5469
Szczegóły |
Tytuł |
5469 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5469 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5469 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5469 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wyb�r satyr
opracowa�a: Ma�gorzata Ryl
Wst�p
Satyra jest bardzo starym gatunkiem
literackim, kt�rego pocz�tki si�gaj�
czas�w staro�ytnych (Horacy "Juvenalis").
Sta�a si� szczeg�lnie popularna w XVIII
w. w literaturze polskiego o�wiecenia,
reprezentowana przede wszystkim przez
Krasickiego, kt�rego niekt�re utwory nie
spos�b by�o nie umie�ci� w tym zbiorku.
Satyra pos�uguje si� �miechem, kpin�,
ironi�, paszkwilem, parodi�, karykatur�,
absurdem itd.. Gani ludzkie wady,
przes�dy, stereotypy, mity konwencji,
szablony tw�rczo�ci literackiej etc.
Gatunek ten staje si� �ywotny w czasie
decyduj�cych przemian spo�eczno-
obyczajowych i politycznych.
Wsp�czesna satyra zwi�zana jest przede
wszystkim z estrad� i kabaretem, pismami
satyrycznymi. Ostatnie przemiany w
Polsce zaowocowa�y mn�stwem satyr.
W tej antologii zaj�y najcz�ciej
abstrakcyjne, maj�ce za przedmiot
ponadczasowe, uniwersalne, cechy ludzkie.
Nie atakuj� one cz�owieka, lecz jego
przywary, wady, najcz�ciej g�upot�,
pija�stwo itd..
Niech te utwory pomog� nam dostrzec nie
tylko wady innych ludzi, ale i swoje
w�asne!
Motto:
"I �miech niekiedy mo�e by� nauk�
Kiedy si� z przywar, nie z os�b natrz�sa
I �art dowcipn� przyprawiony sztuk�
Zbawienny, kiedy szczypie, nie k�sa !"
I. Krasicki "Monachomachia"
opracowa�a: Ma�gorzata Ryl
Ga�czy�ski Konstanty-Ildefons - ur 23 I
poetycka powie�� "Porfirion Osie�ek czyli
Klub �wi�tokradc�w"; poematy: "Koniec
�wiata" (1929), "Bal u Salomona" (1931),
"Ludowa zabawa" (1934); okres
przedwojenny Ga�czy�ski zamkn�� cyklem
"Noctes Aninenses"; po wojnie trzy
wybory wierszy wydane 1946 r. (w
Polsce, Rzymie, Hanowerze); zbi�r
"Zaczarowana doro�ka" (1948); w 1945
rozpocz�� cykl "Zielona g�" (groteska);
utwory dotycz�ce roli sztuki: "Niobe"
(1952), "Wit Stwosz" (1952); swoistym
testamentem jest cykl 10 "Pie�ni"; d�u�sze
utwory satyryczne: poemat: "Chryzostoma
Bulwiecia podr� do Ciemnogrodu"
(1954), farsa: "Babcia i wnuczek, czyli
Noc cud�w" (1955) i in. - zm. 6 XII 1953
r.
"Satyra na bo�� kr�wk�"
Po choler� toto �yje?
Trudno powiedzie� czy ma szyj�,
a bez szyi komu si� przyda?
Pachnie toto jak dno beczki,
jakie� n�ki, jakie� kropeczki -
ohyda.
Cz�owiek zaj�ty nies�ychanie,
a toto, prosz�, lezie po �cianie
i rozprasza uwag� cz�owieka;
bo cz�owiek chcia�by si� skoncentrowa�,
a ot, bo�� kr�wk� obserwowa�
musi, a czas ucieka.
A secundo, szanowni panowie,
Jakim prawem w zimie na �cianie?!
Co innego latem, gdy kwitnie og�rek!
Bo latem to co innego:
ka�dy owad mo�e tentego
i w og�le.
Wi�c upraszam entomolog�w,
czyli badacz�w owadzich nog�w,
by si� na t� spraw� rzucili z sza�em.
I w�a�nie dlatego w Szczecinie,
gdzie mi czas pracowicie p�ynie,
satyr� na bo�� kr�wk� napisa�em.
"Strasna zaba"
wiersz dla sepleni�cych
Pewna pani na Marsa�kowskiej
kupowa�a synk� z groskiem
w towazystwie swego m�za, ponurego
draba;
wychodz� ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - M�zu, och, och,
popats, popats, jaka strasna zaba!
M�z by� wyzsy uz�dnik, psetar� mg�� w
okulaze
m�wi: - Zecywi�cie co� skace po trotuaze!
cy to zaba, cytez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuj� si�;
zaraz zadzwoni� do Ces�awa,
a Ces�aw niech zadzwoni do Symona -
nie wypada, zeby Warsawa
by�a na "takie co�" narazona.
Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
Wrescie schwytano zab� ko�o Nowego
�wiata;
a zeby sprawa zaby nie odes�a w
mglisto��,
uz�dzono historycn� urocysto��;
ustawiono trybuny,
sp�dzono t�umy,
"Stselc�w" i "Federast�w" -
s�owem, ca�e miasto.
Potem na trybun� wes�a Wysoka Figura
i kiedy odgzmia�y wsystkie "hurra",
Wysoka Figura zece tak:
- Wsp�lnym wysi�kiem z�du i
spo�ece�stwa
pozbyli�my si� zabiego bezece�stwa -
panowie, do g�ry g�owy i syje!
A spo�ece�stwo: - Zecywi�cie,
dobze, ze t� zab� z�apali�cie,
wsyscy pseto zawo�ajmy: "Niech zyje!"
Hemar Marian - w�a�ciwie M. Hescheles -
ur. 6 IV 1901 r. we Lwowie; poeta,
komediopisarz, satyryk; zwi�zany z
tw�rczo�ci� kabaretow� Lwowa,
kierownik spo�ecznych teatr�w
rewiowych, wsp�tw�rca szopek
politycznych, autor piosenkarskich
przeboj�w, tekst�w rewiowych; zbiory
poezji: "Dwie Ziemie �wi�te", "Im dalej
w las", "Chlib Kulikowski", "Wiersze
Staro�wieckie"; uprawia� aktualn� satyr�
polityczn� ("Adolf Wielki", "Satyry
patetyczne" i in.); utwory sceniczne ("Cud
biednych ludzi" - 1943, "D�ug honorowy"
- 1944); t�umaczy� sonety Szekspira, ody
Horacego; zm. 11 II 1972 r. w Londynie;
"Na krasom�wstwo"
Na pogrzebie, na �lubie,
Na komitecie, w klubie,
Na bankiecie, na radzie,
Za sto�em, na estradzie,
Na herbatce, na lampce wina,
Wstaje. Chrz�ka. Zaczyna.
Z majestatem �a�oby,
Lub z humorem Zag�oby,
Po ludziach wodzi wzrokiem
I �yczy sobie, oby
By� fa�szywym prorokiem.
I m�wi, �e na wzgl�dzie
Ma nadziej�, �e b�dzie
Wyrazicielem wszystkich
Obecnych tu i bliskich.
Iskry prawd nowych krzesa,
M�wi, �e miecz Damoklesa,
�e syzyfowe prace
I pi�ta Achillesa.
M�skie pow�ci�ga b�le z
Przej�ciem, jak kr�l Amfortas,
Caveant - m�wi consules!
I Hannibal ante portas!
M�wi: powrotna fala.
M�wi: M�ki Tantala.
I m�wi, �e z�y ptak to,
Co w�asne gniazdo kala.
M�wi: Non omnis moriar.
I m�wi: Carpe diem.
I m�wi �e Historia
rozumie, o co si� bijem.
W g�osie p�omienny �ar ma,
�lin� toczy jak �luz�,
I m�wi, �e inter arma
Silent - tak m�wi - Musae.
�e m�dry Polak po szkodzie
I w ramach swego wywodu
Sugeruje, �e m�odzie�
Jest przysz�o�ci� narodu.
�za mu na oku zawisa,
M�wi, �e W�z Tespisa,
�e Pob�g Kielanowski
I �e Odra i Nysa.
De gustibus non disputandum
I d�o�mi wspar� si� o bio�dra
I m�wi: Nil desperandum!
I m�wi: Sursum ko�dra!
Z oryginalnych dewiz
Wnioski �wie�e wyci�ga
I m�wi �e vita brevis,
Lecz ars - m�wi z moc� - longa.
Sub specie aeternitatis
Kre�li wytyczne wieczne
I m�wi: Sapienti satis
I komentarze zbyteczne.
Najbardziej z wszystkich lubi
T� cytat� z�owieszcz�,
Gdy to be or not to be,
That is - m�wi - the question!
Na t� �atwo�� uczucia,
Ten frazes gotowy, w lot ma,
Te s�owa jak gum� do �ucia,
Te frozen food of thought ma.
Ta oratorska konfekcja,
Te zda�ka ubra�ka z ko�ka,
Czy to �a�obna prelekcja,
Czy pierdo�ka weso�ka.
A w ko�o, przed nim - oni
Siedz� w strasznej agonii,
Spoceni i znudzeni,
W okropnej neurastenii,
S�uchaj�, �pi� jak zaj�ce
Z otwartymi oczyma.
I tylko my�l�, �pi�ce:
Cholery na niego nima.
"Sense of Humour" z tomiku "Kiedy zn�w
zakwitn� bia�e bzy"
Lubimy stwierdza� z dum�
I zgadza� si�, bez sporu,
�e sprawdzianem kultury
Jest poczucie humoru.
I �e my - jak nikt inny,
Od wiek�w, od Reja przecie -
Naszym poczuciem humoru
Przodujemy na �wiecie.
�e w naszej literaturze -
Z tego nas nie obedr�! -
Tam S�owacki, tu Rodo�,
Tam Trembecki, tu Fredro!
Jakiekolwiek nazwisko
Na chybi� trafi� wyskub,
Sp�jrz - Morsztyn! Patrz - Krasicki!
(Dzi� by si� zda� taki biskup).
Tu Prus, tam Makuszy�ski,
Nawet Boy, tu Nowaczy�ski,
Nawet w najnowszych czasach
M�ody Ignacy Bali�ski.
Wspania�y zast�p kpiarzy,
Satyryk�w, sowizdrza��w,
Ich fraszek i dowcip�w,
Pamflet�w i kawa��w.
B�yszcz�ca literatury
�miechem kwitn�ca po�a�!
Nasze poczucie humoru -
Jest si� na co powo�a�.
Jeste�my drwi�cy, kpiarscy,
Kawalarscy, z�o�liwi,
Z natury ostrzy, ci�ci,
Dowcipni i �artobliwi.
W docinkach, fraszkach, �artach,
Bon-motach i�cie paryskich,
Jak nikt inny umiemy
Drwi� z wszystkiego i z wszystkich.
Umiemy kpi� z Anglik�w,
Z Moskali i ze Szwab�w,
Z Litwin�w, z Ukrai�c�w,
Z Czech�w, z �yd�w, z Arab�w,
Z wad, cn�t, zalet, zwyczaj�w,
Z j�zyka i z ubioru -
Kto by si� na nas obrazi�,
Nie ma poczucia humoru.
Tylko - niech Pan B�g broni,
By ktokolwiek na �wiecie,
�artem, fraszk�, uwag�,
S��wkiem, maczkiem w gazecie,
Nas wykpi�, z nas za�artowa�,
Nas tkn�� - pomy�le� groza!
Ju� poczucie humoru
Stula si� jak mimoza.
Ju� u�miech z warg nam ucieka,
Ju� gniew nas trz�sie srogi,
Ju� pier� wzbiera rozkosz�
Strasznej martyrologii!
Ju� krew oczy zalewa,
Rycerska d�o� ju� na kordzie!
Nasze poczucie humoru
Ju� ka�e "wali� po mordzie".
Okrutne mnie dr�czy pytanie,
Obawy mam wcale niep�onne -
Czy nasze poczucie humoru
Nie jest zbyt jednostronne?
Bo ca�a ta humoru zabawa
Ma jedno prawid�o g��wne:
Je�eli humor ma prawa -
Niech b�d� dla wszystkich r�wne.
Huszcza Jan - pseud. Kronikarz, Jan
Zago�ci�ski i in. - ur. 24 XI 1917 r. w
Zago�cinie (Wile�szczyzna), poeta,
satyryk, powie�ciopisarz, debiutowa�
zbiorem poezji "Ballada o podr�nych"
(1938), m.in. "Pami�tnik liryczny" (1945),
"Stara pijalnia" (1968); powie�ci:
"Miasteczko nad Olszank�" (1948),
"Telefon wi�cej nie zadzwoni" (1961),
"Obr�czki z kajdan" (1974) i in. ; ostatnie
zbiory poezji: "Lata spo�r�d lat" (1983),
"Pory czasu cz�owieczego" (1984); zm. 26
VI 1986 r. w �odzi;
"Dzicy z drugiej po�owy XX wieku"
Szklane d�wi�ki,
wydmuchiwane ze wszystkich
instrument�w,
bez przerwy spadaj� na kamienie
- wodospad
prze�ama� potok na dwie cz�ci,
aby przyzywa�a okolica.
Zm�czeni kilkukilometrowym marszem,
liczni zatrzymuj� si� tutaj
i milcz� z wdzi�czno�ci,
stoj�c d�ugo w zielonym ch�odzie,
ch�on�c �ask�...
A oni podjechali na samochodach
a� pod rozedrgan� �cian� z wody
muzycznej,
z ch�odu zielonego
- wysiedli,
wo�aj�c: "Jak tu fajnie, cholera!"
Klepi�c swoje babki po ruchliwych
po�ladkach,
ustawili je mi�dzy sob�,
aby zrobi� grupowe zdj�cie
na pami�tk�, �e byli...
Potem roz�o�yli si� na kocach
wok� butli z barwion� w�dk�
i puszki ze szprotami.
Nim si�gn�li po nape�nione szklaneczki,
jeszcze przedtem rozg�glili radio.
I wi�cej nie istnia� wodospad!
"Podzia� godzin"
O �smej rano w aprowizacji
musz� si� zg�osi� do rejestracji.
A tam ruchliwy ludzki ogonek
wcze�niej si� zacz��, nim zacz�� dzionek.
Gdy do mnie dosz�o, oznajmi� �wi�tek,
�e mi brakuje kilku piecz�tek.
Przez te piecz�tki, przez te stempelki
w urz�dach innych t�ok zwi�kszam wielki.
A na parkanie zn�w nowy afisz:
zg�o� si�, inaczej do ciupy trafisz!
O�wiaty rozw�j przeklinam przeto:
czemu� nie jestem analfabet�?!
Zegar godzin� pierwsz� wydzwania,
jak by tu zd��y� w sprawie mieszkania.
Ale jest znowu wa�na przyczyna,
bije tymczasem trzecia godzina!
Tr�cam przechodni�w, zdyszany lec� -
czekaj� na mnie a� cztery wiece,
a� cztery wiece, jedno zebranie
us�ysze� bardzo chc� moje zdanie...
Poza tym jeszcze mia�bym ochot�
marki niemieckie zmieni� na z�ote.
Biegam bezradny, rety, rodacy,
sk�d wezm� godzin na troch� pracy?!
��d�, 6 III 1945r.
"Stereotypy"
Cho� przed snem czu�em si� ra�nie,
zm�ci�o co� wyobra�ni�.
Zrazu Piast si� zjawi� we �nie,
lecz u�miechni�ty oble�nie,
bez ko�a i bez Rzepichy,
ch�epta� chciwie piwo z michy.
Po Pia�cie, a niech to diabli,
Ko�ciuszko, ale bez szabli!
Czarniecki, cho� wi�d� wypraw�,
gdzie� pod siod�em mia� bu�aw�.
W�dz powsta�c�w, panna Plater
naraz krzyknie: "Nasermater!"
Za� "stary Fredro" w mundurze
pi�knej pannie wr�cza r�e.
Ledwo zby�em si� zdumienia,
sytuacja zn�w si� zmienia...
Oto niby znane rysy,
Xi��e J�zef, ale �ysy!
S�owacki bez ko�nierzyka,
a globus bez... Kopernika!
Patrzy znad jakiej� komody
Kraszewski bez d�ugiej brody.
A dla kontrastu, po chwili,
ach, posta� siwej... Maryli.
To by� sen, nie atak grypy,
cho� dusi�em si� jak w �a�ni.
Nad ranem stereotypy
ukoi�y wyobra�ni�.
Kern Ludwik Jerzy - ur. 29 XII 1921 r. w
�odzi, poeta, satyryk, autor ksi��ek dla
dzieci i m�odzie�y, t�umacz; opublikowa�
zbiory: "Zemsta szafy" (1967), "Kernalia"
(1969), "Podgl�danie rodak�w" (1972),
"Ja�nie Pan Rym" (1982); t�umaczy� utory,
m.in. Lopego de Vega, O. Wilde'a
"Bezbolesna przysz�o��"
�eby m�odym nie dobiera� si� do sk�ry,
Propozycja jest,
By w kraju znie�� matury.
Ta matura tylko nerwy niszczy m�odym,
Z nerw�w za� dygotki - jak wiadomo - s�
I wrzody.
Jak matura zniknie, zniknie tych nerw�w
przyczyna,
Cho� niekt�rzy m�wi�, �e to wszystko
raczej
z papieroch�w
Albo z jabcanego wina.
Potem,
Kiedy matur ju� nie b�dzie,
Pomy�li si� o tym,
�eby bardziej nowocze�nie serwowa�
przedmioty.
Zamiast noc� nad ksi��kami pochyla� swe
cz�ka,
M�odzi b�d� dany przedmiot
Przyjmowa� w pigu�kach.
Mo�na by zastrzyki tak�e zaprz�c do tej
roli,
Zastrzyk jednak ma t� wad�, �e troszeczk�
boli.
A pigu�ki mo�na �yka� bez trudu,
Jak kluski:
Ta pigu�ka na algebr�,
A ta na francuski.
Na fizyk�
Kt�ra nie jest �atwa ani letka,
Przeznaczona b�dzie ca�kiem osobna
tabletka.
Tym za�, kt�rzy b�d� s�absi
Lub zaj�ci sportem,
Wi�cej pigu� si� zapisze,
No i w wersji forte!
Jak rozr�ni� w tych warunkach,
Zapytacie s�usznie,
Kto jest dobrym, a kto tylko takim sobie
uczniem?
Z odpowiedzi� na pytanie tak wa�ne nie
zwlekam:
�li w kawiarniach b�d� siedzie�,
A dobrzy - w aptekach.
"Dwie strony damskiego medalu"
Bardzo dobrze, prosz� pan�w, je�li �ona
Nowocze�nie, �e tak powiem, bywa
wykszta�cona.
Sko�czy jeden fakultecik,
Drugi,
Trzeci,
Wie (teoretycznie) wszystko o hodowli
dzieci,
Z jej powodu inni patrz� na ciebie z
zazdro�ci�
I zachwyca si� ni� ca�a okolica -
A tymczasem
Ona idzie i przynosi wo�owin� z ko�ci�
I upiera si�, �e to jest pol�dwica.
Takie sprawy to po prostu - temat rzeka,
Owszem,
Mi�o w domu uczonego mie� cz�owieka
(P�ci nadobnej!),
Co potrafi w ka�dej chwili, prosz� Was,
W naukowy spos�b sprawdzi�
Rachunek za gaz.
Co do spodni jednak, to mo�liwe, �e
uczony
Zaprasuje kanty z boku.
Z najmniej odpowiedniej strony.
Bardzo ciesz� mnie post�py kobiet,
Ja je pilnie �ledz�,
Lubi� nawet, gdy kobieta ma
encyklopedyczn� wiedz�,
Bo to przecie� i uroczo,
I przyjemnie nadzwyczajnie
En passant tak porozmawia� sobie
O Spinozie,
O Einsteinie,
O poetach starej Anglii, kt�rych wiersze
s� tak
ma�o znane -
Gorzej,
Gdy owsianych p�atk�w, chcesz,
A ona poda ci mydlane.
"Eremik nasz kochany"
Gdy dokuczy nam �wiat
Albo damy
My, m�czy�ni, od tysi�cy lat
Do samotni jakiej� bardzo ch�tnie
uciekamy.
Chcemy skry� si�,
Chcemy uciec od og�u,
A co zapalczywsi
(Jak na przyk�ad pan Wo�odyjowski)
Wal� wprost do kamedu��w.
Ot� dot�d,
A� do naszych czas�w,
Sprawa by�a dosy� trudna.
Jak nie klasztor, to pustelnia zostawa�a
jeszcze do
wyboru
Lub wyspa bezludna.
�e bezludne wyspy jednak to raczej
rzadko�ci,
Wielu go�ci,
Uciec chc�c do samotno�ci,
Miewa�o trudno�ci.
Dzi� inaczej to wygl�da, bo dobry los w
darze
Opr�cz auta
Da� m�czyznom
Tak�e i gara�e.
Kiedy tylko zapanuj� w domu ciche dni,
Do gara�u idziesz sobie i tam dobrze ci.
Zapominasz, �e na �wiecie s� hece
kobiece,
Ko�a troch� podpompujesz,
Podokr�casz �wiece,
Dasz ch�odnicy nowy korek,
Wetkniesz, co wypad�o,
Wkr�cisz �rubk� w reflektorek
I palec w imad�o.
I od razu tak ci dobrze,
Tak b�ogo,
Tak mi�o,
I chcesz, �eby wszystkim innym te� tak
samo by�o.
Ka�dy z m�czyzn - my�lisz sobie - co
podatki p�aci,
Mie� powinien taki gara�.
A zw�aszcza �onaci.
"Nasz wk�ad"
Od wielu lat ju� my�l�,
Cz�sto wr�cz mimo woli,
czemu na og� nas m�czyzn ten ca�y
Dzie� Kobiet
nie boli ?
Czemu kompleks�w nie mamy,
Przeciwnie,
Cieszymy si�,
�e im ten Dzie� Kobiet przyznano, cho�
nam -
jak dotychczas nie.
To przecie� jest nienormalne,
Sprzeczne z m�sk� natur�,
Kt�r� zazdrosn� miewamy, okropnie z�� i
ponur�.
To przecie� zdumiewaj�ce,
Daj�ce do my�lenia,
�e tak si� wci�ga� dajemy w te pienia,
W te dzi�kczynienia...
Zamiast pod�miewa� si� z lekka,
�e wszystko to lipa i bzdury
My wskakujemy, jak jeden, w �wi�teczne
garnitury.
Czy m�em jeste�my,
Czy synem,
Czy narzeczonym,
Czy dziadkiem,
Jak g�upi latamy po mie�cie, w�sz�c za
byle kwiatkiem.
U�miech nam bu�k� rozja�nia,
Oczka si� staj� liryczne -
I to mi si� w�a�nie wydaje za bardzo co�
altruistyczne.
Za bardzo to raj przypomina,
Po prostu s�odycz sama,
Tacy si� nagle robimy dobrzy, jak za
praojca Adama...
I tu mnie my�l ol�ni�a,
My�l ze szczerego srebra:
Panowie!
Przecie� ten ca�y Dzie� Kobiet, to �wi�to
naszego �ebra!
"Nowy Kossak"
Ho�e dziewcz� p�acze,
Konik n�k� grzebie,
Polacy od wiek�w
Twardzi s�. Dla siebie.
Francuz Francuzowi
Funduje �limaka,
A Polak najch�tniej
Podgryza Polaka.
Hiszpanowi Hiszpan
Gra na tamburynie,
A Polak podk�ada
Polakowi �wini�.
W�och tak kocha W�ocha
Jak pawica pawia,
A Polak Polaka
Do wiatru wystawia.
Anglikowi Anglik
Robi przyjemno�ci,
Polak Polakowi
Przykro�ci zazdro�ci.
Konik n�k� grzebie,
P�acze dziewcz� ho�e,
Polak do Polaka
Z pyskiem albo z no�em.
Rzadko Polakowi
Polak dobrze zrobi,
To ju� takie nasze
Narodowe hobby,
A tak by si� chcia�o
Wstawi� do czytanki,
�e Polak i Polak
To s� dwa bratanki.
"Przedzia� dla niepal�cych"
Palenie papieros�w jest najgorsz� nagiej
ma�py
chorob�
Ja ten okres smrodzenia pod nosem mam
ju�,
na szcz�cie, za sob�.
Dlatego kupuj�c miejsc�wk� na ekspres
wolno mkn�cy
M�wi�:
"Warszawa
Druga klasa,
Normalny,
Dla niepal�cych..."
Kupuj� par� dni wcze�niej
W my�l has�a festina lente
I coraz cz�ciej s�ysz�:
"Dla niepal�cych? Niestety, nie ma.
Wszystkie miejsca
zaj�te".
Bior� wi�c dla pal�cych, bo trudno, bo
jecha� musz�
A jednocze�nie rado�� wype�nia mi ca��
dusz�.
To nic, �e b�d� w dymie jecha� a� do
Warszawy,
Znak to wszak, �e pomy�lnie rozwijaj� si�
sprawy,
�e trend antydymowy bierze g�r� w
narodzie
I dni twe s� policzone, papierosowy
smrodzie.
Ruszyli�my.
I zaraz,
Nie kr�puj�c si� wcale,
Po trucizn� si�gn�li wszyscy w moim
przedziale.
Maj� prawo z pewno�ci�, co by tam kto
powiedzia�,
Ostatecznie to przecie� dla pal�cych jest
przedzia�,
Ja tu jestem intruzem, doskanale wiem o
tym,
Tyle tylko, �e tru� si� wcale nie mam
ochoty.
Wi�c wychodz� z przedzia�u (zbierzcie si�
nogi moje),
W korytarzu
Bez dymu,
My�l� sobie, postoj�.
Marzycielu ty durny!
Kr�lewiczu ty �pi�cy!
Na korytarz wyle�li ci z tych dla
niepal�cych.
Oni w�a�nie s� teraz now� kast� i fal�,
W smrodzie je�dzi� ju� nie chc�,
Ale pali� to pal�.
"Wyj�tek"
�wiat oszala� z powodu po�piechu.
�wiat si� m�czy,
�wiat ju� z�apa� nie mo�e oddechu.
Do rozlanej podobny jest rt�ci,
Ka�da cz�stka przed siebie gdzie� p�dzi,
Ekspresowo, nerwowo gna,
Po�piech, po�piech to has�o dnia.
Wszystkim nam si� ten po�piech udzieli�,
�pieszy si� cz�ek nawet przy niedzieli.
Szybko myje swe cia�ko,
Szybko krawat sw�j wi��e,
Bo mu we �bie wci�� cyka: "Czy zd���?
Czy zd���?"
Potem,
Zamiast na spacer przej�� si� wiosn� lub
latem,
Cz�owiek p�dzi jak g�upi ma�ym
Czy wi�kszym "Fiatem".
Inne "Fiaty" przegoni� chc� go (tak mu
si� zdaje)
Wi�c si� cz�owiek nie daje,
Tylko gazu dodaje.
Te wy�cigi w�r�d ludzi obserwuje si�
wsz�dzie,
W pracy naszej codziennej,
W towarzystwie,
W urz�dzie.
Ka�dy tempo podkr�ca
(Ile tylko ma chod�w),
�eby si� przed innymi wysforowa� do
przodu.
I dlatego, kochani, �e mi po�piech tak
doci��,
Lubi� sobie czasami pierwszy lepszy
wsi��� poci�g.
Wiem, �e w nim si� poczuj� staro�wiecko,
Milutko,
Wiem, �e b�dzie wci�� stawa�,
�e gna� b�dzie wolniutko,
I cho� sp�ni� si� mo�e do domowych
pieleszy,
To mnie cieszy,
�e co� si� nie spieszy.
Knorr Miros�awa - autorka felieton�w,
artyku��w publicystycznych, satyr;
pierwszy tomik jej satyr "Igraszki z
pazurem" (1969), kolejny zbi�r "Chwasty
polskie", "Ikebana z je�a", "Po r�ysku na
bosaka";
"Mora� dla -dziestolatk�w"
Znikn�y z pejza��w wiatraki
I donkiszot�w co� ma�o.
Co nam zosta�o z tych lat?
Co nam zosta�o?
Gdzie �e� wzorcowe "Lwie Serce",
Lub cho�by "Serce" Amicisa?
I m�dry Judym zwisa,
I "g�upi Jakub" zwisa...
M�ody Werter dawno ju� �mieszy,
Stary Wiarus nie milczy �wiatu.
Panie Dulskie ze swych pieleszy
Wsiadaj� do swoich "Fiat�w". Lukrecje
Borgia na zebraniach
Krzes�a, a tak�e czas, zajmuj�,
Cho� przykro m�wi� tak o paniach:
Truj�.
Cholernie truj�.
Lilla Weneda harfy nie ma,
Odda�a j� za kt�r�� z gitar,
Orfeusz g�osem �ka Niemena, co syren
t�um z zachwytem wita.
Nasz syn egzamin zdaje
Przed profesorskim obliczem,
Myl�c J�zefa z kapitanem
Czechowiczem...
- O, gdzie�e�cie "za naszych czas�w"?
Niech zabrzmi nasz zgodny chora�.
A wierszyk mia� by� z mora�em.
No w�a�nie.
A oto mora�:
Nie udawaj g�o�no zachwyt�w
Na temat d�ins�w, bigbitu,
Fryzur, s�ownika m�odzie�y...
M�odzie� i tak nie uwierzy,
Kiedy wypadasz ze stylu,
Powie, �e�... lizus - i tyle.
Grzmij ile tylko si� zmie�ci
Na formy (dzisiejsze) i tre�ci. Na snobizm,
Cynizm,
Ni� moralny!
Te� b�dziesz "wapniak",
Ale... normalny...
"R�ce" z tomiku "Po r�ysku na bosaka"
R�ka r�k� my�a,
Czyli wniosek st�d,
�e szczyci� si� cz�owiek
Par� czystych r�k...
Ale dnia pewnego,
Gdy d�o� my�a d�o�,
Nagle my� przesta�a
I powiada do�:
- Od d�u�szego czasu ju� spostrzegam,
�e
Ja ci lepiej s�u��,
Ni�eli ty mnie.
Z tej naszej wsp�Inoty
Ty masz wi�cej zysku:
Ty si� wci�� wysuwasz innym do u�cisku,
Je�eli co� rozdaj�,
Zawsze wetkn� tobie,
Rzadko si� po dary wyci�gamy obie.
Kiedy od nas bior�,
Ciebie ka�dy ceni.
Ja wisz� jak g�upia
Albo tkwi� w kieszeni...
To ty nosisz obr�czk� i pier�cionk�w par�,
Gdy na moim przegubie najwy�ej
zegarek...
Ciebie "w r�czki" si� cmoka
(bardzo rzadko - w dwie),
"W �ap�" wsuwa si� komu? Na pewno nie
mnie!
Ja bardzo cz�sto �wierzbi�, lecz ty fors�
bierzesz! Przyznam, �e obrzyd�o mi to
wszystko szczerze!
"R�ka r�k� myje" - to stare przys�owie
Sugeruje,
�e
Wszystko mamy po po�owie...
Fifty-fifty, jak mawia r�ka anglosaska...
W praktyce sp�ki nie ma,
Jest tylko... co �aska...
Jak poucza nasz przyk�ad z codziennego
�ycia:
Jedni s� od zaszczyt�w,
A drudzy... od mycia...
"Rozmowa z Krasnoludkiem" z tomiku
"Po r�ysku na bosaka"
Robi�c w domu porz�dki,
(te tak zwane "du�e")
Znalaz�am... krasnoludka.
Otrzepa�am z kurzu,
Na czym toto posadzi�? - dumam
I ju� wiem:
Na naparstku do g�ry odwr�conym dnem.
- Mo�e kropl� koniaczku
Lub z ciasta migda�ek?
- Nie chc�! - warkn��.
- O, brzydko...
Kosza�ek-Opa�ek
By� lepiej wychowany...
(tak wyrwa�o mi si�
i westchn�am, wspomniawszy "Sierotk�
Marysi�").
Za�mia� si�,
Nie powiem, �e "szata�sko",
Gdy�
By�o to, jak gdyby zapiszcza�a mysz.
- Strasznie dziwna wydaje mi si� ludzka
nacja,
Ci�gle trzeba co� dla was lub za was
za�atwia�...
Najpierw jaki� koniaczek
I w og�le st�,
A potem b�d� tyra� za pani� jak w�?
B�d� robi� wykazy, listy, zestawienia,
No bo pani akurat wije si� w migrenie...
Za�atw wczasy,
I "Fiata",
Awans...
I nie spoczniesz,
Bo pewnie kto� w tym domu studiuje
zaocznie,
Wi�c dobry krasnoludek
Niechaj nie zapomni
Wykra�� w por�
Temat�w zestaw z ekonomii...
Jeszcze prac� dla cioci,
Order dla pociotka...
Zwija si� krasnoludek
Jak jaka idiotka...
Chc� z powrotem na p�k�,
Za "Uczt�" Platona!
I nie b�d� s�u�y� nikomu!
Niech skonam!
Przyjrza�am si� uwa�nie swemu
krasnalowi
I m�wi�:
- Masz, niestety, przewr�cone w g�owie...
To legenda odwieczna w krasnale
wm�wi�a,
�e taka z was wyr�ka,
Pot�ga
I si�a...
Dzi� jedno dobre doj�cie daje wi�cej
skutk�w,
Ni� za twoich czas�w setka
krasnoludk�w...
"Skarb w lesie" z tomiku "Po r�ysku na
bosaka"
Za wsi�, za polem, za strumieniem
modrym,
Za g�r� przez wiatr usypan�,
Gdzie diabe� nie chodzi nawet na "dzie�
dobry",
Tym bardziej za� na "dobranoc" Gdzie las
szumi�cy si� zaczyna,
Za� trakt z asfaltu zanika,
Widnia�a... willa jednorodzinna
Pewnego pustelnika...
Ca�kiem samotnie �y� tu starzec,
Chocia� krewniak�w mia� tyle...
Ale rodzina ta - mo�na rzec
Nie dziadka kocha�a, lecz will�...
Gdy kres si� zbli�a�, s�ab�o serce,
Niemoc przyku�a do ��ka,
Wezwa� pustelnik spadkobierc�-sierot�,
Biednego pastuszka:
- Za to �e� mi przynosi� wod�
�e� dba� w kot�owni o �ar,
Ten list zostawiam w nagrod�,
W nim - sekret, gdzie w lesie jest skarb.
Gdy tylko sprawi� mi poch�wek,
Ty, nic nie m�wi�c nikomu,
Wynajmij kilka ci�ar�wek,
Na stacji za� kilka wagon�w...
�z� otar� ch�opiec, list otworzy�,
Naj�wszy ludzi paru,
Ruszy� do lasu,
Gdzie nie musia�
U�ywa� zakl�� ni czar�w...
Przez miesi�c �adowali fury
I samochod�w wiele,
Wywo��c skarb
Z... makulatury
I z puszek,
I z butelek...
Fortun� ch�opak zbi�,
Nie zlicz�,
Ile jest wart maj�teczek,
Z tego, co w lesie wczasowicze
Na�wini� podczas wycieczek...
"Zabawy"
- Nie niszcz, synku, tego kwiatka,
Nie podpalaj kota �wieczk�...
- A bo co? - �achnie si� matka -
Nie wolno bawi� si� dziecku?
Widzicie!
Wszystko jej szkodzi!
Czego wtr�ca si�, idiotka!
Niech sobie pan urodzi!
Podu� sobie, synku, kotka...
- Po co tniesz �awk�? Dlaczego? -
Z boku gapi si� przechodzie�:
- Czego pani chce od niego?
I co to pani� obchodzi?
Jak ja by�em takim smykiem,
Cho� mnie ojciec �oi� pasem,
Te� kraja�em scyzorykiem...
I wyros�em z tego z czasem...
- Nie �am, ch�opcze, jarz�biny,
Nie bij m�odszego, bo s�abszy...
Dw�ch podesz�o, srogie miny:
- Czego czepia si� ten babsztyl?
Chce ch�opak bat z drzewka zrobi�,
Chce krew bratu spu�ci� z nosa,
A niech si� pobawi troch�...
Jego sprawa!
�mija!
Osa!
- Co to dzieje si� na �wiecie...
Czyta� pan? W prasie pisali
O takim, co �on�, dzieci
Pomordowa� i podpali�...
Jak to mo�e doj�� do tego?!
- Gdzie jeste�, synku? W kom�rce?
Patrz pan: syna mam mocnego,
R�czk� �eb ukr�ci� kurce!
"Zakazy"
Ledwie cz�owiek wychyli na �wiat bo�y
g��wk�,
By ujrze� �wiat�o dzienne
(albo - jarzeni�wk�...).
Ledwie si� z buteleczk�, ze smoczkiem
oswoi,
Patrzy,
A tu �wiat si� od zakaz�w roi:
Nie p�acz!
Nie kr�� si�!
Nie ssij du�ego palucha!
Nie brud� babci fartucha
(od tego - pielucha!)
Nie k�ad� r�czki na p�yt� roz�arzon� ...
I
Nie pchaj palca do nosa
Oraz mi�dzy drzwi!
Potem dalej b�dzie:
Nie rusz!
Zostaw!
Po��!
Nie czytaj po nocach!
Nie pal!
Nie cudzo��!
Nie wtr�caj si�!
Nie bierz zbytniego ryzyka!
Nie b�d� nigdy m�drzejszy od swego
zwierzchnika!
A gdy si� cz�ek obruszy przy �ycia
ostatku,
To te� jeszcze us�yszy:
"Nie marud�cie, dziadku!"
Krasicki Ignacy - ur. 3 II 1735 r. w
Dubiecku - poeta, prozaik, komediopisarz,
przedstawiciel polskiego o�wiecenia; autor
pierwszej powie�ci polskiej "Miko�aja
Do�wiadczy�skiego przypadki" (1776),
"Pana Podstolego"; poematy
heroikomiczne: "Myszeidos" (1775),
"Monachomachia" (1778),
"Antymonachomachia"; autor "Bajek i
przypowie�ci" (1779) i "Satyr"; zm. 14 III
"Cz�owiek i zwierz"
"Ko� g�upi". -"Nie ko�". - "Osie�". - "Nie
osie�, m�j bracie"
- "Kt�re� wi�c zwierz� od nich g�upsze
jeszcze znacie?"
- "Cz�owiek". - "A, ju� to nadto!" - "Nie
nadto, lecz ma�o,
Gdyby si� razem g�upstwo cz�owiecze
zebra�o,
Poszed�by w rodzaj muszl�w albo w�r�d
�limaki.
S�uchaj tylko cierpliwie: kt�ry� zwierz jest
taki,
I�by wiedz�c, co czyni�, nie czyni�, co
trzeba?
Zwierzom instynkt, nam, ludziom, rozum
da�y nieba,
Przecie� patrz�c, co czyniem my,
rozumem dumni,
Zda si�, �e ludzie g�upi, zwierz�ta
rozumni.
Sro�y si� lew nad sarn�, wi�c nagany
godny,
Ale dlaczego sro�y? Dlatego �e g�odny.
Skoro g��d uspokoi�, rzuca polowanie;
Wilk �ar�oczny, lis zdradny ustawne
czuwanie
Je�eli czyni�, musz� - tym sposobem �yj�.
Zgo�a we� ptaka, ryb�, zwierz�cia lub
�mij�,
Ka�de ma swoj� miar� i wed�ug niej
dzia�a,
Je�li im przymiot zdatny natura przyda�a,
Id� do tego celu, do kt�rego zmierza,
Zgo�a czym s� z potrzeby, s� z natury
zwierza.
Pan ich, cz�owiek, lecz g�upszy, lecz
gorszy nad s�ugi.
Nie nowina to w panach. Z ich zdatnej
us�ugi.
Korzysta, a niewdzi�czny, p�dzi wolne w
p�ta,
Dla niego sil� zdatno�� jarzmowe
zwierz�ta,
Dla niego w� pracuje, chlebem go uracza,
Wi�c, �e niby to m�drszy nad swego
oracza
Wywn�trza go i pasie, �eby si� spas� na
nim.
M�drcy! Chwalemy wierno��,
niewdzi�czno�ci ganim.
Kt� nad nas niewdzi�czniejszy? Lecz i to
przebacz�,
Tak chcia�o przyrodzenie; �cierwa
po�eracze,
Pasiem si� �upem zwierz�t, przynajmniej
by w mierze.
Insze niech por�wnanie cz�ek z zwierz�ty
bierze!
Gdzie takie, co rozmy�lnie samo si�
niewoli,
A sposobi�c swe barki ku jarzmu po woli,
W podobie�stwie s�awy szuka? Orze�, pan
nad ptaki,
Lecz czy go ptak�w innych rodzaj
wieloraki
Pod�ym czci uni�eniem? Wspania�y,
ochotny,
Wy�ej jeszcze nad niego buja sok� lotny,
Ani si� zwraca z p�du na straszne
odg�osy.
Nie powaga, lecz dzielno�� wzbija pod
niebiosy.
Cz�owiek, wyb�r natury, �wiata
prawodawca,
Cz�owiek, praw stanowiciel, a
przest�pstwa sprawca,
Sam �amie obowi�zki, co wznawia i kleci.
Kt�ra� lwica j�cza�a na niewdzi�czne
dzieci?
Kt�ry� �ubr �ubra zdradzi�? W
przychylnej postaci
Zm�wili� si� na wilka wilcy koligaci?
Tru��e dokt�r lis lisa? Gdy sprzeczka
zm�wiona,
Bra��e jastrz�b jastrz�bia w sprawie za
patrona?
I �eby z nieprawego korzysta� narz�dzia,
Dla zysku kruk krukowi sta��e si� z�y
s�dzia?
Towarzystwa przyk�adzie, pracowite
pszczo�y!
Wpo�r�d waszych zabieg�w i skrz�tnej
mozo�y,
Kt�ra�, chocia� ma por� dokazania
snadnie,
Mi�d z prac� od s�siadki zbierany
ukradnie?
Nasz to tylko przywilej, wi�c b�d�my nim
dumni.
Zwierz�ta z�e i g�upie, my dobrzy,
rozumni.
O, gdyby mog�y m�wi�, tak jak my�le�
mog�,
Wstydem, ha�b� okryci, sromot� i trwog�,
C� by�my us�yszeli? Wzgard� i nauki.
Ko�, od nas zniewolony t�gimi munsztuki,
Ko�, co nam n�g po�ycza, jakby�my nie
mieli,
Ko�, na kt�rego grzbiecie, zuchwali i
�mieli,
�cigamy inne zwierza albo nam
podobnych -
Ten ko�, lubo nie w s�owach wdzi�cznych
i ozdobnych,
Jakich zwykli�my za�y�, gdy omami�
chcemy,
Rzek�by z prosta: Wy mocni, a my was
nosiemy?
Rzek�by w�: Ja chleb daj�, wprz�ony do
p�uga,
C� zyskam? �mier� okrutn� - istotna
przys�uga.
Kt� z was ma na nas wzgl�dy? Kto o nas
pami�ta?
Rzek�yby na rze� dane owce i bydl�ta.
�w pies, zn�dznia�y wiekiem, le��cy u
p�ota,
�w str�, s�uga, przyjaciel, kt�rego ochota
Tyle ci zysk�w nios�a, wierny a niep�atny,
Wiekiem, prac�, bliznami do us�ug
niezdatny,
Niewdzi�czno�ci ofiara w okropnej
zaciszy,
Wsp�martwy, jeszcze czuje, gdy g�os
pana s�yszy,
S�yszy n�dzny i czuje; nie czuje, co wo�a.
Jak ma czu� taki, kt�ry bez serca, bez
czo�a,
Sam siebie czyni�c celem wyuzdanych
ch�ci,
Statek, wierno��, us�ug� wyrzuci� z
pami�ci?
Nie na to tyle dar�w natura nam da�a.
Duma w pr�nych zap�dach nieczu�a,
zuchwa�a,
Kryje b��d pod postaci�, kt�r� jej dajemy;
Na c� przymiot czu�o�ci, je�li nie
czujemy?
Na �wiat�o rozumu, je�li ciemno�� mi�a?
Czy� si� dzielno�� natury w darach
wysili�a?
Nie blu��my, zbyt zuchwali, tego, co j�
nada�.
Nasz wyst�pek przymioty szacowne
postrada�.
Ten si�gn�� ku bydl�tom. Nie bajk� wiek
z�oty.
By� on, b�dzie, jest mo�e, gdzie siedlisko
cnoty.
W naszej mocy �wiat r�wnym
uszcz�liwi� wiekiem.
Niechaj cz�owiek pami�ta na to, �e
cz�owiekiem,
Wzniesie si� nad zwierz�ta lotem siebie
godnym.
Niegdy� m�drzec ponury pi�rem zbyt
swobodnym,
W z�ej sprawie sam patronem zostawszy i
s�dzi�,
Zap�dza� cz�eka w lasy i chcia� pa��
�o��dzi�.
Znalaz� uczni�w; kt�ry� b��d nie
znachodzi� ucznie?
Omamia� wdzi�kiem pisma do�� dzielnie
i sztucznie,
Nowo�� by�a pon�t�, a wdzi�kiem
zuchwa�o��.
Nie na tym si� zasadza cz�eka
doskona�o��,
Towarzystwo cel jego, do niego
stworzony,
Rodzice, dzieci, bracia i m�e i �ony.
�wi�te w�z�y natury, kt�re nasz b��d
targa,
B��d zuchwa�y, p��d jego blu�nierstwo i
skarga,
Odg�os �lepoty, g�upstwa, dumy,
niewdzi�czno�ci,
Cz�owiek w �cis�ym obr�bie nadanej
istno�ci,
W �cis�ym, lecz przyzwoitym przez
zrz�dzenie bo�e,
Chc�c mie� wi�cej, ni� zdo�a, mniej ma,
ni� mie� mo�e.
St�d rozpacz, a w uporze ��dza zbyt
zaci�ta,
Chc�c wznie�� cz�eka nad cz�eka, zni�a
pod bydl�ta.
Stw�rca rzeczy cel dzie�u swojemu
po�o�y�
I cho� go w niezliczonych rodzajach
pomno�y�,
Ka�demu nada� istno��, da� istno�ciom
dary,
Darom dzielno��, dzielno�ciom przymioty
i miary.
Tych si� trzyma� - nasz podzia�, bra�
korzy�� - staranie,
Powinno�� - zna� szacunek i by�
wdzi�cznym za nie."
"Pie�� Pi�ta" z tomu "Monachomachia"
I �miech niekiedy mo�e by� nauk�,
Kiedy si� z przywar, nie z os�b natrz�sa;
I �art dowcipn� przyprawiony sztuk�
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie k�sa;
I krytyk zda si�, kiedy nie z przynuk�,
Bez ��ci �aje, przystojnie si� d�sa.
Szanujmy m�drych, przyk�adnych,
chwalebnych,
�miejmy si� z g�upich, cho� i
przewielebnych.
Wpada Hijacynt, nowa posta� rzeczy!
Miejsce dysputy zasta� placem wojny.
Jeden drugiego rani i kaleczy,
Wzi�� w �eb od razu nasz rycerz spokojny.
Widzi, �e skromno�� ju� nie ubezpieczy,
Wi�c, dzielny w m�stwie, w oddawaniu
hojny,
Jak si� zawin�� i z boku, i z g�ry,
Za jednym razem urwa� dwa kaptury.
Lec� sanda�y i trepki, i pasy,
Wrzawa powszechna przera�a i g�uszy.
Zdr�twia� Hijacynt na takie ha�asy,
Chcia�by unikn�� bitwy z ca�ej duszy,
Wi�c przeklinaj�c nieszcz�liwe czasy
Reszt� kaptura nasadzi� na uszy,
Ju� si� wymyka�... wtem kuflem od wina
Leg� z s�awnej r�ki ojca Zefiryna.
Rykn�� Gaudenty jak lew rozjuszony,
Gdy Hijacynta na ziemi obaczy�;
Now� wi�c z�o�ci� z nag�a zapalony,
�adnemu z ojc�w, z braci nie przebaczy�.
Pad� i mecenas, z krzes�em wywr�cony,
Definitora za kaptur zahaczy�,
�ukasz, raniony, zwin�� si� w trzy k��by,
Straci� Kleofasz ostatnie trzy z�by.
Coraz si� mno�� i krzyki, i wrzaski,
Ha�as powstaje i wrzawa a� zgroza.
Ojciec Remigi, s��nisty, a p�aski
U�ywa �wawo zgrzebnego powroza;
Wzi�� w �eb Kapistran obr�czem od faski,
Dydak p�garncem rani� Symforoza,
Skacze Regalat do ocz�w jak �mija,
Longin si� z ro�nem walecznie uwija.
Ju� by� wyciska� talerze i szklanki,
P�k�y i kufle na �bach hartowanych,
Porwa� natychmiast ksi�g� zza firanki:
Wojsko afekt�w zarekrutowanych.
Ni� si� zak�ada, p�dzi poza szranki
Rycerz�w d�ug� bitw� zmordowanych.
Tak niegdy� s�awny mocarz Palestyny
O�l� paszcz�k� gromi� Filistyn.
Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu,
Widzi w tryumfie syna Dominika,
Wyje�d�a na harc i wpada, w�r�d wielu
Godnego siebie szuka� przeciwnika.
Rafa� z nim obok: "Ratuj, przyjacielu !" -
Rzek�. Seraficzna w tym punkcie kronika
Pad�a na� z g�ry; leg� i r�k� kiwn��,
Dwa razy j�kn��, cztery razy ziewn��.
Zap�aka� Rafa�, a m�dry po szkodzie,
Wtenczas b��d pozna�, �e wr�kom nie
wierzy�,
Dotrzyma� jednak kroku na odwodzie,
A gdy Gaudenty na niego si� mierzy�,
Zmok�ym kropid�em w po�wi�conej
wodzie.
Oczy mu zala�, trzonkiem w �eb uderzy�.
Nie spodziewaj�c si� takowej wanny
Stan�� Gaudenty, zmoczony i ranny.
Otrz�s� si� wkr�tce, a nabrawszy duchu,
W dw�jnas�b czyny heroiczne mno�y�.
Ojcze Barnabo! lepiej by�o w puchu,
Po co� szed� w wojn�, po co� si� �le
z�o�y�?
I ty, Pafnucy, leg�e� w tym rozruchu,
I ty, Gerwazy, s�usznie� si� zatrwo�y�.
Nikt go nie wstrzyma w zem�cie
przedsi�wzi�tej.
Na wasz� zgub� odetchn�� Gaudenty.
Tak gdy z wierzcho�ka Alp�w
niebotycznych
Ma�y si� strumyk s�cz�c wydob�dzie,
Wzmaga si� coraz w spadaniach
rozlicznych,
Ju� brzeg podrywa, ju� go s�ycha�
wsz�dzie,
Echo szum mno�y w ska�ach okoliczych,
Staje si� rzek�, a w gwa�townym p�dzie
Pieni si�, huczy i z�yma w ba�wany,
Tym sro�szy w biegu, im d�u�ej
wstrzymany.
Wojna powszechna! Jak zabie�e� z�emu,
W k�cie z proboszczem wicesgerent radz�,
A chc�c us�u�y� dobru powszechnemu,
Doktora tam�e do siebie prowadz�.
Ka�dy z nich daje zdanie po swojemu.
Pra�at, gdy postrzeg�, �e si� darmo wadz�,
Bior�c wzg��bsz rzeczy przez sw�j wielki
rozum,
Rozkaza� przynie�� vitrum gloriosum.
Co niegdy� w Troi by� pos�g Pallady,
Co w Rzymie wieczne westalskie ognisk,
Tym by� ten puchar, czczony przez
pradziady,
Staro�ytno�ci wdzi�czne widowisko.
Wyj�to ze czci� z najpierwszej szuflady;
Przytomni zatem sk�onili si� nisko
I t� wieczystej za�og� rozkoszy
W obydwie r�ce wzi�� ksi�dz podkustoszy.
Kt� ci� nad niego m�g� lepiej piastowa�,
Zacny pucharze? kto nosi� dostojnie ?
On jeden z tob� umia� dokazowa�,
On godzien d�wiga� w pokoju i w wojnie.
Szli dalej, �eby ten skarb uszanowa�,
Dzwonnik z szafarzem, ubrani przystojnie,
I Krzysztof-tr�bacz, co w post i
Wielkanoc
Z ko�cielnej wie�y tr�bi� na dobranoc.
Ju� si� zbli�aj� ku miejscu strasznemu,
Gdzie si� zwa�nione mnichy potykaj�.
Czyni� plac wszyscy dzbanu powa�nemu
Wszyscy ciekawie skutku wygl�daj�.
M�ny nosiciel - jednak po staremu
My�li trwo�liwe pokoju nie daj�;
Umys� wspania�y pod�ej trwodze przeczy,
Orze�wia dobro pospolitej rzeczy.
Ju� s� u furty... ta stoi otworem...
Z�y znak! w tym punkcie z daleka
postrzegli,
Jako mecenas, pra�at wraz z doktorem
Na przywitanie szybkim krokiem biegli
I �eby z zwyk�ym wprowadzi� honorem,
Niekt�rych ojc�w i braci przestrzegli.
Wchodzi szcz�liwie puchar mi�dzy braty,
Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
"Pija�stwo"
"Sk�d idziesz?" - "Ledwo chodz�." -
"S�aby�?" - "I jak jeszcze.
Wszak wiesz, �e si� ja nigdy zbytecznie
nie pieszcz�,
Ale mi zbyt dokucza b�l g�owy okrutny."
- "Pewnie� wczoraj by� wes�, dlatego�
dzi� smutny.
Przejdzie b�l, powiedz�e mi, prosz�, jak
to by�o?
Po smacznym, m�wi�, k�sku i wod� pi�
mi�o."
- "Oj, niemi�o, m�j bracie! Bogdaj z tym
przys�owiem
Przepad�, co go wymy�li�. Jak by�o,
opowiem.
Upi�em si� onegdaj dla imienin �ony.
Nie �al mi tego by�o. Dzie� ten
obchodzony
Musia� by� uroczy�cie. Dobrego s�siada
Nie�le czasem podpoi�; jejmo�� by�a rada,
Wina mieli�my dosy�, a �e dobre by�o,
Cieszyli�my si� pi�knie i nie�le si� pi�o.
Trwa�a uczta do �witu. W po�udnie si�
budz�,
Ci��y g�owa jak o��w, krztusz� si� i
nudz�.
Jejmo�� radzi herbat�, lecz to trunek
mdl�cy.
Jako� ko�o apteczki przeszed�em
niechc�cy,
Hany�ek mnie zalecia�, troch� nie
zawadzi.
Napi�em si� wi�c troch�, aczej* to
poradzi:
Nudno przecie. Ja znowu, ju� mi ra�niej
by�o,
Wtem dw�ch z uczty wczorajszej
kompan�w przyby�o.
Jak�e nie pocz�stowa�, gdy kto w dom
przychodzi?
Jak cz�stowa�, a nie pi�? I to si� nie
godzi.
Wi�c ja znowu do w�dki, wypi�em
niechc�cy:
Omne trinum perfectum, cho� trunek
gor�cy
Dobry jest na �o��dek. Jako� w punkcie
zdrowy,
Usta�y i nudno�ci, usta� i b�l g�owy.
Zdr�w i wes� wychodz� z moimi
kompany:
W tym obiad zastali�my ju�
przygotowany.
Siadamy. Chwali trze�wo�� pan J�drzej,
my za nim,
Bogdaj to wstrzemi�liwo��, pijatyk�
ganim,
A tymczasem butelka nietykana stoi.
Pan Wojciech, co si� bardzo niestrawno�ci
boi,
Po szynce, co�my jedli, troch� wina radzi:
Kieliszek jeden, drugi zdrowiu nie
zawadzi,
A zw�aszcza kiedy wino wytrawione,
czyste,
Przestajem na takowe prawdy oczywiste.
Id� zatem dyskursa tonem statystycznym
O mi�o�ci ojczyzny, o dobru publicznym,
O wspania�ych projektach, m�nym
animuszu,
Kopiem g�ry dla srebra i z�ota w Olkuszu,
Odbieramy Inflanty i pa�stwa multa�skie,
Liczemy owe lumy neapolita�skie,
Reformujemy pa�stwo, wojny nowe
zwodzim,
Tych bijem wst�pnym bojem, z tamtymi
si� godzim -
A butelka nieznacznie jako� si� wysusza.
Przysz�a druga; a gdy nas �arliwo��
porusza,
Pe�ni pociech, �e wszyscy przeciwnicy
legli,
Trzeciej, czwartej i pi�tej ani�my
postrzegli.
Posz�a sz�sta i si�dma, za nimi dziesi�ta.
Na�wczas, gdy nas mi�o�� ojczyzny
zaprz�ta,
Pan J�drzej, przypomniawszy ��rawi�skie
kl�ski,
Nu� w p�acz nad kr�lem Janem. "Kr�l Jan
by� zwyci�ski!
- Krzyczy Wojciech. - Nieprawda!" A pan
J�drzej p�acze.
Ja gdy ich chc� pogodzi� i rzeczy
t�umacz�,
Pan Wojciech mi przym�wi�: "S�yszysz
wa��" - mi rzecze.
"Jak to wa��! Naucz� ci� rozumu,
cz�owiecze."
On do mnie, ja do niego, rwiemy si�
zajadli,
Trzyma J�drzej, na wrzaski s�u��cy
przypadli;
Nie wiem, jak tam sko�czyli zwad� nasz�
wielk�,
Ale to wiem i czuj�, �em wzi�� w �eb
butelk�.
Bogdaj w piek�o przepad�o obrzyd�e
pija�stwo!
C� w nim? Tylko niezdrowie, zwady,
grubija�stwo.
Oto profit: nudno�ci i guzy, i plastry."
- "Dobrze m�wisz, pod�ej to zabawa
ha�astry,
Brzydzi si� nim cz�ek prawy, jako rzecz�
spro�n�.
Z niego zwady, obmowy nieprzystojne
rosn�,
Pami�� si� przez nie traci, rozumu u�ycie,
Zdrowie si� nadwyr�a i ukraca �ycie.
Patrz na cz�eka, kt�rego uj�a moc trunku,
Cz�owiekiem jest z pozoru, lecz w
zwierz�t gatunku
Godzien si� mie�ci�, kiedy rozs�dek zaleje
I w kontr naturze posta� bydl�c�
przywdzieje.
Je�li niebios zdarzenie wino ludziom da�o
Na to, aby u�yciem swoim orze�wia�o,
U�ycie dar�w bo�ych powinno by� w
mierze.
Zawstydza pijanice nierozumne zwierz�,
Pot�piaj� bydl�ta niewstrzyma�o�� nasz�,
Trunkiem wed�ug potrzeby gdy pragnienie
gasz�,
Nie bior� nad potrzeb�. Cz�ek, co nimi
gardzi,
Gorzej od nich gdy dzia�a, podlejszy tym
bardziej.
Mniejsza guzy i plastry, to zap�ata
zbrodni.
Wi�kszej kary, obelgi takowi s� godni,
Co w dzikim za�lepieniu wyst�pni i
zdro�ni,
Rozum, kt�ry cz�owieka od bydl�cia r�ni,
�mi� za lada przyczyn� przyt�pia� lub
traci�.
Jaki� zysk tak� szkod� potrafi zap�aci�?
Jaka korzy�� tak wielk� utrat� nadgrodzi?
Z�a to rado��, m�j bracie, po kt�rej �al
chodzi.
Ci, co si� na takowe nie udaj� zbytki,
Patrz, jakie swej trze�wo�ci odnosz�
po�ytki:
Zdrowie czerstwe, my�l u nich weso�a i
wolna,
Moc i ra�no�� niezwyk�a i do pracy
zdolna,
Maj�tno�� w dobrym stanie, gospodarstwo
rz�dne,
Dostatek na wydatki potrzebne, rozs�dne.
Te s� wstrzemi�liwo�ci zaszczyty,
pobudki,
Te s�. - "B�d� zdr�w!" - "Gdzie� idziesz?"
-"Napij� si� w�dki."
* (aczej - a mo�e, nu�)
Mro�ek S�awomir - ur. 26 VI 1930 r. w
Borz�cinie; dramatopisarz, prozaik,
satyryk; debiutowa� 1950 reporta�em
"M�ode miasto"; wsp�pracowa� z
eksperymentalnym teatrem "Bim-Bom" w
Gda�sku; najbardziej znane utwory:
"M�cze�stwo Piotra Oheya", "Indyk",
"Wesele w Atomicach", "S�o�"; jest tak�e
autorem scenariuszy filmowych: "Wyspa
r�", "Amor";
"S�o�"
Kierownik ogrodu zoologicznego okaza�
si� karierowiczem. Zwierz�ta traktowa�
tylko jako szczebel do wybicia.
Nie dba� tak�e o nale�yt� rol� swojej
plac�wki w wychowaniu m�odzie�y.
�yrafa w jego ogrodzie mia�a kr�tk�
szyj�, borsuk nie posiada� nawet swojej
nory, �wistaki zoboj�tnia�e na wszystko,
�wista�y nadmiernie rzadko i jakby
niech�tnie. Niedoci�gni�cia te nie powinny
mie� miejsca, tym bardziej �e ogr�d
bywa� cz�sto odwiedzany przez wycieczki
szkolne.
By� to ogr�d prowincjonalny, brakowa�o
w nim kilku podstawowych zwierz�t,
mi�dzy innymi s�onia. Usi�owano go na
razie zast�pi�, hoduj�c trzy tysi�ce
kr�lik�w. Jednak w miar� jak rozwija� si�
nasz kraj - planowo uzupe�niano braki.
Wreszcie przysz�a kolej i na s�onia. Z
okazji 22 Lipca ogr�d otrzyma�
zawiadomienie, �e przydzia� s�onia zosta�
ostatecznie za�atwiony. Pracownicy
ogrodu, szczerze oddani sprawie, ucieszyli
si�. Tym wi�ksze by�o ich zdziwienie,
kiedy dowiedzieli si�, �e dyrektor napisa�
do Warszawy memoria�, w kt�rym zrzeka�
si� przydzia�u i przedstawi� plan uzyskania
s�onia sposobem gospodarczym. "Ja i ca�a
za�oga" - pisa� - "zdajemy sobie spraw�,
�e s�o� jest wielkim ci�arem na barkach
polskiego g�rnika i hutnika. Pragn�c
obni�y� koszty w�asne, proponuj� zast�pi�
s�onia wymienionego w odno�nym pi�mie
- s�oniem w�asnym. Mo�emy wykona�
s�onia z gumy, w odpowiedniej wielko�ci,
nape�ni� go powietrzem i wstawi� za
ogrodzenie. Starannie pomalowany, nie
b�dzie si� odr�nia� od prawdziwego,
nawet przy bli�szych ogl�dzinach.
Pami�tajmy, �e s�o� jest zwierz�ciem
oci�a�ym, nie wykonuje wi�c �adnych
skok�w, bieg�w i nie tarza si�. Na
ogrodzeniu umie�cimy tabliczk�
wyja�niaj�c�, �e jest to s�o� szczeg�lnie
oci�a�y. Pieni�dze zaoszcz�dzone w ten
spos�b mo�emy obr�ci� na budow�
nowego odrzutowca albo konserwacj�
zabytk�w ko�cielnych. Prosz� zwr�ci�
uwag�, �e zar�wno inicjatywa, jak i
opracowanie projektu jest moim
skromnym wk�adem we wsp�ln� prac� i
walk�. Pozostaj� uni�enie" - i podpis.
Widocznie memoria� trafi� do r�k
bezdusznego urz�dnika, kt�ry
biurokratycznie traktowa� swoje obowi�zki
i nie wnikn�� w istot� sprawy, ale kieruj�c
si� tylko wytycznymi w zakresie obni�ki
koszt�w w�asnych zaakceptowa� ten plan.
Otrzymawszy odpowied� zezwalaj�c�,
dyrektor ogrodu zoologicznego poleci�
wykona� ogromn� pow�ok� z gumy, kt�r�
nast�pnie wype�ni� miano powietrzem.
Mieli dokona� tego dwaj wo�ni przez
nadmuchiwanie pow�oki z dw�ch
przeciwnych ko�c�w. Aby rzecz utrzyma�
w dyskrecji, ca�a praca musia�a by�
uko�czona w ci�gu nocy. Mieszka�cy
miasta dowiedzieli si� ju�, �e ma przyby�
prawdziwy s�o� i chcieli go zobaczy�.
Poza tym dyrektor nagli�, poniewa�
spodziewa� si� premii, o ile jego pomys�
zostanie uwie�czony powodzeniem.
Zamkn�li si� w szopie, w ktorej
urz�dzony by� podr�czny warsztat i zacz�li
nadmuchiwanie. Jednak po dw�ch
godzinach wysi�ku stwierdzili, �e szara
pow�oka tylko nieznacznie unios�a si� nad
pod�og�, tworz�c bulwiasty sp�aszczony
kszta�t, w niczym nie przypominaj�cy
s�onia. Noc post�powa�a, g�osy ludzkie
uciszy�y si�, jedynie z ogrodu dolatywa�o
wo�anie szakala. Zm�czeni, przerwali na
chwil� pilnuj�c, �eby powietrze ju�
nadmuchane nie uciek�o. Byli to starsi
ludzie, nie przyzwyczajeni do takiej
roboty. - Jak tak dalej p�jdzie, sko�czymy
dopiero rano - rzek� jeden z nich. Co ja
powiem �onie, kiedy wr�c� do domu? Nie
uwierzy mi przecie�, je�eli jej powiem, �e
przez ca�� noc nadmuchiwa�em s�onia. -
Rzeczywi�cie - zgodzi� si� drugi. - S�onie
nadmuchuje si� rzadko. Wszystko przez
to, �e nasz dyrektor jest lewak.
Po dalszej p�godzinie poczuli si�
zm�czeni. Kad�ub s�onia powi�kszy� si�,
ale daleko by�o mu jeszcze do pe�nych
kszta�t�w.
- Coraz ci�ej idzie - stwierdzi� pierwszy.
- W samej rzeczy - przytakn�� drugi. - Jak
po grudzie. Odpocznijmy troch�.
Kiedy odpoczywali, jeden z nich zauwa�y�
kurek gazowy, wystaj�cy ze �ciany.
Pomy�la�, czy nie da�oby si� wype�ni�
s�onia do reszty gazem - zamiast
powietrzem.
Powiedzia� o tym koledze.
Postanowili zrobi� pr�b�. Za��czyli kurek
do s�onia i ku ich uradowaniu ju� po
kr�tkiej chwili na �rodku szopy stan�o
zwierz� w ca�ej wysoko�ci. By�o jak
�ywe. Zwalisty tu��w, s�upiaste nogi,
wielkie uszy i nieod��czna tr�ba. Dyrektor,
nie zmuszany ju� do liczenia si� z
�adnymi wzgl�dami, a powodowany
ambicj� posiadania w swoim ogrodzie
okaza�ego s�onia - postara� si�, �eby model
by� bardzo du�y.
- Pierwszorz�dny o�wiadczy� ten, kt�ry
wpad� na pomys� z gazem. - Mo�emy i��
do domu.
Rankiem przeniesiono s�onia do umy�lnie
urz�dzonego dla� wybiegu, w centralnym
punkcie, ko�o klatki z ma�pami. Ustawiony
na tle naturalnej ska�y, wygl�da� gro�nie.
Przed nim umieszczono tablic�:
"Szczeg�lnie oci�a�y - wog�le nie biega."
Jednymi z pierwszych go�ci tego dnia byli
uczniowie miejscowej szko�y,
przyprowadzeni przez nauczyciela.
Nauczyciel zamierza� przeprowadzi� lekcj�
o s�oniu w spos�b pogl�dowy. Zatrzyma�
ca�� grup� przed s�oniem i zacz�� wyk�ad:
- ... S�o� jest ro�lino�erny. Za pomoc�
tr�by wyrywa m�ode drzewka i objada je
z li�ci.
Uczniowie skupieni przed s�oniem ogl�dali
go pe�ni podziwu. Czekali, �eby s�o�
wyrwa� jakie� drzewko, ale on tkwi� za
ogrodzeniem bez ruchu.
- ... S�o� pochodzi w prostej linii od
zaginionych ju� dzisiaj mamut�w. Nic
wi�c dziwnego, �e jest najwi�kszym z
�yj�cych zwierz�t l�dowych.
Pilniejsi uczniowie notowali.
- ... Tylko wieloryb jest ci�szy od s�onia,
ale ten �yje w morzu. Mo�emy wi�c
�mia�o powiedzie�, �e kr�lem puszczy jest
s�o�.
Przez ogr�d powia� lekki wiatr.
- ... Waga doros�ego s�onia waha si� od
czterech do sze�ciu tysi�cy kilogram�w.
Wtem s�o� drgn�� i uni�s� si� w
powietrze. Przez chwil� ko�ysa� si� tu�
nad ziemi�, ale podtrzymany wiatrem
ruszy� do g�ry i ukaza� ca�� sw� pot�n�
posta� na tle b��kitu. Jeszcze chwila i
mkn�c coraz wy�ej zwr�ci� si� ku
patrz�cym z do�u czterema kr��kami
rozstawionych st�p, p�katym brzuchem i
koniuszkiem tr�by. Potem, niesiony przez
wiatr poziomo, po�eglowa� ponad
ogrodzenie i znikn�� wysoko za
wierzcho�kami drzew. Os�upia�e ma�py
patrzy�y w niebo.
S�onia znaleziono w pobliskim ogrodzie
botanicznym, gdzie spadaj�c nadzia� si� na
kaktus i p�k�.
A uczniowie, kt�rzy wtedy byli w
ogrodzie zoologicznym, opu�cili si� w
nauce i stali si� chuliganami. Podobno pij�
w�dk� i t�uk� szyby. W s�onie nie wierz�
w og�le.
"Wesele w Atomicach"
Hej, wysoko ci u nas technika stan�a,
wysoko...
Pan m�ody mia� pod lasem niez�y kawa�
laboratorium i co� ze dwa reaktory wedle
cesarskiego go�ci�ca, za� w samym
obej�ciu niedu�y, ale schludny zak�ad
chemicznej syntezy. Pannie m�odej ojciec
dawa� w posagu ca�� si�owni�, w dobrym
punkcie, w samym �rodku wsi, przy
ko�ciele. A do tego mia�a w malowanym
kufrze chyba ze sze�� patent�w z
dziedziny biochemii. Nic dziwnego, �e
m�odzi byli dobrani i rodzice obojga wnet
si� na ma��e�stwo zgodzili. I og�oszono w
Atomicach wesele.
Akurat-�em walcowa� blach� na zimno,
jak brat panny m�odej przyszed� na wesele
mnie zaprasza�. By� ci to postawny
uczony, kolega m�j jeszcze z katedry.
Boga pochwali�, bose nogi na s�omiance
wytar� i na zydlu przysiad�.
Troch� trudno nam by�o rozmawia�, bo
tego roku odrzutowce szczeg�lnie jako�
licznie si� zlecia�y i pola startowe za
stodo�� sobie uwi�y, coraz te� kt�ry� w
powietrze wzlatywa� i g�o�nym
�wiergotem swoim s�owa nasze t�umi�.
- Ano, wydajemy j� za m�� - westchn��
go��. - Ino �eby awantury jakiej na weselu
nie by�o - doda� strapiony.
- Co by mia�a by� odpowiedzia�em. -
Przecie to jest wesele pokoju, no nie?
Posiedzieli�my jeszcze z kwadrans,
popatrzyli, jak dzieci wracaj� drog� z
uniwersytetu, jak stary J�zwa zwozi do
stodo�y paliwo, a potem po�egna� si� i
poszed�.
Nadszed� dzie� wesela. Troch�
niepor�cznie wypad�o, bo akurat w tym
czasie zacz�li u nas przekszta�ca�
przyrod�. To co by�o zalesione,
ucywilizowano, ale za to zmeliorowano,
za� pustynie zalesiono. Rzek� zawr�cono,
�eby p�yn�a w drug� stron�. W zwi�zku
z tym droga do ko�cio�a wypad�a nieco
dalej, za� u mnie na podworku powsta�a
wielka tama o powa�nym znaczeniu
gospodarczym, tak �e drzwi si� ca�kiem
nie odmyka�y i z trudno�ci� mo�na by�o
wyj�� z domu.
Kiedym na miejsce przyszed�, akurat
zaczyna�y si� oczepiny. Druhny �piewa�y:
Jak ci� b�d� czepi�,
spojrzyj do powa�y,
�eby twoje dzieci
czarne oczka mia�y.
Potem zrobi�y jej elektroliz� i
wyprowadzi�y do komory ci�nie�.
Tymczasem go�ci przybywa�o. Wszyscy
byli w ludowych termo