2615
Szczegóły |
Tytuł |
2615 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2615 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2615 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2615 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andre Norton
Zakmkni�cie bram
Ingrid i Markowi, kt�rzy bardzo dzielnie s�uchali
Juanicie Coulson, bez kt�rej ta ksi��ka nie mog�aby powsta�
Zakmkni�cie bram 1
Rozdzia� pierwszy �wi�tynia Tr�jjedynej, Wielkie Pustkowie, g�ry na zachodzie 3
Rozdzia� drugi Spotkanie na Wielkim Pustkowiu 11
Rozdzia� trzeci Gniazdo Gryfa, Arbon. Zachodni Szlak, Ziemie Spustoszone 22
Rozdzia� czwarty Studina Z�a, Wielkie Pustkowie, zach�d 31
Rozdzia� pi�ty Kraina lataj�cych sieci, Wielkie Pustkowie, zach�d. 41
Rozdzia� sz�sty Skrzydlaci ludzie, Wielkie Pustkowie, zach�d 50
Rozdzia� si�dmy Poszukiwania, Wielkie Pustkowie 59
Rozdzia� �smy Podr� do Krainy Umar�ych, Wielkie Pustkowie 69
Rozdzia� dziewi�ty Koniec i pocz�tek, Ziemie Spustoszone 78
Interludium Port Es, Miasto Es, Estcarp 88
Rozdzia� dziesi�ty Korinth, na p�noc od Alizonu 94
Rozdzia� jedenasty Korinth, Morze P�nocne 105
Rozdzia� dwunasty Morze P�nocne 115
Rozdzia� trzynasty Podr� na Zachodnie Wybrze�e, p�noc 127
Rozdzia� czternasty Koniec �wiata, p�noc 138
Rozdzia� pi�tnasty Czytanie z run 145
Rozdzia� szesnasty Ciemno�� gromadzi si�y, p�noc 154
Rozdzia� siedemnasty Kraina Wiecznego Lodu. p�noc 163
Rozdzia� osiemnasty Gniazdo lodowych robak�w, p�noc 173
Rozdzia� dziewi�tnasty Lodowy pa�ac, p�noc 182
Rozdzia� dwudziesty Spotkanie Mocy, p�noc 190
Rozdzia� dwudziesty pierwszy W lodowym pa�acu, p�noc 199
Rozdzia� dwudziesty drugi Przez mg�y czasu, p�noc 208
Rozdzia� dwudziesty trzeci Statek spoza czasu, p�noc 217
Rozdzia� dwudziesty czwarty Zamkni�cie bramy i �wit nowego dnia, p�noc 226
Epilog Estcarp, miasto Es 235
Rozdzia� pierwszy
�wi�tynia Tr�jjedynej, Wielkie Pustkowie, g�ry na zachodzie
Gwa�towna fala energii, kt�rej przyp�yw umo�liwi� Kethanowi ucieczk� z gniazdowiska rus�w, nagle opad�a. Wyczerpany Zwierzo�ak opu�ci� g�ow� i zda� sobie spraw�, �e ci�gnie za sob� po ziemi wychudzon� kotk�. Zobaczy� swoich przyjaci�, kt�rzy przybyli im z pomoc�, i zrozumia�, i� nie uda si� do nich dotrze�, gdy� uniemo�liwiaj� to jakie� czary. Dotychczas s�dzi�, �e niewidzialna magiczna zapora mia�a s�u�y� tylko do obrony przed napa�ci� z zewn�trz, teraz okaza�o si�, �e ma r�wnie� przeszkadza� wi�niom w ucieczce.
Opleciona ksi�ycowymi kwiatami r�d�ka Aylinn sta�a si� dla Kethana �wiat�em przewodnim, mimo �e po obu jej stronach dostrzeg� dwa inne �r�d�a blasku: dziwn�, fioletow� �un� otaczaj�c� bransolety Elyshy i jasnoszar� po�wiat� pier�cienia Ibycusa.
S�ysza� za sob� g�o�ne, chrapliwe wrzaski rus�w, ale jak dot�d �adne ptaszysko nie zaatakowa�o zbieg�w. Czy potworna kobieta-ptak z Wielkiego Pustkowia ma nad nimi tak ogromn� w�adz�, �e boj� si� szar�owa� bez jej rozkaz�w? M�odzieniec zrozumia� wreszcie, i� nie mo�e d�u�ej wlec towarzyszki niedoli. Po�o�y� kotk� na ziemi i przykucn�� obok niej. Jednak�e czarna samiczka stanowczo zbyt d�ugo le�a�a nieruchomo w miejscu, gdzie j� przedtem zostawi�. Kethan zacz�� wylizywa� swoje rany, szukaj�c jednocze�nie my�lowego kontaktu z umys�em kotki.
- Wspi�� si�... z powrotem... - powtarza� bezg�o�nie, a� jego towarzyszka poruszy�a si� lekko. Maj�c nadziej�, �e go zrozumia�a, Zwierzo�ak pochyli� si� najni�ej jak m�g� nad spieczon� s�o�cem, gliniast� ziemi�. Zwini�ta dot�d w k��bek kotka wyprostowa�a si� powoli i po-pe�z�a do przodu. Wida� by�o, �e nie ma si�, by stan�� na nogi.
Szturchn�a nosem w bok lamparta, kt�ry teraz ju� zupe�nie si� rozp�aszczy�. Poczu� ostry b�l, gdy pazury towarzyszki niedoli przebi�y mu sk�r�. Wreszcie kotka wgramoli�a si� na jego grzbiet. Mia� nadziej�, �e wyczerpane zwierz� dobrze si� trzyma.
Kethan wsta�, uwa�aj�c, by brzemi� nie zsun�o si� na ziemi�. Potem znowu skierowa� si� w stron� skupiska kolorowych �wiate�. Tam b�d� bezpieczni. Nie bieg� teraz skokami, lecz szed� powoli, ostro�nie stawiaj�c �apy. Wydawa�o mu si�, �e minie noc, zanim dotrze do celu. Po raz drugi u�wiadomi� sobie, i� magiczna bariera mia�a r�wnie� uniemo�liwi� ucieczk� wi�niom niewiasty-potwora. Omal nie zawy� z ilustracji i zawodu.
Ledwie widoczna w p�mroku posta� oderwa�a si� od �r�de� �wiat�a. Zwierzo�ak nie m�g� dojrze�, co robi kt�re� z jego przyjaci�, domy�li� si� jednak, i� rzuca wyzwanie czarom ptakopodobnego stwora. Tak, to na pewno Firdun, kt�ry umie stawia� czarodziejskie zapory. Je�eli kto� mo�e przebi� t� niewidzialn� �cian�, to tylko on!
G�owa coraz bardziej ci��y�a lampartowi, niemal dotyka�a ziemi. Je�li nawet Firdunowi si� powiedzie, czy on, Kethan, zdo�a zrobi� o w�asnych si�ach jeszcze kilka krok�w, by uwolni� siebie i swoj� towarzyszk� z pu�apki? P�niej z boku dobieg�o go przeci�g�e miaukni�cie i wyczu�, �e gdzie�, w innym czasie, otworzy�y si� niewidzialne drzwi. Doda�o mu to otuchy, ruszy� wi�c w stron� uzdrawiaj�cej energii, kt�ra p�yn�a od ksi�ycowych kwiat�w. By� jednak za s�aby. Po chwili run�� ci�ko na gliniasty grunt i ledwie poczu�, �e kotka g��biej wbi�a pazury w jego grzbiet Pogr��y� si� w koj�cej ciemno�ci, gdzie nic ju� nie mia�o znaczenia.
Aylinn w jednej chwili pad�a na kolana, przyci�gaj�c do siebie lamparta. Przesun�a r�kami po jego ciele, szukaj�c czarodziejskiego pasa, kt�ry zaraz potem b�yskawicznie rozpi�a. Teraz u jej st�p le�a� wyczerpany do ostatnich granic, zakrwawiony m�ody m�czyzna.
Elysha wsta�a w tym samym momencie, podnios�a wyg�odzon� kotk� i przytuli�a j� do piersi.
- Uto, jaka z�a moc zwabi�a ci� w to miejsce? - zapyta�a �piewnie.
- Wyno�my si� st�d! - rozkaza� Firdun. - Mo�emy w ka�dej chwili spodziewa� si� odp�ywu magicznej energii, to by� poczw�rny czar.
Natychmiast pochyli� si� nad Kethanem, a Ibycus i Guret stan�li z drugiej strony. Zwierzo�ak zawis� bezw�adnie na ich z��czonych ramionach; nie zdo�ali go ocuci�. Nie�li wi�c m�odzie�ca niezdarnie, wiedz�c, i� mo�e by� ci�ej ranny, ni� im si� wydaje. P�niej przybyli na pomoc Obred i Lero, kt�rzy ju� zawiesili mi�dzy dwoma ko�mi nosze podobne do hamaka. Zdenerwowane wierzchowce parska�y i grzeba�y kopytami, ale Kiogowie �atwo zmusili je do pos�usze�stwa i umie�cili nieprzytomnego Zwierzo�aka na noszach. Potem ruszyli w dalsz� drog�. Aylinn sz�a obok przybranego brata. Czeka�a niecierpliwie, a� b�dzie mog�a opatrzy� mu rany. Zdawa�a sobie jednak spraw�, �e Ibycus, Firdun, a nawet Elysha uwa�aj�, i� przede wszystkim powinni jak najszybciej opu�ci� to niebezpieczne miejsce.
Kethan nie poruszy� si� od chwili, gdy bezsilnie osun�� si� na ziemi�. Jednak�e Aylinn, patrz�c na jego zab�ocon� i zakrwawion� twarz zrozumia�a, �e nie straci� przytomno�ci, tylko zasn�� twardym snem.
Jechali wci�� na po�udnie. Od czasu do czasu Ibycus zarz�dza� post�j i uwa�nie przygl�da� si� gwiazdom. Cz�sto te� wpatrywa� si� w zamglone oko pier�cienia, kt�ry nosi� na palcu. Raz gwa�townie zmieni� kierunek w�dr�wki. Elysha d�wiga�a kotk�. Na pewno rozmawia�y sob� za pomoc� my�li, gdy� Aylinn wychwytywa�a czasem strz�py zda� Na nalegania czarodziejki dano kotce porcj� mi�sa. Elysha co jaki� czas poi�a te� swoj� podopieczn� wod� z przewieszonej przez rami� butli.
�wit ponownie rozja�ni� niebo. Firdun zauwa�y�, �e okolica zn�w si� zmieni�a. Na pop�kanej, ��tej ziemi pojawi�a si� ro�linno��. Nie by� to ju� czerwonawy mech, ale zielone krzewy. Maj�c w pami�ci pu�apk�, w kt�r� omal nie wpadli, przez chwil� nieufnie bada� wzrokiem krajobraz. Nie w�tpi�, �e jad� teraz prosto na zach�d. Oznacza to jednak, i� znajduj� si� daleko na po�udnie od szlaku, kt�rym pod��yli wys�annicy Stanicy Howell.
Kiedy w�drowcy dotarli do pierwszej k�py drzew, Ibycus wreszcie pozwoli� im si� zatrzyma�. Kethan nie obudzi� si� nawet wtedy, gdy po�o�ono go na ziemi. Wprawdzie prze�kn�� kilka �yk�w wody, kiedy Aylinn przy�o�y�a mu kubek do ust, ale nie otworzy� oczu. Wydawa�o si�, �e robi to we �nie. Dziewczynie przemkn�a przez g�ow� strasz my�l: mo�e szpony rus�w zawiera�y jak�� trucizn�? Wyj�a z sakwy potrzebne lekarstwa. Elysha przy��czy�a si� do niej i razem zdj�y z Kethana porwan� odzie�, by opatrzy� wszystkie rany i najdrobniejsze nawet zadrapania. Wtedy Kethan poruszy� si� po raz pierwszy i z cichym j�kiem si�gn�� po sw�j pas. Aylinn zacisn�a jego palce i z�ocistym rzemieniu, lecz nie przepasa�a nim m�odzie�ca.
W zagajniku bi�o niewielkie �r�d�o. Zm�czone wierzchowce zar�a�y na widok trawy otaczaj�cej drzewa w�skim kr�giem. Dwaj Kiogowie wyruszyli na polowanie. Niebawem wr�cili, przywo��c zwierz� podobne do skoczka, ale dwukrotnie od niego wi�ksze. Firdun, kto zbada� okolic�, przyni�s� dwie gar�cie s�odkich korzeni.
Kotka, kt�ra najwidoczniej czu�a si� teraz lepiej ni� jej wybawca, usiad�a obok niego. Wlepi�a oczy w Aylinn, jakby chcia�a si� upewnic, �e Kethan jest pod dobr� opiek�. P�niej przykucn�a, podwijaj�c pod siebie �apy. Ksi�ycowa Panna zauwa�y�a, �e uratowane zwierz� jest ranne. Wyj�a wi�c zn�w lekarstwa z torby i zacz�a opatrywa� na wp� zagojone rany. Szczeg�lnie starannie przemy�a i nama�ci�a naderwane ucho. Kotka pozwoli�a zajmowa� si� sob�, jakby tego w�a�nie oczekiwa�a.
- Jedn�... trzy... - Aylinn drgn�a, gdy dotar�a do niej my�l kotki, kt�ra zaraz potem wysun�a do przodu okaleczon� �ap�, by zwr�ci� na ni� uwag� dziewczyny.
Ksi�ycowa Panna niewiele wiedzia�a o tych zwierz�tach. Maj�c jednak w rodzinie �nie�nego kota i lamparta, orientowa�a si� nieco, w jaki spos�b mo�na si� z nimi porozumiewa�.
- Ksi�yc - powiedzia�a g�o�no, przesy�aj�c jednocze�nie przekaz my�lowy.
- Jedna... trzy... niewie�cia moc-otrzyma�a szybk� odpowied�.
- To prawda - przyzna�a Aylinn. - Witaj, czworono�na siostro.
- Jestem Uta. - Kotka przedstawi�a si� tym samym imieniem, kt�rym powita�a j� Elysha. -Jedna. .. trzy... czekaj�.
Aylinn nak�ada�a w�a�nie lekki opatrunek na �ap� zwierz�cia.
- Gdzie czekaj�, Uto? - spyta�a. Opr�cz niej w Arvonie by�o tylko kilka Ksi�ycowych Panien i nie s�ysza�a, by kt�ra� z nich o�mieli�a si� zapu�ci� na Wielkie Pustkowie.
- Nied�ugo zobaczy�. On wkr�tce si� obudzi�. - Kotka skinieniem g�owy wskaza�a na Kethana. - Dzielny wojownik... koci w�adca...
- On jest tak�e cz�owiekiem, jak sama widzisz - wyja�ni�a Aylinn.
- Niewiele dostrzec okiem. Cz�owiek-lampart... wielki wojownik.
Powiedziawszy to, Uta zamkn�a oczy na znak, �e uwa�a rozmow� za sko�czon�. Jej zachowanie urazi�o nieco Ksi�ycow� Pann�, kt�ra chcia�a zada� kotce wiele pyta�. Wiedzia�a, �e jej nowa znajoma nie nale�y do tego samego gatunku, co koty domowe. Nie jest te� Zwierzo�aczk�! Tak, Ziemie Spustoszone kryj� w sobie wiele tajemnic. Mo�e nikt nigdy nie pozna wszystkich...
Aylinn za przyk�adem Uty zwin�a si� w k��bek obok Kethana, a sen szybko wzi�� j� we w�adanie. Inaczej zachowa� si� siedz�cy opodal Ibycus. Zmarszczka mi�dzy jego brwiami bardzo si� pog��bi�a, odk�d opu�cili Gniazdo Gryfa. Teraz nie raczy� nawet spojrze� na Elysh�, kt�ra ukl�k�a obok niego, cho� jej nie zaprosi�.
- Nasza grupa stale si� powi�ksza. - Przenikaj�cy szaty czarodziejki s�odki zapach owion�� ich oboje. Ibycus ostentacyjnie zakas�a�, a Elysha wybuchn�a �miechem.
- Staro�� nigdy ci dot�d nie ci��y�a, Panie Magu. Nie udawaj ten �e nosisz to brzemi�. Chcia�abym us�ysze� opowie�� Uty, ale ty zamy�lasz co� wi�cej. /
Jej bransolety zab�ys�y, kiedy wskaza�a na d�o� Ibycusa le��c� jego kolanach. Oko pier�cienia pozosta�o matowe.
Mag westchn�� g��boko z wyra�n� przesad�. Zdawa� sobie �pi we, �e Elysha nie zostawi go w spokoju. Ale czy kiedykolwiek tak by�o? Przebieg� my�l� minione lata - a up�yn�o ich zbyt wiele, m�g� je teraz zliczy� - i przypomnia� sobie chwil�, w kt�rej po raz pierwszy zobaczy� Elysh�. By�a wtedy ma�� dziewczynk�. Wrzuca�a do strumienia kwiaty i przygl�da�a si�, jak wiruj� i odp�ywaj� z pr�dem.
Gdyby mia� dar jasnowidzenia... Niestety, nie przewidzia�, co! stanie. Mo�e by� za m�ody? Rzuci� si� wtedy na traw� obok Elyshy. Nie zl�k�a si� obcego przybysza. Odwr�ci�a si� i powita�a go ciep�ym spojrzeniem, jak bliskiego krewnego. Rozmawiali ze sob� tego dnia, i nie by�a to pogaw�dka z dzieckiem. Elysha okaza�a si� bardzo inteligentna, a przeb�yski jej wielkiego talentu magicznego zdumia�y Ibycusa. Dlatego zatrzyma� si� w�wczas nie tylko nad strumieniem, lecz tak�e sp�dzi� czas pewien w zamku wielmo�y z Klanu Srebrnych P�aszczy, kt�ry wzi�� siostrzenic� na wychowanie po �mierci jej matki. P�niej za�, chc�c r chc�c, powraca� rok po roku, a� Elysha doros�a i poprosi�a, by zechcia� by� jej nauczycielem. Jednak�e w miar� up�ywu czasu ��da�a coraz wi�cej, pragn�a pozna� najtajniejsze my�li Ibycusa, jakby chcia�a stopi� si� z nim w jedn� istot�. Zebra� w�wczas wszystkie si�y, stworzy� ostatni� psychiczn� zapor�, kt�rej zaciekle broni�. Zwyci�yli uczennica opu�� go, rozw�cieczona i g��boko ura�ona. Zastanawia� si� czasami, czy...
Nie, nie pora teraz na wspomnienia. Obchodzi go tylko tera�niejszo��. Je�li jednak nie udzieli Elyshy wiarygodnych wyja�nie�, b�dzie dr��y�a temat, a� naruszy delikatn� r�wnowag� Mocy, kt�r� musi utrzyma� za wszelk� cen�.
- -Powinienem porozmawia� z Domem Gryfa, najlepiej z Alonem, je�li to mo�liwe-powiedzia�. - Ilu nas jest? Zaledwie garstka i nadal nie wiemy, co knuj� magowie ze Stanicy Howell i czy s� w stanie j m�c swym wys�annikom.
Pog�adzi� palcem wskazuj�cym drugiej r�ki matowe oko pier�cienia. Elysha dotkn�a lekko jego ramienia.
- We� ode mnie Moc, je�li b�dziesz jej potrzebowa�, Panie Magu powiedzia�a cicho. Z jej g�osu znikn�a ironiczna nuta.
Ibycus wbi� wzrok w szary kamie�. Dopiero po d�u�szej chwili przemkn�y po nim cienkie, r�nobarwne nitki, po��czy�y si�, zgrubia�y. Utrzymanie ich i powi�kszenie kosztowa�o maga wiele wysi�ku. Mo�e Ziemie Spustoszone pokonaj� go w ko�cu, odbior� mu si�y.
Alonie! - wym�wi� w my�li to imi�. Poczu� wtedy, �e ni� Mocy przenika do jego cia�a, p�ynie jak krew. Elysha, tak jak obieca�a, dzieli�a si� z nim swoj� magiczn� energi�.
Alonie! -powt�rzy�. Kolorowe nici rozjarzy�y si�, zn�w pogrubia�y. Mia� wra�enie, �e patrzy w zwierciad�o, gdy� oko pier�cienia rozszerzy�o si�, daj�c lepszy widok. Tak, to by� Alon. Dostrzeg� go za szar� smug�, kt�ra mog�a by� kiepsk� podobizn� dziedzi�ca Kar Garudwyn. M�ody Adept odwr�ci� g�ow� i podni�s� oczy. Jego spojrzenie spotka�o si� z w�adczym wzrokiem Ibycusa.
- Co u ciebie?
Ibycus wiedzia�, �e ma ma�o czasu.
- Znale�li�my jedn� Bram�... zosta�a unieszkodliwiona. Masz wie�ci z Lormtu?
-Niewiele. Hilarion pracuje niezmordowanie. My�l�, �e magowie ze Stanicy Howell r�wnie�. Ciemno�� g�stnieje.
- Zagra�a wam?
- Jeszcze nie. Gromadzi si�y, czeka. Tropicie wys�annik�w Stanicy?
- Musieli�my przeoczy� ich �lad. Szukamy go. Nadal pod��aj� na zach�d. Jak... - Ibycus nie doko�czy�, gdy� twarz Alona znikn�a. Zamiast niej w kamieniu pojawi� si� obraz ciemnej, k��bi�cej si� chmury. Mag natychmiast zdwoi� czujno��. W mroczn� zas�on� strzeli�a b�yskawica, kt�ra przybra�a fioletowy odcie�. Dwa takie ogniste zygzaki przemkn�y przez oko magicznego pier�cienia. Potem wszystko znikne�o. Kamie� ponownie zszarza� i zmatowia�.
- To sprawka Stanicy Howell? - Elysha zdj�a r�k� z ramienia Ibycusa. Oddycha�a szybciej ni� przed kontaktem z Alonem.
- Kto wie, co mo�e tam w�drowa�?-Mag wzruszy� ramionami. - Potrzebujemy schronienia na jaki� czas.
- Jedna... trzy... czekaj�... - Uta wsta�a i kulej�c podesz�a do Elyshy.
- �wi�tynia Ksi�yca! - zawo�a�a z zaskoczeniem Elysha. - Poka�esz nam drog�?
- Sz�am tam, ale z�apa� mnie ptasi demon - odpar�a w my�li kotka.
Uta wstaj�c obudzi�a Kethana. M�odzieniec przez chwil� z niedowierzaniem wpatrywa� si� w �ywy baldachim nad sob�, a potem zamruga� oczami. Aylinn r�wnie� si� ockn�a. Usiad�a ziewaj�c, gdy� wcale si� nie wyspa�a. Odwr�ci�a si� szybko do przybranego brata i dotkn�a jego obanda�owanego czo�a.
-Jak si� czujesz?
- Jestem g�odny, siostro. - U�miechn�� si� szeroko. - Pieczesz ju� owc� nad ogniskiem?
Nachyli�a si�, chc�c go podeprze�, ale Kethan usiad� bez jej pomocy. Z jego ubrania pozosta�y tylko strz�py. Aylinn obci�a wi�kszo�� z nich, gdy opatrywa�a mu rany. Zwierzo�ak natychmiast zapi�� pas, kt�ry �ciska� w d�oniach podczas snu. P�nej wyj�� z sakwy przy siodle czyst� koszul� i kaftan.
W�drowcy zgromadzili si� przy ogniu, nad kt�rym upieczono skoczka-olbrzyma, i zjedli z apetytem swoje porcje. Guret i pozostali Kiogowie spojrzeli z zaskoczeniem na Ibycusa, gdy ten o�wiadczy �e maj� nowego przewodnika i �e jest nim kotka, kt�r� Kethan wy ni�s� z gniazdowiska rus�w. Zwierzo�ak podni�s� Ut�, wskoczy� na swego ogiera i umie�ci� j� przed sob� na siodle tak wygodnie, jak t by�o mo�liwe.
Nadal przemierzali zielon� r�wnin�. Wyruszyli w po�udnie. Uta by pewna, �e dotr� do �wi�tyni przed noc�.
- Siostrzyczko. - Kethan pr�bowa� znale�� w�a�ciwy spos�b wzajemnego porozumienia. - Jak si� czujesz?
-Dobrze... ksi�ycowa moc uzdrawia�... brzuch mie� pe�ny... odpar�a.
Zwierzo�ak przes�a� jej w my�lach pytanie, kt�re nie dawa�o mi spokoju od chwili przebudzenia. Wprawdzie nikt nie zauwa�y� po�cigu, ale Kethan przez ca�y czas czujnie zerka� na niebo i wyt�a� s�uch. W obawie, �e dojrzy czarne sylwetki i us�yszy ochryp�e wrzaski rus�w Nie chcia�o mu si� wierzy�, �e zdo�ali uciec ze skalnego wi�zienia Zdumiewa�o go to coraz bardziej. To w�a�nie jego poleci�a schwyta kobieta-ptak, poniewa� najlepiej ze wszystkich swych towarzysz; odnajdywa� tropy. By� prze�wiadczony, �e obezw�adni� j� tylko na kr�tko. Czego Uta dowiedzia�a si� o tym monstrum w czasie, gdy by przez nie uwi�ziona?
- Sassfang mie� ma�o si� - odebra� my�l kotki. - Silna tylko u siebie. Nikogo nie pos�a� naszym �ladem.
Kethan, cho� z oporami, uwierzy� s�owom Uty. Nadal jecha� na przedzie, w ludzkiej postaci, gdy� opiekowa� si� kotk�. Nie przestawa jednak bada� okolicy okiem zwiadowcy.
Spotykali coraz wi�cej zagajnik�w takich jak ten, w kt�rym rozbili ob�z. I chocia� trawa mia�a szary odcie� - mo�e niedawno spad� na ni� deszcz py�u? - nie kry�a w sobie gro�by, jak tamta spieczona s�o�cem, ��ta glina.
Dostrzegli z oddali samotn� turni�. A im bardziej si� do niej zbli�ali, tym wyra�niej widzieli jaskrawe rozb�yski, jakby zbocza g�ry by�y wysadzane kryszta�ami, kt�re jednak nie tworzy�y �adnych wzor�w. Otacza�y j� drzewa - ale jakie drzewa! Nie by�y wy�sze od siedz�cego na koniu cz�owieka, lecz ich szeroko roz�o�one ga��zie styka�y si�, tworz�c �ywy dach. Zdawa�o si�, �e maj� dwa rodzaje li�ci -jedne szerokie i mi�siste, drugie za� ciasno zwini�te - chyba �e te ostatnie by�y albo p�kami, albo niedojrza�ymi owocami.
- Laran! - Aylinn pchn�a swoj� klacz do przodu i zr�wna�a si� z Kethanem. - Laran! Och, tak, to b�ogos�awiona kraina!
Pod baldachimem z ga��zi by�o do�� miejsca, by w�drowcy mogli ruszy� w dalsz� drog�. Musieli jednak zsi��� z koni i poprowadzi� je za sob� w�r�d nagich pni, pod rozpo�cieraj�cymi si� wysoko roz�o�ystymi konarami.
Firdun, poganiaj�c juczne kuce, wyczuwa� coraz wyra�niej s�odki zapach, silniejszy ni� wo� ksi�ycowych kwiat�w Aylinn lub szat Elyshy. A kiedy znalaz� si� pod zielonym dachem, ogarn�� go b�ogi spok�j, jakiego nigdy dot�d w �yciu nie zazna�, jakby �ywy mur odgrodzi� go tak szczelnie od wszystkich smutk�w, strach�w i k�opot�w ca�ego �wiata, �e mog�y przeze� przenikn�� tylko szlachetne uczucia.
Zagajnik by� niedu�y. Niebawem wyszli na otwart� przestrze� i znowu ujrzeli �wietlne b�yski. To, co przedtem uznali za samotn� turni�, by�o olbrzymim tronem z bia�ej ska�y, zdobnej wielkimi kryszta�ami. Nie wyrze�bi�y go ludzkie r�ce i nie m�g� na nim zasiada� zwyk�y cz�owiek. W�drowcy zatrzymali si�, patrz�c w g�r� ze zdumieniem i l�kiem. Od skalnego siedziska dzieli�o ich co�, co by�o albo okr�g�� sadzawk�, albo zwierciad�em z nierdzewnego metalu. Siedz�ca na ogromnym tronie posta� by�a lekko nachylona, jakby wpatrywa�a si� w b�yszcz�c� powierzchni� u swych st�p.
Uta tak d�ugo wierci�a si� w obj�ciach Kethana, a� postawi� j� na ziemi. Kulej�c, nie okazuj�c ani zdziwienia, ani strachu, kotka zbli�y�a si� do tronu.
Fa�dzista szata lub kilka innych zas�on - naci�gni�tych nawet na g�ow� - tak szczelne otula�o gigantyczn� figur�, �e przybysze nie mogli dostrzec, jak naprawd� wygl�da. Ale na por�czach tronu spoczywa�y ludzkie r�ce, cho� dwukrotnie wi�ksze ni� w naturze. Na czubkach d�ugich palc�w po�yskiwa�y kryszta�owe paznokcie.
Aylinn osun�a si� na kolana. Wyci�gn�a przed siebie r�d�k�, jak wojownik podaj�cy miecz swemu panu w chwili gdy przysi�ga mu wierno��.
- Jedna z Trzech, Trzy w Jednej - powiedzia�a takim tonem, j za chwil� mia�a si� rozp�aka�. - Pozwalaj�c, by Twoja s�u�ka spotka�a Ci� tutaj, okaza�a� mi �ask� wi�ksz� ni�... - Urwa�a i wybuchn�a p�aczem. �zy l�ni�y na jej ogorza�ych policzkach.
Kethan tak�e ukl�k�. Us�ysza� szelest szat, gdy inni w�drowcy poszli w jego �lady, sk�adaj�c cze�� Tr�jjedynej. Stare legendy opowiada�y o Wielkich Mocach. W przesz�o�ci by�o ich wiele. Na ca�ym �wiecie istnia�y miejsca, w kt�rych mo�na by�o nawi�za� z nimi takt. Uta przyprowadzi�a ich do jednego z takich sanktuari�w. Wi�kszo�� ludzi zapomnia�a o Pradawnych Pot�gach, ale Aylinn pami�ta�a, tak jak mn�stwo innych kobiet. Nawet je�li by� to tylko pos�g, emanowa�a ode� aura boskiej mocy, przekszta�caj�c jego otoczenie w ziemi� �wi�t� dla wszystkich, kt�rzy s�u�yli �wiat�u.
Spok�j, kt�ry ogarn�� Firduna z chwil� wej�cia do niezwyk�ego jak niewidzialna zbroja chroni� go przed si�ami Wiecznego Mroku, m�odzieniec wyczuwa� jednak, �e niewidoczna Moc pyta, dlaczego zak��cili jej pok�j swym przybyciem. Przez chwil� czu� si� nieswojo, jak niedowiarek w �wi�tym miejscu, ale to uczucie zaraz ulecia�o. Nikomu przecie� nie zrobi� nic z�ego. Zasady, kt�rymi kierowa� si� w �yciu oraz talent magiczny rozkwit�y niczym kwiat w promieniach s�o�ca. Zosya� os�dzony i uznano go za prawdziwego s�ug� �wiat�a.
Elysha podesz�a bli�ej tronu, prawie zr�wna�a si� z Aylinn. Odchyli�a do ty�u g�ow�, badaj�c wzrokiem zawoalowan� twarz pos�gu.
- Gunnora w ca�ej swej chwale! Matka Ziemi, Matka Nieba, Mieszkanka G��bin - wszystkie w Tr�jjedynej. To, co mi ofiarowa�a� zawsze b�dzie Ci s�u�y�.
Firdun ponownie wyczu�, �e Wielka Moc bada ich i os�dza, Mo�liwe, �e w tej jednej chwili dowiedzieli si� o sobie wi�cej, ni� inni ludzie przez ca�e �ycie. Od pocz�tku z��czy� ich wsp�lny cel, a teraz boska si�a nada�a im odpowiedni kszta�t, uformowa�a ich, jak kowal wykuwaj�cy stalowy miecz.
Wtedy...
Zdali sobie spraw�, �e Moc, kt�ra go�ci�a w tym miejscu przez czas, odesz�a. Pozosta� tylko martwy pos�g, w kt�rym Tr�jjedyna mia�a przebywa�, kiedy tylko tego chcia�a. Pozwoli�a jednak w�drowcom sp�dzi� noc w swoim sanktuarium, powita�a ich jak go�ci, wy�wiadcz im tym wi�kszy zaszczyt, ni� gdyby zasiedli na Wysokim Krze�le w zamku najpot�niejszego na �wiecie wielmo�y.
Rozdzia� drugi
Spotkanie na Wielkim Pustkowiu
Guret i jego dwaj wsp�plemie�cy zbli�yli si� do Ibycusa, okr��aj�c z daleka ogromny tron i siedz�c� na nim posta�. Panie - odezwa� si� z szacunkiem Guret, mimo �e w jego g�osie zabrzmia�a r�wnie� wyzywaj�ca nuta - chcemy zaprowadzi� nasze wierzchowce i kuce na ��k�., by napas�y si�. do woli. Ta Czcigodna i - spojrza� przez rami�, na pos�g - przypomina nasz� Matk�. Klaczy, ale tak naprawd� my, Kiogowie, nie jeste�my Jej dzie�mi. To wspania�e, �e da�a nam swoje b�ogos�awie�stwo, nie chcieliby�my lak niepokoi� Mocy, kt�ra nie jest cz�ci� naszego dziedzictwa. Zrobisz jak zechcesz, W�adco Koni. - Ibycus skin�� g�ow�. Pami�taj wszak�e, �e Ta, kt�ra nas pob�ogos�awi�a, sprzyja wszystkim s�ugom �wiat�a, jest pot�na i wieczna.
Kiogowie wyprowadzili wi�c zwierz�ta ze �wi�tego gaju, lecz �aden z w�drowc�w nie poszed� za nimi.
O zmroku stulone dot�d p�ki rozchyli�y si�, gdy� niezwyk�e kwiaty kwit�y tylko w nocy. W powietrzu rozszed� si� s�odki zapach. Wprawdzie podr�ni wyj�li z sakw prowiant, ale wszyscy prze�kn�li tylko po par� kawa�k�w suchara, kt�re popili kilkoma �ykami wody. Opu�ci� bowiem g��d wraz ze zmartwieniami i niepokojem. Aylinn stan�a pod konarem najbli�szego drzewa. P�ki ca�kowicie si� otworzy�y. Z bia�ych p�atk�w bi� blask znacznie silniejszy od wiaty s�cz�cej si� z jej r�d�ki. Ksi�ycowa Panna leciutko dotkn�a �wiec�cego kwiatu. Niemal natychmiast cofn�a r�k� z przera�eniem, gdy� kwiat uni�s� si� w powietrze, rozk�adaj�c p�atki jak skrzydla. Nie upad�, cho� Aylinn nie wyczu�a najl�ejszego powiewu.
Poszybowa� w lewo i osiad� na l�ni�cej tafli sadzawki u podn�a kamiennego tronu.
Kethan i Firdun obserwowali Aylinn, gdy zbli�a�a si� do obsypanego kwiatami drzewa, a teraz podeszli do niej jak czujni gwardzi�ci. Ksi�ycowa Panna ukl�k�a i nachyli�a si� nad l�ni�c� powierzchni�, kt�rej nie zm�ci� lataj�cy kwiat. Powoli wysun�a ku niemu r�k�. Firdun zrobi� krok w stron� Aylinn, jakby chcia� j� powstrzyma�, ale Kethan zagrodzi� mu drog� ramieniem. Dziewczyna niezwykle ostro�nie wsun�a palce pod najbli�szy p�atek i przyci�gn�a kwiat do siebie.
P�niej cofn�a si� o kilka krok�w. Zapomniana r�d�ka le�a�a u jej boku, a cudowny kwiat spoczywa� na d�oni. Aylinn zacz�a nuci� pie�� bez s��w, jakby nie mog�a milcze� na widok tego niezwyk�ego zjawiska. Mi�kka sier�� musn�a bok Kethana, kiedy usiad� obok swej przybranej siostry. W owej chwili wydawa�o mu si�, �e na ca�ym �wiecie nie istnieje nic opr�cz tego doskonale pi�knego kwiatu. Wiedzia� jednak, �e nie ma prawa nawet go dotkn��.
Aylinn trzyma�a zaczarowany kwiat na wysoko�ci piersi, gdzie jarzy� si� jej ksi�ycowy medalion. Nie odrywaj�c oczu od kwiatu motyla, dziewczyna po omacku wzi�a do r�ki r�d�k� i zbli�y�a j� do niego. Ksi�ycowy kwiat, kt�ry dotychczas wie�czy� jej magiczn� pa�eczk�, wi�d� w oczach, jego p�atki sta�y si� przejrzyste niczym gaza, a� wreszcie odpad�y i znikn�y. Aylinn powolutku, jakby obawia�a si�, �e w ka�dej chwili mo�e straci� niezwyk�y kwiat, kt�ry sam sfrun�� z drzewa, podsun�a pode� pusty teraz wierzcho�ek r�d�ki.
Trzyma�a go tak przez jaki� czas. Na kolanie Kethana poruszy�a si� czarna �apa. Uta unios�a wysoko g�ow� i rozejrza�a si�. Wyczuli w g�rze jakie� poruszenie, przebudzenie wielkiej si�y.
Aylinn podnios�a r�d�k�, pozdrawiaj�c siedz�c� na tronie posta�.
- Zawsze s�u�y�am Ksi�ycowi zgodnie z wierzeniami mojego ludu -powiedzia�a. - A teraz, o Tr�jjedyna, wejd� na ka�d� �cie�k�, kt�r� przede mn� otworzysz. Poniewa� wybra�a� w�a�nie mnie... - G�os jej si� za�ama� i znowu wybuchn�a p�aczem. - Matko, Siostro, Starucho, uczy� teraz ze mn�, co tylko zechcesz!
Pochyli�a g�ow� nad r�d�k�, kt�r� przycisn�a do piersi. Kethan pragn�� obj�� siostr� ramieniem, przytuli� do siebie. Czu� bowiem, �e cho� nie ruszy�a si� z miejsca, oddala si� od niego coraz bardziej. Uta stan�a na tylnych �apach, opieraj�c przednie na piersi Zwierzo�aka i zajrza�a mu w twarz. Firdun wsta� i odszed� bez s�owa. Kethan podni�s� si� powoli, nie wypuszczaj�c kotki, odwr�ci� si� plecami do siostry i oddali� za przyk�adem m�odzie�ca z Domu Gryfa, pozostawiaj�c j� sam� u st�p pos�gu. Ale czy naprawd� by�a sama? Mo�e jest tu kto�, kto powita j� z rado�ci�.
Czuj�c w sercu pustk�, Kethan wielkimi krokami odszed� w stron� drzew. Niemal wszystkie kwiaty otworzy�y ju� p�atki. Zwierzo�ak czu� si� tak oci�a�y i wyczerpany jak wtedy, gdy uciek� z gniazdowiska rus�w. Osun�� si� na �piw�r, kt�ry wcze�niej rozes�a� na ziemi. Niejasno zda� sobie spraw�, �e rany i zadrapania przesta�y mu doskwiera�. Ogarn�� go wielki spok�j. Z determinacj� odwr�ci� g�ow�, �eby nie widzie� kryszta�owego tronu. Uta nadal tuli�a si� do niego, ciep�a i mi�kka, dodaj�c otuchy sam� sw� obecno�ci�. Zamkn�� oczy.
Wyczu� jakie� poruszenie w g��bi umys�u. Wywo�ana zapachem kwiat�w euforia znikn�a. Wiedzia�, i� kto� lub co� wo�a go z daleka, i �e nie jest to sygna� ostrzegawczy, tylko wezwanie, kt�rego b�dzie musia� pos�ucha�.
Mo�liwe, �e blask czarodziejskich kwiat�w nieco przygas�; kiedy bowiem Kethan uni�s� powieki, zda� sobie spraw�, i� nie widzi otoczenia tak dobrze, jak przed za�ni�ciem. Dostrzeg� niewyra�ny cie�, ale widok ten wcale go nie zaniepokoi�, tylko ca�kowicie rozbudzi�. Wyt�y� wzrok, by przyjrze� si� postaci, kt�ra sta�a w pewnej odleg�o�ci od niego, chwiej�c si� lekko.
Si�gn�� r�k� do pasa. Wzrok lamparta! Potrzebowa� wzroku lamparta, by lepiej widzie�. Chce mie� oczy lamparta - teraz, zaraz!
I rzeczywi�cie wzrok nieco mu si� wyostrzy�. Nie by�a to Aylinn, srebrzystobia�a w blasku ksi�yca, jak j� zapami�ta�, ani Elysha, panuj�ca nad swymi p�omiennymi uczuciami. I nie... nie Jantarowa Pani. Jest m�czyzn�, wi�c Gunnora nigdy by do niego nie przysz�a.
Ale sta�a tam jaka� kobieta, kt�rej nigdy nie widzia� ani w Arvonie, ani w Krainie Dolin. By�a tak ma�a, �e gdyby stan�a obok Kethana, si�ga�aby mu g�ow� zaledwie do ramienia. Zwierzo�ak zda� sobie spraw�, �e nie mo�e wsta�, �e ow�adn�� nim parali�. Nieznajoma mia�a kr�tkie w�osy, a nie d�ugie loki lub warkocze, do kt�rych widoku przywyk�. Okrywa�y jej g�ow� niczym jedwabisty czepiec, tylko kilka d�u�szych pukli opada�o na plecy. Tr�jk�tna twarz o ostrym podbr�dku i du�ych, zielonych lub ��tych oczach - w p�mroku nie m�g� rozr�ni� ich barwy - wskazywa�a na pokrewie�stwo z Dawnym Ludem. Jej cia�o by�o pe�niejsze ni� u Aylinn, lecz nie tak pos�gowe jak u Elyshy. D�uga, ciemna, obcis�a szata, pod kt�r� nie by�o sp�dnicy czy kaftana, okrywa�a j� od nadgarstk�w do kostek, uwydatniaj�c biodra i piersi.
Kethan rozd�� nozdrza. Mia� teraz nie tylko wzrok, lecz tak�e powonienie lamparta. Ta kobieta obudzi�a w nim uczucia, kt�re d�ugo by u�pione, i chcia�a nak�oni� go do... Nie m�g� jednak ruszy� si� z miejsca.
- Kim jeste�? - Wyda�o mu si�, �e zapyta� na g�os, ale potem zorientowa� si�, i� pos�u�y� si� my�l�.
Niewiasta u�miechn�a si�, ukazuj�c ostre z�by. Podnios�a do g�ry r�ce, a potem wyg�adzi�a nimi szat� a� do bioder, jakby chcia�a si� upewni�, �e jest tak poci�gaj�ca, jak tego pragnie.
Kethan wyt�y� wszystkie si�y. Nie chcia� pozosta� lampartem. Ba� si�, �e w ten spos�b odp�dzi od siebie cudown� zjaw�. Pragn�� tylko dotkn�� jej, upewni� si�, �e naprawd� stoi w pobli�u, �e oczy go nie myl�. Uda�o mu si� to. Przesun�� palcami po jej udzie. Zdo�a� jedne utrzyma� ludzk� posta� tylko na chwil� i jego r�ka-�apa opad�a bezsilnie na poro�ni�te futrem cia�o.
- Podoba ci si� to, co widzisz? - My�lowy "g�os" nieznajomej pi�kno�ci wyda� mu si� piskliwy, wypowiada�a s�owa z wysi�kiem.
- Podoba - odpar�, a raczej warkn�� w my�li. Za�mia�a si� cicho.
- Zachowaj cierpliwo��, czworonogu. Je�li los oka�e si� �askaw wszyscy zyskamy to, czego pragniemy najbardziej. Ja czeka�am... d�ugo... bardzo d�ugo... - urwa�a.
Zwierzo�ak zmobilizowa� resztki si� i pr�bowa� j� schwyta�, ale zjawa zgas�a i znikn�a jak ksi�ycowy kwiat z r�d�ki Aylinn. Kethan siedzia� samotnie. Opu�ci� go b�ogi spok�j �wi�tego gaju.
Zdawa� sobie spraw�, �e nieznajoma nie mog�a s�u�y� Ciemno�� Czy�by by�a s�u�k� Tr�jjedynej i o�mieli�a si� mu ukaza�? A mo�e ujrza� wizj�?
Wiedzia� tylko, �e ju� nie za�nie. Kiedy wsta� w cz�owieczej postaci, skulona u jego st�p kotka zamiaucza�a cicho na znak protestu. Przykry� j� skrajem �piwora i ruszy� w stron� drzew, szukaj�c czego� realnego, co b�dzie m�g� zrozumie�.
- Kto idzie? - zabrzmia�o w p�mroku. Widocznie jaki� inny w�drowiec r�wnie� uzna� to miejsce za tajemnicze i niezbyt bezpiecznie.
- To ty, Firdunie? - Kethan pozna� g�os m�odego Adepta.
Dostrzeg� jaki� ruch. Czyja� r�ka zacisn�a mu si� na ramieniu.
- Istniej� r�ne rodzaje talentu; ka�dy ma sw�j. To wszyscy wiem; Ale czy twoja siostra znalaz�a tej nocy co�, co zmusi j� do wyrzecze� si� naszego �wiata, do porzucenia naszych obyczaj�w? - spyta� z niepokojem Firdun.
- Nie wiem - odpar� zgodnie z prawd� Kethan. To nocne spotkanie wyrwa�o go z zamy�lenia. Zastanawia� si�, dlaczego ceremonia, kt�r� obaj obserwowali, tak poruszy�a m�odzie�ca z Domu Gryfa.
- Jest twoj� krewn�... -zacz�� Firdun, ale Kethan wpad� mu w s�owo.
-Nie jeste�my rodze�stwem, tylko wychowywali�my si� razem. Jak wiesz, jestem Zwierzo�akiem. Aylinn wychowa�a moja matka, uzdrawiaczka i M�dra Kobieta. Kiedy rodzice odkryli, �e moja przybrana siostra ma wielki talent, wys�ali j� do Landislu... a tam okaza�o si�, �e zosta�a powo�ana na s�u�b� Ksi�ycowi.
- Czarownice z Estcarpu u�y�y Mocy, by ruszy� g�ry z posad - Kethan nie widzia� twarzy Firduna, s�ysza� jednak gorycz w jego g�osie. - Uwa�aj� m�czyzn za ni�sze istoty. Och... - Adept roz�o�y� ramiona tak gwa�townie, �e a� powietrze za�wiszcza�o. - Sam nie wiem, co chc� przez to powiedzie�, ale je�li Aylinn nas opu�ci...
- Na pewno nie stanie si� to podczas tej wyprawy. - Kethan domy�la� si�, co kieruje Firdunem. Aylinn i potomek Gryfa - m�czyzn ci�gnie do kobiet, a kobiety do m�czyzn i dzieje si� tak od pocz�tku �wiata. Czasami wybierali nieodpowiednich partner�w i wszystko �le si� ko�czy�o. Kiedy indziej ��czy�a ich wi� tak silna, �e nic nie mog�o jej rozerwa�, jak Gillan i Herrela, rodzic�w Kethana. Nikt jednak nie m�g� przemawia� w imieniu kogo� innego. - Pozostanie z nami, a� sko�czymy to, co zacz�li�my - dorzuci� Zwierzo�ak, wiedz�c, �e to niewielka pociecha. - Czas wiele zmienia i talenty mog� dopasowa� si� do siebie w nieoczekiwany spos�b.
W odpowiedzi najpierw us�ysza� westchnienie, a potem s�owa:
Kiogowie obozuj� w pobli�u... Mo�emy czuwa� razem z nimi. - Firdun powiedzia� to takim tonem, jakby straci� nadziej�, �e za�nie tej nocy.
Z dala od gaju otaczaj�cego kamienny tron Guret, uzbrojony i czujny, szed� �ladem, kt�ry m�g� dostrzec tylko wytrawny tropiciel. Wierzchowce, starannie wybrane z kioga�skich stad na t� niebezpieczn� wypraw�, by�y naprawd� dobrze u�o�one. Wystarczy�o, �e je�d�cy pu�cili wodze luzem tak, �e dotkn�y ziemi, a konie sta�y nieruchomo niczym pos�gi, do chwili gdy ponownie na nie wsiedli. Dlatego po rozbiciu obozu musieli przywi�zywa� do palik�w tylko juczne kuce, kt�re by�y upartymi, krn�brnymi zwierzakami. Jednak�e w ostatnich dniach m�ody wa�ach Yasan zacz�� sprawia� k�opoty. Guret przypuszcza�, �e to sama obecno�� zwierzo�aczych wierzchowc�w niepokoi Yasana, cho� te zachowywa�y si� tak dobrze, jak ka�dy �wiczony walki rumak bojowy, i nie m�g� im mc zarzuci�.
Dzisiejszej nocy Kiogowie, nadal wstrz��ni�ci i oszo�omieni tym, co zobaczyli w tajemniczej �wi�tyni, przenie�li si� na otwart� przestrze�. Jak zwykle zaj�li si� kucami, nie zwracaj�c szczeg�lnej uwagi na wierzchowce, kt�re pu�cili wolno na pastwisko. Zwyczaj kaza� jednak wartownikowi - a zawsze wystawiali stra�e w nieznanym terenie - sprawdza� od czasu do czasu, co dzieje si� z ko�mi. Przemawia� wtedy do nich mi�kko, dodaj�c im otuchy i uspokajaj�c je s�owami, do kt�rych przywyk�y od ma�ego.
Guret odkry�, �e Yasan nie pasie si� obok zaprzyja�nionego z nim Yartina. Rozszerzy� kr�g poszukiwa�, ale nie znalaz� wa�acha. Wr�ci� wi�c do obozu, obudzi� Obreda i powiedzia� mu, �e p�jdzie tropi� uciekiniera. Przez ca�y czas zastanawia� si�, dlaczego Yasan oddali� si� od stada. Ko� by� jego w�asno�ci� (ka�dy Kioga zabra� na wypraw� trzy wierzchowce, �eby zmienia� je w razie potrzeby, nie m�cz�c ich zbytnio), wi�c Guret czu� si� odpowiedzialny za to niezwyk�e zachowanie swojego wa�acha.
- Guret odjecha�, zanim Firdun i Kethan przy��czyli si� do Kiog�w, a Obred znikn�� w mroku, by obj�� wart�.
Obozowali na wielkiej r�wninie, w pobli�u nie ros�a �adna k�pa drzew czy zagajnik. Ksi�yc, cho� go ubywa�o, �wieci� jasno na niebie. Guret zagwizda� i sta� chwil� nas�uchuj�c. Kiedy jednak nie us�ysza� t�tentu ko�skich kopyt, osun�� si� na �okcie i kolana, szukaj�c �lad�w w wysokiej trawie. O dziwo, tropy �wiadczy�y, �e Yasan kroczy� powoli, pas�c si�, lecz bieg�, jakby na czyje� wezwanie.
Wyruszaj�c na poszukiwania Guret zostawi� w obozie he�m i kolczug�. Noc by�a ciep�a, a panuj�cy wok� g��boki spok�j okaza� tak zara�liwy, �e Kioga dopiero teraz przypomnia� sobie o pozostawionym obok �piwora ekwipunku. Zawaha� si�. Czy powinien wr�ci� po bro� i zaalarmowa� swoich towarzyszy? Potem jednak uzna�, �e niepotrzebne. Yasan nie m�g� zbytnio si� oddali�. Guret dostrzeg� teraz inn� k�p� drzew. Mo�e tam ukry� si� wa�ach?
M�ody Kioga doskonale zna� wszystkie sposoby tropienia koni Poniewa� samo istnienie jego plemienia zale�a�o od dobrze u�o�onych wierzchowc�w, koczownicy nie mogli zaakceptowa� utraty: wet jednego z nich. Guret zsun�� si� po stromym gliniastym brzegu strumienia.
Znalaz� tam nowe �lady: prowadzi�y na pomoc. Wygl�da�o na to, �e Yasan nie przeskoczy� przez potok, ale bieg� brzegiem. Giuret zauwa�y�, �e wa�ach od czasu do czasu skuba� traw� w drodze, nie zatrzymuj�c si� jednak na popas.
Kioga ponownie zagwizda�, lecz odpowiedzia� mu jedynie szczebiot jakiego� nocnego ptaka. Zaniepokoi� si� nie na �arty. Post�pi� jak szaleniec, tropi�c zbiega w nocy, w nieznanym terenie.
W�a�nie znalaz� kolejny �lad kopyta odci�ni�ty w glinie i podnosi� si� z kl�czek, kiedy przeci�g�y okrzyk rozdar� powietrze. Na szcz�cie mia� przy sobie miecz, z kt�rym nigdy si� nie rozstawa�. Wyszarpn�� go z pochwy i �ciskaj�c w d�oni, ruszy� do przodu ci�kim krokiem.
Wrzaski zn�w wybuch�y, a potem ucich�y. Kioga rozr�ni� pe�ne b�lu i przera�enia r�enie konia. To musia� by� Yasan.
Strumie�, cho� nadal p�yn�� na p�noc, skr�ca� nieco w lewo. Gu-ret po raz trzeci us�ysza� wrzaw�: tym razem krzycza� jaki� cz�owiek. Kioga na wszelki wypadek zwolni� kroku. Jako wytrawny zwiadowca powinien zbada�, co si� dzieje, a nie rzuca� si� od razu do walki, niczym ��todzi�b. Ostro�nie poszed� dalej brzegiem potoku, tak g�sto zaro�ni�tym trzcin�, �e musia� wyr�bywa� drog� mieczem. Wysokie szuwary si�ga�y mu nad g�ow� i nic przed sob� nie widzia�.
- Wielkie Moce... Pot�ni Przodkowie... Ciemno�� powstaje! - zawo�a� m�ski g�os.
Po chwili Guret znowu us�ysza� rozpaczliwe r�enie konia broni�cego si� przed �miertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem. Przedar� si� przez ostatni� k�p� trzcin. Zobaczy� rumaka, kt�ry stawa� d�ba, mia�d��c kopytami przemykaj�ce po ziemi niewielkie stworzenia. Wprawdzie rosn�ca opodal spora wierzba zas�ania�a ksi�yc, ale Kioga rozr�ni� te� ukryt� w jej cieniu sylwetk� cz�owieka zadaj�cego w�a�nie cios mieczem - lub u�amkiem brzeszczotu - ledwie widocznemu napastnikowi.
Guret ju� dokona� wyboru. Rzuci� si� do przodu i, ku jego zdumieniu, nieznane stwory nie odwr�ci�y si�, by go zaatakowa�, tylko rozbieg�y si� na wszystkie strony.
Podni�s� miecz i zada� pchni�cie. Przebi� atakuj�cego zwierzaka, kt�ry nawet w p�mroku wygl�da� tak niesamowicie, �e Kioga jednym szarpni�ciem �ci�gn�� go z brzeszczotu i cisn�� za siebie. Spodziewa� si�, �e teraz zaatakuj� go pozosta�e. Yasan broni� si� dzielnie, rytmicznie wal�c kopytami w napastnik�w, chwytaj�c z�bami zmia�d�one cia�a i odrzucaj�c je na bok.
- W Tr�jcy Jedyna... - Guret nie wiedzia�, sk�d zna s�owa, kt�re zerwa�y si� z jego ust.: - Panno, Niewiasto, Starucho strzeg�ca Ostatniej Bramy, u�ycz nam swej si�y i mocy.
Widmowa sylwetka na brzegu potoku zrobi�a chwiejny krok w stron� Kiogi. Szuka�a czego� na swojej piersi. Mo�e zrani�y j� te monstra?
- Pani... - doda� cicho nieznajomy m�czyzna. - Ty, kt�ra zadajesz �mier�, b�d� z nami wszystkimi.
G�ucha w�ciek�o�� ogarn�a Gureta. Tylko dwa razy w �yciu pozna� to uczucie: kiedy natkn�� si� na zwiadowc� ze Stanicy Howell i dopilnowa�, by ten s�uga Mroku nigdy tam nie wr�ci�. Wielkimi krokami wszed� w stado napastnik�w, kt�re okr��y�o go ze wszystkich stron. O dziwo, brzeszczot jego miecza rozjarzy� si� jak latarnia. Kioga widzia� teraz wyra�nie, �e atakuj� go olbrzymie paj�ki, �aby oraz nieznane, budz�ce obrzydzenie stwory. Wszystkie gin�y w g��bokiej ciszy. Wreszcie Guret, dysz�c ci�ko, stan�� przy stosie martwych cia�. Na ziemi nic si� nie porusza�o.
Yasan zar�a�, parskn�� i rozdepta� ostatniego napastnika. Potem podbieg� do swego pana i opar� g�ow� na jego ramieniu. Znowu zachowywa� si� jak dobrze u�o�ony rumak.
- Jeste� ranny? - spyta� nieznajomego Guret, delikatnie poci�gaj�c wa�acha za grzyw�.
- Tylko par� uk�sze� - odpar� spokojnie tamten. - Te uringi nie odpowiedz� ju� na niczyje wyzwanie! - Kopn�� zabitego zwierzaka i m�wi� dalej: - Dzi�kuj� ci z ca�ego serca ale Ona mog�a pos�a� mi na pomoc swego s�ug�, po, tym... po tym jak... - J�kn��, i osun�� si� na ziemi�.
Kioga natychmiast podbieg� do wyczerpanego wojownika. Podni�s� go i zobaczy�, �e nieznajomy nie nosi zbroi i �e jest ubrany w si�gaj�cy ud kaftan oraz obcis�e spodnie. Czu� na policzku jego lekki, nier�wny oddech. Obcy p�aka� bezg�o�nie. Yasan ju� zbli�y� si� do swojego pana i bez rozkazu wykona� najbardziej skomplikowane �wiczenie, jakie zna�: ukl�k�. Guret podsadzi� uratowanego m�czyzn�. Z zadowoleniem spostrzeg�, �e tamten chwyci� si� ko�skiej grzywy. Potem sam wskoczy� na siod�o i zawr�ci� do obozu.
Tam ju� na niego czekano. Niebo poja�nia�o na wschodzie, Kioga uzna� wi�c, �e poszukiwania zabra�y mu wi�cej czasu ni� przypuszcza�. Lero natychmiast znalaz� si� u jego boku.
- Towarzyszu broni... co...
Firdun i Kethan podeszli z drugiej strony, by zdj�� z konia jego brzemi�. Po�o�yli nieznajomego na kocu. Lekki wiaterek przyni�s� s�odk� wo� kwiat�w, kt�re ju� stula�y p�atki. Aylinn nadbieg�a spod drzew. Torba z lekami uderza�a o jej rami�.
W �wietle poranka Guret po raz pierwszy m�g� si� lepiej przyjrze� uratowanemu. Obcy by� bardzo szczup�y, niski, a zwr�cona ku g�rze twarz o zamkni�tych oczach mog�a nale�e� tylko do m�odego ch�opca. Kethan odwr�ci� bezw�adn� d�o� nieznajomego. Zobaczy� na niej krwawe �lady wi�z�w, kt�re g��boko wpi�y si� w cia�o. Na twarzy ciemnia�y siniaki; a kiedy Firdun zdj�� ch�opcu buty, krzykn�� gniewnie, widz�c takie same czerwone pr�gi na kostkach mi�dzy licznymi zadrapaniami. �lady z�b�w �wiadczy�y, �e m�odzika uk�si� jeden ze stwor�w, z kt�rymi walczy�.
Kethan i Firdun pomogli Aylinn rozebra� przybysza. Pod napi�t� sk�r� �ebra rysowa�y si� tak ostro, jakby umy�lnie go g�odzono. Ksi�ycowa Panna wyj�a lecznicze ma�ci i zacz�a szybko, wprawnie opatrywa� rany oraz wszystkie, nawet najmniejsze zadrapania.
- To m�ody Hardin z Hol, z Klanu Srebrnych P�aszczy. - Elysha stan�a nad nimi. - On s�u�y Stanicy Howell!
Aylinn znieruchomia�a na sekund�, a p�niej pokr�ci�a g�ow�.
- Nie - zaprzeczy�a stanowczym tonem - cho� i sama zobacz. -Wzi�a do r�ki oplecion� ksi�ycowymi kwiatami r�d�k�, kt�r� wcze�niej wsun�a za boczny rzemie� sakwy z medykamentami. Zamachn�a si� teraz sw� magiczn� pa�eczk�. Kwiat na czubku r�d�ki nie zanikn�� si� jak pozosta�e; �wieci� te� ja�niej ni� te, kt�rych dotychczas u�ywa�a do koncentracji Mocy. Aylinn powoli przesun�a kwiatem wzd�u� cia�a ch�opca, z g�ry na d� i z. powrotem. Kiedy sko�czy�a, Hardin poruszy� si� i otworzy� oczy. Musia� najpierw ujrze� Ksi�ycow� Pann�, gdy� odsun�� si� szybko, staraj�c si� wtuli� w koc, na kt�rym go po�o�ono.
- Jestem nieczysty. - �zy zal�ni�y w jego oczach. - Ju� nie jestem...
- Popatrz! - rozkaza�a ostro Aylinn. - Popatrz i uwierz!
- S�uga Z�a zerwa� wi�zy ��cz�ce mnie ze �wiat�em. - Ch�opiec zakry� twarz obanda�owan� d�oni�. - Wezwa� Wielkiego Ciemnego Adepta i ofiarowa� mnie...
- Nikt nie mo�e nikogo ofiarowa� wbrew jego woli - stwierdzi�a surowo Ksi�ycowa Panna. - Czy podda�e� si� woli tamtego Ciemnego Adepta?
- Nie, nie zrobi�em tego. - Hardin pokr�ci� g�ow�. - Ale potem znalaz�em si� w innym miejscu i zobaczy�em... a ten, kt�ry na mnie spojrza�, sprawi�, �e czo�ga�em si� u jego st�p.
- Nosisz �lady niewoli, niedawno zerwanych wi�z�w - odrzek�a Aylinn. - A to znaczy, �e nie poszed�e� tam dobrowolnie. Nie jeste� te� psem, kt�ry b�dzie wy� na rozkaz swego pana. - Odwr�ci�a si� do Kethana i Firduna, kt�rzy stali teraz za ni�. - Zanie�cie go do Tr�jjedynej... tylko ostro�nie!
Wzi�li go na r�ce - a by� bardzo lekki - i zatrzymali si� przed siedz�cym na tronie pos�giem. Ch�opiec zamkn�� oczy i mia� tak szcz�liwy wyraz twarzy, jakby zw�tpi� w to, �e �ycie mo�e mu je przynie�� co� dobrego.
- Podnie�cie go! - rozkaza�a Aylinn. - I po��cie tutaj. - Wskaza�a na kolana zawoalowanej postaci. Hardin krzykn�� cicho, pr�buj: uwolni�, ale Kethan i Firdun umie�cili go tam, gdzie poleci�a im '. �ycowa Panna. P�niej cofn�li si� niemal jednocze�nie, a Aylin tkn�a czo�a ch�opca kwiatem jarz�cym si� na czubku r�d�ki.
- Pani...~Matko... Opiekunko wszystkiego, co �yje... Ha skrzywdzili s�udzy Z�a, kt�re atakuje nas wszystkich. Zajrzyj mu w serce; wiedz, �e nie odda� si� w moc Ciemno�ci dobrowolnie. P�ki go jak nowo narodzone dzieci�, jak dorastaj�cego m�odzie�ca, < mu to, co straci�, wiar� w siebie - modli�a si� Ksi�ycowa Panna.
Odpowied� Tr�jjedynej zabrzmia�a w umys�ach �wiadk�w okrzyk zwyci�stwa.
- Oto m�j syn, zrodzony z Mej woli! Ciemno�� bardzo go skrzywdzi�a, ale to, co naprawd� jest Hardinem, nie nosi jej skazy!
Ch�opiec j�kn��, krzykn�� i osun�� si� bezw�adnie. Aylinn gestem poleci�a Kethanowi i Firdunowi przenie�� go na roz�o�ony na ziemi �piw�r.
- Za�nie teraz - powiedzia�a - a kiedy si� obudzi, b�dzie wi�c �e niepotrzebnie si� l�ka� i �e strach ju� go opu�ci�.
- Znasz go? - Ibycus zwr�ci� si� do Elyshy.
- Widzia�am go tylko raz, w dniu, kiedy jego zwariowany ojciec wys�a� go do Stanicy Howell. Jego matka w�ada ksi�ycow� Moc�, a pan Prytan nie ma nawet odrobiny talentu magicznego. Usi�owa� wym�c na swej ma��once przyrzeczenie, �e nie b�dzie s�u�y�a Tr�jjedynej. By�o to r�wnie skuteczne jak pr�ba powstrzymania morskich fal li��cych brzeg. Dlatego, kiedy matka ch�opca uda�a si� z sekretn� misj� do G�os�w Wielkich Mocy, kaza� go pojma� i odda� w s�u�b� Ciemno�ci. Niewiele wiem o Prytanie, przypuszczam jednak, �e to raczej umowa ni� dar. Kto wie, co magowie ze Stanicy Howell obiecali w zamian za syna? M�oda, czysta dusza po�wi�cona Tr�jjednej starannie wychowywana wedle Jej praw, kt�r� mogliby odda� Ciemnej Mocy chc�cej po�ywi� si� skradzion� wiedz�? Tak, to by im odpowiada�o. Mo�e nawet nauczyli Prytana kilku efektownych sztuczek, ale nie obdarzyli go prawdziwym talentem.
- Co z matk� ch�opca? - spyta�a Aylinn.
- Kr��� pog�oski, �e nie wr�ci�a z tej podr�y. W ka�dym razie nikt jej wi�cej nie widzia� na ziemiach Klanu Srebrnych P�aszczy.
Jak go znalaz�e�? - zapyta� Gureta Ibycus, nadal wpatruj�c si� �pi�cego Hardina. Kioga opowiedzia� mu o zaginionym koniu i o potyczce nad strumieniem.
Wi�c to tak... Mo�liwe, �e ch�opak towarzyszy� wys�annikom Stanicy Howell, kt�rzy pojechali na wsch�d - stwierdzi� powoli Ibycus Ich obecny Wielki Mag lubi sk�ada� ofiary swoim mocodawcom. �atwo jest rozkazywa� uringom, cho� nie walcz� zbyt skutecznie. Dlatego ch�opiec zdo�a� uciec, albo... - urwa� i podni�s� sw�j pier�cie� - ...albo mia� przy��czy� si� do nas i przekazywa� wrogom nasze plany - roze�mia� si� ironicznie. - Ale si� przeliczyli. Hardin zosta� oczyszczony ze wszystkich �lad�w Ciemno�ci. Niewykluczone, �e zn�w spr�buj� go schwyta� i zaczarowa�. Przedtem jednak dostarczy nam potrzebnych informacji. Tak, to nieoczekiwany dar losu.
Rozdzia� trzeci
Gniazdo Gryfa, Arbon. Zachodni Szlak, Ziemie Spustoszone
Alon zgarbi� si� nad sto�em; �okcie opar� po bokach szklanej p�kuli, zwr�conej wypuk�� stron� ku g�rze. Twarz mia� wychudzon�, zryt� bruzdami zm�czenia, gdy� od wielu godzin daremnie pr�bowa� nawi�za� ��czno�� z Hilarionem. Potrz�sn�� teraz g�ow� tak gwa�townie, �e Eydryth zadr�a�a ze strachu. Przywo�a� ca�y sw�j talent i Moc, ale nie m�g� si� skoncentrowa�. Ponownie da� jej znak skinieniem g�owy i Eydryth zn�w cierpliwie, jak przez niemal ca�y ten ranek, zacz�a gra� na harfie, nuc�c pie�� bez s��w. Szuka�a wci�� nowych d�wi�k�w, by tym razem, je�li dopisze jej szcz�cie, trafi� na taki, kt�ry pomo�e jej ma��onkowi.
Pracuj�c razem przez ostatnie dni, mieszka�cy Gniazda Gryfa przekonali si�, i� ��cz�c swoj� Moc nie osi�gn� tego, czego pragn�� Alon. Wreszcie Eydryth zaproponowa�a, �e wspomo�e ich w�asnym talentem: gr� na harfie i pie�ni�, kt�ra by�a dla niej jednocze�nie tarcz� i mieczem.
- Nie! - Trevor tupi�c n�kami przebieg� przez komnat� i uderzy� Tkaczk� Pie�ni w kolano. - Nie tak, tylko tak! - Jego g�osik wzni�s� si� nieco wy�ej od tonu, kt�ry Eydryth zawsze uwa�a�a za najbardziej odpowiedni, by doda� si� komu� b�d�cemu w potrzebie.
Prze�kn�a �lin�. Zasch�o jej w gardle, jakby prze�piewa�a p� nocy w jakiej� karczmie w zamian za ofiarowany niech�tnie kawa�ek suchego chleba i sple�nia�ego sera. Alon odchyli� si� nieco do ty�u. Utkwi� wzrok w Trevorze, kt�ry pr�bowa� zwr�ci� uwag� siostry, powtarzaj�c:
- Nie tak, tylko tak!
Eydryth si�gn�a po kubek zaprawionej zio�ami wody, kt�ry Joisan postawi�a na stole, zanim pozostali mieszka�cy Gniazda Gryfa opu�cili komnat�, by zapewni� Alonowi cisz� i spok�j niezb�dne do przeprowadzenia eksperymentu. Tkaczka Pie�ni najpierw przep�uka�a usta, a potem prze�kn�a o�ywczy p�yn.
Trevor przesta� nalega�, ale sta� przed siostr� z pi�stkami na biodrach, nie odrywaj�c od niej wzroku, jakby nadzorowa� jej zaj�cia. Kiedy Eydryth odstawi�a kubek, podszed� bli�ej i dotkn�� palcem struny.
Struny tej harfy wykuto z quanstali i wyci�gano tak d�ugo, a� sta�y si� cienkie jak nitki. By�y niemal wieczne, wype�nione Moc�, kt�rej nie umia� wyt�umaczy� �aden wsp�cze�nie �yj�cy mag.
Tkaczka Pie�ni us�ysza�a teraz nut�, kt�ra zabrzmia�a jak s�abe echo, jak mu�ni�cie wiatru. Eydryth zawsze szczyci�a si� tym, �e potrafi zapami�ta� ka�dy zas�yszany d�wi�k, podobnie jak ballad�, kt�r� tylko raz za�piewano w jej obecno�ci. Pewnym ruchem, gdy� doskonale zna�a sw�j instrument, dotkn�a tej samej struny co Trevor. Harfa zad�wi�cza�a cicho. Eydryth ws�ucha�a si� i powt�rzy�a nieznan� dot�d nut�, staraj�c si� dostosowa� do niej sw�j g�os. Pr�bowa�a trzykrotnie. Malec podszed� ca�kiem blisko do siostry i z niepokojem wpatrywa� si� w jej twarz. Wreszcie d�wi�k harfy i g�os pie�niarki zla�y si� w jedn� ca�o��.
Alon gwa�townym ruchem podni�s� g�ow� i spojrza� na kryszta�ow� p�kul�, kt�ra lekko zmatowia�a. W tej samej chwili Trevor za�piewa� przeci�gle "Aaalaa" i s�owo to, je�li mo�na tak je nazwa�, z��czy�o si� z nieco wy�szymi nutami, kt�re Eydryth niza�a jak paciorki.
W magicznej p�kuli pojawi� si� niebiesko fioletowy wir. Alon zacz�� �piewa� zakl�cie, ��cz�c je z pie�ni� Eydryth i Trevora. Pocz�tkowo robi� to za szybko, dopiero p�niej zmusi� si� do zwolnienia tempa. Tak, chodzi�o w�a�nie o tempo! S�owa staro�ytnego zakl�cia wtopi�y si� w niesamowit� melodi�.
Nawi�zali ��czno��! Z woli Jantarowej Pani nawi�zali ��czno��! I nie za pomoc� aparatu, kt�rym wcze�niej pos�ugiwa� si� Alon, ale czarodziejskiej p�k