dwunastej w jego hotelu. Chc�, �eby� si� tym zaj�a. M�wi�c szczerze, wol� si� z nim nie spotyka�. Nie widzia�em go nigdy przedtem i nie zamierzam ogl�da� go teraz, nie chc� te�, by zrobi�a to Rosemary. My�l�, �e ca�� spraw� mo�na potraktowa� jak zwyczajny interes
1 za�atwi� przez kogo� trzeciego.
- To zawsze jest dobrym rozwi�zaniem. Co ustali�e�?
- Sto funt�w got�wk� i bilet do Buenos Aires. Pieni�dze otrzyma dopiero na pok�adzie statku.
Ruth u�miechn�a si�.
- Jasne. Chcesz mie� pewno��, �e wyjedzie.
- Rozumiesz, jak widz�.
- To �aden niezwyk�y przypadek - stwierdzi�a oboj�tnie.
- Tak, jest wielu takich jak on - George zawaha� si�. - Na pewno nie masz nic przeciw temu?
- Oczywi�cie, �e nie - Rulh by�a troch� rozbawiona.
- Zapewniam ci�, �e jestem w stanie to za�atwi�.
- Jeste� w stanie za�atwi� wszystko.
- Zarezerwowa� dla niego bilet? W�a�nie, jak si� nazywa?
- Yictor Drak�. Bilet jest tutaj. Wczoraj zadzwoni�em do kompanii przewozowej. Statek nazywa si� "San Cri-stobal" i jutro wyp�ywa z Tilbury,
Ruth wzi�a bilet, obejrza�a go sprawdzaj�c, czy wypisano go poprawnie, i w�o�y�a do torebki.
- Wszystko ustalone. Za�atwi� to. Godzina dwunasta