2624

Szczegóły
Tytuł 2624
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2624 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2624 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2624 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JANUSZ ANDERMAN BRAK TCHU opowiadania. Tower Press 2000 Copyright by Janusz Anderman.4 Kraj obraz ...Ten kraj blaknie na mapach,jest coraz mocniej zetla�y;zacieraj� si� kontury granic, mi�kn�,roz�a�� si� na wszystkie trzy strony tego �wiata i ju� nie mo�na ich wyczu� czu�ymi ko�cami palc�w;jego miasto rozsypa�o si� i daje si� odnale�� t ylko w zmatowia�ych okru- chach pami�ci. Ulice ko�cz� si� niespodziewanie kordonami,drzewo,mimo og�oszenia wiosny,jest su- che,bez �ez li�ci,dom przy Przechodniej opustosza�. Adresy w notesie m�tniej� albo si� wykruszaj�,�ycie,zgodne z regu��,wre jeszcze za wy- sokimi murami wi�zie�;tylko tam trwa nadzieja. Kolczaste powietrze rani p�uca,ludzie zapomnieli o przysz�o�ci,a ich �wiat ma kr�tki �y- wot �ciek�w ta�my filmowej,notatek,pogr��onych w rozsypanych karteczkach. Miasto straci�o oddech i ta kobieta w poszarza�ym kitlu;na g��wnej ulicy wysiada z czar- nej wo�gi,rozgl�da si� rozpaczliwie i ju� nie pami�ta,gdzie mia�a dostarczy� talerz zupy, kt�ry trzyma na plastykowej tacy... �Co innego w cywilizacji,co innego u nasz �krzyczy �o�nierz i wymownie poprawia pi- stolet maszynowy....5 Kopanie studni Sta�em przy ko�owrocie.Nogami mocno zaparty.Lewa noga wysuni�ta do ty�u i wryta w k�p� wyschni�tej trawy,a prawa zgi�ta w kolanie i swobodniejsza.Tak,�e nie do niej nale- �a�o utrzymywanie ci�aru cia�a.Ta druga odrabia�a ca�� robot� bez szemrania. Patrzy�em przed siebie;najbli�ej by�y warkoczyki �y�,wyst�puj�ce na grzbietach d�oni. Rozga��zione we wszystkich kierunkach,mi�osnym gestem oplata�y ca�� r�k� i nikn�y do- piero przy palcach � chowa�y si� g��biej.By�y na dow�d wa�no�ci r�k,na ich potwierdzenie; pod cienk� tkanin� sk�ry pulsowa�o i porusza�o si� niespokojnie,a na kostkach wyst�powa�y z wysi�ku jasne plamy.R�ce by�y zm�czone � palce,nadgarstki,ramiona;obie czu�y prac� dzisiejszego dnia,a tak�e minionych.Dobrze pami�ta�y ka�d� minut�. Dalej p�on�a w upale ��ka;sucha trawa falowa�a bez powiewu wiatru,jak j�zyki zielon- kawego ognia. ...no wi�c jak mi za�o�yli t� mask� na twarz,to ju� nic nie mog�am powiedzie�,no bo twarz zas�oni�t� mia�am,ale tylko g�ow� pokaza�am,�e si� dusz�,jak mi powiedzieli,�ebym g��boko oddycha�a,to ja czuj�,�e si� dusz�,g�ow� pokaza�am i nic nie pami�tam;nagle mnie budz�,to ja si� dziwi�,�e usn�� nie mog�am,czy jak,nie?,a to po operacji by�o;nie wie- dzia�am,kiedy usn�am nawet,bo jak mi za�o�yli t� mask� na twarz,to ju� nic nie mog�am powiedzie�,no bo twarz zas�oni�t� mia�am,ale tylko g�ow� pokaza�am,�e si� dusz�,jak mi powiedzieli,�ebym g��boko oddycha�a,to ja czuj�,�e si� dusz�,g�ow� pokaza�am i nic nie pami�tam;wi�c jak si� budz�... �Ci...ci�g,kurna � us�ysza�em jak spod ziemi.Zacisn��em mocniej palce na ciep�ym �e- lazie korby. �Leje si�,kurna!�Zakr�ci�em wolniej,bardziej miarodajnie.Ponad ostatni kr�g wyp�y- n�o blaszane wiaderko,na�adowane piachem.Trzymaj�c korb� praw� d�oni�,wychyli�em si� w lewo i uj��em kab��k.Potem zwolni�em uchwyt i odci�gn��em wiadro w kierunku kop- ca.Tam wysypa�em �adunek;piach by� wilgotny,a na dnie kub�a zebra�a si� ka�u�a m�tnej wody. �Leje si�,kurna,na mnie.Trzeba b�dzie worek indyjski zastosowa� �z ciemno�ci do- chodzi�o szuranie i chrobot.Potem ukaza� si� on.Opiera� si� plecami i nogami o kr�gi i wij�c si� jak robak,unosi� si� ku g�rze,ku upalnemu �wiat�u. � Spadnie pan kiedy,,panie Obl�gorek � odezwa�em si�.. �Jakbym chcia� spada�,to bym si� sto razy zabi�.Co ja,g�upi,�eby spada�?Trzeba b�- dzie worek indyjski zastosowa�,bo mi b�oto na �eb lejesz. � Przepraszam.. �Przepraszam,przepraszam.Jak my budowali kiedy� ze szwagrem Wysockim droge,to te� takie przepraszanie by�o.Panowanie.Pi�ciu nas by�o i tak �prosze pana,dzi�kuje panu,a jak kt�ry wyci�gn�� sporty,�eby zapali�,to mo�e pan skosztuje,a nie,mo�e pan mojego skosztuje.No i tak rozbijamy kamie�,bo by� za gruby,a tu jeden zamiast w kamie�,to m�ot- kiem szwagra Wysockiego w paluch,a on patrzaj gdzie bijesz,skurwesynu i sko�czy�o si� panowanie.Co b�dziesz przeprasza�,tu trzeba worek indyjski zastosowa�. Usiad� na kopczyku �wie�ego piachu,nowo wydobytego z wn�trza gor�cej ziemi,�ci�gn�� buty i wy�yma� onuce.Saperk� studniarsk� na kr�tkim stylisku od�o�y� na trawie,�eby prze- sch�a..6 �Studniarki nigdy nie zostawiaj na dole.Bo,tego,rdza schwyci.A but,to jest but.W bu- cie nie ruszy.Nie to,co go�e r�ce.Raz ci��em sieczk� i wsadzi�em palec.Ciach i nie ma. Wo�am babe,co jej ci��em te sieczke,m�wie,zobacz,czy tam gdzie nie ma w sieczce tego palca.Ano jest,m�wi.Przy�o�y�em go,obwi�za�em szmat� i my�le,b�dzie,to b�dzie,nie b�dzie,to nie b�dzie.A b�l!Rano do lekarki,odwi�za�a,ogl�da i m�wi,no dobra,b�dzie,to b�dzie,a nie b�dzie,to nie b�dzie.Jeszcze posmarowa�a takim ��tym.I jest.Ten palec.Tro- ch� si� tylko �le zgina,ale st� jeszcze podniose.No i w sam raz do studniarki.Bo ja i tak sie, kurna,na studniarza urodzi�em.Specjalnie nie uros�em. ...czerwona wokalistka �piewa paryskie tango,ci�ba porusza si� miarowo i gro�nie;ko- bieta w bia�ej czapce z pomponem;sp�ywaj� spod niej stru�ki potu,elastyczne spodnie opi- naj� zad;male�ki m�czyzna w czerwonej koszuli z koronki wtula twarz mi�dzy piersi ko- biety i sunie przy niej,trzymany za baki... Siedzia�em oparty o cembrowin�,bo dawa�a troch� cienia i ch�odu plecom.Ale ma�o go by�o i n�g ju� nie piastowa�.Kr�tko siedzieli�my i cie� si� jeszcze nie poruszy�. � Panie Obl�gorek,,ta studnia,to mo�e by� zegar s�oneczny. � �e jak?? � Tylko by trzeba kr�gi krzywo spuszcza�..Pod k�tem. �Studnia krzywa?Ty chyba tak z tej gor�czki dzi� pieprzysz.Bierzem sie.Robota dobra, tylko dzie� za d�ugi. � Dzie� jeszcze nie jest taki z�y..Da si� wytrzyma�. ...star�,jak brali,to�my j� wszyscy obst�pili,ona na w�zku i na operacj� i w og�le by�a taka nieprzytomna,tylko jedn� r�k� wyci�gn�a i mamrota�a;chcia�abym gdzie� kolej� poje- cha�,daleko,daleko �eby jecha�,kolej� bym gdzie� chcia�a;czekamy wszyscy,my�limy,�e ju� umar�a,czy jak,wreszcie j� przywo��,oczy zamkni�te,to wszyscy dotykamy,ciep�a jeszcze,czyli �yje i tak przez ca�� noc;operacja,jak mi za�o�yli t� mask� na twarz,to czuj�, �e si� dusz� i tylko g�ow� pokaza�am,bo twarz mia�am zas�oni�t�... � Noc za d�uga,,panie Obl�gorek. �W nocy,to sie �pi przy babie.Albo z tyczk� po pro�bie lata.Bierzem sie.Jak cz�owiek zarobi pieni�dzy,od razu weselszy.A st�wy nie chcia�a da� fra�ca,gospodyni,na dobr� bu- dowe.Zgr�z�a baba,op�dzia�a.Chcia�em j� bra� dwadzie�cia lat wstecz,ale ona nie ogl�da�a sie na mnie.Bidny by�em.I co,swojego pochowa�a,a ja jej teraz nie wezme.A kiedy�,to lata�em za ni�,jak w�ciek�y pies.Nie by�a do mnie pozytywnie zaakceptowana.Ja teraz cwa- ny jestem.Jak bym nie by� cwany,to bym dzi� w ortalionie nie chodzi�.Ale wtedy,to jak w�ciek�y pies.Jak bym j� mia� przed oczami.Kawa� baby.Dzi�,to ju� purkrapek jest.I st�wy nie chcia�a da� na dobr� budowe.Raz,to my ze szwagrem Wysockim budowali sto- do�e.Jeszcze cie�la z nami by�,a szwagier Wysocki porz�dny cz�owiek,bo pijak.No i kurna, do gospodyni,�eby st�we da�a,bo trzeba w rogu zamurowa�,na pomy�lno�� i tego tam.Nie chcia�a da�,kurna,ale da�a.Przy�o�y�em te st�we do fundamentu,pochlapa�em cementem, pochlapa�em,a jak baba,kurna,posz�a,to my papierek wyci�gu i ch�opaka po wino.Pi�� flaszek przyni�s� i jeszcze na sze��dziesi�t sport�w zosta�o bez pi��dziesi�ciu groszy.Potem cie�la na pi�� da� i pijemy.I tak przez sze�� dni by�o.Cie�la wzi�� zaliczke,tysi�c z�otych i dalej pijemy,a potem sie zabra� i pojecha�,bo niedziela przysz�a i tak my go wi�cej nie wi- dzieli. Sta�em przy ko�owrocie.Nogami mocno zaparty.Lewa noga wysuni�ta do ty�u i wryta w k�p� wyschni�tej trawy,a prawa zgi�ta w kolanie i swobodniejsza.Tak,�e nie do niej nale- �a�o utrzymywanie ci�aru cia�a.Ta druga odrabia�a ca�� robot� bez szemrania. Pilnowa�em korby.Ju� nie szerokiego,niewielkiego �wiata,kt�ry by� za plecami.Nie- pi�knego,gdzie niedziela jak ko�uch ple�ni. ...co jest do picia;nie b�d� wylicza�,bo i tak pan jedn� rzecz we�miesz,piwo jest;kto� m�wi,co to za pomys�,te drzewa,mo�na powiedzie�,umieraj� stoj�c;ja nie chc� by� sno-.7 bem,czyli i�� za opini� publiczn�,ale s� dwa obozy,jeden przeciw,znaczy kontra,drugi za, znaczy za;panie,piwo,bo mnie s�abo,jak �e� pan zjad� konsumpcj�,to nie zajmowa� miej- sca;ludzie to wi�cej gadaj�,ni� prawdy jest;prowadz� �urnal siarka i jak chc� jecha� gdzie, to m�wi�,�e jad� i jad�,o przodownikach pisz� i temu podobnie,za samo czytanie gazet wi�cej mam na r�k� ni� ty;panie,ale niech pan powie,jeste� pan ksi�ciem,czy nie,niech pan tylko to powie,kochany;jestem z w�a�ciwego gniazda;ale jeste� pan ksi�ciem,czy nie jeste� pan ksi�ciem... Obraz kraju przesuwa si� wzd�u� poci�gu.Wybucha dzie�,potem przygasa,by trwa� mia- rowo.Obl�gorek prowadzi mnie i krzyczy: � Dziadek,,pomocnika znalaz�em!Tym przyjecha�,autostopem! � A to postaw pod grusze � odpowiada.. A drugiego dnia siedzia�em w so�ninie,pod s�o�ce i widzia�em cie� Obl�gorka;chodzi� po ��ce na szeroko rozstawionych nogach,a r�ce jak �lepiec mia� przed sob�.Trzyma� brzozowe wide�ki,kt�re wyci�� z tego naj�agodniejszego drzewa i posuwa� si� powoli naprz�d.Kape- lusz studniarski z szerokim rondem mia� zsuni�ty na ty� g�owy.By� skupiony i nat�ony,a spod tego ronda wybiega�y mu na skronie p�dy �y�,jak strumyki. �Jezu,Jezu � st�ka�a skulona za mn� gospodyni i tward� d�oni� dzieli�a gor�ce powietrze na cztery cz�ci,znakiem krzy�a. Spa� upa�.Wysch�a trawa nie wi�za�a ziemi,kt�ra unosi�a si� teraz w ob�okach kurzu spod niecierpliwych but�w. ��eby tego skurwegosyna Pan B�g pokr�ci�.�eby jego pokara�,pokrake �mrucza�a wdowa,szarpi�c kawa�ki �ywego cia�a z s�siada,kt�ry jej zagrodzi� drog� do swej studni i teraz musia�a wy�o�y� te tysi�ce. � A �eby jemu zaraza,,amen. Dr�a�a brzozowa witka w r�kach Obl�gorka.Wreszcie wygi�a si� ku spieczonej ziemi,a� si� gwa�townie zatrzyma�. � Tu czuje wode,,tu b�dziemy dr�y�.� Ojezu � j�kn�a wdowa.. �Czuje wode � powt�rzy� i przysiad� na k�pie.Wyci�gn�� papierosy,a wdowa dalej kr�- ci�a g�ow� okutan� my�lami,ci�kimi jak ten upa�. A potem pierwszy kr�g by� wpuszczony w sypk� ziemi� i nie mia�em przy tym �adnej ro- boty.Obl�gorek wpuszcza� go,wybieraj�c ze �rodka. �No i szwagier Wysocki,kurna,kopie studnie.Ja tam tylko przychodzi�em i zak�ada�em �adunki,bo jego syn w kamienio�omie robi� i denamit sobie bra�,jak potrzebowa�.Wykopali- �my trzydzie�ci metr�w w skale,wody nie ma,ale my�le,kurna,�eby kto nie wpad�,bo szwagier desek na szalunek po�a�owa�.No i szwagier Wysocki wpad�.Przylatuje,kurna,py- tam,jak spad�.Ano na g�owe.To m�wie synowi szwagra,studnie zakop,to na pogrzebie oszcz�dzisz,a z takiej studni,to i tak grzech wode pi�.Ale m�wi,�e nie ma mowy,�e nie,no to,kurna,do wyci�gania.Jednego my spu�cili,bo syn szwagra za chi�skiego boga nie chcia�. Ale jak go wyci�gn��?Wi�e go pod pachy,to r�ce w g�re,kurna,id� i sie wysmyka.No to ja m�wie,�eby za g�owe uwi�za�,ale my�le,przyjdzie prekurator,to powie,�e powiesili. Tak za noge go uwi�za�,ja ci�gne,ale znowu krew z niego ucieka i ten na dole krzyczy,�e go krew zalewa.A szwagier Wysocki porz�dny cz�owiek by�,bo pijak.Umia� by� pijany.I tak trzydzie�ci metr�w posz�o na marne. Obl�gorek sta� w pierwszym kr�gu.Nieg��boko by�o,tak �e mu g�owa w kapeluszu stud- niarskim akurat wystawa�a nad zr�b.A potem zacz�a nikn�� w czelu�ci,zupe�nie si� zagu- bi�a,a ja si� zapiera�em wysuni�t� lew� nog� i kr�ci�em ciep�ym metalem korby.Patrzy�em przed siebie.Na p�on�c� ��k� i ponad. Obl�gorek dr��y w glebie;zaci�ty jest i kiedy si� pochylam nad kr�giem ciemno�ci,to go nawet nie widz�,tylko s�ysz� g�os,jak spod ziemi..8 �Nie chcia�a mnie,kurna,no to swojego pochowa�a.A ja za ni� jak pies za suk�,z tyczk� po pro�bie. Dr��y� i wg��bia� si�,a ja odbiera�em na g�rze �adunek,pe�ne wiadro wilgotnych wi�r�w. Kiedy kr�g zr�wnywa� si� z powierzchni� ziemi,z ciemno�ci wydobywa� si� Obl�gorek; odczepia� kube�,jedn� nog� wk�ada� w p�tl� liny,drug� opiera� si� o �cian�.Tak�e plecami. Robi�em jeden obr�t korb�,on szuka� oparcia wy�ej,potem nast�pny obr�t i nast�pne opar- cie,a� pojawia� si� w s�o�cu.Nak�adali�my kolejny kr�g.Obl�gorek nawet nie odpoczywa�, nie przysiada� z papierosem,by go z rozmys�em wypali�,nie wykr�ca� wilgoci z onuc,tylko opuszcza� si� w ciemno�� i dr��y�.Z w�ciek�o�ci� do tej �ywej gleby. � A ja za ni�,,jak pies za suk�.Z tyczk� po pro�bie! Patrzy�em przed siebie.Na p�on�c� ��k� i ponad.W stron� granatowego pasa sosen i w lewo,ku grupie m�odych brz�z,naj�adniejszych drzew,pokrytych kor� ciep�� jak sk�ra na brzuchach zwierz�t. Szukali�my wody,dr���c do �r�d�a.Nie si�ga�em wzrokiem poza granatowy pas sosen. One by�y widnokr�giem.I te naj�agodniejsze brzozy. Nie by�o ataku s��w.Chroni�a mnie cisza ��ki.Nie by�o s�ycha� barmana,kt�ry sta� z os�upia�� twarz�;piersi mia� przeci�te metalowym blatem. ...ojezu,ojezu,to pan,alem si� zl�k�,m�wili,�e pan w wypadku zgin��,samoch�d w dre- biezgi,ale mo�e to nie o panu m�wili,ju� sobie nie przypomn�,ojezu,my�l� sobie,taki cz�owiek;ja sobie od razu pomy�la�em,�e jak ja tu pana widz�,no to by� pic na wod�;czy pan zna porucznika Smyka,o,ca�� flaszk� kupuj�,o,ja robi�em kot�y u jednego profesora i mi m�wi,�ebym zrobi� i zrobi�em,czy pan zna porucznika Smyka?,to ja ca�� flaszk�;potyka si� i jak Chrystus pada rozkrzy�owany na mokr� posadzk� kibla;kelnerka bije w twarz go- �cia,do�� si� ju� wyspa�e�,pani mnie zna z uczciwej pracy,a ja pani� z nieuczciwej;jak to jest,restauracj� maj� zamyka�,to si� kurwy schodz�;wszystko mog� o panu powiedzie�, jestem wr�bita,co� jak jasnowidz,apropos,dorzu� pan na kufel... �eby mnie nigdy nie wyci�gali nieprzytomnego z taks�wki.�ebym nie trzyma� w gar�ci bukietu i nie be�kota�,niech �yje,niech �yje.�eby nie mamrota� wystraszony taksiarz,a za narzygane,to kto b�dzie p�aci�,za sprz�tanie narzyganego... Panie�ska sk�ra �agodnych brz�z na widnokr�gu.I granatowa plama sosen. � Jest!!Jest �r�d�o,kurna...� krzycza� Obl�gorek,,wij�c si� po kr�gach ku �wiat�u.Spodnie nad cholewami mia� mokre. �Jest.Jak z do�u patrze� na niebo,gwiazdy w dzie� wida�.To mnie dziwi,kurna.Z tej studni ostatni raz widzia�em gwiazdy. Wydobyli�my pierwsze wiadro.Woda by�a ��ta i m�tna.Nieprzejrzysta. �Du�o trzeba b�dzie wyci�gn�� do czysto�ci �m�wi� zamy�lony Obl�gorek,gdy siedzie- li�my przy wyszorowanym stole � bia�e deski.. �O,jak sie ucieszy�em,�e�cie przyszli,ju� my�la�em,�e�cie zab��dzili �marudzi� po izbie dziadek,rozk�adaj�c r�ce jak szara �ma,obijaj�ca si� o �ciany.�Kurier,to po waszemu dobra gazeta? Przed nami sta�a butelka. � Nic bimbrem nie jedzie..Trzy razu dziadek przepuszcza�. �Jedz w�dline �podsuwa� mi czarny kawior,czyli kaszank�.By� chleb,musztarda,her- bata.Wszystko by�o.Bia�e deski �wie�o szorowanego sto�u. �Urodzi�o sie takie ma�e,kosmate,p� �wini,p� koz�a,p� cz�owieka � mrucza� dziadek. Takie to jej sie dziecko uda�o.W kurierze pisali.A cytryna dobra jest? � A jak..� Obl�gorek odbija� drug� butelk� i czai� si� nad sto�em.. �Ja to bym tak �przysun�� si� bli�ej.Szarpn�� g�ow� do ty�u,potem chlusn�� resztk� na pod�og� i odstawi� szklank�.�Wdowa mieszka niedaleko.Mo�emy now� studnie dr�y� daleko albo mo�e by� inaczej.Wiesz,co zrobimy?Wrzucimy jej do studni zdech�ego kota..9 To trzeba studnie zasypywa�,bo zaraza.Mam takie �cierwo.I b�dziemy u niej drug� studnie dr�y�,blisko.Mam takie �cierwo,to jej wrzucimy.Tylko najpierw m�tn� trzeba wybra� i dopiero jak sie czysta poka�e... Nala�em do szklanki,wypi�em,resztk� chlusn��em na pod�og�.Odstawi�em szklank� i za- pali�em papierosa. �I drug� b�dziemy dr�y�.Na co mamy je�dzi� daleko,jak tu jest blisko.Mam ju� takie �cierwo i drug�... � Ja ju� nie b�d� m�g� drugiej � powiedzia�em ze �miechem..� Musz� jecha�.. � Jak??�e �le ci zap�aci�em?Tak �e�my si� dogadali... � Nie dlatego..Dobrze pan zap�aci�.� No to co sie martwisz?? �Nie martwi� si�.Nie m�wi�em panu,ale musz� jecha�.B�dzie pan musia� z kim innym szuka� tej wody.Tak wypad�o. � Jak??S�ysza�e� dziadek?Wyje�d�a! � A to postaw pod grusze � odpowiedzia�.. [1973 ].10 Kraj obraz ...To tego grudniowego dnia chcieli z�o�y� pod bramami stoczni kwiaty swoim poleg�ym przed jedenastu laty,ale zatrzyma�y ich opancerzone kordony i tylko ponad brukiem he�m�w widzieli z daleka jak podje�d�aj� autobusy;widzieli wysiadaj�cych z nich ludzi i uwijaj�cych si� kamerzyst�w;widzieli jak tamci tocz� ku swoim ofiarom g�adkie wie�ce ze sztucznych kwiat�w. To tego dnia spikerzy telewizyjni,oddzieleni od widz�w szczelnie przylegaj�cymi mundu- rami,rzucali na boki ukradkowe spojrzenia,a kartki,kt�re dzier�yli w dobrze u�o�onych pal- cach,wydobywa�y z nich mechaniczne g�osy;s�owa p�yn�y w bia�ym �wietle reflektor�w,a pod�u�ne zmarszczki odkleja�y si� od cz�;znale�li si� w�r�d nas tacy,kt�rzy z ca�� �wiado- mo�ci� zapragn�li spowodowa� starcie w�a�nie po to,aby pop�yn�a polska krew.Historia wymierzy im kiedy� ci�ki,surowy wyrok �za warcholostwo,zacietrzewienie,nieodpowie- dzialno��,brak wyobra�ni.To ich sumienie obci��y przelana w �rod� polska krew.Niech odpowiedz� matkom poleg�ych g�rnik�w w kopalni Wujek,w imi� jakiej sprawy postanowili doprowadzi� do konfrontacji.Niech teraz spojrz� w oczy matkom zabitych. �Pochylmy czo�a nad t� �mierci�,kt�ra by�a niepotrzebna � brz�cza�y gadaj�ce kartki pa- pieru,a g�owy spiker�w pochyli�y si� jak w obawie przed nag�ym ciosem. W pokoiku obok studia telewizyjnego ksi�gowa wype�nia ostatnie rubryki na li�cie p�ac. Tej nocy nie spa�y przepe�nione wi�zienia i mnogie posterunki wojska....11 Ostry dy�ur Tunelem korytarza szpitalnego,pozbawionego okien i powietrza,porusza� si� bezg�o�nie w�zek na gumowych ko�ach,na w�zku le�a� m�czyzna,przygwo�d�ony �ylastymi r�kami salowych i pr�buj�c si� unie��,krzycza� w zamkni�t� przestrze�,darujcie mi,rze�niki,krew by was zala�a,darujcie mi! Jego g�owa,nie wydaj�c szelestu,opad�a na splamion� cerat�;porywa� j� z wysi�kiem spod zr�cznych palc�w kobiet i dalej b�aga� krzykiem,kt�ry rozsypywa� si� na �cianach ko- rytarza jak snop iskier. Drzwi windy zatrzasn�y si� i g�os uwi�z� w klatce,kt�rej mrok rozprasza� chrypliwy �miech windziarza;jedn� r�k� przesun�� d�wigni� mechanizmu,a druga pow�drowa�a ku podbrzuszu salowej,chronionemu szar� szmat� kitla. Na sal� wbieg� m�ody lekarz i rozgl�da� si� drapie�nie po inwentarzu;chorych by�o jesz- cze niewielu i ten cz�owiek patrzy� na le��cych z wyrzutem,tak jak kto�,komu sprawiono zaw�d.Patrzy� z przekonaniem,�e jednym pewnym ci�ciem skalpela mo�na cz�owiekowi odmieni� �ycie. Kr��y� w�skimi przej�ciami w�r�d po�cieli i bacznie przygl�da� si� chorym przed d�ug� podr� na sal� operacyjn�. Do bezw�adnego i wiotkiego cia�a m�czyzny podesz�a piel�gniarka z maszynk� do gole- nia w smuk�ych palcach,pan si� zaraz wygoli na operacj�. ��ebym si� tylko nie zaci�� � wyszepta� m�czyzna i czo�o zakwit�o mu kroplami potu. Powoli przekr�ci� si� na bok,opu�ci� spodnie pi�amy i wodzi� �yletk� po brzuchu.Sk�ra wy- dawa�a g�os dartego pergaminu. Dwaj rekonwalescenci,odmienieni od ostatniego ostrego dy�uru,grali w oko,bacznie ob- serwuj�c okolic�;na ��ku obok nich le�a� ch�opak;W jego oczach nie wida� by�o cierpienia, bo porywa� je pulchny bochen opuchlizny. �W twojej koszuli,spuchlak,ju� dw�ch kop�o kalendarz.S� dwa szwy.Czyli dwa razy by�a rozcinana na sztywnym.Mam oko!� krzykn��,,spojrzawszy w karty. Ch�opak uni�s� g�ow�,ale nie m�g� dojrze� swojej koszuli,wi�c odgadywa� tylko palcami dwa d�ugie szwy,ci�gn�ce si� od szyi w d�,ku brzuchowi. Do sali wjecha� w�zek z pierwszym po operacji go do�� ostrego dy�uru;piel�gniarki jak w obrz�dzie przeci�ga�y cia�o na ��ko i dok�adnie Okrywa�y nogi poduszk�,kt�r� wyj�y spod cichej g�owy.Nad niem� po�ciel� ko�ysa�a si� �ar�wka kropl�wki,s�cz�ca �wiat�o w nieruchome r�ce. � Nie spa�,,nie spa�,jak si� pan czuje... D�ugo zastanawia� si� nad pytaniem,jak si� czuj�,jak si� czuj�. � Umar�em.. M�ody lekarz wprowadzi� procesj� nast�pnego w�zka,na tym ��ku po�o�y� dziadka,co, dziadek,znowu si� spotykamy,drug� nog� ciachn��? � Przebada� i na st�.. Piel�gniarka bez�adnie opl�ta�a wychud�e cia�o mackami przewod�w,��cz�cych je z apa- ratem do elektrokardiogramu. � Jak ja pana pod��cz�,,jak pan nie ma nogi?Jak ja pana pod��cz�. � Ale ja czuje te noge..Teraz ty� j� czuje.Te noge..12 Odwr�ci� g�ow� ku poduszcze s�siedniego ��ka,a pan na co,bo ja sie znam z niejednego szpitala. S�ucha� �apczywie,a w bezw�adnych oczach ros�a rado��. �To pan ma pi�kn� chorob�.Mnie tu niedawno noge cieli.Dobry szpital,r�wniutko.Ca�y tydzie� czeka�em na ostry dy�ur.�eby sie tu znowu dosta�.Teraz b�de mia� raka wycinane- go.I tak.Ju� sie cz�owiek przyzwyczai� do tej beznogi,ju� si� wypi�o i przytup�o.A teraz dwana�cie dni sie nie jad�o,to cz�owiek s�abosilny. M�ody lekarz pogania piel�gniark�,kt�ra niewprawnie trzebi w�osy na brzuchu dziadka. � Wawrzona na bok,,doko�czy� i dawa� go na st�. Rekonwalescenci odrywaj� oczy od kart,niech mu siostra wybrandzluje przy okazji,b�- dzie mia� co wspomina� w niebie;twarz dziewczyny staje w p�omieniach,a palce odruchow� �ci�gaj� rozchylony ponad piersiami fartuch. Z�ta plama w kszta�cie Azji ro�nie na ko�drze chorego,kt�remu opad�y r�ce,przewa�one ci�arem kaczki. Po paru godzinach ��ko starego jest ju� zaj�te,a inne usta,wychylaj�c si� spod banda�y jak kwiat,skar�� si� kaloryferowi. � Ojezuuu,,ojezuuu,ojezuuu,o�esz. � Siostro..A co z dziadkiem.Jego ��ko zaj�te.� A..Na innej sali. Pod ��kiem starego stoi jedyny but � porzucone wspomnienie nogi.. Cygan w nocy wykitowa�,m�wi salowa i wybucha �miechem. ��ona mu kure przynies�a.Pewno smykn�a w jakim kurniku.I on kure popod ko�dre.I ca�� ze�ar.Zaraz by�o po nim.No bo jak.Drugi dzie� po operacji.I tak sie utuczy�. Starzec wciska w jej zg�odnia�� d�o� dwadzie�cia z�otych;niech si� pani pokrzepi tymi pieni��kami.I niech mi pani basen,za przeproszeniem,da. Stoj� na korytarzu,okr�cony niebieskim szlafrokiem i przygl�dam si� przez oszklone drzwi m�odemu lekarzowi,kt�ry niedawno robi� operacj�,a teraz rozmawia w dy�urce z piel�gniark�,pal�c papierosa.D�o� opiera o �cian� powy�ej jej g�owy,a dziewczyna obej- muje si� r�kami,uwypuklaj�c w jego stron� jawne pod kitlem piersi. M�ody lekarz zauwa�a mnie,no i jak,podpisuje pan zgod� na operacj�? � Nie..Niech pan na to nie liczy. �No,niech pan z rozs�dkiem podejdzie.W�a�ciwie,to zabieg.B�dzie pan jak nowy.Pro- sz� po dobroci. � Nie ma mowy.. Za oknem ja�nieje w�ski skalpel ksi�yca,a na ulicy rz�zi silnik autobusu nocnego. Wida�,jak dw�ch kontroler�w wywleka z wn�trza m�czyzn�,kt�ry si� opiera;wykr�caj� mu r�ce i prowadz� w stron� latarni,kt�ra z trudem wydaje �wiat�o. Wracam do sali,przechodz�c obok p�czniej�cych kropl�wek.Przy ��ku starca ustawia krzes�o praktykantka ze szko�y piel�gniarskiej. Siada,okrywa si� szar� peleryn� i rozk�ada delikatnie b�on� gazety. �Zna siostra ten kawa� o facecie,co le�a� w szpitalu ze zwichni�tym palantem?� pytaj� rekonwalescenci,odk�adaj�c karty. Patrz� na ni� g�odnymi oczyma;nie odrywaj�c wzroku,dziel� j�,odbieraj� sobie drapie�- nie i nast�pnego dnia ju� nie b�d� uk�ada� sprawiedliwie kart na r�wne cz�ci. Dziewczyna pochyla g�ow� nad programem kin.W�osy zasypuj� jej twarz i jak puder ga- sz� czerwie� policzk�w. � A o kapturze mnicha siostra zna??Opowiedzie�? � Te� taki ostry??� pyta nie�mia�o. � Siostra takie lubi..Mi siostra nie powie... Ruch w sali umiera. � To dw�ch z tej sali � szepc� salowe...13 � Ma�owiele.. Za oknem p�onie miasto przed �witem;domy dr�� nieznacznie,ostatnie kobiety z dworca zamykaj� si� jak ksi��ki do nabo�e�stwa. Kominy fabryk,do kt�rych wlok� si� robotnicy,nabieraj� wody deszczowej w usta. O �wicie wbiega do sali pi�kna piel�gniarka. � Sika�,,sika�,czemu nie nasikane do analizy jeszcze?Ju�! M�ody lekarz ko�czy dy�ur i zaraz znajdzie si� w swojej przychodni,by przebiera� w pa- cjentach.Jest bez munduru bia�ego fartucha;na ramionach ma zamszow� marynark�,ciep�� jak wilgotna d�o�. � Dlaczego pan nie �pi?? � Czemu pan pyta.. � No i jak z operacj�??Tak sobie pytam. � Nie b�dzie �adnej operacji.. � To si� �le dla pana sko�czy..Za par� dni inaczej pogadamy. � Nie b�d� pan �mieszny.. M�ody lekarz szybko wysuwa lew� nog�,d�o� zamyka si� w pi�� jak je� i t� pi�ci� ude- rza mnie w splot s�oneczny. Zginam si� jak w dzi�kczynnym uk�onie i usta nie przyjmuj� powietrza. M�ody lekarz zbiega po schodach i opuszcza szpital. Odwraca si� na dole w stron� okna i widzi mnie.Potem zatrzaskuje drzwi samochodu i gna w miasto. Jak ci�ki dzie� budzi si� g�owa chorego,odwijana z banda�y przed opatrunkiem. R�ce brn� ku s�oikom po d�emie truskawkowym,w kt�rych s� przyklejone kartki z na- zwiskami,wypisanymi okr�g�ym dziewcz�cym pismem. W sali wstaj� j�ki.W przebieralni piel�gniarki obna�aj� cia�a z �upin bia�ych fartuch�w, badaj�c si� zazdrosnymi spojrzeniami. �Dzi� b�dzie ta cycata na zmianie �odzywa si� rekonwalescent.� Ta,co jej cyc prze- �wieca przez fartuch.Siostro,to ilu na ostrym kop�o w kalendarz? � Co??Kt�ry dzisiaj?� wraca z letargu starzec.Rozpoczyna si� dzie� nie do opisania. [1975 ].14 Kraj obraz ...Te kobiety,kt�rym tutaj w ci�gu miesi�cy przybywa lat i popio�u we w�osach? Te kobiety,poruszaj�ce si� zr�cznie tunelami w�r�d ubra�,puszek,pude�ek i lekarstw,za- sypuj�cych szkliste korytarze klasztorne? Te kobiety,kt�re przysiad�y teraz na kartonowych pud�ach jak szare wr�ble i szybko od- poczywaj� i nie my�l� nawet o nocy? One robi� paczki dla tamtych,znanych tylko z nazwiska i imienia ojca i dla osieroconych rodzin.Siedz� na kartonach i m�wi� w kamienn� pod�og�,kt�ra w niesko�czono�� powiela g�osy. � W jednym obozie,,klawisze,co pa�owali ludzi,to sobie kazali ca�owa� buty. �W jednym obozie powiedzieli kobiecie,�e umar� jej syn i �e wypuszcz� j� na pogrzeb, jak im podpisze deklaracj� lojalno�ci. �Jeden si� ukrywa i przychodz� do jego matki i ona m�wi,�e nie wie,gdzie on jest,to jej zapowiadaj�,�e co poniedzia�ek b�d� j� wozi� do kostnicy,�eby rozpoznawa�a zw�oki,�e mo�e syn si� trafi. � Jak wzi�li j� i jego,,to dziecko zabrali do milicyjnej izby dziecka;w takich sytuacjach,to m�wili ludziom,�e b�d� mieli odebrane prawa rodzicielskie. �On siedzi,a matka zosta�a z dzieckiem i to dziecko zaczyna m�wi�,ale ona jest g�ucho- niema i dziecko powtarza za ni� tylko te be�kotliwe sylaby;to,czego si� od niej nauczy,to powtarza,tylko to. �Jednej chorej,co jej zabrali lekarstwa w wi�zieniu,to powiedzieli,jak si� upomnia�a,�e mog� jej da� sznur i b�dzie si� mog�a powiesi�. �Jedna matka,co pracuje w bezpiece,to zadenuncjowa�a syna,w�a�nie paczk� dla niego zrobi�am. Ju� nie m�wi�,ale zmieszane g�osy trzepocz� jeszcze w zaciszu. �A to.Przychodzi zomowiec do lekarza z �omem w plecach.Te�ciowa?Nie,Wujek.Ko- palnia.I rozbiegaj� si� po labiryncie,szeleszcz� papiery;tylko pami�tajcie,�eby zdejmowa� te kolorowe opakowania z zagranicznych rzeczy,bo to klawiszy dra�ni....15 Cha�wa,pumeks,benzyna Tynk tego domu obsypany jest male�kimi otworkami,kt�re zosta�y po przebytej trzydzie- �ci par� lat temu czarnej ospie. Na �cianie,na jednym haku,ostatkiem si� trzyma si� przekrzywiona gablotka z liszajami politury;za mg�� szybki wida� trzy rysunki wykonane przez dzieci;nad tymi rysunkami jest napis,zawsze razem,pierwsza,druga,trzecia nagroda.Bli�ej gwiazd.Na ka�dym z nich rozlewaj�cymi si� plamkami akwarel namalowany jest Kreml,a z ka�dego Kremla,z naj- wy�szej wie�y,wytryskuje w niebo stalowy sputnik,wygl�daj�cy jak z�o�liwy plemnik,kt�ry chce doprowadzi� �wiat do niepo��danej ci��y. Drzwi tego domu zamykaj� �a�ni�,ale mog� te� chroni� wn�trze ka�dej instytucji. Mo�liwe,�e te drzwi,z kt�rych bezszelestnie �uszczy si� farba w kolorze dworcowym, prowadz� do �a�ni. Mo�liwe,�e tam,w �rodku,s� niskie korytarze,przepocone par� �liskie por�cze,kt�rych nikt nie dotyka,by nie zostawi� odcisk�w palc�w,schody,oci�a�e kotary i stoj�ce blaszane popielniczki. Dusz�cy zapach wilgotnych koc�w i na pewno ta male�ka kobieta z ogromn�,opadaj�c� do ty�u g�ow�,sprzedaj�ca bilety wst�pu. W�skie korytarzyki prowadz� w r�nych kierunkach,wanny,bicze wodne,natryski,k�- piele borowinowe;na drzwiach wisz� emaliowane tabliczki z zatartymi napisami. Wczepieni w drewniane �awki ludzie;czekaj�,by kto� przywr�ci� im ch�� do �ycia,a w oczach maj� tak g��bok� ufno��,jakby przygotowywali si� do spowiedzi. Co jaki� czas pojawiaj� si� funkcjonariusze,okr�ceni szarymi kitlami i czujnym wzrokiem wy�awiaj� kogo� spo�r�d oczekuj�cych. W pomieszczeniu,odgrodzonym od �a�ni parowej ogromnym prze�cierad�em,ca�ym w si- niakach piecz�tek,jest bufet i stolik z samotnym krzes�em,na kt�rym kto� siedzi;inni,owi- ni�ci kawa�kami p��tna,stoj� dooko�a w nieruchomych pozach,we w��knach pary,kt�ra jest cicha jak pierwszy �nieg;ci ludzie wygl�daj� jak pomniki tej epoki. Za wysok� lad� porusza si� g�owa bufetowego;wygl�da to tak,jakby �lizga�a si� we wszystkich kierunkach po omsza�ym od wilgoci blacie;bufetowy podzwania butelkami z piwem grodziskim;podnosi te butelki �akomie do ust,jakby z ka�dej po kolei chcia� si� na- pi�;mi�dzy przednimi z�bami ma obszern� szpar�;wciska tam brzeg kapsla i jednym poci�- gni�ciem zrywa go z szyjki.Brak mu czasu,by ociera� strz�py piany,kt�ra wydobywa si� z butelek;piana osiada mu na ustach i przez to ta g�owa,tocz�ca si� po blacie,wygl�da jak g�owa szale�ca. Bufetowy rozdaje butelki,kt�re s� rozbierane w milczeniu,monety wrzuca do plastyko- wego pude�ka po pa�cie do pod�ogi,kolor ko�� s�oniowa,grzechocze tymi monetami i �mieje si� gdzie� w przestrze�. � Wsio jest gitenio!!Cha�wa,pumeks,benzyna! �Jeszcze �eby tylko putany by�y na szkiertanie �odzywa si� ten od stolika.� To ju� by by�o pe�ne pedalstwo. � No,,wtedy to cha�wa,pumeks,benzyna!� �mieje si� bufetowy spienionymi wargami.. � Szefie!!Nie pyta� dzi� o mnie taki brunecik z kr�tkimi pi�rami � pyta ten od stolika.. �Jeszcze si� nie pyta� �bulgocze bufetowy.Jak si� mia� pyta�,to si� zapyta.Pan W�adzio to si� pyta�,ale si� zmy�..16 � Szkoda,,�e si� zmy�.Ni ma zabawy bez pana W�adzia.Dowcip opowie,chuja poka�e... �Cha�wa,pumeks,benzyna!�ryczy bufetowy i Wary�skim z banknotu ociera �zy,kt�re p�yn� mu po twarzy. � Nie ma kt�ry paczki??Bo jestem pusty.Bym si� napi� � odstawia butelk� ten od stolika.. Nieme postacie w bieli kr�c� g�owami. Zas�ona,oddzielaj�ca pomieszczenie od �a�ni parowej faluje nieznacznie;ukazuje si� zza niej ostro�nie jaka� posta� i chy�kiem,przytulona do �ciany,przemyka si� w stron� bufetu. � Cze��,,Atasze.Sie masz. Atasze zatrzymuje si� raptownie w p� kroku i tak ostro�nie stawia bos� stop� na posadz- ce,jakby bada� wcze�niej grunt. � Cze--czee��. �Zaraz si� co� zrobi � ten od stolika mruga do niemych postaci,unosi si� nieznacznie i wyci�ga spod siebie jak�� ksi��k� w wiotkich,niepewnych ok�adkach. � Atasze..Chcesz zrobi� dobry interes? � Chy--chyyyce-e.Ja-aaasne. �Atasze.Tu masz dzie�o.Dramaty.Dwie paczki na tym trafisz.Ja ci oddam za paczk�.A ty sobie skoczysz do antykwariatu i pchniesz to dalej za dwie paczki. � A--aa wyya-wyaarto? �Jasna sprawa.To jest bia�y kruk.Pos�uchaj Atasze.Walenty Zielencow ulega wp�ywowi zachodniego stylu �ycia swego mistrza Wawerlejskiego,sprawy osobiste stawia na pierw- szym miejscu,zaniedbuj�c prac� produkcyjn� i kulturaln� w zespole teatralnym przy fabryce. Dopiero zdecydowana postawa towarzyszy i wychowawcze dzia�anie kolektywu pozwalaj� zar�wno Kostii jak i Walentynowi podej�� w�a�ciwie do zagadnie�.Wszystkie sztuki cha- rakteryzuje optymistyczne zako�czenie,ukazanie dalszych perspektyw rozwojowych obozu walki o pok�j i socjalizm.Zgodnie z historycznym rozwojem ludzko�ci przegrywaj� repre- zentanci gnij�cego,zwyrodnia�ego �wiata kapitalistycznego,a zwyci�aj� wspaniali i szla- chetni ludzie,walcz�cy o zdobycie lub realizuj�cy ju� ustr�j sprawiedliwo�ci i szcz�cia, komunizm.Widzisz,�e ju� wst�p jest gites.Nazywa si� Przyjaciele sztuki.Paczka,to ca�- kiem darmo.Ja ci�,Atasze,nie oszukam,nie?Nie?� patrzy na milcz�ce pomniki w bieli.. � Ty--oo zy-zy-aaaraz � odpowiada gor�czkowo Atasze i rzuca si� za kotar�.. � Mo�esz pan otwiera� flaszki,,szefie! G�owa bufetowego toczy si� ku skrzynce z butelkami;obiema kr�tkim r�czkami unosi po kilka jak bukiety,a �le przyklejone etykietki wiruj�c sp�ywaj� w d� lotem zeschni�tych li�ci. �Z panem,szefie,to dobrze tu mamy,tak?Pan sma�y,a my dziobiemy.Elegancja.A ci pokazuje na milcz�cych w bieli �to powinni do tych pieluch zak�ada� czerwone krawaty. Bez czerwonych krawat�w nie powinien pan wpuszcza� do lokalu. � A jak!!Cha�wa,pumeks,benzyna!Tak,czy nie? Niemi w bieli podnosz� butelki do ust. Kotara faluje,pojawia si� Atasze jak wypchni�ty przed kurtyn� i chy�kiem sunie do tego za stolikiem. �Daj szmal panu szefowi �wskazuje g�ow� bufetowego;Atasze zatrzymuje nagle si� w p� kroku,potem ostro�nie si� odwraca i s�ada banknot na ladzie.Bufetowy natychmiast od- kleja go od wilgotnej powierzchni. �Trzymaj dzie�o � m�wi ten od stolika;Atasze porywa ksi��k�,p�niej drobi ku kotarze, ale zatrzymuje si� jeszcze na moment i patrzy b�agalnie na bufetowego. � Py--pyaanie szsz-szszefie.Daa-haaa�by paan p-p-paa-re k kkaapsli dladzie dla dzie-ciaaa- k�w. � Nie mogie,,kochany.Jak pragn� boga.Sam co� musz� swoim przynie��,tak? � Nooo tha--aaak � szepce Atasze i znika za kotar�,,unosz�c ksi��k�..17 Ten przy stoliku przechyla g�ow� do ty�u i pozwala p�yn�� piwu swobodnie;ci w bieli popra- wiaj� prze�cierad�a,moszcz�c w nich dok�adnie g�bczaste cia�a.Para cicho podzwania biel�. Drzwi otwieraj� si� wolno;ten,kt�ry si� w nich pojawia,zatrz ymuje si� teraz i wypatruje w�r�d nieruchomych postaci jakie� twarzy. � Po cywilnemu nie wolno!!� odzywa si� g�owa bufetowego. � To do mnie,,szefie � m�wi ten od stolika..Robot� mam ch�opakowi za�atwi�.Sie masz. � Cze��.. �Kumpel � m�wi ten od stolika,odwracaj�c si� do milcz�cych.Pisa� prac� doktorsk� i na samym finiszu wyruchali go.Znajomych mia� nie takich,co trzeba.Tych korowc�w,co to, tego.Z korem si� zada�,far� gazetek poroznosi�,a teraz zosta� na lodzie.�ona,dzieciak.Bez mieszkania.Trzeba cz�owiekowi pom�c,jak zosta� na lodzie,tak?�mruga porozumiewaw- czo do tamtych. Stoj�cy milcz�,a ten kt�ry przyszed�,zbli�a si� teraz do stolika. � Browarek??-pyta siedz�cy.� Mo�e by�.. � Szefie..Pan otworzy par� flaszek.Zap�a� panu szefowi.Po dwana�cie flaszka. Bufetowy zn�w toczy pian� z ust,spadaj�ce kapsle i monety brz�cz� delikatnie;ci w bieli pij� milcz�co. � To jak� robot� chcesz??� pyta ten od stolika. � No,,nie wiem,jakie s� mo�liwo�ci... �Mo�liwo�ci to jest du�o.Na razie masz dwie mo�liwo�ci.Albo wydzia� kultury w urz�- dzie miasta.Praca ideowa.Ruch.Rozumiesz.Jakie� planowanie.Nanoszenie na grafik.Or- ganizowanie.Ci�g�y ruch.Albo rozg�o�nia harcerska.Zrobisz par� audycji na pr�b�.Umiesz si� pos�ugiwa� magnetofonem? � Zale�y jakim.. �W miasto przewa�nie chodzi si� z kaset� filipsa.Nacisn�� chyba umiesz klawisz.Mach- niesz par� program�w,a potem podpisz� z tob� umow�.Powiedz jakie� zdanie.Musz� po- s�ucha�,czy masz radiowy g�os. � Co mam powiedzie�?? �Ju�.O to chodzi�o.Ju� wystarczy.G�os w porz�dku.To teraz skocz po dwie flaszki do delikates�w. � Co kupi�?? �Hore�ka.Zwyk�a hore�ka.I co�,�eby zagry��.Byle co.Kawa�ek mortadeli.Mo�e by� ucho Czombego.Albo lastryko.Byle co.Spraw� trzeba obla�. �Dobra.To ja zaraz wracam,.Tylko kolejka mo�e by�.Ale mo�e nie b�dzie takiej.To szybko b�d� z powrotem.Ju� s�abo by�o.Nigdzie nie mog�em si� zaczepi�.Zaraz b�d�.Ale to pewne?Z t� robot�? � A jak??Co� ty my�la�.Jak lubisz tylko m�odzie�,to niet problema.Masz to z czapy. Ten,kt�ry przyszed�,znika teraz za drzwiami.Milcz�cy w bieli trwaj� nieruchomo obok swoich butelek. Siedz�cy za stolikiem oblizuje chryzantem� piany,kt�ra zakwit�a cicho na szyjce,wyci�ga z paczki papierosa i odwraca si� do zastyg�ej g�owy bufetowego. �Jaki� ruch jest w interesie,tak?Na t� rozg�o�ni� harcersk�,to ja ju� skrzynk� hary oba- li�em.Tych jeleni bez roboty coraz wi�cej jest.Harcerzy to ja za to lubi�.I pan co� przy oka- zji chlapnie,szefie. � A jak!!Gdzie go pan pod�apa�? �Ma�o si� takich teraz kr�ci po mie�cie?Gdzie� w knajpie si� napatoczy�.Trzeba zrozu- mie� cz�owieka.Nie? �Cha�wa,pumeks,benzyna � �mieje si� g�owa bufetowego.�I niech pan nie wyrzuca na- klejek z butelek.Ja sobie zabior�.Co� trzeba przynie�� dzieciakom w ko�cu... Zamilk�y ch�r grecki w bieli czeka cierpliwie..18 Kraj obraz ...Ulic� Nowy �wiat wiatr niesie strz�py gazet,kt�re ch�on� b�oto z asfaltu;natr�tne ty- tu�y klej� si� do cierpliwego papieru jak skrzepy;wzrasta produkcja i wydajno�� pracy, proszku do prania w nadmiarze,rozszerzenie stosunk�w gospodarczych z Angol�,ko�dra kr�lowej Marysie�ki wr�ci�a do Wilanowa,m�odzie� aktywnym partnerem partii,jezioro Bia�e nie b�dzie ju� szaro-bure,o�ywienie na placach bud�w,lepiej i wi�cej w przemy�le maszynowym,ko�a gospody� wiejskich w dzia�aniu,kryzys nie powstrzyma� rozwoju ��cz- no�ci,pot�pienie ludob�jstwa,dobry pocz�tek,nowa humanistyczna cywilizacja,�agodzenie trudno�ci codziennego �ycia,umacnianie dzia�alno�ci wszystkich ogniw,tak,jak chc� ludzie; ulic� Nowy �wiat przemykaj� si� ludzie,czerwonawe �zy p�yn� spod zaci�ni�tych powiek,a na drzwiach wisi kartka z dziecinnego zeszytu,przypi�ta lekarskim plastrem do �usek farby, sklep nieczynny z powodu zagazowania....19 Rewizyta B�dziesz coraz bli�ej tego zamaszystego gmaszyska;ka�dy tw�j krok b�dzie ci�ki w dw�jnas�b,a on,ten nienawistny gmach,ruszy ci na spotkanie i b�dzie r�s� i b�dzie chcia� ci� przerosn��. I nawet zatrzymuj�c si� na moment ulgi,b�dziesz coraz bli�ej tego budynku,pokrytego szarym ochronnym murszem tynk�w,�nie��cych na trotuar. Za ka�dym opornym krokiem b�dzie si� zbli�a� i olbrzymia�,b�dzie ci� ogarnia�,b�dzie ci� przyt�acza�,a ty bez spokoju b�dziesz si� rozgl�da�,b�dziesz wypatrywa� jakich� znajo- mych oczu lub raczej nieznajomej twarzy,b�dziesz si� zabobonnie przez lewe rami� ogl�da� za siebie i rzuca� sp�oszone spojrzenia na boki;�eby nikt ci� nie widzia�,�eby ci� tylko nikt nie zobaczy�,wch�anianego przez t� w�a�nie bram�. Ka�dy krok b�dzie ci r�s� w gardle,podchodz�c coraz wy�ej,ka�dy krok b�dzie ci� od- dala� od tego wymy�lonego azylu;ukryty w nim,by�e� widoczny jak na d�oni. B�dziesz coraz to bli�ej tego zamaszystego gmaszyska;ta rewizyta jest odpowiedzi� na odwiedziny tamtych ludzi,kt�rzy byli u ciebie i zostawili ci zaproszenie na spotkanie;nie spodziewa�e� si� ich ju� teraz;nawet nie chcieli s�ysze� o tym,�e wola�by� inny termin lub nawet ch�tnie by� zrezygnowa�;wydawa�o ci si� wtedy,�e z tymi lud�mi nic ci� nie ��czy. Nawet nie chcieli o tym s�ysze�,�e m�g�by� im sprawi� zaw�d,bo oczekuj� ci� tak nie- cierpliwie.Obejrzysz si� jeszcze raz;nikt ci� nie widzi i zobaczysz tylko ten zwyk�y krajo- braz za plecami,to staczaj�ce si� �ycie,te staczaj�ce si� tramwaje,ten dwuwymiarowy obraz staczaj�cych si� ludzi,obraz pe�en zak��ce�,kt�rych ju� nikt nie potrafi i nie pr�buje rozja- �ni�. Przechodz�c ko�o bramy tego budynku,skr�cisz nagle w nik�y cie�;potem obli�e ci� wil- gotny zbutwia�y mrok;staniesz si� ju� na pewno kolejnym w pochodzie i nie ostatnim,kt�ry sk�ada rewizyt� w jednym z tych budynk�w;one rosn� wsz�dzie,puchn� jak p�cherze w ka�dym mie�cie,na centralnych placach,nazywaj�cych si� najcz�ciej placami Wolno�ci. Mimo,�e w futryn� wmontowany jest czu�ek dzwonka,zastukasz do drewnianych drzwi, pomalowanych popielat� farb�;zastukasz do tych drewnianych drzwi,kt�rych przezornie nigdy nie dotknie �aden kornik i b�dziesz czeka� chwil� w ciszy,a potem us�yszysz,jak za- brz�czy ci zaproszenie. Wejdziesz do wn�trza i zobaczysz korytarzyk,zako�czony innymi drzwiami,wmontowa- nymi w stalow� krat�,zobaczysz nieprzejrzyst� szyb�,chroni�c� dy�urk� i ruszysz w tym kierunku,jednocze�nie szukaj�c niecierpliwie karteczki.Przetrz�saj�c kieszenie. W dy�urce,zaraz za szyb�,zauwa�ysz stary st� I z porysowanym blatem,a na samym brzegu tego i sto�u s�u�bow� czapk�;ta czapka b�dzie wygl�da� tak,jakby tkwi�a w niej g�o- wa dy�urnego;z pewnej odleg�o�ci b�dzie ona tak wygl�da�,jakby dy�urnemu przez nie- uwag� spad� na pod�og� plasterek kie�basy i teraz on,kl�cz�c za sto�em,usi�uje ostro�nie odklei� go od szarej deski. Gdy podejdziesz bli�ej,gdy si� zbli�ysz,zobaczysz,�e czapka jest jednak pr�na,�e w pomieszczeniu nie ma nikogo i �e nikt nie czeka,by ci� powita� u wej�cia i odebra� od ciebie wierzchnie odzienie.Albo przynajmniej pasek i sznurowad�a. Chwil� b�dziesz sta� niezdecydowany,ale zaraz wybawi� ci� niewielkie drzwi wewn�trz dy�urki,od twojej strony zas�oni�te metalow� szaf�;te drzwi otworz� si� teraz i zza szafy wyjdzie jaki� m�czyzna;popatrzy na ciebie,podejdzie bli�ej;j pomy�lisz,�e niczym si� nie.20 r�ni od innych,�e te�,jak inni,ma twarz niezidentyfikowan�,niezdecydowan� i pozbawio- n� drapie�no�ci,ale b�dzie to tylko chwilowe wra�enie,bo m�czyzna szybkim,jakby wsty- dliwym ruchem si�gnie po czapk�,na�o�y j�,skrywaj�c aureol�,odci�ni�t� na w�osach i zo- baczysz wtedy zupe�nie inn� twarz � przed tob� nie b�dzie ju� sta� jaki� nieokre�lony cz�o- wiek;od tego momentu to ty b�dziesz sta� przed dy�urnym funkcjonariuszem. W milczeniu wsuniesz przez serduszko w szybie zaproszenie;dy�urny rzuci na nie okiem, potem spojrzy na ciebie,a potem,nie patrz�c ju� nigdzie,odezwie si� po raz pierwszy,od- daj�c ci karteczk�. � Pi�tro dwa,,pok�j dwie�cie jedyn. Potem wyci�gnie r�k� w stron� przycisku;us�yszysz brz�czenie i drzwi,uwi�zione w sta- lowej kracie,stan� przed tob� w�skim otworem. Ruszysz w g�r�,ju� z dziwnym spokojem,kt�remu przyklaskuje teraz metalicznie zatrza- skiwana za plecami furta;schody pod stopami b�d� skrzypie�;pomy�lisz,�e to drewno si� rozesch�o;kiedy�,wcale nie tak dawno temu,by�o mokre od tej roboty,ale teraz nieco obe- sch�o;b�d� ci� mijali jacy� ludzie,wielu m�odych ludzi,ubranych w d�insy i modne koszule, ludzi niczym nie r�ni�cych si� od swoich r�wnolat�w z tamtej strony;jedyna r�nica,to zadania,kt�re dostali do rozwi�zania,to zadania,kt�re przyj�li do rozwi�zania;jeden z nich odwr�ci si� za tob�,Mietek,wpadnij do mnie po fajrancie;popatrzysz na niego zaskoczony, opard�,us�yszysz i tamten pobiegnie dalej swoj� drog�;minie ci� paru ludzi w mundurach i �aden z nich nie zwr�ci na ciebie baczniejszej uwagi,�aden z nich nawet si� za tob� nie obej- rzy,mimo,�e my�li,serca i czyny tych ludzi towarzysz� ci dniem i noc�. B�dziesz si� wspina� po schodach,na drugim pi�trze skr�cisz w lewo i pierwsze drzwi, kt�re ujrzysz,b�d� nosi�y numer dwie�cie jeden. Sprawdzisz jeszcze raz,czy numer,zapisany na zaproszeniu,zgadza si� z numerem na drzwiach i zastukasz;drzwi otworz� si� tak szybko,jakby kto�,telefonicznie uprzedzony do ciebie przez dy�urnego,czatowa� za nimi od dawna. Podasz zaproszenie. � Dow�d osobisty i zaczeka� na korytarzu odezwie si� ten,,kt�ry otworzy� drzwi. Zabierze tw�j osobisty dow�d,a ty zn�w prze�yjesz moment samotno�ci w ciemnym prze�yku tego domu. Potem drzwi si� otworz� i zostaniesz zaproszony do �rodka;ten,kt�ry zabra� ci dow�d, przepu�ci ci� i ruszy do wyj�cia,tak,jakby ci� chcia� zaj�� od ty�u. Ty zapytasz go jeszcze. � Mog� dosta� z powrotem zaproszenie?? �A na co? � Na pami�tk�.. � Co pan..Na pami�tk�,to my sobie je zatrzymamy. To zdanie us�yszysz za plecami;odwr�cisz si�;za biurkiem b�dzie siedzia� inny m�czy- zna w bia�ej rozpi�tej koszuli i z u�miechem,jak bukiet sztucznych kwiat�w. Wyci�gnie do ciebie r�k� i ty,zaskoczony,nie b�dziesz umia� si� zdoby�,nie b�dziesz so- bie umia� odm�wi� tego samego gestu;poczujesz w d�oni jego ciep�e paluszki,nawet nie wilgotne,nawet nie twarde,nawet nie. � Niech pan siada.. � Mo�e postoj�.. � Niech pan siada..Pogaw�dzimy. Usi�dziesz na krze�le,ustawionym po tej stronie biurka,oprzesz si� i w przed�u�aj�cej si� ciszy b�dziesz czeka� na pierwsze s�owa. � Mamy z panem du�o k�opot�w.. � Przepraszam.. M�czyzna spojrzy na ciebie badawczo i zn�w przez chwil� nie b�dzie si� odzywa�..21 Zauwa�ysz,�e cz�sto patrzy w d�,�e siedzi nienaturalnie daleko od biurka i b�dzie ci� to ciekawi� przez moment.A� dot�d,kiedy zrozumiesz,�e on ma wysuni�t� szuflad�,a na dnie tej szuflady pewnie jak�� zapisan� kartk�,kt�ra pomaga mu ciebie poj��. � Nie mamy w kraju ani jednego wi�nia politycznego.. � Jest wi�cej.. �Ani jednego.To bardzo ma�o.Po co wi�cej.Jest z tym spok�j.W razie czego,to my mo�emy wezwa� takiego kogo�,z kim mamy k�opoty.I z nim porozmawia�,bracie,po co ty to robisz,lepiej przesta� i tak dalej.No,a z panem mamy k�opoty. M�czyzna poprawi si� na swoim miejscu,zapali papierosa,ty odm�wisz,gdy przedtem wyci�gnie paczk� w twoim kierunku;ja nie pal�,wiemy,�e pan pali,ja nie m�wi�,�e w og�le nie pal�;zapa�k� wrzuci do du�ej szklanej popielniczki,ustawionej na biurku i zn�w zacznie ci si� przygl�da�. � Mam dwie wolne godziny dla pana..Mo�emy sobie szczerze porozmawia�.Bez ogr�dek, jak to si� m�wi. � Mo�emy.. � No,,mam par� takich pytanek...� To b�dzie rozmowa,,czy pytanie. � Chcia�bym us�ysze� odpowied� na par� zwyk�ych pyta�.... � Jak maj� by� pytania,,to chyba b�dzie protok�?Chyba tak?O ile si� nie myl�? M�czyzna spojrzy na ciebie smutno i pokr�ci g�ow�. � Eeeeech.... Potem pomilczy chwil� i zn�w podniesie ju� znu�ony wzrok. � Ja tu z panem chcia�em....prawda...Ma pan ze sob� szczoteczk� do z�b�w? � Nie wzi��em..My�em ju� z�by.� Wieczorem te� trzeba..I rano... � Wiem..Ale mog� odpowiada� tylko do protok�u. M�czyzna zgasi papierosa i d�oni� p�asko uderzy w biurko po swojej stronie.Natych- miast otworz� si� boczne drzwi i wejdzie inny m�czyzna,patrz�cy wyczekuj�co jak wy�e�. �Siadaj do maszyny.B�dziesz protok�owa�.Klawisze zaczn� �akomie k�apa�,a ty przez chwil� b�dziesz m�g� siedzie� w milczeniu.Dop�ki m�czyzna nie podyktuje magicznych s��w wst�pu.A potem ze zdziwieniem us�yszysz,�e ten stary znajomy pyta ci� o nazwisko,o imi�,o r�ne inne szczeg�y,kt�re zna od dawna,a ty odruchowo opowiesz mu o sobie. �Co pan robi� kolejno przez wszystkie dni zesz�ego tygodnia?Zaczynaj�c od czwartku? Wie pan kt�ry to by� dzie� miesi�ca? Bez s�owa skiniesz g�ow�;r�ce tego przy maszynie drapie�nie,jak d�onie pianisty,zawi- sn� nad. � No?? � Odmawiam odpowiedzi..� us�yszysz sw�j g�os.. Twarz m�czyzny za biurkiem obleka si� mini� smutku.Zobaczysz te� na niej ten pierw- szy warunkowy odruch rezygnacji z ciebie. Chwil� b�dzie siedzia� z opuszczon� g�ow�,a potem bez s�owa delikatnie ujmie lili� s�u- chawki i wykr�ci jaki� numer. � Cze��,,cze�� pracy.To ja.Cela numer osiem wolna?Tak?Co?Dobra.Cze�� pracy. Potem popatrzy na ciebie z wyrzutem. � Czemu pan nam robi tyle k�opot�w..Pan wie,ile mytu mamy roboty? B�dziesz milcza�,opu�cisz g�ow� i wreszcie ze smutkiem,patrz�c w d�,powiesz wolno. � Wiem..I chcia�bym z�o�y� o�wiadczenie.W zwi�zku z pierwszym pytaniem. � O�wiadczenie?? � Tak.. Twarz m�czyzny o�ywia si� i sk�d� spod ko�nierza wype�za na ni� u�miech. � No,,to s�ucham.W takim razie..22 Chwil� b�dziesz si� zastanawia�,a potem odwr�cisz si� w stron� tego,przyczajonego za maszyn�. � Niniejszym o�wiadczam,,�e nie mam nic wsp�lnego... Nic wsp�lnego,mruczy ten za maszyn�,a �akome klawisze daj� ci poklask. �...nic wsp�lnego z wybuchem pod pomnikiem Lenina w Nowej Hucie,kt�ry nast�pi� cztery dni temu. Us�yszysz jak zapadnie cisza;m�czyzna za biurkiem oprze g�ow� na d�oni i bez celu za- patrzy si� przed siebie. � Do dupy z tak� robot�....� powie i umilknie.. Ty b�dziesz siedzia� jaki� czas cicho,a potem z obaw� zapytasz. � To jestem ju� wolny?? � Wolny??� podniesie g�ow� m�czyzna.Jaki?Wolny? � Czy mog� ju� i�� do domu??� Mo�e pan i�� do domu. Z trzaskiem zasunie twoj� szuflad� w biurku i si�dzie bli�ej blatu. Podniesiesz si� bez s�owa i us�yszysz jeszcze jedno zdanie,kt�re nie ma ju� znaku zapyta- nia. � Zobowi�zania o zachowaniu tajemnicy o naszej rozmowie to te� pan nie podpisze.... � Wie pan....jednak nie... On wyci�gnie do ciebie r�k�,ale b�dzie ci tylko chcia� odda� dow�d osobisty.Potem w�o- �y do ust nie zapalonego papierosa i pokiwa g�ow�. Ty odwr�cisz si� jeszcze od progu. � To do widzenia.. � Do zobaczenia � us�yszysz.. Zamkniesz za sob� drzwi i obraz pokoju zama�e p�mrok,a ty poczujesz si� oddzielony od tamtych j�drnym drewnem i zap�onie w tobie ta odrobina pewno�ci i spokoju. A potem,po skrzypi�cych stopniach,b�dziesz schodzi� w d�,ku kracie przy dy�urce,ku dy�urnemu,ku staczaj�cemu si� �wiat�u tego dnia,ku....23 Kraj obraz ...Kiedy to by�o w tym kraju?W mie�cie tego kraju?Kiedy to by�o? S�ycha� tramwaj;jak obola�y j�k toczy si� wi�lanym mostem,wyrasta w drgaj�cym po- wietrzu,ro�nie,ale nagle zwalnia;ta kolczasta tyraliera w poprzek,b�yski chorego �wiat�a na he�mach,bro�,podkute buty,kt�re naprawd� nie wr� nic dobrego;tramwaj toczy si� jesz- cze,za szyb� motorniczy;ko�lawe tory wprawiaj� go w epileptyczne drgawki;tramwaj cich- nie nieruchomo... Kiedy to by�o?To wygarnianie ludzi,krzyki,spychanie opornych w kierunku �akomej bu- dy?Ci ludzie w mgnieniu oka nauczyli si� przyjmowa� postaw� skaza�c�w;g�owy,milkn�ce w ramionach,kab��k plec�w;kiedy to by�o? Szczelne wn�trze �ar�ocznej budy;ten studencina,przy kt�rym wytresowane r�ce znalaz�y tali� kart i flet;na wadz� chcia�e� gwizda� na tej fujarze,kurwa twa ma;nie chcia�em gwiz- da�;g�ste powietrze chichocze pod pa�kami,diamenciki kurzu graj�;ch�opak kuli si� teraz w k�cie i porusza ramionami jak w tangu,a tamci odpoczywaj�,ogl�daj�c zarekwirowane kar- ty;tasuj� je,rozdzielaj�;maj� teraz chwil� wytchnienia i jeden z nich odwraca si� do niego; chono tu,bo nam brakuje jednego;chono tu,zagrasz z nami we wojn�;no chono tu,kurwa twa ma... Kiedy to by�o w tym kraju;spasiona buda uprowadza ludzi w nieznanym kierunku,gaz �zawi�cy k�sa opustosza�� ulic�... To by�o teraz....24 Te ma t w s p � � c z e s n y Poruszali si� ulic� martw� jak po ewakuacji;szli sobie,a w�a�ciwie nie tylko sobie �za nimi marudzi�y kroki obcego m�czyzny,wi�c szli tak�e i dla niego. � No wi�c?? �No wi�c nie pisz�,m�wili,m�wili te�,to wszystko mnie sparali�owa�o.Brak mi dystan- su.Chaos.Dezorientacja.Wszystko,co by�o dot�d,jest dawne.Zaciera si�.Zanika.M�wili. Powr�t do tamtych spraw,to jest powr�t do siebie zmienionego.T�umaczyli,ja,nowy,teraz, te� jestem dla siebie nieznany.To jest stan wyj�tkowej niewiedzy.Nie pisz�.Ta niewiedza jest moim prywatnym grzechem.Gdybym zacz�� pisa�,m�wili,b�dzie to niemoralne.Staro- �ytni dok�adnie to wyt�umaczyli.M�wili.Wi�c niemoralne.Wszystko jedno jakbym nie pr�- bowa� pisa� o tym,co si� dzieje.W tym kraju i w tym