4075
Szczegóły |
Tytuł |
4075 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4075 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4075 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4075 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
W�adys�aw �ozi�ski
OKO PROROKA
CZYLI
HANUSZ BYSTRY I JEGO
PRZYGODY
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
I
M�J OJCIEC WYJE�D�A DO TUREK
By�o �wi�to Trzech Kr�l�w. Ojciec m�j ubra� si� od �wi�ta, przywdzia� kopieniak podbity
lisami, bo mr�z by� mocny, a nim si� jeszcze matka zebra�a, aby z nim p�j�� do ko�cio�a,
wzi�� z p�ki kred� �wi�con�, wyszed� z izby na dw�r i nad drzwiami kowanymi, na ocapie,
wypisa� ci�k� r�k�, bardzo du�ymi a nie bardzo foremnymi litery:
K+M+H
1614
Owo� ten tu wypisany rok Zbawienia Pa�skiego 1614 to jest najdawniejszy czas �ywota
mego, jaki zapami�tam. A mia�em tego czasu rok sz�sty. Jako za� potem si� dzia�o i co ze
mn� by�o i z rodzicami, i co B�g dawa� z�ego i dobrego, to mi to ju� tak w pami�ci si� chowa,
jakoby w zamczystej skrzyni, gdzie wszystko bezpiecznie le�y, �e kiedy i po mnogich
leciech odewrzesz, wszystko znajdziesz, jako by�o. Jeno �e to wszystko by�o jeszcze jakoby
w samym oku, a nie w rozumie; a� dopiero, kiedy rozum z laty przyszed�, to zacz�� czyta� w
pami�ci jak w ksi�dze, co ju� dawno drukowana by�a, nime� ty czyta� si� nauczy�.
Ta wie�, gdzie moi rodzice �yli i gdziem ja si� rodzi�, nazywa si� Podborze, a le�y przy
samym trakcie g��wnym, kt�ry wiedzie w rozmaite dalekie strony i kraje Bo�ego �wiata, bo�
nim jecha� i do W�gier na Sambor, i do Wo�oszy na Stryj, i do Krakowa na Felsztyn i Przemy�l,
a tak�e do Lwowa i dalej, na Ukrain� albo do Turek nawet. Pisze si� ta wie� na Ziemi�
Przemysk�, a na ekonomi� samborsk�; nale�y do kr�lewszczyzny i nie ma dziedzica, a siedzia�
w niej za moich najm�odszych lat podstaro�ci a raczej wiernik tylko pana wojewody
Jerzego Mniszcha, a podstaro�cim, to go tylko zwano, bo tak chcia� i kaza�, wydaj�c si� z
pychy za zacniejsz� osob�, ni�eli by� po prawdzie.
Ojciec m�j nie by� poddanym ch�opem, bo siedzia� na so�tystwie. Ale i so�tysem te� nie
by� takim, jako bywaj� inni, bo ani ludzi nie s�dzi�, ani czynsz�w i danin kr�lewskich nie
wybiera�, ani na wojn� nie chadza� i pacho�ka w pole nie stawia�. Ale grunt ojca mojego,
p�tora �ana niespe�na, to by�o kiedy� so�tystwo dawniejszymi czasy, a teraz ju� tylko wolnictwo,
a ojciec wzi�� te grunta w macierzystym spadku i mia� wolno�� na nich, tak jakby by�
szlachcicem, tylko do ekonomii samborskiej p�aci� czynszu i �yrowszczyzny 20 z�otych, a to
na �w. Marcin i na �w. Wojciech po r�wnej po�owie. Gdyby bezpieczno siedzia� na tym wolnictwie,
by�oby mu dobrze, bo chleba ono da� mog�o dostatek � ale c�, kiedy mu przeczono
prawa posesji i ruszy� go z niego chciano koniecznie, jako si� o tym po�niej powie.
Gospodarstwem na roli to si� m�j ojciec nie bardzo para�, jeno matka, jako �e go ma�o
by�o w domu, bo by� dostatkowym furmanem i kupieckim rozwo�nikiem, i co roku przez
kilka miesi�cy by� w drodze. Wyuczy� si� wprawdzie m�j ojciec ciesielskiego rzemios�a, ale
�e ciesielka nie dawa�a mu dosy� zarobku, a do furma�stwa go bardzo ci�gn�o, tedy ciesielk�
cale by� zarzuci�. Ju� dziad m�j by� furmanem solnym, jako to zowi� u nas praso�em; bo tu
wsz�dy oko�o w samborskiej i drohobyckej krainie �upa na �upie: i w Starej Soli, i w Lacku,
i w Drohobyczu, i w Truskawcu, Modryczu, Stebniku i w Kotowie, a zewsz�d kwotnicy wy-
5
sy�aj� beczkami s�l na ko�ce �wiata, a� do Kijowa, na dalek� Ukrain�, hen a� po Dzikie Pola,
bo chleba zbytek, ale soli nic, cho�by na zapr�szenie oka.
Furma�skie rzemios�o przesz�o tak z dziadka na mego ojca, tylko �e ojciec nie wozi� ju�
soli, ale wzi�wszy nieco grosza po dziadku, zabra� si� do furmanki kupieckiej. To by� sowity
zarobek, ale ci�ki; rzemios�o zyskowne, ale niebezpieczne, a czasem i bardzo stratne, je�li
tego nieszcz�cie chcia�o. Bo� jecha� jak na wojn� i chyba to B�g mi�osierny wiedzia�, kiedy
wr�cisz i czy �yw i ca�y wr�cisz, i w jakiej fortunie na swoim domowym progu staniesz.
Wyjecha� mo�esz pi�knym kowanym wozem w cztery konie, opasany pe�nym trzosem, a
powr�ci� pieszo i boso, o proszonym chlebie, z go�ym jeno biczyskiem w r�ku za ca�y dorobek
i rad tylko, �e� g�ow� przyni�s�. Wsz�dy drogi niebezpieczne, wsz�dy si�a opryszk�w i
hultaj�w, �akomych na grosz kupiecki i bogaty towar; ju� jak do Wo�oszy czy do W�gier z
towarem jedziesz lub stamt�d wracasz, strachu i biedy najesz si� cz�sto do syta, a c� rzec
wtedy, kiedy droga wiedzie a� do Turek, w poga�skie strony, szlakiem tatarskim?
Owo� wiedzie� macie, �e ojciec m�j w�a�nie a� do Turek furmani�, a tak tedy w sam�
paszcz� zb�jeck�. Mia� ojciec m�j u Ormian lwowskich wielk� �ask� i zachowanie, bo by�
wierny, trze�wy i �mia�ego serca, a Ormianie wielkie handle prowadz� z tureckimi krajami,
wywo�� tam moc z�ota i kosztownego towaru, a stamt�d do Polski wracaj� z jeszcze wi�kszymi
skarbami w b�awatach, z�otog�owiach, korzeniach zamorskich, a nierzadko i w per�ach,
koralach i kamieniach takich drogich, �e i korona kr�lewska by si� .ich nie powstydzi�a, a za
jeden taki kamyk i pa�skie dziedzictwo kupi� mo�na. Dwa razy m�j ojciec by� a� w Stambule
samym, stolicy Turk�w, gdzie sam ich cesarz czyli su�tan siedzi, oba razy szcz�liwie i z
du�ym zarobkiem wr�ci�, ale zarzeka� si�, �e ju� trzeci raz nie pojedzie. Tymczasem pojecha�,
bo musia�, a to przez to w�a�nie so�tystwo, z kt�rego niecnotliwi ludzie wy�ciga� go
chcieli.
Ojciec by� prawowitym posesorem tego wolnictwa, bo by�o dziedziczne, ale �e nie po m�skiej
g�owie posz�o na ojca, jeno po bia�og�owskiej, wi�c �w nasz podstaro�ci podborecki, o
kt�rym ju� wspomnia�em, p. Ba�czy�ski, koniecznie je chcia� ojcu wydrze�, je�li si� nie okupi.
Na zamku ojca nigdy o to nie turbowano, byle czynsz w ekonomii samborskiej zap�aci�, a
sam pan wojewoda Mniszech jeszcze nieboszczykowi dziadkowi mawia�, jako mo�e by� cale
bezpieczny o swoje posiadanie. Ale od czasu, kiedy pan wojewoda wyda� c�rk� swoj� za
owego cara moskiewskiego Dymitra, co z pa�stw swoich go�e �ycie unosz�c o Sambor si�
by� opar�, i wraz z .nim do Moskwy z wojskami si� wyprawi�, aby go na carskim tronie osadzi�,
ju� na zamku inne rz�dy nasta�y. Po roku 1611 nasta� p. starosta Dani��owicz, a jako� w
cztery lata znowu p. Samuel Koniecpolski � i od tego czasu p. Ba�czy�ski coraz to ostrzej
na�ciga�, ojca mojego n�ka�; rumacj� grozi�, tak �e ojciec i prosi� si� i op�aca� musia�, a tylko
pomocy Bo�ej i ludzkiej czeka�.
Zda�o si� te�, �e mu ta pomoc przysz�a, i to pot�na, bo owo kiedy Kr�l Jegomo��, panuj�cy
wtedy szcz�liwie w Polsce Zygmunt, w roku 1621 do Lwowa za wojskiem jecha�, ojcu
memu, �e mia� w�z du�y dostatkowy i cztery konie ros�e i mocne, kazano z zamku stawi� si�
w Gr�dku do podw�d kr�lewskich za opuszczeniem czynszu. Z niema�ym strachem ojciec
jecha�, bo to by� czas wielkiego ci�gnienia na wojn� tureck�, ba� si� tedy bardzo, aby go z
chudob� gdzie� a� do obozu nie wleczono albo do wiezienia armat ze Lwowa nie wzi�to. Ale
kiedy musia�, tedy acz z p�aczem pojecha�. Tak si� zdarzy�o, �e na bardzo z�ej drodze po
wielkich d�d�ach jesiennych, bo to by�o jako� pod dobr� jesie�, kolasa kr�lewska za wsi�
Zalesie, niedaleko Janowa, ugrz�z�a w trz�sawisku. Wo�nica kr�lewski si�� moc� chcia� si�
wydoby�, �mign�� batem zanadto; konne ogniste jako lwy, a by�o ich sze�� w zaprz�gu, kiedy
si� nie zepn� i nie wyskocz� jak szalone, tak owo jednej chwili zrobi� si� z tego wszystkiego
jakoby tylko jeden k��b popl�tany i okrutna trzaskaj�ca wierzganina, �e a� woda z trz�sawiska
bryzn�a do g�ry jakby z sikawek; forysi pospadali z siode�, lejce si� porwa�y, orczyki
potrzaska�y, rzemienie popl�ta�y, �e ani we�, ani przyst�p. Kolasa kr�lewska bardzo si� prze-
6
chyli�a; tylko patrze�, kiedy si� cale wywr�ci; sam Kr�l Jegomo�� na szwankowanie zdrowia
nara�on.
By�o przy kr�lu du�o ludzi. dworzan, dragonii, szlachty, a wszystko to konno jecha�o; jak
si� tedy zwali g�st� kup� na ratunek, to jeszcze gorzej, bo ten chwyta za to, ten za owo, ten
szarpie t�dy, ten ow�dy, ten sobie krzyczy, a ten sobie � owo ha�as, trzask, zamieszanie, �e
chyba siekier� si� przer�biesz do kolasy. Tak si� zdarzy�o, �e wozy dworskie, co sz�y przed
kr�lem, odsadzi�y si� by�y daleko naprz�d, a z woz�w skarbnych, co jecha�y z ty�u, ojcowski
by� najbli�szy. Przybie�a� tedy ojciec m�j ju� z samej ciekawo�ci; widzi, jako jeden z dragon�w,
co pozsiadali z koni, aby zaprz�g znowu przywr�ci� do �adu, pad� jak nie�ywy od kopyta,
a drugi nieboraczek pod ko�ami jeno dysze; nie namy�laj�c si� zatem d�ugo, zuchwa�ym
sercem skacze ojciec mi�dzy konie, podsadza si� pod cug dyszlowy i no�em wielkim krakowskim,
co go tak�e tulichem zowi�, rzeze postronki i rzemienie. Ledwo si� z �yciem wybiega�
i bez szwanku ojciec m�j z tej niebezpiecznej roboty � ale teraz to ju� z �atwo�ci� rozpl�tano
konie. Kolasa zosta�a w miejscu, a konie, zhukane i znarowione, a kt�ry i skaleczony,
rzuci�y si� strza�� w pole. Wysadzi� si� naprz�d ku wozom skarbnym jeden starszy dworzanin
i wo�a:
� Masz tam kt�ry dobre konie?
Ojciec m�j podbieg� do swojego woza i m�wi:
� Mam, panie.
� Dawaj sam, a duchem!
Ojciec w mig wyprz�g� swoje konie i kazano mu je za�o�y� do kolasy kr�lewskiej. M�wi�
potem ojciec matce, jako go strach wielki ogarn��, kiedy pomy�la�, �e a nu� nie wywlecze
kolasy kr�lewskiej z trz�sawiska, a tak i wstyd, a mo�e i co gorszego go spotka. Poleci� si�
tylko Naj�w. Pannie i �w. Jerzemu, co jest niebieskim patronem furman�w, popatrzy� tak
mi�osiernie na swoje szkapy, jak�eby je prosi�, aby go w tym ci�kim terminie nie opuszcza�y,
a potem bior�c si� ca�y jakby w kup�, nie bacz�c ju� na nic, ani nawet na majestat kr�lewski,
jak nie trza�nie z bicza, jak nie huknie z ca�ej mocy: �Au! Aju! Aju! Hyj!!!�, a konie,
jak�eby zrozumia�y, �e tu idzie o dobrego pana i o w�asny ich honor, jak si� nie wypn� gdyby
pa��ki, jak si� nie wysadz� ca�e garbate, jak nie szarpn� z miejsca � i oto kolasa kr�lewska
ju� na twardej drodze i jeno wio! dalej!
Tak podwi�z� ojciec kr�la do Janowa,. a niedaleko ju� by�o do tej stacji, i tu dw�r ca�y zatrzyma�
si�. Kiedy ojciec koniska udr�czone wyprz�g�, aby wraca� po sw�j w�z, co zosta� w
tyle na drodze, ka�� mu do kr�la. Stan�� ojciec truchlej�cy przed majestatem pa�skim po raz
pierwszy w �yciu, a i po raz ostatni, a oczu nawet podnie�� si� nie wa�y� na oblicze kr�lewskie.
M�wi kr�l Zygmunt:
� A jako si� zowiesz?
� Marek Bystry, Mi�o�ciwy Kr�lu!
� Wier�, Bystry � kr�l na to � bo� te� i ch�op bystry, A sk�d ty?
� Z Podborza, z ekonomii samborskiej, Mi�o�ciwy Panie.
� Tedy z Rusi, a m�wisz dobrze po polsku.
� Bom ja jest Polak i �aci�ski.
A trzeba wam wiedzie�, �e w�r�d Rusi samborskiej jest du�o osad jakoby mazurskich, to
w ca�ych osobnych gromadach, to z Rusi� pomieszanych: Powt�rnia, Powodowa, Strza�kowice,
Biskowice, Rad�owice i tak dalej, kt�re to osady, jako ludzie opowiadaj�, jeszcze ongi
dawnymi laty stara kr�lowa, co si� Bona zwa�a, pono znad Wis�y tu na Ru� sprowadzi�a po
wielkim powietrzu, kiedy Ru� miejscami ca�kiem wymar�a; to i ojciec m�j z takiej osady
pochodzi�.
� Masz tobie, Bystry; jed��e z Bogiem � rzecze dalej kr�l i rzuca ojcu do czapki czerwony
z�oty z swoim wizerunkiem.
7
�askawo�� Kr�la Jegomo�ci doda�a ojcu serca; powiada� potem, �e mu si� tej chwili przypomnia�o
owo m�dre przys�owie: �Chwytaj okazj� z przodu, bo z ty�u �ysa�. Jak tedy sta�,
tak pada plackiem pod stopy kr�la, wo�aj�c:
� Najmi�o�ciwszy Kr�lu! B�agam ja pokornie mi�osierdzia Waszego, biedny pacho�ek!
Kr�l wsta� mu kaza� i pyta�, czego by chcia�? Ojciec jednakowo� nie wsta�; tylko w kl�czki
si� podni�s� i tak kl�cz�cy suplikowa� zacz�� o konfirmacj� na so�tystwo, kt�rego mu �li
ludzie przecz�, a w �ebraka obr�ci� by go radzi.
Kr�l s�ucha� chwil� cierpliwie, a potem, wskazuj�c na jednego z dworzan swoich, rzek�:
� Opowiedz to temu. � I u�miechaj�c si� doda�: � S�yszcie, Solski! Miejcie tam na baczeniu,
co za spraw� ma ten cz�owiek, bo to przecie� jest nasz furman kr�lewski, auriga regius.
Stan�wszy we Lwowie, ojciec m�j przypomnia� si� pokornie p. Solskiemu, kt�remu kr�l
pro�b� jego poruczy�, a ten go znowu odes�a� do innego, a ten inny do drugiego, a ten drugi
do trzeciego, i tak go posy�ali od Annasza do Kaifasza, a� nare�cie podpisek kanclerski zapisa�
sobie, o co rzecz chodzi, i rzek� ojcu:
� Jed� ty, cz�eku poczciwy, do domu; przyjdzie tobie dekret kr�lewski na grunt; wyprawi
si� pisanie do zamku w Samborze.
Rad nierad, ojciec na tej obietnicy poprzesta� musia�, bo gdzie� to ubogiemu ch�opu niebodze
napycha� si� takim panom, przez drabanty, pokojowce, pajuki, �okciami si� przeszturchiwa�,
a to jeszcze i w bardzo niesposobnym czasie, kiedy wszyscy mieli nabite g�owy wojennymi
sprawami, bo w�a�nie kr�lewicz naonczas, W�adys�aw, a dzi� mi�o�ciwy nasz monarcha,
wojowa� Turk�w, i kto �yw by� we Lwowie, tylko o tej wojnie m�wi� i o ni� si� frasowa�.
A te� i niebezpieczno bawi� si� by�o we Lwowie � raczej uciekaj, cz�ecze, bo ci do
Chocimia z armaty ka��. Ale przecie ojciec m�j wr�ci� wes� i dobrej my�li do domu, moc
ciekawo�ci matce i mnie opowiada� o kr�lu, chwali� si� przed s�siady i przed podstaro�cim, i
przed wujem kantorem, �e go Kr�l Jegomo�� jakoby furmanem swoim mianowa�, a nawet
sobie spami�ta� s�owa �aci�skie auriga regius, co w�a�nie tyle znaczy po polsku, co �wo�nica
kr�lewski�. Jam wtedy mia� lat 13, a brat matki mojej, s�uga ko�cielny albo jak go zwano
kantor, wuj Walenty, nauczy� mnie po trosze czyta� i pisa�. Tedy ja, k�dy trzeba� i nie trzeba,
na drzwiach, na skrzyniach, na stole, wypisywa�em to kred�, to w�glem grube i krzywe
litery, uk�adaj�c owe �aci�skie s�owa: AURIGA REGIUS � a tak mi si� zda�o, jakoby to tyle
znaczy�o, co hetman nad furmany.
Ale tym dobrym my�lom wrychle mia� by� koniec markotny, bo miesi�c mija� za miesi�cem,
a ona konfirmacja kr�lewska na ojcowskie wolnictwo, co mia�a przyj�� na zamek, jak
nie nadchodzi�a, tak nie nadchodzi�a. Podstaro�ci, kiedy ojciec wr�ci� taki bezpieczny obiecaniem
kr�lewskim, schowa� by� troch� rogi, ale teraz nast�powa� zacz�� na ojca coraz to
cia�niej, a mia� za wsp�lnika W�grzyna pewnego, hajduka i wielkiego niegdy ulubie�ca pana
wojewody Mniszcha. Ten W�grzyn, Kajdasz nazwiskiem, jeszcze pachol�ciem wzi�ty by� na
dw�r pa�ski, a teraz w Podborzu przy podstaro�cim jakoby na �askawym chlebie siedzia� i on
to niby mia� dane sobie od starego pana so�tystwo nasze. Tedy obaj przypiekali ojcu. turbuj�c
go gro�bami: �albo si� po dobremu wyno�, albo ci� wytrz�siemy z tego wolnictwa, bo my
ju� wygrali spraw� na zamku�; a by�o to k�amstwo niecnotliwe, bo dekretu nie mieli, a nawet
sami w sobie nie bardzo byli bezpieczni, czy w�dy naprawd� owa kr�lewska konfirmacja nie
przyjdzie. Owo� tak sta�y rzeczy, �e obie strony si� ba�y � ojciec: nu� go skrzywdz�? � podstaro�ci
i Kajdasz: nu� konfirmacja b�dzie? Kiedy si� jeden i drugi boi, �acno si� godzi�.
� Zap�acisz ty nam 200 z�otych, a ju� ci� zaniecha� obiecujemy dla mi�o�ci ludzkiej �
m�wi� Ba�czy�ski.
� Nie macie wy mi�o�ci ludzkiej ani boskiej � m�wi� ojciec � �e�cie si� tak sromotnie na
zniszczenie moje nasadzili. Za grzechy moje dam 100 z�otych, ale ju� mnie raz zaniechajcie i
na wieczno�� kwitujcie, i niech was B�g s�dzi za mnie biednego pacho�ka!
� Dawaj�e zaraz, cho�by i sto; z mi�osierdzia tylko czynimy.
8
Ojciec grosza tyle nie mia�, tedy po d�ugich namowach tak stan�o, �e ojciec si� na tych
sto z�otych do przysz�ego �w. Micha�a zapisa�, a za poczekanie da� musia� lichwy tego dukata,
kt�ry od Kr�la Jegomo�ci w Janowie dosta�. Kiedym ja, ma�e ch�opi�, patrzy� na to, jako
w oczach p�acz�cej matki �w dukat kr�lewski zapad� jakoby w g��bok� studni� w sk�rzany
mieszek Ba�czy�skiego, tak mi si� serce skraja�o i tak krzywda ona mojego ojca pad�a mi
ca�a ci�ka i pal�ca na dusz�, jako kiedybym w piersiach mia� �ywy ogie�, �e dnia tego i godziny
ca�ego �ywota mego nie zapomn�, i cho� potem jeszcze okrutniejsze dopuszczenia Bo�e
spad�y na nasz� chat� i na nasze g�owy, tej najpierwszej �a�o�ci mojej nie przyt�umi�y, tak
jako dzwon, kiedy raz p�knie, ju� nie j�czy, cho� we� jeszcze z wi�ksz� moc� uderzysz, ani�eli
wtedy, kiedy si� spada�.
Mia� ojciec m�j tej zimy s�abo zarobku, a jako� blisko wiosny roku Pa�skiego 1622 wyjecha�
do Lwowa z sol�, cho� ju� nierad s�l wozi�, owszem ca�e ju� by� prasolstwo zarzuci�,
jako si� to rzek�o, ale musia� jecha� raz dla zarobku, wzi�wszy sobie na g�ow� taki d�ug ci�ki
do �w. Micha�a, a tak�e i dla widzenia si� z kupcy ormia�skimi, czy go gdzie z towarem w
zyskowniejsz� jak� drog� nie poszl�. Wr�ciwszy, m�wi do matki jako� nie�mia�o, jakby ba�
si� j� utrapi�:
� Nie b�dzie tego roku wielkich fracht�w ani do Krakowa, ani do W�gier, ani do Wo�oszy,
a co w t� stron� i�� ma, na to si� ju� inni furmani ujednali. Dla mnie to nic z tego nie zosta�o i
musia�bym chyba wozi� �ydom samborskim wosk i sk�r� a sp�aw do Sanu. Ale pan Krzysztof
Serebkowicz wyprawia za pi�� niedziel ze Lwowa karawan�...
� Do Turek? O ja nieszcz�liwa? � zawo�a�a moja matka, nie daj�c ojcu doko�czy�.
� A ju�ci� �e do Turek � rzecze ojciec � bo p. Krzysztof tylko z tureckimi kupcy ma swoje
handle. Ale nie tak g��boko do samych Turek, bo nie a� na sam Konstantynopol, jeno do
J�drna i Warny, nad morze, bo tam okr�ty z towarem p. Krzysztofa przybi� maj�. Ujedna�em
si� tedy z p. Krzysztofem, a jak na m�j rachunek, to aby z pomoc� Bo��, tam i nazad po 100
talar�w zarobi�.
Du�o by�o p�aczu i lamentu w domu dla tej wyprawy ojcowskiej w dzikie i niebezpieczne
kraje, a� nad Czarne Morze, kt�re, jako mi si� naonczas w g�owie mojej zda�o, musia�o by�
takie czarne, jak sadza, a ca�e pe�ne straszliwych bestyj i smok�w, tako samo czarnych, jako i
one g��biny bezustannie nocuj�ce, w kt�rych ani Bo�e s�oneczko, ani ksi�yc, ani gwiazdy
przeziera� si� nie mog�y; nie tak, jak w naszym Dniestrze, na kt�rego dnie modre niebo si�
k�ad�o jakby w �wierciadle, a chmury p�yn�y pod wod� jak ryby. P�aka�a matka, �e ojciec si�
puszcza co wiedzie� na jakie przygody; p�aka� ja, ale nie za to, �e jedzie, jeno i� mnie z sob�
wzi�� nie chce, a tak w niema�ej �a�o�ci czas ubiega�. Tymczasem ojciec milcz�cy gotowa�
si� do jazdy, a ja, wtedy ju� otrok do�� ros�y, pomaga�em, jak umia�em.
Tedy zacz�li�my koniom dawa� owsa na dwie niedziele przed wyjazdem, bo dot�d sieczk�
tylko i siano gryz�y i bardzo by�y pos�ab�y i pochud�y � a by�o ich ju� tylko trzy, same bro�kowe,
du�e, jeden wrony, kt�rego ojciec zwa� D�umbas, bo go od handlarza Turka kupi�, a
takich handlarzy d�umbasami nazywaj�, drugi cisawy, K�u�, trzeci pod�ary, bo ani ca�ogniady,
ani ca�owrony, i ten by� najpi�kniejszy, a zwa� si� Sudany; pochodzi� z bardzo zacnej
stadniny pa�skiej, ale by� bardzo stary i na jedno oko �lepy. Potem zacz�� ojciec w�z opatrywa�
i oprawia�, wszystko z osobna i z wielkim baczeniem od najwi�kszej do najmniejszej
rzeczy, od k�, osi, obr�czy, do najmarniejszego gwo�dzia i �rubki, a by�a to pa�uba okrutnie
du�a, ca�a setnie kowana, z ogromnym koszem �ubianym i przykoszkami, z poklatem na obr�czach,
kt�ry wygl�da� jak du�a buda, �e w niej chyba i mieszka� by mo�na jakby w izbie, a
pokryty by� grubym a g�stym cwelichem wroc�awskim, �e i cz�ek i towar bezpieczny by� od
deszcz�w, jak pod dobrym dachem: A tyle by�o na tym wozie �elaza, tyle �a�cuch�w, �e,
bywa�o, jak po twardej drodze ojciec pu�ci konie rysi�, to taki brz�k, taki �oskot, taki t�tent i
dzwonienie, a przy tym tak huczy, jakoby w kot�y bito, co zawsze by�o z podziwieniem ludzi,
jako �e w tych stronach ruskich, a osobliwie pod g�rami, maj� ch�opy w�zki mizerne, �e w
9
nich i jednego �wieczka �elaznego nie masz na pokazanie, a wszystko to piszcze i skrzypie, i
trzeszczy, �e kiedy z g�r d�ugim �urawiem z klepkami ku sp�awom jad�, to na mil� s�yszysz
t� muzyk�.
Du�o by pisa�, jak opatrznie ojciec na t� dalek� drog� si� wybiera�, jak osobno z�adowa�
woreczek owsa �wi�conego w dzie� �w. Szczepana M�czennika, aby go po drodze do karmy
dosypywa� dla od�egnania z�ego od koni; jak dobiera� ziela na r�ne choroby ko�skie: lulk�,
lipk�, wil�yn�, kopytnik itd.; jak robi� zapas smarowid�a na rzemienie: z w�dki, sad�a i sadzy
gda�skiej; jak w osobny sk�rzany mieszek wk�ada� naczynie przygodnie: m�ot, obc�gi, d�uto,
szyd�a, kop� ca�� ufnali; jak czy�ci� top�r, samopa� i szerok� szabl� multank�, bo bez tego ani
ruszaj si� z domu, skoro ci� droga prowadzi w takie dalekie a dzikie krainy. Tymczasem
matka �adowa�a odzie� i bielizn�, a i o strawie na drog� pami�ta�a: chleba, jagie�, s�oniny,
gom�ek, cho�by tyle, aby nie od razu z gotowego grosza �y�, ale na swoim jaki tydzie� i
drugi poprzesta�. Da� ojciec na msz� ksi�dzu plebanowi, wys�uchali�my jej w wielkim nabo�e�stwie;
ojciec si� wyspowiada� i Przenaj�w. Sakrament przyj��, po�egna� si� z wujem kantorem
i znajomymi we wsi; w skruszeniu serca po Sakramencie nie zapomnia� nawet o podstaro�cim
i hajduku Kajdaszu, cho� za ich to spraw� musia� si� hazardowa� i tam jecha�,
gdzie si� ju� je�dzi� zarzeka�, bo si� tym poga�skim szlakiem cz�ek wyprawia jak na wojn�,
niepewny jutra i �ycia.
Nazajutrz rano jeszcze s�o�ca nie by�o na niebie, a ju� pa�uba zaprz�ona sta�a gotowa,
konie parska�y �wawo, jakby na dobr� wr�b�, i grzeba�y ziemi� kopytami, tak im przyby�o
ochoty i gor�ca po dwuniedzielnym obroku. Ojciec prze�egna� znakiem krzy�a �w. matk� i
mnie, a matka jego, ob�api� i uca�owa� nas oboje, zrobi� biczem znak krzy�a �wi�tego przed
ko�mi, siad� na kozio�, trzasn�� z bicza... �Aju! Hyj!� Zaturkota� w�z po suchej drodze, a
mnie i matce si� zda�o, �e te jego kowane ko�a po sercu nam przejecha�y.
10
II
KOZAK SEMEN
Wkr�tce po tym wyje�dzie mojego ojca sta�o si� u nas wielkie zamieszanie i jakoby trzask
okrutny, jeno �e bardzo nieweso�y. Wraca�y wojska z wojny tureckiej, a wraca�y biedne,
chude, odarte i g�odne, a w onej biedzie w�asnej niepami�tne biedy ludzkiej. Rozsypa� si�
�o�nierz szerok� sieci�; zawadzi� i o ekonomi� samborsk�, jako �e to by�a kr�lewszczyzna, a
tedy najbardziej na gospody �o�nierskie wystawiona. Napatrzy�em si� wonczas i buty, i n�dzy
wojackiej do syta. Najpierw zacz�a si� przewija� szlachta, wracaj�ca do dom z pospolitego
ruszenia, ale tej spieszno by�o do w�asnego komina, a podobno ma�o tam kt�ry z niej widzia�
�ywego Turka, bo si� to wszystko zaraz po chocimskiej potrzebie jeszcze spode Lwowa wr�ci�o,
nie za�ywszy obozu i nie pow�chawszy prochu. Ale za ni� posypa� si� dopiero prawdziwy
�o�nierz najrozmaitszej broni, jeszcze jakoby mokry od krwi poga�skiej, a i od swojej
w�asnej, kurzem bitwy okryty, czarny od wiatr�w i s�o�ca � cz�sto chory, cz�sto ranny i
okalecza�y, a zawsze g�odny, odarty i prawie �e dziki. Napatrzy�e� si� wtedy, bracie, co to
wojna umie!
Husaria, pancerni, dragonia, rajtaria, piechota �anowa, kozacy i B�g tam wie jaki jeszcze
lud zbrojny, bo byli mi�dzy nimi i Wo�osi, i W�grzyni, i Niemcy � wszystek ten �o�nierz to
mija�, to si� zatrzymywa�, a najcz�ciej tak bywa�o, �e ledwie jedni si� osadz�, a ju� drudzy
ich sp�dzaj� z gosp�d si�� moc�, tak �e bez trzasku szabel i bez strzelaniny cz�sto si� nie
oby�o. A wszystko z uciskiem i ze �zami ubogiego ludu, bo �o�nierz d�ugo by� niep�atny; tym
�y�, co mu dano, a raczej tym, co sam wzi��. By�y mi�dzy nimi szarpacze, �e ano nie wiesz,
czy to sw�j, czy nieprzyjaciel; z Tatarem stali za jedno. Gdzie by� jaki kogut, to go zjedli;
ciel�ta r�n�li, p��tno babom wydzierali, ziarnko �yta i �d�b�o s�omy nie zosta�o po nich w
stodole.
Tak i u nas w Podborzu dzia�o si� z wielkim strachem moim, a z niema�ym p�aczem mej
matki. A ta jedna tylko by�a pociecha dla mnie, �e zaraz pierwszego dnia �o�nierze okrutnie
zbili podstaro�ciego i hajduka Kajdasza za to, �e ich do dworu pu�ci� nie chciano, ka��c im
na nas ubogich ch�opkach poprzestawa�. Za zmi�owaniem Bo�ym poszli nare�cie, albo raczej
wy�cigano ich z ca�ej okolicy, za� na ich miejsce przysz�y roty husarskie, a mi�dzy nimi i
rota p. kasztelana Samuela Koniecpolskiego, kt�ry po panu Dani��owiczu trzyma� starostwo
samborskie. Podstaro�ci z hajdukiem Kajdaszem pisali dla nich gospody, a jako chata nasza
by�a najdostatniejsza we wsi i by�a przy niej du�a stajnia, to nas najpierwszych pisali. We
dworze, w kt�rym tylko podstaro�ci Ba�czy�ski siedzia�, stan�� sam pan chor��y husarski z
kilku towarzyszami, a na nasz� zagrod� przypad�y trzy konie z jednym czeladnikiem s�u�ebnym.
Pami�tam, by�o to ju� pod wiecz�r, a wrota naszego podw�rza by�y przywarte; kiedy siedz�c
w izbie, s�ysz� mocne wo�anie:
� Hej, ho! Hej, ho!
11
Wychodz� ja i spojrz�: przed wrotami stoj� trzy konie; dwa z nich wynios�e i szumne, ca�e
czerwonymi suknami nakryte, bardzo pa�skie i harde, �em takich pi�knych jeszcze nie widzia�,
za� trzeci o wiele mniejszy, chudy i bardzo na oko niepoczesny, a na nim siedzi m�ody
cz�ek, jakoby wyrostek dopiero, w kaftanie z ciel�cej sk�ry, na kt�rej sier�� by�a zostawiona,
w czapce baraniej wysokiej i spiczastej, przegi�tej na lewy bok, z d�ug� spis� i przy szabli, a
na plecach i przy boku wisz� mu trzy jakoby sakwy, jedna bardzo d�uga, druga kr�tsza, trzecia,
jakby okr�g�a, a wszystkie trzy mocno kud�ate, bo z koziego ko�ucha szyte.
� Hej, ho! Hej, ho! � wo�a na mnie patrz�cego � a odewrzesz ty wrota, kotiuho!
Id� otwiera�, a tymczasem wysz�a i matka, ju� z�a bardzo, ca�a czerwona i chmurna, z zaci�ni�tymi
od gniewu ustami, bo ju� jej by�y te gospody �o�nierskie doj�y do �ywego i tak
nas zniszczy�y, �e i chleba suchego w domu nieraz nie by�o, �e pami�tam, matka zwyk�a by�a
m�wi�: Przyszed� jeden, wzi�� sukman�; przyszed� drugi, wzi�� koszul�; przyjdzie trzeci, to
chyba sk�r� z cia�a zedrze.
Ale ten nowy go�� w ciel�cym kaftanie jako� tak nie wygl�da�, jakoby nas ze sk�ry mia�
�upi�. Cho� mnie przed chwil� nazwa� kotiuh�, teraz kiwn�� mi g�ow� i u�miechn�� si� weso�o,
zeskoczy� z konia, zdj�� czapk�, pok�oni� si� pi�knie matce, poca�owa� j� w r�k� i rzek�:
� S�awa Bohu! Daj Bo�e zdrowie, pani matko!
Kiedy zdj�� czapk� i grzecznie nas pozdrowi�, my oboje jeno g�by pootwierali od zdziwienia,
bo ano ten cz�owiek mia� ca�� g�ow� ogolon�, a na wierzchu jeno zosta� mu d�ugi
kosmyk w�os�w, jakoby warkocz zapleciony, a ten sobie zawin�� a� poza ucho. Pomiarkowa�
to ten cz�owiek, �e na niego jakby na dziw patrzymy i �miej�c si� rzecze:
� Ano, to wy, jako bacz�, �ywego Kozaka jeszcze nie widali?
Jam przecie� widywa� cz�sto kozak�w staro�ci�skich, bo z zamku samborskiego z listami
je�dzili, ale ci byli w barwie przystojnej i w�osy tak strzygli, jako my wszyscy, i nie wieszali
na siebie takich biesag kosmatych i spis takich d�ugich u nich nie widzia�em, jeno szable i
pletnie. Tak mu te� powiadam.
� Bo tamto to sobie czelad� s�u�ebna, staro�ci�ska � rzecze on na to � a ja mo�ojec rzetelny,
wolny, i z Kozak�w �niepos�usznych�, zaporoskich.
� A kiedy wy niepos�uszny i nies�u�ebny, to czemu s�u�ycie i s�uchacie? � m�wi matka.
� Bo teraz musz�, ale m�j ojciec nie musia� i ja prz�dy nie musia�, i niezad�ugo to znowu
nie b�d� musia�, jak B�g da... U nas tak powiadaj�: Terpy, Kozacze, budesz atamanom!
M�wi� po rusku lubo umia� tak�e po polsku, ale my i po rusku dobrze go rozumieli, jako
�e�my mi�dzy sam� Rusi� i porodzili si�, i wychowali.
� A ciebie jak wo�aj�? � pyta mnie ten Kozak. � Hanusz � odpowiadam, bo na imi� by�o
mi Jan, ale ojciec z miejska Hanusz mnie wo�a�, i pytam: � A was jak?
� Ja si� nazywam Semen Bedryszko, spod Czerkas, assawu��w syn.
Zawi�d� konie do stajni, a ju� mu by�o ze dworu obroki przystawiono, ustawi� w przeworynach,
uwi�za�, nasypa� je��, za�o�y� siano, a przed tym jeszcze d�ug� spis� i owe kosmate
biesagi w k�cie z�o�y�. Potem z jednej biesagi wydoby� �uk, z drugiej �ubie ze strza�ami, a z
trzeciej kobz� kozack� z dereniowego drzewa i wszystko to obok siod�a i dw�ch pistolet�w,
kt�re mia� w olstrach kulbaki, porz�dnie na ko�kach porozwiesza�.
Ja przez ca�y czas chodzi�em za nim oczami w ciekawo�ci wielkiej, a kiedy wyszed� ze
stajni, pobieg�em i ja, czekaj�c, rych�oli, tak jak inni �o�nierze, we�mie kl�� a na matk� wo�a�:
�Dawaj, babo, je��!� Matka by�a w�a�nie na podw�rzu z siekier� w r�ku i zabiera�a si�
do r�bania drwa, bo s�ugi ju� wtedy nie mieli�my, a tu Kozak skoczy do niej, odbierze jej
siekier� i powie:
� Zostawcie; ja to lepiej umiem!
Nar�ba� drew, zani�s� do izby, wzi�� dwie pr�ne konewki i nie pytaj�c nawet, gdzie we
wsi studnia, bo j� po drodze widzia�, nanosi� wody, a widz�c, �e matka nieci ogie� na kuchni,
podsun�� si� i sam go tak pr�dko roznieci�, �e ja z matk� z podziwieniem na to patrzyli�my.
12
Zobaczy� garnek czysty, kt�ry matka nagotowa�a by�a, nala� do� wody, przystawi� do ognia,
a zrobiwszy to wszystko, siad� na �awce i mrugaj�c do nas weso�o, m�wi:
� Ogie� jest, woda jest, ino waryty, koby bu�o szczo!
Tak si� ten Semen grzecznie przym�wi� do wieczerzy, a �e matka mu rada by�a za t� jego
poczciwo��, tedy mia� i kasz� jaglan� z mlekiem i troch� szperki do chleba si� znalaz�o � a
jad� jak wilk, taki by� g�odny.
Wzi�� nas od razu za serce ten Kozaczek i z ka�dym dniem milszy by� mojej matce; ja za�
tom go tak polubi�, jak gdyby to by� m�j rodzony. Nie by� nam ci�ki, owszem niepoma�u
pomocny; nie jada� nawet z nami, bo go jako czeladniczka p. kasztelana Koniecpolskiego
podstaro�ci we dworze �ywi� musia�, a matce, kiedy tylko m�g�, to pomaga�: drwa r�ba�,
wod� nosi�, izb� zamiata�, na pole chodzi�, sieczk� rzn��, na �arnach m�k� me��; co we�mie,
to mu si� pod r�k� pali, taki �wawy robotnik, a weso�y, a �piewaj�cy, a� w chacie mi�o.
Bywa�o we�mie wieczorem t� kobz� swoj� i zacznie �piewa�, a przerwami na strunach
przebiera�, �e ano i one �piewaj� jakoby �ywe, i zda ci si� raz; �e p�acz� �a�o�nie, tak �e i
tobie p�aka� si� chce; to znowu bij� jakby w dzwony rado�ne, albo jak weso�e skrzypki do
ta�ca wo�aj�, �e jeno poskocz z miejsca; to znowu szumi� cicho jak wiatr w burzanach i gin�
gdzie� daleko, daleko, jakby to a� za g�rami, za borami by�o, �e ju� nie do ucha gadaj�, ale
do samej duszy cz�owieczej, i tak ci si� robi, jak kiedyby co� bardzo dobrego i umi�owanego
od ciebie ucieka�o, ucieka�o, a nare�cie ca�kiem uciek�o i wr�ci� nie obieca�o... Matce mojej
zawsze si� wtedy na p�acz bra�o i zawsze jej stawa� na oczach ojciec, biedny, samotny, w�drowny,
w dalekich poga�skich krainach.
� Mi�y Bo�e � rzecze tak raz matka � co tam teraz m�j porabia!
� Wasz? � pyta Semen i m�wi dalej: � Ot, ja g�upi, to ja my�la�, �e wy wdowa, a gdzie�
wasz?
� Pojecha� z furmank�, z ormia�skim towarem... ju� temu kilka niedziel b�dzie.
� A gdzie pojecha�? � pyta Kozak.
� Daleko, bardzo daleko, a� do Czarnego Morza.
Kozak klasn�� w d�onie i wo�a:
� Czarne Morze! Znaju, znaju! Bywa� ja na Czarnym Morzu, oj, bywa�! Tak rok jeszcze
bywa�! Hej, hej, to jakby moja ojczyzna!...
A kiedy to m�wi�, to tak jak gdyby i rado��, i �a�o�� jaka� zarazem go zbiera�a, a oczy mu
si� zapali�y jak dwa �ywe w�gle.
� Nad Czarne Morze pojecha�; ot, i patrzcie, a nic mi nie m�wicie! Ale gdzie, na jak� stron�?
Widzicie: Czarne Morze wielkie, wielkie jak �wiat! A po brzegach grody i sio�a, i zamki,
a od jednych do drugich daleko, daleko, znowu �wiat! Bi�ogr�d, Kilia, Sulima, Tarabozan,
Synopa, Warna...
� Warna, Warna! � zawo�a matka � do Warny z kupcami pojecha�.
� Ot, co, tak i gadajcie, do Warny! Znaju, znaju! To nie tam od Zaporo�a, gdzie nasz
Dniepr, ani tam od Wo�oszy, gdzie wasz Dniestr do morza wpada, to na dole, na dole...
� Jako� to Dniestr? � rzek� ja z wielkim zdziwieniem, bo Dniestr p�yn�� pod nasz� wsi� i
ledwie go z oka naszego nie wida� � to Dniestr p�ynie a� do Czarnego Morza?
� Co nie ma p�yn��?... p�ynie a� do samego morza, a jakby ty, mo�ojczyku, wyszed� tu z
Podborza, a szed� brzegiem, a szed� i szed�, i szed�.., toby� do limanu, a z limanu do Czarnego
Morza zaszed�, ot, co!
Zaduma� ja si� bardzo, a tymczasem matka m�wi:
� A wy tam byli, Semen?
� Czemu ja nie mia� by�? By� ja tam, by� ja i dalej. K�dy to Semen nie bywa� z ojcem assawu��
i mo�ojcami!...
� Tak piechot�, brzegiem dniestrowym? � pytam ja teraz.
13
� Widzisz go! Piechot�, brzegiem! Jeszcze ty durny mo�ojczyk jeste�! Na czajkach my tam
byli.
I zacz�� si� �mia� bardzo ze mnie, a ja si� ju� wstydzi�em pyta�, co to s� czajki, bo zna�em
tylko czajki ptaki i s�ysza�em, �e jesieni� wybieraj� si� za morze, ale matka pyta:
� A c� to s� czajki?
Tedy dowiedzieli�my si� od Semena, �e to s� takie du�e cz�na, ��obione z lipowych k��d,
sk�r� w �rodku wybite, a doko�a trzcin�, czyli oczeretem oplatane, na kt�rych i rzekami i
morzem chy�o p�ynie, kto wios�owania dobrze �wiadom.
� A co wy tam robili, Semen, na Czarnym Morzu i w Warnie? � pyta matka.
� Co my tam robili? Hulali! W go�cinie my tam byli, hej, w go�cinie! Tylko �e nam tam
nie byli radzi, oj, nie byli, pewno nie byli!
I tu przerwa� i nie chcia� dalej m�wi�, jeno taki stan��, jakby go kto odmieni�; co� mu takiego
z oczu b�ysn�o, czego my przedtem nigdy w nim nie widzieli, tak jakoby w tym Kozaku
jeszcze drugi jaki� cz�ek siedzia�, ale z�y i srogi, a dopiero teraz niby z jaskini na nas spojrza�.
Ale to na chwil� tylko by�o, bo zaraz potem znowu by� wes�.
Mieli my du�o pociechy z tego Kozaka, i ja, i matka, i s�siedzi, a ja to ju� pewno najwi�cej.
Nauczy� mnie na swej kobzie gra�, nauczy� z �uku strzela�, a by� taki sprawny w tym
strzelaniu i tak� mia� dziwn� pewno�� w oku, �e bywa�o ptaka w lot strza�� przeszyje; pokaza�,
jak mam sobie struga� wereszki na strza�y, jak na nie nabija� ostre p�oszczyki, jak robi�
zatrzaski, sid�a i siatki na ptactwo i zwierzyn�, jak wyplata� wi�ciorki na ryby, jak w czystym
polu lub w lesie rozezna� si�, gdzie s�onko wstaje, a gdzie si� chowa i gdzie na niebie po�udnie
a gdzie siewierz, a to nawet w nocy, wedle gwiazd; jak przyk�ada� ucho do ziemi i nas�uchiwa�,
i pozna�, czy kto jedzie z daleka i czy to wozy, czy konni ludzie, i czy ich ma�o,
czy wi�cej � owo zgo�a nauczy� rozmaitych ciekawo�ci, kt�rych u nas we wsi nikt albo cale
nie zna�, albo niedobrze wiedzia�. Z koniem swoim, chudym i na oko marnym, to by� jakoby
z przyjacielem albo z rodzonym bratem, m�wi� do niego jak do cz�owieka i powiada�, �e ko�
jego rozumie, a on konia; jako� by�a to szkapa osobliwa, jak dobrze chowany pies zmy�lna i
pos�uszna, i jak pies do swego pana przywi�zana. Pozwala� mi te� na swego konia wsiada�, a
kiedy tamte dwa konie husarskie prowadzi� na przek�usk�, pozwala� mi jecha� na swoim, a
sam jednego z husarskich dosiada�.
Jednego ranka wyjechali�my tak z ko�mi i wzi�li�my si� drog� ku Samborowi. Ujechali�my
mo�e jak� �wier� mili, kiedy si� natkniemy na w�z ma�y, ale dobrze na�adowany, tak
jakby jaki� towar wi�z�, z dwoma mocnymi ko�mi w zaprz�gu w�gierskim i z furmanem
ubranym nie po naszemu, bo u nas takich �witek z samodzia�u i takich czapek wysokich, spiczastych,
a bardzo podobnych do tej, jak� Kozak Semen mia� na g�owie, nigdzie doko�a nie
naszano. Jak go Semen zobaczy�, to a� prawie podskoczy� na koniu i zaraz do niego po rusku:
� S�awa Bohu! A wy od Taraszczy?
� A od Taraszczy. Od �ebedynej Grobli.
� A sk�d jedziecie?
� A� z siedmiogrodzkiej ziemi.
� A dok�d B�g prowadzi?
� Do Lwowa, a stamt�d, pomagaj B�g, do domu, na Ukrain�.
� A w�z i konie wasze?
� Gdyby moje! Ja czumak biedny. Nie moje, �ydowskie...
� A jaki to �yd?
� Chocimski, turski �yd, Czarny Mordach.
� Czarny Mordach, co go po tursku Kara-Mordach nazywaj�! � krzykn�� Semen i tak rzuci�
sob� na koniu, jakby go kto strza�� przeb�d�. � A gdzie� oni?
� Zosta� w tyle � m�wi furman � jedzie konno, na siwym bachmacie, ot, i s�ycha� kopyta.
14
Patrz� ja w t� stron� i widz�: jedzie na siwym koniu ch�op setny, w czarnej �upicy, przepasany
szerokim rzemieniem z surowej sk�ry, z twarz� ciemn� jakby u Cygana, z du�� czarn�
brod� i z ma�ymi bystrymi oczyma, �wiec�cymi jak u kota, ale kosooki, tak �e tym zezowatym
spojrzeniem bra� ci� jakoby we dwoje szyde� i chcia� niby przek�u� cz�owieka brzydkimi
�lepiami na wskr� z obojej strony.
Jak go tylko Semen zobaczy�, poczerwienia� ca�y jako mak polny, �y�y mu nabieg�y krwi�
na czole, a oczy mu si� zapali�y takim gniewem, �e a� mnie samemu sta� si� straszny.
� B�g mi jego da�! B�g mi jego da�! � wo�a wielkim g�osem i sadzi z koniem prosto na
onego �yda.
�yd patrzy� wi�cej na nasze konie ni� na nas, dopiero gdy Semen tak krzykn�� i tak do
niego podjecha�, �e swoim kolanem prawie jego kolana dotkn��, podni�s� oczy na Kozaka.
� Kara-Mordach! Kara-Mordach! � krzykn�� teraz Semen. � Poga�ski synu! Sobako!
Znasz ty mnie? Znasz ty Bedryszk�?
�yd si� zatrz�s�, poblad� i z nag�ym strachem umkn�� si� w zad konia, ale w tej samej
chwili Kozak �ap! go za gard�o i tak okrutnie �cisn��, �e ma�e oczka �yda krwi� nabieg�y i
wysadzi�y si� na wierzch jak ga�ki. �yd a� zacharcza�, ale w tej chwili, jako mia� pleciony
ka�czug w r�ku, tak nim z ca�ej si�y uderzy� konia, na kt�rym Semen siedzia�. �wisn�a �ydowska
pletnia w powietrzu jak �mija i jak �mija zwin�a si� na koniu, a ko� zapiszcza� z
bolu i strachu i jak w�ciek�y rzuci� si� wielkim skokiem na bok. Semen spad� na ziemi�. �yd
zaci�� pletni� swego bachmata i zacz�� ucieka� gwa�townym cwa�em. Jak wicher rozmiata� za
sob� kurzaw� i przepad� z oczu jakoby w ciemnej chmurze.
Semen porwa� si� na nogi, str�ci� mnie z swojego kozackiego konia jak klusk� na ziemi�,
wspi�� si� w kulbak� i nie rzek�szy do mnie ani s��wka, pu�ci� si� strza�� w pogo� za �ydem.
Tylem go widzia� i s�ysza�, co �wiszcz puszczony z �uku... Zerwa� si� w g�r� wysoko drugi
tuman kurzu i zakry� i Semena, i konia. Zosta�em sam na drodze, a konie husarskie tymczasem
pop�dzi�y na pola. Nie wiedzia�em, co czyni�, czy �apa� konie, czy czeka� na Semena
� sta�em g�upi od strachu i ciekawo�ci, z oczyma wlepionymi w ob�oki kurzu, kt�re umyka�y
coraz dalej, coraz dalej, a� opad�y pod g�rami.
15
III
TAJEMNICA KOZACKA
Min�� dzie�, a Semen nie powr�ci�. Konie, po�apane w polu, dopiero pod wiecz�r przywiedziono
do wsi, ale ju� ich nie postawiono w naszej stajni tylko we dworze u podstaro�ciego.
Przyszed� hajduk Kajdasz do naszej chaty i kaza� mi z sob� i�� do dworu. Szed�em z
wielkim strachem, jak kiedybym wsp�winny by� w tym, co si� sta�o z owym �ydem i Semenem.
Pytano mnie surowo, a nawet ch�ost� gro�ono, abym wszystko powiada�, co jeno wiem,
bez wszelkiego zatajenia; jam te� wszystko powiedzia�, cho� tego niewiele by�o i nikt z tego
m�dry by� nie m�g�. Ca�� noc tego dnia nie spa�em; matka tak�e; zawsze nam si� zdawa�o, �e
Kozak wr�ci; a kiedy si� tylko co ruszy�o na podw�rzu, wiatr czym� potr�ci�, pies gdzie� we
wsi zaszczeka�, wybiega�em z chaty, czy to nie Semen wraca.
� Niechajby ju� nie wr�ci� i niechby�my go ju� nigdy nie obaczyli � rzecze mi matka nazajutrz
rano � byleby go nie z�apano. Bo co wiedzie�, jako to by�o i co si� sta�o? Mo�e co
strasznego; mo�e rozb�j jaki, zabicie tego czarnego �yda...
Trafi�a matka w sam� prawd�, bo pod wiecz�r wuj kantor, kt�ry Semena u nas pozna� i
bardzo polubi�, przybie�a� do nas zadyszany i prawi:
� Jechali dzi� solarze z Drohobycza; powiadali, �e tam niedaleko Bronnicy znale�li ludzie
na polu jakiego� turskiego �yda, szabl� srodze zr�banego, �e ju� znaku �ycia nie dawa�. Z�o�yli
go u �yda kwotnika, co niedaleko mieszka, a balwierz, co go zawo�ano, jeszcze si� w
nim �ycia domaca�, ale m�wi, �e mu �mier� pewna od roz�upanej czaszki.
� Od Semenowe j szabli! � zawo�a�em prawie z uciech�, bo lubom z tej ca�ej przygody nic
nie rozumia�, przeciem na �lepo trzyma� z Kozakiem przeciw �ydowi.
� Pewno �e nie inaczej � m�wi na to wuj � ale kto tam wie, czy si� i Semenowi nie dosta�o,
bo �yd �w prawie �e jeszcze trzyma� w r�ce wystrzelony pistolet.
� Mo�e i Semen zabity! � wo�a matka. � Mo�e, postrzelony, powl�k� si� gdzie w las albo
w pole i tam skona�. Nieszcz�liwy sierota!
� Toby jego ko� zosta� � m�wi� ja na to � a jak konia nie ma, to Semen pewnie zdrowo
uszed�. Znam ja tego konia dobrze; nie odst�pi�by on swego pana na krok; tak by przy nim
wartowa�, jak pies, i pr�dzej by zdech�, ni�by go odbie�a�.
Tak my i wszyscy we wsi gadali i zachodzili w g�ow�, co to by�a za rzecz mi�dzy Semenem
a tym podr�nym �ydem turskim, a tymczasem znowu dzie� min�� bez s�ychu i wie�ci, i
wszystko, jako nam by�o tajemnic�, tak i pozosta�o. Tej nocy ja znowu usn�� nie mog�em,
ci�gle my�l�c o �ydzie i Semenie, a obaj stali mi tak w oczach, jak gdybym obu �ywych mia�
przed sob�. Le�e tak w ma�ej izbie z otwartymi oczyma � matka spa�a obok w �wietlicy � i w
g�owie mi si� k��bi od samych dziwnych rzeczy, jak gdyby w jakiej strasznej bajce, i patrz�
w ma�e okienko naprzeciw mojego pos�ania, a noc by�o do�� jasna, cho� ksi�yc nie dochodzi�
jeszcze pe�ni � kiedy nagle widz�, �e jaki� cie� podsuwa si� pod okno i s�ysz� jakoby
lekkie pukanie. Nie wierz� zrazu ani oczom, ani uszom, my�l�c, �e to tylko przywidzenie, ale
16
oto znowu i cie� widz� wyra�niejszy, i pukanie s�ysz� g�o�niejsze. Zrywam si� z pos�ania i w
tej chwili przychodzi mi na my�l, �e to chyba Semen by� musi.
Ostro�nie, po cichutku, aby matki nie budzi�, wymykam si� do sionki, odsuwam zawor� i
z progu wygl�dam na podw�rze. Patrz�, a tu pod oknem stoi Semen. Zobaczy� mnie zaraz i
przyst�piwszy m�wi do mnie szeptem:
� To ja, Hanusiku, ja, Semen. Gdzie moje pistolety?
� Schowa�em je w izbie � odpowiem.
A trzeba wiedzie�, �e nazajutrz po znikni�ciu Semena zabrali�my z matk� z pustej stajni
wszystkie jego rzeczy: �uk, sajdak, pistolety, kobz�, do komory.
� �uk i kobza niech b�d� twoje, na niezabudysz po Semenie, ale pistolety mi wynie� i sam
si� zbieraj, bo mi ciebie trzeba.
Wpad�em do chaty, ogarn��em si� pr�dko, po cichu z komory zabra�em pistolety i wykrad�em
si� na dw�r jak z�odziej, aby matka nie s�ysza�a. Kozak wzi�� pistolety, chwyci� mnie
mocno za rami� i tylko jedno s�owo powiedzia�:
� Chod�my.
Zagroda nasza sta�a do�� daleko za wsi�, prawie na bezludziu, nie by�o tedy wielkiej obawy,
aby nas kto widzia�, cho� jak rzek�em, noc jasna by�a. Jednak�e Semen rozgl�da� si� dobrze
doko�a, jaki� czas nas�uchiwa�, a potem ruszy� ze mn� bardzo szybkim krokiem. Przebiegli�my
pole i zapadli w las, a od Podborza zaczynaj� si� ogromne lasy i id� daleko, daleko
w g�ry, a� pod Beskid ku W�grom, ciemne, g�ste bory, jakoby jedna nieprzebrana puszcza.
Na brzegu lasu Semen si� zatrzyma� i m�wi:
� Otw�rz ty dobrze oczy jak ry�, bacz ostro i miarkuj sobie a zapami�taj drog�, aby� si� tu
dobrze wyzna� i aby� tam m�g� trafi� beze mnie czy dniem, czy noc�, dok�d ja ciebie teraz
zawiod�. Tam uwa�aj i pami�taj, jak gdyby ci o �mier� albo �ycie chodzi�o.
Wst�pili�my w las i szli�my d�ugo, bardzo d�ugo, �e mi si� to par� godzin zda�o, a Semen
po drodze ci�gle mnie uczy�, jako poznawa� drog�, pokazywa� mi znaki, wed�ug kt�rych
mam si� bra�, to prosto, to w lewo, to w prawo; tu debra, tu ruczaj, tu jar, tu polanka, tu wywr�cisko,
tu majdanek, tu zielony od mchu moczar; t�dy p�jdziesz, tak skr�cisz, st�d prosto
jak strzelenie z �uku na p�noc si� we�miesz. Kaza� mi le�� na bardzo wysok� sosn� i sam
wylaz�, a stamt�d na gwiazdy uwa�a� kaza�, kt�re z nich dobrze drog� mi wska��, gdyby tego
by�a potrzeba.
Nare�cie przyszli�my na polan� wi�ksz�, w czarnej g�stwinie ukryt�, z jednej strony od lasu
jarem g��bokim przeprut�. Od polany tej ku p�nocy las wyra�nie jakby do g�ry skoczy�,
albowiem tak si� nagle i stromo grunt le�ny podnosi�, �e�my naraz stan�li przed urwist� ska��,
jakoby przed �cian� i gdyby�my byli chcieli dosta� si� dalej, nie zbaczaj�c z drogi, to chyba
le�� po drabinie by�oby trzeba. Tu Semen stan�� i pyta:
� Spami�ta�e� dobrze drog�?
� Spami�ta�em.
� Trafisz do domu?
� Trafi�.
� A z domu?
� I z domu.
� Ile tobie lat? � pyta dalej.
� Pi�tnasty.
� Pi�tnasty rok � rzecze na to Semen � a to w twoich leciech ju� by� mo�ojec ze mnie! Bra�
mnie ojciec na wojn� i na chadzk� do czajki na Czarne Marze! Czy ja jednego Tatara strza��
z konia zsadzi�, jak ja mia� pi�tna�cie lat! Wiem, �e ty ciekawy i niedurny; i szczera dusza
jeste�, i wierna; wiem, wiem. Zdrady jeszcze nie znasz, pewnie nie znasz, ale czy nie poznasz?
Kto to wie, Boh znoje... Za nami, Kozakami, chodzi zdrada jako cie� za cz�owiekiem;
17
wi�cej mo�ojc�w ginie od zdrady ni� od lackiego samopasu, ni� od tatarskiej strza�y, ni� od
janczarskiej szabli! A przysi�gniesz, �e mi wiary dochowasz?
� Przysi�gn�! � m�wi� �mia�o.
Semen wyj�� z zanadrza ma�y krzy�yk drewniany, kijowski, rzezany, poca�owa� go, kaza�
mnie poca�owa� i tak si� ozwa�:
� Na ten krzy�, na �w. Spasa, na Bogarodzic�, na �w. Miko�aja i na wszystkich �wi�tych i
b�a�ennych �awry Pieczarskiej przysi�gnij, �e to, czego si� tu dowiesz, zachowasz w tajemnicy,
�e nikt nie us�yszy od ciebie tego, co ty ode mnie us�yszysz, �e nikomu tego nie poka�esz,
co ja tobie poka��, i �e wszystko tak zrobisz, jako ja ciebie naucz�! Czy przysi�gasz?
� Przysi�gam.
� Ten turski �yd, Kara-Mordach, co�my go spotkali, to by� taki przekl�ty pies i zdrajca, co
krew kozack� pi�. B�g mi go w r�ce da�; zgin�a �mija od szabli kozackiej.
� Co on wam zrobi�, Semem � zapyta�em.
� Co zrobi�? � zawo�a� Semen � ojca mojego zdradzi� i sprzeda�, Turkom poha�com go
sprzeda�, jak pod�e bydl� sprzeda�, jak psa na �a�cuch go wyda�!
� A kto by� wasz ojciec? Czy tak�e Kozak � pytam znowu.
� Jak�e nie Kozak? � rzecze Semen. � Oczywi�cie Kozak, my wszyscy z Kozak�w i Kozacy;
ka�dy Bedryszko Kozak! Ale jaki by� Kozak! Takiego drugiego nie ma w Siczy, w ca�ej
Ukrainie nie ma ani na Zaporo�u! On jeszcze hetmana Koni�skiego widzia�, z Borodawk�
wojowa�, z �obod� na Turk�w chodzi�, z Nalewajk� i z Sahajdacznym! On by� praw� r�k�
Sahajdacznego Konaszewicza, okiem w g�owie by� u niego. Czarne Morze go zna i sam su�tan
wie o nim i baszowie turscy trz�li si� przed nim ze strachu! On Synop� z�upi� i Archiok�
z dymem pu�ci� i Oczak�w; z Konaszewiczem Warn� spali� � niedawno, ledwie dwa roki
temu! Z Lachami chodzi� na Turk�w; hetman ��kiewski go zna� i hetman Chodkiewicz; pan
Koniecpolski prawie go za brata i towarzysza mia�, tak jego lubi�. Ale nie ten wasz Koniecpolski,
pan Samuel, tylko ten drugi, p. Stanis�aw, choroszy pan i rycerska krew, co go Turcy
pod Cecor� w jasyr wzi�li! I to ca�e nieszcz�cie, �e go wzi�li! Pan Stanis�aw Koniecpolski
by�by ojca mojego od Turk�w pewno wykupi�; pan to praworny, hojny i sam �o�nierz wielki;
ale c�, sam on teraz w nieszcz�ciu; kto wie czy jeszcze �yje, mo�e go ju� Turcy w Czarnej
Wie�y udusili, mo�e na haku wisi jak knia� Dymitr s�awnej pami�ci!
� A czemu� wy, Semen, nie ratujecie ojca? � pytam Kozaka.
� A co by ja tu by� u was robi�, gdybym ojca ratowa� nie chcia�? A po co mnie by�o wybiera�
si� tu, a� pod Sambor? Ja Kozak wolny, niepos�uszny, nigdym ja panom nie s�ugiwa�,
a tak przecie wzi��em s�u�b� u pana Samuela Koniecpolskiego, dlatego �e to Koniecpolski,
bom sobie tak duma�, �e on mi ojca wykupi z r�k poga�skich, bo go tak�e zna i wie o nim; od
swego krewniaka wie i od innych pan�w rotmistrz�w wie. Ale to ju� nie taki pan, jak Stanis�aw,
i nie taki �o�nierz, cho� z jednego rodu i z jednej krwi. Ot, jak to powiadaj�: z jednego
drzewa krzy� i �opata! Czeka�em na niego i doczeka� si� go nie mog�em; by�bym przecie
czeka� jeszcze dalej � ale B�g mi da� w r�ce Kara-Mordacha i ju� teraz nikogo nie potrzebuj�.
Wiem ja ju�, co robi�, i jak ojca ratowa�!
� A macie pewno��, �e wasz ojciec �yw jeszcze mi�dzy Turkami? � pytam Semena � mo�e
ju� zabit!
� Zabit! � wo�a na to Semen. � Turcy go pewnie nie zabili! Oni radzi, �e go �ywego maj�,
aby najd�u�ej; oni go sobie na wag� z�ota k�ad�. Trzeba ci wiedzie�, �e m�j ojciec to s�awny
puszkarz, g�o�ny po �wiecie, hen, na ca�� Ukrain�. Drugiego takiego nie znale��, chyba w
niemieckich krajach.
Chcia�em si� pyta� Semena, co to jest puszkarz, bo wtenczas tego nie wiedzia�em, ale on
jak gdyby zgad�, �e tego nie rozumiem, rzecze dalej:
� Albo wiesz, co to jest puszkarz? Pewnie nie wiesz! Ot, co, pi�tnasty rok chleb je, a durny,
o puszkarzu nie s�ysza�? Ale o armatach, s�ysza�e�, o dzia�ach, jako wy w Polszcze nazy-
18
wacie? Puszka a dzia�o to jedna rzecz. M�j ojciec umie ko�o armat chodzi�, jak nikt nie
umie... Jak nastawi, wymierzy, wyceluje, wypali, to kula ani na pi�d� nie chybi; jak chce komu
urwa� g�ow�, to urwie jako nic. Ja tak z �uku strzeli� nie umiem, jak m�j ojciec z puszki!
Jego kule s�uchaj�; tam ka�da leci, k�dy j� poszle, jak Kozak z listem. Ale to jeszcze nie
wszystko, chocia� to bardzo wiele. M�j ojciec sam umie puszki robi�. Umie on ula� ze spi�u
tak� okrutn� armat�, �e ch�op w ni� wlezie, a jak z niej strzel�, to ziemia si� trz�sie, a kula z
niej wie�e i mury wali, w kup� kamieni je obraca. On i dzwony la� umie, a jakie! Jak zadzwoni�,
to jakoby ze szczerego srebra by�y; jak si� rozhucz�, to a� si� serce raduje; g�os po
polach i stepach milami p�ynie, do nieba bije... bam! bam! ca�e powietrze gra i �piewa? Mo�e
kiedy� us�yszysz taki dzwon, co go ojciec la�, albo zobaczysz tak� puszk� jego roboty; czemu
nie? U Nalewajki by�a jedna, wzi�li j� wasi do Krakowa. A na ka�dej puszce i na ka�dym
dzwonie napisano �adnymi bukwami: OPANAS � bo memu ojcu Opanas na imi�. To jak�e
takiego majstra Turcy by zabijali? On �yje, ale gdzie? B�g zna. Mo�e w Chocimiu, mo�e w
Benderze, mo�e w samym Stambule ko�o puszek robi� musi, na po�ytek pogan, a na zgub� i
kozack�, i lasz�. Ale ja go znajd�, koniecznie znajd�, jak B�g na niebie! Teraz ju� wiem, jak,
i mam, czego mi trzeba.
� A to obdarli�cie pewnie �yda Mordacha; Semen � zawo�a�em � macie teraz du�o z�ota
na wykup...
� Obdar�, nie obdar� � m�wi Kozak � mia�, psi syn, na sobie trzos pewnie pe�ny dukat�w;
nie wzi��em ani jednego. Ja szuka� czego innego i tak B�g da�, �em znalaz�. I dlatego nie
dba�em ju� o jego pieni�dze.
� A co to by�o? � pytam.
� Patrzcie owo, sk�d ty taki wzi�� si� ciekawy! To by�o co�, co wi�cej warte z�ota, ni�by
go by� m�g� ud�wign�� na sobie Kara-Mordach, cho� widzia�e�, jaki ch�opi! To by�o to, co