903
Szczegóły |
Tytuł |
903 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
903 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 903 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
903 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Og Mandino
Najwi�kszy sukces �wiata
Wydawnictwo MEDIUM 1996
Prze�o�y� Tadeusz Mieszkowski
A by� tam pewien cz�owiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celnik�w
i bardzo bogaty. Chcia� on koniecznie zobaczy� Jezusa, kto to
jest, ale nie m�g� z powodu t�umu, gdy� by� niskiego wzrostu.
�ukasz 19, 2-3
Bardzo prost� i elementarn� prawd� jest to, �e �ycie, los i
szcz�cie ka�dego z nas i w wi�kszym lub mniejszym stopniu tych,
kt�rzy s� z nami zwi�zani, zale�y od naszej znajomo�ci regu� gry.
THOMAS HUXLEY
Dedykuj� z mi�o�ci� mojemu drugiemu ojcu i mojej drugiej matce
Johnowi i Ricie Langom
Rozdzia� pierwszy
Musz� ci� z g�ry ostrzec.
S�owa, kt�re zamierzasz przeczyta�, mog� po�o�y� kres twojemu
�yciu.
Napisano, �e bezu�yteczne �ycie jest o wiele gorsze ni� wczesna
�mier�. Je�eli twoje �ycie, odk�d twoja matka wyda�a ci� na �wiat,
up�ywa po�r�d niepowodze� i frustracji, zgryzot i utyskiwa�, kl�sk
i u�alania si� nad samym sob�, to powiadam ci, �e powiniene�
sko�czy� z t� n�dzn� egzystencj�, i to zaraz, natychmiast, i
rozpocz�� budowanie nowego �ycia, nowego bytu, wype�nionego
mi�o�ci� i dum�, osi�gni�ciami i pokojem umys�u. Powiem wi�cej -
nie tylko powiniene�, ale mo�esz to uczyni�!
Powiem jeszcze wi�cej - nie tylko mo�esz, ale chcesz, za�o�ywszy,
�e przyjmiesz i wykorzystasz bezcenne dziedzictwo, kt�rym
zamierzam podzieli� si� z tob�.
Mam na imi� J�zef.
�a�uj�, �e nie jestem utalentowanym pisarzem, w pe�ni panuj�cym
nad swoim dumnym j�zykiem, tylko urz�dnikiem, przez ca�e �ycie
prowadz�cym rejestry i ksi�gi rachunkowe. Mimo to, nie bacz�c na
moje liczne niedoskona�o�ci, musz� zapisa� to, co wiem o Zacheuszu
Ben Joszua, dla dobra niezliczonych przysz�ych pokole� i jako znak
wskazuj�cy im drog� w poszukiwaniu lepszego �ycia. Jego historia
i, co wa�niejsze, jego dar dla ludzko�ci, nie mog� by� pogrzebane
pod nieprzychylnymi piaskami pustyni, wraz z ko��mi tych spo�r�d
nas, kt�rzy znali, kochali i tak wiele nauczyli si� od tej
niezwyk�ej istoty Bo�ej.
Zacheusz zosta� osierocony, kiedy mia� pi�� lat.
R�wie�nicy drwili z jego zdeformowanego cia�a - du�ej g�owy i
szerokich ramion osadzonych na beczkowatym tu�owiu na cienkich,
kr�tkich nogach.
Nie uko�czy� �adnej szko�y. Cenne lata m�odo�ci sp�dzi� na
wyczerpuj�cej pracy od wschodu do zachodu s�o�ca, uprawiaj�c
ziemi� i zbieraj�c jej owoce na rozleg�ych farmach Heroda.
Mimo to sta� si� najbogatszym cz�owiekiem w ca�ym Jerychu,
nabywaj�c w ko�cu tytu�y w�asno�ci do przesz�o po�owy obszar�w
ziemi uprawnej w promieniu p� dnia marszu.
Jego dom, otoczony wysokimi palmami i drzewami daktylowymi,
przewy�sza� pod wzgl�dem wielko�ci i wspania�o�ci dawny zimowy
pa�ac Heroda, kt�ry p�niej sta� si� w�asno�ci� jego pogardzanego,
s�abego syna.
Wybitny grecki my�liciel, spotkawszy Zacheusza u szczytu jego
kariery, po powrocie do Aten powiedzia� swoim uczonym kolegom, �e
wreszcie pozna� kogo�, kto podbi� �wiat i kto nawet nie jest
�wiadomy swoich osi�gni��.
U schy�ku �ycia Zacheusz przyj�� stanowisko, kt�re �ci�gn�oby
pogard� i nienawi�� na ka�dego innego, kto by je przyj��, co
zreszt� sta�o si� udzia�em jego poprzednik�w, ale mi�o�� i
szacunek tak wielu ludzi, kt�rzy zawdzi�czali mu zmian� swojego
�ycia na lepsze, nigdy nie wygas�a.
Pod koniec �ycia do�wiadczy� czego�, co uwa�am za cud, chocia�
nigdy przedtem nie wierzy�em w cuda. �wiadkowie tamtego
niezwyk�ego wydarzenia nie umieli w �aden spos�b wyt�umaczy� tego,
co widzieli - a w�a�nie okoliczno�ci owego cudu mog� zmieni� i
zmieni� twoje �ycie, tak jak sta�o si� to w przypadku wielu innych
os�b.
Je�li chcesz, niech ci si� wydaje, �e nie czytasz moich s��w, lecz
ich s�uchasz.
Wyobra� sobie, �e z�o�y�e� swoj� zm�czon� g�ow� na moich kolanach,
jak niegdy� sk�ada�e� j� na kolanach rodzic�w. W tym dniu,
podobnym do innych, zmaga�e� si� z przyt�aczaj�cymi ci�
przeciwno�ciami, aby zdoby� cho� troch� spokoju i bezpiecze�stwa
dla siebie i dla tych, kt�rzy ci� kochali i darzyli zaufaniem.
Pozw�l, �e rozetr� ci siniaki, jakich nabawi�e� si� w zmaganiach
owego dnia, i podziel� si� z tob� skarbem jednej z ludzkich
m�dro�ci - m�dro�ci, z kt�rej mo�esz korzysta�, aby z martwego i
bezbronnego li�cia, zdanego na ka�dy podmuch wiatru, przekszta�ci�
si� w dumn� ludzk� istot�, zdoln� do godnego �ycia, jak� pragniesz
si� sta�.
Nade wszystko, b�d� cierpliwy i wys�uchaj mnie do ko�ca.
Spotkali�my si�, ty i ja, nie bez powodu. Kt� mo�e wiedzie�,
jakie plany ma wobec nas B�g? Kt� mo�e ods�oni� tajemnic�,
dlaczego w tym momencie swojego �ycia czytasz t� w�a�nie ksi��k�,
a nie inn�?
Czy jeste� gotowy porzuci� dotychczasowe �ycie i wkroczy� na now�
drog�?
Czy nie jest tak, �e masz w tej chwili niewiele do stracenia, a
wszystko do zyskania?
Pozw�l, �e jako pokorny i samozwa�czy wykonawca testamentu
Zacheusza, przeka�� ci bezcenny zapis dotycz�cy jego maj�tku.
Co za� uczynisz z tym niezwyk�ym dziedzictwem... zale�y wy��cznie
od ciebie.
Rozdzia� drugi
M�wi si�, �e pami�� jest jedynym prawdziwym skarbcem, w kt�rym
z�o�one s� wszystkie klejnoty naszych minionych lat. Je�eli tak,
to niew�tpliwie moim najcenniejszym klejnotem jest to, �e zna�em i
s�u�y�em cz�owiekowi, kt�rego imi� w j�zyku naszego ludu znaczy
"sprawiedliwy" lub "niewinny" - Zacheuszowi.
Spotka�em go dawno temu, kiedy obaj byli�my jeszcze m�odzi, na
zat�oczonym rynku w Jerychu. Na plecach czu�em wci�� uderzenia
ch�osty, jak� sprawi� mi m�j ojczym. Siedzia�em na kamiennej �awce
pe�en �alu nad sob� i troski o przysz�o��, kiedy po raz pierwszy
zobaczy�em Zacheusza. D�wiga� na plecach kilka belek z cedrowego
drzewa, tak d�ugich i ci�kich, �e z trudem utrzymywa� r�wnowag� i
szed� zygzakiem, stwarzaj�c zagro�enie dla przechodni�w, kt�rzy mu
wygra�ali i z�orzeczyli.
By� zgi�ty niemal w p� pod tym potwornym ci�arem, ale kiedy
przechodzi� ko�o mnie, ze zdumieniem us�ysza�em, �e �piewa. I o
czym to, pomy�la�em, ten nieszcz�nik mo�e �piewa�? Nagle, tu�
przede mn�, potkn�� si� o kamie� i upad� przygnieciony ci�kimi
belkami.
B�d�c w tak ponurym nastroju, nie mia�em ochoty zajmowa� si�
cudzym nieszcz�ciem, ale kiedy �aden z przechodni�w nie spojrza�
nawet na le��cego nieruchomo Zacheusza, w ko�cu podbieg�em do
niego i zacz��em usuwa� olbrzymie drewniane k�ody, kt�re go
przygniata�y. Jego twarz by�a ca�a we krwi. Ukl�k�em przy nim i
skrajem mojej tuniki otar�em g��bok� ran� na jego czole. Wreszcie
poruszy� si� mamrocz�c s�owa, kt�rych nie zrozumia�em. Jaka�
uczynna kobieta z pobliskiego straganu z owocami przynios�a dzban
wody i szmat� i dopiero kiedy obmyli�my jego twarz, poruszy�
powiekami i otworzy� oczy. Po chwili usiad�. U�miechn�� si� do
mnie szeroko i potar� z zak�opotaniem czo�o; z podziwem patrzy�em,
jak graj� mu pod sk�r� pot�ne bicepsy.
- Powiedzieli, �e nie unios� siedmiu belek - odezwa� si� ponuro.
- Co takiego?
- Sprzedawcy drewna - wyja�ni� - powiedzieli mi, �e �aden
cz�owiek, a ju� na pewno nikt mojej postury, nie uniesie siedmiu
takich belek na raz, ale nie chcia�em im wierzy�. Sk�d mo�na
wiedzie�, czego si� zdo�a dokona�, dop�ki si� nie spr�buje?
Kiedy stan�� chwiejnie na nogach, z trudem powstrzyma�em si� od
�miechu. Ubrany w stosowny kostium, by�by doskona�ym klownem w
niejednym w�drownym cyrku, jakie przeje�d�a�y przez nasze miasto.
Ca�� jego posta� tworzy�y g��wnie g�owa, ramiona i r�ce, reszta
gin�a w tunice opadaj�cej do ziemi. By� wzrostu siedmio - albo
o�mioletniego ch�opca, chocia� na pewno mia� przynajmniej tyle lat
co ja, czyli szesna�cie.
Zbli�y� si� do mnie, po�o�y� swoje silne r�ce na mojej piersi,
spojrza� na mnie du�ymi br�zowymi oczami pe�nymi wdzi�czno�ci i
powiedzia� g��bokim, silnym g�osem:
- Dzi�kuj�, przyjacielu, niech ci B�g b�ogos�awi.
Skin��em g�ow� i odszed�em. Po dwudziestu krokach jednak wiedziony
ciekawo�ci� spojrza�em za siebie i... nie mog�em uwierzy� w�asnym
oczom. Ten ch�opak uk�ada� k�ody jedna na drug�, tak �eby znowu
wzi�� je na plecy! G�upiec! Podbieg�em do niego - sam nie wiem
dlaczego - i powiedzia�em:
- Cz�owieku, czy ty naprawd� chcesz znowu zrobi� to, co
niemo�liwe?
Z ha�asem rzuci� na stos ostatni�, si�dm� belk� i wyprostowany, z
r�kami na biodrach, uwa�nie wpatruj�c si� we mnie przez d�u�sz�
chwil� odrzek� �agodnie:
- Nic nie jest niemo�liwe, chyba �e kto� pogodzi si� z tym, �e
jest niemo�liwe.
Chwil� si� waha�em, po czym us�ysza�em swoje w�asne s�owa:
- Pomog� ci. Nie mam nic specjalnego do roboty. We� te postronki i
zwi�� belki razem na obu ko�cach, tak �ebym ja m�g� nie�� z jednej
strony, a ty z drugiej.
Otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, ale nic si� nie
odezwa�. Kiedy zwi�zali�my mocno belki, on uj�� je z przodu, ja z
ty�u. Nie�li�my te potworne k�ody, ze wzgl�du na mnie cz�sto
zatrzymuj�c si� dla odpoczynku, a� na skraj miasta. Tam, na drodze
do Fazaelis, razem ustawili�my jego pierwszy przydro�ny stragan. W
ci�gu kilku miesi�cy sprzedawali�my tylko jedno-dorodne i soczyste
figi, kt�re obaj zbierali�my z ma�ego poletka, jakie Zacheusz
kupi� po pi�ciu latach ci�kiej har�wki.
Przez nast�pne co najmniej p� wieku nigdy zanadto nie oddalali�my
si� od siebie - zawsze, ilekro� zaistnia�a taka potrzeba, gotowi
spieszy� sobie nawzajem z pomoc�. Prawdziwych przyjaci� nigdy nie
zdobywamy przypadkiem, s� oni zawsze darem od Boga.
Rozdzia� trzeci
Jerycho, otoczone ze wszystkich stron martw� pustyni� i szarymi,
kamienistymi wzg�rzami jest zielonym rajem urodzajnych r�wnin
zasilanych w wod� przez wiele �r�de� i akwedukt�w. Tak wysoko
cenione s� owoce tego skrawka ziemi, �e kiedy� Marek Antoniusz
ofiarowa� Kleopatrze wszystkie tutejsze plantacje drzew
balsamowych wraz z przyleg�ymi terenami. Uwodzicielska kr�lowa
sprzeda�a je potem Herodowi, kt�ry a� do ko�ca swoich dni czerpa�
olbrzymie zyski z owego nabytku.
Kiedy Archelaos, syn Heroda, zosta� odsuni�ty przez Rzym od
w�adzy, Jerycho i ca�a Judea znalaz�y si� pod rz�dami rzymskich
prokurator�w. Owi dostojnicy, zwykle z wojskow� przesz�o�ci�, nie
dbali o rozw�j gospodarki, �ci�gaj�c tylko jak najwi�ksze podatki
od wszelkich zbior�w. Tak wi�c z ka�dym rokiem Zacheusz zagarnia�
coraz wi�cej kr�lewskich ziem, powi�kszaj�c sw�j pocz�tkowo
niewielki zagajnik drzew figowych. Poniewa� prowadzi�em jego
ksi�gi, pami�tam czasy, kiedy zatrudnia� ponad dwa tysi�ce
parobk�w, nie m�wi�c o oko�o trzystu robotnikach pracuj�cych przy
montowaniu stragan�w, kt�re postawili�my zar�wno w mie�cie, jak i
poza jego murami.
W miar� jak interesy Zacheusza coraz bardziej kwit�y, jego
zaufanie i wiara w moje zdolno�ci i m�j rozum pog��bia�y si�, a� w
ko�cu stali�my si� sobie bli�si ni� wielu rodzonych braci. Id�c za
moj� rad�, wybudowa� tutaj, w Jerychu, pierwszy magazyn na
bawe�n�. Po pewnym czasie zast�pi� go wielki pa�ac z przylegaj�cym
do� sk�adem towar�w d�ugim na ponad 1200 �okci. Nawet w
Jerozolimie nie by�o tak wielkiego magazynu.
Moje wspomnienia z tamtego okresu s� nadal tak �ywe, jak
dzisiejszy wsch�d s�o�ca. W nieustannym pochodzie ci�gn�y do
naszych dok�w �adunkowych karawany kupc�w z ca�ego �wiata,
nabywaj�c nasze produkty rolne za z�oto i srebro albo wymieniaj�c
je na w�asne, egzotyczne i bardzo poszukiwane towary z odleg�ych
krain. Oliwa, wino i ceramika nadchodzi�y cz�sto od Marka
Filiciusza z Rzymu. Z Crespi na Sycylii przysy�ano bi�uteri� i
�ywy inwentarz. Malthus z Etiopii dostarcza� szylkretu i
pikantnych przypraw dla bogatych kobiet w Jerychu, natomiast Lino
z dalekiej Hiszpanii zawsze przysy�a� wyroby ze z�ota i sztaby
�elaza. Germanie dostarczali futer i szlifowanego bursztynu;
dywany i rzadkie perfumy oraz sk�ry otrzymywali�my od Diona z
Persji, a Wo Sang Pi przysy�a� nam z dalekiego Szanghaju bele
l�ni�cego jedwabiu.
Karawany opuszcza�y za� nasze miasto ze skrzyniami owoc�w, workami
daktyli, belami bawe�ny, miodem, flaszkami oliwy, bananami, henn�,
trzcin� cukrow�, winogronami, kukurydz�, figami i najwy�ej
cenionym balsamicznym olejkiem - wszystko to ros�o na ziemi
Zacheusza. Nieustannie te� powi�ksza� on sw�j maj�tek, a jego
magazyny zacz�y w ko�cu zaopatrywa� w towary kupc�w z ca�ego
cywilizowanego �wiata.
Dla mieszka�c�w Jerycha Zacheusz by� zawsze cz�owiekiem bardziej
godnym szacunku ni� wielu potentat�w handlowych, kt�rzy
natarczywie oferowali swoje towary. Dla biednych i cierpi�cych,
zar�wno m�odych jak i starych, skazanych przewa�nie na �ycie w
n�dzy i pustce z powodu okoliczno�ci, na kt�re nie mieli �adnego
wp�ywu, m�j pan sta� si� �wiat�em nadziei, dobroczy�c�, kt�ry
ratowa� ich przed g�odem, ni�s� pomoc w chorobach i by� ich
wybawc� w najgorszych przeciwno�ciach losu.
Na pocz�tku drugiego roku naszej znajomo�ci, kiedy farmy Zacheusza
by�y jeszcze nieliczne i ma�e, poleci� mi, jako swojemu zaufanemu
buchalterowi rozdzieli� ogromn� cz�� naszych wszystkich zysk�w,
bo a� po�ow� w�r�d potrzebuj�cych. W miar� jak nasze interesy si�
rozwija�y, coraz wi�cej biedak�w w mie�cie by�o sytych i
odzianych; wybudowano schroniska dla ludzi starszych i dla sierot;
z Egiptu i Rzymu sprowadzono lekarzy, by opiekowali si� kalekami i
chorymi; zatrudniono tak�e nauczycieli dla m�odzie�y.
Najn�dzniejszych �ebrak�w i bezdomnych w��cz�g�w wyci�gano z
rynsztoka i roztaczano nad nimi opiek�, a� odzyskiwali swoj�
utracon� godno��. Nawet ja, cho� bieg�y w tej dziedzinie, nie
potrafi� oceni�, ile z�ota i srebra wydano ani ile istnie�
ludzkich zosta�o uratowanych dzi�ki niezwyk�ej szczodrobliwo�ci
mojego pana.
W odr�nieniu od bogaczy, kt�rzy pozwalali na to, �eby ich wielkie
akty dobroczynno�ci rozg�aszano po ca�ym kraju, Zacheusz dzia�a�
bez rozg�osu i z wielk� skromno�ci�. Nawet kiedy pewien s�awny
uczony z Aten, dowiedziawszy si�, czego Zacheusz dokona� w ci�gu
niespe�na trzydziestu lat, powiedzia�, �e jest to niew�tpliwie
"najwi�kszy sukces �wiata", pami�tam, jak Zacheusz zaczerwieni�
si� i wzruszy� swoimi szerokimi ramionami. Jego odpowied� na takie
pochwa�y by�a zawsze taka sama. Zosta�o mu dane znacznie wi�cej
d�br materialnych, ni� zas�uguje na to jakikolwiek pojedynczy
cz�owiek, i on tylko s�u�y Bogu niewielk� pomoc�, aby przynajmniej
w drobnej cz�ci odwdzi�czy� si� za wszystko, czym B�g go
obdarzy�.
Zacheusz rz�dzi� swym kr�lestwem, jak z u�miechem nazywa� swoje
wszystkie farmy, �agodn�, ale siln� r�k�.
Tylko jedna tragedia zm�ci�a te pierwsze dziesi�ciolecia
pomy�lno�ci i ostatecznie jeszcze bardziej zbli�y�a nas do siebie,
je�eli by�o to w og�le mo�liwe.
Jakie dziwne jest to, �e smutek mo�e silniej ni� szcz�cie
po��czy� dwa serca.
Rozdzia� czwarty
W czasach, kiedy imperium Zacheusza si� rozrasta�o, widywali�my
si� ze sob� bardzo rzadko. Ja by�em zwykle w jednym z jego
magazyn�w, sporz�dzaj�c inwentarz, nadzoruj�c wysy�k� towar�w czy
kontroluj�c rachunki. On natomiast nieustannie podr�owa� od farmy
do farmy, pomagaj�c naszym zarz�dcom w rozwi�zywaniu wielu r�nych
problem�w i bardzo cz�sto po prostu pracuj�c na polu z
robotnikami. To by� szcz�liwy cz�owiek. Kocha� swoj� prac�.
Wieczorami, poniewa� obaj nie byli�my �onaci, zawsze jedli�my
razem obiad, wykorzystuj�c te chwile wytchnienia na omawianie
naszych interes�w i czynienie plan�w na przysz�o��.
Nigdy nie zapomn� pewnego wieczoru, kiedy Zacheusz w milczeniu
siedzia� przy stole ledwie co� skubi�c z talerza, i tylko od czasu
do czasu odpowiada� skinieniem g�owy na moje uwagi. To niezwyk�e
zachowanie trwa�o podczas ca�ego posi�ku, a� w ko�cu nie mog�c ju�
znie�� tego d�u�ej spyta�em:
- Zacheuszu, co si� sta�o?
Podni�s� g�ow� i spojrza� bez wyrazu w moim kierunku, ale nic nie
odrzek�.
- Jakie� powa�ne k�opoty na kt�rej� farmie? - nalega�em dalej. -
Gdzie by�e� dzisiaj?
- Na p�nocy - odpowiedzia� cicho.
- I jak bawe�na Rubena i trzcina cukrowa Jonatana znios�y
zmniejszon� ilo�� wody?
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Obaj spodziewaj� si� przewy�szy�
rekordowe plony z ubieg�ego roku.
I znowu zapad�o milczenie. Nigdy przedtem nie zachowywa� si� wobec
mnie w ten spos�b.
- �le si� czujesz? - zapyta�em w ko�cu.
Potrz�sn�� g�ow�. Znowu milczenie. Jestem uparty. Postanowi�em
przeczeka�. M�g�bym tak siedzie� przy stole a� do wschodu s�o�ca,
by w ko�cu wyzna�, co go trapi.
Ale nie czeka�em d�ugo. Z bolesnym j�kiem Zacheusz nagle zerwa�
si� z miejsca i stan�� przede mn� unosz�c swoj� tunik� i
ods�aniaj�c cienkie jak u dziecka nogi.
- Sp�jrz na mnie, J�zefie! - zawo�a�. - Sp�jrz na t� straszliw�
imitacj� cia�a m�czyzny! Popatrz na t� g�ow�, tak wielk�, �e
wystarczy�aby dla dw�ch ludzi, i ju� �ysiej�c�. Widzisz te ramiona
i r�ce, i t� dziwacznie zaokr�glon� klatk� piersiow�, i teraz
popatrz - popatrz - na te n�dzne cienkie trzciny, kt�re musz�
podtrzymywa� t� ca�� szpetot�. Jestem zaprawd� kpin� z rasy
ludzkiej, zamkni�ty w tej straszliwej klatce pokr�conego cia�a, z
kt�rej nie ma ucieczki a� do samej �mierci. Wi�zie� na zawsze - w
wi�zieniu bez drzwi! Dlaczego B�g mnie tak potraktowa�, J�zefie?
Osun�� si� na �o�e i ukry� twarz w d�oniach. P�aka�. By�em zbyt
wstrz��ni�ty, �eby cokolwiek odpowiedzie�. Przez ca�y czas, odk�d
byli�my razem, temat jego zdeformowanego cia�a wyp�yn�� tylko
dwukrotnie, i to w�wczas, gdy wypili�my przy obiedzie wi�cej ni�
zwykle wina. O ile pami�tam, w jednym i drugim przypadku
rozpocz��em rozmow� od sugestii, �e nadszed� ju� czas, aby wzi��
sobie �on�, z kt�r� dzieli�by swoje szcz�cie i za ka�dym razem ze
smutnym u�miechem odpowiada�, �e �adna kobieta przy zdrowych
zmys�ach nie chcia�aby zar�czy� si� z po�ow� m�czyzny i na
dodatek tak szpetnym.
Zar�czy� si�?
�agodnie dotkn��em jego ramienia.
- Zacheuszu, czy nie sp�dzi�e� dzisiaj sporo czasu ze starym
Jonatanem?
Popatrzy� na mnie uwa�nie przez rozstawione palce.
- Byli�my razem wi�ksz� cz�� dnia. Dlaczego pytasz?
- Jak si� miewa jego urocza c�rka, Lea? My�l�, �e z roku na rok
staje si� coraz pi�kniejsza.
Zacheusz odwr�ci� wzrok.
- J�zefie, jeste�my razem tak d�ugo, �e nasze serca s� dla nas
wzajemnie jak otwarte ksi�gi. Sprzeda�bym wszystkie moje farmy,
�eby tylko mie� Le� za �on� - westchn��.
- A co ona czuje?
- C� mog� wiedzie� na pewno? Jest zawsze dla mnie uprzejma i
mi�a, kiedy odwiedzam jej ojca, ale czy nie nale�y spodziewa� si�
po niej takiego zachowania wobec bogatego m�czyzny, w�a�ciciela
ziemi z kt�rej utrzymuje si� ca�a jej rodzina? A co by by�o,
gdybym odwa�y� si� poprosi� jej rodzic�w, aby pozwolili mi
porozmawia� z ni� o ma��e�stwie, a ona przyj�aby moje
o�wiadczyny? Czy nie po�lubi�aby mnie tylko ze wzgl�du na
bezpiecze�stwo i dobrobyt, jakie m�g�bym;jej zapewni�? Czy mog�aby
kiedykolwiek pokocha� m�czyzn� w takiej... takiej klatce? -
wykrzywi� usta, wymownym gestem pokazuj�c na siebie.
- Zacheuszu - powiedzia�em, wstaj�c - nigdy, odk�d pracujemy
razem, nie m�wi�em ci nieprawdy.
- Wiem.
- Prosz�, pos�uchaj mnie. Dawno temu, kiedy po raz pierwszy
zobaczy�em ci� na rynku, litowa�em si� nad tob�. To uczucie trwa�o
jednak kr�tko, poniewa� szybko u�wiadomi�em sobie, �e jeste�
bardziej m�czyzn�, ni� ja by�em nim kiedykolwiek. Stopniowo,
widz�c, jak wielkich dokonujesz cud�w, osi�gaj�c kolejne sukcesy,
ujrza�em w tobie olbrzyma, doskona�ego w swojej postaci. Nadal
widz� ci� takim, za�lepiony, je�li chcesz tak uwa�a�, twoimi
rozlicznymi talentami, twoj� odwag�, inteligencj�, wsp�czuciem
dla innych i twoj� wielk� si�� - nie tylko twych ramion, ale i
twej duszy. Zacheuszu, na moje �ycie, jestem pewien, �e Lea widzi
ci� dok�adnie takim samym, jakim ja ci� widz�.
Pobrali si� jeszcze tego roku. Cztery lata p�niej przenie�li si�
do pa�acu, kt�ry zbudowa� dla niej Zacheusz. Min�o nast�pnych
dwana�cie miesi�cy i w�a�nie wtedy, gdy oboje pogodzili si� ju�,
�e nigdy nie b�d� cieszyli si� potomstwem, Lea oznajmi�a, �e
spodziewa si� dziecka.
Zacheusz by� oczywi�cie przekonany, �e jego pierworodnym dzieckiem
b�dzie syn. W tym okresie, je�eli byli�my razem, z trudem udawa�o
mi si� nakierowa� rozmow� na sprawy zawodowe. Przysz�y ojciec ju�
teraz robi� imponuj�ce plany co do swojego dziedzica: stadnina
arab�w najczystszej krwi, nauczyciele z Rzymu, Koryntu i
Jerozolimy, kt�rzy mieli zapewni� mu stosown� edukacj�, specjalny
pok�j w pa�acu wype�niony wy��cznie zabawkami. Pewnego dnia jego
syn mia� zosta� najwi�kszym w�a�cicielem ziemskim w ca�ej Judei,
ze sztabem s�ug na ka�de skinienie i najbardziej wp�ywowymi lud�mi
na �wiecie jako przyjaci�mi.
- Popatrz na to, J�zefie - powiedzia� do mnie pewnego ranka,
otwieraj�c ma�e puzderko z wypolerowanego orzechowego drewna i
wyjmuj�c z jego wy�o�onego jedwabiem wn�trza subtelnie rze�biony
przedmiot z ko�ci s�oniowej, mniejszy ni� moja pi��. Od lat by�em
znawc� artystycznych wyrob�w z ko�ci s�oniowej i po jej barwie i
strukturze mog�em nawet rozpozna�, czy pochodzi od s�oni
afryka�skich, czy chi�skich. W tym przypadku by�a to niew�tpliwie
rze�ba chi�ska, wykonana z niezwyk�� dba�o�ci� o ka�dy detal i
przypominaj�ca miniaturow� klatk�. Wewn�trz, na dnie klatki,
ko�ysa� si� tam i z powrotem ma�y ptaszek, tak�e z ko�ci
s�oniowej.
- Ile� miesi�cy pracy musia�o kosztowa� zrobienie tego cuda -
zauwa�y�em z podziwem. - Czy zdajesz sobie spraw�, �e to cacko
zosta�o uformowane z jednego k�a i artysta wykona� je z takim
mistrzostwem, �e tego ma�ego ptaszka wewn�trz wyrze�bi� od �rodka,
nie naruszaj�c niezliczonych cienkich pr�cik�w tworz�cych klatk�?
Nigdy w �yciu nie widzia�em czego� podobnego! To jest warte
maj�tek!
- Szczerze wsp�czuj� temu ptaszkowi - ze smutnym u�miechem
powiedzia� Zacheusz, delikatnie przesuwaj�c ma�� bia�� klatk� po
swoim policzku. - Jak widzisz, nie ma �adnego wej�cia do jego
wi�zienia.
- Sk�d masz ten skarb?
- To jest dar od naszego przyjaciela z karawany, Wo Sang Pi, dla
mojego przysz�ego syna.
- Dla twojego syna? - zapyta�em zaskoczony.
- Tak, dla mojego syna. To jest grzechotka, J�zefie grzechotka,
kt�r� moje dziecko b�dzie si� bawi�o w tych rzadkich chwilach,
kiedy sam nie zdo�am si� z nim bawi�, zmuszony wyjecha� z pa�acu.
�zy p�yn� mi z oczu, kiedy to pisz�, bo tej grzechotki nigdy nie
dotkn�y ma�e dzieci�ce r�czki ani te� marzenia i plany Zacheusza
dotycz�ce jego syna nigdy si� nie zi�ci�y. Niemowl�, ch�opiec,
urodzi�o si� martwe, a jego matka, pi�kna, delikatna Lea, nie
prze�y�a porodu.
Nast�pne dwana�cie miesi�cy po tym wydarzeniu by�y bolesnym
okresem dla nas wszystkich, znajduj�cych si� w najbli�szym
otoczeniu Zacheusza. Zamkn�� si� w swojej wielkiej sypialni i
zerwa� wszelkie kontakty ze �wiatem zewn�trznym, tak�e ze mn�.
Tylko Szemer, pierwszy s�u��cy wynaj�ty przez Le�, gdy wprowadzi�a
si� do pa�acu, m�g� przynosi� mu posi�ki i �wie�� odzie�, a kiedy
pytali�my go o stan naszego pana, potrz�sa� tylko g�ow� i
odchodzi�.
Pewnego dnia, kiedy �l�cza�em nad moimi ksi�gami handlowymi i
rachunkami, poczu�em na ramieniu tward�, dobrze znajom� d�o�.
- Witaj, buchalterze - cicho powiedzia� Zacheusz. Jego g�os i
spojrzenie by�y takie jak dawniej, zanim spotka�a go tragedia.
- Witam ci�, panie! Ciesz� si�, �e wr�ci�e�.
Skin�� g�ow� w stron� otwartej ksi�gi.
- Czy wci�� mamy zyski?
- Wi�ksze ni� kiedykolwiek.
- To tylko potwierdza moje s�owa, kt�re powtarzam od dawna,
J�zefie. Tw�j wk�ad w przedsi�wzi�cie jest r�wnie cenny jak m�j,
je�eli nie wi�kszy.
- Doceniam twoj� uprzejmo��, Zacheuszu - odpowiedzia�em - ale to
tylko �wiadczy o twojej wspania�omy�lno�ci. Pocz�wszy od
pierwszego przydro�nego straganu, wszystko zosta�o zbudowane
dzi�ki twojej przedsi�biorczo�ci i wytrwa�o�ci. By�em i jestem
tylko twoim u�ytecznym narz�dziem i poczytuj� to sobie za
zaszczyt. Wszyscy, kt�rzy wiele osi�gn�li, tak jak ty, potrzebuj�
takich jak ja, aby wykonywali ich polecenia.
Zacheusz pog�aska� mnie po g�owie.
- J�zefie, powiedz mi, prosz�, jak s�dzisz, ile mieszka w tym
mie�cie dzieci, kt�re nie obchodzi�y jeszcze swoich dziesi�tych
urodzin?
Otworzy�em usta ze zdumienia.
- I-i-ile dzieci... dziesi�tych urodzin?
- Tak.
Musz� przyzna�, �e przez kr�tk� chwil� bra�em pod uwag� mo�liwo��,
i� tragiczna strata, jak� poni�s� Zacheusz, i d�ugie miesi�ce
odosobnienia odbi�y si� fatalnie na jego umy�le. Wreszcie
odpowiedzia�em:
- Pewnie ze dwa tysi�ce.
- Bardzo dobrze. Chcia�bym, �eby� w ca�ym mie�cie og�osi�, �e te
wszystkie dzieci i ich rodzice s� zaproszeni na przyj�cie, kt�re
odb�dzie si� na dziedzi�cu naszego pa�acu za cztery dni, si�dmego
dnia miesi�ca Nisan. �aden buchalter nie utrzyma�by si� na swojej
posadzie, gdyby nie mia� pami�ci do dat.
- Si�dmy dzie� miesi�ca Nisan - powiedzia�em, j�kaj�c si� - czy to
w tym dniu... rok temu... kiedy... kiedy...?
-... kiedy straci�em rodzin�, Le� i syna? Jeste� dok�adny, jak
zwykle, drogi przyjacielu. - W jego ciep�ym g�osie nie wyczuwa�o
si� smutku ani u�alania si� nad sob�. - J�zefie, wydamy przyj�cie
urodzinowe w dzie� urodzin mojego syna nie tylko na jego cze��,
ale na cze�� ka�dego dziecka w Jerychu. Wi�kszo�� z nich nigdy
uroczy�cie nie obchodzi�a rocznicy swojego przyj�cia na ten �wiat.
We� z naszego skarbca tyle ile potrzebujesz, aby poczyni�
odpowiednie przygotowania. Wszyscy zostan� ugoszczeni po kr�lewsku
i ka�de dziecko otrzyma na w�asno�� jak�� zabawk�.
- Dwa tysi�ce! Ale� to poch�onie fortun�! - zawo�a�em.
- Sprawi to nam niewielki k�opot. A pomy�l tylko, co b�dzie to
znaczy�o dla ka�dego z tych dzieci.
I tak si�dmego dnia miesi�ca Nisan rozleg�y marmurowy dziedziniec
przed pa�acem Zacheusza sta� si� placem zabaw wype�nionym po
brzegi dzie�mi, kt�re �mia�y si�, biega�y i krzycza�y z rado�ci,
objadaj�c si� przy okazji smako�ykami, kt�rych wiele z nich
przedtem nigdy nie widzia�o ani nie pr�bowa�o. I nikt nie cieszy�
si� z tego �wi�ta bardziej ni� Zacheusz. �mia� si� z wyst�p�w
wynaj�tych b�azn�w, pomaga� dzieciom wsiada� do w�zk�w ci�gnionych
przez osio�ki, rzuca� r�nokolorowe pi�ki pod nogi ta�cz�cych
dzieci i namawia� nie�mia�ych rodzic�w, �eby bawili si� razem ze
swymi pociechami. Wreszcie z wypiekami na twarzy, ci�ko dysz�c,
usiad� obok mnie i obserwowa� zabaw�, oklaskami wyra�aj�c swoj�
rado�� ze szcz�cia, kt�re widzia� przed sob�.
P�niej, kiedy t�um si� zmniejszy�, do miejsca, gdzie
siedzieli�my, podbieg� ma�y ch�opaczek, trzymaj�cy palce w ustach.
Zacheusz wyci�gn�� r�ce i ma�y �mia�o usiad� mu na kolanach.
- Jak masz na imi�, m�j synu? - zapyta�.
- Nataniel.
Z ust Zacheusza wydoby� si� cichy okrzyk. Opanowa� si� jednak
szybko i powiedzia�:
- To bardzo �adne imi�. Gdybym mia� syna, nazwa�bym go Nataniel.
Malec roze�mia� si� i mocniej przytuli� si� do Zacheusza, g�o�no
�uj�c �odyg� trzciny cukrowej.
- Powiedz mi, Natanielu - Zacheusz podni�s� ch�opca wysoko,
patrz�c prosto w jego du�e br�zowe oczy - gdyby jakie� twoje
�yczenie mog�o si� dzisiaj spe�ni�, czego by� pragn��?
Ch�opiec spowa�nia� i zmarszczy� czo�o, intensywnie my�l�c;
rozejrza� si� wok� siebie, wycieraj�c r�k� umorusan� twarz, po
czym wskaza� na pa�ac.
- Podoba ci si� ten wielki dom. - Zacheusz za�mia� si�. - Ale
gdybym ci go odda�, to gdzie bym mieszka�?
Malec potrz�sn�� niecierpliwie g�ow�.
- Nie, nie... to bia�e... to bia�e...
- Te bia�e �ciany? - zapyta� Zacheusz, wzrokiem zwracaj�c si� do
mnie o pomoc w zrozumieniu ch�opca.
Nataniel znowu wskaza� na pomalowane �ciany pa�acu. Potem,
pozostaj�c w ramionach Zacheusza, obr�ci� si� i wskaza� w kierunku
pobliskich mur�w miasta, prze�wituj�cych przez li�cie dw�ch palm.
- Brudne �ciany... brudne �ciany.
- Aha! - roze�mia� si� Zacheusz. - Teraz rozumiem.
Chcia�by�, �eby mury miasta by�y tak bia�e i czyste, jak �ciany
mojego domu!
Malec energicznie skin�� g�ow�.
Zacheusz odwr�ci� si� do mnie i nie m�g� nie zauwa�y�, �e z trudem
powstrzymuj� si� od �miechu.
Rzadko zdarza�o mi si� widzie� mojego pana tak o�ywionego.
- Panie, musisz zrozumie� - parskn��em �miechem - �e �yczenia
nale�� do jednej z niewielu przyjemno�ci biedak�w, ale nie maj�
oni poj�cia, ile kosztuje zrealizowanie ich �ycze�.
Zacheusz potrz�sn�� g�ow�.
- J�zefie, �yczenie jest pierwszym krokiem do spe�nienia. Gdyby�my
najpierw czego� sobie nie �yczyli, nigdy by�my niczego nie
osi�gn�li.
Zacheusz postawi� Nataniela na ziemi, przycisn�� jego g�ow� do
swojej piersi i poca�owa� go w czo�o.
- Twoje �yczenie b�dzie spe�nione, Natanielu. Na twoj� cze�� i na
cze�� wszystkich dzieci w Jerychu mury zostan� pomalowane na
bia�o.
I tak si� sta�o. Po kilku tygodniach, gdy Zacheusz wystara� si� o
zgod� zupe�nie zaskoczonej miejskiej starszyzny i rzymskiego
centuriona, stacjonuj�cego w Jerychu, brudne terakotowe mury
otaczaj�ce miasto zosta�y przez ponad pi�ciuset robotnik�w
pomalowane na bia�o po obu stronach, a nawet od g�ry.
Odt�d ka�dego roku, si�dmego dnia miesi�ca Nisan, dzieci Jerycha
by�y podejmowane przez Zacheusza na dziedzi�cu jego pa�acu, a mury
miasta na jego koszt malowano na bia�o.
Poniewa� nigdy nie zazna�em b�ogos�awie�stwa posiadania w�asnej
rodziny, w ko�cu przyj��em uprzejme zaproszenie Zacheusza, �ebym
zamieszka� razem z nim w pa�acu. I tak, w miar� up�ywu lat, obaj
starzeli�my si�, coraz bardziej upodabniaj�c si� do siebie, jak
dwie sosny rosn�ce na szczycie g�ry, kt�re - wystawione na te same
wiatry i deszcze - staj� si� w ko�cu tak podobne, jak lustrzane
odbicie.
Nasze interesy nadal przynosi�y zyski i znakomicie si� rozwija�y,
a� pewnego dnia z�o�y� nam niespodziewan� wizyt� nowo mianowany
rzymski prokurator Judei.
Rozdzia� pi�ty
Poncjusz Pi�at by� niskiego wzrostu, ale mia� w sobie co�, co
budzi�o szacunek dla jego stanowiska. Ze swoj� ciemn� cer� i
kr�tko ostrzy�onymi siwymi w�osami by� typowym rzymskim oficerem,
od wypolerowanego napier�nika a� do nabijanych srebrnymi guzami
but�w. Du�e krople potu na twarzy i szyi by�y jedyn� skaz�, kt�ra
zak��ca�a jego imponuj�cy obraz w�adcy, kiedy dumnie kroczy� przez
nasz pa�acowy dziedziniec, z r�kami za�o�onymi do ty�u, przez ca�y
czas rozmawiaj�c z Zacheuszem, podczas gdy dow�dca miasta,
centurion Marek Krispus, i ja szli�my za nimi w milczeniu.
Obszed�szy pa�ac i magazyn, zasiedli�my w cieniu atrium, gdzie
Szemer nala� nam do srebrnych puchar�w wybornego bia�ego wina.
Pi�at pierwszy podni�s� sw�j puchar.
- Twoje zdrowie, Zacheuszu. Z tego, co by�e� �askaw mi pokaza�,
rozumiem, dlaczego wielu uwa�a ciebie za najbogatszego cz�owieka w
Jerychu. Wprost niewiarygodne osi�gni�cie jak na jedno �ycie. Ile
masz lat, Zacheuszu?
Zacheusz upi� ma�y �yk wina i u�miechn�� si�.
- Jestem ju� u schy�ku �ycia, prokuratorze, ale w sercu wci��
jestem dzieckiem. Obawiam si�, �e - podobnie jak inni - chcia�bym
�y� d�ugo, nie starzej�c si�. Wkr�tce b�d� obchodzi� swoje
sze��dziesi�te sz�ste urodziny.
Pi�at z podziwem potrz�sn�� g�ow�.
- Jeste� niezwyk�ym cz�owiekiem, Zacheuszu. Pod wzgl�dem swoich
dokona� niew�tpliwie dor�wnujesz s�awnemu kupcowi z Damaszku,
kt�ry jest znany jako najwi�kszy kupiec �wiata.
- Zna�em Hafida przez wiele lat. Jego niezliczone karawany
handlowe cz�sto prze�adowywa�y towary w naszych sk�adach.
- Tw�j pa�ac jest wspania�y, a tw�j magazyn nie ma sobie r�wnego,
nawet w Rzymie.
Zacheusz wzruszy� ramionami.
- Moje bogactwo nie znajduje si� tutaj, panie. Ono jest tam, poza
pa�acem, na farmach, tam, gdzie rosn� drzewa figowe i daktylowe,
krzewy bawe�ny i trzcina cukrowa, ale nawet to wszystko by�oby
bezwarto�ciowe bez mojego najwi�kszego kapita�u - lojalnych ludzi,
kt�rzy piel�gnuj� ro�liny i drzewa z mi�o�ci� i trosk�. Czu�bym
si� najbardziej zaszczycony, gdybym m�g� pokaza� ci, panie, moje
skarby, je�li tylko zechcesz sp�dzi� tutaj z nami dwa albo trzy
dni.
Pi�at podni�s� obie r�ce.
- To nie b�dzie potrzebne. M�j poprzednik, Waleriusz Gratus, zada�
sobie wiele trudu, aby dostarczy� mi wyczerpuj�ce sprawozdania z
twoich wszystkich osi�gni��. Rzym jest ci wielce wdzi�czny za
twoje ogromne �wiadczenia podatkowe, kt�re w tak znacznym stopniu
przyczyniaj� si� do utrzymywania przez nas pokoju w ca�ym
imperium. Powiedz mi, skoro mieszkasz tutaj, w Jerychu, czy musisz
p�aci� tak�e podatki na �wi�tyni� w Jerozolimie?
- Oczywi�cie. Cesarz otrzymuje to, co mu si� nale�y, ale to samo
dotyczy Boga.
Widzia�em, jak Pi�at zacisn�� szcz�ki, i z rosn�cym przeczuciem
niebezpiecze�stwa s�ucha�em dalszej rozmowy tych dw�ch silnych
m�czyzn. Jaki by� cel przybycia prokuratora? Prokuratorzy rzadko
sk�adali takie wizyty, zw�aszcza w Judei, wol�c pozostawa� w
swojej wystawnej rezydencji w Cezarei, z wyj�tkiem �wi�t, kiedy
pojawiali si� w Jerozolimie z dodatkowymi oddzia�ami wojska, aby
nie traci� kontroli nad licznymi t�umami wiernych.
Wydawa�o si�, �e Zacheusz czyta w moich my�lach.
- Czujemy si� zaszczyceni twoj� wizyt�, panie. Gratus, przez te
wszystkie lata, gdy sprawowa� w Judei w�adz� namiestnika, ani razu
nie zaszczyci� swoj� obecno�ci� naszego domu.
Pi�at zignorowa� ukryte w s�owach Zacheusza pytanie i wskaza� na
ma�y odcinek muru miejskiego, kt�ry prze�witywa� przez li�cie
drzew palmowych.
- Czy to nie s� te mury miasta, kt�re, jak m�wi� twoi rodacy,
zosta�y w cudowny spos�b zr�wnane z ziemi� wiele lat temu?
- To nie te mury - wyja�ni� Zacheusz. - Chodzi o mury starego
miasta, po�o�onego na p�noc od obecnego. Kiedy nasz lud uciek� z
niewoli w Egipcie, ponad czterna�cie stuleci temu, w�drowa� potem
przez wiele lat, zanim przeszed� przez Jordan i przyby� na te
zielone r�wniny w poszukiwaniu swojej ojczyzny. Mieszka�cy Jerycha
potraktowali ich wrogo i zamkn�li przed nimi bramy miasta, ale
wtedy B�g pouczy� naszego przyw�dc�, Jozuego, co ma zrobi�, �eby
pokona� wroga wewn�trz miasta.
- Plan bitwy...? Od waszego Boga? - Pi�at nie ukrywa� szyderstwa w
g�osie.
- Tak mo�na to nazwa�. Ka�dego dnia nasz lud, spe�niaj�c rozkazy
Boga, maszerowa� wok� mur�w miasta za siedmioma kap�anami
graj�cymi na tr�bach z rog�w baranich. Po jednym okr��eniu wszyscy
powracali do pobliskiego obozu. Si�dmego dnia nasze wojsko
okr��y�o mury siedem razy i pod koniec si�dmego okr��enia wszyscy
zwr�cili si� w stron� miasta. Kiedy kap�ani zagrali na tr�bach,
ludzie podnie�li r�ce i wydali gromki okrzyk, a wtedy kamienie si�
zatrz�s�y i zacz�y p�ka�, a� pot�ne mury run�y na ziemi�. Tak
miasto zosta�o zdobyte i doszcz�tnie spalone. Niedaleko st�d mo�na
jeszcze ogl�da� jego ruiny. Wi�ksza cz�� tego muru wok� nowego
miasta zosta�a zbudowana przez Heroda na pocz�tku jego kr�lewskich
rz�d�w.
- Bardzo interesuj�ce - powiedzia� Pi�at, podnosz�c sw�j puchar na
znak, �eby Szemer nape�ni� go winem. - Rozumiem, �e ta bia�a,
b�yszcz�ca farba pokrywaj�ca teraz mur to twoje dzie�o. Pochwalam
takie poczucie obywatelskiej dumy, Zacheuszu. Kiedy od Jerozolimy
jedzie si� przez te wyludnione krainy, wielk� przyjemno�� sprawia
widok tego l�ni�cego biel� muru w�r�d zieleni farm, z kt�rych
wi�kszo�� nale�y do ciebie. Jerozolima powinna mie� takiego
wspania�omy�lnego dobroczy�c�.
Zacheusz zmarszczy� brwi.
- Jerozolima nie potrzebuje �adnej ozdoby. Tam jest �wi�tynia i
tam jest B�g. To wystarczy.
Pi�at zmru�y� oczy.
- Jest tam tak�e Antonia, rzymska twierdza.
Zacheusz u�miechn�� si� i skin�� g�ow�.
- Kt� m�g�by o tym zapomnie�?
Wstrzyma�em oddech. Przebieg rozmowy stawa� si� niebezpieczny.
Wreszcie prokurator ha�a�liwie postawi� puchar na stole i zwr�ci�
si� do swojego milcz�cego podw�adnego, Marka Krispusa.
- Centurionie - powiedzia� - mo�e winiene� poinformowa� naszego
gospodarza o celu naszej wizyty.
Marek by� cz�owiekiem uprzejmym i dobrze wychowanym. Od lat cz�sto
mieli�my z nim do czynienia i zawsze traktowali�my go z nale�ytym
szacunkiem. Nachyli� si� ku Zacheuszowi i w jego oczach mog�em
wyczyta� strach przed Pi�atem. Jego g�os by� niewiele g�o�niejszy
ni� szept.
- Panie, znasz zapewne tutejszego g��wnego poborc� podatkowego?
- Samuela? Kt� m�g�by nie zna� prze�o�onego celnik�w, zw�aszcza
odk�d regularnie odprowadza z mojego skarbca tyle mojego z�ota i
srebra. Tak, znam go bardzo dobrze. Byli�my przyjaci�mi przez
wiele lat, mimo �e mam niskie mniemanie o jego profesji i mimo
k�opot�w, jakich przysparza� mnie i mojemu buchalterowi.
Marek u�miechn�� si� z przymusem.
- Samuel jest ci�ko chory i poprosi� o zwolnienie go ze
stanowiska prze�o�onego poborc�w podatkowych w tym okr�gu.
Zacheusz spl�t� r�ce.
- To smutna wiadomo��. Jest on dobrym cz�owiekiem, dobrym m�em i
ojcem i wiernie czci swojego Boga, pomimo zawzi�to�ci, jak� musia�
okazywa�, �eby wytrwa� na tym stanowisku. By� tak�e uczciwy we
wszystkich sprawach, jakie z nim za�atwiali�my, a uczciwy poborca
podatkowy to rzadko�� granicz�ca z cudem. B�dzie mi go brakowa�o.
Czy czcigodny prokurator wybra� ju� kogo� na jego nast�pc�?
Zanim Marek zd��y� odpowiedzie�, Pi�at podni�s� si� niecierpliwie
i po�o�y� r�k� na ramieniu Zacheusza.
- Wybra�em ciebie, panie, aby� zaj�� miejsce Samuela jako g��wnego
dzier�awcy podatkowego Rzymu w tym mie�cie!
Zacheusz cofn�� si� gwa�townie, jak gdyby otrzyma� silny cios.
Pami�tam tylko, �e w tym momencie serce zacz�o wali� mi jak
m�otem. Twarz Zacheusza zszarza�a; z oczami utkwionymi w Pi�ata,
przecz�co potrz�sa� g�ow�.
- Chyba nie m�wisz tego powa�nie, panie. Nigdy nie podj��bym si�
tak odra�aj�cego zaj�cia skierowanego przeciwko moim rodakom,
nawet gdybym cierpia� g��d. Dlaczego przyszed�e� do mnie z t�
propozycj�, skoro jest tylu innych, kt�rzy lizaliby twoje buty za
tak� mo�liwo�� zape�nienia swojej sakiewki. Dlaczego ze wszystkich
ludzi wybra�e� w�a�nie mnie?
Pi�at spokojnie usiad� na krze�le i podni�s�szy praw� d�o�,
szeroko rozstawi� palce.
- Z wielu powod�w, Zacheuszu. Po pierwsze - powiedzia�, dotykaj�c
kciuka - jeste� uczciwy. Po drugie - kontynuowa�, odginaj�c ma�y
palec - znasz si� na interesach i finansach. �aden z oko�o
sze��dziesi�ciu poborc�w podatkowych w mie�cie nie o�mieli�by si�
czegokolwiek przed tob� ukry�. Nast�pnie, jeste� ju� bogaty i
pieni�dze nie stanowi� dla ciebie wielkiej pokusy.
Zacheusz, kt�ry zawsze wys�uchiwa� ka�dego do ko�ca, teraz
przerwa� prokuratorowi. Zni�aj�c g�os, jak gdyby stara� si�
wyja�ni� co� wa�nego dziecku, powiedzia�:
- By� mo�e nie rozumiesz, panie, poniewa� dopiero co przyby�e� do
Judei, �e w�r�d naszego ludu nie ma bardziej poni�aj�cego sposobu
zarabiania na �ycie ni� �ci�ganie podatk�w dla cesarza od w�asnych
rodak�w. Tylko nierz�dnica i pastuch maj� gorsz� od nich reputacj�
i w naszej religii m�wi si�, �e poborca podatkowy nie mo�e nawet
liczy� na przebaczenie ze strony Boga. Dlaczego mia�bym po�wi�ca�
szacunek ka�dego obywatela Jerycha i nara�a� na szwank m�j zwi�zek
z Bogiem, bior�c na siebie, w moim s�dziwym wieku, obowi�zek,
kt�rego nienawidz� i kt�rego nigdy nie m�g�bym spe�nia� z czystym
sumieniem? Z ca�ym nale�nym tobie, panie, szacunkiem, prosz� ci�,
�eby� poszuka� prze�o�onego celnik�w gdzie indziej.
M�j pan podni�s� si�, jak gdyby daj�c do zrozumienia, �e dyskusj�
uwa�a za zako�czon�, ale prokurator nadal siedzia�, z ustami
wykrzywionymi u�miechem.
- Zacheuszu, ja znalaz�em ju� mojego celnika. Wiem o twoich
niezliczonych dobrodziejstwach i cudach, jakich dokona�e� dla tego
miasta. Jeste� niew�tpliwie najbardziej kochanym cz�owiekiem w
Jerychu, a twoje czyny �wiadcz� wymownie, �e darzysz swoich
wsp�obywateli wielk� mi�o�ci�.
Pi�at przerwa�, jak gdyby starannie dobieraj�c s��w.
- A teraz zapytuj� ciebie - czy wola�by�, ty albo tw�j B�g, �ebym
wybra� na prze�o�onego celnik�w kogo� innego, kogo�, kto mo�e
tolerowa� rozboje i nadu�ycia, kt�re, jak wiemy, zdarzaj� si� przy
�ci�ganiu podatk�w? Na pewno zdajesz sobie spraw�, jak licznych
sposob�w mog� u�ywa� nieuczciwi i bezczelni celnicy, aby uczyni�
�ycie obywatela trudnym do zniesienia, pomimo naszych wysi�k�w, by
ukr�ci� ich dzia�ania. Czy nie sta� ci� na z�o�enie tej
niewielkiej ofiary, aby uczyni� �ycie wielu ludzi bardziej
zno�nym, ni� jest obecnie? A mo�e nale�ysz do tych, kt�rzy �atwo
daj� co� innym tylko wtedy, kiedy nie wymaga to od nich �adnego
po�wi�cenia czy wyrzecze�?
Tak wi�c ten cz�owiek, kt�ry najmniej ze wszystkich obywateli
Jerycha nadawa� si� na to stanowisko, zosta� prze�o�onym celnik�w
w mie�cie. Ostatecznie mieszka�cy miasta otrz�sn�li si� po
pierwszym szoku, jakiego doznali na wie�� o tej nominacji, a
Zacheusz, przekazawszy mi wszystkie codzienne sprawy zwi�zane z
prowadzeniem jego interes�w, zaanga�owa� si� w nowe zaj�cie z tak�
gorliwo�ci�, jak� przejawia� w swoim ka�dym przedsi�wzi�ciu.
Nieuczciwych i zach�annych celnik�w zwalniano natychmiast, kiedy
tylko przy�apano ich na gor�cym uczynku. Na wszystkich w�a�cicieli
farm i przedsi�biorstw nak�adano sprawiedliwe podatki. Zacheusz,
sprawuj�c ci�g�� kontrol�, m�g� mie� pewno��, �e niewielu, je�eli
w og�le ktokolwiek, by�o oszukiwanych czy �le traktowanych przez
podlegaj�cych mu celnik�w.
Zacheusz pe�ni� ten niewdzi�czny urz�d przez ponad cztery lata,
kt�re pozostawi�y g��boki �lad w jego duszy. Coraz cz�ciej
zastanawia� si� nad swoim �yciem, my�l�c nawet o �mierci, jak
gdyby po��czenie si� z jego ukochan� Le�, spoczywaj�c� w
marmurowym grobowcu za pa�acem, by�o dla niego pocieszeniem i
ulg�.
Kt� m�g� przewidzie�, �e pewnego dnia m�j, licz�cy sobie w�wczas
siedemdziesi�t jeden lat, ukochany pan, wdrapie si� na drzewo
sykomory albo �e konsekwencje tego pozornie niedorzecznego czynu
zupe�nie zmieni� reszt� jego �ycia?
Rozdzia� sz�sty
Opuszczony pa�ac Heroda w Jerychu dawno ju� przej�y w�adze
rzymskie; mie�ci�y si� w nim r�ne instytucje rz�dowe. W jednej z
du�ych by�ych sal jadalnych, pod kt�r� zawsze sta� na warcie jaki�
ponury legionista, Marek Krispus urz�dzi� sobie centrum
dowodzenia, sk�d czujnym okiem kontrolowa� �ycie miasta. Do pomocy
mia� niedu�y kontyngent �o�nierzy, kt�rych dostarczy� mu Poncjusz
Pi�at.
Tak�e tutaj mie�ci�o si� biuro prze�o�onego poborc�w podatkowych.
Zatrudnia�o co najmniej dwunastu urz�dnik�w, kt�rzy przyjmowali co
dzie� od miejscowych poborc�w podatkowych zebrane pieni�dze,
liczyli je i raz na tydzie� przygotowywali ich wysy�k� do skarbca
Pi�ata w twierdzy w Jerozolimie. St�d z kolei pieni�dze by�y
transportowane do Rzymu pod stra�� Witeliusza, legata
stacjonuj�cego w Antiochii, do kt�rego wp�ywa�y wszystkie dochody
z prowincji.
Poniewa� by�em akurat s�u�bowo u zarz�dcy jednego z naszych
wielkich stragan�w z owocami, nie opodal pa�acu, postanowi�em
zrobi� Zacheuszowi niespodziank� i odwiedzi� go. Drzwi do jego
biura by�y zamkni�te i kiedy chcia�em zapuka�, us�ysza�em gniewne
g�osy dobiegaj�ce z wewn�trz. Z niezwyk�� u mnie dyskrecj�
cofn��em si� sprzed drzwi i usiad�em na najbli�szej �awce. Za
chwil� drzwi gwa�townie si� otworzy�y i jaka� wysoka posta�
przebieg�a obok mnie w takim po�piechu, �e zaledwie zdo�a�em
uchwyci� spojrzeniem ty� szarej tuniki i pochylon� g�ow� i
us�ysze� echo jej szybkich krok�w na marmurowej posadzce.
- Z�odziej! Rabu�! Nigdy wi�cej nie pokazuj mi si� na oczy!
Zacheusz sta� w drzwiach swojego biura, wygra�aj�c wielk� pi�ci�
za uciekaj�cym m�czyzn�. Na m�j widok u�miechn�� si� i skin��
g�ow�, �ebym wszed� do �rodka, po czym zamkn�� drzwi.
- Jakie� k�opoty? - zapyta�em, kiedy usiedli�my.
- Zawsze z tymi samymi - westchn��. - Ci, kt�rzy pobieraj� podatki
na drogach, s� cierniem w moim boku. �eruj� nawet na pielgrzymach
udaj�cych si� do Jerozolimy na �wi�ta, upokarzaj� ich, kontroluj�c
zawarto�� ka�dego baga�u, a nawet zmuszaj� ich do p�acenia
dodatkowych nale�no�ci za dary, jakie ci biedacy nios� do �wi�tyni
z okazji Paschy. To jest najgorszy okres w roku. Powinienem mie�
tysi�c par oczu, by upilnowa� chciwych celnik�w. Ten, kt�rego
w�a�nie widzia�e�, na�o�y� tak wysoki podatek na pewn�
pielgrzymuj�c� rodzin�, �e nie mog�a go zap�aci�. Czy wiesz, co
wtedy zrobi�? Ostatecznie zgodzi� si� tych nieszcz�nik�w
przepu�ci�, ale pod warunkiem, �e zamieni� swojego zdrowego os�a
na jego w�asnego, starego i chorego! Na szcz�cie zdobyli si� na
odwag�, by zawiadomi� mnie o tym przest�pstwie, i kiedy przyjd�
tutaj dzisiaj po po�udniu, otrzymaj� pe�n� rekompensat�.
Podni�s� ma�� sakiewk�, kt�ra, jak wywnioskowa�em z jej ci�aru,
by�a wype�niona monetami.
- J�zefie - zawo�a�, przymykaj�c oczy - co ja tu robi�?! Wszak
m�g�bym sp�dzi� t� reszt� �ycia, kt�ra mi jeszcze pozosta�a, w�r�d
moich pi�knych zielonych p�l, pod b��kitnym niebem, wdychaj�c
aromaty balsamu i daktyli.
- Jeste� tutaj, Zacheuszu, aby broni� tych, kt�rzy sami nie mog�
obroni� siebie. Czy nie przypomina�e� mi o tym przy ka�dej okazji
w ci�gu tych kilku ubieg�ych lat?
Potrz�sn�� g�ow� i westchn��.
- Czy ja jestem str�em brata mojego?
- Zawsze nim by�e�, Zacheuszu, i nigdy si� nie zmienisz.
Zacheusz nachmurzy� si� i szybko zmieni� temat.
- Opowiedz mi o naszych farmach. Czy ten zachodni akwedukt zosta�
oczyszczony?
Zanim zd��y�em odpowiedzie�, rozleg�o si� g�o�ne pukanie do drzwi.
- Wej��! - zniecierpliwionym g�osem zawo�a� Zacheusz.
Drzwi otworzy�y si� z trzaskiem i w progu stan�� m�ody m�czyzna,
przyodziany tylko w przepask� na biodrach. Zasapany, z trudem
�apa� oddech.
Zacheusz zerwa� si� i podskoczy� do m�odzie�ca.
- Co si� sta�o, Aaronie? Co� z twoim ojcem? Jego ojciec - wyja�ni�
Zacheusz, zwracaj�c si� do mnie - jest celnikiem na drodze z
Perei. To dobry cz�owiek.
Zacheusz poprowadzi� m�odego cz�owieka do �awki, poda� mu czark� z
wod� i pog�adzi� go pocieszaj�co po karku.
- A teraz powiedz mi, synu, co sprowadza ci� tutaj w takim stanie?
- M�j ojciec kaza� mi zawiadomi� ciebie, panie, jak najszybciej.
- Zawiadomi�? O czym zawiadomi�? Zosta� obrabowany? Spotka�o go
jakie� nieszcz�cie?
- Nie, nie, m�j ojciec miewa si� dobrze i przesy�a ci, panie,
pozdrowienia. Ale chcia� ci powiedzie�, �e w�a�nie by� �wiadkiem
cudu. �lepiec, kt�ry codziennie siedzi blisko budki celnika,
prosz�c przechodz�cych o ja�mu�n�, odzyska� wzrok za spraw� tego
proroka z Galilei, kt�rego nazywaj� Jezusem.
- I tw�j ojciec widzia� to na w�asne oczy?
- Tak. To wydarzy�o si� kilka krok�w od jego budki.
- Jak to si� sta�o? Czy ojciec opowiedzia� ci o tym?
M�odzieniec skin�� g�ow� i wzi�� g��boki oddech.
- Powiedzia�, �e Jezus i jego zwolennicy przeszli ju� przez
rogatki, kiedy �lepiec zawo�a� za nim: "Synu Dawida, zmi�uj si�
nade mn�".
Zacheusz zblad�.
- Powiedzia�: "Synu Dawida"?
- Tak. I kiedy Jezus to us�ysza�, zawr�ci�, podszed� do miejsca,
gdzie siedzia� �lepiec, i zapyta�, co mo�e dla niego zrobi�, a
wtedy tamten odrzek�, �e chcia�by odzyska� wzrok, i Jezus
odpowiedzia�: "Przejrzyj; twoja wiara ci� uzdrowi�a".
- I co wtedy? - zapyta� niecierpliwie Zacheusz, pochylaj�c si� w
stron� Aarona.
Aaron wzruszy� ramionami i u�miechn�� si�.
- �lepiec skoczy� na r�wne nogi i zawo�a�, tak �eby wszyscy obecni
przy tym wydarzeniu s�yszeli, �e widzi, a kiedy Jezus ze swoimi
lud�mi oddali� si�, pobieg� za nim.
Zacheusz w milczeniu wpatrywa� si� w swoje r�ce, a� wreszcie
odezwa�em si�:
- Kt� to jest ten Jezus, Zacheuszu?
- Nie s�ysza�e�, J�zefie? To m�ody cz�owiek z Nazaretu, kt�ry
wskrzesi� z martwych �azarza w pobliskiej Betanii, zaledwie kilka
miesi�cy temu.
- Czarownik?
Zacheusz spojrza� na mnie dziwnie.
- Nie, nie s�dz�. Gdzie on teraz jest, Aaronie?
- Razem ze swoimi zwolennikami i ze �lepcem, kt�ry odzyska� wzrok,
ruszyli dalej. S� na drodze do Jerycha. Min��em ich, kiedy bieg�em
tutaj z t� wiadomo�ci�. B�d� w mie�cie mniej wi�cej za godzin�.
- Dzi�kuj� ci, Aaronie, i dzi�kuj� twojemu ojcu. Powiedz mu ode
mnie, �e ma wspania�ego syna.
Kiedy Aaron wyszed�, Zacheusz zacz�� przemierza� pok�j tam i z
powrotem, z r�kami za�o�onymi do ty�u i z pochylon� g�ow�. Setki
razy widzia�em go zachowuj�cego si� w ten spos�b w chwilach, kiedy
stara� si� rozwi�za� trudny problem, kt�rych nie brakowa�o w
naszych interesach. Zawsze twierdzi�, �e lepiej mu si� my�li,
chodz�c albo wykonuj�c jak�� prac� fizyczn�, ni� siedz�c. Teraz
jego krok cechowa�a spr�ysto��, jakiej dawno u niego nie
widzia�em. Nawet jego oczy b�yszcza�y, a pos�pne zmarszczki na
twarzy, kt�re pojawi�y si� na niej po niedawnych tragicznych
wydarzeniach, jakby si� wyg�adzi�y.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz, J�zefie?
- N-n-nie wiem, panie. Wydajesz mi si� jednak jaki� odmieniony.
- Czy masz jakie� plany na dzisiejsze popo�udnie?
- S� jeszcze w pobli�u trzy stragany, kt�re powinienem
skontrolowa�.
Machn�� r�k�.
- Zrobisz to jutro. Wyjd�my na ulic� i znajd�my zacienione miejsce
pod jakim� drzewem, gdzie b�dziemy mogli poczeka� na tego Jezusa.
Chcia�bym zobaczy� cz�owieka, kt�ry mo�e przywr�ci� �lepcowi wzrok
i o�ywi� martwego.
- Cz�owieka? Zacheuszu, cz�owiek nie mo�e dokonywa� takich czyn�w.
To jest albo oszust, kt�ry razem ze swymi wsp�lnikami wprowadza
ludzi w b��d, albo... albo...
Zacheusz milcza�, czekaj�c, a� doko�cz� zdanie. Nie wiedzia�em
jednak, co powiedzie�.
- Chod�, J�zefie - u�miechn�� si�. - B�d�my naocznymi �wiadkami
tego, co si� wydarzy.
Rozdzia� si�dmy
Wielkie karawanowe szlaki z Syrii, na p�nocy, do Arabii, na
wschodzie, spotykaj� si� i ��cz� na zachodnich kra�cach Jerycha, a
dalej, przechodz�c w szerok�, zbudowan� przez Rzymian, kamienn�
drog�, przecinaj� centrum miasta. Na zachodniej granicy g��wna
droga miasta znowu staje si� brudna i zapuszczona, wij�c si� w
g�r� zakosami, a� do oddalonej o co najmniej sze�� godzin marszu
Jerozolimy.
Kiedy przyszli�my do g��wnej drogi, czeka�y ju� tam t�umy ludzi.
D�ugim karawanom handlowym, kt�re zawsze wida� by�o na szlakach
komunikacyjnych, towarzyszy�y wielkie rzesze pielgrzym�w z Perei i
Galilei, udaj�cych si� do �wi�tego Miasta na Pasch�. Nigdy dot�d
nie widzia�em takich t�um�w stoj�cych po obu stronach drogi i z
nat�eniem wypatruj�cych pojawienia si� Jezusa od wschodniej
strony miasta.
Zacheusz przystan�� obok jakiej� m�odej pary. Kobieta trzyma�a w
ramionach �pi�c� dziewczynk�.
- Na co tutaj czekacie? - zapyta�.
Kobieta mocniej przycisn�a dziecko do piersi i odsun�a si� od
Zacheusza, kt�rego najwidoczniej rozpozna�a, ale m�czyzna
natychmiast mu odpowiedzia�:
- Chcemy zobaczy� cudotw�r