3525
Szczegóły |
Tytuł |
3525 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3525 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3525 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3525 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JANUSZ G�OWACKI
PARADIS
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Raport Pi�ata
Centralne Archiwum Historii Najnowszej,
Zgodnie z ustaleniami przesy�amy przekazane nam przez Departament �ledczy teczki nr
5/6, zawieraj�ce zaopiniowane przez nasz wydzia� materia�y dotycz�ce wydarze� z wrze�nia
ubieg�ego roku.
Wydzia�
Dokumentacji Historycznej
KOMENDA G��WNA POLICJI. DEPARTAMENT �LEDCZY
20 wrze�nia w godzinach popo�udniowych pe�ni�em s�u�b� jako zast�pca dow�dcy
posterunku w sektorze IV, od po�udnia zamkni�tym uj�ciem rzeki, od p�nocy dzielnic�
willow�, od wschodu placem Zwyci�stw i przylegaj�cymi do niego Parlamentem i Komend�
G��wn�. Zachodni� granic� wyznaczaj� bez�adne usypiska �mieci, cmentarzysko starych
samochod�w oraz kompleks barak�w przeznaczonych do rozbi�rki. Dzielnica ta nie nale�y do
najlepszych, poniewa� wzd�u� rzeki ci�gn� si� lokale, do kt�rych wchodzenie nie nale�y do
przyjemno�ci, je�li chodzi o bezpiecze�stwo. Jednak to nie ma nic do rzeczy, jest spraw�
znan�, a w dodatku tego dnia w og�le trudno by�o m�wi� o jakim� bezpiecze�stwie w
zwi�zku z rozruchami, kt�re ogarn�y ca�e miasto. Ja mia�em za zadanie zast�powanie
dow�dcy i dysponowanie patrolami 20, 21 i 22, przy czym je�li wzi�� pod uwag� ca�o��
sytuacji, mieli�my zadanie w zasadzie proste � interweniowanie tylko w szczeg�lnych
sytuacjach, a tak jedynie prowadzenie obserwacji i przekazywanie meldunk�w o ewentualnie
tworz�cych si� centrach zapalnych poza g��wnym rejonem (gdzie zosta�y zlokalizowane).
Przy okazji dodam jeszcze, �e ca�e nasze si�y, jak zadecydowano na odprawie u szefa policji �
co zreszt� te� jest wiadome, ale dodaj� dla porz�dku � mia�y za zadanie jedynie
powstrzymywa� g��wny nap�r, a nie rozbija� go, podczas gdy po sprowadzeniu posi�k�w, w
postaci oddzia��w specjalnych, w moim g��bokim przekonaniu pe�ne rozproszenie si�
demonstrant�w le�a�o w zasi�gu naszych mo�liwo�ci. Jednak�e zgodnie z rozkazem
lokalizowali�my jedynie rozruchy, tworz�c zamykaj�ce kordony w centrum oraz zajmuj�c si�
sytuacj� na autostradach, dworcach i lotniskach. Jednak od czasu, kiedy ON zosta� po raz
pierwszy aresztowany, nast�pnie wypuszczony za kaucj�, i kiedy otrzymali�my polecenie
odblokowania dr�g, wszystko przybra�o na sile. Nie b�d� ukrywa� swojego zdumienia t�
decyzj�, jakkolwiek nie do mnie nale�y ocena posuni�� Komendy G��wnej. Jednak w�a�nie
po wypuszczeniu GO dosz�o do tych akt�w zniszczenia o znaczeniu politycznym (zagraniczne
przedstawicielstwa handlowe), co stanowi�o pocz�tek do��czenia do bez�adnych ruch�w coraz
to nowych ugrupowa�, kt�re poprzednio sk��cone, z �atwo�ci� utrzymywane by�y w ryzach.
O�wiadczam to w tym celu, aby uzasadni� swoj� decyzj�, kt�r� powzi��em w wyniku
otrzymanej drog� telefoniczn� informacji od tej kobiety, przekazanej mi w chwili, kiedy
wydawa�em dyspozycje wyruszaj�cemu patrolowi. Wtedy to nie trac�c czasu uda�em si� pod
wskazany adres. Oczywi�cie gdybym przypuszcza�, �e mo�e si� wydarzy� to, co si�
wydarzy�o, zachowa�bym si� inaczej, jednak post�powanie moje by�o z punktu widzenia
s�u�bowego s�uszne i nic nie mo�na mu by�o zarzuci�. Tak wi�c z patrolem z�o�onym poza
mn� z trzech ludzi uda�em si� samochodem pod wskazany adres.
Ludzie nieustannie uwa�aj� za dobry dowcip dezinformowanie policji, jednak tym razem
g�os kobiety by� taki, �e postanowi�em to sprawdzi�. O�wiadczy�a, �e ON jest tam, i
5
dowiedzia�em si�, �e jest z NIM tylko jedna osoba. M�wi�c to roze�mia�a si�. Potem, w
czasie przes�uchiwania jej, okaza�o si�, �e ten zmieniony przez s�uchawk� d�wi�k, kt�ry
bra�em za �miech, by� to raczej p�acz.
Rozmowa z ni� by�a utrudniona, poniewa� znajdowa�a si� w stanie zamroczenia alkoholem
i, jak podejrzewam, tak�e narkotykami, gdy� na jej ramionach znajdowa�y si� �lady uk�u�. To
w po��czeniu z jej wygl�dem � by�a w zaawansowanej ci��y i mia�a rozmazan� szmink� �
sprawi�o, �e odnios�em wra�enie, i� jest starsza, ni� si� p�niej okaza�o. Lokal, do kt�rego
zostali�my wezwani, by� nam dobrze znany jako miejsce uprawiania handlu narkotykami i
zwykle panowa� tu t�ok trudny do opisania. Jednak tym razem tylko kilka os�b chwia�o si�
pod �cianami, kamienna pod�oga zalana by�a wod�, kt�ra � jak stwierdzi� zgodnie z prawd�
w�a�ciciel � wylewa�a si� z zepsutych kaloryfer�w, co dodatkowo utrudnia�o zorientowanie
si� szybkie w sytuacji, zw�aszcza �e kolorowe i bia�e �wiat�o, puszczane przez dwa reflektory,
�apa�o postacie tylko w kr�tkich przeci�gach czasu. Kaza�em w��czy� normalne �wiat�o,
wtedy wybuch�o pewne zamieszanie, cz�� os�b zacz�a si� wycofywa� do drzwi, jednak
zatrzymali�my je. W�a�ciciel zacz�� t�umaczy�, �e z narkotykami ju� od dawna nie ma nic
wsp�lnego i �e donos musia� by� fa�szywy. Co przerwa�em, o�wiadczaj�c, �e takimi sprawami
si� nie zajmuj�, i spyta�em o NIEGO, na co zdziwi� si� w spos�b wygl�daj�cy na szczery. Ta
kobieta donios�a, �e ON widocznie uciek�, przy czym w g�osie jej nie wyczu�em zmartwienia,
co mnie od razu uderzy�o. W�a�ciciel potwierdzi�, �e ona telefonowa�a, i raz jeszcze doda�, �e
JEGO nie widzia�, zreszt� w�tpi, czy by GO w og�le pozna�, poniewa� nie jest w stanie w�r�d
tych zaro�ni�tych i poprzebieranych odr�ni� kobiety od m�czyzny, a w dodatku, jak ludzie
popij�, to wszyscy wygl�daj� tak samo. Doda� te� trafne spostrze�enie, �e s�ysza�, �e ON
znajduje si� na czele demonstruj�cych przed Parlamentem. Jednocze�nie moi ludzie, kt�rym
kaza�em na wszelki wypadek przeszuka� lokal, wyci�gn�li z damskiej ubikacji pot�nie
zbudowanego, zaro�ni�tego cz�owieka, kt�ry w r�ku trzyma� opr�nion� butelk� i sprawia�
wra�enie, �e si� tam ukry�. Wtedy ta prostytutka krzykn�a, �e ten facet by� z NIM od
pocz�tku, od JEGO wjazdu do miasta i pewno jeszcze wcze�niej. Ona sama znajdowa�a si� w
towarzystwie dw�ch m�czyzn, z kt�rych jeden okaza� si� agentem ubezpieczeniowym, a
drugi cz�onkiem orkiestry graj�cej w nocnym lokalu. Wypu�ci�em obu p�niej, poniewa� nie
wydawa�o mi si�, by mogli cokolwiek wnie�� do ca�ej sprawy. Wspominam zreszt� o tym
tylko dla porz�dku, chc�c, aby by�o wyra�ne, �e wszystko wykonywa�em z najlepsz� wol� i
zgodnie z regulaminem. Natomiast sama wskaza�a m�czyzn�, kt�ry zamkn�� si� w damskiej
ubikacji, i zezna�a, �e by� z NIM od pocz�tku. Wygl�da� na dwadzie�cia par� lat, o�wiadczy�,
�e nic o niczym nie wie. Znaleziono przy nim licencj� zawodowego boksera i rzeczywi�cie,
s�dz�c z uformowania nosa i charakterystycznego kszta�tu uszu, wygl�da�o to na zgodne z
prawd�. Twierdzi�, �e w lokalu przebywa� przypadkiem, �e chyba wolno mu si� napi� wina,
zaprzeczy�, �eby kiedykolwiek widzia� JEGO i t� kobiet� oraz �eby w og�le zamierza� si�
ukrywa�. Po prostu oddali� si� do toalety w celu oddania moczu, a �e trafi� do damskiej, to w
tym chyba nic z�ego nie ma. Poniewa� na razie w zaistnia�ej sytuacji zatrzymanie go tak�e nie
wydawa�o si� celowe, pozwoli�em mu si� oddali�, co uczyni� jakby niech�tnie, nawet
wychodz�c ju� zatrzyma� si� na moment, odwr�ci�, jakby zamierza� co� powiedzie�, ale
jednak wyszed�. Najm�odszy w patrolu powiedzia�, �e chyba on rzeczywi�cie jest bokserem, i
co� mu si� kojarzy�o z jego wygl�dem, przypomnia� sobie, �e ju� go gdzie� widzia� na ringu,
ale nie by� pewien okoliczno�ci, w jakich to si� sta�o. Tymczasem postanowili�my
przes�ucha� t� kobiet� uprawiaj�c� zaw�d prostytutki, a w ka�dym razie utrwali� cz��
mamrotania, jakie wydawa�a, s�dz�c, �e mo�e natrafimy na jak�� wa�n� informacj� o NIM,
dowiemy si�, sk�d GO zna, kim ON jest i dlaczego postanowi�a GO wyda�.
6
Fragmenty nagranej na ta�m� wypowiedzi prostytutki Magdaleny, lat 38, brak sta�ego
miejsca zamieszkania, zam�na, odtworzonego dnia 20 wrze�nia o godz. 18. Na pocz�tku
ta�my zniekszta�cenia.
...jak to nie wiem, kiedy to by�o, tak jest, wtedy. Sz�o ich, ja wiem, kilkunastu, to
zobaczy�am potem, bo ten skurwiel goni� mnie. Lepiej by�oby, jakby mnie z�apa�. Ale nie.
Wylecia�am na jezdni�, nie pami�tam gdzie. Zaraz, zaraz, przesta�cie mnie szarpa�, przekl�te
gliny. Rozmawiacie z diab�em, wszystko z�o i �wi�stwo, kt�re�cie robili, robicie i zrobicie,
jest niczym przy tym, co ja zrobi�am. Wy anio�owie zajebani! Dlaczego mi kaza�, dlaczego?
On wtedy dogoni�by mnie, tamten facet po ten pieprzony portfel, kt�ry mu zabra�am, skopa� i
nic wi�cej. Dlaczego tak si� sta�o, dlaczego ON tak kaza�, taki dobry? Wtedy jezdni� szli za
NIM we dwunastu, musia�o by� dwunastu, zreszt� mo�e by�o wi�cej, potem to by�y ju� t�umy,
kiedy wy�cie otoczyli te domy. A jak ten gruby, ta �winia, goni� mnie, ON po�o�y� mi r�ce na
g�owie i dopiero wtedy zobaczy�am GO, a gruby, zatrzymany przez tego, kt�rego teraz
wypu�cili�cie, z krzykiem wydziera� si� do mnie i na NIEGO krzycza�: ��obuzie, co� za
jeden!� Tak krzycza�a ta wstr�tna �winia, kt�ra przedtem przer�n�a mnie obrzydliwie i kt�rej
zabra�am portfel, a on lecia� za mn� na ulic�, wpad� w t�ok na jezdni, gdzie szed� ON i za NIM
inni mi�dzy samochodami, kt�re tr�bi�y, wszystko si� kot�owa�o, by� cholerny ha�as. Sz�am
przy o�licy, czuj�c na g�owie JEGO r�k� i czuj�c si� bezpieczna tak jak dziecko, ale nie jak to
moje dziecko przekl�te, kt�re ju� �yje, ani to, kt�re nosz� w sobie i przez kt�re musia�am
kra��, co zreszt� powiedzia�am MU, bo kto mnie teraz chce z tym bandziochem, poza
wykoleje�cami, z kt�rymi zawsze zadawa� si� jest niebezpiecznie. O Bo�e, o Jezu, kt�ry
zrobi�e� cuda, w kt�re nie wierzycie, gliniarze, nie wierzycie, zamiast si� modli�, a ja to
widzia�am, wszystko widzia�am. Kto widzia�, ja widzia�am, kto pami�ta�, ja pami�ta�am.
Pami�tam to, widz�, s�ysz�. A ON mnie kocha�, przyszed� do mnie, aby mnie uratowa�, ale
teraz nie wiem, dlaczego kaza� mi to zrobi�. Mo�e wiecie wy, m�dre skurwysyny, dlaczego to
zrobi�am, dlaczego przy tym nie zdech�am, dlaczego rusza si� we mnie jeszcze ten przekl�ty
p��d, dlaczego, wy skurwysyny...
Na tym ko�czy si� zeznanie spisane z ta�my, poniewa� w tym momencie ona zacz�a si�
modli� do NIEGO, a sier�ant, kt�ry jest osob� religijn�, trz�s� si� ca�y i musia�em go prawie
si�� powstrzyma�, �eby si� na ni� nie rzuci�. Zreszt� ona be�kota�a teraz mniej wyra�nie i na
koniec cia�em jej zacz�y podrzuca� konwulsyjne skurcze, przypominaj�ce atak epileptyczny,
co ze wzgl�du na t� ci��� stanowi�o widok przestraszaj�cy. Przy tym dodaj�, �e ten pierwszy,
podaj�cy si� za boksera, a tak�e ona byli sprawdzani na temat strza��w, kt�re oddano z dachu,
przy czym zabito policjanta i jednego z tych fanatyk�w, kt�rzy zamkn�li si� z NIM w tym
budynku. Sprawa by�a tym ciekawsza, �e z tego karabinu, jak stwierdzono z ca�� pewno�ci�,
zabito trzy dni temu kobiet�, przy czym strza�y pad�y z wie�y ko�cio�a.
I w�a�nie ON przyzna� si� do tych trzech zab�jstw, zg�aszaj�c si� wtedy z tym w�a�nie
karabinem, i zosta� poddany przes�uchaniu przez szefa policji i wypuszczony za kaucj�.
Poniewa� tamtego dnia bra�em udzia� w blokadzie domu, a tak�e by�em obecny przy
dostawieniu i pocz�tku przes�uchania przez szefa policji, kt�ry zosta� specjalnie
zawiadomiony i przyjecha� natychmiast � mog� przytoczy� fragmenty tego, co s�ysza�em, w
celu bezstronnego zanalizowania sytuacji, przy czym powtarzam, �e wypuszczenie GO w
moim przekonaniu odby�o si� zbyt wcze�nie. Szef wszed�, jak zwykle, z tym swoim psem w
kolorze czarnym, kt�rego rasa wydawa�a si� trudna do okre�lenia. W tym pokoju, poza NIM,
by�o dw�ch inspektor�w, paru policjant�w i ja. Wszystko to odby�o si� ju� po rozmowie
wst�pnej, w czasie kt�rej na pytania znormalizowane, takie jak imi�, nazwisko, wiek, zaw�d,
ON nie udziela� �adnej odpowiedzi, co wywo�a�o nawet zdenerwowanie przes�uchuj�cych
GO. Natomiast szef umia� z NIM rozmawia�, g�adzi� po �bie t� czarn� besti� i zadawa�
7
pytania, zaczynaj�c od sprawy podstawowej, czy rzeczywi�cie jest NIM i czy przynosi pok�j
na ziemi�. A ON odpowiedzia�, �e nie, �e przeciwnie, przyszed�, aby rozdziela�. Na pytanie,
czy zamierza rozdziela� pieni�dze mi�dzy biednych albo fabryki mi�dzy robotnik�w, udzieli�
odpowiedzi, �e ojca i syna, matk� od c�rki, brata od siostry, a zapytany, co b�dzie z pokojem
i z mi�o�ci�, o�wiadczy�, �e czasy s� ostateczne i �e powstan� z ognia, kt�ry ON rozpali. Szef
o�wiadczy� zupe�nie s�usznie, �e GO sobie troch� inaczej wyobra�a�, przy czym uwa�am, �e
to s�owo �troch� posiada�o sens ironiczny. I nast�pnie zapyta�, czy ON przypuszcza, �e
mi�o�� bli�niego swego mo�na osi�gn�� przemoc�, bo nam si� to nie uda�o. Jednak ON
odpowiedzia�, �e rzecz polega na tym, �e my dzia�amy przemoc� dla przemocy, a ON w imi�
mi�o�ci. Szef g�aska� psa i zapyta�, czy ON rzeczywi�cie s�dzi, �e w taki spos�b mo�na
zmieni� wszystko, co nas otacza (my�la�, jak przypuszczam, w og�le o �wiecie). A ON wcale
nie by� zaskoczony, tylko z ogromn� pewno�ci� stwierdzi�, �e ju� jest ostatnia chwila i �e
albo prawda zwyci�y, albo �wiat w og�le przestanie istnie�.
W tym momencie nast�pi�a d�u�sza przerwa, w czasie kt�rej przysz�y jakie� wa�ne
raporty, w ka�dym razie szefa odwo�ano. Do ko�ca przes�uchania dosz�o nast�pnego dnia. W
pierwszych s�owach szef zakomunikowa� MU, �e jest wolny i mo�e wraca� do tych swoich.
A trzeba doda�, �e po JEGO aresztowaniu demonstracje s�ab�y, bo te t�umy jakby nie umia�y
dzia�a� bez NIEGO. Musz� doda�, �e wed�ug mojego rozpoznania ON by� tak samo
zaskoczony jak obecni przy przes�uchaniu. Na pytanie, dlaczego zostaje wypuszczony, �e
przecie� przyzna� si�, �e strzela� i �e zabi�, szef odpowiedzia�, �e to nieprawda, �e sk�ama�.
Doda�, �e Nowa Ewangelia si� nie zacznie, nie b�dzie �adnych pyta�, kto zabi�, nie b�dzie
powodu do zemsty. Potem zapyta�, czy m�cze�stwo nie wydaje MU si� chwytem
barbarzy�skim i prymitywnym, i doda�, �e nie dostanie od nas tej piecz�tki, na kt�rej MU
zale�y. Od tej pory wszystko w przes�uchaniu by�o postawione na g�owie, poniewa� ON
domaga� si� zatrzymania GO, a szef uprzejmie udzieli� mu wyja�nie�, dlaczego zdecydowa�
si� GO zwolni�, twierdz�c, �e to, �e si� przyzna�, to jeszcze za ma�o i �e my musimy
udowodni� MU win�. Wtedy ON wygl�da� ju� na mniej spokojnego i zakomunikowa�
podniesionym g�osem, �e zosta� schwytany z broni� w r�ku, a konkretnie karabinem, z
kt�rego zastrzelono ludzi. Na zbijaj�ce go z tropu pytania szefa o�wiadczy�, �e niewa�ne, kto
strzela�, gdy� sam te� by strzela�, a na pytanie, czy nie pot�pia mordercy, mia� odpowiedzie�,
�e przeciwnie, przyszed� mu pom�c.
Nawi�zuj�c do przes�uchania, kt�re wydarzy�o si� w par� dni p�niej, o�wiadczam, i� po
przes�uchaniu tamtej prostytutki uda�em si� z patrolem w kierunku placu Centralnego,
r�wnocze�nie, zgodnie ze swoimi instrukcjami, dokonuj�c penetracji terenu. Od tamtej strony
dochodzi�y pokrzykiwania t�umu, mijali�my patrole 26 i 27, doje�d�aj�c w stron� g��wnej
blokady na placu przed Parlamentem. Wysoko zamontowano kamery telewizji, nad t�umem
chwia�y si� r�nokolorowe krzy�e, przy czym kolor�w by�o wi�cej ni� poprzednio, jak
r�wnie� krzy�y, poniewa� jak informowa�em, przy��czy�y si� rozmaite ugrupowania, a sam
by�em �wiadkiem, jak na zebraniu z�amano transparent z rewolucyjnym robotniczym has�em i
zbito z niego krzy� w kolorze czerwonym. Obok tego wymieni� mo�na krzy�e czarne, ��te
oraz transparenty z napisami: �Przyszed�em, aby podpali� ziemi�, �Rzu�cie w ni�, kt�rzy
jeste�cie bez winy�, �Pr�dzej wielb��d przejdzie przez ucho...�, dalszej cz�ci ostatniego
napisu nie odczyta�em. Dzia�o si� to tak�e dlatego, �e Zwi�zki Zawodowe og�osi�y strajk,
przyst�puj�c do demonstracji, domaga�y si� podniesienia p�ac. W t�umie znajdowali si� tak�e
przedstawiciele mniejszo�ci narodowych, ��daj�cy reform lewicowych, ksi�a domagaj�cy
si� zniesienia celibatu, homoseksuali�ci oraz t�umy ��daj�ce zalegalizowania handlu
narkotykami. Przejechali�my obok ogromnego plakatu reklamowego najwi�kszej firmy
elektrycznej, na kt�rym wymalowany by� ON z �ar�wk�, podpisany: �Przyszed�em, aby da�
wam �wiat�o.� Na ulicy ludzie czytali gazety, tytu�y wywalone by�y jak rzadko: Starcia policji
8
z fanatykami fa�szywego proroka. S� zabici i ranni, Kto stoi na czele hippies�w, Quo vadis,
Domine, Chcemy mi�o�ci, nie chcemy wojny, Jak d�ugo �czerwony Odkupiciel� b�dzie
pozostawa� na wolno�ci, Droga krzy�owa spokojnych obywateli, Pa�kami nie rozwi��emy
konfliktu, Uszkodzenie sieci telefonicznej, spl�drowane sklepy, przerwa w komunikacji � oto
plon panowania rzekomego Odkupiciela, Cztery osoby zabite w starciach ulicznych,
Komuni�ci chc� pertraktowa�, Kto odpowiada za porz�dek w mie�cie?
Samochody z zasiekami skutecznie pozamyka�y ulice, broni�c doj�cia do gmachu
Parlamentu, od czasu do czasu jedynie t�um napiera�, dochodzi�o do rzucania petard i gaz�w,
po czym tamci si� cofali. Zastanawia�em si�, czy ON by� mi�dzy nimi, a tak�e nad tym, czy w
jaki� spos�b bra� ON udzia�, jak to wynika�o z meldunk�w, w kierowaniu dewastowaniem
fabryk, przebywaj�c jednocze�nie w innym miejscu. Nad okrzykami g�rowa� g�os z megafonu
o�wiadczaj�cy: �B�dziesz mi�owa� bli�niego swego jak siebie samego�, �Mi�ujcie
nieprzyjacio�y wasze�, �A kto by ci� uderzy� w jeden policzek, nadstaw mu drugi.� Uda�em
si� w celu zorientowania si� w sytuacji do oficera kieruj�cego tutaj naszymi si�ami,
zamierza�em zakomunikowa� mu o tym telefonie i o przes�uchaniu kobiety, jak r�wnie�
chcia�em zosta� utwierdzony, �e jestem w zgodzie z regulaminem, w celowo�ci prowadzenia
dalszych poszukiwa�. Wskazano mi, �e znajduje si� we wn�trzu zradiofonizowanego
samochodu. Otworzy�em drzwi mimo jego zarz�dzenia, aby mu nie przerywano, wszed�em
do �rodka. Major nie zwr�ci� na mnie uwagi, pogr��ony w czytaniu pokre�lonej grubej
czarnej ksi��ki, w kt�rej rozpozna�em Bibli�. Krawat mia� rozpi�ty i sprawia� wra�enie
zm�czonego do ostatecznych granic. Monotonnym, schrypni�tym g�osem czyta� nadal do
mikrofonu: �M�dlcie si� za spotwarzaj�cych i prze�laduj�cych was�, �B�ogos�awieni pok�j
czyni�cy, albowiem synami Bo�ymi b�d� nazwani.� Dopiero po jakim� czasie zobaczy� mnie
i ze zniecierpliwieniem machn�� r�k�, polecaj�c mi si� usun��. Przerwa� na chwil� czytanie,
poci�gn�� spory �yk z butelki, kt�ra sta�a obok, i zacz�� czyta� dalej, znowu nie zwracaj�c na
mnie uwagi ani nie chc�c przyj�� �adnego meldunku. Poniewa� nie posiada�em
wystarczaj�co wa�nych informacji, wycofa�em si� i napi�em kawy w ma�ej kuchence
rozstawionej za samochodem. By�em niewyspany, poniewa� w nocy uspokaja�em �on�,
dr�czon� przez koszmar senny. R�wnocze�nie przygl�da�em si� transmisji telewizyjnej z
tego, co dzia�o si� na placu, przy czym na naszych ekranach w samochodzie odbi�r by�
niedobry. Poinformowa�em si�, czy w�r�d demonstruj�cych widziano JEGO � kilku oficer�w
twierdzi�o, �e tak, inni nie byli pewni.
Wr�cili�my do Komendy. Radio podawa�o przebieg debaty w Parlamencie. Minister spraw
wewn�trznych o�wiadczy�, �e czyni wszystko, co mo�liwe, aby zaprowadzi� porz�dek i
aresztowa� przyw�dc�. Jednak sytuacja na razie mu si� wymyka, co wywo�a�o burz�
protest�w, a u nas reakcj� zdziwienia. Kto� domaga� si� zastosowania energicznych posuni��,
wprowadzenia ludzi mocnej r�ki.
Jechali�my przez dzielnic� opuszczonych barak�w i starych gara�y, przeznaczonych
zreszt� do wyburzenia. Tutaj rzadko wieczorem spotyka si� ludzi, ale mo�e to by�a sprawa
zwi�zana z przeczuciami, poleci�em kierowcy, �eby jecha� w�a�nie t�dy, chocia� nie by�a to
najkr�tsza droga. Jechali�my do momentu, kiedy us�ysza�em krzyk. Poleci�em si� zatrzyma�.
Krzyk trudny do okre�lenia da� si� s�ysze� ponownie, dobiega� zza wysokiego drewnianego
p�otu, gdzie w g��bi placu poro�ni�tego zielskiem rysowa�o si� zabudowanie. Udali�my si� w
tamt� stron�. Po odnalezieniu wy�amanych desek w p�ocie podsun�li�my si� do baraku. W
pierwszym momencie wydawa�o si�, �e mamy tu do czynienia z porachunkami odchyle�c�w,
kt�re nie nale�a�y w tej dzielnicy do rzadko�ci. S�owa, kt�re us�yszeli�my zza drzwi,
potwierdza�y przypuszczenie, �e b�dziemy �wiadkami sceny zazdro�ci. Weszli�my do �rodka
z broni� gotow� do interwencji. Najpierw sier�ant kopn�� w drzwi, kt�re, co pami�tam, nie
by�y zamkni�te na klucz. Nie by�o prawie nic wida�. Przez stalow� rur� s�czy�a si� z nie
9
dokr�conego kranu woda. Ca�a reszta wyposa�enia wn�trza baraku, jak: przykryte kocem
legowisko, maszynka elektryczna, zapasy spo�ywcze, dotar�a do nas potem, poniewa� w
s�upie �wiat�a, kt�re dawa�a latarka sier�anta, przedstawi� si� naszym oczom obraz niecz�sty
nawet dla wieloletniego i rutynowanego pracownika policji (dziewi�tna�cie lat s�u�by).
Pozna�em GO od razu � by� przymocowany do krzy�uj�cych si� na �cianie belek,
podtrzymuj�cych dach, za pomoc� �elaznego �a�cucha. Twarz zabrudzon� mia� krwi�
wydobywaj�c� si� z pokaleczonego przez kolczasty drut czo�a, co tworzy�o imitacj�
prawdziwych wydarze� znanych z religii.
Wygl�da�o na to, �e jedyn� osob� �yj�c� w baraku jest ON, ale latarka sier�anta natrafi�a
na drugiego. Oparty o �cian�, trzyma� w r�ku �elazny �a�cuch i nie reagowa� na nasze
wej�cie. Sier�ant, nie mog�c si� opanowa�, co w tej sytuacji wydaje si� zrozumia�e, pomimo
�e sprzeczne z zasadami, trzasn�� go pi�ci� w twarz. Upad� sztywno z otwartymi oczami, nie
otwieraj�c nawet ust, kt�rych rozci�cie sier�ant spowodowa�. Musia�em go powstrzyma�, bo
zamierza� kopa� tego cz�owieka, sprawiaj�c tak�e przez chwil� wra�enie zamroczonego.
Zdj�� he�m z g�owy, powtarzaj�c �sukinsynie�. Po sprawdzeniu, �e m�czyzna nie ma broni,
kierowca z drugim policjantem zaj�li si� odpl�tywaniem JEGO. Najgorzej sz�o z drutem na
czole. By� przytomny, zgodnie z regulaminem zada�em MU przepisowe pytania, chocia�
obecny by�em przy przes�uchiwaniu GO przez szefa policji. Nie uzyska�em odpowiedzi.
Natomiast ten drugi, przy kt�rym tak�e nie znaleziono �adnych dokument�w, nawet prawa
jazdy, zacz�� m�wi�.
Sier�ant w��czy� magnetofon. NIM zajmowa� si� kierowca, kt�ry przeszed� przeszkolenie
sanitarne. Czekali�my, �eby odzyska� troch� si�y i �eby mo�na GO ruszy�, bo na razie straci�
przytomno��.
Odtworzone z ta�my magnetofonowej fragmenty zeznania zatrzymanego w baraku
m�czyzny, brak sta�ego miejsca zamieszkania, imi�, nazwisko nieznane, wiek 20-21 lat.
Nic nie powie. Te� chcia�em z NIM gada�. Dowiedzie� si� co�. Nie chcia�em GO zabi�
teraz. Chcia�em wcze�niej. Jak tylko pokaza� si� w mie�cie. Widzia�em ten wjazd. Ten ca�y
cyrk. Mia�em GO na muszce. Nie strzeli�em. Chcia�em co� sprawdzi�. Dowiedzie� si�. Tak
jak wy, tyle �e dla siebie. Tak jest. Wiecie co? Chcia�em, �eby to by� ON. G�upie, nie? To ja
strzela�em. No i jak. I wtedy trzy dni temu, i zabi�em waszego gliniarza i jednego z tych
szczeniak�w. Tak, jak otoczyli�cie ten blok, w kt�rym si� zamkn��. Ci JEGO agitatorzy
przytaskali druty kolczaste, zabarykadowali drzwi i okna. Wtedy�cie przyjechali.
Namawiali�cie przez dzie� i noc do wyj�cia. Jak rany, dzie� i noc. Mieli�cie cierpliwo��
cholern�. Ja te�. Dosta�em si� do �rodka przed wami. P�niej te� mia�em cierpliwo��. Przez
ca�y czas naszego spaceru, kt�ry si� tu sko�czy�. My�l�, �e nie wierzy�em ani przez chwil�, �e
jest NIM. Widzia�em z bliska ten niby cud. Na samym pocz�tku, zaraz jak dosta�em si� za
nimi do tego domu. Przeszli�my przez gara�. Inne drzwi by�y zabite. ON w tym gara�u usiad�.
Sta�em �ci�ni�ty w t�umie. �mierdzia�em razem z nimi. Obrzydzenie bra�o patrze� na nich
wszystkich. Palili konopie, rzygali na siebie. Cz�� rozlaz�a si� po bloku i porozk�ada�a na
ziemi. Czekali nie wiadomo na co, a ja z nimi. Wgapia�em si� w NIEGO. Chwil� to
wygl�da�o, jakby na mnie patrzy�. W tym t�oku i smrodzie poczu�em si� obrzydliwie. Ju� si�
ba�em, �e dostan� ataku. Trzasn��em si� pary razy w pysk. To czasem pomaga�o. Teraz te�.
Zobaczy�em j�. No t� swoj� suk�. Patrzy�a MU w twarz. Wygl�da�a wstr�tnie. Przytuli�a
g�ow� do JEGO d�oni. �asi�a si�. Oni pili i czekali. Patrzyli i czekali. Mieli tego czasu. ON
co� zacz�� mrucze� i ko�ysa� si�. To mog�a by� modlitwa. Wygl�da�o, �e si� nie sko�czy.
Taki trans, nie? Ale ona podnios�a �eb, le�a�a na ziemi i podnios�a �eb, i wychrypia�a co�.
Wrzasn�a to samo g�o�niej: �Wina nie maj��, i si� zrobi�o cicho. Wszyscy si� patrzyli. �y�y
jej wyst�pi�y na twarz. Nad�a si�. Wygl�da�o, �e zacznie rodzi�. Skoczy�a do czerwonej
10
beczki przeciwpo�arowej z wod�. Na tej beczce by� napis �Feuer�. Depta�a po le��cych.
Wsadzi�a �eb do beczki i wrzasn�a �wino!� Ch�epta�a jak spragniony kundel. La�o si� jej po
pysku. Wtedy si� zacz�o na dobre. Wszyscy zacz�li wrzeszcze�, przepycha� si�. Ci, co si�
dobili, te� wrzeszczeli �wino!�. Nie mog�em si� tam dosta�. Ci dooko�a ju� si� czuli �wi�ci.
Skurwysyny. Wrzask by� taki, prawd� m�wi�c, nie wiem, czy sam si� z nimi nie dar�em.
T�oczyli mnie w k�t, odpycha�em si� od �ciany, zdziera�em sk�r� z r�k. Nie mog�em si�
przedosta�. Nie widzia�em nic, bo przypchn�li mnie twarz� do betonu. Jak si� odwr�ci�em,
nie mog�em GO zobaczy�. By�o lu�niej, bo cz�� polaz�a za nim. Przeszed�em przez le��cych
na ziemi. Wlok�em si� korytarzem, przepycha�em si�, przechodzi�em przez tych, co le�eli.
Nie by�o GO. Na jednym pi�trze, zanim si� cofn��em, ona przycisn�a si� do mnie mocno i
czu�em, jak wbija si� we mnie ten brzuch. Przyciska�a mnie, wygl�da�o, �e brzuch si�
powi�ksza. My�la�em, �e si� wyrzygam. Zacz�a g�aska� mnie po twarzy, m�wi�a
pieszczotliwie. Naraz odsun�a si�. �Po co� to przyni�s�?� Poczu�a bro� pod p�aszczem.
Sprytnie mnie w macierzy�skim u�cisku zrewidowa�a. Mo�na si� �mia� z mojej szmat�awej
czu�o�ci. Mamrota�a, �e GO nie dostan�. Wczepi�a si� we mnie, bi�a pi�ciami wrzeszcz�c, �e
TEN przyszed�, �eby j� ocali�. Rzuci�em j� pod �cian�, zacz�a prawie wy� �morderca!�
Us�ysza�em ruch na korytarzu i prysn��em. Ona drapa�a paznokciami �cian�. Zwija�a si� w
ataku. No, dzi�ki niej zna�em to dobrze. To by�a jedyna rzecz, jak� mi podarowa�a.
W du�ym pokoju rozstawili pod �cian� zbity z kawa�k�w tamtej beczki krzy�. Ko�ysali si�
na pod�odze. Powtarzali za jednym: �TY jeste� �yciem, TY jeste� wiar�, TY jeste� nadziej�.
TY jeste� mi�o�ci�, TY jeste� dobroci�.� I takie inne kawa�ki. Cz�� mia�a w r�ku kawa�ki
beczki. Zag�uszali gliniarskie komunikaty. Dobrze si� wym�czy�em, �a��c po pi�trach. Na
samej g�rze, w pustym pokoju, zobaczy�em GO, kul�cego si� przy �cianie. Kl�cza� bez
koszuli. Ca�e plecy mia� poorane pr�gami. Musia� nie�le oberwa�. Co� mamrota�. Wygl�da�o,
�e si� boi. Mo�e waszych komunikat�w, gliniarze.
Rozpi��em p�aszcz, wyci�gn��em karabin i skr�ci�em go. Musia� widzie�, jak wchodzi�em,
ale nie odwraca� si�. Powiedzia�: �Jeste�. To ty strzela�e� do ludzi.� To wcale nie by�o
pytanie. Tym ju� mnie zaskoczy�. Ale w ko�cu co� musia� mie� w sobie, �e tyle narozrabia�.
,;Chcesz wiedzie� po co?� Pokr�ci� g�ow�. A ja mia�em smak potu w ustach. �Z nienawi�ci.
Strzelasz z nienawi�ci.� �A TY? A TY my�lisz, �e tylko z mi�o�ci mo�na zabija�.� �Nie chc�
zabija�.� A ja, �e b�dzie musia�. Podnios�em karabin wycelowany w NIEGO. Jak ju�
m�wi�em, nie chcia�em GO wtedy zabi�. A zaraz potem wcisn��em MU karabin do r�ki, bo
przez to, przez celownik, wszystko wygl�da inaczej. I to trzeba wiedzie�, �eby co� rozumie�.
Podni�s� bro�. My�la�em, �e wystrzeli. Potem odda� mi bro�. �No to czego chcesz? Czego si�
tu p�tasz? Po co ci te wszystkie kawa�y?� Wygl�da�o na to, �e czuje do mnie wstr�t.
Ucieszy�em si�, �e si� mnie brzydzi. Powiedzia�em, �e si� mnie brzydzi. �Potrzebujesz mnie�
� powiedzia�. Ale mnie b�ysn�o co� w g�owie. �e to ON mnie potrzebuje. �My�l� nawet, �e
wiem, o co Ci chodzi� � powiedzia�em. Podnios�em karabin do oka i strzeli�em. Na dole
upad� jeden z tych, co w NIEGO wierzyli. Strzeli�em drugi raz. To by�y dobre strza�y.
Wywali� si� gliniarz, trafiony chyba w brzuch. Polecia� na druty kolczaste.
W tym miejscu nast�pi�y zak��cenia, gdy� kierowca rzuci� si� na zeznaj�cego, poniewa�
by� przyjacielem zabitego policjanta.
�Morderco� � tak powiedzia�: �Morderco.� Dobra. Zrobi�em to dla NIEGO i powt�rzy�em
MU to. Sta� mnie jeszcze na taki prezent. �Przesta� zalewa�, bo wiesz, �e zrobi�em to, czego
nie chcia�e� zrobi�. Nie? Pewnie si� ba�e�?� Wcisn��em MU w r�k� karabin. �eby�cie
widzieli JEGO min�. Wtedy wy�cie zacz�li strzela�. Seriami z pistoletu maszynowego.
Potrzaska� si� tynk nad naszymi g�owami. Poderwa� si�. Wyszed� na taras. Patrzy�em, jak
11
podnosi bro�. Wydawa�o si�, �e zacznie strzela�. Ale tylko podni�s� r�ce do g�ry.
Przestali�cie strzela�. Kiedy schodzi� na d�, krzykn��em za NIM �morderca!� JEGO ludzie
chcieli GO zatrzyma�. Taki osi�ek o wygl�dzie boksera obj�� GO w pasie. Odepchn�� GO.
Doszed� do drut�w, kt�re wasi ludzie rozcinali. Karabin mia� nad g�ow�. Gliniarze podeszli
blisko. JEGO ludzie podlecieli z pr�tami z �elaza. Ale to ju� by� koniec. Bo ON ich
zatrzyma�. Widzia�em, jak otoczyli�cie GO, skuli. Chcia� spojrze� w g�r�, na mnie, ale dosta�
pa�� w �eb. Wepchn�li GO do radiowozu. R�wnocze�nie inni oczyszczali teren budynku.
My�la�em, �e zrobi�em MU cholerny prezent...
Tutaj sko�czy�a si� ta�ma i powsta�a konieczno�� wymiany jej, co zrobiono, jednak ten
cz�owiek nie przesta� m�wi� i ca�y fragment zosta� w zwi�zku z tym niestety nie utrwalony.
By� to czasokres od momentu aresztowania JEGO a� do oczekiwania przed pa�acykiem
wydawcy, czyli do s��w: �Nic si� nie zdziwi�.� Ten fragment utracony nie wydawa� mi si�
zreszt� wyj�tkowo istotny, dotyczy� mniej wa�nych z mojego punktu widzenia szczeg��w
JEGO wydostania si� z bloku, udania si� pod Komend� Policji w celu kontynuowania
obserwacji oraz dalszego tropienia samochodu wydawcy a� do momentu w�a�nie oczekiwania
w ogrodzie.
W tym miejscu postanowi�em jednak w celu wywo�ania pewnej chronologii zamie�ci�
fragmenty raportu porucznika W.K.M., kt�ry, jak wiadomo, zgin�� tragicznie nast�pnego dnia
rano w okoliczno�ciach w moim mocnym prze�wiadczeniu nie wyja�nionych, a kt�ry b�d�c
zatrudniony jako fotoreporter w najpowa�niejszym dzienniku, uczestniczy� w przyj�ciu w
pa�acyku tego prasowego potentata i od pierwszej chwili obserwowa� rozw�j wydarze�. W
celu przypomnienia dodaj�, �e s� to zdarzenia rozgrywaj�ce si� 19 wrze�nia. Po dw�ch
dniach przetrzymywania GO w celi.
Fragment raportu porucznika W.K.M., dotycz�cy odno�nego momentu wydarze�, od s��w
�Siedzieli�my w samochodzie� do �Zacz�y pali� si� meble� (s. 4 � 7).
Siedzieli�my w samochodzie dobre p� godziny, zanim wreszcie otworzy�y si� drzwi i
zobaczyli�my szarpi�cego si�, czepiaj�cego drzwi cz�owieka, kt�ry wyra�nie upodoba� sobie
mieszkanie w areszcie, i trzeba by�o wcale du�ego wysi�ku, �eby zach�ci� go do zmiany
plan�w. Co najzabawniejsze, ani ja, ani kierowca Rolls-Royce'a, kt�ry wygl�da� jak jego
w�a�ciciel i siedzia� przy mnie jak nad�ta �aba, nie spodziewali�my si�, �e to ON, dop�ki nie
sturla� si� z tych schod�w, i wtedy nagle zobaczy�em, �e to jest nasz pacjent. Kierowca
zorientowa� si� dopiero wtedy, wyskoczy� z samochodu, otworzy� drzwiczki i k�aniaj�c si�
zaprosi� GO do �rodka; recytowa� tekst �Witaj Panie�, kt�rego nauczono go w pa�acyku, co
robi� z tak wyra�n� niech�ci�, �e o ma�o si� nie roze�mia�em. Ale ON usiad� z ty�u, na tej
ogromnej kanapie, na kt�rej zmie�ci�oby si� sze�ciu takich jak ON, siedzia� jak manekin, nie
zadawa� �adnych pyta� i patrzy� przed siebie wzrokiem sta�ego bywalca bar�w w momencie
zamykania lokalu.
Obserwowa�em GO w lusterku przez d�u�sz� chwil�, w jednym z tych dziesi�ciu chyba
lusterek, kt�re nie wiadomo po co zainstalowano w tym wozie, i przysi�gam, �e mia�em taki
moment, �e ta twarz wyda�a mi si� okropnie znajoma. Nie chodzi mi oczywi�cie o to
podobie�stwo, z kt�rego wynik�a ca�a sprawa, ale w �aden spos�b nie mog�em sobie
przypomnie�, co to by mog�o by�. Czasem zatrzaskuje mi si� takie okienko i nie daj� rady,
ale by�bym przysi�g�, �e ja tego cz�owieka gdzie� widzia�em. Otworzono nam bram�,
przejechali�my przez ogrodzony jak bunkier ogr�d, w kt�rym stercza� po�rodku, moim
zdaniem przypominaj�cy kaktus, ten przeszklony pa�acyk. ON wysiad�, a ja trzasn��em z
flesza pierwsze zdj�cie. R�wnocze�nie otworzy�y si� drzwi, kt�rymi m�g�by wjecha� czo�g, o
12
nic nie zawadzaj�c, i stan�� w nich jeden z sekretarzy tego wydawcy, prezesa i jeszcze diabli
wiedz� kogo, uk�oni� si� nam, wym�wi� to samo powitanie i z piekielnie oboj�tn� twarz�
szed� przed nami przez ten hall wygl�daj�cy jak muzeum, potem rozsun�� drzwi i weszli�my
do g��wnego salonu, gdzie odbywa�o si� co� mi�dzy bankietem, narad� a popo�udniem w
burdelu. Sporo os�b drzema�o, wyci�gn�wszy si� na fotelach, kanapach i jeszcze cholera wie
na czym. Opar�em aparat na marmurowym postumencie i trzasn��em kilka zdj��, �eby o�ywi�
nastr�j. R�wnocze�nie z g��bi salonu wynurzy� si� z dymu cygar gospodarz, wygl�daj�cy
troch� jak t�gawa kobieta. Par� os�b podnios�o si�, dwaj faceci, kt�rzy poza mn� dopuszczeni
zostali na to przyj�cie, obaj zreszt� z jego gazet, zacz�li te� trzaska�. Wok� nas zebra�o si�
kilkana�cie os�b, wszystko twarze, z kt�rych najbiedniejsza warta by�a par� setek tysi�cy, a ta
u�miechni�ta ch�opo-baba podesz�a do NIEGO, stoj�cego ci�gle sztywno z wzrokiem wbitym
nie wiadomo gdzie i wygl�daj�cego tutaj, jakby rzeczywi�cie spad� z nieba, ze s�owami: �Jak
to mi�o, �e pan ju� jest.� Obj�� GO, u�miechn�� si� znowu telewizyjnie, co by�o sygna�em dla
nas, wi�c kamery zacz�y trzaska�, i podnosz�c g�os o�wiadczy�: �Mam zaszczyt przedstawi�
bohatera ostatnich wydarze�. Oto Syn Cz�owieczy, kt�rego pami�tniki b�d� wydawa�.
Uwi�ziony przez �o�dak�w Pi�ata, zosta� za kaucj� wypuszczony z wi�zienia i oto jest w�r�d
swoich.� Po czym zwracaj�c si� do NIEGO zadeklamowa� uroczy�cie: �TY b�dziesz tworzy�
nowy �ad, a ja stworz� CIEBIE.� Par� os�b zacz�o bi� brawo, jaka� kobieta wybuchn�a
�miechem, a inna, ubrana tak, �e podj��bym si� rozebra� j� jednym palcem, szybciej, ni�
zapala si� papierosa, i musz� przyzna�, �e zrobi�bym to z cholern� przyjemno�ci�,
powiedzia�a: � Jest bardzo pi�kny�, g�osem stuprocentowej nimfomanki. Kto� z boku doda�,
�e ich nie odr�nia, a m�ody, w bia�ym smokingu, mrukn�� �ho�ota�. Potem gospodarz
rozejrza� si� i �ci�gn�� ze �pi�cego na tapczanie faceta z bran�y filmowej, kt�ry by� m�em
nimfomanki, purpurowy p�aszcz i narzuci� MU na ramiona. Spo�r�d flaszek wyci�gn��
koron�, w�o�y� MU j� na g�ow� i u�miechaj�c si� porozumiewawczo powiedzia�: �Prosz� si�
nie obawia�, ona jest z plastyku.� Znowu zakr�ci� si�, zakl�� i spyta�, czy kto� nie bra� trzciny.
Jego sekretarze zacz�li krz�ta� si� nerwowo po sali, a m�czyzna o szczup�ej twarzy w
srebrnych binoklach z grubymi szk�ami, kt�ry le�a� do tej pory na sk�rzanej kanapie,
pieszcz�c w�osy �pi�cej obok �licznej m�odej cioty, wzruszy� ramionami, powtarzaj�c
kilkakrotnie: �Bez sensu, bez sensu, bez sensu!� Wydawca roz�o�y� zabawnie r�ce i
o�wiadczy�: �Przykro mi z powodu tej trzciny. Ja tak�e przywi�zuj� si� do symboli. W ko�cu
robimy w podobnym fachu. Obaj tworzymy co� z niczego. Dla innych. Ale nie wolno nam
zapomina� o sobie� � zako�czy� sentencjonalnie. Popchn�� GO w stron� fotela rzeczywi�cie
przypominaj�cego tron. Sam opu�ci� si� na podobny obok. Brakowa�o jeszcze tylko trzeciego
i mo�na by ich zdj�cie da� na ok�adk� satyrycznego pisma z najlepszymi �yczeniami Nowego
Roku. Kr��y�em obok, raczej s�uchaj�c ni� robi�c zdj�cia, bo mia�em ju� tej zabawy troch�
dosy�. Rozgl�da�em si� po salonie szukaj�c tamtej nimfomanki, by�em got�w na wypadek,
gdyby si� �le poczu�a, odprowadzi� j� do domu. Jednak wygl�da�o na to, �e wszyscy czuli si�
dobrze poza mn�, poniewa� ci�gle m�czy�o mnie, sk�d znam twarz tego cz�owieka.
Tymczasem tamci dwaj na �tronach� prowadzili rozmow�, to znaczy monologowa� wydawca,
od czasu do czasu stawiaj�c pytania, ale zdaje si�, �e nie bardzo liczy� na odpowied�, a nawet
sprawia� wra�enie, jak gdyby nie by� jej szczeg�lnie ciekaw. Obaj trzymali w r�kach szklanki
z whisky, ja zbli�y�em si� tak�e, dola�em im, usiad�em na dywanie opieraj�c si� o jak��
cholern� ro�lin�, kt�rej kolce k�u�y mnie w plecy, i s�ucha�em, jak tamten m�wi� do NIEGO,
�e wygl�da dok�adnie tak, jak powinien wygl�da�, �e to by� wielki pomys� � ludzie chc�
dowiedzie� si� o NIM wszystkiego: kim jest, co im obiecuje, sk�d pochodzi i tak dalej, i tak
dalej, i �e kupuje od NIEGO prawo wy��czno�ci na druk pami�tnik�w � tu wymieni� cen�,
�agodnie m�wi�c, zach�caj�c� � i kiwn�� r�k� na siedz�c� w pobli�u kobiet�, kt�ra od
d�u�szego czasu, szczerz�c d�ugie z�by i wypinaj�c niem�ody dekolt, stara�a si� wtr�ci� do
13
rozmowy. Zacz�a tak samo idiotycznie, jak wygl�da�a, z tym p�askim odkrytym dekoltem i
siwymi, wysoko upi�tymi w�osami. Zapyta�a GO mianowicie, czy widzia� jej ostatni� sztuk�
Sny o krwi, czego. ON jakby nie s�ysza�, co uwa�am zreszt� za wyj�tkowo taktown� reakcj�,
poniewa� sztuczyd�a tej pani nape�niaj� mnie szczerym przera�eniem. �A w�a�nie �
powiedzia� wydawca. � Przedstawiam panu � to jest �ukasz, najostrzejszy. S� tu te� inni,
kt�rych pan powo�a: Mateusz, Marek i Jan. Oni odwalili za pana g��wn� robot�. Ca�y czas
przesz�y ma pan ju� za�atwiony� � u�miechn�� si� porozumiewawczo i doda�: �No, prawd�
m�wi�c, przysz�y te�. Oczywi�cie poprawki b�dziemy nanosi� w trakcie tworzenia przez
pana nowej historii, ale mo�e spodoba si� to panu i nie b�dzie pan chcia� du�o zmienia�.�
Zach�ci� GO do picia, a tamten ci�gle milcza�, tak�e kiedy ta kobieta-�ukasz zapyta�a, czy
jest homoseksualist�. A wydawca odchylaj�c si� na tronie zachichota� cienko, otar� krople
potu z bia�ej twarzy i znowu zacz�� m�wi�. �Niech si� pan nie gniewa, �e zaanga�owa�em
kobiet�, ale ona jest dobra, jest bardzo dobra. Ludzie lubi� j� czyta�. Pan jest bardzo
atrakcyjny dla kobiet. Przyda�oby si� tak�e co� w rodzaju �e�skim dla m�czyzn. Ale
mniejsza z tym. Wybra�em j� i trzech �wietnych facet�w, ka�dy napisa� swoj� wersj� pana
pami�tnik�w, zamkn��em je i mo�e pan sobie wybra�. Prawd� m�wi�c, r�nice nie s� bardzo
wielkie, bo pisali wed�ug �cis�ych wskaz�wek, no i licz�c si� z tym, co ludzie chcieliby
przeczyta�. Ale s� r�nice w uj�ciu pewnych spraw, no i r�nice temperamentu.� �Czy pan
jest homoseksualist�?� � powt�rzy�a znowu tamta, szczerz�c psie z�by, na to tamten w
grubych szk�ach, pieszcz�c ci�gle w�osy tej pi�knej �pi�cej cioty, powiedzia� �nonsens�, napi�
si� ze szklanki i doda�: �ON jest ponad p�ciami. Jego Androgyne realizuje si� w sferze
metafizyki.� Przyjrza� MU si� uwa�nie i doda�: �Budzi pan we mnie wstr�t. Nie znosz�
szalbierzy. �a�uj�, �e da�em si� w to wszystko wci�gn��. Ohyda.� Bia�a twarz u�miechn�a
si� troch� szerzej, pochylaj�c si� konfidencjonalnie w JEGO stron�, �On jest uczciwy i
niezale�ny, dlatego jest taki drogi � wyja�ni�. � Licz� si� z nim. No i ten temat ma
rzeczywi�cie w ma�ym palcu. Obud�cie Jana.� Kto� spr�bowa� podnie�� g�ow� m�odego
faceta, ale r�wnie dobrze mo�na by by�o namawia� konia, �eby przem�wi�. Wi�c gospodarz
roz�o�y� r�ce m�wi�c, �e nic si� nie da zrobi�, a Mateusz wyszed� znacznie wcze�niej. Doda�
jeszcze, �e Jan nale�y do zbuntowanych i niekt�rzy lubi� go czyta�, a wynaj�� go na wszelki
wypadek..
Moja nimfomanka zmierza�a w nasz� stron� posuwaj�c si� ruchem dryfuj�cego �aglowca.
By�a tak sympatycznie upita, �e m�g�bym dok�adnie wymieni�, co pi�a, aby osi�gn�� tak
przyjemny nastr�j. Zakotwiczy�a si� przy wydawcy, ziewn�a przejmuj�co i przeci�gn�a si�
w spos�b, kt�ry mnie otrze�wi�. �S�uchaj � u�miechn�a si� do niego � czy tw�j go�� nic nie
wykona? Obiecywa�e� jakie� cuda.� �S�usznie, s�usznie � dorzuci� kto� z boku m�g�by co�
zrobi�. By�em par� dni temu w lokalu, gdzie facet wszed� do butelki � do tej pory nie wiem,
jak to zrobi�.� Ch�opo-baba z tronu patrzy�a na NIEGO wyczekuj�co. �No, co Ty na to? Nie
chc� CI� do niczego namawia�...� Jaka� luksusowa dama, maj�ca na sobie dwa razy wi�cej
rzeczy ni� nimfomanka, co nie znaczy, �e nie zosta�aby natychmiast zatrzymana na ulicy za
obraz� moralno�ci, opu�ci�a si� na kolana, zawo�a�a �cudu!�, wyci�gn�a do NIEGO r�ce i
uznawszy to za �wietny dowcip, wybuchn�a �miechem. Sporo os�b zacz�o si� z tego
idiotyzmu �mia�, co oznacza�o, �e dama by�a wa�n� osob�.
�Niech wskrzesi twojego m�a� � powiedzia� do nimfomanki ten wredny przystojniak w
bia�ym smokingu i obj�� j� w taki spos�b, �e powinien dosta� w pysk i mnie powinno si�
powierzy� wykonanie tego zadania. �Cudu!� � powtarza�a ci�gle dama na kl�czkach,
przerywaj�c to co jaki� czas wybuchami �miechu, przypominaj�cego d�wi�k, jaki wydaje
odkorkowywana butelka. Tymczasem wredniak wzi�� nimfomank� za r�k�, przeszed� przez
salon i znikn�li za jakimi� drzwiami. W tym momencie straci�em ochot� do �ycia, zreszt�
wi�kszo�� obecnych tu os�b straci�a j� ju� dawno, wi�c poczu�em si� bli�nim.
14
Zainteresowanie NIM troch� s�ab�o, a ten drugi kr�l, bia�a morda, tak�e wygl�da� na troch�
rozczarowanego, pewno liczy� na silniejsze prze�ycia. Zreszt� si� nie zawi�d�, o czym b�dzie
za chwil�, ale na razie o�wiadczy� tylko: �Umow� mo�emy podpisa� zaraz, potem zapozna
si� pan z tekstami. Na razie niech si� pan czuje jak u siebie w domu.� Podni�s� si� z fotela i
straci� zainteresowanie dla ca�ej sprawy. ON podni�s� si� tak�e i ruszy� w stron�
wychodz�cego na ogr�d tarasu. Przez uchylone drzwi wszed� do ogrodu. Kiedy zatrzyma� si�
tam, o�wietlony z ty�u, jego sylwetka znowu wyda�a mi si� cholernie znajoma.
Teraz jednak rozpocz�y si� atrakcje, kt�re wymarzy� sobie gospodarz, a mianowicie m��
nimfomanki obudzi� si� z krzykiem, wykona� r�kami znak krzy�a, przewracaj�c przy tym, bo
zamach wzi�� pot�ny, kandelabr naszpikowany p�on�cymi �wiecami. Firanki zacz�y si�
pali� � takie rzeczy zawsze pal� si� dobrze � a ja pomy�la�em, patrz�c na drzwi, za kt�rymi
znikn�a nimfomanka z tamtym przystojniakiem, �e jest sprawiedliwo�� boska.
Zamieszanie zrobi�o si� pot�ne. Firanki opad�y na ziemi�, zacz�y pali� si� meble.
Odtworzony z drugiej ta�my ci�g dalszy zezna� zatrzymanego w baraku m�czyzny, brak
sta�ego miejsca zamieszkania, imi� i nazwisko nieznane, od s��w �Nic si� nie zdziwi�� do
s��w �Nie wiem.�
Nic si� nie zdziwi�. W ogrodzie podszed�em do rozgi�tych krat. Przez nie przedtem tu
wlaz�em i czeka�em. Ju� jasne by�o, �e idzie za mn�. Nie musia�em si� ogl�da�. A ten dom
si� pali� bardzo dobrze. Pozrzuca�em z NIEGO p�aszcz i koron�. Na ulicy, jak na razie,
nikogo nie by�o. ��adnie podpali�e� firanki. To umiesz �adnie. Reszta ci kiepsko wychodzi.�
Zagdaka�, �e ofiara musi si� spe�ni�. Ju� mia�em dosy� tego pieprzenia. Ale trudno. Zacz��
dochodzi� ha�as. Sklepy cwaniacy bali si� otwiera�. Przelecia�a grupa z krzy�em. Mieli si� do
czego spieszy�. ON si� na nich nie patrzy�, tamci na NIEGO te� nie. Przejecha�y samochody
policji. Zanim skapowa�em, co jest, znale�li�my si� w niez�ym burdelu. Kto� dar� si� jak na
wiecu. Ale to by�o przedstawienie. Jeden aktor przebrany za NIEGO, drugi za Pi�ata.
Pierwszy si� pyta drugiego, czy jest �ydowskim kr�lem, a drugi, czy sam to wie, czy mu to
inni powiedzieli. Niez�a szopa, tego brakowa�o, nie? Przepychanka coraz ci�sza. I dusi�em
si� z gor�ca. Gadali o napadach na sklepy i zniszczeniu fabryk. G�o�nik wydziera� si�:
�M�dlcie si� za spotwarzaj�cych.� Przepycha�y si� stare baby z ko�cieln� chor�gwi�. Dalej to
ju� regularny wiec. Jeden wrzeszcza�: �Nie mo�emy i�� z NIM, bo g�osi przestarza�e religijne
pogl�dy!� Drugi na to: �Najwa�niejsze, �e jeszcze gorszymi wrogami s� ci, co s� przeciw
NIEMU.� �Jak zostan� zwyci�eni wrogowie z broni�, pozostan� wrogowie bez broni, ale oni
te� s� wrogami� � znowu pierwszy. �adowa�em �okciami. To by�a pieprzona zabawa.
Z�odzieje mieli dobry dzie�. Gadali o robotnikach, �e si� ruszyli. Przez radio podawano
przes�uchania ludzi, co zdemolowali fabryk�. M�wili, �e ON im kaza�, �e dzia�ali jak w
natchnieniu. �adny numer! Najlepsze, �e JEGO nikt nie poznawa�. Zapomnieli o NIM czy
jak? Przepychali�my si� przez t�um. Nie mog�em ju� skapowa�, o co chodzi. W�adowali�my
si� w park. Tak samo gor�co jak w mie�cie. Pod drzewem wywr�ci� si�. Ja obok. To troch�
trwa�o. Pewnie spa�em.
Po zachodzie nie by�o nic ch�odniej. Ci�gn��em GO do tej knajpy. Wygl�da�o, �e si�
ko�czy, my�la�em, �e z g�odu. Weszli�my od ty�u na mniejsz� sal�. Facet, kt�ry wpuszcza,
pozna� mnie. Tu si� nic nie zmienia. Troch� facet�w siedzia�o na pod�odze. Dostarcza�em tu
kiedy� towar: hasz, konopie. Przeszli�my do sali oficjalnej � to przej�cie by�o dobrze
schowane. Od �wiat�a bola�y oczy. Opar�em GO o st�. Nie by�o du�o ludzi. Otworzy�em MU
usta i wla�em troch� wina. Zmusza�em, �eby jad�. Nie wiem, jak znalaz�o si� ko�o nas paru
facet�w, tych, co wjechali z NIM na pocz�tku do miasta. Nie wida� by�o po nich, �eby si�
cieszyli. Jakby troch� �alu mieli, �e ich w to w�adowa�. Pieprzyli o bijatykach, starciach z
glinami � oni si� do tego nie rwali, ale ich ca�y t�um zapcha�. Kiepsko wygl�dali, jak na
15
�wi�tych odnowicieli. Nie wida� by�o, �eby GO s�uchali, kiedy zacz�� m�wi�, �e ofiara musi
si� spe�ni�. Ten �wiat musi si� zapali�. Namawia�, �eby byli cierpliwi, to ON to za nich
za�atwi. Ale jednak jeszcze troch� musz� MU dopom�c. Tylko jeden osi�ek o�wiadczy�, �e
trzyma z NIM do ko�ca. Z tak� twarz� nie mia� du�o do stracenia. Jednego z nich gliny
zatrzyma�y za zamordowanie paru facet�w. Ten osi�ek mrukn��, �e jak im b�dzie potrzebne,
to GO zmusz�, �eby si� przyzna�. Tak czy tak dostanie czap�.
Zobaczy�em j�. Pozna�em najpierw po �miechu. Siedzia�a z dwoma facetami. Wygl�dali,
tak jak powinni. Solidne �winie. Wsta�a. Jeden z nich chcia� j� z�apa�, ale si� wyrwa�a.
Zagapiona w NIEGO laz�a jak kaczka, chlupi�c po tej cholernej wodzie. ON si� ucieszy�.
Namawiali si�. Ona nie chcia�a czego� zrobi�. Kaza� jej. �Jak mnie kochasz, zr�b to� � tak
us�ysza�em. Odesz�a. �Jest tu kto�, kto mnie wyda � powiedzia�. � Nied�ugo ju� spe�ni si�
ofiara.� �Kt�ry to? � zawo�a� ten byczek. Poka� go!� Reszty to w og�le nie obesz�o. Kilku si�
po�egna�o. Szed�em za ni�. Wlaz�a za kotar�. Wrzuci�a monet� do automatu telefonicznego.
Ten numer akurat znam dobrze. Us�ysza�em par� razy, �e �jest tu na pewno�. Odwiesi�a
s�uchawk�. Trafi�a na zepsuty automat, bo si� sypn�y monety. Wzi�a je ze �miechem.
Przesz�a obok. Nie pozna�a mnie. Ale ci dwaj faceci nie zapomnieli, po co z ni� przyszli.
Jeden z�apa� j� za r�k�, szarpn�� na krzes�o. Na widok jej g�upiej miny przypali� jej r�k�
papierosem. Roze�mia�a si�. Tak si� zdziwi�, �e j� pu�ci�. Ten osi�ek drzema�, reszta si�
rozesz�a, szarpn��em GO do drzwi. Wywlok�em na ulic�. Troch� pr�bowa� si� opiera�.
Odeszli�my ju� daleko, kiedy przed t� knajp� zaparkowa� wasz w�z.
Wlok�em GO z coraz mniejsz� nadziej�, ale wiedzia�em, �e si� GO musz� trzyma�. Tak
jak ON mnie. W baraku nocowa�em cz�sto. W poprzednim miejscu szukali mnie.
Sutenerstwo i takie r�ne sprawy. Wepchn��em GO, by�em cholernie wym�czony. ON
wywr�ci� si� na ��ko. Odpoczywa�em obok. Od upa�u mia�em mokr� koszul�. Jednak
spraw� trzeba doprowadzi� do ko�ca. Znowu d�ugo trwa�o, zanim si� podnios�em. W og�le
nie mia�em si�. Da�em MU wod�. Wypi�. Kopn��em GO w twarz. Jednak si� poruszy�.
Przewlok�em MU �a�cuch pod ramionami, zawis�em na nim. Podjecha� troch� w g�r� na
skrzy�owane belki. Zapl�ta�em �a�cuch z ty�u i mia�em GO na w�asno��. Z pozycji m�g� by�
zadowolony. Nie odpocz��em sobie. ON otworzy� oczy. Powiedzia�em, �e spotka�em dzisiaj
matk�. Kiwn�� g�ow�, �e wie. Jest kurw�, powiedzia�em. A ON chyba wie dlaczego. W og�le
musi du�o wiedzie�, musi by� strasznie m�dry, bo chce odkupi� �wiat. To niech m�wi,
dlaczego zabijam. Chyba to umie, nie? Mo�e nie umie, mo�e GO nie nauczy� ten, co GO
wynaj��. �eby co� powiedzia�, pewno bym GO przesta� la�. Albo �eby zamkn�� oczy. Ale nie.
Przeci�gn��em GO tym �a�cuchem, dar�em si�, �e przez NIEGO zabija�em. �e jest morderc�.
�e przez NIEGO b�d� zabija�. �e GO zmusz� do m�wienia. Albo wyrw� MU ten j�zor z
pyska. Temu m�dremu pieprzonemu peda�owi. Otworzy� usta i powiedzia� �bracie�. Dobre,
nie? �Bracie.� Zacz��em GO znowu la�. Co si� dalej dzia�o, nie wiem. Przyznaj� si�, �e
chcia�em GO zabi�. Kto strzela�? Ja strzela�em. Dlaczego strzela�em? Bo chcia�em. Dlaczego
chcia�em? Nie wiem. Kto jest winien? Ja jestem. Kto jeszcze? Nie wiem. Kto wie? Nikt nie
wie. Dlaczego? Nie wiem. Dlaczego si� boj�? Nie wiem. Co b�dzie ze mn�? Nie wiem.
W tym momencie praktycznie nast�pi� koniec nagrania. Zatrzymany wydawa� wprawdzie
nieartyku�owane odg�osy, kt�rych ju� jednak nie przytaczam, poniewa� nie dostrzeg�em w
nich �adnej logiki. Wywr�ci� si� na ziemi� w takim ataku, o jakim uprzednio wspomina� �
nale�y przypuszcza�, �e by� to atak choroby epileptycznej. Sier�ant sku� go w tym stanie z
kilku powod�w: po pierwsze � poniewa� wed�ug naszej wiedzy z tego zakresu �elazo
przynosi dobry rezultat w tej chorobie, po drugie � aby zmniejszy� mu mo�no�� rozbijania si�
po ziemi, po trzecie � aby tym �atwiej odtransportowa� go po odzyskaniu przytomno�ci.
Nagrywanie tego zaj�o bardzo ma�� ilo�� czasu, a teraz oczekiwali�my jedynie na koniec
16
ataku, aby wyruszy� do samochodu zaparkowanego, jak wspomnia�em wy�ej, w pewnej
odleg�o�ci. Przewidywania nasze okaza�y si� s�uszne. Mianowicie zatrzymany wkr�tce si�
uspokoi� i wyruszyli�my, taszcz�c ich obu w kierunku samochodu. Kiedy ukazali�my si� ju�
na ulicy, odg�osy, kt�re od pewnego czasu niepokoi�y nas, ujawni�y swoje �r�d�o. Z zakr�tu
wynurzy� si� t�um, wype�niaj�c ca�� jezdni�, a tak�e oba chodniki. Cz�� ludzi nios�a krzy�e
w r�nych kolorach, wykonane z drzewa. Na nasz widok jakby przyspieszyli, a z przodu,
jezdni�, przed wszystkimi, zatacza�a si� ta prostytutka w ci��y, kt�r� rozpozna�em nawet z
du�ej odleg�o�ci. Pokazywa�a nas palcami, krzycz�c co�, jednak og�lny ha�as zag�usza� s�awa.
Do samochodu mieli�my jeszcze dobrych kilkadziesi�t metr�w i sta�o si� dla mnie rzecz� nie
ulegaj�c� w�tpliwo�ci, �e z obci��eniem w postaci dw�ch m�czyzn nie b�dziemy w stanie
zd��y� do niego, uruchomi� go i na czas odjecha�. W tej sytuacji wyda�em polecenie
wycofywania si� w stron� baraku, p�ki ostatecz