4075

Szczegóły
Tytuł 4075
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4075 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4075 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4075 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�adys�aw �ozi�ski OKO PROROKA CZYLI HANUSZ BYSTRY I JEGO PRZYGODY Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 I M�J OJCIEC WYJE�D�A DO TUREK By�o �wi�to Trzech Kr�l�w. Ojciec m�j ubra� si� od �wi�ta, przywdzia� kopieniak podbity lisami, bo mr�z by� mocny, a nim si� jeszcze matka zebra�a, aby z nim p�j�� do ko�cio�a, wzi�� z p�ki kred� �wi�con�, wyszed� z izby na dw�r i nad drzwiami kowanymi, na ocapie, wypisa� ci�k� r�k�, bardzo du�ymi a nie bardzo foremnymi litery: K+M+H 1614 Owo� ten tu wypisany rok Zbawienia Pa�skiego 1614 to jest najdawniejszy czas �ywota mego, jaki zapami�tam. A mia�em tego czasu rok sz�sty. Jako za� potem si� dzia�o i co ze mn� by�o i z rodzicami, i co B�g dawa� z�ego i dobrego, to mi to ju� tak w pami�ci si� chowa, jakoby w zamczystej skrzyni, gdzie wszystko bezpiecznie le�y, �e kiedy i po mnogich leciech odewrzesz, wszystko znajdziesz, jako by�o. Jeno �e to wszystko by�o jeszcze jakoby w samym oku, a nie w rozumie; a� dopiero, kiedy rozum z laty przyszed�, to zacz�� czyta� w pami�ci jak w ksi�dze, co ju� dawno drukowana by�a, nime� ty czyta� si� nauczy�. Ta wie�, gdzie moi rodzice �yli i gdziem ja si� rodzi�, nazywa si� Podborze, a le�y przy samym trakcie g��wnym, kt�ry wiedzie w rozmaite dalekie strony i kraje Bo�ego �wiata, bo� nim jecha� i do W�gier na Sambor, i do Wo�oszy na Stryj, i do Krakowa na Felsztyn i Przemy�l, a tak�e do Lwowa i dalej, na Ukrain� albo do Turek nawet. Pisze si� ta wie� na Ziemi� Przemysk�, a na ekonomi� samborsk�; nale�y do kr�lewszczyzny i nie ma dziedzica, a siedzia� w niej za moich najm�odszych lat podstaro�ci a raczej wiernik tylko pana wojewody Jerzego Mniszcha, a podstaro�cim, to go tylko zwano, bo tak chcia� i kaza�, wydaj�c si� z pychy za zacniejsz� osob�, ni�eli by� po prawdzie. Ojciec m�j nie by� poddanym ch�opem, bo siedzia� na so�tystwie. Ale i so�tysem te� nie by� takim, jako bywaj� inni, bo ani ludzi nie s�dzi�, ani czynsz�w i danin kr�lewskich nie wybiera�, ani na wojn� nie chadza� i pacho�ka w pole nie stawia�. Ale grunt ojca mojego, p�tora �ana niespe�na, to by�o kiedy� so�tystwo dawniejszymi czasy, a teraz ju� tylko wolnictwo, a ojciec wzi�� te grunta w macierzystym spadku i mia� wolno�� na nich, tak jakby by� szlachcicem, tylko do ekonomii samborskiej p�aci� czynszu i �yrowszczyzny 20 z�otych, a to na �w. Marcin i na �w. Wojciech po r�wnej po�owie. Gdyby bezpieczno siedzia� na tym wolnictwie, by�oby mu dobrze, bo chleba ono da� mog�o dostatek � ale c�, kiedy mu przeczono prawa posesji i ruszy� go z niego chciano koniecznie, jako si� o tym po�niej powie. Gospodarstwem na roli to si� m�j ojciec nie bardzo para�, jeno matka, jako �e go ma�o by�o w domu, bo by� dostatkowym furmanem i kupieckim rozwo�nikiem, i co roku przez kilka miesi�cy by� w drodze. Wyuczy� si� wprawdzie m�j ojciec ciesielskiego rzemios�a, ale �e ciesielka nie dawa�a mu dosy� zarobku, a do furma�stwa go bardzo ci�gn�o, tedy ciesielk� cale by� zarzuci�. Ju� dziad m�j by� furmanem solnym, jako to zowi� u nas praso�em; bo tu wsz�dy oko�o w samborskiej i drohobyckej krainie �upa na �upie: i w Starej Soli, i w Lacku, i w Drohobyczu, i w Truskawcu, Modryczu, Stebniku i w Kotowie, a zewsz�d kwotnicy wy- 5 sy�aj� beczkami s�l na ko�ce �wiata, a� do Kijowa, na dalek� Ukrain�, hen a� po Dzikie Pola, bo chleba zbytek, ale soli nic, cho�by na zapr�szenie oka. Furma�skie rzemios�o przesz�o tak z dziadka na mego ojca, tylko �e ojciec nie wozi� ju� soli, ale wzi�wszy nieco grosza po dziadku, zabra� si� do furmanki kupieckiej. To by� sowity zarobek, ale ci�ki; rzemios�o zyskowne, ale niebezpieczne, a czasem i bardzo stratne, je�li tego nieszcz�cie chcia�o. Bo� jecha� jak na wojn� i chyba to B�g mi�osierny wiedzia�, kiedy wr�cisz i czy �yw i ca�y wr�cisz, i w jakiej fortunie na swoim domowym progu staniesz. Wyjecha� mo�esz pi�knym kowanym wozem w cztery konie, opasany pe�nym trzosem, a powr�ci� pieszo i boso, o proszonym chlebie, z go�ym jeno biczyskiem w r�ku za ca�y dorobek i rad tylko, �e� g�ow� przyni�s�. Wsz�dy drogi niebezpieczne, wsz�dy si�a opryszk�w i hultaj�w, �akomych na grosz kupiecki i bogaty towar; ju� jak do Wo�oszy czy do W�gier z towarem jedziesz lub stamt�d wracasz, strachu i biedy najesz si� cz�sto do syta, a c� rzec wtedy, kiedy droga wiedzie a� do Turek, w poga�skie strony, szlakiem tatarskim? Owo� wiedzie� macie, �e ojciec m�j w�a�nie a� do Turek furmani�, a tak tedy w sam� paszcz� zb�jeck�. Mia� ojciec m�j u Ormian lwowskich wielk� �ask� i zachowanie, bo by� wierny, trze�wy i �mia�ego serca, a Ormianie wielkie handle prowadz� z tureckimi krajami, wywo�� tam moc z�ota i kosztownego towaru, a stamt�d do Polski wracaj� z jeszcze wi�kszymi skarbami w b�awatach, z�otog�owiach, korzeniach zamorskich, a nierzadko i w per�ach, koralach i kamieniach takich drogich, �e i korona kr�lewska by si� .ich nie powstydzi�a, a za jeden taki kamyk i pa�skie dziedzictwo kupi� mo�na. Dwa razy m�j ojciec by� a� w Stambule samym, stolicy Turk�w, gdzie sam ich cesarz czyli su�tan siedzi, oba razy szcz�liwie i z du�ym zarobkiem wr�ci�, ale zarzeka� si�, �e ju� trzeci raz nie pojedzie. Tymczasem pojecha�, bo musia�, a to przez to w�a�nie so�tystwo, z kt�rego niecnotliwi ludzie wy�ciga� go chcieli. Ojciec by� prawowitym posesorem tego wolnictwa, bo by�o dziedziczne, ale �e nie po m�skiej g�owie posz�o na ojca, jeno po bia�og�owskiej, wi�c �w nasz podstaro�ci podborecki, o kt�rym ju� wspomnia�em, p. Ba�czy�ski, koniecznie je chcia� ojcu wydrze�, je�li si� nie okupi. Na zamku ojca nigdy o to nie turbowano, byle czynsz w ekonomii samborskiej zap�aci�, a sam pan wojewoda Mniszech jeszcze nieboszczykowi dziadkowi mawia�, jako mo�e by� cale bezpieczny o swoje posiadanie. Ale od czasu, kiedy pan wojewoda wyda� c�rk� swoj� za owego cara moskiewskiego Dymitra, co z pa�stw swoich go�e �ycie unosz�c o Sambor si� by� opar�, i wraz z .nim do Moskwy z wojskami si� wyprawi�, aby go na carskim tronie osadzi�, ju� na zamku inne rz�dy nasta�y. Po roku 1611 nasta� p. starosta Dani��owicz, a jako� w cztery lata znowu p. Samuel Koniecpolski � i od tego czasu p. Ba�czy�ski coraz to ostrzej na�ciga�, ojca mojego n�ka�; rumacj� grozi�, tak �e ojciec i prosi� si� i op�aca� musia�, a tylko pomocy Bo�ej i ludzkiej czeka�. Zda�o si� te�, �e mu ta pomoc przysz�a, i to pot�na, bo owo kiedy Kr�l Jegomo��, panuj�cy wtedy szcz�liwie w Polsce Zygmunt, w roku 1621 do Lwowa za wojskiem jecha�, ojcu memu, �e mia� w�z du�y dostatkowy i cztery konie ros�e i mocne, kazano z zamku stawi� si� w Gr�dku do podw�d kr�lewskich za opuszczeniem czynszu. Z niema�ym strachem ojciec jecha�, bo to by� czas wielkiego ci�gnienia na wojn� tureck�, ba� si� tedy bardzo, aby go z chudob� gdzie� a� do obozu nie wleczono albo do wiezienia armat ze Lwowa nie wzi�to. Ale kiedy musia�, tedy acz z p�aczem pojecha�. Tak si� zdarzy�o, �e na bardzo z�ej drodze po wielkich d�d�ach jesiennych, bo to by�o jako� pod dobr� jesie�, kolasa kr�lewska za wsi� Zalesie, niedaleko Janowa, ugrz�z�a w trz�sawisku. Wo�nica kr�lewski si�� moc� chcia� si� wydoby�, �mign�� batem zanadto; konne ogniste jako lwy, a by�o ich sze�� w zaprz�gu, kiedy si� nie zepn� i nie wyskocz� jak szalone, tak owo jednej chwili zrobi� si� z tego wszystkiego jakoby tylko jeden k��b popl�tany i okrutna trzaskaj�ca wierzganina, �e a� woda z trz�sawiska bryzn�a do g�ry jakby z sikawek; forysi pospadali z siode�, lejce si� porwa�y, orczyki potrzaska�y, rzemienie popl�ta�y, �e ani we�, ani przyst�p. Kolasa kr�lewska bardzo si� prze- 6 chyli�a; tylko patrze�, kiedy si� cale wywr�ci; sam Kr�l Jegomo�� na szwankowanie zdrowia nara�on. By�o przy kr�lu du�o ludzi. dworzan, dragonii, szlachty, a wszystko to konno jecha�o; jak si� tedy zwali g�st� kup� na ratunek, to jeszcze gorzej, bo ten chwyta za to, ten za owo, ten szarpie t�dy, ten ow�dy, ten sobie krzyczy, a ten sobie � owo ha�as, trzask, zamieszanie, �e chyba siekier� si� przer�biesz do kolasy. Tak si� zdarzy�o, �e wozy dworskie, co sz�y przed kr�lem, odsadzi�y si� by�y daleko naprz�d, a z woz�w skarbnych, co jecha�y z ty�u, ojcowski by� najbli�szy. Przybie�a� tedy ojciec m�j ju� z samej ciekawo�ci; widzi, jako jeden z dragon�w, co pozsiadali z koni, aby zaprz�g znowu przywr�ci� do �adu, pad� jak nie�ywy od kopyta, a drugi nieboraczek pod ko�ami jeno dysze; nie namy�laj�c si� zatem d�ugo, zuchwa�ym sercem skacze ojciec mi�dzy konie, podsadza si� pod cug dyszlowy i no�em wielkim krakowskim, co go tak�e tulichem zowi�, rzeze postronki i rzemienie. Ledwo si� z �yciem wybiega� i bez szwanku ojciec m�j z tej niebezpiecznej roboty � ale teraz to ju� z �atwo�ci� rozpl�tano konie. Kolasa zosta�a w miejscu, a konie, zhukane i znarowione, a kt�ry i skaleczony, rzuci�y si� strza�� w pole. Wysadzi� si� naprz�d ku wozom skarbnym jeden starszy dworzanin i wo�a: � Masz tam kt�ry dobre konie? Ojciec m�j podbieg� do swojego woza i m�wi: � Mam, panie. � Dawaj sam, a duchem! Ojciec w mig wyprz�g� swoje konie i kazano mu je za�o�y� do kolasy kr�lewskiej. M�wi� potem ojciec matce, jako go strach wielki ogarn��, kiedy pomy�la�, �e a nu� nie wywlecze kolasy kr�lewskiej z trz�sawiska, a tak i wstyd, a mo�e i co gorszego go spotka. Poleci� si� tylko Naj�w. Pannie i �w. Jerzemu, co jest niebieskim patronem furman�w, popatrzy� tak mi�osiernie na swoje szkapy, jak�eby je prosi�, aby go w tym ci�kim terminie nie opuszcza�y, a potem bior�c si� ca�y jakby w kup�, nie bacz�c ju� na nic, ani nawet na majestat kr�lewski, jak nie trza�nie z bicza, jak nie huknie z ca�ej mocy: �Au! Aju! Aju! Hyj!!!�, a konie, jak�eby zrozumia�y, �e tu idzie o dobrego pana i o w�asny ich honor, jak si� nie wypn� gdyby pa��ki, jak si� nie wysadz� ca�e garbate, jak nie szarpn� z miejsca � i oto kolasa kr�lewska ju� na twardej drodze i jeno wio! dalej! Tak podwi�z� ojciec kr�la do Janowa,. a niedaleko ju� by�o do tej stacji, i tu dw�r ca�y zatrzyma� si�. Kiedy ojciec koniska udr�czone wyprz�g�, aby wraca� po sw�j w�z, co zosta� w tyle na drodze, ka�� mu do kr�la. Stan�� ojciec truchlej�cy przed majestatem pa�skim po raz pierwszy w �yciu, a i po raz ostatni, a oczu nawet podnie�� si� nie wa�y� na oblicze kr�lewskie. M�wi kr�l Zygmunt: � A jako si� zowiesz? � Marek Bystry, Mi�o�ciwy Kr�lu! � Wier�, Bystry � kr�l na to � bo� te� i ch�op bystry, A sk�d ty? � Z Podborza, z ekonomii samborskiej, Mi�o�ciwy Panie. � Tedy z Rusi, a m�wisz dobrze po polsku. � Bom ja jest Polak i �aci�ski. A trzeba wam wiedzie�, �e w�r�d Rusi samborskiej jest du�o osad jakoby mazurskich, to w ca�ych osobnych gromadach, to z Rusi� pomieszanych: Powt�rnia, Powodowa, Strza�kowice, Biskowice, Rad�owice i tak dalej, kt�re to osady, jako ludzie opowiadaj�, jeszcze ongi dawnymi laty stara kr�lowa, co si� Bona zwa�a, pono znad Wis�y tu na Ru� sprowadzi�a po wielkim powietrzu, kiedy Ru� miejscami ca�kiem wymar�a; to i ojciec m�j z takiej osady pochodzi�. � Masz tobie, Bystry; jed��e z Bogiem � rzecze dalej kr�l i rzuca ojcu do czapki czerwony z�oty z swoim wizerunkiem. 7 �askawo�� Kr�la Jegomo�ci doda�a ojcu serca; powiada� potem, �e mu si� tej chwili przypomnia�o owo m�dre przys�owie: �Chwytaj okazj� z przodu, bo z ty�u �ysa�. Jak tedy sta�, tak pada plackiem pod stopy kr�la, wo�aj�c: � Najmi�o�ciwszy Kr�lu! B�agam ja pokornie mi�osierdzia Waszego, biedny pacho�ek! Kr�l wsta� mu kaza� i pyta�, czego by chcia�? Ojciec jednakowo� nie wsta�; tylko w kl�czki si� podni�s� i tak kl�cz�cy suplikowa� zacz�� o konfirmacj� na so�tystwo, kt�rego mu �li ludzie przecz�, a w �ebraka obr�ci� by go radzi. Kr�l s�ucha� chwil� cierpliwie, a potem, wskazuj�c na jednego z dworzan swoich, rzek�: � Opowiedz to temu. � I u�miechaj�c si� doda�: � S�yszcie, Solski! Miejcie tam na baczeniu, co za spraw� ma ten cz�owiek, bo to przecie� jest nasz furman kr�lewski, auriga regius. Stan�wszy we Lwowie, ojciec m�j przypomnia� si� pokornie p. Solskiemu, kt�remu kr�l pro�b� jego poruczy�, a ten go znowu odes�a� do innego, a ten inny do drugiego, a ten drugi do trzeciego, i tak go posy�ali od Annasza do Kaifasza, a� nare�cie podpisek kanclerski zapisa� sobie, o co rzecz chodzi, i rzek� ojcu: � Jed� ty, cz�eku poczciwy, do domu; przyjdzie tobie dekret kr�lewski na grunt; wyprawi si� pisanie do zamku w Samborze. Rad nierad, ojciec na tej obietnicy poprzesta� musia�, bo gdzie� to ubogiemu ch�opu niebodze napycha� si� takim panom, przez drabanty, pokojowce, pajuki, �okciami si� przeszturchiwa�, a to jeszcze i w bardzo niesposobnym czasie, kiedy wszyscy mieli nabite g�owy wojennymi sprawami, bo w�a�nie kr�lewicz naonczas, W�adys�aw, a dzi� mi�o�ciwy nasz monarcha, wojowa� Turk�w, i kto �yw by� we Lwowie, tylko o tej wojnie m�wi� i o ni� si� frasowa�. A te� i niebezpieczno bawi� si� by�o we Lwowie � raczej uciekaj, cz�ecze, bo ci do Chocimia z armaty ka��. Ale przecie ojciec m�j wr�ci� wes� i dobrej my�li do domu, moc ciekawo�ci matce i mnie opowiada� o kr�lu, chwali� si� przed s�siady i przed podstaro�cim, i przed wujem kantorem, �e go Kr�l Jegomo�� jakoby furmanem swoim mianowa�, a nawet sobie spami�ta� s�owa �aci�skie auriga regius, co w�a�nie tyle znaczy po polsku, co �wo�nica kr�lewski�. Jam wtedy mia� lat 13, a brat matki mojej, s�uga ko�cielny albo jak go zwano kantor, wuj Walenty, nauczy� mnie po trosze czyta� i pisa�. Tedy ja, k�dy trzeba� i nie trzeba, na drzwiach, na skrzyniach, na stole, wypisywa�em to kred�, to w�glem grube i krzywe litery, uk�adaj�c owe �aci�skie s�owa: AURIGA REGIUS � a tak mi si� zda�o, jakoby to tyle znaczy�o, co hetman nad furmany. Ale tym dobrym my�lom wrychle mia� by� koniec markotny, bo miesi�c mija� za miesi�cem, a ona konfirmacja kr�lewska na ojcowskie wolnictwo, co mia�a przyj�� na zamek, jak nie nadchodzi�a, tak nie nadchodzi�a. Podstaro�ci, kiedy ojciec wr�ci� taki bezpieczny obiecaniem kr�lewskim, schowa� by� troch� rogi, ale teraz nast�powa� zacz�� na ojca coraz to cia�niej, a mia� za wsp�lnika W�grzyna pewnego, hajduka i wielkiego niegdy ulubie�ca pana wojewody Mniszcha. Ten W�grzyn, Kajdasz nazwiskiem, jeszcze pachol�ciem wzi�ty by� na dw�r pa�ski, a teraz w Podborzu przy podstaro�cim jakoby na �askawym chlebie siedzia� i on to niby mia� dane sobie od starego pana so�tystwo nasze. Tedy obaj przypiekali ojcu. turbuj�c go gro�bami: �albo si� po dobremu wyno�, albo ci� wytrz�siemy z tego wolnictwa, bo my ju� wygrali spraw� na zamku�; a by�o to k�amstwo niecnotliwe, bo dekretu nie mieli, a nawet sami w sobie nie bardzo byli bezpieczni, czy w�dy naprawd� owa kr�lewska konfirmacja nie przyjdzie. Owo� tak sta�y rzeczy, �e obie strony si� ba�y � ojciec: nu� go skrzywdz�? � podstaro�ci i Kajdasz: nu� konfirmacja b�dzie? Kiedy si� jeden i drugi boi, �acno si� godzi�. � Zap�acisz ty nam 200 z�otych, a ju� ci� zaniecha� obiecujemy dla mi�o�ci ludzkiej � m�wi� Ba�czy�ski. � Nie macie wy mi�o�ci ludzkiej ani boskiej � m�wi� ojciec � �e�cie si� tak sromotnie na zniszczenie moje nasadzili. Za grzechy moje dam 100 z�otych, ale ju� mnie raz zaniechajcie i na wieczno�� kwitujcie, i niech was B�g s�dzi za mnie biednego pacho�ka! � Dawaj�e zaraz, cho�by i sto; z mi�osierdzia tylko czynimy. 8 Ojciec grosza tyle nie mia�, tedy po d�ugich namowach tak stan�o, �e ojciec si� na tych sto z�otych do przysz�ego �w. Micha�a zapisa�, a za poczekanie da� musia� lichwy tego dukata, kt�ry od Kr�la Jegomo�ci w Janowie dosta�. Kiedym ja, ma�e ch�opi�, patrzy� na to, jako w oczach p�acz�cej matki �w dukat kr�lewski zapad� jakoby w g��bok� studni� w sk�rzany mieszek Ba�czy�skiego, tak mi si� serce skraja�o i tak krzywda ona mojego ojca pad�a mi ca�a ci�ka i pal�ca na dusz�, jako kiedybym w piersiach mia� �ywy ogie�, �e dnia tego i godziny ca�ego �ywota mego nie zapomn�, i cho� potem jeszcze okrutniejsze dopuszczenia Bo�e spad�y na nasz� chat� i na nasze g�owy, tej najpierwszej �a�o�ci mojej nie przyt�umi�y, tak jako dzwon, kiedy raz p�knie, ju� nie j�czy, cho� we� jeszcze z wi�ksz� moc� uderzysz, ani�eli wtedy, kiedy si� spada�. Mia� ojciec m�j tej zimy s�abo zarobku, a jako� blisko wiosny roku Pa�skiego 1622 wyjecha� do Lwowa z sol�, cho� ju� nierad s�l wozi�, owszem ca�e ju� by� prasolstwo zarzuci�, jako si� to rzek�o, ale musia� jecha� raz dla zarobku, wzi�wszy sobie na g�ow� taki d�ug ci�ki do �w. Micha�a, a tak�e i dla widzenia si� z kupcy ormia�skimi, czy go gdzie z towarem w zyskowniejsz� jak� drog� nie poszl�. Wr�ciwszy, m�wi do matki jako� nie�mia�o, jakby ba� si� j� utrapi�: � Nie b�dzie tego roku wielkich fracht�w ani do Krakowa, ani do W�gier, ani do Wo�oszy, a co w t� stron� i�� ma, na to si� ju� inni furmani ujednali. Dla mnie to nic z tego nie zosta�o i musia�bym chyba wozi� �ydom samborskim wosk i sk�r� a sp�aw do Sanu. Ale pan Krzysztof Serebkowicz wyprawia za pi�� niedziel ze Lwowa karawan�... � Do Turek? O ja nieszcz�liwa? � zawo�a�a moja matka, nie daj�c ojcu doko�czy�. � A ju�ci� �e do Turek � rzecze ojciec � bo p. Krzysztof tylko z tureckimi kupcy ma swoje handle. Ale nie tak g��boko do samych Turek, bo nie a� na sam Konstantynopol, jeno do J�drna i Warny, nad morze, bo tam okr�ty z towarem p. Krzysztofa przybi� maj�. Ujedna�em si� tedy z p. Krzysztofem, a jak na m�j rachunek, to aby z pomoc� Bo��, tam i nazad po 100 talar�w zarobi�. Du�o by�o p�aczu i lamentu w domu dla tej wyprawy ojcowskiej w dzikie i niebezpieczne kraje, a� nad Czarne Morze, kt�re, jako mi si� naonczas w g�owie mojej zda�o, musia�o by� takie czarne, jak sadza, a ca�e pe�ne straszliwych bestyj i smok�w, tako samo czarnych, jako i one g��biny bezustannie nocuj�ce, w kt�rych ani Bo�e s�oneczko, ani ksi�yc, ani gwiazdy przeziera� si� nie mog�y; nie tak, jak w naszym Dniestrze, na kt�rego dnie modre niebo si� k�ad�o jakby w �wierciadle, a chmury p�yn�y pod wod� jak ryby. P�aka�a matka, �e ojciec si� puszcza co wiedzie� na jakie przygody; p�aka� ja, ale nie za to, �e jedzie, jeno i� mnie z sob� wzi�� nie chce, a tak w niema�ej �a�o�ci czas ubiega�. Tymczasem ojciec milcz�cy gotowa� si� do jazdy, a ja, wtedy ju� otrok do�� ros�y, pomaga�em, jak umia�em. Tedy zacz�li�my koniom dawa� owsa na dwie niedziele przed wyjazdem, bo dot�d sieczk� tylko i siano gryz�y i bardzo by�y pos�ab�y i pochud�y � a by�o ich ju� tylko trzy, same bro�kowe, du�e, jeden wrony, kt�rego ojciec zwa� D�umbas, bo go od handlarza Turka kupi�, a takich handlarzy d�umbasami nazywaj�, drugi cisawy, K�u�, trzeci pod�ary, bo ani ca�ogniady, ani ca�owrony, i ten by� najpi�kniejszy, a zwa� si� Sudany; pochodzi� z bardzo zacnej stadniny pa�skiej, ale by� bardzo stary i na jedno oko �lepy. Potem zacz�� ojciec w�z opatrywa� i oprawia�, wszystko z osobna i z wielkim baczeniem od najwi�kszej do najmniejszej rzeczy, od k�, osi, obr�czy, do najmarniejszego gwo�dzia i �rubki, a by�a to pa�uba okrutnie du�a, ca�a setnie kowana, z ogromnym koszem �ubianym i przykoszkami, z poklatem na obr�czach, kt�ry wygl�da� jak du�a buda, �e w niej chyba i mieszka� by mo�na jakby w izbie, a pokryty by� grubym a g�stym cwelichem wroc�awskim, �e i cz�ek i towar bezpieczny by� od deszcz�w, jak pod dobrym dachem: A tyle by�o na tym wozie �elaza, tyle �a�cuch�w, �e, bywa�o, jak po twardej drodze ojciec pu�ci konie rysi�, to taki brz�k, taki �oskot, taki t�tent i dzwonienie, a przy tym tak huczy, jakoby w kot�y bito, co zawsze by�o z podziwieniem ludzi, jako �e w tych stronach ruskich, a osobliwie pod g�rami, maj� ch�opy w�zki mizerne, �e w 9 nich i jednego �wieczka �elaznego nie masz na pokazanie, a wszystko to piszcze i skrzypie, i trzeszczy, �e kiedy z g�r d�ugim �urawiem z klepkami ku sp�awom jad�, to na mil� s�yszysz t� muzyk�. Du�o by pisa�, jak opatrznie ojciec na t� dalek� drog� si� wybiera�, jak osobno z�adowa� woreczek owsa �wi�conego w dzie� �w. Szczepana M�czennika, aby go po drodze do karmy dosypywa� dla od�egnania z�ego od koni; jak dobiera� ziela na r�ne choroby ko�skie: lulk�, lipk�, wil�yn�, kopytnik itd.; jak robi� zapas smarowid�a na rzemienie: z w�dki, sad�a i sadzy gda�skiej; jak w osobny sk�rzany mieszek wk�ada� naczynie przygodnie: m�ot, obc�gi, d�uto, szyd�a, kop� ca�� ufnali; jak czy�ci� top�r, samopa� i szerok� szabl� multank�, bo bez tego ani ruszaj si� z domu, skoro ci� droga prowadzi w takie dalekie a dzikie krainy. Tymczasem matka �adowa�a odzie� i bielizn�, a i o strawie na drog� pami�ta�a: chleba, jagie�, s�oniny, gom�ek, cho�by tyle, aby nie od razu z gotowego grosza �y�, ale na swoim jaki tydzie� i drugi poprzesta�. Da� ojciec na msz� ksi�dzu plebanowi, wys�uchali�my jej w wielkim nabo�e�stwie; ojciec si� wyspowiada� i Przenaj�w. Sakrament przyj��, po�egna� si� z wujem kantorem i znajomymi we wsi; w skruszeniu serca po Sakramencie nie zapomnia� nawet o podstaro�cim i hajduku Kajdaszu, cho� za ich to spraw� musia� si� hazardowa� i tam jecha�, gdzie si� ju� je�dzi� zarzeka�, bo si� tym poga�skim szlakiem cz�ek wyprawia jak na wojn�, niepewny jutra i �ycia. Nazajutrz rano jeszcze s�o�ca nie by�o na niebie, a ju� pa�uba zaprz�ona sta�a gotowa, konie parska�y �wawo, jakby na dobr� wr�b�, i grzeba�y ziemi� kopytami, tak im przyby�o ochoty i gor�ca po dwuniedzielnym obroku. Ojciec prze�egna� znakiem krzy�a �w. matk� i mnie, a matka jego, ob�api� i uca�owa� nas oboje, zrobi� biczem znak krzy�a �wi�tego przed ko�mi, siad� na kozio�, trzasn�� z bicza... �Aju! Hyj!� Zaturkota� w�z po suchej drodze, a mnie i matce si� zda�o, �e te jego kowane ko�a po sercu nam przejecha�y. 10 II KOZAK SEMEN Wkr�tce po tym wyje�dzie mojego ojca sta�o si� u nas wielkie zamieszanie i jakoby trzask okrutny, jeno �e bardzo nieweso�y. Wraca�y wojska z wojny tureckiej, a wraca�y biedne, chude, odarte i g�odne, a w onej biedzie w�asnej niepami�tne biedy ludzkiej. Rozsypa� si� �o�nierz szerok� sieci�; zawadzi� i o ekonomi� samborsk�, jako �e to by�a kr�lewszczyzna, a tedy najbardziej na gospody �o�nierskie wystawiona. Napatrzy�em si� wonczas i buty, i n�dzy wojackiej do syta. Najpierw zacz�a si� przewija� szlachta, wracaj�ca do dom z pospolitego ruszenia, ale tej spieszno by�o do w�asnego komina, a podobno ma�o tam kt�ry z niej widzia� �ywego Turka, bo si� to wszystko zaraz po chocimskiej potrzebie jeszcze spode Lwowa wr�ci�o, nie za�ywszy obozu i nie pow�chawszy prochu. Ale za ni� posypa� si� dopiero prawdziwy �o�nierz najrozmaitszej broni, jeszcze jakoby mokry od krwi poga�skiej, a i od swojej w�asnej, kurzem bitwy okryty, czarny od wiatr�w i s�o�ca � cz�sto chory, cz�sto ranny i okalecza�y, a zawsze g�odny, odarty i prawie �e dziki. Napatrzy�e� si� wtedy, bracie, co to wojna umie! Husaria, pancerni, dragonia, rajtaria, piechota �anowa, kozacy i B�g tam wie jaki jeszcze lud zbrojny, bo byli mi�dzy nimi i Wo�osi, i W�grzyni, i Niemcy � wszystek ten �o�nierz to mija�, to si� zatrzymywa�, a najcz�ciej tak bywa�o, �e ledwie jedni si� osadz�, a ju� drudzy ich sp�dzaj� z gosp�d si�� moc�, tak �e bez trzasku szabel i bez strzelaniny cz�sto si� nie oby�o. A wszystko z uciskiem i ze �zami ubogiego ludu, bo �o�nierz d�ugo by� niep�atny; tym �y�, co mu dano, a raczej tym, co sam wzi��. By�y mi�dzy nimi szarpacze, �e ano nie wiesz, czy to sw�j, czy nieprzyjaciel; z Tatarem stali za jedno. Gdzie by� jaki kogut, to go zjedli; ciel�ta r�n�li, p��tno babom wydzierali, ziarnko �yta i �d�b�o s�omy nie zosta�o po nich w stodole. Tak i u nas w Podborzu dzia�o si� z wielkim strachem moim, a z niema�ym p�aczem mej matki. A ta jedna tylko by�a pociecha dla mnie, �e zaraz pierwszego dnia �o�nierze okrutnie zbili podstaro�ciego i hajduka Kajdasza za to, �e ich do dworu pu�ci� nie chciano, ka��c im na nas ubogich ch�opkach poprzestawa�. Za zmi�owaniem Bo�ym poszli nare�cie, albo raczej wy�cigano ich z ca�ej okolicy, za� na ich miejsce przysz�y roty husarskie, a mi�dzy nimi i rota p. kasztelana Samuela Koniecpolskiego, kt�ry po panu Dani��owiczu trzyma� starostwo samborskie. Podstaro�ci z hajdukiem Kajdaszem pisali dla nich gospody, a jako chata nasza by�a najdostatniejsza we wsi i by�a przy niej du�a stajnia, to nas najpierwszych pisali. We dworze, w kt�rym tylko podstaro�ci Ba�czy�ski siedzia�, stan�� sam pan chor��y husarski z kilku towarzyszami, a na nasz� zagrod� przypad�y trzy konie z jednym czeladnikiem s�u�ebnym. Pami�tam, by�o to ju� pod wiecz�r, a wrota naszego podw�rza by�y przywarte; kiedy siedz�c w izbie, s�ysz� mocne wo�anie: � Hej, ho! Hej, ho! 11 Wychodz� ja i spojrz�: przed wrotami stoj� trzy konie; dwa z nich wynios�e i szumne, ca�e czerwonymi suknami nakryte, bardzo pa�skie i harde, �em takich pi�knych jeszcze nie widzia�, za� trzeci o wiele mniejszy, chudy i bardzo na oko niepoczesny, a na nim siedzi m�ody cz�ek, jakoby wyrostek dopiero, w kaftanie z ciel�cej sk�ry, na kt�rej sier�� by�a zostawiona, w czapce baraniej wysokiej i spiczastej, przegi�tej na lewy bok, z d�ug� spis� i przy szabli, a na plecach i przy boku wisz� mu trzy jakoby sakwy, jedna bardzo d�uga, druga kr�tsza, trzecia, jakby okr�g�a, a wszystkie trzy mocno kud�ate, bo z koziego ko�ucha szyte. � Hej, ho! Hej, ho! � wo�a na mnie patrz�cego � a odewrzesz ty wrota, kotiuho! Id� otwiera�, a tymczasem wysz�a i matka, ju� z�a bardzo, ca�a czerwona i chmurna, z zaci�ni�tymi od gniewu ustami, bo ju� jej by�y te gospody �o�nierskie doj�y do �ywego i tak nas zniszczy�y, �e i chleba suchego w domu nieraz nie by�o, �e pami�tam, matka zwyk�a by�a m�wi�: Przyszed� jeden, wzi�� sukman�; przyszed� drugi, wzi�� koszul�; przyjdzie trzeci, to chyba sk�r� z cia�a zedrze. Ale ten nowy go�� w ciel�cym kaftanie jako� tak nie wygl�da�, jakoby nas ze sk�ry mia� �upi�. Cho� mnie przed chwil� nazwa� kotiuh�, teraz kiwn�� mi g�ow� i u�miechn�� si� weso�o, zeskoczy� z konia, zdj�� czapk�, pok�oni� si� pi�knie matce, poca�owa� j� w r�k� i rzek�: � S�awa Bohu! Daj Bo�e zdrowie, pani matko! Kiedy zdj�� czapk� i grzecznie nas pozdrowi�, my oboje jeno g�by pootwierali od zdziwienia, bo ano ten cz�owiek mia� ca�� g�ow� ogolon�, a na wierzchu jeno zosta� mu d�ugi kosmyk w�os�w, jakoby warkocz zapleciony, a ten sobie zawin�� a� poza ucho. Pomiarkowa� to ten cz�owiek, �e na niego jakby na dziw patrzymy i �miej�c si� rzecze: � Ano, to wy, jako bacz�, �ywego Kozaka jeszcze nie widali? Jam przecie� widywa� cz�sto kozak�w staro�ci�skich, bo z zamku samborskiego z listami je�dzili, ale ci byli w barwie przystojnej i w�osy tak strzygli, jako my wszyscy, i nie wieszali na siebie takich biesag kosmatych i spis takich d�ugich u nich nie widzia�em, jeno szable i pletnie. Tak mu te� powiadam. � Bo tamto to sobie czelad� s�u�ebna, staro�ci�ska � rzecze on na to � a ja mo�ojec rzetelny, wolny, i z Kozak�w �niepos�usznych�, zaporoskich. � A kiedy wy niepos�uszny i nies�u�ebny, to czemu s�u�ycie i s�uchacie? � m�wi matka. � Bo teraz musz�, ale m�j ojciec nie musia� i ja prz�dy nie musia�, i niezad�ugo to znowu nie b�d� musia�, jak B�g da... U nas tak powiadaj�: Terpy, Kozacze, budesz atamanom! M�wi� po rusku lubo umia� tak�e po polsku, ale my i po rusku dobrze go rozumieli, jako �e�my mi�dzy sam� Rusi� i porodzili si�, i wychowali. � A ciebie jak wo�aj�? � pyta mnie ten Kozak. � Hanusz � odpowiadam, bo na imi� by�o mi Jan, ale ojciec z miejska Hanusz mnie wo�a�, i pytam: � A was jak? � Ja si� nazywam Semen Bedryszko, spod Czerkas, assawu��w syn. Zawi�d� konie do stajni, a ju� mu by�o ze dworu obroki przystawiono, ustawi� w przeworynach, uwi�za�, nasypa� je��, za�o�y� siano, a przed tym jeszcze d�ug� spis� i owe kosmate biesagi w k�cie z�o�y�. Potem z jednej biesagi wydoby� �uk, z drugiej �ubie ze strza�ami, a z trzeciej kobz� kozack� z dereniowego drzewa i wszystko to obok siod�a i dw�ch pistolet�w, kt�re mia� w olstrach kulbaki, porz�dnie na ko�kach porozwiesza�. Ja przez ca�y czas chodzi�em za nim oczami w ciekawo�ci wielkiej, a kiedy wyszed� ze stajni, pobieg�em i ja, czekaj�c, rych�oli, tak jak inni �o�nierze, we�mie kl�� a na matk� wo�a�: �Dawaj, babo, je��!� Matka by�a w�a�nie na podw�rzu z siekier� w r�ku i zabiera�a si� do r�bania drwa, bo s�ugi ju� wtedy nie mieli�my, a tu Kozak skoczy do niej, odbierze jej siekier� i powie: � Zostawcie; ja to lepiej umiem! Nar�ba� drew, zani�s� do izby, wzi�� dwie pr�ne konewki i nie pytaj�c nawet, gdzie we wsi studnia, bo j� po drodze widzia�, nanosi� wody, a widz�c, �e matka nieci ogie� na kuchni, podsun�� si� i sam go tak pr�dko roznieci�, �e ja z matk� z podziwieniem na to patrzyli�my. 12 Zobaczy� garnek czysty, kt�ry matka nagotowa�a by�a, nala� do� wody, przystawi� do ognia, a zrobiwszy to wszystko, siad� na �awce i mrugaj�c do nas weso�o, m�wi: � Ogie� jest, woda jest, ino waryty, koby bu�o szczo! Tak si� ten Semen grzecznie przym�wi� do wieczerzy, a �e matka mu rada by�a za t� jego poczciwo��, tedy mia� i kasz� jaglan� z mlekiem i troch� szperki do chleba si� znalaz�o � a jad� jak wilk, taki by� g�odny. Wzi�� nas od razu za serce ten Kozaczek i z ka�dym dniem milszy by� mojej matce; ja za� tom go tak polubi�, jak gdyby to by� m�j rodzony. Nie by� nam ci�ki, owszem niepoma�u pomocny; nie jada� nawet z nami, bo go jako czeladniczka p. kasztelana Koniecpolskiego podstaro�ci we dworze �ywi� musia�, a matce, kiedy tylko m�g�, to pomaga�: drwa r�ba�, wod� nosi�, izb� zamiata�, na pole chodzi�, sieczk� rzn��, na �arnach m�k� me��; co we�mie, to mu si� pod r�k� pali, taki �wawy robotnik, a weso�y, a �piewaj�cy, a� w chacie mi�o. Bywa�o we�mie wieczorem t� kobz� swoj� i zacznie �piewa�, a przerwami na strunach przebiera�, �e ano i one �piewaj� jakoby �ywe, i zda ci si� raz; �e p�acz� �a�o�nie, tak �e i tobie p�aka� si� chce; to znowu bij� jakby w dzwony rado�ne, albo jak weso�e skrzypki do ta�ca wo�aj�, �e jeno poskocz z miejsca; to znowu szumi� cicho jak wiatr w burzanach i gin� gdzie� daleko, daleko, jakby to a� za g�rami, za borami by�o, �e ju� nie do ucha gadaj�, ale do samej duszy cz�owieczej, i tak ci si� robi, jak kiedyby co� bardzo dobrego i umi�owanego od ciebie ucieka�o, ucieka�o, a nare�cie ca�kiem uciek�o i wr�ci� nie obieca�o... Matce mojej zawsze si� wtedy na p�acz bra�o i zawsze jej stawa� na oczach ojciec, biedny, samotny, w�drowny, w dalekich poga�skich krainach. � Mi�y Bo�e � rzecze tak raz matka � co tam teraz m�j porabia! � Wasz? � pyta Semen i m�wi dalej: � Ot, ja g�upi, to ja my�la�, �e wy wdowa, a gdzie� wasz? � Pojecha� z furmank�, z ormia�skim towarem... ju� temu kilka niedziel b�dzie. � A gdzie pojecha�? � pyta Kozak. � Daleko, bardzo daleko, a� do Czarnego Morza. Kozak klasn�� w d�onie i wo�a: � Czarne Morze! Znaju, znaju! Bywa� ja na Czarnym Morzu, oj, bywa�! Tak rok jeszcze bywa�! Hej, hej, to jakby moja ojczyzna!... A kiedy to m�wi�, to tak jak gdyby i rado��, i �a�o�� jaka� zarazem go zbiera�a, a oczy mu si� zapali�y jak dwa �ywe w�gle. � Nad Czarne Morze pojecha�; ot, i patrzcie, a nic mi nie m�wicie! Ale gdzie, na jak� stron�? Widzicie: Czarne Morze wielkie, wielkie jak �wiat! A po brzegach grody i sio�a, i zamki, a od jednych do drugich daleko, daleko, znowu �wiat! Bi�ogr�d, Kilia, Sulima, Tarabozan, Synopa, Warna... � Warna, Warna! � zawo�a matka � do Warny z kupcami pojecha�. � Ot, co, tak i gadajcie, do Warny! Znaju, znaju! To nie tam od Zaporo�a, gdzie nasz Dniepr, ani tam od Wo�oszy, gdzie wasz Dniestr do morza wpada, to na dole, na dole... � Jako� to Dniestr? � rzek� ja z wielkim zdziwieniem, bo Dniestr p�yn�� pod nasz� wsi� i ledwie go z oka naszego nie wida� � to Dniestr p�ynie a� do Czarnego Morza? � Co nie ma p�yn��?... p�ynie a� do samego morza, a jakby ty, mo�ojczyku, wyszed� tu z Podborza, a szed� brzegiem, a szed� i szed�, i szed�.., toby� do limanu, a z limanu do Czarnego Morza zaszed�, ot, co! Zaduma� ja si� bardzo, a tymczasem matka m�wi: � A wy tam byli, Semen? � Czemu ja nie mia� by�? By� ja tam, by� ja i dalej. K�dy to Semen nie bywa� z ojcem assawu�� i mo�ojcami!... � Tak piechot�, brzegiem dniestrowym? � pytam ja teraz. 13 � Widzisz go! Piechot�, brzegiem! Jeszcze ty durny mo�ojczyk jeste�! Na czajkach my tam byli. I zacz�� si� �mia� bardzo ze mnie, a ja si� ju� wstydzi�em pyta�, co to s� czajki, bo zna�em tylko czajki ptaki i s�ysza�em, �e jesieni� wybieraj� si� za morze, ale matka pyta: � A c� to s� czajki? Tedy dowiedzieli�my si� od Semena, �e to s� takie du�e cz�na, ��obione z lipowych k��d, sk�r� w �rodku wybite, a doko�a trzcin�, czyli oczeretem oplatane, na kt�rych i rzekami i morzem chy�o p�ynie, kto wios�owania dobrze �wiadom. � A co wy tam robili, Semen, na Czarnym Morzu i w Warnie? � pyta matka. � Co my tam robili? Hulali! W go�cinie my tam byli, hej, w go�cinie! Tylko �e nam tam nie byli radzi, oj, nie byli, pewno nie byli! I tu przerwa� i nie chcia� dalej m�wi�, jeno taki stan��, jakby go kto odmieni�; co� mu takiego z oczu b�ysn�o, czego my przedtem nigdy w nim nie widzieli, tak jakoby w tym Kozaku jeszcze drugi jaki� cz�ek siedzia�, ale z�y i srogi, a dopiero teraz niby z jaskini na nas spojrza�. Ale to na chwil� tylko by�o, bo zaraz potem znowu by� wes�. Mieli my du�o pociechy z tego Kozaka, i ja, i matka, i s�siedzi, a ja to ju� pewno najwi�cej. Nauczy� mnie na swej kobzie gra�, nauczy� z �uku strzela�, a by� taki sprawny w tym strzelaniu i tak� mia� dziwn� pewno�� w oku, �e bywa�o ptaka w lot strza�� przeszyje; pokaza�, jak mam sobie struga� wereszki na strza�y, jak na nie nabija� ostre p�oszczyki, jak robi� zatrzaski, sid�a i siatki na ptactwo i zwierzyn�, jak wyplata� wi�ciorki na ryby, jak w czystym polu lub w lesie rozezna� si�, gdzie s�onko wstaje, a gdzie si� chowa i gdzie na niebie po�udnie a gdzie siewierz, a to nawet w nocy, wedle gwiazd; jak przyk�ada� ucho do ziemi i nas�uchiwa�, i pozna�, czy kto jedzie z daleka i czy to wozy, czy konni ludzie, i czy ich ma�o, czy wi�cej � owo zgo�a nauczy� rozmaitych ciekawo�ci, kt�rych u nas we wsi nikt albo cale nie zna�, albo niedobrze wiedzia�. Z koniem swoim, chudym i na oko marnym, to by� jakoby z przyjacielem albo z rodzonym bratem, m�wi� do niego jak do cz�owieka i powiada�, �e ko� jego rozumie, a on konia; jako� by�a to szkapa osobliwa, jak dobrze chowany pies zmy�lna i pos�uszna, i jak pies do swego pana przywi�zana. Pozwala� mi te� na swego konia wsiada�, a kiedy tamte dwa konie husarskie prowadzi� na przek�usk�, pozwala� mi jecha� na swoim, a sam jednego z husarskich dosiada�. Jednego ranka wyjechali�my tak z ko�mi i wzi�li�my si� drog� ku Samborowi. Ujechali�my mo�e jak� �wier� mili, kiedy si� natkniemy na w�z ma�y, ale dobrze na�adowany, tak jakby jaki� towar wi�z�, z dwoma mocnymi ko�mi w zaprz�gu w�gierskim i z furmanem ubranym nie po naszemu, bo u nas takich �witek z samodzia�u i takich czapek wysokich, spiczastych, a bardzo podobnych do tej, jak� Kozak Semen mia� na g�owie, nigdzie doko�a nie naszano. Jak go Semen zobaczy�, to a� prawie podskoczy� na koniu i zaraz do niego po rusku: � S�awa Bohu! A wy od Taraszczy? � A od Taraszczy. Od �ebedynej Grobli. � A sk�d jedziecie? � A� z siedmiogrodzkiej ziemi. � A dok�d B�g prowadzi? � Do Lwowa, a stamt�d, pomagaj B�g, do domu, na Ukrain�. � A w�z i konie wasze? � Gdyby moje! Ja czumak biedny. Nie moje, �ydowskie... � A jaki to �yd? � Chocimski, turski �yd, Czarny Mordach. � Czarny Mordach, co go po tursku Kara-Mordach nazywaj�! � krzykn�� Semen i tak rzuci� sob� na koniu, jakby go kto strza�� przeb�d�. � A gdzie� oni? � Zosta� w tyle � m�wi furman � jedzie konno, na siwym bachmacie, ot, i s�ycha� kopyta. 14 Patrz� ja w t� stron� i widz�: jedzie na siwym koniu ch�op setny, w czarnej �upicy, przepasany szerokim rzemieniem z surowej sk�ry, z twarz� ciemn� jakby u Cygana, z du�� czarn� brod� i z ma�ymi bystrymi oczyma, �wiec�cymi jak u kota, ale kosooki, tak �e tym zezowatym spojrzeniem bra� ci� jakoby we dwoje szyde� i chcia� niby przek�u� cz�owieka brzydkimi �lepiami na wskr� z obojej strony. Jak go tylko Semen zobaczy�, poczerwienia� ca�y jako mak polny, �y�y mu nabieg�y krwi� na czole, a oczy mu si� zapali�y takim gniewem, �e a� mnie samemu sta� si� straszny. � B�g mi jego da�! B�g mi jego da�! � wo�a wielkim g�osem i sadzi z koniem prosto na onego �yda. �yd patrzy� wi�cej na nasze konie ni� na nas, dopiero gdy Semen tak krzykn�� i tak do niego podjecha�, �e swoim kolanem prawie jego kolana dotkn��, podni�s� oczy na Kozaka. � Kara-Mordach! Kara-Mordach! � krzykn�� teraz Semen. � Poga�ski synu! Sobako! Znasz ty mnie? Znasz ty Bedryszk�? �yd si� zatrz�s�, poblad� i z nag�ym strachem umkn�� si� w zad konia, ale w tej samej chwili Kozak �ap! go za gard�o i tak okrutnie �cisn��, �e ma�e oczka �yda krwi� nabieg�y i wysadzi�y si� na wierzch jak ga�ki. �yd a� zacharcza�, ale w tej chwili, jako mia� pleciony ka�czug w r�ku, tak nim z ca�ej si�y uderzy� konia, na kt�rym Semen siedzia�. �wisn�a �ydowska pletnia w powietrzu jak �mija i jak �mija zwin�a si� na koniu, a ko� zapiszcza� z bolu i strachu i jak w�ciek�y rzuci� si� wielkim skokiem na bok. Semen spad� na ziemi�. �yd zaci�� pletni� swego bachmata i zacz�� ucieka� gwa�townym cwa�em. Jak wicher rozmiata� za sob� kurzaw� i przepad� z oczu jakoby w ciemnej chmurze. Semen porwa� si� na nogi, str�ci� mnie z swojego kozackiego konia jak klusk� na ziemi�, wspi�� si� w kulbak� i nie rzek�szy do mnie ani s��wka, pu�ci� si� strza�� w pogo� za �ydem. Tylem go widzia� i s�ysza�, co �wiszcz puszczony z �uku... Zerwa� si� w g�r� wysoko drugi tuman kurzu i zakry� i Semena, i konia. Zosta�em sam na drodze, a konie husarskie tymczasem pop�dzi�y na pola. Nie wiedzia�em, co czyni�, czy �apa� konie, czy czeka� na Semena � sta�em g�upi od strachu i ciekawo�ci, z oczyma wlepionymi w ob�oki kurzu, kt�re umyka�y coraz dalej, coraz dalej, a� opad�y pod g�rami. 15 III TAJEMNICA KOZACKA Min�� dzie�, a Semen nie powr�ci�. Konie, po�apane w polu, dopiero pod wiecz�r przywiedziono do wsi, ale ju� ich nie postawiono w naszej stajni tylko we dworze u podstaro�ciego. Przyszed� hajduk Kajdasz do naszej chaty i kaza� mi z sob� i�� do dworu. Szed�em z wielkim strachem, jak kiedybym wsp�winny by� w tym, co si� sta�o z owym �ydem i Semenem. Pytano mnie surowo, a nawet ch�ost� gro�ono, abym wszystko powiada�, co jeno wiem, bez wszelkiego zatajenia; jam te� wszystko powiedzia�, cho� tego niewiele by�o i nikt z tego m�dry by� nie m�g�. Ca�� noc tego dnia nie spa�em; matka tak�e; zawsze nam si� zdawa�o, �e Kozak wr�ci; a kiedy si� tylko co ruszy�o na podw�rzu, wiatr czym� potr�ci�, pies gdzie� we wsi zaszczeka�, wybiega�em z chaty, czy to nie Semen wraca. � Niechajby ju� nie wr�ci� i niechby�my go ju� nigdy nie obaczyli � rzecze mi matka nazajutrz rano � byleby go nie z�apano. Bo co wiedzie�, jako to by�o i co si� sta�o? Mo�e co strasznego; mo�e rozb�j jaki, zabicie tego czarnego �yda... Trafi�a matka w sam� prawd�, bo pod wiecz�r wuj kantor, kt�ry Semena u nas pozna� i bardzo polubi�, przybie�a� do nas zadyszany i prawi: � Jechali dzi� solarze z Drohobycza; powiadali, �e tam niedaleko Bronnicy znale�li ludzie na polu jakiego� turskiego �yda, szabl� srodze zr�banego, �e ju� znaku �ycia nie dawa�. Z�o�yli go u �yda kwotnika, co niedaleko mieszka, a balwierz, co go zawo�ano, jeszcze si� w nim �ycia domaca�, ale m�wi, �e mu �mier� pewna od roz�upanej czaszki. � Od Semenowe j szabli! � zawo�a�em prawie z uciech�, bo lubom z tej ca�ej przygody nic nie rozumia�, przeciem na �lepo trzyma� z Kozakiem przeciw �ydowi. � Pewno �e nie inaczej � m�wi na to wuj � ale kto tam wie, czy si� i Semenowi nie dosta�o, bo �yd �w prawie �e jeszcze trzyma� w r�ce wystrzelony pistolet. � Mo�e i Semen zabity! � wo�a matka. � Mo�e, postrzelony, powl�k� si� gdzie w las albo w pole i tam skona�. Nieszcz�liwy sierota! � Toby jego ko� zosta� � m�wi� ja na to � a jak konia nie ma, to Semen pewnie zdrowo uszed�. Znam ja tego konia dobrze; nie odst�pi�by on swego pana na krok; tak by przy nim wartowa�, jak pies, i pr�dzej by zdech�, ni�by go odbie�a�. Tak my i wszyscy we wsi gadali i zachodzili w g�ow�, co to by�a za rzecz mi�dzy Semenem a tym podr�nym �ydem turskim, a tymczasem znowu dzie� min�� bez s�ychu i wie�ci, i wszystko, jako nam by�o tajemnic�, tak i pozosta�o. Tej nocy ja znowu usn�� nie mog�em, ci�gle my�l�c o �ydzie i Semenie, a obaj stali mi tak w oczach, jak gdybym obu �ywych mia� przed sob�. Le�e tak w ma�ej izbie z otwartymi oczyma � matka spa�a obok w �wietlicy � i w g�owie mi si� k��bi od samych dziwnych rzeczy, jak gdyby w jakiej strasznej bajce, i patrz� w ma�e okienko naprzeciw mojego pos�ania, a noc by�o do�� jasna, cho� ksi�yc nie dochodzi� jeszcze pe�ni � kiedy nagle widz�, �e jaki� cie� podsuwa si� pod okno i s�ysz� jakoby lekkie pukanie. Nie wierz� zrazu ani oczom, ani uszom, my�l�c, �e to tylko przywidzenie, ale 16 oto znowu i cie� widz� wyra�niejszy, i pukanie s�ysz� g�o�niejsze. Zrywam si� z pos�ania i w tej chwili przychodzi mi na my�l, �e to chyba Semen by� musi. Ostro�nie, po cichutku, aby matki nie budzi�, wymykam si� do sionki, odsuwam zawor� i z progu wygl�dam na podw�rze. Patrz�, a tu pod oknem stoi Semen. Zobaczy� mnie zaraz i przyst�piwszy m�wi do mnie szeptem: � To ja, Hanusiku, ja, Semen. Gdzie moje pistolety? � Schowa�em je w izbie � odpowiem. A trzeba wiedzie�, �e nazajutrz po znikni�ciu Semena zabrali�my z matk� z pustej stajni wszystkie jego rzeczy: �uk, sajdak, pistolety, kobz�, do komory. � �uk i kobza niech b�d� twoje, na niezabudysz po Semenie, ale pistolety mi wynie� i sam si� zbieraj, bo mi ciebie trzeba. Wpad�em do chaty, ogarn��em si� pr�dko, po cichu z komory zabra�em pistolety i wykrad�em si� na dw�r jak z�odziej, aby matka nie s�ysza�a. Kozak wzi�� pistolety, chwyci� mnie mocno za rami� i tylko jedno s�owo powiedzia�: � Chod�my. Zagroda nasza sta�a do�� daleko za wsi�, prawie na bezludziu, nie by�o tedy wielkiej obawy, aby nas kto widzia�, cho� jak rzek�em, noc jasna by�a. Jednak�e Semen rozgl�da� si� dobrze doko�a, jaki� czas nas�uchiwa�, a potem ruszy� ze mn� bardzo szybkim krokiem. Przebiegli�my pole i zapadli w las, a od Podborza zaczynaj� si� ogromne lasy i id� daleko, daleko w g�ry, a� pod Beskid ku W�grom, ciemne, g�ste bory, jakoby jedna nieprzebrana puszcza. Na brzegu lasu Semen si� zatrzyma� i m�wi: � Otw�rz ty dobrze oczy jak ry�, bacz ostro i miarkuj sobie a zapami�taj drog�, aby� si� tu dobrze wyzna� i aby� tam m�g� trafi� beze mnie czy dniem, czy noc�, dok�d ja ciebie teraz zawiod�. Tam uwa�aj i pami�taj, jak gdyby ci o �mier� albo �ycie chodzi�o. Wst�pili�my w las i szli�my d�ugo, bardzo d�ugo, �e mi si� to par� godzin zda�o, a Semen po drodze ci�gle mnie uczy�, jako poznawa� drog�, pokazywa� mi znaki, wed�ug kt�rych mam si� bra�, to prosto, to w lewo, to w prawo; tu debra, tu ruczaj, tu jar, tu polanka, tu wywr�cisko, tu majdanek, tu zielony od mchu moczar; t�dy p�jdziesz, tak skr�cisz, st�d prosto jak strzelenie z �uku na p�noc si� we�miesz. Kaza� mi le�� na bardzo wysok� sosn� i sam wylaz�, a stamt�d na gwiazdy uwa�a� kaza�, kt�re z nich dobrze drog� mi wska��, gdyby tego by�a potrzeba. Nare�cie przyszli�my na polan� wi�ksz�, w czarnej g�stwinie ukryt�, z jednej strony od lasu jarem g��bokim przeprut�. Od polany tej ku p�nocy las wyra�nie jakby do g�ry skoczy�, albowiem tak si� nagle i stromo grunt le�ny podnosi�, �e�my naraz stan�li przed urwist� ska��, jakoby przed �cian� i gdyby�my byli chcieli dosta� si� dalej, nie zbaczaj�c z drogi, to chyba le�� po drabinie by�oby trzeba. Tu Semen stan�� i pyta: � Spami�ta�e� dobrze drog�? � Spami�ta�em. � Trafisz do domu? � Trafi�. � A z domu? � I z domu. � Ile tobie lat? � pyta dalej. � Pi�tnasty. � Pi�tnasty rok � rzecze na to Semen � a to w twoich leciech ju� by� mo�ojec ze mnie! Bra� mnie ojciec na wojn� i na chadzk� do czajki na Czarne Marze! Czy ja jednego Tatara strza�� z konia zsadzi�, jak ja mia� pi�tna�cie lat! Wiem, �e ty ciekawy i niedurny; i szczera dusza jeste�, i wierna; wiem, wiem. Zdrady jeszcze nie znasz, pewnie nie znasz, ale czy nie poznasz? Kto to wie, Boh znoje... Za nami, Kozakami, chodzi zdrada jako cie� za cz�owiekiem; 17 wi�cej mo�ojc�w ginie od zdrady ni� od lackiego samopasu, ni� od tatarskiej strza�y, ni� od janczarskiej szabli! A przysi�gniesz, �e mi wiary dochowasz? � Przysi�gn�! � m�wi� �mia�o. Semen wyj�� z zanadrza ma�y krzy�yk drewniany, kijowski, rzezany, poca�owa� go, kaza� mnie poca�owa� i tak si� ozwa�: � Na ten krzy�, na �w. Spasa, na Bogarodzic�, na �w. Miko�aja i na wszystkich �wi�tych i b�a�ennych �awry Pieczarskiej przysi�gnij, �e to, czego si� tu dowiesz, zachowasz w tajemnicy, �e nikt nie us�yszy od ciebie tego, co ty ode mnie us�yszysz, �e nikomu tego nie poka�esz, co ja tobie poka��, i �e wszystko tak zrobisz, jako ja ciebie naucz�! Czy przysi�gasz? � Przysi�gam. � Ten turski �yd, Kara-Mordach, co�my go spotkali, to by� taki przekl�ty pies i zdrajca, co krew kozack� pi�. B�g mi go w r�ce da�; zgin�a �mija od szabli kozackiej. � Co on wam zrobi�, Semem � zapyta�em. � Co zrobi�? � zawo�a� Semen � ojca mojego zdradzi� i sprzeda�, Turkom poha�com go sprzeda�, jak pod�e bydl� sprzeda�, jak psa na �a�cuch go wyda�! � A kto by� wasz ojciec? Czy tak�e Kozak � pytam znowu. � Jak�e nie Kozak? � rzecze Semen. � Oczywi�cie Kozak, my wszyscy z Kozak�w i Kozacy; ka�dy Bedryszko Kozak! Ale jaki by� Kozak! Takiego drugiego nie ma w Siczy, w ca�ej Ukrainie nie ma ani na Zaporo�u! On jeszcze hetmana Koni�skiego widzia�, z Borodawk� wojowa�, z �obod� na Turk�w chodzi�, z Nalewajk� i z Sahajdacznym! On by� praw� r�k� Sahajdacznego Konaszewicza, okiem w g�owie by� u niego. Czarne Morze go zna i sam su�tan wie o nim i baszowie turscy trz�li si� przed nim ze strachu! On Synop� z�upi� i Archiok� z dymem pu�ci� i Oczak�w; z Konaszewiczem Warn� spali� � niedawno, ledwie dwa roki temu! Z Lachami chodzi� na Turk�w; hetman ��kiewski go zna� i hetman Chodkiewicz; pan Koniecpolski prawie go za brata i towarzysza mia�, tak jego lubi�. Ale nie ten wasz Koniecpolski, pan Samuel, tylko ten drugi, p. Stanis�aw, choroszy pan i rycerska krew, co go Turcy pod Cecor� w jasyr wzi�li! I to ca�e nieszcz�cie, �e go wzi�li! Pan Stanis�aw Koniecpolski by�by ojca mojego od Turk�w pewno wykupi�; pan to praworny, hojny i sam �o�nierz wielki; ale c�, sam on teraz w nieszcz�ciu; kto wie czy jeszcze �yje, mo�e go ju� Turcy w Czarnej Wie�y udusili, mo�e na haku wisi jak knia� Dymitr s�awnej pami�ci! � A czemu� wy, Semen, nie ratujecie ojca? � pytam Kozaka. � A co by ja tu by� u was robi�, gdybym ojca ratowa� nie chcia�? A po co mnie by�o wybiera� si� tu, a� pod Sambor? Ja Kozak wolny, niepos�uszny, nigdym ja panom nie s�ugiwa�, a tak przecie wzi��em s�u�b� u pana Samuela Koniecpolskiego, dlatego �e to Koniecpolski, bom sobie tak duma�, �e on mi ojca wykupi z r�k poga�skich, bo go tak�e zna i wie o nim; od swego krewniaka wie i od innych pan�w rotmistrz�w wie. Ale to ju� nie taki pan, jak Stanis�aw, i nie taki �o�nierz, cho� z jednego rodu i z jednej krwi. Ot, jak to powiadaj�: z jednego drzewa krzy� i �opata! Czeka�em na niego i doczeka� si� go nie mog�em; by�bym przecie czeka� jeszcze dalej � ale B�g mi da� w r�ce Kara-Mordacha i ju� teraz nikogo nie potrzebuj�. Wiem ja ju�, co robi�, i jak ojca ratowa�! � A macie pewno��, �e wasz ojciec �yw jeszcze mi�dzy Turkami? � pytam Semena � mo�e ju� zabit! � Zabit! � wo�a na to Semen. � Turcy go pewnie nie zabili! Oni radzi, �e go �ywego maj�, aby najd�u�ej; oni go sobie na wag� z�ota k�ad�. Trzeba ci wiedzie�, �e m�j ojciec to s�awny puszkarz, g�o�ny po �wiecie, hen, na ca�� Ukrain�. Drugiego takiego nie znale��, chyba w niemieckich krajach. Chcia�em si� pyta� Semena, co to jest puszkarz, bo wtenczas tego nie wiedzia�em, ale on jak gdyby zgad�, �e tego nie rozumiem, rzecze dalej: � Albo wiesz, co to jest puszkarz? Pewnie nie wiesz! Ot, co, pi�tnasty rok chleb je, a durny, o puszkarzu nie s�ysza�? Ale o armatach, s�ysza�e�, o dzia�ach, jako wy w Polszcze nazy- 18 wacie? Puszka a dzia�o to jedna rzecz. M�j ojciec umie ko�o armat chodzi�, jak nikt nie umie... Jak nastawi, wymierzy, wyceluje, wypali, to kula ani na pi�d� nie chybi; jak chce komu urwa� g�ow�, to urwie jako nic. Ja tak z �uku strzeli� nie umiem, jak m�j ojciec z puszki! Jego kule s�uchaj�; tam ka�da leci, k�dy j� poszle, jak Kozak z listem. Ale to jeszcze nie wszystko, chocia� to bardzo wiele. M�j ojciec sam umie puszki robi�. Umie on ula� ze spi�u tak� okrutn� armat�, �e ch�op w ni� wlezie, a jak z niej strzel�, to ziemia si� trz�sie, a kula z niej wie�e i mury wali, w kup� kamieni je obraca. On i dzwony la� umie, a jakie! Jak zadzwoni�, to jakoby ze szczerego srebra by�y; jak si� rozhucz�, to a� si� serce raduje; g�os po polach i stepach milami p�ynie, do nieba bije... bam! bam! ca�e powietrze gra i �piewa? Mo�e kiedy� us�yszysz taki dzwon, co go ojciec la�, albo zobaczysz tak� puszk� jego roboty; czemu nie? U Nalewajki by�a jedna, wzi�li j� wasi do Krakowa. A na ka�dej puszce i na ka�dym dzwonie napisano �adnymi bukwami: OPANAS � bo memu ojcu Opanas na imi�. To jak�e takiego majstra Turcy by zabijali? On �yje, ale gdzie? B�g zna. Mo�e w Chocimiu, mo�e w Benderze, mo�e w samym Stambule ko�o puszek robi� musi, na po�ytek pogan, a na zgub� i kozack�, i lasz�. Ale ja go znajd�, koniecznie znajd�, jak B�g na niebie! Teraz ju� wiem, jak, i mam, czego mi trzeba. � A to obdarli�cie pewnie �yda Mordacha; Semen � zawo�a�em � macie teraz du�o z�ota na wykup... � Obdar�, nie obdar� � m�wi Kozak � mia�, psi syn, na sobie trzos pewnie pe�ny dukat�w; nie wzi��em ani jednego. Ja szuka� czego innego i tak B�g da�, �em znalaz�. I dlatego nie dba�em ju� o jego pieni�dze. � A co to by�o? � pytam. � Patrzcie owo, sk�d ty taki wzi�� si� ciekawy! To by�o co�, co wi�cej warte z�ota, ni�by go by� m�g� ud�wign�� na sobie Kara-Mordach, cho� widzia�e�, jaki ch�opi! To by�o to, co