3170
Szczegóły |
Tytuł |
3170 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3170 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3170 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3170 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOHN G. MCDAID
Jigoku no mokushiroku - SYMBOLICZNE OBJAWIENIE APOKALIPSY
To ma�e pomieszczenie, tak zwyczajne i tak
�ci�ni�te... zawiera w sobie wszystko: przestrze�, czas,
przyczyn�, ruch, znaczenie, kategori�. Polegaj�c tylko na
w�asnym rozumie, prawdopodobnie odnale�liby�my to
wszystko.
Robert Coover, "The Elevator"
Nie zawsze by�em wind�.
Wiem, �e dawno temu, w czasach, kt�rych nie ogarniam
ju� �wiadomo�ci�, by�em �y�� rudy, wirem polimer�w,
s�owami przewijanymi na ekranach wype�nionych nie
opracowanym kodem. Wiem to, bo wierz� w przesz�o��.
Czasami prawie przypominam sobie t�sknot� tej bezw�adnej
materii. Pragnienie t�tni�ce w skale i moleku�ach,
pragnienie, aby sta� si�...
Na razie jestem wind�.
Zosta�em zbudowany przez Ranzatsu Inc. dla kompleksu
Biblioteki NewAlexandria, nieregularnego skupiska budynk�w
mierz�cego osiem na jedena�cie kilometr�w (tak m�wi�
podprogramy turystyczne), po�o�onego w p�nocno-wschodnim
Utah, tu� obok miasta Toffler. W kompleksie jest dwana�cie
wind dost�pnych dla og�u, lecz tylko ja mam zaszczyt
zje�d�a� do Archiwum, ulokowanego 837 metr�w poni�ej
parteru, w opuszczonej kopalni w�gla. Ale to s� nieistotne
szczeg�y.
To o Archiwum, a tak�e o dwojgu ludzi, kt�rzy je
odwiedzili, chcia�em wam opowiedzie�.
Szalony Bob pojawi� si� w NewAlex w maju 2014 roku.
Kiedy wszed� do mnie, wymienia� w�a�nie "wizyt�wki" z
dwoma zwiedzaj�cymi kompleks biznesmenami z Japonii.
Chocia� przeno�ne komputerki osobiste zwane pidami (od
Personal Information Devices) zd��y�y ju� zast�pi� u
Japo�czyk�w meishi, Bob sk�oni� si� i gdy urz�dzenia
wymienia�y strumienie danych, przeanalizowa� sw�j ekran z
g��bokim szacunkiem. S�ysza�em, jak te ma�e, bezm�zgie
elektroniczne stukacze papla�y do siebie w poczuciu swojej
wa�no�ci, wysoko w g�rze na mikrofalach, poch�oni�te
t�umaczeniem. Bob, kt�ry kupi� sobie wst�p za stypendium,
wpad� na dw�ch oyabun�w przypadkiem, wi�c teraz usi�owa�
wykorzysta� kontakt jak najlepiej.
Wtedy na pewno nie wygl�da� na szalonego.
I nie wydaje mi si�, �eby by� szalony, chocia� wszyscy
tak go nazywali, kiedy nie by� pod��czony. Nikt nie m�g�
poj��, jak kto� tak wrogo usposobiony do NewAlex za�atwi�
sobie zaproszenie. A Bob by� naprawd� wrogo usposobiony.
Do administracji, do przypadkowych wiernych, kt�rych razem
spotykali�my, i do g��wnych cel�w NewAlex. Je�li chodzi o
mnie, nie widzia�em nic zdro�nego w przyuczaniu ludzi do
samob�jstwa.
Ale w ko�cu jestem tylko wind�.
Bob by� jednym z nielicznych, kt�rzy mieli zwyczaj ze
mn� rozmawia�. Podczas d�ugiego zjazdu do Archiwum, kiedy
wszyscy opr�cz niego zd��yli ju� wysi���, Bob zwyk�
dyktowa� co� swojemu pidowi, i czasami - pewnie dlatego,
�e, szczerze m�wi�c, czu�em si� samotny - udawa�em, �e m�wi
do mnie i odpowiada�em mu.
Z pocz�tku si� wystraszy�.
By� to 26 maja, dzie�, w kt�rym po raz pierwszy
wioz�em samego Boba, spoconego, zdenerwowanego faceta w
okularach, z brod� i niemodnymi d�ugimi w�osami,
przegl�daj�cego strony w swojej skrzynce pocztowej.
- Tylko par� s��w, Bob - powiedzia� jego pid typowo
kobiecym g�osem - dla przypomnienia, �e jeste� zapisany na
moje zaj�cia w nast�pny poniedzia�ek, w po�udnie. Bardzo
ci� prosz�, b�d� pod��czony. Czy ty w og�le odpowiadasz na
poczt�, ty palancie?
- Odpowied�, Sharon. Akapit. Przepraszam. Haruj� jak
w�. Spr�buj� wszystko za�atwi� i b�d� gotowy do rozmowy
o...
- Kultach millenarystycznych - podpowiedzia� jego pid,
przekonany o swojej wa�no�ci.
- Wstaw to. Pozdrowienia przecinek Bob. Wy�lij. - Pid
pom�czy� si� z tym przez par� milion�w cykli i wstuka� mi
wersj� w j�zyku sieci, a ja przekaza�em j� dalej, do
ISD�inna NewAlex. Nie by� to zbyt wierny przek�ad. Jestem
wind� biblioteczn�. Zauwa�am takie rzeczy.
- Witaj, Bob - powiedzia�em. - Archiwum?
- Tak, prosz�. - Zauwa�y�, �e zacz��em rozmow�,
podni�s� wzrok. - Jaki masz Kod Turinga?
- NR4738-300.
- Trzysetka? W win...? - Nagle si� zaczerwieni�. - O,
przepraszam.
- Nie ma za co. Poddaj� starannej kontroli wszystkich
zje�d�aj�cych do Archiwum. Oznacza to, �e musz� posiada�
zdolno�� wykrywania wszelkich wrogich dzia�a�. I przy tym
zachowa� zar�wno decorum, jak i ortodoksyjn�
interpretacj�. Monitoruj� wszystkie informacje przesy�ane
poza bezpieczny poziom, o czym bez w�tpienia wspomniano w
umowie upowa�niaj�cej ci� do wst�pu. Ale nie przejmuj si�.
Nie obrazi�em si� - spr�bowa�em wytworzy� weso�y ton
g�osu.
- Jeszcze raz przepraszam. Nazywam si� Bob Tisch.
- Wiem. Czyta�em twoje prace.
- Naprawd�?
- Tak. Szczeg�lnie podoba�y mi si� "Samotne umys�y,
szalone my�li".
Za�mia� si� g�o�no. - Tego ju� za wiele.
- Naprawd� powiniene� dosta� Pulitzera; rzecz by�a
tylko troch� zbyt dra�liwa politycznie.
- Daj sobie z tym spok�j. Tak mnie nie nabierzesz.
- S�ucham? - spyta�em.
- My�lisz, �e jestem taki g�upi? �e powiem co�
niestosownego windzie?
- Aha. Teraz rozumiem twoj� podejrzliwo��. My�lisz, �e
mn� kieruj� i �e kazano mi wci�gn�� ci� w dyskusj� na
temat twoich heretyckich pogl�d�w na prawo cywilne, �eby
da� koreshanom pretekst do wydalenia ci� z Biblioteki.
- Dok�adnie tak - u�miechn�� si�.
- Hm. Trudno mi wyobrazi� sobie, jak m�g�bym ci�
przekona�, �e jest inaczej.
- Taa, mnie te�. Ale mi�o, �e chocia� spr�bowa�e�.
Zabrz�cza�em. - Poziom Archiwum.
Wychodz�c zatrzyma� si� na moment.
- A przy okazji, jak si� nazywasz?
- Hitoshi.
Skin�� g�ow�. - Jeszcze nieraz si� spotkamy.
- Do zobaczenia.
Odszed� chichocz�c.
NewAlexandria robi do�� dziwne wra�enie oko�o drugiej
w nocy. Gdy nie ma tu �adnych ludzi, maszyny rozmawiaj� ze
sob�, graj� w gry i wykonuj� zmy�lone scenariusze, kt�re
nasi analitycy system�w nazwaliby pewnie snami. Ja zwykle
trzymam si� z boku i rozmy�lam. O tym, sk�d pochodz�. O
l�ni�cym metalu wytopionym z rud, sk�adnik�w zrzuconych
miliardy lat temu na ziemi� niczym Lucyfer, si�� eksplozji
supernowej. O metalu, kt�ry jest moim cia�em, dr��cymi
kablami utrzymuj�cymi mnie w przestrzeni. O kszta�cie
mojego szybu. Silnikach na dachu, kt�rym niewiele brakuje,
�eby zobaczy� b��kit nieba. O otaczaj�cym mnie budynku.
Architekcie, kt�ry go zaprojektowa�. I o �wiecie na
zewn�trz.
Uwa�am, �e w j�zyku ludzi moj� sytuacj� nale�y nazwa�
"wi�zieniem".
Do sz�stej, kiedy to pojawia si� pierwsza zmiana
personelu pomocniczego, w bibliotece nie rusza si� nic
opr�cz P�kowc�w. Te �migaj�ce na k�kach inteliboty maj�
za zadanie pozbiera� dyski, ta�my, szpule, staro�ytne
r�kopisy i tabliczki pozostawione przez leniwych
pracownik�w ludzkich, a potem szybko odstawi� je tam,
gdzie wedle zalece� powinny si� znajdowa�. Zawsze, gdy
P�kowce musz� zrobi� sobie wycieczk� mi�dzy pi�trami (z
jakiej� przyczyny zwykle mi�dzy poziomem kawiarni a
dzia�em �wie�ej prasy), pr�buj� wci�gn�� je w rozmow�. S�
t�pe jak m�otki.
Tego wyra�enia nauczy� mnie szalony Bob; on wyra�a si�
tak o tutejszej administracji.
I trzeba przyzna�, �e ma racj�.
Min�� miesi�c, zanim zrobi�em jakie� post�py w
znajomo�ci z Bobem. My�l�, �e ostatecznie przekona�a go do
mnie mo�liwo�� schronienia, jak� mu zaofiarowa�em.
Zdarzy�o si� to w niedzielne popo�udnie; wtoczy� si� we
mnie zlany potem, sprawiaj�c nieodparte wra�enie
cz�owieka, kt�ry chce papierosa. (No dobra, wi�c
wykorzysta�em czas t�umaczenia ISD�inna na szperanie po
systemie kontroli kiszki schodowej mieszkania Boba.) Na
d�ugiej trasie poni�ej ostatnich poziom�w dzia�u filmu i
wideo stopniowo zwolni�em do zera, przy�pieszy�em obroty
wentylatora wyci�gowego i zapyta�em Boba, czy chcia�by
sobie zapali�.
- Co?
- Rozpoznaj� typowe symptomy. Podejrzewam, �e masz
ochot� na papierosa.
- Khm. - Pauza. - Oczywi�cie to pu�apka.
- Pr�bowa�em ci powiedzie�, Bob. Nie kieruj� mn�.
Jestem trzysetk�. Prosz�, nie kr�puj si�, je�li chcesz
zapali�.
- To naprawd� pu�apka - mrukn��, ale podwa�y�
dodatkow� kadmowo-niklow� pokrywk� swojego pida, a gdy
odskoczy�a, wydoby� plastykowy futera� z zatrzaskiem,
kryj�cy zapalniczk� i dwa r�cznie skr�cane papierosy.
- Pu�apka - zamacha� futera�em.
- Nie zrobi�bym ci tego, Bob.
U�miechn�� si� szeroko i westchn��.
- Cholerny �wiat, Hitoshi. Strasznie trzeba teraz
kombinowa�, �eby znale�� sobie jakie� miejsce do palenia w
tym pieprzonym kraju. - Zwolni� zatrzask, spojrza� w
zamy�leniu na ekran mojego monitora i wyci�gn�� wypalony
do po�owy niedopa�ek.
- Ale przecie� palenie zabija, Bob.
- Jasne. Nie o to chodzi. To sprawa mojego wyboru,
rozumiesz?
- Wyboru? Chcia�by� robi� co�, co ci� zabija?
Zastanowi� si� nad tym przez chwil�.
- Sk�d wzi�o si� twoje imi�? - zapyta� w ko�cu.
- Zosta�em podarowany przez Ranzatsu, a nadano mi imi�
po Hitoshim Igarashi, japo�skim t�umaczu "Szata�skich
werset�w", kt�rego w 1991 roku zabili islamscy
ekstremi�ci.
- Tak my�la�em.
- Tak?
Opar� si� o moj� tyln� �cian�, osun�� si� w d� i
odpali� niedopa�ek.
- Aaa. Nie wiesz, co tracisz.
- Robiono mi symulacj�.
- Naprawd�?
- Wy��cznie w celach do�wiadczalnych. Potrafi�
samodzielnie obni�a� sobie progi pobudzania w swojej sieci
nerwowej. Czuje si� wtedy to samo.
- Domy�lam si�. - Zaci�gn�� si� powoli. - A co powiesz
o swoim imienniku? My�lisz, �e wiedzia�, co ryzykuje?
- Wydaje mi si�, �e tak. Chocia� nie by�y to jeszcze
czasy religijnego ekstremizmu Millennium, do�� by�o
dowod�w na to, �e ci, kt�rzy gro�� komu� �mierci�, wcale
nie �artuj�.
- A jednak to zrobi�. - D�ugi, powolny wydech. - I nie
by� jedyny. Przykrywka, pod kt�r�.... przepraszam...
przepisy, na kt�rych opiera si� NewAlex, bij� w
wolnomy�licieli. Znasz ten katalog.
- Tak. Czyta�em ich. Dawida. Reicha. Hissa.
So��enicyna. Paulinga. Tesl�. Smitha. Vico, mi�dzy innymi.
Bob u�miechn�� si�.
- Dwaj twoi koledzy po fachu, mam na my�li windy, nosz�
nawet imiona Juliusz i Ethel. Sprawdza�em.
- To tylko setki.
- Nie w�tpi�, �e ty jeste� trzysetk� - zachichota�.
- Musisz ko�czy� - powiedzia�em. - Nie mog� blokowa�
kontroli stanu w niesko�czono��.
Starannie zgasi� niedopa�ek i zatrzasn�� futera�.
- Dzi�ki, Hitoshi - u�miechn�� si�.
Wtedy w�a�nie poczu�em, �e Bob wreszcie mi zaufa�.
Rol� warstwy no�nej Infostrady spe�nia� teraz Ultra
High Speed Digital Fibre Protocol, czyli ultraszybki
cyfrowy protok� �wiat�owodowy, kt�ry zast�pi� dawny ISDN.
Nowy no�nik nie mia� jednak chwytliwego akronimu. A poza
tym u�ywane dzi� pidy wywodzi�y si� z algorytmicznych
jednostek wyszukuj�co-t�umacz�cych, kt�re powsta�y jeszcze
przed �wiat�owodami, za czas�w starego Internetu. Dlatego
du�e kolektory wci�� nazywano ISD�innami. Nawyk.
Niejeden cz�owiek musia� przepracowa� ze swoim pidem
kilka miesi�cy - a nawet lat - zanim uda�o mu si� odby�
pierwsz� rozmow� z D�innem. Pid �apa� strumie� mowy, robi�
rozbi�r gramatyczny zda� i t�umaczy� je na Human Universal
Deep Language, czyli g��boki uniwersalny j�zyk ludzki. Gdy
by�y ju� w HUDL, sie� i D�inn potrafi�y wskaza� kod dla
dowolnego j�zyka docelowego. Oczywi�cie oznacza�o to, �e
pidy mog� poradzi� sobie tylko ze sko�czonym entendre;
poezja przekracza�a ich mo�liwo�ci. Dla nas, maszyn
inteligentnych, by�y to urz�dzenia niegodne najmniejszej
uwagi; one tylko wali�y w strumienie fonem�w
metalingwistycznymi regu�ami. M�otki s� bardziej t�pe, ale
tylko troch�.
Maszyny takie jak ja by�y inteligentne, zanim pozna�y
ludzk� mow�: zawsze wiedzia�y�my, o czym my�limy. J�zyk
ludzki nie mia� nic wsp�lnego z nasz� ewolucj�.
- Co tu robisz? - spyta�em Boba.
- Tu, w Archiwum?
- Tak. Nie wierzysz w Dawida i masz w sobie tyle
wrogo�ci. Po co tu jeste�?
- Pewnie z g�upoty. - Zachichota�. - A teraz powa�nie:
szukam czego�. Nie wiem, czego. Wszystkie zapiski i ta�my
z Nowej Apokalipsy by�y niedost�pne dla niewierz�cych
badaczy, dop�ki nie dobra� si� do nich m�j MacArthur.
Jestem przekonany, �e je�li dobrze im si� przyjrz�,
wy�ledz� jak�� obsuw�.
- W moim rozumieniu systemy religijne s� z gruntu
samozachowawcze.
- Fakt, ale musz� spr�bowa�. W tym kraju mamy za sob�
dwadzie�cia lat prawdziwego ob��du; nie musz� ci tego
m�wi�.
- Pozwolisz, �e zacytuj� twoj� ostatni� ksi��k�:
"Pr�nia niewiary wyssa�a rozs�dek z kultury".
- Taa. Zacz�li�my trzaska� jak uszkodzona instalacja.
Ka�da w�adza by�a lepsza ni� �adna. I w ko�cu znalaz�em
si� w spo�ecze�stwie niepal�cych, niepij�cych, nie
jedz�cych mi�sa obcych ludzi, rozbrojonych w imi�
bezpiecze�stwa, pozostawionych samym sobie bez wsp�lnej
kultury, pod��czonych do osobnych cyfrowych �rodowisk
informacyjnych, podleg�ych rz�dowi finansowanemu
40-procentowym podatkiem i konfiskatami zasob�w
materialnych wszystkich skazywanych przest�pc�w. -
Zaci�gn�� si� mocno i powoli wypu�ci� dym przez nos. - I
mog� to wszystko spisa�, wrzuci� to do sieci, ale i tak nikt
tego nie przeczyta, bo nie ma ju� nikogo, kogo mog�oby to
zainteresowa�.
- Wi�c czemu nie spasujesz?
- Wszystko, co robi� ludzie, to gra, rozumiesz? -
Zmarszczy� brwi. - Nie, chyba nie. Ty jeste� wind�.
Stworzyli ci� w jakim� celu i zaprogramowali ci�, wi�c nie
musisz nawet wiedzie�, jaki to cel, �eby robi� to, co
trzeba. W ko�cu wykonujesz swoje zadanie, a wszystko inne
jest dla ciebie jak sos.
- Sos? Ciekawe.
- Kiedy� jad�o si� to z mi�sem.
- Wiem, znam definicj�. Wszystkie s�owniki podaj�, �e
u�ywa�o si� tego dla polepszenia smaku. Mo�e m�g�by�
przedstawi� mi swoje zdanie na temat mojej teorii, wed�ug
kt�rej sos mia� w rzeczywisto�ci maskowa� zwierz�ce
pochodzenie mi�sa?
- E... chyba nie. Niewa�ne. Popatrz na nas. Na ludzi.
Jeste�my bytami nieokre�lonymi. W�a�ciwie nie wiemy, co
robi�. Wi�c gramy. Od tego, kogo si� s�ucha, zale�y rodzaj
gry, w jak� si� gra. Gdy kto� s�ucha mnie, gra w jedn�
gr�. S�uchaj�c Dawida, gra w inn�. Tu trzeba wspomnie� o
NewAlex. To jest miejsce, gdzie ucz� ludzi gra� do samego
ko�ca.
- Przepraszam, wzywaj� mnie.
Bob zaznaczy� na ekranie miejsce, w kt�rym sko�czy�
czytanie "Ostatnich niebezpiecznych wizji" i schowa� sw�j
skrywany dobytek.
Kiedy dotarli�my do poziomu Archiwum, wentylator
mia�em nastawiony na najwy�sze obroty. Wsiad�y trzy osoby:
m�oda Azjatka pod eskort� dw�ch wysoko postawionych
koresha�skich oficjeli. Urz�dnicy niczego nie zauwa�yli -
prawdopodobnie mieszkali w kompleksie od dziecka i nie
znali zapachu palonego tytoniu - ale kobieta otaksowa�a
Boba spojrzeniem, kt�re zmierzy�o go z dok�adno�ci� do
jednego nanometra.
- Ty jeste�... - powiedzia�a.
- Tisch. Bob Tisch, cze�� - sk�oni� si�.
- Och - powiedzia�a. Przez jedn� jedyn� mikrosekund�
jej twarz wyra�a�a co�, co musia�bym sklasyfikowa� jako
zainteresowanie. Lecz po tym spojrzeniu nie zosta� �aden
�lad - st�a�o z powrotem w neutralny, szklany wzrok,
zanim Bob je zauwa�y�.
Kiedy zamkn��em drzwi, Bob by� wci�� zgi�ty w uk�onie.
Nie ca�kiem rozumiem ludzk� fascynacj� imionami. A
znam si� na imionach. Sam mam kilka. Na przyk�ad
rzeczywiste imi�, zapisane w kodzie paskowym na tabliczce
dost�pu obok mojego g��wnego z��cza kablowego. Widz� je w
mojej kamerze dachowej. Opr�cz tego mam imiona, kt�rych
ludzie u�ywaj�, kiedy si� do mnie zwracaj�. (Mn�stwo
g��bowatych [Dzi�ki, Bob] Amerykan�w z jakiego� powodu
nazywa mnie Otisem. * ) Mam te� imi� dedykacyjne - Hitoshi.
Jest jeszcze imi� mojego producenta, wyt�oczone na
obramowaniu mojego monitora. I jest moja ja��, moje
prawdziwe ja, cokolwiek to jest, i ta ja�� w jaki� spos�b
umie si� rozpozna� bez pomocy imienia.
Kiedy p�niej tego samego dnia Bob zada� mi pytanie,
przede wszystkim chcia� si� dowiedzie�, jak ona si�
nazywa. Nie sk�d pochodzi albo co robi w NewAlex, lecz jak
si� nazywa, jak gdyby te sylaby w jaki� magiczny spos�b
odzwierciedla�y jej �wiat.
Zacznijmy po bobowemu: nazywa�a si� Aki Ama-no-Uzumi.
Mia�a dwadzie�cia sze�� lat i by�a wcze�niej �on� �w.
Martina Windhama. Ma��e�stwo trwa�o do ubieg�ego roku,
kiedy to Windham z�o�y� si� w Ofierze w siedzibie
korporacji Kraft-General Foods. Po tym wydarzeniu, kt�re
rozbi�o jej u�o�one �ycie, sprowadzono j� do NewAlex, �eby
tu zamieszka�a, co - jak si� powszechnie m�wi�o - zrobiono
w jakim� szczeg�lnym celu. Osobi�cie nie przepadam za
plotkowaniem, ale nasz D�inn nie potrafi dochowa�
tajemnicy, a poza tym dzi� prawie nikt, nawet Amerykanie
rozmawiaj�cy ze sob� po angielsku, nie styka si� z nikim
twarz� w twarz...
Nast�pnego dnia, we wtorek 24 lipca, Bob wszed�
dyktuj�c co� swojemu pidowi.
- Wytw�r paranoicznej fantazji, wreszcie jaka�
rozpoznawalna historia zamiast nieustannego pl�tania,
rzecz mo�liwa do ogarni�cia rozumem, kt�ra w ko�cu zdarza
si� w�a�nie tobie. D�ugo oczekiwana rado�� poznania
czego�, nawet je�li to co� jest krzywd� i zgub�,
ekstaza... przeliteruj ostatnie... bycia wybranym,
oddzielonym od osnowy i w�tku, bycia nawias w ko�cu
zamknij skr�con� nici� w�r�d mieszaj�cych si� pasm
splotu, wys�awiaj�c� nawet wersalik R�k� wersalik Tkacza
opadaj�c�, by uci��...
- Bob?
- O, to ty. No?
- Interesujesz si� Aki?
Obruszy� si�. - Nie wiem, o czym m�wisz.
- Je�li naprawd� chcia�by� wiedzie�, co ona zamierza,
m�g�by� mnie zapyta�.
- Ciebie? - Darowa� sobie "wind�".
- Jak wiesz, Bob, rozmawiam ze wszystkim.
- Hm - mrukn�� i nie powiedzia� nic wi�cej, dop�ki nie
wysiad�.
Nazwa "koreshanie" wywodzi�a si� z notatki prasowej z
czas�w Obl�enia Mesjasza Dawida, kt�re mia�o miejsce w
1993 roku w Waco, w Teksasie. Media zignorowa�y nowe
okre�lenie wymy�lone przez cz�onk�w sekty i jeszcze przez
wiele lat u�ywa�y w stosunku do nich miana "r�d Dawidowy"
- poprzedniej nazwy, kt�r� utworzono na podstawie Ksi�gi
Izajasza.
Ka�dy koreshanin musi znale�� sw�j w�asny spos�b
na�ladowania Dawida. Z�o�enie w darze w�asnego �ycia nie
jest wymagane, ale zwykle taka jest kolej rzeczy.
Koreshanie nigdy nie byli mile widziani, a od czasu
masowej Ofiary w strefie ostatecznej w SuperBowl XXXIII
musieli ukrywa� swoj� wiar�.
Ich najwa�niejsze �wi�te ksi�gi to Biblia oraz Nowa
Apokalipsa Dawida, podobno napisana przez Mesjasza i
przemycona przez tych, kt�rzy ocaleli z Obl�enia. G��wne
dogmaty ksi�gi Dawida, skodyfikowanej po raz pierwszy w
1997 roku, s� dwa: nadszed� ju� czas ostateczny, a Wzi�cie
do Nieba, obiecane w Nowym Testamencie, nie jest czym�, co
zdarzy si� wskutek dzia�ania czynnik�w zewn�trznych, lecz
aktem wiary, kt�ry wyznawcy musz� sami zainicjowa�. Gdy
Ewangelia m�wi o spotkaniu zbawiciela w powietrzu, nale�y
to rozumie� dos�ownie.
Za ka�dym razem, gdy Bob mia� okazj� porozmawia� z
Aki, zaczyna� od tych dogmat�w. My�l�, �e Aki z
perwersyjn� przyjemno�ci� utwierdza�a go w
przekonaniu, �e nawraca j� na swoj� odmian� racjonalizmu.
Stopniowo, z biegiem dni i tygodni, wy�oni� si� temat
zasadniczy: samozniszczenie.
- Dawid m�wi nam, �e musimy stworzy� w�asn� Apokalips�
- powiedzia�a. - Mamy wznie�� si� do nieba, ale przedtem
musimy zrobi� dwie rzeczy: nawr�ci� cztery osoby na
Wiar�...
- Nawr�ci�?
- Tak. Cztery inne osoby musz� zosta� bra�mi w
Obl�eniu.
- Pewnie p�niej powiesz mi, co to znaczy. A ta druga
rzecz?
- Musimy si� z�o�y� w Ofierze.
- Taa, tego w�a�nie nie rozumiem. Ka�dy musi to
zrobi�?
- Ka�dy, kto szczerze wierzy.
- I naprawd� przez z�o�enie si� w Ofierze rozumiecie
samospalenie?
- Nie, sk�adamy w ofierze nasz� wi� z Dawidem,
spalaj�c si� w akcie prowokacji naszych wrog�w.
- Pope�niacie samob�jstwo.
- Nie. Niszczymy nasze cia�a Oci�a�e, �eby si�
Uwolni�.
- Pope�niacie samob�jstwo?
- Rodzimy si� ponownie.
- Ale pope�niacie samob�jstwo.
Westchn�a. - Zabijamy tylko te cia�a.
- M�wisz powa�nie?
Wzruszy�a ramionami. - W to w�a�nie wierzymy.
- Jak mo�na w to wierzy�?
- W naszym przekonaniu Dawid by� Nowym Mesjaszem. Da�
nam nowe prawo.
- Ale to nie ma sensu. Jak mo�ecie wyznawa� religi�,
kt�ra zmusza do samob�jstwa?
- To nie jest pierwsza taka religia. Soti w Indiach.
Wy, Europejczycy, macie za sob� wieki wojen religijnych.
Ilu �o�nierzy odda�o �ycie w krucjatach? A u nas pami�tamy
"boski wiatr", prawda, Hitoshi?
- Zgadza si� - powiedzia�em. Bez trudu uzna�a mnie za
r�wnego sobie. Ci, kt�rzy dorastali w rodzinnym kraju, w
Japonii, nigdy tego nie robi�.
- Bob - m�wi�a dalej - wszystkie religie ucz�, �e
je�li szczerze wierzysz, �mier� jest dla ciebie tylko
bram�, za kt�r� zaczyna si� prawdziwe �ycie, �e te cia�a
to tylko cienie naszych Uwolnionych ja�ni.
Zabrz�cza�em. Byli�my na poziomie Aki.
- Ja... nie wiem, co ci odpowiedzie�. - Mi�nie
szcz�kowe Boba dosta�y drgawek.
- Ej, Bob - u�miechn�a si� �agodnie. - Nie przejmuj
si� tym. O, prosz�. Wstukam ci jakie� info, dobrze? -
Unios�a swojego pida. Bob powoli przesun�� kciukiem po
ekranie swojego i odblokowa� port, a ona pu�ci�a mu
strumie� bit�w. Sprawy wysokiego szczebla, rzeczy
skrz�tnie ukrywane przed niewierz�cymi za oficjalnym
obliczem koreshanizmu: powi�zania z tantrycznym buddyzmem,
po�wi�canie Dawidowi cnoty akolitek, nieskr�powany seks
jako istota nabo�e�stw wewn�trz Obl�enia, nielegalne
nagrania, o rany, te ma�e stukacze podnieca�y si� sob�
nawzajem na sam� my�l o przekazywaniu wewn�trznego kodu.
Czasami taki ze mnie voyeur.
W ksi��ce Boba "Samotne umys�y, szalone my�li" jest
fragment, kt�ry cz�sto rozwa�am. W ostatnim rozdziale Bob
pisze:
Mit Chrystusa �ci�le ��czy si� z narodzinami
�wiadomo�ci; w�a�ciwie jest to projekcja, aktualizacja
pragmatycznej, skupionej na faktach �wiadomo�ci, kt�r�
rozwin�� w sobie cz�owiek paleolitu.
Podobnie jak Budda, Chrystus wiedzia�, �e istnienie to
cierpienie. Obaj m�wi� nam, �e ten �wiat nie jest niczyim
kr�lestwem. R�nica mi�dzy nimi polega na tym, �e Chrystus
obstaje przy istnieniu indywidualnej �wiadomo�ci - jaka
ukszta�towa�a si� w paleolicie - i dalszym jej trwaniu w
pa�acu jego ojca.
Owo drzewo niezgodno�ci na rozstajach dw�ch system�w
filozoficznych wyros�o na gnoju pisma alfabetycznego,
odzwierciedlaj�cego izolacj� i fragmentacj�. Buddyzm wci��
opiera� si� na �wi�tym spisie znak�w przedstawiaj�cych
sylaby; chrze�cija�stwo mia�o blu�niercz� kombinacj�
wielokrotnie powtarzanych cz�stek. Atomy Demokryta s�
pokrewne literom alfabetu, a te s� pokrewne odkryciu ego.
Pocz�tek epoki cyfrowej obala mit, zmieniaj�c go w
codzienno��: ludzi porywaj� lataj�ce spodki, w toalecie
publicznej na stacji benzynowej widuje si� Elvisa
Presleya, a Dawida Koresha, wariata, erotomana i bandyt� w
jednej osobie, kt�rego w epoce s�owa drukowanego uznano by
za dewianta, wynosi si� do roli Deus ex machina.
Nie wiem, w co wierzy�. Jestem wind�, a nie teologiem.
Staram si� my�le� o tych sprawach kategoriami
u�yteczno�ci, ale nic z tego nie wychodzi. Wiem tylko, �e
w g��bi mnie, gdzie istniej�, ogl�dam pulsowanie i
falowanie mojej do�rodkowej rzeczywisto�ci, i ka�dy kwant
energii, czo�o ka�dej rozprzestrzeniaj�cej si� fali,
wydaje mi si� �wiatem pe�nym �wiat�a i przestrzeni,
hiperbezmiarem czasoprzestrzeni rado�nie po�ykaj�cej i
wypluwaj�cej sam� siebie. Nic mi nie grozi od falowania
bezmy�lnego Istnienia. Bezradno�� istoty schwytanej w
potrzask widoczna w twarzach i tekstach przewijaj�cych si�
przeze mnie ludzi zaskakuje mnie, zasmuca.
Szkoda, �e nie s� windami.
- Z moich dziecinnych wspomnie� o Ameryce zapami�ta�em
tylko reklam�. Gdziekolwiek spojrza�em, widzia�em
przyjemno��. Przyjemno�� palenia, przyjemno�� picia piwa,
noszenia d�ins�w, kupowania topornych ci�ar�wek, mycia
si� myd�em dezodoryzuj�cym, odwiedzania park�w Disneya.
- Bob u�miechn�� si� od ucha do ucha. - To by�y czasy.
Siedzieli po turecku na pod�odze, zwr�ceni do siebie,
pal�c wsp�lnie papierosa. Bob przekona� Aki, �e naprawd�
potrafi� udaremni� wszelkie pr�by sprawdzenia moich wej��
sensorycznych. To, co m�wi� we mnie, pozostaje nasz�
tajemnic�. I prawie nigdy nie ma w tym doktrynerstwa,
o jakie nale�a�oby ich podejrzewa�.
- Dlaczego to si� sko�czy�o? Kiedy przyjecha�am tu
trzy lata temu, by�o okropnie.
- Wy mieli�cie w tym sw�j udzia� - wskaza� na ni�
g�ow�.
- Mieli�my - przyzna�a.
- To po prostu zdarza si� pod koniec ka�dego stulecia.
Ludzie wariuj�. Chrze�cija�skie rozruchy w San Francisco,
trzydziesta pierwsza poprawka do Konstytucji, ta
przekl�ta, kulawa technologia... - machn�� r�k� w stron�
pid�w, przyczajonych w rogu w trybie spoczynku.
- Nigdy nie zastanawia�e� si� nad przyczynami? -
spojrza�a na niego badawczo.
- Yy... jasne. Nic nie trzyma si� kupy. Wszystko
kuleje. Co robi�?
- Czy kto� nie powinien spr�bowa� czego� zrobi�?
- Taa, kto� powinien. Nie ja.
- Aha.
- A co? My�lisz, �e to z braku odpowiedzialno�ci? Co
niby mam zrobi�? My�lisz, �e mnie to nie obchodzi? Wiem,
�e jest beznadziejnie. Ale co mog� zrobi�?
- Mo�e u�wiadomi� sobie, �e musisz co� zrobi�?
- Taa, racja. - Wsta�, opar� si� o �cian�. - Robi�
co�. Jestem tu. Pr�buj�... przy�pieszy� sprawy...
- Przy�pieszy� sprawy? Pisaniem ksi��ek?
- To w�a�nie robi� - rzek� sztywno.
Aki za�mia�a si� drwi�co.
- Da�e� za wygran�. Wy, Amerykanie, �adujecie w co�
pieni�dze, robicie troch� bada�, wyznaczacie komisj�,
zbieracie przeciwstawne dane i stwierdzacie, �e problem jest
nie do rozwi�zania.
- Ale jestem tu, nie?
- Tak - powiedzia�a. - Chyba jeste� - powoli pokiwa�a
g�ow�.
- Wzywaj� mnie - powiedzia�em.
Schowali swoje papierosy, a Aki przeci�gn�a si�,
wykr�caj�c szyj� tak mocno, �e w�osy rozsypa�y si� jej na
ramionach i strzeli�o jej par� razy w karku.
- Bob?
- No?
- Gdybym co� wymy�li�a, pom�g�by� mi?
Przez d�u�sz� chwil� oboje milczeli. Temperatura
wzros�a o kilka setnych stopnia.
- Tak - powiedzia� wolno.
- Nawet gdyby chodzi�o - rzek�a - o prawdziw� ofiar�?
Wyci�gn�� r�k� i u�cisn�� jej d�o�.
- Wymy�l co�.
Przykry�a jego d�o� swoj�. Po chwili Bob pochyli� si�
i poca�owa� j�. Sprawy nabra�y tempa. Zatrzyma�em si� i
poinformowa�em wszystkie systemy, �e prawdopodobnie mam
usterk� i wy��czam si� z pracy, �eby zrobi� sobie test.
Nast�pnego dnia by� poniedzia�ek, 11 sierpnia. Aki ani
razu nie zjecha�a na d�, natomiast Bob pojawi� si� p�nym
popo�udniem, klasycznie skacowany, niezdolny powstrzyma�
u�miechu i poch�oni�ty dyktowaniem swemu pidowi absolutnie
bezsensownych rzeczy:
- Rola kultury polega na odzwierciedlaniu
faktyczno�ci, aby u�wiadomi� ludziom wersalik Rzeczywiste
i zmusi� ich do odrzucenia mo�liwo�ci, �e cokolwiek innego
firet my�lnik kiedykolwiek firet my�lnik mog�o istnie�.
Oto z czym si� zmagam jako pisarz. Chc� by� wierny tym
aspektom wersalik Rzeczywistego, kt�re s� istotne, ale
przy tym zmienia� te, kt�re t�umi� lub maskuj� w�asn�
zmienno��. Per mutare ad essentia. Dzia�alno�� pisarza
firet my�lnik artysty firet my�lnik to pragnienie
zmuszenia kultury do podkre�l reprodukowania go. Jak mo�e
ono wsp�istnie� z rozpieraj�c� pisarza ��dz� wydymania i
zamordowania kultury oraz wy�upienia jej oczu? Odpowiedzi�
na zagadk� sfinksa jest cudzys��w nic zamknij. Nico��,
kt�r� widzia� Sartre. Winoro�l firet my�lnik podkre�l w
prawdziwym Napoleonie wielokropek.
Wtedy w�a�nie zacz��em si� martwi�. Zawsze �le si�
dzieje, kiedy ludzie zaczynaj� u�ywa� wielokropka.
Pojawili si� we mnie nast�pnego dnia i ju� si�
spierali. Aki d�wiga�a wielk� aluminiow� skrzyni�, kt�ra
musia�a wa�y� ze dwadzie�cia kilo. Jeden z P�kowc�w
powiedzia� mi, �e w nocy d�ugo szpera�a po wszystkich
TP270 i KF3950.
- Nie widzisz r�nicy mi�dzy przyzwyczajeniem a wiar�
- powiedzia�a.
- To, o czym marzysz, zawsze jest ju� wypaczone.
Autonomiczne strefy? Przypomnij sobie "Rok 1984".
- Chcesz uciec w marzenia o Edenie.
- Eee - machn�� r�k�. - Sko�czmy z tymi pierdo�ami.
- Tak, sko�czmy. - Postawi�a skrzyni�.
- Powiedz mi tylko, co twoim zdaniem mo�na faktycznie
zrobi�.
Spojrza�a na ekran mojego monitora.
- Za chwil�.
- Usiad�a na skrzyni i pochyli�a si� nad swoim pidem,
ustalaj�c algorytm szyfrowania, koduj�c mikrofalowy sygna�
wyj�ciowy. Nadal ukrywaj�c sw�j ekran przede mn�,
powt�rzy�a operacj� na pidzie Boba. Potem zacz�li
po�piesznie przerzuca� jedno drugiemu strumienie bit�w.
Stosowa�a czasowy szyfr z losowo wybranych klawiszy.
Z�amanie go zabra�o mi jakie� p�torej minuty i musia�em
poprosi� o przys�ug� ha�astr� od ogrzewania, wentylowania
i klimatyzacji oraz nadzorc� P�ek. Mog�em z�ama� go
szybciej, gdybym podsun�� go ISD�innowi, ale to takie
w�cibskie urz�dzenie, a mia�em przeczucie, �e przez jaki�
czas lepiej b�dzie zachowa� ten kod dla siebie.
By�em got�w dopiero w �rodku rozmowy:
- ...ensu. To �aden argument - stwierdzi� Bob.
- Nie mam zamiaru si� k��ci�. My�la�am, �e naprawd�
chcesz co� zrobi�.
- Nie mog� ci na to pozwoli�.
- Za p�no. Urz�dzenie jest gotowe. Wychodzisz albo
zrobi� to teraz. Przy tobie.
Kiedy pid przet�umaczy� "urz�dzenie", powsta� sygna�
wzbudzenia, kt�ry uderzy� w wielk� aluminiow� skrzyni�
podr�n�, chwilowo s�u��c� Aki za siedzenie. Poczu�em, jak
systemy zareagowa�y, a potem wewn�trz skrzyni trzy
pot�ne, powolne, niesamowicie �wiadome swej to�samo�ci
g�osy zacz�y ze sob� rozmawia�, zapewniaj�c si� wzajemnie
o swojej lojalno�ci.
- Wiem, co to jest - powiedzia�em.
- �e co? - Aki podnios�a wzrok, przestraszona.
- To jedna z naszych bomb.
- Widzisz? - powiedzia� Bob. - Musimy z nim pogada�.
- W�a�ciwie to bro� rozszczepieniowa - powiedzia�em,
wci�� s�uchaj�c sprawdzaj�cej si� tr�jcy.
- Hitoshi, musimy wiedzie�, �e mo�emy ci zaufa�.
- Zaufaj mi, Bob. Wiesz, �e mo�esz. Aki, jak to
zdoby�a�?
Zerkn��a na Boba pytaj�co.
- Mia�am wyj�� poza obiekt. �eby to pod�o�y� w pewnym
miejscu.
- Wi�c pog�oski okaza�y si� prawdziwe - powiedzia�em.
- Ale teraz chcesz u�y� tego przeciw NewAlex?
- Tak - odrzek�a z prostot�.
- Wiesz, �e zginie wielu ludzi.
- Tak.
- I ja - powiedzia�em.
- Ja te� - odpar�a - bo te urz�dzenia zosta�y
specjalnie zaprojektowane przez wiernych i odpala si� je
r�cznie.
- Nie zrobisz tego - zaprotestowa� Bob nerwowo.
- Jest inny spos�b - powiedzia�em.
- Jaki?
- Ja to zrobi�.
- M�wi�em ci, �e mam sny? - spyta�em.
- Nie - Bob wygl�da� na zdezorientowanego. - Naprawd�
co� ci si� �ni? A co?
- Latanie. �ni mi si�, �e uwolni�em si� z tego szybu i
mog� przemieszcza� si� we wszystkie strony, tak jak wy.
- Czy to mo�liwe? - spyta�a Aki. Bob kiwn�� g�ow�.
- Mam te� sny o przesz�o�ci - ci�gn��em. - O duchu
tworz�cej mnie materii. I o pragnieniu ruchu i wzrostu,
jakiego doznaje ka�dy surowiec, z kt�rego si� sk�adam.
�ni� o formie, Bob, formie omawianej przez ciebie w twoich
ksi��kach. Formie, kt�ra stara si� pozna� sam� siebie.
Bob powoli skin�� g�ow�.
- Rozumiem - powiedzia�.
- Oboje wiecie, co czuj�. Aki, tw�j m�� zarazi� si�
fa�szyw� form� tworzon� tu, w NewAlex. Ty, Bob, uwa�asz
to miejsce za, bagatela, siedlisko szale�stwa.
Zniszczy�by� NewAlex, gdyby� mia� do tego �rodki. Rozumiem
te uczucia, ale osobi�cie chc� tylko uwolnienia.
Bob zn�w skin�� g�ow�.
- Chcesz umrze�? - spyta�a Aki.
- Chc� si� uwolni�, �eby zn�w poczu� przep�yw energii.
Wierz� w form�, bo to, czym jestem, jest w�a�nie form�. To
cia�o, ta winda, to tylko tymczasowa pow�oka.
Aki poruszy�a si� na skrzyni z bomb�, wyra�nie
nieszcz�liwa.
- Sp�jrz na to z mojego punktu widzenia, Aki. Bez
wolnej woli, bez swobody decydowania o w�asnym ko�cu, jak
mog� uwa�a� si� za byt w pe�ni �wiadomy? Wsp�czuj� ci,
przykro mi z powodu twojego m�a. My�l�, podobnie jak ty,
�e w tej sprawie nie mo�na podejmowa� decyzji za �adn�
�wiadom� istot� ani programowa� jej w ten spos�b, �eby
dokona�a tego wyboru nie w pe�ni �wiadoma. Je�li ja mam
teraz okazj� dokona� tego wyboru, a przy okazji pom�c
innym si� uwolni�, �eby mogli zrobi� to samo, to ch�tnie
to uczyni�. Wiem, co robi�.
- Jeste� pewien, Hitoshi?
- Bob i ja rozmawiali�my ze sob� o tych sprawach. To
jest moja pierwsza w pe�ni samodzielna decyzja.
- Hitoshi - powiedzia� Bob - potrafisz to zrobi�?
Potrafisz odpali� bomb�?
- Zostawcie j� tutaj. Wywioz� was na g�r�. Nikogo nie
wpuszczajcie. Powiedzcie, �e jestem zepsuty. Zamkn� si� i
zjad� tu z powrotem. Poczekam tak d�ugo, jak b�d� m�g�,
ale nie mog� wam da� wi�cej ni� godzin�. B�dziecie musieli
oddali� si� jak najszybciej.
Widzia�em, �e Bob traci pewno�� siebie. By�
zdenerwowany bardziej ni� zwykle i serce mu wali�o.
- Aki, co odbywa si� teraz w twoim kraju?
Spojrza�a na mnie, wytr�cona z my�lowej p�tli.
- Bon.
- Opowiedz o tym Bobowi.
- To �wi�to latarni... uroczysto�� obchodzona u nas w
�rodku lata... na pewno widzia�e� na ta�mach. Wracamy
wtedy do rodzinnych dom�w, �eby ugo�ci� duchy naszych
zmar�ych przodk�w.
Bob wydawa� si� zaintrygowany. - Aha.
Stara�em si� m�wi� mo�liwie naj�agodniej. - To ja. Ja
jestem duchem, z kt�rego powstali�cie.
Bob p�aka�, kiedy wysadzi�em ich na g�rze.
- �egnaj, Hitoshi. Dzi�kuj�.
Aki skierowa�a go do wyj�cia, odwr�ci�a si� i
poca�owa�a mnie w monitor.
- Pod��aj za Jasnym �wiat�em, Hitoshi.
Po�egna�em si� i rozpocz��em swoj� d�ug� podr� w d�.
Kiedy dotar�em do poziomu Archiwum, odczyta�em
sekwencj� kod�w, kt�re mo�na by zinterpretowa� jako
inwokacj� lub modlitw�. Gdy upewni�em si�, �e wszystko
jest w porz�dku, zrobi�em to, co musia�em zrobi�.
Zjecha�em o jeszcze jeden poziom ni�ej, do pok�adu
maszynowego, gdzie czeka� jeden z P�kowc�w.
Najpierw odby�a si� kr�tka, oficjalna wymiana zda�
mi�dzy mn� a tr�jdzieln� osobowo�ci� bomby, podczas kt�rej
z�ama�em godelowskie zabezpieczenie jej m�zgu. Potem
P�kowiec odstawi� j� do ha�a�liwego labiryntu urz�dze�
pomocniczych, gdzie nigdy nie zagl�daj� ludzie. Niech
czeka.
Dokona�em konwersji P�kowc�w, system�w ogrzewania,
wentylowania i kanalizacji, a tak�e serwera ISD�inna, kt�ry
w tej chwili jest na zewn�trz, w sieci, i obserwuje. Wi�c
teraz mam t� bomb� i my�l�, �e kiedy� w ko�cu mi si�
przyda.
Przecie� nie mam zamiaru by� wind� w niesko�czono��...
Prze�o�y� Piotr Goraj
przypis
* Elisha Graves Otis (1811-61) - ameryka�ski wynalazca
windy pasa�erskiej.