3568
Szczegóły |
Tytuł |
3568 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3568 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3568 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3568 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT LUDLUM
Iluzja Skorpiona
tom 1
Prze�o�y�
S�AWOMIR K�DZIERSKI
Tytu� orygina�u
THE SCORPIO ILLUSION
Autor ilustracji
KLAUDIUSZ MAJKOWSKI
Opracowanie graficzne
Studio Graficzne "Fototype"
Redaktor
EWA PIOTRKIEWICZ
Redaktor techniczny
ANNA WARDZA�A
Copyright (c) 1993 by Robert Ludlum
For the Polish edition
Copyright (c) 1993 by Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.
Published in cooperation with
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-85309-52-7
Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.
Warszawa 1993. Wydanie I
Sk�ad: "Fototype" w Milan�wku
Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa
Dla Jeffreya, Shannona i Jamesa
Zawsze rado�ci!
PROLOG
Aszkelon, Izrael,
godzina 2.47 nad ranem
Nocny deszcz zacina� srebrzystymi, ostrymi kaskadami. Ciemne niebo przes�ania�y jeszcze ciemniejsze zwa�y sk��bionych czarnych chmur. Fale i przenikliwy wiatr morderczo szarpa�y dwa zwi�zane razem pontony zbli�aj�ce si� do linii brzegu.
Grupa desantowa by�a przemoczona, po uczernionych twarzach ludzi sp�ywa�y stru�ki potu i deszczu. Mrugali wci�� oczyma, wyt�aj�c wzrok, aby dostrzec zarys pla�y. Oddzia� sk�ada� si� z o�miu Palesty�czyk�w z doliny Bekaa i jednej kobiety. Nie nale�a�a do ich narodu, lecz po�wi�ci�a si� ich sprawie. Walka, kt�r� prowadzili, sta�a si� nieod��czn� cz�ci� jej w�asnej, wynika�a bowiem z postanowienia, powzi�tego przez ni� przed laty. Muerte a toda autoridad! By�a �on� dow�dcy grupy.
- Jeszcze tylko chwil�! - zawo�a� pot�nie zbudowany m�czyzna, kl�cz�cy ko�o kobiety. Jego bro�, podobnie jak u pozosta�ych cz�onk�w oddzia�u, by�a starannie przytwierdzona do czarnej odzie�y. Umocowany niemal na karku czarny wodoszczelny tornister zawiera� materia� wybuchowy. - Pami�taj! Kiedy zejdziemy, rzu� kotwic� dok�adnie mi�dzy �odzie. To wa�ne.
- Rozumiem. Czu�abym si� jednak lepiej, id�c z tob�...
- I zostawiaj�c nas bez mo�liwo�ci wycofania si�, aby znowu podj�� walk�? - zapyta�. - Linia wysokiego napi�cia jest w odleg�o�ci nieca�ych trzech kilometr�w od brzegu. Dostarcza elektryczno�� do Tel Awiwu, wi�c kiedy j� wysadzimy, zapanuje chaos. Ukradniemy jaki� pojazd i wr�cimy w ci�gu godziny, ale nasz sprz�t musi tu by�!
- Rozumiem.
- Naprawd�? Czy mo�esz sobie wyobrazi�, co si� b�dzie dzia�o? Wi�ksza cz��, je�eli nie ca�y Tel Awiw w ciemno�ciach! I oczywi�cie, r�wnie� sam Aszkelon. To doskona�y plan... I w�a�nie ty, ty, moja najdro�sza, odnalaz�a� s�aby punkt, idealny cel!
- Tylko zwr�ci�am na niego uwag�. - Pog�adzi�a go d�oni� po policzku. - Wr�� do mnie, kochany.
- Na pewno, moja Amayo z ognia... Ju� jeste�my wystarczaj�co blisko.... Teraz! - Dow�dca grupy desantowej da� znak swoim ludziom na pontonach. Wszyscy ze�lizgn�li si� przez burty w sk��biony przyb�j. Trzymaj�c bro� wysoko nad g�owami, szarpani
�ami�cymi si� falami, szli ci�ko przez mi�kki piasek w kierunku pla�y. Na brzegu dow�dca na chwil� przycisn�� prze��cznik latarki, wysy�aj�c jeden kr�tki sygna�, oznaczaj�cy, �e ca�y oddzia� znalaz� si� na terenie nieprzyjaciela, jest got�w przenikn�� dalej i wykona� zadanie. Kobieta rzuci�a ci�k� kotwic� pomi�dzy dwa zwi�zane pontony, utrzymuj�c je w jednym miejscu na falach. Podnios�a do ucha miniaturow� kr�tkofal�wk�. Cisza radiowa mog�a by� przerwana jedynie w wyj�tkowej sytuacji - �ydzi byli sprytni i na pewno prowadzili nas�uch.
Nagle, w straszliwie ostateczny spos�b, wszystkie sny o chwale rozerwa� na strz�py ogie� broni maszynowej, kt�ry rozszala� si� na obu skrzyd�ach grupy desantowej. To by�a masakra. �o�nierze biegli po piasku, pakuj�c pociski w cia�a bojownik�w Brygady Aszkelonu, rozwalaj�c ich g�owy, nie szcz�dz�c �adnego z nieprzyjaci�.
- Nie bra� je�c�w! Zabija� wszystkich!
Kobieta na zakotwiczonym pontonie zacz�a dzia�a� b�yskawicznie, pomimo szoku, kt�ry parali�owa� jej umys�. Szybkie ruchy zrodzone instynktem samozachowawczym nie usun�y dr�cz�cego j� b�lu, jedynie nieco go przyt�umi�y. Natychmiast wbi�a d�ugie ostrze no�a w burty i dna obu ponton�w. Potem schwyci�a wodoszczeln� torb�, w kt�rej znajdowa�a si� bro� oraz fa�szywe dokumenty, i ze�lizgn�a przez burt� we wzburzone morze. Walcz�c z ca�ej si�y z przybojem i gwa�townym pr�dem dennym, przesz�a wzd�u� brzegu jakie� pi��dziesi�t metr�w na po�udnie, a potem dop�yn�a do pla�y. O�lepiona siek�cym deszczem, przeczo�ga�a si� z powrotem na miejsce masakry. Nagle us�ysza�a g�osy izraelskich �o�nierzy nawo�uj�cych si� po hebrajsku i poczu�a, jak ogarnia j� lodowata w�ciek�o��.
- Powinni�my byli wzi�� je�c�w.
- Po co, �eby potem znowu zabijali nasze dzieci, tak jak zamordowali moich syn�w w autobusie szkolnym?
- B�d� nas krytykowa� - wszyscy nie �yj�.
- M�j ojciec i matka r�wnie�. Te skurwysyny zastrzeli�y ich w winnicy, dwoje starych ludzi...
- Niech ich diabli! Hezbollah zam�czy� mojego brata!
- We�my ich bro� i wystrzelmy amunicj�... Potem kilku z nas skaleczy si� w r�k� albo w nog�!
- Jacob ma racj�! Kontratakowali i wszyscy mogli�my zgin��.
- W takim razie jeden z nas powinien pobiec do obozu po posi�ki!
- Gdzie s� ich �odzie?
- Pewnie ju� ich nie ma. Nigdzie �adnej nie wida�! Chyba by�o kilkana�cie! Dlatego musieli�my zabi� tych, na kt�rych si� natkn�li�my!
- Jacob, pospiesz si�! Nie mo�emy da� tym cholernym libera�om �adnych powod�w do podejrze�!
- Czekajcie! Jeden z nich jeszcze �yje!
- Niech zdycha. We�cie ich bro� i otw�rzcie ogie�.
Ostra kanonada rozerwa�a deszczow� noc. Potem �o�nierze rzucili bro� grupy desantowej obok skrwawionych cia� i pobiegli na piaszczyste wydmy poro�ni�te ostr� traw�. Po chwili tu i �wdzie rozb�ys�y os�oni�te d�o�mi zapa�ki i zapalniczki. Masakra si� sko�czy�a, nadesz�a pora dzia�a� maskuj�cych.
Kobieta pe�z�a ostro�nie w p�ytkiej wodzie, a dudni�ce echo strza��w podsyca�o przepe�niaj�ce j� uczucie nienawi�ci. Nienawi�ci i wielkiej straty. Zamordowali jedynego cz�owieka, kt�rego kocha�a; jedynego, kt�rego uzna�a za r�wnego sobie, nikt inny bowiem nie m�g� rywalizowa� z nim si�� i zdecydowaniem. Odszed� i nie spotka ju� nikogo takiego jak on - przypominaj�cego boga zapale�ca o ognistych oczach i g�osie, kt�rym potrafi� porwa� t�umy, zmusi� je do �miechu lub p�aczu. A ona zawsze by�a przy nim, kieruj�c nim i uwielbiaj�c go. Ich pe�en przemocy �wiat nigdy nie zobaczy ju� takiej pary.
Us�ysza�a j�k, cichy krzyk, kt�ry przedar� si� przez szum deszczu i huk przyboju. Po piaszczystym stoku stoczy�o si� cia�o, zatrzymuj�c na samej kraw�dzi lustra wody, w odleg�o�ci kilku zaledwie metr�w od kobiety. Przeczo�ga�a si� szybko ku niemu - m�czyzna le�a� z twarz� zag��bion� w piasku. Odwr�ci�a go. Deszcz zacz�� obmywa� jego zakrwawion� twarz. To by� jej m��. Wi�ksza cz�� jego gard�a i g�owy by�a mas� czerwonych, poszarpanych tkanek. Przytuli�a go z ca�ej si�y. Na chwil� otworzy� oczy, a potem zamkn�� je na zawsze.
Kobieta popatrzy�a na wydmy, na os�oni�te �wiate�ka zapa�ek i papieros�w przebijaj�ce si� przez deszcz. Za pomoc� pieni�dzy i fa�szywych dokument�w utoruje sobie drog� przez znienawidzony Izrael, pozostawiaj�c za sob� �mier�. Wr�ci do doliny Bekaa i dotrze do Rady Najwy�szej. Wiedzia�a dok�adnie, co ma zrobi�.
Muerte a toda autoridad!
Dolina Bekaa, Liban,
godzina 12.17
Pal�ce po�udniowe s�o�ce spiek�o na kamie� gruntowe drogi obozu uchod�c�w, enklawy ludzi wyp�dzonych z ich rodzinnych miejsc, cz�sto ju� zoboj�tnia�ych wskutek wydarze�, na kt�re nie tylko nie mieli �adnego wp�ywu, ale nawet nie mogli ich poj��. Poruszali si� wolno, oci�ale, z nieruchomymi twarzami, a w ich wbitych w ziemi� oczach widnia� b�l zacieraj�cych si� wspomnie� - obraz�w, kt�re nigdy ju� nie stan� si� rzeczywisto�ci�. Inni byli jednak zuchwali - gardzili pokor�, odrzucali obecny stan rzeczy, uwa�aj�c go za nie do przyj�cia. To byli muquateen, �o�nierze Allacha, m�ciciele Boga. Chodzili szybkim, zdecydowanym krokiem, zawsze z broni� na ramieniu, zawsze czujni. Ich pe�ne nienawi�ci oczy patrzy�y przenikliwie i uwa�nie.
Od masakry w Aszkelonie min�y cztery dni. Kobieta w zielonym mundurze z podwini�tymi r�kawami wysz�a ze skromnego budyneczku o trzech pokojach. Jego drzwi by�y przes�oni�te czarnym materia�em, powszechnym symbolem �mierci. By� to dom dow�dcy Brygady Aszkelonu. Przechodnie spogl�dali w jego stron� i wznosili oczy ku niebu, mrucz�c pod nosem modlitw� za umar�ych. Od czasu do czasu rozlega�o si� przenikliwe zawodzenie, wzywaj�ce Allacha, aby pom�ci� ten straszliwy mord. Kobieta krocz�ca gruntow� drog� by�a wdow� po dow�dcy. Ale by�a zarazem kim� wi�cej ni� kobiet�, ni� �on�. Zaliczano j� do wielkich muquateen tej wij�cej si� doliny pokory i buntu. Ona i jej m�� stanowili symbole nadziei w sprawie ju� niemal przegranej.
Gdy tak sz�a po spieczonej ulicy obok rynku, t�um rozst�powa� si� przed ni�. Wiele os�b dotyka�o j� delikatnie, z czci�, mrucz�c bez przerwy modlitwy, a� wreszcie zgodnym ch�rem wszyscy zacz�li lamentowa�: Baj, Baj, Baj... Baj!
Kobieta nie zwraca�a na nikogo uwagi i przeciska�a si� w stron� drewnianego, przypominaj�cego barak, domu spotka�, znajduj�cego si� na ko�cu drogi. Oczekiwali tam na ni� przyw�dcy Rady Najwy�szej Doliny Bekaa. Wesz�a do �rodka. Wartownik zamkn�� drzwi i kobieta stan�a przed dziewi�cioma m�czyznami siedz�cymi przy d�ugim stole. Powitania by�y kr�tkie. Z�o�ono jej pe�ne powagi kondolencje, po czym zabra� g�os siedz�cy po�rodku leciwy Arab, przewodnicz�cy Rady:
- Otrzymali�my twoj� wiadomo��. Gdybym powiedzia�, �e nas zdziwi�a, sk�ama�bym.
- To �mier� - doda� m�czyzna w �rednim wieku, ubrany w mundur jednej z licznych formacji muquateen. - Mam nadziej�, �e wiesz, co ci� czeka.
- W takim razie pr�dzej po��cz� si� z m�em, nieprawda�?
- Nie wiedzia�em, �e przyj�a� nasz� wiar� - wtr�ci� nast�pny.
- To nie ma znaczenia. Chc� jedynie waszego wsparcia finansowego. S�dz�, �e przez tyle lat zas�u�y�am na nie.
- Niew�tpliwie - przytakn�� kolejny cz�onek Rady. - Wasz oddzia� by� wspania�y, a pod dow�dztwem twojego m�a - niech Allach go przyjmie w swych ogrodach - nawet wyj�tkowy. Mimo wszystko jednak widz� pewien problem...
- Ja i ci, kt�rych wybior�, aby poszli ze mn�, b�dziemy dzia�a� samotnie. Naszym jedynym celem stanie si� pomszczenie Aszkelonu. Czy to wyja�nia tw�j "problem"?
- Je�eli zdo�asz tego dokona�... - doda� nast�pny przyw�dca.
- Ju� udowodni�am, �e potrafi�. Czy mam was odes�a� do archiw�w?
- Nie, to zbyteczne - stwierdzi� przewodnicz�cy. - W wielu jednak sytuacjach wyprowadzi�a� naszych wrog�w na takie manowce, �e kilka bratnich rz�d�w ukarano za akcje, o kt�rych nic nie wiedzia�y.
- Je�eli zajdzie taka konieczno��, b�d� post�powa�a w identyczny spos�b. Mamy... macie... wrog�w i zdrajc�w wsz�dzie, nawet w�r�d waszych "bratnich rz�d�w". Wsz�dzie w�adza ulega korupcji.
- Nie ufasz nikomu, prawda? - zapyta� Arab w �rednim wieku.
- Nie podoba mi si� to sformu�owanie. Po�lubi�am jednego z was na ca�e �ycie. Odda�am wam jego �ycie.
- Przepraszam.
- I s�usznie. Czy mog� us�ysze� odpowied�?
- Otrzymasz wszystko, czego potrzebujesz - oznajmi� przewodnicz�cy. - Ustal wszystko z Bahrajnem, tak jak poprzednio.
- Dzi�kuj�.
- Kiedy w ko�cu dotrzesz do Stan�w Zjednoczonych, b�dziesz dzia�a�a za po�rednictwem innej siatki. B�d� ci� obserwowali, sprawdz�, a gdy si� przekonaj�, �e istotnie jeste� niewidzialn� broni� i nie stanowisz dla nich zagro�enia, nawi��� z tob� kontakt. W�wczas staniesz si� jedn� z nich.
- Kim s�?
- Ludzie maj�cy dost�p do najg��bszych tajemnic znaj� ich jako Skorpiony. A w�a�ciwie, m�wi�c �ci�lej: Scorpios.
ROZDZIA� 1
Zach�d s�o�ca. Uszkodzony jacht o maszcie strzaskanym piorunem i �aglach poszarpanych sztormowymi wiatrami zdryfowa� na ma��, spokojn� pla�� prywatnej wyspy na Ma�ych Antylach. W ci�gu ostatnich trzech dni, zanim nast�pi�a cisza, t� cz�� Karaib�w nawiedzi� nie tylko huragan o sile os�awionego Hugona, ale r�wnie� tropikalna burza. Od piorun�w, kt�re raz po raz wstrz�sa�y ziemi�, zapali�o si� oko�o tysi�ca palm. Setki tysi�cy mieszka�c�w archipelagu zanosi�y b�agalne mod�y do swoich b�stw z pro�b� o ocalenie.
Ale Wielki Dom na tej wyspie wyszed� ca�o z obu katastrof. Zbudowano go ze stali i kamieni po��czonych �elaznymi pr�tami, tote� nadal sta� na wielkim wzg�rzu na p�nocnym wybrze�u niczym forteca - nie do zdobycia i niezniszczalny. Natomiast fakt, �e niemal rozbity jacht przetrwa� kataklizmy i przedosta� si� do pe�nej kamiennych raf �ukowatej zatoki z male�k� pla�� - stanowi� istny cud. �w cud jednak zawiera� w sobie jak�� gro�b�. Czarna pokoj�wka w bia�ym uniformie uzna�a, �e nie by� on dzie�em jej boga, zbieg�a wi�c po kamiennych stopniach tu� nad sam� wod� i cztery razy wystrzeli�a w powietrze z pistoletu.
- Ganja! - krzykn�a. - �adni parszywi ganja nie maj� tu wst�pu! Wynocha!
Na pok�adzie jachtu kl�cza�a samotna kobieta w wieku oko�o trzydziestu pi�ciu lat. Mia�a ostre rysy twarzy, d�ugie, zaniedbane w�osy pozlepiane w str�ki, a na sobie stanik i szorty nosz�ce �lady niedawnych zmaga� z �ywio�ami. Z jej oczu powia�o ch�odem, kiedy opar�a karabin na nadburciu, spojrza�a w celownik optyczny i powoli nacisn�a spust. Huk wystrza�u rozerwa� cisz� zatoki, odbijaj�c si� echem od ska� i zbocza wzg�rza. W tej samej chwili pokoj�wka run�a na twarz w delikatnie pluszcz�ce fale.
- Strzelaj�, s�ysza�em strza�y! - Z po�o�onej pod pok�adem kabiny wyskoczy� mocno zbudowany, wysoki, mniej wi�cej siedemnastoletni ch�opak z go�ym torsem. By� muskularny, przystojny, o regularnych, niemal klasycznie rzymskich rysach. - Co si� sta�o? Co zrobi�a�?
- Tylko to, co nale�a�o - odpar�a spokojnie kobieta. - Prosz�, id� na dzi�b i wskocz do wody, kiedy zobaczysz dno. Jest jeszcze wystarczaj�co jasno. A potem przyci�gniesz nas do brzegu.
Nie ruszy� si� z miejsca. Patrzy� na le��c� na pla�y posta� w bia�ym uniformie, wycieraj�c nerwowo d�onie o obci�te nad kolanami d�insy.
- M�j Bo�e, przecie� to tylko s�u��ca! - zawo�a� po angielsku, z wyra�n� w�osk� wymow�. - Jeste� potworem!
- Jeszcze jakim, dzieciaku! Czy nie jestem taka w ��ku? I czy nie by�am potworem, kiedy zabi�am tych trzech m�czyzn, kt�rzy zwi�zali ci r�ce, za�o�yli p�tl� na szyj� i zamierzali zrzuci� ci� z mola za to, �e zamordowa�e� portowego supremo?
- Nie zabi�em go. M�wi�em ci ju� tyle razy!
- Wystarczy�o, �e oni tak my�leli.
- Chcia�em i�� na policj�. Nie pozwoli�a� mi!
- G�upi dzieciak. Czy s�dzisz, �e w og�le dotar�by� na sal� s�dow�? Nigdy. Zastrzeliliby ci� na ulicy, za�atwili jak jaki� kawa�ek �miecia, bo supremo, dzi�ki swoim kradzie�om i korupcji, by� dobroczy�c� doker�w.
- Tylko si� z nim pok��ci�em, nic wi�cej! Potem poszed�em i pi�em wino.
- Rzeczywi�cie, bardzo du�o wina. Kiedy znale�li ci� w zau�ku, by�e� tak nieprzytomny, �e �wiadomo�� odzyska�e� dopiero w�wczas, gdy mia�e� ju� stryczek na szyi i sta�e� na kraw�dzi mola... A przez ile tygodni ci� ukrywa�am, ci�gle zmieniaj�c miejsca, podczas gdy wszystkie portowe m�ty polowa�y na ciebie, poprzysi�g�szy zabi� ci� przy pierwszej okazji.
- Nigdy nie mog�em zrozumie�, dlaczego jeste� dla mnie taka dobra.
- Mia�am swoje powody... i ci�gle je mam.
- B�g mi �wiadkiem, Cabi - powiedzia� ch�opak, nie mog�c oderwa� wzroku od le��cych na pla�y, ubranych na bia�o zw�ok.- Jestem ci winien �ycie, ale nigdy... nigdy nie spodziewa�em si� czego� takiego!
- A mo�e wola�by� powr�ci� na pewn� �mier� do W�och, do Portici i swojej rodziny?
- Nie, nie, oczywi�cie, �e nie, signora Cabrini.
- W takim razie witaj w naszym �wiecie, droga zabaweczko - rzek�a z u�miechem kobieta. - I wierz mi: b�dziesz pragn�� wszystkiego, co zechc� ci da�. Jeste� tak doskona�y. Nawet nie potrafi� ci opisa�, jak bardzo doskona�y... Za burt�, m�j cudowny Nico... Ju�!
Ch�opak zrobi�, co mu kaza�a.
Deuxieme Bureau, Pary�
- To ona - oznajmi� m�czyzna siedz�cy za biurkiem w zaciemnionym gabinecie. Na prawej �cianie znajdowa�a si� wy�wietlona szczeg�owa mapa Karaib�w z zaznaczonym rejonem Ma�ych Antyli. Na wysepce Saba migota�a b��kitna kropka. - Mo�emy za�o�y�, �e przep�yn�a cie�nin� Anegada, mi�dzy Dog Island i Virgin Gord�. Tylko w ten spos�b mog�a przetrzyma� t� pogod�. Je�eli prze�y�a.
- Mo�e jednak zgin�a - wyrazi� przypuszczenie siedz�cy po przeciwnej stronie i wpatrzony w map� asystent. - Z ca�� pewno�ci� u�atwi�oby nam to �ycie.
- Oczywi�cie. - Dyrektor Deuxieme zapali� papierosa. - Ale je�li chodzi o t� wilczyc�, kt�ra przesz�a piek�o Bejrutu i doliny Bekaa, zanim odwo�am polowanie, musz� mie� niepodwa�alne dowody jej �mierci.
- Znam te wody - odezwa� si� m�czyzna stoj�cy z lewej strony biurka. - S�u�y�em na Martynice w czasie kryzysu kuba�skiego i mog� zapewni�, �e w tym rejonie wiatry bywaj� wyj�tkowo paskudne, a fale szczeg�lnie niszczycielskie. Przypuszczam, �e zgin�a, zw�aszcza je�eli we�miemy pod uwag�, czym p�yn�a.
- A ja zak�adam co� wr�cz przeciwnego - rzuci� ostro dyrektor Deuxieme. - Nie mog� sobie pozwoli� na przypuszczenia. Znam ten akwen jedynie z map, ale widz� na nim mn�stwo naturalnych przystani i ma�ych port�w, do kt�rych mog�a wp�yn��. Bardzo dok�adnie si� z nimi zapozna�em.
- Nie s�dz�, Henri. Na tych wodach w pierwszej minucie sztormu wiatr wieje najpierw zgodnie z ruchem wskaz�wek zegara, a potem zmienia kierunek na przeciwny. Gdyby takie ukrycia istnia�y, by�yby oznakowane i zamieszkane. Ja je znam. Analizowanie mapy jest tylko �wiczeniem umys�owym, a nie ich sprawdzaniem w poszukiwaniu sowieckich okr�t�w podwodnych. M�wi� wam: nie mog�a prze�y�.
- Mam nadziej�, �e si� nie mylisz, Ardisonne. Tego �wiata nie sta� na tolerowanie istnienia Amai Bajaratt.
Centralna Agencja Wywiadowcza,
Langley, Wirginia
W bia�ym podziemnym centrum ��czno�ci CIA pojedynczy, zamykany na klucz pok�j by� przeznaczony dla dwunastu analityk�w - dziewi�ciu m�czyzn i trzech kobiet, pracuj�cych na zmian� przez ca�� dob� w czteroosobowych zespo�ach. Byli poliglotami, specjalistami od mi�dzynarodowej korespondencji radiowej. W sk�adzie grupy znajdowa�o si� r�wnie� dw�ch najbardziej do�wiadczonych kryptograf�w Agencji. Mieli rozkaz nie rozmawia� na temat swojej pracy z nikim, nawet z najbli�sz� rodzin�.
Mniej wi�cej czterdziestoletni m�czyzna w koszuli z kr�tkimi r�kawami odsun�� obrotowy fotel i spojrza� na koleg�w ze zmiany zaczynaj�cej si� o p�nocy - kobiet� i dw�ch m�czyzn. By�a ju� prawie czwarta nad ranem, niemal po�owa ich dy�uru.
- Mo�e co� mam - powiedzia�, nie zwracaj�c si� do nikogo konkretnie.
- Co takiego? - zapyta�a kobieta. - Jak do tej pory, ta noc jest dla mnie wyj�tkowo nudna.
- Gadaj, Ron - wtr�ci� si� siedz�cy tu� przy nim m�czyzna. - Radio Bagdad usypia mnie swoim pieprzeniem.
- Spr�buj Bahrajn, a nie Bagdad - rzek� Ron, podnosz�c wydruk wyrzucony z drukarki do drucianego pojemnika.
- Czyli tam, gdzie s� ci bogaci ludzie? - Trzeci m�czyzna podni�s� wzrok znad konsoli aparatury elektronicznej.
- Ot� to, bogaci. Nasz kontakt w Manamah przes�a� informacj�, �e na zakodowany numer konta w Zurychu przekazano p� miliona dolar�w z przeznaczeniem dla...
- P� miliona? - przerwa� mu drugi m�czyzna. - W tym towarzystwie to ma�e piwo!
- Nie powiedzia�em jeszcze, jakie jest ich przeznaczenie ani metoda transferu. Bank Abu Zabi do Credit Suisse w Zurychu...
- To kana� doliny Bekaa - zareagowa�a natychmiast kobieta. - Punkt docelowy?
- Karaiby. Konkretna lokalizacja nie znana.
- Wi�c j� ustal!
- Nie da si� w tej chwili.
- Dlaczego? - zapyta� trzeci m�czyzna. - Bo nie mo�na zdoby� potwierdzenia?
- Mamy takie potwierdzenie, i to bardzo paskudne. Naszego informatora zabito w godzin� po nawi�zaniu kontaktu z ��cznikiem z ambasady, urz�dnikiem protoko�u. Tego drugiego natychmiast wycofano z plac�wki.
- Bekaa - powt�rzy�a cicho kobieta. - Karaiby. Bajaratt.
- Prze�l� informacj� bezpiecznym faksem do O'Ryana. Potrzebujemy jego pomocy.
- Je�eli dzi� wys�ali p� miliona - rzek� trzeci m�czyzna - jutro mo�e by� pi�� milion�w, je�li kana� D oka�e si� pewny.
- Zna�am naszego cz�owieka w Bahrajnie - powiedzia�a ze smutkiem kobieta. - To by� fajny facet. Mia� wspania�� �on� i dzieciaki... Niech to diabli. Bajaratt!
MI-6, Londyn
Dyrektor brytyjskiej zagranicznej s�u�by wywiadowczej podszed� do tkwi�cego po�rodku sali konferencyjnej kwadratowego sto�u, na kt�rym le�a� wielki, gruby tom - jeden z kilkuset stoj�cych na p�kach. Zawiera�y one wydrukowane na p��tnie szczeg�owe mapy r�nych rejon�w �wiata. Z�oty napis na czarnej ok�adce znajduj�cej si� na stole ksi�gi g�osi�: Karaiby - Wyspy Zawietrzne i Nawietrzne. Antyle. Wyspy Dziewicze, terytoria brytyjskie i Stan�w Zjednoczonych.
- Nasz pracownik terenowy w Dominikanie polecia� na p�noc i potwierdzi� wiadomo��, kt�r� otrzymali�my od Francuz�w. Znajd� mi z �aski swojej cie�nin� Anegada - poprosi� swojego pomocnika.
- Oczywi�cie. - Drugi m�czyzna, widz�c irytacj� swojego prze�o�onego, zareagowa� natychmiast. Przyczyn� zdenerwowania szefa nie by�a sytuacja, ale niepos�uszna, sztywna prawa r�ka. Pomocnik przerzuca� ci�kie p��cienne stronice, a� wreszcie dotar� do ��danej mapy. - Jest... Dobry Bo�e, nikt nie m�g� dop�yn�� tak daleko w czasie podobnych sztorm�w! W ka�dym razie nie tak� �upink�.
- Mo�e nie dop�yn�a.
- Dok�d?
- Tam, gdzie p�yn�a.
- Z Basse-Terre do Anegady w ci�gu takich trzech dni? Nie s�dz�. Aby dotrze� na miejsce tak szybko, musia�aby sp�dzi� ponad po�ow� czasu na otwartych wodach.
- Dlatego ci� poprosi�em. Znasz ten rejon do�� dobrze, prawda? By�e� tam oddelegowany.
- Je�eli w og�le istnieje kto� taki jak ekspert, to chyba mo�na mnie za niego uwa�a�. By�em kontrolerem Sz�stki przez dziewi�� lat. Siedzia�em na Tortoli i lata�em nad ca�ym tym cholernym obszarem. Prawd� m�wi�c, mia�em ca�kiem przyjemne �ycie. Wci�� jestem w kontakcie ze starymi przyjaci�mi. Wszyscy uwa�aj�, �e by�em do�� dobrze sytuowanym wagabund�, kt�ry lubi� sobie polata� od wyspy do wyspy.
- Tak. Czyta�em twoje akta. Wykona�e� wspania�� robot�.
- Zimna wojna dzia�a�a na moj� korzy��, a poza tym mia�em o czterna�cie lat mniej, cho� wcale nie by�em taki m�ody. Teraz nie usiad�bym za sterami dwusilnikowego samolotu i nie lata�bym nad tamtymi wodami, cho�by mi dawano fortun�.
- Tak, rozumiem - rzek� dyrektor, pochylaj�c si� nad map� - A wi�c jako ekspert uwa�asz, �e nie mog�a ocale�?
- Nie mog�a jest zbyt kategorycznym stwierdzeniem. Powiedzmy, �e to bardzo ma�o prawdopodobne, prawie niemo�liwe.
- Tak samo uwa�a tw�j odpowiednik z Deuxieme.
- Ardisonne?
- Znasz go?
- Nazwa kodowa: Richelieu. Tak, oczywi�cie. Fajny go��, chocia� do�� zawzi�ty. Dzia�a� z Martyniki.
- Jest uparty. Przekonywa�, �e zgin�a w morzu.
- W tym wypadku zapewne ma racj�. Ale skoro poprosi�e� mnie, abym co� zaproponowa�, czy mog� zada� par� pyta�?
- Oczywi�cie, Cooke.
- Ta Bajaratt jest najwyra�niej legend� w dolinie Bekaa, a mimo to nie przypominam sobie, �ebym trafi� na jej nazwisko w spisach z ostatnich kilku lat. Dlaczego?
- Bo Bajaratt nie jest jej prawdziwym nazwiskiem - odpar� szef MI-6. - Przybra�a je wiele lat temu. My�li, �e nikt nie ma poj�cia, sk�d pochodzi ani kim naprawd� jest. Zak�adaj�c, �e jeste�my zinfiltrowani, a jej plany rzeczywi�cie dotycz� czego� powa�nego, utrzymujemy t� informacj� w wy��czonych ze zwyk�ego obiegu "czarnych" aktach.
- Ach tak, tak, rozumiem. Je�eli zna si� fa�szywe nazwisko i jego genez�, jest pewna szansa okre�lenia profilu osobowo�ci, a nawet opracowania wzorca przewidywanych zachowa�. Ale kim w�a�ciwie jest ta kobieta, czym si� zajmuje?
- Nale�y do najskuteczniejszych obecnie terroryst�w.
- Arabka?
- Nie.
- Izraelka?
- Nie. I nie rozpowszechnia�bym zbytnio tego przypuszczenia.
- Nonsens. Mossad prowadzi dzia�alno�� na bardzo wielu p�aszczyznach... Ale je�li mo�na, chcia�bym, aby� odpowiedzia� na moje pytanie. We� pod uwag�, prosz�, �e pracowa�em w zupe�nie innym rejonie. Dlaczego ta kobieta jest tak niezwykle wa�na?
- Bo jest na sprzeda�.
- Co...?!
- Pod��a tam, gdzie wybuchaj� jakie� niepokoje, rozruchy, powstania, gdzie toczy si� wojna partyzancka, i sprzedaje sw�j talent temu, kto da najwi�cej. Musz� doda�, �e z zadziwiaj�cymi rezultatami.
- Wybacz, ale brzmi to do�� idiotycznie. Samotna kobieta udaje si� w samo piek�o rewolucji i oferuje swoje rady? W jaki spos�b? �ledzi og�oszenia w prasie?
- Wcale nie musi, Geoff- odpar� dyrektor MI-6, wracaj�c do sto�u konferencyjnego. Przesun�� niezgrabnie lew� r�k� fotel i usiad�. - Jest geniuszem, je�eli chodzi o destabilizacj�. Zna mocne i s�abe strony wszystkich walcz�cych ze sob� partii i ich przyw�dc�w. I wie, jak je wykorzysta�. Nie ma trwa�ych powi�za� - moralnych ani politycznych. Jej rzemios�o - to �mier�. Ca�a sprawa jest prosta.
- Wcale tak nie uwa�am.
- Oczywi�cie, prosty jest wynik, a nie pocz�tek, nie jej pochodzenie... Usi�d�, Geoffrey, i pozw�l, �e opowiem ci kr�tk� histori�, kt�r� uda�o si� nam zrekonstruowa�. - Dyrektor otworzy� le��c� przed nim du�� br�zow� kopert� i wyj�� z niej trzy fotografie - powi�kszenia zdj�� wykonanych ukrytym aparatem. Przedstawia�y kobiet� w ruchu. Na ka�dym zdj�ciu jej o�wietlona s�o�cem twarz by�a wyra�nie widoczna. - To jest Amaya Bajaratt.
- Przecie� to trzy r�ne osoby! - zawo�a� Geofrey Cooke.
- Kt�ra z nich jest Amay�? - zapyta� dyrektor. - A mo�e ona jest wszystkimi trzema?
- Rozumiem, co masz na my�li... - odpar� z wahaniem pracownik s�u�by zagranicznej. - Na ka�dym zdj�ciu w�osy s� inne - blond, czarne i, jak s�dz�, jasnokasztanowe... Kr�tkie, d�ugie i �redniej d�ugo�ci... Rysy tak�e r�ni� si� w ka�dym wypadku - cho� chyba nie tak zdecydowanie. Ale na pewno s� nieco inne.
- Mo�e cielisty plastyk? Albo wosk? Umiej�tno�� kontrolowania mi�ni twarzy? �adna z tych metod nie jest szczeg�lnie trudna.
- My�l�, �e spektrografia da�aby precyzyjne wyja�nienie. Przynajmniej je�li chodzi o zastosowanie jakich� dodatk�w, takich jak plastyki czy wosk.
- Mog�aby, ale nie da�a. Nasi eksperci twierdz�, �e istniej� zwi�zki chemiczne mog�ce wprowadzi� w b��d skanery fotoelektryczne. Podobno nawet odbicie jaskrawego �wiat�a mo�e wywo�a� identyczny efekt... Co oczywi�cie oznacza, �e nie zaryzykuj� wydania decyduj�cej opinii.
- Dobrze - oznajmi� Cooke. - Najprawdopodobniej jest jedn�, albo i wszystkimi trzema kobietami z tych zdj��, sk�d jednak, u diab�a, mo�esz mie� tak� pewno��?
- S�dz�, �e to sprawa wiarygodno�ci.
- Wiarygodno�ci?
- Francuzi i my zap�acili�my bardzo du�o pieni�dzy za te fotografie. Pochodz� z zakonspirowanych �r�de�, z kt�rych korzystamy od wielu lat. �adna z os�b, kt�re je nam dostarczy�y, nie podsun�aby fa�szywek, ryzykuj�c utrat� powa�nych dochod�w. Wszyscy informatorzy s� przekonani, �e fotografowali w�a�nie Bajaratt.
- Ale dok�d ona zmierza? Odleg�o�� z Basse-Terre do Anegady, je�eli istotnie jest to Anegada, wynosi ponad dwie�cie kilometr�w. A przy tym te szalej�ce sztormy... I dlaczego w�a�nie cie�nina Anegada?
- Poniewa� slup spostrze�ono niedaleko wybrze�a Marigot. Nie m�g� dobi� do brzegu z powodu raf, a niewielki port zosta� zr�wnany z ziemi�.
- Kto go dostrzeg�?
- Rybacy zaopatruj�cy hotele na Anguilli. Obserwacj� potwierdzi� nasz cz�owiek z Dominikany. - Dyrektor zauwa�y� oszo�omienie maluj�ce si� na twarzy Cooke'a i ci�gn�� dalej: - Kieruj�c si� wskaz�wkami, kt�re przes�ali�my mu z Pary�a, polecia� na Basse-Terre i dowiedzia� si�, �e kobieta w wieku zbli�onym do wieku Bajaratt wyczarterowa�a jacht. By�a w towarzystwie wysokiego, muskularnego m�odego cz�owieka. Bardzo m�odego cz�owieka. Odpowiada to ustaleniom z Pary�a: �e kobieta o rysopisie i w wieku Bajaratt, pos�uguj�c si� zapewne fa�szywym paszportem, wylecia�a z Marsylii na wysp� Gwadelupa - a w�a�ciwie, jak dobrze wiesz, na dwie wyspy: Grande-Terre i Basse-Terre, r�wnie� w towarzystwie tak w�a�nie wygl�daj�cego m�odzie�ca.
- W jaki spos�b s�u�by celne w Marsylii zorientowa�y si�, �e te osoby co� ��czy?
- Nie zna� francuskiego. Powiedzia�a, �e jest jej dalekim krewnym z �otwy, kt�rym zaopiekowa�a si� po �mierci jego rodzic�w.
- Cholernie nieprawdopodobne wyja�nienie.
- Ale ca�kowicie do przyj�cia dla naszych przyjaci� zza Kana�u. Nie zawracaj� sobie g�owy nikim, kto urodzi� si� na p�noc od Rodanu.
- Dlaczego mia�aby podr�owa� z nastolatkiem?
- Nie mam zielonego poj�cia.
- I znowu to samo pytanie: dok�d zmierza?
- Mamy jeszcze wi�ksz� zagadk�. Najwidoczniej jest do�wiadczon� �eglark�. Zna�a sytuacj� wystarczaj�co dobrze, aby dobi� do brzegu, zanim zerwa� si� sztorm. Na jachcie by�o radio, a ostrze�enia nadawano w czterech j�zykach w ca�ym zagro�onym rejonie. Dlaczego wi�c ryzykowa�a?
- Mo�e musia�a gdzie� zd��y� na spotkanie?
- Tak, to jest jedyne sensowne wyt�umaczenie. Czy jednak z tego powodu nara�a�aby w�asne �ycie?
- Rzeczywi�cie, raczej nieprawdopodobne - przytakn�� by�y kontroler z MI-6. - Chyba �e istnia�y okoliczno�ci, o kt�rych nic nie wiemy... M�w dalej, najwidoczniej doszed�e� do jakich� wniosk�w.
- Owszem, ale obawiam si�, �e niewiele wymy�li�em. Zak�adam, �e terrorysta bardzo rzadko rodzi si� terroryst�, �e staje si� nim w rezultacie jakich� wydarze�. Z zebranych informacji wynika, �e chocia� Bajaratt jest poliglotk� - s�yszano, jak m�wi j�zykiem, kt�rego w�a�ciwie nie spos�b zrozumie�...
- W Europie takim j�zykiem m�g�by by� baskijski - wtr�ci� cicho Cooke.
- No, w�a�nie. Wys�ali�my g��boko zakonspirowan� grup� do prowincji Vizcaya i Alva, aby zdoby�a jakie� wiadomo�ci. Wpadli na trop pewnego wyj�tkowo paskudnego wypadku, kt�ry wydarzy� si� wiele lat temu w ma�ej, zwi�zanej z buntownikami wiosce w zachodnich Pirenejach. By�a to historia z tych, kt�re przechodz� do g�ralskich legend i s� przekazywane z pokolenia na pokolenie.
- Co� w rodzaju My Lai albo Babiego Jaru? - zapyta� Cooke. - Totalna masakra?
- Co� gorszego, je�eli to w og�le mo�liwe. W czasie akcji przeciwko buntownikom wszystkich doros�ych mieszka�c�w wsi zabi� jaki� nieregularny oddzia�. Ci doro�li mieli od dwunastu lat wzwy�! M�odsze dzieci musia�y na to patrze�, a potem pozostawiono je w g�rach, �eby umar�y.
- Czy Bajaratt by�a w�r�d tych dzieci?
- Pozw�l, �e ci wyja�ni�. Baskowie �yj�cy w g�rach s� bardzo izolowani. Maj� zwyczaj zakopywa� swoje kroniki na w�asnym terytorium, mi�dzy najdalej na p�noc rosn�cymi cyprysami. W naszej grupie by� antropolog, specjalista zajmuj�cy si� g�ralami z Pirenej�w, kt�ry zna� ich j�zyk w mowie i pi�mie. Odnalaz� te kroniki. Kilka ostatnich stron zapisa�a ma�a dziewczynka. Odtworzy�a ca�y koszmar, mi�dzy innymi, jak bagnetami obci�to g�owy jej rodzicom i jak wcze�niej jej ojciec i matka musieli przygl�da� si� katom ostrz�cym narz�dzia mordu o ska�y.
- Straszne! I t� dziewczynk� by�a Bajaratt?
- Podpisa�a si� Amaya el Baj... Yovamanaree, Po baskijsku znaczy to mniej wi�cej tyle samo, co po hiszpa�sku jovena mujer - m�oda kobieta. A potem by�o jedno zdanie po hiszpa�sku: Muerte a toda autoridad...
- �mier� wszelkiej w�adzy - przet�umaczy� Cooke. - Czy to wszystko?
- Nie, jeszcze dwie informacje. Ta dziesi�cioletnia dziewczynka napisa�a r�wnie� ostatnie s�owa: Shirharra Baj.
- Co, u diab�a, to znaczy?
- Og�lnie rzecz bior�c, tak nazywaj� m�od� kobiet�, kt�ra wkr�tce b�dzie gotowa pocz�� dziecko, ale nigdy go na tym �wiecie nie urodzi.
- Niew�tpliwie makabryczne, lecz w tych okoliczno�ciach chyba zupe�nie zrozumia�e.
- G�ralskie legendy opowiadaj� o dziewczynce, kt�ra wyprowadzi�a wioskowe dzieci z g�r, wymykaj�c si� licznym patrolom, i nawet zabija�a zwabionych przez siebie �o�nierzy ich w�asnymi bagnetami.
- Dziesi�cioletnia dziewczynka?! Wprost niewiarygodne! - Geoffrey Cooke zmarszczy� brwi. - Ale wspomnia�e� o dwu informacjach. Jaka jest ta druga?
- Ostatni dow�d potwierdzaj�cy jej to�samo��. W�r�d zakopanych kronik znajdowa�y si� r�wnie� kroniki rodzinne. Niekt�re, bardziej izolowane, rody baskijskie �yj� w ci�g�ej obawie przed ma��e�stwami o zbyt bliskim stopniu pokrewie�stwa. Dlatego tak wiele m�odzie�y wysy�a si� z tych wiosek w �wiat. W ka�dym razie istnia�a rodzina Aquirre, kt�rej pierwsz� c�rk� ochrzczono do�� popularnym imieniem Amaya. Nazwisko Aquirre zosta�o ze z�o�ci� wydrapane - zupe�nie jakby przez jakie� rozgniewane dziecko - i na jego miejsce wpisano: Bajaratt.
- Dobry Bo�e, po co? Dowiedzia�e� si�, dlaczego tak zrobi�a?
- Owszem. Paskudna sprawa. Pomin� bardziej koszmarne szczeg�y i powiem od razu, �e nasi ch�opcy mocno nacisn�li swych partner�w w Madrycie, posuwaj�c si� nawet do gro�by, i� ca�kowicie zaprzestaniemy pomocy w najbardziej istotnych dla Hiszpan�w kwestiach. Chyba �e zapewni� im dost�p do ca�kowicie utajnionych akt dotycz�cych akcji przeciwko Baskom. U�y�e� okre�lenia "makabryczne". Nawet nie masz poj�cia, jak jest ono trafne. Znale�li�my nazwisko Bajaratt. Nale�a�o do pewnego sier�anta - jego matka by�a Hiszpank�, ojciec Francuzem z pogranicza - kt�ry bra� udzia� w tym barbarzy�skim ataku na g�ralsk� wiosk�. M�wi�c kr�tko, to on w�a�nie obci�� g�ow� matce Amyai Aquirre. Przybra�a jego nazwisko, poniewa� by� dla niej symbolem grozy. Zrobi�a to prawdopodobnie w bardzo wyra�nie okre�lonym celu: aby nigdy, dop�ki �yje, nie zapomnie� o tej masakrze. Chcia�a si� sta� zab�jczyni� r�wnie obrzydliw� jak cz�owiek, kt�ry na jej oczach wbi� bagnet w kark jej matki.
- Nieprawdopodobnie perwersyjne - powiedzia� ledwo s�yszalnie Cooke - ale nietrudne do zrozumienia. Dziecko przybiera posta� potwora i marzy o zem�cie, identyfikuj�c si� z nim. Ca�a sprawa bardzo przypomina "syndrom sztokholmski" - brutalnie traktowani je�cy zaczynaj� uto�samia� si� ze swoimi oprawcami. A c� dopiero dziecko... Zatem Amaya Aquirre jest Amay� Bajaratt. Ale chocia� ukry�a swoje prawdziwe nazwisko, nigdy r�wnie� do ko�ca nie ujawni�a si� jako Bajaratt.
- Porozumieli�my si� z psychiatr�, specjalizuj�cym si� w dzieci�cych zaburzeniach umys�owych - ci�gn�� dalej dyrektor MI-6. - Wyja�ni� nam, �e dziesi�cioletnia dziewczynka jest w pewnym sensie bardziej rozwini�ta ni� jej r�wie�nik. Mam liczne wnuki i z du�� niech�ci� musz� przyzna� mu racj�. Psychiatra stwierdzi� r�wnie�, �e dziewczynka w tym wieku, po tak straszliwym szoku i cierpieniach, mo�e zdradza� tendencj� do ujawniania jedynie cz�ci swojej osobowo�ci.
- Chyba niezbyt rozumiem.
- U�y� okre�lenia: syndrom testosteronowy. Chodzi o to, �e w podobnych okoliczno�ciach dziecko p�ci m�skiej mog�oby bez trudu napisa�: "�mier� wszelkiej w�adzy", i podpisa� si� w�asnym imieniem i nazwiskiem, aby wszyscy wiedzieli o jego zem�cie. Dziewczynka natomiast zachowa si� inaczej, ukrywaj�c pe�n� informacj� o sobie, poniewa� b�dzie my�la�a o prawdziwej przysz�ej zem�cie. Musi by� sprytniejsza, a nie silniejsza od swojego przeciwnika... Jednocze�nie jednak nie mo�e si� powstrzyma�, �eby nie utrwali� cz�ci swojej osobowo�ci.
- Bardzo sensowne - oznajmi� Cooke, kiwaj�c g�ow�. - Ale, dobry Bo�e, c� to za historia: zakopane kroniki, cyprysy i krwawa inicjacja... masowy mord, obcinanie g��w bagnetami i dziesi�cioletnie dziecko, b�d�ce �wiadkiem tego wszystkiego! Chryste Panie, przecie� mamy do czynienia z oczywist� psychopatk�! Marzy tylko o obcinanych g�owach, spadaj�cych na ziemi� tak jak g�owy jej rodzic�w.
- Muerte a toda autoridad - rzek� dyrektor MI-6. - G�owy tych, kt�rzy rz�dz� - wsz�dzie.
- Tak, rozumiem to zdanie...
- Obawiam si� jednak, �e nie u�wiadamiasz sobie ca�ej powagi tych ustale�.
- S�ucham?
- Przez kilka ostatnich lat Bajaratt przebywa�a w dolinie Bekaa. �y�a tam z przyw�dc� szczeg�lnie wojowniczej frakcji ruchu palesty�skiego, absolutnie si� z nim identyfikuj�c. Zapewne pobrali si� minionej wiosny, w czasie jakiej� nieoficjalnej uroczysto�ci pod drzewem owocowym. Jej m�� zgin�� dziewi�� tygodni temu na pla�y Aszkelonu, na po�udnie od Tel Awiwu.
- Ach tak, przypominam sobie - odezwa� si� Cooke. - Wybito ich do nogi. Nie by�o je�c�w.
- Czy pami�tasz o�wiadczenie rozpowszechnione na ca�y �wiat przez pozosta�ych przy �yciu cz�onk�w frakcji, a konkretnie przez jej nowego przyw�dc�?
- By�o tam chyba co� o broni.
- W�a�nie. O�wiadczenie g�osi�o, �e izraelsk� bro�, kt�ra zabi�a "bojownik�w wolno�ci", wyprodukowano w Ameryce, Anglii i Francji, i �e pozbawieni si�� swojej ziemi nigdy nie zapomn� i nie wybacz� bestiom, kt�re dostarczy�y t� bro�.
- S�yszeli�my ju� te bzdury. I co z tego?
- To, �e Amaya Bajaratt, przybrawszy przydomek "Niewybaczaj�ca", przes�a�a informacj� do Rady Najwy�szej w dolinie Bekaa. Dzi�ki Bogu, twoi przyjaciele, albo eks-przyjaciele, z Mossadu przechwycili t� wiadomo��. Amaya i jej towarzysze po�wi�caj� swe �ycie, aby "pozbawi� g��w cztery wielkie bestie". Ona sama b�dzie "piorunem, kt�ry da znak".
- Jaki znak?
- O ile Mossad prawid�owo ustali�, ma to by� sygna� przekazany dla jej zakonspirowanych wsp�pracownik�w w Londynie, Pary�u i Jerozolimie, aby przyst�pili do ataku. Izraelczycy s� przekonani, �e najwa�niejsza cz�� has�a brzmi: "Kiedy najgorsza z tych bestii padnie za wielkim morzem, nast�pne musz� szybko, pod��y� ich �ladem".
- Najgorsza...? Za morzem...? Dobry Bo�e, Ameryka?!
- Tak, Cooke, Amaya Bajaratt zamierza zamordowa� prezydenta Stan�w Zjednoczonych. Taki b�dzie jej znak.
- Absurd!
- Jej akta �wiadcz�, �e nie taki znowu absurd. Z zawodowego punktu widzenia nigdy chyba nie dozna�a pora�ki. Jest patologicznym geniuszem, a jej ostatecznym celem sta�a si� zemsta na ca�ej "brutalnej" w�adzy, obecnie podbudowana jeszcze g��boko osobistym motywem - �mierci� m�a. Trzeba j� koniecznie powstrzyma�, Geoffrey. Dlatego w�a�nie Foreign Office, przy pe�nym poparciu mojej organizacji, uzna�o, �e powiniene� natychmiast powr�ci� na sw�j poprzedni posterunek na Karaibach. Jak sam stwierdzi�e�, nie ma nikogo, kto dor�wnywa�by ci do�wiadczeniem.
- M�j Bo�e, przecie� rozmawiasz z sze��dziesi�cioczteroletnim facetem, kt�ry ma wkr�tce przej�� na emerytur�!
- W dalszym ci�gu dysponujesz kontaktami na ca�ym archipelagu. Tam, gdzie nast�pi�y jakie� zmiany, zapewnimy zast�pstwa. M�wi�c szczerze, jeste�my przekonani, �e zdo�asz ruszy� t� spraw� z miejsca szybciej ni� ktokolwiek inny, kogo znamy. Musimy j� odnale�� i zlikwidowa�.
- Czy przysz�o ci do g�owy, m�j stary, �e nawet je�eli wyrusz� dzisiaj, to zanim dotr� na miejsce, ona mo�e ulotni� si� B�g wie gdzie? Wybacz, ale znowu przychodzi mi do g�owy okre�lenie: "Brzmi to idiotycznie".
- Je�li obawiasz si�, �e mog�aby si� "ulotni�" - powiedzia� dyrektor z lekkim u�miechem - to ani Francuzi, ani my nie przewidujemy, aby w najbli�szych dniach - mo�e przez tydzie� lub dwa tygodnie - mia�a zamiar gdziekolwiek si� wybra�.
- Dowiedzia�e� si� o tym ze swojej kryszta�owej kuli?
- Nie, po prostu tak podpowiada zdrowy rozs�dek. Bior�c pod uwag� zakres jej zadania, b�dzie ono wymaga�o zakrojonych na szerok� skal� dzia�a� przygotowawczych, z udzia�em wielu ludzi, oraz odpowiednich �rodk�w finansowych i technicznych, w tym r�wnie� samolot�w. Mo�e Bajaratt jest psychopatk�, ale nie wariatk�. Nie b�dzie pr�bowa�a przeprowadzi� swojej akcji na terytorium Stan�w Zjednoczonych.
- Musi to by� zatem miejsce poza zasi�giem bezpo�redniej kontroli w�adz federalnych - przyzna� niech�tnie Cooke. - A zarazem z �atwym dost�pem do bank�w po�o�onych na wyspach oraz do personelu na l�dzie.
- Tak r�wnie� brzmi nasza interpretacja - oznajmi� szef MI-6.
- Zastanawiam si� jednak, po co wys�a�a informacj� do Rady Doliny Bekaa.
- By� mo�e uwa�a to za sw�j Gotterddmmerung, Zmierzch Bog�w. Chce, aby te zab�jstwa przynios�y jej s�aw�. Co jest nawet logiczne z psychologicznego punktu widzenia.
- No c�, podrzuci�e� mi zadanie, kt�remu raczej trudno si� oprze�, prawda?
- Liczy�em na to.
- Przeprowadzi�e� mnie przez wszystkie niezb�dne etapy, co? Od niejasnej tajemnicy o straszliwej, lecz fascynuj�cej dokumentacji do gro��cego w najbli�szej przysz�o�ci niebezpiecze�stwa. Nacisn��e� wszystkie w�a�ciwe guziki.
- A czy by� jaki� inny spos�b?
- Nie dla zawodowca, ale gdyby� nie by� profesjonalist�, nie siedzia�by� w tym fotelu. - Cooke wsta� i spojrza� prze�o�onemu prosto w oczy. - A teraz, kiedy mo�esz ju� uzna�, �e wyrazi�em zgod�, chcia�bym co� zasugerowa�.
- Bardzo prosz�, stary.
- Kilka minut temu nie by�em z tob� ca�kowicie szczery. Powiedzia�em, �e wci�� utrzymuj� kontakty z dawnymi przyjaci�mi. Mog�e� to zrozumie� tak, �e jedynie korespondujemy ze sob�. To prawda, ale nie ca�a. W rzeczywisto�ci wi�kszo�� moich corocznych urlop�w sp�dzam na wyspach - trudno do nich nie t�skni�, wiesz? I oczywi�cie - ci�gn�� - starzy koledzy i nowi znajomi o podobnej przesz�o�ci spotykamy si� i wspominamy.
- Och, to zupe�nie zrozumia�e.
- No c�, dwa lata temu pozna�em Amerykanina, kt�rego wiedza o tych wyspach jest wi�ksza, ni� ja kiedykolwiek zdo�am osi�gn��. Czarteruje swoje dwa jachty z rozmaitych marin - od Charlotte Amalie do Atiqui. Zna ka�dy port, ka�d� zatoczk� i zakamarek w ca�ym archipelagu.
- Doskona�a rekomendacja, Geoffrey, ale nie s�dz�, aby...
- Poczekaj - przerwa� mu Cooke. - Jeszcze nie sko�czy�em. Uprzedzaj�c twoje zastrze�enia, chcia�bym powiedzie�, �e jest on emerytowanym oficerem wywiadu marynarki Stan�w Zjednoczonych. Jest stosunkowo m�ody, ma chyba nieca�e czterdzie�ci pi�� lat, i na dobr� spraw� nie wiem, dlaczego wyst�pi� ze s�u�by, ale wydaje mi si�, �e okoliczno�ci nie by�y zbyt sympatyczne. Mimo wszystko jednak uwa�am, �e �wietnie by si� nadawa� do tej roboty.
Dyrektor MI-6 pochyli� si� nad biurkiem.
- Tak, wiem. Nazywa si� Tyrell Nathaniel Hawthorne III. Jest synem profesora literatury ameryka�skiej na uniwersytecie w Oregonie. Okoliczno�ci jego rozstania z wywiadem marynarki by�y istotnie ma�o sympatyczne, m�wi�c twoimi s�owami. I, oczywi�cie, m�g�by by� niezwykle cennym wsp�pracownikiem, ale nikt w Waszyngtonie, w ko�ach zwi�zanych z wywiadem, nie mo�e go zwerbowa�. Pr�bowali wielokrotnie, dawali mu mn�stwo interesuj�cych propozycji w nadziei, �e zmieni zdanie, lecz nic z tego. Ma o nich bardzo kiepsk� opini� i uwa�a, �e nie odr�niaj� prawdy od k�amstwa. Zawsze wysy�a ich do diab�a.
- M�j Bo�e! - zawo�a� Geoffrey Cooke. - Wiedzia�e� wszystko o moich urlopach, wiedzia�e� dok�adnie. Nawet o tym, �e si� z nim spotka�em!
- Przyjemny trzydniowy rejsik po Wyspach Zawietrznych w towarzystwie twojego przyjaciela Ardisonne'a, nazwa kodowa: Richelieu.
- Ty sukinsynu!
- Cooke, daj spok�j, jak mo�esz? Przypadkiem by�y kapitan marynarki wojennej Hawthorne p�ynie w�a�nie do mariny na brytyjskiej Gordzie, gdzie - jak podejrzewam - b�dzie mia� problemy z silnikiem pomocniczym. Tw�j samolot na Anguill� startuje o pi�tej, masz wi�c wiele czasu, �eby si� spakowa�. Stamt�d razem ze swoim przyjacielem Ardisonne'em polecicie ma�ym prywatnym samolotem na Gord�.- Szef MI-6, Wydzia� Specjalny, u�miechn�� si� czaruj�co. - Powinno to by� wspania�e spotkanie.
Departament Stanu, Waszyngton D.C.
Wok� sto�u w bezustannie sprawdzanej sali konferencyjnej siedzieli sekretarze stanu i obrony, dyrektorzy Centralnej Agencji Wywiadowczej i Federalnego Biura �ledczego oraz przewodnicz�cy Komitetu Szef�w Sztab�w. Po lewej r�ce ka�dego z nich znajdowa� si� adiutant, podw�adny wysokiej rangi, cz�owiek o nieskazitelnej reputacji. Zebraniu przewodniczy� sekretarz stanu.
- Wszyscy panowie otrzymali te same informacje co ja - powiedzia� - i w zwi�zku z tym mo�emy pomin�� wszelkie zb�dne wst�py. Na pewno niekt�rzy z obecnych uwa�aj�, �e nasze dzia�ania s� przesadne. Przyznam, �e a� do dzisiejszego ranka podziela�em t� opini�. Istnienie samotnej terrorystki ogarni�tej obsesj� zabicia prezydenta i zapocz�tkowania tym czynem serii morderstw przyw�dc�w politycznych Wielkiej Brytanii, Francji i Izraela, mo�e si� wydawa� zbyt naci�gni�tym pomys�em. Jednak�e dzi� o sz�stej rano mia�em telefon od dyrektora CIA. Zadzwoni� do mnie ponownie o jedenastej i zacz��em zmienia� zdanie. Czy zechcia�by pan wyja�ni� spraw�, panie Gillette?
- Postaram si�, panie sekretarzu - odpar� korpulentny dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej. - Wczoraj w Bahrajnie zabito naszego cz�owieka, kt�ry obserwowa� operacje finansowe zwi�zane z dolin� Bekaa. Zgin�� godzin� po poinformowaniu zakonspirowanego ��cznika, �e do Credit Suisse w Zurychu przelano p� miliona dolar�w. Suma nie by�a osza�amiaj�ca, ale kiedy nasz agent z Zurychu spr�bowa� dotrze� do w�asnego miejscowego informatora - wysoko op�acanego, nigdzie nie zarejestrowanego - nie uda�o mu si� to. Gdy p�niej ponowi� pr�b� - oczywi�cie anonimowo, przedstawiaj�c si� jako stary przyjaciel - dowiedzia� si�, �e poszukiwany przez niego cz�owiek polecia� w interesach do Londynu. Po powrocie do mieszkania zasta� jednak w swojej automatycznej sekretarce zarejestrowan� wiadomo��. Od tego w�a�nie informatora, kt�ry na pewno nie m�g� znajdowa� si� w Londynie, albowiem prosi�, i to niemal rozpaczliwie, o spotkanie w kawiarni w Dudendorfie, mie�cie po�o�onym nieco ponad trzydzie�ci kilometr�w na p�noc od Zurychu. Nasz agent pojecha� tam, ale jego informator w og�le si� nie pojawi�.
- Jakie wyci�ga pan st�d wnioski? - zapyta� szef wywiadu wojskowego.
- Usuni�to go, aby zatrze� �lad przelewu pieni�dzy - odpar� kr�py m�czyzna o przerzedzonych rudych w�osach, siedz�cy z lewej strony dyrektora CIA. - Oczywi�cie, to hipoteza, jeszcze nie potwierdzona - doda�.
- Na czym wi�c oparta? - zapyta� sekretarz obrony.
- Na logice - wyja�ni� sucho pracownik Agencji. - Najpierw zabito cz�owieka z Bahrajnu, poniewa� przekaza� pierwsz� informacj�. Potem informator z Zurychu zmontowa� legend� o swoim wyje�dzie do Londynu, by m�c si� spotka� z naszym agentem w Dudendorfie, z dala od miejsc, w kt�rych zazwyczaj bywa�. Ludzie zwi�zani z Bekaa zdemaskowali go i postanowili usun�� ten �lad, jak wida� z dobrym skutkiem.
- Z powodu sze�ciocyfrowego przelewu? - wtr�ci� szef wywiadu marynarki wojennej. - Strasznie du�o zachodu jak na tak niewielk� sum�, nieprawda�?
- Bo nie ona mia�a tu znaczenie - wyja�ni� kr�py asystent o nalanej twarzy. - Wa�ny by� adresat, a tak�e miejsce, w kt�rym przebywa. To w�a�nie starali si� ukry�. Poza tym, kiedy ju� ustalono, �e przelew dotar� bez przeszk�d, nast�pne sumy mog� by� stokro� wi�ksze.
- Bajaratt - oznajmi� sekretarz stanu. - A wi�c zacz�a swoj� podr�... W porz�dku, b�dziemy dzia�a� w okre�lony spos�b i absolutnie najwa�niejszym czynnikiem staje si� zachowanie jak naj�ci�lejszej tajemnicy. Opr�cz pracownik�w Agencji monitoruj�cych ��czno�� radiow� tylko obecni przy tym stole maj� prawo wymienia� wiadomo�ci zebrane przez nasze wydzia�y. Prosz� prze��czy� wszystkie osobiste faksy biurowe na tryb poufny i prowadzi� rozmowy telefoniczne mi�dzy sob� wy��cznie zabezpieczonymi liniami. �adna informacja nie mo�e si� wydosta� poza kr�g zgromadzonych tu os�b, chyba �e za zgod� moj� lub dyrektora Agencji. Nawet pog�oski o takiej operacji mog�yby przynie�� niepo��dane skutki i spowodowa� niepotrzebne komplikacje.
Rozleg� si� st�umiony brz�czyk czerwonego telefonu stoj�cego przed sekretarzem stanu, kt�ry natychmiast podni�s� s�uchawk�.
- S�ucham? To do pana - powiedzia�, spogl�daj�c na dyrektora CIA.
Gillette wsta� z fotela i podszed� do szczytu sto�u. Wzi�� s�uchawk� i si� przedstawi�. S�ucha� prawie minut�, w ko�cu rzek�:
- Rozumiem.
Od�o�y� s�uchawk� i popatrzy� na kr�pego asystenta o przerzedzonych rudych w�osach.
- Ma pan swoje potwierdzenie, O'Ryan. Na Spitzplatz znaleziono naszego zuryskiego agenta z dwiema kulami w g�owie.
- Robi� wszystko, �eby chroni� ty�ek tej suki - warkn�� O'Ryan, analityk CIA.
ROZDZIA� 2
Opalony tropikalnym s�o�cem na g��boki br�z, wysoki nie ogolony m�czyzna w bia�ych �eglarskich szortach i czarnym podkoszulku nadbieg� �cie�k� i pop�dzi� molem ze stanowiskami cumowniczymi jacht�w motorowych. Dotar� do ko�ca pomostu i wrzasn�� do dw�ch ludzi siedz�cych w zbli�aj�cej si� �odzi wios�owej:
- Co, u diab�a, ma znaczy�, �e mam przeciek z silnika pomocniczego? P�yn��em na nim w sztilu i by� w absolutnym porz�dku!
- S�uchaj, stary - odpar� brytyjski mechanik zm�czonym g�osem, gdy Tyrell Hawthorne z�apa� rzucon� mu cum�. - Wisi mi i powiewa, czy ten tw�j silnik jest prosto od krowy, czy nie. Nie masz nawet deka oleju w skrzyni korbowej. Jej ca�a zawarto�� zapaskudza w�a�nie nasz� mi�� zatoczk�. A je�li chcesz wyprowadzi� swoj� �ajb� i wpakowa� si� w kolejny sztil, to prosz� bardzo. P�y� i rozpieprz sobie silnik. Ale masz jak w banku, �e z�o�� raport. Nie zamierzam ponosi� konsekwencji twojej g�upoty.
- Dobra, dobra - odpar� Hawthorne, podaj�c r�k� mechanikowi wchodz�cemu po drabince na pomost. - Co o tym my�lisz?
- Wywalona uszczelka i dwa zniszczone cylindry, Tye. - Mechanik obr�ci� si� i za�o�y� drug� cum� na poler, aby jego towarzysz m�g� wej�� na molo. - Ile razy, ch�opie, m�wi�em ci, �e za bardzo polegasz na wietrze? Musisz cz�ciej korzysta� ze swojej maszynerii, bo wysycha w tym pieprzonym s�o�cu! Sam powiedz, nie uprzedza�em ci� ju� z tuzin razy?
- Zgadza si�, Marty, m�wi�e�. Nie mog� zaprzeczy�.
- Nie mo�esz! A przy swoich cenach wynajmu z ca�� pewno�ci� nie musisz si� martwi� kosztami paliwa. Tyle to nawet ja wiem.
- Nie chodzi o pieni�dze - zaprotestowa� szyper. - Je�eli nie natrafiamy na d�ugie sztile, czarteruj�cy jacht lubi� p�ywa� pod �aglami, dobrze o tym wiesz. Ile czasu zajmie ci naprawa? Kilka godzin?
- Nigdy w �yciu, Tye. Spr�buj dowiedzie� si� jutro ko�o po�udnia. A i to pod warunkiem, �e do rana uda mi si� sprowadzi� samolotem z Saint T. odpowiednie wiert�a.
- Cholera! Jest paru dobrych klient�w na pok�adzie, kt�rzy spodziewaj� si�, �e b�d� jutro na Tortoli.
- Daj im par� poncz�w rumowych a la Gordie i za�atw pokoje w klubie. Nie zauwa�� r�nicy.
- Nie pozostaje mi nic innego - odpar� Hawthorne. Odwr�ci� si� i ruszy� wzd�u� mola. - Masz u mnie overtona. - Szybkim krokiem poszed� wzd�u� stanowisk cumowniczych.
- Przepraszam, stary - mrukn�� pod nosem mechanik, spogl�daj�c na przyjaciela skr�caj�cego w lewo na �cie�k�. - Paskudnie si� czuj�, robi�c ci ten numer, ale taki dosta�em rozkaz.
Karaiby ogarn�� mrok. By�o ju� p�no, kiedy kapitan Tyrell Hawthorne, w�a�ciciel Olympic Charters Ltd., jedynego jachtklubu zarejestrowanego na ameryka�skich Wyspach Dziewiczych, od- prowadzi� kolejno swoich k