5577
Szczegóły |
Tytuł |
5577 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5577 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5577 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5577 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Izabela Sowa
Egzamin
Iza Sowa, doktorantka psychologii UJ. Jak sama o soboe opowiada "We dnie prowadz� zaj�cia ze studentami i m�cz�
si� nad doktoratem z reklamy spo�ecznej, a noc� (jak prawdziwa Sowa) zabieram sie do pisania: pami�tnik�w, pyta�
egzaminacyjnych, niezliczonych artyku��w i czasami opowiada�." "Egzamin" to wyj�tkowe i ciekawe kr�tkie
opowiadanie, dow�d na to, �e zawsze mo�na odkry� co� jeszcze.
Wskaz�wka wielkiego zegara odmierza�a kolejne sekundy. Nieprzerwany strumie� sekund oboj�tnie kapi�cych cienk�
stru�k�, ani wolniej, ani szybciej. Jeszcze godzina, a potem: "Dzi�kujemy, prosz� od�o�y� d�ugopisy." Odda kartk�, na
kt�rej widnieje jej nazwisko, temat egzaminu, pod spodem tulipan, kilka gwiazdek i dwa samoloty. Tyle nabazgra�a
przez p�torej godziny, nerwowo rozmy�laj�c, jak wybrn��.
Mia�a pecha. Ze wszystkich temat�w nie nauczy�a si� w�a�nie tego. Reszt� wyku�a na blach�. Je�li nie wymy�li czego�
przez najbli�sz� godzin�, koniec z marzeniami. Czeka j� powr�t do rodzinnego miasteczka. Nerwowo �u�a gum�. Nie
ma szans, �eby od kogo� odpisa�. To nie test, gdzie automatycznie wstawiasz: a czy b, jeszcze zanim sko�czysz czyta�
pytanie. Tu potrzeba weny. Pocz�tek, rozwini�cie, zgrabne podsumowanie, najlepiej zako�czone pytaniem
zdradzaj�cym g��bi� umys�ow� autora. G��bi nie b�dzie. Przeczyta�a ca�ego Maughama, zna Galsworthy'ego, Prousta,
Kunder�, To�stoja i wielu innych, ale nie Dickensa. Ogl�da�a kiedy� "Opowie�� wigilijn�", ale przecie� nie mo�e
oprze� ca�ej pracy na paru wyblak�ych okruchach, kt�re zachowa�a w pami�ci. Pozosta�o jej jedno. Musi zaryzykowa�.
Zerkn�a na tarcz� zegara. Pi��dziesi�t minut. Zd��y. Rozmasowa�a zesztywnia�e palce i zacz�a pisa�.
"Nie wiem, jak wygl�da dickensowski �wiat prostych ludzi. Nie mam poj�cia, jakie s� ich marzenia, obawy i rado�ci.
Nie przeczyta�am ani jednej jego ksi��ki. Znam �wiat bohater�w Caldwella, ciemny dos�ownie i w przeno�ni, znam
marzenia farmer�w z powie�ci Steinbecka. Przez ostatnie miesi�ce zaprzyja�ni�am si� z bohaterami Marqueza,
Vonneguta i Salingera. Ale pad�o na Dickensa, z kt�rym si� nie zaprzyja�ni�am. Wiem tylko tyle, �e mia� na imi� Karol
i �y� w wiktoria�skiej Anglii. Co poza tym? Niewiele, �a�osne strz�py podr�cznikowych bana��w. Bieda, upad�e
dziewice, �wierszcz za kominem i jaki� wiecznie zadowolony Dawid. Mog�abym z tych resztek pr�bowa� co� skleci�,
niczym par�wk�. Odrobina mi�sa, sporo resztek, porz�dnie zmielonych sk�r i chrz�stek. No i mn�stwo wody.
Mog�abym, ale nie chc�. Zamiast tego napisz� Pa�stwu, jak wygl�da m�j prosty �wiat, z kt�rego tak bardzo chcia�abym
si� wyrwa�.
Moje rodzinne miasteczko to male�ki Rozdziad�w. Tworzy go kr�g przyszarza�ych kamieniczek wok� r�wnie szarego
rynku. Nieco z ty�u znajduje si� ko�ci� z wie��, kt�rej zegar od lat pokazuje t� sam� godzin� - dwadzie�cia po
czwartej. Nie pe�ne napi�cia, symboliczne za pi�� dwunasta, ale przypadkowe dwadzie�cia po czwartej. Naprzeciw
ko�cio�a jest male�ki park. W nim jedna �awka, do kt�rej przyros�o trzech pijak�w. Siedz� tam zawsze, niezale�nie od
pogody. S� punktualni niczym Lassie. Codziennie r�wno o dziesi�tej otwieraj� pierwsz� butelk� wina:
"Muszkieterowie". I tak ich w�a�nie nazywamy. Pierwszy �yk to dla miejscowych biznesmen�w sygna� do otwarcia
sklep�w. Druga butelka oznacza, �e pora na przerw� obiadow�. A trzecia, �e czas wraca� do domu, z marnym utargiem
w portfelu.
Niemal ka�da kamienica straszy wybitymi oknami. Przypomina tym, kt�rzy zostali, �e znowu komu� uda�o si� uciec do
prawdziwego �ycia. Bo tu w Rozdziadowie nic nie jest prawdziwe. Nie ma prawdziwej szko�y, tylko dwie izby w
przedwojennej drewnianej cha�upie. W kinie nie ma foteli, zamiast nich par� rz�d�w plastikowych krzese�. A w
sklepach towar z minionej epoki. Tandetne spinki do w�os�w, granatowe fartuszki ze stylonu, plastikowe kwiaty w
landrynkowych kolorach. Na wystawach, pokryte kurzem, stercz� niebieskie od s�o�ca opakowania, a w zag��bieniach
wyblak�ej satyny opalaj� si� muchy. Nikt tu nie sprz�ta. Nikogo nie sta� na t� odrobin� wysi�ku. Gdyby tak by�o, ten
kto� dawno ju� uciek�by z Rozdziadowa. A tak �yje pokryty kurzem, w�r�d tandetnych spinek, cukierkowych kwiat�w
i wysch�ych odw�ok�w much, a� wreszcie sam zaczyna przypomina� wyblak�e opakowanie. Nie widzi, nie s�yszy, a
przede wszystkim nie czuje. Bo ten, kto cokolwiek odczuwa, pragnie si� st�d wyrwa�. Uciec z miasta umar�ych, gdzie
ka�dy nast�pny dzie� niczym si� nie r�ni od poprzedniego.
Ja od roku szykowa�am si� do ucieczki. Wieczorami pisa�am wypracowania na wszelkie mo�liwe tematy. Przeczyta�am
wszystko, co znalaz�am w miejscowej bibliotece. Kupowa�am ksi��ki za wszystkie oszcz�dno�ci i czyta�am, czyta�am,
czyta�am. A wieczorami wpatrzona w brudny sufit marzy�am o dniu, kiedy uwolni� si� od tych �cian w kolorze
groszku, z tandetnym wzorkiem "z wa�ka". Od s�omianej maty ozdobionej kolekcj� opakowa� po zagranicznych
papierosach, od odrapanej szafy ze skrzypi�cymi drzwiami, na kt�rej stoj� przykurzone butelki po bu�garskich winach.
Od chodnik�w plecionych z podartych rajstop. Od zimnej �azienki wymalowanej br�zow� farb�, z kapi�cym kranem i
kawa�em gumowej rury zamiast prysznica. Od koszmarnych makatek haftowanych mulin� i tandetnych oleodruk�w
przedstawiaj�cych �wi�tych. Od toaletki z lustrem upstrzonym przez muchy, na kt�rej od lat stoi ta sama buteleczka po
rosyjskich perfumach "Bez" i p�kni�te pude�ko po kremie "Gracja". Marzy�am, �e uciekn� od plastikowych owoc�w na
paterze i stylonowych fartuch�w. Ten egzamin mia� by� szans� na inne �ycie.
Dlaczego pisz� to wszystko? Mam nadziej�, �e przeczyta to kto�, kto ma serce. Kto�, kto dostrze�e moj� determinacj� i
wybaczy mi moj� niewiedz�. Bo Dickensa mo�na nadrobi�, ale nie da si� nadrobi� braku motywacji. Mam nadziej�, �e
przeczyta to kto�, dla kogo gor�ce pragnienie studiowania i otwarty umys� s� wa�niejsze od wykutych cytat�w i
formu�ek. Wiem, �e obowi�zuj� pewne regu�y, ale s� sytuacje, kiedy nie mo�na opiera� si� tylko na nich. My�l�, �e
taka sytuacja zaistnia�a w moim przypadku. Mog� Pa�stwo trzyma� si� sztywno zasad i odrzuci� mnie, poniewa� "nie
trafi�am" w temat. To bardzo �atwe, ale jak�e bliskie maszynom. Nie pasuje do matrycy - wykre�li�. S�dz�, �e w tym
wypadku miar� cz�owiecze�stwa b�dzie zadanie sobie trudu i wyj�cie poza proste regu�y. Na tym zako�cz�, g��boko
wierz�c, �e cz�onkowie komisji oka�� si� lud�mi...
Powoli podesz�a do tablicy z wynikami. Nerwowo szuka�a swojego nazwiska na li�cie. Jest. Nie zda�a. Tylko pi��
punkt�w. Nagle w dole tablicy ujrza�a bia�� kopert� ze swoim nazwiskiem. Otworzy�a j� dr��cymi palcami. W �rodku
znalaz�a ma�� kartk�, a na niej notatk�:
Szanowna Pani,
Z zainteresowaniem przeczytali�my prac�.
Niestety, musimy Pani� rozczarowa�. Nasza komisja egzaminacyjna sk�ada si� wy��cznie z robot�w.
Przewodnicz�cy komisji
HAL 9000
Ps. Pi�� punkt�w - za znakomit� ortografi�.