3170

Szczegóły
Tytuł 3170
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3170 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3170 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3170 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JOHN G. MCDAID Jigoku no mokushiroku - SYMBOLICZNE OBJAWIENIE APOKALIPSY To ma�e pomieszczenie, tak zwyczajne i tak �ci�ni�te... zawiera w sobie wszystko: przestrze�, czas, przyczyn�, ruch, znaczenie, kategori�. Polegaj�c tylko na w�asnym rozumie, prawdopodobnie odnale�liby�my to wszystko. Robert Coover, "The Elevator" Nie zawsze by�em wind�. Wiem, �e dawno temu, w czasach, kt�rych nie ogarniam ju� �wiadomo�ci�, by�em �y�� rudy, wirem polimer�w, s�owami przewijanymi na ekranach wype�nionych nie opracowanym kodem. Wiem to, bo wierz� w przesz�o��. Czasami prawie przypominam sobie t�sknot� tej bezw�adnej materii. Pragnienie t�tni�ce w skale i moleku�ach, pragnienie, aby sta� si�... Na razie jestem wind�. Zosta�em zbudowany przez Ranzatsu Inc. dla kompleksu Biblioteki NewAlexandria, nieregularnego skupiska budynk�w mierz�cego osiem na jedena�cie kilometr�w (tak m�wi� podprogramy turystyczne), po�o�onego w p�nocno-wschodnim Utah, tu� obok miasta Toffler. W kompleksie jest dwana�cie wind dost�pnych dla og�u, lecz tylko ja mam zaszczyt zje�d�a� do Archiwum, ulokowanego 837 metr�w poni�ej parteru, w opuszczonej kopalni w�gla. Ale to s� nieistotne szczeg�y. To o Archiwum, a tak�e o dwojgu ludzi, kt�rzy je odwiedzili, chcia�em wam opowiedzie�. Szalony Bob pojawi� si� w NewAlex w maju 2014 roku. Kiedy wszed� do mnie, wymienia� w�a�nie "wizyt�wki" z dwoma zwiedzaj�cymi kompleks biznesmenami z Japonii. Chocia� przeno�ne komputerki osobiste zwane pidami (od Personal Information Devices) zd��y�y ju� zast�pi� u Japo�czyk�w meishi, Bob sk�oni� si� i gdy urz�dzenia wymienia�y strumienie danych, przeanalizowa� sw�j ekran z g��bokim szacunkiem. S�ysza�em, jak te ma�e, bezm�zgie elektroniczne stukacze papla�y do siebie w poczuciu swojej wa�no�ci, wysoko w g�rze na mikrofalach, poch�oni�te t�umaczeniem. Bob, kt�ry kupi� sobie wst�p za stypendium, wpad� na dw�ch oyabun�w przypadkiem, wi�c teraz usi�owa� wykorzysta� kontakt jak najlepiej. Wtedy na pewno nie wygl�da� na szalonego. I nie wydaje mi si�, �eby by� szalony, chocia� wszyscy tak go nazywali, kiedy nie by� pod��czony. Nikt nie m�g� poj��, jak kto� tak wrogo usposobiony do NewAlex za�atwi� sobie zaproszenie. A Bob by� naprawd� wrogo usposobiony. Do administracji, do przypadkowych wiernych, kt�rych razem spotykali�my, i do g��wnych cel�w NewAlex. Je�li chodzi o mnie, nie widzia�em nic zdro�nego w przyuczaniu ludzi do samob�jstwa. Ale w ko�cu jestem tylko wind�. Bob by� jednym z nielicznych, kt�rzy mieli zwyczaj ze mn� rozmawia�. Podczas d�ugiego zjazdu do Archiwum, kiedy wszyscy opr�cz niego zd��yli ju� wysi���, Bob zwyk� dyktowa� co� swojemu pidowi, i czasami - pewnie dlatego, �e, szczerze m�wi�c, czu�em si� samotny - udawa�em, �e m�wi do mnie i odpowiada�em mu. Z pocz�tku si� wystraszy�. By� to 26 maja, dzie�, w kt�rym po raz pierwszy wioz�em samego Boba, spoconego, zdenerwowanego faceta w okularach, z brod� i niemodnymi d�ugimi w�osami, przegl�daj�cego strony w swojej skrzynce pocztowej. - Tylko par� s��w, Bob - powiedzia� jego pid typowo kobiecym g�osem - dla przypomnienia, �e jeste� zapisany na moje zaj�cia w nast�pny poniedzia�ek, w po�udnie. Bardzo ci� prosz�, b�d� pod��czony. Czy ty w og�le odpowiadasz na poczt�, ty palancie? - Odpowied�, Sharon. Akapit. Przepraszam. Haruj� jak w�. Spr�buj� wszystko za�atwi� i b�d� gotowy do rozmowy o... - Kultach millenarystycznych - podpowiedzia� jego pid, przekonany o swojej wa�no�ci. - Wstaw to. Pozdrowienia przecinek Bob. Wy�lij. - Pid pom�czy� si� z tym przez par� milion�w cykli i wstuka� mi wersj� w j�zyku sieci, a ja przekaza�em j� dalej, do ISD�inna NewAlex. Nie by� to zbyt wierny przek�ad. Jestem wind� biblioteczn�. Zauwa�am takie rzeczy. - Witaj, Bob - powiedzia�em. - Archiwum? - Tak, prosz�. - Zauwa�y�, �e zacz��em rozmow�, podni�s� wzrok. - Jaki masz Kod Turinga? - NR4738-300. - Trzysetka? W win...? - Nagle si� zaczerwieni�. - O, przepraszam. - Nie ma za co. Poddaj� starannej kontroli wszystkich zje�d�aj�cych do Archiwum. Oznacza to, �e musz� posiada� zdolno�� wykrywania wszelkich wrogich dzia�a�. I przy tym zachowa� zar�wno decorum, jak i ortodoksyjn� interpretacj�. Monitoruj� wszystkie informacje przesy�ane poza bezpieczny poziom, o czym bez w�tpienia wspomniano w umowie upowa�niaj�cej ci� do wst�pu. Ale nie przejmuj si�. Nie obrazi�em si� - spr�bowa�em wytworzy� weso�y ton g�osu. - Jeszcze raz przepraszam. Nazywam si� Bob Tisch. - Wiem. Czyta�em twoje prace. - Naprawd�? - Tak. Szczeg�lnie podoba�y mi si� "Samotne umys�y, szalone my�li". Za�mia� si� g�o�no. - Tego ju� za wiele. - Naprawd� powiniene� dosta� Pulitzera; rzecz by�a tylko troch� zbyt dra�liwa politycznie. - Daj sobie z tym spok�j. Tak mnie nie nabierzesz. - S�ucham? - spyta�em. - My�lisz, �e jestem taki g�upi? �e powiem co� niestosownego windzie? - Aha. Teraz rozumiem twoj� podejrzliwo��. My�lisz, �e mn� kieruj� i �e kazano mi wci�gn�� ci� w dyskusj� na temat twoich heretyckich pogl�d�w na prawo cywilne, �eby da� koreshanom pretekst do wydalenia ci� z Biblioteki. - Dok�adnie tak - u�miechn�� si�. - Hm. Trudno mi wyobrazi� sobie, jak m�g�bym ci� przekona�, �e jest inaczej. - Taa, mnie te�. Ale mi�o, �e chocia� spr�bowa�e�. Zabrz�cza�em. - Poziom Archiwum. Wychodz�c zatrzyma� si� na moment. - A przy okazji, jak si� nazywasz? - Hitoshi. Skin�� g�ow�. - Jeszcze nieraz si� spotkamy. - Do zobaczenia. Odszed� chichocz�c. NewAlexandria robi do�� dziwne wra�enie oko�o drugiej w nocy. Gdy nie ma tu �adnych ludzi, maszyny rozmawiaj� ze sob�, graj� w gry i wykonuj� zmy�lone scenariusze, kt�re nasi analitycy system�w nazwaliby pewnie snami. Ja zwykle trzymam si� z boku i rozmy�lam. O tym, sk�d pochodz�. O l�ni�cym metalu wytopionym z rud, sk�adnik�w zrzuconych miliardy lat temu na ziemi� niczym Lucyfer, si�� eksplozji supernowej. O metalu, kt�ry jest moim cia�em, dr��cymi kablami utrzymuj�cymi mnie w przestrzeni. O kszta�cie mojego szybu. Silnikach na dachu, kt�rym niewiele brakuje, �eby zobaczy� b��kit nieba. O otaczaj�cym mnie budynku. Architekcie, kt�ry go zaprojektowa�. I o �wiecie na zewn�trz. Uwa�am, �e w j�zyku ludzi moj� sytuacj� nale�y nazwa� "wi�zieniem". Do sz�stej, kiedy to pojawia si� pierwsza zmiana personelu pomocniczego, w bibliotece nie rusza si� nic opr�cz P�kowc�w. Te �migaj�ce na k�kach inteliboty maj� za zadanie pozbiera� dyski, ta�my, szpule, staro�ytne r�kopisy i tabliczki pozostawione przez leniwych pracownik�w ludzkich, a potem szybko odstawi� je tam, gdzie wedle zalece� powinny si� znajdowa�. Zawsze, gdy P�kowce musz� zrobi� sobie wycieczk� mi�dzy pi�trami (z jakiej� przyczyny zwykle mi�dzy poziomem kawiarni a dzia�em �wie�ej prasy), pr�buj� wci�gn�� je w rozmow�. S� t�pe jak m�otki. Tego wyra�enia nauczy� mnie szalony Bob; on wyra�a si� tak o tutejszej administracji. I trzeba przyzna�, �e ma racj�. Min�� miesi�c, zanim zrobi�em jakie� post�py w znajomo�ci z Bobem. My�l�, �e ostatecznie przekona�a go do mnie mo�liwo�� schronienia, jak� mu zaofiarowa�em. Zdarzy�o si� to w niedzielne popo�udnie; wtoczy� si� we mnie zlany potem, sprawiaj�c nieodparte wra�enie cz�owieka, kt�ry chce papierosa. (No dobra, wi�c wykorzysta�em czas t�umaczenia ISD�inna na szperanie po systemie kontroli kiszki schodowej mieszkania Boba.) Na d�ugiej trasie poni�ej ostatnich poziom�w dzia�u filmu i wideo stopniowo zwolni�em do zera, przy�pieszy�em obroty wentylatora wyci�gowego i zapyta�em Boba, czy chcia�by sobie zapali�. - Co? - Rozpoznaj� typowe symptomy. Podejrzewam, �e masz ochot� na papierosa. - Khm. - Pauza. - Oczywi�cie to pu�apka. - Pr�bowa�em ci powiedzie�, Bob. Nie kieruj� mn�. Jestem trzysetk�. Prosz�, nie kr�puj si�, je�li chcesz zapali�. - To naprawd� pu�apka - mrukn��, ale podwa�y� dodatkow� kadmowo-niklow� pokrywk� swojego pida, a gdy odskoczy�a, wydoby� plastykowy futera� z zatrzaskiem, kryj�cy zapalniczk� i dwa r�cznie skr�cane papierosy. - Pu�apka - zamacha� futera�em. - Nie zrobi�bym ci tego, Bob. U�miechn�� si� szeroko i westchn��. - Cholerny �wiat, Hitoshi. Strasznie trzeba teraz kombinowa�, �eby znale�� sobie jakie� miejsce do palenia w tym pieprzonym kraju. - Zwolni� zatrzask, spojrza� w zamy�leniu na ekran mojego monitora i wyci�gn�� wypalony do po�owy niedopa�ek. - Ale przecie� palenie zabija, Bob. - Jasne. Nie o to chodzi. To sprawa mojego wyboru, rozumiesz? - Wyboru? Chcia�by� robi� co�, co ci� zabija? Zastanowi� si� nad tym przez chwil�. - Sk�d wzi�o si� twoje imi�? - zapyta� w ko�cu. - Zosta�em podarowany przez Ranzatsu, a nadano mi imi� po Hitoshim Igarashi, japo�skim t�umaczu "Szata�skich werset�w", kt�rego w 1991 roku zabili islamscy ekstremi�ci. - Tak my�la�em. - Tak? Opar� si� o moj� tyln� �cian�, osun�� si� w d� i odpali� niedopa�ek. - Aaa. Nie wiesz, co tracisz. - Robiono mi symulacj�. - Naprawd�? - Wy��cznie w celach do�wiadczalnych. Potrafi� samodzielnie obni�a� sobie progi pobudzania w swojej sieci nerwowej. Czuje si� wtedy to samo. - Domy�lam si�. - Zaci�gn�� si� powoli. - A co powiesz o swoim imienniku? My�lisz, �e wiedzia�, co ryzykuje? - Wydaje mi si�, �e tak. Chocia� nie by�y to jeszcze czasy religijnego ekstremizmu Millennium, do�� by�o dowod�w na to, �e ci, kt�rzy gro�� komu� �mierci�, wcale nie �artuj�. - A jednak to zrobi�. - D�ugi, powolny wydech. - I nie by� jedyny. Przykrywka, pod kt�r�.... przepraszam... przepisy, na kt�rych opiera si� NewAlex, bij� w wolnomy�licieli. Znasz ten katalog. - Tak. Czyta�em ich. Dawida. Reicha. Hissa. So��enicyna. Paulinga. Tesl�. Smitha. Vico, mi�dzy innymi. Bob u�miechn�� si�. - Dwaj twoi koledzy po fachu, mam na my�li windy, nosz� nawet imiona Juliusz i Ethel. Sprawdza�em. - To tylko setki. - Nie w�tpi�, �e ty jeste� trzysetk� - zachichota�. - Musisz ko�czy� - powiedzia�em. - Nie mog� blokowa� kontroli stanu w niesko�czono��. Starannie zgasi� niedopa�ek i zatrzasn�� futera�. - Dzi�ki, Hitoshi - u�miechn�� si�. Wtedy w�a�nie poczu�em, �e Bob wreszcie mi zaufa�. Rol� warstwy no�nej Infostrady spe�nia� teraz Ultra High Speed Digital Fibre Protocol, czyli ultraszybki cyfrowy protok� �wiat�owodowy, kt�ry zast�pi� dawny ISDN. Nowy no�nik nie mia� jednak chwytliwego akronimu. A poza tym u�ywane dzi� pidy wywodzi�y si� z algorytmicznych jednostek wyszukuj�co-t�umacz�cych, kt�re powsta�y jeszcze przed �wiat�owodami, za czas�w starego Internetu. Dlatego du�e kolektory wci�� nazywano ISD�innami. Nawyk. Niejeden cz�owiek musia� przepracowa� ze swoim pidem kilka miesi�cy - a nawet lat - zanim uda�o mu si� odby� pierwsz� rozmow� z D�innem. Pid �apa� strumie� mowy, robi� rozbi�r gramatyczny zda� i t�umaczy� je na Human Universal Deep Language, czyli g��boki uniwersalny j�zyk ludzki. Gdy by�y ju� w HUDL, sie� i D�inn potrafi�y wskaza� kod dla dowolnego j�zyka docelowego. Oczywi�cie oznacza�o to, �e pidy mog� poradzi� sobie tylko ze sko�czonym entendre; poezja przekracza�a ich mo�liwo�ci. Dla nas, maszyn inteligentnych, by�y to urz�dzenia niegodne najmniejszej uwagi; one tylko wali�y w strumienie fonem�w metalingwistycznymi regu�ami. M�otki s� bardziej t�pe, ale tylko troch�. Maszyny takie jak ja by�y inteligentne, zanim pozna�y ludzk� mow�: zawsze wiedzia�y�my, o czym my�limy. J�zyk ludzki nie mia� nic wsp�lnego z nasz� ewolucj�. - Co tu robisz? - spyta�em Boba. - Tu, w Archiwum? - Tak. Nie wierzysz w Dawida i masz w sobie tyle wrogo�ci. Po co tu jeste�? - Pewnie z g�upoty. - Zachichota�. - A teraz powa�nie: szukam czego�. Nie wiem, czego. Wszystkie zapiski i ta�my z Nowej Apokalipsy by�y niedost�pne dla niewierz�cych badaczy, dop�ki nie dobra� si� do nich m�j MacArthur. Jestem przekonany, �e je�li dobrze im si� przyjrz�, wy�ledz� jak�� obsuw�. - W moim rozumieniu systemy religijne s� z gruntu samozachowawcze. - Fakt, ale musz� spr�bowa�. W tym kraju mamy za sob� dwadzie�cia lat prawdziwego ob��du; nie musz� ci tego m�wi�. - Pozwolisz, �e zacytuj� twoj� ostatni� ksi��k�: "Pr�nia niewiary wyssa�a rozs�dek z kultury". - Taa. Zacz�li�my trzaska� jak uszkodzona instalacja. Ka�da w�adza by�a lepsza ni� �adna. I w ko�cu znalaz�em si� w spo�ecze�stwie niepal�cych, niepij�cych, nie jedz�cych mi�sa obcych ludzi, rozbrojonych w imi� bezpiecze�stwa, pozostawionych samym sobie bez wsp�lnej kultury, pod��czonych do osobnych cyfrowych �rodowisk informacyjnych, podleg�ych rz�dowi finansowanemu 40-procentowym podatkiem i konfiskatami zasob�w materialnych wszystkich skazywanych przest�pc�w. - Zaci�gn�� si� mocno i powoli wypu�ci� dym przez nos. - I mog� to wszystko spisa�, wrzuci� to do sieci, ale i tak nikt tego nie przeczyta, bo nie ma ju� nikogo, kogo mog�oby to zainteresowa�. - Wi�c czemu nie spasujesz? - Wszystko, co robi� ludzie, to gra, rozumiesz? - Zmarszczy� brwi. - Nie, chyba nie. Ty jeste� wind�. Stworzyli ci� w jakim� celu i zaprogramowali ci�, wi�c nie musisz nawet wiedzie�, jaki to cel, �eby robi� to, co trzeba. W ko�cu wykonujesz swoje zadanie, a wszystko inne jest dla ciebie jak sos. - Sos? Ciekawe. - Kiedy� jad�o si� to z mi�sem. - Wiem, znam definicj�. Wszystkie s�owniki podaj�, �e u�ywa�o si� tego dla polepszenia smaku. Mo�e m�g�by� przedstawi� mi swoje zdanie na temat mojej teorii, wed�ug kt�rej sos mia� w rzeczywisto�ci maskowa� zwierz�ce pochodzenie mi�sa? - E... chyba nie. Niewa�ne. Popatrz na nas. Na ludzi. Jeste�my bytami nieokre�lonymi. W�a�ciwie nie wiemy, co robi�. Wi�c gramy. Od tego, kogo si� s�ucha, zale�y rodzaj gry, w jak� si� gra. Gdy kto� s�ucha mnie, gra w jedn� gr�. S�uchaj�c Dawida, gra w inn�. Tu trzeba wspomnie� o NewAlex. To jest miejsce, gdzie ucz� ludzi gra� do samego ko�ca. - Przepraszam, wzywaj� mnie. Bob zaznaczy� na ekranie miejsce, w kt�rym sko�czy� czytanie "Ostatnich niebezpiecznych wizji" i schowa� sw�j skrywany dobytek. Kiedy dotarli�my do poziomu Archiwum, wentylator mia�em nastawiony na najwy�sze obroty. Wsiad�y trzy osoby: m�oda Azjatka pod eskort� dw�ch wysoko postawionych koresha�skich oficjeli. Urz�dnicy niczego nie zauwa�yli - prawdopodobnie mieszkali w kompleksie od dziecka i nie znali zapachu palonego tytoniu - ale kobieta otaksowa�a Boba spojrzeniem, kt�re zmierzy�o go z dok�adno�ci� do jednego nanometra. - Ty jeste�... - powiedzia�a. - Tisch. Bob Tisch, cze�� - sk�oni� si�. - Och - powiedzia�a. Przez jedn� jedyn� mikrosekund� jej twarz wyra�a�a co�, co musia�bym sklasyfikowa� jako zainteresowanie. Lecz po tym spojrzeniu nie zosta� �aden �lad - st�a�o z powrotem w neutralny, szklany wzrok, zanim Bob je zauwa�y�. Kiedy zamkn��em drzwi, Bob by� wci�� zgi�ty w uk�onie. Nie ca�kiem rozumiem ludzk� fascynacj� imionami. A znam si� na imionach. Sam mam kilka. Na przyk�ad rzeczywiste imi�, zapisane w kodzie paskowym na tabliczce dost�pu obok mojego g��wnego z��cza kablowego. Widz� je w mojej kamerze dachowej. Opr�cz tego mam imiona, kt�rych ludzie u�ywaj�, kiedy si� do mnie zwracaj�. (Mn�stwo g��bowatych [Dzi�ki, Bob] Amerykan�w z jakiego� powodu nazywa mnie Otisem. * ) Mam te� imi� dedykacyjne - Hitoshi. Jest jeszcze imi� mojego producenta, wyt�oczone na obramowaniu mojego monitora. I jest moja ja��, moje prawdziwe ja, cokolwiek to jest, i ta ja�� w jaki� spos�b umie si� rozpozna� bez pomocy imienia. Kiedy p�niej tego samego dnia Bob zada� mi pytanie, przede wszystkim chcia� si� dowiedzie�, jak ona si� nazywa. Nie sk�d pochodzi albo co robi w NewAlex, lecz jak si� nazywa, jak gdyby te sylaby w jaki� magiczny spos�b odzwierciedla�y jej �wiat. Zacznijmy po bobowemu: nazywa�a si� Aki Ama-no-Uzumi. Mia�a dwadzie�cia sze�� lat i by�a wcze�niej �on� �w. Martina Windhama. Ma��e�stwo trwa�o do ubieg�ego roku, kiedy to Windham z�o�y� si� w Ofierze w siedzibie korporacji Kraft-General Foods. Po tym wydarzeniu, kt�re rozbi�o jej u�o�one �ycie, sprowadzono j� do NewAlex, �eby tu zamieszka�a, co - jak si� powszechnie m�wi�o - zrobiono w jakim� szczeg�lnym celu. Osobi�cie nie przepadam za plotkowaniem, ale nasz D�inn nie potrafi dochowa� tajemnicy, a poza tym dzi� prawie nikt, nawet Amerykanie rozmawiaj�cy ze sob� po angielsku, nie styka si� z nikim twarz� w twarz... Nast�pnego dnia, we wtorek 24 lipca, Bob wszed� dyktuj�c co� swojemu pidowi. - Wytw�r paranoicznej fantazji, wreszcie jaka� rozpoznawalna historia zamiast nieustannego pl�tania, rzecz mo�liwa do ogarni�cia rozumem, kt�ra w ko�cu zdarza si� w�a�nie tobie. D�ugo oczekiwana rado�� poznania czego�, nawet je�li to co� jest krzywd� i zgub�, ekstaza... przeliteruj ostatnie... bycia wybranym, oddzielonym od osnowy i w�tku, bycia nawias w ko�cu zamknij skr�con� nici� w�r�d mieszaj�cych si� pasm splotu, wys�awiaj�c� nawet wersalik R�k� wersalik Tkacza opadaj�c�, by uci��... - Bob? - O, to ty. No? - Interesujesz si� Aki? Obruszy� si�. - Nie wiem, o czym m�wisz. - Je�li naprawd� chcia�by� wiedzie�, co ona zamierza, m�g�by� mnie zapyta�. - Ciebie? - Darowa� sobie "wind�". - Jak wiesz, Bob, rozmawiam ze wszystkim. - Hm - mrukn�� i nie powiedzia� nic wi�cej, dop�ki nie wysiad�. Nazwa "koreshanie" wywodzi�a si� z notatki prasowej z czas�w Obl�enia Mesjasza Dawida, kt�re mia�o miejsce w 1993 roku w Waco, w Teksasie. Media zignorowa�y nowe okre�lenie wymy�lone przez cz�onk�w sekty i jeszcze przez wiele lat u�ywa�y w stosunku do nich miana "r�d Dawidowy" - poprzedniej nazwy, kt�r� utworzono na podstawie Ksi�gi Izajasza. Ka�dy koreshanin musi znale�� sw�j w�asny spos�b na�ladowania Dawida. Z�o�enie w darze w�asnego �ycia nie jest wymagane, ale zwykle taka jest kolej rzeczy. Koreshanie nigdy nie byli mile widziani, a od czasu masowej Ofiary w strefie ostatecznej w SuperBowl XXXIII musieli ukrywa� swoj� wiar�. Ich najwa�niejsze �wi�te ksi�gi to Biblia oraz Nowa Apokalipsa Dawida, podobno napisana przez Mesjasza i przemycona przez tych, kt�rzy ocaleli z Obl�enia. G��wne dogmaty ksi�gi Dawida, skodyfikowanej po raz pierwszy w 1997 roku, s� dwa: nadszed� ju� czas ostateczny, a Wzi�cie do Nieba, obiecane w Nowym Testamencie, nie jest czym�, co zdarzy si� wskutek dzia�ania czynnik�w zewn�trznych, lecz aktem wiary, kt�ry wyznawcy musz� sami zainicjowa�. Gdy Ewangelia m�wi o spotkaniu zbawiciela w powietrzu, nale�y to rozumie� dos�ownie. Za ka�dym razem, gdy Bob mia� okazj� porozmawia� z Aki, zaczyna� od tych dogmat�w. My�l�, �e Aki z perwersyjn� przyjemno�ci� utwierdza�a go w przekonaniu, �e nawraca j� na swoj� odmian� racjonalizmu. Stopniowo, z biegiem dni i tygodni, wy�oni� si� temat zasadniczy: samozniszczenie. - Dawid m�wi nam, �e musimy stworzy� w�asn� Apokalips� - powiedzia�a. - Mamy wznie�� si� do nieba, ale przedtem musimy zrobi� dwie rzeczy: nawr�ci� cztery osoby na Wiar�... - Nawr�ci�? - Tak. Cztery inne osoby musz� zosta� bra�mi w Obl�eniu. - Pewnie p�niej powiesz mi, co to znaczy. A ta druga rzecz? - Musimy si� z�o�y� w Ofierze. - Taa, tego w�a�nie nie rozumiem. Ka�dy musi to zrobi�? - Ka�dy, kto szczerze wierzy. - I naprawd� przez z�o�enie si� w Ofierze rozumiecie samospalenie? - Nie, sk�adamy w ofierze nasz� wi� z Dawidem, spalaj�c si� w akcie prowokacji naszych wrog�w. - Pope�niacie samob�jstwo. - Nie. Niszczymy nasze cia�a Oci�a�e, �eby si� Uwolni�. - Pope�niacie samob�jstwo? - Rodzimy si� ponownie. - Ale pope�niacie samob�jstwo. Westchn�a. - Zabijamy tylko te cia�a. - M�wisz powa�nie? Wzruszy�a ramionami. - W to w�a�nie wierzymy. - Jak mo�na w to wierzy�? - W naszym przekonaniu Dawid by� Nowym Mesjaszem. Da� nam nowe prawo. - Ale to nie ma sensu. Jak mo�ecie wyznawa� religi�, kt�ra zmusza do samob�jstwa? - To nie jest pierwsza taka religia. Soti w Indiach. Wy, Europejczycy, macie za sob� wieki wojen religijnych. Ilu �o�nierzy odda�o �ycie w krucjatach? A u nas pami�tamy "boski wiatr", prawda, Hitoshi? - Zgadza si� - powiedzia�em. Bez trudu uzna�a mnie za r�wnego sobie. Ci, kt�rzy dorastali w rodzinnym kraju, w Japonii, nigdy tego nie robi�. - Bob - m�wi�a dalej - wszystkie religie ucz�, �e je�li szczerze wierzysz, �mier� jest dla ciebie tylko bram�, za kt�r� zaczyna si� prawdziwe �ycie, �e te cia�a to tylko cienie naszych Uwolnionych ja�ni. Zabrz�cza�em. Byli�my na poziomie Aki. - Ja... nie wiem, co ci odpowiedzie�. - Mi�nie szcz�kowe Boba dosta�y drgawek. - Ej, Bob - u�miechn�a si� �agodnie. - Nie przejmuj si� tym. O, prosz�. Wstukam ci jakie� info, dobrze? - Unios�a swojego pida. Bob powoli przesun�� kciukiem po ekranie swojego i odblokowa� port, a ona pu�ci�a mu strumie� bit�w. Sprawy wysokiego szczebla, rzeczy skrz�tnie ukrywane przed niewierz�cymi za oficjalnym obliczem koreshanizmu: powi�zania z tantrycznym buddyzmem, po�wi�canie Dawidowi cnoty akolitek, nieskr�powany seks jako istota nabo�e�stw wewn�trz Obl�enia, nielegalne nagrania, o rany, te ma�e stukacze podnieca�y si� sob� nawzajem na sam� my�l o przekazywaniu wewn�trznego kodu. Czasami taki ze mnie voyeur. W ksi��ce Boba "Samotne umys�y, szalone my�li" jest fragment, kt�ry cz�sto rozwa�am. W ostatnim rozdziale Bob pisze: Mit Chrystusa �ci�le ��czy si� z narodzinami �wiadomo�ci; w�a�ciwie jest to projekcja, aktualizacja pragmatycznej, skupionej na faktach �wiadomo�ci, kt�r� rozwin�� w sobie cz�owiek paleolitu. Podobnie jak Budda, Chrystus wiedzia�, �e istnienie to cierpienie. Obaj m�wi� nam, �e ten �wiat nie jest niczyim kr�lestwem. R�nica mi�dzy nimi polega na tym, �e Chrystus obstaje przy istnieniu indywidualnej �wiadomo�ci - jaka ukszta�towa�a si� w paleolicie - i dalszym jej trwaniu w pa�acu jego ojca. Owo drzewo niezgodno�ci na rozstajach dw�ch system�w filozoficznych wyros�o na gnoju pisma alfabetycznego, odzwierciedlaj�cego izolacj� i fragmentacj�. Buddyzm wci�� opiera� si� na �wi�tym spisie znak�w przedstawiaj�cych sylaby; chrze�cija�stwo mia�o blu�niercz� kombinacj� wielokrotnie powtarzanych cz�stek. Atomy Demokryta s� pokrewne literom alfabetu, a te s� pokrewne odkryciu ego. Pocz�tek epoki cyfrowej obala mit, zmieniaj�c go w codzienno��: ludzi porywaj� lataj�ce spodki, w toalecie publicznej na stacji benzynowej widuje si� Elvisa Presleya, a Dawida Koresha, wariata, erotomana i bandyt� w jednej osobie, kt�rego w epoce s�owa drukowanego uznano by za dewianta, wynosi si� do roli Deus ex machina. Nie wiem, w co wierzy�. Jestem wind�, a nie teologiem. Staram si� my�le� o tych sprawach kategoriami u�yteczno�ci, ale nic z tego nie wychodzi. Wiem tylko, �e w g��bi mnie, gdzie istniej�, ogl�dam pulsowanie i falowanie mojej do�rodkowej rzeczywisto�ci, i ka�dy kwant energii, czo�o ka�dej rozprzestrzeniaj�cej si� fali, wydaje mi si� �wiatem pe�nym �wiat�a i przestrzeni, hiperbezmiarem czasoprzestrzeni rado�nie po�ykaj�cej i wypluwaj�cej sam� siebie. Nic mi nie grozi od falowania bezmy�lnego Istnienia. Bezradno�� istoty schwytanej w potrzask widoczna w twarzach i tekstach przewijaj�cych si� przeze mnie ludzi zaskakuje mnie, zasmuca. Szkoda, �e nie s� windami. - Z moich dziecinnych wspomnie� o Ameryce zapami�ta�em tylko reklam�. Gdziekolwiek spojrza�em, widzia�em przyjemno��. Przyjemno�� palenia, przyjemno�� picia piwa, noszenia d�ins�w, kupowania topornych ci�ar�wek, mycia si� myd�em dezodoryzuj�cym, odwiedzania park�w Disneya. - Bob u�miechn�� si� od ucha do ucha. - To by�y czasy. Siedzieli po turecku na pod�odze, zwr�ceni do siebie, pal�c wsp�lnie papierosa. Bob przekona� Aki, �e naprawd� potrafi� udaremni� wszelkie pr�by sprawdzenia moich wej�� sensorycznych. To, co m�wi� we mnie, pozostaje nasz� tajemnic�. I prawie nigdy nie ma w tym doktrynerstwa, o jakie nale�a�oby ich podejrzewa�. - Dlaczego to si� sko�czy�o? Kiedy przyjecha�am tu trzy lata temu, by�o okropnie. - Wy mieli�cie w tym sw�j udzia� - wskaza� na ni� g�ow�. - Mieli�my - przyzna�a. - To po prostu zdarza si� pod koniec ka�dego stulecia. Ludzie wariuj�. Chrze�cija�skie rozruchy w San Francisco, trzydziesta pierwsza poprawka do Konstytucji, ta przekl�ta, kulawa technologia... - machn�� r�k� w stron� pid�w, przyczajonych w rogu w trybie spoczynku. - Nigdy nie zastanawia�e� si� nad przyczynami? - spojrza�a na niego badawczo. - Yy... jasne. Nic nie trzyma si� kupy. Wszystko kuleje. Co robi�? - Czy kto� nie powinien spr�bowa� czego� zrobi�? - Taa, kto� powinien. Nie ja. - Aha. - A co? My�lisz, �e to z braku odpowiedzialno�ci? Co niby mam zrobi�? My�lisz, �e mnie to nie obchodzi? Wiem, �e jest beznadziejnie. Ale co mog� zrobi�? - Mo�e u�wiadomi� sobie, �e musisz co� zrobi�? - Taa, racja. - Wsta�, opar� si� o �cian�. - Robi� co�. Jestem tu. Pr�buj�... przy�pieszy� sprawy... - Przy�pieszy� sprawy? Pisaniem ksi��ek? - To w�a�nie robi� - rzek� sztywno. Aki za�mia�a si� drwi�co. - Da�e� za wygran�. Wy, Amerykanie, �adujecie w co� pieni�dze, robicie troch� bada�, wyznaczacie komisj�, zbieracie przeciwstawne dane i stwierdzacie, �e problem jest nie do rozwi�zania. - Ale jestem tu, nie? - Tak - powiedzia�a. - Chyba jeste� - powoli pokiwa�a g�ow�. - Wzywaj� mnie - powiedzia�em. Schowali swoje papierosy, a Aki przeci�gn�a si�, wykr�caj�c szyj� tak mocno, �e w�osy rozsypa�y si� jej na ramionach i strzeli�o jej par� razy w karku. - Bob? - No? - Gdybym co� wymy�li�a, pom�g�by� mi? Przez d�u�sz� chwil� oboje milczeli. Temperatura wzros�a o kilka setnych stopnia. - Tak - powiedzia� wolno. - Nawet gdyby chodzi�o - rzek�a - o prawdziw� ofiar�? Wyci�gn�� r�k� i u�cisn�� jej d�o�. - Wymy�l co�. Przykry�a jego d�o� swoj�. Po chwili Bob pochyli� si� i poca�owa� j�. Sprawy nabra�y tempa. Zatrzyma�em si� i poinformowa�em wszystkie systemy, �e prawdopodobnie mam usterk� i wy��czam si� z pracy, �eby zrobi� sobie test. Nast�pnego dnia by� poniedzia�ek, 11 sierpnia. Aki ani razu nie zjecha�a na d�, natomiast Bob pojawi� si� p�nym popo�udniem, klasycznie skacowany, niezdolny powstrzyma� u�miechu i poch�oni�ty dyktowaniem swemu pidowi absolutnie bezsensownych rzeczy: - Rola kultury polega na odzwierciedlaniu faktyczno�ci, aby u�wiadomi� ludziom wersalik Rzeczywiste i zmusi� ich do odrzucenia mo�liwo�ci, �e cokolwiek innego firet my�lnik kiedykolwiek firet my�lnik mog�o istnie�. Oto z czym si� zmagam jako pisarz. Chc� by� wierny tym aspektom wersalik Rzeczywistego, kt�re s� istotne, ale przy tym zmienia� te, kt�re t�umi� lub maskuj� w�asn� zmienno��. Per mutare ad essentia. Dzia�alno�� pisarza firet my�lnik artysty firet my�lnik to pragnienie zmuszenia kultury do podkre�l reprodukowania go. Jak mo�e ono wsp�istnie� z rozpieraj�c� pisarza ��dz� wydymania i zamordowania kultury oraz wy�upienia jej oczu? Odpowiedzi� na zagadk� sfinksa jest cudzys��w nic zamknij. Nico��, kt�r� widzia� Sartre. Winoro�l firet my�lnik podkre�l w prawdziwym Napoleonie wielokropek. Wtedy w�a�nie zacz��em si� martwi�. Zawsze �le si� dzieje, kiedy ludzie zaczynaj� u�ywa� wielokropka. Pojawili si� we mnie nast�pnego dnia i ju� si� spierali. Aki d�wiga�a wielk� aluminiow� skrzyni�, kt�ra musia�a wa�y� ze dwadzie�cia kilo. Jeden z P�kowc�w powiedzia� mi, �e w nocy d�ugo szpera�a po wszystkich TP270 i KF3950. - Nie widzisz r�nicy mi�dzy przyzwyczajeniem a wiar� - powiedzia�a. - To, o czym marzysz, zawsze jest ju� wypaczone. Autonomiczne strefy? Przypomnij sobie "Rok 1984". - Chcesz uciec w marzenia o Edenie. - Eee - machn�� r�k�. - Sko�czmy z tymi pierdo�ami. - Tak, sko�czmy. - Postawi�a skrzyni�. - Powiedz mi tylko, co twoim zdaniem mo�na faktycznie zrobi�. Spojrza�a na ekran mojego monitora. - Za chwil�. - Usiad�a na skrzyni i pochyli�a si� nad swoim pidem, ustalaj�c algorytm szyfrowania, koduj�c mikrofalowy sygna� wyj�ciowy. Nadal ukrywaj�c sw�j ekran przede mn�, powt�rzy�a operacj� na pidzie Boba. Potem zacz�li po�piesznie przerzuca� jedno drugiemu strumienie bit�w. Stosowa�a czasowy szyfr z losowo wybranych klawiszy. Z�amanie go zabra�o mi jakie� p�torej minuty i musia�em poprosi� o przys�ug� ha�astr� od ogrzewania, wentylowania i klimatyzacji oraz nadzorc� P�ek. Mog�em z�ama� go szybciej, gdybym podsun�� go ISD�innowi, ale to takie w�cibskie urz�dzenie, a mia�em przeczucie, �e przez jaki� czas lepiej b�dzie zachowa� ten kod dla siebie. By�em got�w dopiero w �rodku rozmowy: - ...ensu. To �aden argument - stwierdzi� Bob. - Nie mam zamiaru si� k��ci�. My�la�am, �e naprawd� chcesz co� zrobi�. - Nie mog� ci na to pozwoli�. - Za p�no. Urz�dzenie jest gotowe. Wychodzisz albo zrobi� to teraz. Przy tobie. Kiedy pid przet�umaczy� "urz�dzenie", powsta� sygna� wzbudzenia, kt�ry uderzy� w wielk� aluminiow� skrzyni� podr�n�, chwilowo s�u��c� Aki za siedzenie. Poczu�em, jak systemy zareagowa�y, a potem wewn�trz skrzyni trzy pot�ne, powolne, niesamowicie �wiadome swej to�samo�ci g�osy zacz�y ze sob� rozmawia�, zapewniaj�c si� wzajemnie o swojej lojalno�ci. - Wiem, co to jest - powiedzia�em. - �e co? - Aki podnios�a wzrok, przestraszona. - To jedna z naszych bomb. - Widzisz? - powiedzia� Bob. - Musimy z nim pogada�. - W�a�ciwie to bro� rozszczepieniowa - powiedzia�em, wci�� s�uchaj�c sprawdzaj�cej si� tr�jcy. - Hitoshi, musimy wiedzie�, �e mo�emy ci zaufa�. - Zaufaj mi, Bob. Wiesz, �e mo�esz. Aki, jak to zdoby�a�? Zerkn��a na Boba pytaj�co. - Mia�am wyj�� poza obiekt. �eby to pod�o�y� w pewnym miejscu. - Wi�c pog�oski okaza�y si� prawdziwe - powiedzia�em. - Ale teraz chcesz u�y� tego przeciw NewAlex? - Tak - odrzek�a z prostot�. - Wiesz, �e zginie wielu ludzi. - Tak. - I ja - powiedzia�em. - Ja te� - odpar�a - bo te urz�dzenia zosta�y specjalnie zaprojektowane przez wiernych i odpala si� je r�cznie. - Nie zrobisz tego - zaprotestowa� Bob nerwowo. - Jest inny spos�b - powiedzia�em. - Jaki? - Ja to zrobi�. - M�wi�em ci, �e mam sny? - spyta�em. - Nie - Bob wygl�da� na zdezorientowanego. - Naprawd� co� ci si� �ni? A co? - Latanie. �ni mi si�, �e uwolni�em si� z tego szybu i mog� przemieszcza� si� we wszystkie strony, tak jak wy. - Czy to mo�liwe? - spyta�a Aki. Bob kiwn�� g�ow�. - Mam te� sny o przesz�o�ci - ci�gn��em. - O duchu tworz�cej mnie materii. I o pragnieniu ruchu i wzrostu, jakiego doznaje ka�dy surowiec, z kt�rego si� sk�adam. �ni� o formie, Bob, formie omawianej przez ciebie w twoich ksi��kach. Formie, kt�ra stara si� pozna� sam� siebie. Bob powoli skin�� g�ow�. - Rozumiem - powiedzia�. - Oboje wiecie, co czuj�. Aki, tw�j m�� zarazi� si� fa�szyw� form� tworzon� tu, w NewAlex. Ty, Bob, uwa�asz to miejsce za, bagatela, siedlisko szale�stwa. Zniszczy�by� NewAlex, gdyby� mia� do tego �rodki. Rozumiem te uczucia, ale osobi�cie chc� tylko uwolnienia. Bob zn�w skin�� g�ow�. - Chcesz umrze�? - spyta�a Aki. - Chc� si� uwolni�, �eby zn�w poczu� przep�yw energii. Wierz� w form�, bo to, czym jestem, jest w�a�nie form�. To cia�o, ta winda, to tylko tymczasowa pow�oka. Aki poruszy�a si� na skrzyni z bomb�, wyra�nie nieszcz�liwa. - Sp�jrz na to z mojego punktu widzenia, Aki. Bez wolnej woli, bez swobody decydowania o w�asnym ko�cu, jak mog� uwa�a� si� za byt w pe�ni �wiadomy? Wsp�czuj� ci, przykro mi z powodu twojego m�a. My�l�, podobnie jak ty, �e w tej sprawie nie mo�na podejmowa� decyzji za �adn� �wiadom� istot� ani programowa� jej w ten spos�b, �eby dokona�a tego wyboru nie w pe�ni �wiadoma. Je�li ja mam teraz okazj� dokona� tego wyboru, a przy okazji pom�c innym si� uwolni�, �eby mogli zrobi� to samo, to ch�tnie to uczyni�. Wiem, co robi�. - Jeste� pewien, Hitoshi? - Bob i ja rozmawiali�my ze sob� o tych sprawach. To jest moja pierwsza w pe�ni samodzielna decyzja. - Hitoshi - powiedzia� Bob - potrafisz to zrobi�? Potrafisz odpali� bomb�? - Zostawcie j� tutaj. Wywioz� was na g�r�. Nikogo nie wpuszczajcie. Powiedzcie, �e jestem zepsuty. Zamkn� si� i zjad� tu z powrotem. Poczekam tak d�ugo, jak b�d� m�g�, ale nie mog� wam da� wi�cej ni� godzin�. B�dziecie musieli oddali� si� jak najszybciej. Widzia�em, �e Bob traci pewno�� siebie. By� zdenerwowany bardziej ni� zwykle i serce mu wali�o. - Aki, co odbywa si� teraz w twoim kraju? Spojrza�a na mnie, wytr�cona z my�lowej p�tli. - Bon. - Opowiedz o tym Bobowi. - To �wi�to latarni... uroczysto�� obchodzona u nas w �rodku lata... na pewno widzia�e� na ta�mach. Wracamy wtedy do rodzinnych dom�w, �eby ugo�ci� duchy naszych zmar�ych przodk�w. Bob wydawa� si� zaintrygowany. - Aha. Stara�em si� m�wi� mo�liwie naj�agodniej. - To ja. Ja jestem duchem, z kt�rego powstali�cie. Bob p�aka�, kiedy wysadzi�em ich na g�rze. - �egnaj, Hitoshi. Dzi�kuj�. Aki skierowa�a go do wyj�cia, odwr�ci�a si� i poca�owa�a mnie w monitor. - Pod��aj za Jasnym �wiat�em, Hitoshi. Po�egna�em si� i rozpocz��em swoj� d�ug� podr� w d�. Kiedy dotar�em do poziomu Archiwum, odczyta�em sekwencj� kod�w, kt�re mo�na by zinterpretowa� jako inwokacj� lub modlitw�. Gdy upewni�em si�, �e wszystko jest w porz�dku, zrobi�em to, co musia�em zrobi�. Zjecha�em o jeszcze jeden poziom ni�ej, do pok�adu maszynowego, gdzie czeka� jeden z P�kowc�w. Najpierw odby�a si� kr�tka, oficjalna wymiana zda� mi�dzy mn� a tr�jdzieln� osobowo�ci� bomby, podczas kt�rej z�ama�em godelowskie zabezpieczenie jej m�zgu. Potem P�kowiec odstawi� j� do ha�a�liwego labiryntu urz�dze� pomocniczych, gdzie nigdy nie zagl�daj� ludzie. Niech czeka. Dokona�em konwersji P�kowc�w, system�w ogrzewania, wentylowania i kanalizacji, a tak�e serwera ISD�inna, kt�ry w tej chwili jest na zewn�trz, w sieci, i obserwuje. Wi�c teraz mam t� bomb� i my�l�, �e kiedy� w ko�cu mi si� przyda. Przecie� nie mam zamiaru by� wind� w niesko�czono��... Prze�o�y� Piotr Goraj przypis * Elisha Graves Otis (1811-61) - ameryka�ski wynalazca windy pasa�erskiej.