2772

Szczegóły
Tytuł 2772
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2772 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2772 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2772 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ALEKSANDER OLIN Komusutra 10 sierpnia 1994 roku Aleksander Kwa�niewski odwiedzi� w Szpitalu Br�dnowskim w Warszawie rekonwalescenta po operacji chirurgicznej, Krzysztofa �ukomskiego. 12 sierpnia 1994 Aleksander Kwa�niewski przyj�� delegacj� parlamentu Tajlandii. Antoni Styrczula Rzecznik Kancelarii Prezydenta 0. Alibi Jeszcze raz spojrza� na kontrolk� plazmotronu. Dioda rezerwy ju� nawet nie miga�a, ale z�owieszczo pali�a si� ci�g�ym, czerwonym �wiat�em. Mo�e energii starczy jeszcze na jeden strza�. A mo�e nie. Ruska ruletka. Cholerne pi��dziesi�t metr�w. A przecie� to tylko jednominutowy spacerek po b�otnistej polance, jeden skok przez strumyczek i mo�na wraca� do domu. 007 przymru�y� oczy i niemal realnie na ekranie wyobra�ni ujrza� holowizor szemrz�cy w k�cie przytulnej niszy mieszkaniowej, ujrza� te� gwa�towny wzrost potencja�u na elektronicznym koncie, a ponadto oczyma duszy 007 widzia� wyci�gni�t� r�k� I Sekretarza Projektu, a w niej z�ot� kart� wst�pu do Orgazmolandu. Nie b�d� przecie� gni� w tych paprociach pi��dziesi�t milion�w lat, a� te kurwy wyzdychaj� - pomy�la� 007, odepchn�� trzymetrowy li�� i zacz�� biec przez b�oto tak wielkimi susami, �e po ka�dym takim susie mia� wra�enie, �e przy nast�pnym majtaj�ca si� na pasku trzykilogramowa kamera holowizyjna wydziobie mu obiektywem dziur� w prawej nerce. Do strumienia zosta�o jeszcze dwadzie�cia metr�w. 007 pr�bowa� lew� r�k� przeci�gn�� kamer� nieco bardziej na plecy. Jednak wra�enie bycia t�uczonym m�otkiem po kr�gos�upie okaza�o si� gorsze od dziobania po nerce. Na szcz�cie problem kamery niespodziewanie uleg� przyspieszonej miniaturyzacji. Z krzaczor�w wyskoczy�a podw�jna dawka tego, czego 007 najbardziej si� obawia� - dwa welocyraptory - niniejszy dwumetrowy i wi�kszy na oko prawie trzy i p�metrowy. 007 wiedzia�, �e ma szcz�cie w nieszcz�ciu. Gady zwykle osaczaj�ce ofiar� z dw�ch stron tym razem nadci�ga�y z jednego kierunku. 007 uni�s� plazmotron. Serce jedynego ssaka w tej okolicy trzepota�o si� jak kanarek w kuchence mikrofalowej. 007 wiedzia�, �e ma w porywach tylko jeden strza�, je�eli w og�le. Wczoraj p� �adunku plazmy posz�o na odstraszenie tyranozaur�w wa��saj�cych si� nad tym strumieniem. Jednak tyranozaury przestraszy�y si� tylko trzech pierwszych b�yskawic, kt�re 007 pos�a� w powietrze, a potem oswoi�y si� z nowym zjawiskiem i zrobi�y si� tak upierdliwe, �e 007 nakr�ci� z tyranozaurami tylko par� kilkusekundowych migawek, a potem wkurwi� si� i wyt�uk� je co do nogi, zu�ywaj�c dobre kilkadziesi�t megawat�w energii... Welocyraptory by�y ju� tu�, tu� - trzydzie�ci metr�w. 007 niemal s�ysza� przelatuj�ce przez g�ow� strz�py krzy�uj�cych si� w panice zda�: "Panno �wi�ta, co Jasnej bronisz Cz�stochowy... Jak mnie klona do �ycia przywr�ci�a� cudem... Ojcze nasz... Hare kriszna, kriszna hare, hare kriszna, hare hare..." Brakowa�o dziesi�� metr�w do tego, by 007 przy wsp�pracy welocyraptor�w uzyska� szans� widzenia z adresatami modlitw. Jednak b�ysk plazmotronu udaremni� pojawienie si� tej szansy. 007 nacisn�� spust w momencie, kiedy wi�kszy z gad�w nieopatrznie zabieg� drog� mniejszemu. Oba cielska znalaz�y si� w jednej linii i b�yskawica plazmy w u�amku sekundy zamieni�a je w deszcz skwiercz�cych skwark�w padaj�cych na b�otnist� polan�. 007 nie traci� czasu na napawanie si� zwyci�stwem. Zw�aszcza �e mog�o to by� ostatnie zwyci�stwo, zwa�ywszy poziom energii w plazmotronie. 007 w trzy sekundy wykona� dziesi�� skok�w i wreszcie dotar� do strumienia. Kurwa, w lewo czy w prawo? - 007 pr�bowa� dostrzec w b�ocie swoje w�asne �lady, kt�re zostawi� rano. Jednak b�otnisty brzeg by� dos�ownie zadeptany przez tabun ma�ych skutellozaur�w, kt�re ko�o po�udnia przydrepta�y do wodopoju. 007 nacisn�� zielony przycisk pilota dyndaj�cego na jednej ze sprz�czek kombinezonu. Sygna� �wierkn�� ze skrzypowego zagajnika, znajduj�cego si� za strumieniem, kilkana�cie metr�w w lewo. - Ca�kiem nie�le j� zamaskowa�em - mrukn�� 007 do siebie i ruszy� w kierunku maszyny czasu. Strumie� op�ukiwa� buty z b�ota. Nagle na powierzchni wody pojawi�y si� drobne pr��ki. G�uchy �oskot uderzy� 007 w uszy, a wibracja gruntu po�askota�a w pi�ty. 007 odblokowywa� ju� rygiel pokrywy w�azu, kiedy z lasu za b�otnist� polan�, przez kt�r� przed chwil� 007 przebieg�, ponad g�stwin� li�ci niczym peryskop pojawi�a si� charakterystyczna ohydna morda. - Spierdalaj st�d, chuju... - szepn�� 007 w kierunku tyranozaura i dr��cym palcem zacz�� naciska� kod cyfrowy na pokrywie. Z nerw�w zamiast sz�stki 007 nacisn�� dziewi�tk� i musia� ca�� operacj� znoszenia blokady powtarza� od pocz�tku. Tyranozaur leniwie wylaz� z krzak�w na polan�. Balansuj�c ogonem, schyli� si� i najpierw pow�cha�, a potem poliza� b�oto nas�czone aromatem welocyraptor�w zgrillowanych w plazmowym ogniu. W tym momencie sykn�� pneumatyczny od�wiernik i pokrywa odskoczy�a ze szcz�kiem. Tyranozaur, s�ysz�c nieznany d�wi�k, odskoczy� na dwa metry, a potem z zaciekawieniem spojrza� prosto w oczy Kwa�niewskiego 007. By�y chwile, �e Kwa�niewski 007 �a�owa�, �e jest klonem i do tego czaskaderem. To by�a w�a�nie taka chwila. Kwa�niewski 007 bez przekonania wycelowa� plazmotron w kierunku gada i nacisn�� spust. Plazma ledwie czkn�a na odleg�o�� dwu metr�w, a tyranozaur w odpowiedzi prychn�� jedynie i waln�� ogonem w b�oto. Kwa�niewski 007 nie mia� zamiaru wr�ci� do bazy nadgryziony jak 006. Jednym skokiem znalaz� si� we wn�trzu kabiny i zatrzasn�� klap�. Pas�w jednak nie zd��y� zapi��, gdy� pot�ny wstrz�s targn�� cia�em czaskadera o pulpit sterowniczy. Je�li ten skurwiel uszkodzi stabilizator... - 007 zdr�twia� na t� my�l, jednak na dalsze my�lenie nie by�o czasu. Wielka morda ku�a w pancern� szyb�. - Zaraz ci�, kutasie, urz�dz�... - krzykn�� 007, zapi�� wreszcie pas, w��czy� antypole ochronne i rozrusznik ssawy grawitacyjnej. Podr� w czasie wymaga zakrzywienia czasoprzestrzeni W mobilny b�bel. Ssawa grawitacyjna powoduje, �e na czas jednej nanosekundy znaczna cz�� ziemskiej grawitacji koncentruje si� wok� pojazdu, wypychaj�c jego zawarto�� w przesz�o�� lub przysz�o�� w zale�no�ci od ustawienia spin�w. Kwa�niewski 007 przesun�� suwak przyspieszacza temporalnego. Tyranozaur znalaz� si� w strefie b�bla startowego. Jak zassany odkurzaczem polecia� w kierunku jego centrum, razem z ga��ziami, b�otem i wod� ze strumienia... A pi�ciocentymetrowej grubo�ci antypole ochronne otaczaj�ce pancerz pojazdu zrobi�o z tej materii prehistoryczn� mielonk�. - O� kurwa, nie nastawi�em wsp�rz�dnych - pomy�la� Kwa�niewski 007, lecz nic ju� nie zdo�a� zrobi�. Suwak przyspieszacza temporalnego by� przesuni�ty przecie� do przodu. 007 straci� przytomno��. *** - 007 macie ju� cztery lata, jeste�cie dojrza�ym klonem, przeszli�cie wszechstronne przeszkolenie, czas najwy�szy, �eby�cie poznali prawd�: 007 jeste�cie pochodnym bratem Prezydenta Tysi�clecia - uroczystym tonem powiedzia� I sekretarz projektu. 007 poczu�, �e �zy same podp�ywaj� mu do oczu. Wzi�� wieniec z r�k I sekretarza i zrobi� trzy kroki w kierunku granitowej piramidy, w kt�rej od lutego 2008 roku, u st�p Pa�acu Prezydenckiego, w samym centrum geometrycznym placu Defilad spoczywa�y zw�oki Aleksandra Kwa�niewskiego. 007 przykl�kn�� i z�o�y� wieniec. - A wi�c nie jestem do�wiadczalnym sierot�, prob�wkowym b�kartem, pop�uczyn� ze zlewki laboratoryjnej... Nie, moim bratem macierzystym, po�miertnym dawc� tkanki jest sam Prezydent Tysi�clecia - klon 007 �ka� i nie wstydzi� si� tego. Po raz pierwszy od czterech lat poczu� si� naprawd� zwi�zany z rzeczywisto�ci� spo�eczn�, w kt�rej przysz�o mu si� wyl�gn��. Chwila zadumy min�a. 007 wsta� z kolan, odwr�ci� si� i mocnym krokiem zbli�y� do I sekretarza projektu. - 007, nie musicie pyta�... Czytam to pytanie w waszych oczach: "Dlaczego?" Tak? - zacz�� I sekretarz. - Dlatego, �e znamy tylko trzy przypadki mutacji genetycznej powoduj�cej wrodzon� odporno�� na przyspieszenie temporalne wyst�puj�ce przy przemieszczaniu si� b�bla czasoprzestrzennego. Na czterdzie�ci milion�w test�w przeprowadzonych w latach 2090-2095 tylko trzy wykaza�y obecno�� po��danej sekwencji. Pierwszym nosicielem okaza� si� seryjny gwa�ciciel ze St�porkowa, przebywaj�cy obecnie w zamra�alni penitencjarnej w Kielcach, drugim nosicielem jest jeden z pacjent�w G��wnego Perforatorium M�zgowego bielskopodlaskiego Makropolis, cierpi�cy na psychoz� maniakalno-depresyjn�, trzecim nosicielem zupe�nie przypadkowo okaza� si� w�a�nie tw�j brat macierzysty, Aleksander Kwa�niewski, a �ci�lej rzecz ujmuj�c, jego mumia. Komisja etyczna rozpatrzy�a dok�adnie wszystkie te kandydatury i z oczywistych wzgl�d�w w�a�nie zw�oki Prezydenta Tysi�clecia zosta�y wybrane jako dawca tkanki najwarto�ciowszej z punktu widzenia ca�ego projektu; jako dawca �ycia dla ca�ej serii nieustraszonych klon�w, kt�re ponios� polskie DNA ku kraw�dziom czasu w przesz�o�� i przysz�o��... - Ku chwale ojczyzny! - 007 odruchowo si� wypr�y�. - Nie, nie, spocznijcie, 007, przepraszam za ten patos... Ale widz�, �e dali wam w ko�� na przeszkoleniu... -g�os I Sekretarza brzmia� ciep�o, prawie serdecznie. - Przepraszam, towarzyszu Sekretarzu, czy wiadomo ju�, jakie b�dzie moje zadanie? - Tak, 007. Wasze zadanie jest podw�jne. Po pierwsze b�dziecie kontynuowali robot� 006, takie tam filmiki dokumentalne dla Spielberga... Wiecie, w latach dziewi��dziesi�tych ubieg�ego wieku Spielberg opar� na tym, co mu dostarczycie, te swoje nieudolne animacje. - Przepraszam, towarzyszu, to, co nakr�c�, mam osobi�cie dostarczy� Spielbergowi? - Dok�adnie tak, to druga cz�� waszej misji. Przy okazji, wiecie, musicie dosta� od Spielberga has�o i numer konta, na kt�rym zap�ata w z�ocie za ca�� robot� czeka ju� prawie sto lat w sejfie szwajcarskiego banku. Wiecie, 007, dochody z us�ug temporalnych dla nie�yj�cych ju� klient�w maj� szans� do 2100 roku osi�gn�� dziesi�� procent ca�ego eksportu PRL (od aut. - Polskoj�zyczny Region Lingwistyczny - najwi�ksza jednostka terytorialna �rodkowo-wschodniej Europy). 007 nie odzywa� si�. My�la� nad czym�. - 007 nie rozmy�lajcie za du�o, wieczorem dostaniecie kostk� programow� ze szczeg�ami. A, jeszcze jedno, je�eli jakim� cudem... awaria... nie wiem co... zap�aczecie si� w okolice 1953 roku, to, wiecie, unikajcie jak ognia matki Prezydenta Tysi�clecia... 007 spojrza� pytaj�co. - Ju� wy dobrze wiecie dlaczego. Chcecie by� w�asnym ojcem? Z waszym Wielkim Bratem te� nigdy nie rozmawiajcie... - Przepraszam, towarzyszu sekretarzu, przecie� wysy�acie mnie, jak s�ysz�, siedemdziesi�t milion�w lat do ty�u w odwiedziny do dinozaur�w z okresu G�rnej Kredy. - 005 te� tak my�la� i zamiast w G�rnej Kredzie, zary� w pok�adach w�gla z okresu p�nego Gierka, wywo�uj�c t�pni�cie, w wyniku kt�rego g�rnik przodowy, Alojzy Pi�tek, przez siedem dni od�ywia� si� w�asnymi sikami, zanim dotar�a do niego ekipa ratunkowa. Uczcie si� lepiej na cudzych b��dach, 007, no, chyba, �e to wy chcecie zosta� Tutanchamonem... *** Kwa�niewski 007 otworzy� oczy. �e te� zawsze podczas skoku czasowego powracaj� sceny z rozmowy z I sekretarzem - pomy�la� i jednocze�nie u�wiadomi� sobie, �e co� jest bardzo nie w porz�dku. 007 czu� �o��dek w gardle -nie by�o to dziwne, zwa�ywszy, �e maszyna czasu by�a odwr�cona do g�ry nogami. Kwa�niewski nacisn�� przycisk znosz�cy os�on� optyczn� i spojrza� przez pancerne szk�o. W �wietle jarzeni�wek o�wietlaj�cych kabin� by�o wida� r�wnie� to, co znajdowa�o si� za kopu�owat� szyb� - piasek. Ca�a kopu�a odwr�conej maszyny wro�ni�ta by�a w piasek. No, chyba �e to wy chcecie zosta� Tutanchamonem... - znowu w uszach zabrzmia� g�os I sekretarza. Kwa�niewski 007 spojrza� na wska�nik paliwa j�drowego: 0,000 kg. Rzut oka na wska�nik wsp�rz�dnych czasoprzestrzennych: AWARIA! Ten chuj, tyranozaur, rozpierdoli� stabilizator, no to jestem uziemiony - przez g�ow� Kwa�niewskiego 007 przelatywa�y same najczarniejsze my�li. - Zary�em na Saharze, to pewne... 1340 rok p.n.e... To ja b�d� Tutanchamonem... W roku 2096, tu� przed wys�aniem pierwszego czaskadera Kwa�niewskiego 001, jeden z infornaut�w zupe�nie przypadkowo por�wna� kod genetyczny mumii egipskiego faraona Tutenchamona z kodem genetycznym mumii Aleksandra Kwa�niewskiego. By�y identyczne. To by� koronny dow�d, �e podr� w czasie jest mo�liwa, z drugiej strony to by� dow�d, �e nie wszyscy czaskaderzy powr�c�. Kwa�niewski 007 mia� ochot� zap�aka�. - Kurwa, dlaczego ja? - kl��, uwalniaj�c si� z pas�w bezpiecze�stwa. B�dziesz faraonem Egiptu - popiskiwa� cichy g�osik w pod�wiadomo�ci. Nie ma si� co martwi�, umrzesz m�odo, zabalsamuj� ci�, a Howard Carter odkopie tw�j grobowiec w 1922 roku - chichota� z�o�liwie inny pod�wiadomy g�os. Ale na kilka lat obejmiesz tron faraona wielkiego staro�ytnego pa�stwa - optymizm zn�w pr�bowa� si� przebi�. - Sram na tron faraona, ja chc� do mojej niszy mieszkaniowej - mamrota� rozpaczliwie Kwa�niewski, usi�uj�c si� dosta� do umieszczonej pod pod�og� �luzy awaryjnej. Wypad�szy z fotela, pod�og� mia� oczywi�cie nad g�ow�. Kwa�niewski otworzy� wreszcie klap� i wcisn�� si� do ma�ej, ciasnej komory ewakuacyjnej. Lepiej �eby si� piach nie nasypa� do kabiny - pomy�la� Kwa�niewski 007 i zamkn�� klap� prowadz�c� do kokpitu. Poci�gn�� d�wigni� pneumatycznego od�wiernika klapy zewn�trznej. Woda bluzn�a zewsz�d. A wi�c piasek widoczny przez kopu�� nie by� piaskiem pustynnym, tylko piaskiem wy�cie�aj�cym jakie� dno. Krztusz�c si�', 007 usi�owa� zamkn�� klap� z powrotem. Jednak wir wodny by� zbyt silny. Kwa�niewski 007, nie my�l�c ju� w og�le, lecz tylko kieruj�c si� niezawodnym instynktem czaskadera, odbi� si� od dna �luzy i pop�yn�� w kierunku powierzchni, kt�ra mog�a by� bardzo, bardzo daleko. Pierwszy haust powietrza oszo�omi� Kwa�niewskiego 007 prawie tak bardzo, jak przenikliwy gwizd, kt�ry w sekund� p�niej przeszy� powietrze. S�ycha� r�wnie� by�o jakie� ludzkie krzyki. Kwa�niewski natychmiast znowu zanurkowa� i zacz�� z siebie pod wod� �ci�ga� kombinezon. Lepiej si� by�o nie pokazywa� nie wiadomo komu w rynsztunku z XXI wieku z emblematami PRL na plecach. Kwa�niewski 007 ledwie odepchn�� od siebie zwini�t� szmat� kombinezonu, kiedy poczu�, �e kto� chwyta go za w�osy i ci�gnie na powierzchni�. 007 pr�bowa� si� wyrwa�, jednak napastnik by� silniejszy, a Kwa�niewskie-mu brakowa�o ju� powietrza. 007 da� si� wywlec spod wody i, nabrawszy oddechu, spr�bowa� ugry�� przeciwnika w przedrami�. - Kurwa, nie szarp si�, durniu, bo si� obaj utopimy -wybulgota� napastnik. - G�uchy i �lepy jeste�, idioto, czarnej flagi nie widzisz, gwizdka nie s�ysza�e�, kurwa ma�. Kwa�niewski 007 uwa�niej spojrza� na w�a�ciciela r�ki nadal trzymaj�cej go za w�osy. Napi�te rysy w�a�ciciela r�ki niespodziewanie z�agodnia�y. - O Jezu, panie Aleksandrze, przepraszam, niech pan mnie obejmie, o tak, ju� p�yniemy do brzegu. Po dw�ch minutach walki z �ywio�em 007 i jego nieoczekiwany wybawca siedzieli ju� na pla�y. - Ja naprawd� przepraszam, �e ja tam tak do pana, ale nie pozna�em, my�la�em, �e pan drugiego sierpnia wyjecha�, a tu... - A dzisiaj kt�ry jest? - 007 wykorzysta� okazj�. - No jak to? Dziesi�ty. - A kt�ry rok? - Ale pana sko�owa�o: dziewi��dziesi�ty czwarty, dlaczego pan za boj� wyp�yn��, przecie� to szale�stwo przy czarnej fladze, mia� pan szcz�cie, ju� si�dma, mia�em w�a�nie zej�� z dy�uru... Kwa�niewski 007 odetchn��, tylko trzy lata r�nicy, a ten facet na pewno zna go z holowizji. Pewnie 002 lub 003 byli tu kilka dni temu, oni lubi� morze. 007 uwa�nie rozejrza� si� dooko�a - w g�rze, na skarpie jakie� dziwne domki, na pla�y instalacje z rurek i ludzie jako� tak dziwnie porozbierani... Dziury ozonowej si� nie boj�, czy co? - pomy�la� Kwa�niewski. - Aha, pewnie to ten Nadmorski Skansen �ycia Alternatywnego, morski odpowiednik Bractwa Miecza i Kuszy b�d� te� Stowarzyszenia Ekopasterzy... - Przepraszam, ma pan tu gdzie� holofon, musz� si� skontaktowa� z centrum temporalnym - zapyta� 007. - Panie Aleksandrze, ja panu tyle razy m�wi�em... i pan nie pos�ucha�. Niech pan si� przyzna, ca�y dzie� pan le�a� na s�o�cu... Niby pana nie z�apa�o, ale w g�owie pewnie pana �upie, co? Mo�e pan chodzi�? Zaraz pana zaprowadz� do doktora Majewskiego, powinien teraz by� w o�rodku. Kwa�niewskiemu serce podesz�o do gard�a. Pr�buj�c opanowa� dr�enie g�osu, zapyta� jeszcze raz: - Kt�ry jest rok, niech mi pan powie dok�adnie. - Ju� panu m�wi�em: dziewi��dziesi�ty czwarty. 007 przez moment pomy�la�, �e to wszystko mu si� �ni. No tak, w dziewi��dziesi�tym czwartym to j�zyk polski jeszcze nie istnia�, co za g�upi temporalny koszmar senny, trzeba si� obudzi�, trzeba si� obudzi�. - Albo niech pan tu poczeka, a ja zawo�am pana �on�. - Ja mam �on�? - w swojej sennej halucynacji 007 nie widzia� nic zdro�nego w zadawaniu g�upich pyta�. - Panie Aleksandrze, albo, za przeproszeniem, panu zdrowo przygrza�o, albo pan sobie ze mnie jaja robi... Ma pan �on�, nazywa si� Jolanta Kwa�niewska i c�rk� te� pan ma, aha, to jeszcze mo�e mnie pan te� nie zna? - No, niezupe�nie... - Marek Haberka, ratownik - u�miechaj�c si� ironicznie, Haberka wyci�gn�� r�k�. 007 poda� swoj�, potem nag�ym ruchem wyszarpn�� j� i z�apa� si� za g�ow�, symuluj�c, �e w�a�nie wszystko sobie przypomina. - A no tak, teraz jestem w tym no, no... - Cetniewie, Cetniewie, na wczasach w Centralnym O�rodku Sportu. W Rybitwie pan mieszka, pok�j numer 32, trzecie pi�tro... Jeszcze co� panu przypomnie�, nie, no �eby kogo� tak nad morzem zamroczy�o, to nie widzia�em, a piwka pan nie strzeli� wcze�niej, co? 007 milcza�. - To co, chce pan poczeka� na �on� czy idziemy do lekarza. - Nie, nie, panie Marku, dochodz� do siebie, zaraz sam p�jd� - 007 ju� wiedzia� gdzie jest, zna� dokumentalny wirtual o swoim Wielkim Bracie. Tak, tak, je�eli Jolanta �ona Wielkiego Brata �yje, to mo�e by� tylko dziewi��dziesi�ty czwarty rok... A wi�c prawie sto lat, kurwa ma�. �eby sk�d� wytrzasn�� kilogram wzbogaconego uranu, to za godzin� by�bym w domu. O ile opr�cz braku paliwa nie ma w maszynie powa�niejszej awarii - my�la� 007, patrz�c na fale rozbryzguj�ce si� o piasek. - Cze�� Marek... No, pi�knego masz topielca... Przez lornetk� patrzy�em... Dobry wiecz�r panie Aleksandrze, dzisiaj pan wr�ci�? Co� pana nie by�o przez ostatnie dni. Drugi ratownik podszed� niby mimochodem. Chwa�a Bogu, a wi�c na szcz�cie przysz�ego prezydenta nie ma teraz w tym Cetniewie - pomy�la� 007. - Tak, wr�ci�em, �adna pogoda, pomy�la�em: szkoda lata... - Ale co� pan zblad�, kilka dni temu by� pan jako� bardziej opalony... O, ale slipy ma pan sza�owe! Gdzie pan je kupi� - drugi ratownik wbi� �apczywy wzrok w slipy z temporalu, kt�re 007 mia� na sobie. - Zbysiu, daj panu Aleksandrowi spok�j, ma, zdaje si�, udar s�oneczny i jest w szoku po tym topieniu. - Dobra, dobra ju� nie przeszkadzam, ale, Marek, we� co� szepnij o wyborach Miss Pla�y. - Zbyszek, nie teraz. Nie widzisz... - Nie, nie, ja ju� czuj� si� dobrze - wtr�ci� 007. - Panie Aleksandrze kochany, nie mamy sponsor�w, a u was ten Rusek dzisiaj bankiet urz�dza, szepn��by pan s��wko kilku nadzianym go�ciom, przyda�oby si� z dziesi�� baniek. Nagrody dla dziewczyn... Wie pan. - Nie ma sprawy - odpowiedzia� 007, zastanawiaj�c si� jednocze�nie, po co dziewczynom jakie� ba�ki. *** Do pensjonatu dotar� sam. Co prawda facet zapytany przy zej�ciu z pla�y: "Gdzie jest Rybitwa" odpowiedzia�: "Oj, Olek, Olek znowu sobie w szyjk� stukn��e� na pla�y", ale drog� pokaza�. Kwa�niewski 007 chwil� posta� przed wej�ciem do pensjonatu, ale skoro drzwi nie otworzy�y si� same, zacz��, maca� ga�k�, wreszcie co� klikn�o i sezam stan�� otworem. Nie zwracaj�c uwagi na zdumione spojrzenia odzianych w garnitury indywidu�w, min�wszy recepcjonistk�, kt�ra zrobi�a min�, jakby w�a�nie po�kn�a pi�ro cyfrowe, Kwa�niewski 007 wkroczy� na schody, rozsiewaj�c dooko�a kolorowe rozb�yski �wiat�a rozszczepiaj�cego si� t�czowo na powierzchni temporalnych slip�w. Trzydzie�ci sekund p�niej sta� ju� z bij�cym sercem przed drzwiami z numerem 32. Drzwi znowu si� same nie otworzy�y, wi�c po�o�y� r�k� na specjalnym zagi�tym pa��ku, kt�ry opad� na d�. Jolanta, wychodz�ca w�a�nie z �azienki, pisn�a cicho i cofn�a si� o krok. Po jej j�drnej, opalonej sk�rze sp�ywa�y ostatnie krople wytry�ni�te kilka sekund wcze�niej z prysznica. 007 stan�� w progu jak wryty. - Olek, Jezu, jak si� przestraszy�am. Co ty tu robisz? Nie st�j tak. 007 zamkn�� drzwi za sob� i z pewn� nie�mia�o�ci� przygl�da� si� �onie przysz�ego Prezydenta Tysi�clecia odzianej jedynie w r�cznik niedbale owini�ty wok� talii. W rzeczywisto�ci by�a du�o pi�kniejsza ni� na tym wirtualu dokumentalnym. Piersi Wielkiej Bratowej ko�ysa�y si� kusz�co. R�owe aureolki, niedawno podra�nione gor�c� wod�, promienia�y niczym dwa centra tarcz strzelniczych czekaj�cych na celny strza� po��dliwych ust. - Co si� tak gapisz, jakby� mnie pierwszy raz widzia�. Jezu, przecie� ja dwie godziny temu przez telefon z tob� rozmawia�am. M�wi�e�, �e jeste� w Warszawie, znowu mnie ok�ama�e�... - Ja przyjecha�em tu... - Ciekawe czym w dwie godziny? - Ma... ma... machalasem - Kwa�niewski 007, patrz�c na t� nie�yj�c� ju� dawno kobiet�, nie m�g� skupi� my�li. - Pi�e�... No tak... Gdzie masz rzeczy? - Ukradli - odpowiedzia� 007 ju� nieco przytomniej. - Przecie� m�wi�e� przez telefon, �e chcesz odwiedzi� Krzysia �ukomskiego w szpitalu na Br�dnie. - Ju� go wypisali. - Olek, ja mam dosy� tych �art�w, w przysz�ym roku wybory prezydenckie, a ty upijasz si� i ganiasz po o�rodku w samych gaciach jak sko�czony idiota... Ca�a partia we�mie ci� na j�zyki... - Jola... - Sk�d masz te slipy? Jaka� zdzira ci kupi�a... Gdzie masz rzeczy? 007 wiedzia�, �e nie ma wyj�cia. T� lawin� pyta� trzeba by�o jako� zatamowa�. "Unikajcie jak ognia matki Prezydenta Tysi�clecia" -ostrze�enie, kt�re pad�o z ust I sekretarza projektu w tym wypadku nie mia�o zastosowania. Jola to nie matka prezydenta - pomy�la� 007 i przesta� opiera� si� fali po��dania wzbieraj�cej pod w��knami temporalu. Do�wiadczenia zdobyte wiosn� 2093 roku w Orgazmolandzie okaza�y si� mie� warto�� ponadczasow�... Wo� lawendowego myd�a, kt�rym pachnia�a sk�ra przysz�ej prezydentowej zmiesza�a si� z delikatnym zapachem ma�ci przeciw uk�szeniom owad�w nape�niaj�cych niezno�nym bzykiem lasy sprzed siedemdziesi�ciu milion�w lat. *** 007 nareszcie zdo�a� si� odpr�y�. Ca�e napi�cie ostatnich dni znikn�o jak odj�te r�k�. Niewa�ne by�o, �e do domu zosta�o jeszcze sto lat. Zreszt� co to za dom, gdzie nie czekaj� �adne st�sknione ramiona... �ycie czaskadera jest zbyt niebezpieczne, by tworzy� trwa�e zwi�zki - z�ota karta do Orgazmolandu musi wystarczy�... - Olek... - zacz�a niepewnie. - Ty mnie nie zdradzi�e�, prawda? - Nie, skarbie - odpowiedzia� 007 - To jak nauczy�e� si� tego wszystkiego, o czym dziesi�� dni temu nie mia�e� zielonego poj�cia, i sk�d masz te b�yszcz�ce slipy? A w og�le to pi�� razy do ciebie wczoraj dzwoni�am, mo�e powiesz, �e kom�rka ci si� zablokowa�a, co robi�e�?! - Polowa�em na dinozaury - odpowiedzia� Kwa�niewski 007 zgodnie z prawd�. Zacz�a p�aka�. Obj�� j� i czule wyszepta�. - St�skni�em si� za tob�, to dlatego, a te sztuczki... No dobrze, przyznaj� si�, nie odbiera�em tej, no, ko... kom�rki, bo, Jola, ale nawet najbli�szym znajomym... powiem ci wszystko... wczoraj (007 w u�amku sekundy przetrz�sn�� ca�y sw�j m�zg w poszukiwaniu wiedzy historycznej o obyczajowo�ci politycznej XX wieku) na zebraniu Konwentu Senior�w pu�cili�my sobie pornola. Jola, ale rozumiesz: autorytet sejmu, totalna tajemnica. - Ty �winio - kopn�a go pieszczotliwie. Wyra�nie da�a si� udobrucha�. 007 poczu�, �e wracaj� mu si�y do ponownej ofensywy... W tym momencie zadzwoni� telefon. 007 widzia� co� takiego w muzeum techniki, wi�c na szcz�cie wiedzia�, jak si� podnosi s�uchawk�. - Jola? - Kwa�niewski 007 rozpozna� w s�uchawce sw�j w�asny g�os. Czu�, jak pod powiekami puchn� mu �zy wzruszenia. Wielki Brat, dawca tkanki, niemal ojciec, Prezydent Tysi�clecia. Bo�e, a ja mu w�a�nie zer�n��em �on� - pomy�la� 007 i rumieniec wstydu obla� dusz� klona. - Jola? Wiem, �e tam jeste� odezwij si�, nie s�ysz� ci� w og�le... Je�li ty mnie s�yszysz, to chc� ci powiedzie�, �e Krzysio �ukomski czuje si� dobrze, ja jutro mam delegacj� z Tajlandii, halo, halo... Kwa�niewski 007 od�o�y� s�uchawk�. - Kto to? - zapyta�a Jola. - Jaki� tw�j cichy wielbiciel, kochanie, bo si� nie odezwa�. - Ty si� te� nie odezwa�e�, trzeba by�o powiedzie�: s�ucham albo co�. Telefon zadzwoni� jeszcze raz. Kwa�niewski 007 wyj�� wtyczk� z gniazdka. - Co za natr�tny skurwiel, m�wi�em przed wyjazdem, �eby tu do mnie nie dzwonili - 007 udawa� oburzenie. - Trzeba by�o odebra�, mo�e to jednak co� wa�nego. - Teraz tylko ty jeste� dla mnie wa�na - powiedzia� 007 i zanurzy� si� w bezczasowy wszech�wiat rozkoszy. Za oknem by�o ju� ca�kiem ciemno, kiedy rozleg�o si� pukanie do drzwi. 007 poczu�, jak zimny pot �cieka mu po karku. Bez paniki, dopiero p� godziny min�o od telefonu, �lizgaczy stratosferycznych jeszcze nie wynaleziono, opr�cz tego on ma jutro zaplanowan� wizyt� Taj�w - przez g�ow� czaskadera przemkn�a uspokajaj�ca my�l. Pukanie powt�rzy�o si�. - Pani Jolanto, czemu pani nie zejdzie do nas, Wo�odia si� obrazi. - Kto to? - szepn�� 007. - Ju�, ju�, zaraz schodz�, ubieram si� - krzykn�a Jolanta przez drzwi. - A to przepraszam, czekamy, czekamy. Kroki oddali�y si�. - A ty co, g�osu szefa o�rodka, Kluczy�skiego nie poznajesz? Chod�, wstajemy, bo si� rzeczywi�cie A�ganow obrazi. 007 przypomnia� sobie w tym momencie, �e ratownik m�wi� co� tam o bankiecie organizowanym przez Ruska. O szlag, a wi�c st�d wzi�a si� ta afera sprzed stu lat - Kwa�niewskiemu 007 ju� ca�kiem rozja�ni�o si� w g�owie. - Nie, nie, Jola, na �aden bankiet organizowany przez ruskiego szpiega nie id�, za �adne skarby. - Olek, ty chyba zg�upia�e�, Wo�odia to taki sympatyczny dyplomata. - Tak, tak, Jola, bardzo sympatyczny ruski szpieg. - Wiesz co, naprawd�, Olek, a on o tobie m�wi� z tak� sympati�, podobno znacie si� z jakiego� Towarzystwa Skierniewic... Tak? - 007 ju� chcia� powiedzie�, �e owszem, zna A�ganowa (W�adimir A�ganow, absolwent Akademii Wojsk Rakietowych oraz Akademii Czerwonego Sztandaru KGB. By�y pracownik ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie, pe�ni� kolejno funkcje trzeciego, drugiego i pierwszego sekretarza do spraw politycznych. Po powrocie do Moskwy w 1992 roku przeszed� do pracy w charakterze oficera drugiej linii. Od 1992 roku cz�ste wyjazdy do Polski pod p�aszczykiem prowadzenia dzia�alno�ci handlowej.), ale z holowizyjnej kostki kursu historycznego. - I Wo�odia tak �a�owa�, �e wyjecha�e� przed jego przyjazdem, chod� zrobimy mu niespodziank�. 007 pomy�la�, �e afera jest ju� i tak, bo kilka os�b zapami�ta�o, jak gania� w tych nieszcz�snych slipach z temporalu. Poza tym Kwa�niewskiemu 007 przyszed� do g�owy szata�ski plan powrotu do domu. - No dobrze, ale ja nie mam ubrania. - Olek, tak powa�nie: co si� sta�o? - Jola, ja przepraszam, zaraz jak wysiad�em z tego... no... to zamiast do ciebie, poszed�em przedtem nad morze si� wyk�pa�... To przez ten upa�... I walizk� mi podpieprzyli. - Z walizk� poszed�e� na pla��? - No tak. - Nie, no ty jeste� jednak troch� stukni�ty. - I za to mnie kochasz - 007 jeszcze raz przeturla� si� z Jol� przez ��ko. - Dobra, starczy szatanie, zreszt� nasza c�runia zaraz wr�ci z dyskoteki... Czekaj, p�jd� pogadam z Wapi�skim, ma tw�j rozmiar, to mo�e ci po�yczy garnitur. *** Bankiet okaza� si� towarzyskim koszmarem. 007 zmuszony by� wi� si� jak piskorz i wywraca� kor� m�zgow� na lew� stron�, �eby nie zdekonspirowa� swojej kompletnej nieznajomo�ci kogokolwiek i czegokolwiek. W pami�ci miga�y mu co prawda jakie� twarze z dokumentalnego wirtuala, ale nie by� w stanie przypisa� im ani nazwisk, ani funkcji polityczno-gospodarczych, ani, co wi�cej, przypasowa� tego wszystkiego do os�b obecnych na bankiecie. 007 czu� si� jakby wkroczy� na scen� teatraln� i mia� gra� przed pe�n� widowni� g��wn� rol�, nie znaj�c w�asnych kwestii ani nie rozumiej�c tre�ci sztuki. - Cze�� Olek, kiedy �e� wr�ci�? S�uchaj, przed wyjazdem obieca�e�, �e zrobisz co� w tej sprawie, wiesz... no i co, wysz�o co� z tego? - No, gratulacje, panie Aleksandrze, pan nam tu dzisiaj zademonstrowa� klas�, my jak te pierdziele... garnitury, a pan odwa�nie: - sportowe spodenki i jogging po o�rodku... - Olek, ty zg�upia�e� chyba, przecie� tu si� kr�c� dziennikarze, a ty, przewodnicz�cy SdRP, po o�rodku �azisz w samych gaciach. I to jeszcze po kilku drinkach! Ja ci m�wi�, par� os�b bardzo si� zastanowi nad twoj� kandydatur�. - Jak, Olu�? Pasuje ci garnitur? Jak mi twoja �ona powiedzia�a, my�la�em, �e skonam. K�pa� si� poszed�e�... Nie mog�... - Panie Aleksandrze, jaki pan dzisiaj szykowny, domy�lam si�, �e ten garnitur w Dublinie pan kupi�, a w�a�nie, jak tam by�o w Irlandii! Ja te� kiedy� chcia�am polecie�, ale ta IRA... - Olek, sorry, �e si� tak dar�em przez drzwi do twojej �ony, ale ja nie wiedzia�em, �e ty jeste�... Mi tu m�wili, ale my�la�em, �e to dowcip jaki�. Topi�e� si� naprawd�? Jezu, ko�o mojego o�rodka, ale ja podkr�c� tych ratownik�w, ja ich, kurwa, podkr�c�! - A ty co tu? Jezus, a ja w�a�nie szuka�em twojej �ony, �eby jej powiedzie�, �e si� nie mo�esz dodzwoni� do niej z Warszawy, o, kurwa, no to afera jest. Olek, jaki� facet o bardzo podobnym g�osie podszywa si� pod ciebie. Pi�tna�cie minut jak z nim rozmawia�em... Identyczny g�os, m�wi� ci... Olek, ostrze� Jol�, mo�e ochron� jako� albo na policj� trzeba... Co� kombinuje jaka� szuja. - O, Olek, napijesz si�... z cytryn�... Op�aca�o ci si� tutaj na jeden dzie�, kurde, przecie� masz jutro w Warszawie delegacj� z Tajlandii... Nie wyrobisz si� ch�opie. - A mnie m�wili, szto u mienia sczastia nie ma, dobry wieczier, towariszcz przewodnicz�cy. M�wili, ja sp�ni� si�, wy u�e w Warszawie i wot kakaja nieocziekiwannost. T� puco�owat� g�b� Kwa�niewski 007 zna� bardzo dobrze z historycznego wirtuala. - Dobry wiecz�r, towarzyszu pu�kowniku. A�ganow sp�oszy� si� wyra�nie. - Nie, no, towariszcz przewodnicz�cy, ja nie znaju, poczemu towariszcz tak do mienia. My znamy si� ze Skierniewic, ja dla was Wo�odia, my bruderszaft tam pili. - No to, Wo�odia, nie m�w do mnie towariszcz i nie kalecz j�zyka, chyba w KGB dobrze ucz� j�zyk�w... Puco�owata g�ba zaczerwieni�a si�. - Oj, Olu�, Oli, nie gowori do mienia tak. Ten wasz Rakowski i Miller od kogo wziali pieni�dze na et� wasz� socjaldemokracj�, a teraz co? �adna to kasat ruku, kt�ra karmi?! - Nie m�w do mnie: Olinie. - Choroszo, ty, Oli, s�ysza� p�ocho, no ty, nie m�w do mnie pa�kownik. Przez chwil� patrzyli sobie prosto w oczy. A�ganow przegra� pojedynek spojrze�, pierwszy opu�ci� wzrok i jak gdyby nigdy nic znowu nawi�za� rozmow�. - S�uszaj, Aleksandr, ja ju� dawno chcia� spotka� tiebia, bo troch� tej nieufno�ci, to ona idiot, nazwijmy, z czas�w przyjaznych, ale to sztuczne by�o... Ale ja m�wi�, �e trzeba sdie�at nieoficjalne spotkania na poziomie kierownictwa, �eby ustali� kierunki po�uczszanija stosunk�w na poziomie kierownictwa... Kwa�niewski 007 nie za bardzo rozumia�, o czym A�ganow bredzi, natomiast wiedzia�, co znacz� niby mimowolne spojrzenia go�ci na bankiecie. - Wo�odia, nie tutaj, ludzie ju� patrz�, po co kto� ma my�le� za du�o... 007 przypomnia� sobie, �e jutro jaki� kelner zapami�ta Aleksandra Kwa�niewskiego rozmawiaj�cego z A�ganowem w ma�ej jadalni pod g��wnym budynkiem - historia musi si� wype�ni�... - Spotkajmy si� jutro w tym du�ym budynku, jaka� ma�a jadalnia jest na dole czy co�... - Choroszo, o kt�rej? - A o kt�rej jest obiad? - No co ty, zaby�? O drugiej. - To o trzeciej, ludzi nie b�dzie. - Choroszo. Odczepiwszy si� od agenta, 007 nie mia� ju� ochoty z nikim rozmawia�, a �e namolnych rozm�wc�w nie brakowa�o, Kwa�niewski nala� sobie szklaneczk� whisky, wrzuci� plasterek cytryny i ju� po dziesi�ciu minutach zacz�� na ka�de pytanie odpowiada� histori� o dinozaurach, w wyniku czego Jolanta mia�a nareszcie pretekst, �eby go odprowadzi� do pokoju... W okolicach drugiego pi�tra Kwa�niewski 007 poczu�, �e kocha szczerze �on� swojego czcigodnego dawcy DNA, czu� r�wnie�, �e prawdziwa mi�o�� wymaga szczero�ci. - Jooola, ja musz� ci co� pooowiedzie� - wybe�kota�, usi�uj�c z�apa� si� por�czy schod�w. - Jooola ja wiem, �e to b�dzie trudne, ale ja muuusz�... - Tak, Olu�, ale z�ap mnie za szyj� i b�d� cicho, jak b�dziemy wchodzili do pokoju, bo ma�a wr�ci�a ju� z dyskoteki i pewnie �pi. - Jola, nie maaa sprawy, ma�� zabierzemy ze sob�, ale pooojedziesz ze mn�, prawda? - Tak, Olu�, pojad�, tylko skup si�, spr�buj nie i�� po schodach na kolanach, bo si� ludzie patrz�. - Ale ja ci� b�aaagam, pojed� ze mn�, przysi�gnij, �e pojedziesz. - Tak, Olu�, przysi�gam, ale ju� wsta�. - Jola, ale kochasz mnie? - Kocham, no chod�, jeszcze p� pi�tra. - Jola, bo ja nie jestem twoim m�em, wiesz, ale ja ci� zaaabior� i ma�� zaaabior� chocia� na kilka lat, daaaleko od tych szpieg�w, tego g�wna tutaj i dinozaur�w... Wysi�ek zwi�zany z podchodzeniem po schodach wyczerpywa� 007 do tego stopnia, �e wraz z si�ami zacz�� traci� w�tek. - Muuusz�... Musz� jeszcze podlecie� do Spielberga, ale to minuuutka b�dzie... Dinozaaaury, dinozaaaury i inne chuuuje wygin�y i ich ko�ci bieleeej� na pustyni Gobi, abym m�g� nast�pi� ja, kurwa, ssakiem jestem, najwi�kszym osi�gni�ciem eee... ewolucji - powiedzia� Kwa�niewski 007 i zary� z�bami w schody. Raz jeszcze si� d�wign��. - Jooola, jaki jestem nieszcz�liwy. Powiedz m�owi, niech si� nie da sklooonowa�... za chuja - po czym straci� przytomno��. *** B�l g�owy by� potworny. 007 nie m�g� sobie darowa� swojej g�upoty: Jak mog�em zapomnie�, �e przed 2050 rokiem dopuszczano do spo�ycia alkohol nie zmieszany z antikacidum. Na stole le�a�a kartka: Ty pijaczku, kefirek masz w lod�wce. Mimo wszystko kocham ci�. Jola PS Podzi�kuj Kluczy�skiemu, �e ci� pom�g� doholowa� do pokoju. Przepro� Wapi�skiego, �e mu zanieczy�ci�e� garnitur. Kupi�am ci szorty, koszulk� i klapki - masz to na krze�le. Kwa�niewski 007 spojrza� na zegarek stoj�cy na stole. 14.35. Kurwa ma�, przecie� trzeba si� jako� pozbiera�. Wzi�wszy lodowaty prysznic, 007 od razu wytrze�wia�. Czu�, �e jest zdolny, kupi� od A�ganowa ��d� podwodn�, oferuj�c w zamian kolumn� Zygmunta. I oto w�a�nie chodzi�o. 007 wytar� si� szorstkim r�cznikiem, za�o�y� T-shirta, klapki i ruszy� na negocjacje, od kt�rych zale�a� jego szcz�liwy powr�t do domu. W dolnej jadalni A�ganowa jeszcze nie by�o. Nie by�o r�wnie� nic do zjedzenia, to znaczy nic, co Kwa�niewski 007 by lubi�: nie by�o pasty polimerowej z ziemniaka ani gotowanej chlorelli, nie by�o dro�d�y transgenicznych w sosie monolowym... Nic. 007 siedzia� wi�c i widelcem dzioba� w to, co dosta�: nas�czone olejem jakie� pa�eczki ziemniaczane, posiekane ro�liny i kawa�ek zwierz�cego mi�nia obtoczony w tartej, przypalonej bu�ce. A�ganow mia� wyczucie, wszed� dok�adnie wtedy, kiedy z jadalni wysz�y wszystkie gryma�ne dzieci i ich rodzice. - Dzie� dobry, Aleksandr, ale ty p�ocho wygl�dasz, no ja rozumiem, ty si� bardzo dobrze bawi� wczoraj. - Dobrze, Wo�odia, daruj sobie, siadaj i m�w, co chcia�e�. 007 czu�, �e najlepiej b�dzie w tych negocjacjach stworzy� iluzj�, �e to nie on, Kwa�niewski, jest petentem. - Aleksandr, ty wiesz, ja jestem cz�owiekiem przyja�ni, ja ciebie od razu w Skierniewicach polubi�, ty by�e� wtedy minister sportu, a ja zna�, ty kiedy� b�dziesz kto� wi�cej i, prosz�, mia�em racj�, siewodnia jeste� szefem tej waszej socjaldemokracji, a jutro mo�e... kto znajet... - Wo�odia, nie owijaj... - My chcemy tiebia pom�c. - Jakie my, KGB? - Nie, Oli nie, nie KGB, tylko przyja�ni ludzie, co s� u nas. - M�wi�em ci nie m�w do mnie: Olinie. - Choroszo, Aleksandr, s�uszaj, ty masz tu wybory na prezydenta za god, wiem, ty jeste� bardzo dobry i tak, no, na kampani� potrzebne die�gi, znaczit, kak goworiat, amerykance, monej, monej i jeszczio raz monej. - Aha, i te pieni�dze ty mi dasz, Wo�odia, tak od tych twoich przyjaznych ludzi, tak z sympatii do mnie? - Nu tak, toczno. - No to bardzo ci dzi�kuj�, Wo�odia, zadzwo� za tydzie� do Warszawy, podam ci numer konta, a teraz id� na pla�� do �ony. 007 uda�, �e wstaje. - Aleksandr, poczekaj, ale z tob� trudno interesy robi�, ale ty dobry jeste�, naprawd� dobry. - Wo�odia, wal prosto z mostu, czego chcesz. - Ja chc� jeszcze pom�c nie tylko tobie, ale i innym Polakom... - Tak? Wszystkim Polakom? - Da, wsiem no i takim dobrym dw�ch Polakom, mo�e znasz? Oni uczciwi, �agiel i Kuna si� zowut, oni chc� dobre zbo�e z Kazachstanu kupowa� tu dla was, a ja chc� im pomaga�, no nie mam pozwolenia na prac� tutaj. - Jak to: tutaj? - Taka firma tutaj jest Polmarck i ja tu chcia�bym pracowa� od czasu do czasu, bo, znajesz, m�j brat pracowa� w Kazachstanie i ojciec mojej �eny oni znaj� jak naj-�uczsze zbo�e dla was wybra�... O, ty pazerna szujo, chcesz kupi� przysz�ego Prezydenta Tysi�clecia, �eby sobie za�atwi� preferencje w imporcie zbo�a do Polski... Gdyby� ty wiedzia�, �e w 1999 roku w kwietniu ukrai�ska mafia zbo�owa dopadnie ci� ko�o Pas��ka i spoczniesz na dnie elewatora zbo�owego pod dwudziestoma tonami swojej kazachskiej pszenicy... - pomy�la� 007, lecz u�miechn�wszy si� ironicznie, powiedzia� co� zupe�nie innego: - W polskiej firmie chcesz pracowa�, a co, w KGB ci za ma�o p�ac�? W tym momencie A�ganow zacz�� si� podnosi� z krzes�a. Kwa�niewski poczu�, �e przeholowa�. - Siadaj, Wo�odia, �artowa�em... Chcesz tylko pozwolenie na prac�? - Da. - Ale jest problem, ja nie chc� od ciebie pieni�dzy. A�ganow a� si� kiwn�� na krze�le ze zdziwienia. - Wiesz, Wo�odia, jest takie przys�owie: kto szybko daje, dwa razy daje. Ty chcesz mie� to pozwolenie, a ja chc� mie� tu na jutro dwa kilogramy wzbogaconego uranu... Nie r�b takiej miny, przecie� co to jest dla pu�kownika KGB dwa kilogramy uranu. A�ganow nad�� si�. Wida� by�o, �e intensywnie my�li. - A ponimaju, ponimaju, tu ten Chodzi�ski jest, co w Giermanii mieszka, nawet ja gowari� s nim wcziera, da, w gierma�skich elektrowniach nu�no du�o uranu, ja ponimaju, u ciebie Aleksandr g�owa jest, kupiec jest, dobra cena pewnie jest, tylko towaru jeszczio niet. - Wo�odia, ty nie kombinuj, jak mnie obej��, bo to nie o Chodzi�skiego chodzi. Szkoda czasu, jaka jest twoja odpowied�? - Oli, ja ciebie przecie� nie powiem: niet. Atomnaja ��dka i� Kaliningrada mo�e by� w dwa cziasa, ale, wiesz, musz� najpierw do Kaliningradu zwoni�, nie wiem, czy przyjazna osoba b�dzie od razu tam... ale ja tiebia daj� s�owo, jutro b�dziesz mia�, co chcesz, zadzwoni� i tiebia jeszcze dzi� ska�u szto, jak i gdie. *** �wiat�o latarni morskiej na Rozewiu co kilkana�cie sekund przecina�o mrok, omiataj�c kraw�d� pustej o tej porze pla�y. Jolanta Kwa�niewska p�aka�a nie daj�cym si� opanowa� spazmatycznym szlochem. Kwa�niewski 007 tuli� jaw ramionach, usi�uj�c dociec, czy p�acze, bo zdradzi�a m�a z jego klonem, czy mo�e ze wzruszenia, �e Aleksander Kwa�niewski zostanie Prezydentem Tysi�clecia, czy mo�e przez to, �e jej c�rka b�dzie jedyn� kobiet� w pierwszej polskiej wyprawie na Marsa. 007 zdawa� sobie doskonale spraw�, �e powiedzia� jej troch� za du�o, ale nie m�g� si� powstrzyma�. A i tak nie powiedzia� jej wszystkiego. - Olek, powiedz, �e sobie tylko robisz g�upie �arty ze mnie - podnios�a zap�akane oczy i spojrza�a na niego z mieszanin� l�ku i straszliwej nadziei. W tym momencie 007 wpad� na genialny pomys�. - Jola, kiedy w ostatnich dniach spacerowa�a� tu sama po pla�y? - Chyba cztery dni temu - chlipa�a. - Dzie� przed tym dniem, jak ty� si� pojawi� w tych swoich kosmicznych gaciach... - znowu zacz�a becze�. - I podczas tego spaceru znalaz�a� trzy r�e ko�ysz�ce si� na falach? Jolanta z wra�enia a� zas�oni�a sobie usta r�k�. - Bo�e, Bo�e, tak, to te, co stoj� w wazonie w "Rybitwie", ale ja ci nie m�wi�am, �e je znalaz�am, sk�d ty to wiesz... Jezu, ty m�wisz prawd�... Kwa�niewski 007 czu�, �e go ogarnia wzruszenie i rado��. - Jola, bo te r�e ja dopiero ci wy�l�, bo one jeszcze nie wyros�y i �eby je zerwa� dla ciebie, musz� przeskoczy� sto lat do przodu, a przywioz� je kiedy� po drodze, przy nast�pnej mojej wyprawie. 007 nie by� pewien, czy Jolanta Kwa�niewska w pe�ni zrozumia�a istot� tego czasowego paradoksu. Natomiast on rozumia� - skoro kwiaty s� ju� w wazonie, to je wys�a�, a �e dopiero teraz wpad� na pomys�, �eby je wys�a�, to je dopiero wy�le, a je�eli je wy�le, to znaczy, �e wr�ci po nie do 2097 roku, a je�eli wr�ci, to zaraz uda si� uruchomi� maszyn� czasu... Jaka ulga! Jolanta przesta�a szlocha�, ale w �wietle kolejnych rozb�ysk�w by�o wida� na jej twarzy przera�aj�cy smutek. - Zobaczymy si� jeszcze? - zapyta�a zgn�bionym g�osem. - Mo�e kiedy� w przysz�o�ci. - Poca�uj mnie jeszcze raz. Kiedy odsun�� usta od jej ust, szepn�a cicho: - Nie trzeba by�o mi m�wi� prawdy, p�y� ju�, zaraz b�dzie �wita�. Kwa�niewski 007 wyj�� z reklam�wki kupion� w sklepie sportowym we W�adys�awowie mask� do nurkowania z rurk�, jeszcze raz sprawdzi�, czy hermetyczna latarka po�yczona od Wapi�skiego jest dobrze dokr�cona, za�o�y� mask� i si�gn�� po le��cy na piasku ��ty, o�owiany zasobnik, kt�ry trzy godziny temu r�ka w czarnej neoprenowej r�kawicy wyrzuci�a z morza na brzeg w miejscu wskazanym przez A�ganowa. Jeszcze raz odchyli� mask�. - Przepro� Wapi�skiego za zgubienie tej latarki i za zarzyganie mu garnituru, bo zapomnia�em, i we� co� wymy�l, �e musia�em wcze�niej wyjecha�. Ju� i tak przeze mnie w dziewi��dziesi�tym si�dmym tw�j prezydent b�dzie mia� k�opoty. - B�agam ci�, nic ju� nie m�w. 007, ja... Nigdy mnie nie odwiedzaj, �egnaj - odwr�ci�a si� i zacz�a biec ku schodom prowadz�cym do Centralnego O�rodka Sportu w Cetniewie. Zanurzaj�c si� pod wod�, gdzie� tam w oddali s�ysza� jej urywane �kanie. 1. Z Archiwum X By� to niesamowity zbieg okoliczno�ci, �e akurat 6 marca 1995 roku w dniu, w kt�rym marsza�ek J�zef Oleksy sta� si� premierem J�zefem Oleksym, akurat dok�adnie w tym dniu Stanis�aw Kierpc, lat 23, zje�d�a� na rowerze z Zebu do Poronina. Od trzech dni w Tatrach wia� halny, tak wi�c za dnia wszystkie g�rskie jezdnie i drogi zamienia�y si� w rynny odp�ywowe w�d z topniej�cego �niegu. Pod wiecz�r jednak �apa� lekki mrozek i na jezdni robi�a si� kurewska �lizgawka. Dla Stanis�awa Kierpca ten marcowy dzie� 1995 roku ko�czy� si� w�a�nie r�wnie fatalnie jak si� zacz��. "********** ********** si� ****** w ****, ********** *******; ty ***** ***** *** ******* **uju" - tymi s�owami dzi� rano Stanis�aw Kierpc po�egna� si� z prac�, a �ci�lej m�wi�c ze swoim pracodawc� Erazmem Bachled� - w�a�cicielem narciarskiego wyci�gu orczykowego na Wielk� Grap�. "Tyn gupi kutas Bachled�" wyla� nieszcz�snego Stanis�awa z roboty... I to za co, za pi�tna�cie minut sp�nienia, tak jakby tego "p**********o wyci�gu", gdzie Stanis�aw Kierpc podawa� orczyki, tak jakby tego wyci�gu nie mo�na by�o pu�ci� pi�tna�cie minut p�niej. Stanis�aw Kierpc, mieszkaniec Poronina (wie� w wojew�dztwie nowos�deckiem, 4,3 tysi�ca mieszka�c�w, sanatorium rehabilitacyjne dla dzieci), korzystaj�c z niespodziewanie uzyskanego wolnego czasu wr�ci� do cha�upy po rower, na kt�rym to rowerze uda� si� do Zakopanego, nast�pnie razem z rowerem wjecha� kolejk� na Guba��wk� i wzd�u� jej grzbietu, wywalaj�c si� co chwila w na wp� roztopione �nie�ne b�oto, �wie�o upieczony bezrobotny dotar� do Zebu - ma�ej, lecz wysoko po�o�onej wsi s�yn�cej z wyrobu oscypk�w. W�a�nie wyrobem oscypk�w w szarej strefie trudni� si� oficjalnie zarejestrowany jako bezrobotny kolega Stanis�awa Kierpca, Andrzej Ty�ka, lat dwadzie�cia cztery. Widz�c na twarzy niespodziewanego go�cia wyraz ci�kiej depresji po��czonej z napadami kurwicy, Andrzej Ty�ka przerwa� swoje zaj�cie i honorowo pos�a� najstarszego, sze�cioletniego syna po dwa razy p� litra krakusa, w wyniku czego o czwartej po po�udniu Stanis�aw Kierpc poczu� si� ju� wystarczaj�co pocieszony, by zacz�� zje�d�a� w d� na skr�ty na wp� gruntow� drog� z Zebu prosto do Poronina. �lisko by�o okrutnie. Tak wi�c wywaliwszy si� pi�ty raz z rz�du Stanis�aw Kierpc, mamrocz�c pod nosem: "J****y krucafuksie", kopn�� trzy razy w rower, a nast�pnie z�apa� sw�j nieszcz�sny �rodek transportu za opon� przedniego ko�a i zacz�� wlec za sob�, mszcz�c si� na nim w ten spos�b za swoje bolesne upadki. Na wysoko�ci pierwszych zabudowa� Suchego (ma�ej wioski przed Poroninem) droga nie by�a ju� tak stroma, wi�c Stanis�aw Kierpc zaryzykowa� znowu zjazd na rowerze. Pocz�tkowo sz�o mu nie�le, jednak nawet na stosunkowo ma�ym spadku rower zacz�� si� niebezpiecznie rozp�dza�, a ka�da pr�ba hamowania na �liskiej powierzchni wywo�ywa�a niebezpieczne chybotanie. Stanis�aw Kierpc po kr�tkiej przechadzce z ci�gni�tym rowerem by� ju� na tyle trze�wy, �e jecha�, ale zarazem na tyle pijany, �e stale wzrastaj�ca pr�dko�� nie przera�a�a go a� tak bardzo. Ju�, ju� by�o wida� most na Bia�ym Dunajcu, a nieco dalej Poronin, dom i ciep�e wyrko. No, mo�e wyrka jeszcze nie by�o wida�... Uderzenie w barierk� mostu by�o silne, ale posz�o po stycznej i to uchroni�o rower przed pogi�ciem si�. Rower odbi� si� i szoruj�c peda�em o pokryty lodem asfalt, wyhamowa� dziesi�� metr�w za mostem w �nie�nej pryzmie na poboczu jezdni. Tymczasem Stanis�aw Kierpc sp�ywa� Bia�ym Dunajcem do Wis�y. Trzydniowa odwil� spowodowa�a znaczne podniesienie si� wody. Pr�d g�rskiej rzeki by� bardzo silny, �cina� z n�g i Stanis�aw Kierpc pierwszy raz od rana poczu�, �e naprawd� bezrobocie nie jest najwi�kszym problemem. Lodowata woda pomaga�a trze�wie�, by�o ju� ciemno, troch� jasno�ci dawa�y �wiat�a samochod�w przeje�d�aj�cych co chwila biegn�c� obok rzeki "Zakopiank�". Ale przecie� �aden z kierowc�w nie patrzy� na rzek�. Stanis�awa Kierpca wl�k� po kamieniach g��wny nurt. Szans� zbli�enia si� do prawego, �agodnego brzegu (tego od strony szosy) by�y ma�e. Lewy brzeg stanowi�o podci�te, strome zbocze Pierdasiego Wierchu. Ze skarpy zwiesza�y si� korzenie podmytych �wierk�w. To by�a szansa. I Stanis�aw Kierpc z niej skorzysta�. Zgrabia�ymi z zimna r�kami wrzepi� si� w jeden z korzeni i ostatnim wysi�kiem zacz�� si� podci�ga� do g�ry, przebieraj�c jednocze�nie nogami po �liskiej skale �upk�w fliszu karpackiego, z kt�rych to �upk�w Pierdasi Wierch zosta� skonstruowany przez si�y geologiczne. Wreszcie Stanis�aw Kierpc wci�gn�� si� na pochylony nad rzek� pie� drzewa. Ale chwila wytchnienia nie trwa�a d�ugo. Obci��one drzewo nagle drgn�o. Rozleg� si� stukot i plusk kamieni wyszarpywanych przez korzenie ze skarpy. Drzewo przewala�o si� do rzeki, wyrywaj�c w podmytym zboczu wielki wykrot. Stanis�aw Kierpc rzuci� si� do przodu, wpe�z� na podnosz�ce si� do g�ry kikuty korzeni, przeskoczy� je i wpad� w dziur� wyrwan� przez odp�ywaj�ce w�a�nie drzewo. Ale wyrwa w ziemi okaza�a si� jaka� taka dudni�ca, a ponadto nie by�a to dziura w d�, tylko dziura, je�li mo�na tak powiedzie�, w bok. Stanis�aw Kierpc zda� sobie spraw�, �e musi to by� znajduj�cy si� tu� nad rzek� zaro�ni�ty wylot jakiej� jaskini. I tak oto jednego dnia Stanis�aw Kierpc zosta� bezrobotnym, topielcem i speleologiem amatorem r�wnocze�nie. Pocz�tkuj�cy speleolog Stanis�aw Kierpc pos�u�y� si� �wiat�em zapalniczki, kt�ra na szcz�cie okaza�a si� wystarczaj�co wodoodporna. Blady p�omyk odkry� szokuj�c� prawd� - to nie by�a jaskinia, ale sztucznie wyr�bany w�ski szyb o nieregularnym przekroju. Pe�zn�c na kolanach, Stanis�aw Kierpc posuwa� si� w g��b Pierdasiego Wierchu. Jecha�o st�chlizn�. Przez dziesi�� metr�w chodnik wznosi� si� lekko i rozszerza�, a� sta� si� wykut� w skale komor� wielko�ci ma�ego, niskiego pokoju. Stanis�aw Kierpc zamar�. W tej komorze kto� by�. Skurczona posta� siedzia�a na ob�a��cym z farby krze�le. Pokryta ma�ymi czarnymi loczkami g�owa opiera�a si� lewym uchem na zgi�tym ramieniu, opieraj�cym si� z kolei na zbitym z desek prymitywnym stole. Stanis�aw Kierpc nieraz zasypia� w takiej pozycji po dziesi�ciu piwach w "Pi�ciu Kotach" na Toporowej Cyrhli. Tak wi�c teraz, kieruj�c si� osobistymi do�wiadczeniami, ociekaj�cy wod� z Bia�ego Dunajca, szcz�kaj�cy z�bami z zimna bezrobotny quasi-topielec speleolog przytomnie rozejrza� si�, czy gdzie� nie stoi nie dopita flaszka. Jakie� tam flaszki by�y, ale nie na stole, tylko w k�cie, brudne i puste. Pod �cian� skalnej komory, obok zetla�ego siennika, kt�ry, odruchowo przez Stanis�awa Kierpca kopni�ty, rozsypa� si� w proch, sta�a szafa, tak jak st� zbita z surowych desek. Szafa nie mia�a drzwi. Jej zawarto�� by�a zas�oni�ta kotar� wisz�c� na k�kach przesuwaj�cych si� po dr��ku. Ta niby kurtyna nie da�a si� odsun��; pod dotkni�ciem rozpad�a si�, ukazuj�c rz�d ubra� o nie wi�kszej trwa�o�ci. Na dnie te� nie by�o �adnej ukrytej flaszki. Stanis�aw odszed� od szafy i zbli�y� si� do sto�u. Pe�no tam by�o pobazgranych, po��k�ych kartek papieru, jaka� metalowa skrzynka, �wiecznik z wypalonymi �wiecami, szklana strzykawka oraz gruba ryza zapisanych kartek przyci�ni�tych ma�ym, szklanym ostros�upem, kt�ry nieboszczyk �ciska� kurczowo w lewej d�oni. Prawej nie by�o wida�, gdy� tkwi�a gdzie� pod sto�em zaci�ni�ta mi�dzy udami denata. Stanis�aw Kierpc widzia� ju� w �yciu trupy, ale zawsze by�y �wie�e. Raz, to jak si� zmar�o ciotce Anieli, a drugi to ten Jasiek G�sienica, co go znale�li pod dyskotek�, a trzeci - szwagier, co si� zabi� na motorze. Ten jaskiniowo-piwniczny trup musia� by� ju� bardzo nie�wie�y, cho� i tak zachowany w bardzo dobrym stanie. Sk�ra d�oni i twardy zszarza�a i jakby wysch�a. To wyschni�cie w sumie by�o nieco dziwne, bo w lokalu nieboszczyka by�o wilgotno, dwana�cie metr�w st�d p�yn�a przecie� rzeka. Stanis�aw Kierpc po�wieci� nieboszczykowi w twarz. W wysch�ej sk�rze zastyg�y rysy dziwnie znajome. Zachowa� si� zarost brody i w�s�w, w niepokoj�co charakterystycznym kszta�cie. I tylko te rzadkie loczki nad czo�em jako� nie pasowa�y do ca�o�ci. Stanis�awowi zda�o si�, �e zna tego faceta z kina, a mo�e z telewizji albo jakiego� plakatu. Wra�enie tej znajomo�ci by�o bardzo silne, ale i bardzo niekonkretne. Tymczasem w przezroczystej seledynowej zapalniczce ubywa�o gazu. Zosta�a jeszcze mo�e jedna trzecia. Trzeba si� by�o pospieszy�. M�ody g�ral rozejrza� si� dooko�a. Co by si� mog�o przyda�? Uwag� przykuwa�a oczywi�cie strzykawka, metalowa skrzynka i szklana piramidka. Stanis�aw Kierpc ju� si�ga� po strzykawk�, kt�ra mog�a si� przyda� ojcu do robienia owcom corocznej profilaktyczn