2267

Szczegóły
Tytuł 2267
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2267 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2267 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2267 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Oliver Curwood Kwiat dalekiej p�nocy Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Polskiego Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1995 Prze�o�y� Jerzy Marlicz T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN Warszawa ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z "Wydawnictwa Dolno�l�skiego", Wroc�aw 1990 r. Pisa� R. Du� Korekty dokonali St. Makowski i K. Markiewicz `tc Rozdzia� I Du�o mo�liwo�ci - Co za oczy! Co za w�osy! Co za karnacja! �miej si� je�li chcesz, Whittemore, ale ja ci m�wi�, �e nigdy nie widzia�em tak pi�knej dziewczyny! Wyrazista twarz Gregsona, gdy patrz�c poprzez st� na przyjaciela zapala� r�wnocze�nie papierosa, promienia�a wprost entuzjazmem. - Nie raczy�a nawet na mnie zerkn��, mimo �e gapi�em si� na ni� otwarcie! - wzdycha�. - I nie by�o rady! Wprost nie mog�em od niej oczu oderwa�! Daj� s�owo, wymaluj� j� jutro na ok�adk� dla Burkego. Burke przepada za ok�adkami do swego miesi�cznika przedstawiaj�cymi pi�kne kobiety. S�uchaj stary, dlaczego ty w�a�ciwie tak chichoczesz? - Bynajmniej nie z powodu tej jednej historii! - t�umaczy� Whittemore. - Ale widzisz, my�l� sobie... Powi�d� wzrokiem po wn�trzu ubogiej cha�upy, o�wietlonej tylko jedn� lamp� olejn� zwisaj�c� u sufitu. Gwizdn�� cicho przez z�by. - My�l�, czy znajdziesz na ziemi taki zak�tek, gdzie nie grozi�oby spotkanie z najpi�kniejsz� istot� �wiata. Ostatnia by�a w Rio Pedras, prawda Tom? Hiszpanka czy Kreolka? Zdaje si� mam jeszcze przy sobie tw�j list, wi�c ci go jutro przeczytam. Wcale mnie zreszt� nie zdziwi�e�. W Porto Rico s� istotnie prze�liczne dziewcz�ta. Ale nie s�dzi�em, �e potrafisz nawet tutaj, w g�uszy... - Ach, ta doprawdy bije wszystkie inne! - odpar� artysta, otrz�saj�c popi� z papierosa. - Nawet t� dziewczyn� z Valencji, h�? Rozbawiony Filip Whittemore przechyli� si� nieco przez st�, przy czym na jego przystojn�, ogorza�� od wichru i mrozu twarz pad�o ja�niejsze �wiat�o lampy. Tom Gregson stanowi� z nim zupe�ny kontrast; policzki mia� g�adkie, okr�g�e, w�skie wypieszczone r�ce i budow� tak delikatn�, �e nieomal kobiec�. Po raz dwudziesty chyba tego wieczoru mocno u�cisn�li sobie d�onie. - Ty tak�e nie zapomnia�e� Valencji, co? - cieszy� si� malarz. - Daj� s�owo, ale� rad jestem, �e ci� znowu widz�, Fil! Zdaje mi si�, jak by�my si� nie spotykali od wiek�w, a to� to jeszcze nie ma trzech lat od powrotu z Po�udniowej Ameryki. Valencja! Czy o niej kiedy� potrafimy zapomnie�! Gdy Burke wr�czy� mi przed miesi�cem pierwsze, znaczniejsze honorarium, m�wi�c: Tom, robisz si� s�awny, potrzebujesz teraz wypoczynku - pomy�la�em o Valencji, i zat�skni�em gorzko do tych dawnych dni, gdy we dw�jk� omal nie rozp�tali�my rewolucji. Ledwo nie stracili�my g��w przy okazji. Ciebie wyratowa�a odwaga, a mnie pi�kna dziewczyna! - No i zimna krew! - roze�mia� si� Whittemore. - Wtenczas w�a�nie doszed�em do przekonania, �e jeste� cz�owiekiem o najzimniejszej krwi, jakiego sobie tylko mo�na wyobrazi�. Czy pr�bowa�e� dowiedzie� si�, co porabia donna Izabella? - Umie�ci�em dwukrotnie jej portret w miesi�czniku Burkego. Raz jako Bogini� Po�udniowych Republik, a drugi raz jako Dziewczyn� z Valencji. Wysz�a potem za m�� za t� nieciekaw� kreatur�, plantatora z Carabobo, i s�dz�, �e s� szcz�liwi. - Zdaje mi si�, �e by�y jeszcze inne... - rozwa�a� Whittemore z udan� powag�. - Na przyk�ad ta w Rio, kt�ra mia�a przynie�� ci maj�tek, byle zechcia�a tylko pozowa� do portretu. W zamian za ten komplement m�� jej zamierza� ci wsadzi� sze�� cali no�a pod �ebro, lecz wyt�umaczy�em mu w por�, �e jeste� m�ody, niedowarzony, i nawet niespe�na rozumu... - Wyt�umaczy�e� mu pi�ci�! - rado�nie wrzasn�� Gregson. - Ale� to by� wspania�y cios! Widz� jeszcze ten n�! Zaczyna�em w�a�nie m�wi� Ojcze Nasz, gdy bac! I run�� na pod�og�. Zas�u�y� sobie na to w zupe�no�ci. Nie uczyni�em przecie nic z�ego. Moj� najlepsz� hiszpa�szczyzn� poprosi�em tylko pi�kn� pani�, czy nie raczy mi chwil� pozowa�? Kiego diab�a uzna� te niewinne s�owa za obelg�? A ona naprawd� by�a pi�kna! - Oczywi�cie! - przyzna� Whittemore. - Je�li sobie dobrze przypominam, by�a najpi�kniejsz� istot� na ziemi. Ale p�niej przysz�y jeszcze inne. Co najmniej ze dwadzie�cia, ka�da bardziej czaruj�ca ni� jej poprzedniczka. - Z tego si� sk�ada moje �ycie - rzek� Gregson, przy czym g�os mia� o wiele powa�niejszy ni� przedtem. - Mog� malowa� tylko kobiety, i to malowa� dobrze. Poczyta�bym za wariata tego wydawc�, kt�ry zam�wi�by u mnie rysunek bez �adnej twarzyczki. Niech im B�g da zdrowie! S�dz�, �e nie tak pr�dko zabraknie na �wiecie �adnych kobiet. Gdy w jakiej� kobiecie nie dostrzegam nic pi�knego, chcia�bym umrze�... - Tylko po co podnosi� ka�d� rzecz do najwy�szej pot�gi? - Kiedy w�a�nie o to chodzi! Je�li przypadkiem jest nazbyt blada, jak na przyk�ad donna Izabella, w my�li o�ywiam jej cer� i mam pi�kno bez zarzutu! Lecz moja dzisiejsza nieznajoma jest naprawd� bez zarzutu! Chcia�bym jedynie wiedzie� co to za jedna? - To znaczy, gdzie mo�na j� znale�� i czy zechce pozowa� do paru szkic�w oraz jednego portretu na ok�adk�? - wtr�ci� Whittemore. - Przecie o to chodzi? - W�a�nie. Masz wyra�ne zdolno�ci wnikania w istot� rzeczy, Fil! - Burke kaza� ci przecie� wypocz��. Gregson posun�� w stron� przyjaciela pude�ko z papierosami. - Burke jest poetycznym poczciwcem nienawidz�cym �mij, paj�k�w i drapaczy chmur. Powiedzia� mi: Greggy, wypocznij sobie na �onie natury ze dwa tygodnie w ciszy i samotno�ci zupe�nej. Jako jedyne towarzystwo we� zmian� ubrania i bielizny oraz par� skrzy� piwa. Wypoczynek, przyroda, piwo co za bana�! A ja marzy�em w�a�nie o Valencji, o donnie Izabelli, o krajach, e sama natura pieni si� i musuje ustawicznie, jakby od zarania dziej�w pojono j� szampanem. Tak Fil, tw�j list przyby� w sam� por�! - A by� przecie wcale lakoniczny! - rzek� Filip. Wsta� i niespokojnie pocz�� przemierza� pok�j wszerz i wzd�u�. - Obieca�em ci troch� przyg�d oraz prosi�em, aby� przyby�, skoro ci tylko czas pozwoli. Dlaczego? Hm, dlaczego?... Zawr�ci� ostro, stan�� i spojrza� na Gregsona. - Chcia�em ci� mie�, gdy� to co si� przytrafi�o w Valencji, i to co w Rio, to by�y fraszki w por�wnaniu do piek�a, kt�re si� tu rozp�ta niebawem. Potrzebuj� pomocy, rozumiesz? I nie o zabaw� idzie! Prowadz� sam jeden gr� na straconej plac�wce. Je�li kiedy przyda� mi si� mo�e wierny druh, to w�a�nie teraz! Dlatego do ciebie pisa�em. Gregson odsun�� krzes�o i wsta�. By� o g�ow� ni�szy od towarzysza i raczej w�t�y. Ale w ch�odnych stalowob��kitnych oczach, w twardym zarysie brody mia� co� przykuwaj�cego uwag�. Szczup�e palce u�cisn�y d�o� Filipa, niby stalowe kleszcze. - Wreszcie przyst�pujesz do rzeczy, Fil! Czeka�em cierpliwie niby Hiob, albo niby nasz przyjaciel Bobby Tuckett, je�li go pami�tasz, kt�ry pocz�� zabiega� przed siedmiu laty o wzgl�dy Minnie Sheldon, a o�eni� si� z ni� nazajutrz po dniu, gdy otrzyma�em tw�j list. Zanadto by�em poch�oni�ty dociekaniem, co si� kryje mi�dzy wierszami twojej episto�y, aby m�c i�� na �lUb. Nic zreszt� nie odgad�em. G�owi�em si� nawet daremnie ca�� drog� z La Paz. Wezwa�e� mnie! Przyby�em. O co chodzi? - W pierwszej chwili wydam ci si� wariatem, Greggy! - zachichota� Whittemore, zapalaj�c fajk�. - Twoja estetyczna natura b�dzie niew�tpliwie ura�ona. Sp�jrz! Chwyci� Gregsona za rami� i powi�d� go do drzwi. Ch�odne niebo p�nocne jarzy�o si� od gwiazd. Chata, kt�rej �ciany ton�y w spl�tanej g�stwinie wyros�ych w ci�gu lata pn�czy, sta�a u szczytu wynios�ego wzg�rza, na Dalekiej P�nocy nosz�cego szumne miano g�ry. Wok� le�a�a dzika g�usza, bia�o_szara w pobli�u, czarna w oddali. Dochodzi� z niej monotonny p�aczliwy szmer wodnego przyp�ywu. Filip, opar�szy d�o� na ramieniu Gregsona, wskaza� na samotn� pustk�. - Nie tak zn�w wielka odleg�o�� dzieli nas od Oceanu Lodowatego - rzek�. - Czy widzisz to �wiat�o podobne do ogniska, kt�re raz przygasa, to zn�w pnie si� w g�r�? Czy nie przypomina ci tej nocy, podczas kt�rej zmykali�my z Carabobo, a donna Izabella wskazywa�a nam drog� ucieczki? Wtenczas �wieci� nam ksi�yc. Teraz jest zorza p�nocna. S�yszysz �oskot przyboru w zatoce? A w powietrzu czu� nawet blisko�� g�r lodowych. Za prze��cz� g�rsk�, o karabinowy strza�, le�y Fort Churchill. Pomi�dzy nami a cywilizacj�, na przestrzeni czterystu mil, nie ma nic pr�cz india�skich osiedli oraz faktorii Kompanii Zatoki Hudsona. Co za spok�j pozorny, co za cisza! Tss, s�yszysz, jak w Fort Churchill wyj� psy poci�gowe? To g�os dziczy, g�os tego kraju! I ten przyp�yw oceanu, tak pe�en tajemniczo�ci. Gwarzy o sprawach dla cz�owieka niepoj�tych i w mowie dla nas nie zrozumia�ej. Znasz si� na pi�knie, Greggy, to ci� musi nieco wzrusza�. - Owszem. Ale dok�d sterujesz, Fil? - Do celu, Greggy, wprost do celu, tylko bez po�piechu. Zamierzam ci wyjawi� dlaczego sprowadzi�em ci� tutaj. Waham si� z wypowiedzeniem ostatniego s�owa. Wygl�da tak trywialnie wobec tego ca�ego pi�kna, wobec twojej filozofii �yciowej. Jak�e tu bowiem przej�� od donny Izabelli do ryb! - Do ryb? - W�a�nie, do ryb. Zapalaj�c nowego papierosa, Gregson trzyma� przez chwil� zapa�k� w ten spos�b, by o�wietli� ni� twarz przyjaciela. - S�uchaj no! - wybuchn��. - nie sprowadzi�e� mnie tu chyba dla rybo��wstwa? - I tak, i nie. Ale je�li nawet tak, c� w tym z�ego? Uj�� Gregsona za rami� i z twardego u�cisku palc�w malarz pozna�, �e Filip tym razem m�wi powa�nie. - Przypomnij sobie, co rozp�ta�o rewolucj� w Hondurasie, w dwa tygodnie po naszym przybyciu do Porto Barrios? Dziewczyna, prawda? - S�usznie, dziewczyna i nawet niezbyt �adna. - I o jaki drobiazg posz�o! Przypomnij sobie ten plac w Ceiba ocieniony palmami. Prezydent Belize pije wino z kuzynk�, narzeczon� genera�a O'kelly Bonilla, p� Amerykanina, p� Irlandczyka, wodza si� zbrojnych Republiki i najserdeczniejszego przyjaciela w dodatku. W chwili, gdy pozornie nikt nie zwraca na nich uwagi, Belize ca�uje kuzynk�, doprawdy jedynie po kuzynowsku. Lecz w�a�nie niepostrze�enie nadchodzi O'Kelly i przyja�� jego do prezydenta zmienia si� w gorzk� nienawi�� o podk�adzie zazdro�ci. W ci�gu trzech tygodni rozp�ta� potem rewolucj�, pobi� wojska rz�dowe, wygna� Belize'a ze stolicy, wci�gn�� do zamieszek Nikaragu� oraz zmusi� do interwencji trzy francuskie, dwa niemieckie i dwa ameryka�skie okr�ty wojenne. W sze�� tygodni po owym niewinnym poca�unku O'kelly sam zosta� obwo�any prezydentem. Pomy�l Greggy, taka b�aha przyczyna i taki rezultat! Dlaczego ryba nie mia�aby wywo�a� znacznie wi�kszej hecy?! - Doprawdy zaczyna mnie to interesowa�! - rzek� Gregson. - Jazda Fil, przyst�p do rzeczy. Nie przecz�, �e ryby kryj� w sobie wiele mo�liwo�ci. Gadaj! Rozdzia� II Rozw�j wypadk�w Trwali obaj chwil� w milczeniu, nas�uchuj�c pos�pnego �oskotu przyp�ywu hucz�cego poza ciemn� lini� boru. Potem Filip pierwszy zawr�ci� ku chacie. Gregson poszed� w �lad za przyjacielem. W �wietle wielkiej lampy olejnej zwisaj�cej u sufitu zauwa�y� w twarzy Whittemore'a niedostrze�ony poprzednio wyraz: twardy skurcz szcz�k, niepok�j oczu, bezpodstawne na poz�r wzruszenie. Pewien by�, �e te cechy pojawi�y si� dopiero w ostatnich paru sekundach. Rado�� z powodu dzisiejszego spotkania, po dwuletniej niemal roz��ce, rozwia�a na kr�tko trosk� gromadz�c� si� teraz na nowo. Przypomnia� sobie portret Whittemore'a naszkicowany z pami�ci, jako wspomnienie owych czas�w, kt�re obaj pami�tali tak wyra�nie: ch�odne, nieugi�te rysy i r�wnocze�nie pogodny zuchwa�y u�miech, zdaj�cy si� drwi� z wszelkich przeciwno�ci losu; u�miech cz�owieka zawsze gotowego do walki z �artem na ustach. Da� ten rysunek do miesi�cznika Burkego, opatruj�c go tytu�em: Dzielny Cz�owiek. Burke skrytykowa� go z powodu u�miechu w�a�nie. Ale Gregson wiedzia�, co robi. Portret przedstawia� przecie Whittemore'a. Co� si� teraz zmieni�o w Filipie. Postarza� si�, postarza� zadziwiaj�co. Wok� oczu mia� g��bokie zmarszczki. Policzki mu zapad�y. Znik� �ywio�owy dobry humor, a o�ywienie sprzed kwadransa by�o zaledwie nieudolnym wspomnieniem dawnej beztroski. Te dwa lata musia�y wple�� w egzystencj� Filipa wiele spraw niezrozumia�ych, tote� Gregson zastanowi� si� chwil�, czy w�a�nie tym sprawom nale�y zawdzi�cza�, �e z wyj�tkiem ostatniego listu, przez ca�y ten czas nie otrzyma� od szkolnego kolegi ani jednego s�owa. Skoro zaj�li miejsce po obu bokach sto�u, Filip wyj�� z kieszeni niewielki zwitek papier�w. Spo�r�d nich wyci�gn�� map�, kt�r� z kolei wyg�adzi� d�oni�. - Tak - powiedzia� w zadumie. - Ryby kryj� w sobie wiele mo�liwo�ci. - Nie po to ci� zreszt� sprowadzi�em, by� walczy� z wiatrakami. Obieca�em ci prawdziw� walk�. Czy� widzia� kiedy schwytanego w pu�apk� szczura? Drzwi pu�apki stoj� otworem, lecz u wylotu str�uje krwio�erczy terier. Podniecaj�cy sport dla wi�nia, nie ma co gada�. Wyobra� sobie teraz na moment, �e wi�niem jest istota ludzka! - S�dzi�em, �e b�dziemy m�wi� o rybach - wtr�ci� Gregson. - Tymczasem powiesz mi zaraz, �e w pu�apce siedzi dziewczyna, albo �e kto� schwyta� dziewczyn� na w�dk�... - A je�li nawet tak - Filip uwa�nie obserwowa� towarzysza. - Je�li ci powiem, �e w pu�apce siedzi kobieta... dziewczyna... niejedna dziewczyna nawet, tylko dziesi��, sto kobiet i dziewcz�t. Co wtenczas, Greggy?! - Walka oczywi�cie! I to co za walka! - Na to si� te� zanosi, Greggy! Niecodzienna walka i niecodzienne zamieszanie. Przy tym we� pod uwag�, �e �atwo nam przyjdzie zgin��, tobie i mnie. Jest nas przecie tylko dw�ch. A zamierzam stawi� czo�o pot�dze, wobec kt�rej si�y zaanga�owane w rewolucjach po�udniowoameryka�skich wygl�daj� jak cent przy dolarze. A teraz sp�jrz! Podsun�� map� Gregsonowi, wskazuj�c co� na niej palcem. - Czy widzisz t� czerwon� smug�? To nowa linia kolejowa do Zatoki Hudsona. Dawno min�a ju� La Paz, przy czym jej tw�rcy pragn� wyko�czy� prac� do wiosny. To najwspanialszy tw�r tego rodzaju na kontynencie ameryka�skim, najwspanialszy, bo tak potrzebny, i tak d�ugo odwlekany. Oko�o stu milion�w ludzi nie zauwa�a�o dotychczas jego gigantycznego znaczenia i raptem otworzy�y si� im oczy. Ten szlak wiod�cy poprzez czterysta tysi�cy mil dzikiej g�uszy, otwiera dost�p do kraju zajmuj�cego niemal po�ow� tej przestrzeni co ca�e Stany Zjednoczone, a bogactwa mineralne zawarte w tej ziemi dadz� wi�cej w ci�gu lat pi��dziesi�ciu ni� okolice Jukonu lub Alaska w ci�gu ca�ego okresu ich eksploatacji. Droga z Montrealu, Duluth, Chicago do Liverpoolu i innych port�w europejskich skraca si� o pe�nych tysi�c mil. Zatok� Hudsona poczn� nawiedza� liczne statki, na brzegach jej powstan� portowe miasta, a pod kr�giem polarnym wyrosn� olbrzymie huty. Czy wiesz, �e same okolice bieguna zawieraj� do�� rudy �elaznej i w�gla kamiennego, by zaspokoi� zapotrzebowanie ca�ej kuli ziemskiej w ci�gu setek lat. To tylko cz�� korzy�ci, Greggy, jakie przynosi �wiatu otwarcie nowej kolei. Pami�tasz, jak przed dwoma laty wybiera�em si� w te strony i proponowa�em ci, by� jecha� razem? Szuka�em przyg�d, ale nie �ni�o mi si� nawet... Umilk�, u�miechaj�c si� po dawnemu zuchwale i beztrosko. - Nie �ni�o mi si� nawet, do jakich zada� los mnie przeznacza. D��y�em drog� wytyczon� dla nowej linii kolejowej, wygl�daj�c zajmuj�cej okazji. Kanada spa�a wtenczas i nie nadarza�o si� nic, co by mnie mog�o n�ci�. Na wsch�d od przysz�ej kolei towarzystwa przemys�owe wzi�y ju� opcj� na g�ry zawieraj�ce rud� �elazn� lub na pola kryj�ce z�o�a w�gla kamiennego. Na zachodzie wa��sa�em si� ja sam. Sp�dzi�em sze�� miesi�cy po�r�d francuskich osadnik�w, Indian i Metys�w. By�em z nimi, polowa�em, nauczy�em si� nieco francuskiego i narzecza Cree. Czu�em si� tam doskonale. Sta�em si� z duszy i serca cz�owiekiem P�nocy jakkolwiek brak�o mi nieco do�wiadczenia. Kluby, bale, miejskie rozrywki znik�y z mojej pami�ci. Pami�tasz zreszt�, �e nienawidzi�em zawsze siedz�cego trybu �ycia i �e wp�ywa�o to na mnie fatalnie. Tu znienawidzi�em go jeszcze bardziej. By�em po prostu szcz�liwy. I wtenczas... Zwin�� pierwsz� map�, wyj�� natomiast spo�r�d papier�w drugi plan, tym razem narysowany o��wkiem. - I wtenczas Greggy - rzek�, rozprostowuj�c plan na stole - znalaz�em to, czego szuka�em. Objawienie zst�pi�o na mnie pewnej gwiezdnej nocy, gdy siedzia�em przy ognisku przed namiotem. Sp�jrz na t� map� i powiedz mi co na niej widzisz? Gregson s�ucha� jak urzeczony. Szczyci� si�, �e w �adnej sytuacji nie traci g�owy, ani nie ujawnia miotaj�cych nim uczu�. Ta pozorna oboj�tno�� mog�a mu czasem silnie zaszkodzi�. Obecnie jednak niczego nie udawa�; by� mocno przej�ty. W palcach trzyma� niezapalonego papierosa. Nie spuszcza� oczu z twarzy towarzysza. Czeka� na rewelacj�. Wobec zach�ty Filipa spojrza� na roz�o�on� przed sob� map�. - Nie ma tu nic szczeg�lnego - rzek�. - Tylko rzeki i jeziora. - S�usznie! - wykrzykn�� Filip. Zerwa� si� niespodzianie i pocz�� nerwowo przebiega� pok�j. - Rzeki i jeziora! Setki, co m�wi�, tysi�ce rzek i jezior. Greggy, pomi�dzy nami a cywilizacj�, nie dalej jak czterdzie�ci mil od nowej kolei, le�y do trzech tysi�cy jezior! Z tych, dziewi�� dziesi�tych roi si� od ryb, a� nied�wiedzie zamieszkuj�ce pobrze�a stale �mierdz� ryb�. Pstr�gi, Gregson, najpi�kniejsze pstr�gi! OG�lnie bior�c, lustro w�d na tej ca�ej przestrzeni ma obszar trzykrotnie wi�kszy ni� pi�� Wielkich Jezior razem wzi�tych. Nikomu jako� dotychczas nie przysz�o na my�l, co to za bogactwo! To� tutejsz� ryb� mo�na ca�y �wiat nakarmi�! To� to milionowa warto��! Ta oto my�l spad�a na mnie po�r�d nocy i rozwa�y�em zaraz, �e gdybym tak m�g� zapewni� sobie wy��czno�� na tych paru jeziorach zanim si� zbuduje kolej... - Zosta�by� milionerem - podda� Gregson. - Nie tylko to! - wtr�ci� Filip, przystaj�c na chwil� po�rodku izby. - Na razie doprawdy nie my�la�em o pieni�dzach. By�y stanowczo na drugim planie w moich rojeniach nocnych. Zobaczy�em natomiast, co za cios mog�aby wymierzy� Daleka P�noc, jak grzmotn�� w zach�annych aferzyst�w monopolizuj�cych handel �ywno�ci� na ca�ej przestrzeni Stan�w! To� te niezmierzone zapasy ryby da�oby si� sprzeda� w Nowym Jorku, Bostonie lub Chicago z du�ym zyskiem, a mimo to o po�ow� taniej ni�li ceny wyznaczone przez trust! Nie my�l, �e jestem wy��cznie filantropem! Spostrzeg�em okazj� do upokorzenia ludzi, kt�rzy zrujnowali mego ojca, a� z�amany umar�. Zabili go! Okradli mnie w par� lat p�niej. Tak wi�c, opuszczaj�c na kr�tko Dalek� P�noc, uda�em si� wpierw do Ottawy, a potem do Toronto i Winnipeg. Znalaz�em Brokawa, starego koleg� mego ojca i wtajemniczy�em go we wszystko. Wspomina�em ci kiedy� o Brokawie, jednym z najdzielniejszych, najzr�czniejszych i najbardziej zajad�ych bojownik�w zachodu. W rok po �mierci mego ojca sta� ju� na nogach r�wnie mocno jak prz�dy. Brokaw znalaz� jeszcze paru warto�ciowych wsp�lnik�w i pocz�li�my zabiega� o koncesj�. Od razu sz�o jak z kamienia. Ledwo projekty nasze dosz�y do wiadomo�ci og�u, trudno�ci j�y si� pi�trzy� zewsz�d. Z dnia na dzie� powsta�o Kanadyjskie Towarzystwo, zasobne w kapita�y i pocz�o si� ubiega� o t� sam� koncesj� co i my. Oczywi�cie Kanadyjskie Towarzystwo s�u�y�o do mydlenia oczu, a dzia�a� spoza niego trust! Czego tam nie by�o, oszczerstwa, kampania prasowa! I mimo to... Twarz Whittemore'a zmi�k�a. Roze�mia� si�, wyj�� z kieszeni fajk� i zapala� j� uwa�nie. - Nie potrafili da� nam rady, Greggy! Poj�cia nie mam jak si� Brokaw do tego zabra�, wiem tylko, �e przeci�gn�� na nasz� stron� trzech cz�onk�w parlamentu i p� tuzina innych polityk�w, co nas zreszt� kosztowa�o sto tysi�cy dolar�w! Ale nasi oponenci podnie�li taki gwa�t, dowodz�c, �e rdzenni Kanadyjczycy b�d� oburzeni na inwazj� obcego elementu, i� otrzymali�my jedynie koncesj� prowizoryczn�, i to z zastrze�eniem, �e rz�d ma prawo cofn�� j� nawet przed up�yni�ciem terminu. Ma�o mnie to obesz�o, by�em bowiem pewien, �e prowadz�c interes uczciwie, po up�ywie p� roku przeci�gniemy na swoj� stron� ca�� ludno��. Na ko�cowym zebraniu wyrazi�em moje pogl�dy, po czym podzielili�my si� prac�. Brokaw i pi�ciu dalszych wsp�lnik�w mia�o prowadzi� interesy na Po�udniu, ja za� mia�em wy��czne kierownictwo spraw na Dalekiej P�nocy. Nie min�� miesi�c, a ju� pracowa�em. O, tutaj - tu pochylony nad ramieniem Gregsona wskaza� palcem skrawek mapy - rozbi�em g��wn� kwater� maj�c do pomocy Mac Dougalla, szkockiego in�yniera. W ci�gu p� roku mieli�my nad jeziorem �lepego Indianina stu pi��dziesi�ciu robotnik�w, a p� setki �odzi zwozi�o zapasy. Wszystko sz�o nawet g�adziej ni� my�la�em. Zbudowali�my ju� przysta�, dwa sk�ady, lodownie, magazyny i wyka�czali�my w�asn� bocznic� kolejow�. Zatraci�em si� w pracy. Zapomnia�em nawet o istnieniu wsp�lnik�w. Gospodarzy�em tak oszcz�dnie, �e wyda�em niespe�na sto tysi�cy dolar�w. Po sze�ciu miesi�cach, gdy zamierza�em w�a�nie wyjecha� na po�udnie, jeden z naszych magazyn�w wraz z towarem warto�ci dziesi�ciu tysi�cy sp�on�� niespodzianie. By�o to pierwsze niepowodzenie, gryz�em si� wi�c nale�ycie. Ledwo spotka�em Brokawa, ledwom si� z nim przywita�, wygarn��em od razu z�� wie��. Stan�� przed Gregsonem, nieco blady, i spogl�da� na� uwa�nie. - Wiesz co mi odpowiedzia�, Greggy? Obserwowa� mnie chwil� maj�c w k�tach ust zagadkowy u�mieszek, po czym rzek�: To wszystko g�upstwo, Filipie, nie ma si� czym tak przejmowa�! Zarobili�my ju� przecie na tej rybiej kampanii okr�g�y milion dolar�w!... Gregson wyprostowa� si� na krze�le. - Milion dolar�w! Bagatela! - Milion! - potwierdzi� Filip z u�miechem. - W Banku Narodowym mia�em otwarty rachunek na sto tysi�cy dolar�w. Mi�a niespodzianka, co? Gregson od�o�y� papierosa. Obie r�ce opar� na stole. Milcz�c oczekiwa� dalszego ci�gu. Rozdzia� III Rekiny gie�dowe Filip przechadza� si� dobr� minut� wzd�u� i w poprzek izby. Przystan�� zn�w. - Milion, Greggy! Sto tysi�cy czystego zysku dla mnie! Podczas gdy ja harowa�em dniem i noc� chc�c pokaza� spo�ecze�stwu i rz�dowi co mo�emy i chcemy zrobi� - podczas gdy w my�li �wi�ci�em zwyci�stwo nad �apczywym trustem - oni r�wnie� nie zasypiali sprawy. Brokaw i wsp�lnicy za�o�yli przedsi�biorstwo pod nazw� Wielkie P�nocne Towarzystwo Rybackie, zarejestrowali je w New Jersey i zd��yli sprzeda� akcje za milion dolar�w! Gdy przyby�em, ruch wrza� w ca�ej pe�ni. Poniewa� Brokaw mia� upowa�nienie do wyst�powania w moim imieniu, wi�c okaza�o si� raptem, �e jestem wiceprzewodnicz�cym najwi�kszej imprezy z�odziejskiej ostatniego dziesi�ciolecia. Wi�cej pieni�dzy sz�o na reklam�, ni� na istotny rozw�j przedsi�biorstwa. Moje listy pisane z P�nocy, pe�ne zachwytu dla podj�tego dzie�a, odbijano w setkach tysi�cy egzemplarzy, i mydlono nimi ludziom oczy. Wyrazi�em si� w jednym li�cie, �e gdyby eksploatowa� jedynie po�ow� znanych mi jezior, da�oby to jeszcze oko�o miliona ton ryb rocznie. Ale w prospekcie Brokaw wykre�li� ust�p nast�puj�cy: "Dla eksploatowania po�owy tych jezior trzeba by mie� oko�o pi�tnastu tysi�cy robotnik�w, tysi�c wagon�w ch�odni i rozporz�dza� kapita�em pi�ciu milion�w dolar�w". Rozmiar ich �otrostwa oszo�omi� mnie na razie, gdy za� zagrozi�em, �e popsuj� im szyki, Brokaw tylko parskn�� �miechem. �Otry, nie zaniedbali �adnej ostro�no�ci! Zaznaczyli we wszystkich prospektach, �e Towarzystwo posiada jedynie prowizoryczn� licencj�, kt�r� rz�d mo�e cofn�� w razie jakich� wykrocze�. I ta klauzula zjedna�a im zaufanie drobnych ciu�aczy. Ta biedota w�a�nie, kt�r� chcia�em poratowa� tani� �ywno�ci�, wysup�a�a krwawo oszcz�dzany grosz na milion dolar�w z g�r�. Oszukano ich gorzej, ni�by to uczyni� trust, bowiem trust zwraca cz�� wk�ad�w w formie procent�w, a tu niew�tpliwie akcjonariusze mieli wszystko straci�. I to by�a moja wina, Greggy! Ja by�em za to odpowiedzialny! Ja wymy�li�em ca�� t� kombinacj�! Moje listy zrobi�y reklam� temu towarzystwu! Figurowa�em przy tym wsz�dzie jako za�o�yciel i wiceprzewodnicz�cy! Upad� na krzes�o. Twarz l�ni�a mu od potu, cho� w izbie panowa� raczej zi�b. - Zosta�e� mimo to? - spyta� Gregson. - Musia�em zosta�. Co mia�em robi�? Nie mog�em zahaczy� Brokawa w �aden spos�b. W przebieg�o�ci i sprycie moi wsp�lnicy prze�cign�li Bismarcka. Nie przekroczyli przy tym prawa. Sprzedali akcje za milion, podczas gdy wk�ady wynosi�y dotychczas sto tysi�cy, ale gdy zrobi�em Brokawowi ten zarzut, u�miechn�� si� tylko. "Ale� my cenimy sam� koncesj� na przesz�o milion!" Mia� racj�. Ustawa nie przeszkadza�a im ceni� koncesji na milion, albo nawet wy�ej! C� mog�em zrobi� wobec tego? Zrezygnowa� ze stanowiska, z tych stu tysi�cy i og�osi� publicznie, co mnie do tego sk�ania. Omal tego nie uczyni�em, ale w por� przysz�a refleksja. Istnia�a jeszcze mo�no�� da� Towarzystwu uczciwy doch�d. Brokaw i kompania zostali po prostu zaskoczeni moj� decyzj�. Przekona�em ich co do wielkich istniej�cych naprawd� mo�liwo�ci. OBliczy�em, �e w ci�gu dw�ch lat Towarzystwo powinno wyp�aci� udzia�owcom pi��dziesi�t cent�w od akcji dziesi�ciodolarowej. Trzech cz�onk�w zarz�du wycofa�o si� jednak i to z ogromnym zyskiem. Zagrabili cudze pieni�dze, a ja by�em tego mimowolnym sprawc�. Zacisn�� r�ce tak silnie, �e b��kitne �y�y nap�cznia�y na nich jak postronki. - Potem... - Co potem?... - nie�mia�o spyta� Gregson. Filip rozlu�ni� palce. - Gdyby si� na tym sko�czy�o, nie wzywa�bym ciebie - rzek�. - Wa�kowa�em d�ugo t� spraw�, chcia�em bowiem, by� j� dobrze od pocz�tku poj��. Po�egna�em wi�c Brokawa i przyby�em zn�w na P�noc. Mia�em teraz wystarczaj�ce �rodki do postawienia przedsi�wzi�cia na w�a�ciwej stopie. Zwerbowa�em jeszcze dwustu ludzi, za�o�y�em dwadzie�cia nowych stacji rybackich, zbudowa�em drug� bocznic� do linii kolejowej i pocz��em wznosi� olbrzymi� tam� na jeziorze �lepego Indianina. Mieli�my ju� trzydzie�ci koni przygnanych z La Paz przez puszcz�, a dwadzie�cia dalszych zaprz�g�w by�o w drodze. Nie liczy�em teraz na wi�ksze trudno�ci, pewien, �e dalsza praca p�jdzie g�adko, gdy Brokaw obwie�ci� mi nowy, gorszy kawa�. Niemal natychmiast po moim wyje�dzie napisa� list, kt�ry zreszt� d�ugo b��dzi� w drodze. Powiadamia� w nim, �e wykry� spisek maj�cy na celu rozbicie naszego Towarzystwa, �e pot�ne si�y wchodz� tu w gr� i maj� nam szkodzi� gdziekolwiek si� ruszymy. By� najwidoczniej w wielkim strachu. Pot�ny trust, z kt�rym o�mielili�my si� zadrze�, przyst�powa� do naszej likwidacji. Wys�ali ju� na P�noc swoich emisariuszy. Sz�o o wywo�anie zamieszek pomi�dzy nami a miejscow� ludno�ci�, kt�re zmusi�yby rz�d do wkroczenia. Pami�tasz, �e nasza licencja by�a jedynie czasowa? W�a�ciwie ludno�� mia�a zdecydowa�, czy mo�emy tu zosta� d�u�ej, czy nie. Je�li wybuchnie antagonizm, rz�d wkroczy niew�tpliwie i stracimy koncesj�. Zrazu list Brokawa zaniepokoi� mnie jedynie w drobnej mierze. Zna�em przecie ludno�� miejscow�. Wiedzia�em, �e Indianie, Metysi, Francuzi s� r�wnie nieczuli na przekupstwo jak Brokaw na g�os sumienia. Lubi�em tuziemc�w; ufa�em im. Uczciwo�� jest w�r�d nich przys�owiowa, mimo �e nie posiadaj� tak jak my ko�cio�a na ka�dym rogu i kaznodziei na ka�dej ulicy, pod otwartym niebem nawet. Pe�en oburzenia odpisa�em Brokawowi, �e ci dzikusi, jak ich nazywa, nie dadz� si� z pewno�ci� skusi� ani pieni�dzmi, ani w�dk�. A jednak... Otar� czo�o z potu. Zmarszczki wok� ust pog��bi�y si� silniej. - Greggy, w tydzie� po otrzymaniu przestrogi od Brokawa, sp�on�y nam dwa sk�ady nad jeziorem �lepego Indianina. A jeden sk�ad sta� od drugiego o trzysta jard�w. Nie w�tpi�em ani chwili, �e pad�y ofiar� podpalenia! Czeka� milcz�c, lecz Gregson nadal obserwowa� go r�wnie� w milczeniu. - Tak si� zacz�o przed trzema miesi�cami. Odt�d, na ka�dym kroku czuj� obecno�� z�ej si�y. W tydzie� po po�arze sk�ad�w sp�on�y warsztaty przeznaczone do budowy �odzi, kt�re wystawili�my znacznym kosztem u uj�cia Szarego Bobra. Nieco p�niej, przypadkowy rzekomo i niew�tpliwie przedwczesny wybuch dynamitu, przysporzy� dwa tygodnie pracy dla pi��dziesi�ciu ludzi oraz dziesi�� tysi�cy dolar�w wydatk�w. Zorganizowa�em specjaln� s�u�b� bezpiecze�stwa z�o�on� z p� setki najzaufa�szych robotnik�w, ale wynik by� naprawd� �aden. Niedawna pow�d� zmy�a trzy mile toru kolejki dojazdowej. U szczytu wzg�rza, opodal by�o ma�e jeziorko; ot� czyja� zbrodnicza r�ka za�o�y�a tam pot�n� min� i wybuch rozsadzaj�c skaln� kraw�d� wyzwoli� ca�� mas� w�d. Kimkolwiek s� nasi wrogowie niew�tpliwie orientuj� si� znakomicie w naszych poczynaniach i uderzaj� zawsze w miejsce najczulsze a najs�abiej strze�one. A najciekawsze, mimo i� usi�uj� zatai� nasze straty, wie�� o tych zamachach rozlewa si� coraz szerzej i dotar�a ju� do CHurchill. Ludzie plot�, �e tuziemcy wypowiedzieli nam wojn� i chc� nas przegna� za wszelk� cen�. Dwie trzecie robotnik�w ju� w to wierzy. M�j in�ynier, Mac Dougall sk�ania si� tak�e w stron� pesymist�w. Po�r�d robotnik�w: Francuz�w, Indian i Metys�w szerzy si� podejrzliwo�� i ferment. Niepok�j, niezadowolenie rosn� z godziny na godzin�. Je�li tak dalej p�jdzie, nas czeka zupe�na ruina, a wrog�w naszych niew�tpliwe zwyci�stwo. Je�li nie zdo�amy po�o�y� temu kresu, to w ci�gu miesi�ca najdalej ca�a ziemia od Fortu Churchill po pustkowia sp�ynie krwi�, budowa kolei stanie na martwym punkcie, a rozw�j tego kraju cofnie si� o dobrych sto lat. I ta zbrodnia, ta pod�o��... Filip blady, skupiony, zaciskaj�c szcz�ki, wyj�� z kieszeni obszerny list pisany na maszynie. Poda� go Gregsonowi. - Ten list zawiera ostatnie s�owo - wyja�ni�. - Przeczytaj go, a dowiesz si� rzeczy, kt�rych nie zd��y�em powiedzie�. Nie jest przeznaczony dla mnie, ale przypadkowo otrzyma�em go wraz ze swoj� poczt� i spostrzeg�em omy�k� dopiero po otwarciu koperty. Pochodzi ze sztabu naszych przeciwnik�w, a szed� pod adresem ich g��wnego agenta. Umilk� i obserwowa� jak Gregson pochylony, czyta szczelnie zapisane arkusze. Spostrzeg� skurcz palc�w przyjaciela w chwili obracania pierwszej kartki. Zauwa�y�, jak blednie twarz m�odego malarza, jak mu sztywniej� ramiona i r�ce. Sko�czywszy czyta� Gregson podni�s� g�ow�. - O, Bo�e! - westchn��. Po czym, obaj m�czy�ni spozierali na si� d�ugo bez s�owa. Rozdzia� IV Plany wrog�w Filip przem�wi� pierwszy. - Teraz ju� rozumiesz? - Ale� to niemo�liwe! - wyj�ka� Gregson. - Nie mog� w to uwierzy�! Podobne rzeczy dzia�y si� by� mo�e przed tysi�cem lat, ale nie teraz! Na mi�o�� bosk�, cz�owieku nie m�wisz mi chyba, �e ty bierzesz to na serio?! - A jednak tak! - o�wiadczy� Filip kr�tko. - To niemo�liwe! - m�wi� Gregson, mn�c list w r�ku. - Nie wierz�, by istnia� cz�owiek zdolny do rozp�tania podobnej kl�ski! Filip u�miechn�� si� pos�pnie. - A jednak taki cz�owiek �yje i dzia�a. Greggy, zna�em ludzi, kt�rzy wyrzucali miliony, po�wi�cali honor i uczciwo��, wydawali na �mier� g�odow� tysi�ce kobiet i dzieci po to jedynie, by zwyci�y� w jakiej� kombinacji finansowej. Zna�em aferzyst�w �ami�cych nieomal ka�de prawo boskie czy ludzkie. No, a ty? Czy� nie styka�e� si� z nimi niejednokrotnie, czy nie rozmawia�e� z nimi, nie pali�e� ich cygar, nie siedzia�e� przy ich stole? Sp�dzi�e� przecie tydzie� w wiejskiej posiad�o�ci Seldena, a kt� jak nie Selden spekulowa� przed trzema laty na pszenicy i podni�s� sztucznie cen� chleba o dwa centy na funcie? To Selden wywo�a� zamieszki g�odowe w Chicago, Nowym JOrku i dwudziestu innych miastach, a potem zape�ni� wi�zienia t�umem n�dzarzy! A Selden jest przecie zaledwie jednym z tysi�ca �yj�cych dzi� rekin�w! Min�y czasy romantyczne, Greggy! Teraz wszechw�adnie panuje dolar! Dolar nie zna �aski ani pob�a�ania! Ludzie pokroju Seldena nie dbaj� o �zy kobiet i dzieci! Dolar z po�czochy n�dzarki ma dla nich t� sam� wag�, co pieni�dz z kieszeni twojej lub mojej. C� ich w og�le powstrzyma?! Gregson rzuci� na st� list zmi�ty niby szmat�. - Musz� jeszcze co� wyja�ni�! - rzek� patrz�c uwa�nie w blad� twarz Filipa. - Sprawia przecie wra�enie, �e toczy�a si� obszerna korespondencja mi�dzy tymi osobami, a list, kt�ry mi da�e�, piecz�tuje j� niejako. Wynika�oby st�d, �e twoi wrogowie potrafili ju� podjudzi� przeciw tobie ludno�� miejscow�. Teraz obmy�laj� cios ostateczny... Przerwa�, maj�c w oczach wyraz przera�enia. Filip skin�� g�ow� twierdz�co. - Widzisz, Greggy, tu panuje jedno prawo, niepisane. Przed rokiem odwiedzi�em Prince Albert i siedzia�em sobie kiedy� na werandzie starego Hotelu Windsor. Towarzystwo sk�ada�o si� wy��cznie z my�liwych i traper�w przyby�ych na par� dni do miasta z g�uszy le�nej. Wi�kszo�� spo�r�d nich �y�a w lesie okr�g�y rok. Dw�ch, od pi�ciu lat przebywa�o w g��bi barren (pustkowia). Gdy tak siedzieli�my, na ulicy pojawi�a si� kobieta. Skr�ci�a w nasz� stron�. Od razu rozmowy umilk�y, a ten i �w niespokojnie poruszy� si� na krze�le. W chwili, gdy nas mija�a, wszyscy, co do jednego, porwali si� na nogi i stali tak d�ugo z odkrytymi g�owami, a� kobieta przesz�a. Ja jeden tylko siedzia�em nadal. Ot� Greggy, to jest w�a�nie prawo tutejsze, mocne cho� niepisane: cze�� m�czyzny dla kobiety. Wolno ci kra��, zabija�, ale nie wolno kobiety zniewa�y�! Z�odzieja lub morderc� �ciga tylko policja; ten kto z�amie najwy�sze prawo, ma przeciwko sobie ca�� ludno��. I w�a�nie ten list zawiera plan spisku, kt�ry by obra�aj�c w najwy�szym stopniu uczucia le�nych mieszka�c�w ca�y ich gniew obr�ci� przeciwko nam! Je�li plan si� powiedzie, jeste�my zgubieni! Teraz Gregson zerwa� si� z krzes�a. Przebieg� pok�j, stan��, zapali� nerwowo papierosa i spojrza� w twarz Whittemore'�. - Rozumiem ju�! - rzek�. - Je�li plan si� powiedzie, mieszka�cy le�ni zetr� was z powierzchni ziemi. Ale - tu zastanowi� si� chwil� - dlaczego nie oddasz tej sprawy w r�ce w�adz, albo w r�ce policji? Przecie� chyba musisz wiedzie� dla kogo list by� przeznaczony? Filip wr�czy� mu przybrudzon� kopert� z rodzaju tych, w jakich przesy�a si� zazwyczaj dokumenty urz�dowe. - Tu masz adres? Gregson gwizdn�� cicho przez z�by. - Lord Fitzhugh Lee! - przeczyta� wolno jak gdyby w�asnym oczom nie wierz�c. - na mi�o�� Bosk�, angielski arystokrata? Filip u�miechn�� si� cynicznie. - Mo�e i arystokrata. Ale je�li zamieszkuje t� okolic�, to w ka�dym razie nikt go tu nie zna. Nikt o nim nie s�ysza�. Policja poczyta rzecz ca�� za g�upi kawa�. Co znaczy jeden list, bez �adnych innych dowod�w? A zwraca� si� do sfer rz�dowych, na to zn�w nie starczy czasu. Za daleko i za wolno idzie procedura. Co do policji za�: na ca�ej tej przestrzeni mamy trzech przedstawicieli w�adzy, kt�rzy patroluj� obszar pi�tnastu tysi�cy mil kwadratowych, g�szczy le�nych, g�r i prerii. Nie, Greggy, owego lorda Fitzhugh musimy znale�� my sami. I to znale�� bez zw�oki... - A je�eli nam si� nie powiedzie, co wtenczas? - Trzeba si� b�dzie strzec. Wiesz obecnie tyle samo co i ja. Wyst�puj� jednak dalsze zagadki. S�dzi�em na razie, �e rozumiem pow�d, dla kt�rego nas tak zwalczaj�. Ale obecnie widz�, �e musia�em si� jednak myli�. Je�eli zrujnuj� nasze Towarzystwo w tak ohydny spos�b, zamkn� tym samym na d�ugie lata dost�p ka�dej innej kompanii. Wi�c musi tu by� co� jeszcze... - Niew�tpliwie - powiedzia� Gregson. Filip zawaha� si� z odpowiedzi�. - Tak, niew�tpliwie - rzek� wreszcie. - S�uchaj Gregson, wysnuj teraz w�asne wnioski, a potem zestawimy nasze podejrzenia. Kluczem do sytuacji jest lord Fitzhugh Lee. Ktokolwiek kieruje akcj�, lord Fitzhugh jest g��wnym jej wykonawc�. MNiej mnie obchodzi ten kto pisa� list, ni� ten, dla kt�rego by� przeznaczony. Jak widzisz adresowano go do Churchill, ale lord Fitzhugh Lee wcale si� tam nie pokaza�. Sprawdza�em ju� te rzeczy. Mam wra�enie, �e tajemniczy Anglik nie by� tam w og�le nigdy. - Da�bym rok �ycia za egzemplarz "Dod's Peerage" albo "Who's Who" (spis rod�w arystokratycznych) - rozwa�a� Gregson, strz�saj�c popi� z papierosa. - Ki diabe�, ten lord Fitzhugh? Co za Anglik bawi�by si� w og�le w podobne �wi�stwa? Filip powesela� wyra�nie. - Jak widz� - rzek� - zaczynasz ju� �ama� sobie g�ow�. W ci�gu ostatnich trzech dni niejednokrotnie zadawa�em sobie to pytanie i nie zdo�a�em wymy�li� odpowiedzi. Gdyby nazwisko brzmia�o po prostu Tom Brown lub Bill Jones, sprawa by�aby jasna. Ale co ma tu do roboty lord Fitzhugh Lee?! Pozostawali chwil� obaj w milczeniu. - Nasuwa mi si� my�l... - zacz�� Gregson. - S�ucham! - �e sprawa jest bardziej jeszcze skomplikowana ni� si� nam wydaje. Mo�e te ryby i wasze Towarzystwo stoj� na dalszym planie, a g��wn� kwesti� jest... bo ja wiem co? W ka�dym razie co� niezmiernie wa�nego... - Ja te� tak s�dz�! - potwierdzi� Filip spokojnie. - Czy podejrzewasz chocia�, o co w�a�ciwie chodzi? - Nie mam zielonego poj�cia. Wiem tylko, �e kapita� brytyjski jest bardzo zainteresowany z�o�ami mineralnymi, po�o�onymi na wsch�d od przysz�ej linii kolejowej. Ale oni nie maj� �adnego przedstawiciela w Churchill. Kieruj� wszystkim agenci z Montrealu i Toronto. - Czy pisa�e� do Brokawa w sprawie tego listu? - Jeste� pierwszym cz�owiekiem, kt�rego w og�le wtajemniczam w t� spraw�. Zapomnia�em nadmieni�, �e Brokaw tak si� przej�� tutejsz� prac�, �e sam przybywa na Dalek� P�noc. Statek Kompanii Zatoki Hudsona, kursuj�cy dwa razy do roku, odwiedzi niebawem Halifax i je�li Brokaw nie zmieni� zdania, to powinien si� zjawi� lada dzi, �ci�lej m�wi�c mniej wi�cej za tydzie�. Ale, ale - tu Filip wsta� pracowicie grzebi�c w kieszeni i u�miechaj�c si� do przyjaciela - cieszy mnie, �e obok przykrych rzeczy, mog� ci tak�e donie�� co� przyjemnego. Panna Brokaw przybywa wraz z ojcem. Jest bardzo �adna. Gregson, zapalaj�cy w�a�nie papierosa, trzyma� zapa�k� w palcach tak d�ugo, a� mu sparzy�a palce. - Serio? S�ysza�em nawet o niej! - Oczywi�cie, musia�e� s�ysze� o jej urodzie. Nie jestem takim kobieciarzem jak ty, Greggy, ale tu sk�aniam g�ow�. Przyznasz niew�tpliwie, �e jest to najpi�kniejsza kobieta jak� widzia�e� kiedykolwiek i zechcesz malowa� jej portret na ok�adk� do miesi�cznika Burkego. B�dziesz si� tylko dziwi�, po co tu w og�le przyje�d�a. Ja r�wnie� nie mog� tego zrozumie�. Mia� istotnie zamy�lony wyraz oczu. Ale Gregson wsta� w�a�nie i podszed�szy do drzwi spogl�da� w mrok nocny. - Powiedz mi Fil - spyta� - sk�d si� tu bior� takie ogromne i tak silnie b�yszcz�ce gwiazdy? - Po prostu powietrze jest przejrzystsze ni� gdzie indziej. W por�wnaniu do naszej, miejskiej atmosfery, to tak jak kryszta�owa szyba wypucowana do czysta. Gregson gwizda� chwil� po cichu. Potem rzek� nie odwracaj�c g�owy. - Musia�aby by� istotnie niezwyk�� pi�kno�ci�, by si� r�wna� z dziewczyn� widzian� przeze mnie dzi� wiecz�r. M�wi� o pannie Brokaw. - Nie lubi� zak�ad�w - odpar� Filip - ale tu, got�w jestem za�o�y� si� o najbardziej elegancki kapelusz z Nowego Jorku, �e panna Brokaw jest z pewno�ci� urodziwsza. - Zak�ad stoi! - o�wiadczy� Gregson ochoczo. - To nas nawet troch� rozerwie, Fil! I w og�le na dzi� mam dosy� powa�nych spraw. Sko�cz� teraz rysunek, kt�ry szkicuj� z pami�ci, bo got�w zapomnie� jestem najbardziej charakterystyczne cechy. Masz co przeciwko temu? - Nic, a nic. A ja p�jd� troch� odetchn�� �wie�ym powietrzem. Wci�gn�� p�aszcz, po czym zdj�� czapk� ze �ciany, gdy tymczasem Gregson temperowa� pod lamp� o��wek. Filip by� ju� w progu, ale malarz wyj�� w�a�nie z kieszeni star� kopert� i rzuci� j� na st�. - Je�li spotkasz osob� podobn� do tej - rzek� wskazuj�c g�ow� - przem�w dobre s�owo za mn�. Szkicowa�em zreszt� w takim po�piechu, �e ma�o przypomina orygina�. W rzeczywisto�ci jest o wiele pi�kniejsza. Filip �miej�c si� wzi�� do r�ki kopert�. - Najpi�kniejsza istota na �wie... - zacz��. Urwa� niespodziewanie. Gregson, podnosz�c g�ow� znad temperowanego o��wka, zobaczy�, �e z twarzy przyjaciela znika u�miech i �e na smag�e policzki wyp�ywa gwa�towny rumieniec. Filip obserwowa� d�ug� chwil� rysunek na kopercie, po czym przeni�s� wzrok na malarza. Teraz Gregson roze�mia� si� z kolei weso�o i niepodejrzliwie. - No i jak�e wygl�da wobec tego tw�j zak�ad? - zadrwi� dobrodusznie. - Jest doprawdy bardzo pi�kna - wyj�ka� Filip obr�cony ju� w stron� drzwi. - Nie czekaj na mnie Greggy, k�ad� si� spa�, gdy b�dziesz senny. S�ysza� jeszcze za sob� �miech malarza i zastanowi� si� chwil�, co by rzek� przyjaciel dowiedziawszy si� prawdy. Bo przecie rysunek naszkicowany �piesznie na odwrotnej stronie starej koperty, przedstawia� �liczn� twarzyczk� Eileen Brokaw. Rozdzia� V Dziwne spotkanie O kilkana�cie krok�w za progiem, w cieniu wynios�ej jod�y, Filip zatrzyma� si� chwil� niepewny czy wr�ci� do chaty, czy te� i�� dalej. Z miejsca, na kt�rym sta� widzia� Gregsona, pochylonego nad sto�em, zabieraj�cego si� ju� do pracy. Filip musia� przyzna�, �e rysunek wstrz�sn�� nim. Krew uderzy�a mu do g�owy i tylko szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci Gregson nie domy�li� si� prawdy. Panna Brokaw by�a zreszt� oddalona o tysi�c mil co najmniej. Je�li statek opu�ci� ju� Halifax, p�yn�a teraz po p�nocnej cz�ci Atlantyku. Nigdy dotychczas nie odwiedzi�a Dalekiej P�nocy. Ponadto, Gregson nie spotka� z ca�� pewno�ci� c�rki starego Brokawa, znaj�c j� tylko z opowiada� przyjaciela oraz z kroniki towarzyskiej w pismach. Jakim wi�c cudem naszkicowa� j� tak wiernie? Przysun�� si� nieco do otwartych drzwi, lecz po namy�le stan�� znowu. Je�li wr�ci i pocznie wypytywa� malarza, zdradzi si� niew�tpliwie z jedyn� rzecz�, kt�r� chcia� w�a�nie zachowa� w tajemnicy. C� znaczy ten szkic? �udz�ce podobie�stwo, nic wi�cej. Czy ma�o jest na �wiecie twarzy zupe�nie do siebie podobnych? Zdecydowany ju�, pocz�� i�� g�stw� jod�ow�, a� dotar� do w�skiej �cie�yny wiod�cej na nagi szczyt wzg�rza. Na razie jednak las naciera�, zewsz�d gasz�c l�nienie ksi�yca i gwiazd, tote� Filip maca� wko�o r�kami, niby �lepiec. U szczytu natomiast by�o zupe�nie jasno, a krajobraz, szary i czarny szeroko rozpo�ciera� si� wok�. Od p�nocy zatoka sprawia�a wra�enie rozleg�ej ��ki. W odleg�o�ci p� mili par� �wiate�: czerwonych mrugaj�cych oczu - zdradza�o obecno�� Fort Churchill. Po�udnie i zach�d mia�y jednolity, siwy odcie�. Filip przechyli� si� nieco przez wielki g�az, opieraj�c �okcie na g�stej, zielonej �ci�ce mchu. Patrzy� i duma�. Czuby jode� w dolinie szemra�y �agodnie. Spo�r�d konar�w dolatywa�o niskie hukanie sowy. Nie po raz pierwszy zabi� go zew nocy, ka��c marzy� przy �wietle gwiazd, zamiast spokojnie spa� w ��ku. Dzisiaj g�os przyrody przemawia� natr�tniej ni� kiedykolwiek. Zdawa� si� by� czym� namacalnym, czym� blisko obecnym, siedz�cym obok na odleg�o�� r�ki. Cz�ciowo nastr�j ten wywo�a�a rozmowa z Gregsonem; cz�ciowo, w znacznej mierze nawet, wizerunek kobiety tak bardzo podobnej do Eileen Brokaw. My�la� ju� wy��cznie o niej. Czy panna Brokaw zauwa�y cokolwiek, gdy tu przyb�dzie? Czy jej �agodne, szare oczy przenikn� go do g��bi duszy, jak przenikn�y niegdy� owej nocy tak zdaje si� niezmiernie odleg�ej? By�o mu smutno. Po raz drugi tego dnia czu� cierpienie r�wnie dotkliwe, jak b�l fizyczny. Gryz�a go t�sknota. Po�a�owa�, �e wezwa� Gregsona. Gregson i Eileen nale�eli teraz w�a�ciwie do tego samego �wiata. Niepotrzebnie odnawia� wspomnienia. By�o mu gor�co, mimo �e od niedalekich lodowc�w d�� wyra�nie mro�ny powiew. Wspomina� dawne �ycie. Widzia� Filipa Whittemore'a takiego, jakim by� niegdy�, przed katastrof�. Samotno�� przygniata�a go coraz bardziej. Spoza czarnej g�stwiny jode� szumi�cej u st�p, spoza mglistej dali wyziera�a miniona przesz�o��. Jak mu �wiat sta� otworem. Jak si� wdzi�czy�o wszystko. Jak wszystko run�o naraz w przepa��. Zacisn�� kurczowo pi�ci. �mier� ojca, ruina materialna, oto co mu przypad�o w udziale. Walczy� d�ugo, takiego ju� mia� bojowego ducha. Zrywa� si� na nogi ze z�owieszczym uporem. Poma�u zerwa� z dawnymi przyjaci�mi, przesta� ucz�szcza� do klubu i zoboj�tnia� na pokusy wielkomiejskie. Zapragn�� rzeczy nowych, wi�kszych: pracy i przestrzeni. Nikt nie m�g� poj�� zmiany, jaka w nim zasz�a. Nikt go nie rozumia�. Raz jeden my�la�, �e znajdzie wreszcie bratni� dusz�. Odetchn�� g��boko, westchn�� prawie wspominaj�c pewien bal w pa�acu Brokawa. S�ysza� trajkotanie go�ci, �miech kobiet i m�czyzn, szmer jedwabi, a potem w�r�d wzgl�dnej ciszy s�odkie tony ulubionego walca. Muzyka zacz�a w�a�nie gra�, gdy przystan�� poza k�p� palm, chc�c zajrze� g��biej w cudne oczy Eileen Brokaw. Widzia� samego siebie, pochylonego nad jej szczup�ymi, bia�ymi ramionami, pijanego jej niezwyk�� urod�. Zblad�a w oczekiwaniu tego, co zaraz powie. Miesi�cami walczy� opieraj�c si� jej wdzi�kom. Poddawa� si� ju� nieraz, lecz w ostatniej chwili zawsze potrafi� opanowa� serce i umys�. Obserwowa� przecie, jak ta anielska na poz�r dziewczyna rani serca m�skie, i jak p�niej lekkomy�lnie opowiada o swych podbojach. Wiedzia�, �e poza niewinnym wejrzeniem szarych oczu, czai si� g��d ho�d�w; �e sens �ycia tej �wiatowej panny to w�a�nie bezmy�lna zabawa i nic wi�cej. Szczero�� by�a tu tylko mask�. Roze�mia� si� po cichu, gdy� minione chwile stawa�y mu w pami�ci coraz wyra�niej. Oto niezdara Ransom wlaz� mi�dzy palmy i ocieraj�c czerwon� spocon� twarz pl�t� co� trzy po trzy na ucho ma�ej miss Meesen. Niezgrabiasz Ransom ocali� Filipa. Nami�tne s�owa zamar�y mu na ustach; gdy za� Ransom i panna Meesen odeszli wreszcie chichocz�c, zamiast m�wi� o mi�o�ci, Filip zacz�� m�wi� o sobie. Mia� jeszcze nadziej�, �e go zrozumie, odczuje pustk� w jego egzystencji i zechce mu wsp�czu�. Wy�mia�a go po prostu! Wsta�a z kanapki z ogniem w oczach. Gdy przem�wi�a, g�os za�amywa� si� jej nieco. Z daleka dobiega� g�o�ny �miech Ransoma; pi�kna panna wzgardliwie wyd�a wargi. Nienawidzi�a w tej chwili p�g��wka, kt�ry jej zabaw� popsu�; nienawidzi�a Filipa, �e tak �atwo zmieni� bieg my�li. Odesz�a, nie odwracaj�c g�owy, a Filip odetchn�� z ulg�. Ransom ani si� domy�la�, dlaczego Whittemore odnalaz� go w chwil� p�niej i wylewnie u�cisn�� mu r�k�. Wci�� jeszcze nie m�g� si� oderwa� od tamtych wspomnie�; machinalnie odwr�ciwszy si� do ska�y pocz�� zst�powa� w d�, ku zatoce. My�la�, co porabia teraz g�upkowaty Ransom, kt�ry tak lekkomy�lnie wydawa� co do grosza dochody ojcowskie? A Harry Dell, Roscoe, ogromnego wzrostu Dan Philips i trzech czy czterech innych m�odych ludzi, zakochanych bez pami�ci w Eileen Brokaw? Dell wielbi� nawet ziemi�, po kt�rej st�pa�y jej drobne stopy, a gdy go odtr�ci�a niemi�osiernie, podobno paln�� sobie w �eb! A Roscoe? Ten, z pewno�ci� odni�s�by zwyci�stwo, gdyby nie krach finansowy, kt�ry zmi�t� jego firm� i uczyni� ze� raptem n�dzarza. Roscoe wyemigrowa� p�niej do Kolumbii Brytyjskiej, gdzie usi�owa� zn�w zrobi� maj�tek. Co do wielkiego Dana za�... Filip zawadzi� nog� o g�az, upad� i wsta� z rozbitym kolanem. Wstrz�s powo�a� go do rzeczywisto�ci, tote� w chwil� p�niej, pocieraj�c bol�c� nog� wyzywa� sam siebie od wariat�w. C� st�d, �e Brokaw z c�rk� zbli�aj� si� do tych wybrze�y? Pi�kna Eileen nie obchodzi go ju� nic a nic. Mrucz�c te i tym podobne zapewnienia, skr�ci� w stron� Churchill. Nocy tej gwiazdy i ksi�yc by�y jeszcze jaskrawsze ni� zazwyczaj. Krajobraz wko�o: nawis�e g�azy, spadzisty brzeg, skraj boru i rozleg�a przestrze� zatoki p�awi�y si� w �wietle nieomal dziennym. Spojrzawszy na zegarek Whittemore stwierdzi�, �e min�a ju� dwunasta. Jakkolwiek zerwa� si� dzi� przed �witem, nie czu� wcale znu�enia ani potrzeby snu. Zdj�wszy czapk� szed� z odkryt� g�ow� st�paj�c cicho obutymi w mokasyny nogami. Szeroko otwieraj�c oczy ch�on�� czujnie otaczaj�ce pi�kno. Na przodzie spi�trzy�a si� masa skalna, wyg�adzona i wy�lizgana w ci�gu wielu wiek�w ch�ostaniem wzburzonych fal. Filip wdar� si� a� na g�r�, zdyszany, lecz rad. Obracaj�c g�ow�, poszuka� �pi�cego na wybrze�u Fort Churchill. Fort mie�ci� si� od stuleci w tym samym miejscu, pomi�dzy dwoma zalesionymi garbami. Id�c g�r�, Filip min�� star� przysta�, budowan� z blok�w skalnych przed stu pi��dziesi�ciu laty, dla pierwszych okr�t�w jakie si� o�mieli�y zawieruszy� na to obce morze. Przystan�� ponad jeszcze starszymi szcz�tkami pierwszej warowni i dostrzeg�, �e �wiat�o miesi�ca igra na br�zowej lufie antycznego dzia�a, porzuconego w�r�d ruin jako zb�dny grat. Zobaczy� potem w dole niskie, drewniane budynki, i wyczu� w powietrzu obecno�� wielu �pi�cych istot. By�y tam chaty robotnik�w, sk�ady narz�dzi i towar�w, biura, urz�dy. Miejsce dawnych, zuchwa�ych zdobywc�w zaj�li ludzie walcz�cy o dolara. W jednym z domostw b�ysn�o naraz �wiat�o. Filip wiedzia�, �e s� to biura Towarzystwa Kopalnianego Kewatin, i Kompanii Skupu Grunt�w. �wiat�o oraz przysadzisty cie� starego Pearse'a na firance okiennej, skierowa�y my�li Filipa na inne tory. Zna� Pearse'a odk�d ten ostatni przyby� do Churchill i uderzy�o go raptem, �e w�a�nie cz�owiek tego pokroju mo�e by� identyczny z lordem Fitzhugh Lee. Towarzystwo Kopalniane K