2129

Szczegóły
Tytuł 2129
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2129 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2129 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2129 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

jan brzechwa od ba�ni do ba�ni ca�o�� w jednym tomie PWZN Print 6 Lublin 1998 Adaptacja na podstawie pozycji wydanej przez Czytelnik Warszawa 1982 Redakcja techniczna wersji brajlowskiej: Piotr Kali�ski Sk�ad, druk i oprawa: PWZN Print 6 sp. z o.o. 20-bah Lublin, Hutnicza 9 tel.8fax 0-ha 746-ab-hj e-mail: [email protected] `tc Ba�� o korsarzu Palemonie I Kiedy kr�l Fafu�a Czwarty Zachorowa� nie na �arty, Do doktora rzek�: "Doktorze, Nic mi wida� nie pomo�e, Przeznaczenie jest nieczu�e, Przysz�a kreska na Fafu��. Musz� umrze�, wola bo�a, Niechaj zbli�� si� do �o�a Kr�lewicze i kr�lewny, Do nich mam interes pewny". Przed kr�lewskie wi�c oblicze Przyszli czterej kr�lewicze I kr�lewny przysz�y cztery T�umi�c w sercach smutek szczery. Kr�l powiedzia�: "Ju� dogasam, Z dzie�mi zosta� chc� sam na sam. Prosz� wszystkich wyj�� z pokoju I zostawi� nas w spokoju". Gdy nie by�o ju� nikogo, Kr�l przem�wi� z min� srog�: "Drogie dzieci, trudna rada, �y� bez ko�ca nie wypada, Trzeba umrze� na ostatku, Dostaniecie po mnie w spadku Z�otych monet dziesi�� garnk�w, Dwie�cie wiosek i folwark�w, Wszystkie stada, psiarnie, stajnie, Pola �yzne nadzwyczajnie, Las�w obszar niezmierzony, Wszystko, wszystko - pr�cz korony, Bo korona przeznaczona Jest dla tego, kto pokona Kapitana Palemona. Ma on okr�t nad okr�ty, Nie zwyczajny - lecz zakl�ty. Od stu lat �eglarzy p�oszy, Wszystko niszczy i pustoszy, Kto go ujrzy cho� z daleka, Tego �mier� niechybnie czeka. Kto si� za nim w pogo� pu�ci, Znajdzie �mier� na dnie czelu�ci, Kto go schwyta i pokona, Temu tron m�j i korona!" Ledwie rzek� to kr�l Fafu�a, Z�a gor�czka go zatru�a, Strasznych drgawek dosta� potem I zmar� z pi�tku na sobot�. No, a ju� w niedziel� rano Kr�la godnie pochowano. Dzieci ojca op�aka�y, P�aka� z nimi nar�d ca�y, A gdy min�� rok z kawa�kiem, Zapomniano o nim ca�kiem. Ii P�ynie okr�t przez odm�ty, Nie zwyczajny, lecz zakl�ty, Pok�ad pusty, burta pusta, Poprzez burt� fala chlusta, Wicher p�dzi go i nagli, Chocia� nie ma na nim �agli. Lecz co dzie� ko�o po�udnia Pok�ad nagle si� zaludnia: D�wi�cz� g�osy, dudni� buty, Ukazuje si� z kajuty Twarz przepita i czerwona Kapitana Palemona, Jego broda rozwichrzona, Oczy ostre jak sztylety, Dwa za pasem pistolety, Jednym s�owe: posta� dzika Kapitana-rozb�jnika. Ukazuje si� za�oga Rozb�jnicza i z�owroga: A wi�c sternik-kuternoga, Pi��dziesi�ciu marynarzy, Strasznych zb�j�w i korsarzy, A na ko�cu kucharz-Chi�czyk I kud�aty pies peki�czyk. Gdy zaczyna szale� burza, Okr�t w nurtach si� zanurza I na morskim dnie osiada, Gdzie niejedna �pi armada. To - kraina niezmierzona Kapitana Palemona. Tam z kryszta�u s� pa�ace, Tam korsarze ko�cz�c prac� Odbywaj� uczty swoje, Tam planuj� swe rozboje, Tam chowaj� swe zdobycze, Tam ma��onki rozb�jnicze �pi� na sk�rach rozci�gni�tych Po�r�d z�otych ryb zakl�tych. O�miornice stra� tam pe�ni�, Ksi�yc z�ot� swoj� pe�ni� Koralowy gaj oblewa, W kt�rym ch�r rusa�ek �piewa. P�ynie okr�t przez odm�ty, Nie zwyczajny - lecz zakl�ty, Z dna wyp�ywa na powierzchni�, A gdy tylko dzie� si� zmierzchnie, Okr�t wznosi si� do g�ry, Nad ob�oki i nad chmury I zawisa niespodzianie W lazurowym oceanie. To - kraina niezmierzona Kapitana Palemona. Tam, gdzie mleczna biegnie droga, Schodzi sternik-kuternoga I kapitan, i za�oga. Z grubej blachy ksi�ycowej Wykuwaj� pancerz nowy I gwiazdami z firmamentu Przybijaj� do okr�tu. Tam, na szczycie srebrnej g�ry, Mieszka ptak ognistopi�ry, �eby w jego pi�r po�odze Ciep�o by�o spa� za�odze. B�yskawice stra� tam pe�ni� Ksi�yc srebrn� swoj� pe�ni� Szmaragdowy mrok oblewa, W kt�rym ptak ognisty �piewa. Iii Ju� w tronowej wielkiej sali Kr�lewicze si� zebrali, Siad�y obok nich kr�lewny T�umi�c w sercach smutek rzewny. W oddaleniu, jak wypada, Stan�� rz�d i dumna rada, Stary kanclerz z twarz� czerstw�, Poczet ksi���t i rycerstwo. Z kr�lewicz�w wsta� najstarszy, Pi�kne czo�o gro�nie marszczy. S�ucha rz�d i dumna rada, A kr�lewicz tak powiada: "My, waleczni kr�lewicze, Przez odm�ty tajemnicze Wyruszamy jutro w drog�. Mamy okr�t i za�og�. Rusznikarzy mamy dzielnych, Dziesi�� armat szybkostrzelnych, Nurk�w zast�p wy�wiczony, Bro�, latawce i balony, I latarni� czarnoksi�sk�, Kt�ra chroni� ma przed kl�sk�. Siostry z nami si� zabior�, A wi�c jedzie nas o�mioro. Ca�y �wiat przew�drujemy, A� w kajdanach przywieziemy Kapitana Palemona. Sprawa jest postanowiona. Niech tymczasem dumna rada M�drze pa�stwem naszym w�ada, Rz�d niech piecz� ma nad ludem, Niechaj kanclerz zbo�nym trudem Dla zwyci�zcy tron zachowa - Kr�l to b�dzie czy kr�lowa!" Ca�� noc i dzie� bez ma�a Po�egnalna uczta trwa�a. Rzek� la� si� mi�d stuletni I bawiono si� naj�wietniej. A w przystani na kotwicy, Walcz�c z wichrem nawa�nicy, Sta�, jak delfin rozpostarty, Okr�t "Kr�l Fafu�a Czwarty". Kr�lewicze i kr�lewny Po�egnali wszystkich krewnych, Rz�d i rad� po�egnali I na okr�t si� udali. �wiszcz� liny okr�towe, Do podr�y ju� gotowe, Furcz� �agle, skrzypi� reje, Wyj�c wiatr pomy�lny wieje. P�ynie okr�t przez odm�ty W �wiat nieznany, niepoj�ty, Fale pieni� si� i rycz�, Bij� serca kr�lewiczom, A kr�lewnom w tajemnicy �ni� si� morscy rozb�jnicy. Iv Mija tydzie�, drugi, trzeci, Okr�t lotem wichru leci, Niecierpliwi si� za�oga, �e nie wida� nigdzie wroga. Kr�lewicze z bezczynno�ci Na pok�adzie graj� w ko�ci, A kr�lewny w swych kajutach Robi� ciep�y szal na drutach. Naraz jedna z nich powiada: "Ja bym by�a bardzo rada, Gdyby posta� wymarzona Kapitana Palemona Ukaza�a si� w kajucie". "A ja dziwne mam przeczucie - Rzecze druga - �e z nas jedna Z tym korsarzem si� pojedna I zostanie pokochana Przez strasznego kapitana". Rzecze trzecia: "Jako �ona Kapitana Palemona, Jedna z nas kr�low� b�dzie". Czwarta na to: "Niech przyb�dzie, Niech podejmie walk� z bra�mi I odwag� wszystkich za�mi". Ledwie rzek�y to kr�lewny, Run�� z nieba wicher gniewny, Porwa� liny, starga� �agle, Ciemna noc zapad�a nagle, Skot�owa�y si� ba�wany I w ten odm�t skot�owany Uderzy�a nawa�nica. Mrok rozdar�a b�yskawica I jej �wiat�o zielonkawe Ukaza�o dziwn� naw�, Kt�ra w mrokach na ob�okach W d� spuszcza�a si� z wysoka. Kr�lewicze patrz� z trwog� I zrozumie� nic nie mog�: P�ynie okr�t przez odm�ty, Nie zwyczajny - lecz zakl�ty. Wicher p�dzi go i nagli, Chocia� nie ma na nim �agli, I z daleka ju� dolata Jego srebrnych blach po�wiata. Rozhuka�y si� armaty, Bij� w �rodek tej po�wiaty. Przez latarni� czarnoksi�sk� Jasno�� s�czy si� zwyci�sko, Rozpryskuj� si� pociski Po spienionej fali �liskiej. Odrzucono pistolety, Kr�lewicze przez lunety Patrz� w ciemn� dal i sami Ju� kieruj� armatami. P�ynie okr�t przez odm�ty, Nie zwyczajny - lecz zakl�ty, Niby stw�r niesamowity W zielonkaw� mg�� spowity. Pok�ad pusty, burta pusta, Poprzez burt� fala chlusta, A on p�ynie jak na skrzyd�ach, Prosto z bajki o straszyd�ach, W ciemno��, burz� i zwiej� I w ciemno�ci olbrzymieje. Kto go ujrzy cho� z daleka, Tego �mier� niechybna czeka. Kr�lewicze wi�c od razu Dali rozkaz. W my�l rozkazu, By m�c patrze� w tamt� stron�, Ka�dy w�o�y� szk�a za�mione, Szk�a przedziwnie szlifowane, Czarem snu zaczarowane. W kr�lewiczach zapa� p�onie: "Kapitanie Palemonie, nie b�d� tch�rzem, wyjd� z ukrycia, Walcz, nie �a�uj swego �ycia!" Ale okr�t pustk� zieje, Prze odm�ty, przez zawieje, Lekko mknie po fali �liskiej, Nie trafiaj� we� pociski, Maszt nietkni�ty w g�rze sterczy I jedynie �miech szyderczy Straszliwego kapitana D�wi�czy w wichrach i w ba�wanach. V Z kr�lewicz�w jeden rzecze: "Na nic kule, na nic miecze, Kapitana Palemona Or� zwyk�y nie pokona, A to dla nas kwestia tronu! Wsi�d�my razem do balonu, Wieje w�a�nie wiatr p�nocny, Wiatr ten b�dzie nam pomocny. Napadniemy okr�t wra�y, Uderzymy na korsarzy Granatami, latawcami, Nie poradz� sobie z nami!" Projekt zosta� wnet przyj�ty: Balon wzni�s� si� nad odm�ty, Wicher pogna� go przed siebie I pogr��y� w mrocznym niebie. Lec� dzielni kr�lewicze W dale mgliste i zwodnicze. Zimny wiatr nape�nia p�uca, Balon szarpie i podrzuca, I nad wrogi niesie statek. Dobywaj�c si� ostatek Kr�lewicze w jednej chwili Na pirat�w uderzyli. Przebiegaj� pok�ad �wawo, Patrz� w lewo, patrz� w prawo: Pok�ad pusty, burta pusta, Poprzez burt� fala chlusta. Z kim tu walczy�? Gdzie za�oga? Na okr�cie nie ma wroga! I okr�tu nie ma wcale, Jeno p�ynie poprzez fale Ksi�ycowa mg�a zielona, Kt�rej or� nie pokona. Kr�lewicze byli w�ciekli, �e w t� mg�� si� przyoblekli I �e wiatr ich niesie �wawo Z t� zakl�t�, dziwn� naw�. Ale ju� ko�o po�udnia Nawa nagle si� zaludnia. Ukazuje si� za�oga Rozb�jnicza i z�owroga: A wi�c sternik- kuternoga, Pi��dziesi�ciu marynarzy, Strasznych zb�j�w i korsarzy, A na ko�cu kucharz-Chi�czyk I kud�aty pies peki�czyk. Nie ma tylko kapitana. C� za sprawa niezbadana? Gdzie przebywasz, w jakiej stronie, Kapitanie Palemonie? Przybli�yli si� korsarze, Kr�lewiczom patrz� w twarze: Co za jedni? Sk�d si� wzi�li? Czy zjawili si� z topieli? Szczerzy z�by kucharz-Chi�czyk, Obw�chuje ich peki�czyk, Ka�dy milczy, ka�dy czeka, Nawet pies - i ten nie szczeka. Nagle sternik �miechem parska, Parska �miechem bra� korsarska, A� za brzuch si� trzyma kucharz, Nawet pies ze �miechu spuch� a�. Wreszcie sternik tak powiada: "Jest to zwyk�a maskarada, My�my rz�d i dumna rada. Kr�l Fafu�a w testamencie Zleci� takie przedsi�wzi�cie, By wybada� wasze m�stwo. Osi�gn�li�cie zwyci�stwo I pochwa�y, i zdobycze, Wielce dzielni kr�lewicze. W�a�nie s� kr�lestwa cztery, Kt�re maj� zamiar szczery Ofiarowa� wam swe trony. Wyb�r jest postanowiony - Cztery statki stoj� w porcie; Z wygodami i w komforcie Do swych kr�lestw pojedziecie, By zab�ysn�� w ca�ym �wiecie; Tam ju� czeka lud st�skniony, Z�ote ber�a i korony". Gdy to sternik rzek� - korsarze Odmienili swoje twarze, Zdj�li w�sy, zdj�li brody I wrzucili je do wody. Kr�lewicze s� jak we �nie: Spogl�daj� jednocze�nie Na sternika, co zamierza Przeistoczy� si� w kanclerza, Przygl�daj� si� obliczom Dobrze znanym kr�lewiczom, Cz�onk�w rady obejmuj�, Z ministrami si� ca�uj�. Zaraz kanclerz na okr�cie Wyda� na ich cze�� przyj�cie I rzek� �artem w swej przemowie: "Czterech kr�l�w pij� zdrowie - Karowego, kierowego, Pikowego, treflowego. Zmar�y kr�l Fafu�a Czwarty Bardzo lubi� zagra� w karty". Uczta by�a znakomita, Ka�dy najad� si� do syta, Rzek� la� si� mi�d stuletni I bawiono si� naj�wietniej. Vi A w kajutach swych kr�lewny Rozwa�aj� los niepewny: Odlecieli kr�lewicze W dale mroczne i zwodnicze, Mo�e ju� nie �yj�, mo�e Powpadali wszyscy w morze? A tu przyjd� rozb�jnicy, Tacy straszni, tacy dzicy, I kr�lewny uprowadz�, I do ciemnych loch�w wsadz�. Jak si� broni� przed t� zgraj�? Gdy tak smutnie rozmy�laj�, Nagle drzwi si� otwieraj�, Wchodzi m�odzian bardzo zgrabny, Bardzo m�ody i powabny I kr�lewnom uk�on sk�ada. �adna z nich nie odpowiada, Jednocze�nie wszystkie zblad�y I jak sta�y, tak usiad�y. Wyci�gaj� dr��ce d�onie: "Nie zabijaj, Palemonie!" M�odzian znowu uk�on sk�ada, Po czym �miej�c si� powiada Wprost, bez �adnej ceremonii: "Jam jest w�adca Palemonii, Kr�l Palemon, prosz� bardzo, Niechaj panie mn� nie gardz�, �agodnego jestem serca I nikogo nie u�miercam, A historia o piracie To jest bajka, czy j� znacie? Cho� to bajka nieprawdziwa - Sens ukryty w bajce bywa". Zap�oni�y si� kr�lewny T�umi�c w sercach smutek rzewny Wymarzy�y w snach pirata, A tu kr�l jest. Taka strata! Los niekiedy figle p�ata. Kr�l Palemon si� przywita�, Siad�, o zdrowie grzecznie pyta� I rozwodzi� si� nad statkiem, I rozgl�da� si� ukradkiem. Trzy kr�lewny by�y cudne: Zgrabne, g�adkie, bia�e, schludne Czwartej los za� figla sp�ata�: Czwarta by�a piegowata, Niepozorna i brzydula - U�miechn�a si� do kr�la. A �licznotki trwa�y dumnie. "Brzydule�ko, zbli� si� ku mnie - Rzecze kr�l Palemon czule - Chc� za �on� mie� brzydul�!" A �licznotki klaszcz� w d�onie: "�wietnie, kr�lu Palemonie! Cho� siostrzyczka nie jest �adna, Ale dobra tak jak �adna, Niezr�wnana b�dzie �ona I kr�lewna wymarzona!" Uca�owa� kr�l brzydul�, Pier�cie� da�, co mia� w szkatule, Bo tak zawsze robi� kr�le. Vii Po��czono dwa okr�ty: Ten zwyczajny i zakl�ty. Wszyscy s� ju� na pok�adzie, Stoi rz�d przy dumnej radzie, Kr�lewicze i kr�lewny, Kr�l Palemon, poczet krewnych, Nawet stary kucharz-Chi�czyk I kud�aty pies peki�czyk. Gdy sko�czy�a si� parada, Wyszed� kanclerz i powiada: "Kr�l Fafu�a w testamencie Zleci� takie przedsi�wzi�cie, �e korona przeznaczona Jest dla tego, kto pokona Kapitana Palemona. Pokona�a go kr�lewna, A wi�c rzecz jest ca�kiem pewna, �e jej miejsce jest na tronie Przy ma��onku Palemonie". Zaraz kanclerz na okr�cie Wyda� na ich cze�� przyj�cie I rzek� �artem w swej przemowie: "Czterech dam wypijmy zdrowie, Bo to jasne jest, �e mamy Na pok�adzie cztery damy: Jest kierowa, jest karowa I pikowa, i treflowa. Zmar�y kr�l Fafu�a Czwarty Bardzo lubi� zagra� w karty!" Uczta by�a znakomita: Ka�dy najad� si� do syta, Rzek� la� si� mi�d stuletni I bawiono si� naj�wietniej. Cho� to bajka nieprawdziwa - Sens ukryty w bajce bywa. Przygody rycerza Sza�awi�y Gdy wojna si� sko�czy�a, Wsiad� rycerz Sza�awi�a Na bu�anego konia, Za giermka wzi�� gamonia, Co po wsiach kury krad�, I milcz�c ruszy� w �wiat. Mia� giermek Roch na imi�. Nos odmro�ony w zimie Na g�bie mu wykwita� Jak rzepa pospolita, A nade wszystko Roch Spa� lubi�, bo by� �pioch. Mia� rycerz zbroj� pod�� I niewygodne siod�o, Do tego uprz�� biedn� I strzemi� tylko jedno, Lecz za to �y� w nim duch, Co starczy�by za dw�ch. Tylko na jedn� nog� Przy bucie mia� ostrog�, Gor�cy w walkach udzia� Sprawi�, �e w�os mu zrudzia�, Niet�g� posta� mia�, Lecz rycerz by� na schwa�. Mawiali o nim Szwedzi, �e w nim stu diab��w siedzi, Tatarzy z trwogi s�abli Na widok jego szabli, A Turcy - zwyk�a rzecz - Zmykali przed nim precz. Gdy wojna si� sko�czy�a, W �wiat ruszy� Sza�awi�a, Roch za nim z wolna cz�apa�, Bo mia� niewielki zapa� Do przyg�d. Nadto Roch Niech�tnie w�cha� proch. Rzek� rycerz: "Jestem g�odny, To objaw niezawodny, �e gdzie� tu jest zamczysko Albo ober�a blisko. Na piecze� mam dzi� ch��, M�j giermku! Za mn� p�d�!" Z p� mili ujechali, A ju� widnieje w dali Gospoda "Pod Fijo�kiem", Wi�c rycerz z swym pacho�kiem Przed bram� z konia zsiad�. "Tu - rzecze - b�d� jad�!" Ko� dawniej r�a�, dzi� nie r�y, Gdy staje przy ober�y. Wiadomo - rycerz w n�dzy, A owsa bez pieni�dzy Nie daje przecie� nikt. Pan chudy - chudy wikt. Tote� niepewnie troch� Wszed� Sza�awi�a z Rochem Do izby do�� przestronnej, Gdzie przy pieczeni wonnej, Kt�ra zapiera dech, Siedzia�o zuch�w trzech. Rzek� tedy Sza�awi�a: "Hej, gospodyni mi�a, Nam te� tu podaj piecze�, A prosz� - bez z�orzecze�, Bo p�ac�, kiedy mam, Dzi� nie mam, stwierdzam sam" Za�mia�a si� szynkarka: "A to z was niez�a parka, Wyno�cie si� czym pr�dzej, Nic nie dam bez pieni�dzy, W��cz�g�w mamy do��, A taki go�� - nie go��!" W rycerzu moc o�y�a. "Jam rycerz Sza�awi�a, Do Kr�la Jegomo�ci Chodzi�em nieraz w go�ci, Kr�l bra� mnie grzecznie wp� I sadza� za sw�j st�. Ugaszcza� mnie szach perski I regent holenderski, Kr�lowa Izabela I kr�l w�gierski Bela, I nawet Wielki Fryc, Lecz nie p�aci�em nic!" To rzek�szy rycerz godnie Podci�gn�� sobie spodnie. "Niech mi�a gospodyni Trudno�ci nam nie czyni, Nie jad�em od dw�ch dni, A� w brzuchu mi si� ckni." Tu g�os zabra�y zuchy: "Brzuch pusty, j�zyk suchy, Kt� �cierpi tak� dol�? Siadajcie tu przy stole, Pieczeni jest w sam raz, By ni� ugo�ci� was. I piwa do wieczerzy Nie zbraknie dla rycerzy. Hej, gospodyni, �ywo Nie� chleb, mi�siwo, piwo, Talerze, szklanki, n�, Prosimy siada� ju�!" Rzek� rycerz Sza�awi�a: "Przemowa nader mi�a, Ogromnie sobie ceni� Szlachetne zgromadzenie, Chod�, Rochu! Oto Roch M�j giermek, le� i �pioch" "A my jeste�my zuchy, Weso�e pasibrzuchy. Kochamy opowie�ci O bohaterskiej tre�ci. M�w, Sza�awi�o, m�w, S�uchamy twoich s��w!" Za st� przybysze siedli, Porz�dnie si� najedli, Roch a� j�zykiem mlasn��, Ze sto�ka spad� i zasn��, A rycerz wzi�� si� wp� I sw� opowie�� snu�: "Mam dwie�cie lat z kawa�kiem, Lecz jestem m�ody ca�kiem, M�j ojciec mia� trzy wieki, Gdy zamkn�� swe powieki, A m�j stryjeczny dziad �y� ponad pi��set lat. Walczy�em ja w Wenecji, W Hiszpanii, Grecji, Szwecji, Pod Warn� i nad Marn�, Cho� mia�em zbroj� marn�, Mnie w Moskwie Batu chan Czterdzie�ci zada� ran. Gdy mi odr�ba� g�ow�, My�la�em - ju� gotowe! Lecz zbiegli si� lekarze, Puszkarze, rusznikarze, Przyszyli g�ow� zn�w I prosz� - jestem zdr�w! W Warszawie Bonaparte Powiedzia� do mnie �artem: - Do Pyr jed�, Sza�awi�o, Tam jeszcze ci� nie by�o! Odrzek�em: - Rozkaz, sire, Wyje�d�am dzi� do Pyr. Przyje�d�am tam kolej�, A w Pyrach ju� si� lej� Kozacy i Prusacy, I nasi zawadiacy. Pif paf! pif paf! pif paf! Ruszy�em do nich wp�aw. Z�apa�em wnet dow�dc� I m�wi� mu pokr�tce, �e rozkaz mam i w�adz�, �e ja dzi� pu�k prowadz�. Dow�dca z gniewu z��k�, A ja prowadz� pu�k. Kozacy ty� podali, Prusacy si� poddali Wraz z ca�� artyleri�. (M�wi� to ca�kiem serio!) A cesarz do mnie rzek�: - Wspania�y jeste� cz�ek! Mianuj� ci� marsza�kiem. (M�wi� to serio ca�kiem!) Masz legi� honorow� (Daj� wam na to s�owo!) I b�dziesz ksi�ciem Pyr. Odrzek�em: - Rozkaz, sire! Tak! R�nie w �yciu bywa!" Tu rycerz �ykn�� piwa, Zapali� papierosa, K��b dymu pu�ci� z nosa, Uderzy� d�oni� w st� I sw� opowie�� snu�: "Za kr�la W�adys�awa Ciekawsza by�a sprawa. Chcia� zdoby� kr�l warowni�, Lecz wierzcie, �e dos�ownie Z kr�lewskich armat stu Nie by�o �adnej tu. Kr�l widzi: rzecz zawi�a. - Gdzie - pyta - Sza�awi�a? Niech hetman go sprowadzi, On jeden co� zaradzi, Pociski s�, lecz jak Nadrobi� armat brak?... Przyje�d�am - kr�l w rozpaczy Jest wprawdzie stos kartaczy, Lecz armat nie ma wcale. Powiadam: - Doskonale, Bajeczny pomys� mam, Armat� b�d� sam. Wnet uczestnicz� w walce: Wi�c kartacz bior� w palce, Podrzucam go do g�ry I nog� ciskam w mury, Jak pi�k� no�n� - buch! Kr�l wo�a: - To mi zuch! Ju� drugi kartacz leci, A zaraz po nim trzeci, Po trzecim leci czwarty, Wre walka nie na �arty. Niebawem ca�y mur A� roi� si� od dziur. Wtem patrz� - wprost z moczar�w Wyrasta pu�k janczar�w, A ja sam jeden stoj�, Janczar�w si� nie boj�, Lecz c� mam pocz�� tu? Ja jeden, a ich stu! Rzucili si� jak w�ciekli I nogi mi odsiekli, Wi�c tylko my�l� sobie: Co w tej opresji zrobi�? Jeszcze bym uciec m�g�, Lecz uciec jak bez n�g? Tu sta� si� fakt donios�y, Gdy� nogi mi odros�y Z nadwy�k� pi�ciu cali! Janczarzy si� poddali, Bo taki zdj�� ich strach. - To szejtan, a nie Lach! Kr�l wezwa� mnie nad ranem: - Zostaniesz kasztelanem, Otrzymasz wiosek dwie�cie I pi�� kamienic w mie�cie, A nadto, je�li chcesz, M� c�rk� dam ci te�." Tu jeden zuch zawo�a: "To rzecz niezwyk�a zgo�a, Opowiedz, jak to by�o, Rycerzu Sza�awi�o! Czy o�eni�e� si�, Gdzie �ona twa, gdzie wsie?" A rycerz rzecze: "Sk�d�e! Ja post�puj� m�drze. Kr�lewna jest dla ksi�cia, Kr�l ksi�cia chce za zi�cia, A ja, zwyczajny kiep, �o�nierski wol� chleb. Kr�lowi wi�c powiadam, �e na to si� nie nadam. Kr�l p�aka� bardzo rzewnie, Powt�rzy� to kr�lewnie, Kr�lewna rzek�a: - Ach! I uton�a w �zach. A ja ruszy�em w drog�, Bo szczerze wyzna� mog�, �e inne mia�em plany. Ja by�em zakochany! Joanna, m�wi� wam, Najmilsz� by�a z dam. Pami�tam, jestem w Rydze, Wtem, w oknie wie�y, widz�, Prze�liczna siedzi panna (A by�a to Joanna). Wi�c daj� r�k� znak, �e niby tak a tak, �e jestem ni� ol�niony, �e takiej pragn� �ony, �e jestem Sza�awi�a, �e gdyby si� zgodzi�a, Niech skre�li kilka s��w Lub powie: bywaj zdr�w! Zrzuci�a tedy li�cik, �e na nic ca�y wy�cig M�odzie�y i rycerzy, Gdy� j� uwi�zi� w wie�y Jej ojczym bardzo z�y, Wi�c tylko roni �zy. Mnie, wiecie, nic nie wstrzyma, Przychodz� do ojczyma, Powiadam: - Mo�ci ksi���, Z daleka tutaj d���, By pasierbicy twej Nie�� ulg� w doli z�ej! A ksi��� jak nie wrza�nie: - Stu takich by�o w�a�nie, Znam was, obie�y�wiat�w, Uciekaj, do stu kat�w, A panna - wierzy� chciej, Zostanie w wie�y tej!... Z�o�� mnie okrutna bierze, Wko�o obchodz� wie��. Ma �okci z pi�� tysi�cy Lub mo�e jeszcze wi�cej, A jej sklepiony dach Po prostu ginie w mg�ach. Na pomys� wpadam wreszcie: Skupuj� sznury w mie�cie I ��cz� je w godzin� W niezwykle d�ug� lin�, Najd�u�sz�, jak� znam, To mog� przysi�c wam. Jej koniec pochwyci�em, Przez wie�� przerzuci�em, By po dw�ch stronach wie�y Zwisa�a, jak nale�y. Wi�c oba ko�ce ju� Z dw�ch stron zwisaj� wzd�u�. Dwie p�tle na nich robi�, Z nich jedn� mam na sobie, A druga p�tla taka Oplata grzbiet rumaka. Wypr�y� rumak grzbiet I pocwa�owa� wnet. Sznur, g�r� przerzucony, Ko� ci�gnie z jednej strony, A z drugiej wraz ze sznurem Ja si� unosz� w g�r� - Nim jeszcze b�y�nie �wit, Dostan� si� na szczyt. Rwie naprz�d rumak chy�y, Mnie wci�ga coraz wy�ej, Obijam si� o mury I widz�, patrz�c z g�ry, �e ko� m�j poprzez mg�y Nie wi�kszy jest od pch�y. Migaj� pi�tra wie�y, Czupryna mi si� je�y, Bo l�k mam nieustanny, Czy dotr� do Joanny... Lecz oto ju� jej twarz! St�j, koniu! Dok�d gnasz? Na wprost jej okna wisz�, Na linie si� ko�ysz�, Spogl�dam, a Joanna To ca�kiem stara panna, Co ma z sze��dziesi�t lat. No - my�l� - �adny kwiat! Zgarbiona, siwiute�ka, Male�ka babule�ka! Snad� podr� moja trwa�a Czterdzie�ci lat bez ma�a. I ja - w odbiciu szyb - Te� jestem stary grzyb. Widokiem tym z�amany, Chwyci�em n� sk�adany, Przeci��em sznur - i jazda! Jak spadaj�ca gwiazda, Na �eb, na szyj� w d�! I ju�em �mier� sw� czu�. Lecz tak mi si� powiod�o, �em trafi� prosto w siod�o. Spogl�dam: nie do wiary! Nie jestem wcale stary, Siwizny znikn�� �lad, Mam zn�w trzydzie�ci lat. M�j ko� jest te� bez zmiany I r�czy, i bu�any. Ruszy�em tedy w drog�, A dzi� ju� doj�� nie mog�, Kto wtenczas z wie�y spad�: Ja, ojciec m�j czy dziad". Tu drugi zuch zawo�a: "Historia dziwna zgo�a, A� mnie przejmuj� dreszcze! M�w, Sza�awi�o, jeszcze, M�w, Sza�awi�o, zn�w, S�uchamy twoich s��w!" Zn�w rycerz �ykn�� piwa I rzek�: "Przer�nie bywa. S�uchajcie, zuchy, bowiem Histori� wam opowiem, Kt�r� przez kilka lat Rozbrzmiewa� ca�y �wiat. Gdy z wojskiem sta�em w polu, Kr�lowa Neapolu, Co ceni mnie ogromnie, Przes�a�a li�cik do mnie: Monsieur de Chalavil (Francuski niby styl), �mier� sroga mi zabra�a Mojego admira�a, Mam wielk� wi�c ochot�, A�eby� pan m� flot� Na zach�d i na wsch�d Do nowych zwyci�stw wi�d�! " Gdy dama wzywa, jad�, Bo tak� mam zasad�. Nazajutrz, daj� s�owo, Stan��em przed kr�low�. Gdym tylko do niej wszed�, Dosta�em od niej wnet Kapelusz admiralski I order portugalski, Ponadto szpad� z�ot� I w�adz� nad jej flot�! Ukl�k�em u jej st�p. - Zwyci�stwo albo gr�b! Gdym z�o�y� t� przysi�g�, Dosta�em wielk� wst�g� I order Margrabini Sardynki czy Sardynii, Ju� nie pami�tam sam. Ten order dot�d mam. Ach! Mam order�w kopy Od w�adc�w Europy. Gdy nosi� je nale�y, Dobieram dw�ch rycerzy I w trzech d�wigamy tak, A� nieraz si� nam brak. Gdy wr�g pos�ysza� o tym, �e ja obj��em flot�, Chcia� si� ulotni� nagle, Wi�c rozwin��em �agle, Ruszy�a flota w b�j, A pierwszy okr�t - m�j! Holendrzy i Anglicy Miotali si� jak dzicy, Du�czycy poton�li, Hiszpan�w diabli wzi�li I tylko szwedzki kr�l Unikn�� naszych kul. Wtem wiatr na morzu usta�, Rozwar�em tedy usta I oddech po oddechu Jak z pot�nego miechu Wypuszcza� j��em z p�uc - Bo przecie� chcie� to m�c! Dmucha�em tak zawzi�cie, �e okr�t po okr�cie Wyp�ywa�, Szwed�w tropi� I niedobitk�w topi�, Bo wierzcie, takich p�uc Nie miewa� �aden w�dz. Walczy�em tak dwa lata Na r�nych morzach �wiata. Chi�czyk�w zwyci�y�em, Ameryk� odkry�em I jeszcze jeden l�d, Lecz go nie wida� st�d. Raz siedz� na pok�adzie, A okr�t m�j si� k�adzie. Zlatuj� w nurty s�one. No - my�l� - ju� sko�czone! Bo okr�t z szumem fal Pop�yn�� sobie w dal. Historia nieweso�a! Rozgl�dam si� doko�a, A tu rekin�w stado Ju� grozi mi zag�ad� I pruje sin� g��b, I chce mnie wzi�� na z�b A jeden z nich, z�owrogi, Ju� chwyta mnie za nogi I paszcz� na dwa �okcie Obgryza mi paznokcie. To straszne! Taki zb�j Chce przeci�� �ywot m�j! Wi�c krzycz� z ca�ej si�y: - Nie ruszaj Sza�awi�y, Nie zjadaj admira�a, Kr�lowa zakaza�a, By� admira�a jad�! I rekin nagle zblad�. Schwyci�em go za ogon I rzek�em z min� srog�: - A teraz... jazda! Holuj Mnie wprost do Neapolu! I c�? Po paru dniach Wyrzuci� mnie na piach. Kr�lowa przysz�a do mnie, Cieszy�a si� ogromnie, Hrabiny, margrabiny Sz�y do mnie w odwiedziny, Za nimi ca�y dw�r I ksi���t d�ugi sznur!" Tu trzeci zuch zawo�a: "Przygoda dziwna zgo�a! Lecz m�w, rycerzu, dalej, Do kufla piwa nalej I opowiadaj zn�w, S�uchamy twoich s��w!" Chcia� m�wi� Sza�awi�a, Lecz nagle si� zdarzy�a Rzecz wprost niewiarygodna, Bo Rocha twarz dorodna Wyjrza�a z do�u wzwy�, Z�owieszczo szepcz�c: "Mysz!" Na st� nasz rycerz wskoczy�, Jak gdyby Turk�w zoczy�, I przera�ony diablo, J�� wymachiwa� szabl�, I poci� si�, i trz�s�, I skuba� rudy w�s. "Hej, zuchy, or� bierzcie! A ruszcie si� nareszcie, Ta bestia na mnie czyha, Wi�c bro�cie mnie, do licha! M�g�bym j� zabi� sam, Lecz t�p� szabl� mam!" Mysz do drzwi si� rzuci�a, A wtedy Sza�awi�a Zawo�a�: "Siod�a� konie, Ja w polu j� dogoni�!" I da� ze sto�u skok, Ku drzwiom kieruj�c krok. Niebawem by� z powrotem, Rz�sistym zlany potem, Za sob� wl�k� dziewczyn� I gro�n� robi�c min�, Rzek�: "Pr�dzej tu si� zbli�! Panowie! Oto mysz! Dziewczyny wzi�a posta�, By �atwiej tu si� dosta�. Jak ci na imi�?" "Krysia..." "To� ty ksi�niczka mysia. Ja sztuczki takie znam, Umiem je robi� sam. Ty mo�e nie wiesz o tym, �e jestem w�a�nie kotem I ciebie zjem, panienko!" Tu zacz�� miaucze� cienko I na czworakach szed�, Pociesznie pr꿹c grzbiet. Od sto�u wsta�y zuchy. "Popatrzcie na te ruchy! Dalib�g, istne dziwy, To przecie� kot prawdziwy! A mo�e obraz ten To jest po prostu sen? A mo�e nam si� �ni�y Przygody Sza�awi�y? Przy piwie r�nie bywa, Od piwa �eb si� kiwa. Hej, gospodyni, rad�, Czy mamy pi�, czy spa�?!" "Spa�, skoro jest ochota, I ju� nie m�czcie kota, A Krysia - marsz do kuchni I zaraz �wiec� zdmuchnij! Dobranoc! Na mnie czas! Panowie, �egnam was." Magik Gdy na zach�d z Sandomierza I�� przez dwa i p� pacierza, Wida� drog�, kt�ra zmierza Wprost do Dwik�z. Tam przed laty �y� Fikus�w r�d bogaty, Co wyrabia� dzwony z brzozy, A z konopi pl�t� powrozy I rozs�awi� tym Dwikozy. Tam, na samym skraju Dwik�z, Mieszka� ongi magik Fikus, Zwany �yso�, trojga imion: Bonifacy - Filip - Tymon. Magik Tymon Fikus z Dwik�z Co dzie� inny robi� psikus. Raz, gdy wraca� z Sandomierza, Przeistoczy� w oset je�a, A gdy szed� do Zawichostu, Wzi�� i zrobi� je�a z ostu. Sypa� w g�sior piasek mia�ki, A wylewa� - sztof gorza�ki. Kiedy zje�� chcia� jajecznic�, Szed� po prostu na ulic�, Tam ze �niegu ugni�t� jajko, Jajko nakry� kacabajk�, Potem na nie chuchn�� z bliska - I ju� sta�a pe�na miska. Innym razem wzi�� koguta, Schowa� w kiesze� od surduta, A po chwili, zr�cznie nader, Wody wyla� z niej pi�� wiader. Raz, gdy ujrza� muzykusa, Da� przez ca�y rynek susa I do warg przytkn�wszy d�onie, Gra� jak gdyby na puzonie, Na klarnecie gra� po troszku I na flecie, i na ro�ku, I nie wiedzia� nikt ju� z Dwik�z, Czy gra Fikus, czy muzykus. Ju� nie b�d� m�wi� o tym, Jak udawa�, �e jest kotem, I jak w psa si� zmieni� potem; Jak po�yka� kalosz stary, A wypluwa� okulary; Jak na lewej d�oni wsparty W pl�sie st�p tasowa� karty; Jak wyjmowa� z ucha wr�bla I zamienia� wr�bla w rubla; Jak hodowa� ryby w szafie, Bo ja sam to te� potrafi�! Ale wreszcie przebra� miar�: Spotka� dwie babiny stare I przemieni� je w dziewcz�ta; Jedn� wyda� za rejenta, Z drug� stan�� w Zawicho�cie I wyswata� j� staro�cie. Lecz ju� rankiem przy niedzieli Ca�� sztuczk� diabli wzi�li. Prys�y m�odych �on powaby, A zosta�y stare baby - Obie krzywe, obie siwe I okropnie gadatliwe. W�ciek� si� rejent, w�ciek� starosta, Ale sprawa nie jest prosta, Bo gdy ksi�dz po��czy �lubem, Luba musi zosta� z lubym. Posz�y skargi na Fikusa, Skry� si� Fikus do lamusa, Gdy� z powodu jego sztuczek W Sandomierskiem powsta� huczek I ju� pleban oburzony Chcia� pot�pi� go z ambony Uderzywszy wi�c w pokor�, Fikus wybra� si� wieczorem Na plebani� i ze skruch� Drapa� si� to w nos, to w ucho. Ksi�dz rzek� wreszcie: "Dobra nasza, Moja kasza - twoja flasza, Rozegramy to w mariasza!" Fikus szybko rozda� karty, A �e ba� si� nie na �arty, Przegra� tyle, ile trzeba, �eby dosta� si� do nieba. Wzi�wszy tedy rozbrat z grzechem, Fikus rad po�egna� klech�, U�miechni�ty dosiad� konia, K�usem pu�ci� si� przez b�onia I wo�aj�c: "Znaj �ysonia! Hokus-pokus, fikus-pikus!" Pocwa�owa� wprost do Dwik�z. Wszed� do domu, staje, patrzy... "Co to? Kto to?" - rzek� poblad�szy. Podszed� bli�ej... Tak, to one, Dwie staruchy nastroszone, Staro�cina z rejentow� Zabawiaj� si� rozmow�. Fikus gro�nie spojrza� na nie: "C� to znaczy, moje panie?" "Co to znaczy? Nic nie znaczy Ot, nie mog�o by� inaczej. Wyp�dzili nas m�owie, No i dobrze, i na zdrowie! Odstawili nas tu koczem, Gada� teraz nie ma o czym. Tymon Fikus zblad� ze z�o�ci. "Ale� bies mi nas�a� go�ci! Po co? Na co? Jakim prawem? Rozstaniemy si� niebawem!" I potrz�sn�� ju� r�kawem, Aby zakl�� baby w �aby, Ale rozmach wzi�� za s�aby; Chcia� przemieni� je w dwie miot�y, Lecz mu palce si� zaplot�y; Zebra� w sobie ca�y zapa� I wysila� si�, i sapa�, By je zmieni� w �y�ki stare, W bia�e myszki, w kapc�w par�, W dwie marchewki, w dwa rogale, Lecz mu jako� nie sz�o wcale. Tupa�, klaska�, bi� si� w �ydki, Kl�� pod nosem w spos�b brzydki, Wreszcie krzycze� j�� jak dzikus: "Hokus-pokus, fikus-pikus!" A staruchy ze� szydzi�y: "C� to, kumie? Zbrak�o si�y? Kum czarowa� ju� nie umie? Z kumem jest niedobrze, kumie!" Posz�y potem do spi�arki, Wyci�gn�y s�oje, garnki, Pol�dwic� i p�g�ski, Cho� to przecie przysmak m�ski Jad�y sobie do wieczora, Poci�gaj�c mi�d z g�siora, Obie krzywe, obie siwe, I okropnie gadatliwe. Fikus patrza� z gniewu siny, Wycieraj�c pot z �ysiny. Sta� na g�owie p� godziny, Do pomocy wzi�� koguta, Sypa� proso do surduta, Szuka� zakl�� w ksi�dze grubej, Coraz nowe robi� pr�by, Wreszcie zgrzytn��, gwizdn��, cmokn�� I... wyskoczy� w mrok przez okno. Co z nim sta�o si�, nikt nie wie. By� podobno w Sochaczewie, Kto� go widzia�, jak w Piotrkowie Na jarmarku sta� na g�owie, Potem zjawi� si� w Prabutach I udawa� tam koguta, Inni m�wi�, �e w Jaworze Zjada� szk�o i �yka� no�e, A zn�w inni, �e w B�dzinie Popisywa� si� na linie. Gdzie jest prawda - nie wiem. Tu si� Ko�cz� wie�ci o Fikusie. Je�li jeszcze co� us�ysz�, Zaraz dalszy ci�g dopisz�, Mo�e wierszem, mo�e proz�, I przeka�� wnet Dwikozom. Niech w archiwach to zachowa Miejska Rada Narodowa. Ba�� o stalowym je�u Na ulicy Czterech Wiatr�w Niedaleko Bonifratr�w Do zachodnich �cian przytyka Sklep Magika Mechanika. Sklep ten zawsze jest zamkni�ty Lecz przez okno wystawowe Wida� r�ne dziwne sprz�ty, R�ne cz�ci metalowe, Tajemnicze instrumenty, Automaty, lalki, skrzynki, Nakr�cane katarynki, �piewaj�ce psy i �winki. Z g��bi sklepu znad stolika Patrz� oczy Mechanika. Wida� jego twarz niem�od�, Okolon� rud� brod�, Du�e uszy, nos spiczasty I krzaczaste brwi jak chwasty Ca�e noce Magik siedzi Po�r�d zwoj�w drutu z miedzi, Warzy zio�a, pra�y kwasy I uciera kuperwasy. Kto zobaczy Mechanika, Tego zaraz l�k przenika, Ten ucieka od wystawy, Cho�by nawet by� ciekawy. Dnia pewnego w pa�dzierniku Nap�yn�o chmur bez liku, Run�� wicher porywi�cie, Polecia�y ��te li�cie, Zaciemni�y si� b��kity, Zg�stnia� mrok niesamowity. Snad� �a�osny �piew jesieni Albo nap�yw nocnych cieni, Albo gwiazd zupe�ny zanik Sprawi� w�a�nie, �e Mechanik Usn�� nagle przy stoliku Dnia pewnego, w pa�dzierniku. Spa� jak kamie�. A tymczasem Drzwi rozwar�y si� z ha�asem I ze sklepu na ulic� W noc, w jesienn� nawa�nic� Wybieg� z chrz�stem je� stalowy Mia� przy�bic� zamiast g�owy, Od przy�bicy a� po pi�ty W stal hartown� by� zakl�ty. Mia� te� pancerz - z ka�dej strony Mn�stwem igie� naje�ony, Nadto miecz ze stali twardej, Tarcz� tudzie� halabard�. Je� przez chwil� nas�uchiwa�, Co� wspomina�, co� prze�ywa�. Spojrza� w noc pa�dziernikow� I zacisn�� pi�� stalow�. W kr�g ulica by�a pusta. Mrok narasta�, wiatr nie usta�, Deszcz jesienny w szyby chlusta�. Co si� sta�o, to si� sta�o, Wida� tak si� sta� musia�o, Je� wi�c naprz�d ruszy� �mia�o, P�dzi� w dal opustosza��, Pod murami si� przemyka� I w zau�kach ciemnych znika�. A gdy bi�a jedenasta, Je� opu�ci� mury miasta. Min�� sady i ogrody, Przebieg� szybko gaik m�ody, A� wydar�szy si� zawiei Je� stalowy dopad� kniei. Tu odetchn��. Le�ne zmory W dziuplach jad�y muchomory, W opuszczonym jarze strzygi Odprawia�y na wy�cigi Swoje pl�sy i podrygi, Wied�my spa�y w gniazdach wronich, Sowy pia�y, a ko�o nich, Wyskoczywszy na wierzcho�ek Na piszcza�ce gra� Dusio�ek. Je� przez chwil� odpoczywa�, Co� wspomina�, co� prze�ywa�, Lecz niebawem ruszy� dalej, Budz�c wied�my chrz�stem stali Brzask od wschodu ja�nia� z�udnie, A Je� zd��a� na po�udnie, Stan�� w�a�nie na polanie, Gdy znienacka, niespodzianie Ujrza� tam, gdzie rzednie knieja, Czarodzieja Babuleja. Mia� Babulej �eb jak ska�a, Z nozdrzy para mu bucha�a, Wylatywa� ogie� z g�by, Mia� ramiona jak dwa d�by, Ka�d� nog� mia� jak wie�a. Gdy si� ockn��, spostrzeg� Je�a By� Babulej tak pot�ny, �e Je� m�ny i or�ny Zblad� - o ile je�e bledn�, Ale to jest wszystko jedno. Rzek� Babulej: "Hej, rycerzu, Hej, stalowy dzielny Je�u, Jaka moc i jaka w�adza Do tej kniei ci� sprowadza? Czy przybywasz do mnie w go�ci, Czy chcesz zabra� moje w�o�ci, Czy te� cel masz niedo�cig�y, Aby we mnie wbi� swe ig�y?" Je� zawo�a�: "Dobrodzieju, Czarodzieju Babuleju, Od przy�bicy a� po pi�ty Jam stalowy Je� - zakl�ty Przez Magika Mechanika - I wprost �a�o�� mnie przenika, Kiedy patrz� na m� zbroj�, Na stalowe ig�y moje. Twoja m�dro�� jest bez miary, Powiedz, jak mam zrzuci� czary? Dok�d i�� mam? Wska� mi drog�, Bo tak d�u�ej �y� nie mog�". Zastanowi� si� Babulej I do Je�a rzek� ju� czulej: "Z tej krynicy wody ulej. Kiedy ni� przemyjesz oczy, Wnet przed tob� si� roztoczy G�adka droga. Id� ni� �wawo, Byle w prawo, zawsze w prawo! Gdy dotrzymasz tego �wi�cie, Spadnie z ciebie z�e zakl�cie" Je� u�ciska� Babuleja. "W tobie ca�a ma nadzieja" - Rzek� z wdzi�czno�ci�. Bez przeszkody Nala� w d�o� cudownej wody, Wod� plusn�� sobie w oczy, A� tu nagle si� roztoczy Droga g�adka, lecz zawi�a: Ca�a we mgle si� gubi�a, Poro�ni�ta przy tym by�a Migotliw� srebrn� traw�. Je� t� drog� ruszy� w prawo. Szed� bez przerwy a� do zmroku, Nie zwalniaj�c nawet kroku, Ani nie jad�, ani nie pi�, Tylko ch�odem si� pokrzepi�. Dziwne dziwy widzia� z lewa: Migda�owe kwit�y drzewa, Kolorowych s�o�c ulewa Oblewa�a pi�kne place, Na nich domy i pa�ace, A w pa�acach rajskie ptaki, A w ogrodach z�ote maki, A woko�o mleczne rzeki Zd��aj�ce w �wiat daleki. Je�a z�udy nie skusi�y. Wyt�aj�c wszystkie si�y, Ci�gle w prawo szed� po drodze Pami�taj�c o przestrodze. I po stronie w�a�nie prawej Ujrza� Je� rt�ciowe stawy. Falowa�a rt�� srebrzy�cie I srebrzy�a si� fali�cie, I ja�nia�a uroczy�cie, Blask rzucaj�c na wybrze�a, Na dal mroczn� i na Je�a. Je� przed siebie �mia�o d��y�, W �ywym srebrze si� pogr��y� I przez rt�ci �liskie fale P�yn�� silnie i wytrwale. Stoczy� przy tym b�j zajad�y, Bowiem zewsz�d go opad�y Wyg�odnia�e, z�e trytony, Ale on, niezwyci�ony, Mieczem r�ba� i wywija�, A� je wszystkie pozabija�. Gdy Je� stawy wreszcie przebrn��, Po�yskiwa� zbroj� srebrn�. Kroczy� naprz�d niestrudzony, Rt�ci� z�udnie posrebrzony, Miecz wyostrzy�, jak nale�y, A gdy mrok si� rozla� szerzej, Zszed� w Dolin� Nietoperzy. Czu�, �e b�j nie b�dzie b�achy: Nietoperze z kutej blachy, Z metalicznym skrzyde� chrz�stem, Uderzy�y rojem g�stym, �my blaszane o p�nocy Przylecia�y do pomocy, A ze szczelin pe�z�y strachy, Nocne strachy z kutej blachy. Je� odwa�nie si� naje�y�, Halabard� si� zamierzy�, Wpad� w sam �rodek nietoperzy I na o�lep ci�� z rozmachem Napastliw� gro�n� blach�. Ciem pada�y ca�e stosy, A on wci�� zadawa� ciosy, Nietoperzy chmary t�pi�, Tarcz� pogi��, miecz przyt�pi�, Depta� blach� pokonan�, A gdy b�j si� sko�czy� rano, Stwierdzi� Je� sw�j triumf �wie�y, Wi�c z Doliny Nietoperzy, W kt�rej posia� �mier� i trwog�, Wyszed� zn�w na g�adk� drog�. Mg�a, jak zwykle, drogi strzeg�a, Droga praw� stron� bieg�a. A gdy �wit by� niedaleko, Stan�� Je� nad wielk� rzek�. Nurt burzliwy i spieniony Tworzy� wiry z prawej strony. Je� to zoczy�, lecz nie zboczy�, Tylko w �rodek wir�w skoczy�. P�yn�� �mia�o jak na po��w, A gdy przem�g� moc �ywio��w, Ujrza� Wysp� Trzech Bawo��w. By� na wyspie las pot�ny, Nie drewniany, lecz mosi�ny, Z lasu, sadz�c przez w�do�y, Wyskoczy�y dwa bawo�y I ruszy�y wprost na Je�a, Kt�ry dotkn�� ju� wybrze�a. Ziemia dr�a�a, tratowana Przez bawo�y. G�sta piana Wyst�pi�a im na pyski, W �lepiach drga�y krwawe b�yski, A kopyta ich pot�ne, Nie zwyczajne, lecz mosi�ne, I mosi�ne wielkie rogi W spos�b gro�ny i z�owrogi Skierowa�y si� na Je�a: Tylko baw� tak uderza. Je�, do walki ju� gotowy, Wyj�� z pochwy miecz stalowy, W bok uskoczy� i zawzi�cie R�bn�� mieczem. Straszne ci�cie Zmiot�o sze�� bawolich rog�w, Kt�re spad�y w�r�d roz�og�w. Ich mosi�ny d�wi�k rozbrzmiewa�, O mosi�ne t�uk� si� drzewa I przez echo powt�rzony, Brzmia� i grzmia� na wszystkie strony. A bawo�y chyl�c g�owy Leg�y rz�dem. Je� stalowy Sta� podparty halabard� I przygl�da� si� z pogard� Pokonanym swoim wrogom I mosi�nym wielkim rogom, Po czym w prawo ruszy� drog�. Dziwne dziwy widzia� z lewa: Z bia�ych ska� sfrun�a mewa Trzepotliwa, �nie�nobia�a, W dziobie z�oty klucz trzyma�a, Kluczem ska�y otwiera�a, Otwiera�a z�ote bramy, Skarbce, zamki i sezamy. On szed� w prawo, ci�gle w prawo, Gardzi� z�otem, gardzi� straw�, Szed� bez przerwy, a� do zmroku, Nie zwalniaj�c nawet kroku. Ani nie jad�, ani nie pi�, Tylko ch�odem si� pokrzepi�. Kiedy tak przez piachy kroczy�, Z pochwy naraz miecz wyskoczy� I pofrun�� w dal z �oskotem, Tarcza za nim w �lad, a potem Halabarda, mkn�c przed siebie, Znik�a szybko w nocnym niebie. Je� oniemia�, Je� si� zdumia�, Ale zanim co� zrozumia�, Jaka� si�a niebywa�a Nagle z ziemi go porwa�a I ponios�a jak �d�b�o s�omy W �wiat daleki, niewiadomy. Je� w niezwyk�ym swoim locie Widzia� gwiazd jarz�cych krocie, A pod sob� czarn� chmur�, A przed sob� wielk� g�r� Niebotyczn� i wynios�� - Do niej w�a�nie Je�a nios�o. Je� wyt�y� wyobra�ni�, Wzrok wyt�y� i wyra�nie Widzia� teraz i miarkowa�, �e to G�ra Magnesowa Z dali ciemnej si� wy�ania, �e jej si�a przyci�gania, Nieodparta i straszliwa, Stal unosi i porywa. Lecia� Je� jak srebrna kula, Brz�cza� tak jak pszczo�a z ula, G�ra przed nim w oczach ros�a Niebotyczna i wynios�a, Wreszcie gniewny i ponury Przylgn�� Je� do zbocza g�ry. Sta� bezbronny, pe�en trwogi, Magnes wi�zi� jego nogi I kr�powa� wszystkie ruchy, Tak jak much� lep na muchy. Chc�c si� wydrze� z tej niewoli, J�� porusza� si� powoli, J�� powoli pi�� si� w g�r�, Nie zwa�aj�c na wichur�. Szed� pi�� godzin, a� o �wicie Wreszcie znalaz� si� na szczycie By� tam pa�ac z gwiazd wysnuty I by� cz�owiek w z�ocie kuty I obuty w z�ote buty. A doko�a w barwnej �niedzi Stali ludzie z br�zu, miedzi I z mosi�dzu, i z o�owiu - Stali wszyscy w pogotowiu. W�adca G�ry Magnesowej Do zdobyczy swojej nowej Krzykn��: "Jam jest w z�ocie kuty I obuty w z�ote buty, Bezprzyk�adna dzielno�� twoja Ani pancerz, ani zbroja Nie uchroni� ci� przede mn�. Ja mam tak� moc tajemn�, �e si� tylko stal� �ywi� I na g�rze tej szcz�liwie Miedzi�, br�zem i mosi�dzem Jak pos�usznym ludem rz�dz�. Bro� si�, Je�u! Mam ochot� Stal tw� przebi� ostrzem z�otym!" Je� zawo�a�: "Niech si� stanie! Chod�, przyjmuj� twe wyzwanie. Nie mam miecza ani tarczy, Ale igie� mi wystarczy!" Po tych s�owach pi�� zacisn��, Z�oty rycerz tarcz� b�ysn��, B�ysn�� z�otym swym pancerzem, A gdy stan�� tu� przed Je�em, Porwa� szybko w d�o� waleczn� Z�ot� kling� obosieczn�. Zawrza� b�j. I brz�k metali, Naprz�d z�ota, potem stali, Dooko�a si� rozlega� I wraz z echem w dal wybiega�. Nagle dopad� Je� rycerza I straszliwa ig�a Je�a W pancerz wbi�a si� ze zgrzytem Rycerz zachwia� si�, a przy tym Krwi czerwonej kropla spad�a, Krew trysn�a na wi�zad�a, Na napier�nik, na przy�bic�, Na stalowe r�kawice. W�a�nie krwi tej kropla �wie�a Z�e zakl�cie zdj�a z Je�a. P�k�a stal, przy�bica spad�a I dziewczyny twarz poblad�a Wy�oni�a si� ze stali, A tu stal p�ka�a dalej, Opada�a jak �upina - Wysz�a z niej na �wiat dziewczyna Jawi�c wdzi�ki swe dziewcz�ce I dziewcz�ce bia�e r�ce, I kibici kszta�t powabny, Obleczony w str�j jedwabny. Rycerz patrza� ze zdumieniem, Podszed�, obj�� j� ramieniem I na jego pier� z�ocist� �za jej spad�a kropl� czyst�. I - o Bo�e! - �za ta �wie�a Zdj�a czary z�e z rycerza, Z�oto spad�o ze�. Okowy W�adcy G�ry Magnesowej Nie zdo�a�y ju� si� osta� I m�odzie�ca pi�kna posta� Przed dziewczyn� kornie sta�a, A dziewczyna promienia�a, Bia�e r�ce wyci�ga�a. �wiat spowi�a mg�a r�owa, W mgle tej G�ra Magnesowa Rozp�yn�a si�, przepad�a, Tak jak nikn� z�e widziad�a I doko�a zasz�a zmiana Niewidziana, niespodziana: Migda�owe kwit�y drzewa, Kolorowych s�o�c ulewa Oblewa�a pi�kne place, Na nich domy i pa�ace, A w pa�acach rajskie ptaki, A w ogrodach z�ote maki, A doko�a mleczne rzeki Zd��aj�ce w �wiat daleki. Ca�y bezmiar gra� i �piewa�. Z bia�ych ska� sfrun�a mewa, Trzepotliwa, �nie�nobia�a, W dziobie z�oty klucz trzyma�a Kluczem ska�y otwiera�a, Otwiera�a z�ote bramy, Skarbce, zamki i sezamy. A m�odzieniec rzek� najczulej: "Zaczarowa� mnie Babulej, Zaku� w z�oto swym zakl�ciem, A ja jestem s�awnym ksi�ciem, Dzielnym ksi�ciem Z�otowojem, W�a�nie jeste� w pa�stwie moim". "A ja - rzek�a mu dziewczyna - Jestem panna Klementyna, Pasierbica Mechanika - �ledziennika i magika. Ach, to z�o�nik jest nieczu�y, Jego s�owa mnie zaku�y W stal okrutn�, w posta� Je�a, Kt�ry nie wie, dok�d zmierza." "Porzu� trosk� nadaremn� - Rzek� Z�otow�j. - Zosta� ze mn�. Mowie serca chciej uwierzy�, Pragn� z tob� �ycie prze�y�, B�dziesz dobr� moj� �on�, Szanowan� i wielbion�, Mieszka� b�dziesz w tych ogrodach, Wchodzi� b�dziesz po tych schodach, Siedzie� b�dziesz na tym tronie, Jak przysta�o mojej �onie!" Klementyna si� zgodzi�a, By�a dobra, by�a mi�a, Z m�em du�o lat prze�y�a W wielkim szcz�ciu i bez wa�ni I to w�a�nie koniec ba�ni. Na ulicy Czterech Wiatr�w Niedaleko Bonifratr�w Do zachodnich �cian przytyka Sklep Magika Mechanika. Sklep, zamkni�ty na trzy spusty, Jest od dawien dawna pusty, Lecz przez szyb� wystawow�, Gdy do szyby przylgn�� g�ow�, Wida� wielk� paj�czyn�. Paj�k w�t�� sw� tkanin� Utka� z nud�w i z nawyku Dnia pewnego, w pa�dzierniku. `pk Wyprawa na "Ariadnie" I Lat temu z g�r� trzysta Mnich Brandon - archiwista Opisa� po �acinie Na ��tym pergaminie Przedziwne swe podr�e. Ja �wiatu si� przys�u�� I to, co pisa� mnich, Przeka�� w wierszach tych. Nim Brandon zosta� mnichem Junakiem by� nielichym, Wynaj�� wi�c korwet�, Bo czasy by�y nie te, Gdy mo�na rejsem skorym Pop�yn�� na "Batorym". On na korwet� wsiad� I na niej ruszy� w �wiat. Korweta by�a stara, �at mia�a co niemiara, A zwa�a si� "Ariadna". C�, nazwa dosy� �adna! Kapitan sta� na stra�y Pi�tnastu marynarzy I ka�dy go si� ba�, A jak si� zwa�, tak zwa�. Kapitan - chwat nad chwaty, By� rudy, zezowaty I nie mia� r�ki prawej, W dodatku by� kulawy. Mia� z�oty kolczyk w uchu, N� dynda� mu na brzuchu I ka�dy przed nim dr�a�, A jak si� zwa�, tak zwa�. Wie�� g�osi, �e poza tym W m�odo�ci by� piratem I wielkie skarby zebra�: Dwadzie�cia work�w srebra, Pi�� skrzy� talar�w z�otych, Brylanty i klejnoty, I z�b cesarza Chin, Czang-Fu, z dynastii Min. Cesarski z�b ten pono Mia� moc nadprzyrodzon�: Hartowa� wi�c �elazo, Ochrania� przed zaraz�, Strach rzuca� na za�og�, Wskazywa� w nocy drog� I strzeg� od morskich tr�b Ten czarodziejski z�b. Kapitan swe zdobycze Na wyspie tajemniczej Zakopa� w g��bi g�ry, Ale zapomnia�, kt�rej. Daremnie szuka� potem, Co roku mkn�c z powrotem W zawiej�, w burz�, w zi�b, Lecz zwi�d� go chi�ski z�b. Przej�ty nies�ychanie Rzek� Brandon: "Kapitanie, Chc� mkn�� przez oceany, Chc� odkry� l�d nieznany Lub wysp� tajemnicz�!" Kapitan mrukn��: "Byczo! Jest niedaleko st�d Nieznany ca�kiem l�d, Wysp r�nych jest bez liku, Zawioz� ci�, m�odziku, Do Afryki, do Azji, Nie zbraknie mi fantazji. Podr�e i odkrycia To pasja mego �ycia, Mam przyg�d wieczny g��d. Za�oga! Kurs na wsch�d!" Ii W noc na �wi�tego Freta Ruszy�a wi�c korweta. Wiatr d�� w rozpi�te �agle, Wtem sztorm si� zerwa� nagle, Ba�wany wok� wrza�y Zmywaj�c pok�ad ca�y, A �ywio� hucza�, wy�, A� zbrak�o wszystkim si�. Majtkowie po "Ariadnie" Miotali si� bez�adnie, Dr�a�y im z trwogi �ydki I kl�li w spos�b brzydki. Kapitan �ypa� bia�kiem I g�ow� straci� ca�kiem, A sternik - stary Szwed Do swej kajuty zszed�. Kapitan splun�� w morze, Pogrozi� majtkom no�em I chwili tej, tak wa�kiej, Pi� rum z p�katej flaszki. Gdy flaszka by�a pusta, R�kawem wytar� usta, Skl�� marynarsk� bra� I w ko�cu poszed� spa�. Majtkowie z magazynu Wywlekli beczk� d�inu I wnet, nie my�l�c wiele, Popili si� jak bele, A� twardy sen ich zmorzy�. Spa� sternik si� po�o�y�, Kapitan tak�e spa�, A jak si� zwa�, tak zwa�. Nasz Brandon nie tkn�� trunku, Trwa� sam na posterunku, Spogl�da� w odm�t siny, Sterowa�, �ci�ga� liny. Doko�a wrza�a burza, Dzi�b statku si� zanurza�, A on, cho� ca�y zmok�, Wyt�a� w ciemno�� wzrok. Gdy wstawa� dzie� ponury, Wzi�� Brandon mocne sznury I zwi�za� kapitana. Za�og� zbudzi� z rana I rzek�: "Obj��em w�adz�, Korwet� ja prowadz�, A kto mi powie "nie", Piach b�dzie gryz� na dnie!" "Nie! - wrzasn�� sternik. - Hola! M�j ster jest i busola, Nie oddam ci korwety!..." Tu urwa�, bo niestety, Nim rzek� ostatnie s�owo, Polecia� na d� g�ow� Rekinom wprost na �er, A Brandon obj�� ster. Za�og� zdj�a trwoga, A by�a to za�oga W�r�d marynarskich dru�yn Naj�mielsza: jeden Murzyn, Trzech Szkot�w, Hiszpan stary, Malajczyk, W�och z Ferrary, Fin, Francuz, Grek�w trzech, A nadto kucharz Czech. By� Brandon m�ody, krzepki, Mia� w g�owie wszystkie klepki, Przebiega� wi�c korwet� I grozi� pistoletem. "Uwa�a�, sk�d wiatr wieje! Do �agli - marsz! Na reje! Galopem! A kto kiep, Dostanie kul� w �eb!" Po gro�nej tej przemowie Rozbiegli si� majtkowie, Ten �agle pocerowa�, �w dziury zakitowa�, Inny na maszt si� wdrapa� I w taki wpadli zapa�, �e nawet kucharz-le� Krem ubi� na ten dzie�. Rzek� Brandon do Hiszpana: "Przyprowad� kapitana, Konopn� lin� masz tu, Uwi��esz go do masztu; Malajczyk ci pomo�e. No ju�! Bo wrzuc� w morze!" O, Brandon to by� chwat, A mia� dwadzie�cia lat! Iii Kapitan - prosz�, zwa�cie - Po chwili sta� przy maszcie Zwi�zany grubym sznurem. Spojrzenie mia� ponure I gro�nie �ypa� zezem Na ca�� t� imprez�, Bo by� zawzi�ty cz�ek, A Brandon tylko rzek�: "Tu nie ma co si� biesi�, Mam prawo ci� powiesi� Jak tego, kt�ry stch�rzy Na morzu podczas burzy. Ja ci daruj� �ycie, A ty mi nale�ycie Do skarb�w drog� wska�. Mnie pi�t� cz�� z nich dasz". Kapitan odrzek� smutnie: "Wygra�e�! Sko�czmy k��tni�. Masz prawo i masz si��, Ja tak�e tak robi�em. Sternikiem twym zostan�, A ty b�d� kapitanem. Bierz n� m�j, do stu bomb!" M�j n� i chi�ski z�b!" Sznur Brandon przeci�� no�em I rzek�: "Mnie cieszy to, �em Om�wi� wszystko szczerze. Id�, bracie, sta� przy sterze, Sam tego chcia�e�, nie ja, Pomy�lna idzie wieja, Wi�c prujmy g��bie w�d Kieruj�c si� na wsch�d". Zszed� Brandon do kajuty, Zdj�� kaftan, �ci�gn�� buty I zjad�szy kotlet �wi�ski, J�� z�b cesarsko-chi�ski Ogl�da� i obraca�, Paznokciem pilnie maca�, A� niespodzianie wpad� Na ma�y z�oty �lad, Na ma�y punkcik z�oty. Wnet wzi�� si� do roboty I punkcik wcisn�� ig��. Wtem serce w nim zastyg�o: Zabrzmia�a pozytywka, Rozleg�a si� przygrywka, Kt�ra pie�ci�a s�uch Niby bzykanie much. Nast�pnie spod spr�ynki Wyjrza�a g��wka Chinki Male�ka jak ziarenko I przem�wi�a cienko: "Ktokolwiek jest w pobli�u, Kto da ziarenko ry�u Ksi�niczce Sun-Li-Tse, Otrzyma to, co chce". Po chwili Chinka znik�a, Tylko przygrywka nik�a Jak mucha zn�w bzykn�a. Spr�ynka si� zamkn�a, A Brandon nieprzytomnie Zawo�a�: "Kucharz! Do mnie! Galopem! Gadaj, czy� Jest na korwecie ry�?" Lecz kucharz westchn��: "Szkoda, Ry� nam zala�a woda I ca�y zapas hurtem Rzuci�em dzi� za burt�". Na pok�ad wybieg� Brandon: "Hej, wy, piracka bando, Rabunku nadszed� czas. Czy kto nie mija� nas?" "Mija�o korwet wiele, Mija�y karawele, A tam po fal g��binie Kupiecki statek p�ynie." Rzek� Brandon podniecony: "Podejd�my z lewej strony, Uderzy� trzeba st�d. Uwaga! Szykuj lont!" Gdy statki si� zr�wna�y, Zawo�a� Brandon �mia�y: "Sta�! Ja mam w wasz� stron� Armaty wymierzone, Zatopi� ten wasz rupie�! Czy chcecie si� okupi�? Nie ��dam z�otych g�r, Lecz ry�u jeden w�r!" To s�ysz�c, wnet szalup� Kapitan s�a� z okupem. I zn�w po w�d g��binie Na wsch�d korweta p�ynie. Wtem Grek zawo�a� z dzioba: "Wytrzeszczam �lepia oba, Przeszywam dal na wskro� I w dali widz� co�!" Tu Brandon wlaz� na rej�: "Hej! wyspa tam widnieje! Dostrzegam na niej wie�� I mur, co wyspy strze�e, Lecz nie ma jej na mapie. Czy sternik si� po�apie?" Rzek� sternik: "Nie wiem sam. Najlepiej p�y�my tam". Iv Na brzegu sta� t�um ludzi, A wszyscy byli rudzi, Wszyscy zielonosk�rzy, P�nadzy, a niekt�rzy Mieli niem�dre miny I sztuczne nosy z gliny, A wyd�u�one tak, �e siada� na nich ptak. Nasz Brandon nie zna� trwogi. Na czele swej za�ogi Do wyspy przybi� ��dk� I tak przem�wi� kr�tko: "Po morzach kr�l m�j hula, Przybywam tu od kr�la, Pocisk�w mam w sam raz Tyle, by podbi� was". Tak rzek�. Lecz t�um tubylczy Przygl�da si� i milczy. "C� by to znaczy� mia�o?! - Zawo�a� Brandon �mia�o. - Stoicie niby mumie, Czy m�wi� nikt nie umie? Czy z armat mam was t�uc? Hej! Kt�ry tu jest w�dz?" Wtem sternik niespodzianie Zaw