2812
Szczegóły |
Tytuł |
2812 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2812 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2812 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2812 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Goscinny Ren�
Jean Jacques Semp� [il.]
Wakacje Miko�ajka
prze�. [z fr.] Barbara Grzegorzewska
Tytu� orygina�u francuskiego
LES VACANCES DU PETIT NICOLAS
Ilustracje reprodukowane z wydania francuskiego
Sko�czy� si� pracowity rok szkolny. Miko�aj dosta� wyr�nienie za elokwencj�, nagradzaj�ce raczej ilo��, ni� jako��, i rozsta� si� z kolegami o imionach: Alcest, Rufus, Euzebiusz, Gotfryd, Maksencjusz, Joachim, Kleofas i Ananiasz. Zeszyty i ksi��ki zosta�y schowane do szafy, czas teraz pomy�le� o wakacjach.
U Miko�aja z wyborem miejsca wakacji nie ma k�opotu, gdy�...
Tata decyduje
Co roku, to jest w zesz�ym roku i dwa lata temu, bo wcze�niej to by�o dawno i nie pami�tam, tata i mama strasznie si� k��c�, gdzie jecha� na wakacje, a potem mama zaczyna p�aka� i m�wi, �e pojedzie do swojej mamy, ja te� p�acz�, bo bardzo lubi� Buni�, ale u niej nie ma pla�y, i w ko�cu jedziemy tam, gdzie chce mama, ale nie do Buni.
Wczoraj po kolacji tata spojrza� na nas z obra�on� min� i powiedzia�:
- S�uchajcie! W tym roku ja decyduj� i nie �ycz� sobie dyskusji! Pojedziemy na Po�udnie. Mam adres willi do wynaj�cia w Le�nych K�tach. Trzy pokoje, woda bie��ca, �wiat�o. Nie chc� s�ysze� o �adnym pensjonacie, gdzie obrzydliwie karmi�.
- Dobrze, kochanie - powiedzia�a mama - uwa�am, �e to �wietny pomys�.
- Juhu! - zawo�a�em i zacz��em biega� dooko�a sto�u, bo jak si� cz�owiek cieszy, to trudno mu usiedzie� na miejscu.
Tata otworzy� szeroko oczy, jak zawsze, kiedy jest zdziwiony, i zapyta�:
- Ach, tak?
Kiedy mama sprz�ta�a ze sto�u, tata wyci�gn�� z szafy swoj� mask� p�ywack�.
- Zobaczysz, Miko�aj - powiedzia� - ca�ymi dniami b�dziemy p�ywa� pod wod� i �owi� ryby.
Troch� si� przestraszy�em, bo ja jeszcze nie za dobrze umiem p�ywa�; jak mnie po�o�y� na wodzie, to robi� "desk�", ale tata powiedzia�, �ebym si� nie ba�, �e nauczy mnie p�ywa�, �e w m�odo�ci by� mistrzem mi�dzyokr�gowym w p�ywaniu stylem dowolnym i m�g�by jeszcze bi� rekordy, gdyby mia� czas trenowa�.
- Tata nauczy mnie �owi� ryby pod wod�! - pochwali�em si� mamie, kiedy przysz�a z kuchni.
- To �wietnie, kochanie - odpowiedzia�a mama - chocia� podobno w Morzu �r�dziemnym ju� prawie nie ma ryb. Za du�o tam rybak�w.
- Nieprawda! - powiedzia� tata, ale mama poprosi�a go, �eby nie k��ci� si� z ni� w obecno�ci dziecka, ona powtarza tylko to, co przeczyta�a w gazecie. A potem wzi�a si� do rob�tki, kt�r� zacz�a ju� bardzo dawno temu.
- Jak nie ma ryb - powiedzia�em do taty - to pod wod� b�dziemy wygl�da� jak idioci!
Tata schowa� mask� do szafy nic nie m�wi�c. By�em troch� z�y: bo rzeczywi�cie, za ka�dym razem, jak idziemy z tat� na ryby, zawsze jest to samo - wracamy z niczym. Tata usiad� i wzi�� do r�ki gazet�.
- To jak - zapyta�em - gdzie mo�na �owi� ryby pod wod�?
- Zapytaj swojej matki - odpowiedzia� tata - ona si� na tym zna.
- W Atlantyku, kochanie - odpowiedzia�a mama.
Wi�c spyta�em, czy Atlantyk jest daleko od miejsca, gdzie jedziemy, a tata powiedzia�, �e gdybym si� lepiej uczy�, nie zadawa�bym takich pyta�. To by�o niesprawiedliwe, bo w szkole nie ma lekcji �owienia ryb pod wod�. Ale nie powiedzia�em nic, widzia�em, �e tata nie bardzo ma ochot� na rozmowy.
- Musimy zrobi� list� rzeczy do zabrania - powiedzia�a mama.
- O, nie! - krzykn�� tata. - W tym roku nie b�dziemy wyje�d�a� objuczeni jak wielb��dy. Spodenki k�pielowe, szorty, najpotrzebniejsze ubrania, par� swetr�w...
- A poza tym garnki, ekspres do kawy, czerwony koc i troch� naczy� - powiedzia�a mama.
Tata zerwa� si� z fotela, bardzo z�y, otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, ale nie zd��y�, bo mama zapyta�a:
- Pami�tasz, co nam opowiadali s�siedzi w zesz�ym roku, kiedy wynaj�li will�? Z naczy� zastali raptem trzy wyszczerbione talerze, a w kuchni by�y dwa garnki, z czego jeden dziurawy. Musieli za cen� z�ota kupowa� na miejscu wszystkie potrzebne rzeczy.
- Bl�durt jest ma�o zaradny - powiedzia� tata. I usiad�.
- Mo�liwe - zgodzi�a si� mama - ale jak b�dziesz chcia� zupy rybnej, nie ugotuj� ci jej w dziurawym garnku, nawet je�eli uda si� nam zdoby� ryby.
Wtedy zacz��em p�aka�, bo rzeczywi�cie to �adna frajda jecha� nad morze, w kt�rym nie ma ryb, kiedy tu� obok s� jakie� Atlantyki, gdzie jest ich pe�no. Mama od�o�y�a rob�tk�, przytuli�a mnie do siebie i powiedzia�a, �ebym si� nie przejmowa� wstr�tnymi rybami i �e mi�o mi b�dzie co rano spogl�da� na morze z okna mojego �licznego pokoiku.
- No, niezupe�nie - wyja�ni� tata - z willi nie wida� morza. Ale jest niedaleko, o dwa kilometry. To by� ostatni dom do wynaj�cia w Le�nych K�tach.
- Ale� oczywi�cie, kochanie - powiedzia�a mama. A potem mnie poca�owa�a i zacz��em bawi� si� na dywanie dwoma kulkami, kt�re wygra�em w szkole od Euzebiusza.
- Oczywi�cie pla�a jest kamienista? - zapyta�a mama.
- Nie, moja droga! Nic podobnego! - zawo�a� tata, bardzo zadowolony. - To pla�a piaszczysta! Pi�kny drobniutki piaseczek! Nie znajdziesz tam ani jednego kamienia!
- To dobrze - powiedzia�a mama. - Przynajmniej Miko�aj nie b�dzie ca�ymi dniami puszcza� kaczek. Od kiedy go nauczy�e�, dos�ownie szaleje za t� zabaw�.
Wi�c znowu zacz��em p�aka�, bo jasne, �e fajnie jest puszcza� kaczki, czasem tak mi si� udaje, �e podskakuj� po cztery razy, i w ko�cu to niesprawiedliwe, �eby jecha� do tego starego domu z dziurawymi garnkami, daleko od morza, gdzie nie ma ani kamieni, ani ryb.
- Jad� do Buni! - zawo�a�em i kopn��em jedn� z kulek od Euzebiusza.
Mama znowu mnie przytuli�a i powiedzia�a, �ebym nie p�aka�, �e z nas wszystkich tacie najbardziej potrzebny jest urlop i �e nawet je�li miejsce, kt�re wybra�, jest brzydkie, musimy tam jecha� udaj�c, �e jeste�my zadowoleni.
- Ale przecie�... - powiedzia� tata.
- Ja chc� puszcza� kaczki! - zawo�a�em.
- B�dziesz puszcza� kaczki w przysz�ym roku - powiedzia�a mama - je�li tata zdecyduje zabra� nas do Morskich Ska�ek.
- Gdzie? - zapyta� tata, kt�ry sta� ci�gle z otwartymi ustami.
- Do Morskich Ska�ek - powt�rzy�a mama - w Bretanii, gdzie jest Atlantyk, du�o ryb i pewien mi�y pensjonat z oknami wychodz�cymi na pla�� z piaskiem i kamieniami.
- Ja chc� jecha� do Morskich Ska�ek! - zawo�a�em. - Ja chc� jecha� do Morskich Ska�ek!
- Ale� kochanie - powiedzia�a mama - b�d� rozs�dny, przecie� tata decyduje.
Tata przejecha� r�k� po twarzy, westchn�� g��boko i powiedzia�:
- W porz�dku. Zrozumia�em! Jak si� nazywa ten pensjonat?
- Rybitwa, kochanie - odpowiedzia�a mama.
Tata obieca�, �e dobrze, napisze, �eby dowiedzie� si�, czy s� jeszcze wolne pokoje.
- Nie trzeba, kochanie - wyja�ni�a mama - to ju� za�atwione. Mamy pok�j 29 z widokiem na morze i �azienk�.
I mama poprosi�a tat�, �eby si� nie rusza�, bo chce sprawdzi� d�ugo�� swetra, kt�ry robi na drutach. Podobno noce w Bretanii bywaj� ch�odne.
Gdy ojciec Miko�aja podj�� ju� decyzj�, nie pozostawa�o nic innego jak tylko posprz�ta� w domu, za�o�y� pokrowce na meble, zwin�� dywany, zdj�� obrazy, spakowa� rzeczy nie zapominaj�c o jajkach na twardo i bananach na drog�.
Podr� poci�giem min�a szcz�liwie, cho� matk� Miko�aja spotka�y wym�wki za to, �e s�l do jajek zapakowa�a do br�zowej torby, kt�r� nadano na baga�. Ale oto i Morskie Ska�ki, pensjonat Rybitwa. Jest pla�a, zaczynaj� si� wakacje...
Pla�a jest fajna
Na pla�y jest bardzo weso�o. Pozna�em mas� ch�opak�w: B�a�eja, Fortunata i Mamer-ta - ale z niego g�upek! - poza tym Ireneusza, Fabrycego, Kosm� i lwa, kt�ry nie jest na wakacjach, bo jest miejscowy. Bawimy si� razem, k��cimy si�, nie odzywamy si� do siebie i jest strasznie fajnie.
- Pobaw si� grzecznie z kolegami - powiedzia� dzi� rano tata - ja sobie odpoczn� i troch� si� poopalam. - A potem zacz�� si� smarowa� olejkiem i �mia� si� m�wi�c: - Ach, jak sobie pomy�l� o kolegach, kt�rzy zostali w biurze!
Zacz�li�my si� bawi� pi�k� Ireneusza.
- Id�cie gra� troch� dalej - powiedzia� tata, kiedy sko�czy� si� smarowa� i b�c! pi�ka paln�a go w g�ow�.
To si� tacie nie spodoba�o. Okropnie si� rozz�o�ci� i z ca�ej si�y kopn�� pi�k�, kt�ra wpad�a do wody, daleko od brzegu. To by� wspania�y kop.
- Co� podobnego - powiedzia� tata.
Ireneusz polecia� gdzie� i wr�ci� ze swoim tat�. Tata Ireneusza, kt�ry jest strasznie du�y i gruby, mia� niezadowolon� min�.
- To on! - powiedzia� Ireneusz pokazuj�c palcem na mojego tat�.
- To pan - zapyta� tata Ireneusza mojego tat� - wrzuci� do wody pi�k� ma�ego?
- No tak -odpowiedzia� m�j tata tacie Ireneusza - ale przedtem dosta�em ni� w g�ow�.
- Pla�a jest po to, �eby si� dzieci bawi�y - powiedzia� tata Ireneusza - a jak si� panu nie podoba, to niech pan siedzi w domu. P�ki co trzeba i�� po t� pi�k�.
- Nie zwracaj uwagi - poradzi�a mama. Ale tata wola� zwr�ci� uwag�.
- Dobrze, dobrze - powiedzia� - zaraz po ni� p�jd�.
- Tak - powiedzia� tata Ireneusza - na pana miejscu
zrobi�bym to samo.
P�j�cie po pi�k�, kt�r� wiatr popchn�� bardzo daleko, zaj�o
tacie sporo czasu.
Kiedy wr�ci�, wygl�da� na zm�czonego. Odda� pi�k� Ireneuszowi i powiedzia� do nas:
- S�uchajcie, dzieci, chcia�bym spokojnie odpocz��. Dlaczego, zamiast gra� w pi�k�, nie pobawicie si� w co� innego?
- Na przyk�ad w co, niech pan powie? - zapyta� Mamert. Ale z niego g�upek!
- Nie wiem - odpowiedzia� tata - kopcie do�y, to �wietna zabawa kopa� do�y w piasku.
Okropnie spodoba� si� nam ten pomys� i ka�dy wzi�� swoj� �opatk�. Tata chcia� posmarowa� si� na nowo, ale nie m�g�, bo w butelce nie by�o ju� olejku.
- P�jd� do sklepu na ko�cu deptaka - powiedzia�, a mama zapyta�a, czemu nie pole�y chwil� spokojnie.
Zacz�li�my kopa� d�. Niesamowity, szeroki i g��boki jak nie wiem co. Kiedy tata wr�ci� z olejkiem, zawo�a�em go i zapyta�em:
- Widzia�e� hasz d�, tata?
- Bardzo �adny, kochanie - powiedzia� tata pr�buj�c otworzy� butelk� z�bami. A potem przyszed� jaki� pan w bia�ej czapce i zapyta�, kto pozwoli� nam kopa� do�y na pla�y.
- On, psze pana! - zawo�a�y wszystkie ch�opaki pokazuj�c na mojego tat�.
By�em bardzo dumny, bo my�la�em, �e pan w czapce tacie po-gratuluje. Ale pan nie wygl�da� na zadowolonego.
- Czy pan oszala� - zapyta� - �eby podsuwa� dzieciom podobne pomys�y?
Tata, kt�ry ci�gle si� m�czy�, �eby otworzy� olejek, powiedzia�:
- A bo co?
A wtedy pan w czapce zacz�� krzycze�, �e to nie do wiary, jak ludzie s� pozbawieni wyobra�ni, �e wpadaj�c do do�u mo�na sobie z�ama� nog�, �e jak b�dzie przyp�yw, ci, kt�rzy nie umiej� p�ywa�, strac� grunt i utopi� si� w tym dole, �e piasek mo�e si� osun�� i kt�ry� z nas zostanie w �rodku, �e w takim dole mo�e zdarzy� si� mn�stwo strasznych rzeczy, i �e koniecznie trzeba go zakopa�.
- Dobrze - powiedzia� tata - zakopcie d�, dzieci. Ale ch�opaki nie chcia�y zakopa� do�u.
- Taki d� - powiedzia� Kosma - jest fajny, jak si� go kopie, ale zakopywa� to �adna frajda.
- Ch�opaki, idziemy si� k�pa�! - zawo�a� Fabrycy. I wszyscy pobiegli do wody. Ja zosta�em, bo wygl�da�o na to, �e tata ma jaki� k�opot.
- Dzieci! Dzieci! - krzycza� tata, ale pan w czapce powiedzia�:
- Niech pan zostawi dzieci w spokoju i szybko zakopie mi ten d�!
I poszed� sobie.
Tata westchn�� ci�ko i pom�g� mi zakopywa� d�. Mieli�my tylko jedn� �opatk�, wi�c zaj�o to du�o czasu i ledwie�my sko�czyli, mama powiedzia�a, �e pora wraca� na obiad i �eby�my si� po�pieszyli, bo jak si� przyjdzie za p�no, to z obiadu nici.
- Zabierz swoje rzeczy, �opatk�, wiaderko i chod� - powiedzia�a do mnie mama. Zabra�em rzeczy, ale nie mog�em znale�� wiaderka.
-- Nie szkodzi, idziemy - o�wiadczy� tata. Wtedy rozp�aka�em si� na dobre.
Moje �liczne ��to-czerwone wiaderko, z kt�rego wychodzi�y fantastyczne babki!
- Spokojnie - powiedzia� tata - gdzie zostawi�e� wiaderko?
Powiedzia�em, �e mo�e zosta�o na dnie tego do�u, co�my go w�a�nie zakopali. Tata spojrza� na mnie tak, jakby chcia� mi da� klapsa, wi�c zacz��em p�aka� jeszcze bardziej i tata powiedzia�, �e dobrze, poszuka wiaderka, tylko �ebym ju� przesta� wrzeszcze� mu nad uchem. M�j tata jest najfajniejszy ze wszystkich tatusi�w! Poniewa� ci�gle mieli�my jedn� �opatk� na dw�ch, nie mog�em mu pom�c i przygl�da�em si�, jak kopie, kiedy us�yszeli�my za sob� gruby g�os:
- Czy pan sobie ze mnie robi kpiny?
Tata krzykn��, odwr�cili�my si� i zobaczyli�my pana w bia�ej czapce.
- Zdaje si�, �e zabroni�em: panu kopa� do�y-powiedzia�.
Tata wyja�ni� mu, �e szuka mojego wiaderka. Wtedy pan powiedzia�, �e zgoda, ale pod warunkiem, �e potem tata zako-pie d�. I zosta�, �eby go pilnowa�.
- S�uchaj - powiedzia�a mama do taty - wracam z Miko�ajem do pensjonatu. Do��czysz do nas, kiedy znajdziesz wiaderko.
I poszli�my. Tata wr�ci� do pensjonatu bardzo p�no, by� zm�czony, nie chcia�o mu si� je�� i po�o�y� si� do ��ka. Wiaderka nie znalaz�, ale to nic nie szkodzi, bo okaza�o si�, �e zostawi�em je w pokoju. Po po�udniu trzeba by�o wezwa� lekarza z powodu oparze� taty. Lekarz powiedzia� tacie, �e przez dwa dni nie wolno mu b�dzie wstawa� z ��ka.
- Kto to widzia� - zapyta� - �eby opala� si� nie nasmarowawszy cia�a olejkiem.
- Ach - powiedzia� tata - jak sobie pomy�l� o kolegach, kt�rzy zostali w biurze!
Ale m�wi�c to ju� si� nie �mia�.
Niestety, zdarza si�, �e s�o�ce opuszcza Bretani� i przenosi si� na jaki� czas na Lazurowe Wybrze�e. Dlatego te� w�a�ciciel pensjonatu Rybitwa z niepokojem �ledzi barometr wskazuj�cy ci�nienie atmosferyczne wczasowicz�w...
Dusza towarzystwa
No wi�c jeste�my na wakacjach. Mieszkamy w pensjonacie, obok jest pla�a i morze, i jest strasznie fajnie, tylko �e dzisiaj pada deszcz, do chrzanu z tak� pogod�, no bo co w ko�cu, kurcz� blade. Najgorsze, �e jak pada deszcz, to doro�li nie mog� sobie z nami poradzi�, my jeste�my niegrzeczni i ci�gle s� jakie� awantury. Mam tutaj mn�stwo koleg�w: B�a�eja, Fortunata, Mamerta - ale z niego g�upek! - Ireneusza, kt�rego tata jest du�y i silny, Fabrycego, no i Kosm�. S� fajni, ale nie zawsze grzeczni. Przy obiedzie - dzi� jest �roda, wi�c by�y piero�ki i sznycle, tylko rodzice Ko�my, kt�rzy zawsze bior� dodatkowe dania, dostali langusty - powiedzia�em, �e chc� i�� na pla��.
- Widzisz przecie�, �e pada - odpowiedzia� tata - nie zawracaj mi g�owy. Pobawisz si� w domu z kolegami.
Powiedzia�em, �e ja w�a�nie chc� si� pobawi� z kolegami, ale na pla�y, a wtedy tata zapyta�, czy chc� dosta� klapsa przy wszystkich. Poniewa� nie chcia�em, zacz��em p�aka�. Przy stole Fortunata te� s�ycha� by�o p�acze, a potem mama B�a�eja powiedzia�a tacie B�a�eja, �e mia� dziwny pomys�, �eby sp�dza� urlop w miejscu, gdzie bez przerwy pada, a tata B�a�eja zacz�� krzycze�, �e to nie by� jego pomys� i �e ostatnim pomys�em, jaki mia� w �yciu, by�o ma��e�stwo. Mama powiedzia�a tacie, �e lepiej nie doprowadza� ma�ego do p�aczu, tata krzykn��, �e zaczynamy mu gra� na nerwach, a Ireneusz upu�ci� na ziemi� krem i dosta� lanie od swojego taty. W jadalni zrobi� si� straszny ha�as, przyszed� w�a�ciciel pensjonatu i powiedzia�, �e kawa zostanie podana w salonie, �e zaraz nastawi nam p�yty i �e s�ysza�, jak m�wili przez radio, �e jutro b�dzie niesamowite s�o�ce.
W salonie pan Lanternau o�wiadczy�: - Ja si� zajm� dzie�mi!
Pan Lanternau to taki mi�y pan, kt�ry lubi si� bardzo g�o�no �mia� i ze wszystkimi si� przyja�ni. Co chwila klepie kogo� po plecach i tacie nie bardzo si� to spodoba�o, pewnie dlatego, �e kiedy pan Lanternau go klepn��, tata by� mocno spieczony przez s�o�ce. Kt�rego� wieczora, kiedy pan Lanternau przebra� si� w zas�on� i aba�ur, w�a�ciciel pensjonatu wyja�ni� tacie, �e pan Lanternau to prawdziwa dusza towarzystwa.
- Nie widz� w nim nic zabawnego - powiedzia� tata i poszed� po�o�y� si� spa�. Za to pani Lanternau, kt�ra jest na wakacjach z panem Lanternau, nigdy si� nie odzywa i wygl�da na troch� zm�czon�.
Pan Lanternau wsta�, podni�s� r�k� i zawo�a�:
- Dzieciaki! Wszyscy do mnie! Ustawi� si� za mn� rz�dem! Gotowi? Kierunek jadalnia, naprz�d, marsz! Raz dwa, raz dwa,
raz dwa! - I pan Lanternau pomaszerowa� do jadalni, sk�d zaraz wyszed�, niezbyt zadowolony. - No i co - zapyta� - dlaczego za mn� nie poszli�cie?
- Dlatego - powiedzia� Mamert (ale z niego g�upek!) - �e my chcemy bawi� si� na pla�y.
- No nie, no nie - powiedzia� pan Lanternau - trzeba nie mie� rozumu, �eby w ten deszcz mokn�� na pla�y. Zobaczycie, potem b�dziecie chcieli, �eby ci�gle pada�o! - i pan Lanternau zacz�� si� g�o�no �mia�.
- Idziemy? - zapyta�em Ireneusza.
- Phi - odpowiedzia� Ireneusz, no i poszli�my razem z innymi.
W jadalni pan Lanternau odsun�� na bok sto�y i krzes�a i powiedzia�, �e pobawimy si� w ciuciubabk�.
- Kto b�dzie ciuciubabk�? - zapyta�, a my�my odpowiedzieli, �e on. - Dobrze - zgodzi� si� pan Lanternau i poprosi�, �eby�my mu przewi�zali oczy chusteczk� do nosa, ale kiedy zobaczy� nasze chustki, wola� wzi�� swoj�. Potem wyci�gn�� przed siebie r�ce i zacz�� wo�a�: - Hu, zaraz was z�api�! Zaraz was z�api�, huhu! - i co chwila g�o�no si� �mia�.
Ja jestem �wietny w warcabach i dlatego o ma�o nie umar�em ze �miechu, kiedy B�a�ej powiedzia�, �e jest mistrzem i w warcaby ka�dego pobije. B�a�ejowi nie spodoba�o si� to, �e si� �miej�, powiedzia�, �e jak jestem taki m�dry, no to zobaczymy, i poszli�my do salonu, �eby poprosi� o warcaby w�a�ciciela pensjonatu, a inni poszli za nami zobaczy�, kto b�dzie lepszy. Ale w�a�ciciel pensjonatu nie chcia� po�yczy� nam warcab�w, powiedzia�, �e to jest gra dla doros�ych i �e mu pogubimy pionki. Kiedy�my rozmawiali, us�yszeli�my za sob� gruby g�os:
- Nie liczy si�. Nie wolno wychodzi� z jadalni! - To by� pan Lanternau, kt�ry nas szuka� i znalaz�, bo nie mia� ju� zawi�zanych oczu. By� ca�y czerwony i g�os mu troch� dr�a�, zupe�nie jak tacie wtedy, kiedy zobaczy�, �e puszczam ba�ki mydlane jego now� fajk�.
- Dobrze - powiedzia� pan Lanternau - skoro wasi rodzice poszli odpocz�� po obiedzie, zostaniemy w salonie i �adnie si� pobawimy. Znam fantastyczn� gr�. Ka�dy dostanie kartk� papieru i o��wek, ja powiem jak�� liter� i trzeba b�dzie napisa� nazwy pi�ciu kraj�w, pi�ciu zwierz�t i pi�ciu miast. Ten, kt�ry przegra, daje fant.
Pan Lanternau poszed� po papier i o��wki, a my poszli�my do jadalni, �eby krzes�ami bawi� si� w autobus. Kiedy pan Lanternau po nas przyszed�, zdaje si�, �e by� troch� obra�ony.
- Wszyscy do salonu! - zawo�a�. - Zaczniemy od litery "A". Do roboty! - i zacz�� okropnie szybko pisa�.
- O��wek mi si� z�ama�, to niesprawiedliwe! - powiedzia� Fortunat, a Fabrycy krzykn��:
- Psze pana! Kosma �ci�ga!
- Nieprawda, ty wstr�tny k�amco! - odpowiedzia� Kosma i Fabrycy strzeli� go w ucho. Kosma najpierw jakby si� troch� zdziwi�, a potem zacz�� kopa� Fabrycego, Potem Fortunat chcia� zabra� mi o��wek, w�a�nie kiedy mia�em napisa�: "Austria", wi�c da�em mu pi�ci� w nos, a wtedy Fortunat zamkn�� oczy, zacz�� wali� gdzie popadnie i trafi� Ireneusza, a Mamert wrzeszcza�:
- Eee, ch�opaki! Asnieres to jest kraj?
Robili�my straszny ha�as i by�o fajnie jak na przerwie, kiedy b�c! - spad�a na ziemi� jaka� popielniczka. No i zaraz p�dem przylecia� w�a�ciciel pensjonatu i zacz�� na nas krzycze�, do salonu przyszli nasi rodzice i pok��cili si� z nami i z w�a�cicielem. A pan Lanternau gdzie� sobie poszed�.
Pani Lanternau odnalaz�a go wieczorem w czasie kolacji. Podobno pan Lanternau przesiedzia� ca�e popo�udnie na pla�y, mokn�c na deszczu.
I rzeczywi�cie, pan Lanternau to prawdziwa dusza towarzystwa, bo kiedy tata zobaczy� go wracaj�cego do pensjonatu, to tak si� zacz�� �mia�, �e nie m�g� je��. A przecie� w �rod� wieczorem jest zupa rybna!
Z pensjonatu Rybitwa mo�na zobaczy� morze, je�li si� stanie na kraw�dzi wanny, trzeba tylko uwa�a�, �eby si� nie po�lizn��. Wi�c je�li si� nie po�li�nie, to przy �adnej pogodzie wida� bardzo wyra�nie tajemnicz� Wysp� Mgie�, gdzie - jak podaje broszurka wydana przez O�rodek Informacji Turystycznej - o ma�o nie uwi�ziono �elaznej Maski 1. Mo�na tam zwiedzi� loch, kt�ry mia� zajmowa�, oraz kupi� pami�tki w stoisku z napojami.
Wyspa Mgie�
Fajnie, bo wybieramy si� na wycieczk� statkiem. Pa�stwo Lanternau jad� z nami i tata nie jest tym zachwycony, bo on, zdaje si�, niezbyt lubi pana Lanternau. W�a�ciwie to nie rozumiem dlaczego. Pan Lanternau jest bardzo �mieszny i ci�gle stara si� wszystkich zabawi�. Wczoraj przyszed� do jadalni z przyprawionym nosem i wielkimi w�sami i powiedzia� w�a�cicielowi pensjonatu, �e ryba jest nie�wie�a. Okropnie mnie to roz�mieszy�o. Kiedy mama powiedzia�a pani Lanternau, �e wybieramy si� na Wysp� Mgie�, pan Lanternau zawo�a�:
- �wietny pomys�, jedziemy razem z wami, przynajmniej nie b�dzie wam nudno! - a potem tata z�o�ci� si� na mam�, �e g�upio zrobi�a i �e ta niewydarzona dusza towarzystwa popsuje nam ca�� wycieczk�.
Wyszli�my z domu rano, z koszykiem pe�nym zimnych szny-cli, kanapek, jajek na twardo, banan�w i napoju jab�kowego. By�o strasznie fajnie. A potem przyszed� pan Lanternau w bia�ej marynarskiej czapce - ja chc� mie� tak� sam� - i za-wo�a�:
- Za�oga gotowa do wej�cia na pok�ad? Naprz�d, raz dwa, raz dwa, raz dwa!
Tata powiedzia� co� cicho, a mama spojrza�a na niego wielkimi oczami.
Kiedy w porcie zobaczy�em statek, troch� si� rozczarowa�em, bo by� ca�kiem ma�y. Nazywa� si� "Joanna", jego w�a�ciciel mia� du�� czerwon� g�ow� z beretem na czubku, ale nie by� ubrany w mundur z mn�stwem z�otych galon�w - a tak liczy�em, �e opowiem o tym ch�opakom w szkole po powrocie z wakacji, ale to nic, i tak im opowiem, no bo co, kurcz� blade!
- Jak tam, kapitanie - zapyta� pan Lanternau - wszystko gotowe do rejsu?
- To pa�stwo s� tymi turystami, kt�rzy jad� na Wysp� Mgie�? - zapyta� w�a�ciciel, no i wsiedli�my na statek. Pan Lanternau stan�� po�rodku i zawo�a�:
- Zdj�� cumy! Postawi� �agle! Ca�a naprz�d!
- Niech pan si� tak nie wierci - powiedzia� tata- powrzuca pan wszystkich do wody!
- Och, tak - doda�a mama - niech pan b�dzie ostro�ny, panie Lanternau.
A potem za�mia�a si� cicho, �cisn�a mnie bardzo mocno za r�k� i powiedzia�a, �e "nie trzeba si� ba�, kochanie". Ale ja, opowiem to w szkole po wakacjach, i tak nigdy si� nie boj�.
- Prosz� si� niczego nie ba�, droga pani - powiedzia� pan Lanternau do mamy - ma pani na pok�adzie starego marynarza!
- Pan by� marynarzem? - zapyta� tata.
- Nie - odpowiedzia� pan Lanternau - ale mam w domu na kominku ma�y �aglowiec w butelce!
Roze�mia� si� g�o�no i mocno klepn�� tat� w plecy.
W�a�ciciel statku nie postawi� �agli, jak prosi� pan Lanternau, bo na statku nie by�o �agli. By� silnik, kt�ry robi� pyrpyrpyr i pachnia� tak samo jak autobus, przeje�d�aj�cy obok naszego domu. Wyszli�my z portu, by�y ma�e fale i statek si� ko�ysa�, fajnie by�o jak nie wiem co!
- Morze b�dzie spokojne? - zapyta� tata w�a�ciciela statku. - Nie zanosi si� przypadkiem na burz�? Pan Lanternau zacz�� si� �mia�.
- Boi si� pan - powiedzia� do taty - �e dostanie pan morskiej choroby!
- Morskiej choroby? - odpowiedzia� tata. - Pan chyba �artuje. Ja nigdy nie choruj�. Za�o�� si�, �e pan dostanie morskiej choroby wcze�niej ode mnie!
- Trzymam zak�ad - powiedzia� pan Lanternau i mocno uderzy� tat� w plecy, a tata zrobi� tak� min�, jakby chcia� mu odda�.
- Co to jest morska choroba, mamo? - zapyta�em.
- Porozmawiajmy o czym innym, dobrze, kochanie? - odpowiedzia�a mama.
Fale robi�y si� coraz wi�ksze i by�o coraz fajniej. St�d, gdzie�my byli, wida� by�o pensjonat: wydawa� si� bardzo ma�y i rozpozna�em okno wychodz�ce na nasz� wann�, bo mama rozwiesi�a do suszenia sw�j czerwony kostium. Podobno na Wysp� Mgie� p�ynie si� godzin�. To ca�a podr�!
- Wie pan - powiedzia� do taty pan Lanternau - znam kawa�, kt�ry pana ubawi. Niech pan pos�ucha: dw�ch w��cz�g�w mia�o ochot� na spaghetti...
Niestety nie mog�em dowiedzie� si�, co by�o dalej, bo reszt� pan Lanternau opowiedzia� tacie na ucho.
- Niez�y - przyzna� tata - a czy zna pan kawa� o lekarzu, kt�ry leczy� pacjenta na niestrawno��? - a poniewa� pan Lanternau go nie zna�, tata opowiedzia� mu na ucho. Zwariowa� z nimi mo�na! Mama nie s�ucha�a, patrzy�a w stron� pensjonatu. Pani Lanternau jak zwykle nic nie m�wi�a. Ona zawsze wygl�da, jakby by�a troch� zm�czona.
Przed sob� mieli�my Wysp� Mgie�, by�a jeszcze daleko i wygl�da�a bardzo �adnie na tle bia�ej piany. Ale pan Lanternau nie patrzy� na wysp�, tylko na tat� i, �mieszny pomys�, upar� si�, �eby mu opowiedzie�, co jad� w jakiej� restauracji przed wyjazdem na wakacje. A tata, kt�ry przecie� zwykle nie lubi rozmawia� z panem Lanternau, wyliczy� wszystko, co jad� na przyj�ciu, jakie mu wyprawiono z okazji pierwszej komunii.
W ko�cu od tego s�uchania zachcia�o mi si� je��. Chcia�em poprosi� mam�, �eby mi da�a jajko na twardo, ale nie us�ysza�a, bo r�ce trzyma�a na uszach, pewnie z powodu wiatru.
- Wygl�da pan troch� blado - powiedzia� pan Lanternau do taty - dobrze by panu zrobi� kubek letniego baraniego �oju.
- Tak - powiedzia� tata - to ca�kiem niez�e z ostrygami, polanymi gor�ca czekolad�.
Wyspa Mgie� by�a ju� niedaleko.
- Wkr�tce b�dziemy na miejscu - powiedzia� pan Lanternau do taty - co by pan powiedzia� na zimny sznycel albo kanapk�, zanim wysi�dziemy?
- Ale� z przyjemno�ci� - odpowiedzia� tata - morskie powietrze pobudza apetyt!
I tata wzi�� koszyk z suchym prowiantem, a potem zwr�ci� si� do w�a�ciciela statku.
- Mo�e kanapk�, kapitanie, zanim dobijemy? - zapyta�. No i w og�le nie dop�yn�li�my do Wyspy Mgie�, bo na widok kanapki w�a�ciciel statku strasznie si� rozchorowa� i trzeba by�o czym pr�dzej wraca� do portu.
Na pla�y pojawi� si� nowy nauczyciel gimnastyki i rodzice pospieszyli zapisa� dzieci na lekcje. W swej rodzicielskiej m�dro�ci s�dzili, �e zapewnienie dzieciom zaj�cia przez godzin� dziennie wyjdzie wszystkim na dobre.
Gimnastyka
Wczoraj przyszed� nowy nauczyciel gimnastyki.
- Nazywani si� Hektor Duval - powiedzia� - a wy?
- My nie - odpowiedzia� Fabrycy i to nas
okropnie roz�mieszy�o. By�em na pla�y z ch�opakami z pensjonatu, B�a�ejem, Fortunatem, Mamertem - ale z niego g�upek! - Ireneuszem, Fa-brycym i Kosm�. Na lekcj� gimnastyki przysz�o jeszcze mas� innych ch�opak�w, ale oni s� � pensjonat�w Albatros i Mewa i my ich nie lubimy.
Kiedy�my sko�czyli si� �mia�, nauczyciel zgi�� r�ce i zrobi�y mu si� na nich dwie g�ry mi�ni.
- Chcieliby�cie mie� takie bicepsy? - zapyta�.
- Phi - odpowiedzia� Ireneusz.
- Mnie si� to nie podoba - skrzywi� si� Fortunat, ale Kosma powiedzia�, �e tak, czemu nie, on chcia�by mie� takie rzeczy na r�kach, �eby si� chwali� przed ch�opakami w szkole. Denerwuje mnie ten Kosma, zawsze chce zwr�ci� na siebie uwag�. Nauczyciel powiedzia�:
- Wi�c je�li b�dziecie grzeczni i je�li b�dziecie pilnie ucz�szcza� na lekcje gimnastyki, po powrocie z wakacji wszyscy b�dziecie mieli takie musku�y.
Potem poprosi�, �eby�my si� ustawili rz�dem, a Kosma powiedzia� do mnie:
- Za�o�� si�, �e nie umiesz fika� kozio�k�w tak jak ja. - I fikn�� kozio�ka. Roz�mieszy�o mnie to, bo w kozio�kach jestem �wietny, i pokaza�em mu, co potrafi�.
- Ja te� umiem! Ja te� umiem! - powiedzia� Fabrycy, ale nie umia�. Za to dobrze fika� Fortunat, w ka�dym razie du�o lepiej od B�a�eja. W�a�nie�my sobie fikali w najlepsze, kiedy us�yszeli�my g�o�ne gwizdki.
- Mo�e ju� starczy? - zawo�a� nauczyciel. - Prosi�em, �eby�cie si� ustawili rz�dem, b�dziecie mieli ca�y dzie� na b�aznowanie!
Ustawili�my si� rz�dem, �eby nie by�o draki, i nauczyciel powiedzia�, �e poka�e nam, co robi�, �eby wsz�dzie mie� pe�no musku��w. Podni�s� r�ce, a potem je opu�ci�, podni�s� i opu�ci�, podni�s� i jaki� ch�opak z pensjonatu Albatros powiedzia�, �e nasz pensjonat jest brzydki.
- Nieprawda - zawo�a� Ireneusz - nasz pensjonat jest �liczny, to wasz jest okropnie brzydki!
- U nas - powiedzia� jaki� ch�opak z Mewy - co dzie� wieczorem s� czekoladowe lody!
- Wielkie mi co - krzykn�� jeden z tych, co mieszkaj� w Albatrosie - u nas s� i w po�udnie, a w czwartek by�y nale�niki z konfiturami!
- M�j tata - pochwali� si� Kosma - zawsze bierze dodatkowe dania i w�a�ciciel daje mu wszystko, co tylko zechce!
- Nieprawda, ty k�amco! - powiedzia� jaki� ch�opak z pensjonatu Mewa.
- D�ugo jeszcze b�dziecie tak gaw�dzi�? - zawo�a� nauczyciel gimnastyki, kt�ry nie rusza� ju� r�kami, bo je skrzy�owa� na piersiach. Za to strasznie rusza�y mu si� dziurki od nosa, ale nie my�l�, �eby od tego robi�y si� musku�y.
Nauczyciel przejecha� r�k� po twarzy, a potem powiedzia�, �e �wiczenia ramion od�o�ymy na p�niej, a na pocz�tek urz�dzimy sobie zabaw�. Fajny ch�op z tego nauczyciela!
- Zrobimy wy�cigi - powiedzia�. - Ustawcie si� w szeregu, o tutaj. Ruszycie na gwizdek. Kto pierwszy dobiegnie do parasola, zostanie zwyci�zc�. Gotowi? - i nauczyciel zagwizda�. Ale pobieg� tylko Mamert, bo my�my ogl�dali muszl�, kt�r� znalaz� na pla�y Fabrycy, a Kosma opowiada� nam, �e niedawno znalaz� du�o wi�ksz� i da swojemu tacie, �eby sobie z niej zrobi� popielniczk�. Wtedy nauczyciel rzuci� na ziemi� gwizdek i zacz�� go strasznie kopa�. Od dawna nie widzia�em, �eby kto� tak si� z�o�ci�. Ostatni raz to chyba by�o w szkole, kiedy Ananiasz, kt�ry jest najlepszym uczniem w klasie i ulu-bie�cem naszej pani, dowiedzia� si�, �e jest drugi z klas�wki z arytmetyki.
- B�dziecie mnie wreszcie s�ucha�?! - krzykn�� nauczyciel.
- No co - powiedzia� Fabrycy - w�a�nie mieli�my pobiec, psze pana, przecie� si� nie pali.
Nauczyciel zacisn�� oczy i pi�ci, przechyli� g�ow� do ty�u, a dziurki od nosa zn�w mu si� rusza�y. Potem opu�ci� g�ow� i zacz�� m�wi� bardzo wolno i bardzo �agodnie.
- Dobrze - powiedzia� - zaczynamy jeszcze raz. Wszyscy gotowi do startu.
- O nie - krzykn�� Mamert - ja si� tak nie bawi�! Ja wygra�em, bo pierwszy dobieg�em do parasola! To niesprawiedliwe i zaraz poskar�� si� tacie! - i zacz�� p�aka� i kopa� piasek nogami, a potem powiedzia�, �e jak tak ma by�, to on sobie idzie, i odszed� z p�aczem. My�l� zreszt�, �e dobrze zrobi�, bo nauczyciel patrzy� na niego tak samo jak tata na potrawk�, kt�r� dostali�my wczoraj na kolacj�.
- Moje dzieci - powiedzia� nauczyciel - moje drogie dzieci, moi przyjaciele, je�li kt�ry� nie zrobi tego, co mu ka��... przy�o�� mu takiego klapsa, �e d�ugo popami�ta!
- Nie wolno panu - powiedzia� kto� - tylko tacie, mamie, wujkowi i dziadkowi wolno mi dawa� klapsy! - Kto to powiedzia�? - zapyta� nauczyciel.
- To on - powiedzia� Fabrycy pokazuj�c na jakiego� ch�opaka z Mewy, strasznego mikrusa.
- Nieprawda, ty wstr�tny k�amco - powiedzia� mikrus i Fabrycy rzuci� mu piaskiem w twarz, ale mikrus okropnie mu przywali�. My�l�, �e musia� ju� przedtem chodzi� na gimnastyk�. Fabrycy by� taki zdziwiony, �e zapomnia� si� rozp�aka�. Wtedy wszyscy zacz�li�my si� bi�, ale ch�opaki z Albatrosa i z Mewy to �winie i zdrajcy.
Kiedy sko�czyli�my si� bi�, nauczyciel, kt�ry siedzia� na piasku, wsta� i powiedzia�:
- Dobrze. Przejd�my do nast�pnej zabawy. Ustawcie si� twarz� do morza. Na m�j znak wszyscy pobiegniecie do wody! Gotowi? Start!
To nam si� bardzo podoba�o, bo na pla�y, nie licz�c piasku, najfajniejsze jest morze. Polecieli�my p�dem, woda by�a fajna, zacz�li�my na siebie pryska� i skaka� razem z falami, Kosma krzycza�: "Patrzcie na mnie! Patrzcie na mnie! P�yn� crawlem!", a kiedy�my si� odwr�cili, nauczyciela ju� nie by�o...
Dzisiaj przyszed� nowy nauczyciel gimnastyki.
- Nazywam si� Juliusz Martin - powiedzia� - a wy?
Wakacje up�ywaj� w mi�ej atmosferze i ojciec Miko�aja nie mia�by zastrze�e� do pensjonatu Rybitwa, gdyby nie potrawka, zw�aszcza od czasu kiedy znalaz� w niej muszl�. Poniewa� chwilowo nie ma nauczyciela gimnastyki, dzieci szukaj� sobie innych zaj��, aby da� upust rozpieraj�cej je energii...
Maty golf
Dzisiaj postanowili�my pogra� sobie w ma�ego golfa, kt�ry znajduje si� obok sklepu z pami�tkami. Ma�y golf jest okropnie fajny, zaraz wam wyt�umacz�: jest osiemna�cie do�k�w, dostajecie pi�ki i kije i chodzi o to, �eby wrzuci� pi�ki do do�k�w, jak najmniej razy uderzaj�c w nie kijem. �eby pi�ka dosta�a si� do do�ka, musi przej�� przez ma�e zamki, rzeki, zakr�ty, g�ry, schodki - co� niesamowitego. Tylko pierwszy do�ek jest �atwy.
Najgorsze, �e w�a�ciciel ma�ego golfa nie pozwala nam gra�, je�li nie ma z nami kogo� doros�ego. Wi�c razem z B�a�ejem, Fortunatem, Mamertem - ale z niego g�upek! - Ireneuszem, Fabrycym i Kosm�, kt�rzy mieszkaj� ze mn� w pensjonacie, poprosili�my mojego tat�, �eby poszed� z nami na ma�ego golfa.
- Nie - powiedzia� tata, kt�ry czyta� gazet� na pla�y.
- O jejku, chocia� raz niech pan b�dzie mi�y! - powiedzia� B�a�ej.
- O jejku! O jejku! - wo�ali inni, a ja zacz��em p�aka� i powiedzia�em, �e jak nie pogram sobie w ma�ego golfa, to wypo�ycz� rower wodny i pop�yn� daleko, bardzo daleko, i wi�cej mnie nie zobacz�.
- Co� ty - powiedzia� Mamert (ale on jest g�upi!) - �eby wypo�yczy� rower, trzeba przyj�� z kim� doros�ym.
- E tam - powiedzia� Kosma, kt�ry mnie denerwuje, bo zawsze chce zwr�ci� na siebie uwag� - ja nie potrzebuj� roweru, mog� sobie pop�yn�� bardzo daleko crawlem.
Tak �e�my stali dooko�a taty i rozmawiali, a� w ko�cu tata zmi�� gazet�, rzuci� j� na piasek i powiedzia�:
- Dobrze ju�, dobrze, idziemy.
Mam najmilszego tat� na �wiecie! Powiedzia�em mu o tym i poca�owa�em go.
Kiedy w�a�ciciel ma�ego golfa nas zobaczy�, nie bardzo chcia� pozwoli�, �eby�my grali. No to my�my zacz�li krzycze�:
- O jejku! O jejku! - i wtedy si� zgodzi�, ale powiedzia� tacie, �e ma nas dobrze pilnowa�.
Ustawili�my si� przed pierwszym do�kiem, tym, co jest strasznie �atwy, i tata, kt�ry umie mn�stwo rzeczy, pokaza� nam, jak trzyma� kij.
- Ja wiem! - zawo�a� Kosma i chcia� zacz�� gra�, ale Fa-brycy powiedzia�, �e niby dlaczego mia�by by� pierwszy.
- No to w porz�dku alfabetycznym, jak w szkole, kiedy nas pani pyta - poradzi� B�a�ej, ale na to ja si� nie chcia�em zgodzi�, bo Miko�aj w alfabecie jest strasznie daleko i w szkole to fajne, ale przy ma�ym golfie to niesprawiedliwe. A potem przyszed� w�a�ciciel ma�ego golfa i powiedzia� tacie, �e musimy zacz�� wreszcie gra�, bo ludzie czekaj� w kolejce.
- Zacznie Mamert, bo jest najgrzeczniejszy - powiedzia� tata.
Mamert podszed� i waln�� kijem w pi�k�, kt�ra wylecia�a w powietrze, przelecia�a nad parkanem i uderzy�a w samoch�d stoj�cy na drodze. Mamert zacz�� p�aka�, a tata poszed� po pi�k�.
Dosy� d�ugo nie wraca�, bo w samochodzie by� jaki� pan i ten
pan wysiad� z samochodu, i zacz�� rozmawia� z tat� strasznie wymachuj�c r�kami, a ludzie przyszli, �eby na nich popatrzy�, i �miali si�.
Chcieli�my gra� dalej, ale Mamert siedzia� na do�ku, p�aka� i m�wi�, �e nie wstanie, dop�ki mu nie oddamy pi�ki, i �e wszyscy jeste�my wstr�tni. A potem przyszed� tata z pi�k�, ale nie wygl�da� na zadowolonego.
- Postarajcie si� troch� uwa�a� - powiedzia�.
- Dobrze - zgodzi� si� Mamert - niech mi pan da pi�k�.
Ale tata nie chcia�, powiedzia� Mamertowi, �e na razie wystarczy, �e b�dzie gra� kiedy indziej. To si� Mamertowi nie spodoba�o, zacz�� wierzga� nogami na wszystkie slrony i krzycze�, �e wszyscy go wykorzystuj� i w takim razie on idzie po swojego tat�.
I poszed�.
- Teraz ja - oznajmi� Ireneusz.
- Nie, m�j drogi - powiedzia� Fortunat - teraz ja b�d� gra�.
Wi�c Ireneusz przy�o�y� Fortunatowi kijem w g�ow�, Fortunat r�bn�� Ireneusza w ucho i wtedy p�dem przylecia� w�a�ciciel.
- No - zawo�a� do mojego taty - zabieraj pan te bachory, ale szybko, bo ludzie czekaj�!
- Tylko grzecznie - powiedzia� tata. - Te dzieci zap�aci�y, �eby gra�, i b�d� gra�y!
- Brawo! - zawo�a� do taty Fabrycy. - Niech pan mu powie!
I wszystkie ch�opaki trzyma�y stron� taty opr�cz Fortunata i Ireneusza, kt�rzy zaj�ci byli walk� na kij i na pi�ci.
- Ach tak - powiedzia� w�a�ciciel - a je�li zawo�am policjanta?
- Prosz�, niech pan wo�a - powiedzia� tata - zobaczymy, komu przyzna racj�.
No i w�a�ciciel zawo�a� policjanta, kt�ry sta� na drodze.
- Lucjan! - krzykn��. I policjant przyszed�. - O co chodzi, Erne�cie? - zapyta�.
- O to - odpowiedzia� w�a�ciciel - �e ten osobnik nie daje innym gra�.
- Tak - powiedzia� jaki� pan - od p� godziny czekam na pierwszy do�ek!
- W pa�skim wieku - zapyta� tata - nie ma pan nic lepszego do roboty?
- Co prosz�? - powiedzia� w�a�ciciel. - Je�li ma�y golf si� panu nie podoba, to nie pow�d, �eby zniech�ca� innych!
- A w�a�nie - powiedzia� policjant - przed chwil� jaki� pan z�o�y� skarg�, bo pi�ka od ma�ego golfa porysowa�a karoseri� jego samochodu.
- To jak z tym pierwszym do�kiem, mo�na gra� czy nie? - zapyta� pan, co sta� w kolejce.
A potem przyszed� Mamert ze swoim tat�.
- To on - krzykn�� Mamert do swojego taty pokazuj�c na mojego tat�.
- Taaak... - powiedzia� tata Mamerta - s�ysza�em, �e nie pozwala pan mojemu synowi bawi� si� z kolegami?
A potem tata zacz�� krzycze�, w�a�ciciel ma�ego golfa zacz�� krzycze�, wszyscy zacz�li krzycze�, policjant gwizda� i w ko�cu tata zabra� nas do domu. I tylko Kosma by� niezadowolony, m�wi�, �e jak nikt na niego nie patrzy�, wbi� pi�k� do pierwszego do�ka jednym uderzeniem, ale ja jestem pewny, �e to bujda.
W og�le to�my si� fantastycznie bawili i postanowili�my przyj�� jutro, �eby spr�bowa� drugiego do�ka.
Nie wiem tylko, czy tata zgodzi si� i�� razem z nami.
Nie, ojciec Miko�aja nie chcia� nawet s�ysze� o ponownym p�j�ciu na ma�ego golfa. Zniech�ci� si� do tej gry niemal tak samo, jak do potrawki przyrz�dzanej w pensjonacie Rybitwa. Matka Miko�aja by�a zdania, �e nie warto robi� skandalu z powodu g�upiej potrawki, natomiast ojciec Miko�aja twierdzi�, �e przy cenie, jak� p�ac�, skandalem jest podawanie czego� takiego do sto�u. Fakt, �e znowu zacz�o pada�, nie wp�yn�� bynajmniej na popraw� sytuacji...
Bawili�my si� w sklep
Z dziewczynami to jest tak, �e nie umiej� si� bawi�, bez przerwy p�acz� i robi� draki. W naszym pensjonacie s� trzy dziewczyny. Nazywaj� si� Izabela, Michalina i Gizela. Gizela jest siostr� mojego kolegi Fabrycego, ale ci�gle si� bij� i Fabrycy powiedzia� mi, �e bardzo niedobrze jest mie� dziewczyn� za siostr� i �e je�li tak dalej p�jdzie, ucieknie z domu.
Kiedy jest �adnie i jeste�my na pla�y, dziewczyny nam nie przeszkadzaj�. Bawi� si� w jakie� g�upie zabawy, robi� mn�stwo babek, opowiadaj� g�upstwa i maluj� sobie kredkami paznokcie. Za to my z ch�opakami robimy fantastyczne numery. �cigamy si�, fikamy kozio�ki, gramy w pi�k�, p�ywamy, bijemy si�. Same fajne rzeczy, no nie?
Ale jak nie ma pogody, to co innego, bo wszyscy razem musimy siedzie� w domu. A wczoraj nie by�o pogody, przez ca�y czas pada�o. Po obiedzie - by�y pierogi, kt�re s� o niebo lepsze od potrawki - wszyscy rodzice poszli sobie odpocz��. Razem z
ch�opakami - B�a�ejem, Fortunatem, Mamertem, Ireneuszem, Fabrycym i Kosm�, siedzieli�my w salonie i po cichu grali�my w karty. Nie chcieli�my si� wyg�upia�, bo kiedy pada deszcz, rodzice s� nie w humorze. A podczas tych wakacji rodzice cz�sto byli nie w humorze.
A potem do salonu wesz�y trzy dziewczyny.
- Chcemy si� z wami pobawi� - powiedzia�a Gizela. : - Odczep si�, Gizia, bo dostaniesz w nos! - powiedzia� Fa-brycy. To si� Gizeli nie spodoba�o.
- Jak nie b�dziecie si� z nami bawi�, to wiesz, Fabciu, co zrobi�? - spyta�a Gizela. - P�jd� powiedzie� wszystko rodzicom, zostaniesz ukarany, twoi koledzy te�, i nie dostaniecie deseru.
- Dobra - wyrwa� si� Mamert (ale z niego g�upek!) - mo�ecie si� z nami bawi�.
- Nikt ci� nie pyta� o zdanie - sykn�� Fabrycy.
Wtedy Mamert zacz�� p�aka�, powiedzia�, �e nie chce by� ukarany, �e to niesprawiedliwe i �e je�li nie dostanie deseru, to si� zabije. Byli�my �li, bo Mamert robi� straszny ha�as i o ma�o nie obudzi� naszych rodzic�w.
- To co robimy? - zapyta�em Ireneusza.
- Phi - odpowiedzia� Ireneusz i w ko�cu postanowili�my pozwoli� dziewczynom bawi� si� z nami.
- W co si� bawimy? - spyta�a Michalina, kt�ra jest gruba i przypomina mi Alcesta, takiego ch�opaka ze szko�y, kt�ry bez przerwy je.
- Bawimy si� w sklep - powiedzia�a Izabela.
- Na g�ow� upad�a�? - zapyta� Fabrycy.
- Dobrze, Fabciu - powiedzia�a Gizela - id� obudzi� tat�. Wiesz, jaki jest, jak si� go obudzi!
Wtedy Mamert zacz�� p�aka� i powiedzia�, �e chce si� bawi� w sklep. B�a�ej zawo�a�, �e jak ma si� bawi� w sklep, to ju� sam woli obudzi� tat� Fabrycego. Ale Fortunat powiedzia�, �e podobno dzisiaj wieczorem b�d� na deser czekoladowe lody, wi�c �e�my si� zgodzili.
Gizela stan�a za sto�em, roz�o�y�a na nim karty i popielniczki i powiedzia�a, �e ona b�dzie ekspedientk�, a st� to lada i �e to, co jest na stole, to s� rzeczy, kt�re ona sprzedaje, a my mamy przychodzi� i od niej kupowa�.
- Aha - powiedzia�a Michalina - a ja b�d� bogat� i pi�k-[ na pani� i b�d� mia�a samoch�d i mn�stwo futer.
- Aha - powiedzia�a Izabela - a ja b�d� drug� pani�, jeszcze bogatsz� i jeszcze pi�kniejsz�, i b�d� mia�a samoch�d z czerwonymi siedzeniami, jak wujek Jakub, i buty na wysokich obcasach.
- Aha - powiedzia�a Gizela - a Kosma to b�dzie m�� Michaliny.
- Ja nie chc� - skrzywi� si� Kosma.
- Dlaczego nie chcesz? - zapyta�a Michalina.
- Dlatego, �e jeste� dla niego za gruba, wiesz ju�, dlaczego - powiedzia�a Izabela. - On woli by� moim m�em.
- Nieprawda! - wrzasn�a Michalina i uderzy�a Kosm�, a Mamert zacz�� p�aka�. �eby uciszy� Mamerta, Kosma powiedzia�, �e b�dzie m�em wszystko jedno kogo.
- Dobrze - zawo�a�a Gizela - no to bawmy si�. Miko�aj, ty b�dziesz pierwszym klientem, ale b�dziesz bardzo biedny i nie b�dziesz mia� za co kupi� jedzenia. Wtedy ja b�d� bardzo hojna i dam ci r�ne rzeczy za darmo.
- Ja si� nie bawi� - obrazi�a si� Michalina. - Po tym, co mi powiedzia�a Izabela, nie odzywam si� do nikogo.
- Ho, ho, ho! Kr�lewna si� znalaz�a - powiedzia�a Izabela. - My�lisz, �e nie wiem, co� o mnie naopowiada�a Gizeli?
- Ty k�amczucho! - zawo�a�a Michalina. - Po tym, co� mi m�wi�a o Gizeli!
- Co o mnie m�wi�a� Michalinie, Iza? - zapyta�a Gizela.
- Nic, w�a�nie �e nic o tobie nie m�wi�am Michalinie - powiedzia�a Izabela.
- Bezczelna! - zawo�a�a Michalina. - M�wi�a� mi to przed wystaw� tego sklepu, gdzie by� czarny kostium w r�owe kwiatki, ten, w kt�rym by mi by�o sza�owo, pami�tasz?
- Nieprawda! - krzykn�a Izabela. - Za to Gizela powt�rzy�a mi, co� jej o mnie m�wi�a na pla�y!
- To jak, dziewczyny - zapyta� Fabrycy - bawimy si� czy nie? - Wtedy Michalina powiedzia�a Fabrycemu, �eby nie pcha� nosa w nie swoje sprawy, i podrapa�a go.
- Zostaw mojego brata! - zawo�a�a Gizela i poci�gn�a Michalin� za warkocz, a Michalina zacz�a krzycze� i uderzy�a Gizel�. To roz�mieszy�o Fabrycego, ale Mamert zacz�� p�aka�, a dziewczyny strasznie ha�asowa�y i mas� rodzic�w przysz�o do salonu zapyta�, co si� dzieje.
- Ch�opcy nie dadz� nam si� spokojnie bawi� w sklep - powiedzia�a Izabela.
No i za kar� nikt nie dosta� deseru. A Fortunat mia� racj�, wieczorem by�y lody czekoladowe!
S�o�ce, ciep�e i promienne, wr�ci�o w ostatni dzie� wakacji. Trzeba by�o po�egna� si� z przyjaci�mi, spakowa� walizki i znowu wsi��� do poci�gu. W�a�ciciel pensjonatu Rybitwa proponowa� ojcu Miko�aja, �e da mu troch� potrawki na drog�, lecz ojciec Miko�aja odm�wi�. Nies�usznie, jak si� okaza�o, poniewa� tym razem w br�zowej torbie, kt�r� nadano na baga�, by�y jajka na twardo.
Wr�cili�my do domu
Bardzo si� ciesz�, �e ju� jestem w domu, tylko �e tu nie ma moich koleg�w z wakacji, a moi koledzy st�d jeszcze s� na wakacjach i jestem zupe�nie sam, i to niesprawiedliwe, i zacz��em p�aka�. - No nie! - powiedzia� tata. - Jutro id� do pracy, chc� dzisiaj troch� odpocz��, nie b�dziesz mi tu rycza� nad uchem!
- Ale� kochanie - powiedzia�a mama do taty - oka� ma�emu troch� cierpliwo�ci. Wiesz, jakie s� dzieci po powrocie z wakacji.
A potem mama mnie poca�owa�a, otar�a sobie twarz, wytar�a mi nos i powiedzia�a, �ebym si� grzecznie bawi�. Wi�c powiedzia�em jej, �e ja bym bardzo chcia�, tylko nie wiem, co robi�.
- Czemu nie zaczniesz hodowa� ziarnka fasoli? - zapyta�a mama. I wyja�ni�a mi, �e to bardzo fajne, �e bierze si� ziarko fasoli, k�adzie na kawa�ku mokrej waty, a potem wyrasta �ody�ka i li�cie, i w ko�cu ca�a ro�linka, �e to jest strasznie zabawne i tata mi poka�e. I mama posz�a na g�r� posprz�ta� w moim pokoju.
Tata, kt�ry le�a� na kanapie w salonie, westchn�� ci�ko i powiedzia�, �ebym przyni�s� wat�. Poszed�em do �azienki, nawet nie poprzewraca�em du�o rzeczy, a puder �atwo zmy� z pod�ogi wod�. Wr�ci�em do salonu i powiedzia�em:
- Przynios�em t� wat�, tata.
- M�wi si� t� wat�, Miko�aju - poprawi� mnie tata, kt�ry wie mn�stwo rzeczy, bo w moim wieku by� najlepszym uczniem w klasie i �wieci� przyk�adem kolegom.
- Dobrze - powiedzia� tata - id� teraz do kuchni i przynie� ziarnko fasoli.
W kuchni nie znalaz�em ziarka fasoli. Ciastek te� nie znalaz�em, bo przed wyjazdem mama wszystko wyrzuci�a, zapomnia�a tylko o kawa�ku camemberta, kt�ry by� w szafce, i dlatego trzeba by�o otworzy� w kuchni okno, jak wr�cili�my do domu.
W salonie powiedzia�em tacie, �e nie znalaz�em ziarka, a on powiedzia�:
- To trudno - i znowu chcia� czyta� gazet�, ale ja si� rozp�aka�em i zacz��em krzycze�:
- Ja chc� hodowa� fasol�! Ja chc� hodowa� fasol�! Ja chc� hodowa� fasol�!
- Miko�aj - powiedzia� tata - zaraz dostaniesz klapsa.
No tak, tego tylko brakowa�o! Najpierw chc�, �ebym hodowa� fasol�, a potem maj� mnie kara�, dlatego �e nie ma fasoli!
Teraz naprawd� si� rozp�aka�em, przysz�a mama, a kiedy jej wyt�umaczy�em, powiedzia�a:
- Id� do sklepu i popro� o ziarnko fasoli.
- No w�a�nie - powiedzia� tata - nie musisz si� spieszy�.
Poszed�em do pana Companiego, kt�ry ma sklep obok nas i kt�ry jest strasznie fajny, bo czasem daje mi ciasteczka. A-le tym razem nic mi nie da�, bo sklep by� zamkni�ty, a na drzwiach wisia�a kartka, �e to z powodu urlopu.
Wr�ci�em biegiem do domu, tata wci�� le�a� na kanapie, ale nie czyta�, po�o�y� sobie gazet� na twarzy.
- U pana Companiego zamkni�te! - krzykn��em. - No i nie mam fasoli!
Tata nagle usiad�.
- Co? Jak? Co si� sta�o? - zapyta�.
Wi�c musia�em mu opowiedzie� od nowa. Tata przejecha� r�k� po twarzy, kilka razy g��boko westchn�� i powiedzia�, �e nic na to nie poradzi.
- To co zrobi� z t� wat�, co b�d� na niej hodowa�? - zapyta�em.
- M�wi si� t� wat�, a nie t� wat� - powiedzia� tata.
- Przecie� m�wi�e�, �e trzeba m�wi� t� - odpowiedzia�em.
- Do�� tego, Miko�aj! - krzykn�� tata. - Id� bawi� si� do swojego pokoju!
Poszed�em na g�r� p�acz�c i w pokoju zasta�em mam�, kt�ra robi�a porz�dki.
- Nie, Miko�ajku, nie wchod� tu - powiedzia�a mama. - Id� pobawi� si� w salonie. Dlaczego nie zaczniesz hodowa� fasoli, tak jak ci radzi�am?
W salonie, zanim tata zacz�� krzycze�, wyt�umaczy�em mu, �e to mama kaza�a mi zej�� na d� i jak us�yszy, �e p�acz�, to si� rozgniewa.
- Dobrze - powiedzia� tata - ale b�d� grzeczny.
- A gdzie m�g�bym znale�� ziarko fasoli? - zapyta�em.
- Nie m�wi si� ziarko, tylko... - zacz�l m�wi� tata, a potem spojrza� na mnie, podrapa� si� w g�ow� i powiedzia�: - Poszukaj w kuchni ziarka grochu.
W kuchni by�o pe�no grochu i strasznie si� ucieszy�em. A po-
tem tata pokaza� mi, jak zmoczy� wat� i jak po�o�y� na niej groch.
- Teraz - powiedzia� tata - zr�b to sam i odstaw spode-czek na parapet, a p�niej zobaczysz, wyrosn� �ody�ki i li�cie.
I znowu po�o�y� si� na kanapie.
Zrobi�em, jak mi powiedzia�, i zacz��em czeka�. Ale z grochu nie wyrasta�y �adne �ody�ki, wi�c pomy�la�em, �e co� jest nie tak. Poniewa� nie wiedzia�em co, poszed�em zapyta� taty.
- Co znowu? - krzykn�� tata.
- �ody�ki nie chc� rosn�� - powiedzia�em.
- Wi�c chcesz tego klapsa? - krzykn�� tata, a ja powiedzia�em, �e uciekn� z domu, �e jestem bardzo nieszcz�liwy, �e wi�cej mnie nie zobacz�, �e b�d� �a�owali i �e ten numer z grochem to oszuka�stwo, i wtedy do salonu przybieg�a mama.
- Czy ty naprawd� nie mo�esz zdoby� si� na odrobin� cierpliwo�ci? - zapyta�a. - Ja musz� sprz�ta� mieszkanie, nie mam czasu na zajmowanie si� ma�ym, zdaje mi si�...
- A mnie si� zdaje - odpowiedzia� tata - �e m�czyzna powinien mie� w domu troch� spokoju.
- Moja biedna matka mia�a racj� - westchn�a mama.
- Nie mieszaj w te sprawy swojej matki, kt�ra wcale nie jest biedna! - krzykn�� tata.
- No tak - powiedzia�a mama - ubli�aj teraz mojej matce!
- Ja"ubli�y�em twojej matce? - krzykn�� tata. ;
I mama si� rozp�aka�a, tata chodzi� po salonie krzycz�c, a ja powiedzia�em, �e je�li zaraz nie zrobi� czego�, �eby m�j groch zacz�� rosn��, to si� zabij�. Wtedy mama da�a mi klapsa.
Po powrocie z wakacji rodzice s� nie do wytrzymania!
Dobieg� ko�ca kolejny rok szkolny, nie mniej pracowity od poprzedniego. Po rozdaniu nagr�d Miko�aj, Alcest, Rufus, Euzebiusz, Gotfryd, Maksencjusz, Joachim, Kleofas i Ananiasz rozeszli si�, nie bez �alu, ka�dy w swoj� stron�. Ale wakacje za pasem i wkr�tce rado�� zn�w wype�ni m�ode serca uczni�w.
Miko�aj jest jednak niespokojny: w domu nie m�wi si� o wakacjach.
Musz� by� dzielny
Troch� si� dziwi�, bo w domu nie m�wi�o si� jeszcze o wakacjach! W poprzednie lata tata m�wi�, �e chce gdzie� pojecha�, mama, �e chce jecha� gdzie indziej, i by�y k��tnie. Potem tata i mama m�wili, �e jak tak, to wol� zosta� w domu, ja p�aka�em i w ko�cu jechali�my tam, gdzie chcia�a mama. A w tym roku - cisza.
Tymczasem ch�opaki ze szko�y szykuj� si� wszyscy do wyjazdu. Gotfryd, ten co ma bardzo bogatego tat�, pojedzie na wakacje nad morze do du�ego domu, kt�ry ma jego tata. Gotfryd powiedzia� nam, �e ma tylko dla siebie kawa�ek pla�y, gdzie nikomu innemu nie wolno robi� babek. Ale mo�e to bujda, bo trzeba przyzna�, �e Gotfryd to straszny k�amca.
Ananiasz, kt�ry jest najlepszym uczniem w klasie i ulubie�cem naszej pani, jedzie do Anglii i b�dzie chodzi� do szko�y, gdzie naucz� go m�wi� po angielsku. Wariat z tego Ananiasza!
Alcest jedzie na trufle do Perigord, gdzie przyjaciel jego taty ma sklep z w�dlinami. I tak jest ze wszystkimi: jad� nad morze, w g�ry albo do babci na wie�. Tylko ja nie wiem jeszcze, dok�d pojad�, i jestem strasznie z�y, bo jedn� z rzeczy, kt�re najbardziej lubi�, to opowiada� ch�opakom o wakacjach przed wyjazdem i po powrocie.
Dlatego dzisiaj w domu zapyta�em mamy, gdzie pojedziemy na wakacje. Mama zrobi�a dziwn� min�, poca�owa�a mnie w g�ow� i powiedzia�a, �e porozmawiamy o tym, "kiedy przyjdzie tatu�, kochanie" i �ebym teraz poszed� pobawi� si� do ogrodu.
Wi�c poszed�em do ogrodu i czeka�em na tat�, a kiedy przyszed� z biura, pobieg�em do niego. Wzi�� mnie na r�ce, powiedzia�: "Hopla!", a ja go zapyta�em, gdzie pojedziemy na wakacje. Wtedy tata przesta� si� �mia�, postawi� mnie na ziemi i powiedzia�, �e porozmawiamy o tym w domu, gdzie mama czeka�a na nas w salonie, .f-u-r/ �u v m
- My�l�, �e nadszed� czas - powiedzia� tata.
- Tak - powiedzia�a mama - przed chwil� mnie o to pyta�. ,- - Wi�c trzeba mu powiedzie� - powiedzia� tata.
- No to mu powiedz - powiedzia�a mama.
- Dlaczego ja? - zapyta� tata. - Sama mu mo�esz powiedzie�.
- Ja? To ty po