2491
Szczegóły |
Tytuł |
2491 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2491 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2491 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2491 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Raymond E. Feist
MROK W SETHANON
(T�umaczy�: Mariusz Terlak)
Ksi��k� t� dedykuj�
mojej matce, Barbarze A. Feist,
kt�ra ani przez, chwil� we mnie nie zw�tpi�a.
PODZI�KOWANIA
Mrok w Sethanon jest kolejn� cz�ci� Opowie�ci o Wojnie �wiat�w, rozpocz�tej dwutomowym Adeptem i Mistrzem magii i kontynuowanej w Srebrzystym Cierniu. Chcia�bym jeszcze raz z�o�y� p�yn�ce ze szczerego serca podzi�kowania wszystkim tym, kt�rzy w jakikolwiek spos�b przyczynili si� do jej mniejszego czy wi�kszego sukcesu.
W�r�d nich s� pierwsi architekci Midkemii:
April i Stephen Abrams, Steve Barrett, Anita i Jon Everson, Dave Guinasso, Conan LaMotte, Tim LaSelle, Ethan Munson, Bob Potter, Rich Spahl, Alan Springer, Lori i Jeff Velten.
Dzi�kuj� wielu innym, kt�rzy przez ca�e lata do��czali do nas w pi�tkowe wieczory, wzbogacaj�c w�asnymi pomys�ami t� cudown� rzeczywisto��, jak� jest �wiat Midkemii.
Moim przyjacio�om w Doubleday, dawnym i obecnym, w�r�d kt�rych s�:
Adrian Zackheim, Pat LoBrutto, Kate Cronin, Marry Ellen Curley, Peter Schneider oraz Elaine Chubb - ka�de z nich ofiarowa�o mi bardzo wiele;
Haroldowi Matsonowi, memu agentowi, dzi�kuj� za to, �e umo�liwi� mi dokonanie pierwszego prze�omu;
Janny Wurts, utalentowanej pisarce i artystce, za to, �e pokaza�a mi i nauczy�a, jak wydobywa� wi�cej z ka�dej postaci wtedy, gdy my�la�em, �e wiem ju� o nich wszystko.
Ka�da z wy�ej wymienionych os�b przyczyni�a si� na sw�j w�asny, niepowtarzalny spos�b do powstania tych trzech powie�ci, sk�adaj�cych si� na Opowie�� o Wojnie �wiat�w. Trylogia pozbawiona wk�adu i wp�ywu cho�by jednej z nich by�aby o wiele ubo�sza.
Raymond E. Feist San Diego, California pa�dziernik 1984
NASZA OPOWIE�� DO TEJ PORY...
Po zako�czeniu Wojny �wiat�w, w kt�rej zmagano si� z Tsuranimi, naje�d�cami z innego �wiata - Kelewanu, w Kr�lestwie Wysp zapanowa� pok�j. Trwa� prawie rok. Kr�l Lyam i jego bracia, ksi���ta Arutha i Martin, obje�d�ali miasta wschodnich prowincji i s�siednie kr�lestwa, aby powr�ci� w ko�cu do kr�lewskiego miasta Rillanon, stolicy pa�stwa. Ich siostra, ksi�niczka Carline, stawia ultimatum swemu ukochanemu, trubadurowi Lauriemu: "Albo o�enisz si� ze mn�, albo opu�cisz pa�ac na zawsze". Arutha i ksi�niczka Anita zar�czaj� si�. �lub ma si� odby� w Krondorze, tytularnym mie�cie Aruthy.
P�n� noc� Arutha wraca do Krondoru. Miejski z�odziejaszek - Jimmy R�czka napotyka na dachu zab�jc� - Nocnego Jastrz�bia i udaremnia jego zamiary. Celem jego ataku mia� by� ksi��� Arutha. Wszyscy Prze�miewcy, znani r�wnie� jako Szydercy, mieli bezwzgl�dny obowi�zek natychmiastowego meldowania o wszelkich ruchach Nocnych Jastrz�bi. Jimmy stan�� przed trudnym wyborem: wobec kogo powinien najpierw by� lojalny. Czy wobec Prze�miewc�w - swego Cechu Z�odziei, czy te� wobec Aruthy, kt�rego mia� okazj� pozna� rok wcze�niej. Zanim zd��y� podj�� decyzj�. �miej�cy si� Jack, jeden z dow�dc�w Szyderc�w, stoj�cy wysoko w hierarchii organizacji, zastawia na niego �mierteln� pu�apk�, co dowodzi, �e Jack sprzymierzony jest z Nocnymi Jastrz�biami. Jimmy zostaje ranny a Jack zabity. Jimmy decyduje si� ostrzec Aruth�.
Otrzymawszy ostrze�enie. Ksi���, Laurie i Jimmy wci�gaj� w zasadzk� dw�ch zab�jc�w, kt�rzy zostaj� nast�pnie uwi�zieni w pa�acu. Arutha odkrywa, �e obaj Nocni Jastrz�bie s� w jaki� spos�b powi�zani ze �wi�tyni� Bogini �mierci, Lims-Kragma. Rozkazuje Wysokiej Kap�ance, by natychmiast stawi�a si� przed nim. Zanim zd��y�a przyby� do pa�acu, jeden z zab�jc�w umiera, a drugi kona. Kap�anka pragnie dowiedzie� si�, w jaki spos�b dokona�a si� infiltracja jej �wi�tyni przez Nocne Jastrz�bie. Tu� przed �mierci� drugiego zab�jcy udaje si� odkry�, i� by� to magicznie przeobra�ony moredhel, ciemny elf. Po �mierci obaj zab�jcy, wezwani przez swego pana i mistrza Murmandamusa, wstaj� z �o�a �mierci i rzucaj� si� na Wysok� Kap�ank� i Aruth�. W ostatniej chwili nie daj�ce si� w �aden spos�b zabi� potwory zostaj� powstrzymane magiczn� interwencj� doradcy ksi�cia, ojca Nathana.
Gdy Wysoka Kap�anka i ojciec Nathan dochodz� do siebie po straszliwych przej�ciach, ostrzegaj� Aruth�, i� mroczne i obce moce pragn� jego �mierci. Arutha niepokoi si� o bezpiecze�stwo swego brata. Kr�la oraz innych dostojnik�w, maj�cych zjecha� na jego �lub. Najbardziej l�ka si� o sw� ukochan�, Anit�. Zamiast d�ugotrwa�ych magicznych bada� Arutha decyduje si� na szybkie rozwi�zanie. Upowa�nia Jimmiego, aby zorganizowa� jego spotkanie ze Sprawiedliwym, tajemniczym przyw�dc� Prze�miewc�w.
W mroku nocy dochodzi do spotkania Ksi�cia z osob�, kt�ra twierdzi, i� przemawia ustami Sprawiedliwego. Do ko�ca nie wiadomo, czy rozm�wc� Aruthy jest przyw�dca z�odziei we w�asnej osobie. Uzgadniaj�, �e nale�y bezwzgl�dnie uwolni� miasto od Nocnych Jastrz�bi. Dobijaj� r�wnie� targu w sprawie Jimmiego. Zostaje on oddany pod opiek� i w s�u�b� Ksi�cia, otrzymuj�c jednocze�nie tytu� szlachcica dworskiego. Poniewa� Jimmy z�ama� przysi�g� Szyderc�w, jego z�odziejska kariera dobieg�a ko�ca.
Po pewnym czasie Sprawiedliwy zawiadamia Ksi�cia o miejscu przebywania Nocnych Jastrz�bi. Arutha z oddzia�em najbardziej zaufanych �o�nierzy atakuje g��wn� kwater� zab�jc�w, mieszcz�c� si� w podziemiach najdro�szego w mie�cie domu publicznego. Wszyscy zab�jcy zostaj� zabici albo pope�niaj� samob�jstwo. Odnalezienie zw�ok Z�ocistego, z�odzieja, kt�ry udawa� przyjaciela Jimmiego, potwierdza, i� Nocne Jastrz�bie dokona�y g��bokiej infiltracji szereg�w Prze�miewc�w. Powo�ani przez mroczne si�y ze �mierci do �ycia, zab�jcy wstaj� i dopiero spalenie ca�ego domu unicestwia ich ostatecznie.
Arutha uwa�a, �e bezpo�rednie niebezpiecze�stwo zosta�o za�egnane i �ycie w pa�acu powraca do normy. Jednak gdy na uroczysto�ci przybywaj� Kr�l, ambasador Wielkiego Keshu i inni dostojnicy, Jimmy dostrzega w t�umie �miej�cego si� Jacka. Ch�opak jest zaszokowany: by� �wi�cie przekonany, i� Jack zosta� zabity.
Arutha ostrzega o niebezpiecze�stwie kilku najbardziej zaufanych doradc�w. Dowiaduje si� przy okazji, �e na p�nocy kraju dziej� si� dziwne rzeczy. Ksi��� i doradcy dochodz� do wniosku, �e mi�dzy tymi wydarzeniami a zab�jcami istnieje zwi�zek. Jimmy przybywa z wie�ci�, �e ca�y pa�ac poprzecinany jest tajemnymi przej�ciami i korytarzami. Dzieli si� te� swymi obawami zwi�zanymi z pojawieniem si� Jacka. Arutha decyduje si� na wprowadzenie szczeg�lnych �rodk�w ostro�no�ci, nie odwo�uje jednak ceremonii �lubnych.
�lub sta� si� okazj� do ponownego spotkania wszystkich, kt�rych los rozdzieli� po zako�czeniu Wojny �wiat�w. Na uroczysto�ci przybywa Pug, mag ze Stardock, gdzie wznosi si� Akademi� Mag�w. Pug pochodzi z Crydee, rodzinnego miasta Kr�la i jego rodziny. Przybywa r�wnie� Kulgan, jego stary nauczyciel, oraz Vandros, ksi��� Yabon i Kasumi, by�y dow�dca Tsuranich, obecnie ksi��� LaMut. Razem z Kr�lem zjawia si� ojciec Tully, r�wnie� dawny nauczyciel z ch�opi�cych czas�w Puga, obecnie doradca Kr�la.
Tu� przed �lubem Jimmy odkrywa, �e kto� majstrowa� przy oknie umieszczonym pod sufitem sali koronacyjnej. W g��bokiej wn�ce spostrzega �miej�cego si� Jacka. Zab�jca rzuca si� na ch�opca i wi��e go. W ostatniej chwili, tu� przed oddaniem przez Jacka strza�u z kuszy, Jimmy'emu udaje si� zmieni� pozycj� i kopn�� zab�jc�. Ratuje w ten spos�b �ycie Aruthy. Jack i Jimmy spadaj�. Wybawia ich magia Puga. Po doj�ciu do siebie Jimmy dowiaduje si�, �e pocisk z kuszy trafi� Anit�.
Ojcowie Tully i Nathan badaj� dziewczyn�. Dochodz� do wniosku, �e pocisk by� zatruty i Ksi�niczka umiera. Jack zostaje przes�uchany. Wyjawia tajemnic� Nocnych Jastrz�bi. Opowiada jak, w zamian za obietnic� zg�adzenia Aruthy, zosta� wyrwany z obj�� �mierci przez nieznan� moc o imieniu Murmandamus. O truci�nie wiedzia� tylko, �e nazywa�a si� Srebrzysty Cier�. Wkr�tce potem kona. Anita z ka�d� chwil� jest coraz bli�sza �mierci. Mag Kulgan przypomina sobie o przebogatej bibliotece w opactwie Ishap w Sarth, mie�cie po�o�onym na wybrze�u Morza Gorzkiego. Pug i ojciec Nathan, wykorzystuj�c magi�, sprawiaj�, �e Anita zostaje zawieszona w czasie i czeka, a� zostanie znaleziony lek, kt�ry powinien j� uzdrowi�.
Arutha postanawia uda� si� w podr� do Sarth. U�ywaj�c przemy�lnych forteli, maj�cych zmyli� ewentualnych szpieg�w, Arutha, Laurie, Jimmy, Martin i Gardan - kapitan Kr�lewskiej Gwardii Pa�acowej - wyruszaj� na p�noc. W lasach na po�udnie od Sarth atakuj� ich je�d�cy moredheli w czarnych zbrojach. Ich dow�dc� jest moredhel, kt�rego Laurie rozpoznaje jako jednego z wodz�w g�rskich klan�w z Yabon. Moredhele �cigaj� oddzia�ek Aruthy do samych wr�t opactwa w Sarth. Tam zostaj� odparci pot�g� magii brata Dominica, mnicha z Ishap. Inni wys�a�cy Murmandamusa dwukrotnie atakuj� opactwo. Nieomal u�miercaj� brata Micaha, kt�rym okaza� si� by� by�y ksi��� Krondoru, Dulanic. Opat, ojciec Jan, wyjawia ksi�ciu istnienie przepowiedni m�wi�cej o powrocie moredheli do w�adzy, gdy umrze "Pan Zachodu". Jeden z wys�annik�w Murmandamusa nazwa� Aruth� po imieniu, co mog�o wskazywa�, i� moredhele wierz� w wype�nianie si� tego proroctwa. W Sarth Arutha dowiaduje si� r�wnie�, �e Srebrzysty Cier� to przekr�cone s�owo z j�zyka Elf�w. Decyduje si� na podr� do Elvandaru, na dw�r kr�lowej Elf�w. Ksi��� i opat polecaj� Gardanowi i Dominikowi, aby udali si� do Stardock. Maj� powiadomi� Puga i innych mag�w o ostatnich wydarzeniach.
W Ylith oddzia�ek ksi�cia napotyka najemnika Roalda, przyjaciela Lauriego z lat dziecinnych, oraz Baru, g�rala Hadati z p�nocnego Yabonu. Baru poszukuje dziwnego wodza moredheli o imieniu Murad, aby pom�ci� wymordowanie przez moredhela mieszka�c�w swej rodzinnej wioski. Baru i Roald decyduj� si� towarzyszy� ksi�ciu w dalszej podr�y.
W Stardock Dominie i Gardan atakowani s� przez lataj�ce byty elementarne, s�ugi Murmandamusa. Pug ratuje wszystkich z opresji. Dominie poznaje maga Kulgana, Katal�, �on� Puga oraz ich syna Williama. Zapoznaje si� tak�e ze smokiem ognistym Fantusem. Pug wys�uchuje z uwag� opowie�ci go�ci, a nast�pnie prosi o pomoc innych mieszka�c�w wyspy, maj�cych magiczne zdolno�ci. Ociemnia�y jasnowidz Rogen spostrzega w swojej wizji przera�aj�c� moc kryj�c� si� za Murmandamusem. Wbrew logice i mo�liwo�ciom oraz wbrew temu, co Pug do tej pory wiedzia� o magii, pot�ga z wizji si�ga poprzez czas i przestrze�, by zaatakowa� widz�cego. Gamina, niema dziewczynka opiekuj�ca si� starym Rogenem, dzieli z nim wizj�. Jej krzyk przekazywany umys�em powala Puga i pozosta�ych. Rogenowi w jaki� spos�b udaje si� wyj�� z �yciem ze straszliwej m�ki. Gamina, wykorzystuj�c telepatyczne zdolno�ci, odtwarza wizj� dla Puga i jego towarzyszy. Widz� obraz pl�drowanego i palonego miasta, a przera�aj�ca moc przemawia w staro�ytnym j�zyku Tsuranich. Pug i kilka innych os�b, kt�re zna�y Tsuranich, s� zaszokowane, s�ysz�c ten prawie wymar�y j�zyk �wi�ty� Kelewanu.
W lasach Elvandaru Arutha i jego oddzia� napotykaj� gwali. S� to �agodne, podobne do ma�pek stworzonka, nawiedzaj�ce co jaki� czas kraj Elf�w. Gospodarze Elvandaru opowiadaj� o dziwnych spotkaniach z tropicielami moredheli w pobli�u p�nocnych granic puszcz Elf�w. Arutha wyja�nia cel swojej misji. W odpowiedzi Tathar, doradca kr�lowej Aglaranny i Tomasa, ksi�cia ma��onka oraz spadkobiercy staro�ytnej i pot�nej mocy Valheru - Je�d�c�w Smok�w, udziela informacji o Srebrzystym Cierniu. Ziele to ro�nie tylko w jednym miejscu, na brzegach Czarnego Jeziora, Moraelin, w siedzibie mrocznych pot�g z�a. Tathar ostrzega Ksi�cia, �e wyprawa mo�e by� bardzo niebezpieczna. Arutha jednak decyduje si� kontynuowa� podr�.
W tym czasie w Stardock Pug dochodzi do wniosku, �e wisz�ce nad Kr�lestwem niebezpiecze�stwo ma swoje korzenie w �wiecie Tsuranich. Losy Kelewanu i Midkemii splataj� si� ponownie. Jedynym wiarygodnym �r�d�em informacji o zagro�eniu mo�e by� Zgromadzenie Mag�w Kelewanu, do kt�rego jednak, jak powszechnie mniemano, dost�p zosta� na zawsze odci�ty. Pug wyjawia Kulganowi, �e odkry� spos�b przedostania si� do Kelewanu. Pomimo sprzeciwu przyjaci� decyduje si� na powr�t do �wiata Tsuranich, aby spr�bowa� uzyska� dost�p do potrzebnej wiedzy. W tej sytuacji Meecham, dawny gajowy i nieod��czny towarzysz Kulgana oraz Dominie wymuszaj� na Pugu zgod�, aby zabra� ich ze sob�. Mag otwiera przej�cie mi�dzy �wiatami i ca�a tr�jka przechodzi na drug� stron�. W imperium Tsuranuanni Pug wraz z przyjaci�mi udaj� si� najpierw do Netohy, by�ego zarz�dcy maj�tku Puga a nast�pnie do Kamatsu, pana rodu Shinzawai, ojca Kasumiego. W imperium wrze. Pa�stwo znajduje si� na kraw�dzi otwartego roz�amu pomi�dzy Wodzem Wojny a Cesarzem. Pomimo to Kamatsu zobowi�zuje si� jednak przekaza� Zgromadzeniu ostrze�enie Puga o pojawieniu si� obcej i straszliwej mocy. Pug jest przekonany, �e je�li Midkemia padnie, to i Kelewan wkr�tce p�jdzie w jej �lady. Spotyka si� ze swoim starym przyjacielem Hochopep�, Wielkim z Imperium. Poniewa� Pug zosta� og�oszony zdrajc� Cesarstwa i ci��y na nim zaoczny wyrok �mierci, mag godzi si� wyst�pi� w jego imieniu na forum Zgromadzenia. Tu� przed wyruszeniem w drog� zostaj� zaatakowani si�� magii i aresztowani przez ludzi Wodza Wojny.
Arutha i jego oddzia�ek, zdo�awszy unikn�� szcz�liwie licznych patroli i wartownik�w moredheli, docieraj� do Czarnego Jeziora, Moraelin. Tomas wysy�a do nich Elfa Galaina z wiadomo�ci� o istnieniu ukrytego przej�cia nad jezioro. Wys�annik ma im towarzyszy� a� do kraw�dzi "Szlaku Beznadziei", w�wozu otaczaj�cego p�askowy�, na kt�rym znajduje si� Moraelin. Wkr�tce potem docieraj� na brzeg jeziora. Odnajduj� tam dziwny czarny budynek. Z pocz�tku wydaje si� im budowl� wzniesion� przez Valheru. Poszukiwania Srebrzystego Ciernia ko�cz� si� niepowodzeniem. Arutha i jego towarzysze sp�dzaj� noc w jaskini pod p�askowy�em. Podejmuj� decyzj� o wej�ciu do tajemniczego budynku.
Pug, Meecham i Dominie dochodz� do siebie w lochu. Pug stwierdza, �e jego magiczna moc zosta�a zablokowana przez jakie� zewn�trzne zakl�cie. W�dz Wojny przy pomocy dw�ch mag�w, braci Ergorana i Elgahara, przes�uchuje Puga. Stara si� z niego wydoby� cel powrotu do Imperium. W�dz jest przekonany, i� ma to jaki� zwi�zek z polityczn� opozycj� sprzeciwiaj�c� si� odebraniu przez niego w�adzy Cesarzowi. Ani W�dz. ani Ergoran nie wierz� opowie�ciom i zapewnieniom Puga o zagra�aj�cej Midkemii obcej mocy, pochodz�cej ze �wiata Tsuranich. Drugi z mag�w, Elgahar, powraca do celi Puga, by jeszcze raz przedyskutowa� wszystkie problemy. Na zako�czenie rozmowy obiecuje powa�nie rozwa�y� ostrze�enie Puga. Tu� przed wyj�ciem wyjawia mu na ucho wniosek, do kt�rego doszed�, i z kt�rym Pug nie m�g� si� nie zgodzi�. Hochopep� chce si� dowiedzie�, co Elgahar powiedzia�, lecz Pug odmawia rozmowy na ten temat. Nast�pnie Pug, Meecham i Dominie zostaj� poddani torturom. Dominie wpada w trans, by zablokowa� b�l. Meecham po d�u�szych m�kach traci przytomno��. Przychodzi kolej na Puga. Doznany b�l i op�r przeciwko magii blokuj�cej jego w�asn� sprawi�, �e Pugowi udaje si� pr�ba zastosowania magii Ni�szej Drogi, co do tej pory by�o powszechnie uznawane za niemo�liwe. Pug uwalnia siebie i swych towarzyszy w chwili, gdy do pa�acu Wodza przybywa Cesarz w towarzystwie Pana Shinzawai. W�dz Wojny zostaje powieszony za zdrad�, a Pug otrzymuje zgod� na prowadzenie poszukiwa� w zbiorach Zgromadzenia. W uwolnieniu Puga zasadnicz� rol� odgrywa Elgahar. Zapytany o motywy swego dzia�ania, wyjawia to, co uprzednio przekaza� Pugowi. Obaj uznali bowiem, i� powr�ci�a starodawna, przera�aj�ca pot�ga - Nieprzyjaciel, kt�ra w okresie Wojen Chaosu zmusi�a ludzko�� do ucieczki na Kelewan. W ksi�gozbiorach Zgromadzenia Pug odnajduje zapiski o Obserwatorach, dziwnych istotach zamieszkuj�cych polarne lody Kelewanu. �egna si� z przyjaci�mi i rusza na poszukiwanie Obserwator�w. Hochopep�, Elgahar, Dominie i Meecham wracaj� na Midkemi� i do akademii.
Jimmy'emu udaje si� pods�ucha� urywki rozmowy pomi�dzy moredhelem a lud�mi, wyrzutkami spo�ecze�stwa wynaj�tymi przez ciemne Elfy. Z jej tre�ci wynika�o, �e z czarnym budynkiem zwi�zana jest jaka� tajemnica. Jimmy przekonuje Aruth�, �e na zbadanie wn�trza budowli powinien uda� si� sam, poniewa� ma o wiele wi�ksze szans�, by unikn�� zasadzki czy pu�apki. Ch�opak dociera do samego serca czarnego gmachu i chocia� odkrywa co�, co wydaje si� Srebrzystym Cierniem, to jednak zbyt wiele rzeczy dooko�a wygl�da sztucznie i podejrzanie. Wraca do jaskini z informacj�, �e ca�y budynek jest jedn� wielk� i przemy�ln� pu�apk�. Dalsze badania prowadz� do odkrycia, �e jaskinia w kt�rej sp�dzili noc, w rzeczywisto�ci stanowi fragment rozleg�ej podziemnej siedziby Valheru ledwo rozpoznawalnej po wiekach niszcz�cego dzia�ania erozji. Jimmy dochodzi w ko�cu do wniosku, �e Srebrzystego Ciernia nale�y szuka� pod wod�. Elfy poinformowa�y ich, �e ziele wyst�puje nad sam� wod�, a tego roku opady deszczu by�y wyj�tkowo obfite. Jeszcze tej samej nocy odnajduj� ro�lin� i rozpoczynaj� odwr�t. Jimmy zostaje przypadkowo ranny, co spowalnia tempo ucieczki. Udaje im si� unikn�� wartownik�w moredheli, lecz zmuszeni s� do zabicia jednego z nich. Murad, dowodz�cy oddzia�em wys�anym w celu pochwycenia Aruthy, zostaje zaalarmowany. W pobli�u granicy puszcz Elf�w �miertelnie zm�czeni uciekinierzy s� zmuszeni do zatrzymania si�. Galain zostawia ich i biegnie do przodu, aby �ci�gn�� pomoc swych pobratymc�w. Pierwszy oddzia� moredheli atakuje Ksi�cia. Po kr�tkim boju zostaje odparty. Po pewnym czasie, wraz z liczniejszym oddzia�em oraz Czarnymi Zab�jcami, nadci�ga Murad. Baru wyzywa go na pojedynek. Przedziwny kodeks honorowy ciemnych Elf�w zmusza go do przyj�cia wyzwania. Baru zabija Murada. A�eby nie dopu�ci� do jego powrotu z krainy �mierci, wycina mu serce. Zanim g�ralowi udaje si� powr�ci� do swoich szereg�w, zostaje powalony na ziemi� pot�nym ciosem innego moredhela. Bitwa wybucha na nowo. Niemal w ostatniej chwili, gdy oddzia�ek ksi�cia Aruthy cofa si� pod naporem wroga, przybywaj� z odsiecz� Elfy. Moredhele zostaj� odparci. Jeden z Elf�w odkrywa, �e Baru prze�y� jakim� cudem, chocia� jego stan jest bardzo ci�ki. Elfy nios� go, prowadz�c pozosta�ych ku Elvandarowi, ku bezpiecznemu schronieniu w jego puszczach. Padli w boju Czarni Zab�jcy budz� si� ponownie do �ycia i ruszaj� w po�cig, trwaj�cy a� do granicy lasu Elf�w, gdzie przybywa Tomas i Czarodzieje. Czarni Zab�jcy zostaj� zniszczeni. W czasie uczty �wi�tuj�cej powodzenie misji Arutha dowiaduje si�, �e Baru b�dzie �y�, chocia� powr�t do pe�ni si� i zdrowia potrwa d�ugi czas. Arutha wraz z Martinem rozwa�aj� zako�czenie wyprawy. Obaj zdaj� sobie spraw�, �e ostatnia bitwa to zaledwie drobny fragment wi�kszego konfliktu, kt�rego wynik wcale nie jest przes�dzony.
Pug dociera do p�nocnych rubie�y Imperium. �egna eskort� �o�nierzy Tsuranich i zag��bia si� w dzik� tundr�, kt�r� w�adaj� Thunowie. Dziwne, podobne do centaur�w stworzenia, kt�re same siebie nazywaj� Lasura, wysy�aj� starego wojownika, by porozmawia� z Pugiem. Thun informuje go o mieszka�cach lod�w, stwierdza, �e Pug jest szalony i ucieka. Pug dociera w ko�cu do kraw�dzi lodowca. Na jego spotkanie wychodzi zakapturzona posta�. Obserwator prowadzi go pod pokryw� lodow� bieguna Kelewanu. Pug przekonuje si� ze zdumieniem, �e ro�nie pod ni� wspania�y, magiczny las. Nazywa si� Elvardein i jest bli�niaczo podobny do Elvandaru na Midkemii. Odkrywa, �e Obserwatorzy to dawno zaginiona ga��� rasy Elf�w - eldar. Pug ma pozosta� z nimi przez rok, by nauczy� si� magicznej sztuki o wiele pot�niejszej ni� jego dotychczasowa moc.
Arutha bezpiecznie dociera do Krondoru z lekiem dla Anity. Ksi�niczka wraca do zdrowia. W pa�acu planuje si� doko�czenie przerwanej ceremonii �lubnej. Carline nalega, aby Laurie i ona, nie zwlekaj�c, r�wnie� wzi�li �lub. Na pewien czas pa�ac krondorski staje si� miejscem szcz�liwym i radosnym.
Do Kr�lestwa Wysp powraca pok�j. Trwa nieca�y rok...
MACROS REDUX
S�uchajcie! S�uchajcie! �mier� wznios�a sobie tron
W przedziwnym mie�cie. Poe. The City in the Sea
MROCZNY WIATR
Wiatr pojawi� si� nagle i nie wiadomo sk�d.
Niesiony echem g�uchy, rozedrgany pog�os przetoczy� si� po niebie jak uderzenie m�ota wieszcz�cego zag�ad�. Buchn�o gor�cym powietrzem niczym z rozgrzanego do bia�o�ci paleniska, w kt�rym wykuwa si� szale�stwo wojny i pal�ce dotkni�cie �mierci. Wicher narodzi� si� w sercu zagubionego gdzie� w bezkresnych przestrzeniach l�du, w przedziwnym miejscu pomi�dzy tym, co jest, a tym, co pragnie dopiero zaistnie�. Powia� z po�udnia, gdzie w�e sun� wyprostowane porozumiewaj�c si� w staro�ytnym j�zyku. Gor�ce, gniewne podmuchy cuchn�y odwiecznym z�em i pobrzmiewa�y echem dawno zapomnianych proroctw. Wicher zawirowa� w�ciekle i wytrysn�� z pustki. Kr�ci� si� w k�ko, szukaj�c w�a�ciwego kierunku. Zawaha� si� przez moment i pogna� na p�noc.
Stara piastunka szy�a spokojnie, nuc�c cichutko pod nosem prost� melodi� przekazywan� z pokolenia na pokolenie, z matki na c�rk�. Przerwa�a na chwil� i podnios�a wzrok znad rob�tki. Dwa male�stwa pozostaj�ce pod jej opiek� spa�y cichutko, �ni�c swe male�kie sny. Na drobniutkich twarzyczkach malowa� si� b�ogi spok�j. Co jaki� czas kt�ry� z ch�opc�w przebiera� delikatnie paluszkami albo porusza� ustami, jakby ssa� pier� mamy, by po chwili zapa�� ponownie w spokojny bezruch. Niemowlaki by�y wyj�tkowo pi�kne i staruszka by�a pewna, �e w przysz�o�ci wyrosn� na wspania�ych, przystojnych m�odzie�c�w. Kiedy stan� si� doros�ymi m�czyznami, b�d� pami�tali siedz�c� przy nich kobiet� jak przez mg��. Teraz jednak w r�wnym stopniu nale�eli do niej, jak i do swej matki, kt�ra towarzyszy�a m�owi, czyni�c honory domu podczas oficjalnej kolacji. Przez uchylone okno wdar� si� podmuch dziwnego wiatru. Mimo �e by�o ciep�o, przeszy� j� dreszcz. Szum wichru ni�s� w sobie jaki� obcy i fa�szywy d�wi�k, ledwo s�yszaln� nut� z�a i nienawi�ci. Piastunka wzdrygn�a si� i spojrza�a na dzieci. Poruszy�y si� niespokojnie, jakby za chwil� mia�y si� obudzi� z p�aczem. Staruszka gwa�townie podnios�a si� i po�piesznie pocz�apa�a do okna. Zamkn�a oba skrzyd�a i okiennice, odcinaj�c dost�p przedziwnego, budz�cego niepok�j nocnego powietrza. Przez moment wydawa�o si�, �e czas ca�ego wszech�wiata wstrzyma� oddech. Po chwili z cichutkim westchnieniem wiatr zamar� i noc znowu by�a spokojna i cicha. Piastunka cia�niej owin�a ramiona szalem. Niemowl�ta jeszcze przez chwil� porusza�y si� niespokojnie, zanim ponownie zapad�y w g��boki, spokojny sen.
W tym samym czasie w innym, niezbyt odleg�ym pokoju m�ody cz�owiek pracowa� nad list�. Zmagaj�c si� wewn�trznie, usi�owa� zapomnie� o osobistych sympatiach i antypatiach, decyduj�c, kto nast�pnego dnia pe�ni� b�dzie r�ne funkcje. Nienawidzi� tego zadania, ale wykonywa� je doskonale. Nag�y podmuch wiatru poruszy� zas�onami, wydymaj�c je do wn�trza pokoju. M�odzieniec zadzia�a� instynktownie. W u�amku sekundy zsun�� si� z krzes�a i przyczai� za sto�em. Wykszta�cone w ulicznym �yciu zmys�y wietrzy�y zagro�enie. Nie wiadomo kiedy, sztylet wyfrun�� z cholewy buta, l�duj�c pewnie w jego d�oni. Przez d�ug� chwil� trwa� w napi�ciu got�w do walki. Serce wali�o mu niby m�ot. Jak wiele ju� razy w swym burzliwym, rozdzieranym konfliktami �yciu, by� niemal pewien czekaj�cej go walki na �mier� i �ycie. Nie widz�c jednak nikogo, m�ody cz�owiek powoli odpr�y� si�. Niebezpiecze�stwo min�o. Z niedowierzaniem pokr�ci� g�ow�. Ruszy� powolutku w stron� okna. St�paj�c ostro�nie krok za krokiem, czu� jednocze�nie, jak w �o��dku narasta ci�kie jak kamie� uczucie md�o�ci. Przez d�ugie, trwaj�ce wieczno�� minuty wpatrywa� si� w nocn� dal, ku p�nocy, gdzie jak wiedzia�, rozci�ga� si� �a�cuch niebotycznych g�r, i dalej jeszcze, poza skaliste tumie, gdzie czai� si� przeciwnik, mroczna pot�ga z�a. Oczy m�odzie�ca zw�zi�y si� w w�skie szparki. Patrzy� przed siebie, staraj�c si� przebi� wzrokiem mrok, jakby spodziewa� si� dostrzec kryj�ce si� pod os�on� nocy niebezpiecze�stwo. Po paru chwilach fala strachu i napi�cia odp�yn�a i m�ody cz�owiek powr�ci� do przerwanej pracy. Jednak przez reszt� nocy co jaki� czas podnosi� g�ow� znad kart papieru i wpatrywa� si� w mrok.
Daleko, po kr�tych uliczkach miasta sz�a zataczaj�c si� grupka mocno podchmielonych hulak�w. Rycz�c na ca�e gard�o pijackie piosenki, szukali nast�pnej gospody i weselszej kompanii. Owia� ich gwa�towny podmuch przedziwnego wiatru. Zatrzymali si� na moment i wymienili zdziwione spojrzenia. Jeden z nich, do�wiadczony w wielu wyprawach najemnik, ruszy� znowu przed siebie, lecz po paru krokach zatrzyma� si�. Pochyli� g�ow� i nad czym� si� zaduma�. Straci� nagle ca�e zainteresowanie zabaw�. �yczy� swoim towarzyszom dobrej nocy i natychmiast powr�ci� do pa�acu, gdzie go�ci� prawie od roku.
Podmuchy wiatru pogna�y ku morzu, na kt�rym zmaga� si� z falami statek. P�dzi� ku macierzystemu portowi, zako�czywszy d�ugi patrol. Kapitan, stary, wysoki m�czyzna o pooranej bliznami twarzy i z bielmem na oku, zatrzyma� si� w p� kroku, gdy poczu� pierwszy, o�ywczy podmuch. Mia� ju� wyda� komend�, by zrefowano �agle, kiedy nagle przeszy� go lodowaty dreszcz. Spojrza� na swego zast�pc�, starego wilka morskiego o dziobatej twarzy, kt�ry s�u�y� u jego boku przez wiele lat. Wymienili spojrzenia. Wiatr przemkn�� po pok�adzie i ucich� nagle. Kapitan zawaha� si�. Po chwili wyda� ludziom rozkaz, by udali si� na reje. Zamilk�, dumaj�c nad czym�, a nast�pnie dono�nym g�osem poleci�, by zapalono dodatkowe latarnie. Mrok dooko�a zg�stnia� nagle z�owr�bnie.
Jeszcze dalej na p�nocy wicher pogna� zau�kami miasta, tworz�c z ulicznego kurzu wiruj�ce tumany ta�cz�ce w dzikich pl�sach po kocich �bach jak zidiocia�e weso�ki dworskie. W mie�cie obok ludzi tam urodzonych �yli przybysze z innego �wiata. W koszarach garnizonu miejskiego trwa�y w�a�nie zmagania dw�ch zapa�nik�w. Go�� z obcego �wiata walczy� dzielnie przeciwko temu, kt�ry urodzi� si� i wychowa� w promieniu nieca�ych dw�ch kilometr�w od miejsca pojedynku. Widzowie obstawili wysokimi zak�adami obu zapa�nik�w. Obaj mieli ju� na swoim koncie jedno � po�o�enie na �opatki i dopiero trzecia walka mia�a wy�oni� zwyci�zc�. Wiatr uderzy� nagle. Obaj przeciwnicy zamarli w p� ruchu, rozgl�daj�c si� dooko�a niepewnym wzrokiem. Tumany kurzu szczypa�y w oczy. Kilku starych wiarus�w z trudem powstrzyma�o narastaj�ce dreszcze. Obaj zapa�nicy zeszli bez s�owa z maty, widzowie za� bez protest�w wycofali swoje zak�ady. W ca�kowitym milczeniu t�um rozszed� si� do dom�w. Radosny nastr�j wsp�zawodnictwa i zabawy prys� zmieciony podmuchami gorzkiego wiatru.
Wicher pogna� dalej na p�noc. Uderzy� w �cian� bezkresnej puszczy, w kt�rej �y�y niewielkie, podobne do ma�pek stworzonka. By�y �agodne i p�ochliwe. Siedzia�y teraz na ga��ziach ciasno przytulone do siebie, szukaj�c ciep�a, kt�re mo�e zapewni� jedynie bliski kontakt fizyczny. Poni�ej, na ziemi pod drzewami, siedzia� w medytacyjnej pozie m�czyzna - nogi mia� skrzy�owane, wierzchy d�oni oparte na kolanach. Z��czone kciuki i palce wskazuj�ce tworzy�y symbol Kr�gu �ycia, do kt�rego nale�� wszystkie istoty �yj�ce. Wraz z pierwszym, delikatnym z pocz�tku powiewem ciemnego wiatru w li�ciach jego oczy otworzy�y si� gwa�townie. Spojrza� uwa�nie na siedz�c� przed nim posta�. Stary Elf, po kt�rym ledwie by�o wida� pierwsze oznaki mijaj�cego czasu - typowe zjawisko dla jego rasy - wpatrywa� si� w cz�owieka, odczytuj�c w jego spojrzeniu nieme pytanie. Skin�� ledwo zauwa�alnie g�ow�. Cz�owiek podni�s� le��cy obok or�. Wsun�� za szarf� w pasie oba miecze: d�ugi bojowy i szeroki, kr�tszy. Szybki gest po�egnania i m�czyzna ruszy� mi�dzy drzewa, rozpoczynaj�c d�ug� w�dr�wk� ku morzu. Po dotarciu na miejsce b�dzie si� stara� odszuka� innego m�czyzn�, kt�rego Elfy r�wnie� zalicza�y w poczet swoich przyjaci�, by wsp�lnie przygotowa� si� do ostatecznej konfrontacji. Mia�a si� wkr�tce rozpocz��. Gdy wojownik przemyka� mi�dzy drzewami, kieruj�c si� ku oceanowi, s�ysza� nad sob� szum wiatru w konarach i li�ciach.
W innym lesie tak�e poruszy�y si� li�cie. Zatrzepota�y delikatnie, jakby wsp�czuj�c swym pobratymcom niepokojonym podmuchami ciemnego wiatru. Na drugim brzegu gigantycznej otch�ani wype�nionej l�nieniem gwiazd gor�ca planeta zatacza�a rytmiczne kr�gi wok� zielonkawo��tego s�o�ca. W tamtym �wiecie, pod lodow� pokryw� p�nocnego bieguna, trwa�a ogromna puszcza bli�niaczo podobna do tej, kt�r� zostawi� za plecami w�druj�cy wojownik. G��boko, w samym sercu podlodowej kniei siedzia� milcz�cy kr�g istot, kt�re zg��bi�y wszystkie tajniki ponadczasowej wiedzy. Dooko�a rozsnuwa�a si� materia czar�w. Siedz�cych spowija�a ciep�a po�wiata, tworz�c wok� kr�gu migotliw� kul�. Chocia� uczestnicy kr�gu siedzieli na ziemi, ich bajecznie kolorowych szat nie zbruka�a najmniejsza plamka. Mieli zamkni�te oczy, a mimo to ka�da kobieta i ka�dy m�czyzna widzieli to, co widzie� powinni. Jeden z mag�w tak stary, i� nikt z pozosta�ych nie si�ga� pami�ci� jego m�odo�ci, siedzia� ponad kr�giem, unosz�c si� w powietrzu si�� wsp�lnie plecionego czaru. W�osy, bia�e jak �nieg, przytrzymywane prost�, miedzian� obr�cz� ozdobion� na czole pojedynczym nefrytem, opada�y nisko na plecy starca. D�onie mia� wyci�gni�te w g�r� i przed siebie. Oczy wpatrzone nieruchomo w ubran� na czarno ludzk� posta�, unosz�c� si� tu� przed nim. Ta druga posta� wznosi�a si� na pr�dach tajemnej energii tworz�cej wok� niej uporz�dkowany wz�r-matryc�. Po wyra�nie widocznych liniach m�czyzna wysy�a� fale swej �wiadomo�ci, bogac�c i szlifuj�c tajniki obcej magii. Cz�owiek w czerni siedzia� w lustrzanej do starca pozie z wzniesionymi ku g�rze d�o�mi, lecz jego oczy by�y zamkni�te. Uczy� si�. Dotyka� delikatnie my�l� materii staro�ytnej magii Elf�w i czu� ca�ym sob� przenikaj�ce si�, splatane w jedno energie ka�dej �ywej istoty zamieszkuj�cej puszcz�. Ich my�li i si�y �yciowe by�y czerpane i delikatnie obracane, nigdy na si��, na s�u�b� ca�ej spo�eczno�ci. Tak oto czarodzieje Elf�w korzystali ze swych mocy: delikatnie, lecz z drugiej strony natarczywie, plot�c prz�dz� odwiecznych naturalnych energii w materi� daj�cej si� wykorzysta� magii. M�ody m�czyzna dotyka� tej magii umys�em i wiedzia�. Wiedzia�, i� jego moc ro�nie w si��, wykraczaj�c poza granic� ludzkiego zrozumienia i wyobra�ni, czyni�c go podobnym bogom w por�wnaniu do wiedzy i mocy, o kt�rych my�la�, �e stanowi� granice jego talentu. W ci�gu mijaj�cego roku posiad� ogromn� wiedz�. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e jeszcze wiele przyjdzie mu si� nauczy�. Teraz jednak, po przygotowaniu pod okiem Elf�w, posiada� �rodki, kt�re pomog� mu odnale�� inne �r�d�a wiedzy. Pozna� tajemnice znane zaledwie kilku najwi�kszym mistrzom magii. Rozumia� teraz dobrze, i� mo�liwe jest przemieszczanie si� si�� woli pomi�dzy r�nymi �wiatami. Wiedzia� r�wnie�, i� sam� �mier� mo�na oszuka�. Pojmowa� te prawdy i jasne by�o, �e pewnego dnia odkryje sposoby, by zaw�adn�� tymi tajemnicami w wymiarze praktycznym. Pod warunkiem, �e b�dzie mu dany wystarczaj�co d�ugi czas. A czas w�a�nie by� teraz na wag� z�ota. Li�cie drzew powt�rzy�y niczym echo szelest wydawany przez braci szarpanych czarnym wichrem. Obaj wycofali jednocze�nie �wiadomo�� i my�li z matrycy energii. Czarno odziany cz�owiek wbi� ciemne oczy w wiekow� posta� unosz�c� si� przed nim. Pos�uguj�c si� si�� rozumu zada� kr�tkie pytanie: "To ju�? Tak szybko, Acaila?"
Elf u�miechn�� si�. Bladoniebieskie oczy roz�wietli�y si� wewn�trznym blaskiem, kt�ry tak zdumia� cz�owieka w czerni, gdy ujrza� go po raz pierwszy. Teraz wiedzia� ju�, �e ta wewn�trzna �wiat�o�� pochodzi z g��bin niewyobra�alnej mocy i pot�gi, kt�rej nie posiad� �aden znany mu �miertelnik... z wyj�tkiem jednego. Tu jednak mia� do czynienia z innym rodzajem si�y. Nie zadziwiaj�cej, nie zwalaj�cej z n�g moc� swej pot�gi, lecz delikatnej, �agodnej i uzdrawiaj�cej mocy �ycia, mi�o�ci i spokoju wewn�trznego. Posta� siedz�ca przed nim prawdziwie stanowi�a jedno�� ze wszystkim dooko�a. Spogl�danie w te rozjarzone �wietli�cie oczy oznacza�o osi�gni�cie wewn�trznej jedno�ci i pe�ni. U�miech Elfa przynosi� ukojenie i spok�j. Jednak my�li przenikaj�ce przestrze� pomi�dzy nimi, gdy powolutku opadali na ziemi�, nie by�y spokojne i jasne. "Ju� rok min��. Nam wszystkim przyda�oby si� troch� wi�cej czasu, lecz czas p�ynie swoim w�asnym rytmem i by� mo�e jeste� ju� got�w, kto wie?" Potem, wraz ze specyficzn� faktur� my�li, kt�r� m�ody cz�owiek nauczy� si� rozpoznawa� jako poczucie humoru, rozbrzmia�y wypowiedziane na g�os s�owa.
- Ale got�w czy nie got�w, na ciebie i tak ju� czas. Pozostali uczestnicy kr�gu powstali i przez kr�tk� chwil� cz�owiek w czerni poczu�, jak ich umys�y ��cz� si� z jego my�lami w ostatnim kontakcie po�egnania. Wysy�ali go z powrotem tam, gdzie wkr�tce mia�a si� rozpocz�� walka. Mia� odegra� w niej decyduj�c� rol�. Odsy�ali go jednak z o wiele bogatszym baga�em wiedzy i do�wiadczenia ni� ten, z kt�rym przyby� do nich przed rokiem. Odczu� ostatnie mu�ni�cie kontaktu my�lnego.
- Dzi�kuj�. Udam si� teraz do miejsca, sk�d b�d� m�g� szybko powr�ci� do domu.
Nie marnuj�c czasu na zb�dne s�owa, zamkn�� oczy i znikn��. Postacie z kr�gu trwa�y przez chwil� w milczeniu, po czym rozesz�y si� do czekaj�cych ich zaj��. Li�cie drzew szumia�y i szele�ci�y niespokojnie, a echo czarnego wiatru jeszcze d�ugo pobrzmiewa�o w konarach.
Mroczny podmuch gna� przed siebie, a� dotar� do g�rskiego szlaku trawersuj�cego dalek� dolin�. Pomi�dzy skalistymi za�omami kry�a si� grupka m�czyzn. Przez par� chwil patrzyli na po�udnie, jak gdyby chcieli dojrze� �r�d�o dziwnie niepokoj�cego wiatru, po czym powr�cili do obserwacji rozci�gaj�cej si� u ich st�p niziny. Dwaj stoj�cy najbli�ej kraw�dzi urwiska wyruszyli w drog� natychmiast po otrzymaniu raportu od wysuni�tego patrolu i mieli za sob� d�ug� i wyczerpuj�c� jazd�. U ich st�p gromadzi�a si� armia pod z�owr�bnie wygl�daj�cymi sztandarami. Dow�dca grupki, wysoki, siwiej�cy m�czyzna z czarn� przepask� na prawym oku, przycupn�� tu� poni�ej skalistej �cie�ki.
- Z�e to wygl�da - powiedzia� przyciszonym g�osem. - Tak jak si� obawiali�my.
Przyczajony obok za wyst�pem skalnym drugi m�czyzna, nieco ni�szy, lecz pot�niej zbudowany, podrapa� zafrasowany przypr�szon� siwizn� czarn� brod�.
- Nie, jest jeszcze gorzej - szepn��. - S�dz�c po liczbie ognisk, tam w dole zbiera si� na t�g� burz�... cholernie t�g�. M�czyzna z przepask� na oku milcza� przez d�u�sz� chwil�.
- No c�, i tak uda�o si� zyska� prawie rok. Spodziewa�em si�, �e rusz� na nas zesz�ego lata. Bogom niech b�d� dzi�ki, �e�my mogli si� przygotowa�, bo jak amen w pacierzu teraz zaatakuj� z pewno�ci�.
Nie podnosz�c si� z przysiadu, powr�ci� w pobli�e wysokiego blondyna pilnuj�cego jego konia.
- Zostajesz?
- Tak, poobserwuj� ich jeszcze. Widz�c, ilu nowych przybywa i w jakim tempie, b�dziemy mogli w dok�adniejszym przybli�eniu oceni�, ilu przywiedzie ze sob�.
Dow�dca dosiad� konia.
- Co to za r�nica? - szepn�� blondyn. - Kiedy przyjdzie, to nadci�gnie ze wszystkimi, kt�rych zdo�a zgromadzi�.
- Mimo wszystko zostan�. Po prostu, mo�e nie lubi� niespodzianek?
- Jak d�ugo? - zapyta� pierwszy.
- Najwy�ej dwa, trzy dni. Potem zrobi si� tutaj zbyt t�oczno.
- Na pewno rozpu�cili ju� patrole po okolicy. Najwy�ej dwa dni, nie d�u�ej. - Po chwili dorzuci� z gorzkim u�mieszkiem: - Nie jeste� zbyt towarzyski, ale po dw�ch latach przyzwyczai�em si� mie� ci� przy boku. Uwa�aj na siebie.
M�czyzna b�ysn�� z�bami w szerokim u�miechu.
- Ten kij ma dwa ko�ce. Przez ostatnie lata szarpa�e� ich wystarczaj�co dotkliwie, by nie chcieli zarzuci� sieci i na ciebie. Nie chcia�bym, by ukazali si� u bram miasta, dzier��c tw� g�ow� nadzian� na pik�.
-Tak si� nie stanie - powiedzia� blondyn. Jego szeroki u�miech, towarzysz�cy s�owom, pozostawa� w ostrym kontra�cie do tonu, z jakim zosta�y wypowiedziane. Pobrzmiewa�a w nich niez�omna determinacja i zdecydowanie, doskonale znane pozosta�ej dw�jce.
- Dobra, wi�c dopilnuj, �eby tak si� rzeczywi�cie nie sta�o. No, pora na was. Znikajcie.
Oddzia�ek ruszy� w drog�, pozostawiaj�c jednego je�d�ca, kt�ry mia� towarzyszy� zostaj�cemu na czatach. Po d�ugim czasie, gdy pilnie wpatrywa� si� w obozowisko w dolinie, pot�ny m�czyzna mrukn�� cicho pod nosem.
- I co tym razem knujesz ty w�ciek�y, poroniony synu dziwki i alfonsa? Co nam chcesz zgotowa� tego lata, Murmandamusie?
�WI�TO
Jimmy p�dzi� korytarzem.
Przez ostatnie kilka miesi�cy r�s� jak na dro�d�ach. W Dniu Przesilenia Letniego mia� sko�czy� szesna�cie lat, chocia� tak naprawd� nikt nie zna� jego prawdziwego wieku. Szesna�cie lat wydawa�o si� trafn� ocen�, ale r�wnie dobrze m�g� zbli�a� si� do siedemnastu czy nawet osiemnastu. Zawsze atletycznej budowy zacz�� rozrasta� si� w ramionach. Od chwili pojawienia si� na dworze ur�s� o g�ow� i bardziej ju� przypomina� m�czyzn� ni� ch�opca.
Jednak pewne rzeczy nigdy si� nie zmieniaj�. Nale�a�o do nich z pewno�ci� poczucie obowi�zku Jimmiego. Chocia� z jednej strony zawsze mo�na by�o na niego liczy�, gdy chodzi�o o sumienne wywi�zanie si� z wa�nych zada�, to jednak z drugiej, ca�kowite lekcewa�enie rzeczy przyziemnych i drobnych nie raz, nie dwa grozi�o pojawieniem si� na dworze ksi�cia Krondoru zupe�nego chaosu. Obowi�zek nakazywa�, aby Jimmy, jako starszy szlachcic dworu ksi���cego, pierwszy pojawia� si� przy okazji wi�kszych uroczysto�ci czy ceremonii. On jednak prawie zawsze zjawia� si� ostatni. W jaki� dziwny, niewyt�umaczalny spos�b punktualno�� zdawa�a si� umyka� jego uwadze. Pojawia� si� albo za wcze�nie - to najcz�ciej, albo zbyt p�no, ale nigdy na czas.
Szlachcic Locklear sta� w progu mniejszej sali wykorzystywanej przez m��d� szlacheck� do zgromadze�. Macha� na Jimmiego jak szalony, aby si� po�pieszy�. Od chwili, gdy Jimmy powr�ci� z Aruth� z wyprawy po Srebrzysty Cier�, z ca�ego t�umu szlacheckiej m�odzie�y szlifuj�cej na dworze swe wychowanie, jedynie Locklear zosta� przyjacielem ksi���cego szlachcica Jamesa. Pomimo trafnej od pierwszego wejrzenia oceny Jimmiego, �e Locklear by� jeszcze pod wieloma wzgl�dami dzieciakiem, najm�odszy syn barona z Ko�ca Ziemi przejawia� pewne zami�owanie do lekkomy�lno�ci i brawury. W r�wnym stopniu dziwi�o to jego przyjaciela i sprawia�o mu przyjemno��. Bez wzgl�du na to, jak ryzykowny plan uknu� Jimmy, Locklear przewa�nie wyra�a� zgod�. Gdy sprawa ko�czy�a si� powa�nymi k�opotami, b�d�cymi skutkiem hazardowych zagrywek Jimmiego wobec oficjeli dworskich, Locklear przyjmowa� kary z godno�ci�. Traktowa� je jako uczciw� cen�, jak� trzeba zap�aci� za to, �e dali si� z�apa� na gor�cym uczynku.
Jimmy wpad� do sali jak burza. Pr�buj�c si� raptownie zatrzyma�, wpad� w po�lizg i ostatnie kilka metr�w prze�lizga� si� po wyczyszczonej do po�ysku marmurowej posadzce. W sali czeka�y dwa tuziny ustawionej w r�wne szeregi m�odzie�y szlacheckiej, ubranej w jednakowe stroje w kolorze br�zu i zieleni. Jimmy b�yskawicznie rozejrza� si�, czy wszyscy s� na swoich miejscach. Sam zaj�� przypisane mu miejsce dok�adnie w chwili, gdy do sali wkroczy� Mistrz Ceremonii, Brian DeLacy.
Kiedy Jimmy otrzyma� rang� starszego szlachcica, wydawa�o mu si�, i� z awansem ��czy� si� b�d� tylko nowe przywileje bez �adnych obowi�zk�w. Nie m�g� si� bardziej pomyli�. Bardzo szybko zosta� pozbawiony z�udze�. Chocia� jego osoba by�a niewielkim tylko trybikiem w machinie dworu ksi���cego, to jednak spe�nia� wa�ne funkcje. Kiedy nie wywi�za� si� z przypisanych sobie obowi�zk�w, stawa� wobec faktu znanego na pami�� wszystkim urz�dnikom bez wzgl�du na kraj czy epok�: tych na g�rze nie interesowa�y usprawiedliwienia, tylko rezultaty. Jimmy prze�ywa� g��boko, jak swoje w�asne, wszystkie b��dy pope�nione przez podleg�� mu m�odzie�. Do tej pory ten rok nie by� dla niego najlepszy.
Mistrz Ceremonii, wysoki i trzymaj�cy si� z godno�ci� m�czyzna, ruszy� miarowym krokiem w szele�cie wspania�ej czerwonoczarnej szaty, przypisanej jego urz�dowi. Po chwili stan�� za Jimmym, kt�ry teoretycznie by� jego pierwszym asystentem po Zarz�dcy Domu Kr�lewskiego, a w rzeczywisto�ci i najcz�ciej jego najwi�kszym problemem. Po obu stronach Mistrza deLacy'ego zaj�o miejsca dw�ch pazi�w w purpurowo��tych uniformach. Byli to synowie prostych ludzi. W przysz�o�ci mieli zasili� szeregi s�u�by pa�acowej w przeciwie�stwie do m�odej szlachty, kt�ra pewnego dnia mia�a do��czy� do grona w�odarzy Zachodniego Kr�lestwa. Mistrz DeLacy postuka� odruchowo okut� lask� w posadzk�.
- I co, panie James, znowu uda�o ci si� wyprzedzi� mnie o sekund�, h�?
W tylnych szeregach rozleg�y si� zduszone chichoty. Jimmy'e-mu z trudem uda�o si� zachowa� powag�.
- Wszyscy obecni lub usprawiedliwieni. Mistrzu DeLacy. Nieobecny szlachcic Jerome przebywa w swojej kwaterze. Jest... lekko ranny - powiedzia� patrz�c wprost przed siebie kamiennym wzrokiem.
DeLacy spojrza� na niego zrezygnowany.
- Tak, s�ysza�em o waszym wczorajszym drobnym nieporozumieniu na boisku - powiedzia� zm�czonym g�osem. - Ale my�l�, �e nie b�dziemy tutaj d�u�ej roztrz�sali twoich sta�ych problem�w ze szlachcicem Jerome. Otrzyma�em w�a�nie kolejn� skarg� od jego ojca. S�dz�, i� w przysz�o�ci po prostu b�d� jego listy przekazywa� wprost tobie.
Jimmy usi�owa� za wszelk� cen� utrzyma� niewinny wyraz twarzy, lecz nic z tego nie wysz�o.
- Aha, jeszcze jedno, zanim przyst�pimy do omawiania dzisiejszych zada�. Uwa�am za stosowne podkre�lenie jednego faktu: pami�tajcie, �e zawsze jeste�cie zobowi�zani zachowywa� si�, jak na m�odych d�entelmen�w przysta�o. Aby doprowadzi� do osi�gni�cia tego szczytnego celu, wydaje si� r�wnie� w�a�ciwe zniech�cenie was do popierania rodz�cego si� pewnego brzydkiego zwyczaju. Mam tu na my�li obstawianie wysokimi zak�adami wynik�w mecz�w pi�ki kopanej do beczki, kt�re odbywaj� si� Sz�stego Dnia. Czy wyra�am si� dostatecznie jasno?
Pytanie z pozoru by�o adresowane do wszystkich m�odych ludzi zgromadzonych w sali, lecz r�ka deLacy'ego dziwnym trafem spocz�a ci�ko na ramieniu Jimmiego.
- Pocz�wszy od dzisiejszego dnia, �adnych zak�ad�w. Nie m�wi� oczywi�cie o rzeczach honorowych jak na przyk�ad konie, sami rozumiecie. �eby nie by�o �adnych w�tpliwo�ci i odst�pstw - to rozkaz! Zrozumiano?!
W szeregach m�odzie�c�w rozleg� si� niech�tny szmer potwierdzenia. Jimmy z powag� skin�� g�ow�. Ul�y�o mu na sercu, gdy� jeszcze rano obstawi� wynik popo�udniowego meczu. Po�r�d s�u�by i pomniejszej szlachty zrodzi�o si� tak ogromne zainteresowanie dzisiejsz� gr�, �e Jimmy przez ca�y dzie� g��wkowa� gor�czkowo, co by tu zrobi�, aby mo�na by�o pobiera� op�aty za jej ogl�danie. Zdawa� sobie spraw�, �e je�li Mistrz DeLacy w jaki� spos�b dowie si�, �e Jimmy ju� obstawi� wynik meczu, trzeba b�dzie zap�aci� wysok� cen�. Uwa�a� jednak, �e wymogi kodeksu honorowego zosta�y spe�nione - przecie� DeLacy nie wspomnia� ani s�owem o zak�adach ju� obstawionych.
DeLacy szybko przejrza� list� przygotowan� przez Jimmy' ego poprzedniego wieczoru. Bez wzgl�du na to, jak wiele mia� zastrze�e� w stosunku do swego starszego szlachcica, nie m�g� mie� absolutnie �adnych w stosunku do wykonanej przez niego pracy. Je�li Jimmy do czego� si� zobowi�za�, wykonywa� to bez zarzutu. Natomiast problemem by�o sk�onienie go, by si� podj�� jakiej� pracy. Rozdzielono poranne obowi�zki.
- Na pi�tna�cie minut przed drug� po po�udniu macie si� zgromadzi� na stopniach pa�acowych. W dwie godziny od po�udnia ksi��� Arutha i jego dw�r przyb�d� na ceremoni� Prezentacji. Po zako�czeniu uroczysto�ci jeste�cie zwolnieni z obowi�zk�w do ko�ca dnia, wi�c ci z was, kt�rzy maj� tu rodziny, mog� si� z nimi spotka�. Obawiam si� jednak, �e dw�ch z was b�dzie musia�o by� w pogotowiu i pod r�k�, by w razie potrzeby us�u�y� rodzinie ksi���cej i jej go�ciom. Do wype�nienia tego obowi�zku wybra�em panicz�w Lockleara i Jamesa. Macie stawi� si� natychmiast w biurze ksi�cia Volneya do jego dyspozycji. To wszystko.
W Jimmym wszystko zamar�o. D�ugo sta� w ciszy jak pora�ony piorunem. DeLacy opu�ci� sal� i r�wne szeregi m�odzie�c�w posz�y w rozsypk�. Locklear zbli�y� si� powolutku i stan�� przed przyjacielem. Wzruszy� od niechcenia ramionami.
- No i co, czy� nie mamy szcz�cia? Wszyscy inni rozbiegli si�, by je��, pi� i... - zerkn�� z ukosa na Jimmiego i dorzuci� z szelmowskim u�miechem - ca�owa� si� z dziewczynami. A my b�dziemy mieli zaszczyt pozostawa� w towarzystwie Ich Wysoko�ci.
- Zat�uk� go na �mier� - wysycza� Jimmy, daj�c upust swej w�ciek�o�ci.
Locklear pokr�ci� g�ow�.
- Jerome'a?
- A kogo innego? - Jimmy skin�� na przyjaciela i razem opu�cili sal�. - Doni�s� deLacy'emu o zak�adach. Zem�ci� si� za podbite oko z wczorajszego dnia.
- Teraz - Locklear westchn�� z rezygnacj� - gdy �adnego z nas nie b�dzie w dru�ynie, nie mamy najmniejszej szansy, aby pobi� czeladnik�w. - Locklear i Jimmy byli w dru�ynie m�odych szlachcic�w najlepszymi sportowcami. Locklear niemal r�wnie szybki i zwinny jak Jimmy, tylko jemu ust�powa� w szermierce. Razem stanowili w pa�acu najlepsz� par� graczy w pi�k�, z kt�r� nikt nie m�g� si� r�wna�. Brak ich w dzisiejszym meczu oznacza� prawie pewne zwyci�stwo dru�yny przeciwnej.
- Jak wysoko obstawi�e�?
- Wszystko.
Locklear skrzywi� si� bole�nie i a� sykn�� przez z�by. Dru�yna szlachecka w oczekiwaniu na ten mecz od miesi�cy gromadzi�a wszystkie swoje zasoby w srebrze i z�ocie.
- Cholera, sk�d mog�em widzie�, �e DeLacy wyskoczy z tym pomys�em? A poza tym, dzi�ki naszym pora�kom w ostatnich czasach uda�o mi si� wyci�gn�� pi�� do dw�ch na korzy�� czeladnik�w. - Szykuj�c si� do tego ostatniego, wielkiego zak�adu, Jimmy od �adnych paru miesi�cy pracowa� wytrwale nad wytworzeniem obrazu przegrywaj�cej dru�yny szlacheckiej. Zacz�� si� zastanawia�.
- Mo�e jeszcze nie wszystko stracone... co� wymy�l�.
- Dzisiaj zd��y�e� dos�ownie w ostatnim u�amku sekundy. Co ci� zatrzyma�o tym razem? - Locklear zmieni� temat.
Jimmy wyszczerzy� z�by w szerokim u�miechu. Natychmiast poprawi� mu si� humor.
- Rozmawia�em z Mariann�. - Na twarzy pojawi� si� znowu z�y grymas. - Mia�a si� ze mn� spotka� zaraz po meczu... a my b�dziemy w��czyli si� za Ksi�ciem i Ksi�n�. - Od zesz�ego lata gwa�townemu wzrostowi towarzyszy�a jeszcze jedna zmiana: Jimmy odkry� istnienie dziewcz�t. Nagle ich towarzystwo i ich dobra o nim opinia sta�y si� niemal spraw� �ycia i �mierci. Ze wzgl�du na swoje pochodzenie, wychowanie i wiedz� o �yciu Jimmy w por�wnaniu z pozosta�ymi m�odzie�cami by� prawdziwym �wiatowcem, bi� ich do�wiadczeniem na g�ow�. Od kilku miesi�cy by�y z�odziejaszek da� si� pozna� m�odszym dziewcz�tom s�u��cym w pa�acu. Marianna by�a ostatni�, kt�ra wpad�a mu w oko. Momentalnie zadurzy�a si� po uszy w przystojnym, bystrym i dowcipnym m�odzie�cu. Jego kr�cone kasztanowe w�osy, czaruj�cy u�miech i b�yszcz�ce czarne oczy sta�y si� �r�d�em powa�nych niepokoj�w rodzic�w niejednej z dziewcz�t spo�r�d pa�acowej s�u�by.
Locklear stara� si� sprawi� wra�enie, �e temat jest mu oboj�tny. Poza ta jednak szybko topnia�a, gdy� i on stawa� si� coraz cz�ciej obiektem zainteresowania dziewcz�t dworskich. Z tygodnia na tydzie� r�s� jak na dro�d�ach. Wzrostem dor�wnywa� ju� prawie Jimmy'emu. Uk�adaj�ce si� mi�kko br�zowe, przetykane ja�niejszymi pasmami w�osy, chabrowob��kitne oczy w oprawie d�ugich, nieledwie kobiecych rz�s, otwarty, jasny u�miech i przyjazne nastawienie do ca�ego �wiata, uczyni�y go bardzo popularnym po�r�d m�odszych przedstawicielek p�ci pi�knej. Wychowany w maj�tku ojca wy��cznie w otoczeniu braci nie czu� si� jeszcze pewnie w towarzystwie dziewczyn. Przebywanie z Jimmym przekona�o go, �e mog� by� o wiele bardziej interesuj�ce, ni� mu si� wydawa�o w Ko�cu Ziemi.
- Hm, zastan�wmy si�... - zacz��, wpadaj�c w rytm krok�w Jimmiego -je�li nawet DeLacy nie znajdzie powodu, by ci� definitywnie wykopa� ze s�u�by, albo Jerome nie wynajmie zbir�w z miasta, aby ci� sprali, to i tak jaki� zazdrosny kuchcik albo rozw�cieczony ojciec zrobi ci przedzia�ek tasakiem... Tak czy inaczej �aden z nich nie odm�wi nad nami nawet kr�tkiej modlitwy, je�li sp�nimy si� do Volneya, bo ka�e zatkn�� nasze g�owy na piki. Le�my!
Locklear parskn�� �miechem, r�bn�� �okciem w �ebra Jimmiego i ruszy� p�dem d�ugim korytarzem. Jimmy wystartowa� tu� za nim. Stary s�uga odkurzaj�cy meble podni�s� wzrok na przebiegaj�cych ch�opc�w i zamy�li� si� nad nieuchwytn� magi� m�odo�ci. Po d�u�szej chwili pokiwa� powolutku g�ow� i pogodzony ze skutkami mijaj�cego nieuchronnie czasu powr�ci� do swojej pracy.
W g��wnym wej�ciu pojawili si� heroldowie. Schodzili powoli z frontowych schod�w. T�um zacz�� wiwatowa�. Ludzie cieszyli si�, poniewa� mia� do nich przem�wi� sam ksi���. Pomimo �e trzyma� lud na dystans, darzony by� jednak szacunkiem i wydawa� sprawiedliwe wyroki w przedstawionych pod jego os�d sprawach. Radowali si� tak�e z tego, �e za moment mieli ujrze� ksi�n� Anit�, kt�ra by�a dla nich �ywym symbolem ci�g�o�ci starej rodowej linii, ogniwem ��cz�cym przesz�o�� z przysz�o�ci�. Najbardziej cieszy�o ich jednak to, �e zostali zaliczeni do grona tych szcz�liwc�w spoza kr�g�w szlachetnie urodzonych, kt�rym dane b�dzie posila� si� ze spi�ami ksi���cej i pi� wina z jego piwnicy.
�wi�to Prezentacji obchodzono w trzydzie�ci dni po narodzeniu nowego cz�onka rodziny kr�lewskiej. Pocz�tki tego zwyczaju skrywa� mrok dziej�w. Przyj�o si� uwa�a�, i� staro�ytni w�adcy miasta - pa�stwa Rillanon byli zobowi�zani pokaza� wszystkim mieszka�com, bez wzgl�du na ich pochodzenie i pozycj� spo�eczn�, �e nowo narodzeni nast�pcy tronu przyszli na �wiat bez skazy czy u�omno�ci. W obecnych czasach tradycja przerodzi�a si� w witane rado�nie przez lud �wi�to, gdy� by�y to jakby dodatkowe uroczysto�ci Przesilenia Letniego.
W dniu tym og�aszano amnesti�; sprawy honorowe uwa�ano za automatycznie rozwi�zane. Przez tydzie� i jeden dzie� po Prezentacji obowi�zywa� zakaz pojedynkowania si�; darowywano d�ugi nie zap�acone od dnia poprzedniej Prezentacji, czyli od dziewi�tnastu lat, gdy przedstawiano miastu ksi�niczk� Anit�. Ponadto na ca�e popo�udnie i wiecz�r zapominano o tytu�ach i urz�dach, a posp�lstwo posila�o si� wraz z wielkimi tego �wiata przy tym samym stole.
Jimmy, zajmuj�c miejsce za plecami herold�w, zda� sobie nagle spraw�, �e kto� zawsze musi pracowa�. Kto� przecie� musia� przygotowa� jedzenie, kt�re wieczorem pojawi si� na sto�ach, i kto� b�dzie musia� posprz�ta� po biesiadzie. A i on sam musi by� w pogotowiu, by us�u�y� Arucie czy An