249

Szczegóły
Tytuł 249
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

249 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 249 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

249 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Przerwany urlop" autor: Jack Higins Prze�o�y�: WINCENTY �ASZEWSKI Tytu� orygina�u: "THE GRAVEYARD SHIFT" tekst wklepa�: [email protected] Korekta: [email protected] - Ilustracja na ok�adce - STEVE CRISP - Copyright 1965 by Harry Patterson All rights reserved - For the Polish edition - Copyright 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7082-936-8 * * * KARTA OFICERA S�U�BY CZYNNEJ NAZWISKO, IMI�: MILLER Nicholas Charles MIEJSCE ZAMIESZKANIA: - Four Winds, Fairvjew Avenue DATA URODZENIA: 27 lipca 1939 WST�PI� DO S�u�BY W WIEKU: 21 UPRZEDNIO WYKONYWANY ZAW�D: Student WYKSZTA�CENIE: Fundacja Uczniowska przy Liceum Arcybiskupa Holdena Stypendium Uniwersytetu Londy�skiego, 1956 Londy�ska Szko�a Ekonomiczna UZYSKANE STOPNIE NAUKOWE: Magister prawa z odznaczeniem drugiej klasy, Uniwersytet Londy�ski, 1959 KARTA S�U�BY: Wst�pi� do s�u�by, 1/2/60 Przeszed� przez Okr�gowe Centrum Kszta�cenia, 1/5/60 Zadowalaj�co przeszed� przez rok pr�bny, 1/2/61 Zatrudniony w Sekcji Centralnej, 3/3/61 Zatrudniony jako detektyw posterunkowy i przeniesiony do Sekcji "E", 2/1/63 (zob. Akta z National Bank Ltd" 21/12/62) Odroczony od z�o�enia egzaminu promocyjnego przez komisj� kwalifikacyjn� i skierowany do Bramshill, 2/12/63 (zob. Akta Dale-Emmett Ltd., 3/10/63) Uko�czy� Kurs Specjalny w Bramshill z wyr�nieniem i otrzyma� awans na stopie� z-cy detektywa sier�anta. Sekcja Centralna, czynny od 1/1/65. POCHWA�Y: 1/8/60 zob. akta 2/B/321/ Jones R. 5/3/61 zob. akta 2/C/143/ Rogers R.T. 4/10/61 zob. akta 8/D/129/ Messrs. Longley Ltd. 5/6/62 zob. akta 9/E/725/ Ali Hamid 21/12/62 zob. akta ll/D/832/ National Bank Ltd. 3/10/63 zob. akta 13/C/172/ Dale-Emmett Ltd. DANE POUFNE: Wybitnie inteligentny oficer, predysponowany do pracy w policji. Du�e potencjalne zdolno�ci przyw�dcze. Najwi�ksza wada to tendencja do niezale�nego dzia�ania. Sk�onno�� do stosowania nieortodoksyjnych metod. Warto zaznaczy�, �e posiada br�zowy pas judo i zna sztuk� karate, japo�sk� metod� samoobrony, za pomoc� kt�rej mo�na zabi� przeciwnika go�ymi r�kami. Zwraca uwag� jego niech�� do stosowania tych metod podczas wykonywania obowi�zk�w s�u�bowych. ^ Od strony Tamizy p�yn�a mg�a p�dzona porannym wiatrem, otulaj�c miasto ��tawym, z�owieszczym ca�unem. Dy�urny oficer z Wandsworth otworzy� ma�� furtk� w wi�ziennej bramie i da� znak stoj�cej przed ni� grupie m�czyzn. Przekroczyli j� i po chwili znale�li si� w nowym, obcym �wiecie. Ostatnim z nich by� Ben Garvald - wielki, niebezpiecznie wygl�daj�cy m�czyzna, kt�rego pot�ne ramiona rozpycha�y tani prochowiec. Zawaha� si�, podnosz�c ko�nierz. Dy�urny oficer pchn�� go ku wyj�ciu. - Co, nie chcesz nas opu�ci�? Garvald obr�ci� si� i spojrza� na niego spokojnie. - Co ty sobie my�lisz, ty �winio? Oficer zrobi� machinalnie krok do ty�u. Na jego twarzy pojawi� si� rumieniec gniewu. - Zawsze mia�e� parszyw� g�b�, Garvald. No, wyno� si�. Garvald wyszed� na zewn�trz. Brama nieodwo�alnie zatrzasn�a si� za jego plecami, co go dziwnie uspokaja�o. Zacz�� i�� w d� ulicy, w kierunku g��wnej drogi, mijaj�c zaparkowane rz�dem samochody. M�czyzna siedz�cy za kierownic� starej, niebieskiej furgonetki, stc na samym ko�cu, obr�ci� si� w kierunku swego towarzysza i skin�� g�ow�. Garvald zatrzyma� si� na rogu, patrz�c na poranny ruch ulic p�yn�cy wolnym strumieniem wskro� mg�y. Wyczeka� w�a�ciwy moment, szybko przeskoczy� jezdni� i wszed� do ma�ej kawiarni po drugiej stronie ulicy. Dwaj inni byli tam ju� przed nim. Stali przy kontuarze. Blond kobieta o nieszcz�liwej twarzy i sennych oczach przygotowywa�a w metalowym czajniczku �wie�� herbat�. Garvald usiad� na taborecie i, czekaj�c, patrzy� przez okno. Po chwili niebieska furgonetka wy�oni�a si� z mg�y i zaparkowa�a przy kraw�niku. Wyszli z niej dwaj m�czy�ni i weszli do kawiarni. Jeden z nich by� ma�ego wzrostu; jego twarz gwa�townie domaga�a si� brzytwy. Drugi m�czyzna mia� co najmniej sze�� st�p wysoko�ci, ponur�, ko�cist� twarz i ogromne r�ce. Opar� si� o kontuar, gdy dziewczyna zwr�ci�a si� w stron� Garvalda powiedzia� szybko z mi�kkim irlandzkim akcentem: - Dwie herbatki, kochanie. Spojrza� przy tym wyzywaj�co na Garywalda, Jego twarz wykrzywi� lekcewa��cy, szyderczy u�mieszek pewnego siebie aroganta. Pot�ny m�czyzna nie da� si� jednak sprowokowa�. Jego wzrok pow�drowa� ku mgle k��bi�cej si� za spryskan� deszczem szyb�. Irlandczyk zap�aci� za herbaty i przy��czy� si� do swego kompana czekaj�cego przy naro�nym stoliku. Niepozorny cz�owieczek spojrza� ukradkiem na Garvalda. - Co o nim my�lisz, Terry? - Tysi�c lat temu mo�e to i by�a gor�ca sztuka, ale wy��li go tam do sucha. - Irlandczyk wyszczerzy� z�by w u�miechu. - Czeka nas chyba tak spokojne spotkanie, jakiego nie mieli�my ju� od d�ugiego, bardzo d�ugiego czasu. Dziewczyna za kontuarem, ziewaj�c, nala�a Garvaldowi herbat� do fili�anki. Spojrza�a na niego k�tem oka. Przywyk�a do takich^ ludzi. Prawie ka�dego ranka kto� taki przechodzi� przez ulic� wychodz�c z miejsca po drugiej stronie. Wszyscy wygl�dali tak samo. Ale z tym 10 tutaj zdawa�o si� by� inaczej. By�o w nim co�, czego nie potrafi�a dok�adnie okre�li�. Posun�a fili�ank� z herbat� po blacie i przeczesa�a d�oni� swe d�ugie w�osy opadaj�ce na twarz. - Co� jeszcze? - A co masz? Jego oczy by�y szare jak dym ognisk palonych w jesienne dni. Tkwi�a w nich si�a. Nieujarzmiona, zwierz�ca si�a, obecna tam niemal fizycznie. Poczu�a, jak przez jej cia�o przebieg� dreszcz. - O tej porze, z samego rana? Wszyscy jeste�cie tacy sami, wy, m�czy�ni. - Czego chcesz? To trwa�o tak d�ugo. Rzuci� jej monet� na kontuar. - Daj mi paczk� papieros�w. Bez ustnika. Chc� czu� jak smakuj�. Wyci�gn�� sobie papierosa i pocz�stowa� dziewczyn�. Dwaj m�czy�ni w rogu sali obserwowali go w lustrze. Garvald zignorowa� ich. Poda� jej ogie�. - By�o si� tam d�ugo, prawda? - powiedzia�a wydmuchuj�c ze znawstwem dym. - Wystarczaj�co d�ugo. - Spojrza� przez okno. - Spodziewam si�, �e zasz�o tu wiele zmian. - Wszystko si� ostatnio Rozmienia�o - potwierdzi�a. Garvald u�miechn�� si� szeroko i wyci�gn�� ku niej r�k�. Jego palce przesun�y si� po w�osach dziewczyny. Poczu�a, �e zaczyna brakowa� jej tchu. - Niekt�re rzeczy pozostaj� zawsze takie same. Ow�adn�� ni� niepok�j. Naraz zrobi�o si� jej sucho w gardle. Poczu�a, �e jest ca�kowicie bezwolna, schwytana w nieodwo�alny bieg wypadk�w. Nagle przechyli� si� przez kontuar i poca�owa� j� prosto w usta. - Zobaczymy si� jeszcze. Zsun�� si� ze sto�ka i z szybko�ci� nieprawdopodobn�, jak na tak du�ego m�czyzn�, przemkn�� przez drzwi i wydosta� si� na zewn�trz. Dwaj m�czy�ni siedz�cy w rogu rzucili si� w �lad za nim. Kiedy jednak znale�li si� na chodniku, znik� ju� we mgle. Irlandczyk pobieg� naprz�d i w moment p�niej dostrzeg� sylwetk� Garvalda id�cego 11 [(aqAA - jnfo3[ods M annn ABISOZ piutgog B 'psu/y/ zonunitreAt OIAAS M azazsaf ApSiu o3app?fipmis opi� AOpo Aiuozodaiu i tupnuapi oSaf A qotu liqoJZ ppiAJeo I PBU Aofefoisi Auzonred PAAZJAA ZJBA oSaf aiStn i i 5is {.redo Xinno�ifaid{OJ �qot3ou tn otueis nono3[ A IZSUXJ Op OBAO�OIOLtA fBfSSKld WSdV10~S[ �tUI og3f �iJ3Ucq tuzBpz A oiaiadnn z B{ZJapn BAO{SpozJdeo tfeuod PIBAJOSfoAzod tnzsmis Si zfepA otfnAoq3tz UZOBZ snis�im 3[Bfotfnzoni9q z {tin[Xz.D[ 3[XzonBpi �o{pBun anzSiod A irer (Aqn otfezozsapitz 98 A (fenipd i af {IOSJASinrcJpazJd Jnqo 08 iJoAtto PIBAJBO inAqo fainBS uai AY �ouso{3 COEJS {fezoBZ ZBJBZ i 3puq Ari{0tn w oq3tq8 Sis inAZ �3ZO(pod ApOBJlS )3uiB� aniptp[op aiirodoi3o �azx(aiAod aisnd o3[iXi &[ 3p(piA oSaf anpozjd op is (pnzJ AzopuBpi soSo XnrB3[nzs AZJtAl OSaf BU SlS {lABfod 3{3ZS3IIlISn AOZOIUOJIBZOZStpJ SJ {BUIAZJJ, �o33{Bui opp n(oq z �is aofefiA qoT oppizp is inni pazJJ �Sis pooJApo Azapirepi �gz.uaiAod WIAAOS romaJBp Bisn aytAzoJ TB3[nrpoq3 vvi fpvdn v3 �azsnzJqpod A va3wa\oy[ o3 {AZJapn fis HOAJTO z i AI BspoaiAopo oSaitin ipOPO Jop3! f3 a� �99aid qoi BZZ aizpmups faures fsi �A03[OJ3[ q3AUA3d9ro Op liqOJZ �SBUIAJ3 {tO'5[tn3ZJd ZJAl OSaf Z3ZJJ 3 po AotpioSauzoiin nqoru oSanrreJod 3piq a(3in fs�sSS A [ aiuAizp tAqnzsn oSaf op pzpoqoop ppsCinapi�iAzp �3BAiqOH(SpBU {feZ3B7 S3[SJ VZ BZSAZJBAOl 3tfB�AAq3 Z 3[AZ3pireiJI 3\3lBl �in3IH3ZpOJ8o U�(UZBI3Z TULdreAOUTCJ U013[IA T1{A:IS A IttL(treAOpnqZ lUIBtnOp IS HHAOtlBA ;mpoqo nip[stA osi q�zoz i inop AUZOJBU nSm �isojd 01 o Sis nrcszoqo7 �t3(Z33IAO{Z3 I ni3p'5[0 tptJ� I Aq�Z lXZJ3Z3ZSXA 3[AZ3pUBpI Ư3[Z3Ip ;A A fKs&r5[s maigoJ BZ AOn {op A oiai3(OJ3[ OIAABAZ - To ju� lepiej - powiedzia� Garvald. - O wiele lepiej. Kto was na mnie nas�a�? - Facet, nazywa si� Rosco. Sam Rosco. On i Terry znali kogo� w Ville, par� lat temu. Tamten napisa� w zesz�ym tygodniu z tej zachrzanioneJ P�nocy, gdzie teraz mieszka. M�wi�, �e tw�j powr�t jest z�� nowin�. �e nikt nie chce ci� z powrotem. - A wy mieli�cie mnie o tym przekona�? - uprzejmie odezwa� si� Garvald. - Ile warte by�o przekazanie mi tej wiadomo�ci? Ma�y cz�owieczek zwil�y� j�zykiem usta. - Setk�, na sp�k� - doda� po�piesznie. Garvald przykucn�� na jedno kolano przy Irlandczyku i obr�ci� go. Przeszukuj�c kieszenie pogwizdywa� jak�� smutn� melodyjk� w tonacji minorowej. Wreszcie znalaz� portfel i wydoby� z niego zwitek pi�ciofuntowych banknot�w. - To te? - Zgadza si�. Terry jeszcze ich nie rozdzieli�. Garvald szybko przeliczy� pieni�dze, po czym wsun�� je do kieszeni na piersiach. - Oto co nazywam mi�ym porannym zaj�ciem. Ten drugi kuca� ju� u boku Irlandczyka. Dotkn�� delikatnie jego twarzy i odskoczy�. - Matko Naj�wi�tsza, zmia�d�y�e� mu szcz�k�. - Wi�c lepiej znajd� mu doktora, nie? - odezwa� si� Garvald i odwr�ci� si�, by odej��. Po chwili znikn�� we mgle. Przez moment w powietrzu wisia�o jego pogwizdywanie, po czym umilk�o w atmosferze wci�� jeszcze trwaj�cej grozy. Niepozorny cz�owieczek kl�cza� przy Irlandczyku, deszcz s�czy� si� przez zupe�nie przemoczone p��tno taniego p�aszcza. Ta melodia - ta przekl�ta melodia. Wydawa�o mu si�, �e nigdy nie b�dzie w stanie wybi� ze swej g�owy tego d�wi�ku. Nagle, z powod�w, kt�rych nigdy potem nie potrafi� wyja�ni�, zacz�� p�aka�. Bezradnie, jak ma�e dziecko. 2 A potem nadesz�a noc. Wsz�dzie grasowa� zimny, wschodni wiatr wig�cy od Morza P�nocnego. Gro�ny, jak n�, kt�ry wbija si� przechodniowi w plecy, zapuszczaj�cy si� w aleje szarego p�nocnego miasta i gwi�d��cy przera�liwie w w�skich kanionach ulic, kt�re wry�y si� mi�dzy spi�trzone bloki nowo powsta�ej dzielnicy. Gdy zacz�o pada�, by� to zimowy, k�uj�cy deszcz, kt�ry uderza� w okna z �oskotem rewolwerowych pocisk�w. Jean Fleming siedzia�a na twardym, drewnianym krze�le w g��wnym biurze C.I.D. - Centralnego Zarz�du Policji - i czeka�a. By�o kilka minut po dziewi�tej. Miejsce wydawa�o jej si� dziwnie opuszczone. Tylko cienie t�oczy�y si� we wszystkich k�tach pokoju i przebiega�y wzd�u� d�ugich, w�skich biurek, rodz�c w niej niewyra�ny l�k, jaki� irracjonalny niepok�j. Przez matowe drzwi prowadz�ce do pomieszczenia na lewo us�ysza�a ruch i cichy pomruk g�os�w. W chwil� p�niej drzwi otwar�y si� i dobrze zbudowany, siwiej�cy czterdziestokilkuletni m�czyzna da� je] znak, turhem g�owy. t - � �� f: . �' 15 '�KSsSSKK... �S55?�"S'SS"?'S': wS'3?s=sa;"5ss?"" esSt sSsss�a.".. �sssss?-1.'?"' JaJcS siostr� Bel!i G!lrv s0. � "., i.lu"".' aftr' � St '"ido dom?'Ja�0 layT'"' � �' " S, " 16 - Zmieni�a� si� - powiedzia�. - Pami�tam ci�, jak jeszcze chodzi�a� do Grammar School i wybiera�a� si� do college'u. Kim chcia�a� wtedy zosta� - nauczycielk�?& &&Jestem ni� - powiedzia�a. - Tu w mie�cie? Skin�a g�ow�. - W podstaw�wce w Oakdene. - Stara szko�a panny Van Heflin? To by� m�j pierwszy rejon, w kt�rym pe�ni�em s�u�b� jako m�ody policjant. Czy ona jeszcze pracuje? Musi ju� mie� co najmniej siedemdziesi�tk�. - Od dw�ch lat jest na emeryturze powiedzia�a Jean Fleming. Szko�a jest teraz moja. Nie potrafi�a ukry� zjadliwej dumy pobrzmiewaj�cej w jej g�osie, a jej p�nocny akcent da� si� s�ysze� wyra�niej. - D�uga droga z Khyber Street - rzek� Grant. - A jak ma si� BelJa? - Rozwiod�a si� z Benem nied�ugo potem, jak poszed� do wi�zienia. W zesz�ym roku wysz�a ponownie za m��. - Przypominam sobie. Harry Faulkner. Dobrze si� urz�dzi�a. - To prawda - spokojnym g�osem odezwa�a si� Jean Fleming. I nie chcia�abym, �eby cokolwiek si� w tym uk�adzie zepsu�o. - Co na przyk�ad? - Ben - powiedzia�a. - Zwolniono go wczoraj. - Jeste� tego pewna? - Z umorzeniem cz�ci kary powinno si� to sta� ju� poprzedniego roku. Ale straci� t� szans�, kiedy kilka lat temu zbieg� z rob�t w Dartmoor. Grant dmuchn�� dymem w sufit. - My�lisz, �e on mo�e przysporzy� k�opot�w? - Bardzo trudno by�o mu pogodzi� si� z rozwodem. To dlatego pr�bowa� wtedy zbiec. Powiedzia� Belli, �e nigdy nie dopu�ci, by zwi�za�a si� z innym. - Czy ona po tym wszystkim jeszcze go odwiedza�a? Jean Fleming pokr�ci�a g�ow�. - To nie mia�oby sensu. By�am u niego zesz�ego roku, kiedy mieszka�a ju� z Harrym. Powiedzia�am Benowi o jej ponownym zam��p�j�ciu. �e nie ma najmniejszego sensu szuka� z ni� kontaktu. 2 - Praerwicy urlop 17 s sra azpfenraid v a3A Sa\o/& napar AS 5)zs3J oizp�ds qi?{iAizpZ a arooo i STO tsmwSfuAzid TSVE3t3o\ VpZV~[ �lyoiirelbiiod capaf pBA3[ IIOI itTSSIZp �S 3�At3[0 BptIAr� tn poS.qo iireJo ?3[I3iM. iXqz BqXiio noi 3XzotnmpXAY osqii3oi �XUIOM isafsson spo izsafnazoo tnaiamzo [a�XqBpioqo 31 3Jd�pi tirei BtnBS �X3on fazsfaisizp )z 3S3Z3 oSaf EU z a�IUSIA )SJ5tod nAOU7 3 ByBZt5[OJ z3oqoz 0(7inio M. Ƴsop Bnag U B(Xz03ZJdB7 �pABJdfe oso aio Xpgro nag [U 3\e�5fBJi :B(IZpJ3IM10J �3[inBJ Xz3 JJ �iircizpaiMod 5[3pSA tg 3TOJBZ �5[tf to jest, ale nic lie. iony. My�li, �e �cik. Napisano my i zamierz�] � ma si� odby� i inne atrakcje. ' t� uroczysto��. jednak od nas e w co� swego iowiedzia�a. eka. Nie jest to . Spojrza� w d� ling. - Siedem uset dwudziestu i tym biurkiem. nam na gwa�t ielu ludzi chce o daje im tylko i w�r�d swoich, ly si� zwa�y, co trzeba robi�, by je dosta�. Je�eli mi nie wierzysz, spr�buj posta� pod kantorem oko�o jedenastej w sobot� wiecz�r, kiedy zamykaj� bary. Dobry policjant zarabia tam w ci�gu jednej godziny sw� tygodniow� pensj�. - Tym sposobem usi�uje pan powiedzie�, �e nie jeste�cie w stanie mi pom�c. - Mam pod sob� pi��dziesi�ciu dw�ch detektyw�w. Obecnie osiemnastu z nich choruje na gryp�, pozostali pracuj� osiemdziesi�t godzin tygodniowo. Chyba zauwa�y�a�, jak tu dziwnie cicho. To dlatego, �e jedynymi lud�mi w biurze s� detektyw posterunkowy Brady i ja. W najlepszym razie mo�emy zrobi� pokazow� rundk� po mie�cie podczas tej nocnej zmiany, pomi�dzy dziesi�t� a sz�st�. Mo�na by rzec, �e dzisiejszej nocy bardzo cienko u nas. - Ale musi by� przecie� kto� w rezerwie. Grant roze�mia� si� i wr�ci� na swe miejsce przy biurku. - Zwykle jest kto� taki. Wsta�a. - A wi�c za�atwione? Zajmiecie si� t� spraw�? - Rozejrzymy si� - powiedzia� Grant. - Nie powinno by� zbyt trudn� rzecz� znale�� go, je�li tylko jest w mie�cie. Nie mog� obieca� zbyt wiele, ale zrobimy wszystko, na co b�dzie nas sta�. Zacz�a grzeba� w torebce. Po chwili wyci�gn�a z niej wizyt�wk�. - Przez godzin�, mo�e dwie, b�d� u Belli, w St. Martin's Wood. Potem b�d� siedzia�a w domu. Mieszkam w szkole, w dawnym mieszkaniu panny Van Heflin. Tu jest adres. Skierowa�a si� ku drzwiom. Gdy Brady rzuci� si�, by je otworzy�, Grant odezwa� si� raz jeszcze. - Jednej rzeczy nie mog� zrozumie�. Dlaczego ty? Dlaczego nie Bella? Jean Fleming obr�ci�a si� wolno w jego stron�. - Pan jej ju� chyba nie pami�ta, prawda? Ona nigdy nie by�a zbyt mocna w dzia�aniu. Gdyby ta sprawa pozosta�a na jej g�owie, udawa�aby przed sam� sob�, �e Ben Garvald nigdy nie istnia� i �y�aby nadziej�, �e nic z�ego si� nie wydarzy. Ale tym razem to ju� nie wystarczy. Je�eli cokolwiek si� stanie, mog� straci� wi�cej nawet ni� ona. Zrujnuje mnie skandal, panie Grant, zniszczy wszystko, o co 19 walczy�am. Przeby�y�my d�ug� drog� z Khyber Street - sam pan powiedzia�. Zbyt d�ug�, by kto� mia� �ci�gn�� nas tam z powroten Kiedy JU� odwr�ci�a si� i wysz�a przez pomieszczenie g��wne biura, poczu�a, �e ca�a dr�y. Nie troszcz�c si� o wind� zbieg�a ti pi�tra po marmurowych schodach i wybieg�a przez obrotowe drz\ by znale�� si� w portyku frontowej �ciany ratusza. Opar�a si� o Jeden z wielkich kamiennych filar�w, kt�re wspina si� nad ni� ku g�rze, w ciemno�� nocy. Naraz gwa�towny pory wiatru plun�� je; w twarz deszczem. Jego dziwnie przejmuj�ce lodowa! zimno podobne by�o do strachu, kt�ry narasta� w jej piersi. - Niech ci� diabli wezm�, Garvald! Niech ci� diabli? - wycedzi�a przez z�by i zbieg�a po schodach. - Niczego sobie dziewczyna - mrukn�� Brady. Grant skin�� g�ow�. - I naprawd� dzielna. Musia�a by� mocna, by �y� w takim miejscu jak Khyber Street. - My�li pan, �e co� w tym jest, sir? - By� mo�e. Trudno dzi� znale�� twardszego faceta ni� Ben Garvald. Nie wydaje mi si�, by dziewi�� lat w Parkhurst i w Moor wywar�y na niego jakikolwiek wp�yw. - Nie zna�em go nigdy osobi�cie - powiedzia� Brady. - W tamtych dniach siedzia�em na s�u�bie w Sekcji "C". Czy ma wielu przyjaci�? - Nie s�dz�. Zawsze by� czym� w rodzaju samotnego wilka. Wi�kszo�� ludzi po prostu si� go boi, - Typowy nerwus? Grant potrz�sn�� g�ow�. - To nie by�o nigdy w stylu Garvalda. Kontrolowana si�a, przemoc, gdy to konieczne, to jego motto. By� komandosem w Korei. Zwolniony w 1951 z powodu postrza�u w nog�. Do dzi� lekko utyka. - To wygl�da na ci�ki przypadek. Mog� wzi�� jego papiery? - Najpierw potrzebujemy kogo�, kto by si� nim zaj��. - Grant rzuci� na st� kartotek�, otworzy� j� szybkim ruchem i przebieg� palcem po li�cie. - Graham jest wd�� zaj�ty spraw� gwa�tu w Moort - sam pan to n z powrotem. :zenie g��wnego id� zbieg�a trzy ibrotowe drzwi, , kt�re wspina�y a�towny poryw nuj�ce lodowate piersi. li! wycedzi�a y �y� w takim faceta ni� Ben lurst i w Moor �ady. - W tam Czy ma wielu notnego wilka. trolowana si�a, iosem w Korei. d� lekko utyka. iego papiery? zaj��. - Grant lem i przebieg� wa�tu w Moor end. Varlcy pojecha� przed godzin� do fabryki Mask� Lane, gdzie dokonano w�amania. Gregory chory. Lawrence chory. Forbes uda� si� do Manchester, jako �wiadek w sprawie oszustwa, i wr�ci jutro. - A co z Gamerem? - Wci�� pomaga w Sekcji "C". Nie maj� tam kompletu ludzi. - I ka�dy ma co najmniej trzydzie�ci albo wi�cej zaleg�ych spraw, kt�re musi za�atwi� - powiedzia� Brady. Grant wsta�, podszed� do okna i spojrza� w d�, w deszcz. - Ciekaw jestem, co by powiedzieli ci przekl�ci cywile, je�li wiedzieliby, �e tej nocy mamy tylko pi�ciu w ca�ej Centralnej Sekcji. Brady zakaszla�. - Jest jeszcze Miller, sir. - Miller? - mechanicznie powt�rzy� Grant. - Detektyw sier�ant Miller, sir. - Brady lekko podkre�li� tytu�y. - S�ysza�em, �e zesz�ego tygodnia sko�czy� kurs w Bramshill. Nie by�o niby nic szczeg�lnego w jego tonie, ale Grant wiedzia�, co on oznacza�. Wed�ug nowych przepis�w, ka�dy posterunkowy, kt�ry z powodzeniem uko�czy� roczny kurs specjalny w Police College w Bramshill House, natychmiast po powrocie do swej jednostki otrzymywa� awans na stopie� zast�pcy sier�anta, co by�o �r�d�em rozgoryczenia starych policjant�w, kt�rzy albo dochrapali si� awansu d�k� prac�, albo wci�� jeszcze na� czekali. - Zupe�nie o nim zapomnia�em. Ten go�� sko�czy� prawo, czy� nic? - powiedzia� Grant, nie dlatego, �e potrzebowa� informaq'i, lecz po to, by zobaczy�, jaka b�dzie reakcja tego drugiego. - Tak mi powiedzieli - odpar� Brady zjadliwym tonem, w kt�rym zawiera�a si� ca�a pogarda d�ugoletniego policjanta dla "ksi��kowego mola". - Tylko raz go spotka�em. To by�o wtedy, gdy zrobiono mnie cz�onkiem komisji rozwa�aj�cej jego kandydatur� do Bramshill. Jego papiery wydawa�y si� naprawd� dobre. Trzy lata s�u�by na ulicy w Sekcji Centralnej, wi�c musia� pozna� �ycie. Je�li dobrze pami�tam, to on by� pierwszy na miejscu po napadzie na bank Leadenhall Street. W�a�nie wtedy stary zdecydowa� si� przenie�� go do C.I.D. Rok pracowa� w Sekcji "E" z Charlie Parkerem. Charlie my�li, �e posiad� aa wszystko, czego potrzebuje dzi� dobry policjant. 21 " " !B TO , S'!"10 31 aiAlMrei - � �a �" "iwo .""'a wooa Z' �:? m nm .fLiiuaJl Z 3ZZ31 tU3fBZSXfS �fcMO(S irrsfs iireJ{) nnoAS A arzpBfyap BU rs l/CMn�T'"'"''"" i�dzy, by m�g� si� y. - Raz pojawi� i� pan o tym? iire'a na zaj�cia ly wypu�ci� mu illy twierdzi, i� st mistrza. tzia� z zawi�ci� ri. hcia� go mie� 3 - Stary wspo s�o��. Iziewi�tna�cie rrant. Do cowac, mo�e jego numer i wym�wek. u�mieszek. ' znikn�� za i� do okna. ny. Daj mu a, dlaczego lie nim do trzebuj� acji, kt�ra Domy na Faimew Avenue by�y typowe dla bogatych mieszka�c�w angielskiego miasteczka. Szerokie, niemal jak rezydencje, roz�o�y�y si� w znacznej odleg�o�ci jeden od drugiego po�r�d oceanu trawnik�w. �wiadomo��, ze Nick Miller mieszka w jednym z nich, nie mog�a poprawi� nastroju Jacka Brady'ego. "Four Winds" sta� na ko�cu. By� to p�nowiktoria�ski dom z szarego kamienia ze zwie�czon� p�ksi�ycem bram� wjazdow� i dwuskrzyd�owym wej�ciem. Brady wjecha� do �rodka, zaparkowa� swego starego forda przed drzwiami, wysiad� i nacisn�� dzwonek. Po chwili drzwi otworzy� szczup�y, siwiej�cy m�czyzna, mniej wi�cej w jego wieku. Mia� ostre, zdecydowane rysy twarzy i nosi� ci�kie, rogowe okulary, kt�re roztacza�y wok� niego atmosfer� wy�szej uczelni. - S�ucham, o co chodzi? - G�os zabrzmia� niecierpliwie i Brady dostrzeg� w jego prawej, zwisaj�cej lu�no r�ce tali� kart. - Jestem z Departamentu Policji. Usi�uj� skontaktowa� si� z detektywem sier�antem Millerem, ale nie mog� si� do niego dodzwoni�. Czy pa�ski telefon jest w porz�dku? 23 Ten drugi pokr�ci� g�ow�. - Nick ma swoje w�asne mieszkanie, nad gara�em, tam z � I pod��czony oddzielny telefon, O ile mi wiadomo, powinien l u siebie. Jestem jego bratem - Phil Miller. Potrzebujecie go do czegi - Mo�na by tak powiedzie�. - My�la�em, �e ma wolne do poniedzia�ku. - Mia�. Mog� do niego zajrze�? - Prosz� bardzo. Nie mo�e pan zab��dzi�. Schody zapasowe pr g��wnych drzwiach gara�u zaprowadz� pana prosto na g�r�. Brady po�egna� si�, zszed� w d� po schodach i poszed� �wirowa� dr�k� wzd�u� domu na tylne podw�rze, o�wietlone stylow� gaz�w lamp� przymocowan� do �ciany nad tylnym wyj�ciem. Zasuwane drzwi gara�u by�y cz�ciowo odemkni�te. Wszed� d �rodka i zapali� �wiat�o. Sta�y tam trzy wozy, zaparkowane jeden prz: drugim. Zodiac, s�ynny jaguar typ E i zielony minicooper. Nie by� w stanie opanowa� w�ciek�o�ci. Zakipia� gniewem. Szybk( wy��czy� �wiat�o, wyszed� na zewn�trz i wspi�� si� na pi�tro pc metalowych schodach. Millera obudzi�o ostre, przed�u�aj�ce si� w niesko�czono�� brz�czenie dzwonka. Le�a� jeszcze chwil� wpatruj�c si� w sufit i pr�buj�c zebra� my�li. Wreszcie odrzuci� koc, wsta� i przeszed� przez salon, w��czaj�c po drodze lamp� na stole. Otworzy� frontowe drzwi. Wzrok Brady'ego zatrzyma� si� najpierw na czarne] jedwabnej pi�amie ozdobionej rosyjskim ko�nierzykiem, z�otymi guzikami i monogramem na kieszonce. Po chwili jego oczy przesun�y si� ku twarzy. Przystojny m�czyzna, z zaznaczonym ostro niemal arystokratycznym podbr�dkiem. Mia� wystaj�ce ko�d policzkowe i oczy - tak ciemne, �e gas�o w nich wszelkie �wiat�o. W ka�dym innym czasie te oczy z pewno�ci� powstrzyma�yby go. Teraz jednak frustracja i w�ciek�o��, kt�r� kipia�, nie dopu�ci�y rozs�dku. - Ty jeste� Miller? - spyta� nie dowierzaj�c. - Zgadza si�. - Detektyw posterunkowy Brady. Zdaje si�, �e wyj�tkowo mile sp�dzasz czas. - Brady omi�t� wzrokiem pok�j za jego plecami. Czy�by g��wny lokaj mia� woln� nock� albo co� w tym gu�cie? Nick zamkn�� drzwi i poszed� w stron� kominka. Otworzy� srebrne pude�ko stoj�ce na bocznym stoliku, wybra� papierosa i zapali� go od stoj�cej na stole zapalniczki z czas�w kr�lowej Anny. - Je�li m�glby� przej�� do rzeczy - powiedzia� cierpliwym g�osem. - Mam zamiar wcze�nie zacz�� dzisiejsz� noc. - Ju� j� zacz��e�. Inspektor Grant chce ci� widzie� w Komendzie G��wnq. Zdaje si�, �e pragnie skorzysta� z twych bezcennych us�ug. Brady podszed� do telefonu, kt�ry by� wy��czony z sieci, i wcisn�� ko�c�wk� do gniazdka. - Nic dziwnego, �e za �adn� choler� nie mog�em si� dodzwoni�. - Obr�ci� si� w�ciek�y. - Pr�bowa�em dokr�ci� si� do ciebie przez p� godziny. - Rozdzierasz mi serce. - Miller podrapa� si� pod brod�. W ka�dym razie nie ma sensu, by� d�u�ej tu siedzia�. Zobaczymy si� na miejscu. Wezm� w�asny w�z. - Kt�ry? Rollsa? - I kiedy Nick chcia� go wymin��, Brady chwyci� go za rami�. - Stary powiedzia�, �e masz si� zjawi� natychmiast. - Wi�c b�dzie musia� poczeka� - odpowiedzia� spokojnie Nick. - Zamierzam wzi�� prysznic, a potem si� ogoli�. Mo�esz powiedzie� mu, �e b�d� za p� godziny. Ze zdumiewaj�c� �atwo�ci� uwolni� si� z jego u�cisku i odwr�ci� si� znowu. Wtedy ca�y gniew i nagromadzone kompleksy znalaz�y swe uj�cie w wybuchu niepohamowanej w�ciek�o�ci. Brady chwyci� Nicka i potrz�sn�� nim z ca�ej si�y. - Za kogo ty si� do jasnej cholery uwa�asz? Wyskakujesz znik�d po pi�ciu latach s�u�by ze swym przekl�tym naukowym stopniem i tymi cudacznymi wozami, przechodzisz przez egzaminy i robi� ci� sier�antem. Na Boga, tak wystrojony przypominasz raczej alfonsa. Rozejrza� si� po luksusowo umeblowanym pokoju. Spojrza� na grube dywany, kilimy z barwionej owczej sk�ry, drogie meble i pomy�la� o swym ma�ym, niby jednorodzinnym domku. Mieszkanie policyjne, w jednej z tych ma�o ciekawych, ubogich dzielnic, wzi�te na wyprzeda�y po drugiej strome rzeki, gdzie ludzie tacy jak on �yli ze swymi rodzinami w stanie nieustannego obl�enia. 25 I ju� kipia� irracjonalnym gniewem, kt�rego nie by� w st. chwili d�u�ej kontrolowa�. - A sp�jrz na to miejsce. Wygl�da bardziej jak pocz w jednym z burdeli na Gascoigne Square. - Zdaje si�, �e masz w tych sprawach do�wiadczenie pov Nick. Jego twarz zmieni�a si� zupe�nie i zblad�a, jakby odp�yn�a krew. Kosmyk w�os�w zsun�� mu si� na czo�o. Patrzy� na Bra� jakby go tu w og�le nie by�o. Te oczy powinny go ostrzec, ale Brady by� ju� zbyt dale miejsca, gdzie rozum mia� cokolwiek do powiedzenia. Wyci�gn�� chwyci� za czarn� pi�am�, jedwab w jego d�oni zacz�� si� drze�. V momencie przez jego da�o przebieg�a fala b�lu, jak p�ynny Zachwia� si�, przez gard�o przecisn�� si� krzyk. Spr�bowa� w praw� r�k�, ale bezskutecznie. Nacisk lekko zel�a�, gdy Brady ukl�k� na jedno kolano. Po c usta� zupe�nie. Wsta� oszo�omiony, rozcieraj�c rami� i usi�uj�c wr�ci� czucie musku�om i nerwom. Spojrza� w czarne oczy, w t diab�a. Nick u�miechn�� si� pob�a�liwie. - Rozumu nale�y u�ywa� do wszystkiego, nawet przy bru robocie. Pope�ni�e� b��d, tatu�ku. Nie by�e� pierwszy i nie j( ostatni, ale nigdy ju� nie m�w do mnie w ten spos�b. Nast�pi razem zleciesz ze schod�w. A teraz wyno� si� - i to jest rozkaz, pi posterunkowy Brady! Brady odwr�ci� si� bez s�owa i potkn�� we drzwiach. Te zamkn�y za nim. Nick sta� chwil� s�uchaj�c odg�osu st�p na �elaznych schoda Westchn�� ci�ko i poszed� do �azienki. Zdj�� podart� pi�am�. Pr chwil� sta� patrz�c w lustro i czekaj�c, a� cia�o odtaje z zimna. Po chv parskn�� �miechem, otworzy� szklane drzwi kabiny i odkr�ci� wod� Pi�� minut p�niej, gdy wyszed� spod prysznica i si�ga� po r�cz� zobaczy�, �e jego brat wychyla si� przez drzwi trzymaj�c w rei podarty jedwab. - Co si� sta�o? - Ma�a r�nica zda�, ot wszystko. Brady jest typem faceta, kt�i d�ugo ju� siedzi w policji. Trudno mu pogodzi� si� z tym, �e kto� tal jak ja przeskakuje go w kolejce. ie by� w stanie ani ;j jak poczekalnia ;enie powiedzia� ly odp�yn�a z niej rzy� na Brady'ego, i� zbyt daleko od a. Wyci�gn�� r�k�, [l si� drze�. W tym jak p�ynny ogie�. pr�bowa� uwolni� kolano. Po chwili i� i usi�uj�c przy �ne oczy, w twarz wet przy brudnej wszy i nie jeste� is�b. Nast�pnym jest rozkaz, panie l. Te zamkn�y si� aznych schodach. t� pi�am�. Przez : zimna. Po chwili odkr�ci� wod�. si�ga� po r�cznik, zymaj�c w r�ku em faceta, kt�ry tym, �e kto� taki Phil Miller cisn�� w k�t pi�am� i zakl�� cicho. - Po co robisz to wszystko, Nick? Od zaraz m�g�bym ci� wprowadzi� w interesy. Rozwijamy si� przecie� nie�le, wiesz o tym. Po co ty si� marnujesz? Nick przeszed� do sypialni, otworzy� drzwi du�ej szafy, kt�ra zajmowa�a ca�� jedn� �cian� pokoju, i wyj�� z niej ciemnoniebieski samodzia�owy garnitur oraz �wie�o wypran� bia�� lnian� koszul�. Po�o�y� to wszystko na ��ku i zacz�� si� ubiera�. - Tak si� sk�ada, �e lubi� to, co robi�, Phil. I wszyscy Brady'owie w policji razem wzi�ci nie zmieni� mego zdania. Jestem tu i chc� tu pozosta�. Im szybciej to zaakceptuj�, tym lepiej dla nas wszystkich. Phil wzruszy� ramionami i usiad� na rogu ��ka obserwuj�c brata. - Ciekaw jestem, co by powiedzia�a stara, gdyby jeszcze �y�a. Te wszystkie jej plany, nadzieje, a ty ko�czysz jako gliniarz. Nick spojrza� na niego w lustrze i wyszczerzy� z�by, zawi�zuj�c zr�cznie ciemnoniebieski jedwabny krawat. - Spodoba�by si� jej ten �art, Phil. Pewnie teraz �wietnie si� tym bawi. - My�la�em, �e masz mie� wolne do poniedzia�ku. Nick wzruszy� ramionami. - Co� si� musia�o wydarzy�. Dzi� po po�udniu rozmawia�em z Charlie Parkerem z Sekcji "E". M�wi�, �e nab�r wci�� si� zmniejsza. Mamy co najmniej dwustu ludzi mniej, ni� nale�y. A na dodatek. B�g jeden wie, jak wielu z nich le�y z�amanych azjatyck� gryp�. - Tak wi�c oni potrzebuj� Nicka Millera. Czemu jednak w�a�nie teraz. C� to za pora, �eby cz�owiek chodzi� do pracy? Nick wyj�� z szafy ciemnoniebieski szwedzki p�aszcz. - Robimy to w ka�dym czasie, Phil. Musisz teraz o tym wiedzie�. Godzina od dziesi�tej wiecz�r do sz�stej rano. Parszywa zmiana roze�mia� si�, przewi�zuj�c p�aszcz paskiem. - Co by� zrobi�, gdyby kto� w�ama� ci si� teraz do jednego z twoich sklep�w"? Jego brat podni�s� r�k� w obronnym ge�cie i wsta�. - W porz�dku. A wi�c wielki Nick Miller wychodzi w ciemn� noc, by broni� spo�ecze�stwa. Pilnuj si�, to wszystko, o co prosz�. Wszystko mo�e zdarzy� si� w tych dniach. 27 Umiem db - Wi� ranem z pi to ci�ko., T poprawi� c Naci�gn�� - Wy; co, ale wyf Nick U! - PtF �niadanie. Zwr�ci; - Nic - Co Philwe - Nie Odwr� schodach, ta�o w nin na my�l, 2 Philst znajduj�ce Gdy otw�r przez wjaz Sta�w kt�re gas� wreszcie n; kiedy by� c Wiatr zawodzi� dziko wok� ratusza, a grad b�bni� po szybach biura informacyinego. - Niech B�g ma w swej opiece naszych biednych ch�opak�w, kt�rzy musz� chodzi� po ulicach podczas takiej nocy jak ta - powiedzia� Grant, gdy dy�urny inspektor odwr�ci� si� od telefonu. - Ale innych trzyma w domu, sir - stwierdzi� inspektor. - To jedyna zaleta tej grypy; nie robi wyj�tk�w. Sporo �otr�w cierpi na ni� tej nocy, tak samo jak nasi ch�opcy. Potwierdzaj� to wezwania pod 999. Jak dotychczas, mieli�my tylko pi��. Zwykle do tej pory mamy ich przynajmniej trzydzie�ci. - To nie�le. Przecie� mamy tylko cztery wozy, by obs�u�y� ca�e miasto. - Grant spojrza� w d� na wielk� map� roz�wietlon� zielonymi i czerwonymi �ar�weczkami. By�o po dziesi�tej. Ziewn��. - Ale nie m�w hop, p�ki nie przeskoczysz. Jeszcze nie wyszli na ulice pijacy. Zd��� narobi� troch� szumu, Wyszed� na korytarz i napotka� Brady'ego, kt�ry szed� z pomiesz'aS parteru, gdzie umiejscowiony by� telex. - Jakie� wiadomo�ci - Potwierdzili, �e zw - Co z Millerem? - �adnego znaku �yi Weszli do g��wnego b: - Musz� powiedzie�, wyci�gnij dla niego ws2 Zmarnowali�my ju� wysts - B�d� w archiwum, Brady i wyszed�. Grant stan��, by zapa przy oknie spogl�da� w ni - Dobry wiecz�r, sir Wzrok Granta spocz� szytym p�aszczu przeciwdi przeciwdeszczowej, konty Wzi�� g��boki oddech. - Co, u diab�a, masz Nick zdj�� czapk� z le - M�wi pan o tym, s Nied�ugo wszyscy b�d� te - Niech B�g nas od za biurkiem. - Co� nie tak, sir? - Och, nie! Je�eli chc z tych durni�w, co st�j? kobiecych magazyn�w, te& &&Tak naprawd�, te odpowiedzia� spokojnie Grant spojrza� na nie; m�ody, absolutnie pewn) W tej samej chwili odkry zdumiewaj�ce - �e we odwzajemni� si� tym sanr - W porz�dku, nie� siadaj i zabierajmy si� do o wszystko. ze z�o�ci�. s �pieszy. Lepiej ; spraw�, Jack. a� powiedzia� 'ego biura. Nick miecbn��. otem na r�cznie yku, wreszcie na ij� Schildmutze. t Grant siadaj�c daj�c jak kt�ry� l na reklamach ygl�da�, sir ie nagle, �e ten sobie z niego. kim najbardziej ihn�� si�. Nick - jeden. Teraz Nick rozpi�� p�aszcz, zaj�� krzes�o po drugiej stronie biurka, zapali� papierosa. Grant ci�gn�� dalej: - Brady dostarczy ci wszystkie akta, kt�re potrzebne b�d� jako baza do tej sprawy. Ale to tylko zasadnicze dane. Dziewi�� lat temu Ben Garyald, jeden z lepiej nam znanych obywateli, poszed� na dziesi�cioletni� odsiadk�. Wczoraj rano zosta� zwolniony z wi�zienia z Wandsworth. - I spodziewa si� pan jego powrotu? - Jego �ona, powinienem raczej powiedzie�: jego by�a �ona, Bell Garvald, rozwiod�a si� z Benem i wysz�a za Harry'ego Faulknera. - Za Faulknera, tego naci�gacza? - Oby nie dosz�o do jego uszu, �e go tak nazywasz, synu. Fachowiec od wy�cig�w konnych - to ju� brzmi lepiej. Przez lata nie pobrudzi� sobie r�k wk�adaniem gotowych pieni�dzy w zak�ady. Teraz trzyma �ap� na wszystkim. Prowadzi nawet interes z w�asnym boiskiem do pi�ki no�nej. - To jeszcze nie wszystko, czym si� zajmuje - powiedzia� Nick. - O ile dobrze pami�tam, gdy by�em jeszcze na chodniku w Sekcji Centralnej, by� on w�a�cicielem po�owy domk�w z kociakami na Gascoigne Square. Grant pokiwa� g�ow�: - Spr�buj mu to udowodni�. Zreszt�, nie tym interesujemy si� tej nocy. Szukamy Bena Garvalda. - Jest w mie�cie? - W�a�nie to masz sprawdzi�. I to szybko. Wiemy, �e wykrzykiwa� pod adresem �ony okoliczno�ciowe pogr�ki, gdy ta przeprowadza�a z nim rozw�d. Obawia si�, �e Ben zamierza si� pojawi� i zrujnowa� jej bogate �ycie. Szczeg�lnie dzisiejszej nocy. Wydaje wielkie przyj�cie na cze�� Harry'ego. U siebie, na St. Martin's Wood. Dzi� s� jego urodziny. - Jakie to wzruszaj�ce - powiedzia� Nick. - Czy z�o�y�a oficjaln� skarg�? - Zrobi�a to jej siostra. Jean Fleming. To nauczycielka. Prowadzi w�asn� podstaw�wk� w Oakdene przy York Road, na obrze�ach miasta. Nick opar�szy si� o biurko Granta notowa� szybko. W tym momencie spojrza� przenikliwie, marszcz�c brwi. - Fleming - Jean i Bella Fleming. Ciekaw jestem, czy to te same... 31 - Wychowa�y si� na Khyber Street, na po�udniowym brzegu n - Zgadza si� - odpar� Nick. - Moja matka mia�a sklep na Road, tu� przy rogu Khyber Street. Mieszka�em tam do dziesi�l roku �yda. Potem przenie�li�my si� do wi�kszego mieszkania w Bn wood. - Pami�tasz je jeszcze? - Nie potrafi�bym zapomnie� Belli. By�a to najbardziej zns kurewka w ca�ej okolicy. Po�owa obywateli nie robi�a nic innego, ty] czeka�a, by zobaczy�, jak idzie ulic�. To jedno z wielkich do�wiadcz �yciowych. By�em wtedy zbyt m�ody i nie zdawa�em sobie sprai z tego, co si� ze mn� dzia�o. Teraz co innego. - Ale nie jeste� te� ju� tym samym ch�opaczkiem - powiedzi Grant. - Co z Jean? Nick wzruszy� ramionami. - Taki sobie zasmarkany dzieciak mniej wiecej w moim wieki Nie wydaje mi si�, by ��czy�o nas cokolwiek wi�cej, ni� ludzi mijaj�cyc si� na ulicy. Nie korzystali z naszego sklepu. Moja stara nie chcia� dawa� na kredyt. Otworzy�y si� drzwi i wszed� Brady, trzymaj�c pod pach� zbi� akt. Zignorowa� Nicka i zwr�ci� si� do Granta. - Gdzie mam to po�o�y�? - W s�siednim biurze. - Grant spojrza� badawczo na Nicka. Potrzebujesz pomocy? Nie mamy zbyt wiele czasu. - To zale�y od pana - odezwa� si� Nick, lekcewa��c obecno�� Brady'ego. - W porz�dku. Jack mo�e pom�c ci przez p� godziny. Je�li b�dziesz potrzebowa� jakiej� rady, poka� si�. Brady cisn�� na biurko trzyman� kartotek�, a Nick wsta� i przeszed� do s�siedniego pokoju. Gdy zdejmowa� p�aszcz i wiesza� go na wieszaku, Brady z�o�y� akta na jednym z biurek. - Co poleci pan robi�? - odezwa� si� drewnianym g�osem. - To zale�y - odpar� Nick. - Co tam masz? - Personalne akta Garvalda i akta wszystkich os�b bli�ej z nim zwi�zanych. - �wietnie - powiedzia� Nick. - Ja wezm� papiery Garvalda. Ty przygotuj streszczenia innych. 32 zkiem - powiedzia� �c pod pach� zbi�r lawczo na Nicka. ' Brady nie wni�s� sprzeciwu. Zostawi� akta Garvalda na biurku, Izabra� reszt� i podszed� do biurka w k�cie pokoju. Usiad� przy oknie E, i natychmiast zabra� si� do pracy. Nick otworzy� akta Garvalda i zapozna� si� z kart� identyfikacyjn�. Wpatrywa�a si� w niego twarda, niemal brutalna twarz. By�a w niej a�a i inteligencja, a nawet odrobina humoru kryj�ca si� w grymasie ust. Jak zwykle, karta zawiera�a najbardziej zwi�z�e dane oraz odno�niki do przest�pstw i wykrocze�, za kt�re Garvald zosta� skazany na wi�zienie, a mianowicie w�amanie do fabryki i kradzie� 15817 funt�w, rtanowi�cych w�asno�� Steel Amalgamated Ltd. z Birmingham. Dane zawarte w aktach poufnych okaza�y si� o wiele bardziej interesuj�ce. Ben Garvald s�u�y� dwa lata jako komandos podczas wojny i zosta� zdemobilizowany w roku 1946. Trzy miesi�ce p�niej skazano go na rok wi�zienia za udzia� w kradzie�y. [ Zarzut uczestniczenia w wykradaniu poczty zosta� oddalony z braku dowod�w w 1949. W 1950 powo�ano go jako rezerwist� na wojn� w Korei. Z pocz�tkiem 1951 zosta� odes�any do domu z powodu postrza�u w nog�. Do tej chwili utyka i otrzymuje 33,3procentow� rent� inwalidzk�. Pomi�dzy wojn� korea�sk� a ostatnim wyrokiem w czerwcu 1956 przynajmniej dwadzie�cia siedem razy przes�uchiwany by� przez policj� pod zarzutem dokonania przest�pstwa. Otwar�y si� drzwi. Ze swego gabinetu wyszed� Grant z papierosem przyklejonym do warg. - Masz ogie�? - Nick potar� zapa�k�. Inspektor usiad� na brzegu biurka. - Jak idzie? - To ca�kiem niez�a sztuka - powiedzia� Nick. - Z tego, co tu wida�, usi�owali oskar�y� go o wszystkie znane w kodeksie przest�pstwa. Je�li nie przy jednej, to przy innej okazji. - Je�eli dodasz, �e z wyj�tkiem utrzymywania si� z niemoralnych dochod�w i tego typu rzeczy, to masz najprawdopodobniej racj� powiedzia� Grant. - �mieszny typ, ten Ben Garvald. Ka�dy �otr w mie�cie boi si� go �miertelnie, ale gdy chodzi o kobiety - ma maniery facet�w z tych ksi��ek, za kt�rymi one przepadaj�. Bell� iktowa� jak ksi�niczk�. - To mo�e t�umaczy�, dlaczego go tak �ci�o, gdy zdecydowa�a - Pracrwny urlop 33 "pod og .IBAJBO vOJ3p[ Z OOd �5[Bf Biore aidom np D / IlS JqtzsAvi i tei Sis x �tioqoJ J EU SlS zbyt wielu klient�w, kt�rzy chcieli pod przysi�g� po�wiadczy�, Fred Manton by� tamtej nocy w klubie. Jeden czy dw�ch spo�r�d li to naprawd� szanowani obywatele. � si� z jego ostatni� rant. Zajmowa�em l i trzej towarzysze zteriing�w z oddzia�u ita na dzie� nast�pny. W ka�dym razie owi a, wi�c ten podni�s� iasto. rozwali� si� i sp�on�� ca Charitona. Wnus - Czy Manton ma swoj� kartotek�? Brady przeszed� przez pok�j i po�o�y� przed nim arkusz kancelaryj;o papieru. - Tu jest wyci�g z jego akt. Nick przejrza� go szybko. Fryderyk Manton, lat czterdzie�ci cztery, iciel klubu, Gascoigne Square, Manningham. Czterokrotnie iny, w tym na trzydzie�ci miesi�cy za udzia� w kradzie�y i w��cz�go. Osiemna�cie razy przes�uchiwany przez policj�, ale zawsze � si� ze wszystkiego wykr�ci� i bezpiecznie opu�ci� posterunek licji w ratuszu. - Przypu��my, �e w sprawie Mantona ma pan zupe�n� racj� ik� do Granta. - I �e kasa ze Steel Amalgamated wcale nie posz�a dymem. Interes taki jak "Flamingo" musia� ju� na wej�ciu kosztowa� aj�tek. Jest rzecz� zrozumia��, �e Garvald we�mie si� teraz do iboty, by otrzyma� swoj� dzia�k�. ydostali si� z miasta. bez trudu rozpozna� - Dobrze pomy�lane, ale mamy tu pewien s�aby punkt. - Grant ita� i ruszy� w kierunku swego gabinetu. - W�a�cicielem "Flamingo lub" jest Harry Faulkner. Natomiast Fred Manton wynajmuje ten ib po to, by nie wci�ga� bezpo�rednio Harry'ego Faulknera w te awki. Same jego wozy warte s� z pi�tna�cie paczek. Drzwi zamkn�y si� za nim, a Nick spojrza� na Brady'ego. wierzy�. Faktycznie icz�tkach wozu. To Ji�my tego drugiego& &&Co z pozosta�ymi z tej paczki? - Jest ich dziewi�ciu. Wszyscy byli blisko z nim zwi�zani k� zachowuj�c si� wiedzia� Brady. - Pi�ciu by�o razem z nim w jakiej� akcji. Czterech nocy. Czy ma pan Kadal kred si� w pobli�u. Ich nazwiska znajduj� si� na pocz�tku listy. Po�o�y� wyci�gi na biurku Nicka, podszed� do drzwi Granta, w�y� je i wetkn�� g�ow� do �rodka. Izaj� si� do Freda Y to nie ten, kt�ry - Czy nic si� nie stanie, je�li zrobi� sobie kr�tk� przerw�? Grant spojrza� na zegarek. - Dobrze, Jack. Zobaczymy si� o p�nocy. Brady zamkn�� drzwi, zdj�� ze stojaka p�aszcz i w�o�y� go na siebie, ti tamtej kradzie�y �ychodz�c na korytarz. Stan�� przy �elaznej kracie windowego szybu, y k�opot w tym, �e icrierpliwie naciskaj�c guzik. � 35 � l 5 W tym samym czasie, kiedy Jean Fleming rozmawia�a z Graniem, Garvald wysiada� z ci�ar�wki na przystanku autobusowym na p�nocnej obwodnicy miasta, ��cz�cej centrum z autostrad� A-1. Dziesi�� minut p�niej wsiad� do pierwszego nadje�d�aj�cego autobusu i wysiad� p� mili od centrum miasta. Reszt� drogi przeszed� pieszo. Podr� z Londynu w wygodnym pulmanowskim wagonie zaj�aby i nie wi�cej ni� cztery godziny. Uzna� jednak, �e w obecnych lliczno�ciach tego typu wjazd do miasta zanadto rzuca�by si� w oczy. Byli tam ludzie, kt�rych musia� zobaczy�, sprawy, kt�re musia� atwi�, rachunki, kt�re musia� uregulowa� - szczeg�lnie z Sammym co. Najpierw jednak potrzebowa� bazy wypadowej, z kt�rej m�g�by Bez wi�kszych trudno�ci znalaz� to, czego szuka�: trzeciorz�dny w tylnej uliczce, blisko centrum. Wszed� do �rodka. Za biurkiem ji siedzia�a kobieta ubrana w niebiesk� nylonow� sukienk�. a gazet�. Mia�a jakie� dwadzie�cia pi��, mo�e trzydzie�ci lat, i, k�dzierzawe w�osy i �mia�e spojrzenie czarnych oczu. Garvald opar� �okcie na l - A� kim�e to mamy p: Od�o�y�a gazet�, iskra 2 Odpowiedzia�a w tym samym - Z biedn� irlandzk� uczciwe �ycie w tym trudnym - Bo�e, zachowaj nam d pocz�tek mo�esz da� mi p�ki - Wszystkie pokoje ma Znajduje si� ona na ko�cu ki Zdj�a klucz z tablicy, po� wspina� si� po schodach. Pok�j nie by� ani lepszy, ci�kie, wiktoria�skie mebl Nowoczesna umywalka ze � jeden z rog�w. Kobieta popr - Czy to b�dzie ju� �WSF Garvald odwr�ci� si�. - Jest jaka� szansa na d - Nie mamy licencji. Ali Pokr�ci� g�ow�. - �aden problem. I tak Zostawi�a klucz na toalet - Je�li b�dzie pan czegc zadzwoni�. Jestem pod telefo Garvald u�miechn�� si�. - �wiadomo�� tego fak w stanie wytrzyma�. Roze�mia�a si� w odpowu znik� z twarzy Garvalda. Za Zacz�� wertowa� ksi��k� te Sammy'ego Rosco. Siedzia� przypomnie� sobie kogo�, k czas�w, kto nadal by�by pod Jedno po drugim odrzuca mi�ci. W ko�cu pozosta� ty�] b�ysn�a w jej oczach. t�ra pr�buje prowadza iwiedzia� Garvald. - Na odpar�a przewrotnie. � dym pi�trze. )cyjnego biurka i zacz�te oczekiwa�. Sta�y w naft le�a� podarty dywan. kafelkami zajmowa�a'' ��ku. a. jest bar. '�y� si� wcze�nie, wa�, prosz� po prostu j, ni� cia�o i krew s� i�y si� za ni�. U�miech siad� na skraju ��ka. alaz� w nie] numeru zcz�c brwi i usi�uj�c i�. Kogo� ze starych przywo�ywane w pa okojny Amerykanin, iony jako pianista w "OneSpot" w czasach, gdy Garvald ''rad Manton prowadzili razem t� knajp�. Ale Chuck m�g� by� poza Angli�. Nawet powinien by�. Z pewno�t w�d� ju� dawno do Stan�w, A jednak, kiedy Garvald zajrza� do a�ki telefonicznej, wpad�o mu w oko jego nazwisko. Chuck Lazer -15, Baron's Court. Si�gn�� po s�uchawk�, ale zawaha� si� i zmieni� zamiar. T� spraw� lepiej by�o za�atwi� osobi�cie. Na�o�y� kapelusz i wyszed� z pokoju, umykaj�c za sob� drzwi. Podszed� do szczytu schod�w, zawaha� si�, potem ruszy� korytarzem itpr�bowa� otworzy� znajduj�ce si� na jego ko�cu drzwi. Otwar�y si�, ukazuj�c ciemne schody ewakuacyjne, biegn�ce stromo w d�. Zat�ch�y kuchenny zapach bucha� z ciemno�ci. Na dole by� o�wietlony bladym �wiat�em kr�tki korytarzyk i drzwi. Otworzy� je i wydosta� si� na �iejk� z boku hotelu. By zaoszcz�dzi� czasu, wzi�� jedn� z taks�wek stoj�cych na City Square. Mieszkanie Lazera znajdowa�o si� niedaleko uniwersytetu, w dzielnicy wysokich, chyl�cych si� ku upadkowi wiktoria�skich dom�w, kt�re w wi�kszo�ci zamieniono na tanie domy czynszowe. Garvald szed� w�sk� �cie�k� przez zaro�ni�ty ogr�dek i wspi�� si� po kilku stopniach szerokiego ganku. Gdzie� z wn�trza domu dolatywa� g�o�ny �miech i muzyka. Przyjrza� si� li�cie nazwisk umieszczonej poni�ej dzwonk�w. Chuck Lazer mieszka� pod pi�tym na trzecim pi�trze. Garvald znalaz� si� na obszernym korytarzu. Nagle drzwi 2 prawej otworzy�y si�. Buchn�o �miechem i muzyk�. Wy�oni� si� z nich rozczochrany, brodaty m�odzieniec d�wigaj�cy skrzynk� pustych butelek. Garvald zatrzyma� si� przy schodach. - Nie ma tam przypadkiem Chucka Lazera? - Dobry Bo�e, sk�d�e - odpowiedzia� m�ody cz�owiek. - Stary, wzystko, co mo�emy tu zaoferowa�, to w�dka i dziwki. To zupe�nie me w stylu Chucka. Pewnie siedzi w swej dziurze i tam go znajdziesz. Znikn�� na ko�cu korytarza, a zaniepokojony Garvald, marszcz�c twarz, szybko wspi�� si� na schody. Zastanawia� si�, co to wszystko �e znaczy�. Na trzecim pi�trze wszystko wydawa�o si� dziwnie oddalone od 39 rzeczywisto�ci, a muzyka brzmia�a s�abo i nieref tu z innego �wiata. Garvald przeczyta� naz nas�uchiwa� przez chwil�, a potem zapuka�. N Wtedy chwyci� za klamk�. Drzwi otwar�y si�. Wewn�trz panowa� obezw�adniaj�cy smr� moczu i kuchennych zapach�w. Wszystko to two do zdefiniowania od�r, kt�ry przez moment pod Zapali� �wiat�o i rozejrza� si� po zapuszczony Wzrok zatrzyma� si� na w�skim, stoj�cym pc kt�rym twarz� do ziemi le�a� roznegli�owany otworzy� okno i wci�gn�� g��boko w p�uca wilgo; powietrze. Potem si�gn�� po papierosa, zapali� i Nocna szafka by�a za�miecona rzeczami, kti ca�� histori�. Strzykawka i par� igie�, w wi�kszo� Buteleczki po heroinie i kokainie - obie puste. wype�niona wod�. Ma�a szklana buteleczka, barw� od podk�adanego p�omienia. Wreszcie gai Rami� zwisaj�ce z ��ka upstrzone by�o zr igie�. Niekt�re z nich nabrzmiewa�y w strupy zal�g�a si� infekcja. Garvald westchn�� i obr�ci� Twarz Amerykanina wydawa�a si� bez � niedo�ywieniem. Czarna broda przydawa�a mu a; ascez� �wi�tego. Poruszy� si�, a Garvald pok Powieki zatrzepota�y, jakby w nie kontrolowa� potem otworzy�y si� szeroko. Nie widz�ce spo; w otch�ani piek�a. - Chuck, to ja - powiedzia�. - Ben GarvE Lazer przesun�� na niego sw�j nie widz�cy wz mu w usta zapalonego papierosa. Lazer zaci�ga� chwyci� go potworny kaszel, skr�caj�cy go w sp; rozedrze� jego cia�o. Wreszcie zdo�a� go jako� ca�ym ciele, ciek�o mu z nosa. Garvald otuli� go kocem. - To ja, Ben Garvald - powt�rzy�. - Czytam ci�, jak ksi��k�, g�o�no i wyraz i wyra�nie. - Zn�w ow�adn�y nim drgawki, na dajcie mi moj� dzia�k�. S�odki Jezu, dajcie mi moj� dzia�k�. g��boki, urwany oddech, jakby chcia� zdoby� si� na ostateczny k, by zapanowa� nad sob�. Spojrza� prosto na Garvalda. Nie widzieli�my si� d�ugo, Ben. Dzi�ki za listy. - Nie by�o o czym pisa�. - No, nie jestem pewien. Co z Bell�? - To kurwa, Benny, m�j ch�opcze. S�odka dziwka ta�cz�ca fizy brz�cz�cych cymba�ach tak, jak chce ten, co ma najwi�ksz� fors�. - M�wili mi, �e ponownie wysz�a za m��. - To garnek pe�en z�ota, Benny, m�j ch�opcze. To kres kolorowej t�czy. Nie wiedzia�e�? - Kto jest tym szcz�ciarzem? - Harry Faulkner. . - Harry Faulkner? - Ben zmarszczy� brwi. - Przecie� on jest ju� dobrze po sze��dziesi�tce. - Ale obecnie to wielki cz�owiek, Ben. Macza palce we wszystkim, co daje fors�. A nie jest zbyt wybredny. On i Bella �yj� w pa�acu, kt�ry jest kopi� siedziby Haruna arRaszyda na St. Martin's Wood. �wiat d�inem i tonikiem p�yn�cy. - Czy Fred Manton nadal si� tu kr�ci? - Pewnie. Teraz pracuje dla Harry'ego. Prowadzi klub zwany "Flamingo", na Gascoigne Square. Gram u niego, je�li dobrze pami�tam. - Nagle j�kn�� i jego da�o zn�w wpad�o w kleszcze niepohamowanych drgawek. - Chryste, dajcie mi dzia�k�. - Z trudem �apa� oddech, dzwoni� z�bami. - Kt�ra godzina? - Jakie� pi�tna�cie po dziesi�tej. Lazerowi wyd�u�y�a si� twarz. - Za p�no na wieczorn� wizyt� u doktora, a to oznacza, �e nie dostan� recepty a� do rana. - Jeste� rejestrowanym narkomanem? Lazer skin�� g�ow�. ; - To jedyny pow�d, dla kt�rego nie wr�ci�em przed laty do Stan�w. Tam zamkn�liby mnie do puszki. Tutaj przynajmniej powalaj� mi egzystowa� dzi�ki uprzejmo�ci s�u�by zdrowia. 41 3Bni3zoi?qoz OQ I 3tfB3[SIOTZBJ3Zyi IIO(pl1! Otu nipiqAzs PIBAJBO ' isaf roipi Bp?3 �iuiB3[S3p 'igoJp 3iAO{od A saizpS l' 3IS BZpBgZ3[BJ,133JIS i' rtfnpsnIM (Xz3ZSJBtU7!;' ; appsAsA af poimAtt ? rqop 3[K( znf tfBpfei8XA i �s XqpzpBJod 31 ;3 snAY z isaf IPN , 08X1 oi� A a�SB afep7 i li1 (od foizpJBqfBn �safaizpS i j? JoSa(B3[ fazsziu plAizp i j TZpg BJ3IO[inBJ B[p iqOJ E?' - itq53 ogaf fei z - i; ..oSniinBiJ" 3AV - ,.;j 3tqnp[ oSsfAuoJireiY !J; 3Z'B - XuilUBS 'F' Oo3so'a Xttrurcs - f. S 3f (XJ3[XZJd prBAJO �szpfeiuaid J - �psoiqadnz ZOJBISX �rnriiois aL(roou 3AO�UnJOUp3f OBZOIIpO z (fenSfepAtt pp3AJi?o Is anioi uiaisaf oSazo z i JOZ33IA tfOAYS tHB� K) Vp ! ooon pazjdsusBf ?zoni aizpSzsai �az3do{qo iin Xqogn�p iXqz - � l A XqSz {CTuqo J3ZB7 �3nnoJ3q od STUJ q Ol znf oSip �5[V[ Na czyim pogrzebie? Ben Garvald zwr�ci� si� ku niemu od drzwi. Przez twarz przemkn�� - Jeszcze si� nie zdecydowa�em. Kiedy b�d� wiedzia�, dam ci ik. By�by z ciebie niez�y karawaniarz. Drzwi zamkn�y si� za nim. Chwil� p�niej Lazer kucn�� na ��ku, jjajac si� szczelnie kocem. W r�ku �ciska� zwitek banknot�w. Nagle lym szybkim ruchem, kt�ry mia� spowodowa� �a�cuchow� reakcj� lo�ci, wyskoczy� z ��ka i zacz�� si� ubiera�. f..1,. iwfMIWWH IWttF 6 (arver Street to szereg rozpadaj�cych si� parterowych domk�w w pobli�u rzeki, w ubo�szej cz�ci miasta. Tak jak m�wi� Chuck Lazer, w�a�nie je wyburzano. W po�owie d�ugo�ci ulicy Garvald odnalaz� sklep z oknem zabitym deskami. Dom sprawia� wra�enie, �e za chwil� runie. Wszed� przez ciasn� bram� i dosta� si� na za�miecone tylne podw�rze, na kt�rym panowa� nie�ad nie do opisania. Wspi�� si� na cztery stopnie schod�w i zapuka� do drzwi. Po chwili da�y si� s�ysze� kroki i w drzwiach pojawi�a si� w�ska szpara, a kobiecy g�os zapyta�; - Kto tam? - Szukam Sama - powiedzia� Garvald. - Sammy'ego Rosco. Jestem jego starym przyJadelem. - Nie ma go w domu. W jego uszach zad�wi�cza� wyczuwalny niemiecki akcent, kt�ry w�wczas, gdy spotka� j� po raz pierwszy, uzna� za jedn� z najwi�kszych atrakcji tej kobiety. Przysun�� si� bli�ej do drzwi. 45 - Jestem Ben, Wilmo, Ben Garvald. Kto� stoj�cy za drzwiami zach�ysn�� si� powietrzem i po chwili zabrz�cza� �a�cuch. Drzwi otworzy�y si�. Gdy wkroczy� do ciemnego korytarza, r�ka wyci�gn�a si� ku jego twarzy, ramiona obj�y go mocno. - Ben, Liebling, nie mog� uwierzy�.