5552

Szczegóły
Tytuł 5552
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5552 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5552 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5552 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JULIUSZ S�OWACKI POEMATY JAN BIELECKI POWIE�� NARODOWA POLSKA OPARTA NA PODANIU HISTORYCZNYM I WYPRAWA NOCNA Oto si� ciemne ksi�garnie otwar�y, Tu �r�d�a bogactw w zapylonej ramie. Czytam... Jak dziko ten j�zyk umar�y Pod pi�rem w kszta�ty nie�ywe si� �amie. J�zyk i gorszy przes�d zakonnika Jak rdzawa klamra my�l ksi�gi zamyka. Czy tu wygrzebiesz dzie�a Giedymin�w? Czy g�os Zygmunt�w jak echo daleki? S� to jak Sfinksy te ubieg�e wieki, M�wi� zagadk� dzi� ciemn� dla syn�w. Znajduj� s�owa: �Kraj nasz dosi�g� szczytu, Chyli� si� musia��. � Precz z my�l� szatana! Pami��, w dalekich wiekach ob��kana, Niech spocznie... Okno klasztoru otworz�... O! jak spokojne otch�anie b��kitu! Tam z dala p�ynie z�ote k�os�w morze, A tu klasztoru szumi� ciemne lipy; My�l rozwesela daleki szmer las�w. Gdy pogrzeba�em pami�� dawnych czas�w, Jestem weso�y jak biesiadnik stypy. Snem jest �w obraz. Umys� si� najgrawa Z nieszcz�� obecnych, bezw�adny � bez steru. Gdzie� jestem? � Oto mury Westminsteru, Tam Izba Par�w, tu Tamiza mg�awa Po�yska s�o�cem. Przebiega�em chmurny �w pa�ac zmar�ych z uczuciem przestrachu; Bo ja sam by�em jak umar�y w gmachu, A oni �yli... Nie zajrza�em w urny, Wybieg�em � wi�cej nie wchodz� w te �ciany... Ale samotny wracam dzi� i co dzie� W dziedziniec g�azem grob�w brukowany, Po kt�rych st�pa niemy�lny przychodzie�... Ci, co posn�li w tych grobach doko�a, Walczyli n�dzni z niezdolno�ci wrogiem; D��yli spiesznie do prog�w ko�cio�a I umieraj�c k�adli si� przed progiem. Z dzik� rozkosz� napis mniej widomy Niszcz� do reszty �ladem mojej stopy. I czuj� rozkosz, gdy m�j cie� znikomy Grobowi gmachu nie dopu�ci cienia. Szaleni! d��y� pod �wi�tyni stropy Nie maj�c w duszy wr�cego p�omienia? Pos�pny � si�d� na od�amie g�azu. Smutna si� powie�� w pami�ci rozwija. Czyta�em w ksi�gach � a god�o obrazu By�o: �Kraj zdradzi�, lecz zdrada zabija�. W kronikach znajdziesz powie�ci osnow�, Z kronik czerpane rysy i kolory. Ju� Zygmunt August w grobie z�o�y� g�ow�, Na tronie zasiad� kr�l Stefan Batory. Ci�kie dla szlachty by�y rz�dy nowe, Cz�� po wsiach w�asne zamieszka�a dwory. Co by�o w kraju, nie skre�l� do razu, Jeden cie� tylko maluj� obrazu. Pan Brzezan w cudnej mieszka okolicy. Zamek obj�a rzeka w dwa ramiona, Nad bram� klasztor, w murach zakonnicy, Dalej kaplica blach� powleczona. W komnatach �adnej nie ujrzysz r�nicy Od z�otych komnat, gdzie mieszka�a Bona. Pan Brzezan lubi �y� w kr�lewskim dworze, Co ma kr�l polski, i szlachcic mie� mo�e. Posadzki wzorem w�oskim marmurowe, Na �cianach srebrem tkane adamaszki; G�sto si� lampy l�ni� alabastrowe, Z srebrnych sadzawek niby dla igraszki Wytryska woda tchn�ca woni� r�y I nazad deszczem brylantowym spada. Dw�ch kar��w wiernie na skinienie s�u�y, W oczy si� patrzy i ch�ci odgada, Ani si� kiedy �mie odezwa� s�owy, Spodlonym tworom B�g odm�wi� mowy. Pan Brzezan huczne wydaje biesiady. Oto go �atwo rozezna� za sto�em, W z�ocistej szacie, ale bardzo blady; Wydaje troski zachmurzonym czo�em. Mo�e biesiada cierpienia ukoi? Ju� od tygodnia szlacht� sprasza, poi. Dzisiaj na czole pozby� zwyk�ej dumy. Ju� raz dziesi�ty zagrzmia�y wiwaty, Weso�ej szlachty ozwa�y si� t�umy, Weso�ym gwarem zabrzmia�y komnaty; Ju� wino s�absze zwyci�a rozumy, Do�� jednej iskry, wnet ogie� wybucha. Pan Brzezan m�wi � szlachta wstaje, s�ucha. �Bracia, na chwil� uciszcie te gwary, S�uchajcie pilnie � a ja w kr�tkim s�owie Wyjawi� pow�d, wy�o�� zamiary, A potem ka�dy swe zdanie wypowie. S�uchajcie! szlachcic obrazi� mi� pod�y, Szed�em do kr�la, nie b�aga�em �aski. Wnet spraw� d�ugie indukta wywiod�y; I jam by� winien! Winien by� Sieniawski! I oko w oko, przed kr�la obliczem, Widzia�em wroga, niepr�no przychodzi�; Kr�l go pochwali�, pochwali�, nagrodzi�, Nie spojrza� na mnie i odprawi� z niczem. Nasz dumny Stefan, do czeg� on zmierza? �mia��eby w�ada� jak niemieckie ksi���? Wszak nasze pa�stwo to gotycka wie�a, Z tysi�cznych kolumn sk�ada si� i wi��e; Niechaj si� jedna usunie kolumna, Gmach ca�y runie, ca�y si� rozprz�e; Ja si� usun�! � niech mi� grom dosi�e, Gmach ca�y runie, dla mnie tylko trumna!... Hej! szlachta, znacie Bieleckiego Jana? Dawniej w niewoli gni� u bisurmana, A dzi� si� z pany w jednym stawi rz�dzie, Jak kr�l udzielny w darowanej grz�dzie. A kiedy zamki wal� si� pod gromem, On podpar� domu wal�ce si� �ciany I tak spokojny mi�dzy nimi �yje, I tak szcz�liwy, �e nad jego domem Co wiosny bocian nowe gniazdo wije. Lecz dzisiaj ptaka ja wyp�osz� z gniazda J�kiem i dymem, iskrami p�omieni. Bracia! noc widna! � niedaleka jazda! S�ysza�em, dzisiaj Bielecki si� �eni; Nim wr�ci, niech mi B�g tak dopomo�e, Dom zrzuc�, spal�, grunt domu zaorz�. Miodem i winem, i uczt� zagrzany, T�um szlachty powsta� z ochotnym oklaskiem. I tam widzia�by�, jakim cudnym blaskiem Miga�y w t�umie drogie aksamity, Z�ociste pasy i jasne �upany, Jak si� waha�y brylantowe kity I oko �mi�y r�nobarwne krasy: Blask chyba r�wny, gdy w przedpotopowe Wicher nowego �wiata zb��dzi lasy, Gdy a� do ziemi nachyli drzew g�ow�, Gdy si� zmieszaj� wszystkie barwy bor�w; Li�cie i kwiaty p�yn� jak potoki, Zachwyca oczy cudna gra kolor�w, Szum razem mi�y, straszny i g��boki. Pali si� szlachta, ju� dosiad�a koni, Pieszym pan Brzezan rozdaje rumaki. Ju� most zwodowy pod kopyty dzwoni, Dalej! na pola przez ubite szlaki! Wino zagrzewa, zemsta po�piech radzi, Ju� pojechali... Niech ich B�g prowadzi. II WESELE W Brzezan miasteczku, w ko�ciele u fary Ja�nieje o�tarz � pot�ne organy Wstrz�saj� pe�ne grobowc�w filary, Po �awkach jasne migaj� �upany; Tam po��knia�y ksi�g pargamin stary, A owdzie stoczek z�otem malowany. O�tarz upstrzony woskowymi kwiaty, S�u�ba rozwija kobierzec bogaty. Swaty i dru�by wyst�pili strojno I m�oda para przysi�gi powtarza. Z otwartym czo�em, Jan Bielecki zbrojne, W husarskiej zbroi, w misiurce ze stali, Jako do bitwy stan�� do o�tarza, Patrzy na m�od�, a wzrok mu si� pali. Przy m�skiej piersi, gdzie �elazo l�ni�o, Od lubej w mi�ym dany upominku Sk�ania� si� bukiet z r�y i barwinku I dr�a� listkami, tak mu serce bi�o, Tak silnie piersi wstrz�sa�y puklerzem... A dalej swaty za m�odym rycerzem, A dalej bracia husary, pancerni, A dalej s�u�ba w wielkim stoi kole, Zbroj� od prostej odr�niona czerni. Pi�kny to widok, gdy przed wrog�w t�umem Rozwin� skrzyd�a na barkach sokole I jako ptaki g�usz� skrzyde� szumem. Lecz panna m�oda jak�e przystrojona! Trudno weselne opisa� ubiory. �lubna jej szata by�a w dwa kolory; B��kitn� barw� l�ni�ca jedna strona, Bo takie by�o m�a herbu pole; A na mienionym jedwabiu lazurze L�ni� si� herb, srebrne ksi�yca p�kole, Gwiazda, nad gwiazd� he�m o strusim pi�rze. A druga strona sukni szkar�atowa I herb dziewicy szyty na szkar�acie, Srebrzyste strzemi� i z�ota podkowa. Pi�kna to szata, a przy takiej szacie, O jak�e cudna, gdy si� wstydem p�oni! Widne �zy w oku, widne drzenie d�oni, I ca�a posta� powiewna i drz�ca. Jej �nie�ne �ono westchnieniem odtr�ca T� m�od� r��, co wp� wychylona, Aksamitnego dotkn�a si� �ona. Dlaczego� smutna?... Patrz, na w�d lazurze Kwiat si� przegl�da w jeziora krysztale; Cho� chmury s�o�ca nie zakryj� �wiatu, Kwiat li�cie zwiesza i kryje si� w fale; Lilija wodna mo�e przeczu� burze, Kwiat czuje � ona mia�a czucie kwiatu. Wracaj� t�umnie weselne orszaki, Zagrali grajki, grzmi� liczne wystrza�y; I pochodniami �wiecili kozaki, Noc ksi�ycowa widna jak dzie� bia�y. �St�jcie! � zawo�a� pierwszy swat � przede mn� Nie widz� domu... Janie, wszak tu droga Do twojej chaty? Ha! c� to? dla Boga! Czy dom tw�j znikn��? czy mi w oczach ciemno? Ale nie, widz� � oto orz� p�ugi, Wie�niak ostatniej miedzy doorywa..." Kiedy to m�wi� � przybieg� jeden, drugi, Patrz�, nie wierz� � sam Jan staje, s�ucha, Blednieje � nagle z t�umu si� wyrywa; A w t�umie by�a cicho�� straszna, g�ucha. Wkr�tce Jan wr�ci� � pr�dko jak b�ysk gromu, Stan�� przed �on� ob��kany, blady. Na jego szatach wida� krwawe �lady... �Anno! � rzek� � Anno! wracaj! � nie mam domu! Nie wr�c� z tob�, obelga dotkliwa! Zni�s�bym nieszcz�cie, lecz nie znios� sromu. Ju� mnie domowe szcz�cie nie omami, Wracaj, o Anno! ty b�dziesz szcz�liwa, W twoim obj�ciu zala�bym si� �zami. Ja nie mam domu!... � Zadrza� � i spi�� konia, I jak wiatr szybko polecia� przez b�onia. Nazajutrz rano pochowali w grobie Starca, co ora� grunt ostatniej miedzy. Bielecki znikn�� � �adnej o nim wiedzy, A po nim �ona chodzi�a w �a�obie. Jej serce straszne sko�ata�y ciosy, Po �nie wesela zosta� p�acz � pier�cionek. Nazajutrz rano, skoro spad�y rosy, Gdzie by� d�m Jana, samotny skowronek Wzlecia� nad skiby przeoranej roli Nuc�c piosenk� smutku i niedoli. III BAL MASKOWY Oto ubogie szlacheckie komnaty, Skromne jak niegdy� naszych przodk�w �ycie. �ciany drewniane, po �cianach obicie W r�ne obrazy, w r�ne chi�skie kwiaty. Straszne jak mary, kt�re roi dzi�ci�, Z ram poczernia�e patrz� antenaty. A przed obrazem jedna lampa p�onie, Gdzie Matka Boska w gwia�dzistej koronie. Noc nadchodzi�a, mrok zapada� szary; Lecz budz� cisz� wieczornej godziny G�o�nym wahad�em po �cianach zegary. A na dziedzi�cu lipy i osiny Szumia�y smutnie � i gdzie� mi�dzy szpary �wierszcz si� odzywa�. � I pies, str� rodziny, U wr�t podw�rza nieraz si� odwo�a Na ps�w szczekanie z pobliskiego sio�a. Siedzia�a Anna, przy niej ojciec stary Otwiera �wi�tych powa�ne �ywoty I czyta g�o�no, a spokojno�� wiary Jak deszcz wiosenny krzepi bujn� niw�, Zamienia rozpacz w uczucie t�sknoty I �zy zamienia w p�acze nieszkodliwe; Jako p�acz dziecka, kiedy rozkwilone, �ciga za matk�, chwyta za kraj szaty. Wtem zaszczeka�y brytany zbudzone I nagle drzwi si� otwar�y komnaty. Wszed� ma�y karze� � czapk� mia� na g�owie Brzmi�c� dzwonkami, obszyt� w galony, I rzek�: �Niech b�dzie Chrystus pochwalony!� �Na wieki wiek�w� � starzec mu odpowie. A karze� znowu nisko schyli� g�owy I rzek�: �Sieniawski, pan m�j na Brzezanach, Dzi� mnie posy�a po paniach i panach, Jutro was prosi na sw�j bal maskowy. Jutro do zamku t�um si� wielki �ci�ga, A wszyscy w dziwne przybrani maszkary�. �Ha! precz mi z oczu! � krzykn�� cze�nik stary � Precz! pan tw�j z n�dzy, z �ez naszych ur�ga! Precz! bo na Boga...� � lecz nie sko�czy� mowy, Upad� na krzes�o i zdj�ty niemoc�, Ju� gniewu swego nie m�g� wywrze� s�owy... By�a to straszna chwila przed p�noc�, Woko�o s�ycha� nocnych kur�w pianie I psy szczeka�y, co wr�t chaty strzeg�y. Z nag�a zadr�a�y obrazy na �cianie, Zn�w si� drzwi domu na �cie�aj rozbieg�y: Wszed� blady cz�owiek � lecz na powitanie Jak zwykle Boga imienia nie chwali�; I opatrzone w piecz�� zawini�cie Z�o�y� na stole i sam si� oddali�. �O c�rko! c�rko! to Jana piecz�cie!� Wykrzykn�� starzec, wosk roz�ama� kruchy I znalaz� s�owa: �Anno! b�d� na balu...� A dalej szaty z tureckiego szalu, Wielkie ze z�ota ulane �a�cuchy, Brylanty l�ni�ce jak gwiazdy w noc ciemn�, Per�y daleko �owione w Basorze. Anna spojrza�a i zblad�a: �O Bo�e! Zmi�uj si� nad nim � zmi�uj si� nade mn��. Jak cudny obraz oczom si� odkrywa! Czy Zygmunt z grobu wstaje, tron zasiada? Czy zn�w z Wenecji, co po morzu p�ywa, Do Polski wnosi karnawa�u �wi�ta?... Odk�d Batory s�awn� Polsk� w�ada, Polak si� bije, zabaw nie pami�ta. Snem mu si� zdaj� te �wietne Brzezany. Oto s� z�ote krakowskie komnaty, Podobne kszta�tem, z�oconymi �ciany, Strojne w at�asy i drogie b�awaty, Oto jest zgraja kr�lewska barwiona, Szaty ma cudne, dorobione twarze; Weszli na sal�... Ale gdzie� jest Bona? Mo�e trucizn� podaje Barbarze?... Snuj� si� t�umem pomi�dzy kolumny, Ujrzysz tu wszystkie zwyczaje, narody. Patrz! oto pi�rem b�yska Hiszpan dumny, Nadto powa�ny, chocia� jeszcze m�ody; Krzy� ma na piersiach jak obro�ca wiary, Krzy� ma na piersiach i szabl� szlachcica; A w r�ku jego dr�� struny gitary. Patrz! oto w czarnej zas�onie dziewica Z r�anym wiankiem, a przy niej m�odzieniec. Oboje wida� z wysokiego stanu; Ona zbiera�a w Neapolu wieniec, On si� urodzi� w Rzymie Oceanu1. A pie�ni majtk�w i szum cichej fali Uko�ysa�y umys� jeszcze m�ody; I rzuci� �lubny pier�cionek do wody, � Po�lubi� morze i jak Tass si� �ali. Lecz w jedn� stron� zbieg� si� t�um balowy; Dziwna tam maska! dziwne jej ubiory! Kaszmirska szata w cudne szyta wzory, Od szaty bije blask dyjamentowy, We w�osach ton� przepaski z korali... Wnet si� rozlega szmer wielki po sali: �Kto jest ta maska?... Sam kr�l nasz Batory Nie ma tak wielkich brylant�w w Krakowie, W skarbcu kr�lewskim... Kto jest ta dziewica?...� Pr�na ciekawo��, pod mask� jej lica, Ani si� s�owem wyda�a w rozmowie. 1 Wenecja. IV ZEMSTA Zgie�kiem i wrzaskiem zabrzmia�y komnaty, G�o�na to rado��, lecz rado�� nieszczera; �miech s�ycha�!... �miech to wymuszony �wiata Na bladych licach nigdy nie umiera. �miech ten ja�nieje jako kwiaty z p��tna, Kt�rymi b�yszczy biesiadnika g�owa; Ich posta� wiecznie, wiecznie jednakowa, Wiecznie bez czucia, cho� pi�kna, lecz smutna, Nigdy nie �y�y i w nieba b��kicie Nie odetchn�y � i nigdy nie zwi�dn�. Lecz kt� by przeni�s� takich kwiat�w �ycie Nad jedn� chwil� rozkoszy � cho� b��dn�? Pan Brzezan smutny, milcz�cy, ponury, Porzuci� t�umu r�nobarwne fale; Szed� do komnaty, gdzie ciemne marmury I wodotryski wych�adza�y sal�. Okna pos�pne gotyckiej struktury, Przez okna ksi�yc pe�nym blaskiem pada, Cisn� si� krzewy kwitn�ce ja�minu. Woko�o sto�y z marmuru, bursztynu; A z ram z�oconych niejedna twarz blada, Kt�rej wiekami �ciemnia�y kolory, Twarz przodk�w patrzy smutna, nieruchoma. Chodzi� starosta, krok niepewny, skory. Za nim si� cienie k�ad�y od ksi�yca; A gdy na niebo podni�s� blade lica, Na twarzy by�a zgryzota widoma. W t�umie biesiadnym nowe s�ycha� wrzaski; I zbieg� starosta do sali biesiady, Zawo�a� pazia, pomi�szany, blady. �Paziu m�j! paziu! co znacz� te maski? Prawie p�ow� zaj�li komnaty, Czo�a zakryte i tatarskie szaty...� �O panie! twojej boja�ni nie dziel�, To jaka� szlachta zjecha�a kulikiem.� �Nie s� to, paziu! nie s� przyjaciele! Szlachta by zaraz wpad�a z hukiem, krzykiem, Zaraz by pe�ne obieg�a szklannice, A oni milcz�, kryj� tajemnic�... Paziu, wybiegnij przez drzwi boczne sali, Niechaj od�wierny... Lecz c� to? O Bo�e! Zwodowa wie�a i zamek si� pali! O zdrada! Bracia, kto mi dopomo�e? Miecz m�j i zbroja! pr�dzej, paziu m�ody!� Ju� nie czas... Zewsz�d t�umne pogan wrogi Biegn� przez wielkie marmurowe wschody; Trupami sali zawalili progi, Ognie po�aru za�egli na gody. Lecz kt� na czele roznieca po�ogi? Kt� t�umy pogan prowadzi do boju? Jest�e ich wodzem? basz�? atamanem? Jaki� m�odzieniec w muzu�ma�skim stroju, Czo�o z�ocistym przys�oni� turbanem I wiar� z�otym ksi�ycem naznaczy�. Leci na czele i s�u�b� pomija, Nikogo dot�d uderzy� nie raczy�, Miecz jego w pochwach; on wzrokiem zabija. Ju� wpad� do sali, zaraz za nim w �lady Straszny wiatr zawy� na �ciany zamkowe, �wiat�a zadr�a�y, zgas�y, tylko blady �wieci� si� promie� lamp, w alabastrowe Ukrytych g�azy... Wpad� jak �mierci mara I wej�cie mnog� wart� zabezpiecza... Pan Brzezan z mieczem sta� wobec Tatara... Lecz patrzcie! patrzcie! Tatar doby� miecza; Patrzcie! o zgroza! to miecz dobrze znany! Nad emaliji za�mionym lazurem Obraz Naj�wi�tszej Panny malowany I obraz krzy�a � pod krzy�em, na dole, Herb, jakby srebrne ksi�yca p�kole I gwiazda, nad ni� he�m ze strusim pi�rem. B�ysn�y szabli obrazy �wi�cone I pad� starosta na twarde granity, Za�mia� si� Tatar, �miechem obudzone Zabrzmia�o echo... By� to j�k kobi�ty. By�a to maska nieznana nikomu, Kt�r� brylant�w moc wielka pokrywa. �miech us�ysza�a i jakby od gromu Zadr�a�a, pad�a na g�az jak nie�ywa; A Tatar przybieg� i pad� na kolana. Cuci j�, w�z�y �cie�nione rozrywa; Twarz jego by�a straszna, ob��kana, Chwyci� j� w d�onie, unosi� przez ganki, Ona jak martwa by�a w jego d�oni; Z g�owy r�ane pospada�y wianki I w�os si� rozwia� pe�ny s�odkiej woni, Rozwiany sp�ywa� a� do st�p Tatara. A strasznie blad� by�a twarz dziewicy. Budzi si� � gdzie� jest? � W zamkowej kaplicy, A przed ni� posta� jak przesz�o�ci mara. Doko�a by�o i straszno, i ciemno, A ksi�yc mury o�wieca� ko�cio�a. � �Ty� to, m�j luby? ty� to jeste� ze mn�? Zaklinam ciebie, zdejm zawoje z g�owy! Niech ci� obacz� � rysy twego czo�a...� I zdj�� Bielecki turban mu�linowy, Anna spojrza�a i pad�a omdlona. Zn�w po niej �ycia rozla�y si� �lady I zn�w po chwili ci�ko przebudzona Rzek�a: �O luby! tak straszny! tak blady!...� � �Ha! blady? � przerwa� rycerz z dzikim �miechem � Wszak zdradzam!...� � zamilk� � lecz ostatnie s�owo, Trzykrotnie g�o�nym powt�rzone echem, Przerwa�o cisz� ko�cio�a grobow�. A rycerz m�wi�: �Tak! twarz moja blada! Z inn�m ci� twarz� w czas szcz�liwy wita�, Ja zdradzam! B�d� jak r�a rozkwita�? Na moim czole napisano � zdrada. Kraj ca�y we krwi... Wznie� na ksi�yc oczy, Patrz na te okna, na szkle malowid�a. Gdy b�y�nie s�o�ce, �w anio� roztoczy R�ane lica a srebrzyste skrzyd�a; Lecz szklisty obraz przej�ty ksi�ycem, Teraz do lekkiej widm podobny larwy, Ciemniejszym patrzy i niepewnym licem, Smutn� ma posta�, obumar�e barwy: Inny jest cz�owiek, gdy o szcz�ciu marzy, Lecz gdy te same wznios�e, pi�kne rysy O�wieci nieszcz�� lampa, od tej twarzy Weselsze b�d� grobowe cyprysy. O luba moja! po co te rozmowy? Luba! chod� za mn� wie�� �ycie tu�aczy! Chod� za wygna�cem pot�pionej g�owy! Na twoim �onie do�yj� siwizny, Siwizny nieszcz��, zdrady i rozpaczy�. � � �M�j ojciec!� � �Ojciec?... Ojciec przeklnie ciebie! I ty si� l�kasz?... Przeklnie! I c� znaczy Przekle�stwo ojca, braci lub ojczyzny?... Chod� w kraj daleki, tam b�dziesz jak w niebie, Znajdziesz tam ��ki, gmachy, wonne gaje; S� ludzie � wszyscy przyjaci�mi memi, Jest wszystko! luba, czeg� tam nie staje? Luba! jest wszystko! wszystko! pr�cz tej ziemi�. V KO�CIӣ WIEJSKI By�a to cerkiew, z modrzewiu jej �ciany, Ju� pochylone, wsparte na podpory; Promieniem s�o�ca b�yszcza� dach blaszany; S�o�ce wzieraj�c przez te szyby drz�ce R�ne ju� na nich wybi�o kolory. Nad cerkwi� ros�y trzy brzozy p�acz�ce, Krzy� si� przegl�da� przez ich szczyt wynios�y; Na progu �ebrak pacierze powtarza. Woko�o cmentarz kwiatami zaros�y I wiejskie groby b�yszcz� w�r�d cmentarza. Daleko s�ycha� wiejski dzwon ko�cielny, Zadzwoni�, zewsz�d lud spieszy przez pola. By�o to �wi�to, by� to dzie� niedzielny, Dzi� p�ug spoczywa, zieleni si� rola. Dziewice o�tarz przystroi�y w kwiaty, Zabrzmia�a m�odzie� do �piewu gotowa; Wyszed� ksi�dz ze msz�, pochylony laty, T�umi si� coraz pie�� ludu nikn�ca, Ucich�a... Ksi�dza tylko s�ycha� s�owa, Cichy szmer brzozy, co o szyby tr�ca; Niekiedy dzwonek j�kliwy uderzy, Niekiedy starzec ksi�dzu odpowiada; �wiergoc� wr�ble i pod szczytem wie�y Pier�chnie jask�ka i w gzymsy zapada. Msza si� sko�czy�a. � Oto w niskie progi Jacy� w�drowce weszli do ko�cio�a. Jeden pad� na twarz, ca�owa� pod�ogi, Drugi ponury, nie uchyli� czo�a. Gdy si� przypadkiem p�aszcz odkry�, str�j drogi B�ysn�� spod p�aszcza i twarz nieweso�a. Bali si� zasi��� w �awki lub nie �mieli. Oba pokornie przy progu stan�li. Ksi�dz mod�y sko�czy�, msza� bogaty z�o�y�, Teraz zaczyna m�wi� boskie s�owo: �O bracia! dzieci! i tego�em do�y�? Ja, stary wiekiem, z ubielon� g�ow�, �e kiedy nieraz os�adza�em troski, Dzi� �al pod strzech� nios� w bo�ym s�owie. Tu niegdy� siada� � oto �awka pusta, Nasz pan, Bielecki, niegdy� pan tej wioski. Zdradzi� kraj, wiar�. Ksi�dz prymas w Krakowie Wykl�� go, kl�tw� na me przes�a� usta. Raz go ostatni bez kl�twy wspominam, M�dlcie si�! ja si� b�d� modli� z wami... A teraz, bracia! dzieci! ja przeklinam!...� Zachwia� si� starzec i zala� si� �zami, Zabrzmia�o amen � lecz amen �a�oby. Jak�e niech�tne, d�wi�kiem ledwo �ywe! Potem si� wznios�y �kania �a�obliwe, Jakby w dzie� s�du otwar�y si� groby. Ale zaledwo podnios�o si� �kanie, Zaledwo dosz�o przed oblicze Boga, U progu nowy zgie�k i zami�szanie. Jeden z w�drowc�w, co stali u proga, Zadrza� i upad� bez czucia na g�azy; Drugi za�, dr��cy i blady straszliwie, Kl�k� nad nim, ciche przemawia� wyrazy, Twarz towarzysza ukrywa� troskliwie. Ksi�dz na ratunek spieszy� od o�tarza. Zaraz na cmentarz niesiono w�drowca I tam na zimnym kamieniu grobowca K�ad� martwego w�r�d kwiat�w cmentarza. Cieniem �wie�o�ci okry�y go drzewa, Cieniem, co groby kwitn�ce okrywa; Wiatr go och�odzi�, co w grobach powiewa; Z pomoc� pasterz troskliwy przybywa, Spojrza� i zadr�a�... jakby blaskiem gromu Twarz go ta razi � twarz blada, nie�ywa; I rzek�: �Wykl�ty!... my id�my do domu!...� Wnet si� oddali� t�um ko�cio�a wiemy, A ksi�dz wychodzi� za kmieci�w gromad�; We wrotach stan��, twarz odwr�ci� blad� I rzek� powa�nie: �B�g jest mi�osierny! A jego lito�� liczniejsza nad ziarna Morskiego piasku i g��bsza nad morza�. Jeden z w�drowc�w spa� w�r�d mogi� �o�a; Oto z drugiego spad�a szata czarna I twarz odkry�a... Przeb�g! to dziewica! To Anna! Z ust jej nie s�yszano s�owa; Czy brak w niej czucia? Bo sucha �rennica; Twarz nieruchoma �jakby marmurowa, A w oczach ogie� gor�czki si� pali. Jeszcze na czole mia�a zwi�d�e kwiaty I brylantami o�wiecone szaty; We w�osach jasne przepaski z korali. �O m�j najmilszy! � rzek�a � o m�j drogi! Jeste�my sami �ju� jeste�my sami! Ty� na mogile usn�� � a w te progi Umarli wchodz� i �pi� pod grobami. � Ty milczysz? � Luby! odpowiedz mi �zami!...� Nagle spojrza�a i krzykn�a srodze, Potem na� kwiaty rzuci�a wonnemi: �Luby, nie za�niesz na rozstajnej drodze, Sama w �wi�conej pochowam ci� ziemi�. Rzek�a; krzy� jeden wyrwa�a z mogi�y; Kopie grobowiec w�r�d �wie�ej darniny, Lecz coraz s�absza, coraz mdlej� si�y... I cicho smutne p�yn�y godziny. Zach�d oz�oci� s�o�ca blask jaskrawy, Brzozy po grobach d�ugie k�ad�y cienie, Wonnej czeremchy orze�wia�o tchnienie, Szumia�y wznios�e po grobowcach trawy; Lecz coraz bardziej ciemniej� kolory I przez li�� brzozy ksi�yc zap�oniony Topi� si� we mg�ach w r�ne kszta�ty, wzory, Lica wy�rebrza� � a nocne zas�ony Okry�y cerkiew i groby cmentarza. Ju� ciemno... Anna sama jedna w nocy Do drzwi cerkiewnych stukanie powtarza; Nieszcz�sna boskiej wzywa�a pomocy. Widna jej posta� przy blasku miesi�ca Jak mg�y ulotnej srebrzyste obrazy. Bije we wrota coraz s�absz� d�oni�, Smutne si� echo o groby roztr�ca, Lecz echo coraz s�absze nios�o razy; I coraz s�absze � nik�y � jako w Bogu Ton�ce mod�y � jako �piew daleki... Dziewica blada na kamiennym progu Usn�a � mo�e usn�a na wieki... I cicho! Niechaj g�os pie�ni st�umiony Nie budzi ciszy w wieczornej godzinie; Ca�ego �wiata gdy si� odg�os sp�ynie, Tworzy t� cisz�, co ziemi� os�ania; Lecz my�l g��boko zadumana s�yszy, Jak gdzie� daleko brzmi� pogrzeb�w dzwony, J�ki rozpaczy i wrzawa weso�a, I p�acz bole�ci, i �miech ob��kania, I wszystko mo�na rozr�ni� w tej ciszy S�uchem anio�a i my�l� anio�a. GODZINA MY�LI G�uche cierpi�cych j�ki, �miech ludzki nieszczery S� hymnem tego �wiata � a ten hymn pos�pny, Zb��kanymi g�osami wiecznie wniebowst�pny, Wpada mi�dzy graj�ce przed Jehow� sfery Jak d�wi�k niesfornej struny. Ziemia ta przekl�ta, Co nas takim piastunki �piewem w sen ko�ysze. Szcz�liwy, kto si� w ciemnych marze� zamkn�� cisz�, Kto ma sny i o chwilach prze�nionych pami�ta. Trzeba �ycie roz�ama� w dwie wielkie po�owy, Jedn� godzin� my�li � trzeba w przesz�o�� wr�ci�; I przesz�o�� jako obraz �ciemnia�y i p�owy, Pe�ny poblad�ych twarzy, ku s�o�cu odwr�ci�... I �ciga� okiem �wiat�a obrazu i cienie Jak l�ni�ce rozpry�nionych mozajek kamienie. Tam � pod okiem pami�ci � pomi�dzy g�r szczytem Pi�kne rodzinne miasto wie�ami wytryska Z doliny, w�skim nieba nakrytej b��kitem. Czarowne, gdy w mgle nocnej wie�cem okien b�yska; Gdy s�o�cu rz�dem bia�e ukazuje domy, Jak per�y szmaragdami ogrod�w przesnute. Tam zim� lec� z lod�w potoki rozkute I z szumem w kr�te ulic wpadaj� za�omy. Tam stoi g�ra, Bony ochrzczona imieniem, Wi�ksza nad inne � miastu panuj�ca cieniem; Stary � pos�pny zamek, kt�ry czo�em trzyma, R�ne przybiera kszta�ty � chmur �amany wirem; I w dzie� strzelnic b��kitnych spogl�da oczyma, A w nocy jak korona, kryta �alu kirem, Cz�sto szczerby wiekowe przesuwa powoli Na srebrzystej ksi�yca wschodz�cego twarzy. W dolinie mg�� zawianej, w�r�d kolumn topoli, Niech blade uczu� dziecko o przysz�o�ci marzy, Niechaj my�lami z kwiat�w zapachem ulata, Niechaj przeczuciem szuka zakrytego �wiata; To potem wiele dawnych marze� stanie przed nim, I ujrzy je zmys�ami, pozna zblad�e mary. Karmi� si� marzeniami jak chlebem powszednim, Dzi� chleb ten zgor�knia�, pio�un zosta� w g��bi czary. Do szkieletu rozebra� zesch�e my�li cia�o, Odwr�ci� oczy, serce ju� my�le� przesta�o. Gdy lampa ga�nie, kiedy pie�� piastunek �cicha, Kiedy si� ma�e dziecko z ko�yski u�mi�cha, Ma sen ca�ego �ycia... A gdy tak przemarz�, Dzieci na �wiat nieznany smutn� patrz� twarz� I bladym przera�aj� czo�em od powicia; Smutne pomi�dzy lud�mi � bo mia�y sen �ycia. W�r�d litewskiego grodu, w ciemnej szkolnej sali Siedzia�o dwoje dzieci � nie zmi�szani w t�umie. Oba we wsp�zawodnej wykarmieni dumie, Oba w�t�ej postaci, marmurowo biali. M�odszy wiekiem nadzieje mniejsze zapowiada�, Pier� mu si� podnosi�a ci�kim odetchnieniem; W�os na czole dzielony na ramiona spada� I po nich czarnym, g�stym sypa� si� pier�cieniem. Wida�, �e w�os ten, co dnia r�k� dziewic g�adk� Utrefiony, bra� blaski dziewiczych warkoczy. Ludzie nieraz: �On umrze� � m�wili przed matk�; Wtenczas matka patrza�a d�ugo w dziecka oczy I przeczy�a z u�miechem � lecz w smutku godzinie, Kiedy na serce matki przeczu� spad�a trwoga, L�ka�a si� nieszcz�cia i my�l�c o synie Nie �mia�a wyrzec: �Niech si� dzieje wola Boga�. Bo w czarnych oczach dziecka p�omie� gor�czkowy, Przedwcze�nie zapalony, trawi� m�ode �ycie. W�r�d ciemnej szkolnej sali by�o drugie dzi�ci�. W�os mia�o jasny, kolor oczu lazurowy. Ludzie na nim nadzieje budowali szczytne. Po�era� ksi�gi, m�wi� jak r�ne narody, Do licznych nauk dziennie pal�ce czu� g�ody, Trawi� si� �jego oczy ciemne i b��kitne, Jak polne dzwonki �zawym kryszta�em pokryte I godzinami my�li w nieruchomo�� wbite, Ton�c w otch�a� marzenia, sz�y prostymi loty Za okresy widzenia, za wzroku przedmioty. Gdy patrza� w niewidziane oczyma obrazy, Ludzie ob��dno�� w oczach widzieli � lecz skazy �adnej dostrzec nie mogli. M�oda pami�� obu, Ogromna pami��, z my�li uwita �a�cucha, �wiadczy�a o istno�ci przed�ywotnej ducha; A przeczuciami �ycie widzieli do grobu. I nic ich nie dziwi�o, co z lat posz�o biegiem, I smutni nad przepa�ci �ycia stali brzegiem Nie odwracaj�c lica. W ciemnej szkolnej sali Smutna poezja duszy da�a d�wi�k uroczy. Na ciemnych mglistych szybach zawieszaj�c oczy, Wiosn� � w�r�d szmeru nauk, my�leniem s�uchali Szmeru rosn�cych kwiat�w. A w zimowe pory Biegli na b�onia, bia�ym pogrzebane �niegiem, Tam pr�dkim po r�wninach zadyszani biegiem, Twarze umalowane zimnymi kolory Obracali na stron�, sk�d przyj�� mia�a wiosna, I pierwszy powiew pili ustami jak �ycie. Potem, gdy w wiosennego powietrza b��kicie W balsamy si� rozla�a czarna las�w sosna, Znudzeni woni� kwiat�w zmi�szan�, stokrotn�, Wynale�li wo� t�skn� � dzik� i ulotn�; By�a to wo� wierzbami op�akanej wody, Z cichej fali wstawa�a ka�dego wieczora, Tajemnicze w powietrzu rozlewaj�c ch�ody. Potem jesieni� � dzieci wyobra�nia chora, Wypalona, igra�a z ��tym li�ciem las�w, Smutna jak w starcach pami�� przeminionych czas�w. Serce ka�dego r�wn� miar� uczu� trzyma, Smutna poezja duszy oba serca �ywi; Lecz wra�eniami duszy odmiennie szcz�liwi, Odmiennie czuli. Dziecko z czarnymi oczyma, M�odsze wiekiem, natchnieniom da�o my�l skrzydlat� I wypadkami my�li �y�o w si�dmym niebie. M�odszy marzenia stroi� czarnoksi�sk� szat�, A potem siln� wol� rzuca� je przed siebie, I stawa�y � i widzia� przed sob� obrazy, Od kt�rych si� od�ama� zimniejszym rozumem: Wi�c przeczu�, �e marzeniom da kiedy� wyrazy, Ze si� zapozna my�l� z my�lnym ludzi t�umem. Przed sob� mia� krain� duch�w do zdobycia. Jego towarzysz, wi�kszy nauk� i laty, Nigdy od krain my�li nie od�ama� �ycia; Sprz�g� razem i powi�za� dwa niezgodne �wiaty. I nieraz go �miech ludzi, �miech, co czucia g�uszy, Budzi� � i rzeczywisto�� zimna roztr�ca�a. Jako pos�gom nieraz braknie w rysach duszy, Pos�gom jego my�li brakowa�o cia�a. Dusza, jak w kryszta�owym zamkni�ta przezroczu, Patrza�a na �wiat dzikim ob��kaniem oczu, Niezupe�no�ci wra�e� �amana katusz�. Nieraz te dzieci my�l� dwoist� i dusz� Sk�adali jedne, pi�kne ca�o�ci� obrazy. W dnie wiosenne przy �cie�ce piaskowej, na kwiatach, Gdzie nad nimi r�owe rozkwita�y �lazy, Gdzie wisznie jak dziewice w bia�ych wiosny szatach Mi�dzy zarumienione kry�y si� jab�onie; Tam wzajem na ramionach opieraj�c skronie Zamieniali s�owami uczucia wzajemne. Oni marzeniem ksi�gi rozumieli ciemne Nie rozumiej�c my�l�. Z dziecinnego piasku Na ksi�gach Swedenburga budowali gmachy Pe�ne g�os�w anielskich, szale�stwa i blasku, Niebu tytanowymi gro��ce zamachy. Przez twor�w pa�stwa snuli my�l� dwa �a�cuchy, W �wiat�o zbite u g�ry, w ciemno�� spodem zlane; Tych ogniwa jak szczeble wschod�w po�amane Wiod� w �wiat�o id�ce albo w ciemno�� duchy, I �wiat twor�w, w dwa takie roz�amany ruchy, Wiecznie kr��y. A dusza z iskry urodzona R�nym �yciem przez wieki rozkwita � i kona Przez d�ugie wieki, bior�c kszta�ty r�nych twor�w. W kwiecie jest dusz� woni i tre�ci� kolor�w, W cz�owieku my�l�, �wiat�em staje si� w aniele. Raz wst�pnym pchni�ta ruchem, ci�gle w Boga p�ynie, W doskonalszym co chwila rozkwitaj�c ciele. Cz�owiek si� siln� my�l� w anio�a rozwinie, Ten anio� zachwyceniem w �wiat�o si� rozleje I b�dzie cz�ci� Boga na �ywio��w tronie. Lecz m�ty ziemskie w �wiat�a osiadaj� �onie; Jak o spad�ych anio�ach �wi�te ucz� dzieje, Ziemskimi sny �cigani � grzesz� my�l� dumy. I co dnia z �ona Boga dusz zagas�ych t�umy Lec� na ziemi� jak gwiazd zepchni�ta lawina. Ka�da si� w kszta�ty ziemskie krysztali i �cina, I rosn�cym ci�arem w bieg str�cona skory, Przechodzi w ludzkie, czuciem zardzawia�e twory; I b�dzie jadem w gadzie, a trucizn� w kwiecie. Patrz�c na t�umy ludzi na tym ciemnym �wiecie, Oni widzieli, kt�rzy z �ona Boga spadli, I po schodz�cych szczeblach szli w otch�a� � i bladli. W duszy dziecinnej woli czarnoksi�ska si�a, Ci�g�ym my�leniem, ci�g�ym rozwijana snuciem, Nie wyjawiona s�owy � cz�sto w ludzi bi�a. Zaczarowanie wol� nazwali � zaczuciem. Bo nieraz w�r�d ciemnego t�umami ko�cio�a, Kt�r� z kl�cz�cych dziewic natrafiwszy losem, Wo�ali na ni� silnie niemym duszy g�osem; Wtenczas twarz odwraca�a od Pa�skiego sto�a I po�r�d t�umu ludzi jej wzrok, w zadziwieniu, Nieob��dnie rzucony, na twarz dzieci pada�, Jak gdyby na wo�anie duszy odpowiada�, Jak gdyby j� po znanym wo�ali imieniu. Nieraz starszy, b��kitne topi�c w ziemi� oczy, M�wi�: �S�yszysz, m�j luby, jak obecna chwila Pada w przesz�o��, rzucaj�c d�wi�k t�skny, uroczy, Ona nigdy nie wr�ci, ona nas nachyla Smutniejszymi twarzami w przesz�o�� up�ynion�. Szcz�liwy! twoje my�li �wietniej w s�owach p�on�, Ni� gdy w sercu zamkni�te � moje my�li gasn�, S��w nie cierpi� � lecz nieraz w godzinie tajemnic T�umnymi s�owy w piersiach jak szatany wrzasn� I wo�aj�, a�ebym je wypu�ci� z ciemnic, Abym je wywi�d� na �wiat � s��w otworzy� drog�. Niech mi �wiat da poezj� � da� mu jej nie mog�. W t�umie my�li mam przepa�� wiecznie czcz� my�lami. Przepa�� ciemn�, g��bok�; nape�ni� j� �yciem... Je�eli nie wystarczy, biada! Ci�g�ym gniciem My�l si� w martw� przekszta�ci ciemno�ci� i �zami, Stan� si� my�li grobem � lub umr� przedwcze�nie. S�uchaj! wschodnie krainy dzi� ujrza�em we �nie, Pi�kne by�y, czarowne, nieraz o nich marz�. Widz� s�o�cem �ciemnia�e Beduin�w twarze, Widz� lasy palmowe, �wiadki dawnych czas�w. My�l moja niewstrzymana w te krainy goni, Chcia�bym jak duch w kwiecistej roztopi� si� woni, Chcia�bym jak li�� nieznany pa�� tam, w g��bi las�w�. Gdy tak marzy� � to wisznie i kwiaty ogrodu Bezwonne przed nim ros�y, bo my�l dalej bieg�a I wkr�tce marzeniami ognistymi wschodu Zamkn�a go w p�omieni kole i obieg�a. Wi�c pojecha� do wielkiej na p�noc stolicy, Gdzie d�ugo patrza� w Koran, zwierciad�o kalif�w; Albo samotny s�ucha� wiek�w tajemnicy, Wym�wionej niepewn� twarz� hieroglif�w. Po trzech latach nauki mia� wzi�� kij pielgrzyma. Przez te trzy lata dziecko z czarnymi oczyma Pozna�o mi�o��. � Pierwsz� i ostatni� by�a, I najsilniejsza z uczu�, uczucia prze�y�a. Widzia�em go przy stopach dziewicy � anio�a, Czarnymi we� oczyma patrza�a i blad�a My�l�c o dziecka �yciu, bo z wielkiego czo�a Przysz�o�� mu nieszcz�liw� jak wr�ka odgad�a. Wi�c odwraca�a oczy, a wtenczas �zy la�a. Przed ni� dusza dzieci�cia jako karta bia�a Czerni�a si� na wieki mi�o�ci� daremn�. Ona go chcia�a wys�a� na t� ziemi� ciemn� Ze wspomnieniami szcz�cia � chcia�a zbroi� niemi Przeciwko w�asnej duszy i czczym chwilom ziemi; Wi�c k�ad�a w niego marze� i my�li tysi�ce. A s�owa jej tak by�y �agodne, tak dr��ce, Ze we wspomnieniach dziecka zlane, da�y d�wi�ki Podobne do mi�o�ci zeznanej wyrazu. Ona umia�a oczom nada� wzrok rozkazu I nieraz wstrzyma� zamach samob�jczej r�ki. On sam od siebie �mierci odsun�� widziad�o Dziwnym wynalezieniem cierpi�cego �ycia. On przed sob� przysz�o�ci postawi� zwierciad�o I rzuca� w nie obecne chwile � i z odbicia Wnosi�, jaki blask przysz�e wspomnienia nadadz� Obecnym chwilom �ycia. Tak� my�li w�adz� �miech nieraz s�ysza�, wspomnie� powt�rzony echem, Smutny i po�amany przysz�o�ci� niepewn�, I na weso�� chwil� twarz� patrza� rzewn�; A nieszcz�cie przyjmowa� p�smutnym u�miechem, Patrz�c na nie z przysz�o�ci. � By� to wzrok w�drowca, Co w drodze �ycia wst�pi� na szczyty grobowca I stamt�d �ciga mgliste rysy krajobraz�w. Nieraz z dziewic� bory przelatywa� ciemne; Gdy pod ich ko�mi iskry sypa�y si� z g�az�w, M�wili wzajem my�li g��bokie, tajemne, Jak do snu ko�ysani � marz�cy jak we �nie. A dzieci�, bolem uczu� z�amane przedwcze�nie, Po takich mowach ludzi chroni�o si� t�umu I bieg�o w ciemne lasy � tam na dzikie wrzosy K�ad�o si� blad� twarz� � sosn s�uchaj�c szumu; Tam u�pionemu my�l� wiatr rozwiewa� w�osy, A my�li ros�y wielkie, ciemne, tajemnicze, Jak gwiazdy ogromnymi p�yn�ce obroty. Lub w niebo k�ad� si� twarz� � wtenczas na oblicze Pada�o �wiat�o las�w � promie� s�o�ca z�oty, Poci�ty cieniem li�ci w marmurowe plamy. A potem w g��biach lasu wicher z szumem wzbity Nad g�ow� mu odmyka� ga��ziste bramy, Sk�d w ciemne my�li nieba spada�y b��kity. Po trzech latach �w drugi m�odzieniec powr�ci�, Bieg�y wschodnich narod�w t�umaczy� si� mow�. W otwarte dziecka r�ce z rozkosz� si� rzuci� I rzek�: �Odje�d�am na wsch�d, w krain� palmow��. � A potem umilk� nagle. O jak�e odmienny Od marz�cego dziecka � poblad� �jego oczy Ob��kane jak dawniej, lecz wzrok mia�y senny, Wida�, �e my�l, co niegdy� �ywi�a, dzi� t�oczy I wbija go do ziemi. � Jaka� tajemnica Niedocieczona spa�a w rysach martwych lica. Ma�o m�wi� � i tylko raz w�r�d dzikich sosen Wykrzykn�� z ob��kaniem: �Gin� marze� zdrad�! Wysy�aj� mi� w kraje bez zim i bez wiosen. Chc� mi� zabi�!� � a potem u�miechn�� si� blado I reszt� zamkn�� w serca g��bokim tajniku. Potem wzi�wszy u�ciski matki, druh�w, bratnie, Odjecha� � i w drugiego dziecka imionniku Zapisa� po�egnania wyrazy ostatnie: �Po d�ugich latach, gdy wiek si� ukr�ci, Gdy b�dziesz my�l� w z�otej przesz�o�ci si� stawi�, Wspomnij na przyjaciela, kt�ry ci� zostawi�, Jak przesz�o�� znikn��, jak przesz�o�� nie wr�ci�. Wkr�tce potem... pami�tam... o ksi�yca wschodzie Drugie dzieci� w�r�d ciemnej d�bowej ulicy Siedzia�o pochylone przy stopach dziewicy. Z drzew opada�y li�cie i w ca�ym ogrodzie Zaledwo kilka kwiat�w szronami srebrzystych; Na niebie ledwo kilka gwiazd zab�ys�o mglistych, Ksi�yc p�yn�� samotny, las szumia� daleki. Tego wieczora dzieci� ustami dr��cemi Anio�a sn�w dziecinnych �egna�o na wieki; A potem blad� twarz� upad�o do ziemi Jak zabite s�owami, dumnym wstydem dr��ce. Bo dziecko mia�o dum� wielkiego cz�owieka Przeczuciem nakarmion�. Wtenczas lat tysi�ce, Wtenczas mu w oczach przysz�o�� stan�a daleka, �wietna okrzykiem ludzi � a z tymi obrazy Obecna chwila czarnym �ama�a si� cieniem, Odrzucon� mi�o�ci�, dum�, oburzeniem, Serce jak kryszta� w setne pory�o si� skazy I tak wiecznie zosta�o. Wszystkie czucia skarby Ognistej wyobra�ni rzuci� na po�arcie, Wyobra�nia z�otymi rozkwita�a farby I k�ad�a si� jak t�cza na ksi�g bia�ej karcie; Lecz nie by�o w niej wiary w szcz�cie ani w Boga. Ludzie w nim mieli druha, w my�lach �wiat mia� wroga. On, w g��bi duszy s�ysz�c krzyk szcz�cia daremny, M�ci� si� i gmach budowa� niedowiarstwem ciemny. Ta budowa, ci�kimi my�lami sklepiona, Sta�a otworem ludziom, lecz by si� w ni� dosta�, Musieli wprz�d jak wielcy szatani Miltona Zmniejsza� si� i my�lami przybra� kar��w posta�. Tak w rozstania godzinie m�ody anio� zgin��... Wzni�s� twarz... ju� nad nim m�odej nie by�o dziewicy; D�ugo duma�... bo ksi�yc p� nieba przep�yn�� I patrza� drug� stron� d�bowej ulicy Jak lampa w ko�cu ciemnej klasztornej arkady. M�odzieniec zadumany patrza� w ksi�yc blady, Potem nagle u�pion� budz�c si� pami�ci�, Wydoby� pismo, ca�� zamkni�te piecz�ci�; I przy ksi�yca �wietle czyta� nieruchomy, Na nieznajomym li�cie podpis nieznajomy, A w g��bi listu smutne kry�y si� nowiny. �Tw�j przyjaciel, wys�any w piramid krainy Jako drogman poselstwa, zajecha� po drodze Do przyjaci� rodzic�w domu, trzy dni bawi�... Niewinnej weso�o�ci d�ugie pu�ci� wodze I przy lampie wieczornej powie�ci nam prawi�. Wczoraj mia� dalej jecha�... Widzieli�my rankiem, Jak po jesiennym li�ciu chodzi� smutny, cichy... Potem konie pocztowe brz�kn�y przed gankiem, Potem wielkie strzemienne podano kielichy... �egna� si� � za �zy dawa� weso�e u�ciski I pucharem o nasze puchary uderzy�. Odszed�. Wtem ucztuj�cych strza� przerazi� bliski, T�umem biegli�my w jego komnat�... ju� nie �y�. Przez serce przesz�a kula, a bro� trzyma� w d�oni. Spoczywa na rozdro�u � w�r�d le�nej ustroni. Ksi�dz gr�b jego po�wi�ci�, wierz�c w zdanie t�umu, �e samob�jstwo by�o w m�odzie�cu chorob� Ob��kania, ciemnoty, sza�u, nierozumu. Ten wypadek d�m ca�y nape�ni� �a�ob��. Oto jest romans �ycia nie sk�amany w niczem... Zabite g�odem wra�e� jedno z dzieci kona, A drugie z odwr�conym na przesz�o�� obliczem Rzuci�o si� w �wiat ciemny... powie�� nie sko�czona.. W SZWAJCARII I Odk�d znikn�a jak sen jaki z�oty, Usycham z �alu, omdlewam z t�sknoty. I nie wiem, czemu ta dusza, z popio��w, Nie wylatuje za ni� do anio��w? Czemu nie leci za niebieskie szranki, Do tej zbawionej i do tej kochanki? II W szwajcarskich g�rach jest jedna kaskada, Gdzie Aar wody b��kitnymi spada. Pozw�l tam sp�jrze� zawr�conej g�owie. Widzisz t� t�cz� na burzy w parowie? Na mg�ach srebrzystych ca�a si� rozwiesza, Nic j� nie zburzy i nic j� nie zmiesza; A czasem tylko jakie bia�e jagni� Przez t�cz� idzie na skraju doliny Szczypa� kwitn�ce r�e i leszczyny; Lub jaki go��b, co wody zapragnie, Jakby si� blaskiem pochwali� umy�lnie, Przez t�cz� szybko przeleci i b�y�nie. Tam j� ujrza�em! i wnet rozkochany, �e z t�czy wysz�a i z potoku piany, Wierzy� zacz��em i wierz� do ko�ca; Tak jasn� by�a od promieni s�o�ca! Tak pe�na w sobie anielskiego �witu! Tak rozwidniona zrennic� z b��kitu! � Gdy oczy przesz�y od st�p do warkoczy, To zakocha�y si� w niej moje oczy; A za tym zmys�em, co kocha� przymusza, Posz�o i serce, a za sercem dusza. I tak si� zacz�� pr�dko romans kleci�, �e chcia�em do niej przez kaskad� leci�; Bo si� l�ka�em, �e jak widmo blade, Nim dusza ze snu obudzona krzyknie, Upadnie w przepa��, w t�cz� i w kaskad� I roztopi si�, i zga�nie, i zniknie; I by�em jak ci, co si� we �nie boj�, Bo ju�em kocha�, bo ju� by�a moj�. I tak raz pierwszy spotka�em j� sam� Pod jasn� t�czy r�nofarbnej bram�; Powiew mi�o�ci owia� mi� uroczy. Stan��em przed ni� i spu�ci�em oczy. III Poszed�em za ni� przez g�ry, doliny, I szli�my razem u st�p tej lawiny, Gdzie �nieg przybiega a� do st�p cz�owieka Sp�aszczon� p�etw� jak delfin olbrzymi; Para mu z nozdrza srebrzystego dymi, A Rodan z paszczy b��kitnej ucieka. Pami�tam chwil�... poranek by� skwarny. Tame�my szmerem sp�oszyli dwie sarny; Te, jakby szcz�cia ludzkiego �wiadome, Stan�y blisko z�ote, nieruchome; I utopi�y ocz�w b�yskawice W kochanki mojej b��kitne zrennice; I d�ugo patrz�c, nieruchome obie, G�owy promienne pok�ad�y na sobie. Rzek�em: �One si� zakocha�y w tobie!� Rzek�em � i za to z ust zamkni�tych skromnie Najpierwszy u�miech jej przylecia� do mnie. Przylecia� szybko i wr�ci� z podr�y Do swego gniazda, do pere� i r�y; A gdy zobaczy�, �e ocz�w nie mru��, Ca�� jej bia�� twarz zamieni� w r��. A wiecie? ani tak za serce chwyta Rumieniec kwiatu, co �wie�o rozkwita; Ani tak oko w�drowca zachwyca G�r nadalpejskich �nie�ysta dziewica, Kiedy od s�o�ca r�ane ma lica, Jak ten rumieniec bez wstydu i grzechu, Co si� na twarzy urodzi� z u�miechu. IV Odt�d szcz�liwi byli�my i sami, P�yn�c szwajcarskich jezior b��kitami, I nie wiem, czy tam by�a ��d� pod nami; Bom z duchy prawie zaczyna� si� brata�, Chodzi� po wodach i po niebie lata�; A ona tak mi� prowadzi�a wsz�dzie! Ach! ona by�a jak bia�e �ab�dzie, By�a jeziora b��kitnego pani�; P�yn�a lec�c � ��d� lecia�a za ni�, Za �odzi� jasno�� szafirowym szlakiem, Za t� jasno�ci� rybek korowody, I wyrzuca�y si� a� do niej z wody; I z takime�my p�yn�li orszakiem U�miechaj�c si� w b��kitu krainie. Bo ona by�a jak wodne boginie: Mia�a powozy z delfin�w, z go��bi, I kryszta�owe pa�ace na g��bi, I ksi�ycowe korony w noc ciemn�... I mog�a by�a, co chce, zrobi� ze mn�. V Raz � �e nie by�a niebieskim anio�em, My�la�em ca�e d�ugie p� godziny; Wyspowiada�em si� potem z tej winy � S�uchajcie! � Oto przed Tella ko�cio�em Pierwsza na kamie� wyskoczy�a p�ocha I powiedzia�a mi w g�os, �e mnie kocha, I odes�a�a mnie zn�w na jezioro, ��dk� m� � piersi� odtr�ciwszy bia��... A ja � ach, nie wiem, co si� ze mn� sta�o! Czy mnie anieli do nieba zabior�, Czy grzmi�ce fale jeziora poch�on�, Czy u�miechami rozrywa si� �ono, Czy serce jak l�d rozegrzany taje, Czy dusza skrzyde� anielskich dostaje, Czyli w ni� wst�pi� ca�y anio� z�oty? Czyli u�miech�w pe�na? czy t�sknoty? Wszystkie uczucia gwa�townymi loty Na serce spad�y, jak go��bi chmura Pi� �zy i bia�e w nim obmywa� pi�ra, Aby si� czyste rozlecie� po niebie... Wtem zawo�a�a ��d� ze mn� do siebie. Us�ysza�a j� ��dka i spostrzeg�a, I sama do niej z b��kitu przybieg�a. VI Pod �cian� ze ska� i pod wie�cem bor�w Stoi cicho�ci pe�na i kolor�w Tella kaplica. Jest pr�g tam na fali, Gdzie�my raz pierwszy przez usta zeznali, �e si� ju� dawno sercami kochamy; A pod tym progiem s� na wodzie plamy Od sosen, co si� ko�ysz� na niebie, I od ska� cienia; gdzie m�wi�c do siebie, Wbite do wody trzymali�my oczy. A pod tym progiem fala tak si� toczy, I tak swawolna, i taka ruchoma, �e wzi�a w siebie dwa nasze obrazy I przybli�a�a ��cz�c je r�koma, Chocia� nas tylko ��czy�y wyrazy. Ach! fala taka szalona i pusta! �e po��czy�a nawet nasze usta, Cho� sercem tylko byli�my z��czeni. Fala tak pe�na ruchu i promieni, �e jednym �wiat�a obj�wszy nas ko�em, Zmi�sza�a niby anio�a z anio�em. Gdy my�l� � bole�� dr�czy mi� nie�mierna. Falo! niewierna falo! � i tak wierna! VII Raz mi� �w anio� zaprowadzi� z�oty Przez jasne ��ki do lodowej groty. Tam j� obieli� dzie� alabastrowy; I mr�z na czole mej jasnej kr�low�j Per�ami okry� wszystkie polne r�e; I ze sklepienia �zy lecia�y du�e; A we �zach sylfy z jasno�ci� ogromn� Deszczem spada�y na bia�� i skromn�. S�ysz�c, �e �ciany p�acz� coraz g�o�niej, Ca�a si� szat� okry�a zazdro�niej I wszystko oczom ciekawym ukrad�a, I jeszcze r�ce skrzy�owane k�ad�a Na alabastry widne, cho� zakryte. Tak nieruchoma sta�a � a ko�o niej Igra�y t�cze w blaski rozmaite. Ja wtenczas modli� si� zacz��em do niej. Ave Maria! Jak bia�a r�a, kiedy si� rozwija, R� pokazuje z piersi odemkni�tej, Taki rumieniec wyszed� z lica �wi�tej. I zamy�lona odwr�ci�a g�ow�, Palec na �ciany k�ad�c kryszta�owe; Jak ta, co imi� ukochane kry�li Lub o b��kitnych jakich my�lach � my�li. Wreszcie si� do mnie obr�ciwszy rzek�a: �Mo�e za mi�o�� ja p�jd� do piek�a I gdzie� w piekielne wprowadzona ch�ody, Wszczepion� b�d� w kryszta�owe lody Jako ta ba�ka z powietrza i z t�czy...� �Lecz prawda � rzek�a �je�eli si� m�czy Ta jasno��, s�o�ca stworzona promieniem, Kt�r� l�d w sobie mrozi i zabija, Mo�na j� z lodu uwolni� westchnieniem...� Ave Maria! VIII P�jdziemy razem na �niegu korony! P�jdziemy razem nad sosnowe bory, P�jdziemy razem, gdzie trz�d j�cz� dzwony! Gdzie si� w t�czowe ubiera kolory Jungfrau i s�o�ce z�ote ma pod sob�, Gdzie we mgle jele� przelatuje skory; Gdzie or�y skrzyde� rozwianych �a�ob� Rzucaj� cienie na lec�ce chmury; O moja luba! tam p�jdziemy z tob�. A je�li z takiej nie wr�cimy g�ry, Ludzie pomy�l�, �e nas wzi�y duchy I gdzie� w niebieskie unios�y lazury; �e�my si� za gwiazd chwycili �a�cuchy I ulecieli z Pelejad gromad�. I tylko po nas potok spadnie g�uchy, I b�yszcz�c� si� �ez rzuci kaskad�. IX Ach! najszcz�liwsi na ziemi nie wiedz�, Gdzie duchy skrzyd�a na ramionach k�adn�, Gdzie jak �ab�dzie zadumane siedz�; Ach! najciekawsi na �wiecie nie zgadn�, W jakim szalecie �y�em z moj� mi��; I wiele nam r� do okien �wieci�o, I wiele wisze� naoko�o ros�o, Ile s�owik�w na wiszniach si� nios�o; Ile tam w ka�d� noc miesi�czn�, blad�, K��te� s�owik�w p�acz�cych z kaskad�; Ile trz�d naszych sz�o na ��kach dzwoni�... Ach! tego nawet �pi�cym nie ods�oni� Ani pokaza�, ani zawrze� w s�owie... ��ka i szalet, i wisznie w parowie, W takim parowie, �e str� anio� bia�y Rozwija� skrzyd�a od ska�y do ska�y I nakrywa� ten ca�y par�w dziki, Szalet i r�e, i nas, i s�owiki. X Lecz nadto by�o cyprysowej woni I nadto barwy, co si� w r�ach p�oni; I chcia�a nas ju� mi�o�� uj�� zdrad�. � By�o to rankiem � pomn� � pod kaskad� � Byli�my niczym nie strwo�eni � sami � Czytaj�c ksi��k� pe�n� �ez, ze �zami. Wtem duch mi jaki� podszepn�� do ucha, A�ebym na ni� z ksi��ki przeszed� okiem. � By�a jak anio�, co my�li i s�ucha � I nagle � takim przejrzystym ob�okiem Rumieniec smutny twarz jej umalowa�, �e nie wiem dot�d, jak si� wszystko sta�o; Alem j� w usta r�ane ca�owa� I czu�em j� tu, na mych r�kach, bia��, Sercem bij�c�, brylantow� w oczach. Wtem nagle � w jasnej kaskady warkoczach Co� pomiesza�o si� i co� urzek�o; Wiatr na nas rzuci� ca�e wodne piek�o I z kwiat�w sp�oszy� wilgotnymi mg�ami. � Odt�d ju�e�my nie czytali sami. XI Odt�d w u�miechach by�a dla mnie rzadsza, Smutniejsza, cichsza i bielsza, i bladsza. W g��bszych si� coraz zanurza�a cieniach I obrywa�a r�e na strumieniach; Albo przy kaskad naci�gni�tej lutni Stawa�a s�ucha� tak jak ludzie smutni, Z twarz� spuszczon�; lub sama w ustroni R�ce na bia�� zak�ada�a szyj� Jak ta, co boi si� albo si� broni. Lub jako go��b, co w strumieniu pije, Do nieba jasnym wzlatywa�a okiem. Ju� wolnym, sennym b��ka�a si� krokiem I jask�eczek utraci�a zwinno��, I zaduma�a j� ca�� � niewinno��. XII Widz�c j� tak� chcia�em broni� siebie I rzek�em: �Luba! jak B�g jest na niebie, Z serca� mi wszystko odpu�ci� powinna; Lilija jedna wszystkiemu jest winna. Oto� ty wczoraj w tym �r�dle, co bije Na jasnej ��ce, my�a twarz i szyj�; A tam za tob� prosta, niedaleka, Jak s�u�ebnica, co z r�bkami czeka, Lilija jedna, ca�a jasna, w bieli, Oczekiwa�a, a� wyjdziesz z k�pieli. Widz�c was obie takie bia�e, w parze, My�la�em, �e �pi�c o anio�ach marz�; I dr�e� zacz��em, i zadr�a�em wszystek, I jeden tylko poruszy�em listek, Ten listek inne poruszy� listeczki, I szmer si� zrobi� � ty wybieg�a� z rzeczki; I take� pr�dko ucieka�a zl�k�a, �e� �onem kwiatu potr�ci�a pr�ty; I lilijowa wnet �odyga p�k�a, I kwiat z niej upad� twoj� piersi� �ci�ty; A jam rozwa�a� zacz�� z twarz� blad�, Jak ten kwiat kruchy, jak ty jeste� zwinna. I oto dzisiaj rankiem, pod kaskad� � Nie jam by� winien � lecz lilija winna�. XIII P�on�a wonna jak kadzid�o mirry I wida� by�o, �e nie wiedz�c p�onie. G��bszymi oczu sta�y si� szafiry I pr�dsza fala bia�o�ci na �onie, I dziwnym ogniem rozpalone skronie Wczesne zwi�dnienie dawa�y b�awatkom. Ona z tych by�a, co si� skar�� matkom, I skar�y�a si� gwiazd cichej grom