2501

Szczegóły
Tytuł 2501
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2501 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2501 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2501 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Micha� Rusinek Wiosna admira�a Powie�� historyczna Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zn Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Pa�stwowy Instytut Wydawniczy", Warszawa 1972 Pisa�a K. Kruk Korekty dokona�y U. Maksimowicz i I. Stankiewicz Notka od redakcji Micha� Rusinek urodzi� si� w 1904 r. w Krakowie, gdzie te� uko�czy� szko�� �redni� i studia na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Jagiello�skiego. Bogaty dorobek literacki Rusinka zawiera liczne powie�ci o tematyce wsp�czesnej ("Burza nad brukiem", "Cz�owiek z bramy", "Ziemia miodem p�yn�ca", "Niebieskie ptaki") i sztuki teatralne ("Pawilon pod sosnami", "Kobieta we mgle"). Tematyka okupacyjna znalaz�a wyraz w powie�ciach "Prawo jesieni", "Igraszki nieba". "Wiosna admira�a" to pierwszy tom trylogii historycznej o Krzysztofie Arciszewskim. S�owo wst�pne O czasach, w kt�rych �y� i dzia�a� bohater powie�ci Krzysztof Arciszewski Krzysztof Arciszewski, kt�rego dziejom po�wi�ci�em cykl powie�ciowy zaczynaj�cy si� "Wiosn� admira�a", jest postaci� historyczn� wsp�czesnym Polakom raczej ma�o znan�. Wiedz� o nim badacze naszych dziej�w, innym co� nieco� obi�o si� o uszy. Natomiast nawet przeci�tnemu Holendrowi nieobce jest imi� owego s�awnego �o�nierza i �eglarza, wodza Holendr�w w Brazylii, kt�r� zdobywa� dla nich na Hiszpanach. Zwyci�skie boje Krzysztofa Arciszewskiego, zrazu na ziemiach niderlandzkich, p�niej w Po�udniowej Ameryce, nieustraszona jego odwaga, prawo�� post�powania na zdobytych ziemiach kolonialnych wesz�y do historii Holandii. W pierwszej po�owie siedemnastego wieku, kiedy to �y� i dzia�a�, g�o�no by�o o nim w ca�ym �wczesnym �wiecie. Po�wi�cano mu liczne pisma, mistrzowie amsterdamscy uwiecznili jego podobizn� na swych miedziorytach. Zachowa�a si� nawet mapa Nowego �wiata, jemu przez s�ynnego geografa J. Bleu'ego dedykowana, i medale pami�tkowe bite w srebrze ku jego czci przez Kompani� Westindyjsk�, pod kt�rej znakami zdobywa� l�d brazylijski, przep�dzaj�c stamt�d wojska kr�la hiszpa�skiego. Historycy holenderscy i brazylijscy, uczeni niemieccy i francuscy nie szcz�dzili mu miejsca w swoich dzie�ach, raz chwal�c go jako dzielnego �o�nierza i wodza, znakomitego artylerzyst� i �eglarza, to zn�w widz�c w nim awanturnika i krn�brnego kondotiera, kt�ry doszed�szy do s�awy i najwy�szych zaszczyt�w, o�mieli� si� sprzeciwi� gubernatorowi Brazylii, holenderskiemu ksi�ciu de Nassau, zaprowadzaj�cemu w kolonii inne porz�dki, ni� on pragn��. Polacy nie po�wi�cili nale�nej uwagi tej wspania�ej postaci, na swe czasy wybitnie post�powej, tak typowo polskiej, je�li chodzi o charakter i poczucie osobistej godno�ci, i tak wszechstronnie uzdolnionej. By� bowiem Arciszewski nie tylko znakomitym wodzem, artylerzyst�, ale wcale dobrym poet�, pomys�owym na owe czasy in�ynierem, a nawet autorem dzie�a medycznego, dla nas dzi� oczywi�cie naiwnego. Z zapomnienia, w jakie popad� przez wieki, wydoby� go F. M. Sobieszcza�ski, publikuj�c w roku 1851 w "�yciorysach znakomitych ludzi, ws�awionych w r�nych zawodach" do�� obszern� rozpraw� pt. "Krzysztof z Arciszewa Arciszewski". Po nim historyk Aleksander Kraushar wyda� dwutomowe dzie�o pt. "Dzieje Krzysztofa z Arciszewa Arciszewskiego, admira�a i wodza Holendr�w w Brazylii, starszego nad armat� koronn� za W�adys�awa IV i Jana Kazimierza". Opr�cz kilku pomniejszych opracowa� biograficznych i artyku��w tu i �wdzie drukowanych pojawi�a si� w roku 1925 praca pi�ra ks. Jana Rzyme�ki pt. "Krzysztof Arciszewski, pierwszy Polak w Brazylii, w walce z misjami katolickimi". Je�li chodzi o sprawy brazylijskie, jest ona nawet ciekawsza ni� dzie�o Kraushara, niemniej jednak o�wietla jednostronnie Arciszewskiego jako wroga misjonarzy dzia�aj�cych w�r�d Indian. W istocie by� on tylko wrogiem okrutnych kolonizator�w hiszpa�skich, maskuj�cych �upieski charakter wypraw pozorem zdobywania Nowego �wiata dla religii chrze�cija�skiej. Mimo jednak wydobycia go z zapomnienia przez uczonych i badaczy nie sta� si� Arciszewski tak powszechnie znan� postaci� historyczn�, jak wiele innych, nie dor�wnywaj�cych mu dzie�em swego �ycia. Nie doczeka� si� te� godnego miejsca w polskiej literaturze pi�knej, cho� jego burzliwe losy mog�y porwa� pisarza. Nie zapomnia� wprawdzie o nim Henryk Sienkiewicz, ale mistrzowskie jego pi�ro po�wi�ci�o Arciszewskiemu w "Ogniem i mieczem" tylko nieliczne wiersze. Przed wojn� si�gn�� po ten temat Jerzy Bohdan Rychli�ski, daj�c jako owoc swej pracy opowie�� "Przygody Krzysztofa Arciszewskiego". Utw�r ten, mo�e nie do�� wszechstronny, jest niew�tpliwie pierwsz� i chlubn� pr�b� wprowadzenia Krzysztofa z Arciszewa do naszej tw�rczo�ci powie�ciowej. Podj��em i ja ten temat, spodziewaj�c si�, �e mo�e uda mi si� obszernym cyklem powie�ciowym wzbudzi� zainteresowanie tak niezwyk�ym bohaterem polskim XVII wieku. Jakie� tedy s� jego dzieje? Jakie czasy, w kt�rych przysz�o mu �y�, jakie zjawiska polityczne i spo�eczne by�y t�em jego chwalebnego �ywota, walk i zwyci�stw, zmaga� i upokorze�, jak i przywr�conej mu p�niej chwa�y w ojczy�nie? Czasy, w kt�rych przyszed� na �wiat, to prze�om XVI wieku. Rzeczpospolita szlachecka jest jeszcze w pe�ni pot�gi, ale wida� ju� pewne rysy w ustroju spo�eczno_politycznym. Szlachta, zdobywszy pe�ni� w�adzy w pa�stwie, pogn�bi�a miasta, kt�re powoli, ale systematycznie zaczynaj� chyli� si� ku upadkowi. Magnateria, maj�c w swoich r�kach olbrzymie latyfundia, ogranicza w�adz� kr�lewsk�, obejmuje najwi�ksze godno�ci w pa�stwie, ciemi�y ch�opa, pogardza mieszczaninem, uznaje za nar�d jedynie ludzi "urodzonych". Jest to zarazem pora, kiedy nie ma w Polsce sta�ej dynastii i szlachta wybiera kr�la viritim, na zjazdach elekcyjnych. Owe haniebne elekcje to �niwa dla o�ciennych pa�stw, teren popis�w magnackiej si�y i wodzenia za nos ubo�szej szlachty, wisz�cej u klamek pa�skich, kt�ra g�osuje cz�sto za tym, kto wi�cej daje lub wi�cej obiecuje. Gdy na elekcji kandydat nie przechodzi, popieraj�ce go stronnictwo nie liczy si� z opini� wi�kszo�ci, dobywa szabel i si�� chce wprowadzi� na tron swego kr�la. Zdobywszy pe�ni� w�adzy magnaci poszerzaj� gospodark� folwarczn� i wprowadzaj� coraz ci�szy system pa�szczy�niany. �atwo�� zbytu produkt�w rolnych, wywo�onych przez Gda�sk za granic�, podnieca chciwo�� feuda��w. By wyci�gn�� jak najwi�ksze zyski z olbrzymich obszar�w swej ziemi i dor�wna� magnatom, szlachta jeszcze bardziej przytwierdza ch�op�w do roli (glebae adscripti), zaostrza w nieludzki spos�b pa�szczyzn�, kt�ra dochodzi ju� do pi�ciu dni tygodniowo. Poddane ch�opstwo musi pracowa� na maj�tki szlacheckie swoim trudem, swoimi ko�mi i wo�ami, w�asnymi nawet narz�dziami. Podlega przy tym absolutnej w�adzy feuda�a, jego osobistemu s�dowi i ca�emu systemowi bestialskich kar, jak "g�sior", "kuna", wi�zienie. Coraz cz�stsze s� wypadki zabierania ch�opu jego w�asnego plonu i wydziedziczania go z resztek ziemi. Tote� zdarzaj� si� liczne ucieczki ch�op�w spod w�adzy szlacheckiej na wschodnie ziemie Rzeczypospolitej, na kt�rych zwalniano czasowo z pa�szczyzny, byle tylko zagospodarowa� nowe zdobycze feudalne. Gdy przychodzi na �wiat Krzysztof Arciszewski, na tronie polskim ju� od pi�ciu lat zasiada kr�l Zygmunt III Waza. Przebieg jego elekcji w roku 1587 to typowy przyk�ad rozprz�enia w kraju. Warcholska magnateria nie mo�e si� na polu elekcyjnym pogodzi� co do kandydata i wybiera dw�ch kr�l�w. Jedno stronnictwo, podjudzane przez Zborowskich, g�osuje za arcyksi�ciem habsburskim, Maksymilianem, drugie pod wodz� starego kanclerza Jana Zamoyskiego popiera 21 lat licz�cego kr�lewicza szwedzkiego, Zygmunta Waz�. Jako syn kr�la szwedzkiego Jana III i Katarzyny Jagiellonki mia� on w�r�d szlachty wi�cej zwolennik�w, bo �udzono si�, �e skoro po matce p�ynie w jego �y�ach krew Jagiellon�w, b�dzie bardziej polskim kr�lem ni� austriacki Maksymilian. Stronnictwa nie zdoby�y si� na zgod� i mia�y niebawem skoczy� sobie do �b�w. Prymas Karnkowski og�osi� w dniu 15 sierpnia 1587 roku kr�lem Zygmunta III, a biskup kujawski Woroniecki w imieniu opozycyjnego stronnictwa wezwa� na tron polski Maksymiliana. Zacz�a si� walka o tron. Zygmunt III przybi� okr�tem do wybrze�y polskich, a Maksymilian wszed� na granic� polsk� w Bytomiu. Sko�czy�o si� starciem zbrojnym pod Byczyn� 24 stycznia 1588 roku, w kt�rym to dniu hetman Jan Zamoyski pobi� wojska stoj�ce za Maksymilianem, a samego arcyksi�cia wzi�� w niewol�. Tak to utrwali�a si� w�adza Wazy w Polsce, cho� zwolennicy Maksymiliana d�ugo pami�tali kr�lowi kl�sk� zadan� im pod Byczyn�. Nadzieje szlachty, �e kr�l b�dzie prowadzi� narodow� polityk�, rozwiewa�y si� jednak z ka�dym dniem. Potomek Jagiellon�w nie czu� si� Polakiem, lecz Szwedem. Fanatyk religijny, wychowanek jezuit�w, zasiad� na tronie w kraju szczyc�cym si� tolerancj� religijn�. Idea�em dla niego by�a katolicka absolutna monarchia Habsburg�w, wi�c obco czu� si� w Rzeczypospolitej szlacheckiej. Wyniesiony na tron przez stronnictwo antyhabsburskie, rych�o wbrew interesom kraju ��czy si� z tymi w�a�nie Habsburgami, zaciek�ymi wrogami pa�stwa polskiego. By� nawet got�w za cen� pomocy w odzyskaniu korony szwedzkiej i przywr�ceniu w Szwecji katolicyzmu opu�ci� Polsk� i popiera� habsburskiego kandydata na tron polski. Z domu Habsburg�w wzi�� sobie za �on� naprz�d arcyksi�niczk� Ann�, a po �mierci kr�lowej jej siostr� Konstancj�. Ta koligacja z dworem wiede�skim i wys�ugiwanie si� Habsburgom oburzy�y szlacht�, widz�c� w polityce kr�la zamach na swoj� "z�ot� wolno��" i swobody religijne. Szlachta ��czy si� z niech�tnymi Zygmuntowi magnatami i wybucha rokosz Zebrzydowskiego, z kt�rego w�adza kr�lewska wychodzi os�abiona, a wp�ywy magnat�w rosn�. Kr�l, cho� cz�owiek wykszta�cony, o artystycznych przy tym upodobaniach - bo nawet sam uprawia� z amatorstwa sztuk� zdobnicz�, lubi� muzyk� i docenia� talenty artystyczne - nie zjedna� sobie nigdy sympatii w kraju. By� mrukliwy, ma�om�wny, podejrzliwy. Wprowadzi� na dw�r kr�lewski obce obyczaje, nosi� si� nie z polska, a nawet ch�tniej u�ywa� j�zyka niemieckiego ni� polskiego. Przy tym wszystkim nie mia� w sobie cech rycersko�ci, co mu szlachta bardzo za z�e mia�a. Cho� jednak "niewojenny", jak wtedy mawiano, uwik�a� Zygmunt Polsk� w szereg niepotrzebnych i niebezpiecznych wojen o charakterze dynastycznym i religijnym. Opanowany przez wp�ywy austriackie i papieskie, �lepo wierz�cy jezuitom, podejmowa� cz�sto dzia�ania wojenne, niekiedy wbrew istotnym interesom kraju. Od chwili obj�cia tronu polskiego a� po sw�j zgon dawa� si� �udzi� nadziei, �e uda mu si� nosi� na swej g�owie dwie korony - szwedzk� i polsk�. Tote� gdy w roku 1592 zmar� jego ojciec Jan III Waza, Zygmunt za zgod� sejmu polskiego wybra� si� z prawie rocznym op�nieniem do Szwecji, by obj�� tron opuszczony przez ojca. Szwedzi, podburzani przez regenta Karola Suderma�skiego, przyj�li m�odego w�adc� do�� nie�yczliwie. Jako protestanci nie ufali jezuickiemu kr�lowi, kt�ry na dodatek jawnie g�osi�, �e chcia�by widzie� Szwecj� katolick�, a nie lutera�sk�. Niemniej jednak uznali jego prawa dynastyczne i po z�o�eniu przeze� przysi�gi w Upsali koronowali go na kr�la. Ale ju� w kilka lat p�niej, w roku 1599, gdy Zygmunt III zn�w przebywa� w Polsce, sejm szwedzki w Sztokholmie pozbawi� go korony, postanawiaj�c jednak, �e mo�e zasi��� na tronie syn Zygmunta, m�odociany W�adys�aw, je�li przyb�dzie do Szwecji i b�dzie wychowany w szwedzkim obyczaju i w wierze protestanckiej. Gdy i tego warunku Zygmunt III nie przyj��, stany szwedzkie odda�y ostatecznie tron jego stryjowi, ksi�ciu Suderma�skiemu, kt�ry w roku 1607 koronowa� si� jako Karol IX. Oburzony na swych szwedzkich poddanych Zygmunt III nie zapomnia� tego upokorzenia do ko�ca swego �ywota. Straciwszy faktycznie tron w swej pierwotnej ojczy�nie, tytu�owa� si� nadal kr�lem szwedzkim, utrzymywa� na dworze warszawskim ca�y fikcyjny drugi rz�d szwedzki z kanclerzami i urz�dnikami, nie ustaj�c w wysi�kach odzyskania korony. Pisywa� listy i uniwersa�y do Szwecji, wysy�a� tam potajemnie swych zwolennik�w, najcz�ciej jezuit�w, by przygotowywali grunt pod odzyskanie tronu szwedzkiego si��. Ale zapobiegliwy, pe�en politycznych i wojennych talent�w Karol IX zabra� si� ostro do rz�dzenia krajem. Wzmocni� w�adz� kr�lewsk�, zacz�� organizowa� poborowe wojsko na miejsce dawnego zaci�nego, dzi�ki czemu ma�y i niezbyt bogaty nar�d szwedzki m�g� wystawi� jedn� z najpot�niejszych armii w �wczesnym �wiecie. Tak oto zaczynaj� si� szwedzkie wyprawy zaborcze na Polsk�, wynik�e zrazu z pobudek dynastycznych, a p�niej przeradzaj�ce si� w wojny o panowanie na Ba�tyku. Karol IX rozpoczyna najazd naprz�d na Inflanty, p�niej na Estoni�, poddan� przez Zygmunta III Polsce. Po �mierci Karola w 1611 roku jego syn Gustaw Adolf, jeden z najwi�kszych w�adc�w Szwecji, wiedzie nowe najazdy na Polsk�. Wyzyskuje ka�d� nadarzaj�c� si� okazj�, by n�ka� Zygmunta III, kt�ry konsekwentnie odmawia zrzeczenia si� praw do tronu szwedzkiego i szuka przeciwko Szwecji przymierza z Habsburgami i papiestwem. Za cen� w�tpliwego poparcia Zygmunt ofiarowa� Habsburgom pomoc przeciwko powsta�com w�gierskim i wskutek tego �ci�gn�� na Polsk� najazd turecki. Gdy Polska ponios�a straszliw� kl�sk� pod Cecor�, Gustaw Adolf l�duje w Kurlandii ze swym pot�nym wojskiem, licz�cym 20"000 doskonale wy�wiczonego �o�nierza, i zdobywa Diament i Ryg�, nale��c� wtedy do Rzeczypospolitej. W tej to w�a�nie kampanii wojennej w obronie polskiego wybrze�a, w bitwach pod Ryg� i twierdz� kurlandzk� Mitaw�, otrzymuje chrzest bojowy m�odociany Arciszewski, walcz�cy pod wodz� Krzysztofa Radziwi��a, hetmana polnego litewskiego. Ale wr��my do pocz�tk�w jego �ycia, do domu rodzinnego i otoczenia, w jakim si� wychowywa�. Urodzi� si� dnia 6 grudnia 1592 roku w Rogalinie, sk�d jego rodzice przenie�li si� p�niej do Nietaskowa, wsi le��cej pod miasteczkiem �miglem w wojew�dztwie pozna�skim. Oboje nale�eli do Braci Polskich, a ojciec piastowa� nawet przez pewien czas stanowisko "ministra" w zborze w �miglu, s�ynnym ze swej szko�y aria�skiej. Aria�skie pochodzenie Arciszewskiego jest tak charakterystyczne dla jego p�niejszych poczyna�, wierno�� temu wyznaniu towarzyszy mu tak wytrwale w ca�ym �yciu, w bojach europejskich i walkach brazylijskich, �e koniecznym wydaje si� przypomnie� czytelnikowi, kto to byli arianie, zwani r�wnie� Bra�mi Polskimi, sk�d si� wywodzili, jaki wyznawali �wiatopogl�d, czym si� r�nili od og�u. Rozw�j �ycia gospodarczego w Europie XV_XVI wieku i kszta�towanie si� silnego mieszcza�stwa zaostrzaj� przeciwie�stwa klasowe, kt�re wywo�uj� post�powy ruch reformacyjny przeciw papiestwu. W Polsce XVI wieku sprzeczno�ci klasowe by�y r�wnie wielkie i r�wnie skomplikowane jak w ca�ej Europie. Niezadowolenie ogarnia�o ch�op�w zakuwanych w kajdany podda�stwa i pa�szczyzny, zaczyna�o si� burzy� mieszcza�stwo, pozbawione praw politycznych i upo�ledzone gospodarczo, wzmaga�a si� walka szlachty z magnatami o w�adz� w pa�stwie. Ponadto wzrasta�a opozycja przeciwko przemo�nym wp�ywom Ko�cio�a zar�wno w dziedzinie politycznej, jak gospodarczej i ideologicznej. Te wszystkie sprzeczno�ci ujawni�y si� na zewn�trz w olbrzymiej r�norodno�ci kierunk�w cechuj�cych polsk� reformacj�. Im ostrzejsza by�a krytyka ustroju, tym bardziej radykalne ugrupowania wyst�powa�y na widowni�, tym ostrzej atakowa�y dogmaty ko�cielne, jako nie daj�ce si� pogodzi� z rozumem, tym bardziej zdecydowany program spo�eczny wysuwa�y. Ogromn� rol� w precyzowaniu tego programu odegrali ministrowie pochodzenia mieszcza�skiego. Bracia Polscy albo arianie (nazwani tak od Ariusza, kt�ry ju� w IV wieku odrzuci� dogmat o Tr�jcy �wi�tej), nurkowie, ponurze�cy, antytrynitarze, nowochrzcze�cy, krystianie, a w p�niejszym okresie unitarianie, socynianie, sformu�owali najbardziej radykalny program spo�eczny i religijny. �w od�am religijny skupia� ludzi g��boko wierz�cych, pragn�cych �ci�le stosowa� w �yciu zasady ewangeliczne, a jednocze�nie krytycznie ustosunkowanych do nie uznawanej przez siebie w�adzy papieskiej. Je�li chodzi o dogmaty religijne, wierzyli w jednego Boga, przeczyli istnieniu Tr�jcy �wi�tej i przedwieczno�ci b�stwa Chrystusowego, cho� �ywili dla niego wielki kult. Nie by�a to wiara oderwana od rzeczywisto�ci. Przeciwnie, chcieli nie tylko g�osi� zasady Ewangelii, ale widzie� je wprowadzone w �ycie i jak sam Arciszewski powie w li�cie do kr�la: "czy�ciej my�le� o Bogu ni� religie insze". Przykazanie "Kochaj bli�niego jak siebie samego" nie by�o dla nich czczym frazesem, lecz prawdziw�, obowi�zuj�c� w �yciu zasad�. Z wiar� wi�zali �ci�le sw�j post�powy �wiatopogl�d spo�eczny, nie uznaj�cy r�nic stanowych i maj�tkowych. Lewe skrzyd�o Braci Polskich g�osi�o has�a bezwzgl�dnej r�wno�ci spo�ecznej, brata�o si� ze wzgardzonymi przez szlacht� mieszczanami i z poddanymi ch�opami. Jako wrogowie ciemi�enia ludu znosili u siebie ca�kowicie lub cz�ciowo pa�szczyzn�, zobowi�zanie bowiem do ul�enia ch�opom pa�szczy�nianym by�o jednym z warunk�w, kt�rego musia� dope�ni� kandydat do ich wyznaniowej gminy, zwanej zborem mniejszym. Wielu z nich rozdawa�o maj�tki ch�opom i stawa�o na roli z sierpem czy kos� w r�ce. Przyjmuj�c �wiadomie ub�stwo zjednywali sobie zamiast szacunku wzgard� i nienawi�� niearia�skiej szlachty. Wyr�niali si� wielkim kultem dla wiedzy, szczeg�lnie za� dla nauk �cis�ych. Organizowali nowoczesne szko�y aria�skie (m.in. w Lus�awicach, Rakowie, Lublinie, �miglu), stworzyli bogaty ruch wydawniczy za�o�ywszy s�ynn� drukarni� rakowsk�, z kt�rej dzie�a ich rozchodzi�y si� po ca�ej Europie. W szeregach swoich mieli posp�lstwo miejskie, rzemie�lnik�w, wyrobnik�w, ch�op�w i �wiatlejsz� szlacht�. Skupili wok� siebie wielu wybitnych my�licieli, teolog�w i dzia�aczy, jak Grzegorz Pawe�, Piotr z Goni�dza, M. Czechowicz, J. Niemojewski, Sz. Budny, Socyn, Szlichtyng, Lubienieccy, Wiszowaty, Smalciu�, ojciec Arciszewskiego Eliasz, a tak�e pisarzy owego czasu. Mi�dzy innymi nale�a� do arian Zbigniew Morsztyn i Wac�aw Potocki, autor "Wojny chocimskiej", cho� ten wr�ci� potem do Ko�cio�a katolickiego. Gdy po wiekach czytamy ich pisma religijne i polityczne, zdumienie nas ogarnia, z jak� odwag�, wbrew opinii ca�ej niemal szlachty, g�osili swe spo�eczne has�a w obronie uciskanego ludu. Si�gnijmy dla przyk�adu do tekstu przem�wienia wyg�oszonego na synodzie w Iwiu w 1568 roku przez plebejskiego ministra Paw�a z Wizny: "Ja tak rozumiem i wierz�, i� si� wiernemu nie godzi mie� poddanych, gdy� to jest rzecz poga�ska panowa� nad swoim bratem, potu jego albo krwi u�ywa�... B�g z jednej krwi uczyni� wszystek nar�d cz�owieczy, wedle tego wszystcy jeste�my sobie r�wni, bo je�li my wszystcy z jednej krwi, tedy�my wszystcy sobie bra�mi, a je�li bracia, jako mo�e brat nad bratem panowa�, potu jego u�ywa�?" Inny z Braci Polskich, Niemojewski, g�osi� takie oto has�a o r�wno�ci: "Nie masz w Chrystusie ani m�a, ani niewiasty... ani Greka, ani Niemca, ani Polaka..." Szanuj�c cz�owieka nade wszystko, nie uznaj�c przewagi stanu nad stanem, narodu nad narodem, byli wrogami wojny, rozboju, wszelakiego warcholstwa, g�osili has�a powszechnego pokoju. Ku po�miewisku reszty szlachty, pokpiwaj�cej z ich obyczaj�w i zasad, twierdzili, zw�aszcza w pierwszym okresie swej dzia�alno�ci, �e nie wolno u�y� miecza nawet w obronie w�asnej. Mawiali: "B�g stworzy� �elazo nie dlatego, aby z niego miecze albo w��cznie kowano, lecz tylko kosy, siekiery, lemiesze." By podkre�li�, jak g��boko wierz� w swe pokojowe has�a, wielu z nich nosi�o u pasa drewniane karabele, z pozoru tylko zachowuj�c tradycyjny obyczaj chodzenia przy broni. Owe szable_kostury da�y pocz�tek jeszcze jednej obel�ywej nazwie na nich rzucanej - "kosturowce". Ho�duj�c zasadom powszechnej r�wno�ci ca�ego narodu, pot�piaj�c pych� szlacheck� i wszelki zbytek, stali si� przedmiotem nienawi�ci og�u szlachty, kt�ra obawia�a si�, by ich dzia�alno�� nie doprowadzi�a do wybuchu rewolucji ch�opskiej. L�ono ich i krzywdzono, cho� formalnie na r�wni z innymi r�nowiercami korzystali do czasu ze s�ynnej w �wiecie polskiej tolerancji religijnej. Za czas�w Zygmunta III, kiedy w Polsce utrwali�y si� wp�ywy jezuickie i papieskie, mieli utrudniony dost�p do urz�d�w pa�stwowych, cho� trzeba przyzna�, �e w my�l swych zasad na og� od zaszczyt�w stronili. Od samego pocz�tku zorganizowa� si� przeciw Braciom Polskim wsp�lny front walki, od kleru katolickiego pocz�wszy, na polskim r�nowierstwie sko�czywszy. W tym celu mobilizuj� si� bractwa religijne, powstaj� tumulty i prowokacje antyaria�skie. Ju� od pocz�tku XVII w., a wi�c okresu, w kt�rym toczy si� akcja powie�ci, ukazuj� si� edykty przeciwaria�skie. Najpierw pocz�to atakowa� mieszczan (1611, 1617, 1620, 1627), a dopiero potem przysz�a kolej na szlacht�, przy czym du�� rol� w prze�ladowaniach arian odegra�y wyroki trybuna��w, kt�re zakazywa�y propagandy idei aria�skiej. W odpowiedzi na ataki nast�pi�a wewn�trzna konsolidacja zboru aria�skiego, ale zarazem arianie zrezygnowali z najbardziej rewolucyjnych hase�. Niemniej jednak i ta rezygnacja nie poprawi�a ich doli. Z roku na rok spadaj� na nich coraz ci�sze ciosy: niszczenie wspania�ego szkolnictwa aria�skiego, palenie aria�skich ksi��ek. Niech�tnie widziani, t�pieni przez mo�now�adc�w w karmazynie czy purpurze, atakowani na sejmikach i sejmach, nie mog� poszerza� swych wp�yw�w, zamykaj� si� w odosobnieniu i wreszcie przychodzi na nich ostateczna kl�ska. W roku 1648 zostali wy��czeni spod dzia�ania konfederacji warszawskiej dotycz�cej wolno�ci sumienia, tolerancja religijna wobec nich przesta�a obowi�zywa�. W ten spos�b postawiono arian poza prawem, a przynale�no�� do ich zboru stawa�a si� przyczyn� prze�ladowa�. To jest w gruncie rzeczy kres ich legalnego istnienia. Wygnanie z Polski na podstawie uchwa�y sejmowej z roku 1658 by�o ju� tylko przypiecz�towaniem d�ugotrwa�ego okresu prze�ladowa� Braci Polskich. Ustawa wzywa�a ich do porzucenia swej religii w ci�gu trzech lat lub opuszczenia kraju. Tak oto sko�czy�a si� post�powa dzia�alno�� Braci Polskich. Niekt�rzy wyrzekli si� aria�stwa, inni, niez�omni w swych zasadach, poszli na wygnanie. Padli pod uciskiem ciemnoty szlacheckiej, ale po dzi� dzie� historia post�powej my�li polskiej chlubi si� Bra�mi Polskimi i ich ideowym dorobkiem. Krzysztof Arciszewski by� tedy arianinem, cho� nie tak fanatycznym jak jego ojciec Eliasz_kosturowiec. Zar�wno Krzysztof, jak i dwaj jego bracia, a zw�aszcza starszy, Eliasz, p�niejszy pu�kownik i sekretarz kr�lewski, mieli raczej rycerskie nawyki, a nieobce im te� by�y typowe wady �wczesnego szlachcica. Tote� w "Wio�nie admira�a", kt�ra obejmuje m�ode lata Arciszewskiego, znajdzie czytelnik i warcholstwo bohatera, i jego krwawy samos�d nad chciwym s�siadem. B�dzie w niej i zapobiegliwo�� szlachecka o sw�j kawa�ek ziemi, sprzeczna w istocie z aria�skim �wiatopogl�dem, ale konieczna dla �wczesnego ubo�ej�cego szlachcica, je�li nie chcia� popa�� w ca�kowit� n�dz� i sta� si� wzgardzonym szlachetk� bez ziemi, pomiatanym na sejmikach i sejmach. Nie oszcz�dzi�em mu, zgodnie z prawd� historyczn�, i typowo szlacheckiego, pieniaczego sporu o "urodzenie", czyli o herb rodzinny, jak i charakterystycznego dla owych czas�w trzymania si� klamki pa�skiej. Nie jest celem niniejszego wst�pu streszczanie dziej�w Krzysztofa Arciszewskiego, uprzedzanie czytelnika o fabule i rozwoju akcji powie�ciowej. Pr�bowa�em raczej na�wietli� nieco t�o polityczne, burzliwe czasy Zygmunta III i �rodowisko aria�skie, z kt�rego wywodzi si� bohater mojej powie�ci. Dzieje Arciszewskiego prowadz� zreszt� w "Wio�nie admira�a" jedynie do chwili jego infamii i wygnania z kraju, kt�re wed�ug �wczesnych obyczaj�w mia�o sta� si� najwi�ksz� jego ha�b�, a tymczasem da�o pocz�tek najwi�kszej jego chwale, europejskiej i zamorskiej. Ten wszak�e m�ski wiek bohatera, jego egzotyczne wyprawy wojenne na drug� p�kul� i czarny chleb, kt�rym mu za jego zdobycze i bezprzyk�adne bohaterstwo zap�acili Holendrzy, jest ju� tematem drugiej mojej powie�ci z tego cyklu pt. "Muszkieter z Itamariki". Ka�de dzie�o literackie, cho�by najbardziej historycznie wierne, jest wytworem wyobra�ni pisarza. Wi�c i "Wiosna admira�a", mimo �e oparta na materia�ach z dawnych wiek�w, nie jest, bo nie mia�a by�, kronik� �ywota Krzysztofa Arciszewskiego, ale powie�ciow� wizj� m�odych lat bohatera i czas�w, kt�re towarzyszy�y jego dziejom. Ilekro� da�o si� odtworzy� losy postaci z dost�pnych �r�de�, stara�em si� by� ca�kowicie wierny, nie gubi� autentyzmu historycznego w wymy�lonej, autorskiej fikcji. Spo�r�d opracowa� czuj� si� w obowi�zku wymieni� poni�ej tylko te dzie�a, wed�ug kt�rych poda�em w ksi��ce cytaty, wyj�te z opublikowanych list�w, m�w sejmowych, wyrok�w s�dowych, diariuszy wojennych itp., a mianowicie: Krzysztof Radziwi�� "Sprawy wojenne i polityczne 1621_#1632", Pary� 1959, Julian Ursyn Niemcewicz "Dzieje panowania Zygmunta III", Wroc�aw 1836, X. Franciszek Siarczy�ski "Obraz wieku panowania Zygmunta III, kr�la polskiego i szwedzkiego, czyli Obraz stanu, narodu i kraju", Pozna� 1861, Aleksander Kraushar "Dzieje Krzysztofa z Arciszewa Arciszewskiego, admira�a i wodza Holendr�w w Brazylii", Petersburg 1892, Loccenius "Historia Sueciae", brak miejsca i roku, Anzelm Gostomski "Ekonomia albo gospodarstwo ziemia�skie", Warszawa 1843, Adam Jarz�bski "Go�ciniec albo opisanie Warszawy 1643", Warszawa 1909, �anna Kormanowa "Bracia Polscy", Warszawa 1921, Aleksander Br~uckner "Encyklopedia staropolska", Warszawa 1939. Autor Cz�� pierwsza Klejnot Rozdzia� I Stary Eliasz siedzia� zadumany. Milcza�. Jego oczy rzuca�y od czasu do czasu p�owy blask na wisz�cy nad drzwiami izby krucyfiks. Nie tylko wzrok ministra ucieka� w g�r� ku czarnemu belkowaniu stropu, ale i jego my�li lubi�y tam umyka� od rzeczy b�ahych, przyziemnych, ku sprawom wiecznym. Bo i po c�, jak nie po s�owo bo�e, po pociech� duszy, przyjecha� dzi� s�siad, cz�sto tu bywa�y, druh dobry, cho� jeszcze w wierze si� wahaj�cy. Eliasz zni�y� wzrok i obj�� ciep�ym spojrzeniem pochylonego na �awie Brze�nickiego. Twarz go�cia wydawa�a si� skupiona, cho� w jego przymru�onych oczach �adnej my�li odkry� nie by�o mo�na; nie by�y w tej chwili tak gor�ce ani �arliwe jak wewn�trzne uniesienie ministra, kt�remu do�� by�o spojrze� na znak �wi�ty nad drzwiami, aby o �wiecie zapomnie�. W pokorze ducha pomy�la� jednak o s�siedzie czekaj�cym na dalszy przebieg dysputy. "I w nim taka wiara jak we mnie. Tylko �e to prokurator z szlacht� r�n� z�y�y, wiecznie o cudze substancje i spadki po s�dach wojuj�cy, wi�c i na umy�le jego robi to spustoszenie." Wr�ci� do poprzedniej rozmowy. - Daruj, bracie, �e si� na chwil� zaduma�em. Pytasz, czyli Tatarzyn, poganiec, kt�ry u ciebie na s�u�bie jest, za brata ma by� uwa�any, wi�c i odpowiem. Nie masz w Chrystusie ani Polaka, ani Greka, Niemca ani Szweda, Tatarzyna czy Moskwicina, wszystkie narody s� r�wne wobec Boga. Brze�nicki nadstawi� ucha uwa�nie. Jego przenikliwe, bystre a ostre jak �widerki oczy �ledzi�y wyraz twarzy podnieconego dyskusj� ministra. Przeczeka� chwil� i powiedzia�: - Jeste� niedo�cignionym wzorem w�r�d naszej braci. Jak�e ka�demu z nas, a mnie przede wszystkim, daleko do twego wyrzeczenia si�. Bo �atwo g�osi� przykazania, ale ci�ar to wielki �y� tak, jak zb�r nakazuje. - Prawd� m�wisz, ale dlatego my inni ni� papie�nicy. Jezuici has�a g�osz�, ale sami naprzeciw w�asnym s�owom staj�. - Szczery jestem, wi�c przyznam si�, �e gdy usz�ego lata widzia�em ci� z sierpem w r�ce stoj�cego w�r�d ch�opstwa na �anie, to i zazdro�ci�em tej krystia�skiej prostoty, i jednocze�nie czu�em dreszcz oburzenia. Pomy�l, bracie, czy to nie zbyt wielkie dla cz�owieka urodzonego poni�enie? Lud s�u�a�y i szlachcic pospo�em pochyleni przy �niwie? Eliasz roz�o�y� r�ce. - Nie masz urodzenia ani podda�stwa. Nie masz mieszczanina, ch�opa ani pana. Nie masz i m�a ani niewiasty. B�g wszystkich z jednej gliny ulepi�. - Wiem, �e tak zb�r g�osi. Co wi�cej, i przyk�ad mam got�w. Krzeczowska wysz�a za Ja�wienia, mieszczanina bez rodu i ziemi. Ale c� by� ty na przyk�ad powiedzia�, gdyby kt�ry� syn tw�j, Krzysztof cho�by, wzi�� za �on� c�rk�, no, powiedzmy, Tudesa. - Kt� to ten Tudes? Nazwiska nie pomn�. - Ju� nieraz m�wi�em. Tudes to handlarz r�n� kupi�, co mi po�yczki czasem zawierzy. - �w podobno z Poznania? - Tak. Wi�c c� by� zrobi�, gdyby syn tw�j upodoba� sobie w jego c�rce? Staremu Arciszewskiemu zab�ysn�y na chwil� oczy, wzburzy�a si� nagle krew stara, niepos�uszna my�li. Bo jak�e to, c� ten Brze�nicki prawi? Tudes podobno jaki� handlarz pozna�ski, bogacz, co utuczonych krewnych ma w Gda�sku, u kt�rych i kr�l jegomo�� z�ota po�ycza, klejnoty zastawuje. �w b�ysk w oczach ministra �ledzi� chytrze Brze�nicki. Ale i Eliasz nie tylko w�r�d tez my�l� b��dzi�. Dostrzeg� t� dociekliwo�� spojrzenia i pohamowa� sw� porywczo��. Przygasi� dumny niedawno wzrok i pokrywszy oczy powiekami odpar�: - Tudesa nie znam, tyle o nim wiem, co od ciebie s�ysza�em. Jaki� to handlarz i bogacz, a to znowu co innego - m�wi� ju� z aria�sk� pokor�. - Zreszt� �le� przyk�ad dobra�. Dobrze wiesz, �e syn m�j, Krzysztof, to moje utrapienie. Nie ca�kiem on my�li ojcowskich. Jab�ko spad�o daleko od jab�oni. - Przecie� i on jednobo�an, w Rakowie szkolony. Nic zreszt� przeciw niemu nie mam. Przyznam, �e przyk�ad dobra�em nietrafnie, �artobliwie raczej. Przecie� wiem, �e do panien Sucheckich z jejmo�� matk� pojecha�. Rodzina to stara i substancja spora, a Suchecki, zdaje si�, nie b�dzie krzyw tym konkurom. Brze�nicki stuli� skromnie usta, ciekaw, czy si� uda ta pr�ba skierowania rozmowy na sprawy rodzinne i maj�tkowe, bo ca�� dysput� teologiczn� chcia� tylko pozyska� fanatycznego ministra. - Sucheckich r�d bogaty - odpowiedzia� Arciszewski. - Gdybym mia� wi�cej substancji, to i tam, w buczy�skim dworze, synowie moi nie mieliby zapory. Suchecki dobrze wie, ile mam d�ug�w s�siedzkich; wie i o twej ku mnie �askawo�ci. - Z �yczliwo�ci to zawsze czyni� - Brze�nicki pochyli� g�ow� z udan� skromno�ci�. - I dzi� moja gotowo�� ca�a dla ciebie. Wydaje mi si� wszak�e, �e musisz, bracie, o sw�j dom bardziej dba�, nie tylko szkole i modlitwom si� oddawa�. Cho� znowu dziwno mi, o czym kiedy� m�wi�e�, �e c�o i kwart� trzeba p�aci�. - Istotnie. - R�nie o tym nasi uczeni w Pi�mie �wi�tym m�wi� - Brze�nicki zn�w chytrze nawraca�. - Na synodach rozmaicie bywa�o. Przeciw w�adzy stawano. Bo czyja� to zreszt� w�adza w tym kr�lestwie? Sk�d si� wzi�y te r�nice, jakie s� mi�dzy stanami, a nawet i po�r�d stanu? - Przyczyna wszystkiego jedna - prawo pi�ci, rabunek drugiego i przewaga szabli. Czechowicz, takich nam teraz brak, mawia�, �e wszelkie kr�lestwo takim�e naczyniem bronione bywa, przez jakie z pocz�tku powsta�o i jako nabyte by�o. Tote� jeste�my wrogami miecza i si�y. Arciszewski powiedzia� to z patosem i rzuci� mimo woli okiem na odpasan�, le��c� obok na �awie, drewnian� karabel�. - A mo�e w�a�nie powinno by� inaczej... Mo�e by miecza przypasa� i walczy� o zmian� krzywdy i ucisku, zr�wnanie nier�wno�ci? Brze�nicki uderzy� i tym razem w czu�� strun�. Zn�w czeka�, patrzy� chytrze w twarz Arciszewskiego. Co teraz powie, mo�e i w nim jest resztka dawnego fanatyzmu pomyle�c�w, co na synodach domagali si� czynnego przeciwdzia�ania z�u i nier�wno�ci? Ale d�ugie ju� lata up�yn�y od czasu, kiedy stary dzi� minister nosi� w g�owie takie m�ode, zapalczywe my�li. Ile� to lat usz�o od chwili, gdy zak�adano Rak�w, gdy i on na pierwszych dysputach takie w�a�nie bojowe s�dy wyg�asza�? Dzi� w�os siwy, kt�ry z dnia na dzie� porasta� jego skronie, wi�d� za sob� i coraz bledsze, spokojniejsze zdanie. - Gdy krew by�a m�oda, to my�li by�y porywcze i nierozwa�ne. Dzi� wiem, �e si�a nasza za ma�a i nie w mieczu ona, ale w prawo�ci naszej, w wyrzeczeniu si� i w dobrym przyk�adzie. Bracia nasi, cho� urz�dami gardz�, przeciw w�adzy nie walcz�, oddaj�c, co s� powinni, wedle s�owa bo�ego: "Komu da� - temu da�, komu c�o - temu c�o, komu pob�r - temu pob�r." - No tak, czyli wszystko po staremu? - znowu jakby si� waha� Brze�nicki. - "Pos�usznym i poddanym masz by� zwierzchno�ci i oddawa� jej, co ona rozkazuje, ale tylko wedle s�owa bo�ego, a nic nadto." Oto krystia�ski obowi�zek. "Komu uczciwo�� - temu uczciwo��", i dlatego, bracie m�j, c�o trzeba p�aci�; temu te� Tudesowi, cho� lichwiarz, co� winien, musisz oddawa�. I z tob�, wierzycielem moim zacnym, trzeba si� ugodzi�. Brze�nicki czeka� na t� chwil�. W istocie po to tylko przyszed�, by sprawy maj�tkowe om�wi�. Ale wrodzona chytro�� kaza�a mu manewrowa� s�owem. By� tu przecie� uwa�any nie tylko za wsp�wyznawc�, ale i za przyjaciela domu, gotowego do wiecznych dysput religijnych ze starym fanatykiem, jak i do udzielania materialnej pomocy. "P�ki b�dzie mnie uwa�a� za chwiej�cego si� w wierze - my�la� w tej chwili - b�d� zawsze dla niego go�ciem ciekawym, owieczk� do nawracania i pouczania." Od kilkunastu lat tu bywaj�c zna� dobrze ministra i wiedzia�, �e tylko dysput� religijn� omota reszt� trze�wo�ci w umy�le religijnego zapale�ca. Tote� raz niby to opiera� si� s�owom Eliasza, raz wpada� nad nimi w zachwyt, daj�c ministrowi zboru z�udzenie walki o nawr�cenie b��dz�cej duszy. �eby jednak podtrzyma� wiar� Arciszewskiego, �e przyby� tu nie tylko, by za�atwi� sprawy maj�tkowe, a przecie� rzecz niespodzian� mia� dzi� wy�o�y� - uciek� si� jeszcze raz do dysputy. - Pora by nam m�wi� o sprawach maj�tno�ci, ale to ani dla ciebie, ani dla mnie najwa�niejsza. Wierz mi, �e podobnie jak ty m�wi� tylko z konieczno�ci o gotowi�nie czy substancji, cho� wiem, �e mnie daleko do tego, by patrzy� na �ycie twoim okiem, kochany ministrze, kt�ry najch�tniej po gwiazdach i wieczno�ci swoim duchem b��dzisz. Mnie inne w�tpliwo�ci gryz�. Rozumiem, �e ka�dy nasz brat ma �y� skromnie z owoc�w w�asnej pracy, a nie z ucisku drugiego, i dlatego wszystko, co mam, prac� przecie� zdoby�em. �e mi szlachta za trybuna�y p�aci, c� w tym z�ego? Tego jednak poj�� nie mog�, co m�wi wielu spo�r�d naszych braci, zwykle tych, co niewiele maj�, �e maj�tki trzeba przedawa�, ziemi� i dobytek rozdawa� ubogim. Do tej wiary ja jeszcze nie doszed�em... - roz�o�y� niezaradnie d�onie. - Ale do tego w�a�nie wiedzie nasza droga. Gdybym nie mia� rodziny, syn�w doros�ych, a przy tym nie ca�kiem mnie podobnych, i ja post�pi�bym jak Przypkowski, co wolno�� da� kmieciom i ziemi� podzieli�, jak Niemojewski, co z bogacza do ub�stwa przyszed�, wszystko rozdawszy. Brze�nicki u�miechn�� si� pod w�sem. - Kropla w morzu. Gdyby to zrobili Radziwi��owie, Potoccy czy Zamoyscy, kt�rzy p� tej ziemi ojczystej posiadaj�, to i n�dzy by w Rzeczypospolitej nie by�o. Albo powiedz biskupowi gnie�nie�skiemu lub cho�by temu bli�ej nas, pozna�skiemu, niech jedn� w��k� ch�opu odda. - Krze�cijanami nie s�, cho� wiar� t� wyznaj�. Kto bogaty, k�amie, m�wi�c, �e �yje po bo�emu. - Wi�c c�, �e Niemojewski wie� podzieli�? Chyba ku dworowaniu braci szlachty. W ku�ak si� z niego �miej�. Eliasz wsta�, jakby go podnios�y s�owa, kt�re si� w nim nagle porwa�y do lotu. - Bra� szlachecka g�upia jest, chciwa i ciemna. Che�pi si� substancj� i koligacj�, gard�uje o wolno�ci, a w pas si� k�ania przed byle magnatem. Co szeptem ode� pos�yszy, to na ca�e gard�o wrzeszczy na sejmikach czy w sejmach. Nie wie, g�upia, �e wiecznie za ca�y nar�d sta� nie b�dzie. Wszystk� ziemi� i w�adz� skupiwszy, puchnie od pychy i talar�w, przemoc maj�c nad ludem w pieni�dzu, w mieczu i urz�dach. Tote� braci naszej krystia�skiej nie godzi si� ani urz�d�w �wieckich piastowa�, ani dostoje�stw, ani tytu��w przyjmowa�, ani w rokach s�dowych zasiada�, bo wszystka st�d w�adza i uciemi�enie ludu. Niech�e bodaj wina za z�o, kt�re na t� ziemi� kiedy� przyjdzie, nie b�dzie nasz� win�. Inaczej chcemy widzie� wiar� i prawa w Rzeczypospolitej. Brze�nicki poruszy� si� na �awie, tym razem uda� zawstydzonego. Podszed� do komina, bo zi�b przelatywa� po kolanach, i dorzucaj�c szczap do ognia m�wi�: - Jakby� to do mnie prawi�, kt�ry po trybuna�ach i s�dach si� w��cz�, profesj� swoj� wykonuj�c. Ale przecie� jedynie po to, by pomaga� braci z prawem nie obeznanej. - Obrona to nie ferowanie wyroku. Nikt ci tego za z�e nie bierze. Zreszt� ty, mi�y s�siedzie, idziesz ludziom w sukurs nie tylko jako palestrant. Bez twej szkatu�y to i ja mia�bym jeszcze wi�cej k�opot�w i zgryzot. Brze�nicki podni�s� si� od komina, roz�o�y� szeroko r�ce. Jego oczy, dot�d jakby przygaszone, nabra�y w �wietle ognia ruchliwych iskier. - Dzi�kuj� za �askawe s�owa. Wiem, jakie ci� troski pieni�ne przygniataj�. Obmy�li�em wi�c, jak wam pom�c w takiej opresji. Zdawa�oby si�, �e skoro od was naby�em �migiel i Koson�w, to wida�, u mnie grosz sporszy. Ale B�g mi �wiadkiem, �em sobie jeno k�opotu przyda�. Nieg�adko mi i to wspomnie�, �e �w d�ug, dwa tysi�ce pi��set z�otych, com za jejmo�� ma��onk� twoj� szwagrowi sp�aci�, do dzi� nie zwr�cony. - Jak�e zwr�ci�, kiedy kiesa ci�giem pusta? Brze�nicki a� podskoczy�, uj�� Eliasza za rami�. - Uchowaj Bo�e, bym si� przypomina�. Gdyby nie terminy, kt�rymi mnie Tudes napastuje - Bo�e, c� to za cz�owiek! - to i s�owem o tym nie wspomnia�bym. Ale czas nagli, a ten handlarz o sw�j grosz si� trz�sie, bo przecie� nie ze swoich oszcz�dno�ci tak� sum� wytrz�sn��em. Tudes zapowiedzia�, �e dop�ki d�ug mam tylko zastawem na twoich w�o�ciach zabezpieczony, to mi ju� nowego grosza nie pu�ci. Poza tym to� niesprawiedliwie, bym na t� sum� zastaw mia� na ca�ej waszej substancji. Godzi si�, by tak zacnemu bratu po krze�cija�sku ul�y� i w aktach rzecz ca�� jak nale�y uj��. - Nie znam si� na prawnych arkanach, to raczej jejmo�� ma��onka k�opocze si� o takie sprawy. - Tote� �a�uj�, �e jej doma nie ma. S�ysza�em, �e dopiero na �wi�tego J�zefa wr�ci z synami od Sucheckich. - Nie inaczej. Na dwie niedziele do krewnych pojechali, a potem do Sucheckich. Koszt�w z tym zwi�zanych by�o co niemiara. - Ano widzisz, wi�c chyba samym nam trzeba rzecz uporz�dkowa�, i to pilnie, bo ju� tym razem Tudes s�owu mojemu nie zawierzy. - Jak�e wi�c zamy�lasz? - Nieg�adko mi propozycj� wy�o�y�, bo cho� ty, brat m�j i nauczyciel, wz�r bogobojno�ci niedo�cig�y, zrozumiesz moj� intencj�, to - czy ja wiem? - mo�e twoi synowie inaczej mnie os�dz�. Zw�aszcza Krzysztof, on zawsze krzywym okiem na mnie patrzy. Arciszewski poruszy� si� na �awie. Podni�s� surowsz� ni� dotychczas twarz, nawet niedawna pokora mnicha w tej chwili z niej ulecia�a. - Dop�ki �yj�, moja i ma��onki jest substancja ca�a. Synowie jeszcze pusto maj� w g�owie. Ja zreszt� na ich kszta�cenie potrzebuj� gotowizny. Brze�nicki z�o�y� r�ce jak do modlitwy. - Oj, to, to, nie pierwszyzna mi s�ucha�. Nigdy potomstwo nie ma tej wdzi�czno�ci ku rodzicom, jaka im za tyle troski nale�na. My�l� jednak, �e i Krzysztof, jak na rozum we�mie, cho� to cz�ek m�ody i zapalczywy - kt� z nas nie by� takim w m�odo�ci! - to i on zdanie o mnie zmieni i chyba wdzi�czno�ci, a nie �alu nabierze. Przecie� do Radziwi��a si� rwie, a bez tej gotowizny na drog� go nie wyposa�ysz. M�wi� wi�c jako do brata w Chrystusie, szczerze i uczciwie. Mam na waszych maj�tno�ciach na Lipnie, Nowej Wsi, Nietaskowie i Rybienku zastaw, kt�rego teraz sp�aci� nie mo�ecie, lub nie nagl� o sp�at�. Wi�c i najlepsze wyj�cie - twoje d�ugi u mnie i zastawy aktem pisanym z��czymy, a wtedy - na chwil� g�os zatrzyma� - pu�cisz mi na w�asno�� Lipno i Now� Wie�. - Lipno i Nowa Wie� to najlepsza moja ziemia. Ch�op tam pracowity, kt�remu zreszt� pa�szczyzny umniejszy�em - zawaha� si� Arciszewski. - A Tudes? S�owa o tym nie wspomnia�bym, gdyby nie ten chciwy, nieufny handlarz. Wyw�cha�, �e dot�d wisi na tych maj�tno�ciach zdeponowany posag mojej ma��onki. Eliasz poskroba� si� po g�owie. Jak tu oponowa�, kiedy rzeczywi�cie tak jest z dawien dawna. - A wam przecie� Rybienko i Nietask�w zostanie. - Rybienko, folwark chudy, las�w wi�cej ni� roli. - O, nie m�w tak, k�sek ziemi dobry, ho, ho, i stawy rybne. Nie masz takich ryb w ca�ej okolicy. Nigdy nie zapomn�, drogi Heliaszu, owych smakowitych karpi, kt�re twoja jejmo�� mojej na Wigili� pos�a�a. - Czym chata bogata, tym rada. I tego roku ryby od nas dostaniesz. Ryba nie tyle przysmak ku jedzeniu, ile ku uczczeniu Wigilii na znak pami�tki spo�ywana. Pierwsi krystianie, kt�rych niegodni jeste�my na�ladowa�, ju� znakiem ryby Krysta Pana czcili. Minister zn�w spojrza� na krucyfiks pod belkowaniem stropu i przy�o�y� r�ce do piersi. Zatopi� si� w kr�tkiej, �arliwej modlitwie. Brze�nicki co pr�dzej poszed� za jego przyk�adem, te� nada� oczom swoim wyraz religijnej ekstazy i milcza�. Odczekawszy chwil� podj�� na nowo: - Skoro godzisz si� na akt oddania mi tych wsi, na wyr�wnanie utrat moich i d�ug�w, to od Tudesa wezm� tysi�c z�otych i wraz ci je dor�cz�. T� sum� ju� tylko na Nietaskowie zastawem zabezpieczymy. - Na Nietaskowie? - zn�w zdumia� si� Arciszewski, bo ile� tej procedury prawnej tu potrzeba, ile� oblicze� i zastaw�w? Wsta� i przeszed� si� po izbie. Jak�e mu teraz brak by�o ma��onki, kt�ra w sprawach maj�tno�ci wi�cej od niego mia�a wyrobienia i obrotno�ci. Przez moment pomy�la�, przypomniawszy sobie jej w�a�nie s�d ostro�ny, czy te� �w brat w Chrystusie, tak do dysput religijnych skory, ale i o swoje sprawy maj�tkowe dba�y, nie przyszed� dzi� z zamiarem podej�cia go prawnymi kruczkami. Ale ledwie to przez sko�atany i bezradny umys� przebieg�o, cofn�� si� z przera�eniem od tej my�li. Jak to? Brze�nicki, cz�ek w powiecie szanowany, m�� w arkanach prawnych bieg�y, doctus iuris utriusque, chyba wi�c dlatego nie obeznanemu z prawem wyda� si� mo�e, �e tamten o puncta zbyt troskliwy. Maj�tniejszy od Arciszewskich - to trudno, ale ministrowi zboru nie przystoi dba� o substancje i zyski, kt�re czym�e s� - westchn�� bogobojnie - wobec przysz�ej wiecznej szcz�liwo�ci? Wobec nagrody za �ywot w s�u�bie bo�ej wype�niony? Zreszt� potrzeba uporz�dkowania latami ci�gn�cych si� mi�dzy nimi zawi�ych spraw pieni�nych nie by�a dla Arciszewskiego rzecz� now� i niespodzian�. Brze�nicki ju� od dawna wzmiankowa� o konieczno�ci pilnego uregulowania stosunk�w maj�tkowych, wci�� m�wi� o tych natr�tnych lichwiarzach pozna�skich, kt�rych jakoby mia� na karku. Je�li Eliasz jeszcze si� waha� da� Brze�nickiemu s�owo szlacheckie na zgod� - a s�owo uwa�a� za r�wnoznaczne z p�niejszym spisaniem formalno�ci - to z tej jedynie przyczyny, �e suma nowej po�yczki, proponowana, przez Brze�nickiego, wydawa�a mu si� zbyt du�a. - W tej chwili tysi�ca z�otych mi nie potrzeba. To fortuna spora. Jak zjedzie ma��onka, sama orzeknie, ile nam na razie niedostaje. No i ten zastaw na Nietaskowie, je�li konieczny, z mej plenipotencji podpisze. Brze�nicki odetchn�� z ulg�. Pierwsze lody prze�ama�, ale nie po to tu tylko przyjecha�. Pertraktacje z Arciszewsk� nie bardzo mu dogadza�y. - �e waszmo�� wszystko z pani� ma��onk� zwyk�e� decydowa�, pochwali� jeno wypada. �ona towarzysz r�wny i wdzi�czny ma��onkowi. - G�owy ona korona - dopowiedzia� Eliasz. - Ale gdy rzecz b�dzie mi�dzy nami om�wiona, to i jejmo�ci k�opot�w troch� z g�owy zdejmiesz. M�wi�e� mi, �e i c�o, i zaleg�e d�ugi u ksi�garzy ci dolegaj�. Sp�ac� wi�c i drukarzy w Poznaniu. A �e Krzysztof na dw�r bir�a�ski przed latem si� wybiera, wi�c i to przewidzia�em. Nie mo�e przecie� tam jecha�, jakby by� nie z zasiedzia�ej szlachty, ale z gollotae et odardi. - Prawda i to. - A jeszcze gdyby zbroj� now� chcia� i rynsztunek jakowy�, to nawet i tego grosza nie wystarczy. - Bez rynsztunku on nie pojedzie, bo w broni wprawny, na przek�r moim naukom i nadziejom. - Ano widzisz. Wszystko, co robi�, z serca czyni� i z wielkiej ku tobie i ku twojemu rodowi �yczliwo�ci. Gdy si� Krzysztof u klamki ksi���cej wzbogaci, to i po latach ziemi� z powrotem odkupi� mo�e. Arciszewski a� westchn��: - Mi�y s�siedzie, to� mi kamie� z serca zdj��, bo o to i ma��onka by molestowa�a. W akcie prawo odkupu zabezpieczymy? Brze�nicki za�mia� si� g�o�no z ow� pob�a�liwo�ci� serdeczn�, jak� u s�uchacza wywo�uj� nieporadne s�owa gaworz�cego niemowl�cia. Nawet pozwoli� sobie teraz na swobodniejsz� poufa�o�� w stosunku do ministra. Podszed� do niego i klepn�� go po ramieniu. - Wa�� to lepiej, �e w teologii siedzisz, bo z obeznaniem w prawie u ciebie niet�go. Actum �adnych takich kondycji nie przyjmuje. Ale nie b�dziemy si� przecie� w procedur� wdawa�. S�owem r�cz�, �e ka�dej chwili ziemi� za zwrotem wy�o�onej gotowizny i ani grosza wi�cej - wr�c�. W s�owo szlachcica nie wierzysz? - Uchowaj Bo�e, s�owo szlachcica �wi�te - wzdrygn�� si� Arciszewski. - Skoro synowie moi b�d� mogli ka�dej chwili ziemi� odkupi�, to sprzeciwu nie mam. Na ich przecie� kszta�cenie talar�w potrzebuj�. - Zgoda - wykrzykn�� po�piesznie Brze�nicki. Uchwyci� opart� na �awie r�k� s�siada i trz�s� ni�, mocnym u�ciskiem utrwalaj�c warunki umowy. - Na kiedy actum w Piotrkowie przygotowa�? - Z jejmo�� ma��onk� ustalimy. - Zgoda. Daj tylko pi�ro i inkaust, to dla pami�ci kr�tkie kondycje spiszemy. - S�owo moje takie wa�ne jak pismo, wstyd signum dawa�, jakby g�ba by�a z cholewy. - Ale Tudes? - Brze�nicki zrobi� nieszcz�liw� min�. - Jutro b�d� m�g� skrypt mu pokaza� i talar�w zaraz od niego wzi�� na wasz� potrzeb�. Serce mi si� kraje, gdy widz�, �e� w potrzebie, a ma��onki ani za dwa tygodnie nie b�dzie jeszcze widno. Brze�nicki nie traci� czasu, ku� �elazo na gor�co. Siad� za sto�em i z wpraw� wytrawnego s�dowego wyjadacza skroba� po�piesznie po chropawym papierze. Pismo jeszcze mokre poda� Arciszewskiemu. - Z lekkim sercem mo�esz podpisa�, jak ja z lekkim sercem w sukurs s�siedzki ci id�. Da�by B�g, �eby tak zgodnie jak my �y�a szlachta w ca�ym ko�cia�skim powiecie. - Da�by B�g! Nie tylko w powiecie, ale w ca�ej Rzeczypospolitej - westchn�� Arciszewski. P�n� wieczorn� por�, po gaw�dzie i po paru kubkach wina, odje�d�a� Brze�nicki z dworu w Nietaskowie. Wiecz�r by� mro�ny i widny. P�ozy sa� skrzypia�y sucho po �niegu ule�a�ym w�r�d szpaleru nietaskowskich sosen. Wypasione araby prokuratora, jego duma i zarazem przedmiot zazdro�ci okolicznych s�siad�w, posz�y w cwa�, poczuwszy drog� powrotn� ku stajni. Pu�ci�y w ruch zasta�e na postoju nogi i rwa�y zadar�szy �by ku sennym, o�nie�onym jod�om i wisz�cemu nad wsi� ksi�ycowi. Dymi�y par� z pysk�w, puszczaj�c siwe ob�oczki nad zwichrzonymi grzywami. Na przodzie dw�ch zbrojnych kozak�w kurzy�o spod kopyt ko�skich bia�ym puchem. Prokurator nakryty ko�uchem le�a� w saniach b�ogo wyci�gn�wszy nogi. Spod zaci�gni�tych a� po nos baranich kud��w rzuca� ostatnie spojrzenia na �wiat�a gin�ce w b�onach nietaskowskiego dworu. "Zabudowania tu liche, ale ziemia wspania�a, mo�e lepsza ni� w Nowej Wsi i Lipnie. Bo ju� Rybienko - u�miecha� si� do ko�ucha - to same lasy i wygony". Le�a�, ubija� grzbietem mi�kkie siedzenie w saniach i liczy�. Ile� to ziemi uprawnej by�o w Nowej Wsi i Lipnie, kt�re dzi� ostatecznie na swoj� w�asno�� przechyli�? Nie mo�na z nimi por�wna� Kaliszyna czy Pucha�y, kt�re uprawia� od dwudziestu lat po krewniakach �ony, Chlebowskich. W Nowej Wsi na dodatek m�yny, w Lipnie cegielnia, a ch�op tam, cho� przez Arciszewskiego rozpuszczony, przecie� pracowity. A i na Nietask�w mo�e przyjdzie pora. Ten religijny op�taniec nigdy z d�ug�w si� nie wygrzebie. Ile� to on wydaje na akcj� misyjn�, na podtrzymanie szko�y, na zakupy w librariach! Od Tudesa nigdy nie wyjdzie - za�mia� si� na g�os, a� si� wzd�y pod nosem kud�y ko�ucha. Przez chwil� pomy�la�, co by to by�o, gdyby tak stary Eliasz lub kt�ry z syn�w zgada� si� kiedy z Tudesem w Poznaniu? Stary lis by�by zaskoczony, ale jest zbyt sprytny, by si� z prawd� wygada�. Przed saniami wy�oni� si� rz�d opr�szonych �niegiem topoli, stoj�cych nad niedalekim, zamarzni�tym potokiem. - Marcin! - zawo�a� spod ko�ucha ku wo�nicy - tu ju� Nowa Wie�? - Tak, wasza wielmo�no��. - A jaka tu ziemia pod lasem? - Sama t�usto��, jak ma�. Jak wiosn� idzie socha, to skiby jak ten mi�d si� b�yszcz�. - Ach tak? Pszeniczna rola? - pyta�, cho� przecie sam zna� dobrze plony z tej ziemi. - Gdy si� we�mie na r�k� k�os pszeniczny, to, prosz� wielmo�no�ci, ci�ki jak gar�� piachu. - Tak m�wisz? - pyta� zach�caj�cym g�osem, by dalej s�ucha� o urodzie nabytej ziemi. - Kiedy�, prosz� wielmo�no�ci, om��cili tu sto czterdzie�ci korcy z �ana. Sypa�a si� pszenica jak z�oto. Wio, wi�ta! - Niemo�liwe. Brze�nicki s�u