5469

Szczegóły
Tytuł 5469
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5469 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5469 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5469 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wyb�r satyr opracowa�a: Ma�gorzata Ryl Wst�p Satyra jest bardzo starym gatunkiem literackim, kt�rego pocz�tki si�gaj� czas�w staro�ytnych (Horacy "Juvenalis"). Sta�a si� szczeg�lnie popularna w XVIII w. w literaturze polskiego o�wiecenia, reprezentowana przede wszystkim przez Krasickiego, kt�rego niekt�re utwory nie spos�b by�o nie umie�ci� w tym zbiorku. Satyra pos�uguje si� �miechem, kpin�, ironi�, paszkwilem, parodi�, karykatur�, absurdem itd.. Gani ludzkie wady, przes�dy, stereotypy, mity konwencji, szablony tw�rczo�ci literackiej etc. Gatunek ten staje si� �ywotny w czasie decyduj�cych przemian spo�eczno- obyczajowych i politycznych. Wsp�czesna satyra zwi�zana jest przede wszystkim z estrad� i kabaretem, pismami satyrycznymi. Ostatnie przemiany w Polsce zaowocowa�y mn�stwem satyr. W tej antologii zaj�y najcz�ciej abstrakcyjne, maj�ce za przedmiot ponadczasowe, uniwersalne, cechy ludzkie. Nie atakuj� one cz�owieka, lecz jego przywary, wady, najcz�ciej g�upot�, pija�stwo itd.. Niech te utwory pomog� nam dostrzec nie tylko wady innych ludzi, ale i swoje w�asne! Motto: "I �miech niekiedy mo�e by� nauk� Kiedy si� z przywar, nie z os�b natrz�sa I �art dowcipn� przyprawiony sztuk� Zbawienny, kiedy szczypie, nie k�sa !" I. Krasicki "Monachomachia" opracowa�a: Ma�gorzata Ryl Ga�czy�ski Konstanty-Ildefons - ur 23 I poetycka powie�� "Porfirion Osie�ek czyli Klub �wi�tokradc�w"; poematy: "Koniec �wiata" (1929), "Bal u Salomona" (1931), "Ludowa zabawa" (1934); okres przedwojenny Ga�czy�ski zamkn�� cyklem "Noctes Aninenses"; po wojnie trzy wybory wierszy wydane 1946 r. (w Polsce, Rzymie, Hanowerze); zbi�r "Zaczarowana doro�ka" (1948); w 1945 rozpocz�� cykl "Zielona g�" (groteska); utwory dotycz�ce roli sztuki: "Niobe" (1952), "Wit Stwosz" (1952); swoistym testamentem jest cykl 10 "Pie�ni"; d�u�sze utwory satyryczne: poemat: "Chryzostoma Bulwiecia podr� do Ciemnogrodu" (1954), farsa: "Babcia i wnuczek, czyli Noc cud�w" (1955) i in. - zm. 6 XII 1953 r. "Satyra na bo�� kr�wk�" Po choler� toto �yje? Trudno powiedzie� czy ma szyj�, a bez szyi komu si� przyda? Pachnie toto jak dno beczki, jakie� n�ki, jakie� kropeczki - ohyda. Cz�owiek zaj�ty nies�ychanie, a toto, prosz�, lezie po �cianie i rozprasza uwag� cz�owieka; bo cz�owiek chcia�by si� skoncentrowa�, a ot, bo�� kr�wk� obserwowa� musi, a czas ucieka. A secundo, szanowni panowie, Jakim prawem w zimie na �cianie?! Co innego latem, gdy kwitnie og�rek! Bo latem to co innego: ka�dy owad mo�e tentego i w og�le. Wi�c upraszam entomolog�w, czyli badacz�w owadzich nog�w, by si� na t� spraw� rzucili z sza�em. I w�a�nie dlatego w Szczecinie, gdzie mi czas pracowicie p�ynie, satyr� na bo�� kr�wk� napisa�em. "Strasna zaba" wiersz dla sepleni�cych Pewna pani na Marsa�kowskiej kupowa�a synk� z groskiem w towazystwie swego m�za, ponurego draba; wychodz� ze sklepu, pani w sloch, w ksyk i w lament: - M�zu, och, och, popats, popats, jaka strasna zaba! M�z by� wyzsy uz�dnik, psetar� mg�� w okulaze m�wi: - Zecywi�cie co� skace po trotuaze! cy to zaba, cytez nie, w kazdym razie ja tym zainteresuj� si�; zaraz zadzwoni� do Ces�awa, a Ces�aw niech zadzwoni do Symona - nie wypada, zeby Warsawa by�a na "takie co�" narazona. Dzwonili, dzwonili i po tsech latach Wrescie schwytano zab� ko�o Nowego �wiata; a zeby sprawa zaby nie odes�a w mglisto��, uz�dzono historycn� urocysto��; ustawiono trybuny, sp�dzono t�umy, "Stselc�w" i "Federast�w" - s�owem, ca�e miasto. Potem na trybun� wes�a Wysoka Figura i kiedy odgzmia�y wsystkie "hurra", Wysoka Figura zece tak: - Wsp�lnym wysi�kiem z�du i spo�ece�stwa pozbyli�my si� zabiego bezece�stwa - panowie, do g�ry g�owy i syje! A spo�ece�stwo: - Zecywi�cie, dobze, ze t� zab� z�apali�cie, wsyscy pseto zawo�ajmy: "Niech zyje!" Hemar Marian - w�a�ciwie M. Hescheles - ur. 6 IV 1901 r. we Lwowie; poeta, komediopisarz, satyryk; zwi�zany z tw�rczo�ci� kabaretow� Lwowa, kierownik spo�ecznych teatr�w rewiowych, wsp�tw�rca szopek politycznych, autor piosenkarskich przeboj�w, tekst�w rewiowych; zbiory poezji: "Dwie Ziemie �wi�te", "Im dalej w las", "Chlib Kulikowski", "Wiersze Staro�wieckie"; uprawia� aktualn� satyr� polityczn� ("Adolf Wielki", "Satyry patetyczne" i in.); utwory sceniczne ("Cud biednych ludzi" - 1943, "D�ug honorowy" - 1944); t�umaczy� sonety Szekspira, ody Horacego; zm. 11 II 1972 r. w Londynie; "Na krasom�wstwo" Na pogrzebie, na �lubie, Na komitecie, w klubie, Na bankiecie, na radzie, Za sto�em, na estradzie, Na herbatce, na lampce wina, Wstaje. Chrz�ka. Zaczyna. Z majestatem �a�oby, Lub z humorem Zag�oby, Po ludziach wodzi wzrokiem I �yczy sobie, oby By� fa�szywym prorokiem. I m�wi, �e na wzgl�dzie Ma nadziej�, �e b�dzie Wyrazicielem wszystkich Obecnych tu i bliskich. Iskry prawd nowych krzesa, M�wi, �e miecz Damoklesa, �e syzyfowe prace I pi�ta Achillesa. M�skie pow�ci�ga b�le z Przej�ciem, jak kr�l Amfortas, Caveant - m�wi consules! I Hannibal ante portas! M�wi: powrotna fala. M�wi: M�ki Tantala. I m�wi, �e z�y ptak to, Co w�asne gniazdo kala. M�wi: Non omnis moriar. I m�wi: Carpe diem. I m�wi �e Historia rozumie, o co si� bijem. W g�osie p�omienny �ar ma, �lin� toczy jak �luz�, I m�wi, �e inter arma Silent - tak m�wi - Musae. �e m�dry Polak po szkodzie I w ramach swego wywodu Sugeruje, �e m�odzie� Jest przysz�o�ci� narodu. �za mu na oku zawisa, M�wi, �e W�z Tespisa, �e Pob�g Kielanowski I �e Odra i Nysa. De gustibus non disputandum I d�o�mi wspar� si� o bio�dra I m�wi: Nil desperandum! I m�wi: Sursum ko�dra! Z oryginalnych dewiz Wnioski �wie�e wyci�ga I m�wi �e vita brevis, Lecz ars - m�wi z moc� - longa. Sub specie aeternitatis Kre�li wytyczne wieczne I m�wi: Sapienti satis I komentarze zbyteczne. Najbardziej z wszystkich lubi T� cytat� z�owieszcz�, Gdy to be or not to be, That is - m�wi - the question! Na t� �atwo�� uczucia, Ten frazes gotowy, w lot ma, Te s�owa jak gum� do �ucia, Te frozen food of thought ma. Ta oratorska konfekcja, Te zda�ka ubra�ka z ko�ka, Czy to �a�obna prelekcja, Czy pierdo�ka weso�ka. A w ko�o, przed nim - oni Siedz� w strasznej agonii, Spoceni i znudzeni, W okropnej neurastenii, S�uchaj�, �pi� jak zaj�ce Z otwartymi oczyma. I tylko my�l�, �pi�ce: Cholery na niego nima. "Sense of Humour" z tomiku "Kiedy zn�w zakwitn� bia�e bzy" Lubimy stwierdza� z dum� I zgadza� si�, bez sporu, �e sprawdzianem kultury Jest poczucie humoru. I �e my - jak nikt inny, Od wiek�w, od Reja przecie - Naszym poczuciem humoru Przodujemy na �wiecie. �e w naszej literaturze - Z tego nas nie obedr�! - Tam S�owacki, tu Rodo�, Tam Trembecki, tu Fredro! Jakiekolwiek nazwisko Na chybi� trafi� wyskub, Sp�jrz - Morsztyn! Patrz - Krasicki! (Dzi� by si� zda� taki biskup). Tu Prus, tam Makuszy�ski, Nawet Boy, tu Nowaczy�ski, Nawet w najnowszych czasach M�ody Ignacy Bali�ski. Wspania�y zast�p kpiarzy, Satyryk�w, sowizdrza��w, Ich fraszek i dowcip�w, Pamflet�w i kawa��w. B�yszcz�ca literatury �miechem kwitn�ca po�a�! Nasze poczucie humoru - Jest si� na co powo�a�. Jeste�my drwi�cy, kpiarscy, Kawalarscy, z�o�liwi, Z natury ostrzy, ci�ci, Dowcipni i �artobliwi. W docinkach, fraszkach, �artach, Bon-motach i�cie paryskich, Jak nikt inny umiemy Drwi� z wszystkiego i z wszystkich. Umiemy kpi� z Anglik�w, Z Moskali i ze Szwab�w, Z Litwin�w, z Ukrai�c�w, Z Czech�w, z �yd�w, z Arab�w, Z wad, cn�t, zalet, zwyczaj�w, Z j�zyka i z ubioru - Kto by si� na nas obrazi�, Nie ma poczucia humoru. Tylko - niech Pan B�g broni, By ktokolwiek na �wiecie, �artem, fraszk�, uwag�, S��wkiem, maczkiem w gazecie, Nas wykpi�, z nas za�artowa�, Nas tkn�� - pomy�le� groza! Ju� poczucie humoru Stula si� jak mimoza. Ju� u�miech z warg nam ucieka, Ju� gniew nas trz�sie srogi, Ju� pier� wzbiera rozkosz� Strasznej martyrologii! Ju� krew oczy zalewa, Rycerska d�o� ju� na kordzie! Nasze poczucie humoru Ju� ka�e "wali� po mordzie". Okrutne mnie dr�czy pytanie, Obawy mam wcale niep�onne - Czy nasze poczucie humoru Nie jest zbyt jednostronne? Bo ca�a ta humoru zabawa Ma jedno prawid�o g��wne: Je�eli humor ma prawa - Niech b�d� dla wszystkich r�wne. Huszcza Jan - pseud. Kronikarz, Jan Zago�ci�ski i in. - ur. 24 XI 1917 r. w Zago�cinie (Wile�szczyzna), poeta, satyryk, powie�ciopisarz, debiutowa� zbiorem poezji "Ballada o podr�nych" (1938), m.in. "Pami�tnik liryczny" (1945), "Stara pijalnia" (1968); powie�ci: "Miasteczko nad Olszank�" (1948), "Telefon wi�cej nie zadzwoni" (1961), "Obr�czki z kajdan" (1974) i in. ; ostatnie zbiory poezji: "Lata spo�r�d lat" (1983), "Pory czasu cz�owieczego" (1984); zm. 26 VI 1986 r. w �odzi; "Dzicy z drugiej po�owy XX wieku" Szklane d�wi�ki, wydmuchiwane ze wszystkich instrument�w, bez przerwy spadaj� na kamienie - wodospad prze�ama� potok na dwie cz�ci, aby przyzywa�a okolica. Zm�czeni kilkukilometrowym marszem, liczni zatrzymuj� si� tutaj i milcz� z wdzi�czno�ci, stoj�c d�ugo w zielonym ch�odzie, ch�on�c �ask�... A oni podjechali na samochodach a� pod rozedrgan� �cian� z wody muzycznej, z ch�odu zielonego - wysiedli, wo�aj�c: "Jak tu fajnie, cholera!" Klepi�c swoje babki po ruchliwych po�ladkach, ustawili je mi�dzy sob�, aby zrobi� grupowe zdj�cie na pami�tk�, �e byli... Potem roz�o�yli si� na kocach wok� butli z barwion� w�dk� i puszki ze szprotami. Nim si�gn�li po nape�nione szklaneczki, jeszcze przedtem rozg�glili radio. I wi�cej nie istnia� wodospad! "Podzia� godzin" O �smej rano w aprowizacji musz� si� zg�osi� do rejestracji. A tam ruchliwy ludzki ogonek wcze�niej si� zacz��, nim zacz�� dzionek. Gdy do mnie dosz�o, oznajmi� �wi�tek, �e mi brakuje kilku piecz�tek. Przez te piecz�tki, przez te stempelki w urz�dach innych t�ok zwi�kszam wielki. A na parkanie zn�w nowy afisz: zg�o� si�, inaczej do ciupy trafisz! O�wiaty rozw�j przeklinam przeto: czemu� nie jestem analfabet�?! Zegar godzin� pierwsz� wydzwania, jak by tu zd��y� w sprawie mieszkania. Ale jest znowu wa�na przyczyna, bije tymczasem trzecia godzina! Tr�cam przechodni�w, zdyszany lec� - czekaj� na mnie a� cztery wiece, a� cztery wiece, jedno zebranie us�ysze� bardzo chc� moje zdanie... Poza tym jeszcze mia�bym ochot� marki niemieckie zmieni� na z�ote. Biegam bezradny, rety, rodacy, sk�d wezm� godzin na troch� pracy?! ��d�, 6 III 1945r. "Stereotypy" Cho� przed snem czu�em si� ra�nie, zm�ci�o co� wyobra�ni�. Zrazu Piast si� zjawi� we �nie, lecz u�miechni�ty oble�nie, bez ko�a i bez Rzepichy, ch�epta� chciwie piwo z michy. Po Pia�cie, a niech to diabli, Ko�ciuszko, ale bez szabli! Czarniecki, cho� wi�d� wypraw�, gdzie� pod siod�em mia� bu�aw�. W�dz powsta�c�w, panna Plater naraz krzyknie: "Nasermater!" Za� "stary Fredro" w mundurze pi�knej pannie wr�cza r�e. Ledwo zby�em si� zdumienia, sytuacja zn�w si� zmienia... Oto niby znane rysy, Xi��e J�zef, ale �ysy! S�owacki bez ko�nierzyka, a globus bez... Kopernika! Patrzy znad jakiej� komody Kraszewski bez d�ugiej brody. A dla kontrastu, po chwili, ach, posta� siwej... Maryli. To by� sen, nie atak grypy, cho� dusi�em si� jak w �a�ni. Nad ranem stereotypy ukoi�y wyobra�ni�. Kern Ludwik Jerzy - ur. 29 XII 1921 r. w �odzi, poeta, satyryk, autor ksi��ek dla dzieci i m�odzie�y, t�umacz; opublikowa� zbiory: "Zemsta szafy" (1967), "Kernalia" (1969), "Podgl�danie rodak�w" (1972), "Ja�nie Pan Rym" (1982); t�umaczy� utory, m.in. Lopego de Vega, O. Wilde'a "Bezbolesna przysz�o��" �eby m�odym nie dobiera� si� do sk�ry, Propozycja jest, By w kraju znie�� matury. Ta matura tylko nerwy niszczy m�odym, Z nerw�w za� dygotki - jak wiadomo - s� I wrzody. Jak matura zniknie, zniknie tych nerw�w przyczyna, Cho� niekt�rzy m�wi�, �e to wszystko raczej z papieroch�w Albo z jabcanego wina. Potem, Kiedy matur ju� nie b�dzie, Pomy�li si� o tym, �eby bardziej nowocze�nie serwowa� przedmioty. Zamiast noc� nad ksi��kami pochyla� swe cz�ka, M�odzi b�d� dany przedmiot Przyjmowa� w pigu�kach. Mo�na by zastrzyki tak�e zaprz�c do tej roli, Zastrzyk jednak ma t� wad�, �e troszeczk� boli. A pigu�ki mo�na �yka� bez trudu, Jak kluski: Ta pigu�ka na algebr�, A ta na francuski. Na fizyk� Kt�ra nie jest �atwa ani letka, Przeznaczona b�dzie ca�kiem osobna tabletka. Tym za�, kt�rzy b�d� s�absi Lub zaj�ci sportem, Wi�cej pigu� si� zapisze, No i w wersji forte! Jak rozr�ni� w tych warunkach, Zapytacie s�usznie, Kto jest dobrym, a kto tylko takim sobie uczniem? Z odpowiedzi� na pytanie tak wa�ne nie zwlekam: �li w kawiarniach b�d� siedzie�, A dobrzy - w aptekach. "Dwie strony damskiego medalu" Bardzo dobrze, prosz� pan�w, je�li �ona Nowocze�nie, �e tak powiem, bywa wykszta�cona. Sko�czy jeden fakultecik, Drugi, Trzeci, Wie (teoretycznie) wszystko o hodowli dzieci, Z jej powodu inni patrz� na ciebie z zazdro�ci� I zachwyca si� ni� ca�a okolica - A tymczasem Ona idzie i przynosi wo�owin� z ko�ci� I upiera si�, �e to jest pol�dwica. Takie sprawy to po prostu - temat rzeka, Owszem, Mi�o w domu uczonego mie� cz�owieka (P�ci nadobnej!), Co potrafi w ka�dej chwili, prosz� Was, W naukowy spos�b sprawdzi� Rachunek za gaz. Co do spodni jednak, to mo�liwe, �e uczony Zaprasuje kanty z boku. Z najmniej odpowiedniej strony. Bardzo ciesz� mnie post�py kobiet, Ja je pilnie �ledz�, Lubi� nawet, gdy kobieta ma encyklopedyczn� wiedz�, Bo to przecie� i uroczo, I przyjemnie nadzwyczajnie En passant tak porozmawia� sobie O Spinozie, O Einsteinie, O poetach starej Anglii, kt�rych wiersze s� tak ma�o znane - Gorzej, Gdy owsianych p�atk�w, chcesz, A ona poda ci mydlane. "Eremik nasz kochany" Gdy dokuczy nam �wiat Albo damy My, m�czy�ni, od tysi�cy lat Do samotni jakiej� bardzo ch�tnie uciekamy. Chcemy skry� si�, Chcemy uciec od og�u, A co zapalczywsi (Jak na przyk�ad pan Wo�odyjowski) Wal� wprost do kamedu��w. Ot� dot�d, A� do naszych czas�w, Sprawa by�a dosy� trudna. Jak nie klasztor, to pustelnia zostawa�a jeszcze do wyboru Lub wyspa bezludna. �e bezludne wyspy jednak to raczej rzadko�ci, Wielu go�ci, Uciec chc�c do samotno�ci, Miewa�o trudno�ci. Dzi� inaczej to wygl�da, bo dobry los w darze Opr�cz auta Da� m�czyznom Tak�e i gara�e. Kiedy tylko zapanuj� w domu ciche dni, Do gara�u idziesz sobie i tam dobrze ci. Zapominasz, �e na �wiecie s� hece kobiece, Ko�a troch� podpompujesz, Podokr�casz �wiece, Dasz ch�odnicy nowy korek, Wetkniesz, co wypad�o, Wkr�cisz �rubk� w reflektorek I palec w imad�o. I od razu tak ci dobrze, Tak b�ogo, Tak mi�o, I chcesz, �eby wszystkim innym te� tak samo by�o. Ka�dy z m�czyzn - my�lisz sobie - co podatki p�aci, Mie� powinien taki gara�. A zw�aszcza �onaci. "Nasz wk�ad" Od wielu lat ju� my�l�, Cz�sto wr�cz mimo woli, czemu na og� nas m�czyzn ten ca�y Dzie� Kobiet nie boli ? Czemu kompleks�w nie mamy, Przeciwnie, Cieszymy si�, �e im ten Dzie� Kobiet przyznano, cho� nam - jak dotychczas nie. To przecie� jest nienormalne, Sprzeczne z m�sk� natur�, Kt�r� zazdrosn� miewamy, okropnie z�� i ponur�. To przecie� zdumiewaj�ce, Daj�ce do my�lenia, �e tak si� wci�ga� dajemy w te pienia, W te dzi�kczynienia... Zamiast pod�miewa� si� z lekka, �e wszystko to lipa i bzdury My wskakujemy, jak jeden, w �wi�teczne garnitury. Czy m�em jeste�my, Czy synem, Czy narzeczonym, Czy dziadkiem, Jak g�upi latamy po mie�cie, w�sz�c za byle kwiatkiem. U�miech nam bu�k� rozja�nia, Oczka si� staj� liryczne - I to mi si� w�a�nie wydaje za bardzo co� altruistyczne. Za bardzo to raj przypomina, Po prostu s�odycz sama, Tacy si� nagle robimy dobrzy, jak za praojca Adama... I tu mnie my�l ol�ni�a, My�l ze szczerego srebra: Panowie! Przecie� ten ca�y Dzie� Kobiet, to �wi�to naszego �ebra! "Nowy Kossak" Ho�e dziewcz� p�acze, Konik n�k� grzebie, Polacy od wiek�w Twardzi s�. Dla siebie. Francuz Francuzowi Funduje �limaka, A Polak najch�tniej Podgryza Polaka. Hiszpanowi Hiszpan Gra na tamburynie, A Polak podk�ada Polakowi �wini�. W�och tak kocha W�ocha Jak pawica pawia, A Polak Polaka Do wiatru wystawia. Anglikowi Anglik Robi przyjemno�ci, Polak Polakowi Przykro�ci zazdro�ci. Konik n�k� grzebie, P�acze dziewcz� ho�e, Polak do Polaka Z pyskiem albo z no�em. Rzadko Polakowi Polak dobrze zrobi, To ju� takie nasze Narodowe hobby, A tak by si� chcia�o Wstawi� do czytanki, �e Polak i Polak To s� dwa bratanki. "Przedzia� dla niepal�cych" Palenie papieros�w jest najgorsz� nagiej ma�py chorob� Ja ten okres smrodzenia pod nosem mam ju�, na szcz�cie, za sob�. Dlatego kupuj�c miejsc�wk� na ekspres wolno mkn�cy M�wi�: "Warszawa Druga klasa, Normalny, Dla niepal�cych..." Kupuj� par� dni wcze�niej W my�l has�a festina lente I coraz cz�ciej s�ysz�: "Dla niepal�cych? Niestety, nie ma. Wszystkie miejsca zaj�te". Bior� wi�c dla pal�cych, bo trudno, bo jecha� musz� A jednocze�nie rado�� wype�nia mi ca�� dusz�. To nic, �e b�d� w dymie jecha� a� do Warszawy, Znak to wszak, �e pomy�lnie rozwijaj� si� sprawy, �e trend antydymowy bierze g�r� w narodzie I dni twe s� policzone, papierosowy smrodzie. Ruszyli�my. I zaraz, Nie kr�puj�c si� wcale, Po trucizn� si�gn�li wszyscy w moim przedziale. Maj� prawo z pewno�ci�, co by tam kto powiedzia�, Ostatecznie to przecie� dla pal�cych jest przedzia�, Ja tu jestem intruzem, doskanale wiem o tym, Tyle tylko, �e tru� si� wcale nie mam ochoty. Wi�c wychodz� z przedzia�u (zbierzcie si� nogi moje), W korytarzu Bez dymu, My�l� sobie, postoj�. Marzycielu ty durny! Kr�lewiczu ty �pi�cy! Na korytarz wyle�li ci z tych dla niepal�cych. Oni w�a�nie s� teraz now� kast� i fal�, W smrodzie je�dzi� ju� nie chc�, Ale pali� to pal�. "Wyj�tek" �wiat oszala� z powodu po�piechu. �wiat si� m�czy, �wiat ju� z�apa� nie mo�e oddechu. Do rozlanej podobny jest rt�ci, Ka�da cz�stka przed siebie gdzie� p�dzi, Ekspresowo, nerwowo gna, Po�piech, po�piech to has�o dnia. Wszystkim nam si� ten po�piech udzieli�, �pieszy si� cz�ek nawet przy niedzieli. Szybko myje swe cia�ko, Szybko krawat sw�j wi��e, Bo mu we �bie wci�� cyka: "Czy zd���? Czy zd���?" Potem, Zamiast na spacer przej�� si� wiosn� lub latem, Cz�owiek p�dzi jak g�upi ma�ym Czy wi�kszym "Fiatem". Inne "Fiaty" przegoni� chc� go (tak mu si� zdaje) Wi�c si� cz�owiek nie daje, Tylko gazu dodaje. Te wy�cigi w�r�d ludzi obserwuje si� wsz�dzie, W pracy naszej codziennej, W towarzystwie, W urz�dzie. Ka�dy tempo podkr�ca (Ile tylko ma chod�w), �eby si� przed innymi wysforowa� do przodu. I dlatego, kochani, �e mi po�piech tak doci��, Lubi� sobie czasami pierwszy lepszy wsi��� poci�g. Wiem, �e w nim si� poczuj� staro�wiecko, Milutko, Wiem, �e b�dzie wci�� stawa�, �e gna� b�dzie wolniutko, I cho� sp�ni� si� mo�e do domowych pieleszy, To mnie cieszy, �e co� si� nie spieszy. Knorr Miros�awa - autorka felieton�w, artyku��w publicystycznych, satyr; pierwszy tomik jej satyr "Igraszki z pazurem" (1969), kolejny zbi�r "Chwasty polskie", "Ikebana z je�a", "Po r�ysku na bosaka"; "Mora� dla -dziestolatk�w" Znikn�y z pejza��w wiatraki I donkiszot�w co� ma�o. Co nam zosta�o z tych lat? Co nam zosta�o? Gdzie �e� wzorcowe "Lwie Serce", Lub cho�by "Serce" Amicisa? I m�dry Judym zwisa, I "g�upi Jakub" zwisa... M�ody Werter dawno ju� �mieszy, Stary Wiarus nie milczy �wiatu. Panie Dulskie ze swych pieleszy Wsiadaj� do swoich "Fiat�w". Lukrecje Borgia na zebraniach Krzes�a, a tak�e czas, zajmuj�, Cho� przykro m�wi� tak o paniach: Truj�. Cholernie truj�. Lilla Weneda harfy nie ma, Odda�a j� za kt�r�� z gitar, Orfeusz g�osem �ka Niemena, co syren t�um z zachwytem wita. Nasz syn egzamin zdaje Przed profesorskim obliczem, Myl�c J�zefa z kapitanem Czechowiczem... - O, gdzie�e�cie "za naszych czas�w"? Niech zabrzmi nasz zgodny chora�. A wierszyk mia� by� z mora�em. No w�a�nie. A oto mora�: Nie udawaj g�o�no zachwyt�w Na temat d�ins�w, bigbitu, Fryzur, s�ownika m�odzie�y... M�odzie� i tak nie uwierzy, Kiedy wypadasz ze stylu, Powie, �e�... lizus - i tyle. Grzmij ile tylko si� zmie�ci Na formy (dzisiejsze) i tre�ci. Na snobizm, Cynizm, Ni� moralny! Te� b�dziesz "wapniak", Ale... normalny... "R�ce" z tomiku "Po r�ysku na bosaka" R�ka r�k� my�a, Czyli wniosek st�d, �e szczyci� si� cz�owiek Par� czystych r�k... Ale dnia pewnego, Gdy d�o� my�a d�o�, Nagle my� przesta�a I powiada do�: - Od d�u�szego czasu ju� spostrzegam, �e Ja ci lepiej s�u��, Ni�eli ty mnie. Z tej naszej wsp�Inoty Ty masz wi�cej zysku: Ty si� wci�� wysuwasz innym do u�cisku, Je�eli co� rozdaj�, Zawsze wetkn� tobie, Rzadko si� po dary wyci�gamy obie. Kiedy od nas bior�, Ciebie ka�dy ceni. Ja wisz� jak g�upia Albo tkwi� w kieszeni... To ty nosisz obr�czk� i pier�cionk�w par�, Gdy na moim przegubie najwy�ej zegarek... Ciebie "w r�czki" si� cmoka (bardzo rzadko - w dwie), "W �ap�" wsuwa si� komu? Na pewno nie mnie! Ja bardzo cz�sto �wierzbi�, lecz ty fors� bierzesz! Przyznam, �e obrzyd�o mi to wszystko szczerze! "R�ka r�k� myje" - to stare przys�owie Sugeruje, �e Wszystko mamy po po�owie... Fifty-fifty, jak mawia r�ka anglosaska... W praktyce sp�ki nie ma, Jest tylko... co �aska... Jak poucza nasz przyk�ad z codziennego �ycia: Jedni s� od zaszczyt�w, A drudzy... od mycia... "Rozmowa z Krasnoludkiem" z tomiku "Po r�ysku na bosaka" Robi�c w domu porz�dki, (te tak zwane "du�e") Znalaz�am... krasnoludka. Otrzepa�am z kurzu, Na czym toto posadzi�? - dumam I ju� wiem: Na naparstku do g�ry odwr�conym dnem. - Mo�e kropl� koniaczku Lub z ciasta migda�ek? - Nie chc�! - warkn��. - O, brzydko... Kosza�ek-Opa�ek By� lepiej wychowany... (tak wyrwa�o mi si� i westchn�am, wspomniawszy "Sierotk� Marysi�"). Za�mia� si�, Nie powiem, �e "szata�sko", Gdy� By�o to, jak gdyby zapiszcza�a mysz. - Strasznie dziwna wydaje mi si� ludzka nacja, Ci�gle trzeba co� dla was lub za was za�atwia�... Najpierw jaki� koniaczek I w og�le st�, A potem b�d� tyra� za pani� jak w�? B�d� robi� wykazy, listy, zestawienia, No bo pani akurat wije si� w migrenie... Za�atw wczasy, I "Fiata", Awans... I nie spoczniesz, Bo pewnie kto� w tym domu studiuje zaocznie, Wi�c dobry krasnoludek Niechaj nie zapomni Wykra�� w por� Temat�w zestaw z ekonomii... Jeszcze prac� dla cioci, Order dla pociotka... Zwija si� krasnoludek Jak jaka idiotka... Chc� z powrotem na p�k�, Za "Uczt�" Platona! I nie b�d� s�u�y� nikomu! Niech skonam! Przyjrza�am si� uwa�nie swemu krasnalowi I m�wi�: - Masz, niestety, przewr�cone w g�owie... To legenda odwieczna w krasnale wm�wi�a, �e taka z was wyr�ka, Pot�ga I si�a... Dzi� jedno dobre doj�cie daje wi�cej skutk�w, Ni� za twoich czas�w setka krasnoludk�w... "Skarb w lesie" z tomiku "Po r�ysku na bosaka" Za wsi�, za polem, za strumieniem modrym, Za g�r� przez wiatr usypan�, Gdzie diabe� nie chodzi nawet na "dzie� dobry", Tym bardziej za� na "dobranoc" Gdzie las szumi�cy si� zaczyna, Za� trakt z asfaltu zanika, Widnia�a... willa jednorodzinna Pewnego pustelnika... Ca�kiem samotnie �y� tu starzec, Chocia� krewniak�w mia� tyle... Ale rodzina ta - mo�na rzec Nie dziadka kocha�a, lecz will�... Gdy kres si� zbli�a�, s�ab�o serce, Niemoc przyku�a do ��ka, Wezwa� pustelnik spadkobierc�-sierot�, Biednego pastuszka: - Za to �e� mi przynosi� wod� �e� dba� w kot�owni o �ar, Ten list zostawiam w nagrod�, W nim - sekret, gdzie w lesie jest skarb. Gdy tylko sprawi� mi poch�wek, Ty, nic nie m�wi�c nikomu, Wynajmij kilka ci�ar�wek, Na stacji za� kilka wagon�w... �z� otar� ch�opiec, list otworzy�, Naj�wszy ludzi paru, Ruszy� do lasu, Gdzie nie musia� U�ywa� zakl�� ni czar�w... Przez miesi�c �adowali fury I samochod�w wiele, Wywo��c skarb Z... makulatury I z puszek, I z butelek... Fortun� ch�opak zbi�, Nie zlicz�, Ile jest wart maj�teczek, Z tego, co w lesie wczasowicze Na�wini� podczas wycieczek... "Zabawy" - Nie niszcz, synku, tego kwiatka, Nie podpalaj kota �wieczk�... - A bo co? - �achnie si� matka - Nie wolno bawi� si� dziecku? Widzicie! Wszystko jej szkodzi! Czego wtr�ca si�, idiotka! Niech sobie pan urodzi! Podu� sobie, synku, kotka... - Po co tniesz �awk�? Dlaczego? - Z boku gapi si� przechodzie�: - Czego pani chce od niego? I co to pani� obchodzi? Jak ja by�em takim smykiem, Cho� mnie ojciec �oi� pasem, Te� kraja�em scyzorykiem... I wyros�em z tego z czasem... - Nie �am, ch�opcze, jarz�biny, Nie bij m�odszego, bo s�abszy... Dw�ch podesz�o, srogie miny: - Czego czepia si� ten babsztyl? Chce ch�opak bat z drzewka zrobi�, Chce krew bratu spu�ci� z nosa, A niech si� pobawi troch�... Jego sprawa! �mija! Osa! - Co to dzieje si� na �wiecie... Czyta� pan? W prasie pisali O takim, co �on�, dzieci Pomordowa� i podpali�... Jak to mo�e doj�� do tego?! - Gdzie jeste�, synku? W kom�rce? Patrz pan: syna mam mocnego, R�czk� �eb ukr�ci� kurce! "Zakazy" Ledwie cz�owiek wychyli na �wiat bo�y g��wk�, By ujrze� �wiat�o dzienne (albo - jarzeni�wk�...). Ledwie si� z buteleczk�, ze smoczkiem oswoi, Patrzy, A tu �wiat si� od zakaz�w roi: Nie p�acz! Nie kr�� si�! Nie ssij du�ego palucha! Nie brud� babci fartucha (od tego - pielucha!) Nie k�ad� r�czki na p�yt� roz�arzon� ... I Nie pchaj palca do nosa Oraz mi�dzy drzwi! Potem dalej b�dzie: Nie rusz! Zostaw! Po��! Nie czytaj po nocach! Nie pal! Nie cudzo��! Nie wtr�caj si�! Nie bierz zbytniego ryzyka! Nie b�d� nigdy m�drzejszy od swego zwierzchnika! A gdy si� cz�ek obruszy przy �ycia ostatku, To te� jeszcze us�yszy: "Nie marud�cie, dziadku!" Krasicki Ignacy - ur. 3 II 1735 r. w Dubiecku - poeta, prozaik, komediopisarz, przedstawiciel polskiego o�wiecenia; autor pierwszej powie�ci polskiej "Miko�aja Do�wiadczy�skiego przypadki" (1776), "Pana Podstolego"; poematy heroikomiczne: "Myszeidos" (1775), "Monachomachia" (1778), "Antymonachomachia"; autor "Bajek i przypowie�ci" (1779) i "Satyr"; zm. 14 III "Cz�owiek i zwierz" "Ko� g�upi". -"Nie ko�". - "Osie�". - "Nie osie�, m�j bracie" - "Kt�re� wi�c zwierz� od nich g�upsze jeszcze znacie?" - "Cz�owiek". - "A, ju� to nadto!" - "Nie nadto, lecz ma�o, Gdyby si� razem g�upstwo cz�owiecze zebra�o, Poszed�by w rodzaj muszl�w albo w�r�d �limaki. S�uchaj tylko cierpliwie: kt�ry� zwierz jest taki, I�by wiedz�c, co czyni�, nie czyni�, co trzeba? Zwierzom instynkt, nam, ludziom, rozum da�y nieba, Przecie� patrz�c, co czyniem my, rozumem dumni, Zda si�, �e ludzie g�upi, zwierz�ta rozumni. Sro�y si� lew nad sarn�, wi�c nagany godny, Ale dlaczego sro�y? Dlatego �e g�odny. Skoro g��d uspokoi�, rzuca polowanie; Wilk �ar�oczny, lis zdradny ustawne czuwanie Je�eli czyni�, musz� - tym sposobem �yj�. Zgo�a we� ptaka, ryb�, zwierz�cia lub �mij�, Ka�de ma swoj� miar� i wed�ug niej dzia�a, Je�li im przymiot zdatny natura przyda�a, Id� do tego celu, do kt�rego zmierza, Zgo�a czym s� z potrzeby, s� z natury zwierza. Pan ich, cz�owiek, lecz g�upszy, lecz gorszy nad s�ugi. Nie nowina to w panach. Z ich zdatnej us�ugi. Korzysta, a niewdzi�czny, p�dzi wolne w p�ta, Dla niego sil� zdatno�� jarzmowe zwierz�ta, Dla niego w� pracuje, chlebem go uracza, Wi�c, �e niby to m�drszy nad swego oracza Wywn�trza go i pasie, �eby si� spas� na nim. M�drcy! Chwalemy wierno��, niewdzi�czno�ci ganim. Kt� nad nas niewdzi�czniejszy? Lecz i to przebacz�, Tak chcia�o przyrodzenie; �cierwa po�eracze, Pasiem si� �upem zwierz�t, przynajmniej by w mierze. Insze niech por�wnanie cz�ek z zwierz�ty bierze! Gdzie takie, co rozmy�lnie samo si� niewoli, A sposobi�c swe barki ku jarzmu po woli, W podobie�stwie s�awy szuka? Orze�, pan nad ptaki, Lecz czy go ptak�w innych rodzaj wieloraki Pod�ym czci uni�eniem? Wspania�y, ochotny, Wy�ej jeszcze nad niego buja sok� lotny, Ani si� zwraca z p�du na straszne odg�osy. Nie powaga, lecz dzielno�� wzbija pod niebiosy. Cz�owiek, wyb�r natury, �wiata prawodawca, Cz�owiek, praw stanowiciel, a przest�pstwa sprawca, Sam �amie obowi�zki, co wznawia i kleci. Kt�ra� lwica j�cza�a na niewdzi�czne dzieci? Kt�ry� �ubr �ubra zdradzi�? W przychylnej postaci Zm�wili� si� na wilka wilcy koligaci? Tru��e dokt�r lis lisa? Gdy sprzeczka zm�wiona, Bra��e jastrz�b jastrz�bia w sprawie za patrona? I �eby z nieprawego korzysta� narz�dzia, Dla zysku kruk krukowi sta��e si� z�y s�dzia? Towarzystwa przyk�adzie, pracowite pszczo�y! Wpo�r�d waszych zabieg�w i skrz�tnej mozo�y, Kt�ra�, chocia� ma por� dokazania snadnie, Mi�d z prac� od s�siadki zbierany ukradnie? Nasz to tylko przywilej, wi�c b�d�my nim dumni. Zwierz�ta z�e i g�upie, my dobrzy, rozumni. O, gdyby mog�y m�wi�, tak jak my�le� mog�, Wstydem, ha�b� okryci, sromot� i trwog�, C� by�my us�yszeli? Wzgard� i nauki. Ko�, od nas zniewolony t�gimi munsztuki, Ko�, co nam n�g po�ycza, jakby�my nie mieli, Ko�, na kt�rego grzbiecie, zuchwali i �mieli, �cigamy inne zwierza albo nam podobnych - Ten ko�, lubo nie w s�owach wdzi�cznych i ozdobnych, Jakich zwykli�my za�y�, gdy omami� chcemy, Rzek�by z prosta: Wy mocni, a my was nosiemy? Rzek�by w�: Ja chleb daj�, wprz�ony do p�uga, C� zyskam? �mier� okrutn� - istotna przys�uga. Kt� z was ma na nas wzgl�dy? Kto o nas pami�ta? Rzek�yby na rze� dane owce i bydl�ta. �w pies, zn�dznia�y wiekiem, le��cy u p�ota, �w str�, s�uga, przyjaciel, kt�rego ochota Tyle ci zysk�w nios�a, wierny a niep�atny, Wiekiem, prac�, bliznami do us�ug niezdatny, Niewdzi�czno�ci ofiara w okropnej zaciszy, Wsp�martwy, jeszcze czuje, gdy g�os pana s�yszy, S�yszy n�dzny i czuje; nie czuje, co wo�a. Jak ma czu� taki, kt�ry bez serca, bez czo�a, Sam siebie czyni�c celem wyuzdanych ch�ci, Statek, wierno��, us�ug� wyrzuci� z pami�ci? Nie na to tyle dar�w natura nam da�a. Duma w pr�nych zap�dach nieczu�a, zuchwa�a, Kryje b��d pod postaci�, kt�r� jej dajemy; Na c� przymiot czu�o�ci, je�li nie czujemy? Na �wiat�o rozumu, je�li ciemno�� mi�a? Czy� si� dzielno�� natury w darach wysili�a? Nie blu��my, zbyt zuchwali, tego, co j� nada�. Nasz wyst�pek przymioty szacowne postrada�. Ten si�gn�� ku bydl�tom. Nie bajk� wiek z�oty. By� on, b�dzie, jest mo�e, gdzie siedlisko cnoty. W naszej mocy �wiat r�wnym uszcz�liwi� wiekiem. Niechaj cz�owiek pami�ta na to, �e cz�owiekiem, Wzniesie si� nad zwierz�ta lotem siebie godnym. Niegdy� m�drzec ponury pi�rem zbyt swobodnym, W z�ej sprawie sam patronem zostawszy i s�dzi�, Zap�dza� cz�eka w lasy i chcia� pa�� �o��dzi�. Znalaz� uczni�w; kt�ry� b��d nie znachodzi� ucznie? Omamia� wdzi�kiem pisma do�� dzielnie i sztucznie, Nowo�� by�a pon�t�, a wdzi�kiem zuchwa�o��. Nie na tym si� zasadza cz�eka doskona�o��, Towarzystwo cel jego, do niego stworzony, Rodzice, dzieci, bracia i m�e i �ony. �wi�te w�z�y natury, kt�re nasz b��d targa, B��d zuchwa�y, p��d jego blu�nierstwo i skarga, Odg�os �lepoty, g�upstwa, dumy, niewdzi�czno�ci, Cz�owiek w �cis�ym obr�bie nadanej istno�ci, W �cis�ym, lecz przyzwoitym przez zrz�dzenie bo�e, Chc�c mie� wi�cej, ni� zdo�a, mniej ma, ni� mie� mo�e. St�d rozpacz, a w uporze ��dza zbyt zaci�ta, Chc�c wznie�� cz�eka nad cz�eka, zni�a pod bydl�ta. Stw�rca rzeczy cel dzie�u swojemu po�o�y� I cho� go w niezliczonych rodzajach pomno�y�, Ka�demu nada� istno��, da� istno�ciom dary, Darom dzielno��, dzielno�ciom przymioty i miary. Tych si� trzyma� - nasz podzia�, bra� korzy�� - staranie, Powinno�� - zna� szacunek i by� wdzi�cznym za nie." "Pie�� Pi�ta" z tomu "Monachomachia" I �miech niekiedy mo�e by� nauk�, Kiedy si� z przywar, nie z os�b natrz�sa; I �art dowcipn� przyprawiony sztuk� Zbawienny, kiedy szczypie, a nie k�sa; I krytyk zda si�, kiedy nie z przynuk�, Bez ��ci �aje, przystojnie si� d�sa. Szanujmy m�drych, przyk�adnych, chwalebnych, �miejmy si� z g�upich, cho� i przewielebnych. Wpada Hijacynt, nowa posta� rzeczy! Miejsce dysputy zasta� placem wojny. Jeden drugiego rani i kaleczy, Wzi�� w �eb od razu nasz rycerz spokojny. Widzi, �e skromno�� ju� nie ubezpieczy, Wi�c, dzielny w m�stwie, w oddawaniu hojny, Jak si� zawin�� i z boku, i z g�ry, Za jednym razem urwa� dwa kaptury. Lec� sanda�y i trepki, i pasy, Wrzawa powszechna przera�a i g�uszy. Zdr�twia� Hijacynt na takie ha�asy, Chcia�by unikn�� bitwy z ca�ej duszy, Wi�c przeklinaj�c nieszcz�liwe czasy Reszt� kaptura nasadzi� na uszy, Ju� si� wymyka�... wtem kuflem od wina Leg� z s�awnej r�ki ojca Zefiryna. Rykn�� Gaudenty jak lew rozjuszony, Gdy Hijacynta na ziemi obaczy�; Now� wi�c z�o�ci� z nag�a zapalony, �adnemu z ojc�w, z braci nie przebaczy�. Pad� i mecenas, z krzes�em wywr�cony, Definitora za kaptur zahaczy�, �ukasz, raniony, zwin�� si� w trzy k��by, Straci� Kleofasz ostatnie trzy z�by. Coraz si� mno�� i krzyki, i wrzaski, Ha�as powstaje i wrzawa a� zgroza. Ojciec Remigi, s��nisty, a p�aski U�ywa �wawo zgrzebnego powroza; Wzi�� w �eb Kapistran obr�czem od faski, Dydak p�garncem rani� Symforoza, Skacze Regalat do ocz�w jak �mija, Longin si� z ro�nem walecznie uwija. Ju� by� wyciska� talerze i szklanki, P�k�y i kufle na �bach hartowanych, Porwa� natychmiast ksi�g� zza firanki: Wojsko afekt�w zarekrutowanych. Ni� si� zak�ada, p�dzi poza szranki Rycerz�w d�ug� bitw� zmordowanych. Tak niegdy� s�awny mocarz Palestyny O�l� paszcz�k� gromi� Filistyn. Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu, Widzi w tryumfie syna Dominika, Wyje�d�a na harc i wpada, w�r�d wielu Godnego siebie szuka� przeciwnika. Rafa� z nim obok: "Ratuj, przyjacielu !" - Rzek�. Seraficzna w tym punkcie kronika Pad�a na� z g�ry; leg� i r�k� kiwn��, Dwa razy j�kn��, cztery razy ziewn��. Zap�aka� Rafa�, a m�dry po szkodzie, Wtenczas b��d pozna�, �e wr�kom nie wierzy�, Dotrzyma� jednak kroku na odwodzie, A gdy Gaudenty na niego si� mierzy�, Zmok�ym kropid�em w po�wi�conej wodzie. Oczy mu zala�, trzonkiem w �eb uderzy�. Nie spodziewaj�c si� takowej wanny Stan�� Gaudenty, zmoczony i ranny. Otrz�s� si� wkr�tce, a nabrawszy duchu, W dw�jnas�b czyny heroiczne mno�y�. Ojcze Barnabo! lepiej by�o w puchu, Po co� szed� w wojn�, po co� si� �le z�o�y�? I ty, Pafnucy, leg�e� w tym rozruchu, I ty, Gerwazy, s�usznie� si� zatrwo�y�. Nikt go nie wstrzyma w zem�cie przedsi�wzi�tej. Na wasz� zgub� odetchn�� Gaudenty. Tak gdy z wierzcho�ka Alp�w niebotycznych Ma�y si� strumyk s�cz�c wydob�dzie, Wzmaga si� coraz w spadaniach rozlicznych, Ju� brzeg podrywa, ju� go s�ycha� wsz�dzie, Echo szum mno�y w ska�ach okoliczych, Staje si� rzek�, a w gwa�townym p�dzie Pieni si�, huczy i z�yma w ba�wany, Tym sro�szy w biegu, im d�u�ej wstrzymany. Wojna powszechna! Jak zabie�e� z�emu, W k�cie z proboszczem wicesgerent radz�, A chc�c us�u�y� dobru powszechnemu, Doktora tam�e do siebie prowadz�. Ka�dy z nich daje zdanie po swojemu. Pra�at, gdy postrzeg�, �e si� darmo wadz�, Bior�c wzg��bsz rzeczy przez sw�j wielki rozum, Rozkaza� przynie�� vitrum gloriosum. Co niegdy� w Troi by� pos�g Pallady, Co w Rzymie wieczne westalskie ognisk, Tym by� ten puchar, czczony przez pradziady, Staro�ytno�ci wdzi�czne widowisko. Wyj�to ze czci� z najpierwszej szuflady; Przytomni zatem sk�onili si� nisko I t� wieczystej za�og� rozkoszy W obydwie r�ce wzi�� ksi�dz podkustoszy. Kt� ci� nad niego m�g� lepiej piastowa�, Zacny pucharze? kto nosi� dostojnie ? On jeden z tob� umia� dokazowa�, On godzien d�wiga� w pokoju i w wojnie. Szli dalej, �eby ten skarb uszanowa�, Dzwonnik z szafarzem, ubrani przystojnie, I Krzysztof-tr�bacz, co w post i Wielkanoc Z ko�cielnej wie�y tr�bi� na dobranoc. Ju� si� zbli�aj� ku miejscu strasznemu, Gdzie si� zwa�nione mnichy potykaj�. Czyni� plac wszyscy dzbanu powa�nemu Wszyscy ciekawie skutku wygl�daj�. M�ny nosiciel - jednak po staremu My�li trwo�liwe pokoju nie daj�; Umys� wspania�y pod�ej trwodze przeczy, Orze�wia dobro pospolitej rzeczy. Ju� s� u furty... ta stoi otworem... Z�y znak! w tym punkcie z daleka postrzegli, Jako mecenas, pra�at wraz z doktorem Na przywitanie szybkim krokiem biegli I �eby z zwyk�ym wprowadzi� honorem, Niekt�rych ojc�w i braci przestrzegli. Wchodzi szcz�liwie puchar mi�dzy braty, Do doktorowskiej zaniesion komnaty. "Pija�stwo" "Sk�d idziesz?" - "Ledwo chodz�." - "S�aby�?" - "I jak jeszcze. Wszak wiesz, �e si� ja nigdy zbytecznie nie pieszcz�, Ale mi zbyt dokucza b�l g�owy okrutny." - "Pewnie� wczoraj by� wes�, dlatego� dzi� smutny. Przejdzie b�l, powiedz�e mi, prosz�, jak to by�o? Po smacznym, m�wi�, k�sku i wod� pi� mi�o." - "Oj, niemi�o, m�j bracie! Bogdaj z tym przys�owiem Przepad�, co go wymy�li�. Jak by�o, opowiem. Upi�em si� onegdaj dla imienin �ony. Nie �al mi tego by�o. Dzie� ten obchodzony Musia� by� uroczy�cie. Dobrego s�siada Nie�le czasem podpoi�; jejmo�� by�a rada, Wina mieli�my dosy�, a �e dobre by�o, Cieszyli�my si� pi�knie i nie�le si� pi�o. Trwa�a uczta do �witu. W po�udnie si� budz�, Ci��y g�owa jak o��w, krztusz� si� i nudz�. Jejmo�� radzi herbat�, lecz to trunek mdl�cy. Jako� ko�o apteczki przeszed�em niechc�cy, Hany�ek mnie zalecia�, troch� nie zawadzi. Napi�em si� wi�c troch�, aczej* to poradzi: Nudno przecie. Ja znowu, ju� mi ra�niej by�o, Wtem dw�ch z uczty wczorajszej kompan�w przyby�o. Jak�e nie pocz�stowa�, gdy kto w dom przychodzi? Jak cz�stowa�, a nie pi�? I to si� nie godzi. Wi�c ja znowu do w�dki, wypi�em niechc�cy: Omne trinum perfectum, cho� trunek gor�cy Dobry jest na �o��dek. Jako� w punkcie zdrowy, Usta�y i nudno�ci, usta� i b�l g�owy. Zdr�w i wes� wychodz� z moimi kompany: W tym obiad zastali�my ju� przygotowany. Siadamy. Chwali trze�wo�� pan J�drzej, my za nim, Bogdaj to wstrzemi�liwo��, pijatyk� ganim, A tymczasem butelka nietykana stoi. Pan Wojciech, co si� bardzo niestrawno�ci boi, Po szynce, co�my jedli, troch� wina radzi: Kieliszek jeden, drugi zdrowiu nie zawadzi, A zw�aszcza kiedy wino wytrawione, czyste, Przestajem na takowe prawdy oczywiste. Id� zatem dyskursa tonem statystycznym O mi�o�ci ojczyzny, o dobru publicznym, O wspania�ych projektach, m�nym animuszu, Kopiem g�ry dla srebra i z�ota w Olkuszu, Odbieramy Inflanty i pa�stwa multa�skie, Liczemy owe lumy neapolita�skie, Reformujemy pa�stwo, wojny nowe zwodzim, Tych bijem wst�pnym bojem, z tamtymi si� godzim - A butelka nieznacznie jako� si� wysusza. Przysz�a druga; a gdy nas �arliwo�� porusza, Pe�ni pociech, �e wszyscy przeciwnicy legli, Trzeciej, czwartej i pi�tej ani�my postrzegli. Posz�a sz�sta i si�dma, za nimi dziesi�ta. Na�wczas, gdy nas mi�o�� ojczyzny zaprz�ta, Pan J�drzej, przypomniawszy ��rawi�skie kl�ski, Nu� w p�acz nad kr�lem Janem. "Kr�l Jan by� zwyci�ski! - Krzyczy Wojciech. - Nieprawda!" A pan J�drzej p�acze. Ja gdy ich chc� pogodzi� i rzeczy t�umacz�, Pan Wojciech mi przym�wi�: "S�yszysz wa��" - mi rzecze. "Jak to wa��! Naucz� ci� rozumu, cz�owiecze." On do mnie, ja do niego, rwiemy si� zajadli, Trzyma J�drzej, na wrzaski s�u��cy przypadli; Nie wiem, jak tam sko�czyli zwad� nasz� wielk�, Ale to wiem i czuj�, �em wzi�� w �eb butelk�. Bogdaj w piek�o przepad�o obrzyd�e pija�stwo! C� w nim? Tylko niezdrowie, zwady, grubija�stwo. Oto profit: nudno�ci i guzy, i plastry." - "Dobrze m�wisz, pod�ej to zabawa ha�astry, Brzydzi si� nim cz�ek prawy, jako rzecz� spro�n�. Z niego zwady, obmowy nieprzystojne rosn�, Pami�� si� przez nie traci, rozumu u�ycie, Zdrowie si� nadwyr�a i ukraca �ycie. Patrz na cz�eka, kt�rego uj�a moc trunku, Cz�owiekiem jest z pozoru, lecz w zwierz�t gatunku Godzien si� mie�ci�, kiedy rozs�dek zaleje I w kontr naturze posta� bydl�c� przywdzieje. Je�li niebios zdarzenie wino ludziom da�o Na to, aby u�yciem swoim orze�wia�o, U�ycie dar�w bo�ych powinno by� w mierze. Zawstydza pijanice nierozumne zwierz�, Pot�piaj� bydl�ta niewstrzyma�o�� nasz�, Trunkiem wed�ug potrzeby gdy pragnienie gasz�, Nie bior� nad potrzeb�. Cz�ek, co nimi gardzi, Gorzej od nich gdy dzia�a, podlejszy tym bardziej. Mniejsza guzy i plastry, to zap�ata zbrodni. Wi�kszej kary, obelgi takowi s� godni, Co w dzikim za�lepieniu wyst�pni i zdro�ni, Rozum, kt�ry cz�owieka od bydl�cia r�ni, �mi� za lada przyczyn� przyt�pia� lub traci�. Jaki� zysk tak� szkod� potrafi zap�aci�? Jaka korzy�� tak wielk� utrat� nadgrodzi? Z�a to rado��, m�j bracie, po kt�rej �al chodzi. Ci, co si� na takowe nie udaj� zbytki, Patrz, jakie swej trze�wo�ci odnosz� po�ytki: Zdrowie czerstwe, my�l u nich weso�a i wolna, Moc i ra�no�� niezwyk�a i do pracy zdolna, Maj�tno�� w dobrym stanie, gospodarstwo rz�dne, Dostatek na wydatki potrzebne, rozs�dne. Te s� wstrzemi�liwo�ci zaszczyty, pobudki, Te s�. - "B�d� zdr�w!" - "Gdzie� idziesz?" -"Napij� si� w�dki." * (aczej - a mo�e, nu�) Mro�ek S�awomir - ur. 26 VI 1930 r. w Borz�cinie; dramatopisarz, prozaik, satyryk; debiutowa� 1950 reporta�em "M�ode miasto"; wsp�pracowa� z eksperymentalnym teatrem "Bim-Bom" w Gda�sku; najbardziej znane utwory: "M�cze�stwo Piotra Oheya", "Indyk", "Wesele w Atomicach", "S�o�"; jest tak�e autorem scenariuszy filmowych: "Wyspa r�", "Amor"; "S�o�" Kierownik ogrodu zoologicznego okaza� si� karierowiczem. Zwierz�ta traktowa� tylko jako szczebel do wybicia. Nie dba� tak�e o nale�yt� rol� swojej plac�wki w wychowaniu m�odzie�y. �yrafa w jego ogrodzie mia�a kr�tk� szyj�, borsuk nie posiada� nawet swojej nory, �wistaki zoboj�tnia�e na wszystko, �wista�y nadmiernie rzadko i jakby niech�tnie. Niedoci�gni�cia te nie powinny mie� miejsca, tym bardziej �e ogr�d bywa� cz�sto odwiedzany przez wycieczki szkolne. By� to ogr�d prowincjonalny, brakowa�o w nim kilku podstawowych zwierz�t, mi�dzy innymi s�onia. Usi�owano go na razie zast�pi�, hoduj�c trzy tysi�ce kr�lik�w. Jednak w miar� jak rozwija� si� nasz kraj - planowo uzupe�niano braki. Wreszcie przysz�a kolej i na s�onia. Z okazji 22 Lipca ogr�d otrzyma� zawiadomienie, �e przydzia� s�onia zosta� ostatecznie za�atwiony. Pracownicy ogrodu, szczerze oddani sprawie, ucieszyli si�. Tym wi�ksze by�o ich zdziwienie, kiedy dowiedzieli si�, �e dyrektor napisa� do Warszawy memoria�, w kt�rym zrzeka� si� przydzia�u i przedstawi� plan uzyskania s�onia sposobem gospodarczym. "Ja i ca�a za�oga" - pisa� - "zdajemy sobie spraw�, �e s�o� jest wielkim ci�arem na barkach polskiego g�rnika i hutnika. Pragn�c obni�y� koszty w�asne, proponuj� zast�pi� s�onia wymienionego w odno�nym pi�mie - s�oniem w�asnym. Mo�emy wykona� s�onia z gumy, w odpowiedniej wielko�ci, nape�ni� go powietrzem i wstawi� za ogrodzenie. Starannie pomalowany, nie b�dzie si� odr�nia� od prawdziwego, nawet przy bli�szych ogl�dzinach. Pami�tajmy, �e s�o� jest zwierz�ciem oci�a�ym, nie wykonuje wi�c �adnych skok�w, bieg�w i nie tarza si�. Na ogrodzeniu umie�cimy tabliczk� wyja�niaj�c�, �e jest to s�o� szczeg�lnie oci�a�y. Pieni�dze zaoszcz�dzone w ten spos�b mo�emy obr�ci� na budow� nowego odrzutowca albo konserwacj� zabytk�w ko�cielnych. Prosz� zwr�ci� uwag�, �e zar�wno inicjatywa, jak i opracowanie projektu jest moim skromnym wk�adem we wsp�ln� prac� i walk�. Pozostaj� uni�enie" - i podpis. Widocznie memoria� trafi� do r�k bezdusznego urz�dnika, kt�ry biurokratycznie traktowa� swoje obowi�zki i nie wnikn�� w istot� sprawy, ale kieruj�c si� tylko wytycznymi w zakresie obni�ki koszt�w w�asnych zaakceptowa� ten plan. Otrzymawszy odpowied� zezwalaj�c�, dyrektor ogrodu zoologicznego poleci� wykona� ogromn� pow�ok� z gumy, kt�r� nast�pnie wype�ni� miano powietrzem. Mieli dokona� tego dwaj wo�ni przez nadmuchiwanie pow�oki z dw�ch przeciwnych ko�c�w. Aby rzecz utrzyma� w dyskrecji, ca�a praca musia�a by� uko�czona w ci�gu nocy. Mieszka�cy miasta dowiedzieli si� ju�, �e ma przyby� prawdziwy s�o� i chcieli go zobaczy�. Poza tym dyrektor nagli�, poniewa� spodziewa� si� premii, o ile jego pomys� zostanie uwie�czony powodzeniem. Zamkn�li si� w szopie, w ktorej urz�dzony by� podr�czny warsztat i zacz�li nadmuchiwanie. Jednak po dw�ch godzinach wysi�ku stwierdzili, �e szara pow�oka tylko nieznacznie unios�a si� nad pod�og�, tworz�c bulwiasty sp�aszczony kszta�t, w niczym nie przypominaj�cy s�onia. Noc post�powa�a, g�osy ludzkie uciszy�y si�, jedynie z ogrodu dolatywa�o wo�anie szakala. Zm�czeni, przerwali na chwil� pilnuj�c, �eby powietrze ju� nadmuchane nie uciek�o. Byli to starsi ludzie, nie przyzwyczajeni do takiej roboty. - Jak tak dalej p�jdzie, sko�czymy dopiero rano - rzek� jeden z nich. Co ja powiem �onie, kiedy wr�c� do domu? Nie uwierzy mi przecie�, je�eli jej powiem, �e przez ca�� noc nadmuchiwa�em s�onia. - Rzeczywi�cie - zgodzi� si� drugi. - S�onie nadmuchuje si� rzadko. Wszystko przez to, �e nasz dyrektor jest lewak. Po dalszej p�godzinie poczuli si� zm�czeni. Kad�ub s�onia powi�kszy� si�, ale daleko by�o mu jeszcze do pe�nych kszta�t�w. - Coraz ci�ej idzie - stwierdzi� pierwszy. - W samej rzeczy - przytakn�� drugi. - Jak po grudzie. Odpocznijmy troch�. Kiedy odpoczywali, jeden z nich zauwa�y� kurek gazowy, wystaj�cy ze �ciany. Pomy�la�, czy nie da�oby si� wype�ni� s�onia do reszty gazem - zamiast powietrzem. Powiedzia� o tym koledze. Postanowili zrobi� pr�b�. Za��czyli kurek do s�onia i ku ich uradowaniu ju� po kr�tkiej chwili na �rodku szopy stan�o zwierz� w ca�ej wysoko�ci. By�o jak �ywe. Zwalisty tu��w, s�upiaste nogi, wielkie uszy i nieod��czna tr�ba. Dyrektor, nie zmuszany ju� do liczenia si� z �adnymi wzgl�dami, a powodowany ambicj� posiadania w swoim ogrodzie okaza�ego s�onia - postara� si�, �eby model by� bardzo du�y. - Pierwszorz�dny o�wiadczy� ten, kt�ry wpad� na pomys� z gazem. - Mo�emy i�� do domu. Rankiem przeniesiono s�onia do umy�lnie urz�dzonego dla� wybiegu, w centralnym punkcie, ko�o klatki z ma�pami. Ustawiony na tle naturalnej ska�y, wygl�da� gro�nie. Przed nim umieszczono tablic�: "Szczeg�lnie oci�a�y - wog�le nie biega." Jednymi z pierwszych go�ci tego dnia byli uczniowie miejscowej szko�y, przyprowadzeni przez nauczyciela. Nauczyciel zamierza� przeprowadzi� lekcj� o s�oniu w spos�b pogl�dowy. Zatrzyma� ca�� grup� przed s�oniem i zacz�� wyk�ad: - ... S�o� jest ro�lino�erny. Za pomoc� tr�by wyrywa m�ode drzewka i objada je z li�ci. Uczniowie skupieni przed s�oniem ogl�dali go pe�ni podziwu. Czekali, �eby s�o� wyrwa� jakie� drzewko, ale on tkwi� za ogrodzeniem bez ruchu. - ... S�o� pochodzi w prostej linii od zaginionych ju� dzisiaj mamut�w. Nic wi�c dziwnego, �e jest najwi�kszym z �yj�cych zwierz�t l�dowych. Pilniejsi uczniowie notowali. - ... Tylko wieloryb jest ci�szy od s�onia, ale ten �yje w morzu. Mo�emy wi�c �mia�o powiedzie�, �e kr�lem puszczy jest s�o�. Przez ogr�d powia� lekki wiatr. - ... Waga doros�ego s�onia waha si� od czterech do sze�ciu tysi�cy kilogram�w. Wtem s�o� drgn�� i uni�s� si� w powietrze. Przez chwil� ko�ysa� si� tu� nad ziemi�, ale podtrzymany wiatrem ruszy� do g�ry i ukaza� ca�� sw� pot�n� posta� na tle b��kitu. Jeszcze chwila i mkn�c coraz wy�ej zwr�ci� si� ku patrz�cym z do�u czterema kr��kami rozstawionych st�p, p�katym brzuchem i koniuszkiem tr�by. Potem, niesiony przez wiatr poziomo, po�eglowa� ponad ogrodzenie i znikn�� wysoko za wierzcho�kami drzew. Os�upia�e ma�py patrzy�y w niebo. S�onia znaleziono w pobliskim ogrodzie botanicznym, gdzie spadaj�c nadzia� si� na kaktus i p�k�. A uczniowie, kt�rzy wtedy byli w ogrodzie zoologicznym, opu�cili si� w nauce i stali si� chuliganami. Podobno pij� w�dk� i t�uk� szyby. W s�onie nie wierz� w og�le. "Wesele w Atomicach" Hej, wysoko ci u nas technika stan�a, wysoko... Pan m�ody mia� pod lasem niez�y kawa� laboratorium i co� ze dwa reaktory wedle cesarskiego go�ci�ca, za� w samym obej�ciu niedu�y, ale schludny zak�ad chemicznej syntezy. Pannie m�odej ojciec dawa� w posagu ca�� si�owni�, w dobrym punkcie, w samym �rodku wsi, przy ko�ciele. A do tego mia�a w malowanym kufrze chyba ze sze�� patent�w z dziedziny biochemii. Nic dziwnego, �e m�odzi byli dobrani i rodzice obojga wnet si� na ma��e�stwo zgodzili. I og�oszono w Atomicach wesele. Akurat-�em walcowa� blach� na zimno, jak brat panny m�odej przyszed� na wesele mnie zaprasza�. By� ci to postawny uczony, kolega m�j jeszcze z katedry. Boga pochwali�, bose nogi na s�omiance wytar� i na zydlu przysiad�. Troch� trudno nam by�o rozmawia�, bo tego roku odrzutowce szczeg�lnie jako� licznie si� zlecia�y i pola startowe za stodo�� sobie uwi�y, coraz te� kt�ry� w powietrze wzlatywa� i g�o�nym �wiergotem swoim s�owa nasze t�umi�. - Ano, wydajemy j� za m�� - westchn�� go��. - Ino �eby awantury jakiej na weselu nie by�o - doda� strapiony. - Co by mia�a by� odpowiedzia�em. - Przecie to jest wesele pokoju, no nie? Posiedzieli�my jeszcze z kwadrans, popatrzyli, jak dzieci wracaj� drog� z uniwersytetu, jak stary J�zwa zwozi do stodo�y paliwo, a potem po�egna� si� i poszed�. Nadszed� dzie� wesela. Troch� niepor�cznie wypad�o, bo akurat w tym czasie zacz�li u nas przekszta�ca� przyrod�. To co by�o zalesione, ucywilizowano, ale za to zmeliorowano, za� pustynie zalesiono. Rzek� zawr�cono, �eby p�yn�a w drug� stron�. W zwi�zku z tym droga do ko�cio�a wypad�a nieco dalej, za� u mnie na podworku powsta�a wielka tama o powa�nym znaczeniu gospodarczym, tak �e drzwi si� ca�kiem nie odmyka�y i z trudno�ci� mo�na by�o wyj�� z domu. Kiedym na miejsce przyszed�, akurat zaczyna�y si� oczepiny. Druhny �piewa�y: Jak ci� b�d� czepi�, spojrzyj do powa�y, �eby twoje dzieci czarne oczka mia�y. Potem zrobi�y jej elektroliz� i wyprowadzi�y do komory ci�nie�. Tymczasem go�ci przybywa�o. Wszyscy byli w ludowych termo