15824

Szczegóły
Tytuł 15824
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

15824 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 15824 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 15824 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

15824 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JANA FREY OSZALE� ZE STRACHU Historia Nory, pacjentki oddzia�u psychiatrycznego t�umaczy�a Monika J. Dykier PROLOG Martwy cz�owieku, powiedz Jak to jest, gdy przychodzi koniec ? Czuje si� b�l Czy przyjemno�� Odchodzi si� Czy powraca Jak z d�ugiej podr�y po latach Martwy cz�owieku, powiedz Dlaczego wi�c tak si� boj� (Klaus Hoffmann) Nora ma dzisiaj siedemna�cie lat i na nasze pierwsze spotkanie przychodzi ze swoim psem. Wyruszamy na d�ugi spacer do podmiejskiego lasu. Dziewczyna sprawia wra�enie, �e zna go jak w�asn� kiesze�, bo cho� przedzieramy si� przez le�ny g�szcz, ani na chwil� nie traci orientacji. Maszerujemy i maszerujemy, a� trudno mi za ni� nad��y�, poniewa� sadzi naprz�d wielkimi krokami. Jeszcze nigdy w �yciu nie gna�am tak przez las. W ubieg�ym roku Nora sp�dzi�a sze�� miesi�cy na oddziale psychiatrycznym dla m�odzie�y. Ma za sob� ci�ki okres, chocia� trudno w to dzi� uwierzy�. �mieje si�, jest troch� zakr�cona i bez przerwy opowiada o sobie. Wcale nie sprawia wra�enia l�kliwej, cho� to w�a�nie strach jest jej najwi�kszym problemem. W nast�pnym tygodniu spotykamy si� cz�ciej, du�o ze sob� rozmawiamy, w mieszkaniu Nory, w jej ulubionej pizzerii, a potem znowu w lesie. 5 Kiedy m�wi, mam wra�enie, �e opowiada histori� ca�kiem obcej osoby, ale to w�a�nie dla niej �ycie sta�o si� nie do zniesienia, a l�ki zap�dzi�y j� w ko�cu tak daleko, �e pr�bowa�a pope�ni� samob�jstwo. �Nienawidz� �mierci. Naprawd� nienawidz� �mierci. Cz�sto my�l� o tym, �e wola�abym si� nigdy nie urodzi�, poniewa� wtedy nie musia�abym umiera�. Nie ma ju� Rollego, mojej �winki morskiej. Nie ma Tikta-ka, mojego psa. Zmar�a ciotka Fiona w Ameryce. Zmar�y obie moje babcie. Zmar� wujek Severin, chocia� mia� zaledwie trzydzie�ci lat. I zmar�a Lea. Naprawd� potwornie boj� si� �mierci". 1 By� marzec i tak jak co roku zima dobiega�a powoli ko�ca. Siedzia�am na swoim parapecie wpatrzona w niebo, obserwuj�c wschodz�ce s�o�ce. Podnosi�o si� gdzie� za ostatnimi zimowymi chmurami. Nie by�o bezpo�rednio widoczne, ale �wieci�o bardzo jasno, tak jasno, �e musia�am zmru�y� oczy. Powietrze pachnia�o wiosn�, nawet w moim pokoju. Stokro� wol� zim� ni� wiosn�. Uwa�am, �e nagie drzewa s� najpi�kniejsze. Wygl�daj�, jakby by�y takie wra�liwe i delikatne. Lubi�, gdy wida� ka�d� ga��zk�, nawet t� najmniejsz�. Kocham zimowe powietrze. Lubi�, kiedy na dworze panuje ch��d. Oczywi�cie najlepiej, je�li spadnie �nieg, bo wtedy �wiat staje si� cichy, spokojny i bardziej przewidywalny. Ale nawet bez �niegu zima jest najlepsz� por� roku. Uwielbiam lodowaty deszcz i ch�odne, wilgotne powietrze, rozmi�k�e ��ki, sin� mg�� i ciep�e ubrania. 6 - Jeste� szalona - ka�dego roku powtarza moja przyjaci�ka Verena, kiedy zaczynam si� ju� cieszy� na nast�pn� zim�. Przyja�nimy si� od wielu lat, a jednak wci�� si� dziwi�, �e ona rzeczywi�cie mnie lubi, chocia� jeste�my tak r�ne i w gruncie rzeczy wcale do siebie nie pasujemy. Szczerze m�wi�c, to ja nigdzie nie pasuj�, pewnie dlatego, �e rzadko bywam naprawd� radosna. Zwykle jestem powa�na i �yj� samotnie we w�asnym �wiecie. Moja mama prowadzi ma�� ksi�garni�, w kt�rej sp�dza ca�e dnie, sprzedaj�c ksi��ki. Je�li ju� wyj�tkowo nie jest w sklepie, to najcz�ciej mo�na j� spotka� w domu kultury lub w Instytucie Kszta�cenia Politycznego. Uwielbia przebywa� w�r�d ludzi, a w jej g�owie a� roi si� od pomys��w. Jest zaanga�owana w walk� z neonazizmem i wsp�tworzy�a rodzinny dom dziecka dla dzieci chorych na raka. Odk�d si�gam pami�ci�, zawsze taka by�a, a ja jako berbe� wsz�dzie jej towarzyszy�am. M�j ojciec jest architektem. Ma w mie�cie biuro, w kt�rym przesiaduje od rana do wieczora, projektuj�c budynki mieszkalne, domy towarowe i nowoczesne biurowce. Wcze�niej prowadzi� je do sp�ki z m�odszym bratem, Severinem, dlatego na szyldzie nadal widnieje napis: Biuro architektoniczne Michael & Severin Esslin. Wujek zmar� cztery lata temu, ale szyld pozosta�. Na magnetycznej tablicy, obok du�ego komputera, przy kt�rym wcze�niej pracowa�, wisi jeszcze kilka fiszek, kt�re pospiesznie nabazgra�. Nikt ich nie zdj��, ani ojciec, ani jego sekretarka, ani nowy pracownik, kt�ry zosta� zatrudniony po �mierci Severina i zaj�� miejsce przy komputerze obok tablicy magnetycznej. My�l�, �e ojciec wci�� jeszcze nie chce pogodzi� si� z t� histori�. Albo najch�tniej wymaza�by j� z pami�ci. Wszystko potoczy�o si� tak szybko. M�j weso�y, szcz�liwy wujek nagle poczu� si� wyczerpany i zm�czony. Cho� zawsze by� zdr�w jak ryba. Ka�dego wieczora, po zamkni�ciu biura, wk�ada� dres i szed� pobiega� do parku. Kilkakrotnie bra� nawet udzia� w miejskim maratonie. Tamtego dnia, po joggingu, wpad� do nas na chwil�. 7 - Chyba si� starzej� - stwierdzi�, wycieraj�c r�cznikiem spocone w�osy. - Moja kondycja pozostawia ostatnio wiele do �yczenia. Ojciec parskn�� �miechem. - To kryzys, kt�ry przechodz� wszyscy trzydziestolatko-wie - odpowiedzia� weso�o, rzucaj�c bratu jab�ko. Doskonale to pami�tam. - Zjedz kilka witamin, staruszku - zaproponowa�. To by�a ostatnia wizyta wujka, a tak�e jego ostatni jogging w miejskim parku, poniewa� nast�pnego ranka, wstaj�c z ��ka, zemdla� i zosta� odwieziony do szpitala. Dwa tygodnie p�niej ju� nie �y�. Do dzi� na sam� my�l o tym robi mi si� s�abo z przera�enia. - To rak - rodzice t�umaczyli potem przyjacio�om, znajomym oraz s�siadom. - Nowotw�r m�zgu, kt�ry rozwin�� si� g��boko w g�owie. Nigdy nie zapomn� tych s��w. Utkwi�y w mojej g�owie tak samo g��boko. Regularnie stawa�am wtedy przed lustrem, obserwuj�c swoj� twarz i g�ow�. Jak�e cz�sto s�ysza�am, �e nie przypominam ani ojca, ani matki, ale jestem wykapany wujek. Te same zielonoszare oczy, ten sam upstrzony piegami nos i te same w�osy. Z niepokojem wpatrywa�am si� we w�asne odbicie. Mo�e podobie�stwo posun�o si� jeszcze dalej? Niewykluczone, �e w mojej g�owie te� wyr�s� �miertelny guz. Mia�am wtedy dwana�cie lat i o ma�o nie oszala�am ze strachu. Ca�ymi dniami trz�s�am si� jak galareta. Dygota�am, mocno zaciskaj�c z�by, �eby nie dzwoni�y. - Noro, co jest? - zapyta�a zmartwiona matka. - Nic - wymamrota�am i wymkn�am si� do swojego pokoju. Wieczorem przyszed� do mnie ojciec. - Noro, co si� z tob� dzieje? To z powodu Severina? Wzruszy�am ramionami i pomy�la�am o tym, co si� dzia�o w g�owie wujka. Zacz�am ws�uchiwa� si� w siebie i przeszy� mnie lodowaty strach. - Moja g�owa jest ostatnio taka dziwna - wyszepta�am zwr�cona twarz� do �ciany. - Mo�e te� mam... 8 - Bzdura - odpowiedzia� ojciec, k�ad�c mi r�k� na ramieniu. - Nic nie masz. - A mo�e jednak? - wyszepta�am zrozpaczona, zamkn�am oczy i znowu mocno zacisn�am z�by. Tata jeszcze d�ugo siedzia� przy moim ��ku, w k�ko powtarzaj�c, �e jestem zupe�nie zdrowa, �e moja g�owa jest w porz�dku i nic mi nie b�dzie. W pewnej chwili zasn�am wyczerpana, a kiedy obudzi�am si� w �rodku nocy, ojca ju� nie by�o, a w moim pokoju panowa�y cisza, pustka i ciemno��. Le�a�am ot�pia�a, ws�uchuj�c si� w siebie. Moja g�owa by�a ci�ka, nawet dziwnie ci�ka. Ostro�nie wyprostowa�am si� i zesz�am po drabince z ��ka. Pok�j ton�� w ciemno�ciach, a ja pr�bowa�am wybada�, czy zaraz zemdlej� tak samo jak m�j wujek, gdy wsta� rano. W g�owie mia�am niepokoj�cy szum i czu�am, jak serce skacze mi do gard�a. Znowu zacz�am dzwoni� z�bami. Potkn�am si� i wpad�am na okno. Opar�am czo�o o ch�odn� szyb�. �Czyja te� umieram?" Czu�am si� dziwnie, mia�am zawroty g�owy i ca�a dr�a�am. �Czy tak wygl�da umieranie? Kt�ra godzina?" Przy moim ��ku sta�o ma�e radio z budzikiem, ale nogi odm�wi�y mi pos�usze�stwa, dlatego nie by�am w stanie pokona� tej odleg�o�ci. Desperacko uczepi�am si� parapetu i stercza�am tak bardzo, bardzo d�ugo. Obudzi�am si� rano, na dywanie pod oknem, zwini�ta w k��bek. Z ulg� wsta�am i znowu poczu�am, �e �yj�. * Lea zawsze tu by�a. Rzuci�a cie� na moje �ycie. Na d�ugo przed t� ca�� histori� z wujkiem. Matka cz�sto powtarza�a, �e w zasadzie jestem Le�. Ojciec tego nie komentowa�. Milcza�, kiedy pada�o jej imi�, najwy�ej mocno zaciska� wtedy z�by, tak jak ja po �mierci wujka Severina. Mo�e robi� to mechanicznie, a mo�e dlatego, �eby nie dr�a�a mu broda. 9 Lea niewiele po sobie zostawi�a. W kuchni wisi jej zdj�cie, a obok, na ma�ym gwo�dziu, para dzieci�cych bucik�w. Moja przyjaci�ka Verena czasami mu si� przygl�da�a, w przeciwie�stwie do mnie. Jeszcze nigdy nie widzia�am go z bliska. Babcia, kt�ra w ubieg�ym roku zmar�a na Majorce, co roku przyje�d�a�a do Niemiec w rocznic� �mierci Lei. Mawia�a wtedy: - Odwiedz� Le�... Oczywi�cie sz�a jedynie na miejski cmentarz, stawa�a przed ma�ym dzieci�cym nagrobkiem i przygl�da�a si� drewnianemu krzy�owi, na kt�rym widnia�a data urodzin i �mierci Lei. Nic wi�cej. - Nigdy nie zapomn� tej chwili - powtarza�a cz�sto, maj�c na my�li �mier� Lei. Bo ta chwila nale�a�a tylko do niej. M�j ojciec, kt�ry ca�ymi dniami, tygodniami i miesi�cami przesiadywa� przy ��ku male�stwa, tego dnia zosta� od niego oderwany z powodu moich rzekomych narodzin. Tak przynajmniej s�dzono, poniewa� mama by�a ze mn� w ci��y i w�a�nie chwyci�y j� b�le. Tata zadzwoni� wi�c po babci� i poprosi�, �eby go zast�pi�a przy szpitalnym ��eczku, kiedy b�dzie towarzyszy� �onie na porod�wce. Dok�adnie tej samej nocy moja niespe�na jednoroczna siostra zmar�a, a ja przysz�am na �wiat dopiero trzy dni p�niej. * Lea urodzi�a si� z powa�n� wad� serca i po d�ugiej, skomplikowanej operacji zmar�a na zapalenie p�uc. Ja przysz�am, a ona odesz�a. Mama uwa�a�a, �e odrodzi�a si� we mnie, za� ojciec tego nie komentowa� i cierpia� w milczeniu, �e zabrak�o go przy Lei, gdy umiera�a. * Nie chcia�am o niej my�le�, nie chcia�am by� odrodzon� Le� i ponosi� winy za to, �e nie by�o taty przy jej �mierci. Nie chcia�am, �eby data moich urodzin przypada�a tak blisko daty �mierci nieznanej mi siostry. 10 Przez lata marzy�am o tym, �eby Lea nigdy nie istnia�a. Nie chcia�am mie� nic wsp�lnego ze �mierci�. Nienawidzi�am �mierci. 2 Nazywam si� Nora Esslin. Nora Leanne Esslin. Nazwali mnie Leanne, bo Leanne brzmi podobnie jak Lea, ale nie identycznie. Mama tak sobie �yczy�a. - Jako niemowl� by�a� bli�niaczo podobna do Lei - powtarza�a cz�sto. Ojciec uwa�a�, �e to bzdura, bo Lea nale�a�a do najchud-szych i najbardziej bladych dzieci, jakie kiedykolwiek widzia�. Poza tym zawsze mia�a sine usta, by�a cicha i senna. - A ty by�a� pulchna, okr�g�a i ha�a�liwa - oznajmi�. - Poza tym by� z ciebie najweselszy bobas na �wiecie. - Ale oczy mia�a takie same jak Lea - uparcie powtarza�a przy takich okazjach mama. Tak�e babcia opowiada�a mi, jakim to by�am s�odkim i mi�ym bobasem. - Do wszystkich si� u�miecha�a� i prawie w og�le nie p�aka�a�. By�a� prawdziwym promyczkiem i nasz� pociech� po tej strasznej historii z Le�. * Wci�� jeszcze siedzia�am na parapecie, spogl�daj�c w jasne, wiosenne niebo. Cudownie by�o tak trwa� w bezruchu i wygl�da� przez okno. Od czasu do czasu przelatywa� jaki� ptak i �ledzi�am jego lot, dop�ki nie znik� za drzewem lub krzakiem. Mog�abym tak przesiedzie� ca�� wieczno��, rozgrzebuj�c wspomnienia. Setki z nich t�oczy�y si� w mojej g�owie. W najdalszym rogu naszego ogrodu, kt�ry z tego miejsca by� niewidoczny, le�y pochowany Roili, moja �winka morska. Dosta�am go w prezencie od wujka Severina z okazji pierwsze- 11 go dnia szko�y. To nie do wiary, ale naprawd� umie�ci� �wink� w papierowej torebce, na zmi�tej gazecie, i �eby si� nie nudzi�a, wrzuci� jej do �rodka marchewk�. Potem do wieczora razem z ojcem stawiali dla niej klatk� w ogrodzie. Zu�yli na to wszystkie stare deski i zakurzone p�ki, jakie tylko znale�li w piwnicy, a poniewa� mimo to by�o ich za ma�o, ojciec rozebra� w ko�cu ukradkiem jedno z naszych starych, chybotliwych krzese� ogrodowych i w mgnieniu oka skleci� z niego dach, zanim mama po�apa�a si�, co jest grane. Resztki tej chwiejnej konstrukcji do dzi� strasz� w ogrodzie, chocia� Roili ju� dawno zdech�. Jego gr�b znajduje si� tu� obok, wcze�niej sta� tam r�wnie� ma�y krzy� zbity przez wujka Severina, ale oczywi�cie dawno ju� spr�chnia� i rozpad� si�. To dziwne, �e tak dok�adnie pami�tam �mier� Ro�liego, natomiast czas, jaki z nim sp�dzi�am, pozosta� dla mnie jedynie mglistym wspomnieniem. Pami�tam jego mi�kkie, czarne futerko i to, �e mia� tylko jedn� bia�� plamk� na tylnej �apce. Ale nie potrafi� sobie przypomnie� nic wi�cej, z wyj�tkiem dnia, w kt�rym zdech�. Po�kn�� ma�y gw�d� i dosta� krwotoku. Moment, w kt�rym go znalaz�am, zapad� mi mocno w pami��. Wygl�da� jakby spa�, le�a� spokojnie na boku i nie rusza� si�. Potem dostrzeg�am kropl� zakrzep�ej krwi na jego male�kiej mordce. Pami�tam doskonale, �e struchla�am z przera�enia i pobieg�am do domu, �eby sprowadzi� ojca. Tato znalaz� gw�d�, kt�ry nadal tkwi� w pyszczku Ro�liego. Z bezpiecznej odleg�o�ci przygl�da�am si�, jak k�adzie �wink� do pude�ka po butach, a nast�pnie wykopuje dla niej ma�y gr�b tu� obok klatki. - Mo�e chcia�aby� now� �wink� morsk�? - zapyta�a mnie wieczorem mama, ale potrz�sn�am g�ow� i ju� nigdy wi�cej nie wspomnia�am o Rollim. * - Noro, zejd� na d�, Verena ju� przysz�a! - z zamy�lenia wyrwa� mnie g�os matki. Szybko wypar�am z pami�ci wspomnienie zdech�ej �winki. Niepewnie spojrza�am w d�, w kie- 12 runku innego mrocznego miejsca w naszym ogrodzie, gdzie le�a� pogrzebany Tiktak. Chwil� p�niej do pokoju zajrza�a moja najlepsza przyjaci�ka. - Znowu kontemplujesz? - zapyta�a i z ubolewaniem pokiwa�a nade mn� g�ow�. - O tej porze? Zapomnia�a�, �e mamy dzisiaj klas�wk� z matmy? Rzeczywi�cie, zupe�nie wypad�o mi to z g�owy. - Z tob� zawsze to samo - stwierdzi�a Verena, rzucaj�c mi szkoln� torb�. - No chod� ju�, szybciej, bo si� sp�nimy! Na dole, przy stole w kuchni siedzia�a mama. - Wo�a�am ciebie chyba z dziesi�� razy - fukn�a na m�j widok. - Przykro mi - wymamrota�am i poci�gn�am z butelki �yk wody mineralnej. - Bez �niadania? - zapyta�a, wykrzywiaj�c twarz w tym swoim charakterystycznym grymasie, kt�ry ni mniej, ni wi�cej oznacza� �w ten spos�b nie zaczyna si� dnia". - Nie mam czasu - rzuci�am. - Sk�d ten nag�y po�piech? - dopytywa�a si�, nie przerywaj�c posi�ku. - Na pierwszej lekcji piszemy klas�wk� z matmy - westchn�am ci�ko i wrzuci�am do torby dwa jab�ka na du�� przerw�. -1 znowu si� nie uczy�a� - powiedzia�a z trosk� w g�osie. -A ty, Verena, wkuwa�a� chocia� troch�? Dziewczyna wzruszy�a ramionami. - I tak nic mi po ryciu - wyja�ni�a, bior�c �yk herbaty z fili�anki mojej matki. - W domu a� roi si� od czubk�w. Chmara dzieciarni st�oczonej na kupie - totalny ob��d. W takich warunkach nie da si� nawet zapami�ta�, ile jest dwa razy dwa. Zamilk�a na chwil�. - To istne piek�o - doda�a zaraz potem. - Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego moi rodzice wpadli na pomys�, �e opr�cz mnie musz� jeszcze wyprodukowa� pi�tk� innych dzieciak�w. Ciesz si�, Noro, �e nie masz rodze�stwa. Drgn�am i spojrza�am na ma�� fotografi� Lei. �Biedne, w�t�e, martwe niemowl�" - pomy�la�am. 13 Potem ostro�nie zerkn�am na mam�. Nie zareagowa�a na s�owa Vereny, nawet nie podnios�a wzroku na zdj�cie Lei. By�a zaabsorbowana obk�adaniem kolejnej kromki razowca. Tworzenie kanapek to jej pasja. Nigdy nie pozwoli�aby sobie na to, �eby posmarowa� chleb samym mas�em i wrzuci� na wierzch kawa�ek sera. Nie, ona zdobi swoje kromki tak jak inni drzewko bo�onarodzeniowe. Zanim ugryzie cho�by k�s, zwija plasterki salami, smaruje je musztard�, zasadza krzaczki pietruszki, usypuje wysepki z sezamowych ziarenek i wznosi lasy z p�d�w soi. Wysz�y�my z Veren� do przedpokoju. ? - Wr�c� dzi� p�nym wieczorem - zawo�a�a za mn� mama. - Mam w ksi�garni ciekawy odczyt o ofiarach holocaustu. Ubra�am kurtk�. - Je�li chcecie, mo�ecie zajrze�. B�dzie wegetaria�skie jedzenie i... - Tak, tak - przerwa�am jej zniecierpliwiona. - Musimy ju� i��, pa, mamo! Poci�gn�am za sob� przyjaci�k� i w milczeniu przesz�y-�my na drug� stron� ulicy. Verena spojrza�a badawczo na zegarek. - Jeste�my ju� sp�nione, nawet bardziej ni� troch� - westchn�a. - Chod�, najlepiej zrobimy sobie ma�y jogging... Zacz�a biec, a ja wlok�am si� za ni�. Drzewa na skraju ulicy wypu�ci�y ju� mi�siste, jasnozielone p�ki. Widok by� pi�kny, ale niepokoj�cy. Pr�bowa�am odwr�ci� my�li od nadchodz�cej wiosny, poniewa� wiosenne kwiaty po prostu mnie przera�a�y. Ka�dego roku by�o tak samo, raz lepiej, raz gorzej. Najwi�ksze niebezpiecze�stwo czyha�o w kwietniu. Ogromne ilo�ci r�nokolorowych tulipan�w, jaskrawo��te �onkile i jeszcze bardziej ��te krzaki forsycji w ka�dym ogrodzie, na ka�dym ogrodzeniu, w ka�dym parku, wszystkie one nape�nia�y mnie l�kiem. - Nie guzdraj si� tak! - krzykn�a Verena, machaj�c mi niecierpliwie z daleka. * Zatrzyma�am si� i g��boko zaczerpn�am powietrza. Tylko spok�j mnie uratuje! I 14 Po pierwsze nie zakwit�y jeszcze �adne kwiaty, ale zaledwie kilka pojedynczych krokus�w i przebi�nieg�w, a po drugie trzeba si� pospieszy�, bo Werner od matmy zwykle zaczyna zrz�dzi�, kiedy kto� sp�nia si� na jego lekcje. Ruszy�am p�dem. Verena te� bieg�a. Niemal natychmiast dopad�a mnie kolka. Przypomnia�am sobie wujka, kt�ry kilka razy zabiera� mnie z sob� na jogging i t�umaczy�, �e nale�y r�wnomiernie biec i spokojnie oddycha�. Bra� mnie za r�k�, a potem biegali�my tak chyba bez ko�ca. Wtedy te� chwyta�a mnie ko�ka, ale dopiero po d�u�szym czasie, a nie po paru g�upich krokach. Kto tam wie, co si� ze mn� dzieje? Znowu dosta�am dziwnych zawrot�w g�owy... Zacisn�am z�by. �Cholera, co jest grane? To przecie� nienormalne". - Noro, ty �lamazaro - krzykn�a Verena. - Ruszaj w paszcz� lwa... Verena sta�a ju� przed szkolnym budynkiem. Mruga�am, przymykaj�c powieki, poniewa� �wiat wirowa� mi przed oczami, ulica zacz�a si� pochyla�, a szko�a niewyra�nie ko�ysa�. Pomy�la�am o chorobie Severina, o �mierci, kt�ra cicho ros�a w jego g�owie i zrobi�o mi si� niedobrze. Mimo to nie przerwa�am biegu. - Dziewczyno, co z tob�? - spyta�a Verena, kiedy w ko�cu dotar�am na miejsce. Dr��c, opar�am si� o �cian�. - To tylko uk�ad kr��enia... - wyst�ka�am. - Zdarza mi si� od czasu do czasu. Verena patrzy�a na mnie, marszcz�c czo�o. Skwitowa�a to jednak milczeniem i rami� w rami� wbieg�y�my do szko�y. Zgodnie z przewidywaniami Werner od matmy powita� nas w spos�b, kt�ry trudno nazwa� �yczliwym. - Szanowne damy sp�ni�y si� niestety prawie dwadzie�cia minut - oznajmi� rozdra�niony. - Co w waszym przypadku znaczy, �e macie dwadzie�cia minut mniej na to, �eby co� �ci�gn�� i zatuszowa� swoj� niewiedz�. Wcisn�� nam do r�ki zeszyty klasowe i wr�ci� na parapet. Chocia� szczerze go nienawidzi�am, to jednak mieli�my jedn� 15 wsp�ln� pasj� - tak cz�sto, jak to tylko by�o mo�liwe, Werner siada� na parapecie i wygl�da� przez okno. Powoli ruszy�am w stron� �awki. Jakub podni�s� wzrok, kiedy zajmowa�am miejsce obok niego. Potem u�miechn�� si� i przysun�� zeszyt na znak, �e jak zwykle u�ycza mi swoich wiadomo�ci. Odwzajemni�am u�miech, ale ch�opak zd��y� ju� wr�ci� do liczenia. Dziwny by� z niego typ, mia� zafarbowane na zielono w�osy, nosi� czarne sk�rzane spodnie, niechlujne bluzy i masywne, czarne buty, ale u�miecha� si� tak �agodnie, jak nikt inny. By� w klasie najlepszy z arytmetyki, co wyra�nie irytowa�o Wernera, kt�ry zdawa� si� przekonany, �e je�li kto� ju� tak wygl�da, to musi by� g�upi jak but, otrzymywa� z�e stopnie z klas�wek i ba� si� o przej�cie do nast�pnej klasy, natomiast Jakub od lat zbiera� najlepsze oceny. Rozejrza�am si� po sali. Wszyscy pochylili g�owy nad zeszytami. Panowa�a cisza jak makiem zasia�, przyjemna cisza. Odetchn�am z ulg� i zdj�am kurtk�. M�j strach znik� r�wnie szybko, jak si� pojawi�. Znowu by�am normalna. Dr�enie w �rodku i zawroty g�owy nagle ust�pi�y, jakby nigdy nie istnia�y. Spojrza�am w kierunku mojej przyjaci�ki. Siedzia�a w �awce obok Antonia. Chodzili ze sob� niemal od roku, z pewnymi przerwami. Jego rodzice byli Portugalczykami i podobnie jak Verena mia� kup� rodze�stwa. - Ej, nie �pij - szepn�� ostrzegawczo Jakub i stukn�� palcem wskazuj�cym w pierwsze zadanie. Mechanicznie si�gn�am po d�ugopis i przepisa�am do zeszytu r�wnanie, nic a nic z tego nie rozumiej�c. - Noro, musz� zaraz odwr�ci� na drug� stron� - wyszepta�. - Pospiesz si�... Jakub przysun�� sw�j zeszyt jeszcze bli�ej mojego i udawa�, �e sprawdza wyniki. - Jakubie, na co czekasz? - zapyta� w tej samej chwili Werner, patrz�c w naszym kierunku. - Musz� jeszcze raz to przeliczy� - wymamrota� m�j s�siad, nie podnosz�c oczu znad zeszytu. 16 - A szanowna pani Esslin pomaga ci w tym, �eby by�o �atwiej? - fukn�� matematyk i opu�ciwszy swoje stanowisko przy oknie, stan�� za nami. Wtedy zamkn�am zeszyt. Jakub z ci�kim westchnieniem przewr�ci� kartk� i doko�czy� zadanie. Verena rzuci�a mi wsp�czuj�ce spojrzenie i z w�ciek�o�ci� popatrzy�a na Wernera. Wzruszy�am ramionami i reszt� lekcji sp�dzi�am zatopiona w marzeniach. By�y to spokojne, �agodne i najnormalniejsze w �wiecie marzenia. Od czasu do czasu zerka�am na Jakuba, przesuwa�am wzrokiem po pojedynczych piegach na jego nosie, zielonych zmierzwionych w�osach, kt�re opada�y mu na oczy i przyro�ni�tym p�atku ucha, w kt�rym tkwi� kolczyk w kszta�cie smoka. Oczy Jakuba by�y ciemne do tego stopnia, �e �renice zlewa�y si� z t�cz�wk�, wygl�da�o to pi�knie. W og�le by� przystojny i mi�o by�o siedzie� obok niego. Na prawym kciuku mia� ma�� brodawk�, kt�r� czasami ogryza� w zamy�leniu. Kiedy� gra� na skrzypcach, ale dwa lata temu zosta� perkusist� w zespole rockowym. Drgn�am na d�wi�k dzwonka, a Werner zacz�� zbiera� klas�wki. - G�upio wysz�o - stwierdzi� Jakub przepraszaj�co i zamiast poda� zeszyt nauczycielowi, kiedy ten ��daj�cym gestem wyci�gn�� ku niemu r�k�, szerokim �ukiem rzuci� prac� na stoj�ce przed wielk� tablic� biurko. Matematyk zrobi� w�ciek�� min� i sykn�� w moj� stron�, �e na nast�pnej klas�wce z pewno�ci� b�d� siedzia�a sama, ju� on mi to gwarantuje. Po czym odszed�. - Dlatego by�oby dobrze, gdyby kto� ci to w ko�cu wyt�umaczy� - powiedzia� Jakub, a na jego twarzy pojawi� si� wyraz zamy�lenia. - Lufy z dw�ch klas�wek, i to jedna po drugiej, mog� narobi� niez�ego bigosu. Skin�am g�ow�. - Wiesz, �e w ka�dej chwili jestem do twojej dyspozycji? Ponownie potakn�am. Potem r��em z Yeren� i Antoniem wyszli�my na przerw�. Jak zwykle usiedli�my we czw�rk� na ma�ym trawniku, na ty�ach szko�y, tu� przy samym murze. To zaciszne miejsce otacza�y �ciana hali sportowej, niski murek szkolnego dziedzi�ca i opaska z kolczastych krzak�w, na kt�rych wisia�y jeszcze ubieg�oroczne, pomi�te, br�zowe li�cie. Dla bezpiecze�stwa usadowi�am si� tak, aby nie musie� ogl�da� ma�ych, ��tych krokus�w, kt�re wyros�y pod nag� jeszcze brzoz�, i podczas rozmowy opar�am si� o ogrodzenie. M�wili�my o tym, co lubimy, to znaczy Jakub, Antonio i Vere-na m�wili, a ja s�ucha�am. - Lubi� Antonia - oznajmi�a Verena. - A ja Veren� - stwierdzi� Antonio. - Lubi� jeszcze by� sam w domu. - Tak, te� to lubi� - westchn�a przeci�gle moja przyjaci�ka. - To prawdziwy luksus. - Ja lubi� moj� perkusj� - rzuci� Jakub. - I sw�j zesp�, i lato w Irlandii. - A ja Portugali� - o�wiadczy� Antonio. - A ja Disneyland - Verena wyszczerzy�a z�by w u�miechu. - Nie ten w Pary�u, ale ten prawdziwy na Florydzie. Na Florydzie mieszka�a moja ciotka Fiona i kiedy umar�a, polecieli�my tam, poniewa� mama by�a do niej bardzo przywi�zana. B�aga�am wtedy, �eby�my poszli te� do Disneylandu, ale mama burkn�a co� o fatalnych warunkach panuj�cych w slumsach na przedmie�ciach ameryka�skich miast i o milionach zmarnowanych dolar�w, kt�re wydano na idiotyczne parki rozrywki. Dlatego zamiast Disneylandu odwiedzi�am na Florydzie cmentarz. - A ty, Noro, co lubisz? - zapyta� nagle Jakub. - Nie wiem - rzuci�am nerwowo. - Musisz chyba wiedzie�, co lubisz - zdziwi� si� Antonio. Jeszcze szczelniej opatuli�am si� kurtk� i spojrza�am do g�ry, w o�lepiaj�ce, wiosenne niebo. - Lubi� zim� - odpowiedzia�am w ko�cu. - Lubi�, gdy jest zimno. Ch�tnie wychodz� wtedy na spacer... - Sama? Mo�e mia�aby� ochot� na towarzystwo? - zapyta� Jakub, lekko szturchaj�c mnie ramieniem. I 18 - Zwykle sama - przyzna�am niezdecydowanie. - Tak, sama z walkmanem na uszach - doda�a Verena. -Nastawiasz go tak g�o�no, �e na pewno uszkodzi� ci ju� s�uch. U�miechn�am si� lekko. - Lubi� g�o�n� muzyk� - powiedzia�am i przygryz�am wargi, poniewa� ta rozmowa zabrn�a za daleko. Ostatecznie nigdy dot�d nie wspomina�am o swoim potwornym strachu i tych osobliwych stanach, kt�re przypomina�y umieranie. G�o�na muzyka rzeczywi�cie sprawia�a uszom b�l, a mimo to s�ucha�am jej, poniewa� dawa�a mi poczucie rzeczywisto�ci i normalno�ci, gdy czu�am, �e staczam si� w pustk�. - Wcze�niej chodzi�am na spacer z psem - wyartyku�owa�am z trudem, chc�c skierowa� rozmow� na inne tory. - A wi�c nie tak zupe�nie sama - stwierdzi� Jakub z zadowoleniem i kilka razy postuka� ciep�ym palcem w moj� zzi�bni�t� d�o�. Skin�am g�ow�. - Te� mam psa - ci�gn�� dalej. - Od kiedy? - spyta�a zaskoczona Verena. Mieszka�a na tej samej ulicy co Jakub i zwykle doskonale orientowa�a si� w jego sprawach. - Od tygodnia. To pies mojego dziadka, kt�ry przeni�s� si� do domu spokojnej staro�ci, a tam nie wolno trzyma� takiej bestii. Jakub spojrza� na mnie. - To jak, wybierzemy si� kiedy� do lasu z tym starym kud�aczem? - Nie wiem - wyb�ka�am. W tej samej chwili rozleg� si� dzwonek. Zerwa�am si� jak oparzona i k�tem oka zauwa�y�am, �e Jakub patrzy na mnie badawczo swoimi ciemnobr�zowymi oczyma. Lekko rozdra�niona ukry�am zimne d�onie w kieszeniach kurtki i wr�ci�am do szko�y, oddalona spory kawa�ek od ca�ej reszty. * Tej nocy znowu �ni�y mi si� robaki. 19 ? ? Ca�a historia z robakami uderzy�a we mnie jak grom z jasnego nieba. By�o to chyba kr�tko po moich trzynastych urodzinach, od niedawna mia�am wtedy okres, tak czy owak czu�am si� wi�c fatalnie. Akurat nocowa�a u mnie Verena. By� �rodek nocy, m�j pok�j ton�� w ciemno�ciach. Tylko od czasu do czasu, gdy na zewn�trz przeje�d�a� jaki� samoch�d, po �cianie przez par� sekund ta�cowa�y jasne cienie. Rozmawia�y�my, le��c obok siebie na moim pi�trowym ��ku. - Ile razy ju� mia�a�? - spyta�a Verena. - Cztery - odpar�am. Verena dosta�a okres ju� rok wcze�niej. -1 dalej uwa�asz, �e to takie straszne, jak ci si� wydawa�o? - Nie wiem... - wydusi�am z siebie. - Na pewno troch� obrzydliwe. Mam na my�li t� ciemn� krew. - Uhm - wymrucza�a Verena. - U�ywasz podpasek czy tampon�w? Przez chwil� milcza�am, gapi�c si� w ciemno��. - W�a�ciwie my�la�am o tamponach - w ko�cu powiedzia�am cicho. - Ale... - ... ale co? - powt�rzy�a Verena. - Nie mog� sobie poradzi� - wydusi�am. - To znaczy nie jestem w stanie, no po prostu nie wchodz�... - Na pocz�tku te� mia�am trudno�ci, ale potem go wsadzi�am, bo podpaski s� jeszcze gorsze. Zamilk�am i przypomnia�am sobie ostatnie miesi�ce. Tak, Verena mia�a racj�. Podpaski by�y obrzydliwe i zawsze ba�am si�, �e kto� mo�e je u mnie zauwa�y� albo poczu�, �e ich u�ywam. Na pocz�tku pachnia�y jak perfumowane i ten zapach od razu utrwali� si� w mojej pami�ci, wydawa�o mi si�, �e wszyscy wok� czuj� t� lekk� wo� perfum. P�niej, kiedy w ko�cu si� ulotni�a, mia�am wra�enie, �e zamiast tego roztaczam zapach krwi. | 20 Mieli�my w domu ca�� mas� ksi��ek po�wi�conych edukacji seksualnej i mama wci�� przynosi�a z ksi�garni nowe pozycje na ten temat. Oczywi�cie, w zasadzie wiedzia�am, o co w tym wszystkim chodzi, jak to funkcjonuje i sk�d si� bierze. Ale w�a�ciwie nie to by�o najgorsze. Niepokoi�y mnie ogromne ilo�ci krwi, kt�re traci�am co miesi�c, poniewa� czyta�am, �e macica u m�odych dziewcz�t wielko�ci� nie przekracza rozmiar�w w�oskiego orzecha. Zatem jak to mo�liwe, �eby ka�dego miesi�ca gromadzi�o si� w niej tyle krwi? A mo�e by�am chora? Le�a�am w ciemnym pokoju obok Vereny i czu�am rosn�cy niepok�j. Zacz�am ws�uchiwa� si� w siebie. �Mo�e mam guza w podbrzuszu, tak jak ciotka Fiona z Florydy?" Ostro�nie zacz�am obmacywa� sw�j brzuch, podczas gdy Verena opowiada�a o pewnym ch�opaku z naszej grupy konfir-macyjnej*, w kt�rym od jakiego� czasu si� buja�a. - Powiedzia�, �e ch�tnie poszed�by ze mn� do kina - relacjonowa�a z satysfakcj�. Nie odezwa�am si�, gdy� w tej samej chwili powali�a mnie fala przera�enia. Z prawej strony p�pka wyczu�am miejsce, kt�re by�o bardziej twarde ni� reszta brzucha. Przy tym wcale nie bola�o, ale przypomina�o guz. - Spisz ju�? - zapyta�a Verena. - Nie, nie... - wymamrota�am, a moje palce trz�s�y si� do tego stopnia, �e musia�am przytrzymywa� jedn� r�k� drug�. - Dlaczego jeste� taka milcz�ca? - dopytywa�a si� przyjaci�ka. - Wcale nie jestem milcz�ca - odparowa�am. - Przecie� jeste� - Verena obstawa�a przy swoim. - Te� bujasz si� w Konradzie? Mo�esz mi to spokojnie powiedzie�. - Bzdura, nie jestem zakochana - odpowiedzia�am w�ciek�a i znowu zacz�am maca� brzuch w poszukiwaniu guza, * Konfirmacja: w wyznaniach protestanckich uroczyste przyj�cie do gminy ko�cielnej m�odzie�y w wieku 14-18 lat, poprzedzone zdaniem egzaminu i publicznym wyznaniem wiary. W katolicyzmie czasem synonim bierzmowania (przyp. t�um.). 21 ale ju� go nie odnalaz�am. Jak szalona uciska�am miejsce wok� p�pka i sama s�ysza�am swoje ciche j�ki, chocia� rozpaczliwie stara�am si� je st�umi�. - Co si� dzieje, Noro? - spyta�a przestraszona Verena. - Nic, to tylko b�l brzucha... - wyszepta�am. - Bardzo boli? - zaniepokoi�a si�. - Nie, ujdzie - odpowiedzia�am dr��cym g�osem. Verena poda�a mi swoj� d�o� i wkr�tce potem uda�o mi si� zasn��. * Nast�pnego dnia rano ju� tam by�y. Dok�adnie przypominam sobie moment tu� po przebudzeniu. Zapomnia�y�my wieczorem spu�ci� rolety i dlatego, kiedy otworzy�am oczy, w pokoju by�o ju� dosy� jasno. Verena jeszcze spa�a, zwini�ta w k��bek i zwr�cona twarz� ku �cianie. Najpierw zamruga�am, spogl�daj�c w kierunku okna. Na dworze pada�o, a li�cie na drzewie, kt�re ros�o nieopodal, nabra�y kolor�w i zacz�y opada�. Pojedyncze ptaki na niebie st�d, z g�rnego poziomu pi�trowego ��ka, wygl�da�y jak li�cie gnane przez wiatr. Chaotycznie wirowa�y tam i z powrotem. Owin�am si� jeszcze szczelniej ko�dr� i po�o�y�am na plecach. By�a niedziela rano, wok� panowa�a zupe�na cisza. I wtedy je zobaczy�am! Ca�y sufit nad moj� g�ow� i moj� twarz� roi� si� od male�kich, r�owiutkich stworze�; by� doszcz�tnie usiany grubym, mi�sistym, pe�zaj�cym robactwem. Le�a�am os�upia�a, nie mog�c ruszy� si� z miejsca. Moje cia�o by�o jak sparali�owane. M�j brzuch zrobi� si� zimny, a zaraz potem, opr�cz z�owieszczego, lodowatego ch�odu, poczu�am straszliwe �askotanie i burczenie. Z trudem zdo�a�am ruszy� r�k� i spanikowana przycisn�am j� do zimnego, chorego podbrzusza. Oczywi�cie, nie mia�am w�tpliwo�ci, �e w�a�nie stamt�d pochodz� robaki. Wylaz�y ze mnie, wype�z�y z mojej waginy, z kt�rej kilka tygodni wcze�niej wyp�yn�a lepka, ciemna krew. W tej samej chwili obudzi�a si� Verena. | 22 - Fu! co tu si� dzieje? - zawo�a�a przera�ona, uciekaj�c z ��ka. Potkn�a si� na drabince i poj�kuj�c wyl�dowa�a na mi�kkim dywaniku. - Z�a� Noro, ratuj si�! - krzykn�a w moj� stron�. Nagle odzyska�am w�adz� w cz�onkach i milimetr po milimetrze zacz�am przesuwa� si� w kierunku drabinki. Mia�am wra�enie, �e obudzi�am si� drugi raz i �e to Verena pierwsza odkry�a straszliwe robactwo na suficie. - Sk�d to si� wzi�o? - wrzasn�a, p�dz�c do kuchni po odkurzacz. - No, trzeba go podnie��... - z trudem wysapa�a. - Cholera, gdzie tu jest w pobli�u jakie� gniazdko? Automatycznie wyci�gn�am kabel z odkurzacza i dr��cymi palcami wsadzi�am go do gniazdka. - Wyno�cie si� st�d, bestie! - zawo�a�a wojowniczo Verena, przeci�gaj�c odkurzaczem po suficie. Kilka robak�w spad�o obok niej na moje rozgrzebane ��ko. - Fu! - ponownie wzdrygn�a si� z obrzydzenia. - Szybko, Noro, podaj mi co�, �ebym mog�a je ukatrupi�! Ale ja ani drgn�am. - Najlepiej nasz podr�cznik do matmy, jest gruby, wielki i wystarczaj�co ohydny, doskonale si� do tego nadaje! - Nie mog�, naprawd� nie... - wyszepta�am niemal bezd�wi�cznie, t�po gapi�c si� w sufit. - Co powiedzia�a�? - krzykn�a Verena, nie przerywaj�c odkurzania. Z trudem odwr�ci�am wzrok i ostro�nie zacz�am lustrowa� odkurzacz, kt�ry sta� po�rodku mojego ��ka. W jego brzuchu, w szarym worku pe�za�o teraz to ca�e mrowie cielistych robak�w. W tej samej chwili do pokoju wsadzi� g�ow� ojciec. - Co wy tu wyczyniacie, do stu diab��w? - odezwa� si� z wyrzutem w g�osie. Sta� w drzwiach jak olbrzym, w samym szlafroku, z rozczochranymi w�osami i patrzy� b��dnym wzrokiem na Veren� i nasz ha�a�liwy odkurzacz. Tiktak, m�j pies, przystan�� obok i merdaj�c ogonem, liza� jego palce u st�p. Robi� tak zawsze, 23 gdy tylko uda�o mu si� znale�� kogo�, kto mia� akurat bose nogi. - Porz�dki? W niedziel� o �smej rano? - podni�s� g�os, bo za pierwszym razem nie doczeka� si� odpowiedzi. - To raczej nie w waszym stylu. Zwykle jeste�cie specjalistkami od �miecenia, a parszywe sprz�tanie wolicie zostawi� starym. Verena milcz�co wskaza�a sufit, po kt�rym pe�za�o jeszcze kilka pojedynczych robak�w. Ojciec odchyli� g�ow�. - Mi�y Bo�e - odezwa� si� po chwili, a jego twarz wykrzywi� grymas obrzydzenia. - A te sk�d si� tu wzi�y? Sta�am sztywno, trz�s�c si� z zimna. Skrzy�owa�am r�ce i mocno przycisn�am przedramiona do lodowatego podbrzusza, w kt�rym wci�� jeszcze burcza�o. - Noro, mo�esz mi to jako� wyt�umaczy�? - zapyta� ojciec i wspi�� si� kawa�ek po umocowanej do pi�trowego ��ka drabince, �eby z bliska przyjrze� si� male�kim robakom. Potrz�sn�am g�ow�, pr�buj�c doj�� do siebie. Jak dot�d nikomu nie przysz�o na my�l, �e mog� mie� co� wsp�lnego z tymi straszliwymi stworzeniami, ani Verena, ani ojciec nawet o tym nie napomkn�li. Czyli robaki na pewno nie wylaz�y ze mnie. Ojciec usun�� kilka z nich z tapety, na kt�r� zd��y�y ju� wpe�zn��. Z ka�d� minut� by�o ich jednak coraz mniej i wkr�tce widmo zupe�nie znik�o. Tata zabra� odkurzacz i odni�s� do kuchni. Tam ostro�nie go otworzy�, szybko wyci�gn�� ze �rodka pojemnik i opr�ni� ca�� zawarto�� do worka na �mieci, kt�ry nast�pnie mocno zawi�za� na supe�. - Chod�, Tiktaku, p�jdziemy sobie na poranny, niedzielny spacerek - zawo�a� potem - i wrzucimy ten obrzydliwy worek g��boko do pojemnika na �mieci. Tiktak pop�dzi� zadowolony do drzwi, a ojciec, ziewaj�c, pocz�apa� za nim. Siedzia�am oszo�omiona przy kuchennym stole, mocno uczepiwszy si� blatu. - Hej, Noro, ju� po wszystkim! - krzykn�a rado�nie Vere- | 24 na, sadowi�c si� obok mnie. - Wiesz, �e jeste� blada jak �ciana? - stwierdzi�a i dla otuchy da�a mi kuksa�ca w bok. W ko�cu przemog�am si� i zapyta�am cicho: - Vereno, sk�d si� wzi�o to paskudztwo? - To b�dzie nast�pna rzecz, jak� teraz rozpracujemy - odpar�a, rozgl�daj�c si� po kuchni. - W ka�dym razie tu go nie ma - stwierdzi�a z zadowoleniem. - A zatem musia�o zadomowi� si� w twoim pokoju. Ma�o apetyczna wizja. Verena poci�gn�a mnie za r�kaw koszulki. - Chod� Noro, ruszamy na poszukiwanie tych tajemniczych robak�w... Wyszczerzy�a z�by w u�miechu, a ja spr�bowa�am odpowiedzie� tym samym, ale mi nie wysz�o. Strach, �e robactwo mog�o wyle�� ze mnie, mimo wszystko nie znik� jeszcze ca�kowicie. Wr�ci�y�my do pokoju. - A� ciarki przechodz�, co nie? - wycedzi�a Verena i ostro�nie otworzy�a szaf�, �eby zajrze� do �rodka. - Przechowujesz tu jak�� tajn� wa��wk�, zapomnianego keksa albo resztki starej, zmumifikowanej pizzy? Potrz�sn�am g�ow�, podczas gdy moja przyjaci�ka wypatrywa�a ju� czego� za starym pianinem, a potem zajrza�a pod komod� i za kaloryfer. - Nic i jeszcze raz nic - wymamrota�a z �alem. - A co tam stoi za twoimi drzwiami? - zapyta�a nagle, wskazuj�c ogromn� torb� z such� karm� dla Tiktaka, kt�r� mama przywioz�a tydzie� temu z hurtowni zoologicznej i postawi�a tam, ka��c mija zanie�� do piwnicy, poniewa� by�a za du�a, �eby trzyma� j� w kuchni. Ale, jak zwykle, zupe�nie wypad�o mi to z g�owy i worek nadal sta� w moim pokoju. - Zapas karmy dla Tiktaka - oznajmi�am, wzruszaj�c ramionami. Verena, jakby co� przeczuwaj�c, mlasn�a j�zykiem i ostro�nie zbli�y�a si� do worka. Czubkami palc�w rozwar�a ogromn� papierow� torb� i a� krzykn�a. - Noro, musisz to zobaczy� - zawo�a�a chwil� p�niej, wyra�nie poruszona. - Ale we� si� w gar��, bo padniesz trupem. Zebra�am wi�c wszystkie si�y i szybko zajrza�am do otwar- | 25 tego worka z karm�. W �rodku a� roi�o si� od male�kich, r�owych robak�w. Mia�am wra�enie, �e karma o�y�a. - Obrzydlistwo, no nie? - zapyta�a Verena, wzdrygaj�c si� ze wstr�tem. Przytakn�am, ale w g��bi duszy odetchn�am z ulg�. Czu�am si� zdrowa, o�ywiona i lekka jak pi�rko. Sk�d przysz�o mi do g�owy, �e mog�abym mie� co� wsp�lnego z tymi robakami?! Teraz odwzajemni�am u�miech Vereny, a potem ostro�nie chwyci�am ten okropny worek i wyrzuci�am go do kontenera na �mieci. * Jednak�e od tamtej pory wci�� �ni� mi si� robaki. Wszystkie sny maj� ten sam scenariusz. Zawsze jest tam Tiktak, m�j mieszany irlandzki seter o mi�kkiej, we�nistej sier�ci, kt�ry zesz�ej zimy zgin�� pod ko�ami samochodu. Jeste�my razem w lesie, czasami siedz� na trawniku z Veren� i ca�� reszt� albo gram na swoim oboju w szkolnej orkiestrze. Na pocz�tku zawsze jest cudownie, a ja czuj� si� znacznie szcz�liwsza ni� na jawie. Tiktak le�y u moich st�p, jak to mia� w zwyczaju, najcz�ciej jestem boso, a wtedy li�e mi palce, podnosi �eb i patrzy na mnie, merdaj�c ogonem. A potem zjawiaj� si� robaki. Wy�a�� mi z ust, niekiedy nawet z oczu. Przyciskam r�ce do buzi i przymykam powieki, ale wszystko na nic, bo jest ich coraz wi�cej i wi�cej. Mam jednak wra�enie, �e nikt poza mn� nie widzi robactwa. Spacerowicze w lesie, moi szkolni koledzy ani dyrygent naszej orkiestry, nikt nie przychodzi mi z pomoc�, nikogo ono nie przera�a, nikt nie zwraca na nie najmniejszej uwagi. Powoli ton� i umieram pod zwa�ami robak�w. I za ka�dym razem, kiedy budz� si� z tego snu, moja twarz jest mokra od �ez. Najwa�niejsze jednak, �e si� budz�. Jako dziecko by�am bowiem �wi�cie przekonana, �e �mier� we �nie oznacza r�wnie� �mier� na jawie. - To niemo�liwe, Noro - w k�ko powtarza�a mi mama, gdy | 26 wieczorem broni�am si� przed za�ni�ciem. - Sen to sen i nic wi�cej. Nic ci nie grozi, r�cz� za to. Ale ja nie by�am tego wcale taka pewna. Wci�� �miertelnie si� ba�am. 4 W ko�cu wybra�am si� z Jakubem na spacer do lasu. Nasta�a ju� prawdziwa wiosna, wszystkie drzewa delikatnie pozielenia�y i na ka�dej, nawet najmniejszej ga��zce nabrzmia�y p�ki drobnych, jasnozielonych li�ci. - Pi�knie tutaj, co nie? - zawo�a� weso�o Jakub, rzucaj�c psu kij. Natychmiast stan�� mi przed oczyma obraz Tiktaka i jak zwykle najpierw przypomnia�a mi si� jego �mier�. - M�j pies w ubieg�ym roku wpad� pod samoch�d - powiedzia�am cicho, patrz�c w ziemi�. Jakub spojrza� na mnie, ale nie odezwa� si� s�owem, o nic te� nie zapyta�. Przez d�u�sz� chwil� maszerowali�my w milczeniu. - Posz�am z nim na spacer - doda�am potem. - W gruncie rzeczy to by� pi�kny dzie�. Ponownie zamilk�am, poniewa� czu�am, �e zaczyna mnie bole� g�owa. Mo�e lepiej nie my�le� ani nie m�wi� o Tik-taku. Ten jasny las dzia�a� mi na nerwy. - Zimno mi - zacz�am w ko�cu marudzi�. - Daleko jeszcze? - Przecie� nie idziemy nawet kwadrans - odpar� Jakub, u�miechaj�c si� do mnie. - Mo�e chcesz moj� kurtk�? Potrz�sn�am g�ow�, na pr�no pr�buj�c wyprze� z pami�ci tamto feralne popo�udnie, kiedy zgin�� Tiktak. - Wol� lasy iglaste od li�ciastych - oznajmi�am przygn�biona. 27 - Naprawd�? Ja wol� li�ciaste - stwierdzi� m�j kompan, ponownie rzucaj�c psu kij. By� to ma�y, dziki spaniel, posiwia�y wok� mordy i niespecjalnie �adny, ale za to szybki jak strza�a i nies�ychanie radosny. - Kasper, mo�e tak przyni�s�by� jaki� kij z powrotem, nie chce mi si� ci�gle szuka� nowych. Kasper zaszczeka� rado�nie i po chwili, robi�c wielkie �uki, zaci�gn�� kij w g�stwin�. - Szalone bydl� - rzuci� Jakub, wzruszaj�c ramionami. - M�j pies zosta� przejechany na polnej drodze - us�ysza�am nagle sw�j g�os. - Przez czarne, sportowe auto z przyciemnionymi szybami. Kierowca jecha� za szybko i po prostu pogna� dalej, zupe�nie nie przejmuj�c si� tym, co zrobi�... S�ysza�am, jak m�j g�os dr�y, Jakub te� to zauwa�y�. Przystan�li�my i nagle mocno opar�am g�ow� na jego ramieniu. - Zanios�am Tiktaka na skraj drogi i tam go po�o�y�am. �nieg na poboczu by� jeszcze �wie�y i wygl�da� jak bia�y dywan. Poczu�am, �e Jakub bierze mnie w ramiona i lekko g�aszcze po plecach. Kasper skaka� wok� naszych n�g, g�o�no skowycz�c, jakby protestowa� przeciwko tak d�ugiemu, przymusowemu postojowi po�rodku lasu. - Nie mia� �adnych widocznych ran, ale nie wsta� ju� wi�cej, le�a� tak cicho i tylko na mnie patrzy�. Nagle po zimnej twarzy sp�yn�y mi ciep�e �zy. - Patrzy� i patrzy�, a potem nagle jego oczy zgas�y i zdech�... Zesztywnia�am na samo wspomnienie i szybko odsun�am si� od Jakuba. - Id�my ju� - wyb�ka�am. - OK - odpowiedzia� i ruszyli�my w dalsz� drog�. Jakub opowiada� o swojej kapeli, rzuca� Kasprowi kolejne kije, zapali� papierosa i podarowa� mi ma�y kamie�, kt�ry rzekomo przypomina� kszta�tem serce. - Mo�e nie jest perfekcyjne, ten r�g zdaje si� zbyt kanciasty, a szpic na dole niedostatecznie ostry - przyzna�, trzymaj�c kamie� na wysoko�ci mojej twarzy. - Ale je�li przymkn�� 28 oczy na te szczeg�y, to mamy niemal doskona�e serce - stwierdzi�, wciskaj�c mi go do r�ki. - Dla ciebie - powiedzia�, patrz�c na mnie swoimi czarnymi oczyma. - Dzi�ki - wyduka�am i by�o to pierwsze s�owo, jakie pad�o z moich ust po opowie�ci o gasn�cym wzroku Tiktaka. * Wr�cili�my autobusem. Jakub usiad� obok mnie, a Kasper roz�o�y� si� wygodnie na jego kolanach. - Co teraz robimy? - zapyta� ch�opak, kiedy autobus zacz�� si� zbli�a� do �r�dmie�cia. - Chcesz wraca� do domu, a mo�e masz ochot� na spacer po centrum? - Wol� wr�ci� do domu - odpar�am i pog�aska�am Kaspra po mordzie. - OK, wolisz wraca� sama, czy mo�emy zaszczyci� ci� jeszcze przez chwil� swoj� obecno�ci�? Jakub u�miechn�� si�, a Kasper przelaz� na moje kolana. Odwzajemni�am u�miech i nagle poczu�am, �e serce zaczyna mi mocniej bi�. �Czy to mo�liwe, �ebym si� zadurzy�a w Jakubie?" Spojrza�am na jego mi��, regularn� twarz, zwichrzone, zielone w�osy i od razu zrobi�o mi si� lepiej. - Jasne, �e mo�ecie - odpar�am. - Super - ucieszy� si� Jakub. Reszt� drogi pokonali�my w milczeniu, ale to by�o mi�e milczenie. - Tu musimy wysi��� - powiedzia�am w ko�cu i nacisn�am guzik stop. Podczas wysiadania trzyma�am na r�kach Kaspra, a Jakub szed� tak blisko, �e kilkakrotnie otarli�my si� o siebie. Na chodniku postawi�am ruchliwego spaniela z powrotem na ziemi�. - Nie wiem, jak ci to powiedzie�, ale jeste� najmilsz� dziewczyn� z ca�ej klasy - wyzna� w tej samej chwili Jakub. Poczu�am, �e moj� twarz okrywa rumieniec, dlatego szyb- 29 ko pochyli�am si�, �eby pog�aska� psa. Jednocze�nie gor�czkowo my�la�am, jak mam si� zachowa� w tej sytuacji. Ch�tnie powiedzia�abym Jakubowi, �e te� go lubi�, nawet bardzo, �e ma pi�kne oczy, �e �adnie pachnie i �e by�o mi przyjemnie, kiedy czasem przez przypadek musn�� mnie w szkole, ale nie zdoby�am si� na to. Tote� dalej milcza�am i szli�my obok siebie bez s�owa, z dysz�cym Kasprem na smyczy, kt�ry ci�gn�� i wyrywa� si� do przodu, jakby od tygodni by� trzymany na uwi�zi, a nie dopiero co wr�ci� z dwugodzinnej, szale�czej gonitwy po lesie. - Do nogi, wariacie! - powtarza� w k�ko Jakub, ale Kasper wyra�nie nic sobie z tego nie robi�. Zaraz potem skr�cili�my w strom�, boczn� uliczk�. Na jej ko�cu znajdowa� si� male�ki park, a w�a�ciwie rozleg�a, ogrodzona ��ka z trzema �wirowymi dr�kami i kilkoma �awkami. Mimo to nazywali�my j� �ma�ym parkiem". Z ty�u, tu� za ni�, sta� m�j dom. Ruszyli�my strom� uliczk� w g�r�. Nagle m�j wzrok pad� na dom Maiera. Nazywano go tak, odk�d si�gam pami�ci�, by� to najmniejszy dom na ulicy i jeszcze dwa lata temu mieszka� tam niski, szczup�y pan Maier, kt�ry nie znosi� dzieci i z dachowego okna strzeg� swojego male�kiego ogrodu, a ilekro� jakie� dziecko zbli�y�o si� do tego przybytku, wpada� we w�ciek�o��. Przy tym �w ma�y ogr�d by� zapuszczony i sprawia� wra�enie, jakby jego jedyn� ro�linno�� stanowi�y kolczaste zaro�la i krzaki. Ale w�a�nie dlatego jak magnes przyci�ga� kolejne pokolenia dzieciak�w z dzielnicy. Ju� sama mo�liwo�� wczo�gania si� tam ukradkiem by�a czym� wielce ekscytuj�cym. Bawili�my si� wtedy w poszukiwanie skarbu, a najbardziej podniecaj�cym punktem tych popo�udniowych harc�w by� gro�ny w�a�ciciel, kt�ry czai� si� przy oknie, �eby przy�apa� nas na sekretnych wyprawach. Potem jednak zachorowa� i pewnego dnia znik�. S�siedzi twierdzili, �e przeni�s� si� do domu spokojnej staro�ci, ale to by�o ju� d�ugo po moich eskapadach do domu Maiera. Od tamtej pory budynek sta� pusty. By� ma�y, niepozorny i szary, tote� wszystko wskazywa�o na to, �e niepr�dko znajdzie w�a�ciciela, r�wnie� niewielki, zanie- 30 dbany, naro�ny kawa�ek ziemi nie n�ci� �adnego kupca, dlatego z czasem wszyscy przywykli do widoku zapuszczonego, pustego damu Maiera. - Rozbieraj� dom Maiera! - krzykn�am zdumiona i a� przystan�am z wra�enia. Rzeczywi�cie, ma�a koparka z firmy zajmuj�cej si� pracami wyburzeniowymi przetacza�a si� z �oskotem przez ogr�dek, a stary p�ot z czarnych �elaznych pr�t�w, powyginanych w esy-floresy, kt�ry starannie okala� dom, by� ju� zdemontowany i le�a� w kawa�kach na pos�aniu z przydeptanych krzak�w. Koparka nie milk�a ani na moment. Za pomoc� ogromnych �elaznych no�yc z wielkim hukiem przepo�owi�a budynek. Wok� grzmia�o i hucza�o, a dom spowi�a wielka chmura py�u, kt�ra bardzo powoli zacz�a si� rozrzedza�. - Popatrz, �azienka jest ods�oni�ta! - zawo�a�am w stron� Jakuba, pr�buj�c przekrzycze� panuj�cy huk. Jakub skin�� g�ow� i zatka� sobie uszy. Gapi�am si� jak urzeczona, nie mog�c oderwa� wzroku od domu Maiera, kt�ry teraz zamieni� si� w ruin�. Widzia�am, jak zielona wanna z hukiem przewraca si� i uderza o ziemi�. Po chwili jej los podzieli�y zielone kafelki. Potem nast�pi�a agonia salonu. Mia� ��taw� tapet�, a u sufitu jeszcze ko�ysa� si� staromodny, brzydki �yrandol, kt�ry rozhu�tany spad� w ko�cu na ha�d� razem z wal�cym si� stropem. Patrzy�am na to z zafascynowaniem. - Noro, mo�e p�jdziemy ju� powoli? - Jakub zawo�a� w moj� stron�. - Ten ha�as jest koszmarny. I robi mi si� smutno, kiedy patrz�, jak burz� dom. Ale ja wcale nie mia�am ochoty st�d odchodzi�. Jak urzeczona gapi�am si� na zrujnowany dom Maiera. Koparka przecina�a w�a�nie okno dachowe, za kt�rym rozjuszony, stary pan Maier zwyk� na nas czatowa�. Szyba rozprys�a si� w drobny mak, podnosz�c now� chmur� py�u. Dach�wki z hukiem spada�y na d�. Par� z nich uderzy�o nawet o chodnik na rogu ulicy. Kilka minut p�niej z domu Maiera pozosta�a ju� tylko sterta gruzu, cegie�, py�u i po�amanego drewna. Na samym �rodku gruzowiska le�a�y stare, wygi�te, drewniane schody. Przedstawia�o to przygn�biaj�cy widok. 31 - Tak szybko wszystko przemija - westchn�am i ogarn�o mnie osobliwe uczucie. To strach, kt�ry doskonale zna�am, ale tym razem da�o si� go jeszcze wytrzyma�. Przypomnia� o sobie tylko wewn�trznym dr�eniem, kt�re wstrz�sn�o moim cia�em. - OK, chod�my - powiedzia�am oszo�omiona, rzucaj�c ostatnie spojrzenie na resztki domu Maiera. Przeszli�my przez ma�y park. - Cz�sto przygl�dam si� burzeniu dom�w - powiedzia�am cicho, zamykaj�c za sob� drzwi. - Ale tak od pocz�tku do ko�ca jeszcze nigdy tego nie widzia�am. W wypadku du�ych budynk�w trwa to znacznie d�u�ej, ale ma�y dom Maiera wida� nie by� wielkim wyzwaniem. Jakub skin�� g�ow� i nagle ogarn�� mnie g��boki smutek. �Tak szybko wszystko przemija. Moja �winka morska, m�j pies, m�j wujek, a nawet dom Maiera. Tylko �mier� Lei by�a powolna. I �mier� ciotki z Ameryki". Westchn�am g��boko i poczu�am rosn�c� fal� strachu i rozdra�nienia. Weszli�my do mojego pokoju. - Co ci jest? - zapyta� zdziwiony Jakub. - Dlaczego pytasz? - odpowiedzia�am pytaniem na pytanie. - Nagle posmutnia�a�. - Bzdura - odburkn�am, sadowi�c si� na moim ulubionym parapecie. Jakub usiad� na mi�kkim dywaniku i drapa� Kaspra za k�dzierzawym, d�ugim uchem. - Cz�sto bywasz smutna - stwierdzi� po d�u�szym milczeniu. - To znaczy, masz smutne spojrzenie. Popatrzyli�my na siebie. - Pi�kne, smutne spojrzenie - uzupe�ni� szybko. - Lubi� twoje oczy i ich kolor. - Jest dziwaczny - odpowiedzia�am. - Wcale nieprawda, Noro Esslin - zaprzeczy� Jakub, podszed� do mnie i z bardzo bliska zacz�� si� przygl�da� moim oczom. - Owszem, s� troch� br�zowe, troch� zielone i troch� szare, co po wymieszaniu daje kolor ka�u�y. Chocia� mama ma | 32 pi�kne ciemnobr�zowe oczy, a ojciec niebieskie. Tylko m�j wujek mia�... Zamilk�am. - Ale kolory w twoich oczach wcale nie s� wymieszane -stwierdzi� Jakub. - Wr�cz przeciwnie, to czyste, barwne c�tki u�o�one jedna obok drugiej. Jak w drogocennej mozaice. Wtedy poca�owa�am go, ot tak po prostu. Zaskoczy�am tym sam� siebie. To by� leciute�ki poca�unek, nasze usta zaledwie musn�y si� przez kr�tk� chwil�, ale od dawna nie prze�y�am czego� r�wnie pi�knego. - W��czy� jak�� muzyk�? - zapyta�am zaraz potem i szybko ruszy�am w stron� wie�y stereo. - OK - odpowiedzia� Jakub, wracaj�c na mi�kki dywanik, gdzie spa� Kasper. Niespokojne dr�enie, kt�re czu�

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!