2267
Szczegóły |
Tytuł |
2267 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2267 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2267 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2267 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
James Oliver Curwood
Kwiat dalekiej p�nocy
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Polskiego Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1995
Prze�o�y� Jerzy Marlicz
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN
Warszawa ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk z "Wydawnictwa
Dolno�l�skiego",
Wroc�aw 1990 r.
Pisa� R. Du�
Korekty dokonali
St. Makowski
i K. Markiewicz
`tc
Rozdzia� I
Du�o mo�liwo�ci
- Co za oczy! Co za w�osy! Co
za karnacja! �miej si� je�li
chcesz, Whittemore, ale ja ci
m�wi�, �e nigdy nie widzia�em
tak pi�knej dziewczyny!
Wyrazista twarz Gregsona, gdy
patrz�c poprzez st� na
przyjaciela zapala�
r�wnocze�nie papierosa,
promienia�a wprost entuzjazmem.
- Nie raczy�a nawet na mnie
zerkn��, mimo �e gapi�em si� na
ni� otwarcie! - wzdycha�. - I
nie by�o rady! Wprost nie
mog�em od niej oczu oderwa�!
Daj� s�owo, wymaluj� j� jutro
na ok�adk� dla Burkego. Burke
przepada za ok�adkami do swego
miesi�cznika przedstawiaj�cymi
pi�kne kobiety. S�uchaj stary,
dlaczego ty w�a�ciwie tak
chichoczesz?
- Bynajmniej nie z powodu tej
jednej historii! - t�umaczy�
Whittemore. - Ale widzisz,
my�l� sobie...
Powi�d� wzrokiem po wn�trzu
ubogiej cha�upy, o�wietlonej
tylko jedn� lamp� olejn�
zwisaj�c� u sufitu. Gwizdn��
cicho przez z�by.
- My�l�, czy znajdziesz na
ziemi taki zak�tek, gdzie nie
grozi�oby spotkanie z
najpi�kniejsz� istot� �wiata.
Ostatnia by�a w Rio Pedras,
prawda Tom? Hiszpanka czy
Kreolka? Zdaje si� mam jeszcze
przy sobie tw�j list, wi�c ci
go jutro przeczytam. Wcale mnie
zreszt� nie zdziwi�e�. W Porto
Rico s� istotnie prze�liczne
dziewcz�ta. Ale nie s�dzi�em,
�e potrafisz nawet tutaj, w
g�uszy...
- Ach, ta doprawdy bije
wszystkie inne! - odpar�
artysta, otrz�saj�c popi� z
papierosa.
- Nawet t� dziewczyn� z
Valencji, h�?
Rozbawiony Filip Whittemore
przechyli� si� nieco przez
st�, przy czym na jego
przystojn�, ogorza�� od wichru
i mrozu twarz pad�o ja�niejsze
�wiat�o lampy. Tom Gregson
stanowi� z nim zupe�ny
kontrast; policzki mia�
g�adkie, okr�g�e, w�skie
wypieszczone r�ce i budow� tak
delikatn�, �e nieomal kobiec�.
Po raz dwudziesty chyba tego
wieczoru mocno u�cisn�li sobie
d�onie.
- Ty tak�e nie zapomnia�e�
Valencji, co? - cieszy� si�
malarz.
- Daj� s�owo, ale� rad
jestem, �e ci� znowu widz�,
Fil! Zdaje mi si�, jak by�my
si� nie spotykali od wiek�w, a
to� to jeszcze nie ma trzech
lat od powrotu z Po�udniowej
Ameryki. Valencja! Czy o niej
kiedy� potrafimy zapomnie�! Gdy
Burke wr�czy� mi przed
miesi�cem pierwsze,
znaczniejsze honorarium,
m�wi�c: Tom, robisz si� s�awny,
potrzebujesz teraz wypoczynku -
pomy�la�em o Valencji, i
zat�skni�em gorzko do tych
dawnych dni, gdy we dw�jk� omal
nie rozp�tali�my rewolucji.
Ledwo nie stracili�my g��w przy
okazji. Ciebie wyratowa�a
odwaga, a mnie pi�kna
dziewczyna!
- No i zimna krew! -
roze�mia� si� Whittemore. -
Wtenczas w�a�nie doszed�em do
przekonania, �e jeste�
cz�owiekiem o najzimniejszej
krwi, jakiego sobie tylko mo�na
wyobrazi�. Czy pr�bowa�e�
dowiedzie� si�, co porabia
donna Izabella?
- Umie�ci�em dwukrotnie jej
portret w miesi�czniku Burkego.
Raz jako Bogini� Po�udniowych
Republik, a drugi raz jako
Dziewczyn� z Valencji. Wysz�a
potem za m�� za t� nieciekaw�
kreatur�, plantatora z
Carabobo, i s�dz�, �e s�
szcz�liwi.
- Zdaje mi si�, �e by�y
jeszcze inne... - rozwa�a�
Whittemore z udan� powag�. - Na
przyk�ad ta w Rio, kt�ra mia�a
przynie�� ci maj�tek, byle
zechcia�a tylko pozowa� do
portretu. W zamian za ten
komplement m�� jej zamierza� ci
wsadzi� sze�� cali no�a pod
�ebro, lecz wyt�umaczy�em mu w
por�, �e jeste� m�ody,
niedowarzony, i nawet niespe�na
rozumu...
- Wyt�umaczy�e� mu pi�ci�! -
rado�nie wrzasn�� Gregson. -
Ale� to by� wspania�y cios!
Widz� jeszcze ten n�!
Zaczyna�em w�a�nie m�wi� Ojcze
Nasz, gdy bac! I run�� na
pod�og�. Zas�u�y� sobie na to w
zupe�no�ci. Nie uczyni�em
przecie nic z�ego. Moj�
najlepsz� hiszpa�szczyzn�
poprosi�em tylko pi�kn� pani�,
czy nie raczy mi chwil�
pozowa�? Kiego diab�a uzna� te
niewinne s�owa za obelg�? A ona
naprawd� by�a pi�kna!
- Oczywi�cie! - przyzna�
Whittemore. - Je�li sobie
dobrze przypominam, by�a
najpi�kniejsz� istot� na ziemi.
Ale p�niej przysz�y jeszcze
inne. Co najmniej ze
dwadzie�cia, ka�da bardziej
czaruj�ca ni� jej
poprzedniczka.
- Z tego si� sk�ada moje
�ycie - rzek� Gregson, przy
czym g�os mia� o wiele
powa�niejszy ni� przedtem. -
Mog� malowa� tylko kobiety, i
to malowa� dobrze. Poczyta�bym
za wariata tego wydawc�, kt�ry
zam�wi�by u mnie rysunek bez
�adnej twarzyczki. Niech im B�g
da zdrowie! S�dz�, �e nie tak
pr�dko zabraknie na �wiecie
�adnych kobiet. Gdy w jakiej�
kobiecie nie dostrzegam nic
pi�knego, chcia�bym umrze�...
- Tylko po co podnosi� ka�d�
rzecz do najwy�szej pot�gi?
- Kiedy w�a�nie o to chodzi!
Je�li przypadkiem jest nazbyt
blada, jak na przyk�ad donna
Izabella, w my�li o�ywiam jej
cer� i mam pi�kno bez zarzutu!
Lecz moja dzisiejsza nieznajoma
jest naprawd� bez zarzutu!
Chcia�bym jedynie wiedzie� co
to za jedna?
- To znaczy, gdzie mo�na j�
znale�� i czy zechce pozowa� do
paru szkic�w oraz jednego
portretu na ok�adk�? - wtr�ci�
Whittemore. - Przecie o to
chodzi?
- W�a�nie. Masz wyra�ne
zdolno�ci wnikania w istot�
rzeczy, Fil!
- Burke kaza� ci przecie�
wypocz��.
Gregson posun�� w stron�
przyjaciela pude�ko z
papierosami.
- Burke jest poetycznym
poczciwcem nienawidz�cym �mij,
paj�k�w i drapaczy chmur.
Powiedzia� mi: Greggy,
wypocznij sobie na �onie natury
ze dwa tygodnie w ciszy i
samotno�ci zupe�nej. Jako
jedyne towarzystwo we� zmian�
ubrania i bielizny oraz par�
skrzy� piwa. Wypoczynek,
przyroda, piwo co za bana�! A
ja marzy�em w�a�nie o Valencji,
o donnie Izabelli, o krajach, e
sama natura pieni si� i musuje
ustawicznie, jakby od zarania
dziej�w pojono j� szampanem.
Tak Fil, tw�j list przyby� w
sam� por�!
- A by� przecie wcale
lakoniczny! - rzek� Filip.
Wsta� i niespokojnie pocz��
przemierza� pok�j wszerz i
wzd�u�. - Obieca�em ci troch�
przyg�d oraz prosi�em, aby�
przyby�, skoro ci tylko czas
pozwoli. Dlaczego? Hm,
dlaczego?...
Zawr�ci� ostro, stan�� i
spojrza� na Gregsona.
- Chcia�em ci� mie�, gdy� to
co si� przytrafi�o w Valencji,
i to co w Rio, to by�y fraszki
w por�wnaniu do piek�a, kt�re
si� tu rozp�ta niebawem.
Potrzebuj� pomocy, rozumiesz? I
nie o zabaw� idzie! Prowadz�
sam jeden gr� na straconej
plac�wce. Je�li kiedy przyda�
mi si� mo�e wierny druh, to
w�a�nie teraz! Dlatego do
ciebie pisa�em.
Gregson odsun�� krzes�o i
wsta�. By� o g�ow� ni�szy od
towarzysza i raczej w�t�y. Ale
w ch�odnych stalowob��kitnych
oczach, w twardym zarysie brody
mia� co� przykuwaj�cego uwag�.
Szczup�e palce u�cisn�y d�o�
Filipa, niby stalowe kleszcze.
- Wreszcie przyst�pujesz do
rzeczy, Fil! Czeka�em
cierpliwie niby Hiob, albo niby
nasz przyjaciel Bobby Tuckett,
je�li go pami�tasz, kt�ry
pocz�� zabiega� przed siedmiu
laty o wzgl�dy Minnie Sheldon,
a o�eni� si� z ni� nazajutrz po
dniu, gdy otrzyma�em tw�j list.
Zanadto by�em poch�oni�ty
dociekaniem, co si� kryje
mi�dzy wierszami twojej
episto�y, aby m�c i�� na �lUb.
Nic zreszt� nie odgad�em.
G�owi�em si� nawet daremnie
ca�� drog� z La Paz. Wezwa�e�
mnie! Przyby�em. O co chodzi?
- W pierwszej chwili wydam ci
si� wariatem, Greggy! -
zachichota� Whittemore,
zapalaj�c fajk�. - Twoja
estetyczna natura b�dzie
niew�tpliwie ura�ona. Sp�jrz!
Chwyci� Gregsona za rami� i
powi�d� go do drzwi.
Ch�odne niebo p�nocne
jarzy�o si� od gwiazd. Chata,
kt�rej �ciany ton�y w
spl�tanej g�stwinie wyros�ych w
ci�gu lata pn�czy, sta�a u
szczytu wynios�ego wzg�rza, na
Dalekiej P�nocy nosz�cego
szumne miano g�ry. Wok� le�a�a
dzika g�usza, bia�o_szara w
pobli�u, czarna w oddali.
Dochodzi� z niej monotonny
p�aczliwy szmer wodnego
przyp�ywu. Filip, opar�szy d�o�
na ramieniu Gregsona, wskaza�
na samotn� pustk�.
- Nie tak zn�w wielka
odleg�o�� dzieli nas od Oceanu
Lodowatego - rzek�. - Czy
widzisz to �wiat�o podobne do
ogniska, kt�re raz przygasa, to
zn�w pnie si� w g�r�? Czy nie
przypomina ci tej nocy, podczas
kt�rej zmykali�my z Carabobo, a
donna Izabella wskazywa�a nam
drog� ucieczki? Wtenczas
�wieci� nam ksi�yc. Teraz jest
zorza p�nocna. S�yszysz �oskot
przyboru w zatoce? A w
powietrzu czu� nawet blisko��
g�r lodowych. Za prze��cz�
g�rsk�, o karabinowy strza�,
le�y Fort Churchill. Pomi�dzy
nami a cywilizacj�, na
przestrzeni czterystu mil, nie
ma nic pr�cz india�skich
osiedli oraz faktorii Kompanii
Zatoki Hudsona. Co za spok�j
pozorny, co za cisza! Tss,
s�yszysz, jak w Fort Churchill
wyj� psy poci�gowe? To g�os
dziczy, g�os tego kraju! I ten
przyp�yw oceanu, tak pe�en
tajemniczo�ci. Gwarzy o
sprawach dla cz�owieka
niepoj�tych i w mowie dla nas
nie zrozumia�ej. Znasz si� na
pi�knie, Greggy, to ci� musi
nieco wzrusza�.
- Owszem. Ale dok�d
sterujesz, Fil?
- Do celu, Greggy, wprost do
celu, tylko bez po�piechu.
Zamierzam ci wyjawi� dlaczego
sprowadzi�em ci� tutaj. Waham
si� z wypowiedzeniem ostatniego
s�owa. Wygl�da tak trywialnie
wobec tego ca�ego pi�kna, wobec
twojej filozofii �yciowej.
Jak�e tu bowiem przej�� od
donny Izabelli do ryb!
- Do ryb?
- W�a�nie, do ryb.
Zapalaj�c nowego papierosa,
Gregson trzyma� przez chwil�
zapa�k� w ten spos�b, by
o�wietli� ni� twarz
przyjaciela.
- S�uchaj no! - wybuchn��. -
nie sprowadzi�e� mnie tu chyba
dla rybo��wstwa?
- I tak, i nie. Ale je�li
nawet tak, c� w tym z�ego?
Uj�� Gregsona za rami� i z
twardego u�cisku palc�w malarz
pozna�, �e Filip tym razem m�wi
powa�nie.
- Przypomnij sobie, co
rozp�ta�o rewolucj� w
Hondurasie, w dwa tygodnie po
naszym przybyciu do Porto
Barrios? Dziewczyna, prawda?
- S�usznie, dziewczyna i
nawet niezbyt �adna.
- I o jaki drobiazg posz�o!
Przypomnij sobie ten plac w
Ceiba ocieniony palmami.
Prezydent Belize pije wino z
kuzynk�, narzeczon� genera�a
O'kelly Bonilla, p�
Amerykanina, p� Irlandczyka,
wodza si� zbrojnych Republiki i
najserdeczniejszego przyjaciela
w dodatku. W chwili, gdy
pozornie nikt nie zwraca na
nich uwagi, Belize ca�uje
kuzynk�, doprawdy jedynie po
kuzynowsku. Lecz w�a�nie
niepostrze�enie nadchodzi
O'Kelly i przyja�� jego do
prezydenta zmienia si� w gorzk�
nienawi�� o podk�adzie
zazdro�ci. W ci�gu trzech
tygodni rozp�ta� potem
rewolucj�, pobi� wojska
rz�dowe, wygna� Belize'a ze
stolicy, wci�gn�� do zamieszek
Nikaragu� oraz zmusi� do
interwencji trzy francuskie,
dwa niemieckie i dwa
ameryka�skie okr�ty wojenne. W
sze�� tygodni po owym niewinnym
poca�unku O'kelly sam zosta�
obwo�any prezydentem. Pomy�l
Greggy, taka b�aha przyczyna i
taki rezultat! Dlaczego ryba
nie mia�aby wywo�a� znacznie
wi�kszej hecy?!
- Doprawdy zaczyna mnie to
interesowa�! - rzek� Gregson.
- Jazda Fil, przyst�p do
rzeczy. Nie przecz�, �e ryby
kryj� w sobie wiele mo�liwo�ci.
Gadaj!
Rozdzia� II
Rozw�j wypadk�w
Trwali obaj chwil� w
milczeniu, nas�uchuj�c
pos�pnego �oskotu przyp�ywu
hucz�cego poza ciemn� lini�
boru. Potem Filip pierwszy
zawr�ci� ku chacie.
Gregson poszed� w �lad za
przyjacielem. W �wietle
wielkiej lampy olejnej
zwisaj�cej u sufitu zauwa�y� w
twarzy Whittemore'a
niedostrze�ony poprzednio
wyraz: twardy skurcz szcz�k,
niepok�j oczu, bezpodstawne na
poz�r wzruszenie. Pewien by�,
�e te cechy pojawi�y si�
dopiero w ostatnich paru
sekundach. Rado�� z powodu
dzisiejszego spotkania, po
dwuletniej niemal roz��ce,
rozwia�a na kr�tko trosk�
gromadz�c� si� teraz na nowo.
Przypomnia� sobie portret
Whittemore'a naszkicowany z
pami�ci, jako wspomnienie owych
czas�w, kt�re obaj pami�tali
tak wyra�nie: ch�odne,
nieugi�te rysy i r�wnocze�nie
pogodny zuchwa�y u�miech,
zdaj�cy si� drwi� z wszelkich
przeciwno�ci losu; u�miech
cz�owieka zawsze gotowego do
walki z �artem na ustach. Da�
ten rysunek do miesi�cznika
Burkego, opatruj�c go tytu�em:
Dzielny Cz�owiek. Burke
skrytykowa� go z powodu
u�miechu w�a�nie. Ale Gregson
wiedzia�, co robi. Portret
przedstawia� przecie
Whittemore'a.
Co� si� teraz zmieni�o w
Filipie. Postarza� si�,
postarza� zadziwiaj�co. Wok�
oczu mia� g��bokie zmarszczki.
Policzki mu zapad�y. Znik�
�ywio�owy dobry humor, a
o�ywienie sprzed kwadransa by�o
zaledwie nieudolnym
wspomnieniem dawnej beztroski.
Te dwa lata musia�y wple�� w
egzystencj� Filipa wiele spraw
niezrozumia�ych, tote� Gregson
zastanowi� si� chwil�, czy
w�a�nie tym sprawom nale�y
zawdzi�cza�, �e z wyj�tkiem
ostatniego listu, przez ca�y
ten czas nie otrzyma� od
szkolnego kolegi ani jednego
s�owa.
Skoro zaj�li miejsce po obu
bokach sto�u, Filip wyj�� z
kieszeni niewielki zwitek
papier�w. Spo�r�d nich
wyci�gn�� map�, kt�r� z kolei
wyg�adzi� d�oni�.
- Tak - powiedzia� w zadumie.
- Ryby kryj� w sobie wiele
mo�liwo�ci. - Nie po to ci�
zreszt� sprowadzi�em, by�
walczy� z wiatrakami. Obieca�em
ci prawdziw� walk�. Czy�
widzia� kiedy schwytanego w
pu�apk� szczura? Drzwi pu�apki
stoj� otworem, lecz u wylotu
str�uje krwio�erczy terier.
Podniecaj�cy sport dla wi�nia,
nie ma co gada�. Wyobra� sobie
teraz na moment, �e wi�niem
jest istota ludzka!
- S�dzi�em, �e b�dziemy m�wi�
o rybach - wtr�ci� Gregson.
- Tymczasem powiesz mi zaraz,
�e w pu�apce siedzi dziewczyna,
albo �e kto� schwyta�
dziewczyn� na w�dk�...
- A je�li nawet tak - Filip
uwa�nie obserwowa� towarzysza.
- Je�li ci powiem, �e w pu�apce
siedzi kobieta... dziewczyna...
niejedna dziewczyna nawet,
tylko dziesi��, sto kobiet i
dziewcz�t. Co wtenczas,
Greggy?!
- Walka oczywi�cie! I to co
za walka!
- Na to si� te� zanosi,
Greggy! Niecodzienna walka i
niecodzienne zamieszanie. Przy
tym we� pod uwag�, �e �atwo nam
przyjdzie zgin��, tobie i mnie.
Jest nas przecie tylko dw�ch. A
zamierzam stawi� czo�o pot�dze,
wobec kt�rej si�y zaanga�owane
w rewolucjach
po�udniowoameryka�skich
wygl�daj� jak cent przy
dolarze. A teraz sp�jrz!
Podsun�� map� Gregsonowi,
wskazuj�c co� na niej palcem.
- Czy widzisz t� czerwon�
smug�? To nowa linia kolejowa
do Zatoki Hudsona. Dawno min�a
ju� La Paz, przy czym jej
tw�rcy pragn� wyko�czy� prac�
do wiosny. To najwspanialszy
tw�r tego rodzaju na
kontynencie ameryka�skim,
najwspanialszy, bo tak
potrzebny, i tak d�ugo
odwlekany. Oko�o stu milion�w
ludzi nie zauwa�a�o dotychczas
jego gigantycznego znaczenia i
raptem otworzy�y si� im oczy.
Ten szlak wiod�cy poprzez
czterysta tysi�cy mil dzikiej
g�uszy, otwiera dost�p do kraju
zajmuj�cego niemal po�ow� tej
przestrzeni co ca�e Stany
Zjednoczone, a bogactwa
mineralne zawarte w tej ziemi
dadz� wi�cej w ci�gu lat
pi��dziesi�ciu ni� okolice
Jukonu lub Alaska w ci�gu
ca�ego okresu ich eksploatacji.
Droga z Montrealu, Duluth,
Chicago do Liverpoolu i innych
port�w europejskich skraca si�
o pe�nych tysi�c mil. Zatok�
Hudsona poczn� nawiedza� liczne
statki, na brzegach jej
powstan� portowe miasta, a pod
kr�giem polarnym wyrosn�
olbrzymie huty. Czy wiesz, �e
same okolice bieguna zawieraj�
do�� rudy �elaznej i w�gla
kamiennego, by zaspokoi�
zapotrzebowanie ca�ej kuli
ziemskiej w ci�gu setek lat. To
tylko cz�� korzy�ci, Greggy,
jakie przynosi �wiatu otwarcie
nowej kolei. Pami�tasz, jak
przed dwoma laty wybiera�em si�
w te strony i proponowa�em ci,
by� jecha� razem? Szuka�em
przyg�d, ale nie �ni�o mi si�
nawet...
Umilk�, u�miechaj�c si� po
dawnemu zuchwale i beztrosko.
- Nie �ni�o mi si� nawet, do
jakich zada� los mnie
przeznacza. D��y�em drog�
wytyczon� dla nowej linii
kolejowej, wygl�daj�c
zajmuj�cej okazji. Kanada spa�a
wtenczas i nie nadarza�o si�
nic, co by mnie mog�o n�ci�. Na
wsch�d od przysz�ej kolei
towarzystwa przemys�owe wzi�y
ju� opcj� na g�ry zawieraj�ce
rud� �elazn� lub na pola
kryj�ce z�o�a w�gla kamiennego.
Na zachodzie wa��sa�em si� ja
sam. Sp�dzi�em sze�� miesi�cy
po�r�d francuskich osadnik�w,
Indian i Metys�w. By�em z nimi,
polowa�em, nauczy�em si� nieco
francuskiego i narzecza Cree.
Czu�em si� tam doskonale.
Sta�em si� z duszy i serca
cz�owiekiem P�nocy jakkolwiek
brak�o mi nieco do�wiadczenia.
Kluby, bale, miejskie rozrywki
znik�y z mojej pami�ci.
Pami�tasz zreszt�, �e
nienawidzi�em zawsze siedz�cego
trybu �ycia i �e wp�ywa�o to na
mnie fatalnie. Tu
znienawidzi�em go jeszcze
bardziej. By�em po prostu
szcz�liwy. I wtenczas...
Zwin�� pierwsz� map�, wyj��
natomiast spo�r�d papier�w
drugi plan, tym razem
narysowany o��wkiem.
- I wtenczas Greggy - rzek�,
rozprostowuj�c plan na stole -
znalaz�em to, czego szuka�em.
Objawienie zst�pi�o na mnie
pewnej gwiezdnej nocy, gdy
siedzia�em przy ognisku przed
namiotem. Sp�jrz na t� map� i
powiedz mi co na niej widzisz?
Gregson s�ucha� jak
urzeczony. Szczyci� si�, �e w
�adnej sytuacji nie traci
g�owy, ani nie ujawnia
miotaj�cych nim uczu�. Ta
pozorna oboj�tno�� mog�a mu
czasem silnie zaszkodzi�.
Obecnie jednak niczego nie
udawa�; by� mocno przej�ty. W
palcach trzyma� niezapalonego
papierosa. Nie spuszcza� oczu z
twarzy towarzysza. Czeka� na
rewelacj�. Wobec zach�ty Filipa
spojrza� na roz�o�on� przed
sob� map�.
- Nie ma tu nic szczeg�lnego
- rzek�. - Tylko rzeki i
jeziora.
- S�usznie! - wykrzykn��
Filip. Zerwa� si� niespodzianie
i pocz�� nerwowo przebiega�
pok�j. - Rzeki i jeziora!
Setki, co m�wi�, tysi�ce rzek i
jezior. Greggy, pomi�dzy nami a
cywilizacj�, nie dalej jak
czterdzie�ci mil od nowej
kolei, le�y do trzech tysi�cy
jezior! Z tych, dziewi��
dziesi�tych roi si� od ryb, a�
nied�wiedzie zamieszkuj�ce
pobrze�a stale �mierdz� ryb�.
Pstr�gi, Gregson,
najpi�kniejsze pstr�gi! OG�lnie
bior�c, lustro w�d na tej ca�ej
przestrzeni ma obszar
trzykrotnie wi�kszy ni� pi��
Wielkich Jezior razem wzi�tych.
Nikomu jako� dotychczas nie
przysz�o na my�l, co to za
bogactwo! To� tutejsz� ryb�
mo�na ca�y �wiat nakarmi�! To�
to milionowa warto��! Ta oto
my�l spad�a na mnie po�r�d nocy
i rozwa�y�em zaraz, �e gdybym
tak m�g� zapewni� sobie
wy��czno�� na tych paru
jeziorach zanim si� zbuduje
kolej...
- Zosta�by� milionerem -
podda� Gregson.
- Nie tylko to! - wtr�ci�
Filip, przystaj�c na chwil�
po�rodku izby. - Na razie
doprawdy nie my�la�em o
pieni�dzach. By�y stanowczo na
drugim planie w moich rojeniach
nocnych. Zobaczy�em natomiast,
co za cios mog�aby wymierzy�
Daleka P�noc, jak grzmotn�� w
zach�annych aferzyst�w
monopolizuj�cych handel
�ywno�ci� na ca�ej przestrzeni
Stan�w! To� te niezmierzone
zapasy ryby da�oby si� sprzeda�
w Nowym Jorku, Bostonie lub
Chicago z du�ym zyskiem, a mimo
to o po�ow� taniej ni�li ceny
wyznaczone przez trust! Nie
my�l, �e jestem wy��cznie
filantropem! Spostrzeg�em
okazj� do upokorzenia ludzi,
kt�rzy zrujnowali mego ojca, a�
z�amany umar�. Zabili go!
Okradli mnie w par� lat
p�niej. Tak wi�c, opuszczaj�c
na kr�tko Dalek� P�noc, uda�em
si� wpierw do Ottawy, a potem
do Toronto i Winnipeg.
Znalaz�em Brokawa, starego
koleg� mego ojca i
wtajemniczy�em go we wszystko.
Wspomina�em ci kiedy� o
Brokawie, jednym z
najdzielniejszych,
najzr�czniejszych i najbardziej
zajad�ych bojownik�w zachodu. W
rok po �mierci mego ojca sta�
ju� na nogach r�wnie mocno jak
prz�dy. Brokaw znalaz� jeszcze
paru warto�ciowych wsp�lnik�w i
pocz�li�my zabiega� o koncesj�.
Od razu sz�o jak z kamienia.
Ledwo projekty nasze dosz�y do
wiadomo�ci og�u, trudno�ci
j�y si� pi�trzy� zewsz�d. Z
dnia na dzie� powsta�o
Kanadyjskie Towarzystwo,
zasobne w kapita�y i pocz�o
si� ubiega� o t� sam� koncesj�
co i my. Oczywi�cie Kanadyjskie
Towarzystwo s�u�y�o do mydlenia
oczu, a dzia�a� spoza niego
trust! Czego tam nie by�o,
oszczerstwa, kampania prasowa!
I mimo to...
Twarz Whittemore'a zmi�k�a.
Roze�mia� si�, wyj�� z kieszeni
fajk� i zapala� j� uwa�nie.
- Nie potrafili da� nam rady,
Greggy! Poj�cia nie mam jak si�
Brokaw do tego zabra�, wiem
tylko, �e przeci�gn�� na nasz�
stron� trzech cz�onk�w
parlamentu i p� tuzina innych
polityk�w, co nas zreszt�
kosztowa�o sto tysi�cy dolar�w!
Ale nasi oponenci podnie�li
taki gwa�t, dowodz�c, �e
rdzenni Kanadyjczycy b�d�
oburzeni na inwazj� obcego
elementu, i� otrzymali�my
jedynie koncesj� prowizoryczn�,
i to z zastrze�eniem, �e rz�d
ma prawo cofn�� j� nawet przed
up�yni�ciem terminu. Ma�o mnie
to obesz�o, by�em bowiem
pewien, �e prowadz�c interes
uczciwie, po up�ywie p� roku
przeci�gniemy na swoj� stron�
ca�� ludno��. Na ko�cowym
zebraniu wyrazi�em moje
pogl�dy, po czym podzielili�my
si� prac�. Brokaw i pi�ciu
dalszych wsp�lnik�w mia�o
prowadzi� interesy na Po�udniu,
ja za� mia�em wy��czne
kierownictwo spraw na Dalekiej
P�nocy. Nie min�� miesi�c, a
ju� pracowa�em. O, tutaj - tu
pochylony nad ramieniem
Gregsona wskaza� palcem skrawek
mapy - rozbi�em g��wn� kwater�
maj�c do pomocy Mac Dougalla,
szkockiego in�yniera. W ci�gu
p� roku mieli�my nad jeziorem
�lepego Indianina stu
pi��dziesi�ciu robotnik�w, a
p� setki �odzi zwozi�o zapasy.
Wszystko sz�o nawet g�adziej
ni� my�la�em. Zbudowali�my ju�
przysta�, dwa sk�ady, lodownie,
magazyny i wyka�czali�my w�asn�
bocznic� kolejow�. Zatraci�em
si� w pracy. Zapomnia�em nawet
o istnieniu wsp�lnik�w.
Gospodarzy�em tak oszcz�dnie,
�e wyda�em niespe�na sto
tysi�cy dolar�w. Po sze�ciu
miesi�cach, gdy zamierza�em
w�a�nie wyjecha� na po�udnie,
jeden z naszych magazyn�w wraz
z towarem warto�ci dziesi�ciu
tysi�cy sp�on�� niespodzianie.
By�o to pierwsze niepowodzenie,
gryz�em si� wi�c nale�ycie.
Ledwo spotka�em Brokawa, ledwom
si� z nim przywita�, wygarn��em
od razu z�� wie��.
Stan�� przed Gregsonem, nieco
blady, i spogl�da� na� uwa�nie.
- Wiesz co mi odpowiedzia�,
Greggy? Obserwowa� mnie chwil�
maj�c w k�tach ust zagadkowy
u�mieszek, po czym rzek�: To
wszystko g�upstwo, Filipie, nie
ma si� czym tak przejmowa�!
Zarobili�my ju� przecie na tej
rybiej kampanii okr�g�y milion
dolar�w!...
Gregson wyprostowa� si� na
krze�le.
- Milion dolar�w! Bagatela!
- Milion! - potwierdzi� Filip
z u�miechem. - W Banku
Narodowym mia�em otwarty
rachunek na sto tysi�cy
dolar�w. Mi�a niespodzianka,
co?
Gregson od�o�y� papierosa.
Obie r�ce opar� na stole.
Milcz�c oczekiwa� dalszego
ci�gu.
Rozdzia� III
Rekiny gie�dowe
Filip przechadza� si� dobr�
minut� wzd�u� i w poprzek izby.
Przystan�� zn�w.
- Milion, Greggy! Sto tysi�cy
czystego zysku dla mnie!
Podczas gdy ja harowa�em dniem
i noc� chc�c pokaza�
spo�ecze�stwu i rz�dowi co
mo�emy i chcemy zrobi� -
podczas gdy w my�li �wi�ci�em
zwyci�stwo nad �apczywym
trustem - oni r�wnie� nie
zasypiali sprawy. Brokaw i
wsp�lnicy za�o�yli
przedsi�biorstwo pod nazw�
Wielkie P�nocne Towarzystwo
Rybackie, zarejestrowali je w
New Jersey i zd��yli sprzeda�
akcje za milion dolar�w! Gdy
przyby�em, ruch wrza� w ca�ej
pe�ni. Poniewa� Brokaw mia�
upowa�nienie do wyst�powania w
moim imieniu, wi�c okaza�o si�
raptem, �e jestem
wiceprzewodnicz�cym najwi�kszej
imprezy z�odziejskiej
ostatniego dziesi�ciolecia.
Wi�cej pieni�dzy sz�o na
reklam�, ni� na istotny rozw�j
przedsi�biorstwa. Moje listy
pisane z P�nocy, pe�ne
zachwytu dla podj�tego dzie�a,
odbijano w setkach tysi�cy
egzemplarzy, i mydlono nimi
ludziom oczy. Wyrazi�em si� w
jednym li�cie, �e gdyby
eksploatowa� jedynie po�ow�
znanych mi jezior, da�oby to
jeszcze oko�o miliona ton ryb
rocznie. Ale w prospekcie
Brokaw wykre�li� ust�p
nast�puj�cy: "Dla
eksploatowania po�owy tych
jezior trzeba by mie� oko�o
pi�tnastu tysi�cy robotnik�w,
tysi�c wagon�w ch�odni i
rozporz�dza� kapita�em pi�ciu
milion�w dolar�w". Rozmiar ich
�otrostwa oszo�omi� mnie na
razie, gdy za� zagrozi�em, �e
popsuj� im szyki, Brokaw tylko
parskn�� �miechem. �Otry, nie
zaniedbali �adnej ostro�no�ci!
Zaznaczyli we wszystkich
prospektach, �e Towarzystwo
posiada jedynie prowizoryczn�
licencj�, kt�r� rz�d mo�e
cofn�� w razie jakich�
wykrocze�. I ta klauzula
zjedna�a im zaufanie drobnych
ciu�aczy. Ta biedota w�a�nie,
kt�r� chcia�em poratowa� tani�
�ywno�ci�, wysup�a�a krwawo
oszcz�dzany grosz na milion
dolar�w z g�r�. Oszukano ich
gorzej, ni�by to uczyni� trust,
bowiem trust zwraca cz��
wk�ad�w w formie procent�w, a
tu niew�tpliwie akcjonariusze
mieli wszystko straci�. I to
by�a moja wina, Greggy! Ja
by�em za to odpowiedzialny! Ja
wymy�li�em ca�� t� kombinacj�!
Moje listy zrobi�y reklam� temu
towarzystwu! Figurowa�em przy
tym wsz�dzie jako za�o�yciel i
wiceprzewodnicz�cy!
Upad� na krzes�o. Twarz
l�ni�a mu od potu, cho� w izbie
panowa� raczej zi�b.
- Zosta�e� mimo to? - spyta�
Gregson.
- Musia�em zosta�. Co mia�em
robi�? Nie mog�em zahaczy�
Brokawa w �aden spos�b. W
przebieg�o�ci i sprycie moi
wsp�lnicy prze�cign�li
Bismarcka. Nie przekroczyli
przy tym prawa. Sprzedali akcje
za milion, podczas gdy wk�ady
wynosi�y dotychczas sto
tysi�cy, ale gdy zrobi�em
Brokawowi ten zarzut,
u�miechn�� si� tylko. "Ale� my
cenimy sam� koncesj� na
przesz�o milion!" Mia� racj�.
Ustawa nie przeszkadza�a im
ceni� koncesji na milion, albo
nawet wy�ej! C� mog�em zrobi�
wobec tego? Zrezygnowa� ze
stanowiska, z tych stu tysi�cy
i og�osi� publicznie, co mnie
do tego sk�ania. Omal tego nie
uczyni�em, ale w por� przysz�a
refleksja. Istnia�a jeszcze
mo�no�� da� Towarzystwu uczciwy
doch�d. Brokaw i kompania
zostali po prostu zaskoczeni
moj� decyzj�. Przekona�em ich
co do wielkich istniej�cych
naprawd� mo�liwo�ci.
OBliczy�em, �e w ci�gu dw�ch
lat Towarzystwo powinno
wyp�aci� udzia�owcom
pi��dziesi�t cent�w od akcji
dziesi�ciodolarowej. Trzech
cz�onk�w zarz�du wycofa�o si�
jednak i to z ogromnym zyskiem.
Zagrabili cudze pieni�dze, a ja
by�em tego mimowolnym sprawc�.
Zacisn�� r�ce tak silnie, �e
b��kitne �y�y nap�cznia�y na
nich jak postronki.
- Potem...
- Co potem?... - nie�mia�o
spyta� Gregson.
Filip rozlu�ni� palce.
- Gdyby si� na tym sko�czy�o,
nie wzywa�bym ciebie - rzek�.
- Wa�kowa�em d�ugo t� spraw�,
chcia�em bowiem, by� j� dobrze
od pocz�tku poj��. Po�egna�em
wi�c Brokawa i przyby�em zn�w
na P�noc. Mia�em teraz
wystarczaj�ce �rodki do
postawienia przedsi�wzi�cia na
w�a�ciwej stopie. Zwerbowa�em
jeszcze dwustu ludzi, za�o�y�em
dwadzie�cia nowych stacji
rybackich, zbudowa�em drug�
bocznic� do linii kolejowej i
pocz��em wznosi� olbrzymi� tam�
na jeziorze �lepego Indianina.
Mieli�my ju� trzydzie�ci koni
przygnanych z La Paz przez
puszcz�, a dwadzie�cia dalszych
zaprz�g�w by�o w drodze. Nie
liczy�em teraz na wi�ksze
trudno�ci, pewien, �e dalsza
praca p�jdzie g�adko, gdy
Brokaw obwie�ci� mi nowy,
gorszy kawa�.
Niemal natychmiast po moim
wyje�dzie napisa� list, kt�ry
zreszt� d�ugo b��dzi� w drodze.
Powiadamia� w nim, �e wykry�
spisek maj�cy na celu rozbicie
naszego Towarzystwa, �e pot�ne
si�y wchodz� tu w gr� i maj�
nam szkodzi� gdziekolwiek si�
ruszymy. By� najwidoczniej w
wielkim strachu. Pot�ny trust,
z kt�rym o�mielili�my si�
zadrze�, przyst�powa� do naszej
likwidacji. Wys�ali ju� na
P�noc swoich emisariuszy. Sz�o
o wywo�anie zamieszek pomi�dzy
nami a miejscow� ludno�ci�,
kt�re zmusi�yby rz�d do
wkroczenia. Pami�tasz, �e nasza
licencja by�a jedynie czasowa?
W�a�ciwie ludno�� mia�a
zdecydowa�, czy mo�emy tu
zosta� d�u�ej, czy nie. Je�li
wybuchnie antagonizm, rz�d
wkroczy niew�tpliwie i stracimy
koncesj�.
Zrazu list Brokawa
zaniepokoi� mnie jedynie w
drobnej mierze. Zna�em przecie
ludno�� miejscow�. Wiedzia�em,
�e Indianie, Metysi, Francuzi
s� r�wnie nieczuli na
przekupstwo jak Brokaw na g�os
sumienia. Lubi�em tuziemc�w;
ufa�em im. Uczciwo�� jest w�r�d
nich przys�owiowa, mimo �e nie
posiadaj� tak jak my ko�cio�a
na ka�dym rogu i kaznodziei na
ka�dej ulicy, pod otwartym
niebem nawet. Pe�en oburzenia
odpisa�em Brokawowi, �e ci
dzikusi, jak ich nazywa, nie
dadz� si� z pewno�ci� skusi�
ani pieni�dzmi, ani w�dk�. A
jednak...
Otar� czo�o z potu.
Zmarszczki wok� ust pog��bi�y
si� silniej.
- Greggy, w tydzie� po
otrzymaniu przestrogi od
Brokawa, sp�on�y nam dwa
sk�ady nad jeziorem �lepego
Indianina. A jeden sk�ad sta�
od drugiego o trzysta jard�w.
Nie w�tpi�em ani chwili, �e
pad�y ofiar� podpalenia!
Czeka� milcz�c, lecz Gregson
nadal obserwowa� go r�wnie� w
milczeniu.
- Tak si� zacz�o przed
trzema miesi�cami. Odt�d, na
ka�dym kroku czuj� obecno��
z�ej si�y. W tydzie� po po�arze
sk�ad�w sp�on�y warsztaty
przeznaczone do budowy �odzi,
kt�re wystawili�my znacznym
kosztem u uj�cia Szarego Bobra.
Nieco p�niej, przypadkowy
rzekomo i niew�tpliwie
przedwczesny wybuch dynamitu,
przysporzy� dwa tygodnie pracy
dla pi��dziesi�ciu ludzi oraz
dziesi�� tysi�cy dolar�w
wydatk�w. Zorganizowa�em
specjaln� s�u�b� bezpiecze�stwa
z�o�on� z p� setki
najzaufa�szych robotnik�w, ale
wynik by� naprawd� �aden.
Niedawna pow�d� zmy�a trzy mile
toru kolejki dojazdowej. U
szczytu wzg�rza, opodal by�o
ma�e jeziorko; ot� czyja�
zbrodnicza r�ka za�o�y�a tam
pot�n� min� i wybuch
rozsadzaj�c skaln� kraw�d�
wyzwoli� ca�� mas� w�d.
Kimkolwiek s� nasi wrogowie
niew�tpliwie orientuj� si�
znakomicie w naszych
poczynaniach i uderzaj� zawsze
w miejsce najczulsze a
najs�abiej strze�one. A
najciekawsze, mimo i� usi�uj�
zatai� nasze straty, wie�� o
tych zamachach rozlewa si�
coraz szerzej i dotar�a ju� do
CHurchill. Ludzie plot�, �e
tuziemcy wypowiedzieli nam
wojn� i chc� nas przegna� za
wszelk� cen�. Dwie trzecie
robotnik�w ju� w to wierzy. M�j
in�ynier, Mac Dougall sk�ania
si� tak�e w stron� pesymist�w.
Po�r�d robotnik�w: Francuz�w,
Indian i Metys�w szerzy si�
podejrzliwo�� i ferment.
Niepok�j, niezadowolenie rosn�
z godziny na godzin�. Je�li tak
dalej p�jdzie, nas czeka
zupe�na ruina, a wrog�w naszych
niew�tpliwe zwyci�stwo. Je�li
nie zdo�amy po�o�y� temu kresu,
to w ci�gu miesi�ca najdalej
ca�a ziemia od Fortu Churchill
po pustkowia sp�ynie krwi�,
budowa kolei stanie na martwym
punkcie, a rozw�j tego kraju
cofnie si� o dobrych sto lat. I
ta zbrodnia, ta pod�o��...
Filip blady, skupiony,
zaciskaj�c szcz�ki, wyj�� z
kieszeni obszerny list pisany
na maszynie. Poda� go
Gregsonowi.
- Ten list zawiera ostatnie
s�owo - wyja�ni�. - Przeczytaj
go, a dowiesz si� rzeczy,
kt�rych nie zd��y�em
powiedzie�. Nie jest
przeznaczony dla mnie, ale
przypadkowo otrzyma�em go wraz
ze swoj� poczt� i spostrzeg�em
omy�k� dopiero po otwarciu
koperty. Pochodzi ze sztabu
naszych przeciwnik�w, a szed�
pod adresem ich g��wnego
agenta.
Umilk� i obserwowa� jak
Gregson pochylony, czyta
szczelnie zapisane arkusze.
Spostrzeg� skurcz palc�w
przyjaciela w chwili obracania
pierwszej kartki. Zauwa�y�, jak
blednie twarz m�odego malarza,
jak mu sztywniej� ramiona i
r�ce. Sko�czywszy czyta�
Gregson podni�s� g�ow�.
- O, Bo�e! - westchn��.
Po czym, obaj m�czy�ni
spozierali na si� d�ugo bez
s�owa.
Rozdzia� IV
Plany wrog�w
Filip przem�wi� pierwszy.
- Teraz ju� rozumiesz?
- Ale� to niemo�liwe! -
wyj�ka� Gregson. - Nie mog� w
to uwierzy�! Podobne rzeczy
dzia�y si� by� mo�e przed
tysi�cem lat, ale nie teraz! Na
mi�o�� bosk�, cz�owieku nie
m�wisz mi chyba, �e ty bierzesz
to na serio?!
- A jednak tak! - o�wiadczy�
Filip kr�tko.
- To niemo�liwe! - m�wi�
Gregson, mn�c list w r�ku. -
Nie wierz�, by istnia� cz�owiek
zdolny do rozp�tania podobnej
kl�ski!
Filip u�miechn�� si�
pos�pnie.
- A jednak taki cz�owiek �yje
i dzia�a. Greggy, zna�em ludzi,
kt�rzy wyrzucali miliony,
po�wi�cali honor i uczciwo��,
wydawali na �mier� g�odow�
tysi�ce kobiet i dzieci po to
jedynie, by zwyci�y� w jakiej�
kombinacji finansowej. Zna�em
aferzyst�w �ami�cych nieomal
ka�de prawo boskie czy ludzkie.
No, a ty? Czy� nie styka�e� si�
z nimi niejednokrotnie, czy nie
rozmawia�e� z nimi, nie pali�e�
ich cygar, nie siedzia�e� przy
ich stole? Sp�dzi�e� przecie
tydzie� w wiejskiej posiad�o�ci
Seldena, a kt� jak nie Selden
spekulowa� przed trzema laty na
pszenicy i podni�s� sztucznie
cen� chleba o dwa centy na
funcie? To Selden wywo�a�
zamieszki g�odowe w Chicago,
Nowym JOrku i dwudziestu innych
miastach, a potem zape�ni�
wi�zienia t�umem n�dzarzy! A
Selden jest przecie zaledwie
jednym z tysi�ca �yj�cych dzi�
rekin�w! Min�y czasy
romantyczne, Greggy! Teraz
wszechw�adnie panuje dolar!
Dolar nie zna �aski ani
pob�a�ania! Ludzie pokroju
Seldena nie dbaj� o �zy kobiet
i dzieci! Dolar z po�czochy
n�dzarki ma dla nich t� sam�
wag�, co pieni�dz z kieszeni
twojej lub mojej. C� ich w
og�le powstrzyma?!
Gregson rzuci� na st� list
zmi�ty niby szmat�.
- Musz� jeszcze co� wyja�ni�!
- rzek� patrz�c uwa�nie w blad�
twarz Filipa. - Sprawia przecie
wra�enie, �e toczy�a si�
obszerna korespondencja mi�dzy
tymi osobami, a list, kt�ry mi
da�e�, piecz�tuje j� niejako.
Wynika�oby st�d, �e twoi
wrogowie potrafili ju�
podjudzi� przeciw tobie ludno��
miejscow�. Teraz obmy�laj� cios
ostateczny...
Przerwa�, maj�c w oczach
wyraz przera�enia. Filip skin��
g�ow� twierdz�co.
- Widzisz, Greggy, tu panuje
jedno prawo, niepisane. Przed
rokiem odwiedzi�em Prince
Albert i siedzia�em sobie
kiedy� na werandzie starego
Hotelu Windsor. Towarzystwo
sk�ada�o si� wy��cznie z
my�liwych i traper�w przyby�ych
na par� dni do miasta z g�uszy
le�nej. Wi�kszo�� spo�r�d nich
�y�a w lesie okr�g�y rok.
Dw�ch, od pi�ciu lat przebywa�o
w g��bi barren (pustkowia). Gdy
tak siedzieli�my, na ulicy
pojawi�a si� kobieta. Skr�ci�a
w nasz� stron�. Od razu rozmowy
umilk�y, a ten i �w
niespokojnie poruszy� si� na
krze�le. W chwili, gdy nas
mija�a, wszyscy, co do jednego,
porwali si� na nogi i stali tak
d�ugo z odkrytymi g�owami, a�
kobieta przesz�a. Ja jeden
tylko siedzia�em nadal. Ot�
Greggy, to jest w�a�nie prawo
tutejsze, mocne cho� niepisane:
cze�� m�czyzny dla kobiety.
Wolno ci kra��, zabija�, ale
nie wolno kobiety zniewa�y�!
Z�odzieja lub morderc� �ciga
tylko policja; ten kto z�amie
najwy�sze prawo, ma przeciwko
sobie ca�� ludno��. I w�a�nie
ten list zawiera plan spisku,
kt�ry by obra�aj�c w najwy�szym
stopniu uczucia le�nych
mieszka�c�w ca�y ich gniew
obr�ci� przeciwko nam! Je�li
plan si� powiedzie, jeste�my
zgubieni!
Teraz Gregson zerwa� si� z
krzes�a. Przebieg� pok�j,
stan��, zapali� nerwowo
papierosa i spojrza� w twarz
Whittemore'�.
- Rozumiem ju�! - rzek�. -
Je�li plan si� powiedzie,
mieszka�cy le�ni zetr� was z
powierzchni ziemi. Ale - tu
zastanowi� si� chwil� -
dlaczego nie oddasz tej sprawy
w r�ce w�adz, albo w r�ce
policji? Przecie� chyba musisz
wiedzie� dla kogo list by�
przeznaczony?
Filip wr�czy� mu przybrudzon�
kopert� z rodzaju tych, w
jakich przesy�a si� zazwyczaj
dokumenty urz�dowe.
- Tu masz adres?
Gregson gwizdn�� cicho przez
z�by.
- Lord Fitzhugh Lee! -
przeczyta� wolno jak gdyby
w�asnym oczom nie wierz�c. - na
mi�o�� Bosk�, angielski
arystokrata?
Filip u�miechn�� si�
cynicznie.
- Mo�e i arystokrata. Ale
je�li zamieszkuje t� okolic�,
to w ka�dym razie nikt go tu
nie zna. Nikt o nim nie
s�ysza�. Policja poczyta rzecz
ca�� za g�upi kawa�. Co znaczy
jeden list, bez �adnych innych
dowod�w? A zwraca� si� do sfer
rz�dowych, na to zn�w nie
starczy czasu. Za daleko i za
wolno idzie procedura. Co do
policji za�: na ca�ej tej
przestrzeni mamy trzech
przedstawicieli w�adzy, kt�rzy
patroluj� obszar pi�tnastu
tysi�cy mil kwadratowych,
g�szczy le�nych, g�r i prerii.
Nie, Greggy, owego lorda
Fitzhugh musimy znale�� my
sami. I to znale�� bez
zw�oki...
- A je�eli nam si� nie
powiedzie, co wtenczas?
- Trzeba si� b�dzie strzec.
Wiesz obecnie tyle samo co i
ja. Wyst�puj� jednak dalsze
zagadki. S�dzi�em na razie, �e
rozumiem pow�d, dla kt�rego nas
tak zwalczaj�. Ale obecnie
widz�, �e musia�em si� jednak
myli�. Je�eli zrujnuj� nasze
Towarzystwo w tak ohydny
spos�b, zamkn� tym samym na
d�ugie lata dost�p ka�dej innej
kompanii. Wi�c musi tu by� co�
jeszcze...
- Niew�tpliwie - powiedzia�
Gregson.
Filip zawaha� si� z
odpowiedzi�.
- Tak, niew�tpliwie - rzek�
wreszcie. - S�uchaj Gregson,
wysnuj teraz w�asne wnioski, a
potem zestawimy nasze
podejrzenia. Kluczem do
sytuacji jest lord Fitzhugh
Lee. Ktokolwiek kieruje akcj�,
lord Fitzhugh jest g��wnym jej
wykonawc�. MNiej mnie obchodzi
ten kto pisa� list, ni� ten,
dla kt�rego by� przeznaczony.
Jak widzisz adresowano go do
Churchill, ale lord Fitzhugh
Lee wcale si� tam nie pokaza�.
Sprawdza�em ju� te rzeczy. Mam
wra�enie, �e tajemniczy Anglik
nie by� tam w og�le nigdy.
- Da�bym rok �ycia za
egzemplarz "Dod's Peerage" albo
"Who's Who" (spis rod�w
arystokratycznych) - rozwa�a�
Gregson, strz�saj�c popi� z
papierosa. - Ki diabe�, ten
lord Fitzhugh? Co za Anglik
bawi�by si� w og�le w podobne
�wi�stwa?
Filip powesela� wyra�nie.
- Jak widz� - rzek� -
zaczynasz ju� �ama� sobie
g�ow�. W ci�gu ostatnich trzech
dni niejednokrotnie zadawa�em
sobie to pytanie i nie zdo�a�em
wymy�li� odpowiedzi. Gdyby
nazwisko brzmia�o po prostu Tom
Brown lub Bill Jones, sprawa
by�aby jasna. Ale co ma tu do
roboty lord Fitzhugh Lee?!
Pozostawali chwil� obaj w
milczeniu.
- Nasuwa mi si� my�l... -
zacz�� Gregson.
- S�ucham!
- �e sprawa jest bardziej
jeszcze skomplikowana ni� si�
nam wydaje. Mo�e te ryby i
wasze Towarzystwo stoj� na
dalszym planie, a g��wn�
kwesti� jest... bo ja wiem co?
W ka�dym razie co� niezmiernie
wa�nego...
- Ja te� tak s�dz�! -
potwierdzi� Filip spokojnie.
- Czy podejrzewasz chocia�, o
co w�a�ciwie chodzi?
- Nie mam zielonego poj�cia.
Wiem tylko, �e kapita�
brytyjski jest bardzo
zainteresowany z�o�ami
mineralnymi, po�o�onymi na
wsch�d od przysz�ej linii
kolejowej. Ale oni nie maj�
�adnego przedstawiciela w
Churchill. Kieruj� wszystkim
agenci z Montrealu i Toronto.
- Czy pisa�e� do Brokawa w
sprawie tego listu?
- Jeste� pierwszym
cz�owiekiem, kt�rego w og�le
wtajemniczam w t� spraw�.
Zapomnia�em nadmieni�, �e
Brokaw tak si� przej��
tutejsz� prac�, �e sam przybywa
na Dalek� P�noc. Statek
Kompanii Zatoki Hudsona,
kursuj�cy dwa razy do roku,
odwiedzi niebawem Halifax i
je�li Brokaw nie zmieni�
zdania, to powinien si� zjawi�
lada dzi, �ci�lej m�wi�c mniej
wi�cej za tydzie�. Ale, ale -
tu Filip wsta� pracowicie
grzebi�c w kieszeni i
u�miechaj�c si� do przyjaciela
- cieszy mnie, �e obok
przykrych rzeczy, mog� ci tak�e
donie�� co� przyjemnego. Panna
Brokaw przybywa wraz z ojcem.
Jest bardzo �adna.
Gregson, zapalaj�cy w�a�nie
papierosa, trzyma� zapa�k� w
palcach tak d�ugo, a� mu
sparzy�a palce.
- Serio? S�ysza�em nawet o
niej!
- Oczywi�cie, musia�e�
s�ysze� o jej urodzie. Nie
jestem takim kobieciarzem jak
ty, Greggy, ale tu sk�aniam
g�ow�. Przyznasz niew�tpliwie,
�e jest to najpi�kniejsza
kobieta jak� widzia�e�
kiedykolwiek i zechcesz malowa�
jej portret na ok�adk� do
miesi�cznika Burkego. B�dziesz
si� tylko dziwi�, po co tu w
og�le przyje�d�a. Ja r�wnie�
nie mog� tego zrozumie�.
Mia� istotnie zamy�lony wyraz
oczu. Ale Gregson wsta� w�a�nie
i podszed�szy do drzwi
spogl�da� w mrok nocny.
- Powiedz mi Fil - spyta� -
sk�d si� tu bior� takie ogromne
i tak silnie b�yszcz�ce
gwiazdy?
- Po prostu powietrze jest
przejrzystsze ni� gdzie
indziej. W por�wnaniu do
naszej, miejskiej atmosfery, to
tak jak kryszta�owa szyba
wypucowana do czysta.
Gregson gwizda� chwil� po
cichu. Potem rzek� nie
odwracaj�c g�owy.
- Musia�aby by� istotnie
niezwyk�� pi�kno�ci�, by si�
r�wna� z dziewczyn� widzian�
przeze mnie dzi� wiecz�r. M�wi�
o pannie Brokaw.
- Nie lubi� zak�ad�w - odpar�
Filip - ale tu, got�w jestem
za�o�y� si� o najbardziej
elegancki kapelusz z Nowego
Jorku, �e panna Brokaw jest z
pewno�ci� urodziwsza.
- Zak�ad stoi! - o�wiadczy�
Gregson ochoczo. - To nas nawet
troch� rozerwie, Fil! I w og�le
na dzi� mam dosy� powa�nych
spraw. Sko�cz� teraz rysunek,
kt�ry szkicuj� z pami�ci, bo
got�w zapomnie� jestem
najbardziej charakterystyczne
cechy. Masz co przeciwko temu?
- Nic, a nic. A ja p�jd�
troch� odetchn�� �wie�ym
powietrzem.
Wci�gn�� p�aszcz, po czym
zdj�� czapk� ze �ciany, gdy
tymczasem Gregson temperowa�
pod lamp� o��wek. Filip by� ju�
w progu, ale malarz wyj��
w�a�nie z kieszeni star�
kopert� i rzuci� j� na st�.
- Je�li spotkasz osob�
podobn� do tej - rzek�
wskazuj�c g�ow� - przem�w dobre
s�owo za mn�. Szkicowa�em
zreszt� w takim po�piechu, �e
ma�o przypomina orygina�. W
rzeczywisto�ci jest o wiele
pi�kniejsza.
Filip �miej�c si� wzi�� do
r�ki kopert�.
- Najpi�kniejsza istota na
�wie... - zacz��.
Urwa� niespodziewanie.
Gregson, podnosz�c g�ow� znad
temperowanego o��wka, zobaczy�,
�e z twarzy przyjaciela znika
u�miech i �e na smag�e policzki
wyp�ywa gwa�towny rumieniec.
Filip obserwowa� d�ug� chwil�
rysunek na kopercie, po czym
przeni�s� wzrok na malarza.
Teraz Gregson roze�mia� si� z
kolei weso�o i niepodejrzliwie.
- No i jak�e wygl�da wobec
tego tw�j zak�ad? - zadrwi�
dobrodusznie.
- Jest doprawdy bardzo pi�kna
- wyj�ka� Filip obr�cony ju� w
stron� drzwi. - Nie czekaj na
mnie Greggy, k�ad� si� spa�,
gdy b�dziesz senny.
S�ysza� jeszcze za sob�
�miech malarza i zastanowi� si�
chwil�, co by rzek� przyjaciel
dowiedziawszy si� prawdy. Bo
przecie rysunek naszkicowany
�piesznie na odwrotnej stronie
starej koperty, przedstawia�
�liczn� twarzyczk� Eileen
Brokaw.
Rozdzia� V
Dziwne spotkanie
O kilkana�cie krok�w za
progiem, w cieniu wynios�ej
jod�y, Filip zatrzyma� si�
chwil� niepewny czy wr�ci� do
chaty, czy te� i�� dalej. Z
miejsca, na kt�rym sta� widzia�
Gregsona, pochylonego nad
sto�em, zabieraj�cego si� ju�
do pracy.
Filip musia� przyzna�, �e
rysunek wstrz�sn�� nim. Krew
uderzy�a mu do g�owy i tylko
szcz�liwym zbiegiem
okoliczno�ci Gregson nie
domy�li� si� prawdy. Panna
Brokaw by�a zreszt� oddalona o
tysi�c mil co najmniej. Je�li
statek opu�ci� ju� Halifax,
p�yn�a teraz po p�nocnej
cz�ci Atlantyku. Nigdy
dotychczas nie odwiedzi�a
Dalekiej P�nocy. Ponadto,
Gregson nie spotka� z ca��
pewno�ci� c�rki starego
Brokawa, znaj�c j� tylko z
opowiada� przyjaciela oraz z
kroniki towarzyskiej w pismach.
Jakim wi�c cudem naszkicowa� j�
tak wiernie?
Przysun�� si� nieco do
otwartych drzwi, lecz po
namy�le stan�� znowu. Je�li
wr�ci i pocznie wypytywa�
malarza, zdradzi si�
niew�tpliwie z jedyn� rzecz�,
kt�r� chcia� w�a�nie zachowa� w
tajemnicy. C� znaczy ten
szkic? �udz�ce podobie�stwo,
nic wi�cej. Czy ma�o jest na
�wiecie twarzy zupe�nie do
siebie podobnych?
Zdecydowany ju�, pocz�� i��
g�stw� jod�ow�, a� dotar� do
w�skiej �cie�yny wiod�cej na
nagi szczyt wzg�rza. Na razie
jednak las naciera�, zewsz�d
gasz�c l�nienie ksi�yca i
gwiazd, tote� Filip maca� wko�o
r�kami, niby �lepiec.
U szczytu natomiast by�o
zupe�nie jasno, a krajobraz,
szary i czarny szeroko
rozpo�ciera� si� wok�. Od
p�nocy zatoka sprawia�a
wra�enie rozleg�ej ��ki. W
odleg�o�ci p� mili par�
�wiate�: czerwonych mrugaj�cych
oczu - zdradza�o obecno�� Fort
Churchill. Po�udnie i zach�d
mia�y jednolity, siwy odcie�.
Filip przechyli� si� nieco
przez wielki g�az, opieraj�c
�okcie na g�stej, zielonej
�ci�ce mchu. Patrzy� i duma�.
Czuby jode� w dolinie szemra�y
�agodnie. Spo�r�d konar�w
dolatywa�o niskie hukanie sowy.
Nie po raz pierwszy zabi� go
zew nocy, ka��c marzy� przy
�wietle gwiazd, zamiast
spokojnie spa� w ��ku. Dzisiaj
g�os przyrody przemawia�
natr�tniej ni� kiedykolwiek.
Zdawa� si� by� czym�
namacalnym, czym� blisko
obecnym, siedz�cym obok na
odleg�o�� r�ki. Cz�ciowo
nastr�j ten wywo�a�a rozmowa z
Gregsonem; cz�ciowo, w
znacznej mierze nawet,
wizerunek kobiety tak bardzo
podobnej do Eileen Brokaw.
My�la� ju� wy��cznie o niej.
Czy panna Brokaw zauwa�y
cokolwiek, gdy tu przyb�dzie?
Czy jej �agodne, szare oczy
przenikn� go do g��bi duszy,
jak przenikn�y niegdy� owej
nocy tak zdaje si� niezmiernie
odleg�ej? By�o mu smutno. Po
raz drugi tego dnia czu�
cierpienie r�wnie dotkliwe, jak
b�l fizyczny. Gryz�a go
t�sknota. Po�a�owa�, �e wezwa�
Gregsona. Gregson i Eileen
nale�eli teraz w�a�ciwie do
tego samego �wiata.
Niepotrzebnie odnawia�
wspomnienia.
By�o mu gor�co, mimo �e od
niedalekich lodowc�w d��
wyra�nie mro�ny powiew.
Wspomina� dawne �ycie. Widzia�
Filipa Whittemore'a takiego,
jakim by� niegdy�, przed
katastrof�. Samotno��
przygniata�a go coraz bardziej.
Spoza czarnej g�stwiny jode�
szumi�cej u st�p, spoza
mglistej dali wyziera�a miniona
przesz�o��. Jak mu �wiat sta�
otworem. Jak si� wdzi�czy�o
wszystko. Jak wszystko run�o
naraz w przepa��.
Zacisn�� kurczowo pi�ci.
�mier� ojca, ruina materialna,
oto co mu przypad�o w udziale.
Walczy� d�ugo, takiego ju� mia�
bojowego ducha. Zrywa� si� na
nogi ze z�owieszczym uporem.
Poma�u zerwa� z dawnymi
przyjaci�mi, przesta�
ucz�szcza� do klubu i
zoboj�tnia� na pokusy
wielkomiejskie. Zapragn��
rzeczy nowych, wi�kszych: pracy
i przestrzeni. Nikt nie m�g�
poj�� zmiany, jaka w nim
zasz�a. Nikt go nie rozumia�.
Raz jeden my�la�, �e znajdzie
wreszcie bratni� dusz�.
Odetchn�� g��boko, westchn��
prawie wspominaj�c pewien bal w
pa�acu Brokawa. S�ysza�
trajkotanie go�ci, �miech
kobiet i m�czyzn, szmer
jedwabi, a potem w�r�d
wzgl�dnej ciszy s�odkie tony
ulubionego walca. Muzyka
zacz�a w�a�nie gra�, gdy
przystan�� poza k�p� palm,
chc�c zajrze� g��biej w cudne
oczy Eileen Brokaw. Widzia�
samego siebie, pochylonego nad
jej szczup�ymi, bia�ymi
ramionami, pijanego jej
niezwyk�� urod�. Zblad�a w
oczekiwaniu tego, co zaraz
powie. Miesi�cami walczy�
opieraj�c si� jej wdzi�kom.
Poddawa� si� ju� nieraz, lecz w
ostatniej chwili zawsze
potrafi� opanowa� serce i
umys�. Obserwowa� przecie, jak
ta anielska na poz�r dziewczyna
rani serca m�skie, i jak
p�niej lekkomy�lnie opowiada o
swych podbojach. Wiedzia�, �e
poza niewinnym wejrzeniem
szarych oczu, czai si� g��d
ho�d�w; �e sens �ycia tej
�wiatowej panny to w�a�nie
bezmy�lna zabawa i nic wi�cej.
Szczero�� by�a tu tylko mask�.
Roze�mia� si� po cichu, gdy�
minione chwile stawa�y mu w
pami�ci coraz wyra�niej. Oto
niezdara Ransom wlaz� mi�dzy
palmy i ocieraj�c czerwon�
spocon� twarz pl�t� co� trzy po
trzy na ucho ma�ej miss Meesen.
Niezgrabiasz Ransom ocali�
Filipa. Nami�tne s�owa zamar�y
mu na ustach; gdy za� Ransom i
panna Meesen odeszli wreszcie
chichocz�c, zamiast m�wi� o
mi�o�ci, Filip zacz�� m�wi� o
sobie. Mia� jeszcze nadziej�,
�e go zrozumie, odczuje pustk�
w jego egzystencji i zechce mu
wsp�czu�.
Wy�mia�a go po prostu!
Wsta�a z kanapki z ogniem w
oczach. Gdy przem�wi�a, g�os
za�amywa� si� jej nieco. Z
daleka dobiega� g�o�ny �miech
Ransoma; pi�kna panna
wzgardliwie wyd�a wargi.
Nienawidzi�a w tej chwili
p�g��wka, kt�ry jej zabaw�
popsu�; nienawidzi�a Filipa, �e
tak �atwo zmieni� bieg my�li.
Odesz�a, nie odwracaj�c g�owy,
a Filip odetchn�� z ulg�.
Ransom ani si� domy�la�,
dlaczego Whittemore odnalaz� go
w chwil� p�niej i wylewnie
u�cisn�� mu r�k�.
Wci�� jeszcze nie m�g� si�
oderwa� od tamtych wspomnie�;
machinalnie odwr�ciwszy si� do
ska�y pocz�� zst�powa� w d�,
ku zatoce. My�la�, co porabia
teraz g�upkowaty Ransom, kt�ry
tak lekkomy�lnie wydawa� co do
grosza dochody ojcowskie? A
Harry Dell, Roscoe, ogromnego
wzrostu Dan Philips i trzech
czy czterech innych m�odych
ludzi, zakochanych bez pami�ci
w Eileen Brokaw? Dell wielbi�
nawet ziemi�, po kt�rej st�pa�y
jej drobne stopy, a gdy go
odtr�ci�a niemi�osiernie,
podobno paln�� sobie w �eb! A
Roscoe? Ten, z pewno�ci�
odni�s�by zwyci�stwo, gdyby nie
krach finansowy, kt�ry zmi�t�
jego firm� i uczyni� ze� raptem
n�dzarza. Roscoe wyemigrowa�
p�niej do Kolumbii
Brytyjskiej, gdzie usi�owa�
zn�w zrobi� maj�tek. Co do
wielkiego Dana za�...
Filip zawadzi� nog� o g�az,
upad� i wsta� z rozbitym
kolanem. Wstrz�s powo�a� go do
rzeczywisto�ci, tote� w chwil�
p�niej, pocieraj�c bol�c� nog�
wyzywa� sam siebie od wariat�w.
C� st�d, �e Brokaw z c�rk�
zbli�aj� si� do tych wybrze�y?
Pi�kna Eileen nie obchodzi go
ju� nic a nic. Mrucz�c te i tym
podobne zapewnienia, skr�ci� w
stron� Churchill.
Nocy tej gwiazdy i ksi�yc
by�y jeszcze jaskrawsze ni�
zazwyczaj. Krajobraz wko�o:
nawis�e g�azy, spadzisty brzeg,
skraj boru i rozleg�a
przestrze� zatoki p�awi�y si� w
�wietle nieomal dziennym.
Spojrzawszy na zegarek
Whittemore stwierdzi�, �e
min�a ju� dwunasta. Jakkolwiek
zerwa� si� dzi� przed �witem,
nie czu� wcale znu�enia ani
potrzeby snu. Zdj�wszy czapk�
szed� z odkryt� g�ow� st�paj�c
cicho obutymi w mokasyny
nogami. Szeroko otwieraj�c oczy
ch�on�� czujnie otaczaj�ce
pi�kno.
Na przodzie spi�trzy�a si�
masa skalna, wyg�adzona i
wy�lizgana w ci�gu wielu wiek�w
ch�ostaniem wzburzonych fal.
Filip wdar� si� a� na g�r�,
zdyszany, lecz rad. Obracaj�c
g�ow�, poszuka� �pi�cego na
wybrze�u Fort Churchill.
Fort mie�ci� si� od stuleci w
tym samym miejscu, pomi�dzy
dwoma zalesionymi garbami. Id�c
g�r�, Filip min�� star�
przysta�, budowan� z blok�w
skalnych przed stu
pi��dziesi�ciu laty, dla
pierwszych okr�t�w jakie si�
o�mieli�y zawieruszy� na to
obce morze. Przystan�� ponad
jeszcze starszymi szcz�tkami
pierwszej warowni i dostrzeg�,
�e �wiat�o miesi�ca igra na
br�zowej lufie antycznego
dzia�a, porzuconego w�r�d ruin
jako zb�dny grat.
Zobaczy� potem w dole niskie,
drewniane budynki, i wyczu� w
powietrzu obecno�� wielu
�pi�cych istot. By�y tam chaty
robotnik�w, sk�ady narz�dzi i
towar�w, biura, urz�dy. Miejsce
dawnych, zuchwa�ych zdobywc�w
zaj�li ludzie walcz�cy o
dolara.
W jednym z domostw b�ysn�o
naraz �wiat�o. Filip wiedzia�,
�e s� to biura Towarzystwa
Kopalnianego Kewatin, i
Kompanii Skupu Grunt�w. �wiat�o
oraz przysadzisty cie� starego
Pearse'a na firance okiennej,
skierowa�y my�li Filipa na inne
tory. Zna� Pearse'a odk�d ten
ostatni przyby� do Churchill i
uderzy�o go raptem, �e w�a�nie
cz�owiek tego pokroju mo�e by�
identyczny z lordem Fitzhugh
Lee. Towarzystwo Kopalniane
K